323
Wygnanie z raju
lokształtność tworów Natury usiłuje przyszpilić nazwaniem gatunku, zamieniając jednostkowe w ogólne, niepowtarzalne — w schematyczne, realne — w językowe. Podobnie jak sam Miłosz, który wspomina po latach:
W tej woli klasyfikacji był wściekły arystotelizm, powtarzałem wczesne procedery porządkowania otaczającego nas świata, jakby prawdą było, że dzieciństwo, chło-pięctwo, dojrzałość odpowiadają fazom, przez jakie przechodzi ludzkość1.
Inną drogą w głąb przyrody było dla Tomasza polowanie. Stanowi ono — jak kiedyś zauważył Jan Błoński — „symbol poznania natury. Inaczej: nie wynik poznania, ale sam akt poznawania interesuje Miłosza — przedstawia on przyrodę, nierozerwalnie złączoną z jej odkrywcą”2. Ale i ten rodzaj poznania Natury, jakże doskonały, bo pozwalający dostrzec i naśladować rządzące nią prawa, także natrafia na nieprzekraczalną barierę. Chęć posiadania, pragnienie zatrzymania zmiennego piękna mogą być spełnione tylko za cenę urzeczowienia: „Mieć. Gdyby w ręku trzymał strzelbę, strzeliłby, bo nie można tak trwać, kiedy podziw wzywa, żeby to, co go wywołuje zachować na zawsze. Ale co by się wtedy stało? Ani łasicy, ani podziwu, rzecz martwa na ziemi [...]” (D 24).
Czy nie polowaniem na umykający sens zjawisk i nietrwałe piękno świata jest Miłoszowa poezja? Czyż nie rodzi się ona z żądzy całkowitego posiadania? I czy nie jest także rezultatem „wściekłego arystotelizmu”, chęci porządkowania rzeczywistości oraz przeskoczenia rozpadliny między słowem i rzeczą? By przypomnieć choćby:
Z otchłani dla nieochrzczonych młodzianków i dusz zwierzęcych niech wyjdzie martwy lis i zaświadczy przeciw językowi.
W mrówczanym świetle igliwia stojący sekundę przed chłopcem którego wezwano żeby mówił o nim czterdzieści lat później.
Cz. Miłosz, Widzenia nad zatoką San Francisco, Paryż 1969-, s. 19
J- Błoński, Dolina Issy, „Przegląd Kulturalny” 1957, nr 24.