i. Moszyński: kultura ludowa słowian
maezeniu brzmi: Licho! licho! licho! skóroś zjadło, bądź cicho!
Także z północnych krańców Wielkorusi podaje nam jeden z autorów rodzaj, jeśli nie ofiary, to w każdym razie obietnicy ofiarowania, zawartej również w modlitwie-zaklęciu. Ma ona rozbudzać wiatry o kierunku potrzebnym, a zatrzymywać — o kierunku niepożądanym. Zaczyna się takie zaklęcie od słów: „Vstok da obednik, pora po-fanut! zapad da śałónik, pora pok i d kf!...“ (to znaczy: „Wietrze wschodni i południowy, czas powiać! wietrze zachodni i północny, czas przestać!..."). W dalszym ciągu zaklęcia jest wzmianka o uwarzeniu kaszy etc. dla wiatrów, które się prosi o przybycie.
Prawdziwie piękną i niemal zupełnie typową modlitwę do wiatru znamy ze środkowego Polesia (ob. dział IV). Zastępuje ona praktykowane tu i owdzie gwizdanie na wiatr i jest śpiewana przez żniwiarki podczas skwarnej ciszy, gdy chodzi o wzbudzenie chłodnego powiewu. I w rdzennej Polsce przyzywają czasem wiatr włościanie, pracujący w dnie upalne w polu. O ile wiem, nie mamy tu jednak przed sobą próśb w rodzaju modlitw, lecz proste wołanie z imienia; w Żywieckiem naprzykład wołający odzywa się tylko śpiewnie: „Chudy! chudy! chudy!" (przyczem chudy oznacza tu wiatr). Także na wieczerzę wigilijną zapraszają Słowianie zależnie od okolicy nietylko mróz, wilka etc., etc., lecz również (— tak ,w Żywieckiem —) wiatr.
398. Na podstawie mnóstwa niedwuznacznych świadectw etnograficznych można stwierdzić z zupełną pewnością, że według pierwotnych wierzeń ludów słowiańskich zjawisko burzy rozkładało się w ich oczach na dwa krańcowo przeciwstawne zespoły fenomenów. Do jednego z tych zespołów należały wichry (ob. §§ 382 i n.), powietrzne i wodne trąby (§§ 389 i n.), chmury niosące grady i ulewy, wreszcie — jak wolno się domyślać — także przykry mrok, który im towarzyszył; to był świat bezwzględnie wrogi człowiekowi i przezeń znienawidzony (porówn. zwłaszcza §§ 382 i n.). Natomiast naprzeciw tamtego, a więc tern samem po stronie człowieka, stał jasny świat błyskawic i piorunów. Powyższa dualistyczna koncepcja burzy, pojmująca ją jako pogrom złą (skłonnego do żywiołowego niszczenia ludzkiego dobytku i siedzib oraz do szkodzenia samemu człowiekowi) przez jasną potęgę, rzucającą gromy, wrosła bardzo głęboko w ludowy światopogląd Słowian. Nią się też przedewszystkiem tłumaczy, dlaczego tak groźne przecież zjawisko, jak piorun, było otoczone żywą sympatją ludu. Wszak nawet instynktowny strach przed niem został poniekąd zamaskowany: włościanie sami przed sobą tłumaczą to uczucie jako lęk przed złem, które, uciekając od niweczących je piorunowych strzał, chętnie chroni się jakoby za człowieka, i wtedy dopiero ten pada ofiarą gromu. — Zupełnie identyczne wierzenia panowały lub panują u wielu ludów, sąsiadujących ze Słowianami i dalszych. W takiej np. Armenji głosi się przytem, że podczas burzy złe właśnie dlatego dąży do ukrycia się za człowiekiem, ponieważ istoty, rzucające pioruny, są szczególnie dla ostatniego przychylne i niechętnie narażają go na śmierć. Jeśli grom zabije człowieka, usprawiedliwia się — podobnie jak u Słowian — zabójcę zupełnie: zabił bowiem z musu, trafiając w złe, ukryte w ciele czy poza ciałem zabitego.
Wspomniany pogląd na grom pociąga za sobą liczne konsekwencje. Więc przedewszystkiem człowieka, który padł ofiarą pioruna, uważa się na znacznych obszarach Słowiańszczyzny (i krajów sąsiednich) niemal za świętego, a w każdym razie za „szczęśliwego", „sprawiedliwego" lub „bożego wybrańca"1 2. Nie posuwają się Słowianie coprawda nigdzie do tego, by np. odprawiać na miejscu wypadku wesołe tańce, mające okazać radość, a znane, dajmy na to, w niektórych górskich okolicach zachodniego Kaukazu; bądź co bądź jednak tu i owdzie wyraźnie świadczą, że, powiedzmy, dusza uśmierconego przez piorun człowieka idzie wprost do nieba (podobnie jak dusza wojownika, zabitego podczas bitwy, lub kobiety zmarłej w połogu i t. p.). Dalej — miejsca, gdzie padł piorun, uważane są (np. w Bułgarji) za święte i tak też nazywane; na nich to chętnie sprawia lud swoje uroczyste obrzędy, połączone ze składaniem ofiar ' Drzewa, gromem uderzone, nabierają szczególnej przeciwdemonicznej i uzdrawiającej mocy. Według szeroko rozpowszechnionego zwyczaju budynków, zapalonych przez piorun, nie ratują, w szczególności nie ważą się lać w taki „boży ogień" wody; pożar od gromu jest bowiem (np. według północnych Wielkorusów) znakiem „łaski bożej"3. Jak chce ustna tradycja zachodnich, wschodnich i południowych Słowian, wolno go co najwyżej gasić mlekiem (co w praktyce istotnie obserwujemy u środkowo-azjatyckich Mongołów). W zgodzie z powyższem pozostaje przesąd, że człowieka, porażonego przez piorun, nie należy ratować (jaskrawo zadokumentowało się to wierzenie np. w r. 1887 w jednej ze wsi powiatu lebedyńskiego gubernji charkowskiej na Ukrainie: porażony wieśniak w ciągu kilku godzin dawał znaki życia, ale nie okazano mu żadnej pomocy).
Tak jest np. na ogromnych obszarach Wielko-, Mało- i Białorusi, a także w niektórych okolicach rdzennej Polski (zwłaszcza na jej krawędzi północnej) etc., natomiast u Bułgarów człowieka, uderzonego przez piorun, uważają za największego grzesznika; nie pozwalają więc go wnosić do chaty, odprawiać modłów żałobnych ani chować na cmentarzu pod grozą chorób, suszy i wogóle nieszczęść. Jeśli piorun uderzył w człowieka, którego bezgrzeszność jest oczywista (np. w dziecko lub w niewinną, czystą dziewczynę), dowodzi to, że na ofiarach ciążyła klątwa, odziedziczona po rodzicach.
* Gdzie indziej (np. u Rusinów karpackich) miejsca, „gdzie piorun spalił", uważane są za „czyste".
* Porówn. nieco podobne ustosunkowywanie się do szkód, czynionych przez wilka (§ 467).