XXVIII „PODŚCIWOŚĆ, POBOŻNOŚĆ I Z CNOTĄ"
Lecz już w tym miejscu pojawić się musi wątpliwość, czy istotnie mamy tu do czynienia z jakąś rażącą niekonsekwencją autora. Nie o to nawet idzie, że gdyby Krasicki do wszystkich przejawów dopiero co opisanego zła chciał teraz dołączać wskazania pozytywne, to satyra przekształciłaby się w rozwlekłe i nudne kazanie. Rzecz w tym, że zdaje się on wyrażać prawdę podstawowa i wobeę s^cgegółoyy niejako nadrzędną; rozpasanej demoralizacji można zapobiec w sposób prosty, jednością zbiorowego wysiłku.
'"Podobnie brzmi nauka wypływająca z rozważań o „złości /ukrytej i jawnej”:
Nie złoto szczęście czyni, o bracia, nie złoto!
Grunt wszystkiego podściwość, pobożność i z cnotą.
Padnie taka budowla, gdzie grunt nie jest stały.
Chcemy nasz stan, stan kraju, ustanowić trwały,
Odmieńmy obyczaje, a jąwszy się pracy,
Niech będą dobrzy, będą szczęśliwi Polacy.
{Złość ukryta i jawna, w. 133—138)
Znów zalecenie jest ogólne, ale i proste: należy odmienić obyczaje przeciwne poczciwości, pobożności i cnocie. Wcześniej w tejże satyrze przypominał Krasicki swym czytelnikom, że kłamstwo nie prowadzi daleko:
Jeśliś zdrajca, obłudnik, darmo kunsztu szukasz,
Możesz ludzi omamić, Boga nie oszukasz.
(w. 63—64)
Do boskiej sprawiedliwości — choć nie mówi o niej wprost — odwołuje się w końcowej apostrofie satyry Szczęśliwość filutów. „Cnotliwej hołocie” — jak językiem bohaterów tej satyry nazywa Krasicki dobrą szlachtę — mówi, iż
Rzadko się niepodściwość tak, jak zacznie, kończy,
A cnota, co się nigdy z chytrością nie łączy,
Choć jej często dokuczą troski, niepokoje,
Później, prawda, lecz lepiej wychodzi na swoje.
(w. 99—102)
I znów można by mówić o niewspółmierności morału owych kilku wersów z obrazem oszustw i łajdactw modnych i cynicznych filutów. Mimo że Krasicki wcześniej napisał:
Do was więc mowę zwracam, sztuczni, a ostrożni,
Filuty oświecone i jaśnie wielmożni,
(w. 23—24)
to przecież nie do nich jest adresowana ta satyra, choć n a nich jest pisana. Właściwy adresat to „trzódka mała wśród łotrów” — jak pisze satyryk. Jakże to sformułowanie musi pochlebiać tym wszystkim, którzy — słusznie czy niesłusznie — uważają się za cnotliwą mniejszość wśród rzeszy niecnot-liwych! A więc musi pochlebiać tzw. przeciętnemu szlachcicowi, którego z reguły nie dało się nazwać „filutem oświeconym i jaśnie wielmożnym” (w, 24), którego najczęściej nie otaczał „wrzask chwały” (w. 40) i któremu nie brzęczały „złota trzosy” (w. 39). Zdaje się więc Krasicki niedwuznacznie sugerować, że w społeczności filutów mieszczą się ludzie gwałtownie a nieuczciwie wzbogaceni, nie zaś szlachecki gmin, w którym autor szuka sojusznika.
Strategia dydaktyzmu pralfłyrTff)Yrh aakssń
i moralnych wskazań;, pic jest skutkiem braku pozytywnego programu, czy braku odwagi, cisy też, tym baftRJS}, jakichś' „klasowych” ograniczeń. Wynika natomiast z głębokiej mądrości, i — co się z tym ściślewiąże — z konsekwentnej strategii dydaktycznej satyr Krasickiego. Polega ona przede wszystkim ng odwoływania się do szlacheckich norm moralnych, do szlacheckich, praktycznych zasad życiowych i na w§jy£ywjt* niu, że te normy łamią przede wszystkim możni-
Marnotrawstwo było Zapewne wadą szlachty. Bohaterów satyry pod tym tytułem nie można jednak uznać za typowych reprezentantów stanu. Wojciech, zanim zbankrutował, .jeździł w karecie”, był wielmożnym panem, „szampańskim, węgierskim pyszne stoły krasił” (w. 17); na dziedzińcu dworu