Fizyka jądrowa w ośrodku warszawskim (rozmowa ze Zdzisławem Wilhelmim)
Zdzisław Wilhełmi [ZW] - Urodziłem się w rok po zakończeniu wojny z bolszewikami, w której brało udział wielu członków mojej rodziny, toteż może właśnie dlatego w mych najwcześniejszych wspomnieniach pozostało wiele opowieści o bohaterskich czynach i wojennych przygodach. W moim rodzinnym domu były pielęgnowane, głównie dzięki Mamie, polskie, ziemiańskie tradycje patriotyczne, wciąż była żywa pamięć o ojcu matki (Ludwiku Paschalisie Mościckim) i dziadku (Kazimierzu) uczestnikach powstania styczniowego i o jej ukochanym bracie, generale Bolesławie Mościckim, który zapisał się w historii Wojska Polskiego jako brawurowy zagończyk, bohaterski dowódca i patron 1. Pułku Ułanów Krechcwieckich. Myślę, że te tradycje rodzinne miały wielki wpływ na moją postawę w późniejszym życiu i na uznawaną przeze mnie hierarchię wartości.
Rodzice (ok. 1960 r.)
A wpływy na wybór dziedziny zainteresowań? Sądzę, że moja droga do fizyki zaczęła się bardzo wcześnie, ale nie z pobudek, powiedziałbym, „intelektualnych”, lecz „estetycznych”. Zaczęła się ona od zachwytu dziecka nad pewnymi zagadkowymi zjawiskami natury. Pamiętam, a miałem wtedy trzy albo cztery lata, że na podwórku domu, w którym mieszkaliśmy w Łomży, stała duża, czarna od starości beczka na deszczówkę. Kiedy wspięło się na palce, można było zajrzeć do jej mrocznego wnętrza. Woda pachniała stęchlizną, a na jej powierzchni rozpościerała się warstewka oliwy grająca barwami tęczy. To było cudowne zjawisko! Puknięcie palcem w ścianę beczki wprowadzało niepokój do tego obrazu, drżenie przebiegało przez tęczę, jej barwy mieszały się i łagodnie rozpływały, a po chwili znowu unosiła się ona na czarnej wodzie, jak skrzydło bajecznej ważki. To chyba właśnie ta tęcza zafascynowała chłopca swym tajemniczym pięknem i uwiodła go dla fizyki.
A S - To bardzo piękny przykład i opis tego, czym zjawisko fizyczne, które dla osoby starszej jest na ogół znane i zwyczajne, może być dla dziecka. A lata szkoły powszechnej, średniej i liceum; jakie one miały znaczenie w kształtowaniu się zainteresowań i planów na przyszłość; czy było coś, co szczególnie zapisało się w Pana pamięci?
Pierwsza Komunia Święta (z siostrą Stasią, ok. 1928 r.)
Z W - Byłem dzieckiem wcześnie rozwiniętym. Kiedy zaczynałem naukę w szkole powszechnej, umiałem dobrze czytać i nieźle pisać, toteż wybiegałem zainteresowaniami poza program „przerabiany” w danej klasie. I tak pozostało aż do matury. Najbardziej pociągała mnie literatura piękna (może zaznaczył się tu wpływ mojego uwielbianego ojca, wielkiego erudyty) i chyba przez wiele lat pobytu w szkole średniej sądziłem, że będę kiedyś literatem. Pisywałem wtedy wiersze i opowiadania. Kiedy byłem w 1 klasie liceum, powierzono mi funkcję „redaktora naczelnego” szkolnej gazetki. Próbowałem również wyjść na szerszy świat: warszawskie czasopismo młodzieży szkolnej i akademickiej W Młodych Oczach wydrukowało moje krótkie opowiadanie.
Drugą moją wielką pasją - obok literatury - była fizyka. Kiedy miałem dziesięć lub jedenaście lat, wpadła mi w ręce tłumaczona z niemieckiego książka Elektryczność. Jej autorem był Graetz. Książka ta podawała fizyczne podstawy wielu urządzeń technicznych, takich jak akumulator, prądnica, silnik elektryczny, transformator. Piękne, klarowne rysunki urzekały urodą tajemniczych aparatów, elektrostatyczne maszyny Wimshursta strzelały piorunami, zawieszone na niciach drewniane kuleczki odpychały się od siebie, płomień świecy uciekał od ostrza naładowanej kuli. Na kartkach książki Graetza wzlatywałem w niezwykły świat przyrody, a czarodziejski dywan niósł mnie pełnego zachwytu nad nieznanymi lądami. Po tej książce przyszły inne, Eddingtona, Wilsona... Lektury te były wzruszającą przygodą, oszałamiającym wtajemniczeniem w sekrety świata gwiazd, atomów, dźwięków, światła.
Lekcje fizyki w szkole nie zdołały zabić tej mojej fascynacji. Profesor Woyczyński (stary kawaler, zubo-
206
POSTĘPY FIZYKI TOM 55 ZESZYT 5 ROK 2004