i66 Dialektyka oświtCenia
którego sprawą kogoś spotyka szczęście, za odwrotną stronę planowania. Siły społeczne zaszły już w procesie racjonalizacji taL daleko, że każdy może zostać inżynierem albo menedżerem i właśnie dlatego jest sprawą kompletnie irracjonalną, kog0 społeczeństwo obdarzy wykształceniem albo zaufaniem, by powie, rzyć mu tę funkcję. Przypadek i planowanie stają się tym samym ponieważ wobec równości ludzi szczęście i nieszczęście jednostki aż po elity traci wszelkie znaczenie ekonomiczne. Sam przypadek jest zaplanowany; nie dlatego, że dotyka tę czy ową określoną jednostkę, ale dlatego, że wierzy się w jego rządy. Służy jako alibi dla planujących i wywołuje wrażenie, że tkanka transakcji i środków, w jaką zmieniło się życie, pozostawia miejsce na spontaniczne bezpośrednie stosunki między ludźmi. Swobodę tę symbolizuje w rozmaitych mediach przemysłu kulturalnego arbitralne wydobywanie losów przeciętnych. Zamieszczane w magazynach szczegółowe relacje o olśniewających w swej kategorii wycieczkach, zorganizowanych przez dany magazyn dla szczęściarza - najlepiej, by była to stenotypistka, która wygrała konkurs prawdopodobnie ze względu na układy z lokalnymi znakomitościami - odzwierciedlają bezsilność wszystkich innych. Wszyscy inni są mianowicie do tego stopnia tylko tworzywem, materiałem, że dysponenci mogą każdego wynieść do nieba i znowu strącić na niziny: jego racje i jego praca nie mają żadnego znaczenia. Przemysł interesuje się ludźmi tylko jako klientami i najemnymi pracownikami, i w istocie sprowadził ludzkość w całości, podobnie jak każdy z jej elementów, do tej wyłącznej formuły. W zależności od tego, który aspekt jest akurat miarodajny, w ideologii będzie się podkreślało planowość albo przypadek, technikę albo życie, cywilizację albo naturę. Jako najemnym pracownikom przypomina im się o racjonalnej organizacji i oczekuje się, że zdrowy rozsądek każe im się do tej organizacji dopasować. Jako klientom demonstruje się im - na przykładzie prywatnych losów przedstawianych na ekranie lub w prasie - swobodę wyboru, urok rzeczy nie zaprogramowanych.
W obu przypadkach pozostają obiektami.
Im mniej przemysł kulturalny może obiecać, im gorzej daje sobie radę z wskazywaniem sensu życia, tym bardziej pusta staje się
konieczności ideologia, jaką przemysł ten upowszechnia. Nawet abstrakcyjne ideały harmonijnego i dobrego społeczeństwa są w dobie uniwersalnej reklamy zbyt konkretne. Nauczono się bowiem właśnie abstrakcje identyfikować jako reklamy. Język, który powołuje się wyłącznie na prawdę, każe tym niecierpliwiej wyglądać interesownego celu, do którego w rzeczywistości dąży. Słowo, które nie jest środkiem, wydaje się bezsensowne, wszelkie inne słowo wydaje się fikcją, nieprawdą. Sądy wartościujące przyjmowane są albo jako reklama, albo jako czcza gadanina. Ale ideologia, która w efekcie zmienia się w niezobowiązującą mgławicę, ani nie staje się przez to bardziej przejrzysta, ani nie ulega osłabieniu. Właśnie mglistość, niemal scjentyficzna niechęć do stanowczego trwania przy czymś, czego nie można zweryfikować, funkcjonuje jako instrument panowania. Dobitnie i planowo zwiastuje to, co jest. Przemysł kulturalny zgodnie ze swą tendencją mógłby stać się zbiorem zdań protokolarnych, a tym samym nieodpartym proroctwem istniejącego stanu rzeczy. Umie po mistrzowsku prześlizgiwać się między konkretną błędną informacją a objawioną prawdą, powtarza bowiem wiernie zjawisko, na tyle gęste, że poznanie zostaje zablokowane, a wszechobecne zjawisko ustanowione jako ideał. Ideologia rozszczepia się na fotografię drętwego istnienia i gołe kłamstwo tyczące jego sensu, kłamstwo, którego się nie wypowiada, lecz sugeruje i wbija do głowy. Rzeczywistość jest cynicznie wciąż tylko powtarzana - w ten sposób dowodzi się jej boskiego charakteru. Taki fotologiczny dowód nie jest wprawdzie ścisły, ale za to obezwładniający. Kto w obliczu władzy monopolu żywi jeszcze wątpliwości, jest głupcem. Przemysł kulturalny dławi wszelki protest skierowany przeciwko niemu tak samo jak protest przeciwko rzeczywistości, którą chce dublować. Człowiek ma do wyboru jedynie współpracować albo usunąć się na bok: prowincjusze, którzy przeciwko kinu i radiu sięgają po wieczne piękno i amatorski teatr, politycznie znajdują się już tam, gdzie kultura masowa swoich odbiorców dopiero chce zapędzić. Kultura masowa jest dostatecznie zahartowana, by nawet dawne marzenia, ideał ojca na równi z absolutnym uczuciem wedle potrzeby wyszydzać lub skutecznie