Rozdział 17
W chwili, gdy McGonagall, Snape i Hagrid przybyli na szczyt wieży, na niebie dało się zauważyć nadlatujące na miotłach postacie z wielką uprzężą między nimi. Czarodzieje wylądowali i po krótkiej rozmowie, równoważąc jednocześnie ciężar, zabezpieczyli klatkę z małym smokiem. Po szybkości i precyzji ich ruchów jasne było, że robią to bardzo często. Odlecieli zaraz po otrzymaniu od Hagrida listy wskazówek odnośnie smoczątka i zapewnieniu gajowego, że dobrze zaopiekują się jego małym Norbertem. Wszystko wydarzyło się w mniej niż osiem minut.
W chwili, gdy jego ostatni pupil zniknął im oczu, Hagrid musiał użyć wielkiej chusteczki by osuszyć łzy strumieniami płynące mu po policzkach.
McGonagall poklepała go po plecach. Tak naprawdę nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć w takiej chwili.
— Przykro mi, pani profesor... Nie mogę się powstrzymać… Kochałem go... — wychlipał gajowy.
— Jest już późno Rubeusie, chodźmy odpocząć. — Wicedyrektorka ponownie uspokajająco poklepała pół-olbrzyma po plecach.
— Tak, proszę pani — przytaknął ponuro Hagrid, po czym głośno wysmarkał się w swą ogromną, kraciastą chusteczkę.
Odwrócili się i zaczęli schodzić na dół.
— Profesorowie... Nie chcę się wtrącać, niech Merlin broni, ale... młodziki myślały, że Norbert był po prostu „interesujący". Nie chciałem, by kogoś skrzywdził… To ja ich namówiłem na tę pomoc, a później to się już jakoś samo potoczyło... — Hagrid starał się, choć minimalnie umniejszyć winę jego młodych przyjaciół przed nauczycielami, biorąc winę na siebie.
— Dziękuję, Hagridzie. — Minerwa zauważyła, że gajowy zaczął składać chustkę, by wytrzeć oczy, więc po cichu zaczęła liczyć na szybkie zakończenie tej „smoczej przygody".
— Pójdę już do siebie. Dziękuję za pomoc przy Norbercie. — Hagrid pożegnał się, czknąwszy poprzez ostatni, cichy szloch.
— Cieszę się, że mogliśmy pomóc, Rubeusie — odpowiedziała McGonagall, mając cichą nadzieję, że kiedyś uda im się uświadomić gajowego, że jego pupile to niebezpieczne bestie, które nie powinny być hodowane w Hogwarcie.
Hagrid wyszedł z Wieży przed profesorami. Minerwa szła w milczeniu obok Severusa. W końcu doszli do klasy zaklęć.
Pięcioro dzieci siedziało przytulone do siebie, spoglądając przez szklaną ścianę, która nie pozwalała wydostać się im na zewnątrz. Severus zauważył, że drzemały, ale nie spały. Odwrócił się, by porozmawiać z McGonagall.
— Zajmę się Potterem i Malfoyem, Minerwo. Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko?
— Jeśli oznacza to, że jutro w szkole będzie mniej o dwóch uczniów, to tak… mam coś przeciwko, Severusie. — Snape rzucił czarownicy jedno ze swoich miażdżących spojrzeń, sugerujące by się nie wtrącała, ale wicedyrektorka była odporna na tego typu rzeczy.
— Potrafię się kontrolować, Minerwo — wysyczał przez zaciśnięte ze złości zęby Mistrz Eliksirów.
— Myślę, że wszyscy jesteśmy zmęczeni, Severusie. Weasley musi wrócić do ambulatorium, nim Poppy zacznie go szukać. Myślę, że ma wystarczająco dużo wolnych łóżek, aby pomieścić wszystkich małych łotrów. Rozprawimy się z nimi rano — odparła spokojnie McGonagall.
— Przecież nie będę... — Próbował zaoponować Snape, ale nauczycielka transmutacji uciszyła go machnięciem ręki:
— Jestem pewna, że będziesz równie mile widziany w szpitalu, co dzieci, Severusie. Z mojej strony mogę ci zagwarantować opatulenie przed snem, masz ochotę? — zapytała z szelmowskim uśmiechem, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
— Nie potrafię go zrozumieć... Powiedział, że rozumie, dlaczego nie chciałem go zabrać na tę eskapadę... — mruczał pod nosem Snape, głowiąc się nad niezrozumiałym dla niego zachowaniem syna.
— Możesz poprosić go o wyjaśnienia rankiem. Jesteś gotowy? — Spojrzała życzliwie na młodszego kolegę, dziękując Merlinowi, że nie jest w jego sytuacji i nie musi sobie radzić z własnym, nieposłusznym dzieckiem.
Severus odetchnął głęboko:
— Tak, jestem.
— W takim pozbądź się tej miny inkwizytora, młody człowieku! Dzieci nie muszą mieć przez ciebie koszmarów — zażądała bezwzględnie wicedyrektorka.
Weszli do klasy zaklęć i McGonagall krótkim machnięciem różdżki spowodowała, że szklana ściana znikła.
— Chodźcie ze mną — poleciła surowo uczniom.
— Tak, proszę pani. — Jedynie Hermiona była w stanie odpowiedzieć.
McGonagall szła przodem. Tuż za nią podążała Hermiona, następnie Neville, Ron, Harry i Draco. Snape zamykał ten mały pochód. Próbował wyczytać coś z sylwetki dziecka, które na pewno było inicjatorem tej przygody. Harry za wszelką cenę starł się nie rozpłakać. Czuł się winny, że wpakował przyjaciół w wielkie kłopoty. To, że on w nie wpadł, to jedno, ale że pociągnął za sobą innych, to już zupełnie inna historia. Ron podążając za nim powiedział:
— To było ekscytujące, kumplu. Myślę, że Norbert nas pamiętał i chciał się po prostu bawić.
— Jak się czujesz? — zapytał zaniepokojony Harry.
— Trochę zmęczony, ale to naprawdę nic wielkiego. — Ron czuł, że jego przyjaciel potrzebował teraz wsparcia.
— Snape nas udusi, Potter. — Malfoy, idący obok nich, był po prostu realistą.
— A pani Pomfrey rzuci na moje łóżko zaklęcie klejące — mrugnął porozumiewawczo rudzielec.
— Myślisz, że stracimy punkty? — Harry przypomniał sobie, jak bardzo zmartwiona była Hermiona o utratę punktów przez Gryffindor.
— Nie martw się, śmierć nadejdzie rano. — Ślizgon cieszył się ostatnimi chwilami życia.
— Jak myślicie, gdzie nas prowadzą? Bo to nie jest droga do gabinetu profesor McGonagall — szepnęła Hermiona.
— Przykro mi, że namówiłem was do przyjścia — powiedział skruszonym tonem Harry.
— Nie zmuszałeś nas, stary... — zaoponował stanowczo Ron.
— Przynajmniej mogłem na własne oczy zobaczyć smoka — dopowiedział Neville. Hermiona pocieszająco położyła rękę na ramieniu Harry'ego. Nie było zbyt wiele do powiedzenia w tej sytuacji, ale to nie było tak, jakby nagle zamierzała przestać być jego przyjaciółką.
Wkrótce przybyli do ambulatorium. Szkolna pielęgniarka była świadoma braku jej pacjenta i wysłała już wiadomość do Minerwy.
Ronald, po szybko rzuconym zaklęciu diagnostycznym, pospiesznie wrócił do łóżka. Musiał wypić obrzydliwie smakujący eliksir, który miał pomóc zmniejszyć obrzęk dłoni. Nie miał nawet wystarczająco dużo czasu, aby pożegnać się z wspólnikami-spiskowcami, ale usłyszał, że wszyscy uczniowie mają spać w szpitalu.
Minerwa w kilku słowach wyjaśniła Poppy potrzebę korzystania z ambulatorium. Pielęgniarka zrozumiała powagę sytuacji i błyskawicznie, machając różdżką, zaordynowała:
— Dzieci, na łóżkach znajdziecie piżamy. Przygotujcie się do snu i to szybko, jest bardzo późno.
Hermiona pierwsza wybrała łóżko, a pani Pomfrey zasunęła wokół niego zasłony. Z lekkim wahaniem Neville zajął kozetkę obok niej. Draco spojrzał na swojego Opiekuna Domu, nie bardzo wiedząc jak się zachować, z racji tego, że w Slytherinie rozstrzygano sprawy trochę inaczej. Snape wykonał ledwo zauważalny ruch głową i Malfoy posłusznie podszedł do następnego łóżka.
Harry chciał zasnąć i udawać, że to wszystko było tylko złym snem. Spojrzał na wściekłego opiekuna stojącego za nim i podszedł do ostatniego wolnego posłania. Wokół jego łóżka również zostały zaciągnięte kotary. Snape nie wypowiedział ani słowa. To nie wróżyło nic dobrego!
Harry wiedział, że nie zniesie faktu, jeśli Snape ponownie go znienawidzi. Zdjął ubranie i zorientował się, że jego szaty były podarte. Co prawda Norbert ledwo się do niego zbliżył, ale miał bardzo ostre pazury. To były jego nowe szaty! Snape zda sobie również sprawę, że jest niewdzięczny i... Po przebraniu w piżamę i położeniu do łóżka, Harry pozwolił sobie na płacz.
Snape, leżący w sąsiednim łóżku, usłyszał jego łkanie.
Dobrze… Niech mały łotr myśli, że jest w poważnych tarapatach! pomyślał. Cóż, niech popłacze przez chwilę, w końcu musi upuścić trochę pary po tych nocnych wydarzeniach.
Severus postanowił interweniować, gdy po pięciu minutach szloch wezbrał na sile i wydawało się, że dziecko samo się raczej nie uspokoi. Gniew Severusa w jednej chwili całkowicie wyparował.
Rozsunął zasłony wokół posłania syna i usiadł na łóżku obok niego, kładąc rękę na plecach dziecka. Kilka chwil zajęło Harry'emu, aby uświadomić sobie, że nie jest sam. Usłyszał głos, ale był zbyt zatopiony w swoim smutku. Snape podniósł dziecko delikatnie za ramiona i ułożył tak, by móc go obejmować. Trzymał chłopca tak mocno, jak to możliwe, prosząc go, aby się uspokoił. Po chwili szloch zaczął cichnąć. Dziecko zaczęło oddychać głęboko.
— Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam, sir.
— Uspokój się, synu, nie mówmy o tym, co się stało. Jesteś zmęczony. Musisz spać. Zobaczysz, że rano wszystko będzie wyglądało w niebo lepiej — powiedział uspokajająco Severus, wciąż tuląc chłopca.
— Ale… Ale to było głupie i niebezpieczne, a moi przyjaciele mogli zostać ranni i byłem nieposłuszny... — Harry zaczął wyrzucać z siebie listę swoich przewinień.
— Ciii... To nie pierwszy raz, gdy jesteś nieposłuszny Harry, a znając cię, na pewno nie ostatni… Mam nadzieję, że czas wyleczy cię z twojej lekkomyślności... Teraz musisz odpocząć — odparł delikatnie, choć z nutą stanowczości, Snape.
— Ale... — Harry wciąż nie mógł się pogodzić ze swoimi ostatnimi wyczynami i koniecznie chciał to wytłumaczyć Snape'owi.
— Ciii... Oddychaj głęboko i staraj się zasnąć. — Harry wziął głęboki oddech. Poczuł znajomy zapach szat Mistrza Eliksirów. Miło było być tak tulonym przez ojca. Pewne rzeczy musiały jednak zostać wyjaśnione tu i teraz: — Ale ty już nie będziesz chciał być moim ojcem.
— Niby dlaczego nie? — zdumiał się Snape.
— To w porządku… Ja wiem, że jestem zbyt wielkim problemem. Tak będzie lepiej… Nie musisz już... Rozumiem, było miło... — Harry starał się nie rozpłakać znowu, ale wizja, która zaczęła się już wcześniej kształtować w jego głowie, była po prostu straszna.
Snape poczuł ukłucie w sercu. Dziecko nie chciało być już jego synem? To było bardzo złe, ponieważ po rytuale krwi byli ojcem i synem, w tym samym stopniu, co gdyby faktycznie zapłodnił Lily i... Harry nie mogąc już więcej walczyć z ogarniającym go snem, wtulił się jeszcze mocniej w silne ramiona rodzica i zasnął.
Severus prychnął. Dla kogoś, kto nie chce mieć go już za ojca, Harry czuł się nader wygodnie w jego ramionach. Przekręcił się tak, aby jego głowa wygodnie spoczywała na wezgłowiu i zamknął oczy, cały czas tuląc dziecko, które swoimi wyczynami niechybnie doprowadzi go do przedwczesnej śmierci.
Harry nie obudził się aż do rana. Nie poruszył się nawet o trzeciej nad ranem, w chwili, gdy profesor eliksirów umieścił go z powrotem w łóżku i czule przykrył kocem. Severus wrócił do swojego łóżka, kiedy przypomniał sobie, jakie przerażenie odczuł, gdy usłyszał krzyk Harry'ego w klasie zaklęć. Kiedy w uczniu walczącym ze smokiem za pomocą krzesła rozpoznał swoje dziecko, czuł, że jeszcze chwila i dostanie zawału! Severus transmutował łóżko w bujany fotel i wezwał koc. Był zbyt przerażony, żeby zamknąć oczy i śnić o tym, jak jego dziecko zostaje ranne.
Minerwa McGonagall obudziła się wypoczęta. Postanowiła wypić herbatę i zjeść trochę tostów. Zadzwoniła po swojego ulubionego skrzata domowego, aby dostarczył posiłek do jej biura i zaczęła przeglądać kilka ważnych dokumentów, które musiała dzisiaj podpisać.
To było nie do pomyślenia, że troje jej podopiecznych opuściło dormitorium w nocy! Przecież dała prefektom i Grubej Damie konkretne instrukcje w tej kwestii. Będzie musiała podjąć bardziej drastyczne środki, by zlikwidować ten problem w przyszłości. Nie pocieszała ją nawet myśl, że jeden z młodych węży Snape'a również się wymknął ze swojego dormitorium. Posegregowawszy papiery zaczęła psychicznie przygotowywać się do spotkania swoich lwiątek. Zorientowawszy się, która godzina postanowiła się pospieszyć. Severus spał w ambulatorium i na pewno zamierzał wykorzystać tę okazję, aby dać dzieciom porządną reprymendę. Korzystając ze swoich kocich zdolności bezszelestnie weszła do szpitala, by odkryć, że wszyscy „pacjenci" jeszcze spali.
— Minerwo? Istnieje jakiś problem? — zapytała Poppy Pomfrey, wychodząc ze swojego kantorka.
— Wciąż wszyscy śpią, czy wszystko jest w porządku? — spytała zaniepokojona niespodziewanym obrotem sprawy wicedyrektorka.
— Byli zbyt niespokojni, więc rzuciłam na nich zaklęcie uspokajające, by mogli się porządnie wyspać — wyjaśniła pielęgniarka, wzruszając ramionami.
— Zamówię śniadanie. — Minerwa odetchnęła z ulgą, słysząc wyjaśnienia Poppy.
— W takim razie wezmę w tym czasie szybki prysznic. Dziękuję, Minerwo. — Poppy uśmiechnęła się z wdzięcznością do koleżanki.
Profesor McGonagall była w trakcie przyzywania skrzata, który miał podać posiłek, gdy postanowiła zapytać Severusa, co chciałby zamówić. Podeszła do jego łóżka, ale zauważyła, że było puste. Lekko zaniepokojona tym faktem rozsunęła zasłony wokół sąsiedniego łóżka i znalazła Mistrza Eliksirów śpiącego na bujanym fotelu i trzymającego Harry'ego za rękę. Stłumiła chichot i cicho zasunęła draperię. Najwidoczniej w nocy rodzina rozwiązała już swoje problemy.
Zapach świeżych tostów i jajecznica spowodował nieznaczny ruch od strony łóżek zajmowanych przez dzieci. Hermiona pierwsza opuściła swoje posłanie.
— Panno Granger — powitała ją opiekunka Gryffindoru.
— Dzień dobry, pani profesor — przywitała się cicho, skruszona Hermiona.
Zaraz po dziewczynie pojawili się Neville oraz Malfoy, który podszedł do Hermiony i razem usiedli przy stole umieszczonym na środku szpitala. W tym czasie pojawiła się pani Pomfrey, która rozsunęła zasłony wokół łóżka Rona. Rudzielec był już strasznie głodny, ale nie był w stanie opuścić swojego łóżka, bo szkolna pielęgniarka, zgodnie z jego oczekiwaniami, rzuciła na jego łóżko zaklęcie klejące.
Harry otworzył oczy. Wyjął rękę z uścisku ojca, a ten otworzył oczy, zbudzony nagłym ruchem.
— Dzień dobry, dziecko — przywitał się łagodnie, pamiętając nocną histerię syna.
Harry wiedząc, że nie zasługuje na żadne powitanie, zamknął oczy i powiedział:
— Nie musiałeś tu zostawać.
— Musiałem z powodu koszmarów — wyjaśnił krótko Snape.
— Obudziłem cię moim koszmarem? — Harry nie pamiętał żadnego makabrycznego snu, jedynie fakt, że w nocy spazmatycznie płakał.
— Nie twoim, dziecko. Moim — uściślił Snape, przymykając oczy i próbując odpędzić od siebie nocne sceny z udziałem swojego dziecka i małego smoka.
— Miałeś koszmar, sir? — zapytał zdziwiony Harry.
— To cud, że miałem tylko koszmar, skoro mój syn został zaatakowany przez smoka. Bardziej prawdopodobny w tej sytuacji byłby wylew, młody człowieku — warknął gniewnie Snape.
— Nie musisz być moim ojcem, jeśli nie chcesz. Zrozumiem... Przepraszam, że tak cię przestraszyłem. — I znowu motyw ojca. Snape miał nadzieję, że to tylko wczorajszy stres.
— O czym ty mówisz, synu? Dlaczego miałbym przestać być twoim ojciec? Po przyjęciu krwi, nawet gdybym chciał, a jestem temu całkowicie przeciwny, nie mogę przestać być twoim ojcem — wyjaśnił krótko Mistrz Eliksirów.
— Skąd wiesz, że to działa? Oszukałeś ministra, mogłeś oszukać i mnie... — wyszeptał Harry nie patrząc nauczycielowi w oczy.
Severus przypomniał sobie rozmowę, jaką miał z Dumbledorem. Harry powinien wówczas spać...
— Tak więc muszę dodać podsłuchiwanie do listy twoich grzeszków, dziecko. W tym tempie nie skończysz szorować kociołków aż do owutemów. — Severus momentalnie pożałował swojego żartu, bo twarz Harry'ego posmutniała jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. Chłopak starał się wyjaśnić:
— Ale sir, ja wiem…. Nie zasługuje na ojca. Jestem ciężarem i dziwakiem. A poza tym jestem nieposłuszny, niedbały, niegrzeczny, niepoprawny i… niegrzeczny i... — Harry, podobnie jak ubiegłej nocy, zaczął płakać. W końcu to powiedział. Musiał nauczyć się żyć bez Seve... Snape'a.
Snape nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Wiedział, że w ciągu dwóch poprzednich miesięcy zachowanie syna było wręcz nienaganne. Chłopiec był przerażony samą myślą o odrzuceniu. Ale jak mógł wątpić w magię, która ich otoczyła? W końcu zrozumiał. Gdy Harry usłyszał o magicznych kulach i całej tej sprawie w ministerstwie... Skoro mogli oszukać Ministra Magii, to dlaczego nie jedenastoletnie dziecko, spragnione miłości?
Snape usiadł na łóżku i ponownie mocno przytulił syna. To było dziecko, które ostatniej nocy użyło krzesła, aby utrzymać smoka z dala od siebie i swoich przyjaciół...
— Harry… posłuchaj mnie, Harry. — Chłopiec wciąż płakał. Severus zrozumiał, że musi zrobić coś drastycznego. — Harry James Potter Evans Snape!
Harry, choć z trudem, powstrzymał szloch. Mistrz Eliksirów nigdy nie wymienił całej jego nazwy. Czy ona naprawdę była tak długa? W dodatku użył takiego tonu, że lepiej było zwrócić na niego uwagę. To był ten sam przerażający Snape z jego koszmarów z ubiegłego roku. Otworzył oczy, aby spojrzeć na człowieka, który go tulił.
— Słuchasz mnie teraz? — spytał nauczyciel, gdy tylko mógł spojrzeć w zielone oczy syna.
— Tak, sir. — Snape wymierzył dziecku klapsa w tyłek. Uderzenie nie było mocne, ale przez cienką piżamę odpowiednio zapiekło. — Skończ z tym „sir", synu! Jestem twoim ojcem i to jest sposób, w jaki od tej pory będziesz się do mnie zwracać.
— Tak, ojcze — odpowiedział niepewnie Harry, chcąc móc chociaż jedną ręką pomasować pupę, co niestety uniemożliwiał fakt, że obie jego ręce trzymał Snape.
— A teraz posłuchaj mnie, synu. Masz rację, przekonaliśmy ministra, że bardzo niebezpiecznym jest próbowanie przeciwstawić się starożytnej magii krwi. Ale prawda jest taka, że on już wiedział, że rytuał został zakończony. Był zły, bo zrobiliśmy to bez wcześniejszego zapytania Ministerstwa o zgodę, a oni są maniakami kontroli, którzy chcieli się targować, co do warunków przyjęcia. Spasowali, bo wiedzieli, że ceremonia przyjęcia była udana. Obaj chcieliśmy, aby to się stało i dlatego właśnie to był prawdziwy rytuał — wyjaśnił cierpliwie, choć kategorycznie Mistrz Eliksirów.
— Bardzo mi się podobało, gdy poczułem magię wokół ciebie i mnie — powiedział cicho Harry, wciąż patrząc ojcu prosto w oczy.
— Czy sądzisz, że to było nieszczere uczucie? — spytał Severus, uważnie przypatrując się synowi.
— Nie wiem — przyznał niepewnie Harry.
— Wystarczy, że mi zaufasz w tej kwestii, synu — oznajmił poważnie Severus.
— Ale ja... Byłem nieposłuszny, kiedy wyszedłem z dormitorium i powiedziałem Draco i Ronowi żeby poszli ze mną i... — jąkając się Harry ponownie, jak dzień wcześniej, zaczął wyliczać swoje przewinienia.
— A panna Granger i Longbottom sami potraktowali to jak zaproszenie na piknik! — warknął Snape.
— Ale to było chyba sprzeczne z rytuałem, a... nic się nie stało — wyszeptał prawie niesłyszalnie Gryfon.
— Spodziewałeś się, że spadnie grom z jasnego nieba i cię uderzy, synu? — Harry, który miał głową pochowaną w szatach ojca po prostu przytulił się do Snape'a jeszcze mocniej. — Harry… rytuał sprawił, że stałeś się moim synem. Nie zmienił cię, ani nie naznaczył w żaden sposób... Masz tylko jedenaście lat i jesteś normalnym dzieckiem. Oczywistym jest, że będziesz nieposłuszny i że będziesz podejmował błędne decyzję. Dlatego tu jestem. Żeby cię nauczyć dokonywać mądrzejszych wyborów w przyszłości... Jesteś tylko dzieckiem. Moim dzieckiem — oświadczył stanowczo Mistrz Eliksirów.
— Więc nadal chcesz być moim ojcem, tak? — Odpowiedzią Snape'a był kolejny piekący klaps.
— Ałaa! To bolało — żachnął się Harry, masując uderzony pośladek.
— Mam w zanadrzu mnóstwo takich „argumentów", których bardzo chętnie ci udzielę, jeżeli dalej będziesz twierdził, że nie jesteś moim synem, a ja, że nie chcę być twoim ojcem — odparł surowo Snape.
— Ałaa! — Padł kolejny klaps. Nie były mocne, ale umieszczane w tym samym miejscu docelowym, co powodowało, że uczucie pieczenia tylko się nasilało. — Tato, proszę. Rozumiem...
— Tak już lepiej. — Snape skinął głową z aprobatą.
— Ale jak mam się do ciebie zwracać, gdy jesteśmy w klasie? — zapytał zmartwiony Harry.
— Profesor, bądź sir jest właściwe w klasie, ale nie wówczas, gdy jesteśmy sami, czy ze znajomymi. Wtedy tato lub ojcze, rozumiesz? — Harry skinął głową w pierś Snape'a, po czym uświadomił sobie, że byli w ambulatorium, a jego przyjaciele byli tuż za kotarą. Z przerażeniem zapytał: — Czy wszyscy nas słyszeli, tato?
— Nie, Harry. Umieściłem zaklęcie wyciszające wokół łóżka. Czy teraz jesteś już gotowy na śniadanie? — uspokoił chłopaka Severus, uśmiechając się lekko.
— Tak, tato. — Harry odwzajemnił uśmiech, choć zrobił to jeszcze trochę niepewnie.
— Chodźmy więc…
Harry pozbierał ubrania i zaczął się ubierać. Spojrzał na podarty płaszcz, a następnie na ojca. Snape bez żadnych uwag użył różdżki, aby naprawić szatę. Gryfon uśmiechnął się szeroko - kochał magię. Podeszli razem do stołu, gdzie reszta kończyła nakładać sobie śniadanie.
Minerwa wskazała na stół pełen potraw.
— Cieszę się, że dołączyliście do nas, panowie — przywitała się, uśmiechając się życzliwie.
— Dziękuję, że na nas zaczekałaś, Minerwo. — Snape skinął lekko głową w podziękowaniu.
Harry usiadł między Draco i Hermioną.
— Czy wszystko w porządku, Harry? — zapytała zaniepokojona dziewczyna zauważywszy, że przyjaciel wzdrygnął się, gdy siadał.
— Tak, Hermiono — odpowiedział Gryfon, nieznacznie się rumieniąc.
Minerwa poinformowała cicho Severusa, jakie były jej plany wobec małych urwisów, a on je zaakceptował.
Profesor McGonagall poczekała, aż wszyscy spokojnie zjedzą, by następnie rozpocząć wykład. Przypomniała, że zasady zostały ustanowione po to, by zapewnić im bezpieczeństwo oraz że ich obowiązkiem jest ich przestrzegać. Że niezależnie od tego, kto zaplanował tę eskapadę (spojrzała na Harry'ego) to wykazali kompletny brak rozsądku i nadmiar lekkomyślności, dwie cechy, które były bardzo niebezpiecznym połączeniem. Wyjaśniła im, że są tylko dziećmi, które powinny być chronione przez swych opiekunów i innych dorosłych przebywających w zamku, a nie rozwiązywać poważne i niebezpieczne problemy sami. Ponadto stwierdziła, że prefekci obu domów również zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za ich głupotę - będą odrabiać dwa szlabany: jeden z nią, a jeden z Mistrzem Eliksirów, gdzie mieli zrozumieć powody, dlaczego zostali mianowani prefektami i jakie obowiązki o odpowiedzialność, w związku z posiadaną pozycją i władzą na nich spoczywa. Następnie zaczęła wymieniać konsekwencje swojej głupoty dla pięciu łowców smoków. Przez tydzień dzieci będą musiały chodzić spać o wyznaczonej, wcześniejszej niż dotychczas porze. Każdego wieczoru w chwili, gdy będą już w łóżkach otrzymają specjalny znaczek od prefekta domu. Gdy ich ograniczenie sie skończy będą zobowiązani przedstawić wszystkie znaki ich Głowie Domu. Jeśli zgromadzą siedem znaczków, wówczas ich ograniczenie się skończy. Z kolei, jeśli będzie brakowało choćby jednej plakietki, to ich ograniczenie będzie trwało następny tydzień. Ich nowym czasem snu miałaby być godzina dwudziesta. W dni, w których będą mieli astronomię o północy, w łóżkach będą musieli być dwadzieścia pięć minut po skończeniu lekcji. Dodatkowo będą mieli do odrobienia cztery szlabany, po dwa z każdym z nauczycieli. Nie wolno im także będzie korzystać z żadnych przywilejów w tym tygodniu. W przypadku Harry'ego oznaczało to, że nie będzie mógł brać udziału w treningach quidditcha. Poza tym każdy z nich otrzyma zestaw linii, które będzie dostarczał każdego dnia ich ogólnego ograniczenia. A ostatnią konsekwencją będzie utrata dziesięciu punktów przez każdy z Domów, co w przypadku Gryffindoru oznaczało czterdzieści punktów. Podczas całego wykładu Snape nie wypowiedział ani słowa.
— Chodźcie ze mną do mojego biura, gdzie dam wam zestaw linii, które macie wykonać i znaczki, które radzę skrupulatnie zbierać. Szlabany odrobicie w ciągu najbliższych dwóch tygodni. — McGonagall spojrzała na każde dziecko po kolei, a następnie na Severusa. — Panie Malfoy, pójdzie pan z profesorem Snape'em. Panie Potter...
— Harry, powinieneś iść z Głową Domu. Spotkamy się w naszych kwaterach za dwadzieścia pięć minut — oznajmił krótko Snape.
— Tak, tato — odpowiedział posłusznie Harry.
Z racji tego, że korytarze w lochach pełne były uczniów, Harry wszedł do ich kwater w lochach, nie czekając, aż ojciec otworzy drzwi.
— Tato! Jesteś tutaj? — zawołał, nie widząc ojca w swoim gabinecie.
— W twoim pokoju, synu. — Harry podążył za głosem zastanawiając się, co ojciec robił w jego pokoju. Miał nadzieję, że w ramach kary nie chowa mu nowych zabawek.
Severus ustawiał lustro. Duże, oprawione drewnem lustro, w rozmiarze Snape'a.
— Co robisz? Nie potrzebuję lustra, żeby się ubrać — zaoponował Harry.
— Nie taki miałem zamiar, umieszczając go tutaj, pomimo, że to pomogłoby ci się poprawnie ubrać — zażartował Severus.
— To po co mi ono? — zapytał zdziwiony chłopak.
— Za chwilkę ci wyjaśnię... — Severus odsunął się na krok od lustra i stwierdził, że jest już gotowe. Stabilne drewniane nogi zostały zaprojektowane tak, by utrzymać lustro w miejscu.
— Mam najdłuższą karę pisania linii w historii Hogwartu, a McGonagall chce sto linii każdego dnia, w tym już dzisiaj! — poskarżył się Gryfon.
— To pomoże ci ćwiczyć kaligrafię. — Harry wiedział, że jego ojciec nie okaże mu najmniejszego współczucia, ale mógłby być milszy.
— Już... — Snape stanął obok Harry'ego. — Teraz synu, chcę byś stanął przed lustrem i powiedział mi, co widzisz.
— Czy jest to magiczne lustro? Jak Ain Eingarp? — zapytał podekscytowany chłopak.
— Zobaczysz — odpowiedział zagadkowo Severus.
Harry stał w pobliżu lustra. Widział tylko swoje odbicie. Miał trochę brudną twarz, pewnie od płaczu w nocy i rankiem. Próbował spojrzeć za siebie, ale nie było tam nic, ani nikogo innego.
— Czy muszę powiedzieć jakieś zaklęcie? — spytał podejrzliwie Harry, usilnie próbując przypomnieć sobie, czy zna w ogóle jakieś zaklęcie, które byłoby pomocne w tej chwili.
— Nie — zaprzeczył Severus. — Po prostu powiedz mi, co widzisz?
— Nic. To tylko ja. — Wzruszył ramionami Harry.
— Czy to nie wystarczy? — zapytał spokojnie Snape.
— Wystarczy? Ale to tylko moje odbicie w lustrze — sprzeciwił się Harry, kompletnie nie rozumiejąc, o co ojcu chodzi.
— Zgadza się. I co widzisz? Opisz mi to. — Snape przyniósł krzesło i usiadł blisko Harry'ego.
— Cóż… mam czarne włosy…
— Nie da się zaprzeczyć — zgodził się z uśmiechem Snape.
Harry tylko spojrzał na niego z pod przydługiej grzywki i ciągnął:
— …. i zielone oczy… noszę okulary. Mam prosty nos i cienkie usta... Moja twarz jest trochę brudna, chyba powinienem się umyć. Jestem chudy i mam na sobie mundurek szkolny oraz codzienne szaty... Czy właśnie to powinienem zobaczyć?
— W końcu to ty. A teraz, synu… Możesz mi powiedzieć, czy chłopiec w lustrze jest posłuszny?
— Posłuszny? — Takiego pytania Harry się nie spodziewał. Znowu nie wiedział, czego tata od niego chce.
— Tak, posłuszny. Albo czy jest odpowiedzialny i uprzejmy, bądź czy ma dobre stopnie, czy też kładzie się spać o wyznaczonej godzinie? — dopytywał się Mistrz Eliksirów.
— Tego nie widać w lustrze. — Gdzie był haczyk?
— Wiem… — uśmiechnął się Snape. Harry był zdezorientowany: — To pokazuje tylko mnie. To normalne lustro.
— To jest wielkie lustro Harry, bo pokazuje dziecko, które kocham. I nie ważne, że nie może mi powiedzieć, czy mój syn jest posłuszny, uparty czy dobrze się uczy. Bo to nie ma żadnego znaczenia, ponieważ kocham cię takim, jaki jesteś Harry. Z wszystkimi zaletami, ale i z twoimi wadami. Po prostu ciebie. Takiego jak pokazuje twoje odbicie w lustrze — powiedział zapalczywie Severus mając nadzieję, że w końcu Harry zrozumie, że nic nie zmieni jego uczuć wobec niego.
— Ty… Kochasz… Mnie… Jako… Mnie? — Harry trawił słowa, po czym zaczął płakać. Znowu!
— Za nic nie zmieniłbym nawet twoich denerwujących włosów, synu — powiedział żartobliwie, choć nader czule Severus.
— Kochasz mnie nawet, gdy jestem nieposłuszny i łamię zasady i... — Harry uściskał ojca, nie mogąc już wypowiedzieć ani słowa. Severus postanowił dokończyć za niego: — I idziesz polować na smoki w środku nocy. Choć może mi się nie podobać to, co robisz, to nic mnie przekona do przestania cię kochać. Jestem twoim ojcem. A po to właśnie są ojcowie. I nie chcę więcej słyszeć ani słowa o tym, że przestaniemy być ojcem i synem, jasne?
— Tak, tato. — Harry poczuł, jak otacza go zapach składników eliksirów dochodzący z szat ojca. Chwilę stali w ciszy, ze łzami w oczach, przytuleni do siebie. Po kilku minutach Harry zapytał: — Tato… masz zamiar dodać jeszcze jakąś karę do tej od profesor McGonagall?
— Tak, synu, zamierzam. Chcę, żebyś ją dobrze pamiętał, zanim ponownie wpadniesz w tarapaty. Myślę jednak, że masz już wystarczająco dużo ograniczeń, więc sądzę, że lanie… będzie w porządku. Co o tym myślisz? — spojrzała pytająco na chłopca.
— Już sprawiłeś mi lanie dziś rano... — wyjęczał żałośnie Harry, posyłając tacie najniewinniejsze spojrzenie, na jakie mógł się zdobyć.
— Tamte klapsy miały na celu zwrócenie ci uwagi. — Snape uspokajająco przetarł kręgi na plecach Harry'ego. — Skończymy z tym teraz?
Gryfon chciał, by cała ta sytuacja w końcu się skończyła.
— Tak, sir. — Harry nie spodziewał się klapsa, który wylądował na jego lewym pośladku. Tata powinien poczekać, aż będę gotowy na karę! — Ałaa!
— Pamiętaj, aby nie nazywać mnie sir, synu — oświadczył stanowczym tonem Mistrz Eliksirów.
— Tato! — żachnął się Harry, w chwili, gdy Snape przekładał go przez swoje kolana. Severus wymierzył mu sześć porządnych klapsów. Następnie ustawił go w pionie i ponownie przytulił. Harry był zadowolony, że nie będzie miał już więcej prac lub linii do pisania. Czuł, że dla ojca cała sprawa została zamknięta. Płakał w objęciach taty z ulgą, że jego obawy były bezpodstawne. Miał nowe lustro, aby mu o tym przypominać. Uczucie pieczenia, wywołane klapsami szybko mijało. Po kilku minutach ciszy odezwał się Snape:
— Umyj twarz i ręce, zjemy szybko lunch, a potem pójdziemy do Hogsmeade… Znam chłopca, który potrzebuje porządnej porcji lodów zanim zacznie pisać swoje linie.