^Literatura, ani filozofia — a także filozofia i nauki — nie artykułowały pola dyskursu w XVII czy XVIII wieku tak, jak artykułowały je w wieku XIX. W każdym razie podziały takie — czy chodzić będzie o te, które przyjmujemy dzisiaj, czy o te, które są współczesne badanym dyskursom — są zawsze same kategoriami refleksyjnymi, zasadami klasyfikacji, regułami normatywnymi, typami zinstytucjonalizo-\ wanymi: one więc z kolei stają się faktami dyskursywnymi, które winny być badane na równi z pozostałymi; łączą je z nimi z pewnością złożone relacje, nie znaczy to jednak, że są to zjawiska swoiste, oryginalne i zawsze dające się rozpoznać.
Ale prżede wszystkim winniśmy zakwestionować te jednostki, które narzucają się najbardziej bezpośrednio — takie jak książka i dzieło. Na pozór nie sposób je zanegować bez. uciekania się do zabiegów skrajnie sztucznych. Czyż nie są dane w sposób najbardziej pewny? Można przecież zindywidualizować materialnie książkę, skoro zajmuje ona określoną przestrzeń, posiada wartość ekonomiczną i wyznacza sama sobą — za pomocą pewnej liczby znaków — swoje granice zawarte między początkiem a końcem; można przecież ustalić istnienie dzieła, które rozpoznajemy i wyodrębniamy przypisując daną ilość tekstów jednemu autorowi. Jednakże, gdy przyjrzeć się tym pojęciom bliżej, zjawiają się trudności. Materialna jedność książki? Czy jest ona taka sama w antologii wierszy, w zbiorze pośmiertnie wydanych fragmentów, w Traktacie o stożkowych i w tomie Historii Francji Micheleta? Czy jest ona taka sama w Rzucie kośćyni, w relacji z procesu Gilles’a de Rais, w San Marco Butora i w mszale katolickim? Innymi słowy, czy materialna jedność woluminu nie jest jednością wątłą i drugorzędną wobec jedności dyskursywnej, której daje on podporę? I czy z kolei owa jedność dyskursywna jest jednorodna, czy daje się wszędzie jednakowo stosować? Powieść Stendhala czy Dostojewskiego nie wyodrębnia się w ten sam sposób co powieści Komedii ludzkiej, te zaś odróżniają się od siebie inaczej niż Ulisses od Odysei. Dzieje się tak dlatego, że granice książki nie są nigdy wyraziste, dokładnie wytyczone: poza obszarem zakreślonym przez tytuł, pierwsze zdania i ostatnią kropkę, poza jej wewnętrzną konfiguracją i formą, która ją autonomizuje, mieści się ona w systemie odniesień do innych książek, do innych tekstów, do innych zdań — jest
jednym z węzłów całej sieci. I ten układ odniesień nie jest homologiczny; zmienia się w zależności od tego, czy mamy do czynienia z traktatem matematycznym, z komentarzem do tekstu, z relacją historyczną czy z epizodem cyklu powieściowego: jedność książki — nawet jeśli rozumie się ją jako zespół powiązań — nie może być identyczna na tych wszystkich poziomach. Książka daremnie usiłuje jawić się jako przedmiot, który mamy pod ręką; daremnie krzepnie w ów mały prostopadłościan, który ją w sobie zamyka. Jej jedność jest zmienna i relatywna: gdy poddać ją badaniu, przestaje być oczywista — nie wskazuje ha siebie samą, albowiem może powstać jedynie ze złożonego pola dyskursu.
Problemy, jakie nastręcza kategoria dzieła, są jeszcze trudniejsze. Na pozór — nic prostszego: dziełem jest suma tekstów dających się oznaczyć jednym imieniem własnym. Otóż takie oznaczanie (nawet jeśli nie brać pod uwagę kwestii przypisywanego autorstwa) nie stanowi funkcji jednorodnej: czy nazwisko autora oznacza w ten sam sposób tekst, który opublikował pod swoim nazwiskiem, tekst, który wydał pod pseudonimem, inny — odnaleziony po śmierci w postaci szkicu, inny wreszcie — będący zaledwie bazgraniną, luźnymi zapiskami, „papierem"? Zestawianie pełnego dzieła lub opusu zakłada pewną ilość wyborów, a te niełatwo jest uzasadnić czy wręcz sformułować: czy wystarczy dołączyć do tekstów wydanych przez autora te, które zamierzał oddać do druku i których ukończeniu tylko śmierć stanęła na przeszkodzie? Czy trzeba uwzględnić również Wszystko, co jest brulionem, pierwszym zarysem, poprawką i przekreśleniem na książce? Czy należy włączyć szkice zarzucone? Jaki status nadać listom, notatkom, relacjonowanym rozmowom, wypowiedziom spisanym przez słuchaczy, słowem — bezmiernemu mrowiu werbalnych śladów, które człowiek zostawia wokół siebie w chwili śmierci i które w nieskończonym powikłaniu mówią tyloma różnymi językami? Nazwisko „Mallarme” nie odnosi się z pewnością w taki sam sposób do wypracowań angielskich, do przekładów Edgara Poe, do wierszy i do odpowiedzi na ankiety. Podobnie, niejednakowy związek zachodzi między nazwiskiem Nietzschego z jednej strony, a z drugiej — autobiografiami z lat młodości, szkolnymi rozprawkami, artykułami filologicznymi, Zaratustrą, Ecce homo, listami, ostatnimi kartami pocztowy-
47