Tofśtoj, JĄnna ‘.Karenina
konieczną deklarację małżeńską w konsekwencji: jej brak stawiał pannę w bardzo niekorzystnej sytuacji towarzyskiej i społecznej i mógł uniemożliwić jej zamążpójście. Dystans czasowy i obyczajowy nie powinien uniemożliwić nam oceny tego faktu: Wroński postępował źle, a przynajmniej - lekkomyślnie. Natarczywe uwodzenie mężatki natomiast, choć mogło mieć aspekt gry towarzyskiej, mogło też ją skompromitować, doprowadzić do pojedynku z mężem, w ostateczności do rozwodu. W każdym przypadku podlega, winno podlegać, ocenie moralnej - niezależnie od pięknych opisów budzącego się uczucia, czy, co Tołstoj oczywiście robi, wyjaśniania (usprawiedliwiania?) charakteru bohaterów ich przeszłością.
Spośród tych opisów warto zwrócić uwagę na Annę widzianą oczyma Kitty na owym decydującym o ich losie balu:
Spostrzegła w niej dobije znane jej samej objawy podniecenia wywołanego pizez sukces. Zobaczyła, jak Anna upiła się jak winem zachwytem, któiy sama budziła. Kitty znała to uczucie, pamiętała jego objawy i zauważyła je u Anny. Znała ten migotliwy, zapalający się blask oczu, ten uśmiech radosnego uniesienia, bezwiednie wyginający wargi, ten świadomy wdzięk, tę precyzję i lekkość ruchów (cz. I, rozdz. XXIII, s. 93)262.
Natomiast próbę wyjaśnienia charakteru tego, o którego rywalizować będą obie kobiety, podejmuje Tołstoj wprost:
Wroński nie zaznał nigdy rodzinnego życia. Matka jego, za młodu jaśniejąca świetnością w salonach, miała jeszcze jako mężatka, a zwłaszcza po śmierci męża, wiele głośnych w towarzystwie romansów. Ojca Wroński prawie nie pamiętał (...) Nawet na myśl mu nie przyszło, że w jego stosunku do Kitty mogłoby być coś złego. (...) Nie wiedział, że postępowanie jego wobec Kitty posiada określoną nazwę, że jest to zwykłe rozkochiwanie panien, bez zamiaru małżeństwa. Nie zdawał sobie sprawy, że takie rozkochiwanie jest jednym ze złych uczynków przyjętych w gronie świetnej młodzieży jego pokroju. Wydawało mu się, że on pierwszy wynalazł tę przyjemność, toteż upajał się nowym wynalazkiem. (...) Nie mógłby uwierzyć, że coś, co jemu, a zwłaszcza jej, sprawia tak wielką a niewinną przyjemność, może być złe.
Oho yeudcuia e Heu ćmom, shukomijk) eu comou Hepmy eosOyjKdeHUH om ycnexa. Ona eude/ia, mno Ahhci libsma bumom eosóyjtc.daeMoeo eto eocxuw,emui. Oho 3Ha/ia om o mjecmeo u shojki ezo npu3Hatcu u eude/ia ux na Ahhc - eude/ia dpoDtcaiąuu, ecnbucueaiomuu 6/icck e z/ia3ax u y/ibtÓKy CHacnibn u BOsdyDtc.demiH, neeoAbHo u3zu6a}ow,yio zyóbi, u omnemmieym zpayuio, eepnocmi, u nezKocmb deuDKeHuu.
180