Rozdział 3
Harry ze zdumieniem obserwował całe jedzenie, które pojawiło się przed nim. Naprawdę nie był głodny o tej porze dnia, ale czuł wzrok Snape'a na sobie, więc nabrał trochę jajecznicy i ziemniaków na talerz, wziął również dwa kawałki boczku oraz szklankę mleka z odrobiną czekolady.
Gdy jego przyjaciele rozmawiali o pracy domowej z zaklęć zaczął jeść, czując że to było zdecydowanie pełnowartościowe śniadanie.
Musiał przygotować się na trening qudditcha. Czy nie będzie zbyt ciężki na miotłę, po zjedzeniu całego tego jedzenia?
Wziął grzankę i posmarował masłem. Poczuł, że ktoś za nim stoi, a odwróciwszy się znalazł się oko w oko ze szkolną pielęgniarką.
- Panie Potter, miałam zamiar podać ci eliksir odżywczy, który musisz spożywać podczas śniadania, ale rozmawiałam z kuchennymi skrzatami i zgodziły się umieścić go w soku. Gdy przyjdziesz na śniadanie, a zielona szklanka, jak ta… - zapukała w stół i pojawiło się krystalicznie zielone naczynie - …będzie stała obok ciebie, to będzie sok dyniowy z suplementem. Wystarczy wypić po śniadaniu, możesz wówczas wypełnić szklankę większą ilością soku, jeśli chcesz. Tylko pierwszy z nich będzie zawierał witaminy.
- Tak, proszę pani.
- To będzie dla ciebie łatwiejsze, bo nie będziesz czuł nieprzyjemnego smaku eliksiru; sok z dyni to zniweluje.
- Dziękuje, proszę pani. Jak długo muszę go pić?
- Miesiąc panie Potter i pamiętaj – zielona szklanka.
- Tak, proszę pani.
Odwróciła się i odeszła.
Hermiona i Ron przerwali rozmowę i zaskoczeni patrzyli na Harry’ego.
- Muszę brać witaminy. - To było wszystko, co powiedział.
Nie chciał im tłumaczyć, że miał niedowagę, ponieważ przez całe życie był niedożywiony. Spojrzał na stół pracowników i zobaczył Snape’a, który pozdrowił go, czyniąc toast szklanką.
Harry prawie opluł się sokiem, gdy uświadomił sobie, że Snape, podobnie jak on, pił z zielonej szklanki!
To był drobny gest, nikt w pobliżu Snape’a nawet nie zrozumiał, co zrobił. Snape upił łyk ze szklanki, aby zatuszować ironiczny uśmiech. To było dobre, mógł znęcać się nad dzieckiem a jednocześnie opiekować się nim! To było lepsze niż się spodziewał.
Harry skończył śniadanie i udał się na boisko qudditcha. Gdy latał, czuł się szczęśliwy i nie myślał o niczym innym, jak o znalezieniu i złapaniu małej kulki, którą Wood rzucał wokół niego. Nie czuł na sobie wzroku czarnych oczu, które cały czas go obserwowały.
***
W poniedziałek rano Harry otrzymał wiadomość, mówiącą o spotkaniu ze Snape’em w klasie eliksirów o piętnastej.
Przyszedł i stwierdził, że Snape ocenia eliksiry czwartoklasistów. Patrzył jak profesor otwiera fiolkę do sprawdzenia, a następnie dyktuje stopień, który pióro samoczynnie zapisuje.
Harry pomyślał, że wspaniale byłoby mieć pióro, które mogłyby pisać za niego.
- Ten rodzaj pióra działa dobrze tylko z liczbami, Potter, gdybyś używał go do czegokolwiek innego, pomyli się.
Harry zadrżał. Jak przeżyć z osobą, która może czytać jego myśli!
Snape kazał mu usiąść przy jednym ze stołów.
- Przede wszystkim panie Potter, chcę abyś przyłożył się do tego ćwiczenia. Musisz uwierzyć, że to pomoże ci w doskonaleniu pisania. Jeśli przyszedłeś tutaj myśląc, że będzie to tylko stracony czas, zapewniam cię, że w istocie, zarówno ty, jak i ja potrafimy znaleźć lepsze rzeczy do roboty z naszym czasem. Będzie się to wydawać uciążliwe, ale nie denerwuj się.
Snape pokazał Harry’emu jak naciąć pióro i sprawdzić odpowiedni kąt, a także jak sprawdzić czy atrament miał poprawną konsystencję.
Następnie dał mu kawałek wypunktowanego papieru. I poprosił, aby połączył kropki w linie i okręgi. Harry zorientował się, że postępując zgodnie z instrukcjami łatwiej szło mu posługiwanie się piórem. Ukończył jedną stronę pełną linii i jedną okręgów.
Później Snape dał mu kolejne ćwiczenia, które zawierały zarówno linie proste, jak i krzywe.
Kiedy był w połowie strony pyszny zapach zaczął drażnić jego nos. Spojrzał w górę i zobaczył mały talerzyk na środku stołu z ciasteczkami z dyni. Spuścił wzrok na papier, mimo że zapach przyprawiał go o zawroty głowy, ale jako że był przyzwyczajony do ignorowania tego rodzaju pokus, więc wziął pióro i skupił się na ćwiczeniach.
Siedzący przy biurku Snape widział walkę chłopca ze sobą. Wiedział, że Harry nie poprosi o ciasto, więc wstał i podszedł do stołu.
Zobaczywszy, że profesor idzie w kierunku stolika, Harry zaczął głęboko wciągać powietrze, aby na dłużej zachować zapach, wiedząc, że obiad już niedługo. Nie chciał dopuścić do sytuacji, w której Snape sprawiłby mu wykład na temat tego, że nie jest w stanie panować nad sobą.
Był zaskoczony, gdy Snape umieścił szklankę mleka w jego zasięgu, a także przeniósł talerz w pobliże ręki.
- Możesz zjeść kilka ciastek i wypić szklankę mleka, Potter, podtrzyma cię aż do kolacji.
- Dziękuję, proszę pana. - Harry wziął jedno z ciastek, było bardzo smaczne.
Nabrał łyk mleka. Chciał żeby smak rozpływał się w ustach. Były to największe ciastko z dyni, jakie kiedykolwiek miał w ręce.
Severus widział, jak chłopiec powoli jadł ciastko. Chłopak nie był przyzwyczajony do tego rodzaju smakołyków. Wyglądało na to, że naprawdę je docenia. Zanotował w myślach, że musi mieć dla chłopca różnorodną zdrową żywność, zawsze gdy będą spotykali się o tej porze.
Kiedy Harry skończył pić mleko zauważył na talerzu jeszcze dwa ciasteczka. Niegrzecznie byłoby prosić o więcej, więc sam zrezygnował i prowadząc pióro według zaleceń ponownie zaczął pisać swoje ćwiczenia.
Pięć minut później Snape nauczycielskim tonem oznajmił:
- Koniec czasu, panie Potter. Dokończ ćwiczenia na ostatniej stronie, a na jutro zrób po jednej stronie z rodzaju. Spotkamy się tu ponownie o piętnastej.
- Tak, proszę pana.
***
Harry udał się do świetlicy Gryfonów; jego przyjaciół nie było. Usiadł do zadanych ćwiczeń. Ron i Hermiona przyszli kilka minut później.
- Co robisz, stary? - zapytał ciekawie Ron, pochylając się nad pergaminem kolegi.
- Snape dał mi te ćwiczenia i powiedział, że muszę je na jutro skończyć.
- Moja mama używała ich, gdy ja i Ginny uczyliśmy się pisać - stwierdził, widząc co rysuje.
- Myślałem, że karze mi ćwiczyć pisanie listów, a jedynie rysuję linie i okręgi!
- Te linie i okręgi są po to, aby mięśnie ramienia przyzwyczaiły się do poruszania, tak jak to robisz w czasie pisania. Po chwili ręka będzie pamiętać, jak zrobić te linie. To najlepszy sposób, aby nauczyć się pisać gęsim piórem - zauważyła Hermiona bardzo poważnym tonem.
- Czy też uczyłaś się w ten sposób?
- Ćwiczyłam przez lato, mama kupiła mi kilka książek na temat pisania piórem.
- To nudne - westchnął Ron. - Ale działa.
- Kiedy musisz je dostarczyć? - spytała dziewczyna.
- Jutro o piętnastej muszę ponownie spotkać się ze Snape’em. Powiedział, że do tego czasu muszę je skończyć, a im szybciej zacznę pisać, tym szybciej przestanę go widywać.
- Musimy narysować wykres gwiazdozbiorów na astronomię w środę i zacząć esej na transmutację. Przyniosłam ci z biblioteki trochę książek na temat trolli do twojego eseju, Harry.
- Dziękuje, Hermiona - ucieszył się, że nie będzie musiał szukać w bibliotece, co oszczędzi mu trochę czasu.
- Nie zagrasz czasem w szachy, Harry? - odezwał się nagle Ron, jakby nie słysząc co mówi koleżanka.
- Ron! Właśnie wymieniłam wszystkie rzeczy, które trzeba zrobić a ty... - zbeształa go natychmiast.
- Możesz zaczynać, Hermiona. Harry spędził popołudnie ze Snape’em. Potrzebuje trochę relaksu.
- Dzięki, kolego.
***
Następnego dnia Harry ponownie udał się do klasy Snape'a i otrzymał inne proste ćwiczenia pisania, tuż po tym, jak Snape przejrzał te zrobione dzień wcześniej. Zanim opuścił klasę, dostał szklankę mleka oraz ciasteczka z rodzynkami.
Snape przypomniał mu o spotkaniu w jego biurze, następnego dnia o szesnastej, podczas którego porozmawiają o jego wynikach w nauce.
Harry bał się tego spotkania. Kilkakrotnie analizował ich rozmowy i był bardzo zdezorientowany.
Nic dziwnego, że jego krewni powiedzieli, że nie chcą znać jego ocen ani otrzymywać o nim żadnych informacji.
W przeszłości wujek czytał raporty nauczycieli tylko po to, aby ukarać go za to, że jest dziwakiem. Nie chciał, aby w czymkolwiek przodował i ukazał Dudleya w złym świetle. A jednocześnie nie chciał brać udziału w żadnych spotkaniach nauczycieli z rodzicami. Tak więc Harry został zmuszony do bycia ostrożnym średniakiem, musiał uczyć się na tyle dobrze, żeby nauczyciele nie myśleli, że potrzebuje pomocy, a jednocześnie sprawić aby jego oceny były gorsze od Dudleya. A jeśli zrobił coś nadzwyczajnego otrzymywał karę.
Czytać i pisać nauczył się prawie sam. Ciotka zawsze dawała mu ćwiczenia do ręki na sekundę i zawsze były one już zapisane. To pomagało, nawet jeśli odpowiedzi nie zawsze były poprawne. Musiał skończyć szkołę bez żadnej pomocy.
Dawno temu chciał, by ktoś mu pomógł, ale przyzwyczaił się do radzenia sobie samemu. Nie potrzebuje pomocy teraz!
Uczył się magii i nikt go nie nękał, ani nie głodził. Miał przyjaciół. Dlaczego musiał mieć mentora w magicznym świecie?
Na dodatek Snape’a! Było jasne, że nie lubią się nawzajem.
Ale Snape uspokoił go podając, mu wodę i poczęstował go herbatą z mlekiem oraz cukrem. Mówił o nawykach żywieniowych, godzinach spania i pomagał mu ćwiczyć pisanie.
Chciałby pracować w ciszy i dostawać mleko i smaczne przekąski!
Chciał skończyć w terminie, więc ukończył zadane ćwiczenia. Przypomniał sobie, że Snape mówił, iż zaczną ćwiczyć eliksiry, co czyniło go trochę nerwowym, ale wiedział, że to było coś, czego musi się nauczyć.
Harry opuścił wieżę Gryffindoru o wpół do szesnastej z zamiarem pójścia do biblioteki razem z Ronem i Hermioną, zanim uda się do biura Snape'a. Hermiona coś wyjaśniała, a Ron rysował na kartce papieru, gdy pojawiła się gryfońska drużyna quidditcha: Wood, Johnson, Bell i bliźniaki Weasley.
- Jakie pracowite pierwszaki. Nie czujesz odrobiny nostalgii, George? Nie pamiętasz, jak byliśmy młodzi i niewinni? - zapytał jeden z bliźniaków.
- Pamiętam jak byliśmy młodzi, Fred. Nigdy jednak niewinni - odparł ze śmiechem drugi.
- Skoro tak mówisz - zaśmiał się jego bliźniak.
- Co powiesz na dołączenie się do zabawy w chowanego po zamku? - spytała Angelina.
- Nie mogę. Za kilka minut muszę iść do gabinetu Snape’a.
- Zatrzymanie, młody Harry? - zapytał Wood - Powinieneś mieć więcej rozumu w głowie.
- Należy zachowywać się na eliksirach albo przynajmniej nie dać się złapać - pouczył George.
- Nie mam szlabanu! Muszę iść, bo Snape mi w czymś pomaga. - Harry nie był pewien czy chce omawiać swoje stosunki ze Snape’em z drużyną.
- Cóż, zaczynamy w korytarzu na czwartym piętrze, jeśli chcesz nas złapać później, będziemy tam większość popołudnia.
- My możemy iść - zaproponował Ron.
- Mamy lekcję astronomii o dwudziestej drugiej.
- Nie jesteś zabawna, Hermiono.
- Do tej pory skończymy - wtrąciła Angelina.
- Kto jeszcze gra? - Harry nadal był ciekawy.
- Ravenclaw i Hufflepuf. Będzie świetnie - odpowiedzieli równocześnie rudowłosi bliźniacy.
- Będę u Snape’a aż do dziewiętnastej. Może złapię was później?
***
Harry chciał iść i grać z zespołem, propozycja brzmiała świetnie. Powoli szedł do lochów, bojąc się nauki eliksirów. Co zrobi, jeśli Snape uświadomi sobie, że to naprawdę stracona sprawa i porzuci go. Z pewnością nie będzie chciał być jego mentorem. Doszedł do gabinetu Mistrza Eliksirów i zapukał.
Nikt nie otworzył. Zapukał jeszcze raz. To było dziwne. Snape zazwyczaj otwierał drzwi, zanim skończył pukać.
Może miał iść do klasy eliksirów? To byłoby logiczne, skoro mieli zacząć je warzyć. Poszedł tam, ale po otwarciu drzwi okazało się, że klasa jest pusta.
Co powinien zrobić?
Wrócił z powrotem do biura, ale na jego drodze pojawiło się trzech bardzo dużych Ślizgonów. Nie wiedział, w której byli klasie, ale byli bardzo wysocy.
- Co robi mały Gryfon, tak daleko od swojej wieży? Nie wiesz, że nie lubimy tu takich jak ty? – zapytał pierwszy z nich.
- Nawet, jeśli jesteś sławnym Harrym Potterem. – Drugi Ślizgon miał niski, mocny głos.
- Przyjaciele nie wyjaśnili zasad? – zapytał trzeci.
- Nie powinieneś się ukrywać w lochach. - Znowu wydawało się, że pierwszy ze starszych uczniów jest liderem tej małej grupy. - Profesor Snape nie lubi jak się bawicie w tą głupią grę tutaj.
Harry’ego zamurowało. Przypomniał sobie swojego kuzyna i jego przyjaciół. Lepiej było milczeć i uciec tak szybko, jak to możliwe. Czekał tylko na okazję.
- Biedny kot, może powinniśmy mu pomóc się ukryć? - Drugi Ślizgon uśmiechnął się, pokazując duże, krzywe zęby.
- On jest tak mały, że zmieści się w schowku na miotły – ironizował trzeci.
- Przyjaciele go tam nie znajdą, co najwyżej uda się to Filchowi. - Pierwszy Ślizgon był coraz bliżej.
W chwili, gdy więksi chłopcy go otoczyli i mieli go złapać, Harry schylił się i prześlizgnął pomiędzy ich nogami. Mniejszy i szybszy od napastników wstał i uciekł. Biegł tak szybko jak to możliwe, dopóki nie zgubił się na schodach zamku. Ale był bezpieczny.
Było blisko. Powinien wrócić i szukać Snape’a? Chyba niemożliwe, żeby te potencjalne trolle nadal tam były i czekały na niego? Powinien iść do opiekunki domu? Może powinien poszukać kolegów z drużyny i poprosić o odprowadzenie. Nie, to było absurdalne. Miał pokonać jeszcze tylko kilka schodów i znalazł grających. Natychmiast został przydzielony do zespołu i przestał myśleć o Snape’ie.
Zabawa trwała do kolacji. Zostali zaprowadzeni do Wielkiej Sali przez rozłoszczonego Filcha. Sfrustrowanego, bo nie mógł przypisać żadnych zatrzymań.
Harry i Ron przyszli do bardzo zmartwionej Hermiony. Wszędzie ich szukała, żeby przypomnieć, że mają dziś zajęcia astronomii.
Szybko zjedli i poszli po ciepłą odzież, na czas, jaki spędzą w wieży astronomicznej.
Po lekcji wrócili do dormitorium. Harry znalazł notatkę leżącą na łóżku. Wiedział, że to od Snape'a. Domyślił się, że był w tarapatach, ale postanowił przeczytać ją później. Przecież musiał uciec od ślizgońskich zbirów. Umieścił ją na skrzyni. Kartka spadła pomiędzy kufer a łóżko następnego ranka, kiedy przebierał się na śniadanie.
Harry przypomniał sobie o notatce i opuszczonym spotkaniu, gdy podczas obiadu poczuł na sobie wzrok Snape'a. Nie podnosił oczu znad talerza, po prostu zjadł posiłek i wypił sok z zielonej szklanki.
Nie wiedział co ma robić. Ciągle próbował sam siebie przekonać, że to nie była jego wina. Przyszedł na czas.
Chodził na zajęcia i miał nadzieję, że nie spotka Snape’a na korytarzach. Dni nie mijały zbyt szybko, ale w końcu zajęcia się skończyły i miał zamiar z kolegami odwiedzić Hagrida. Przecież nie miał zaplanowanych żadnych dodatkowych spotkań ze Snape’em, prawda?
Kiedy wchodzili na dziedziniec zamku spotkali gniewnie patrzącego Mistrza Eliksirów. Harry trzymał w ręce książkę o quidditchu z biblioteki.
- Proszę, proszę. Co my tutaj mamy, Potter? Nadal zbyt sławny dla własnego dobra? - Zapytał sarkastycznie, zatrzymując grupkę.
- Profesorze... Ja…
- Porozmawiamy później, Potter. Co tam masz?
- Książkę.
- Nie wiesz, że niedozwolone jest wynoszenie książek z biblioteki poza zamek? Oczywiście, że nie. Według ciebie jesteś ponad wszelkie zasady. Oddaj mi tę książkę.
- Ale, proszę pana! Czytałam regulamin i... - zaczęła Granger.
Snape spojrzał na Hermionę, więc zamknęła usta, lekko przestraszona lodowatym wzrokiem jakim ją zmierzył.
- Daj mi książkę, Potter. Możesz ją odebrać później w moim gabinecie.
- Kiedy, proszę pana?
- Później, Potter, później.
Snape wziął książkę i wszedł do zamku.
Dzień był szary i zimny, ale troje dzieci poczuło ciepło tak szybko, jak profesor udał się do zamku.
- Co się stało, Harry? – spytała Hermiona. - Dlaczego on jest na ciebie taki zły?
- Nie było mnie wczoraj na naszym spotkaniu i...
- Ty co?! Ale wyszedłeś wcześniej, co się stało? - spytała.
- Nie było go, a następnie przyszło trzech Ślizgonów i kazało mi odejść.
- Nie powiedziałeś mu? - dopytywała się dalej.
- Jak? Nie było go tam.
- Trzeba mu było wysłać notatkę, czy coś.
- On wysłał mi notatkę. - Nagle pojął swój błąd.
- Co napisał?
- Nie wiem. Ostatniej nocy leżała na moim łóżku i nie chciałem jej wtedy przeczytać, odłożyłem ją na później. A dziś rano zapomniałem o niej. Leżała wcześniej na kufrze, ale chyba spadła - tłumaczył się trochę pokrętnie
- Powinieneś poszukać pod łóżkiem, stary - zaproponował Ron.
- Może.
- Harry, jedno co powinieneś zrobić, to pójść i powiedzieć mu, co się stało - zauważyła mądrze Hermiona.
- Obedrze mnie ze skóry - prawie pisnął ze strachu.
- Tak czy inaczej, myślę, że powinieneś pójść i z nim porozmawiać.
- Harry, Snape jest draniem, ale moi bracia mówili, że nie lubi chuliganów, nawet jeśli są z jego własnego domu. Zrozumie. Tak myślę - podtrzymywał go słabo na duchu Ron.
- Może odda ci książkę?
- Pamiętajcie, aby powiedzieć McGonagall, jeśli nie wrócę z powrotem przed godziną policyjną. - Nagle podjął decyzję. - Ron, jeśli mnie zabije, możesz wziąć moją miotłę.
- Naprawdę, stary?!
- Ronaldzie! Wszystko będzie w porządku Harry, wystarczy, że mu wyjaśnisz.
Drzwi były otwarte, więc Harry cicho wszedł do gabinetu profesora. Usłyszał głosy i znalazł Snape’a opatrywanego przez Filcha. Mistrz Eliksirów miał wielkie rozcięcie na nodze, które nie wyglądało dobrze.
Profesor walczył z bólem i nieporadnością dozorcy. Nie poszedł do izby chorych i złapał infekcję. Próbował powiedzieć Filchowi jak ma czyścić ranę, ale ten wciąż go ranił. Odwrócił się i spojrzał na zielonookiego chłopca. Krzyknął na niego, każąc odejść.
Harry chciał uciec i ukryć się. Nie mógł zrozumieć, co się stało. Pomysł wpadł mu do głowy, gdy biegł do wieży. Znalazł przyjaciół w pokoju wspólnym i od razu im powiedział co się stało.
- Snape próbował ominąć trójgłowego psa! - prawie krzyknął.
- Skąd wiesz? - spytała Hermiona.
- Pies go ugryzł. Wszedłem do pokoju i widziałem jak Filch go bandażował. Krzyczał, żebym wyszedł.
- Ten pies pilnuje czegoś ważnego! - Hermiona myślała tak samo.
- Zastanawiam się, co to jest? – zadumał się Ron.
***
Harry nie zastanawiał się nad tym za bardzo, bo dziś miał swój pierwszy mecz i był tak zdenerwowany, że pamiętał tylko o tym, że musi wypić sok i zjeść tosta. Jego żołądek wciąż robił salta. Snape’a nie było na śniadaniu.
Harry udał się na boisko z kolegami i po chwili był już w powietrzu, tutaj naprawdę czuł się jak ryba w wodzie.
Wszystko było dobrze do momentu, gdy miotła postanowiła go zrzucić! Chwycił ją rękami i nogami i z pomocą braci Rona próbował ją opanować. Po kilku przerażających minutach wszystko wróciło do normy i mógł grać dalej.
Łapiąc znicz Harry sprawił, że jego zespół wygrał! Co prawda, złapanie go ustami było niezwykłym zagraniem, ale to nie było ważne. Tak więc zarówno zespół, jak i współdomownicy byli bardzo zadowoleni z Harry’ego.
Później nie mógł znaleźć Rona i Hermiony. Im z kolei ulżyło, że ich przyjaciel był w porządku. I że wygrał.
- Harry, Snape próbował cię zabić. Przeklinał twoją miotłę podczas gry. Hermiona podpaliła mu szaty i wówczas odzyskałeś nad nią kontrolę. - Ron zdał szybko relację ze zdarzeń na trybunach.
- Ale dlaczego? Powiedział, że będzie się o mnie troszczyć.
- Może dlatego, że dowiedziałeś się, że został zaatakowany przez trójgłowego psa. - Hermiona była zaintrygowana.
- Ale my nie powinniśmy nic wiedzieć na temat psa, poza tym widziałem tylko bliznę, nic nie słyszałem - bronił się Harry.
- Myślę, że powinniśmy powiedzieć profesor McGonagall.
- Myślę, że nie powinieneś być z nim sam na sam, stary.
Harry pomyślał, że to była dobra rada.
***
W niedzielę przy śniadaniu Harry nie widział profesora eliksirów i był z tego bardzo zadowolony. Zamierzał zatrzymać się cały dzień w pokoju wspólnym, myśląc, że to najbezpieczniejsze miejsce.
Hermiona i Ron chodzili z nim i mówili mu, gdy Snape pojawiał się na horyzoncie, a on się ukrywał. Harry schował się za drzwiami pustej klasie i planował tam zostać przez kilka minut zanim wyjdzie. Był zaskoczony, kiedy poczuł czyjeś ubranie obok niego, a gdy spojrzał w górę zobaczył, że było czarne.
- Dlaczego się ukrywasz, Potter?
Harry poczuł, że wszystkie myśli w jednej chwili mu wyleciały z głowy. Co miał powiedzieć?
- Myślę, że powinniśmy pójść do mojego pokoju, panie Potter. Mamy wiele rzeczy do omówienia.
Harry pomyślał, że Snape był zły, ale jego głos brzmiał rozsądnie i spokojnie. Musiał z nim iść. Ron i Hermiona stali w korytarzu...
- Pan Potter idzie ze mną. Proszę powiadomić opiekunkę domu.
- Tak, panie profesorze.
Harry zauważył, że Snape nie kulał, noga powinna już być zdrowa...
***
- Usiądź, Potter, mamy dużo rzeczy do omówienia - odezwał się niezwykle cicho po wpuszczeniu go do gabinetu.
Beta: Zilidya
Rozdział 4
Snape nie był w swoim biurze w zeszłym tygodniu, bo został wezwany przez dyrektora szkoły. Spóźnił się dziesięć minut i spodziewał się znaleźć pierwszorocznego Gryfona przed drzwiami jego gabinetu, ale Pottera nigdzie nie było.
Spojrzał w głąb korytarza i zobaczył trzech, rozmawiających pod ścianą, uczniów z szóstego roku.
- Panowie, czy przypadkiem nie widzieliście żeby ktoś na mnie czekał?
- Nie, proszę pana.
-Jak długo tu jesteście?
- Nie wiemy, proszę pana. Z dziesięć, piętnaście minut.
Czy to możliwe, że chłopiec się spóźniał? Przez dwa poprzednie dni był punktualny... Powinien poczekać trochę dłużej, w końcu to tylko kwadrans po wyznaczonym czasie.
Snape spoglądał na zegarek co pięć minut. Gdzie się podziewał ten chłopak?
Czyżby mu się coś stało, może był chory? Pani Pomfrey na pewno by go poinformowała, nieprawdaż? O ile oczywiście pierwsza dotarłaby do dziecka. Użył Fiuu, aby połączyć się ze szpitalem, ale pielęgniarka zakomunikowała mu, że w ogóle nie widziała Pottera.
Minerva też powiedziała, że nie widziała Pottera. Wiedział, że jej dom bawi się w "bardzo zakazaną" grę w chowanego z resztą domów, z wyjątkiem Slytherinu. Pamiętał, że według zwyczaju organizowali to przed pierwszym meczem quidditcha w sezonie. On zabronił swoim Wężom uczestniczyć w tej głupiej grze.
Czy jego krnąbrny podopieczny też tam był? Czy istnieją jakieś dowody, że dziecko zapomniało lub zdecydowało się zignorować ich spotkanie?
Z pewnością został zaproszony do udziału w tej głupiej grze i poszedł wraz z resztą tępaków. Muszą bardzo poważne porozmawiać o asertywności.
Uświadomił sobie, że miał lepsze rzeczy do robienia niż czekanie na niewdzięcznego bachora!
Wiedział o harmonogramie chłopca, jak i jego zajęciach z astronomii. Posłał więc domowego skrzata, aby umieścił notatkę na jego łóżku, w której poprosił Harry'ego, by pierwszą rzecz, jaką zrobi w godzinach porannych, to przyjście do niego. Zjedzą razem śniadanie, a on będzie miał wystarczająco dużo czasu, aby sprawić chłopcu bardzo dobre kazanie zanim nadejdzie czas, aby poszedł na pierwszą lekcję.
Następnego dnia Snape zamówił proste śniadanie: jajecznicę, tosty, a także owsiankę. Trzymał je pod urokiem ogrzewania, ale chłopak nie pojawił się.
Oczyścił nogę dokładnie w Halloween i utrzymywał w czystości, ponieważ wydawało się, że zasklepiła się bez żadnych problemów, ale wczoraj trochę swędziało. Za to dziś grzybica była jeszcze większa, a gdy spojrzał na nią miała niezdrowy, fioletowy kolor.
Wypił silny środek przeciwbólowy i odpoczywał. Śniadanie i Potter poszły w zapomnienie.
Obudził się wypoczęty, ale z nogą nie było lepiej. Zdecydował się na rozmowę z Hagridem, żeby dowiedzieć się, czy pies nie miał jakiejś konkretnej choroby, o której powinien wiedzieć.
Gajowego nie było w domu, poszedł do Zakazanego Lasu opiekować się testralami. Wrócił do zamku, myśląc o korzyściach, jakie mógł osiągnąć, jeśli jego boląca noga zostałaby zastąpiona drewnianą. Zaczynał bredzić...
Znalazł Pottera i jego przyjaciół wałęsających się po dziedzińcu. Chłopak nie okazał ani grama skruchy na temat nie stawienia się na spotkanie.
Pragnął przeciągnąć chłopca za ucho do lochów, ale ból nogi o mało co go nie powalił na kolana, więc musiał zadowolić się konfiskatą głupiej książki, którą Harry niósł. To da chłopcu powód, aby przyjść do jego kwater.
W drodze powrotnej poprosił Filcha o pomoc. Potrzebował opatrzyć nogę a nie mógł zrobić tego sam.
Wystarczająco trudne było wytłumaczenie woźnemu, dlaczego musi mu pomóc usunąć martwą tkankę z nogi, aby nacięcie pozwoliło sączyć się czystej krwi.
I to był moment, kiedy przeklęty Potter postanowił się pojawić. Czy ten chłopak w ogóle nie ma poczucia prywatności?
Krzyknął na niego i zobaczył, że chłopak ucieka. To było niestosowne, ale noga naprawdę go bolała.
Filch nie chciał pomóc, podobno raniło to jego delikatne zmysły, więc Snape musiał schować dumę do kieszeni i iść do ambulatorium.
Pani Pomfrey była zachwycona, mogąc go pielęgnować.
Wyjaśniła, że kolonie bakterii, które żyją wewnątrz paszczy psów przeniosły się na nogę. Musiał znieść upokorzenie, gdy zmusiła go do picia własnych eliksirów. Powinien coś zrobić z ich smakiem!
Czyszczenie oraz eliksiry pomogły, i zanim w końcu poszedł spać, czuł się o wiele lepiej. Nazajutrz cały dzień miał gorączkę.
Zajęcia Snape'a zostały odwołane w piątek.
Chciał móc anulować wszystkie gry quidditcha na jakiś czas!
Pielęgniarka pozwoliła mu opuścić ambulatorium w sobotę rano. Miał tylko czas na zmianę szaty, zanim udał się na boisko.
Świeże powietrze w ogóle nie poprawiło mu nastroju. Tęsknił za studentami, jako że potrzebował kogoś, kogo mógłby krytykować. Choćby parę Puchonów, nawet, jeśli łatwo było ich doprowadzić do łez. Poczeka na zakończenie gry, wówczas zatrzyma Pottera i wyjaśnią wydarzenia z ostatnich tygodni.
Zobaczył, jak chłopak szybuje po niebie! Ta miotła była zbyt duża i za szybka dla takiego szczupłego dziecka. Potem zobaczył jak chłopak niemal spada.
Wiedział, że chłopiec jest tak chudy, że powietrze zrzuci go z miotły.
Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że miotła porusza się na własny rachunek! Ktoś rzucił na nią przekleństwo!
Zaczął recytować anty-urok, jednocześnie próbując się dowiedzieć, kto wymawiał przekleństwo, ale to było bez sensu, miotła wariowała za każdym razem, gdy choć trochę stracił koncentrację.
Musiał zrobić coś innego. Gdzie był Albus, gdy go potrzebował? Sam był w nienajlepszym stanie, po gorączce i całym tym bólu nogi. Zablokowawszy miotłę, koledzy z drużyny chłopca, starali się go przenieść na ich miotły. Powinien poprosić kogoś innego o rzucenie uroku amortyzacji. Ale nie mógł stracić z oczu miotły.
Potem było trochę zamieszania za nim. Usłyszał krzyk Quirrela, a następnie miotła była wolna. I Potter mógł ją ponownie kontrolować.
Zaczął uspokajać oddech, gdy poczuł zapach dymu. Co do...? Jego szaty były w ogniu! Tupnął na nie, aby je ugasić. Odwrócił się w samą porę, by zobaczyć jak Potter, w iście kaskaderskim stylu, łapie znicza ustami!
O mało nie zemdlał, a Hagrid pomógł mu zejść z trybun.
Zawsze wiedział, że nie dożyje starości, ale teraz był pewien, że nie przeżyje do końca semestru.
Oczywiście po zakończeniu meczu nie możliwym było podejście do Pottera; był otoczony przez swoich fanów. Snape udał się do swojej kwatery i zdecydował się na eliksir uspokajający i odpoczynek. Tak, da Potterowi kilkanaście zatrzymań... w poniedziałek.
Snape wychował się w mugolskim domu, w którym zdjęcia nie poruszały się ani nie wtrącały się w życie mieszkańców. Nie lubił mieć portretów w pokojach. Tolerował kilka fotografii zamku, a reszcie zakazał zbliżać się do swoich kwater. Mieszkańcy obrazów zwykle zostawiali go w spokoju, wszyscy z wyjątkiem Nigellusa Blacka.
Jako, że za życia był szefem Slytherinu i dyrektorem, czuł że jest uprawniony do rozmowy ze Snape'em.
Snape zazwyczaj go tolerował. Miał mały portret w gabinecie, a także w korytarzach lochów.
Nigellus pojawił się na landszafcie w salonie Snape'a.
- Czego chcesz, Black? Czy nie mogę pić aż do zapomnienia?
- Możesz pić wszystkie swoje eliksiry, aż się udławisz, Snape. Nie żeby mi zależało, ale myślę, że powinieneś wiedzieć, że właśnie na korytarzach dochodzi do chuligańskiego incydentu przemocy.
- Niech się zabijają, oznaczałoby to dla mnie mniej zmartwień.
- Tylko Ślizgoni są zaangażowani, trzech wielkoludów. Nie wiem, czym ich matki je karmiły, że są tak wielcy. Może składniki odżywcze w ogóle nie dotarły do ich mózgów. Grają w „głupiego Jaśka" pierwszakami.
- „Głupiego Jaśka"?
- Rzucają parą pierwszaków w powietrzu, między sobą, tam i z powrotem. - Dosyć obrazowo przedstawił mu zasady gry.
Snape natychmiast wyszedł. Chuligani bawili się w głupią grę, nie zauważając opiekuna swojego domu, aż było za późno. Mistrz Eliksirów wysłał obu małych chłopców, aby zobaczyli się z panią Pomfrey. Za to łobuzom kazał poszukać Filcha, dając im długie, całodzienne zatrzymanie, a następnie wrócić, aby usłyszeć o reszcie pokuty.
Wrócił do pokoju w lepszym nastroju.
- Wciąż tutaj jesteś, Black? Nie masz nic lepszego do roboty, niż straszenie mnie?
- Wcale nie, i zawsze mnie zadziwiasz. Muszę ci pogratulować, te zbiry naprawdę potrzebują zatrzymania.
- Kiedy zaczęli?
- W ubiegłą środę, pierwszoroczny Gryfon chodził po korytarzu koło twojego biura, taki zielonooki chłopiec. Prawie wrzucili go do składzika na miotły, ale był szybszy. Powinien zdążyć uciec z powrotem do swojej wieży. Na początku myślałem, że chcą dać mu lekcję, żeby nie wędrował tak daleko od swojego akademika.
To dlatego Potter nie czekał na niego w środę. Zastanawiał się, czy uda mu się znaleźć proste wyjaśnienia dla reszty rzeczy, o które miał pretensję do dziecka.
Wezwał domowego skrzata i przy jego pomocy zdał sobie sprawę, że chłopak nie widział wysłanej notatki, bo spadła pod łóżko. I w najgorszym z możliwych nastrojów, z gorączką i pokaleczoną nogą, skonfiskował mu książkę.
- Och, Lily! Nigdy nie myślałem, że to może być takie trudne!
Rano poczuł się lepiej, więc postanowił zmierzyć się z dzieckiem. Był za stary na zabawę w chowanego, ale zorientował się, że chłopiec był zbyt przestraszony, a oni naprawdę musieli porozmawiać.
Widział dzieci wychodzące z Wielkiej Sali i szedł za nimi tak daleko w tyle, jak to możliwe. Potem wysłał zaklęcie cienia przed nich i słyszał, jak mówią Harry'emu żeby się ukrył. Łatwo było znaleźć ukryte obok drzwi dziecko. A zobaczenie wyrazu jego twarzy, gdy zdał sobie sprawę, kto był obok niego, było bezcenne.
Kiedy szli Snape prawie poczuł "zapach" nerwowości dziecka, a w chwili, gdy przeszli przed lustrem zdał sobie sprawę z różnicy wzrostu miedzy nimi.
Nie chciał przerazić chłopaka.
Harry przypomniał sobie, że jadł belgijskie gofry na śniadanie. Nie tak źle jak na ostatni posiłek.
- Usiądź Potter, mamy wiele rzeczy do omówienia.
Snape siedział na pobliskiej kanapie.
Porozumienie. Musiał nawiązać jakąś relację z dzieckiem, która go uspokoi i pozwoli swobodnie rozmawiać.
- Bardzo dobrze wczoraj grałeś, panie Potter.
Co Harry mógł powiedzieć? Oczywiście, że Snape widział mecz, w końcu przeklinał jego miotłę. Zerknął na Snape'a.
- Nie zastanawiałeś się, dlaczego twoja miotła tak się zachowywała?
- Hermiona powiedziała, że to yyy..., że ktoś ją przeklinał. - Spojrzał w dół.
Przynajmniej Snape mógł liczyć na rozum panny Wiem-To-Wszystko.
- Tak, ktoś rzucił na nią klątwę, po to żebyś spadł.
Czy Snape się tak po prostu przyzna? Czy Harry dobiegnie do drzwi?
- Ale dlaczego? Czy ktoś chciał żebyśmy przegrali mecz? - Wood powiedział, że Snape chciał wygrać Puchar Domów.
- Nie sądzę, żeby wynik meczu miał znaczenie, Potter. To ty byłeś celem.
Czy on się tak po prostu przyzna?
- Ale dlaczego, profesorze?
Dziecko było zbyt małe, aby zrozumieć, że było celem Czarnego Pana, który chwilowo zniknął.
- Nie wiem, ale do czasu, aż się dowiemy musisz na siebie uważać.
- Być ostrożnym?
To było dziwne. Nie wiedząc, czemu Snape zaczarował miotłę, jednocześnie chciał, żeby Harry na siebie uważał. Miał nadzieję, że drzwi nie były zamknięte na klucz.
- Jeśli nie wiesz, to... Dlaczego przeklinałeś moją miotłę? - Jeśli to nie była odwaga godna Gryffindoru?
Harry wstał i spojrzawszy na zablokowane drzwi zaczął w myślach szukać miejsca do ukrycia.
Snape rozpoznał instynkt ucieczki, więc krzyknął:
- Myślisz, że przekląłem twoją miotłę?
- A nie? - Harry nie wiedział już w co ma wierzyć.
- Oczywiście, że nie! Ja próbowałem ją zatrzymać.
Snape również wstał i rozłożywszy ręce w powietrzu, cofnął się krok w tył.
- Ale Hermiona powiedziała, że zatrzymała się po tym jak podpaliła twoje szaty.
- Podpaliła moje szaty? - Ta dziewczyna była niebezpieczna. - Nie Potter, zatrzymała się na chwilę wcześniej. Kiedy moje szaty zapaliły się, ty już odzyskałeś kontrolę nad miotłą.
- Nie byłeś...
- Czy dlatego jesteś tak przestraszony? Bo myślisz, że chciałem zrzucić cię z miotły?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo... bo wiedziałem, że zostałeś zraniony przez trójgłowego psa...
- Skąd o tym wiesz?
- Więc nie próbowałeś mnie zabić?
- Nie, uważnie na ciebie patrzyłem. Jednocześnie używałem czaru, aby zapanować nad twoją miotłę jeszcze jakiś czas. To było wszystko co mogłem zrobić.
Harry, przyłożywszy plecy do ściany, usiadł na podłodze i wyszeptał:
- Nie chciałeś mnie zabić... ratowałeś mnie...
Snape podszedł bliżej i również usiadł na podłodze. Blisko, ale nie groźnie.
- Starałem się cię chronić, Potter.
- Wiem. Mówiłem Hermionie, ale wyglądałeś na tak wściekłego, gdy zabrałeś mi moją książkę, a potem zobaczyłem twoją nogę.
- Bolała, Potter. Masz rację, trójgłowy pies, który znajduje się w Zakazanym Korytarzu, pogryzł mnie. Nie mogłem wtedy z tobą rozmawiać. Wybacz mi proszę, że tak na ciebie krzyczałem.
- Przykro mi, profesorze. Po tym wszystkim, co powiedziałeś, o opiece nade mną. Nie powinienem uwierzyć, że chcesz mnie zranić.
Oboje siedzieli w milczeniu. W końcu Snape zapytał:
- Chcesz herbaty?
- Tak, proszę pana. Dziękuje.
- Wstań i usiądź na kanapie, podłoga nie jest miejscem przeznaczonym do picia herbaty.
Obaj wstali, Snape udał się do małej kuchni a Harry usiadł na kanapie.
W tej chwili zabrzmiał gong i usłyszeli głos z kominka:
- Severusie! - krzyknęła McGonagall i Harry zobaczył jej twarz.
- Minerwo. - Snape wyszedł z kuchni.
- Severusie, czy pan Potter jest z tobą?
- Tak, jest.
- Czy przerwałam tortury wprowadzania wykałaczek pod paznokcie? - spytała z lekkim uśmiechem.
Harry spojrzał na swoje dłonie.
- Jesteśmy o krok od filiżanki herbaty; dzisiaj nie będzie sesji tortur.
- Panie Potter?
Harry stanął blisko profesora.
- Tak, proszę pani.
- Czy potrzebujesz ratunku?
- Nie proszę pani, jestem w porządku.
- Dobrze słyszeć, panie Potter. Twoi przyjaciele będą w pokoju wspólnym, kiedy skończysz.
- Tak, proszę pani. Dziękuje.
- Do zobaczenia później, Severusie.
Skończyli herbatę zanim ponownie zaczęli rozmawiać.
- Spóźniłem się na nasze spotkanie w środę. Wiem, że zostałeś zaatakowany przez trzech szóstoklasistów ze Slytherinu. Podam ci hasło, żebyś mógł wejść do salonu w przypadku, gdy nie będzie mnie na czas.
- Dziękuję, nie mogłem przeczytać notatki, ani wysłać wiadomości, ponieważ byłem bardzo zmęczony i zapomniałem o niej rano.
- Możesz wynosić książki z biblioteki, tak długo, jak o nie dbasz.
- Dziękuje za pomoc z miotłą. Myślałem, że spadnę.
- Bardzo dobrze trzymasz się na miotle. Czy pozwolisz mi nałożyć na nią zaklęcie przeciwko przekleństwom, panie Potter? Nie chcę żeby cos takiego się powtórzyło.
- Oczywiście, profesorze.
- Teraz powiedz mi, jak spotkałeś się z trójgłowym psem...
- Byliśmy... to znaczy… uciekaliśmy przed Filchem.
- A co takiego zrobiłeś, panie Potter, że musiałeś przed nim uciekać?
- Byliśmy poza akademikiem po godzinie policyjnej, proszę pana. Nie chciałem tam iść, ale to było jedyne miejsce, w którym mogliśmy się ukryć.
- Rozmawialiśmy o włóczeniu się po korytarzach po godzinie policyjnej, panie Potter.
- Tak, proszę pana. Ale to się stało jeszcze zanim powiedziałeś mi swoje zasady.
Po emocjonalnych zawirowaniach, przez które obaj przeszli, Snape nie potrafił skarcić dziecka.
- W takim razie mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy, tak?
- Tak jest, profesorze.