Szopka z duszą
- Uwielbiam Święta Bożego Narodzenia - powiedziała Magda pomagając Mamie w przygotowaniu świątecznych potraw: bigosu, placka drożdżowego, rogalików z makiem, pierogów z kapustą i grzybami. Kuba w tym czasie trzepał za blokiem dywany, Bliźniaki sprzątały swoje pokoje, a Tata wyciągał z pawlacza pudełka z bombkami, lamkami, stroikiem i szopką. Żeby je stamtąd wyciągnąć musiał przynieść z piwnicy drabinę i na niej stanąć. Mógł brać po dwa, trzy pudełka, ale nie, on zrobił z nich piramidę i tak obładowany schodził po szczeblach na dół. Nagle drabina się zachwiała i Tata razem z pudełkami po prostu spadł. Hałas od razu zwabił do przedpokoju wszystkich domowników.
-Nic ci się nie stało tato? - zmartwiła się Małgosia
-Nic, tylko…
Spojrzeli na podłogę…
- Nasza szopka! - jęknęła z rozpaczą Magda widząc potłuczone figurki Maryi, Pana Jezusa, pasterzy i Aniołów.
- Rozwalona na amen - potwierdził Kuba, który właśnie wrócił z wytrzepanym dywanem.
- Była taka śliczna. Kupiliśmy ją kiedyś u rzemieślników stojących przed skansenem - posmutniała Małgosia.
Nagle odezwał się dzwonek przy drzwiach.
- A cóż to za skwaśniałe miny? - do mieszkania weszła ciocia Agata patrząc na wszystkich podejrzliwie.
- Szopka nam się potłukła - westchnęła Magda pokazując gromadkę skorupek na podłodze.
- Rzeczywiście i to przed samymi świętami! Ale, ale, mam pomysł! Zrobimy nową szopkę. Właśnie kupiłam kilka pudełek modeliny dla moich dzieciaków z Domu Dziecka. Poczekajcie, skoczę tylko do samochodu i jedno pudełko przyniosę.
Czekali na ciocię z roziskrzonymi oczami. Magda położyła starą ceratę na stół, Kuba ustawił krzesła, Małgosia pobiegła po tacki. Wyjęta z pudełka modelina miała aż dwanaście kolorów. Było w czym wybierać. Teraz tylko lepić, rzeźbić wykałaczką oczy, usta, włosy. Małgosia aż język wytknęła z wysiłku, a Magda wzdychała raz po raz. Ciocia Agata, Mama z Dominikiem na ręku i Tata przyglądali się im z boku, czasem pomagali, czasem podpowiadali co jeszcze ulepić. No bo w takiej szopce nie mogła zabraknąć ani Maryi, ani Józefa, ani małego Jezuska, ani pastuszków, ani królów, ani bydełka…Najpierw lepili w ciszy, ale w pewnym momencie Kuba podniósł figurkę Józefa i zaczął mówić:
- Jestem Józef, muszę znaleźć jakieś miejsce ciepłe i wygodne dla Maryi, żeby urodziła syna Bożego, ale nikt nie chce nas do swojego domu wpuścić!
Wtedy Magda podniosła figurkę Maryi
- Oh, Józefie, może w tej szopce z bydełkami się zatrzymamy, ja już naprawdę dalej iść nie mam siły.
I Kuba zaraz odpowiedział:
- Będzie nam tu dobrze Maryjo. Jest krówka, osiołek, owieczka, baranek, konik, wielbłąd, gołąbek…-i zaczął naśladować głosy zwierząt - Muuu, muuu, iaaa, iaaa, meee, meee, beee, beee, pfuuu, pfuu, gruchu, gruchu…
- Muuu, muuu, iaaa, iaaa, meee, meee, beee, beee, pfuuu, pfuu, gruchu, gruchu - zaczęli powtarzać za Kubą coraz szybciej i coraz głośniej.
Dominik chyba się ich głosów trochę przestraszył bo zaczął płakać. Mama przytuliła go mocno do siebie i zaśpiewała:
-„Jezus malusieńki, płacze wśród stajenki”
A Małgosia z Aniołem w ręku dośpiewała:
- Anioł pasterzom mówił, Chrystus się nam narodził.
I Kuba zawołał grubym głosem:
- Ja Kacper Król ze Wschodu dalekiego, Jezusa powitać chciałem maleńkiego, w szopce w Betlejem urodzonego!
Oj, układały im się te rozmowy jakby słowa im jakiś Anioł podpowiadał. Ciocia Agata nie mogła od nich uszu i oczu oderwać.
- Wiecie co? - powiedziała z uśmiechem - chciałam z dzieciakami z Domu Dziecka zrobić z modeliny stroiki, ale teraz myślę sobie, że ulepimy szopkę, taką podobną do waszej, bo ona ma duszę. Kiedy was słuchałam i na was patrzyłam to tak jakbym tam z Rodziną Świętą w Betlejem była… Co byście powiedzieli na to, żeby pójść jutro ze mną do Domu Dziecka i opowiedzieć dzieciakom o narodzinach Pana Jezusa, a później pomóc im w lepieniu figurek i zrobić takie przedstawienie jak to dzisiaj?
- Oczywiście, że pójdziemy! - wrzasnęli, aż Dominik znów się rozpłakał.
- Zupełnie jak mały Jezus w stajence - powiedziała ciocia ze łzami wzruszenia w oczach i pogłaskała Dominika po jasnych, jedwabistych włoskach.