O trollu i czarodziejskich dzieciach 7

Rozdział 7



Harry i Draco zaczęli bitwę na śnieżki. Biegali po całym dziedzińcu, aż trafili w pobliże chaty Hagrida. Na tyle zmęczyło ich bieganie po śniegu, że ledwie mogli rzucać w siebie śnieżnymi kulami.

Hagrid rąbał drewno. Widział bawiących się chłopców i ucieszył się, że Harry już się nie gryzie z powodu powrotu Rona do domu. Wiedział, że ojciec Malfoya był snobem. Ale jego dziecko... No cóż, dziecko na pewno, również takie było. Z drugiej strony Harry był dobrym chłopcem i nie zaszkodziłoby, gdyby miał rówieśnika, z którym mógłby bawić się na śniegu.

Gdy chłopcy pojawili się w pobliżu zagadnął Gryfona:

Hej, Harry. Masz może ochotę na kubek herbaty? Zrobiłem bardzo smaczną krajankę.

Byłoby miło, Hagridzie. Dzięki. — Harry uśmiechnął się z wdzięcznością.

Harry, może wejdźcie obaj do środka i rozgościcie się? Kieł na pewno jest chętny na pieszczoty. Ja tylko z tym skończę i zaraz przyjdę. — Hagrid przez cały ten czas uważnie obserwował młodego Malfoya.

Draco przyjrzał się wielkiemu mężczyźnie, który był gajowym w Hogwarcie. Nie zamierzał wchodzić do jego domu, bo bał się, że jeszcze coś mogłoby go ugryźć. Poza tym wiedział, że ojciec byłby wściekły, gdyby znalazł swojego jedynego syna i następcę, pijącego herbatę z tym człowiekiem.

Muszę wrócić do zamku, Potter… Mam dużo rzeczy do zrobienia … Dzięki za grę… — Malfoy, jak tylko mógł, próbował wykręcić się od wizyty w chacie gajowego.

I zanim Hagrid miał szansę się odezwać, Draco odwrócił się i pobiegł w kierunku zamku.

Harry pomyślał, że to było bardzo niegrzeczne ze strony Ślizgona. Spojrzał uspokajająco na Hagrida:

Nie przejmuj się nim, pójdę pobawić się z Kłem.

Pomimo, że Hagridowi nie podobał się sposób, w jaki młody Malfoy na niego spojrzał, to był bardzo zadowolony, że nie wszedł do jego domu razem z Harrym. Skończył rąbać i poszedł podać chłopcu herbatę i ciasto. Wierzył, że szkoła zaspokaja wszystkie jego potrzeby, wyglądał na zdrowego i szczęśliwego.

Rozmawiali przez chwilę i Hagrid był szczęśliwy, gdy dowiedział się, że Harry wiedział, iż to nie profesor Snape próbował zrzucić go z miotły podczas meczu quidditcha. Gajowy cieszył się, że Harry miał kogoś, kto o niego dba. Może powinien zaprosić profesora na herbatę i powiedzieć mu o tym, co widział, gdy zabrał Harry’ego na zakupy przed Hogwartem? Ci mugole kompletnie nie wyglądali na kochającą rodzinę, której dziecko potrzebuje. Nie dając mu listu z Hogwartu i próbując go ukryć przed czarodziejami...

Harry przez chwilę odpoczywał u Hagrida.

Co zamierzasz teraz robić, Harry? — zapytał zaciekawiony gajowy.

Nie wiem… Sądzę, że wrócę do zamku i zacznę pisać zadane na ferie prace — odpowiedział z lekkim grymasem niezadowolenia Harry.

Cóż, Harry... Mam małe sanie obok chaty. Jak chcesz, to możesz je na trochę pożyczyć, żeby poślizgać się na śniegu, a jeśli przymilisz się do Kła, to sądzę, że będzie skłonny je ciągnąć — zaproponował gajowy.

Naprawdę, Hagrid? Byłoby świetnie! — Pełen entuzjazmu zerwał się od stołu gotów na kolejną porcję zabawy.

Chodź ze mną, Harry. Pokażę ci najlepsze miejsce do zjeżdżania — mrugnął łobuzersko Hagrid.

To naprawdę było zabawne szusować po niewielkich pagórkach. Harry przywiązał sznur do sań i zamierzał zjechać kolejny raz. Był zaskoczony, gdy natknął się na Malfoya, który czekał na niego na górce.

Co ty tu robisz? Nie było ci za zimno na zabawę? Skończyłeś już?

Tak…

Co tu w ogóle robisz? — zapytał podejrzliwie Harry.

Chciałbym pozjeżdżać na twoich sankach — mruknął Draco.

Harry spojrzał przenikliwie na blondyna:

Nie są moje. Należą do Hagrida, a ty byłeś niedawno wobec niego bardzo niegrzeczny — powiedział z przyganą.

Założę się, że mogę zjechać dalej niż ty…. — rzucił zaczepnie Draco, doskonale wiedząc, że Gryfon podejmie wyzwanie i zapomni o wypominaniu mu nieuprzejmości wobec gajowego.

Tylko w marzeniach, Malfoy!

Harry przekazał Malfoyowi sanie, a potem obaj świetnie bawili się drocząc się i licytując odnośnie własnej szybkości i odwagi.

Robiło się późno. Wiedzieli, że zbliża się pora kolacji, ale pomyśleli, że to za wcześnie na powrót do zamku.

Potter, widzisz tamten pagórek? W pobliżu jeziora? — Draco ruchem głowy wskazał odległe wzgórze.

Nie jestem ślepy, Malfoy, ale… — Harry miał przeczucie, że nie powinien się tam bawić.

Co jest… strach cię obleciał, Potter? — szydził Draco.

Chciałbyś… Idziemy, Malfoy. — Harry za żadne skarby świata nie zamierzał wyjść na mięczaka przed Ślizgonem.

Wzgórze kończyło się nad jeziorem, koło małej części jeziora, która była już zamarznięta.

Siądźmy razem na saniach, tak będzie szybciej.

Malfoy siedział z przodu, a Harry obejmował blondyna w pasie.

Chłopcy podczas zjeżdżania zaczęli niebezpiecznie nabierać szybkości, następnie sanie uderzyły w jezioro, a oni wylądowali na jego drugiej stronie, w pobliżu Zakazanego Lasu.

Zatrzymaj się, Malfoy! — wykrzyknął spanikowany Harry.

Draco próbował hamować nogą, ale szybko poczuł jak lewa kostka wygina się do tyłu, a oni uderzają o kamień. Wówczas sanki zatrzymały się. Uderzenie spowodowało, że pospadali z sanek, wprost na zamarzniętą ziemię.

Harry poczuł, że coś ciepłego zaczyna wyciekać mu z nosa. Starając się za bardzo nie ruszać przytknął dłoń do nosa, by zobaczyć krew. Wówczas usłyszał skowyt, więc spróbował usiąść. Potrzebował czasu by przestało mu szumieć w głowie. Użył rękawa szaty, aby oczyścić krew z twarzy, a następnie spojrzał na Malfoya.

Chłopiec leżał na plecach. Poruszył się, gdy Harry do niego podszedł.

Malfoy…?

Potter… — wyjęczał słabo Draco.

Jesteś ranny? — zapytał przestraszony Harry.

Żyję? — odpowiedział cicho Ślizgon.

Możesz usiąść? — dopytywał się Harry.

Moja stopa… Boli! — Malfoy skrzywił się z bólu.

Harry pomógł mu usiąść.

Musimy wracać. Spróbuj stanąć… Pomogę ci… — zaproponował pełen dobrych chęci.

Gryfon pomógł Draco stanąć. Poszkodowany chłopiec próbował chodzić, ale po kilku krokach usiadł z powrotem na ziemię.

Nie mogę iść. Boli — wyjęczał słabo.

Kostka? Możesz nią ruszać?

Myślę, że nie jest złamana, ale… bardzo boli, gdy na nią stanę, przez co nie mogę chodzić. Potrzebujemy pomocy! — wykrzyknął zrozpaczony Draco.

Harry oddychał przez usta, coraz bardziej odczuwając opuchnięty nos.

Musimy wracać… robi się ciemno — powiedział, chcąc zmusić blondyn do ruchu.

Zauważą, że nas nie ma i przyjdą z pomocą. — Draco wzruszył lekceważąco ramionami na niepokój Gryfona.

Nikt nie wie, gdzie jesteśmy, Malfoy. Jest za ciemno, żeby ktokolwiek nas zobaczył. — W głosie Harry’ego oprócz zrezygnowania dało się słyszeć nutki paniki.

Harry spojrzał na sanie. Na szczęście nie połamały się, więc obrócił je i postawił.

Siadaj, pociągnę cię — zaoferował Harry.

Malfoy usiadł na saniach. Stopa bardzo go bolała i jedyne, czego teraz pragnął, to znaleźć się w swoim łóżku.

Teraz postaraj się nie być zbyt ciężki.

Harry zaczął ciągnąć sanie.

To nie jest wcale tak daleko, pomyślał.

Wkrótce w zasięgu wzroku pojawiła się chatka Hagrida.

Hagrid nam pomoże. — Harry odetchnął z ulgą.

Malfoy miał, co do tego wątpliwości. Być może mężczyzna pomoże Potterowi, ale jemu już niekoniecznie.

Harry zapukał, ale gajowy nie odpowiedział. Był już zmęczony i nie byłby w stanie pociągnąć Malfoya, aż do zamku. A nie mógł go przecież zostawić. Gdyby tylko istniał sposób wezwania pomocy.

Nie możesz wysłać jednego z tych głupich samolocików, które cały czas puszczasz na lekcjach? — zapytał z nadzieją Harry.

One nie latają, aż tak daleko, Potter. Czy ty cokolwiek wiesz? — zadrwił z niewiedzy kolegi Draco.

Zajmowali się mną mugole, zapomniałeś? Ty za to musisz wiedzieć wszystko o takich sposobach, Malfoy, przecież byłeś wychowywany przez czarodziei! — oburzył się Harry.

Nigdy nie musiałem prosić o pomoc, Potter! — żachnął się Ślizgon.

Cóż, ja też nie. Zawsze wiedziałem, że nikt mi nie pomoże — odciął się Gryfon.

Myślę, że z moją stopą jest już trochę lepiej. Spróbuję chodzić. — Malfoy nie chciał się wdawać w zbędne, jego zdaniem, dyskusje.

Harry był mu za to wdzięczny. Pomógł Draco wstać, który trochę kulał. Szli powoli w kierunku zamku.

Myśli Harry’ego krążyły tylko wokół powrotu do zamku. Poczuł się bardzo zadowolony, gdy się zbliżali - Hogwart wyglądał tak przyjaźnie, nawet w ciemności.

Ujrzał światło, gdy otwarły się drzwi. Zobaczył też zarys ciemno ubranej postaci wychodzącej ze szkoły.

O, Merlinie! Mamy kłopoty!

Snape dostrzegł w oddali drobne postaci i po ich sposobie poruszania się, zdał sobie sprawę, że są ranni.

Podbiegł do nich.

Profesorze!

Co wy tu jeszcze robicie? Nie widzicie, że nadciąga burza? — wykrzyknął, pomimo ulgi jaką odczuł, gdy ich dostrzegł.

Następnie zobaczył ich twarze. Musiał szybko zabrać ich do środka. Pomyślał o przywołaniu dla chłopców noszy, ale Potter szedł normalnie, pomagając Malfoyowi i prowadząc go do zamku.

Przybyli do ambulatorium i Snape umieścił ich w sąsiednich łóżkach.

Pani Pomfrey rzuciła czar diagnozujący. Chłopcy byli trochę zmarznięci i przemoczeni, więc szybko rzuciła urok ocieplenia, susząc ich ubrania. Na szczęście nie mieli żadnych złamań. Obejrzała nos Harry’ego i rzuciła urok zmniejszający obrzęk. Harry od razu zaczął normalnie oddychać. Pielęgniarka to samo zrobiła z kostką Malfoya. Dała im obu eliksir pieprzowy i nakazała, aby po zjedzeniu obiadu położyli się wcześniej spać. Chłopcom nic nie było.

Snape jedynie chodził za pielęgniarką, próbując powstrzymać swój gniew. Chłopcy byli cali i w porządku. Trochę poobijani i zmarznięci, ale... w porządku. Czuł na sobie niepewne spojrzenia dzieci. Wiedzieli, że są w tarapatach.

Dobrze, dzieci. Możecie już iść. Wystarczy, że przyjdziecie do mnie jutro, żebym mogła się przekonać, jak leczą się wasze urazy.

Nie chce pani żebyśmy zostali w ambulatorium na noc? — Draco wcale nie miał ochoty zmierzyć się teraz z Opiekunem Domu.

To nie jest konieczne, panie Malfoy. O wiele bardziej komfortowo będzie wam we własnych łóżkach — odpowiedziała życzliwie pielęgniarka.

Wątpię w to, pomyślał Harry. Nie, jeśli pójdziemy do łóżka po otrzymaniu wcześniej lania.

Spojrzał na Malfoya i zobaczył, że myśleli o tym samym. Snape był zbyt cichy jak na niego.

Nadal w absolutnej ciszy Snape eskortował ich ze szpitala.

Kiedy przechodzili w pobliżu wieży Gryffindoru Harry zrozumiał, że to jego szansa, na przedostanie się do swojego dormitorium i opóźnienie rozmowy z opiekunem. Byli już za rogiem - Harry był gotowy do ucieczki, gdy poczuł dłoń Snape’a na karku. Spojrzał zaskoczony na nauczyciela.

Nie tak szybko, panie Potter.

Malfoy spojrzał na niego i wzruszył ramionami. Sam również próbowałby się wymknąć, gdyby tylko jego pokój nie był po drodze do kwater Snape’a.

Snape nakazał im usiąść przy stole w kuchni, następnie za pomocą różdżki przyzwał dwa talerze rosołu z kurczaka.

Jedzcie powoli, zupa pomoże wam się rozgrzać — powiedział nad wyraz spokojnym tonem nauczyciel, podając im jednocześnie po kubku ciepłego mleka.

Chłopcy zaczęli jeść, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo byli głodni. Wiedzieli, że gdy tylko skończą posiłek, to nauczyciel rozpocznie, zapewne bardzo długi, wykład na temat ich zachowania. Dlatego też postanowili tym razem posłuchać instrukcji nauczyciela i bardzo powoli jedli zupę.

Snape nalał sobie herbaty i usiadł koło chłopców. Bębniąc palcami po stole, zastanawiał się, co ma z nimi zrobić. Musiał wziąć pod uwagę ich obrażenia, a do tego potrzebował więcej informacji.

Przez chwile mierzył ich przenikliwym wzrokiem.

Biliście się? — zapytał niebezpiecznie niskim głosem, uważnie patrząc na spożywających kolację chłopców.

Mmm... — Potter zaprzeczył, potrząsając głową.

Nie, proszę pana.

Snape przynajmniej mógł ufać, że Malfoy pamięta o manierach i odpowie z szacunkiem.

Wytłumaczcie mi, co w takim razie robiliście?

Zjeżdżaliśmy na sankach. To było bardzo zabawne — wyjaśnił Draco.

Hagrid mi je pożyczył. — Harry ubiegł kolejne pytanie profesora.

Mieliśmy wypadek.

Gdzie byliście, gdy miał miejsce ten „wypadek”? — zapytał podejrzliwie Snape.

Potter i Malfoy spojrzeli na siebie. Ostatni pagórek, w pobliżu jeziora i Zakazanego Lasu był zbyt stromy... Snape nie mógł się dowiedzieć, że to właśnie tam się bawili.

Troszeczkę dalej, niż chata Hagrida — odrzekł Harry.

Jak wielką „troszeczkę”? — Snape wiedział, że chłopcy próbują coś ukryć.

Nie mogłem kontrolować sań, gdy dotarliśmy nad zamarznięte jezioro. — Draco próbował się tłumaczyć.

Byliście razem na saniach?

Tak, proszę pana — odpowiedzieli chłopcy jednocześnie.

To się działo tak szybko! Byłem z przodu. Moja noga uderzyła w kamień i wtedy się zraniłem... — wyjaśniał nieskładnie Malfoy.

Nie wiem, co się stało, wywróciliśmy się i wylecieliśmy w powietrze. Upadłem na twarz — wtrącił swoje trzy grosze Harry.

Nie mieliśmy jak wezwać pomocy. Robiło się ciemno i nie mogłem chodzić. Potter ciągnął mnie na saniach, aż poczułem się trochę lepiej i mogłem zacząć chodzić. — Ślizgon nadal próbował nieporadnie opisać przebieg dzisiejszych zdarzeń.

Mogłem normalnie chodzić, ale byliśmy prawie w lesie, więc... nie mogłem go zostawić. — Harry wzruszył ramionami.

Byliście w pobliżu Zakazanego Lasu! — krzyknął rozgniewany Snape.

Minimalnie. Wylądowaliśmy tam po wypadku. Hagrida nie było w chacie. — Harry chciał udobruchać opiekuna.

Potter pomógł mi wrócić… — Draco też miał nadzieję, że wyjaśnienia pomogą im uzyskać mniejszy wymiar kary.

Snape zakrył twarz rękoma. Jak miał zapewnić tym chłopcom bezpieczeństwo, skoro oni nie zdawali sobie sprawy z czyhających na nich zagrożeń? Czuł, jak ciepło ma w pokoju i zobaczył, jak naprawdę drżący byli chłopcy. Byli zmęczeni i obolali, nawet po zabiegach Poppy. Potrzebowali się położyć. Zastanawiał się, czy drżeli z nadmiaru adrenaliny, jaki dostarczyła im ich mała przygoda, czy po prostu bali się konsekwencji? Obydwaj patrzyli na niego oczyma wielkimi jak spodki, czekając, aż spadnie topór. Zamierzał ich rozczarować.

Przebierzcie się w pidżamy i szykujcie się do łóżek — oświadczył spokojnie nauczyciel.

Chłopcy popatrzyli na profesora zdziwieni.

Zobaczymy się jutro o dziewiątej rano w klasie eliksirów. Spodziewam się, że będziecie już po prysznicu, śniadaniu oraz w pełnej gotowości do przygotowywania składników eliksiru i mycia kociołków. Będziemy także rozmawiać o odpowiednich miejscach, gdzie można jeździć na sankach i bezpiecznie bawić się na śniegu — oświadczył autorytarnie Snape.

Tak, panie profesorze — odpowiedzieli zgodnym chórem chłopcy.

Obaj wyszli z pokoju i udali się swoich dormitoriów, a następnie do łóżek.

Harry znalazł kubek gorącej czekolady na nocnym stoliku przy łóżku. Wypił duszkiem i ogarnęło go uczucie wielkiej przyjemności. Zastanawiał się, czy to jest tak, jak gdy się jest otulonym do snu przez rodzica.


***



To była wczesna pora, a ich szkolni koledzy wciąż wylegiwali się w łóżkach, ale cóż… mimo wszystko nie mieli dziś lekcji czy szlabanu do odrobienia.

Co tak długo, Potter? Zaplątałeś się w koce, czy co? — zapytał ironicznie Malfoy, który w związku ze zbliżającym się szlabanem był w nie najlepszym humorze.

Która godzina? — Harry postanowił, że nie da się wyprowadzić z równowagi. Miał wystarczająco dużo kłopotów.

Za dwadzieścia dziewiąta, profesor Snape powiedział, że mamy być gotowi na dziewiątą. — wyjaśnił Ślizgon.

Wciąż mam dwadzieścia minut. — Harry wzruszył ramionami.

Prawie pięć minut zajmie nam dojście do lochów — syknął zniecierpliwiony blondyn.

Mnie nogi nie bolą, Malfoy. Jeśli o to ci chodzi, to możesz już iść. Poradzę sobie sam — zauważył szyderczo Harry.

Powiedział, że chce nas widzieć obu na raz — warknął Draco.

Co z tego? Na ciebie akurat nie będzie zły za spóźnienie. Ja muszę najpierw zjeść śniadanie. Poza tym, jestem pewien, że i tak będzie w złym humorze. — Harry nie miał żadnych złudzeń, co do nastroju profesora.

Dlatego właśnie nie chcę go bardziej rozgniewać — wyjaśnił Draco tonem, jakim mówi się do wyjątkowego tępaka.

Mamy całodniowy szlaban Malfoy, co może być gorszego? — zakpił Harry.

Malfoy skończył pić mleko. Spojrzał na Gryfona i zapytał:

Zbił cię tej nocy po pojedynku, prawda?

Tak, sprawił mi lanie. Ale teraz tego nie zrobił. Nie złamaliśmy żadnych zasad. Znalazłem kubek czekolady przy łóżku.

Co z tego? Też dostałem czekoladę tej nocy. — Draco nie widział w tym nic nadzwyczajnego.

Czy myślisz, że będzie chciał…? Powiedział, że mamy przygotowywać składniki eliksirów! — W głosie Harry’ego dało się słyszeć nutkę paniki.

Wiem co powiedział, ale nie chcę ryzykować, kapujesz? — Draco znacząco popatrzył na kolegę.

Harry posmarował kilka tostów masłem, a następnie marmoladą. Całość popił mlekiem.

Dobra... teraz możemy iść do lochów.

To nie było odpowiednie śniadanie, Potter — zauważył cierpko Malfoy.

Merlinie! Brzmisz jak Hermiona! — jęknął Harry.

Nie waż się porównywać mnie z tą… — oburzenie Draco nie znało granic.

Harry poczuł, że ktoś za nim stoi. Domyślił się, że to Snape, ponieważ Malfoy się zamknął.

Panie Malfoy, jeśli skończyłeś śniadanie, to będziesz mi teraz towarzyszył.

Tak, proszę pana — odpowiedział szybko Draco, posłusznie podchodząc do nauczyciela.

Panie Potter, masz jeszcze kwadrans, zjedz kilka jajek i trochę kaszy — powiedział Snape wskazując na talerz, który chłopak trzymał.

Tak, panie profesorze.

Harry nabrał kilka jaj i zaczął jeść, podczas gdy Snape wraz z Draco udali się do pracowni eliksirów.

Snape posadził ich przy oddzielnych stołach. Harry musiał poćwiartować gumochłony, a Malfoy spreparować ich wnętrzności. Snape siedział przy biurku, przeglądając eseje. Widział animozje pomiędzy jego podopiecznymi. Westchnął. Myślał, że ostatniej nocy udało im się nawiązać choćby nić porozumienia.

Zostawił ich w spokoju na pół godziny przed obiadem, z instrukcjami, aby skończyli siekać składniki.

Palce mnie już bolą, całe zdrętwiały. Nie jestem przyzwyczajony do pracy fizycznej! — Draco był niepocieszony przypisaną karą.

Harry również bolały palce. Co prawda, był przyzwyczajony do krojenia składników, gdy ciotka gotowała, ale jakby nie patrzeć, to pracowali już ponad dwie godziny.

Moja stopa boli. Powiem mu, że muszę iść do skrzydła szpitalnego.

Przestań marudzić, Malfoy. To ty wpadłeś na pomysł żebyśmy właśnie tam zjeżdżali. — Harry miał już dość słuchania jęków Ślizgona.

A kto w ogóle wymyślił te głupie sanie, co…? — Napastliwy ton Draco wróżył nadciągającą sprzeczkę.

Nie zapraszałem cię do zabawy, Malfoy. I to przez ciebie się rozbiliśmy — stwierdził oburzony Harry.

Niby jak miałem nimi kierować, co Potter? Cały czas mnie rozpraszałeś drąc się do ucha! — Ślizgon ze złości, aż zacisnął pięści.

Skończyliście, panowie? — Kłótnię przerwało wejście Mistrza Eliksirów.

Nie, proszę pana — odpowiedzieli zgodnym chórem obaj winowajcy.

Radzę mniej mówić, a więcej pracować.

Tak, panie profesorze. — Chłopcy pokornie pochylili się nad przygotowywanymi składnikami.

Dziesięć minut później Snape stanowczo oznajmił:

Panie Malfoy, może pan odejść. Przez resztę dnia nie wolno panu opuścić zamku. Proszę zadbać o kostkę. Czy to jasne, panie Malfoy?

Tak jest. — Draco posłusznie opuścił pomieszczenie.

Panie Potter.

Tak, proszę pana?

Za tobą, po drugiej stronie stołu, znajdziesz środki czystości. Zacznij myć kociołki w zlewie. I pamiętaj o noszeniu rękawic.

Ale, proszę pana…? — Harry nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.

Tak, panie Potter?

To nie w porządku… pozwolił pan odejść Malfoyowi. Dlaczego ja wciąż mam szlaban? — zapytał, urażony jawną niesprawiedliwością nauczyciela, Harry.

Bo to nie panu Malfoyowi mówiłem, że nie należy przeoczyć kolacji, panie Potter. Wiedziałeś, że należało wczoraj wrócić do szkoły przed zapadnięciem zmroku. Niezależnie od tego, jak dobrze się bawiłeś, wiedziałeś, że należy być na wieczerzy. Spodziewam się od ciebie większej odpowiedzialności, panie Potter. Wiesz dobrze, jak ważne są dla twojego zdrowia regularne posiłki. Dlatego też nie opuścisz pracowni, dopóki te kociołki nie będą czyste — oświadczył stanowczo opiekun.

Harry podszedł do zlewu i zaczął szorować kociołki. Był zły. Nigdy nie widział kociołków tak… obrzydliwie brudnych! Był gotów się założyć, że Snape trzymał je, dopóki nie dopadł jakieś biednej ofiary, przypisując jej szlaban. Dlaczego nie mógł oczyścić ich za pomocą magii?

Ponieważ nie należy mieszać magii z eliksirami, które były warzone w tych kociołkach, panie Potter. Zastosowanie jakichkolwiek zaklęć spowodowałoby bardzo groźną reakcję.

Harry przerwał czyszczenie. Przerażające było, gdy Snape czytał w jego myślach.

I tak… panie Potter, kolekcjonuję brudne kociołki, które trzymam w ukryciu, dopóki nieposłuszni chłopcy, którzy muszą nauczyć się przestrzegać zasad, nie pomogą mi ich oczyścić — mówił dalej nauczyciel z sarkastycznym uśmiechem na twarzy.

Tak czy siak, to nie fair — prychnął naburmuszony Harry, krzyżując ramiona w geście buntu.

To bolesna prawda, ale musisz się nauczyć, że życie rzadko, kiedy bywa fair — wyjaśnił spokojnie Snape.

Zostały trzy kociołki. Harry skończył czyścić drugi i zaczął się zabierać za trzeci, gdy powiedział:

To pora lunchu, panie profesorze. Powiedział pan… — Harry przerwał, nie bardzo wiedząc jak ma powiedzieć profesorowi o co mu chodzi.

Tak, panie Potter? — dociekał nauczyciel, patrząc na chłopca nieodgadnionym wzrokiem.

Harry wiedział, że będzie bezczelny, ale musiał to powiedzieć:

Powiedział pan…, że mam nie opuszczać posiłków, panie profesorze — wyjaśnił nieśmiało Harry, obawiając się reakcji nauczyciela na tak jawną impertynencję.

Cieszę się, że o tym pamiętasz, panie Potter. Inaczej musiałbym wydobyć trochę więcej brudnych kociołków z mojej kolekcji, abyś wyczyścił je po obiedzie. Myj ręce i chodź ze mną. Obiad powinien już być podany w moim kwaterach — odpowiedział spokojnie Mistrz Eliksirów.

Snape poprosił skrzaty domowe o kilka rodzajów kanapek oraz frytki.

Harry nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. To na pewno była przyjemna niespodzianka, ale dlaczego? To było bardzo mylące, zwłaszcza, gdy nauczyciel zapowiedział, że może dostać lody na koniec posiłku.

Snape pozwolił mu odejść po obiedzie. Powiedział tylko, że będzie musiał zapytać go o pozwolenie, gdy zechce wychodzić z zamku. Nawet, jeśli tylko chciał pójść w odwiedziny do Hagrida. Gryfon już chciał zaprotestować, bo Malfoy na pewno nie musiał prosić o takie pozwolenie, gdy Snape powiedział:

Nie jestem opiekunem pana Malfoya, Harry.

Harry opuścił kwatery swojego mentora, mając wrażenie, jakby właśnie wypił filiżankę gorącej czekolady.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O trollu i czarodziejskich dzieciach 16
O trollu i czarodziejskich dzieciach 20
O trollu i czarodziejskich dzieciach 13
O trollu i czarodziejskich dzieciach 12
O trollu i czarodziejskich dzieciach 17
O trollu i czarodziejskich dzieciach 18
O trollu i czarodziejskich dzieciach 11
O trollu i czarodziejskich dzieciach 5
O trollu i czarodziejskich dzieciach 8
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 2
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 11
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 7
O trollu i czarodziejskich dzieciach 15
O trollu i czarodziejskich dzieciach 9
O trollu i czarodziejskich dzieciach 14
O trollu i czarodziejskich dzieciach 3 i 4
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 15
O trollu i czarodziejskich dzieciach 6
O trollu i czarodziejskich dzieciach 10

więcej podobnych podstron