Geometria konstruująca czterowy mi arowe continuum czasoprzestrzeni stwarza pokusę ujmowania wszystkich zdarzeń świata jako istniejących wiecznie. Zgeometryzowany, przeniesiony na papier, czterowy-. miarowy układ intuicyjnie traktuje się jako dany raz na zawsze, wszystko, co ma się zdarzyć i co się zdarzyło, istnieje w nim w postaci linii świata, upływ czasu wydaje się więc być jedynie zmianą naszego miejsca w tym continuum.
Aczkolwiek wybitne autorytety przeciwstawiają się takiemu traktowaniu czasu1, obraz kostki czasoprzestrzeni jest bardzo sugestywny1 toteż rozwinęły się na tej bazie wielorakie teorie i pseudoteorie „czwartego wymiaru”; fizyka Einsteina i geometria Min-kowskiego rozbudziły wyobraźnię, stworzyły nadzieję, iż znajdzie się naukowe uzasadnienie „równoczesnego” istnienia wszystkiego, co przeszłe i przyszłe, a zatem — nadzieję swoistego zwycięstwa nad przemijaniem.
O ile koncepcja czasu linearnego prowadzi do wniosków, iż strzałka czasu jako całość istnieje, ale nic na niej nie istnieje w przeszłości ani w przyszłości, a w konsekwencji również i w teraźniejszości, czyli — nigdzie, czyli że istnieje w sposób idealny, lecz nie aktualny, o tyle koncepcja kostki czasoprzestrzeni zakłada, iż zarówno przeszłość, jak i przyszłość w jakiś sposób „zawsze” istnieją, istnieją aktualnie.
Przedstawiliśmy tu koncepcję czasu stacjonarnego w postaci najbardziej dopracowanej teoretycznie. W postaci mniej rozwiniętej koncepcja ta pojawia się w światopoglądach fatalistycznych, zakładających, iż to, co ma się zdarzyć, a więc przyszłość, musi się zdarzyć, a więc jak gdyby w swoistym „zapisie” istnieje już dziś, a także w koncepcjach czasu historycznego i świadomości mitycznej, jako świadomości obecno-
ści w dniu dzisiejszym tego, eo minione. Również Ingarden uważa, iż przeszłość istnieje jako „byt wstecznie pochodny”, czyli istniejący o tyle, o ile ślady przeszłości zakodowane są w teraźniejszości2 3.
Wszystkie trzy przedstawione koncepcje czasu rodzą się przy pewnym nastawieniu teoretycznym, przy pewnej dłuższej rozwadze nad czasem i chęci zrozumienia, czym jest czas. Wszystkie przy tym, jak widzieliśmy, prowadzą myśl analityczną w zaułki bez wyjścia. Mamy wrażenie, iż czas jako tako rozumiemy, gdy ogarniamy go intuicyjnie bez głębszej refleksji. Refleksja nad czasem prowadzi nas nad przepaście nie do przebrnięcia. Jest tak jak u św. Augustyna:
„Czymże więc jest czas?— pisał on. — Jeśii mnie nikt o to nie pyta, wiem; gdy zaś chcę wyjaśnić pytającemu, riie wiem. Wiem jednak i śmiało twierdzę, że wiem, iż gdyby nic nie przemijało, nie byłoby czasu przeszłego, a gdyby nic nie nadchodziło, nie byłoby czasu teraźniejszego. Jakże więc są te dwa czasy przeszły i przyszły, skoro przeszłego już nie ma, a przyszłego jeszcze nie ma? Teraźniejszy zaś, gdyby zawsze był teraźniejszym i nie przechodził w przeszły, nie byłby już czasem, lecz wiecznością. Jeśli więc teraźniejszość istnieje jako czas dzięki temu, że przechodzi w przeszłość, w jaki sposób mówimy o istnieniu i takiej rzeczy, dla której warunkiem, istnienia jest to, że jej nie będzie, wskutek czego o tyle tylko prawdziwie mówimy, że czas istnieje, o ile dąży do tego, by nie istnieć?”2
Świadomość potoczna na szczęście z rzadka dochodzi do takiej perfekcji, zazwyczaj jest ona dość mętną mieszaniną trzech wymienionych postaci świadomości czasu, które w zależności od sytuacji, usposobienia i charakteru osoby myślącej o czasie wystę-
135
Por. G. J. Whilrpw: The Natural Philosophy of Time. London 1381; P. rrank: Phtlosopfty of Science, Engiewoęd ęiitfs 1907.
IW
1 R, Ingarden: Spór o Istnienie świata, t. I, Warszawa' io60, B. 231.
Augustyn św.: Wyznania, Warszawa 1950, s. 256,