40
twierdza tego, który wzywa. Akt miłości jest najmocniejszą pewnością dla ęzłowj^ka^-niezbitym egzystencjalnym cogito: kocham, więc byt istnieje i życie warte jest trudu przeaty-cia go. Nie potwierdza on mnie jedynie poprzez ruch, w którym go wyrażam, ale poprzez byt, który uzyskuję dzięki komuś drugiemu. Sartre we wzroku drugiego człowieka chciał widzieć jedynie spojrzenie, które unieruchomią i petryfikuje; w jego obecności zaś — zachłanność, która mnie ogołaca i ujarzmia. Tymczasem co najmniej w tym samym stopniu spojrzenie jest poruszające, narusza ono mój spokój i moje przyzwyczajenia, mój egocentryczny sen, i nawet wtedy, jeśli jest wrogie, objawia mnie najpewniej mnie samemu.
^Niepowodzenie we wzajemnej łączności. Byt jednakże nie jest miłością od rana do wieczora. Komunikacja napotyka na różne trud^ści.
1. Zawsze jest w drugim człowieku coś, co nie poddaje się naszemu nawet największemu wysiłkowi osiągnięcia łączności. W najbardziej intymnym z dialogów nie jest mi dana nigdy doskonała odpowiedniość; nic nie inoże mi zapewnić uniknięcia nieporozumień, z wyjątkiem tych rzadkich, cudownych momentów, w których pewność zjednoczenia przewyższa wszelką analizę i które stanowią jakby wiatyk na całe życie. Na tym polega głęboka samotność miłości; im bardziej jest się doskonałym, tym więcej się ją odczuwra.
2. Jest w nas coś, co z gruntu sprzeciwia się wysiłkowi wzajemności, coś w rodzaju zasadniczej złej wroli, którą opisaliśmy wyżej.
3. Samo nasze istnienie nie pozbawione jest pewmej nieprzejrzystości i tajemniczości, które stanowią stałą przeszkodę wrymiany.
4. Kiedy utworzyliśmy jakiś związek oparty na wzajemności — rodzinę, ojczyznę, wspólnotę religijną itd. — związek ten wytwarza wrkrótce nowy egocentryzm i wrznosi nową przeszkodę między człowiekiem a człowiekiem.
Wskutek tego w świecie, w którym żyjemy, osoba jest w rzeczywistości o wiele częściej narażona na niebezpieczeństwo, niż otoczona przyjaźnią, o wiele więcej opuszczona, niż połączona z innymi. Jest ona spragniona obecności: ale cały świat osób jest dla niej obcy. Zjednoczenie z innymi jest rzadsze niż szczęście, bardziej kruche
niż piękno. Byle drobnostka jest dla niego hamulcem i niszczy je, nawet między dwoma ludźmi: jakże spodziewać się go między większą liczbą? Świat podmiotów przywodzi na myśl maszyną o napędzie pasowym, w której mechanizmy działają w chaosie (Nedoncelle); świat złamany (G. Marcel).
Powie ktoś, że wina leży tu w instytucjach, które przedłużają walkę klas i wyzysk człowieka przez człowieka. Któż jednak wie, czy są one przyczyną czy skutkiem? Trzeba podjąć przeciw nim walkę i nie wystarczy tu, podobnie jak gdzie indziej, odwołać się do pięknych uczuć. Struktury naszego życia społecznego pasożytują jeszcze na naszym obrazie osoby; tylko inne struktury pozwolą 1 nam wyeliminować zeń pozostałości indywidualizmu. Ale trzeba również, abyśmy temu dojrzewaniu nadali sens i umieli go podtrzymać. Samotność, którą tylu współczesnych pisarzy przedstawia jako cechę ludzkiego losu, najczęściej jest naszym dziełem, my sami czynimy się samotnymi. ^
Współ nota a zbiorowość. Po przeczytaniu tych myśli możemy być zaskoczeni, żc personalizm bywa czasem przedstawiany jako reakcja antykolektywistyczna. W jej imieniu przeciwstawia się czasem wspólnoty kolektywowi* Opłakuje się wtedy małe utracone wspólnoty (miasteczko, warsztat, rodzina) i wzbudza strach przed szerszymi.
W postawie tej tkwią groźne nieporozumienia. Nadużywa się w niej mistyki „tego, co bliskie”, jak i „tego, co małe”. Ilekroć człowiek spostrzegał, że rozszerza się za-sięg jego działania, opanowywała go ta sama panika, to samo uczucie zagrożenia i osamotnienia. Podobnie jak dzisiaj, za każdym razem nawoływał do budowy społeczeństwa „godnego człowieka”, „na miarę człowieka”. Ale na jaką miarę stworzony jest człowiek? Na miarę podmiejskich ogródków, sąsiedztwa w jednej dzielnicy, czy na miarę wszechświata i historii? Ten, kto na miliony liczy kilometry nad swoją głową i na miliony dzieli milimetry pod sklepieniem swoich dłoni, ten, kto jest powołany do badania i odczytywania historii wszechświata, nie może być mierzony zasięgiem swoich nóg. Być może niezręcznie jest łączyć ludzkość z wielkimi masami; musi to być niewątpliwie żywym doświadczeniem dla spole-