228
Elżbieta Zakrzewska-MatUcrp
4mv, ale ona nie uwierzyła, mówiła, ie dziecko jest podobne do teściowej. Wydaje się to dziwne, ale takie osoby często nie przyjmują tego do wiadomości. Jeśli chodzi o informowanie matek, to jedna pani doktor zrzuca na drugą, boją się reakcji. Najczęściej mówią o tym sucho, tak jak o czymś innym. żeby zmniejszyć szok, żeby matka się łatwiej pozbierała. Naradzają się, jak to powiedzieć delikatnie. Wzmianka musi być tutaj. Najłatwiej jest powiedzieć przy porodzie, często dają do zrozumienia, ale kobiet)' nic kontaktują, nie przyjmują tego. Dopiero gdy na sali karmi i widzi różnicę, to zaczyna się domyślać. Gdy dziecko ma na przykład niski cukier, to ciężko jest matce wytłumaczyć, że to nic takiego. Czasem matki płaczą bez powodu. A tutaj jest powód. Nie wiadomo, jak to powiedzieć. Lekarki spychają jedna na drugą, kto to zrobi i nie robią aż do ostatniego dnia, dopiero przy wypisie muszą powiedzieć”.
Przytoczone wypowiedzi różnią się znacznie między sobą zarówno w zakresie społecznych kontekstów, które są przywoływane w celu, jak można sądzić, lepszego osadzenia zjawiska w realiach żyda szpitalnego, jak i w zakresie samych prezentowanych faktów. Poszczególni respondenci podają sprzeczne informacje na temat czasu, w którym matka jest informowana; wymieniają różne warianty sytuacji, w zależności od tego, czy i na ile matka wie, co to w ogóle jest zespól Downa. Owa niejednoznaczność sytuacji, brak jednego wspólnie podzielanego schematu działania wynikać może z tego, iż proces informowania matki ma charakter interakcyjny, jesr zjawiskiem w ścisłym sensie społecznym. Tak więc, o ile w momencie formułowania definicji sytuacji personel konfrontuje swą teoretyczną wiedzę z praktyczną, o tyle w omawianej sytuacji zachodzi relacja między wiedzą medyczną personelu a kompetencjami związanymi z jej komuniko*
waniem. Lekarz jako „nadawca" pewnego komunikatu bardziej musi sic liczyć z cechami „odbiorcy", do którego przekaz jest kierowany, niż z cechami samego przekazu. Pielęgniarki, nie zaangażowane osobiście w to zjawisko, relacjonują je jako bezstronni świadkowie. Można więc powiedzieć, że wiedza personelu o charakterze społecznym pełni tutaj funkcję nośnika wiedzy o charakterze medycznym.
Jeśli zatem ujmiemy proces rozprzestrzeniania się definicji sytuacji jako nową definicję sytuacji, nową strukturę, to należy uznać, iż owa nowa definicja rządzi się zupełnie innymi prawami, jest tworzona według innych kryteriów niż poprzednia. Definicja ta jest rym bardziej przemożna, im bardziej bezwarunkowym regułom podlega. Z tego punktu widzenia wypowiedzi większości respondentów wskazują na to, iż tego typu definicja nie tyle „jest", nie tyle działa i obowiązuje, ile „jest tworzona" retrospektywnie w celu usensow-nienia opowieści na jej temat, odpowiedzi na zadane pytanie. Wątpię, czy w swej codziennej pracy personel ma i świadomość takiej konsekwencji działania, o jakiej mówi w wywiadach. Największy brak uporządkowania, a więc najmniejszą skłonność do przestrzegania schcmatyzmów myślenia o własnym działaniu, można zauważyć w ostatniej z prezentowanych wypowiedzi. Natomiast największe uporządkowanie występuje w wypowiedzi ordynatora. Ma ona charakter recepty, co prawda dość skomplikowanej, ale nadającej się do precyzyjnego wykonania według schematu „jeżeli...to", na przykład: ..jeżeli dziecko ma wady, to mówimy wcześniej", „jeżeli matka jest w dobrym stanie psychicznym, to mówimy wcześniej . „jeżeli matka się niczego nie domyśla, to mówimy później". Takie uporządkowanie tej wypowiedzi interpretuję analogicznie do poprzedniej wypowiedzi ordynatora — jest ono wyrazem ciążącej na ordynatorze odpowiedział-