Homilia na niedzielę III Wielkanocy ( rok A)
A:hover {
FONT-WEIGHT: bold; COLOR: #dccd47
}
strona
główna nowości
email księga gości ogłoszenia dyskusja reklama-banery
chat zasponsoruj
Pan Jezus z
nami w naszej drodze do Emaus.
Homilia na
niedzielę III Wielkanocy ( rok A)
Wieczerza w
Emaus
Holenderski Malarz Rembrandt namalował wiele obrazów o tematyce ewangelicznej – miedzy
innymi obraz nawiązujący do dzisiejszej Ewangelii : ,, Wieczerza w
Emaus”. Wpatrując się w to
wielkie dzieło z łatwością odczytujemy na twarzach wędrowców wielka radość
na twarzach po rozpoznaniu obecnego wśród nich Chrystusa. Obecnie obraz ten jest umieszczony w
muzeum. Pewnego dnia
przewodnik oprowadzający
zwiedzających szeroko zaczął opowiadać o tym spotkaniu . Wśród
zwiedzających było małżeństwo Browne, których zginął w wypadku
samochodowym . Byli bardzo załamani po tym nieszczęściu. Udali się celowo
do muzeum, aby się oderwać od tego bólu, znaleźć jakieś pocieszenie.
Słuchając słów przewodnika powoli zaczęli odnajdywać choć trochę nadziei,
pocieszenia. Po wysłuchaniu słów opowiadania powiadają : tyle razy
słuchaliśmy tych słów, ale
nigdy nas tak nie ukoiły jak dzisiaj. Zabrzmiały one w naszych uszach z
wielkim uczuciem i przekonaniem. Na to przewodnik powiedział o sobie
:,,był czas, że opowiadałem ten fragment Ewangelii jakoś inaczej, bez
serca, bez zaangażowania się, jakby mechanicznie. Ale gdy trzy lata temu
moja żona zachorowała na raka , a jej agonia się przedłużała nie mogłem
zrozumieć ani jej potwornego cierpienia, ani zbliżającej się śmierci. W
moim załamaniu wciąż widziałem koniec wszystkiego. Po śmierci żony
przyjaciele nakłonili mnie do pracy w muzeum po raz drugi. Jednak opowiadałem
tak samo mechanicznie i sucho to zdarzenie z Emaus. Pewnego dnia cos mnie
przełamało. Pomyślałem sobie, że historia dwóch uczniów idących do Emaus,
jest także i moją historią. Dotąd byłem człowiekiem wierzącym, ale
Chrystus z Ewangelii nadal był dla mnie tylko bladym cieniem.
Zacząłem odczuwać wreszcie Jego obecność przy mnie, jako obecność
wiernego Przyjaciela
znającego moje problemy, bolączki, głębokie ludzkie cierpienie.
Zrozumiałem, że wraca do mnie , do serca promyk radości, chęć życia.
Rodziła się we mnie jego pełnia obejmująca sobą tych, którzy odeszli z tej
ziemi.” To dziwne, -
powiedzieli państwo Browne – gdy pan opowiadał, popłynęły nam łzy z oczu,
czuliśmy że i w nas , w naszych sercach rodzi się nadzieja, przychodzi
pociecha, powraca chęć i sens życia... pan tak cudownie to powiedział....
! ( Za Ks. Ryszardem Koprem –
Ku wolności s. 70)
Pan Jezus idący z nami przez drogę życia
nie patrzy na dom, ale w głębię naszej duszy.
Nie jest to łatwe, by dostrzec w porę obecność idącego obok nas
Chrystus. Wędrowcom pałały serca, gdy do nich mówił i pisma im wykładał –
ale oczy były jakby na uwięzi , nie rozpoznali Go, aż do czasu łamania i
błogosławienia chleba. Może byli bardzo przejęci zawodem po ukrzyżowaniu
Nauczyciela ? ,, A myśmy się spodziewali, że On... ” Wielu z nas spodziewa się i często
wypowiada swoje rozczarowanie, wyrazy zawiedzenia się na Bogu. Ale czy
słusznie ? Czy dobrze pojęliśmy Jego drogi ? Z Chrystusem umierają nasze
nadzieje . Chrystus zmartwychwstał, pokazuje się światu, a nadzieje nasze
nadal legły w grobie ! Powoli
może przyzwyczajamy się do Jego braku, pokonujemy, jakby blednie Jego
obecność wraz z nasza rozpaczą, bólem, z naszą w Nim pokładaną
nadzieją.
Może wraz z rozproszonymi uczniami, udającymi się od Jerozolimy jak
najdalej i my się oddalamy od centrum naszej wiary, od Zmartwychwstałego i
Jego Wieczernika ! I my zasłuchani, urzeczeni wyjaśnieniami Pisma – chcemy
powiedzieć ... dobrze nam z Tobą, zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi.
Zaczynają być szczęśliwi, urzeczeni Jego obecnością, ale jeszcze nie zdają
sobie sprawy, z Kim rozmawiają,
Kogo mają obok siebie ?! Zasłuchani od Wieczernika . Dopiero
podające chleb ręce, dostrzeżone rany i błogosławiące usta otwierają im
serca i oczy.
Dopiero teraz smutek przemienił się w radość . Poznany Jezus
rozradował ich bez reszty. To kojąca, zbawcza obecność Chrystusa z nami.
Daleka ucieczka od tragedii
Wielkiego Piątku owocuje na nowo radością. Dom i serca napełniły
się obecnością Boga. On miał w sobie moc kojącą i zbawczą obecnością
przemieniał człowieka. Aby
Chrystus dołączył się do nas w drodze trzeba iść do naszego Emaus, do naszego domu Bożego,
Trzeba wsłuchać się w Jego słowa, chcieć z Nim rozmawiać czyli modlić się. Trzeba także Go zaprosić, jak owi
wędrowcy : Panie, zostań z nami , bo ma się ku wieczorowi, zasiąść z Nim
do wspólnego stołu, dzielić z Nim błogosławiony Chleb. Często my czekamy
na Jego zaproszenie, a tym razem do nas należy , aby tak wspaniałego
Przyjaciela zaprosić do siebie, do swojego domu.
Dom w Emaus – nasz dom.
Dom, jak wiele innych na świecie, może o wytartym progu przez
często przychodzących, może stary ze skrzypiącymi drzwiami. Ale dom, w
którego czterech ścianach upływało nasze codzienne, trudne życie, rodziły
się i wychowywały dzieci , gotowało się codzienna strawę, gdzie goszczono
się i kłócono, czasem płynęły ku niebu słowa modlitwy. Zapadał mrok,
udawaliśmy się na spoczynek i z łaski Bożej znów wstawaliśmy , by udać się
do szkoły, do pracy, po zakupy.
Siedząc przy stole, rozprawiając żywo o wydarzeniach ostatnich w
stolicy, podczas łamania chleba przy wieczerzy otwarły się ich oczy.
Łukasz i Kleofas krzyknęli razem : Jezus ! Rysy Nieznajomego stały się
bliskie, swoje, drogie - jak
nam w czasie niedzielnej Mszy św. z swoim parafialnym kościele, w naszym
domu. Byli tak blisko siebie... niemal dotykali GO, a teraz odszedł.
Ktoś zawołał : jaki dziwny jest ten nasz Pan Jezus. Jakby lubił być
nieznanym, ukrywa się czy co ? Przyjmuje postać wędrowca, włącza się w
rozmowę dziwnie pytając o czym tak rozprawiamy ? niby nic nie wie, a wie
wszystko ! Wreszcie ukrył się
w kruszynie Chleba i chce, aby Go nasza wiara wciąż szukała , wtargnęła do
środka Jego tajemnic.
Chrystus lubi, aby Go szukać nasza wiarą, posiadać nasza miłością,
cieszy się, gdy jest w naszym domu, gdy zza węgła pbserwuje nas, jak matka
swoje dzieci czy się grzecznie zachowują, nie przynoszą jej wstydu . Nie
widząc ich – w zakłopotaniu rzuca wszystko, aby ich szukać ! Matka się
cieszy, gdy w tym szukaniu dzieci kryje się jego przeogromna miłość do
niej.
Przemocy ludzkiej nie lubi. Nie chce być kochanym na siłę, za coś,
nawet przemocą nie przyciąga do siebie duszy człowieczej. Przemoc jest
oznaka słabości i dowodzi słabości człowieka. Dziwny jest Pan Jezus. Lubi
specjalnie przychodzić, gdy się dzień chyli ku wieczorowi, aby z nami jeść
kolacje, rozmawiać, dawać się rozpoznać. Gdy jeszcze chodził po ziemi
palestyńskiej – spieszył sam lub z uczniami na Górę Oliwna, aby się
modlić. Pan Jezus lubi przychodzić, ale do tych, którzy Go za dnia życia
ujrzeli, co Go w jasności rozpoznali, co o Nim myślą, szukają Go z
potrzeby serca.
Pamiętam człowieka – 12 lat nie był u spowiedzi. Twierdził, że
choć był kolejarzem, miał
wiele biletów bezpłatnych na przejazd, wiele razy przejeżdżał przez
Częstochowę , nigdy przez nią nie przeszedł . Przyszła nagle śmiertelna
choroba. Żona przez telefon wezwała lekarza i księdza. Lekarz był bliżej,
przyszedł wcześniej – ksiądz dalej , więc później. Był u drzwi, gdy ten
życie skończył. Pan Jezus próg przekroczył, ale nie zdążył przyjść do
niego, wrócił do tabernakulum, był już niepotrzebny. Przychodzi do tych,
którzy Go pragną za dnia, którzy o Nim pamiętają i kochają. Pamiętacie,
jak to było na Kalwarii ? Do jednego zdążył przyjść i zaprosił do swego
Królestwa, a drugi był tak blisko, może tylko dzieliło ich dwa metry – ten
wzgardził, nie dosięgnął Chrystusa, pozostał na zawsze w oddaleniu. W domu
jego serca nie było miejsca dla Chrystusa, choć miał jeszcze trochę czasu
i ostatnia szansę !
W tym domu, w naszym Emaus
podobnie jak w Wieczerniku – Pan Jezus pełni rolę ojca rodziny.
Zasiada do wieczerzy, dzieli chleb, błogosławi, posila nim siebie i daje
siedzącym obok. To wszystko otwiera im oczy, napełnia serca wiarą, czyni z
nich autentycznych uczniów i wręcza nakaz apostołowania swoim życiem. Być
razem z Chrystusem i przy tym niezwykłym stole w domu Bożym , biorąc ten
niezwykły Chleb, wobec którego na twarzy przyjmującego na znak radości
pałają serca, ukazuje się na twarzy rumieniec, przychodzi siła do
pokonania wszelkich trudności i przeszkód w codziennym życiu.
Pomyśleć sobie : tylu nie ma tego domu z własnej winy, a gdy go ma
– do niego nie chce im się chodzić, a nawet po Chleb nie chce im się
podchodzić – czyżby byli aż tak syci, że im już i Tego Przyjaciela nie
potrzeba ? Wola żyć z dala od Niego, jak ten po drugiej stronie Krzyża
?
Chrystus wobec nas w naszym
kościele.
Przy stole nakazał Pan Jezus, tym, którzy Go kochali – To czyńcie na Moją
pamiątkę. To słowa tak mocne, jak mocnym jest testament umierającego. I
czynią to wobec nas niemal codziennie. Myśmy tez otrzymali Chleb położony
na stole. Ale wyciągnijmy dłonie, podejdźmy bliżej tego stołu. Iść po
chleb, to rodzinny obowiązek, to normalna potrzeba i wyraz troski. Tego
chleba nie można brać brudnymi rękami. Ten Chleb leży na Bożym stole, Do
tego stołu nie można przychodzić ze złymi intencjami . Ten Chleb dzielono
na kruszynki w obozach koncentracyjnych, w celach więziennych, w czasie
zniewolenia.
Nie musimy jechać daleko. Ani nawet za granicę choćby do
Jerozolimy. Mamy tak blisko swój wieczernik, a w nim obecnego Chrystusa –
w Chlebie miłości. On czeka na nas o każdej porze w swoim Słowie, w
Chlebie Eucharystycznym, w swoim Kościele, w naszych sercach, w życiu
chrześcijan.
Nie mów, że masz dość innego chleba – bo on daje tylko sytość
twojemu ciału. Za mało dbać o
wygląd swego ciała ! Zobacz swoje dzieci, czy tylko za chleb cię kochają ?
Czy w ogóle Cię kochają ? Czy będą kochać za kilka lat ? gdy przyjdzie
nieszczęście, choroba, starość ? Ten Chleb z Boskiego stołu leczy
rozdarcia wewnętrzne, rodzinne rany nieporozumień, rozterki serca. Umacnia
nas na drogach naszego życia, bo idzie z nami w każdej sytuacji. Ten Chleb
jednoczy ludzi ze sobą, uczy dzielić się z innymi, pozwala poznać tych,
którzy kryją w sercu przewrotność.
Jezusowa obecność nadaje nowy sens
naszej drodze.
Nigdzie w Ewangelii nie znalazłem obietnicy, że kroczenie drogą
wiary będzie łatwe i przyjemne. Nawet do Emaus uczniom Chrystusa, gdy Go
jeszcze nie czuli jako obecnego nie było lekko i radośnie. Przytłoczeni,
załamani użalają się wzajemnie... a myśmy się spodziewali. Przeraził ich
właśnie krzyż i cierpienie . Dopiero rozpoznany dodał im nie tylko
rumieńca, ale i otuchy. Wstąpił w nich nowy zapał, nowe życie. Nie
zapomnijmy słów : oto Ja pozostanę z wami przez wszystkie dni, aż do
skończenia świata. To nie jest znak pożegnania, zapomnienia – ale
obecności i to nie byle jakiej, ani byle kogo.
Karmienie się Jego Chlebem , przy Jego stole pozwala wydobyć nowe
siły potrzebne do dalszej drogi, daje nadzieję, nie przemija, nie zawodzi.
Pan Jezus chce z nami być zawsze i wszędzie. Jest to gotowość
niepodważalna. Nawet droga, która wydaje się być bardzo trudną, uciążliwą,
pełna zawiłości – staje się niebawem – właśnie z Nim nadzwyczaj prostą .
On jest pośród nas, można Go niemal dotknąć, z Nim rozmawiać i Jego
słuchać. To takie nasze Emaus . Chciałoby się krzyknąć jak Piotr na górze
Tabor – Panie, dobrze nam tu być ! Czasem Go szukamy jakby po omacku, a On
idzie obok nas. Trzeba mieć tylko oczy szeroko otwarte i serce spragnione
Jego obecności, gotowe do
rozpoznania – bez uprzedzeń i dystansu.
Co nam pozostaje do zrobienia ?
Spróbujmy w naszym życiu odnaleźć drogę do Emaus, do wieczernika i
do każdego miejsca, gdzie możemy spotkać się z Chrystusem. Kiedy pan Jezus
wyjdzie ku nam – naprzeciw – nie mijajmy Go , otworzymy się na Jego słowo,
mówmy do Niego i słuchajmy, co do nas mówi. Pozwólmy każdego dnia
zamieszkać Jezusowi w naszym sercu. Nie traktujmy Go jako naszego
sublokatora, który ciągle nam przeszkadza w wygodnym życiu. Odrzućmy wiarę
wygodną, która pojawia się w niedziele w kościele, a znika na ulicy w
drodze do domu, do pracy, do szkoły, w autobusie. Ani Chrystus, ani ja
chrześcijanin – nie jestem widmem !zjawą !
Na pytanie, dlaczego idę do kościoła - odpowiedź znajdę w sercu. A może dałem się
na jakiś czas uśpić, aby mieć tzw. święty spokój z Panem Bogiem i z
sumieniem ? Tyle wieków i tylu pokoleń Chrystus nie zawiódł – mnie też nie
zawiedzie. On naprawdę jest
radością naszych serc, jednoczy nas – więc nie jesteśmy sami. Poznajmy Go
po łamaniu Chleba.
Amen.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kazanie na 5 Niedziela Wielkanocy BKazanie na 4 Niedzielę Wielkanocy CKazanie na 6 Niedzielę Wielkanocy CKazanie na 2 Niedzielę Wielkanocy CKazanie na 3 Niedzielę Wielkanocy CKazanie na 4 Niedzielę Wielkanocy C CKazanie na 7 Niedziele Wielkanocy BKazanie na 2 Niedziele Wielkanocy BBKazanie na 2 Niedziele Wielkanocy BKazanie na 2 Niedziele Wielkanocy BBBKazanie na 6 Niedzielę Wielkanocy CKazanie na 2 Niedziele Wielkanocną AKazanie na 3 Niedziele Wielkiego Postu BKazanie na 9 Niedzielę Zwykłą AKazanie na V Niedzielę Wielkiego Postu AKazanie na 3 Niedziele Zwykłą AKazanie na 2 Niedzielę Wielkiego Postu C CKazanie na 5 Niedzielę Zwykłą Bwięcej podobnych podstron