XL „PODŚCfWO&ć. POBOŻNOŚĆ I L CNOTA"
musiał się Krasicki odwoływać do Reja, bo rustykalny mit „wsi spokojnej, wsi wesołej”, w której szlachcic żyje godnie i zgodnie z fundamentalnymi normami moralnymi, zarejestrowany i współtworzony przez literaturę, istniał de facto w świadomości i praktyce szlacheckiej.
Krasicki nie tworzył wszakże — w każdym razie w satyrach — parenezy . Podejmując gatunek stary, realizował także jego konwencje i motywy tematyczne. Napisał więc, podobnie jak prawie wszyscy jego wielcy poprzednicy, satyrę o małżeństwie, będącą, podobnie jak u tychże poprzedników, ostrzeżeniem przed małżeństwem.
„Miałeś ty zdrowe zmysły? Bierzesz sobie żonę!” — rozpoczynał taką satyrę Juwenalis; Opaliński twierdził, że „sto języków, sto gąb oraz sto gard!” nie wystarczy, by opisać wszystkie „występki małżeńskie” (ks. V, sat. IX, w. 1—2); Naruszewicz kandydatowi na męża udzielał takich przestróg, że te winny były go skutecznie od powziętego zamiaru odwieść. Krasicki rozpoczyna w sposób podobny:
Chcesz się żenić, winszuję, ale nie zazdroszczę,
To więc, co potem poznasz, a co cię dziś troszczę,
Ja opowiem.
(Małżeństwo, w. 1—3)
I opowiada o rozmaitych kłopotach i niedolach małżeńskiego stanu; opowiada tak przekonująco, iż przyszły małżonek gotów jest zmienić decyzję: „To się lepiej nie żenić”. Ale w tym momencie Krasicki zmienia front i rozumnie, z umiarem, oponuje:
Złe stadło, nieszczęśliwe — dla drugich nauka,
Zła małżonka — treść nędzy, lecz kiedy podściwa,
W dwójnasób szczęścia, pociech natenczas przybywa.
Jedno Sowo — los życia; nieznośny po stracie, Najszczęśliwszy, gdy z zyskiem żeńże się, mój bracie!
(w. 82—86>
Jest to konkluzja zgoła odmienna od tych, które znaleźć lub wyinterpretować możemy w podobnych satyrach Juwenalisa, Opalińskiego czy Naruszewicza. Krasicki, patrząc i na to zagadnienie ze szlacheckiej perspektywy, wiedział, że ma sens pisanie o kłopotach i niedolach złych małżeństw; wiedział też, że nie ma sensu odwodzenie kogokolwiek od małżeństwa, bo ludzie żenili się, żenią i będą się żenić. Jest to rozwiązanie typowe dla dydaktycznej strategii satyr Krasickiego.
Rzeczywiście, nie są one „zjadłe”. Nie mogło się więc ich autorowi przytrafić to, co spotkało Krzysztofa Opalińskiego, któremu nieznany czytelnik zarzucił hipokryzję:
Opaliński! występki, którymi tchniesz cały,
Zarzucasz innym, a sam pełen jesteś zbrodni1.
Krasickiemu nie mogło się to przytrafić nie dlatego, że w życiu realizował skrupulatnie wszystkie wskazania moralne swych satyr, bo wiemy — i wiedzieli o tym jego współcześni — że niektórych realizować nie potrafił. Epigramat o Opalińskim jest jednak głosem czytelnika obrażonego, dotkniętego agresywnością autora, który z wysokości swej magnackiej rezydencji oceniał stan szlachecki i porównując się do Diogenesa, pisał:
Wezmę ja też latemę i poszukam ludzi,
Zwłaszcza w stanie szlacheckim. Pocznę od ziemianów. Czy znajdę tam poczciwość? Nie wiem. Więcej pono Szalbierstwa, oszukania w kontraktach, obłudy.
(ks. V, sat. X, w. 5—8)
Krasicki — jak wiemy — nie pouczał z wysokości swego biskupiego urzędu i z perspektywy swej książęcej, warmińskiej rezydencji. Dyskretnie moralizował, przyjmując jak brat szlachcic system norm w tym stanie zakorzenionych. Pozwoliło
Wstęp do: K. Opaliński
Cyt. za: L. Eustachie wicz.