172 Rozdział 2'
i umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach za pomocą rozmaitych forteli, lecz także na tym, że postaci te śmiesząc - w istocie nie są komicznymi w właściwym tego słowa znaczeniu. Komiczność nie jest jedynym rysem strukturalnym ich charakterystyki, w przypadku Zagłoby nie jest to nawet rys zasadniczy, choć bez wątpienia w obu przypadkach przeżycia komizmu powstające na fundamencie analizy i interpretacji działań tych postaci stanowią istotny element konkretyzacji estetycznej i semantycznej powieści Sienkiewicza i Meissnera. Problemem jest tu, jak można by rzec za Andrzejem Stoffem, faktyczna złożoność konstrukcji bohatera literackiego zamaskowana, z różnych zresztą przyczyn, pozorami prostoty. „Wiele sądów na temat powieści sformułowanych zbyt ogólnie, zachowuje walor prawdziwości w stosunku do pewnych obiektów, aspektów treściowych czy jakości artystycznych charakteryzujących sposób ujęcia postaci, ale jednocześnie jest rażąco nietrafnych w stosunku do innych sytuacji bądź aspektów.”23 Taki właśnie los spotkał, przynajmniej za sprawą części popularnych opracowań historycznoliterackich, a także, w jakiejś mierze, filmowych adaptacji powieści, Zagłobę jako „bohatera komicznego”. W świadomości przeciętnego czytelnika Trylogii pan Onufry funkcjonuje dzięki nim bardziej jako „konfabulator i samochwała, kpiarz, ozdoba pijackich spotkań towarzyskich i facecjonista, którego trafne i dowcipne powiedzenia oraz złośliwości słusznie zyskują mu opinię człowieka niebezpiecznego w słownej szermierce”24 niż jako żoł nierz, wierny towarzysz w wojennych terminach, człowiek obdarzony - prócz tego, że sprytem i przebiegłością - także zwykłą, życiową mądrością, której potrafi użyczyć innym, a przy tym „exul”, „wygnaniec” pozbawiony majątku, mający swój własny kąt dzięki przychylności życzliwych mu ludzi. Podobnie jest w przypadku postaci kaprala Pryszczyka, którą powierzchowny odbiór powieści Meissnera łatwo zakwalifikować może jako „wiecznego błazna”, nieustannie roześmianego kawalarza, łgar2a skorego do dowcipnych ripost, a przy tym traktującego z humorystycznym dystansem rozmaite swoje powin-
” A. Stoff, „Zagłoba sum!". Studium postaci literackiej, Toruń 2006, s. 65. i4 A. Z. Makowiecki, Słownik postaci literackich, Warszawa 2000, s. 852.
ności. Na takiej charakterystyce postaci mógłby niewątpliwie zaważyć „ęiężar.gatunkowy” komizmu cech tego bohatera, zdarzeń, w których uczestniczy i wypowiadanych przez niego słów - śmiech Pryszczyka i śmiech z Pryszczyka to śmiech zawsze bardzo wyrazisty, budowany na fundamencie mocno określonych jakości przedmiotowych, na bazie technik należących do zasobu środków stale i z powodzeniem wykorzystywanych w konstrukcji postaci w założeniu komicznych. To śmiech, którego trudno uniknąć i przed którym doprawdy trudno się obronić. Niejako więc siłą rzeczy w tło odbioru dzieła schodzą te partie powieści, gdzie Pryszczyk jawi się przed czytelnikiem jako postać, którą traktować należy bardzo serio. Nie są to partie rozległe -zwykle chodzi o krótkie sceny, migawkowo ujęte zdarzenia, w których na moment przeziera z kaprala człowiek taki jak Zagłoba: szlachetny, waleczny, gotów do poświęceń i narażania życia dla wielkiej sprawy, a przy tym tak zwyczajnie, „po ludzku”, mądry. Po raz pierwszy widać to w scenie, w której bohaterowie Żądła Genowefy przekraczają wraz z taborami wojskowymi granicę Rumunii:
Ruszyliśmy. Pryszczyk prowadził wóz trochę nieprzytomnie. Jego. łobuzerska, bezczelna gęba z. zadartym nosem, pełna piegów i zwykle zawadiacko uśmiechnięta, była teraz blada jak papier.
Wolno mijaliśmy obie flagi. Coś mnie ścisnęło za gardło. Nie patrzyliśmy na siebie, ale wr pewnej chwili wzrok nasz zawadził o biało-czerwony strzęp płótna i przywarł do niego jak urzeczony. Nasze głowy odwrócił}7 się w prawo.
Już...
W tej chwili spojrzeliśmy po sobie: Maryśka, Zygmunt, ja i Pryszczyk.
- O rany! - westchnął ten ostatni. - To my już nie w Polsce...
Jechaliśmy dalej. Chmara dzieci brudnych, smagłych jak Cyganięta wylęgała w każdej wiosce przed chaty i wołała swoje „sanatate”! Pryszczyk niezmiennie pomrukiwał: „i na mamę tyż”, samochód rwał kołami tłuczeń z szosy, krzywe słupy pozdrawiały nas ukłonami drutów zwisających niemal do samej ziemi...
Wtem zaszczekał pies i to nieoczekiwanie rozrzewniło Pryszczyka.