240 Elżbieta Zakrzewska-Maaurp
ny, lecz również cechy intelektualisty — eksperci* od spraw stosunków międzyludzkich. Stąd prywatne oceny sprawiają często wrażenie „merytorycznie uzasadnionych". Daje się ponadto zaobserwować pewien schemat rozumowania, który można by ująć następująco: Jeżeli matka wie o zespole Downa to samo, co ja wiem, to jej reakcja będzie podobna (po wstępnym szoku) do mojej reakcji”. Innymi słowy, jeśli można zdefiniować dziecko, to reakcja matki będzie wynikała ze sposobów radzenia sobie z tą definicją, a nic z histerycznego przeżywania własnej subiektywnej sytuacji, na tyle nieuporządkowanej , iż szok i zagubienie sprawiają, że matka w ogóle nie radzi sobie z sytuacją, „nie kontaktuje". Nazwałabym to pewnego rodzaju fecyszyzacją wiedzy medycznej w tym sensie, że personel skłonny jest do uznawania wiedzy medycznej za jedyny rodzaj wiedzy, w kategoriach której matki mogą ujmować swoje dziecko. W przedstawionych wypowiedziach często bowiem występuje sformułowanie: „matka wie lub nie wie, co to jest", a skoro sformułowanie to pojawia się bez żadnych dodatkowych komentarzy czy wyjaśnień, to należy je rozumieć: „Matka wie lub nic wie to samo. co ja wiem. co wiedzą wszyscy pracownicy szpitala, co obiektywnie wiadomo”.
Wiedza „światłego obywatela" jest przy tym, jak sądzę, wymieszana z wiedzą „człowieka z ulicy", !.....yin w stosun
ku do osób upośledzonych kierują głównie uprzedzenia. Światłemu obywatelowi, jak już o tym pisałam, nie wypada podzielać tych uprzedzeń, a przynajmniej nie wypada się do nich przyznawać. Jednak przezierają one jak gdyby spoza „humanitarnego światopoglądu" światłego obywatela, który deklaratywnie wyznają respondenci. Pewien przyczynek do takiej interpretacji można już znaleźć w przytaczanych wypowiedziach. Jednak, wyraźniej będzie to widoczne w odpowie-
Ariach na kolejne pytania wywiadu. Pytania te zostały tak pomyślane, aby w odpowiedziach na nic mógł się ujawnić trzeci z wyróżnionych elementów strukturalnego procesu radzenia sobie 2 definicją sytuacji narodzin dziecka z zespołem Downa (pierwsze dwa elementy, przypomnijmy, to zjawisko formułowania definicji oraz zjawisko rozprzestrzeniania się jej). Owym trzecim elementem jest zjawisko osadzania definicji sytuacji w szerszych kontekstach definicyjnych, obejmujących poglądy respondentów na takie zagadnienia jak: .sens macierzyństwa’' czy „pojęcie upośledzenia umysłowego".
Grupa pytań, na które odpowiedzi zanalizuję łącznie, brzmi następująco: „Czy matki, które rodzą dzieci z zespołem Downa wymagają szczególnej troski? Czy są szczególnie traktowane? Czy dzieci wymagają szczególnej troski? Co Pani myśli widząc noworodka z zespołem Downa? Czy zespół Downa stwierdzony u płodu powinien być wskazaniem do przerwania ciąży? .
Zanim przedstawię odpowiedzi respondentów na te pytania, przytoczę fragment mojej biografii, w którym opisuję, jak ja sama byłam traktowana przez personel:
Nie było mi zresztą dane mieć Wojtka przy sobie często. Pominąwszy fakt, że żadna matka na oddziale położniczym nie widziała zbyt często swojego dziecka, jedynie kr wtedy, gdy je przynoszono do karmienia w z góry ozna-z czonych porach, to Wojtka przynoszono mi jeszcze rzadziej, bo dostawał kroplówkę z glukozy i musiał wtedy leżeć w inkubatorze. Wyglądało to makabrycznie. Igle miał wbitą w głowę i cały był obstawiony jakąś skomplikowaną aparaturą. Wiedziałam, ic tak musi być i nie
darłam szat z tego powodu. Tyle tylko, żc nikt nie uznał za potrzebne poinformować mnie. z czego wynika jego niedocukrzenie, o czym może świadczyć i jakie mogą