nie poprzedza sam siebie, jakby powstrzymany przez jakąś ' przeszkodę tuż na krawędzi światła. Jego istnienie wyznaczają pozytywne warunki zakreślone przez złożony splot stosunków.
2. Stosunki te zachodzą między instytucjami, procesami ekonomicznymi i społecznymi, formami zachowań, systemami norm, technikami, typami-klasyfikacji, sposobami charakteryzowania. Jednakże stosunki te nie są obecne w przedmiocie: to nie one roztaczają się przed nami, gdy go analizujemy; nie stanowią jego wewnętrznego zarysu, immanent-nej racjonalności, owego idealnego szkieletu, który ukazuje się w całości lub częściowo, gdy tylko wyobrażamy sobie przedmiot w całej prawdzie jego pojęć. Określają nie jego budowę wewnętrzną, lecz to co pozwala mu się zjawić, stanąć obok innych przedmiotów, usytuować się wobec nich, określić swoją odmienność, swą nieredukowalność i ewentualnie swą heterogeniczność, słowem — znaleźć się na obszarze zewnętrzności.
3. Stosunki te należy najpierw odróżnić od relacji, które można by nazwać „pierwotnymi” i które da się ustalić, niezależnie od wszelkiego dyskursu czy przedmiotu dyskursu, między instytucjami, technikami, formami społecznymi itd. Ostatecznie wiadomo dobrze, że pomiędzy rodziną mieszczańską a działaniem instancji i kategorii prawnych w XIX wieku istnieją stosunki, które można analizować same w sobie. Jednakże nie zawsze dają się one nałożyć na stosunki formujące przedmioty: stosunki zależności, jakie można odnaleźć na owym pierwotnym poziomie, nie wyrażają się koniecznie w układzie relacji umożliwiającym istnienie przedmiotów dyskursu. Z drugiej strony należy wyodrębnić stosunki wtórne, które mogą się znajdować w samym dyskursie, już sformułowane: na przykład to, co psychiatrzy XIX wieku mówili o stosunkach między rodziną a przestępczością, nie odtwarza, jak dobrze wiadomo, gry zależności rzeczywistych; ale nie odtwarza również gry relacji, dzięki którym stają się możliwe i utrzymują się przedmioty dyskursu psychiatrycznego. W ten sposób otwiera się całe pole możliwych opisów: system relacji pierwotnych lub rzeczywistych, system relacji wtórnych lub refleksyjnych oraz system relacji w ścisłym znaczeniu dyskursywnych. Problem polega na wydobyciu specyfiki tych ostatnich oraz na pokazaniu ich powiązań z pozostałymi.
4. Relacje dyskursywne nie znajdują się, jak widać, wewnątrz dyskursu: nie wiążą ze sobą pojęć czy słów; nie tworzą ze zdań lub ich części dedukcyjnej bądź retorycznej architektury. Nie są to jednak również relacje wobec dyskursu zewnętrzne, ograniczające go w jakiś sposób, narzucające mu pewne formy lub zmuszające go w pewnych okolicznościach do wypowiadania określonych rzeczy. Znajdują się one jak gdyby na granicy dyskursu: proponują mu przedmioty, o których może mówić, czy też raczej (jako że słowo „proponują” sugeruje, iż przedmioty zostały utworzone po jednej stronie, a dyskurs po drugiej) determinują splot powiązań, jakie dyskurs musi realizować, aby móc mówić o takich czy innych przedmiotach, aby móc je wskazać, nazwać, analizować, klasyfikować, wyjaśnić itd. Relacje te charakteryzują nie język, jakiego dyskurs używa, nie okoliczności, w których się rozwija, lecz sam dyskurs jako praktykę.
Możemy obecnie zamknąć analizę i stwierdzić, w jakiej mierze spełnia ona — w jakiej również modyfikuje — wstępne zamierzenie.
Zadaliśmy sobie pytanie, jakiego typu jedność konstytuuje owe całościowe symbole, które, w sposób natarczywy, acz niejasny, podają się za psychopatologię, ekonomię, gramatykę, medycynę: czy są one jedynie zbudowaną na podstawie pojedynczych dzieł wtórną rekonstrukcją kolejnych teorii, pojęć lub motywów, z których jedne zostały porzucone, inne zachowane przez tradycję, inne jeszcze zapomniane, lecz później wydobyte na światło dzienne? Czy są może ciągiem związanych ze sobą projektów?
Szukaliśmy jedności dyskursu w samych jego przedmiotach, w ich rozłożehiu, w grze dzielących je różnic, w ich wzajemnej bliskości lub oddaleniu — słowem w tym, co dane jest podmiotowi mówiącemu. I oto zostaliśmy w końcu odesłani do układu relacji, charakteryzującego samą praktykę dyskursywną. Odkryliśmy tym samym nie tyle konfigurację czy formę,.ile zbiór reguł, które są immanent-nym aspektem pewnej praktyki i określają ją w jej specyfice. Z drugiej strony, za punkt odniesienia posłużyła nam „jedność” zwana psychopatologią: gdybyśmy chcieli ustalić datę jej narodzin oraz dokładnie wyznaczyć jej dzie-
73