i. Moszyński: kultura ludowa słowian
obiadów w Polsce, zakrojony na homerycką niemal miarę, opisał w r. 1926 góral z pochodzenia, Michał Marczak z Grywałdu, wsi położonej pod Krościenkiem nad Dunajcem w Karpatach. Miał ten „obiad* miejsce przed kilkudziesięciu laty, a sprawni go „starodaw-nym zwyczajem* Jasiek Chryc, zamożny, pozbawiony męskiego potomstwa, grywałdzki włościanin, w celu przebłagania Boga za winy rodziny i uproszenia syna. „Przez kilka niedziel ogłaszali księża z ambony w siedmiu parafjalnych kościołach" o jego zamiarze „i zapowiadali termin*. Wyznaczonego dnia zgromadziły się w grywałdzkim kościele tłumy „żebraków7 i wogóle ubogich ludzi*. Księża odprawili uroczyste nabożeństwa na intencję ofiarodawcy, zaś ten obdarował ubogich chlebem i pieniędzmi, a następnie zaprosił wszystkich obecnych (między nimi cały Grywałd) do siebie. Uczta trwała kilka dni „w poważnym i pobożnym nastroju bez muzyki, tańców i upijania się*, przyczem najpierw7 podejmowano ubogich. Liczne naprędce sklecone stoły rozstawione były, nie licząc chaty, w7 stodole, spichrzu i sadzie. Poszły na to przyjęcie trzy jałówki, mendel owiec, dwa wieprze, niezliczona ilość chlebów, które uproszone sąsiadki wypiekały w ciągu całego tygodnia, poprzedzającego uroczystość, 50 ćwierci piwa i parę kuf z gorzałką. „W domu nie powinno było — jak mówi Marczak — nic pozostać z bożego obiadu; nawet okruchów7 nie było wolno dawać swoim kurom, jeno zbierano je i wyrzucano dla dzikiego ptactwa1. Zdarzało się niekiedy, iż po rozejściu się gości, domownikom brakło chleba i musiano pożyczać u sąsiadów, nim nowej nie zmielono mąki i nie upieczono*.
201. Naturalnie opisy, zawarte w paragrafach 197—199, nie dają pełnego pojęcia o tem, jak we wszelkich szczegółach wyglądać mogły dawne pogańskie wielkie nabożeństwa Słowian, odprawiane np. dorocznie w świętych gajach przy udziale zebranych tłumów. Obrazów, jakie one przedstawiały, drobiazgowo nie zrekonstruujemy nigdy, a zarazem nigdy — w granicach nauki — nie będziemy w stanie ich ożywić. Możemy je jedynie zastąpić przez opisy pogańskich obchodów wschodnio-fińskich, istniejących do dnia dzisiejszego i ponad wszelką wątpliwość bardzo bliskich względem dawnych słowiańskich. Sumienny opis całokształtu pogańskiego nabożeństwa pozwoli nam przytem głębiej przeniknąć w jego zasadnicze podstawy i dokładniej — a w sposób zupełnie niezastąpiony uprzytomnić sobie niejako syntezę wszystkiego, o czem dotychczas była mowa i co poczęści będzie jeszcze powiedziane w rozdziałach o magji oraz o wróżbiarstwie. Takim sumiennym opisem są np. dane U. Holmberga, dotyczące pogańskiego czeremiskiego nabożeństwa, odprawionego w lecie 1913 r. pod wsią Ćerlak w powiecie birskim gubernji ufimskiej. Będzie to przykład rytuału, zachowywanego podczas wielkich uroczystości dorocznych, odprawianych przez cały okręg kultowy (złożony z kilku, kilkunastu lub nawet paru dziesiątków wsi).
Gdy powstanie zamiar urządzenia takiej uroczystości, każde sioło wysyła swego przedstawiciela, wieśniaka-kapłana na zebranie, na którem ustala się datę oraz ilość zwierząt, mających paść ofiarą nabożeństwa. Zwierzęta skupuje się za
Porówn. § 197.
pieniądze uzbierane drogą dobrowolnych składek. Kiedy zaś nastąpi ustalony dzień, chłopi-kapłani i ich pomocnicy udają się pierwsi do świętego gaju (§ 192); żaden z nich jednak nie śmie przystąpić do przygotowawczych czynności w gaju, nie wykąpawszy się wprzód w strumieniu i nie nałożywszy przyniesionej z sobą, czystej, białej odzieży odświętnej. Zaczem biorą się do owych przygotowań: jeden znosi ze świętego gaju drwa na ognisko; drugi — wodę ze strumienia; trzeci sporządza pewne przedmioty dorywczego kultowego użytku, jak np. uzdę z lipowego łyka dla zwierzęcia ofiarnego i t. p. Ogniska rozniecają na dawnych miejscach w pobliżu drzew, przed któremi będą sprawiane ofiary dla bogów; niecą zaś je żarem, przyniesionym w garnku ze wsi. U każdego świętego drzewa, służącego bóstwu, mającemu danego dnia przyjąć ofiarę, rozkłada się ściółkę z gałązek lipy, „stołem" zwaną (porówn. tu cz. I, str. 581, § 596); obok zatyka się w ziemię małe drzewko (ob. rozdz. 11.), ustawia świecak z zatkniętą w nim świecą etc.; na ściółce, pokrytej białem płótnem, rozkłada się ofiarne kołacze. — Samo nabożeństwo polega na szeregu następujących po sobie manipulacyj i modlitw. Więc naprzód kapłan i jego pomocnik leją cynę do naczynia z wodą i z kształtu powstających bryłek wróżą, czy bóg przyjmie zamierzoną ofiarę. W pomyślnym wypadku następuje inwokacja, prosząca boga o przybycie i chętne przyjęcie ofiary, przyczem kapłan, trzymający w prawicy nóż, zaś w lewicy płonącą żagiew, porusza ostatnią w powietrzu i trzykroć uderza nożem o topór na ziemi1. Nadchodzi chwila oczyszczenia ofiary ogniem; ciało i grzbiet zwierzęcia — powiedzmy konia — stojącego w pobliżu, zostaje dotknięte żagwią przy towarzyszeniu słów, będących nową inwokacją do boga. Wraz powraca kapłan do wróżb, chcąc zapomocą trzykrotnego miotania wiórów na ziemię dowiedzieć się z ich położenia, czy bóstwo zadowolone jest z kultowego okręgu i kapłanów (1), z przedmiotów kultowych (2) i z ofiary (3). Z napięciem oczekuje zebrany lud następnego momentu, to znaczy oczyszczenia ofiary wodą. Pomocnik kapłana nalewa wody do drewnianej miski, bierze w lewą rękę pęczek lipowych gałązek i obchodzi z tern wszystkiem raz dokoła ogniska w kierunku za słońcem 1 2; poczem leje wodę przez gałązki na głowę i grzbiet konia. W tych samych chwilach kapłan błaga boga, by przyjął ofiarne zwierzę i strząsnął zeń „nieczystość ręki ludzkiej". Wszyscy klęczą z obnażonemi głowami, a kapłan śledzi z pod oka zwierzę. Prastara bowiem tradycja (wspólna Czeremisom, Mordwinom, Wotjakom i Czu-waszom, zaś z drugiej strony harranickim Sabirom, i starożytnym Grekom 2) każe, aby zwierzę otrząsnęło się pod wpływem zetknięcia z wodą. Ów dreszcz jest dla Czeremisów widocznym znakiem łaskawego przyjęcia ofiary przez boga; jeśli on nie nastąpi, zlewają zwierzę po wtóre, po trzecie; poprawiają rozliczne kultowe przedmioty; zapalają świecę, o ile zgasła; wglądają w najmniejsze drobiazgi, chcąc odnaleźć przyczynę niezadowolenia bóstwa. Z niepokojem patrzą też ku zwierzęciu klęczący wieśniacy,błagając półgłosem: „O, dobry, wielki boże, spraw niech zadrży koń ofiarny i niech się otrząśnie". Gdy wreszcie nastąpi tak pożądane zjawisko i zwierzę się otrząśnie, powstają obecni z kolan z radosnym wykrzykiem: „O wielkie-dzięki!". Jeśli jednak rzecz do dziewiątego razu się nie uda, znaczy to, że ofiara nie będzie przyjęta i trzeba ją zastąpić inną.
Zwierzę, przyjęte przez boga, zostaje natychmiast zabite rękoma jednego z pomocników przez przecięcie arterji na szyi starym nożem, używanym tylko przy ofiarowywaniu; przedtem jeszcze modli się kapłan, aby bóg przyjął ofiarę i sprawił, by jej „wznosząca się dusza11 stała się „źrebięciem o błyszczącej szerści". Pierw-
- 1 Jedna z modlitw czeremiskich mówi o zwabianiu dobrych bóstw szczękiem
żelaza, zaś odstraszaniu nim złych duchów.
Powtarza się wielokrotnie w ciągu nabożeństwa.
3 U. Holmberg, Die Religion der Tscheremissen, r. 1926, str. 128, odn. 1. — Porówn. też J. G. Frazer, The Golden Bough, t. 1, cz. “, r. 1911, str. 384.