Bywało różnie. Część artystów zeszła całkowicie do podziemia, wystawiała w kościołach i w obiektach zamkniętych. Ja postanowiłem zastosować otwartą krytykę i mówić wprost. Mam dość przekorną naturę, dlatego w którymś momencie pomyślałem, że trzeba spróbować wystawić gdzieś sztukę publicystyczną. Niektóre galerie działały, więc wystarczyło jeszcze nadać tym rzeźbom trochę inną formę. Udało mi się zrobić kilka wystaw indywidualnych i czuję, że cenzorzy po prostu się nie zorientowali albo zwyczajnie nie zrozumieli co one znaczą. Robiłem między innymi rysunki nitką. Były to, wykonane z gazy, popiersia kobiet w formie siatek na zakupy. W środku zawieszałem na przykład symboliczną wagę, świadka reglamentowanych zakupów lub nie do końca wykupione kartki na żywność. W którymś momencie ludzie zaczęli do tych siatek wrzucać pieniądze. Wydaje mi się, że była to sprawa pewnej solidarności.
Wykonywałem także ludzi-dzwony, bowiem zacząłem wówczas personifikować obiekty, a poza tym wyszedłem z założenia, że ludzie z SB działają często po omacku. Wiedzą, że coś dzwoni, tylko nie wiedzą w którym kościele. Wyrzeźbiłem na przykład kobietę-dzwon, którego sercem były nogi. Wszystkie rzeźby z tego cyklu miały zalepione usta, zakryte oczy albo skrępowane „serce”, żeby nie dawało dźwięku. A wielość tych dzwonów robiła niesamowite wrażenie.
Później, już podczas stanu wojennego, sporo było ludzi, którzy nie wiedzieli, co mają z sobą zrobić: okaleczeni, uwięzieni, zastraszeni... To oni dali początek rzeźbom rzężącym i niestabilnym. Potrzeba im było bowiem odciągów, podpórek. Prawie równocześnie BWA w Częstocho-wie dostało stary budynek do zagospodarowa-100 nia i ktoś próbował wystawić tam rzeźbę kla-- syczną, bardzo wysoką i szczupłą na małej podstawie. Jednak podłoże było zbyt miękkie, w wyniku czego rzeźba cały czas się kiwała. Robiono wtedy wszystko, żeby stała bez ruchu, co obudziło we mnie koncepcję stworzenia rzeźby ruchomej, a jako źe istniało pewne niebezpieczeństwo wynikające z jej niestabilności, musiałem wykorzystać odciągi. Miały one znaczenie nie tylko dla formy dzieła, ale również dla idei - były źródłem dodatkowej ekspresji.
Rzeźby te są bezpośrednimi przodkami Balansujących, ponieważ w momencie, kiedy odzyskaliśmy już naszą dzisiejszą wolność, wielu ludzi nie umiało się odnaleźć, dlatego zaczęli balansować. Przyjechał do mnie kiedyś przyjaciel, którego żona namówiła na handel kosmetykami Amwaya. Zacząłem się wtedy zastanawiać: - Co się z ludźmi dzieje? Niedługo potem znajomy profesor matematyki również usiłował namówić mnie na domokrąstwo - zjawisko, z którym wcześniej w Polsce się nie spotkałem. Obce mi były bowiem nagabywania przypadkowych ludzi. On natomiast nie wiedział już wtedy czy ma jeszcze uczyć, czy zająć się tylko handlem. I taki był właśnie mój bałansjer - zawieszony między jedną a drugą rzeczywistością.
- Z jakich surowców zrobiony jest cykl „Balansujących ”?
- W ich skład wchodzą głównie pyły metali kolorowych zanurzone w żywicy i oparte na konstrukcji z maty szklanej. Amerykanie nazywają je „syntetycznymi brązami”. Całość wypełniona jest konstrukcją metalową, która służy jako szkielet i balast zapewniający utrzymanie określonej pozycji.
- Czy faktycznie najtrafniejszą drogą do ich zrozumienia jest stwierdzenie, iż są one odzwierciedleniem teatru dnia codziennego oraz ludzi-akłorów, którzy biorą w nim udział?
- Różnie to bywa. W pewnym sensie tak. Jest jakaś reakcja i kontrreakcja. Jest widz i jest bałansjer. Najczęściej są one jednak ekspozycją plastyczną, ale tworzą również akcje i spektakle, tworzą nowe wartości. Pokazywałem je zarówno w salach wystawienniczych, jak i na dworcu, w galeriach handlowych, na ulicach, w pasażach, w ogrodach, w halach zdrojowych, w teatrach... Obecnie w pewnych miejscach stają się pomnikami balansującymi, czyli stałymi rzeźbami miejskimi.
Konspekt nr 2/2007 (29)