SPOŁECZEŃSTWO W OBEC ROZUMU I WIARY. 9
wątłych lub nieuzdolnionych , a jednak, przy rozdziale owoców wspólnego trudu, ci ostatni częstokroć najszczodrzej bywają opatrzeni. Drobne np. dzieci i chorzy, chociaż prawie nic nie produkują, w większe opływają wygody niż zdrowi i dorośli. Skoro zaś wiek lub niemoc jaka samych rodziców niezdolnymi do pracy uczyni, wnet stosunek odwrotny ustala się w rodzinie; dzieci mianowicie, wspierają i zastępują rodziców, na nich i na siebie pracując. Tym sposobem zawsze przestrzegana jest zarazem i zasada solidarności, nakazująca pamiętać o potrzebach wszystkich bez wyjątku członków rodziny, i zasada bezinteresownej sumienności, skłaniająca każdego do pracowania wedle sił i zdolności, nie oglądając się na osobiste z pracy korzyści. Miłość wzajemna sprzwia tu, iż pociecha płynąca z poratowania w potrzebie swych ukochanych lub z osłodzenia im losu, stanowi aż nadto wystarczającą nagrodę za podjęte dla nich trudy. Uprzedzony chyba umysł nie przyzna, iż miłość jest najlepszą wzorowego rodzinnego życia mistrzynią, bez jej bowiem dobroczynnego wpływu słabsi i upośledzeni od natury nigdyby zaspokojenia swych potrzeb nie znaleźli.
Jakże inaczej przedstawia się kwestya korzystania z owoców wspólnej pracy w społeczeństwach opartych nie na miłości lecz na zasadzie ścisłej sprawiedliwości, która rzekomo wymaga, by każdy otrzymał wynagrodzenie odpowiedne przysporzonej korzyści. Weźmy np. spółkę rzemieślniczą, dzielącą zyski w stosunku do wartości przyniesionej pracy. Z dwóch wyrobników, z których jeden obarczony liczną, ale niezdolną do ciężkiego trudu dziatwą, drugi zaś sam jeden, a do tego młodszy i silniejszy, ostatni otrzyma więcej nierównie niż na swe utrzymanie potrzebuje, podczas gdy pierwszy nie będzie w stanie zarobkiem swoim opędzić koniecznych potrzeb rodziny, przy najsumienniejszej nawet pracy; a cóż i mówić o wypadku kalectwa lub choroby naczelnika rodziny, który wedle tej zasady, nie ma prawa do kawałka chleba, skoro zapracować nad nie może. Jeśli miłosierdzie nie poratuje tych biedaków, śmierć głodowa nieuchronnie ich czeka. I moźnaż, pytam, zasadę podobną nazwać słuszną lub dla społeczeństwa zbawienną? Nie sto-krocże lepiej oprzeć ustrój społeczny na tejże zasadzie miłości, na której opiera się każda szczęśliwa rodzina? Niektóre państwa, przerażone groźnym rozwojem kwestyj socyalnych, dla uniknienia gotu-