Tytuł oryginału: Of Trolls and wizard kids
Autor: LLALVA
Zgoda: jest
Tłumaczenie: dosia1982
Beta: Flagelle, ZIl i Tyone
Do tłumaczenia: http://www.fanfiction.net/s/6665919/1/O_trollu_i_czarodziejskich_dzieciach
Rated: K - Polish - Hurt/Comfort - Harry P. & Severus S.
Pierwszy rok Harry'ego. W chwili, gdy nauczyciele zdają sobie sprawę, jak rodzina traktuje Złotego Chłopca, postanawiają, że potrzebny jest mu odpowiedni opiekun. Wybór pada na... sarkastycznego Mistrza Eliksirów!
O trollu i czarodziejskich dzieciach
1-szy rok.
Rozdział 1.
To był zwyczaj.
Niepisana reguła.
Bardzo dobra zasada w miejscu, gdzie wszyscy dorośli stanowili jedność i potrzebowali czasu z dala od ich zwykłej działalności (a może również trochę rozmów tylko dla dorosłych). Czas na relaks i zabawę, filiżankę kawy albo herbaty z ciasteczkami, może nawet piwo kremowe lub coś mocniejszego, jak Ognista Whisky. Mogli grać w szachy, karty, warcaby, a nawet szarady; wymieniać uwagi na temat ich klas, kolegów czy woźnego.
To było spokojne i nieformalne miejsce, gdzie mogli się integrować. Dzielili przecież wspólny los: życie w zamku pełnym młodych i lekkomyślnych stale uczących się czarodziei. Miejsce, w którym wszystko mogło się zdarzyć. Musieli chociaż próbować trzymać się razem, nawet podczas nieporozumień. Współzawodniczyli w rywalizacji Domów, a po pracy żartowali ze sobą w figlarny, nieszkodliwy sposób.
Severus korzystał z tych spotkań.
Nie, żeby zaszczycał ich swoją obecnością każdej nocy, ale lubił raz czy dwa w tygodniu, po ocenieniu esejów i prac domowych, pospacerować po korytarzach i spotkać się w salonie z innymi nauczycielami. W ciągu ostatnich kilku lat ulubionym tematem Severusa było przypominanie Minerwie, jak świetnie jego Ślizgoni radzą sobie w quidditchu. Jego samego nieszczególnie obchodził ten sport, ale kochał fanatyczny sposób, w jaki ta kobieta broniła swego zdania. Zawsze i bez końca. Ale to jego drużyna wygrała Puchar Domów.
I mimo różnorodności tematów, zawsze wspominano wszystkie punkty, które odjął ich Domom. Z punktu widzenia innych - zawsze niesprawiedliwie. Oczywiście dla nich małe bestie zawsze były aniołami! A on wtedy przystępował do wyjaśnienia, dlaczego i w jaki sposób odebrał punkty, ciesząc się swoimi mądrymi wypowiedziami i bezmyślnie wyjąkiwanymi wyjaśnieniami w odpowiedzi. Zupełnie jakby po raz kolejny stały przed nim małe półgłówki.
To były dobre dni. Ale teraz bał się tam chodzić.
Od początku roku jedynym omawianym tematem był Harry Potter.
Harry Potter, który przybył do Hogwartu, aby zakłócić spokojny byt Snape'a. Nie dość, że jego obecność uzmysławiała wszystko to, co Severus mógł mieć, a co zostało utracone. Nie dość, że za każdym razem, gdy Snape go zobaczył, czuł nieopanowane wzburzenie na wspomnienie Jamesa i jego przyjaciół. Nie dość, że obiecał Lily utrzymać dziecko bezpieczne.
Teraz jeszcze musiał stawić czoła przymilającym się chłopakowi nauczycielom i ogólnemu poklaskowi dla jego uczynków. Harry Potter nauczył się transmutować wykałaczki w szpilki! Muszą mu postawić za to pomnik. On również może napisać „transmutacja” bez błędów ortograficznych. Dziwne, nikt jakoś nie zauważył, że jego pismo jest prawie nieczytelne! Będą również wspominać, że wie, jak zawiązać buty, wszystko sam! Miał nadzieję, że moda pod tytułem „Chwalmy Harry’ego Pottera” wkrótce zginie. W innym wypadku będzie musiał odejść i spróbować porozmawiać z trytonami. Przynajmniej mógł być pewny, że oni nie wychwalają słynnego Chłopca-Który-Przeżył!
Jedyną jego pociechą było krytykowanie dziecka w klasie eliksirów. Chłopiec był tak zdezorientowany! Nie posiadał ani grama talentu. Obecnie zmuszony był powtarzać zdarzenia tylko sobie. Reszta personelu była „zaczarowana” przez chłopca i jego czyny. W ramach bonusu mógł czasem skrzyczeć go na korytarzach. Nie zdarzało się to często, ale naprawdę sprawiało mu to satysfakcję.
Severus postanowił odwiedzić pokój nauczycielski tej nocy, gdy usłyszał o wydarzeniu, które miało miejsce w klasie latania, aby przekonać się, co jego koledzy mieli na ten temat do powiedzenia. Przypisał dwieście linii panu Malfoyowi za udział w tym incydencie. Chciał wiedzieć, czy Złoty Chłopiec otrzymał swoją część kary.
Tak jak w drugim tygodniu semestru, gdy zaczęły się lekcje latania, Severus korzystał z relacji pani Hooch, zwłaszcza o poszczególnych uczniach i ich pierwszych doświadczeniach z miotłą. On i Minerwa zawsze mówili o tym, jak obiecujący mogą być później dla drużyn quidditcha.
Wszedł do sali w momencie, gdy pani Hooch wyjaśniała, jak miotła Longbottoma sama z siebie uniosła go oraz że chłopiec nie chwycił mocno trzonka, chociażby po to, żeby ocalić własne życie. Głupi chłopak był w skrzydle szpitalnym, lecząc złamany nadgarstek. Lecz to, co nastąpiło potem, było znacznie ciekawsze. Pani Hooch, jako że pomagała Longbottomowi, nie była obecna, ale Minerwa widziała wszystko przez okno.
To był moment, gdy zdał sobie sprawę, że dziecko potrzebuje stałego nadzoru i dyscypliny.
— ...a potem Harry skierował miotłę w dół z całą prędkością, jak gdyby urodził się już wiedząc, jak latać. A trzeba pamiętać, że to jego pierwsza lekcja. Złapał małą przypominajkę i zatrzymał się, zanim rozbił się na ścianie zamku! — zdawała żywiołowo relację nauczycielka latania.
— Na pewno odziedziczył zdolności po ojcu. — Minerwa nie miała żadnych wątpliwości w tej kwestii.
— Pamiętasz jak James grał? — zapytała z nostalgią Hooch.
— Jak mogłabym zapomnieć. Oglądanie lotu Harry’ego ożywiło wspomnienia! — westchnęła tęsknie profesorka transmutacji.
— On jest urodzonym szukającym! — stwierdziła autorytatywnie Hooch.
— A Wood ćwiczył z nim po południu. Mówi, że nie znaleźlibyśmy lepszego szukającego. — Minerwa w duchu widziała już Puchar Quidditcha unoszony przez Wooda w geście zwycięstwa, po ostatnim meczu rozgrywek.
— CO! — przerwał Severus. — Planujesz wprowadzić pierwszorocznego do drużyny quditicha?
— Widzisz Severusie, te zasady są dlatego, że pierwszoroczni muszą się nauczyć porządnie latać, ale Harry… on jest naturszczykiem! — wykrzyknęła z euforią Gryfonka.
— Proszę, Minerwo, powiedz mi, że zrobiłaś coś jeszcze oprócz chwalenia go. Mały tępak mógł rozbić głowę o ścianę lub ziemię. — Snape nie mógł uwierzyć w beztroskę koleżanki, zwłaszcza wobec Pottera.
— Cóż… Tak, ale jego intencje były dobre — zauważyła głucha na wszelkie racjonalne argumenty Minerwa.
— To dobry zwrot na nagrobek — ironizował Mistrz Eliksirów.
— Nie jesteś zabawny — oburzyła się Opiekunka Gryffindoru.
— Nie widzę tu nic zabawnego. Pozwalasz, żeby... dziecko... Wiem, że zasady nie mają do niego zastosowania i że może robić, co mu się podoba, o ile jego intencje są dobre. I nie tylko nie poniósł najmniejszych konsekwencji, ale zezwoliłaś mu na naginanie reszty reguł, a także granie w zespole swojego Domu! — Snape czuł, że go ponosi, ale nie kompletnie nie mógł nic na to poradzić.
— Drogi Severusie, nie powinieneś pić tyle kawy. Jestem pewna, że filiżanka gorącej herbaty pozwoli ci zauważyć, że Harry jest po prostu dobrym chłopcem. — Minerwa próbowała uspokoić wzburzonego kolegę.
Severus wyczuł mały alarm. Jeden z jego młodych Ślizgonów opuścił pokój wspólny; było już za późno, aby mógł to być tylko przypadek. Jakkolwiek był rozdrażniony tym spotkaniem wstał i, rzucając jedno ze swoich słynnych, mrożących spojrzeń, wyszedł z pokoju.
***
Dziesięć minut później raczył się herbatą swojej ulubionej marki. Wokół unosił się jej delikatny zapach. Pan Malfoy był z powrotem w łóżku, wierząc, że jego Opiekun Domu ma nadnaturalne zdolności i będąc przekonanym, że już nigdy ponownie nie opuści ciepłego łóżka po ciszy nocnej, o ile nie chce wrócić do niego z rozgrzanym tyłkiem.
Nigdy nie zrozumie dziecięcego poczucia lojalności, które zabrania swobodnie mówić o czynach i współsprawcach. Cóż, przynajmniej Malfoy nauczył się nie zachować tajemnicy złożonej profesorowi i niedługo reszta jego współlokatorów będzie wiedziała, że nie należy opuszczać swoich łóżek.
Severus czuł, że jego duma została zraniona i nie przyszedł na nocne spotkania aż do następnego tygodnia. Jak miał zapewnić bezpieczeństwo temu zielonookiemu dziecku, jeśli gwałtownie szybowało po niebie w trakcie tej niebezpiecznej gry? Przynajmniej powinien być w stanie zaufać zdrowemu rozsądkowi swoich kolegów.
Wszedł do komnaty i zobaczył, że byli tam opiekunowie Domów oraz pani Hooch wraz z nauczycielami arytmetyki i starożytnych runów. Wszyscy wygodnie siedzieli, niektórzy przy kominku grali w szachy. Flitwick, Minerwa i pani Hooch przeglądali jakiś magazyn.
Bez żadnego wysiłku Snape domyślił się, że to magazyn Quidditcha i nie był zdziwiony, gdy odkrył, że miał co do tego rację.
— Herbaty, Severusie? Powinieneś skosztować tych pysznych ciastek cynamonowych, są niesamowite. — Pomona zachęcająco podstawiła mu pod nos talerzyk pełen słodyczy.
— Dziękuje, Pomono. Co oglądacie, nowe stroje dla drużyn? — zapytał z zaciekawieniem.
— Nie, pokazuję pani Hooch, którą miotłę wybrałam dla Harry’ego. Dumbledore zatwierdził moją prośbę o pozwolenie mu na jej posiadanie, Harry potrzebuje czegoś lepszego od szkolnych egzemplarzy — wyjaśniła spokojnie Minerwa.
— Jeszcze jedna zasada, która nie ma zastosowania wobec naszego cennego pana Pottera — zauważył sarkastycznie Snape.
— Odbierze ją jutro, Severusie. Albus powiedział, że da wam znać, ale byłabym wdzięczna, jeśli dochowałbyś tajemnicy na temat jego udziału w grze. — Minerwa spojrzała na Mistrza Eliksirów z wyczekiwaniem.
— Najchętniej zabrałbym ten sekret do grobu.
Po wypiciu herbaty Severus przechadzał się po korytarzach zamku. Jak mógł chronić dzieciaka, jeśli będzie grał w tę niebezpieczną grę? Czy nikt nie dostrzegał tego problemu? Dowiedział się, że Latające Lwy rozpoczną treningi w sobotę i od tego dnia mają zamówione boisko trzy razy w tygodniu.
Severus w tym czasie zadał uczniom najdłuższe eseje, co przyczyniło się do zwiększenia nerwowości w klasie, a jemu wystarczyło do klasyfikowania w ciągu następnych nocy. Na tydzień przed Halloween odkrył, że nogi same prowadzą go w kierunku pokoju nauczycielskiego; potrzebował trochę towarzystwa dorosłych. Byli tylko Opiekunowie Domów, pani Hooch i profesor Vector. Snape został przyjęty tak, jak gdyby był tam ostatniej nocy. To była reguła - nie chować urazy do kolegów. Przyjął kawę i kanapki ze skrytą wdzięcznością, jako że nie jadł prawdziwej kolacji. Powinien przestać zadawać tak długie zadanie domowe.
Wkrótce rozmowa zeszła na jego najmniej ulubiony temat – Harry Cholerny Potter. O Merlinie!
Minerwa, biorąc swoje kanapki, usiadła obok niego i powiedziała:
— Cieszę się, że jesteś. Chciałabym ci coś pokazać.
Severus spostrzegł, że należałoby nazwać te spotkania „spotkaniami fanów Pottera”; może powinien był zająć się stawianiem pasjansa.
Minerwa podała mu plik.
— Co to jest? — zapytał bez większego zainteresowania, otwierając podany pakiet.
— Kartoteka medyczna Harry’ego. Poprosiłam Poppy, żeby wykonała mu kompleksowe badania. Zawsze tak robię z dziećmi, które przystępują do drużyny quidditcha — objaśniła opiekunka Gryffindoru.
Co z tego? Poprosił o kontrolę medyczną każdego dziecka z jego Domu.
— I to pokazuje, że ten szczególny jedenastolatek nadaje się do wzięcia udziału w bardzo niebezpiecznej grze? Nie przekonasz mnie tym, Minerwo — oświadczył stanowczo Snape.
— Proszę, przeczytaj to, Severusie — poprosiła cicho profesorka transmutacji.
Snape otworzył kartotekę i znalazł starannie zapisany pergamin. Poznał test pani Pomfrey i zrozumiał medyczny punkt widzenia oraz wnioski. Był po prostu wściekły, bo Potter miał tendencję do intryg, a wszyscy ci schlebiający mu głupcy tylko go do tego zachęcali.
Plik był długi. I… z pewnością zaskakujący. Chłopiec miał niedowagę i był nieco anemiczny. W lewym nadgarstku miał nastawione kości. Czy mugole wiedzą w ogóle jak nastawić kości? Dlaczego Poppy przeprowadziła ten ostatni test? Wspomnienia skóry. To badanie pokazywało, czy kiedykolwiek doszło do uszkodzenia skóry. Urazy były rozległe. Jaka była prawdziwa historia tego dzieciaka?
— Jesteś pewna, że to są wyniki pana Pottera? — zapytał lekko zdezorientowany wynikami badań.
— Pani Pomfrey nie ma tendencji do popełniania błędów. Pierwsze wyniki wskazują, że jego żebra niedawno się zrosły. I nie… on nie miał jakiegokolwiek wypadku podczas quidditcha — uprzedziła kolejne, nieuchronne w tym przypadku pytanie kolegi.
— Wiemy, że mugole są trochę zacofani, jeśli chodzi o sztukę leczenia złamań... — zauważył lekceważąco Snape.
— Powiedziała, że nie były leczone. One były uzdrowione za pomocą magii Harry’ego — sprostowała Minerwa.
— Może być tak, że chłopiec nie odczuwa bólu i że milczał w obawie przed karą. — Snape próbował znaleźć racjonalne wyjaśnienie sprawy.
— Poppy testowała jego odporność na ból; mieści się między prawidłowymi parametrami. —rozwiała wszelkie wątpliwości Minerwa.
— A co powiedziała na wyniki jego skóry? — dopytywał Severus.
— Oznajmiła, że istnieją dowody na istnienie niedawno wyleczonych pręg na jego plecach, pośladkach i nogach. Tkanka skórna jest nowa. Ma nieco ponad miesiąc.
— Jakby został pobity tuż przed przyjazdem do Hogwartu… — Filius włączył się do rozmowy.
— Czy rozmawiałaś z opiekunami chłopca? — Pytanie było z natury retorycznych, bo procedury postępowania w takich przypadkach jak ten Pottera były jasno określone i niezmienne od lat.
— Próbowałam. Nigdy nie odpowiedzieli na moje sowy, więc poszłam do Albusa i powiedziałam mu, że ci mugole nie chcą utrzymywać z nami kontaktu. Akceptują ponowne przyjmowanie Harry’ego pod swój dach w okresie letnim, ale poprosili, aby nie kłopotać się z informowaniem ich o czymkolwiek dotyczącym dziecka – odpowiedziała rozgoryczona Minerwa.
— Nie zamierzasz na to pozwolić, prawda? — zapytał podejrzliwie Snape, jednocześnie uważnie obserwując McGonagall.
— Poppy dostarczyła Harry’emu potrzebną terapię. Naprawiła kości i przygotowała dla niego suplement do przyjmowania razem z żywnością. Nie ma już anemii, ale dla zwiększenia jego wagi...
— Więc chłopiec będzie zdolny do gry. Czy puchar jest dla ciebie tak ważny? —zapytał wzburzony Snape.
— Nie, nie jest. Chcę tylko powiedzieć, że jest zdrowszy i nic go nie boli. Ma jeszcze lekką niedowagę, ale to zostanie szybko rozwiązane. Poppy będzie go na bieżąco kontrolować. Wiesz, że nie pozwoli mu grać, jeśli tylko pojawi się jakiś problem — odpowiedziała spokojnie rozgniewanemu koledze wicedyrektorka.
— Minerwo, mamy dowód znęcania się — warknął profesor eliksirów.
— Tak, mamy — westchnęła ciężko starsza czarownica.
— Planujesz wysłać chłopca z powrotem do jego rodziny po zakończeniu semestru? Czy Albus o tym wie? — dopytywał niecierpliwie Snape.
— Nie pokazałam mu wyników, ale Poppy wysłała mu kopię. On wie — stwierdziła stanowczo.
— Co powiedział? — Snape’a niezmiernie ciekawiło, co postanowił dyrektor w sprawie swojego ulubieńca.
— Ministerstwo pytało o Harry’ego. Pragną go zaangażować do publicznych wystąpień i wywiadów. Dyrektorowi udało się ich przekonać, że jego rodzina chce go utrzymać z dala od mediów. Nie może dojść do oskarżenia ich o złe traktowanie. To tylko zwiększyłoby niechęć do mugoli.
— Ministerstwo uczyniłoby go marionetką — wyjaśniła Hooch.
— Co jest lepsze? Mugole obecnie bardziej mu szkodzą niż Czarny Pan. — Snape wypowiedział na głos „oczywistą oczywistość”.
— Harry potrzebuje kogoś, kto się nim naprawdę zaopiekuje. Kogoś, kto zajmie się nim na tyle, aby dać mu wskazówki i zasady, a także zmusić do ich przestrzegania — włączyła się Pomona.
— Hipotetycznie my powinniśmy to robić — wtrącił Flitwick.
— A robimy? Wydaje mi się, że pozwalamy mu szaleć... — Severus wiedział, jakimi eliksirami chciałby nakarmić tych mugoli.
— On nie szaleje, on się zaprzyjaźnia z jego klasą i kolegami! — sprzeciwiła się Sprout.
— Z wyjątkiem Slytherinu — wygarnął od razu Snape.
— On nie jest chuliganem — zaprzeczyła kategorycznie Minerwa.
— To może być dziedziczone po ojcu. Gdy zdobędzie większą uwagę, będzie miał więcej przyjaciół — Snape wiedział, że zaczyna być coraz bardziej irytujący.
— Jest dzieckiem, które lubi się podobać...
— Jak wyglądają jego oceny? — Snape chciał przywołać ich z powrotem na właściwe tory.
— Nie są złe. Uczestniczy w zajęciach i oddaje prace domowe na czas. — Z dumą odpowiedziała Opiekunka jego Domu. Minerwa broniłaby każdego z jej małych lwów.
— Ledwo — przerwał Flitwick.
Cóż, przynajmniej ktoś miał odrobinę własnego pomyślunku. Ale ile mogło się w nim zmieścić? Snape uśmiechnął się ze swojego dowcipu.
— Wiemy, że niektóre mugolskie szkoły nie uczą ich zorganizowania — kontynuowała Sprout, nawiązując oczywiście do potrzeby umieszczenia nasion w odpowiedniej ziemi.
— Po prostu szukamy wymówek! — warknął zirytowany Mistrz Eliksirów.
— On ma potencjał, a my musimy go jedynie wydobyć — ciągnął Flitwick. Zawsze miał wielkie idee.
— A my go nie rozpieszczamy Severusie, po prostu... — Minerwa nie mogła przyjąć, że była w błędzie.
— A czego Albus chce od nas? — Na pewno ten stary głupiec miał plan.
— Wiesz, jaki on jest. Pokazuje problem i oczekuje, że będziesz wiedział, co trzeba zrobić i że zrobisz to dobrze — prychnęła rozdrażniona Minerwa.
— Co zamierzamy zrobić z jego rodziną? — Sprout mogłaby złożyć im wizytę z „mięsożernymi roślinami”.
— Nie musi do nich wracać. — Flitwick może lewitować... Albo zaczarować meble, żeby je pogryzły.
— Istnieją osłony wokół ich domu. Więzy są utrzymywane z krwi jego matki, dzieli ją ze swoją ciotką i kuzynem. Aby był bezpieczny, musi mieszkać w miejscu, gdzie jest ta krew. — Wyglądało na to, że Minerwa przyszła przygotowana.
— Więc mamy dziewięć miesięcy na znalezienie sposobu, który pozwoli utrzymać go między tymi obwodami, ale bezpiecznym od znęcania się. Mogę to zrobić. — Flitwick był dobry z obwodów.
— Mogę pomóc. Istnieje kilka bardzo ciekawych run, które pomagają chronić dzieci. — Profesor Vector siedziała tak cicho, że Severus myślał, iż przysnęła.
— Poppy powiedziała, że Harry potrzebuje rozmów o swoim życiu. Wykorzystywane dzieci wierzą, że to, co je spotkało, było ich winą, mają tendencję do ochrony oprawcy w celu asekuracji przed powtórnym nadużyciem. Nie chciał rozmawiać z Poppy i wzdrygnął się, gdy...
— Powinien być poinformowany o naszych ustaleniach, może to pozwoli mu się otworzyć. — Flitwick był czasami bardzo racjonalny.
— Poppy dodała, że rozmawiała z niektórymi z jego przyjaciół i nakazała im rozmawiać dla dobra chłopaka o tych sprawach, ale najpierw potrzebuje kogoś godnego zaufania, aby zdradzić mu swoje tajemnice. Otworzy się, gdy nabierze zaufania. Musi zwrócić się do dorosłego.
— Ma Minerwę — włączyła się Pomona.
Co za szczęście - pomyślał Snape.
— Jestem już głową Domu i... i muszę go traktować tak samo jak pozostałe dzieci. Nie mogę... Poppy zasugerowała, że byłoby lepiej, gdyby zbliżył się do dorosłego mężczyzny — wyjaśniała Minerwa.
Co pozostawia tylko Flitwicka i... O, nie!
— Myślę Minerwo, że profesor Dumbledore chciałby się tym zająć, on lubi rolę kochającego dziadka — oświadczył stanowczo Snape.
— Wiesz, Severusie, że nie może tego zrobić, on jest poza szkołą ponad połowę roku — wytłumaczyła spokojnie.
— Cóż, możemy postarać się o bardziej kompetentnego ministra, być może będzie to łatwiejsze niż dochodzenie w sprawie więzów krwi — zauważył cynicznie Snape.
— Severusie!
Cóż, Severus pomyślał, że czekają na niego jako ochotnika. Czy mógł to zrobić? Nie miał wątpliwości, że potrafiłby dostarczyć chłopcu zasad i dyscypliny, ale czy będzie w stanie zdobyć jego zaufanie, rozmawiać z nim o przemocy? Czy nie potrzebne jest przywiązanie?
— Myślę, że zostaję tylko ja… W końcu chłopak już mnie nienawidzi. I wie, że nie toleruję jego głupstw — zaznaczył z wyraźną satysfakcją.
— Nie uwierzysz, co nieco uwagi uczyniłoby z chłopcem — zasugerowała delikatnie Sprout.
— Mówimy o dziecku, Pomono, nie o roślinie…
— One są do siebie podobne, Severusie — odpowiedziała nauczycielka zielarstwa.
— Czy pozwolisz mi stworzyć osłony wokół jego łóżka i jego dormitorium? Będzie miał określoną porę snu, a to będzie jedyny sposób, aby jej przestrzegać.
— Czy to nie jest trochę za surowe, Severusie? — zapytała niepewnie McGonagall.
— Twoi Krukoni są na tyle rozsądni, aby wiedzieć, że potrzebują snu. Puchoni są bardzo posłuszni. Moi Ślizgoni są łapani zanim opuszczą pokój wspólny. To Gryfoni są tymi, którzy są najczęściej przyłapywani poza dormitorium po ciszy nocnej. A ten konkretny Gryfon został niemal złapany tego samego wieczoru, kiedy wykonał swój lekkomyślny akt na miotle. Zamierzał brać udział w pojedynku — oświecił zebranych Snape.
— Czyżby? — Minerwa nie wyglądała na zaskoczoną.
— Nie sam. Filch był rozpraszany przez Irytka i nie mógł ich ująć, ale więcej niż dwoje dzieci wałęsało się po Izbie Pamięci, widział odciski — uściślił Ślizgon.
— Powinien częściej zamiatać ten pokój.
— Zacznę wierzyć, że rozmawiasz z zamkiem, tak jak Albus. — Filius mruknął znacząco do młodszego kolegi.
— Nie, Filiusie, nie. Schwytałem drugą stronę pojedynku, więc powiedziałem Filchowi, gdzie ma szukać — odparł zadowolony z siebie Snape.
— A kto to był? — zapytała niezmiernie ciekawa Minerwa.
— To nie jest temat tej rozmowy Minerwo, ale otrzymał karę za swoje zachowanie. Tak samo powinien zostać potraktowany pan Potter i jego świta, jeśli zostałaby złapana przez Filcha.
— Nie jestem pewna co do osłon, Severusie. Daję mojemu Domowi pełną swobodę, jeśli chodzi o czas ich pójścia do łóżka. Oczywiście, że nie popieram ich spacerów po zamku w nocy — zaznaczyła stanowczo Opiekunka Gryffindoru.
— Bardzo mi pomoże, jeśli pozwolisz mi zająć się moim podopiecznym — stwierdził ugodowo Snape.
— W takim razie możesz stworzyć te osłony. Myślę, że nie zaszkodzi, jeśli dodam kilka obwodów do dormitorium pierwszorocznych. To są ci, którzy potrzebują więcej zainteresowania — odrzekła po namyśle Minerwa. — Miej mieć także oko na bliźniaków Weasley.
— Gdyby byli w moim Domu, utrzymałbym ich w łóżkach — zaznaczył autorytatywnie Opiekun Slytherinu.
— Poproszę Grubą Damę, żeby zmieniła hasło po ciszy nocnej. — Minerwa chciała być pomocna. — O jakiej porze twoi Ślizgoni muszą być w łóżkach?
— Wpół do dziesiątej pierwszy i drugi rocznik, reszta godzinę później.
— Robi się późno, czas spać. Mamy więc uzgodnione. Severus będzie odpowiedzialny za Harry’ego. — Minerwa krótko podsumowała całą dyskusję. — Będziesz informowany o jego ocenach i zachowaniu w klasie. Kiedy zamierzasz mu zakomunikować tę nowinę? — zapytała zatroskana Minerwa.
— Możliwie jak najszybciej — odpowiedział zdecydowanie Snape.
— Możesz poczekać do Halloween? To tylko tydzień, a wiesz, że pozwalamy im na trochę szaleństwa. — Skoro Minerwa podchodziła do sprawy niezwykle jak nią wyrozumiale, Severusowi nie pozostawało nic innego, jak tylko się zgodzić:
— W porządku, więc w sobotę po Halloween. Ale jeśli to będzie działać, musisz mi pomóc Minerwo. O dziewiątej trzydzieści chłopak musi już spać, ewentualnie w piątki i soboty o dziesiątej.
— Poprę twoje decyzje, Severusie — oświadczyła stanowczo McGonagall.
— Mam cokolwiek do powiedzenia o jego grze? — Severus chciał wiedzieć, na czym stoi.
— Już mu obiecałam. Gra będzie dobrym sposobem, aby pomóc mu nabrać pewności siebie i... — odparła defensywnie Minerwa.
— Maltretowane dzieci mają problemy z zaufaniem — zgodził się z nią Snape.
— Cóż, jeśli chcesz żebym marnował mój czasu na oglądanie tej głupiej gry... Ale zastrzegam sobie prawo do uziemienia go. — Wolał od razu zaznaczyć taką ewentualność, aby później nie wysłuchiwać protestów pasjonatki quidditcha.
— Możesz to zrobić tylko wtedy, gdy nie będziemy grać przeciwko Slytherinowi — oznajmiła kategorycznym tonem Minerwa.
***
Snape wrócił do swoich pokoi.
Nabył chorego zwyczaju mówić na głos do zdjęcia Lily Evans stojącego na nocnym stoliku , mając nadzieję, że echo jego głosu odbite w murach pozwoli mu usłyszeć jej odpowiedź.
— Oni myślą, że będę w stanie pomóc twojemu dziecku, moja droga. Wiem, że obiecałem się nim opiekować i zrobię to. Gdyby on tylko nie wyglądał jak twój cholerny mąż. Myliłem się. Myślałem, że jest rozpieszczonym księciem. Jak na ironię on jest równie rozpieszczony jak Prince. Powinienem pamiętać, że twoja siostra była... Cóż, niezbyt miłą osobą. Chciałbym, żeby sprawy wyglądały inaczej. Nie planuję zaprosić go do mojego pokoju, ale do miejsca, które wbrew pozorom mam i w którym będę... Jeśli tylko będzie chciał wejść. Życz nam szczęścia.
Rozdział 2.
Noc Halloween.
Gdyby to zależało od niego, uroczystość zostałaby odwołana.
Nie miał żadnego powodu do świętowania. Jego jedyna miłość zginęła dziesięć lat temu. Ale to był zwyczaj. Niepisana zasada, że wszyscy nauczyciele powinni być obecni w czasie uczty z okazji Halloween. Dzieci, które zjadły zbyt dużo cukru, i którym pozwolono na robienie wszystkich psikusów, jakie tylko przyjdą im na myśl.
Z miejsca przy stole nauczycielskim spojrzał na szczupłe zielonookie dziecko. Obserwowanie jedzącego chłopca weszło mu już w zwyczaj. Nawet zanim zdecydował się zaopiekować nim. Początkowo myślał, że chłopiec był wybredny. Oczywiście jedzenie w Hogwarcie nie dorównywało temu, do którego był przyzwyczajony. Ale wydawało się, że nie był przyzwyczajony do jedzenia w ogóle. Inny wyrzut sumienia. Będzie musiał znieść nieco więcej poczucia winy.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni Harry zaczął jeść więcej, być może dzięki dodatkowym ćwiczeniom quidditcha, a może krzaczastowłosa panna „Wiem-To-Wszystko” przekonała go do warzyw i mięsa. Nie wyglądał już jak zagłodzony kruk.
Gdzie ona była tej nocy? Potter był szczęśliwy, rozmawiając tylko z Wesleyem. Obydwaj jedli więcej cukru niż ich żołądki mogły strawić. na szczęście pani Pomfrey otrzymała dodatkowe eliksiry na uspokojenie żołądka.
Potem nastąpiła katastrofa. Ten głupi Quirrell krzyczał, że troll wszedł do zamku. Snape wiedział, gdzie musi się udać. Dla „kogoś” to była doskonała okazja żeby sprawdzić ochronę wokół kamienia.
***
Snape, kulejąc, wracał z korytarza na trzecim piętrze. Powinien był wiedzieć, że nie da rady obserwować trzech głów w tym samym czasie.
Usłyszał pilne wezwanie McGonagall i przybiegł do łazienki dziewcząt w tym samym czasie, co ona i Quirrell. Troll leżał na podłodze łazienki, a nad nim stało troje dzieci: Potter czyścił różdżkę o swoje spodnie, Granger kiepsko się tłumaczyła, a Weasley po prostu stał, przeraźliwie blady.
A McGonagall odjęła tylko pięć punktów?! Oczywiście przyznała im dziesięć, więc jej dom zyskał, tak czy inaczej. A potem pozwoliła dzieciom odejść.
***
Minerwa wzięła go za rękę i siłą zaprowadziła do salonu. Przyjął podaną Ognistą Whisky i wypił jednym haustem. Wkrótce odzyskał głos.
— PIĘĆ PUNKTÓW! Przyznałaś mu punkty. W taki sposób będziemy go uczyć dyscypliny i posłuszeństwa?! On powinien być w swoim pokoju wspólnym! — grzmiał Snape.
— Pomagał Granger — oznajmiła spokojnie Opiekunka Gryffindoru.
— Jak wiele może zrobić troje jedenastoletnich dzieci przeciwko w pełni dorosłemu trollowi? — Snape nie zamierzał się uspokoić, przed oczyma wciąż miał wizję tych głupich dzieciaków walczących się z trollem.
— Cóż, gdybyś zapytał mnie o to wczoraj czy parę godzin temu, to powiedziałabym, że oni idą na pewną śmierć, ale jak widziałam poradzili sobie dość dobrze.
— Mnóstwo rzeczy mogło pójść nie tak! — Złość Mistrzowi Eliksirów nie przechodziła, wręcz się nasilała.
— Wiem, że to było głupie, ale i niezwykłe. Wyślę sowę do rodziców, informując ich, co się stało. Czy do ciebie również mam napisać, czy uznamy, że jesteś poinformowany, Severusie? — zapytała z lekką nutą rozbawienia w głosie Minerwa.
— To był bardzo niebezpieczny wyczyn! — zauważył ostro pytany.
— Jestem pewien, że nie zaczną mieć w zwyczaju polowania na trolle. — Filius był zawsze optymistą.
— Obawiam się, że teraz, gdy udało im się złapać trolla, rozpoczną poszukiwanie większych wyzwań — warknął Ślizgon.
— Daj spokój, Severusie, prawie nie istnieją istoty większe niż troll — zbagatelizował obawy kolegi nauczyciel zaklęć.
Gdyby wzrok mógł zabijać...
— Nie mogę powiedzieć, że nie zagra w następnym meczu, prawda? — zapytał Minerwę, choć doskonale wiedział, jaka będzie odpowiedź.
— Nie, to niemożliwe. Musi spróbować, chociaż raz, zanim rozpoczniesz wymierzanie mu takiej kary — oświadczyła stanowczo profesorka transmutacji.
— Dziękuje za towarzystwo, idę do łóżka. — Rozgoryczony Snape postanowił się pożegnać, żeby nie musieć się więcej denerwować.
— Dobrej nocy i niech Poppy obejrzy twoją nogę — doradziła dobrotliwym tonem Minerwa.
— Ta kobieta mnie tłamsi — żachnął się, naburmuszony Severus.
***
Następny dzień był pełen plotek. Nikt nie wiedział, co się stało z trollem, ale każdy miał swoją własną wersję wydarzeń.
Snape widział troje uczestników wczorajszych wydarzeń, cicho rozmawiających między sobą. Przynajmniej nie nagłaśniali swojej przygody, szukając poklasku. Wydawali się być zdziwieni, gdy dwie sowy wleciały do sali i upuściły przed nimi listy.
— To od moich rodziców. Dziwne. Dostałam list w ostatni wtorek, a piszą tylko raz w tygodniu. — Zaskoczona Hermiona podniosła list.
— Ja też dostałem pocztę od rodziców. Zwykle wysyłają listy do mnie wewnątrz pakietu do Percy’ego. — Ron również był zdziwiony niezwykłym dla jego rodziców odstępstwem od normy w kwestii kontaktowania się z potomstwem.
Otworzyli listy. Harry skupił się na jedzeniu grzanek. Widział, jak przyjaciele czytają, a ich twarze stają się jaskrawoczerwone.
— Co się stało? — zapytał zaskoczony.
— Moi rodzice… Oni wiedzą o trollu! Oni… moja mama mówi, że nie mogła przeprowadzić dokładnych badań, kiedy kupili mi wszystkie książki potrzebne do szkoły, ale wie, że trolle są niebezpieczne i że to było bardzo głupie z mojej strony, aby próbować złapać jednego. Mówią, że mają nadzieję, że pokażę więcej zdrowego rozsądku w przyszłości. I jeśli dowiedzą się, że zrobiłam jeszcze jeden taki wyczyn, to będę uziemiona przez całe lato!
— Przykro mi — mruknął przepraszająco Harry.
— Tak czy inaczej nie lubisz latać i założę się, że w twoim domu nie trzeba tyle sprzątać. Ty nawet nie masz miotły — zauważył beztrosko Ron.
Hermiona i Harry spojrzeli na Rona. O czym on mówił?
— Co...? Ron, uziemienie jest pospolitą karą u mugoli. Oznacza to, że będę miała ograniczenia. Nie będę mogła wyjść z domu lub pokoju. Rodzice zabiorą mi telewizor i sprzęt grający. Wydają się naprawdę martwić.
— Co jest w twoim liście, Ron? – zapytał zaciekawiony Harry.
— Moja mama mówi, że nie powinienem zgrywać bohatera. Wystarczy, że ciągle żyje w strachu o mojego brata, który pracuje ze smokami, i że nie należy dodawać jej trosk, a jeśli jeszcze raz zrobię coś takiego, to mnie ukarze! Moja mama nie wyśle mnie do mojego pokoju, ona ma bardzo złą szczotkę. To straszne. McGonagall nie powinna była im mówić! To niesprawiedliwe! — wściekle odpowiedział najmłodszy Weasley.
Harry pragnął mieć rodziców, jak jego koledzy. Kogoś, kto się o niego martwi. Nawet jeśli oznaczałoby to uziemienie lub lanie, gdyby sprawił im zawód.
W tym momencie poczuł gęsią skórkę, ktoś stał obok niego. Odwrócił głowę, aby ujrzeć szyderczy wyraz twarzy Snape’a za nim.
— Potter, oczekuję cię w moim gabinecie dzisiaj przed kolacją. Punkt siedemnasta, jeśli masz problem ze zrozumieniem — wyjaśnił sarkastycznie.
— Tak, proszę pana. — Harry był zbyt oszołomiony, aby odpowiedzieć niegrzecznie.
— Zjedz do końca owoce i owsiankę, chłopcze. Wiatr zrzuci cię z miotły, jeśli nie nabierzesz wagi. — Snape odwrócił się na pięcie, a Harry stwierdził, że musi się dowiedzieć, jak on to robi, że jego szata tak faluje.
— Czego chciał? — Przyjaciele patrzyli na kolegę wyczekująco.
— Nie wiem, mam się z nim dzisiaj spotkać o siedemnastej.
— Mama chce żebym był w łóżku o dwudziestej pierwszej, ma zamiar poprosić Percy’ego żeby mnie „opatulił”! W domu nie śpię o tej porze! Nawet Ginny nie musi się kłaść do łóżka tak wcześnie! — Weasley był zrozpaczony taką perspektywą.
— Przestań skomleć, Ron! Musimy wymyślić czego Snape chce od Harry'ego.
— Nie powiedział, że to szlaban, nie? — oprzytomniał szybko rudzielec.
***
Harry poszedł do lochów tak wcześnie jak to było możliwe. Zgubił się przy klasie eliksirów. Wiedział, że gabinet Snape'a musi być niedaleko, ale nie miał pojęcia, jak go znaleźć.
Wszedł do sali i zobaczył dwoje drzwi w środku. Pierwsze z nich na pewno prowadziły do magazynu ze składnikami, ale nie miał pojęcia, gdzie doprowadzą go drugie. Zamierzał je otworzyć. Wyjął różdżkę i chciał rzucić „Alohomorę”, gdy poczuł, że ktoś go obserwuje.
Snape stał przy drzwiach sali i uważnie go obserwował.
— Panie Potter — uśmiechnął się szyderczo — zapewniam, że nie chce pan zostać złapany na włamaniu do mojego prywatnego magazynku.
— Nie wiedziałem, gdzie jest pański gabinet. Myślałem, że to te drzwi... — Harry starał się wyjaśnić swoja pomyłkę.
— A gdyby to był mój gabinet, to planowałeś wejść bez pukania? — zapytał ironicznie Snape.
— Nie, proszę pana. Przepraszam — odparł skruszony Gryfon.
— Chodź ze mną — polecił nauczyciel.
Gdy Harry szedł w dół do lochów za Mistrzem Eliksirów, zastanawiał się, czy mogłoby być jeszcze gorzej. Snape otworzył drzwi i wprowadził go do pomieszczenia, które na pierwszy rzut oka wyglądało na pełne książek.
— Hermiona i Ron wiedzą, że tutaj jestem — oświadczył ledwo przekroczywszy próg chłopak.
— A dlaczego mi o tym mówisz, panie Potter? — zapytał zaciekawiony nauczyciel.
— Mają poinformować profesor McGonagall jeśli nie będę na kolacji, proszę pana. — Harry starał się z całych sił by głos mu nie zadrżał, choć czuł się coraz bardziej spanikowany.
— Rozumiem. Mówisz mi to na wypadek gdybym planował cię poćwiartować i wykorzystać jako składniki do moich eliksirów? Nie zabrałoby mi to tak wiele czasu, panie Potter. — zauważył z przekąsem nauczyciel.
Harry tylko na niego patrzył. Zdawał sobie sprawę z tego, że zaschło mu w ustach, a jego ręce nadmiernie się pociły, ale właśnie usłyszał od Snape’a dokładnie to, co sobie wyobrażał, że się stanie. Mógł tylko mieć nadzieję, że jego przyjaciele nie będą czekać do końca kolacji zanim poproszą o pomoc.
Snape widział zmiany w zachowaniu dziecka. I niemal stuknął się w głowę, to nie był sposób, aby wzbudzić zaufanie u chłopca!
Starał się mówić neutralnym głosem:
— Twoja opiekunka domu wie, że tu jesteś. I musiałbym cię najpierw utuczyć, zanim byś się do czegoś przydał w moich eliksirach. Więc niech pan usiądzie, panie Potter, mamy wiele rzeczy do omówienia.
Z jednej strony pokoju było biurko, a naprzeciw niego stało kilka krzeseł.
Harry usiadł na jednym, tym najbliżej drzwi i zobaczył, że na biurku było kilka stosów ocenianych prac. W całym pomieszczeniu zauważył regały. Pokój był większy niż klasa eliksirów i ładnie pachniał drewnem.
Snape czekał, aż chłopiec skończy się rozglądać. Chciał usiąść za biurkiem, ale odrzucił ten pomysł i usiadł na krześle obok niego. Harry patrzył wokół, aż jego wzrok padł na Snape'a, który wówczas zapytał go:
— Kiedy ostatni raz się pan strzygł, panie Potter?
Harry nie mógł w to uwierzyć. Musiał przyjść aż tutaj, aby rozmawiać na temat jego włosów? Kusiło go, by zapytać tłustowłosego drania, kiedy ostatni raz mył włosy. Ale był zbyt daleko od swoich przyjaciół i zbyt blisko tego dziwnego człowieka. Może gdyby siedział za biurkiem?
— Nie słyszałeś mojego pytania, Potter? Spodziewam się uprzejmej odpowiedzi — ponaglił nauczyciel.
— Tak, proszę pana. Nie pamiętam. Ciotka mi przycinała włosy, ale odrosły — odpowiedział szybko wciąż skonsternowany Harry.
— Widzę. Włosy mają do tego tendencję, czasem trzeba je trochę przycinać. Zrobię harmonogram strzyżenia i poinformuję cię w odpowiednim czasie — Snape zapisał coś w małym notatniku.
— Tak, proszę pana.
Snape widział, że chłopiec nie był z tego powodu zadowolony, zaczął więc wyjaśniać.
— Powiedziałem ci, że profesor McGonagall wie, że tu jesteś… — zagadnął profesor eliksirów.
Więc nie należy się spodziewać, że przyjdzie mi na ratunek, pomyślał Harry.
— A ja ci wyjaśnię, dlaczego. Spodziewam się, że będziesz słuchał po cichu. Odpowiem na wszystkie twoje pytania, jeśli będziesz jakieś miał, ale musisz poczekać, aż skończę mówić. Rozumiesz?
— Tak, profesorze. — Za Snape’em wisiał obraz człowieka, który, Harry był tego pewien, był wampirem. Portret mrugnął, przyprawiając go o gęsią skórkę.
Snape nie wiedział od czegoś zacząć. Nie chodziło o to, żeby powiedzieć dziecku prosto z mostu, iż wiedzą już, jak źle był traktowany, ani że nie jest mile widziany w domu, dlatego też został przydzielony mu opiekun. A Snape był jedyną dostępną osobą, z którą mógłby się zatrzymać. I lepiej by był mu posłuszny. Nie. Chłopak na to nie zareaguje. Odetchnął głęboko i zrozumiał, że chłopak drżał. Cóż, przynajmniej nie był jedynym, który jest nerwowy.
— Czy zapoznałeś się z regulaminem szkoły, Potter? — zapytał oschle.
— Nie, proszę pana — odpowiedział cicho Harry.
Zaczyna się, pomyślał Harry. Teraz zacznie mnie pouczać, że nie jestem zbyt ważny, aby poznać zasady. Albo gorzej, dowiedzie mi, że mam za nic przepisy, bo ich nie znam.
— Cóż, jeślibyś to uczynił wiedziałbyś, że w Hogwarcie pragniemy utrzymywać kontakt z rodzinami naszych studentów. W odpowiednim czasie informujemy ich o wydarzeniach w szkole. Po tym, co wydarzyło się podczas nocy Halloween, do każdej rodziny zostało wysłane pismo informujące, że na terenie zamku doszło do incydentu z trollem. Poinformowaliśmy ich, że wszyscy uczniowie są bezpieczni. Wszystkie rodziny otrzymały takie samo pismo, sformułowane i podpisane przez dyrektora szkoły, a wysyłane przez opiekunów domów. Były tylko trzy listy, które miały inną treść. Czy domyśla się pan, do kogo te pisma zostały wysłane, panie Potter?
— Do państwa Granger i Weasley, proszę pana? — Harry mimo iż znał odpowiedź, wolał zapytać.
— I myślę, że twoi mali przyjaciele otrzymali upomnienie od rodziców za ich zmagania z trollem, czyż nie panie Potter? — indagował dalej Snape.
— Czy wysłano list do moich krewnych, proszę pana? — zapytał zaniepokojony Harry.
— List został napisany i wysłany, panie Potter, ale nie do krewnych — uspokoił go nauczyciel.
Harry odetchnął z ulgą. Wuj Vernon strzelałby na widok jakiejkolwiek sowy, która zbliżyłaby się do domu.
— Moi krewni nie chcieliby otrzymać sowy, proszę pana. Czy istnieje możliwość wysłania go mugolską pocztą? Chwila! Powiedział pan, że nie został wysłany do moich krewnych, wobec tego do kogo? — zastanawiał się chłopak.
Może to nie był najlepszy początek takiej rozmowy.
— Panie Potter, we wrześniu otrzymaliśmy list od krewnych, w którym proszą nas, aby przez lata nauki w szkole pomóc ci funkcjonować w magicznym świecie. Poprosili nas o zajęcie się wszystkimi problemami i okazanie troski, gdy będzie to potrzebne. Mamy w Hogwarcie kilka przepisów dotyczących udzielania wskazówek dzieciom urodzonym w mugolskich rodzinach lub w przypadku dzieci wychowywanych przez mugoli. W takich przypadkach szkoła przypisuje opiekuna, kogoś, kogo można nazwać Mentorem. Mentor jest odpowiedzialny za udzielanie porad i dawanie wsparcia w razie potrzeby, jak gdyby był on częścią rodziny danego dziecka. W twoim przypadku to ja jestem tą osobą.
— Co to znaczy, profesorze? — Harry przeczuwał kłopoty.
— Oznacza to, że mogę dostarczyć ci wskazówek, tak jak twoi koledzy otrzymują od swoich rodzin. Będą mi również dostarczane sprawozdania od nauczycieli o twoich ocenach i postępach w nauce, a ja będę udzielał pochwał, ale i karał, wedle potrzeby, tak aby odpowiednio cię ukierunkować — objaśnił spokojnie Mistrz Eliksirów.
— Więc otrzymał pan pismo o trollu — stwierdził Harry.
— Nie mogę powiedzieć, że je otrzymałem, Potter. Jak pamiętasz, byłem tam i widziałem cię z trollem i myślę, że powinniśmy przedyskutować przyczyny, dla których się tam znalazłeś — zauważył rzeczowo Snape.
Snape starał się być tak nie-straszny, jak to możliwe.
— Ale ty mnie nienawidzisz! — wykrzyknął wzburzony Harry.
— Nie nienawidzę cię, Potter. I nie zapomnij zwracać się do mnie per „pan” albo „profesor” — skorygował Snape.
— Przepraszam, proszę pana. Dobrze, nie nienawidzi mnie pan, ale mnie pan nie lubi, profesorze. Dlaczego więc...? — Przez zdenerwowanie Harry nie potrafił dokończyć pytania.
— Została mi powierzona opieka nad tobą? — dopowiedział Snape.
—Tak, proszę pana.
— Mogę tylko powiedzieć, że niezależnie od moich upodobań lub antypatii, postaram się dać z siebie wszystko, panie Potter. I nie martw się, nie ma wielu osób, które lubię. Co nie znaczy, że nie będę wykonywać swojej pracy i wypełniać moich obowiązków. Czy masz jakieś pytania? — zapytał, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że Potter ma ich na pewno mnóstwo.
— Tak, profesorze. Nikt mnie nie zapytał czego JA chcę. Nie mam nic do powiedzenia na ten temat? — zapytał wyzywająco.
To była ta lekkomyślna odwaga Gryffindoru. Czy on naprawdę to powiedział?
— Nie potrzebujesz dodatkowych wskazówek, Potter? — zapytał zaskoczony Snape.
— Być może, ale mam opiekunkę mojego Domu i przyjaciół... — Harry nie zamierzał zmieniać swojego nastawienia, ani tonu wypowiedzi.
— Profesor McGonagall ma cały Dom pod opieką, a ona nie może traktować cię inaczej od reszty kolegów. Twoi znajomi są w tym samym wieku co ty. Poza tym, mają własne rodziny. Jestem pewien, że będą się nimi z tobą dzielić, ale choćby bardzo chcieli, nie znają cię.
— A ty mnie znasz?! Przez cały czas tylko mnie krytykowałeś! Nie obchodziło cię, że nie zostałem wychowany przez czarodziei! Za każdym razem pytałeś mnie o rzeczy, których w żaden sposób nie mogłem wiedzieć! W żaden sposób nie mogłem cię zadowolić! Odjąłeś mnóstwo punktów mojemu domowi i terroryzowałeś mnie na korytarzach, a teraz mówisz mi, że masz zamiar o mnie dbać! — Początkowa złość Harry’ego przerodziła się we wściekłość, której dał upust krzykiem; czuł jak gardło zaczyna go boleć.
— Uspokój się, Potter. Weź głęboki oddech — instruował spokojnym głosem Snape.
Harry przestał krzyczeć. Snape go zabije.
Mistrz Eliksirów machnął różdżką i szklanka wody pojawiła się obok tacy z czajnikiem i filiżankami. Umieścił je na małym stoliku pomiędzy nimi.
Podał Harry’emu wodę.
— Wypij to, będziemy kontynuować, gdy skończysz.
Harry wypił podaną wodę, oddychając głęboko. Gdy ujrzał szklankę, wydawało mu się, że nauczyciel chce go chlusnąć w twarz. Jak on mógł przeżyć z odpowiedzialnym za niego Snape’em?
Po czajniczku, na stole pojawił się talerz z biszkoptami. Snape wziął filiżankę z ciepłym mlekiem i nalał do herbaty, a następnie położył ją przed Harrym i umieścił talerz w jego zasięgu.
Harry nigdy nie pił tak herbaty. Zawsze pił zimną, stojąc przy blacie kuchennym, bez kanapek lub ciastek czy mleka. A teraz, gdy pił herbatę ze swoim znienawidzonym profesorem eliksirów, zaczął myśleć o Alicji z Krainy Czarów. Może wkrótce dołączy do nich Szalony Kapelusznik?
— Uspokoiłeś się, głupi dzieciaku? — zapytał, na poły drwiąco, ale bardzo subtelnie, Snape.
Może tylko śnił.
— Tak, proszę pana — odpowiedział cicho.
— Więc pij swoją herbatę, tylko uważaj, jest gorąca — ostrzegł nauczyciel.
— Tak, panie profesorze. — Harry ostrożnie zaczął sączyć ciepły napój.
— Masz rację, tak naprawdę cię nie znam. Ale moim celem będzie poznanie cię. Jak już powiedziałem, nie ma wielu osób, które lubię, Potter, ale nie nienawidzę cię. Eliksiry są niebezpiecznym tematem i muszę wywrzeć odpowiednie wrażenie na moich uczniach, tak aby byli ostrożni i zwracali uwagę na to, co robią. Niewielu pierwszoklasistów byłoby w stanie odpowiedzieć na pytania, które ci zadałem na pierwszej lekcji. Wybrałem cię do mojej demonstracji, aby zrobić wrażenie na twoich kolegach. Przykro mi, że byłem wobec ciebie tak niegrzeczny, ale nie oznacza to, że nigdy cię o nic nie zapytam. Musisz być przygotowany do lekcji, a gdy zadam ci pytanie, powinieneś znać na nie odpowiedź. Ale obiecuję, że będę powstrzymywać się od obrażania cię. Zrozumiałeś? — zapytał nad wyraz przyjaźnie.
— Myślę, że tak, profesorze. Będę musiał być przygotowany do zajęć, ale nie zamierza mnie pan więcej obrażać. Ale ja jestem tak zdezorientowany na eliksirach, panie profesorze. — W głosie Harry’ego było słychać nutki czystej rozpaczy.
— Pomogę ci, dojdziemy do tego później. Teraz porozmawiamy o twoim zdrowiu. — Snape postanowił zmienić temat na mniej konfliktogenny.
Przynajmniej wydawało się, że chłopiec trochę uspokoił się po wybuchu.
— Jakiś czas temu pani Pomfrey przeprowadziła na tobie serię testów - Harry skinął głową. -Odkryła, że masz niedowagę i chce żebyś pił odżywczy eliksir na śniadanie. Dam ci go jutro rano. Suplement ten pozwoli ci nabrać masy ciała i przyśpieszyć tempo wzrostu. Będziesz go brał codziennie przez miesiąc, a że jest silny, będziesz musiał go pić na pełny żołądek. Śniadanie jest bardzo ważnym posiłkiem i nie można zachować energii przez cały dzień, tylko dzięki kilku plastrom bekonu i odrobinie mleka, dlatego będziesz jadł pełnowartościowe śniadanie. Codziennie rano będziesz musiał wcześniej wstać. Możesz wybrać z półmisków, które pojawiają się na stole. Będziesz jadł, aż poczujesz się pełny po posiłku. Jeśli nic z tego, co będzie serwowane nie będzie ci odpowiadało, możesz zwrócić się z prośbą o coś innego a szkolna kuchnia dostarczy co trzeba. Musisz przytyć co najmniej dwa funty w tym miesiącu. Będę cię obserwować. Rozumiesz? — zapytał spokojnie Snape, uważnie przypatrując się chłopcu.
— Tak, proszę pana.
— To dobrze, dziecko. Chcę, żebyś przyszedł do mnie lub do pani Pomfrey, jeśli masz nudności lub zawroty głowy po wypiciu lekarstwa. Jest to standardowa formuła, ale może wymagać lżejszej wersji. — Snape chciał żeby chłopak wszystko zrozumiał, tak aby nie było potrzeby interwencji pielęgniarki.
Czy to było to, o co draniowi chodziło? Chciał, aby dobrze się odżywiał? Jego rodzina zawsze narzekała, gdy jadł i że w ogóle musiał jeść. Był przyzwyczajony do prawie pustego żołądka i picia wody, gdy był głodny. A teraz… to było tak mylące… Nie słyszał co Snape dalej mówi.
— Przepraszam, profesorze. Co pan powiedział? — Chciał się ponownie skupić na rozmowie, a nie chciał, aby coś mu umknęło.
— Powiedziałem, że sprawdziłem twoje oceny, i że nie są złe. Wydaje się, że opanowałeś praktyczną stronę magii bardzo szybko. Ale twoje prace domowe są nieco niechlujne i widziałem jak piszesz je podczas śniadania. Czy zostawiasz je, aby robić w ostatniej chwili?
— Nie, proszę pana. Hermiona... zaczynamy pracę domową w tym samym czasie, problem polega na tym, że nie piszę zbyt szybko piórem. Napisanie zadania zajmuje mi dużo czasu, a później je przepisuję, czasem kilka razy, bo rozmazuje mi się atrament. Profesor Flitwick nauczy nas wkrótce zaklęcia czyszczącego...
— Widzę, że będzie ci potrzebna praktyka w pisaniu. Stworzę harmonogram, pół godziny każdego dnia. Pokażę ci kilka ćwiczeń, pomogą ci poprawić umiejętność pisania piórem — zaoferował Mistrz Eliksirów.
Harry się skrzywił. Więcej pracy! Ledwie udawało mu się skończyć zadane prace i chodził spać bardzo późno.
— Będzie ci łatwiej pisać już po tygodniu ćwiczeń, Potter. Nie będzie to bezużyteczna praca — powiedział łagodnie nauczyciel, bezbłędnie odczytując wyraz twarzy dziecka.
Harry miał wrażenie, że Snape może czytać w jego myślach.
— Tak, proszę pana.
— Będę wymagał, żebyśmy spotykali się raz w tygodniu, na trzy godziny, tak abyśmy mogli o tobie porozmawiać i sprawdzić, czy potrzebujesz pomocy w lekcjach lub z nauczycielami. Początkowo będziemy wykorzystywać pierwszą godzinę, aby nadrobić eliksiry, jesteś trochę opóźniony, ale w końcu znajdziesz na nie na swój sposób. Czy środa jest dla ciebie w porządku?
— Myślę, że tak, proszę pana. — Harry usiłował wszystko zapamiętać: strzyżenie, ćwiczenie pisma, pełne śniadanie, odżywczy eliksir, cotygodniowe spotkania w środę. Och! Tego jest tak wiele. A Snape nie przestawał mówić.
— Profesor McGonagall powiedziała mi, że nie masz ustalonej godziny snu. Wydaje się, że to jej praca i nie będę poruszał tej kwestii, chyba że zdecydujesz się złamać ciszę nocną i wyjść ze swojego pokoju wspólnego, ale chcę cię prosić, żebyś spróbował spać co najmniej osiem godzin każdej nocy. Nie można prawidłowo funkcjonować w klasie, gdy jest się zmęczonym.
— Spróbuję, proszę pana. — Snape co prawda prosił, ale wiedział, że to polecenie.
— Jedz więcej kanapek dziecko, ciastka możesz zostawić na później.
— Tak, profesorze. Dziękuję. — powiedział Harry sięgając po kolejną kanapkę.
Harry miał jeszcze jedną kanapkę z pasztetem. To było naprawdę dobre, a weźmie jeszcze ciastka na później.
— Dobrze, panie Potter. Czy ma pan jakieś wątpliwości?
Harry nie pamiętał połowy z tego, o czym mówili.
Jedyne co przychodziło mu do głowy, to „kara”. Do tego momentu Snape tylko wspomniał o pochwałach i karach, ale nie wyjaśnił, jak będzie karał Harry'ego. Lepiej nie pytać. Harry przecząco pokręcił głową.
— Dobrze, to pozostawia nam tylko jeden temat do dyskusji - dyscyplinę. Musisz przestrzegać zasad szkoły o zachowaniu w klasie, nie wolno ci używać magii poza lekcją lub na korytarzach, żadnych walk. Od siebie tylko dodam, że nie wolno ci pominąć żadnych posiłków, i że musisz kłaść się do łóżka jak najszybciej. Nie lubię kłamstwa, więc oczekuję, że zawsze powiesz mi prawdę, obojętnie czy będzie dobra czy zła. Musisz wszystkich szanować, w tym szkolnych kolegów. Musisz dbać o swoje bezpieczeństwo i informować mnie, jeśli czujesz się źle. Nie będę odejmował ci punktów, jako że nie będę działał wobec ciebie jak profesor, ale mogę wyznaczyć dodatkowe obowiązki albo zadawać eseje czy przepisywanie zdań. Ostrzegam cię, jeśli złamiesz zasady więcej niż jeden raz lub narazisz się na niepotrzebne ryzyko, dostaniesz lanie.
Harry przestał słuchać. Spojrzał tylko na niego zdumiony. Przypomniał sobie cięgi, jakie zbierał od wuja; więc dlatego Snape chciał być jego opiekunem? Żeby móc go bić. Harry wstał, musiał się stąd wydostać. Nie patrzył, dokąd idzie. Snape również wstał - chłopak wyglądał jak przestraszony jeleń.
Wpadł na Snape’a.
— Nie, proszę, nie. Niech mnie pan nie bije! Będę posłuszny! Proszę, nie! — Snape próbował położyć rękę na ramionach chłopca.
Harry się wzdrygnął.
To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe - miałby kogoś, kto by się nim opiekował, zwracał uwagę na to, co jadł i kiedy kładł się do łóżka, albo kiedy był chory. Ktoś, kto pomagałby mu w odrabianiu pracy domowej. To wszystko byłoby cudowne, ale Snape chciał go bić.
Musiał działać. Odwrócił się do drzwi i chciał wyjść. Ponownie uderzył o ścianę, tyle tylko, że to nie była ściana.
To był człowiek w czarnej szacie, a on był w pułapce.
— Proszę, puść mnie! Puść mnie! — błagał.
Snape trzymał go mocno. Po zakończeniu walki Harry zaczął szlochać, słyszał bicie serca przy uchu i czuł uspokajającą rękę na plecach.
— Nigdy cię nie skrzywdzę, dziecko. Nigdy cię nie skrzywdzę — powtarzał Snape.
Biedny chłopiec uspokoił się po pewnym czasie. Jego okulary były rozmazane i czuł jakąś tkaninę na policzku.
Cóż, jeśli Snape miał go zlać to nastąpi to teraz.
— Potter, nigdy nie będę cię bił. Chodź. Usiądź tu ze mną. Wypij jeszcze trochę ciepłego mleka. Trzymaj. Pij małymi łykami — instruował spokojnie opiekun.
— Przepraszam, profesorze — wyszeptał Harry.
— Nigdy nie chciałem cię zdenerwować, dziecko — powiedział przepraszającym tonem nauczyciel.
— Przykro mi.
— Nie ma powodu. Bicie jest czymś strasznym. Rozumiem to. Nigdy nie będę cię bił, więc się uspokój. — Snape przyniósł niewielki wilgotny ręcznik i położył Harry’emu na oczy. To pomoże oczyścić jego łzy i mu ulży. Kiedy Snape zobaczył, że chłopak się uspokoił, kontynuował: — Nigdy nie będę cię bił. Ani nie skrzywdzę cię w żaden inny sposób. Moim zadaniem jest zapewnić ci bezpieczeństwo.
Harry chciał w to wierzyć.
— Teraz co do trolla... — Snape postanowił w końcu rozpocząć temat, który zapoczątkował całą tę sytuację.
Harry zapomniał, że to troll, w pierwszej kolejności, doprowadził go tutaj.
— To był bardzo odważny i bohaterski wyczyn, ale również bardzo niebezpieczny i głupi. Nie byłeś świadomy zasad, o których rozmawialiśmy, ale złamałeś regulamin szkoły. Profesor McGonagall rozstrzygnęła sprawę i twoi przyjaciele zostali wypuszczeni z ostrzeżeniem od ich rodzin. Chcę żebyś napisał dla mnie eseje: pierwszy, na dwie stopy, na temat trolla a drugi, na jedną stopę, o tym, co można było zrobić inaczej w waszej sytuacji. Chcę, żebyś zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w jakim byłeś — oznajmił strofująco Snape.
— Nigdy więcej nie chcę zmierzyć się z trollem, profesorze — odpowiedział cicho Harry.
— Obawiam się, że będziesz chciał iść polować na coś większego, jak smoki czy olbrzymy albo…
— Lwy, tygrysy i niedźwiedzie, o tak! — roześmiał się Harry.
— To jest poważna sprawa, panie Potter. — Snape był zadowolony, że dziecko żartuje, ale musiał utrzymać maskę surowości.
— Przepraszam, profesorze — zmitygował się szybko Harry.
— Chcę to otrzymać w przyszłym tygodniu panie Potter, twoi znajomi mogą ci pomóc, ale chcę żebyś samodzielnie napisał wnioski — zaznaczył surowo nauczyciel.
— Tak jest.
— Robi się późno, a ty musisz odpocząć. Weź ciasteczka i możesz iść. Dam ci znać kiedy masz tu przyjść żeby obciąć włosy i zacząć ćwiczenia pisma. I podam ci godzinę, o której spotkamy się w środę.
— Tak, profesorze — odpowiedział posłusznie Harry.
— Do zobaczenia jutro na śniadaniu — pożegnał się profesor.
— Tak, proszę pana. Dziękuję. — Harry spojrzał na nauczyciela; nie, nie na nauczyciela na swojego mentora z wdzięcznością.
Harry zawinął ciasteczka w serwetkę i wyszedł. To była bardzo dziwna rozmowa. Dotarł do pokoju wspólnego Gryffindoru nie napotykając się na nikogo.
— Harry! Ty żyjesz! — zawołał z ulgą Weasley.
— Poszliśmy powiedzieć profesor McGonagall, ale powiedziała, że o tym wie, i że wrócisz jak skończysz.
— Przynieśliśmy ci kolację. — Ron wpychał Harry’emu jakieś kanapki w ręce.
— Dzięki, stary. Nie jestem głodny. Wszystko w porządku. Mam ciasteczka. — Pokazał im trzymaną paczuszkę.
— Znalazłeś kuchnię? Czego chciał Snape? Powrót zajął ci wieki — dopytywał
Chce żebym dobrze się odżywiał, wcześnie chodził spać, chce zadbać o moją fryzurę i nauczyć mnie, jak korzystać z pióra.
— Nie wiem gdzie jest kuchnia, byłem na herbatce u Snape’a. — wyjaśnił Harry.
— Na pewno nie zostałeś otruty? — upewniał się niepewnie Ron.
— Ronald! — mitygowała go Hermiona.
— Chciał ze mną porozmawiać o trollu. Wiedział, że otrzymaliście listy od rodziców i chciał mi powiedzieć, że to było bardzo niebezpieczne. Muszę napisać na ten temat esej, a wy możecie pomóc.
— Dlaczego on to zrobił? — zastanawiał się Weasley.
Ponieważ moi krewni poprosili, aby nie kłopotać ich moją osobą. Więc teraz utknąłem z tłustowłosym draniem. Cóż, dał mi herbatę i ciasteczka, a to było najlepsze, co ktoś dla mnie zrobił. W całym moim życiu.
— Powiedział, że będzie moim mentorem w szkole i pomoże mi z wieloma sprawami. Teraz idę spać. — Harry nie chciał dalej ciągnąć tej rozmowy, tym bardziej, że sam nie bardzo wiedział, na czym stoi.
Rozdział 3
Harry ze zdumieniem obserwował całe jedzenie, które pojawiło się przed nim. Naprawdę nie był głodny o tej porze dnia, ale czuł wzrok Snape'a na sobie, więc nabrał trochę jajecznicy i ziemniaków na talerz, wziął również dwa kawałki boczku oraz szklankę mleka z odrobiną czekolady.
Gdy jego przyjaciele rozmawiali o pracy domowej z zaklęć zaczął jeść, czując że to było zdecydowanie pełnowartościowe śniadanie.
Musiał przygotować się na trening qudditcha. Czy nie będzie zbyt ciężki na miotłę, po zjedzeniu całego tego jedzenia?
Wziął grzankę i posmarował masłem. Poczuł, że ktoś za nim stoi, a odwróciwszy się znalazł się oko w oko ze szkolną pielęgniarką.
— Panie Potter, miałam zamiar podać ci eliksir odżywczy, który musisz spożywać podczas śniadania, ale rozmawiałam z kuchennymi skrzatami i zgodziły się umieścić go w soku. Gdy przyjdziesz na śniadanie, a zielona szklanka, jak ta… — zapukała w stół i pojawiło się krystalicznie zielone naczynie — …będzie stała obok ciebie, to będzie sok dyniowy z suplementem. Wystarczy wypić po śniadaniu, możesz wówczas wypełnić szklankę większą ilością soku, jeśli chcesz. Tylko pierwszy z nich będzie zawierał witaminy.
— Tak, proszę pani.
— To będzie dla ciebie łatwiejsze, bo nie będziesz czuł nieprzyjemnego smaku eliksiru; sok z dyni to zniweluje — wyjaśniła pielęgniarka.
— Dziękuje, proszę pani. Jak długo muszę go pić? — dopytywał Harry.
— Miesiąc panie Potter i pamiętaj - zielona szklanka. — Znacząco popukała w naczynie.
— Tak, proszę pani.
Odwróciła się i odeszła.
Hermiona i Ron przerwali rozmowę i zaskoczeni patrzyli na Harry’ego.
— Muszę brać witaminy. — To było wszystko, co powiedział.
Nie chciał im tłumaczyć, że miał niedowagę, ponieważ przez całe życie był niedożywiony. Spojrzał na stół pracowników i zobaczył Snape’a, który pozdrowił go, czyniąc toast szklanką.
Harry prawie opluł się sokiem, gdy uświadomił sobie, że Snape, podobnie jak on, pił z zielonej szklanki!
To był drobny gest, nikt w pobliżu Snape’a nawet nie zrozumiał, co zrobił. Snape upił łyk ze szklanki, aby zatuszować ironiczny uśmiech. To było dobre, mógł znęcać się nad dzieckiem a jednocześnie opiekować się nim! To było lepsze niż się spodziewał.
Harry skończył śniadanie i udał się na boisko qudditcha. Gdy latał, czuł się szczęśliwy i nie myślał o niczym innym, jak o znalezieniu i złapaniu małej kulki, którą Wood rzucał wokół niego. Nie czuł na sobie wzroku czarnych oczu, które cały czas go obserwowały.
***
W poniedziałek rano Harry otrzymał wiadomość, mówiącą o spotkaniu ze Snape’em w klasie eliksirów o piętnastej.
Przyszedł i stwierdził, że Snape ocenia eliksiry czwartoklasistów. Patrzył jak profesor otwiera fiolkę do sprawdzenia, a następnie dyktuje stopień, który pióro samoczynnie zapisuje.
Harry pomyślał, że wspaniale byłoby mieć pióro, które mogłyby pisać za niego.
— Ten rodzaj pióra działa dobrze tylko z liczbami, Potter, gdybyś używał go do czegokolwiek innego, pomyli się — powiedział nauczyciel, odwracając się od ocenianych mikstur.
Harry zadrżał. Jak przeżyć z osobą, która może czytać jego myśli!
Snape kazał mu usiąść przy jednym ze stołów.
— Przede wszystkim panie Potter, chcę abyś przyłożył się do tego ćwiczenia. Musisz uwierzyć, że to pomoże ci w doskonaleniu pisania. Jeśli przyszedłeś tutaj myśląc, że będzie to tylko stracony czas, zapewniam cię, że w istocie, zarówno ty, jak i ja potrafimy znaleźć lepsze rzeczy do roboty z naszym czasem. Będzie się to wydawać uciążliwe, ale nie denerwuj się — oświadczył spokojnie nauczyciel.
Snape pokazał Harry’emu jak naciąć pióro i sprawdzić odpowiedni kąt, a także jak sprawdzić czy atrament miał poprawną konsystencję.
Następnie dał mu kawałek wypunktowanego papieru. I poprosił, aby połączył kropki w linie i okręgi. Harry zorientował się, że postępując zgodnie z instrukcjami łatwiej szło mu posługiwanie się piórem. Ukończył jedną stronę pełną linii i jedną okręgów.
Później Snape dał mu kolejne ćwiczenia, które zawierały zarówno linie proste, jak i krzywe.
Kiedy był w połowie strony pyszny zapach zaczął drażnić jego nos. Spojrzał w górę i zobaczył mały talerzyk na środku stołu z ciasteczkami z dyni. Spuścił wzrok na papier, mimo że zapach przyprawiał go o zawroty głowy, ale jako że był przyzwyczajony do ignorowania tego rodzaju pokus, więc wziął pióro i skupił się na ćwiczeniach.
Siedzący przy biurku Snape widział walkę chłopca ze sobą. Wiedział, że Harry nie poprosi o ciasto, więc wstał i podszedł do stołu.
Zobaczywszy, że profesor idzie w kierunku stolika, Harry zaczął głęboko wciągać powietrze, aby na dłużej zachować zapach, wiedząc, że obiad już niedługo. Nie chciał dopuścić do sytuacji, w której Snape sprawiłby mu wykład na temat tego, że nie jest w stanie panować nad sobą.
Był zaskoczony, gdy Snape umieścił szklankę mleka w jego zasięgu, a także przeniósł talerz w pobliże ręki.
— Możesz zjeść kilka ciastek i wypić szklankę mleka, Potter, podtrzyma cię aż do kolacji. — Suchym tonem wypowiedzi, Snape próbował zamaskować troskę o chłopca.
— Dziękuję, proszę pana. — Harry wziął jedno z ciastek, było bardzo smaczne.
Nabrał łyk mleka. Chciał żeby smak rozpływał się w ustach. Były to największe ciastko z dyni, jakie kiedykolwiek miał w ręce.
Severus widział, jak chłopiec powoli jadł ciastko. Chłopak nie był przyzwyczajony do tego rodzaju smakołyków. Wyglądało na to, że naprawdę je docenia. Zanotował w myślach, że musi mieć dla chłopca różnorodną zdrową żywność, zawsze gdy będą spotykali się o tej porze.
Kiedy Harry skończył pić mleko zauważył na talerzu jeszcze dwa ciasteczka. Niegrzecznie byłoby prosić o więcej, więc sam zrezygnował i prowadząc pióro według zaleceń ponownie zaczął pisać swoje ćwiczenia.
Pięć minut później Snape, nauczycielskim tonem, oznajmił:
— Koniec czasu, panie Potter. Dokończ ćwiczenia na ostatniej stronie, a na jutro zrób po jednej stronie z rodzaju. Spotkamy się tu ponownie o piętnastej.
— Tak, proszę pana.
***
Harry udał się do świetlicy Gryfonów; jego przyjaciół nie było. Usiadł do zadanych ćwiczeń. Ron i Hermiona przyszli kilka minut później.
— Co robisz, stary? — zapytał ciekawie Ron, pochylając się nad pergaminem kolegi.
— Snape dał mi te ćwiczenia i powiedział, że muszę je na jutro skończyć — odpowiedział, krzywiąc się, Harry.
— Moja mama używała ich, gdy ja i Ginny uczyliśmy się pisać — stwierdził Ron, widząc co rysuje.
— Myślałem, że karze mi ćwiczyć pisanie listów, a jedynie rysuję linie i okręgi! – wykrzyknął oburzony Harry.
— Te linie i okręgi są po to, aby mięśnie ramienia przyzwyczaiły się do poruszania, tak jak to robisz w czasie pisania. Po chwili ręka będzie pamiętać, jak zrobić te linie. To najlepszy sposób, aby nauczyć się pisać gęsim piórem — zauważyła Hermiona bardzo poważnym tonem.
— Też uczyłaś się w ten sposób?
— Ćwiczyłam przez lato, mama kupiła mi kilka książek na temat pisania piórem.
— To nudne — westchnął Ron. — Ale działa.
— Kiedy musisz je dostarczyć? — spytała dziewczyna.
— Jutro o piętnastej muszę ponownie spotkać się ze Snape’em. Powiedział, że do tego czasu muszę je skończyć, a im szybciej zacznę pisać, tym szybciej przestanę go widywać — wyjaśnił Harry.
— Musimy narysować wykres gwiazdozbiorów na astronomię w środę i zacząć esej na transmutację. Przyniosłam ci z biblioteki trochę książek na temat trolli do twojego eseju, Harry. — Gryfonka podała mu kilka ksiąg.
— Dziękuje, Hermiono — ucieszył się, że nie będzie musiał szperać w bibliotece, co oszczędzi mu trochę czasu.
— Nie zagrasz czasem w szachy, Harry? — odezwał się nagle Ron, jakby nie słysząc, co mówi koleżanka.
— Ron! Właśnie wymieniłam wszystkie rzeczy, które trzeba zrobić a ty... — zbeształa go natychmiast.
— Możesz zacząć, Hermiono. Harry spędził popołudnie ze Snape’em. Potrzebuje trochę relaksu — zauważył Weasley.
— Dzięki, kolego — uśmiechnął się z wdzięcznością Harry.
***
Następnego dnia Harry ponownie udał się do klasy Snape'a i otrzymał inne proste ćwiczenia pisania, tuż po tym, jak Snape przejrzał te zrobione dzień wcześniej. Zanim opuścił klasę, dostał szklankę mleka oraz ciasteczka z rodzynkami.
Snape przypomniał mu o spotkaniu w jego biurze, następnego dnia o szesnastej, podczas którego porozmawiają o jego wynikach w nauce.
Harry bał się tego spotkania. Kilkakrotnie analizował ich rozmowy i był bardzo zdezorientowany.
Nic dziwnego, że jego krewni powiedzieli, że nie chcą znać jego ocen ani otrzymywać o nim żadnych informacji.
W przeszłości wujek czytał raporty nauczycieli tylko po to, aby ukarać go za to, że jest dziwakiem. Nie chciał, aby w czymkolwiek przodował i ukazał Dudleya w złym świetle. A jednocześnie nie chciał brać udziału w żadnych spotkaniach nauczycieli z rodzicami. Tak więc Harry został zmuszony do bycia ostrożnym średniakiem, musiał uczyć się na tyle dobrze, żeby nauczyciele nie myśleli, że potrzebuje pomocy, a jednocześnie sprawić aby jego oceny były gorsze od Dudleya. A jeśli zrobił coś nadzwyczajnego otrzymywał karę.
Czytać i pisać nauczył się prawie sam. Ciotka zawsze dawała mu ćwiczenia do ręki na sekundę i zawsze były one już zapisane. To pomagało, nawet jeśli odpowiedzi nie zawsze były poprawne. Musiał skończyć szkołę bez żadnej pomocy.
Dawno temu chciał, by ktoś mu pomógł, ale przyzwyczaił się do radzenia sobie samemu. Nie potrzebuje pomocy teraz!
Uczył się magii i nikt go nie nękał, ani nie głodził. Miał przyjaciół. Dlaczego musiał mieć mentora w magicznym świecie?
Na dodatek Snape’a! Było jasne, że nie lubią się nawzajem.
Ale Snape uspokoił go podając, mu wodę i poczęstował go herbatą z mlekiem oraz cukrem. Mówił o nawykach żywieniowych, godzinach spania i pomagał mu ćwiczyć pisanie.
Chciałby pracować w ciszy i dostawać mleko i smaczne przekąski!
Chciał skończyć w terminie, więc ukończył zadane ćwiczenia. Przypomniał sobie, że Snape mówił, iż zaczną ćwiczyć eliksiry, co czyniło go trochę nerwowym, ale wiedział, że to było coś, czego musi się nauczyć.
Harry opuścił wieżę Gryffindoru o wpół do szesnastej z zamiarem pójścia do biblioteki razem z Ronem i Hermioną, zanim uda się do biura Snape'a. Hermiona coś wyjaśniała, a Ron rysował na kartce papieru, gdy pojawiła się gryfońska drużyna quidditcha: Wood, Johnson, Bell i bliźniaki Weasley.
— Jakie pracowite pierwszaki. Nie czujesz odrobiny nostalgii, George? Nie pamiętasz, jak byliśmy młodzi i niewinni? — zapytał jeden z bliźniaków.
— Pamiętam jak byliśmy młodzi, Fred. Nigdy jednak niewinni — odparł ze śmiechem drugi.
— Skoro tak mówisz — zaśmiał się jego bliźniak.
— Co powiesz na dołączenie się do zabawy w chowanego po zamku? — spytała Angelina.
— Nie mogę. Za kilka minut muszę iść do gabinetu Snape’a.
— Szlaban, młody Harry? — zapytał Wood. — Powinieneś mieć więcej rozumu w głowie.
— Należy zachowywać się na eliksirach albo przynajmniej nie dać się złapać — pouczył George.
— Nie mam szlabanu! Muszę iść, bo Snape mi w czymś pomaga. — Harry nie był pewien czy chce omawiać swoje stosunki ze Snape’em z drużyną.
— Cóż, zaczynamy w korytarzu na czwartym piętrze, jeśli chcesz nas złapać później, będziemy tam większość popołudnia.
— My możemy iść — zaproponował Ron.
— Mamy lekcję astronomii o dwudziestej drugiej — wtrąciła Hermiona tonem, który jasno wskazywał na priorytety jakimi zamierza się kierować.
— Nie jesteś zabawna, Hermiono — odburknął Weasley.
— Do tej pory skończymy — wtrąciła Angelina.
— Kto jeszcze gra? — Harry nadal był ciekawy.
— Ravenclaw i Hufflepuf. Będzie świetnie — odpowiedzieli równocześnie rudowłosi bliźniacy.
— Będę u Snape’a aż do dziewiętnastej. Może złapię was później? — zapytał z nadzieją Harry.
***
Harry chciał iść i grać z zespołem, propozycja brzmiała świetnie. Powoli szedł do lochów, bojąc się nauki eliksirów. Co zrobi, jeśli Snape uświadomi sobie, że to naprawdę stracona sprawa i porzuci go. Z pewnością nie będzie chciał być jego mentorem. Doszedł do gabinetu Mistrza Eliksirów i zapukał.
Nikt nie otworzył. Zapukał jeszcze raz. To było dziwne. Snape zazwyczaj otwierał drzwi, zanim skończył pukać.
Może miał iść do klasy eliksirów? To byłoby logiczne, skoro mieli zacząć je warzyć. Poszedł tam, ale po otwarciu drzwi okazało się, że klasa jest pusta.
Co powinien zrobić?
Wrócił z powrotem do biura, ale na jego drodze pojawiło się trzech bardzo dużych Ślizgonów. Nie wiedział, w której byli klasie, ale byli bardzo wysocy.
— Co robi mały Gryfon, tak daleko od swojej wieży? Nie wiesz, że nie lubimy tu takich jak ty? — zapytał pierwszy z nich.
— Nawet, jeśli jesteś sławnym Harrym Potterem. — Drugi Ślizgon miał niski, mocny głos.
— Przyjaciele nie wyjaśnili zasad? — zapytał trzeci.
— Nie powinieneś się ukrywać w lochach. — Znowu wydawało się, że pierwszy ze starszych uczniów jest liderem tej małej grupy. — Profesor Snape nie lubi jak się bawicie w tą głupią grę tutaj.
Harry’ego zamurowało. Przypomniał sobie swojego kuzyna i jego przyjaciół. Lepiej było milczeć i uciec tak szybko, jak to możliwe. Czekał tylko na okazję.
— Biedny kot, może powinniśmy mu pomóc się ukryć? — Drugi Ślizgon uśmiechnął się, pokazując duże, krzywe zęby.
— On jest tak mały, że zmieści się w schowku na miotły — ironizował trzeci.
— Przyjaciele go tam nie znajdą, co najwyżej uda się to Filchowi. — Pierwszy Ślizgon był coraz bliżej.
W chwili, gdy więksi chłopcy go otoczyli i mieli go złapać, Harry schylił się i prześlizgnął pomiędzy ich nogami. Mniejszy i szybszy od napastników wstał i uciekł. Biegł tak szybko jak to możliwe, dopóki nie zgubił się na schodach zamku. Ale był bezpieczny.
Było blisko. Powinien wrócić i szukać Snape’a? Chyba niemożliwe, żeby te potencjalne trolle nadal tam były i czekały na niego? Powinien iść do opiekunki domu? Może powinien poszukać kolegów z drużyny i poprosić o odprowadzenie. Nie, to było absurdalne. Miał pokonać jeszcze tylko kilka schodów i znalazł grających. Natychmiast został przydzielony do zespołu i przestał myśleć o Snape’ie.
Zabawa trwała do kolacji. Zostali zaprowadzeni do Wielkiej Sali przez rozzłoszczonego Filcha. Sfrustrowanego, bo nie mógł przypisać żadnego szlabanu.
Harry i Ron przyszli do bardzo zmartwionej Hermiony. Wszędzie ich szukała, żeby przypomnieć, że mają dziś zajęcia astronomii.
Szybko zjedli i poszli po ciepłą odzież, na czas, jaki spędzą w wieży astronomicznej.
Po lekcji wrócili do dormitorium. Harry znalazł notatkę leżącą na łóżku. Wiedział, że to od Snape'a. Domyślił się, że był w tarapatach, ale postanowił przeczytać ją później. Przecież musiał uciec od ślizgońskich zbirów. Umieścił ją na skrzyni. Kartka spadła pomiędzy kufer a łóżko następnego ranka, kiedy przebierał się na śniadanie.
Harry przypomniał sobie o notatce i opuszczonym spotkaniu, gdy podczas obiadu poczuł na sobie wzrok Snape'a. Nie podnosił oczu znad talerza, po prostu zjadł posiłek i wypił sok z zielonej szklanki.
Nie wiedział co ma robić. Ciągle próbował sam siebie przekonać, że to nie była jego wina. Przyszedł na czas.
Chodził na zajęcia i miał nadzieję, że nie spotka Snape’a na korytarzach. Dni nie mijały zbyt szybko, ale w końcu zajęcia się skończyły i miał zamiar z kolegami odwiedzić Hagrida. Przecież nie miał zaplanowanych żadnych dodatkowych spotkań ze Snape’em, prawda?
Kiedy wchodzili na dziedziniec zamku spotkali gniewnie patrzącego Mistrza Eliksirów. Harry trzymał w ręce książkę o quidditchu z biblioteki.
— Proszę, proszę. Co my tutaj mamy, Potter? Nadal zbyt sławny dla własnego dobra? — zapytał sarkastycznie, zatrzymując grupkę.
— Profesorze... Ja…
— Porozmawiamy później, Potter. Co tam masz?
— Książkę.
— Nie wiesz, że niedozwolone jest wynoszenie książek z biblioteki poza zamek? Oczywiście, że nie. Według ciebie jesteś ponad wszelkie zasady. Oddaj mi tę książkę — zażądał stanowczo Mistrz Eliksirów, dla podkreślenia swych słów wymownie wyciągając rękę w kierunku swojego podopiecznego.
— Ale, proszę pana! Czytałam regulamin i... — zaczęła Granger.
Snape spojrzał na Hermionę, która zamknęła usta, lekko przestraszona lodowatym wzrokiem, jakim ją zmierzył.
— Daj mi książkę, Potter. Możesz ją odebrać później w moim gabinecie — oświadczył kategorycznym głosem nauczyciel.
— Kiedy, proszę pana?
— Później, Potter, później — odpowiedział lekceważąco nauczyciel.
Snape wziął książkę i wszedł do zamku.
Dzień był szary i zimny, ale troje dzieci poczuło ciepło tak szybko, jak profesor udał się do zamku.
— Co się stało, Harry? — spytała Hermiona. — Dlaczego on jest na ciebie taki zły?
— Nie było mnie wczoraj na naszym spotkaniu i... — Harry nie wiedział jak wytłumaczyć przyjaciołom, co się wczoraj stało.
— Ty co?! Ale wyszedłeś wcześniej, co się stało? — spytała zaskoczona.
— Nie było go, a następnie przyszło trzech Ślizgonów i kazało mi odejść. — Harry lekko się wzdrygnął na wspomnienie spotkania z trzema osiłkami ze Slytherinu.
— Nie powiedziałeś mu? — dopytywała się dalej dziewczyna.
— Jak? Nie było go tam. — Harry wzruszył ramionami.
— Trzeba mu było wysłać notatkę, czy coś. — Hermiona nie mogła uwierzyć, że kolega o tym nie pomyślał.
— On wysłał mi notatkę. — Chłopak nagle pojął swój błąd.
— Co napisał? — spytała cierpliwie Granger.
— Nie wiem. Ostatniej nocy leżała na moim łóżku i nie chciałem jej wtedy przeczytać, odłożyłem ją na później. A dziś rano zapomniałem o niej. Leżała wcześniej na kufrze, ale chyba spadła — tłumaczył się trochę pokrętnie
— Powinieneś poszukać pod łóżkiem, stary — zaproponował Ron.
— Może.
— Harry, jedno co powinieneś zrobić, to pójść i powiedzieć mu, co się stało — zauważyła mądrze Hermiona.
— Obedrze mnie ze skóry. — Harry prawie pisnął ze strachu.
— Tak czy inaczej, myślę, że powinieneś pójść i z nim porozmawiać – stwierdziła stanowczo dziewczyna.
— Harry, Snape jest draniem, ale moi bracia mówili, że nie lubi chuliganów, nawet jeśli są z jego własnego domu. Zrozumie. Tak myślę — podtrzymywał go słabo na duchu Ron. — Może nawet odda ci książkę?
— Pamiętajcie, aby powiedzieć McGonagall, jeśli nie wrócę z powrotem przed ciszą nocną. — Nagle podjął decyzję. — Ron, jeśli mnie zabije, możesz wziąć moją miotłę.
— Naprawdę, stary?! — Weasley był zachwycony.
— Ronald! Wszystko będzie w porządku Harry, wystarczy, że mu wyjaśnisz — uspokoiła przyjaciela Granger.
Drzwi były otwarte, więc Harry cicho wszedł do gabinetu profesora. Usłyszał głosy i znalazł Snape’a opatrywanego przez Filcha. Mistrz Eliksirów miał wielkie rozcięcie na nodze, które nie wyglądało dobrze.
Profesor walczył z bólem i nieporadnością dozorcy. Nie poszedł do izby chorych i złapał infekcję. Próbował powiedzieć Filchowi jak ma czyścić ranę, ale ten wciąż go ranił. Odwrócił się i spojrzał na zielonookiego chłopca. Krzyknął na niego, każąc odejść.
Harry chciał uciec i ukryć się. Nie mógł zrozumieć, co się stało. Pomysł wpadł mu do głowy, gdy biegł do wieży. Znalazł przyjaciół w pokoju wspólnym i od razu im powiedział co się stało.
— Snape próbował ominąć trójgłowego psa! — zawołał.
— Skąd wiesz? — spytała Hermiona.
— Pies go ugryzł. Wszedłem do pokoju i widziałem jak Filch go bandażował. Krzyczał, żebym wyszedł. — opowiedział co widział, łapiąc jednocześnie oddech, po szybkim biegu z lochów.
— Ten pies pilnuje czegoś ważnego! — Hermiona myślała tak samo.
— Zastanawiam się, co to jest? — zadumał się Ron.
***
Harry nie zastanawiał się nad tym za bardzo, bo dziś miał swój pierwszy mecz i był tak zdenerwowany, że pamiętał tylko o tym, że musi wypić sok i zjeść tosta. Jego żołądek wciąż robił salta. Snape’a nie było na śniadaniu.
Harry udał się na boisko z kolegami i po chwili był już w powietrzu, tutaj naprawdę czuł się jak ryba w wodzie.
Wszystko było dobrze do momentu, gdy miotła postanowiła go zrzucić! Chwycił ją rękami i nogami i z pomocą braci Rona próbował ją opanować. Po kilku przerażających minutach wszystko wróciło do normy i mógł grać dalej.
Łapiąc znicz Harry sprawił, że jego zespół wygrał! Co prawda, złapanie go ustami było niezwykłym zagraniem, ale to nie było ważne. Tak więc zarówno zespół, jak i współdomownicy byli bardzo zadowoleni z Harry’ego.
Później nie mógł znaleźć Rona i Hermiony. Im z kolei ulżyło, że ich przyjaciel był w porządku. I że wygrał.
— Harry, Snape próbował cię zabić. Przeklinał twoją miotłę podczas gry. Hermiona podpaliła mu szaty i wówczas odzyskałeś nad nią kontrolę. — Ron zdał szybko relację ze zdarzeń na trybunach.
— Ale dlaczego? Powiedział, że będzie się o mnie troszczyć. — Harry nie mógł zrozumieć po co nauczyciel miałby go okłamywać.
— Może dlatego, że dowiedziałeś się, że został zaatakowany przez trójgłowego psa. — Hermiona była zaintrygowana.
— Ale my nie powinniśmy nic wiedzieć na temat psa, poza tym widziałem tylko bliznę, nic nie słyszałem — bronił się Harry.
— Myślę, że powinniśmy powiedzieć profesor McGonagall — oświadczyła poważnie Hermiona.
— Myślę, że nie powinieneś być z nim sam na sam, stary. — Ron z kolei nie miał żadnych złudzeń co do motywów Snape’a.
Harry pomyślał, że to była dobra rada.
***
W niedzielę przy śniadaniu Harry nie widział profesora eliksirów i był z tego bardzo zadowolony. Zamierzał zatrzymać się cały dzień w pokoju wspólnym, myśląc, że to najbezpieczniejsze miejsce.
Hermiona i Ron chodzili z nim i mówili mu, gdy Snape pojawiał się na horyzoncie, a on się ukrywał. Harry schował się za drzwiami pustej klasie i planował tam zostać przez kilka minut zanim wyjdzie. Był zaskoczony, kiedy poczuł czyjeś ubranie obok niego, a gdy spojrzał w górę zobaczył, że było czarne.
— Dlaczego się ukrywasz, Potter? — Chłód w głosie nauczyciela nie wróżył dla niego nic dobrego.
Harry poczuł, że wszystkie myśli w jednej chwili wyleciały mu z głowy. Co miał powiedzieć?
— Myślę, że powinniśmy pójść do mojego pokoju, panie Potter. Mamy wiele rzeczy do omówienia. — oznajmił, nad wyraz spokojnie, Snape.
Harry pomyślał, że Snape był zły, ale jego głos brzmiał rozsądnie i spokojnie. Musiał z nim iść. Ron i Hermiona stali w korytarzu...
— Pan Potter idzie ze mną. Proszę powiadomić opiekunkę domu — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Tak, panie profesorze.
Harry zauważył, że Snape nie kulał, noga powinna już być zdrowa...
***
— Usiądź, Potter, mamy dużo rzeczy do omówienia — odezwał się niezwykle cicho po wpuszczeniu go do gabinetu.
Rozdział 4
Snape nie był w swoim biurze w zeszłym tygodniu, bo został wezwany przez dyrektora szkoły. Spóźnił się dziesięć minut i spodziewał się znaleźć pierwszorocznego Gryfona przed drzwiami jego gabinetu, ale Pottera nigdzie nie było.
Spojrzał w głąb korytarza i zobaczył trzech, rozmawiających pod ścianą, uczniów z szóstego roku.
— Panowie, czy przypadkiem nie widzieliście żeby ktoś na mnie czekał? — zagadnął uczniów.
— Nie, proszę pana — odpowiedzieli chórem.
—Jak długo tu jesteście? — dopytywał niecierpliwie.
— Nie wiemy, proszę pana. Z dziesięć, piętnaście minut — odpowiedział jeden z szóstoklasistów.
Czy to możliwe, że chłopiec się spóźniał? Przez dwa poprzednie dni był punktualny... Powinien poczekać trochę dłużej, w końcu to tylko kwadrans po wyznaczonym czasie.
Snape spoglądał na zegarek co pięć minut. Gdzie się podziewał ten chłopak?
Czyżby mu się coś stało, może był chory? Pani Pomfrey na pewno by go poinformowała, nieprawdaż? O ile oczywiście pierwsza dotarłaby do dziecka. Użył Fiuu, aby połączyć się ze szpitalem, ale pielęgniarka zakomunikowała mu, że w ogóle nie widziała Pottera.
Minerva też powiedziała, że nie widziała Pottera. Wiedział, że jej dom bawi się w "bardzo zakazaną" grę w chowanego z resztą domów, z wyjątkiem Slytherinu. Pamiętał, że według zwyczaju organizowali to przed pierwszym meczem quidditcha w sezonie. On zabronił swoim Wężom uczestniczyć w tej głupiej grze.
Czy jego krnąbrny podopieczny też tam był? Czy istnieją jakieś dowody, że dziecko zapomniało lub zdecydowało się zignorować ich spotkanie?
Z pewnością został zaproszony do udziału w tej głupiej grze i poszedł wraz z resztą tępaków. Muszą bardzo poważne porozmawiać o asertywności.
Uświadomił sobie, że miał lepsze rzeczy do robienia niż czekanie na niewdzięcznego bachora!
Wiedział o harmonogramie chłopca, jak i jego zajęciach z astronomii. Posłał więc domowego skrzata, aby umieścił notatkę na jego łóżku, w której poprosił Harry’ego, by pierwszą rzecz, jaką zrobi w godzinach porannych, to przyjście do niego. Zjedzą razem śniadanie, a on będzie miał wystarczająco dużo czasu, aby sprawić chłopcu bardzo dobre kazanie zanim nadejdzie czas, aby poszedł na pierwszą lekcję.
Następnego dnia Snape zamówił proste śniadanie: jajecznicę, tosty, a także owsiankę. Trzymał je pod urokiem ogrzewania, ale chłopak nie pojawił się.
Oczyścił nogę dokładnie w Halloween i utrzymywał w czystości, ponieważ wydawało się, że zasklepiła się bez żadnych problemów, ale wczoraj trochę swędziało. Za to dziś grzybica była jeszcze większa, a gdy spojrzał na nią miała niezdrowy, fioletowy kolor.
Wypił silny środek przeciwbólowy i odpoczywał. Śniadanie i Potter poszły w zapomnienie.
Obudził się wypoczęty, ale z nogą nie było lepiej. Zdecydował się na rozmowę z Hagridem, żeby dowiedzieć się, czy pies nie miał jakiejś konkretnej choroby, o której powinien wiedzieć.
Gajowego nie było w domu, poszedł do Zakazanego Lasu opiekować się testralami. Wrócił do zamku, myśląc o korzyściach, jakie mógł osiągnąć, jeśli jego boląca noga zostałaby zastąpiona drewnianą. Zaczynał bredzić...
Znalazł Pottera i jego przyjaciół wałęsających się po dziedzińcu. Chłopak nie okazał ani grama skruchy na temat nie stawienia się na spotkanie.
Pragnął przeciągnąć chłopca za ucho do lochów, ale ból nogi o mało co go nie powalił na kolana, więc musiał zadowolić się konfiskatą głupiej książki, którą Harry niósł. To da chłopcu powód, aby przyjść do jego kwater.
W drodze powrotnej poprosił Filcha o pomoc. Potrzebował opatrzyć nogę a nie mógł zrobić tego sam.
Wystarczająco trudne było wytłumaczenie woźnemu, dlaczego musi mu pomóc usunąć martwą tkankę z nogi, aby nacięcie pozwoliło sączyć się czystej krwi.
I to był moment, kiedy przeklęty Potter postanowił się pojawić. Czy ten chłopak w ogóle nie ma poczucia prywatności?
Krzyknął na niego i zobaczył, że chłopak ucieka. To było niestosowne, ale noga naprawdę go bolała.
Filch nie chciał pomóc, podobno raniło to jego delikatne zmysły, więc Snape musiał schować dumę do kieszeni i iść do ambulatorium.
Pani Pomfrey była zachwycona, mogąc go pielęgnować.
Wyjaśniła, że kolonie bakterii, które żyją wewnątrz paszczy psów przeniosły się na nogę. Musiał znieść upokorzenie, gdy zmusiła go do picia własnych eliksirów. Powinien coś zrobić z ich smakiem!
Czyszczenie oraz eliksiry pomogły, i zanim w końcu poszedł spać, czuł się o wiele lepiej. Nazajutrz cały dzień miał gorączkę.
Zajęcia Snape'a zostały odwołane w piątek.
Chciał móc anulować wszystkie gry quidditcha na jakiś czas!
Pielęgniarka pozwoliła mu opuścić ambulatorium w sobotę rano. Miał tylko czas na zmianę szaty, zanim udał się na boisko.
Świeże powietrze w ogóle nie poprawiło mu nastroju. Tęsknił za studentami, jako że potrzebował kogoś, kogo mógłby krytykować. Choćby parę Puchonów, nawet, jeśli łatwo było ich doprowadzić do łez. Poczeka na zakończenie gry, wówczas zatrzyma Pottera i wyjaśnią wydarzenia z ostatnich tygodni.
Zobaczył, jak chłopak szybuje po niebie! Ta miotła była zbyt duża i za szybka dla takiego szczupłego dziecka. Potem zobaczył jak chłopak niemal spada.
Wiedział, że chłopiec jest tak chudy, że powietrze zrzuci go z miotły.
Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że miotła porusza się na własny rachunek! Ktoś rzucił na nią przekleństwo!
Zaczął recytować anty-urok, jednocześnie próbując się dowiedzieć, kto wymawiał przekleństwo, ale to było bez sensu, miotła wariowała za każdym razem, gdy choć trochę stracił koncentrację.
Musiał zrobić coś innego. Gdzie był Albus, gdy go potrzebował? Sam był w nie najlepszym stanie, po gorączce i całym tym bólu nogi. Zablokowawszy miotłę, koledzy z drużyny chłopca, starali się go przenieść na ich miotły. Powinien poprosić kogoś innego o rzucenie uroku amortyzacji. Ale nie mógł stracić z oczu miotły.
Potem było trochę zamieszania za nim. Usłyszał krzyk Quirrela, a następnie miotła była wolna. I Potter mógł ją ponownie kontrolować.
Zaczął uspokajać oddech, gdy poczuł zapach dymu. Co do...? Jego szaty były w ogniu! Tupnął na nie, aby je ugasić. Odwrócił się w samą porę, by zobaczyć jak Potter, w iście kaskaderskim stylu, łapie znicza ustami!
O mało nie zemdlał, a Hagrid pomógł mu zejść z trybun.
Zawsze wiedział, że nie dożyje starości, ale teraz był pewien, że nie przeżyje do końca semestru.
Oczywiście po zakończeniu meczu nie możliwym było podejście do Pottera; był otoczony przez swoich fanów. Snape udał się do swojej kwatery i zdecydował się na eliksir uspokajający i odpoczynek. Tak, wlepi Potterowi kilkanaście szlabanów... w poniedziałek.
Snape wychował się w mugolskim domu, w którym zdjęcia nie poruszały się ani nie wtrącały się w życie mieszkańców. Nie lubił mieć portretów w pokojach. Tolerował kilka fotografii zamku, a reszcie zakazał zbliżać się do swoich kwater. Mieszkańcy obrazów zwykle zostawiali go w spokoju, wszyscy z wyjątkiem Nigellusa Blacka. Jako, że za życia był szefem Slytherinu i dyrektorem, czuł że jest uprawniony do rozmowy ze Snape’em.
Snape zazwyczaj go tolerował. Miał mały portret w gabinecie, a także w korytarzach lochów.
Nigellus pojawił się na landszafcie w salonie Snape'a.
— Czego chcesz, Black? Czy nie mogę pić aż do zapomnienia? — warknął nieprzyjaźnie, zły że została mu przerwana tak istotna w tej chwili czynność.
— Możesz pić wszystkie swoje eliksiry, aż się udławisz, Snape. Nie żeby mi zależało, ale myślę, że powinieneś wiedzieć, że właśnie na korytarzach dochodzi do chuligańskiego incydentu przemocy — odpowiedział z wyższością były dyrektor.
— Niech się zabijają, oznaczałoby to dla mnie mniej zmartwień. — Snape wzruszył lekceważąco ramionami.
— Tylko Ślizgoni są zaangażowani, trzech wielkoludów. Nie wiem, czym ich matki je karmiły, że są tak wielcy. Może składniki odżywcze w ogóle nie dotarły do ich mózgów. Grają w „głupiego Jaśka” pierwszakami — kontynuował niewzruszony wyraźną niechęcią swojego rozmówcy Nigellus.
— „Głupiego Jaśka”? — zapytał zdziwiony Snape.
— Rzucają parą pierwszaków w powietrzu, między sobą, tam i z powrotem. — Dosyć obrazowo przedstawił mu zasady gry.
Snape natychmiast wyszedł. Chuligani bawili się w głupią grę, nie zauważając opiekuna swojego domu, aż było za późno. Mistrz Eliksirów wysłał obu małych chłopców, aby zobaczyli się z panią Pomfrey. Za to łobuzom kazał poszukać Filcha, dając im długi, całodzienny szlaban, a następnie wrócić, aby usłyszeć o reszcie pokuty.
Wrócił do pokoju w lepszym nastroju.
— Wciąż tutaj jesteś, Black? Nie masz nic lepszego do roboty, niż straszenie mnie?
— Wcale nie, i zawsze mnie zadziwiasz. Muszę ci pogratulować, te zbiry naprawdę potrzebują zatrzymania. — Black z uznaniem kiwnął głową swojemu następcy na stanowisku opiekuna Slytherinu.
— Kiedy zaczęli? — spytał zirytowany Snape.
— W ubiegłą środę, pierwszoroczny Gryfon chodził po korytarzu koło twojego biura, taki zielonooki chłopiec. Prawie wrzucili go do składzika na miotły, ale był szybszy. Powinien zdążyć uciec z powrotem do swojej wieży. Na początku myślałem, że chcą dać mu lekcję, żeby nie wędrował tak daleko od swojego dormitorium — wyjaśnił spokojnie Fineas.
To dlatego Potter nie czekał na niego w środę. Zastanawiał się, czy uda mu się znaleźć proste wyjaśnienia dla reszty rzeczy, o które miał pretensję do dziecka.
Wezwał domowego skrzata i przy jego pomocy zdał sobie sprawę, że chłopak nie widział wysłanej notatki, bo spadła pod łóżko. I w najgorszym z możliwych nastrojów, z gorączką i pokaleczoną nogą, skonfiskował mu książkę.
— Och, Lily! Nigdy nie myślałem, że to może być takie trudne! — westchnął ciężko Mistrz Eliksirów.
Rano poczuł się lepiej, więc postanowił zmierzyć się z dzieckiem. Był za stary na zabawę w chowanego, ale zorientował się, że chłopiec był zbyt przestraszony, a oni naprawdę musieli porozmawiać. Widział dzieci wychodzące z Wielkiej Sali i szedł za nimi tak daleko w tyle, jak to możliwe. Potem wysłał zaklęcie cienia przed nich i słyszał, jak mówią Harry’emu żeby się ukrył. Łatwo było znaleźć ukryte obok drzwi dziecko. A zobaczenie wyrazu jego twarzy, gdy zdał sobie sprawę, kto był obok niego, było bezcenne.
***
Kiedy szli Snape prawie poczuł „zapach” nerwowości dziecka, a w chwili, gdy przeszli przed lustrem zdał sobie sprawę z różnicy wzrostu między nimi.
Nie chciał przerazić chłopaka.
Harry przypomniał sobie, że jadł belgijskie gofry na śniadanie. Nie tak źle jak na ostatni posiłek.
— Usiądź Potter, mamy wiele rzeczy do omówienia.
Snape siedział na pobliskiej kanapie.
Porozumienie. Musiał nawiązać jakąś relację z dzieckiem, która go uspokoi i pozwoli swobodnie rozmawiać.
— Bardzo dobrze wczoraj grałeś, panie Potter — zagadnął tonem przyjacielskiej pogawędki nauczyciel.
Co Harry mógł powiedzieć? Oczywiście, że Snape widział mecz, w końcu przeklinał jego miotłę. Zerknął na Snape’a.
— Nie zastanawiałeś się, dlaczego twoja miotła tak się zachowywała? — ciągnął tym samym tonem Snape.
— Hermiona powiedziała, że to yyy..., że ktoś ją przeklinał. — Spuścił głowę.
Przynajmniej Snape mógł liczyć na rozum panny Wiem-To-Wszystko.
— Tak, ktoś rzucił na nią klątwę, po to żebyś spadł — wyjaśnił spokojnie opiekun, jednocześnie uważnie przypatrując się chłopcu i czekając na jego reakcje na tę rewelację.
— Ale dlaczego? Czy ktoś chciał żebyśmy przegrali mecz? — Wood powiedział, że Snape chciał wygrać Puchar Domów.
— Nie sądzę, żeby wynik meczu miał znaczenie, Potter. To ty byłeś celem — uściślił Mistrz Eliksirów.
Czy on się tak po prostu przyzna?
— Ale dlaczego, profesorze? — Harry patrzył na Snape’a szeroko otwartymi oczyma, w których łatwo można było odczytać niepokój, głównie niewiedzą na temat całego zdarzenia.
Dziecko było zbyt małe, aby zrozumieć, że było celem Czarnego Pana, który na szczęście, ale tylko chwilowo, zniknął.
— Nie wiem, ale do czasu, aż się dowiemy musisz na siebie uważać. — Nauczyciel postanowił grać na zwłokę.
— Być ostrożnym? — powtórzył Harry, coraz mniej rozumiejąc z tego, co się wokół niego dzieje.
To było dziwne. Nie wiedząc, czemu Snape zaczarował miotłę, jednocześnie chciał, żeby Harry na siebie uważał. Miał nadzieję, że drzwi nie były zamknięte na klucz.
— Jeśli nie wiesz, to... Dlaczego przeklinałeś moją miotłę? — Jeśli to nie była odwaga godna Gryffindoru, to co?
Harry wstał i spojrzawszy na zablokowane drzwi zaczął w myślach szukać miejsca do ukrycia.
Snape rozpoznał u chłopca instynkt ucieczki, więc krzyknął:
— Myślisz, że przekląłem twoją miotłę?!
— A nie? — Harry nie wiedział już w co ma wierzyć.
— Oczywiście, że nie! Ja próbowałem ją zatrzymać — wykrzyknął oburzony posądzeniem nauczyciel.
Snape również wstał i rozłożywszy ręce w powietrzu, cofnął się krok w tył.
— Ale Hermiona powiedziała, że miotła zatrzymała się po tym jak podpaliła twoje szaty.
— Podpaliła moje szaty? — Ta dziewczyna była niebezpieczna. — Nie Potter, zatrzymała się na chwilę wcześniej. Kiedy moje szaty zapaliły się, ty już odzyskałeś kontrolę nad miotłą.
— Nie byłeś... — Harry nie wiedział jak wyrazić to, co chciał powiedzieć.
— Czy dlatego jesteś tak przestraszony? Bo myślisz, że chciałem zrzucić cię z miotły? — zapytał spokojnie Snape nie chcąc podniesionym głosem bardziej przestraszyć chłopca.
— Tak. — Harry skinął głową.
— Dlaczego? — dopytywał się zdziwiony Snape.
— Bo... bo wiedziałem, że zostałeś zraniony przez trójgłowego psa...
— Skąd o tym wiesz? — indagował Mistrz Eliksirów.
— Więc nie próbowałeś mnie zabić? — Harry chciał być pewien przynajmniej jednej, najważniejszej, rzeczy.
— Nie, uważnie na ciebie patrzyłem. Jednocześnie używałem czaru, aby zapanować nad twoją miotłę jeszcze jakiś czas. To było wszystko co mogłem zrobić — wytłumaczył nauczyciel.
Harry, przyłożywszy plecy do ściany, usiadł na podłodze i wyszeptał:
— Nie chciałeś mnie zabić... ratowałeś mnie...
Snape podszedł bliżej i również usiadł na podłodze. Blisko, ale nie groźnie.
— Starałem się cię chronić, Potter.
— Wiem. Mówiłem Hermionie, ale wyglądałeś na tak wściekłego, gdy zabrałeś mi moją książkę, a potem zobaczyłem twoją nogę — odpowiedział cicho Harry.
— Bardzo mnie bolała, Potter. Masz rację, trójgłowy pies, który znajduje się w Zakazanym Korytarzu, pogryzł mnie. Nie mogłem wtedy z tobą rozmawiać. Wybacz mi proszę, że tak na ciebie krzyczałem — popatrzył na chłopca przepraszająco Snape.
— Przykro mi, profesorze. Po tym wszystkim, co powiedziałeś, o opiece nade mną. Nie powinienem uwierzyć, że chcesz mnie zranić — odparł zawstydzony swoimi przypuszczeniami Harry.
Oboje siedzieli w milczeniu. W końcu Snape zapytał:
— Chcesz herbaty?
— Tak, proszę pana. Dziękuję. — Chłopak uśmiechnął się z wdzięcznością.
— Wstań i usiądź na kanapie, podłoga nie jest miejscem przeznaczonym do picia herbaty — poinstruował go delikatnie Snape.
Obaj wstali, Snape udał się do małej kuchni a Harry usiadł na kanapie.
W tej chwili zabrzmiał gong i usłyszeli głos z kominka:
— Severusie! — krzyknęła McGonagall i Harry zobaczył jej twarz.
— Minerwo. — Snape wyszedł z kuchni.
— Severusie, czy pan Potter jest z tobą?
— Tak, jest. — Mistrz Eliksirów potwierdził obecność chłopca w swoich kwaterach.
— Czy przerwałam tortury wprowadzania wykałaczek pod paznokcie? — spytała z lekkim uśmiechem.
Harry spojrzał na swoje dłonie.
— Jesteśmy o krok od filiżanki herbaty; dzisiaj nie będzie sesji tortur — odparł Severus dostosowując się do humoru koleżanki.
— Panie Potter? — spojrzała uważnie na swojego ucznia.
Harry stanął blisko profesora.
— Tak, proszę pani — przytaknął.
— Czy potrzebujesz ratunku? — Iskierki rozbawienia w oczach Opiekunki Gryffindoru nie ukryły troski w głosie, gdy zadawała to pytanie.
— Nie proszę pani, jestem w porządku — zaprzeczył stanowczo Harry.
— Dobrze to słyszeć, panie Potter. Twoi przyjaciele będą w pokoju wspólnym, kiedy skończysz. — Z widoczną ulgą wypisaną na twarzy poinformowała go profesor McGonagall.
— Tak, proszę pani. Dziękuję.
— Do zobaczenia później, Severusie. — Nauczycielka transmutacji skinęła głową na pożegnanie.
Skończyli herbatę zanim ponownie zaczęli rozmawiać.
— Spóźniłem się na nasze spotkanie w środę. Wiem, że zostałeś zaatakowany przez trzech szóstoklasistów ze Slytherinu. Podam ci hasło, żebyś mógł wejść do salonu w przypadku, gdy nie będzie mnie na czas — zasugerował nauczyciel.
— Dziękuję, nie mogłem przeczytać notatki, ani wysłać wiadomości, ponieważ byłem bardzo zmęczony i zapomniałem o niej rano. — Zawstydzony swoim zapominalstwem Harry spuścił głowę.
— Możesz wynosić książki z biblioteki, tak długo, jak o nie dbasz — dodał Snape, przypominając sobie incydent z ta nieszczęsną książką.
— Dziękuję za pomoc z miotłą. Myślałem, że spadnę. — Harry popatrzył na swojego mentora z wdzięcznością.
— Bardzo dobrze trzymasz się na miotle. Czy pozwolisz mi nałożyć na nią zaklęcie przeciwko przekleństwom, panie Potter? Nie chcę żeby coś takiego się powtórzyło — powiedział kategorycznym tonem Snape.
— Oczywiście, profesorze — zgodził się natychmiast Harry.
— Teraz powiedz mi, jak spotkałeś się z trójgłowym psem... — Nauczyciel rozparł się wygodnie w fotelu i bacznie obserwował Gryfona czekając na wyjaśnienia.
— Byliśmy... to znaczy… uciekaliśmy przed Filchem — wyjąkał Harry, bojąc się jak zareaguje na te rewelacje profesor.
— A co takiego zrobiłeś, panie Potter, że musiałeś przed nim uciekać? — jedwabisty głos Mistrza Eliksirów nie brzmiał już tak łagodnie, jak zaledwie przed chwilką.
— Byliśmy poza akademikiem po ciszy nocnej, proszę pana. Nie chciałem tam iść, ale to było jedyne miejsce, w którym mogliśmy się ukryć. — Harry próbował grać niewiniątko, choć wiedział że to nie przejdzie.
— Rozmawialiśmy o włóczeniu się po korytarzach po ciszy nocnej, panie Potter — skarcił profesor.
— Tak, proszę pana. Ale to się stało jeszcze zanim powiedziałeś mi swoje zasady — odpowiedział skruszony Harry.
Po emocjonalnych zawirowaniach, przez które obaj przeszli, Snape nie potrafił skarcić dziecka.
— W takim razie mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy, tak? — zapytał surowo Snape.
— Tak jest, profesorze — odpowiedział szybko Harry, na wszelki wypadek energicznie kiwając głową.
Rozdział 5
Harry przyszedł na eliksiry, czując powodowane przez strach motyle w brzuchu. Zakończył wszystkie ćwiczenia i zaczął pisać esej o trollu. Nie wiedział, czego może spodziewać się teraz po Snapie, w chwili, gdy był on jego mentorem w magicznym świecie. Czy naprawdę zacznie traktować go inaczej? Nauczyciel powiedział, że oczekuje od niego lepszych wyników w nauce, także w swoim przedmiocie.
Rozmawiali przez chwilę w niedzielę, po zamieszaniu wokół miotły i terminów spotkań. Snape wyjaśnił Harry'emu, jak ma się przygotować na lekcję eliksirów, a także zapowiedział mu, że będą mieć tyle dodatkowych zajęć, ile będzie potrzeba.
W tym tygodniu nie zaplanowali już żadnych spotkań, ponieważ profesor Snape udał się do czarodziejskiego szpitala, by wygłosić seminarium na temat trucizn.
Harry dwukrotnie przeczytał materiał z lekcji, a ponadto wyszukał składniki i ich właściwości. Czuł, że może odpowiedzieć na kilka pytań, o ile zachowa spokój.
Snape był jak zwykle przerażający. Wszedł do klasy zamaszystym krokiem, a gdy drzwi się za nim zamknęły, na tablicy pojawiły się instrukcje i wszyscy pobiegli po składniki, po czym zaczęli warzyć eliksiry.
Harry odczuwał na sobie przenikliwy wzrok nauczyciela. Nie został odpytany, ale gdy eliksir zaczął bulgotać, zrozumiał, że Snape za nim stoi. Odwrócił się i ich spojrzenia się spotkały. Nauczyciel lekko skinął głową, a Harry poczuł się jak w siódmym niebie. To był pierwszy raz, gdy Snape zaakceptował jego pracę!
Do końca lekcji prawie wszystko szło dobrze. Może poza kociołkiem Seamusa, który nagle zaczął wydzielać kłęby niebieskiego dymu, jednocześnie świecąc na czerwono.
Snape szybko powstrzymał wybuch oraz częściowo wylatujące opary i zwrócił się do tych, którzy byli wokół niego, aby usunęli swoje kociołki z ognia, a sam magicznie je przykrył. Następnie kazał im opuścić salę, dopóki dym całkiem się nie zneutralizuje.
Harry chwycił swój kociołek i poczuł, że jego rękaw płonie i że coś się z niego wysuwa…
***
Gdy nadeszła jesień, w zamku zrobiło się bardzo zimno. Harry zaczął ubierać się „na cebulkę”, byle tylko utrzymać ciepło. Nie było to najwygodniejsze, ale z dwojga złego Harry wolał niewygodę niż zamarznięcie. Ten sposób był dobry, ale nie na co dzień. Musiał mieć możliwość wygodnego poruszania się w trakcie praktycznych zajęć. Był zobowiązany także wymyślić coś ekstra na lekcję eliksirów, a w lochach było jak w lodówce.
Musiał coś wykombinować...
W pokoju wspólnym Harry znalazł pudełko pełne mugolskich gazet i uświadomił sobie, że przecież mógł z nich skorzystać.
Włożył kartki papieru między piżamę i mundurek. Taka izolacja wystarczała, aby utrzymać ciepło.
Używał tego sposobu przez prawie tydzień i teraz kawałki gazet były trochę pogniecione, ale nie były ciężkie, więc mógł się z nimi łatwo poruszać.
***
...zmięta strona gazety zajęła się ogniem. Kiedy Harry zdał sobie z tego sprawę, odbiegł od kociołka i próbował zdusić ogień na swoim ramieniu. Jego koszula również się zapaliła, czuł ogień w pobliżu skóry. Spojrzał na zlew, podbiegł do niego, po czym włożył rękę pod kran i ugasił ogień na ramieniu. Zrozumiał, że zachlapie podłogę wokół siebie, ale przynajmniej nie był już w płomieniach.
Odwrócił się i zobaczył, że wszyscy jego koledzy wyszli z klasy. Widział ich głowy przez otwarte drzwi.
Snape stał na środku pomieszczenia, patrząc na niego ze złością.
— Jakiej części „wyjść z klasy” nie zrozumiałeś, Potter? Dziesięć punktów od Gryffindoru! — wykrzyczał, tracąc resztki opanowania.
— Profesorze… Ja… Mój rękaw się zapalił, więc musiałem go ugasić. — Nieudolnie próbował się tłumaczyć.
— Twój rękaw? Szaty chronione są zaklęciem, które nie pozwala im się zapalić. Czy byłeś na tyle głupi, Potter, aby usunąć czar ze swojej szaty? — Snape nie mógł uwierzyć, że ktoś mógłby popełnić taką głupotę.
— Nie, proszę pana. Ja…
— Jesteś ranny, Potter? — Nauczyciel postanowił przerwać wymówki Harry’ego.
— Nie, proszę pana, tylko mokry.
— Siądź tam. — Snape wrócił do drzwi i zobaczył, że reszta uczniów wchodzi do klasy jeden po drugim, aby opróżnić kociołki i wziąć swoje rzeczy.
Hermiona i Ron byli ostatni. Widzieli, że Harry ma kłopoty, więc Gryfonka wyczyściła jego kociołek i chciała zabrać jego rzeczy, ale Snape kazał jej wyjść. Harry został w klasie sam.
— Czy mogę teraz odejść, panie profesorze? — zapytał pełnym nadziei głosem.
Snape zamknął drzwi.
— Zdejmij szatę, Potter — polecił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Harry rozpiął ją jedną ręką i ściągnął. Snape zbliżył się i wziął ubranie. Było mokre, ale nie wykazywało żadnych uszkodzeń od ognia. Potem zobaczył chłopca. Koszulka Harry’ego była rozerwana na lewym ramieniu i wypadały z niej kawałki mokrego papieru.
— Jaki jest tego sens, Potter? Coś do czytania podczas nudnych zajęć? Zdejmij koszulę. — Kolejne polecenie padło z ust coraz bardziej poirytowanego nauczyciela.
Snape nie mógł uwierzyć, gdy kartki papieru zaczęły opadać na podłogę klasy. Nie mógł zrozumieć dlaczego dziecko okłada się z papierem. Harry zaczął drżeć w swojej mokrej piżamie.
— Co to ma znaczyć, Potter? — warknął.
Harry spojrzał mu w oczy. To na pewno nie było zabronione, a przecież musiał jakoś zatrzymać ciepło. Ale jak to wytłumaczyć? Spojrzał na kupkę mokrych stron magazynu rozrzuconych wokół niego. I jedyną rzeczą, jaką mógł wymyślić było:
— Izolacja, panie profesorze — wyszeptał.
— Co masz na myśli? — Snape nijak nie mógł pojąć, o co chłopcu chodzi.
— Papier izoluje, proszę pana, nie pozwala zmarznąć. – Harry cierpliwie wytłumaczył kwestię nieszczęsnych kartek.
— Chcesz mi powiedzieć, że umieściłeś te kartki między ubraniami, ponieważ było ci zimno? — zdumiał się Snape.
— Tak, panie profesorze.
— Czy to część eksperymentu, który odważyłeś się zrobić? — zażądał wyjaśnień Mistrz Eliksirów.
— Nie, proszę pana. — Harry cicho zaprzeczył.
— Co się stało z twoimi zimowymi ubraniami? — Snape nadal drążył temat.
— Nie mam żadnych, proszę pana. — Harry spuścił wzrok na podłogę.
Snape musiał wziąć głęboki oddech.
— Zapomniałeś je spakować, dziecko? Możesz wysłać sowę do krewnych i poprosić, aby ci wysłali. — Starał się znaleźć jakieś rozwiązanie nowopowstałego problemu swojego podopiecznego.
Z twarzy Harry’ego zniknęły wszelkie emocje. Jak miał to wyjaśnić? Snape zacznie śmiać się i z niego szydzić.
Ten jednak, nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Harry zaczął zbierać dokumenty z podłogi i układać je. Położył mokre ubrania na stołku i spojrzał na ramię, które trochę go bolało. Jego piżama także spłonęła, a była to jedyna jaką posiadał; otrzymał ją jako prezent od madame Malkin. Mankiet w rękawie również został zajęty przez ogień, będzie musiał to jakoś wyciąć. Co teraz? Snape ponownie wszedł do pokoju, trzymając czerwoną szatę.
— Czy nosisz „izolację” także pod spodniami?
— Tak, proszę pana — wyszeptał Harry, czerwieniąc się z zażenowania.
— Umieść ją na szacie, wejdź do przebieralni i usuń ją z piżamy oraz spodni. Później wróć tutaj.
Snape był więcej niż zły. Kto przy zdrowych zmysłach pozwala dziecku chodzić zimą bez odpowiedniego stroju? Zdziwiła go pomysłowość chłopca, która pozwoliła mu rozwiązać problem. Magicznie wysuszył ubrania i wyrzucił papiery.
Harry opuścił pomieszczenie mając ubrany płaszcz. W jednej ręce trzymał stos mokrego papieru, a spodnie od piżamy w drugiej. Położył gazety na ławce i zobaczył, że Snape pozbył się reszty z nich. Wykorzystał wszystkie czasopisma, a jego piżama została zniszczona. Był bliski łez.
— Przepraszam, proszę pana.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego. Chłopak przepraszał! Snape miał ochotę skręcić komuś kark. Najpierw tym głupim mugolom, a następnie opiekunce domu chłopca, która powinna była takie rzeczy sprawdzić!
— Czy boli cię ramię? — zapytał łagodnie.
— Trochę... Spalił mi się mankiet piżamy, ale będzie w porządku, profesorze.
— Ja o tym zdecyduję, pokaż mi je. — Snape posmarował maścią zaczerwienioną część ramienia. Przestało swędzieć; zamiast tego pojawiło się uczucie świeżości.
— Dziękuje, profesorze.
— Masz teraz jakieś zajęcia, Potter?
— Nie, proszę pana. Mam wolne aż do obiadu.
— Chodź ze mną.
Weszli do gabinetu Snape'a, gdzie nauczyciel kazał mu usiąść.
— Kupiłeś szaty u madame Malkin, prawda? — Profesor na wszelki wypadek wolał się upewnić.
— Tak, proszę pana, na Pokątnej.
Snape podszedł do biurka, wziął pergamin i pióro. Dał je Harry'emu i zapytał:
— Czy ćwiczyłeś pisanie, jak ci pokazałem? — zapytał surowo.
— Tak, proszę pana.
Czy Snape chce, żeby pisał linie?
— Podyktuję ci, dziecko:
Do
Madam Malkin
ul. Pokątna
Prosimy o dostarczenie następujących rzeczy: czterech par zimowej bielizny i koszulek, ośmiu par wełnianych skarpet;, trzech białych wełnianych koszulek z długimi rękawami, białych; trzech par wełnianych spodni zimowych, zgodnych z regulaminem szkoły, dwóch szkolnych swetrów z kamizelką oraz pary skórzanych rękawic...
— Chcesz kapelusz, panie Potter?
— Kapelusz, profesorze?
— Tak, jakieś nakrycie głowy?
— Tak, proszę pana.
…wełnianej czapki i nauszników w kolorach Gryffindoru, butów zimowych, butów z wodoodpornymi podeszwami, trzech wełnianych piżam, płaszcza, trzech bluz i kompletu sportowych szat.
— Czy to wystarczy? Zapisałeś wszystko?
— Tak, profesorze. Wystarczy dla kogo? — Harry nie rozumiał, dlaczego profesor właśnie jego o to pyta.
— Dla ciebie, głupi dzieciaku!
— Przepraszam. Tak, myślę, że to wystarczy.
— Dodaj: płaszcz zimowy, pięć par białej bielizny oraz buty sportowe.
Proszę o wysłanie do Hogwartu, odbiór osobisty przez Severusa Snape’a i/lub Harry’ego Pottera.
— Tak jest. Nie wiedziałem, proszę pana.
— Nie wiedziałeś o czym, Potter? — sondował Snape.
— Że mogę zamówić ubrania pocztą, profesorze, gdybym wiedział, zrobiłbym to wcześniej.
— Zdaję sobie z tego sprawę, Potter.
— Czy nie należy wpisać numeru mojej skrytki u Gringotta, profesorze? — indagował Harry.
— Nie, Potter. Nie martw się o rachunek. Jest jeszcze coś, czego potrzebujesz?
— Nie sądzę, proszę pana.
— Zakończ list prośbą o szybką realizację, ubrania powinny dotrzeć w ciągu dwóch dni.
— A co z rozmiarem, proszę pana? — dopytywał się chłopak.
— Madame Malkin zna twój rozmiar, a jeśli zajdzie potrzeba, to zawsze możemy je zmniejszyć lub powiększyć, tak aby na ciebie pasowały, Potter. Nie potrwa zbyt długo zanim przyślą ubrania, a w tym czasie będziesz nosić ten płaszcz. Jest ciepły. Zakładaj go na mundurek i swoje szaty, to dostarczy ci wystarczającej izolacji.
— Tak jest. Dziękuje, profesorze.
— Nie będę cię strofował na temat tego zdarzenia, panie Potter, ale jest to rodzaj rzeczy, w których powinieneś poprosić o pomoc. Nie możesz rozwiązywać wszystkich problemów samodzielnie. Jesteś mądry i rozwiązanie tego problemu było genialne, ale dopiero nadchodzi okres zimna. Nie chcę żeby było ci zimno lub żebyś czuł dyskomfort.
— Przepraszam, profesorze. Nie jestem przyzwyczajony do... - zająknął się, ale szybko się opamiętał. — Dziękuje za pomoc.
— Pani Pomfrey przebada cię w niedzielę. Odżywiałeś się prawidłowo?
— Tak, proszę pana.
— Nadal jesteś zbyt chudy, ale poczekajmy na wyniki badań pielęgniarki. W poniedziałek oczekuje na twój esej, możesz dać mi go razem z pracą domową z eliksirów.
— Tak jest.
— Możesz iść, panie Potter. Wyślę list.
***
Snape znalazł Minerwę popijającą herbatę w swoim gabinecie.
— Wiesz, co to jest? — Położył na jej biurku kilka zmiętych papierów.
— Nie mam pojęcia. Zamierzasz je umieścić w klatce chomika lub innego zwierzęcia? Wydaje się, że pochodzą z kilku mugolskich czasopism. — Nauczycielka transmutacji fachowo oceniła leżące przed nią kartki papieru.
— Harry Potter nosił je między swoimi szatami! — wybuchnął Snape.
— Harry Potter... Ale dlaczego? To miał być żart? Ile punktów odebrałeś mojemu domowi?
— Nie mów mi, Minerwo, że jedyne, co cię obchodzi to punktacja domów! — żachnął się Snape.
— Wiesz dobrze, że to nieprawda. Proszę, oświeć mnie, o co chodzi z panem Potterem i tymi kartkami — poprosiła spokojnie.
— Chłopiec miał piżamę pod codziennymi ubraniami i wszystkie te papiery dla izolacji, bo było mu tak zimno! On nie ma żadnych zimowych ubrań! — wykrzyknął Snape, nie będąc w stanie się uspokoić.
— Ale dlaczego? — McGonagall nie rozumiała istoty sprawy.
— Dlaczego? Powinnaś być bardziej konkretna — ironizował Severus.
— Dlaczego mi nie powiesz? Jak się dowiedziałeś?
— Część tych jego kartek zapaliła się dzisiaj w klasie, kazałem mu o tym opowiedzieć. Został zmuszony do wymyślenia jakiegoś rozwiązania tego problemu! Merlin wie, kiedy i jak nauczył się takiej ochrony! A dlaczego nie był przygotowany na zimno? Ponieważ wraz z listem przyjęcia i listą książek nie została wysłana lista wymaganej odzieży! I nie sprawdziłaś, czy uczniowie posiadają niezbędne ubrania na zimę w Szkocji! Ale nie, zamiast tego zapewniłaś mu najlepszą dostępną miotłę! — Snape czuł, że im dłużej i dogłębniej będzie tłumaczył całą sprawę, tym szybciej szlag jasny go trafi.
— Napij się herbaty. Co zrobiłeś? — dopytywała opiekunka Gryffindoru.
— Dałem mu ciepły płaszcz i złożyliśmy przez sowę zamówienie na odpowiednie ubrania. Gdyby miał taką listę wraz z wykazem potrzebnych książek, mógłby je kupić, gdy Hagrid zabrał go na Pokątną!
— Przykro mi, Severusie. Nawet tutaj są niechciane dzieci — wyszeptała Minerwa.
— Tak, wiem. Lecz są dzieci, które nie są chcą zostać pozostawione nawet tutaj — szybko zripostował.
— Zakładam, że złożyłeś zamówienie na normalne ubrania – stwierdziła spokojnie.
— Chłopiec jest bogaty, Minerwo! Ma u Gringotta dość pieniędzy żeby wymieniać garderobę co miesiąc! A musiał nosić gazety między ubraniami, aby utrzymać ciepło! Chłody rozpoczęły się dwa tygodnie temu!
— Naprawdę bardzo mi przykro, ale nic więcej nie mogę teraz zrobić. Porozmawiam z nim, powinien był mi powiedzieć. — W głosie McGonagall było słychać prawdziwą skruchę.
— Nawet nie próbuj. Nie chcę, żeby czuł się zawstydzony. Po prostu oddaj mi przysługę i sprawdź, czy wszyscy Gryfoni mają odpowiednie ubrania na zimę. — Snape natychmiast zareagował na, jego zdaniem, niezbyt szczęśliwy pomysł Minerwy.
— Zrobię to. Powinnam pomyśleć o tym wcześniej. Wiem, że podczas pierwszej nocy sprawdzasz, czy twoi wychowankowie mają odpowiednie ubrania. — Minerwa popatrzyła na młodszego kolegę z szacunkiem.
— Tak, robię to. Zresztą zwykle muszę odsyłać pewne rzeczy, ale czasami jestem zmuszony prosić o zimowe ubrania, bo niektórzy rodzice uważają, że mrozy zaczynają się dopiero po Bożym Narodzeniu. Ale to jest pierwszy raz kiedy znalazłem dziecko, które utrzymuje ciepło owijając się papierem. Więzy krwi czy nie, Minerwo... ten chłopak nie wróci do tych mugoli! — Ostatnie zdanie Snape’a ociekało wręcz furią skierowaną na Dursleyów.
— Pracujemy nad ochroną, Severusie. A Harry zostaje na święta w szkole, nie będzie ich widział aż do lata. - Próbowała uspokoić wzburzonego Severusa. Zobaczyła, że Mistrz Eliksirów pozbył się leżących na biurku papierów. — Zostanie to między nami, prawda? —spytała cicho.
— Nie ma potrzeby informowania nikogo innego, Minerwo. — Krótko skwitował Snape.
***
Harry znalazł przyjaciół w bibliotece. Patrzyli na niego z niepokojem.
— Dał ci szlaban, stary? — zapytał Ron ze współczuciem.
— To nie była twoja wina, Harry, twój rękaw się zapalił… — Hermiona przytrzymała jego rękę.
— A od kiedy Snape’a to obchodzi? — Ron nie miał złudzeń co do osoby najbardziej znienawidzonego nauczyciela w Hogwarcie.
— Jestem głodny.
Harry nie chciał słuchać tyrady Rona. Snape był zły i wziął punkty z jego domu. Ale jednocześnie wyleczył mu rękę, dał płaszcz i kupił mu ubrania. Naprawdę brał sprawowanie opieki nad Harrym poważnie.
***
W następnym tygodniu Harry przybył na lekcję eliksirów przed resztą klasy.
— Tutaj jest mój esej, panie profesorze — mówiąc to, położył na biurku nauczyciela zwój pergaminu.
— Jak się teraz czujesz, pisząc na lekcjach, Potter? — Snape chciał wiedzieć czy zadane ćwiczenia przynoszą jakikolwiek efekt.
— Lepiej, moja ręka łatwiej utrzymuje pióro, profesorze. Piszę szybciej i mniej niechlujnie. —stwierdził Harry zgodnie z prawdą.
— Należy nadal ćwiczyć, Potter. Spróbuj napisać jedną stronę ćwiczenia przed rozpoczęciem prac domowych.
— Jak długo, proszę pana?
— Do początku następnego semestru, dziecko. Nie musisz mi ich pokazywać, ale wierzę, że zrozumiesz ich znaczenie.
— Tak jest, profesorze.
— Więc to jest twój esej?
— Tak, proszę pana. Trzy stopy. Ale… — Harry próbował wyjaśnić istotę swojego problemu odnośnie napisanego eseju.
— Jest skończony czy nie? — Snape szybko uciął próbę jakiegokolwiek tłumaczenia.
— Tak, proszę pana, ale... Sądzę, że nie spodobają się panu wnioski — odparł nerwowo Harry.
— Dlaczego nie?
— Bo myślę, że chciał pan żebyśmy zrozumieli, że walka z trollem była niebezpieczna i my to wiemy, tylko, że... — Harry zamilkł, nie wiedząc, jak ma wytłumaczyć, o co mu tak naprawdę chodzi.
— Pozwól mi go przeczytać, panie Potter, porozmawiamy o tym później.
— Tak, profesorze.
Lekcja minęła bez żadnych incydentów. Po raz pierwszy Gryffindor nie stracił ani jednego punktu.
Harry czuł się bardziej komfortowo, gdy Snape nie dyszał mu w kark podczas warzenia. Całkowite skupienie na pracy przyniosło mu nawet dobrą ocenę.
***
Tej nocy Snape wziął ze sobą esej do pokoju nauczycielskiego.
Siadł przed kominkiem i zaczął go czytać. Naprawdę się uśmiechał, gdy Minerwa umieściła przed nim filiżankę herbaty.
— Co czytasz, Severusie? — spytała Minerwa, siadając na sofie naprzeciwko niego.
— Pracę domową.
— Nie bywasz tak zadowolony podczas czytania prac domowych. — Spojrzała na niego podejrzliwie.
— Zawsze cieszą mnie rzeczy, które piszą uczniowie — odciął się Snape.
— Cieszysz się możliwością krytykowania ich, ale tym razem jest inaczej. Nie przekreślasz całych zdań i nie piszesz wrednych komentarzy — skomentowała, coraz bardziej zdziwiona kobieta.
— To esej Pottera na temat trolli i zdarzenia, które miało miejsce w Halloween. Opisał je w całkowicie różnych wersjach i wyjaśnił, że po przeanalizowaniu wszystkich faktów, jedynym sposobem na to, aby ocalić pannę Granger było dokładnie to, co zrobili — wyjaśnił, rozbawiony jej reakcją.
— I co o tym myślisz? Zamierzasz dać mu wykład o opuszczaniu przyjaciół w potrzebie i nauczenia się dbania o siebie? Chciałeś, żeby był skruszony, ale pozwoliłeś mu uzasadnić wnioski. Po czymś takim nie będziesz mógł go zbesztać — skomentowała pouczającym tonem.
— To mnie zastanowiło. Mamy je uczyć uciekać i ukrywać się, czy zostać i walczyć? — Pytanie zostało zadane gawędziarskim tonem.
— To dzieci, nie żołnierze. — Minerwa zdusiła dyskusję w zalążku.
— Tak, to są dzieci. Pan Potter otrzyma jutro swoje ubrania. Czy istnieje jakiś sposób, aby mugole za nie zapłacili? — zapytał Snape, domyślając się odpowiedzi.
— Kiedy Albus usłyszał o ubraniach, mówił o zatrzymaniu wypłacania im comiesięcznego dodatku pieniężnego. — McGonagall napotkała spojrzenie Snape’a. — Wiesz, że musiałam mu powiedzieć.
— Po prostu chcę być pewny, że Harry nie zapomni, iż posiada skrytkę w banku i że ma prawo do korzystania z jej zawartości.
***
Następnego dnia po lekcjach Snape wezwał zielonookie dziecko do swojej kwatery.
Zapytał, jak minął mu dzień, zanim powiedział, że esej był dobry. Wyglądało na to, że Harry i jego przyjaciele naprawdę przeprowadzili badania na zadany temat, a także dali przemyślane wnioski.
— Powtórzyliśmy całą sytuację jeszcze raz na korytarzach, a ja zmierzyłem czas, proszę pana. I zdaliśmy sobie sprawę, że wszyscy nauczyciele byli w lochach, prefekci byli w drodze do pokoi wspólnych, a aportacja nie jest możliwa na terenie zamku. Wyłącznie Ron i ja wiedzieliśmy, gdzie jest Hermiona, szukaliśmy jej, nie trolla. Jeśli tylko jeden z nas zostałby w łazience, to nie byłby w stanie odciągnąć uwagi trolla na wystarczająco długo, żeby kogoś powiadomić.
— A więc jesteś pewien, że to był jedyny sposób na uratowanie twojej przyjaciółki?
— Tak, proszę pana.
— Ona nie powinna szukać kłopotów, nie sądzisz?
— To nie tak, ona skłamała. Siedziała zdenerwowana w łazience, nie wiedziała nic o trollu, dopóki jej nie zaatakował.
— Nie było potrzeby kłamać — skarcił Snape.
— Nie chciała, żebyśmy z Ronem mieli kłopoty, nie po tym, jak ją uratowaliśmy — wymamrotał Harry.
— Rozumiem. Dobrze, więc mogę żywić nadzieję, że nie będziesz ponownie szukał trolla lub innego niebezpiecznego stworzenia, prawda? — domagał się odpowiedzi profesor.
Harry przypomniał sobie trójgłowego psa z korytarza na trzecim piętrze.
Snape wyraźnie zakazał, aby się do niego zbliżał. Dobrze wiedział, gdzie się znajdował, nie było potrzeby szukania jeszcze raz.
— Nie, proszę pana — przytaknął z pewnym ociąganiem Harry.
— To dobrze, dziecko. Teraz zobaczmy, co jest w tych paczkach, które do ciebie przyszły – zasugerował Snape.
— Tak jest, profesorze! — zawołał ochoczo.
Snape musiał użyć wszystkich swoich zdolności nabytych podczas szpiegowskiego szkolenia, aby zachować kamienną twarz, gdy zobaczył, jak chłopak otwiera pakunki i znajduje swoje nowe ubrania.
— To za dużo, profesorze.
— Musisz się codziennie przebierać, panie Potter.
— Są ciepłe. Dziękuje, proszę pana. — W głosie chłopca było słychać szczerą wdzięczność.
— Nie dziękuj mi, dziecko. To jest tylko to, czego potrzebujesz. Kąp się jak zawsze, ponadto noś bieliznę pod piżamę i zmieniaj rano piżamę na mundurek, a następnie załóż szaty. Możesz również wkładać ciepły płaszcz na ten normalny. Zabiorę ci punkty, jeśli ponownie będziesz zmarznięty — upomniał surowo.
— Powinno być jakieś wprowadzenie do magicznego świata dla dzieci wychowanych przez mugoli, panie profesorze. Wszystko jest bardzo mylące — zasugerował dyplomatycznie Harry.
— Dlatego jestem twoim opiekunem. Szybko się przyzwyczaisz. Cóż, panie Potter, umieść wszystkie ubrania w kufrze i wracaj do swojego dormitorium.
Snape przeglądnął zawartość kufra. Wiele rzeczy musiał wyrzucić, resztę skurczył do rozmiaru Harry’ego. Będzie musiał zamówić kilka ubrań, gdy nadejdzie wiosna.
— Świetnie, panie profesorze. Dziękuje.
— Żadnej więcej izolacji, Potter — strofował go po raz kolejny.
— Nie, proszę pana.
Chłopiec wyglądał na szczęśliwego, a Snape miał wielką nadzieję, że będzie unikał kłopotów.
Wiedział, że było to myślenie życzeniowe, gdy tylko pod koniec następnej lekcji eliksirów usłyszał szyderczy głos młodego Malfoya.
— To naprawdę smutne, że są ludzie, którzy idą do szkoły, ponieważ nie chcą ich w domu, nie sądzisz? — Niby współczujące zdanie ociekało wręcz sarkazmem.
Malfoy mówił do kolegów, ale na tyle głośno, aby Harry go usłyszał.
Snape był gotów przerwać potencjalną bójkę, ale ucieszył się, że Harry tylko wziął swoje rzeczy i wyszedł z klasy.
Trudno o chęć do bójki, kiedy wszystko, co ma się na sobie, jest nowe, ciepłe i dopasowane. Harry nie musiał przebywać u Dursleyów, Snape się nim opiekował i był w Hogwarcie, to było więcej niż wystarczające.
UWAGA: rozdział zawiera opis kary cielesnej
Rozdział 6
Pani Pomfrey lubiła spędzać wieczory w pokoju nauczycielskim na rozmowach i przyjacielskich przekomarzaniach z kolegami. Tej nocy mogła poinformować ich o najnowszych wynikach badań, jakim poddała Harry'ego.
— Przybrał na wadze dwa i pół funta — oświadczyła zebranym triumfalnie.
Snape westchnął zrezygnowany. Przecież wiedział, że prędzej czy później i tak rozmowa zejdzie na Pottera. Nie gniewało go to już, ale musiał udawać...
— Wciąż wygląda jak zagłodzony gołąb — wtrącił sarkastycznie.
— Będzie musiał przybrać na wadze jeszcze co najmniej sześć funtów, co pozwoli osiągnąć mu średnią wagę dla jego wieku, następnie zacznie rosnąć — wyjaśniła fachowo pielęgniarka.
— Jak długo jeszcze będzie musiał pić ten suplement? — dopytywał Snape.
— Nie będzie musiał go pić w tym miesiącu. Dzieciaki zazwyczaj przybierają na wadze w okresie Bożego Narodzenia — odpowiedziała wesoło Pomfrey, mrugając przy tym znacząco.
— Za dużo cukru moim zdaniem — skrzywił się Mistrz Eliksirów.
— To będzie dobre dla chłopca. Harry potrzebuje nabrać trochę masy — powiedziała Minerwa.
— Dam Harry’emu specjalne witaminy przeciwko przeziębieniu, musi tylko przyjść do mojego biura — oświadczyła Pomfrey.
— Tak jest, przekażę — odparł zrezygnowanym tonem Mistrza Eliksirów.
***
Śnieg opatulił hogwarcki dziedziniec niczym biały koc. Była sobota, więc uczniowie oddawali się zabawie na śniegu.
Mistrz Eliksirów rozpoznał w tłumie uczniów czarnowłose dziecko, bawiące się z najmłodszym rudzielcem. Ucieszył się, że Potter wyglądał jakby mu było ciepło i wygodnie. Gdyby miał serce, to pewnie krwawiłoby z powodu młodego chłopca, który nosił kartki papieru pomiędzy swoimi ubraniami jako izolację.
Snape, wraz z pozostałymi nauczycielami, przebywał w wieży Krukonów, dyskutując na temat zebranych materiałów o magii krwi.
— Czy wiecie, że przedstawiciele niektórych kultur uważają, że poprzez zjedzenie serca i mózgu zmarłych przodków można pozyskać ich duszę i magię? — Flitwick czytał długi, starożytny pergamin.
— Słyszałem, że można zawrzeć braterstwo krwi poprzez nacięcie ręki nożem, a następnie wymieszanie krwi uściskiem dłoni. — Severusowi nie mieściło się to w głowie, tym bardziej, że nigdy osobiście nie widział jak przeprowadzano taki rytuał.
— Mugole, w celach medycznych, eksperymentują z krwią. Przeprowadzają transfuzję krwi, przeszczepy narządów a nawet szpiku kości. — Pomona rozmawiała o rezultatach swoich badań z profesor mugoloznawstwa.
— Używamy krwi, jako podstawy do warzenia eliksirów uzupełniających krew. Wykorzystujemy wówczas odrobinę krwi pacjenta. — Pani Pomfrey również była zaangażowana w prace badawcze.
— Ale w jaki sposób, dzięki krwi, działają tarcze ochronne, skoro wiemy, że Lily nigdy nie mieszkała w domu swojej siostry? Jak Albusowi udało się umieścić tarcze? Czy będą działać, jeśli znajdziemy innego krewnego, może jakiegoś kuzyna lub dalszą rodzinę? — Minerwa wiedziała, że muszą zbadać wszystkie możliwości.
— Pomyślałem o tym, Minerwo. Wynająłem londyńskiego prawnika, specjalizującego się w prawie spadkowym. Powiedział, że jeśli jacyś członkowie rodziny Evans żyją, to znajdzie ich. Nawet, jeśli nie mieszkają w Anglii — wyjaśnił spokojnie Snape.
— To dobry pomysł, Severusie — przyznała z uznaniem wicedyrektorka.
— Istnieją także inne rodzaje tarczy stosowane do ochrony budynków, w których należy złożyć pewne ofiary krwi, które… cóż… pozwolą chronić fundamenty przed uszkodzeniem. — Flitwick nadal przeglądał starożytny pergamin.
— Czy na pewno patrzysz na właściwy rodzaj pergaminu, Filius? Bo to jest obrzydliwe! — Cóż, Pomona zawsze miała słabe serce.
— Myślę, że robimy pewne postępy. — Filius naprawdę zainteresował się koszmarnymi szczegółami.
— Tak, tniemy krewnych w kawałki, jemy ich mózgi i serca, wlewamy krew w fundamenty domu i tam ich chowamy. — Severusowi ciężko było zachować powagę.
— Harry być może będzie bezpieczny w takim domu, ale jestem pewna, że będzie tam straszyć! — Minerwa pokazała, że posiada poczucie humoru. — Czy znalazłeś coś o adopcji krwi? Nie ma nic o krwi w żadnej z wymienionych, o ile słyszałam.
— Cóż… — Niski czarodziej przełożył pergaminy nad stołem i wziął inny zestaw. — Były one bardzo popularne w czasach rzymskich, ale nie mogę znaleźć żadnej gwarancji, że utrzymają jakichkolwiek tarcze ochronne.
— Powinniśmy wykorzystać zaklęcie Fideliusa. Kupić dom na kontynencie i zabrać tam chłopca. — Pomona chciała odwiedzić basen Morza Śródziemnego.
— Możemy go zapisać do letniej szkoły! — Severusowi spodobał się zszokowany wyraz twarzy jego kolegów.
— Harry musi mieć wakacje! — Wykrzyknęła zbulwersowana Minerwa.
— Letnie szkoły są rozwijające, Minerwo. Może gdzieś na farmie… — Severus uwielbiał droczyć się ze starszą koleżanką.
— Istnieją przymierza krwi, które tworzą więź braterstwa krwi. — Filius nadal czytał starożytny pergamin.
— Zawsze możemy połączyć wszystkie te pomysły — odparł zamyślony Severus.
— Nie zabijemy jego krewnych! — Minerwa zaczęła być zmęczona obsesją swoich kolegów na punkcie krwi.
— Minerva, to nie jest zabawne! I nie o tym myślałem... Możemy wziąć trochę krwi ciotki, Pottera oraz jego kuzyna i uwarzyć eliksir uzupełniający krew... Przydałaby się nam jakaś fontanna aby utrzymać ją ciągle płynącą… myślę, że to wystarczyłoby do utrzymania tarczy wokół domu.
— Problemem nie jest dom, tylko jego krewni! — Pomonie naprawdę spodobała się wizja domu we Francji lub Włoszech.
— Oczywiście, wyślemy krewnych za granicę a dom otoczymy tarczami ochronnymi. — Filius miał gotowy plan.
— Harry nie może żyć samodzielnie, jest dzieckiem, potrzebuje rodziny — perorowała rozgorączkowana Minerwa.
— Jeden z nas może z nim pozostać, co najmniej przez część lata. — Pomona chciała być pomocna w podjęciu ostatecznej decyzji.
— Harry’emu nie wystarczy towarzystwo, on potrzebuje środowiska rodzinnego. — Minerwa zdecydowała się postawić sprawę jasno.
Oczy wszystkich skierowane były na Snape'a.
— Nigdy nie lubiłem Surrey — odparł zamyślony nauczyciel eliksirów. — Jeśli się nim zaopiekuję, wolałbym zabrać go do rodzinnej posiadłości. Rzucone na nią zaklęcia ochronne są starożytne. — W głosie Mistrza Eliksirów można było usłyszeć nutkę dumy.
— To rozwiązywałoby nasze problemy, choć można by rozważyć adopcję krwi plus fontannę z niej… — Mistrz Zaklęć ponownie zatopił się w analizowaniu antycznego zwoju.
— Filius, jeszcze chwila i zacznę myśleć, że wręcz do przesady pragniesz przelewać krew! Uważam, że powinniśmy poczekać. Nie ma pośpiechu, mamy czas do początku lata. Tymczasem Harry jest tutaj bezpieczny. — Zirytowana Minerwa definitywnie ucięła dalszą dyskusję.
***
W niedzielę, po tym, jak ponownie bawili się na śniegu, Ron dostał gorączki i zaczął kichać następnego dnia rano. Harry poszedł z nim do ambulatorium. Pani Pomfrey kazała mu pozostać w szpitalu, a Harry’emu podała eliksir pieprzowy zanim wysłała go na zajęcia.
Hermiona była zajęta sporządzaniem notatek do prac domowych i ćwiczeń. Harry wiedział, że Ron nie chciał myśleć o szkole, gdy był chory. Dzień był ponury i chłopiec czuł się smutny bez swojego przyjaciela.
Malfoy posłał mu notatkę na transmutacji: „Gdzie jest twój chłopak, Potter? Dorabia w ambulatorium, żeby zdobyć pieniądze na prezenty świąteczne?” – Co niemal doprowadziło do bijatyki na korytarzu.
Po stracie pięciu punktów, każdy poszedł swoją drogą, ale podczas obiadu Malfoy posłał mu nową wiadomość, w której kazał mu się stawić na pojedynek w Pokoju Zbroi o dwudziestej trzeciej.
W odpowiedzi Harry napisał, że po ostatnim razie, gdy nie pojawił się na miejscu umówionego pojedynku, nie ufa mu w tej kwestii.
Malfoy odpisał jedynie, że ma przyjść sam.
***
Tej nocy, opuszczając gabinet Flitwicka, Snape został zatrzymany na korytarzu przez portret Nigellusa Blacka.
— O, Snape! Myślę, że powinieneś wrócić do lochów przez Pokój Zbroi — doradził spokojnie.
— A to niby dlaczego? — Sarkazm w głosie Mistrza Eliksirów nie zniechęcił Blacka.
— Słyszałem, że zbroje są zdenerwowane, bo dwóch chłopców rzuca ich kawałkami po całym pomieszczeniu, a ty akurat jesteś zainteresowany obydwoma — odparł z bardzo słyszalną dozą samozadowolenia portret ślizgońskiego dyrektora.
***
Co ja tutaj robię? pomyślał Harry. Powinienem być w łóżku.
Harry sądził, że Draco nie przyjdzie.
Ale Malfoy miał własne powody, by podjąć walkę. W liście, który otrzymał wraz z dzisiejszą pocztą, ojciec poinformował go, że musi pozostać w Hogwarcie w trakcie przerwy świątecznej, ponieważ on i jego matka udają się na drugi miesiąc miodowy do Paryża.
Tak więc obaj przybyli w wyznaczonym czasie, w wyznaczone miejsce.
Żaden z nich nie znał wystarczająco dużo przekleństw czy klątw, musieli więc zadowolić się stosowaniem uroku pluskającego i zaklęcia łaskoczącego. Harry wiedział, że ten pojedynek skończy się przy użyciu pięści, na razie rzucali w siebie częściami zbroi znajdującymi się w pokoju. To nie potrwa długo, jak hałas zbudzi cały zamek.
— Przestań, Malfoy. Zostaniemy złapani! — Harry nie widział większego sensu tego pojedynku, a nie pragnął szlabanu.
— Poddajesz się? — zapytał drwiąco młody arystokrata.
— Chyba śnisz, Malfoy! Idziemy łeb w łeb! — oświadczył oburzony Harry.
— Nie!
Harry rzucił w kierunku Draco kawałkiem ramienia. Malfoy został trafiony rękawicą.
— Au! – Okrzyk bólu świadczył o celności Harry’ego.
— Poddajesz się? — Harry triumfował.
— Nigdy! — wrzasnął wściekły Malfoy.
Harry odniósł wrażenie, że ktoś za nim stoi, chciał się odwrócić, ale poczuł rękę trzymającą go za kark. Znany zapach składników eliksirów uświadomił mu, że zostali złapani przez osobę, której żaden z nich nie chciał w tej chwili ujrzeć.
Snape złapał w powietrzu kawałek przyłbicy, którą rzucił Malfoy.
Malfoy zastanawiał się, co się stało, ponieważ nie usłyszał dźwięku spadającego metalu. Spojrzał w górę i stanął oko w oko z Opiekunem Domu, który trzymał jego przeciwnika. Severus machnął różdżką i kilka ruchów później zbroje odzyskały swoje części. Dwóch chłopców spokojnie stało obok nauczyciela. Obaj czuli jak złość wręcz gotuje się w ich profesorze. Snape pomału składał zbroje, choć śmiało mógł to zadanie przypisać dwójce stojących przy nim łotrów, ale robiliby to za głośno a było już późno. Pokój nie był często używany, ale zbroje na pewno nie chciałyby urzędować w kawałkach, dopóki Filch by ich nie ustawił. To również da mu czas do namysłu, co ma zrobić ze swoimi podopiecznymi.
Harry wpadł w panikę, gdy przypomniał sobie wzmiankę o laniu, ale to było to, czego Draco się spodziewał - blondyn masował pośladki wiedząc, że już niedługo będą go boleć. Jak to będzie przebiegać? Malfoy wszak wiedział, że Opiekun jego Domu nie był przyzwyczajony do odkładania kary na później. Ta zawsze następowała po czynie: szybko i boleśnie. Snape nie wyśle ich do łóżka, dopóki surowo ich nie ukarze.
Snape, skończywszy składanie zbroi w całość, odwrócił się w stronę winowajców.
— Czy któryś z was ma świadomość jak wiele przepisów złamaliście?! Wałęsanie się po ciszy nocnej, walka, używanie magii poza salą lekcyjną, niszczenie mienia szkoły, przebywanie w pobliżu trzeciego piętra! Jak wyszedłeś z lochów, panie Malfoy? Kto podał ci nocne hasło? — zapytał surowo Ślizgona.
— Nie wróciłem do lochów, proszę pana. Ukryłem się w bibliotece i przeczekałem w niej aż do ciszy nocnej — wyszeptał Draco spuszczając wzrok na podłogę.
— A ty, panie Potter? — maglował dalej Snape.
— W wieży Gryffindoru nie ma nocnego hasła, proszę pana. Powiedziałem Grubej Damie, że muszę wrócić do klasy po książkę, której zapomniałem — wyjaśnił Harry.
— Więc do listy twoich przewinień musimy dodać kłamstwo, tak? — Bardziej stwierdził niż spytał rozzłoszczony nauczyciel.
— To się nie liczy, jeśli kłamie się portretowi, proszę pana — wtrącił Draco.
— A jeśli zapytałbym portret o miejsce pobytu konkretnego ucznia? — indagował Snape.
— Ale, proszę pana…
— Nie chcę słyszeć ani słowa od któregokolwiek z was młodzieńcy, aż nie dotrzemy do mojego gabinetu. — Snape zdecydowanie uciął wszelkie dalsze wymówki chłopców. Gdy dotarli na miejsce, zaczął mówić: — Jako że zbliżają się święta, nie odejmę punktów z Waszych domów, ale... — Znacząco zawiesił głos.
Harry nie wierzył własnym uszom. Czyżby profesor pozwolił im odejść? Harry patrzył, jak Snape wyciąga krzesło i kładzie na środku pokoju. Usiadł i skinął prawą rękę na Malfoya. Blondyn wiedział, czego się od niego oczekuje, bo podszedł do nauczyciela i pochylił się nad jego kolanami.
Ślizgoni doskonale wiedzieli, że ich Opiekun prawie nigdy nie odejmuje punktów Własnemu domowi, ale mieli również świadomość, że nie uciekną przed konsekwencjami, które prawie zawsze były bolesne. Malfoy nawet nie protestował, że Potter mógł oglądać jak profesor go karci - otrzymał już taką karę w grupie i był pewien, że Potter niedługo zostanie ukarany identycznie jak on. Dotyczyło to także zobowiązania do milczenia i nie wspominania nikomu poza salą o tym co się stało.
Snape postanowił ukarać Malfoya pierwszego, pozwalając Potterowi obserwować co go za chwilę spotka.
Harry patrzył na te procedury jakby śnił. Malfoy kładący się w poprzek kolan profesora, ręka nauczyciela bijąca jego pośladki, Draco szlochający po szóstym klapsie i Snape radzący mu, że powinien leżeć w łóżku i nie łamać więcej zasad albo następnym razem zostanie ukarany na „gołą skórę”.
Potem było już po wszystkim.
Snape podał chusteczkę Malfoyowi, który oczyścił oczy i nos, a potem ochłonął.
Opiekun Slytherinu wybrał ukaranie Malfoya jako pierwszego, bo chciał pokazać Potterowi, że nie zamierzał go bić, tylko wymierzyć kilka klapsów w pośladki a następnie wszystko będzie zapomniane i wybaczone.
Snape lekko przytulił Ślizgona, po czym powiedział:
— Dobrze, panie Malfoy to twoja pora snu. Wróć teraz do dormitorium.
— Ale, proszę pana… Potter? On mnie widział… — Draco nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
— On nie będzie rozmawiał o tym co się tutaj wydarzyło, a ty możesz się zatrzymać, ale dostaniesz kolejne lanie, jak tylko z nim skończę — oświadczył spokojnie Snape.
— To nie w porządku. — Draco był oburzony takim obrotem sprawy.
— Czy chcesz jutrzejszej nocy wrócić po kolejną dawkę, panie Malfoy? — Ton głosu nauczyciela nie pozostawiał miejsca na żadne argumenty.
— Nie, proszę pana. Dobranoc. — Draco postanowił jak najszybciej uciec z zasięgu rąk profesora, ale nie zamierzał przy tym tracić manier.
Snape wstał i odprowadził chłopaka do drzwi, szepnął mu coś do ucha, po czym zamknął drzwi. Odwrócił się i klęknął, aby móc spojrzeć Harry'emu prosto w oczy.
— Potter, dostaniesz taką samą karę jak pan Malfoy - dwadzieścia klapsów na spodnie. Dasz radę ją przyjąć? To nie będzie przyjemne, ale wykonam to szybko, a my o wszystkim zapomnimy. Pozwoliłem ci zobaczyć karę pana Malfoya żebyś wiedział czego się spodziewać. Nie będę cię bił. — Snape łagodnie tłumaczył istotę kary przestraszonemu chłopcu.
Harry patrzył na opiekuna przez łzawiące oczy. Wiedział, że to będą klapsy, a nie razy i że będzie to bolesne, ale chciał otrzymać taki sam komfort jak Draco. Chciał zostać przytulony przez Snape’a.
— Jesteś gotowy? Czy wolisz szlaban? — zapytał delikatnie Mistrz Eliksirów.
— Jestem gotowy, proszę pana — wyszeptał Harry.
Snape przełożył go przez swoje kolana. Harry był spięty, nigdy nie był tak blisko kogoś innego. Czuł, że opiekun przytrzymuje go lewym ramieniem, a następnie zaczęła się kara. Klapsy były mocne i bardzo piekące, ale to bolało znacznie mniej niż pięści czy straszliwy pas jego wuja, którego się obawiał. I to boli mniej, bo na to zasłużył. Powinien wiedzieć, że nie należy opuszczać dormitorium, żeby brać udział w pojedynku!
Starał się zachować spokój, ale wszystkie emocje się w nim kotłowały. Ostatecznie rozpłakał się, a później szlochał na kolanach Snape'a. Płakał długo, nie czując pocieszającej ręki na plecach ani słów mówiących, że to już koniec.
Kiedy uspokoił się, opiekun postawił go na nogi i podał mu chusteczkę. Zanim Snape zdążył cokolwiek powiedzieć, Harry wyciągnął ręce i wtuliwszy się w jego ramię, ponownie zaczął szlochał.
Snape mocno trzymał dziecko. To był powód, dla którego posłał Draco do łóżka po jego karze. Wiedział, że Potter był pakietem stłumionych emocji i musiał pozwolić dać im upust. Po chwili Harry zrozumiał, że jego łzy zmoczyły szaty nauczyciela i zaczął się starać uspokoić. Snape dał mu kolejną chusteczkę.
— Jak się czujesz panie Potter? — zapytał troskliwie Mistrz Eliksirów.
— Przykro mi, proszę pana — wychlipał Harry.
— Dlaczego? — zapytał spokojnie Snape.
— Bo zmoczyłem pana szaty — wyszeptał zawstydzony.
Snape przytulił go ponownie.
— Jest za późno żebyś wracał do swojej wieży, będziesz spał tutaj. Idź do łazienki i się umyj. Znajdziesz tam nową szczoteczkę do zębów i twoją pidżamę, tę która się przypaliła. naprawiłem ją. Załóż ją i wskakuj do łóżka, pora spać — polecił Snape.
— Tak jest.
Harry wrócił z umytą twarzą i czerwonymi oczyma. Ponownie płakał w łazience, przez co czuł się jak dziecko. Widział, że na kanapie były jakieś koce i poduszki. Snape’a nie było, ale słyszał, jak porusza się w pomieszczeniu obok. Położył się i okrył. Było ciepło i miło. Czuł nadchodzące łzy i ponownie zaczął płakać. Snape wrócił i usiadł obok niego, czekając aż się uspokoi.
— Jak się czujesz? Czy boli? — zapytał delikatnie.
— Nie, proszę pana, to już nie boli. Czy powie pan profesor McGonagall, że tu jestem? — zapytał zaniepokojony.
— Już jej powiedziałem, panie Potter — uspokoił go opiekun.
— Czy ona wie o pojedynku? — zapytał zmartwiony Harry.
— Wie, że nie było cię w dormitorium po ciszy nocnej i że zająłem się tą sprawą. Więc to był pojedynek? — zapytał zdziwiony Snape.
— Tak, proszę pana. Nigdy wcześniej się nie pojedynkowałem. Tylko o tym czytałem. O mieczach i karabinach, ale my używaliśmy magii, proszę pana — wyjaśnił zawstydzony swoim postępkiem Harry.
— I to było bardzo niemądre. Nie znasz się wystarczająco dużo na magii, więc możesz być w wielkim niebezpieczeństwie. Jeśli kiedykolwiek wyciągniesz różdżkę na inną osobę, bez nadzoru nauczyciela, sprawię ci lanie pantoflem na goły tyłek. Zrozumiałeś, panie Potter? — zapytał surowo Mistrz Eliksirów.
— Tak jest. Przepraszam — wyszeptał Harry.
Snape położył mu rękę na głowie, przeczesując włosy i delikatnie zamykając oczy.
— Przestań gadać i śpij, późno już. Zostawię zaświeconą lampkę, żebyś nie był zbyt zdezorientowany, gdy się obudzisz. — Głos profesora, spokojny i miarowy, usypiał Harry’ego.
— Dziękuje, proszę pana — odparł Harry, ziewając.
— Dobranoc, dziecko — wyszeptał Snape, patrząc na zasypiającego chłopca.
***
Snape obudził się i poszedł sprawdzić czy chłopiec spał w swoim pokoju. Mógł przemienić kanapę w łóżku, ale nie chciał tworzyć precedensu.
Miał pokój gościnny, ale wykorzystywał go jako dodatkową bibliotekę. Prowadził tam badania na temat tych cholernych „więzów krwi” i nie miał zamierzał do niej wpuszczać jakiegokolwiek dziecka, książki były bardzo niebezpieczne.
W przeszłości zdarzało się, że pozwalał niektórym chorym studentom z jego Domu pozostać w jego kwaterach, ale spali zawsze na kanapie.
***
Harry obudził się, nie wiedząc, gdzie jest. Opuścił kanapę, aby udać się do łazienki i wrócił do salonu.
Nie mogąc ponownie zasnąć próbował otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Musiał poczekać na profesora.
Snape słyszał kroki Harry’ego, jak i próbę otwarcia przez niego drzwi. Postanowił go za to skarcić chłopca, bądź co bądź jest niegrzecznym opuścić mieszkanie, bez wiedzy gospodarza.
Wyszedł ze swojej sypialni i znalazł Harry’ego ubranego w mundurek i sprzątającego kuchnię.
— Możesz mi powiedzieć co robisz w mojej kuchni, panie Potter? — zapytał zdumiony Snape.
— Panie profesorze, ja... Miałem zamiar przygotować jakieś śniadanie. Nie znalazłem nic do jedzenia, tylko herbatę, więc chciałem iść do kuchni, ale drzwi są zamknięte... Pomyślałem, że zamiast tego powinienem posprzątać... — Harry zaczął się tłumaczyć.
— Zostaw to, dziecko. Będziemy jeść w Wielkiej Sali.
— Tak jest. — Harry posłusznie przerwał sprzątanie.
— Dlaczego chciałeś przygotować śniadanie, panie Potter, jesteś głodny? — Snape zaczął się zastanawiać czy suplement będzie jeszcze potrzebny, skoro chłopak w końcu ma apetyt.
— Nie bardzo, proszę pana. Ale przygotowanie śniadania jest jednym z moich obowiązków w domu ciotki, a że nie spałem... Pomyślałem, że muszę coś zrobić. — Harry starał się wyjaśnić całą sytuację opiekunowi.
— Będę wdzięczny, panie Potter, jeśli pozostaniesz w łóżku, kiedykolwiek zostaniesz tu ponownie na noc. Staraj się spać lub weź sobie książkę do poczytania. Nie jest uprzejmym, aby spróbować wyjść lub sprzątać, bo to może oznaczać dla gospodarza, że jego mieszkanie jest nie wystarczająco porządne.
— Przepraszam, profesorze. Nie miałem nic takiego na myśli... — Harry miał ogromną nadzieję, że profesor się nie obraził.
— Wiem, tylko pamiętaj o tym w przyszłości, panie Potter — pouczył go Snape.
— Czy naprawdę mogę czytać pańskie książki, profesorze? — zapytał zachwycony Harry.
— Tylko książki, które są w twoim zasięgu! I tylko te, które pozwalają się wyjąć. Te, których ci się nie uda wyciągnąć należy zostawić w spokoju. Rozumiesz? — zapytał surowo.
— Tak, proszę pana. — Harry przytaknął ochoczo, nie mogąc się już doczekać, kiedy będzie mógł przejrzeć biblioteczkę opiekuna.
— To dobrze. Chodźmy, panie Potter, musimy dostać się na śniadanie — ponaglił Snape.
— Panie profesorze… Czy ma pan jakieś książki, w których znajdę coś o Nicholasie Flamelu? — zapytał Harry, ledwo mogąc opanować podniecenie na myśl, że tak szybko uda mu się znaleźć interesujące informacje.
— A dlaczego chcesz go znaleźć, panie Potter? — zapytał podejrzliwie Snape.
— Hermiona przypadkiem natknęła się na jego nazwisko... w jakiejś książce, którą czytała i po prostu jest ciekawa..., panie profesorze — odparł szybko Harry.
— Jaką ona książkę czytała, że natknęła się na jego nazwisko? — Zbyt szybka odpowiedź chłopca tylko wzmogła czujność jego opiekuna.
— Nie wiem.
Snape wiedział, że chłopiec nie mówił prawdy, ale postanowił nie naciskać bardziej.
— Moja rada jest taka, panie Potter, że nie należy wściubiać nosa w sprawy, które cię nie dotyczą, i to samo odnosi się do panny Granger – stwierdził stanowczo nauczyciel.
— Tak jest — mruknął rozczarowany takim obrotem sprawy Harry.
***
— Powinnaś spróbować tego ajerkoniaku, Minerwo — zaproponowała Pomfrey, delektując się popijanym likierem.
— Dziękuje, Poppy. Muszę wiedzieć ilu studentów zostaje w trakcie przerwy świątecznej. Z Gryffindoru zostaje dwóch pierwszorocznych, dwóch trzecio-, jeden czwarto-, trzech piąto-, oraz sześciu siódmoklasistów. — Poppy magicznie zapisała podane liczby na tablicy.
— A u ciebie, Filius?
— Tylko trzech piąto- i czterech siódmoklasistów — odparł nauczyciel zaklęć.
— Pomona?
— Trzech piąto-, trzech szósto- i dwóch siódmoklasistów — odpowiedziała opiekunka Puchonów.
— Severusie? – Wicedyrektorka zwróciła się do ostatniego Opiekuna Domu.
— Jeden pierwszoroczny, czterech piąto- i pięciu siódmoklasistów — wyliczył spokojnie Snape.
— Czy umieścimy ich wszystkich w jednym Domu? — Filius wiedział, że to pytanie zawsze budzi kontrowersje.
— Czy chcesz by pozabijali się nawzajem? — Severus również odpowiedział jak zawsze.
— To święta. Może zapomną o rywalizacji międzydomowej — zauważyła z nadzieją Puchonka.
— Jesteś optymistką, Pomona, ale wolałbym, aby spędzili ten czas w swoich Domach. — W tej kwestii Minerwa podzielała obawy Severusa.
— Tak czy inaczej podczas posiłków będą siedzieć przy jednym stole — podsumował swój wywód Flitwick.
***
Minerwa zapukała do biura Snape'a i została wprowadzona do skromnie przybranego pokoju.
— W czym mogę ci pomóc, Minerwo? — zapytał uprzejmie Mistrz Eliksirów.
- Widzę, że jak zawsze postawiłeś na brak świątecznych ozdób — zauważyła Minerwa rozglądając się po gabinecie Snape’a.
— Święta to nonsens, masz ochotę na herbatę?
— Tak, poproszę. Otrzymałam dziś rano sowę od Artura i Molly Weasley. Wydaje się, że może dojść do wybuchu epidemii smoczej odry w Rumunii, więc zamiast odwiedzić tam syna, on przybędzie do Anglii, w związku z czym proszą o wysłanie czworga potomstwa do domu. — Minerwa szybko wyłuszczyła sprawę, z którą przyszła do lochów.
— Pierwszy prezent świąteczny, Minerwo, sądzę, że będzie ci się lepiej spało ze świadomością, że nie ma Weasleyów, których trzeba pilnować — zauważył sarkastycznie Severus.
— Cóż, są trochę niesforni. Złą stroną tego jest fakt, że Harry zostanie sam. Ronald Weasley chciałby, aby przyjaciel towarzyszył jego rodzinie, ale nie mamy zgody opiekunów Harry’ego ani czasu by ich o takową zapytać — stwierdziła smutno Minerwa.
— Kiedy opuszczają Hogwart? — Snape chciał znać wszystkie szczegóły, by móc opracować jakiś plan działania.
— Hagrid właśnie odprowadza ich na stację kolejową. Harry poszedł z nimi i wróci z Hagridem — odpowiedziała rzeczowo.
— Proszę Minerwo, przekaż panu Potterowi, że chcę go widzieć — poprosił Snape.
— Oczywiście. Dziękuje, Severusie. — Wicedyrektorka z wdzięcznością skinęła głową.
***
— Chciał mnie pan widzieć, panie profesorze?
— Tak, panie Potter. Mam dla ciebie specjalny suplement, który powinieneś zażywać co noc, przez cały ten tydzień oraz eliksir, który musisz pić przez trzy dni podczas śniadania, to wzmocni twoje płuca — wyjaśnił Snape.
— Dziękuje, profesorze.
— Słyszałem, że Weasleyowie jadą do domu na święta — zagadnął beznamiętnym tonem Snape.
— Tak, proszę pana. Cieszę się, że Ron będzie z rodziną, ale… byłem szczęśliwy, że spędzę z nim moje pierwsze święta w magicznym świecie — smętnie odpowiedział Harry.
— Rozumiem. Ale jest jeszcze jeden pierwszoroczny, który zostaje w szkole, panie Potter. Może znajdziesz z nim wspólny język, dasz radę się pobawić… — Snape uważnie przyglądał się swojemu podopiecznemu.
— Kto to taki, panie profesorze? — zapytał, niezmiernie ciekawy, Harry.
— Pan Malfoy — odparł spokojnie Snape.
— Nie jesteśmy przyjaciółmi, proszę pana – zauważył Gryfon.
— Wiem o tym. Ale wydaje mi się, że obaj możecie spędzić popołudnie na walce śnieżkami, nawet nie będąc przyjaciółmi — szelmowsko zaznaczył nauczyciel.
— Naprawdę, panie profesorze? — zapytał z niedowierzaniem Harry.
— Naprawdę, dziecko. Pospiesz się, pan Malfoy był przed chwilą na dziedzińcu, więc możesz zacząć przygotowywać śnieżki — uśmiechnął się zachęcająco.
***
Harry znalazł Malfoya siedzącego na kamieniu. Blondyn nie wyglądał na szczęśliwego.
— Przyszedłeś żeby triumfować, Potter? — zapytał agresywnie.
— Niby z jakiej okazji, Malfoy? Profesor Snape powiedział, że tu będziesz. — Harry postanowił nie dać się wytrącić z równowagi.
— Chce żebym wszedł do środka, Potter?
— Nie, powiedział, że możemy pobawić się na śniegu. Rzucanie śnieżkami i takie tam… Chcesz? — zapytał z nadzieją w głosie.
— Dlaczego chcesz ze mną grać, Potter? — Draco spojrzał na niego podejrzliwie.
— Bo to lepsze niż granie samemu, Malfoy. Jesteśmy jedynymi pierwszakami w zamku a … wszyscy moi współdomownicy są zbyt zajęci żeby ze mną pograć — odpowiedział zgodnie z prawdą Harry.
— Profesor Snape kazał ci tu przyjść i grać ze mną? — Malfoy nie mógł pozbyć się podejrzliwości.
— Powiedział, że możemy spędzić popołudnie na zabawie na śniegu nie krzywdząc się ani nie musząc od razu zostawać przyjaciółmi. — Harry starał się nic nie pominąć ze słów profesora.
— Nigdy nie bawiłem się tyle na śniegu — zauważył rzeczowym tonem Malfoy.
— Ja też nie. Remis. Zawsze wyobrażałem sobie, że mogę zbudować zamek ze śniegu… Chcesz spróbować? — zapytał Harry, gotowy zacząć budowę od razu.
— Niech będą śnieżki, Potter, wciąż nie rozstrzygnęliśmy naszego pojedynku. Szliśmy łeb w łeb, gdy Snape nas złapał. — Draco nie zamierzał przepuścić okazji do wyrównania rachunków.
— Nie, nie szliśmy, Malfoy, właśnie uderzyłem cię rękawicą, gdy Snape przyszedł do pokoju … Jedno uderzenie śnieżką więcej i przegrywasz!
— Niech będzie — poddał się Malfoy.
***
Na obiad w Wielkiej Sali ustawiono tylko dwa stoły - jeden dla nauczycieli, a drugi dla uczniów.
Snape zauważył, że uczniowie zachowywali się poprawnie, pomimo, iż siedzenie przy jednym stole mogło spowodować spore iskrzenie… Ślizgoni i Gryfoni nie siedzieli obok siebie, tylko pomiędzy uczniami pozostałych Domów, może więc dlatego Wielka Sala była tak spokojna.
Snape spojrzał na stół uczniowski, ale nie znalazł przy nim ani blondyna ani bruneta.
Nie było obowiązku uczestniczyć w posiłkach, ale na zewnątrz było już ciemno i zbliżała się burza śnieżna. Może tylko zmieniają mokre ubrania?
Zaczął się martwić po obiedzie, gdy nadal żaden z chłopców się nie pojawił.
Rzucił zaklęcie wskazujące i podążył za różdżką w kierunku wyjścia z zamku.
Miał zamiar ich zabić. Umieścił na sobie urok odpychający śnieg oraz ocieplenia i wyszedł na zewnątrz.
Rozdział 7
Harry i Draco zaczęli bitwę na śnieżki. Biegali po całym dziedzińcu, aż trafili w pobliże chaty Hagrida. Na tyle zmęczyło ich bieganie po śniegu, że ledwie mogli rzucać w siebie śnieżnymi kulami.
Hagrid rąbał drewno. Widział bawiących się chłopców i ucieszył się, że Harry już się nie gryzie z powodu powrotu Rona do domu. Wiedział, że ojciec Malfoya był snobem. Ale jego dziecko... No cóż, dziecko na pewno, również takie było. Z drugiej strony Harry był dobrym chłopcem i nie zaszkodziłoby, gdyby miał rówieśnika, z którym mógłby bawić się na śniegu.
Gdy chłopcy pojawili się w pobliżu zagadnął Gryfona:
— Hej, Harry. Masz może ochotę na kubek herbaty? Zrobiłem bardzo smaczną krajankę.
— Byłoby miło, Hagridzie. Dzięki. — Harry uśmiechnął się z wdzięcznością.
— Harry, może wejdźcie obaj do środka i rozgościcie się? Kieł na pewno jest chętny na pieszczoty. Ja tylko z tym skończę i zaraz przyjdę. — Hagrid przez cały ten czas uważnie obserwował młodego Malfoya.
Draco przyjrzał się wielkiemu mężczyźnie, który był gajowym w Hogwarcie. Nie zamierzał wchodzić do jego domu, bo bał się, że jeszcze coś mogłoby go ugryźć. Poza tym wiedział, że ojciec byłby wściekły, gdyby znalazł swojego jedynego syna i następcę, pijącego herbatę z tym człowiekiem.
— Muszę wrócić do zamku, Potter… Mam dużo rzeczy do zrobienia … Dzięki za grę… — Malfoy, jak tylko mógł, próbował wykręcić się od wizyty w chacie gajowego.
I zanim Hagrid miał szansę się odezwać, Draco odwrócił się i pobiegł w kierunku zamku.
Harry pomyślał, że to było bardzo niegrzeczne ze strony Ślizgona. Spojrzał uspokajająco na Hagrida:
— Nie przejmuj się nim, pójdę pobawić się z Kłem.
Pomimo, że Hagridowi nie podobał się sposób, w jaki młody Malfoy na niego spojrzał, to był bardzo zadowolony, że nie wszedł do jego domu razem z Harrym. Skończył rąbać i poszedł podać chłopcu herbatę i ciasto. Wierzył, że szkoła zaspokaja wszystkie jego potrzeby, wyglądał na zdrowego i szczęśliwego.
Rozmawiali przez chwilę i Hagrid był szczęśliwy, gdy dowiedział się, że Harry wiedział, iż to nie profesor Snape próbował zrzucić go z miotły podczas meczu quidditcha. Gajowy cieszył się, że Harry miał kogoś, kto o niego dba. Może powinien zaprosić profesora na herbatę i powiedzieć mu o tym, co widział, gdy zabrał Harry’ego na zakupy przed Hogwartem? Ci mugole kompletnie nie wyglądali na kochającą rodzinę, której dziecko potrzebuje. Nie dając mu listu z Hogwartu i próbując go ukryć przed czarodziejami...
Harry przez chwilę odpoczywał u Hagrida.
— Co zamierzasz teraz robić, Harry? — zapytał zaciekawiony gajowy.
— Nie wiem… Sądzę, że wrócę do zamku i zacznę pisać zadane na ferie prace — odpowiedział z lekkim grymasem niezadowolenia Harry.
— Cóż, Harry... Mam małe sanie obok chaty. Jak chcesz, to możesz je na trochę pożyczyć, żeby poślizgać się na śniegu, a jeśli przymilisz się do Kła, to sądzę, że będzie skłonny je ciągnąć — zaproponował gajowy.
— Naprawdę, Hagrid? Byłoby świetnie! — Pełen entuzjazmu zerwał się od stołu gotów na kolejną porcję zabawy.
— Chodź ze mną, Harry. Pokażę ci najlepsze miejsce do zjeżdżania — mrugnął łobuzersko Hagrid.
To naprawdę było zabawne szusować po niewielkich pagórkach. Harry przywiązał sznur do sań i zamierzał zjechać kolejny raz. Był zaskoczony, gdy natknął się na Malfoya, który czekał na niego na górce.
— Co ty tu robisz? Nie było ci za zimno na zabawę? Skończyłeś już?
— Tak…
— Co tu w ogóle robisz? — zapytał podejrzliwie Harry.
— Chciałbym pozjeżdżać na twoich sankach — mruknął Draco.
Harry spojrzał przenikliwie na blondyna:
— Nie są moje. Należą do Hagrida, a ty byłeś niedawno wobec niego bardzo niegrzeczny — powiedział z przyganą.
— Założę się, że mogę zjechać dalej niż ty…. — rzucił zaczepnie Draco, doskonale wiedząc, że Gryfon podejmie wyzwanie i zapomni o wypominaniu mu nieuprzejmości wobec gajowego.
— Tylko w marzeniach, Malfoy!
Harry przekazał Malfoyowi sanie, a potem obaj świetnie bawili się drocząc się i licytując odnośnie własnej szybkości i odwagi.
Robiło się późno. Wiedzieli, że zbliża się pora kolacji, ale pomyśleli, że to za wcześnie na powrót do zamku.
— Potter, widzisz tamten pagórek? W pobliżu jeziora? — Draco ruchem głowy wskazał odległe wzgórze.
— Nie jestem ślepy, Malfoy, ale… — Harry miał przeczucie, że nie powinien się tam bawić.
— Co jest… strach cię obleciał, Potter? — szydził Draco.
— Chciałbyś… Idziemy, Malfoy. — Harry za żadne skarby świata nie zamierzał wyjść na mięczaka przed Ślizgonem.
Wzgórze kończyło się nad jeziorem, koło małej części jeziora, która była już zamarznięta.
— Siądźmy razem na saniach, tak będzie szybciej.
Malfoy siedział z przodu, a Harry obejmował blondyna w pasie.
Chłopcy podczas zjeżdżania zaczęli niebezpiecznie nabierać szybkości, następnie sanie uderzyły w jezioro, a oni wylądowali na jego drugiej stronie, w pobliżu Zakazanego Lasu.
— Zatrzymaj się, Malfoy! — wykrzyknął spanikowany Harry.
Draco próbował hamować nogą, ale szybko poczuł jak lewa kostka wygina się do tyłu, a oni uderzają o kamień. Wówczas sanki zatrzymały się. Uderzenie spowodowało, że pospadali z sanek, wprost na zamarzniętą ziemię.
Harry poczuł, że coś ciepłego zaczyna wyciekać mu z nosa. Starając się za bardzo nie ruszać przytknął dłoń do nosa, by zobaczyć krew. Wówczas usłyszał skowyt, więc spróbował usiąść. Potrzebował czasu by przestało mu szumieć w głowie. Użył rękawa szaty, aby oczyścić krew z twarzy, a następnie spojrzał na Malfoya.
Chłopiec leżał na plecach. Poruszył się, gdy Harry do niego podszedł.
— Malfoy…?
— Potter… — wyjęczał słabo Draco.
— Jesteś ranny? — zapytał przestraszony Harry.
— Żyję? — odpowiedział cicho Ślizgon.
— Możesz usiąść? — dopytywał się Harry.
— Moja stopa… Boli! — Malfoy skrzywił się z bólu.
Harry pomógł mu usiąść.
— Musimy wracać. Spróbuj stanąć… Pomogę ci… — zaproponował pełen dobrych chęci.
Gryfon pomógł Draco stanąć. Poszkodowany chłopiec próbował chodzić, ale po kilku krokach usiadł z powrotem na ziemię.
— Nie mogę iść. Boli — wyjęczał słabo.
— Kostka? Możesz nią ruszać?
— Myślę, że nie jest złamana, ale… bardzo boli, gdy na nią stanę, przez co nie mogę chodzić. Potrzebujemy pomocy! — wykrzyknął zrozpaczony Draco.
Harry oddychał przez usta, coraz bardziej odczuwając opuchnięty nos.
— Musimy wracać… robi się ciemno — powiedział, chcąc zmusić blondyn do ruchu.
— Zauważą, że nas nie ma i przyjdą z pomocą. — Draco wzruszył lekceważąco ramionami na niepokój Gryfona.
— Nikt nie wie, gdzie jesteśmy, Malfoy. Jest za ciemno, żeby ktokolwiek nas zobaczył. — W głosie Harry’ego oprócz zrezygnowania dało się słyszeć nutki paniki.
Harry spojrzał na sanie. Na szczęście nie połamały się, więc obrócił je i postawił.
— Siadaj, pociągnę cię — zaoferował Harry.
Malfoy usiadł na saniach. Stopa bardzo go bolała i jedyne, czego teraz pragnął, to znaleźć się w swoim łóżku.
— Teraz postaraj się nie być zbyt ciężki.
Harry zaczął ciągnąć sanie.
To nie jest wcale tak daleko, pomyślał.
Wkrótce w zasięgu wzroku pojawiła się chatka Hagrida.
— Hagrid nam pomoże. — Harry odetchnął z ulgą.
Malfoy miał, co do tego wątpliwości. Być może mężczyzna pomoże Potterowi, ale jemu już niekoniecznie.
Harry zapukał, ale gajowy nie odpowiedział. Był już zmęczony i nie byłby w stanie pociągnąć Malfoya, aż do zamku. A nie mógł go przecież zostawić. Gdyby tylko istniał sposób wezwania pomocy.
— Nie możesz wysłać jednego z tych głupich samolocików, które cały czas puszczasz na lekcjach? — zapytał z nadzieją Harry.
— One nie latają, aż tak daleko, Potter. Czy ty cokolwiek wiesz? — zadrwił z niewiedzy kolegi Draco.
— Zajmowali się mną mugole, zapomniałeś? Ty za to musisz wiedzieć wszystko o takich sposobach, Malfoy, przecież byłeś wychowywany przez czarodziei! — oburzył się Harry.
— Nigdy nie musiałem prosić o pomoc, Potter! — żachnął się Ślizgon.
— Cóż, ja też nie. Zawsze wiedziałem, że nikt mi nie pomoże — odciął się Gryfon.
— Myślę, że z moją stopą jest już trochę lepiej. Spróbuję chodzić. — Malfoy nie chciał się wdawać w zbędne, jego zdaniem, dyskusje.
Harry był mu za to wdzięczny. Pomógł Draco wstać, który trochę kulał. Szli powoli w kierunku zamku.
Myśli Harry’ego krążyły tylko wokół powrotu do zamku. Poczuł się bardzo zadowolony, gdy się zbliżali - Hogwart wyglądał tak przyjaźnie, nawet w ciemności.
Ujrzał światło, gdy otwarły się drzwi. Zobaczył też zarys ciemno ubranej postaci wychodzącej ze szkoły.
O, Merlinie! Mamy kłopoty!
Snape dostrzegł w oddali drobne postaci i po ich sposobie poruszania się, zdał sobie sprawę, że są ranni.
Podbiegł do nich.
— Profesorze!
— Co wy tu jeszcze robicie? Nie widzicie, że nadciąga burza? — wykrzyknął, pomimo ulgi jaką odczuł, gdy ich dostrzegł.
Następnie zobaczył ich twarze. Musiał szybko zabrać ich do środka. Pomyślał o przywołaniu dla chłopców noszy, ale Potter szedł normalnie, pomagając Malfoyowi i prowadząc go do zamku.
Przybyli do ambulatorium i Snape umieścił ich w sąsiednich łóżkach.
Pani Pomfrey rzuciła czar diagnozujący. Chłopcy byli trochę zmarznięci i przemoczeni, więc szybko rzuciła urok ocieplenia, susząc ich ubrania. Na szczęście nie mieli żadnych złamań. Obejrzała nos Harry’ego i rzuciła urok zmniejszający obrzęk. Harry od razu zaczął normalnie oddychać. Pielęgniarka to samo zrobiła z kostką Malfoya. Dała im obu eliksir pieprzowy i nakazała, aby po zjedzeniu obiadu położyli się wcześniej spać. Chłopcom nic nie było.
Snape jedynie chodził za pielęgniarką, próbując powstrzymać swój gniew. Chłopcy byli cali i w porządku. Trochę poobijani i zmarznięci, ale... w porządku. Czuł na sobie niepewne spojrzenia dzieci. Wiedzieli, że są w tarapatach.
— Dobrze, dzieci. Możecie już iść. Wystarczy, że przyjdziecie do mnie jutro, żebym mogła się przekonać, jak leczą się wasze urazy.
— Nie chce pani żebyśmy zostali w ambulatorium na noc? — Draco wcale nie miał ochoty zmierzyć się teraz z Opiekunem Domu.
— To nie jest konieczne, panie Malfoy. O wiele bardziej komfortowo będzie wam we własnych łóżkach — odpowiedziała życzliwie pielęgniarka.
Wątpię w to, pomyślał Harry. Nie, jeśli pójdziemy do łóżka po otrzymaniu wcześniej lania.
Spojrzał na Malfoya i zobaczył, że myśleli o tym samym. Snape był zbyt cichy jak na niego.
Nadal w absolutnej ciszy Snape eskortował ich ze szpitala.
Kiedy przechodzili w pobliżu wieży Gryffindoru Harry zrozumiał, że to jego szansa, na przedostanie się do swojego dormitorium i opóźnienie rozmowy z opiekunem. Byli już za rogiem - Harry był gotowy do ucieczki, gdy poczuł dłoń Snape’a na karku. Spojrzał zaskoczony na nauczyciela.
— Nie tak szybko, panie Potter.
Malfoy spojrzał na niego i wzruszył ramionami. Sam również próbowałby się wymknąć, gdyby tylko jego pokój nie był po drodze do kwater Snape’a.
Snape nakazał im usiąść przy stole w kuchni, następnie za pomocą różdżki przyzwał dwa talerze rosołu z kurczaka.
— Jedzcie powoli, zupa pomoże wam się rozgrzać — powiedział nad wyraz spokojnym tonem nauczyciel, podając im jednocześnie po kubku ciepłego mleka.
Chłopcy zaczęli jeść, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo byli głodni. Wiedzieli, że gdy tylko skończą posiłek, to nauczyciel rozpocznie, zapewne bardzo długi, wykład na temat ich zachowania. Dlatego też postanowili tym razem posłuchać instrukcji nauczyciela i bardzo powoli jedli zupę.
Snape nalał sobie herbaty i usiadł koło chłopców. Bębniąc palcami po stole, zastanawiał się, co ma z nimi zrobić. Musiał wziąć pod uwagę ich obrażenia, a do tego potrzebował więcej informacji.
Przez chwile mierzył ich przenikliwym wzrokiem.
— Biliście się? — zapytał niebezpiecznie niskim głosem, uważnie patrząc na spożywających kolację chłopców.
— Mmm... — Potter zaprzeczył, potrząsając głową.
— Nie, proszę pana.
Snape przynajmniej mógł ufać, że Malfoy pamięta o manierach i odpowie z szacunkiem.
— Wytłumaczcie mi, co w takim razie robiliście?
— Zjeżdżaliśmy na sankach. To było bardzo zabawne — wyjaśnił Draco.
— Hagrid mi je pożyczył. — Harry ubiegł kolejne pytanie profesora.
— Mieliśmy wypadek.
— Gdzie byliście, gdy miał miejsce ten „wypadek”? — zapytał podejrzliwie Snape.
Potter i Malfoy spojrzeli na siebie. Ostatni pagórek, w pobliżu jeziora i Zakazanego Lasu był zbyt stromy... Snape nie mógł się dowiedzieć, że to właśnie tam się bawili.
— Troszeczkę dalej, niż chata Hagrida — odrzekł Harry.
— Jak wielką „troszeczkę”? — Snape wiedział, że chłopcy próbują coś ukryć.
— Nie mogłem kontrolować sań, gdy dotarliśmy nad zamarznięte jezioro. — Draco próbował się tłumaczyć.
— Byliście razem na saniach?
— Tak, proszę pana — odpowiedzieli chłopcy jednocześnie.
— To się działo tak szybko! Byłem z przodu. Moja noga uderzyła w kamień i wtedy się zraniłem... — wyjaśniał nieskładnie Malfoy.
— Nie wiem, co się stało, wywróciliśmy się i wylecieliśmy w powietrze. Upadłem na twarz — wtrącił swoje trzy grosze Harry.
— Nie mieliśmy jak wezwać pomocy. Robiło się ciemno i nie mogłem chodzić. Potter ciągnął mnie na saniach, aż poczułem się trochę lepiej i mogłem zacząć chodzić. — Ślizgon nadal próbował nieporadnie opisać przebieg dzisiejszych zdarzeń.
— Mogłem normalnie chodzić, ale byliśmy prawie w lesie, więc... nie mogłem go zostawić. — Harry wzruszył ramionami.
— Byliście w pobliżu Zakazanego Lasu! — krzyknął rozgniewany Snape.
— Minimalnie. Wylądowaliśmy tam po wypadku. Hagrida nie było w chacie. — Harry chciał udobruchać opiekuna.
— Potter pomógł mi wrócić… — Draco też miał nadzieję, że wyjaśnienia pomogą im uzyskać mniejszy wymiar kary.
Snape zakrył twarz rękoma. Jak miał zapewnić tym chłopcom bezpieczeństwo, skoro oni nie zdawali sobie sprawy z czyhających na nich zagrożeń? Czuł, jak ciepło ma w pokoju i zobaczył, jak naprawdę drżący byli chłopcy. Byli zmęczeni i obolali, nawet po zabiegach Poppy. Potrzebowali się położyć. Zastanawiał się, czy drżeli z nadmiaru adrenaliny, jaki dostarczyła im ich mała przygoda, czy po prostu bali się konsekwencji? Obydwaj patrzyli na niego oczyma wielkimi jak spodki, czekając, aż spadnie topór. Zamierzał ich rozczarować.
— Przebierzcie się w pidżamy i szykujcie się do łóżek — oświadczył spokojnie nauczyciel.
Chłopcy popatrzyli na profesora zdziwieni.
— Zobaczymy się jutro o dziewiątej rano w klasie eliksirów. Spodziewam się, że będziecie już po prysznicu, śniadaniu oraz w pełnej gotowości do przygotowywania składników eliksiru i mycia kociołków. Będziemy także rozmawiać o odpowiednich miejscach, gdzie można jeździć na sankach i bezpiecznie bawić się na śniegu — oświadczył autorytarnie Snape.
— Tak, panie profesorze — odpowiedzieli zgodnym chórem chłopcy.
Obaj wyszli z pokoju i udali się swoich dormitoriów, a następnie do łóżek.
Harry znalazł kubek gorącej czekolady na nocnym stoliku przy łóżku. Wypił duszkiem i ogarnęło go uczucie wielkiej przyjemności. Zastanawiał się, czy to jest tak, jak gdy się jest otulonym do snu przez rodzica.
***
To była wczesna pora, a ich szkolni koledzy wciąż wylegiwali się w łóżkach, ale cóż… mimo wszystko nie mieli dziś lekcji czy szlabanu do odrobienia.
— Co tak długo, Potter? Zaplątałeś się w koce, czy co? — zapytał ironicznie Malfoy, który w związku ze zbliżającym się szlabanem był w nie najlepszym humorze.
— Która godzina? — Harry postanowił, że nie da się wyprowadzić z równowagi. Miał wystarczająco dużo kłopotów.
— Za dwadzieścia dziewiąta, profesor Snape powiedział, że mamy być gotowi na dziewiątą. — wyjaśnił Ślizgon.
— Wciąż mam dwadzieścia minut. — Harry wzruszył ramionami.
— Prawie pięć minut zajmie nam dojście do lochów — syknął zniecierpliwiony blondyn.
— Mnie nogi nie bolą, Malfoy. Jeśli o to ci chodzi, to możesz już iść. Poradzę sobie sam — zauważył szyderczo Harry.
— Powiedział, że chce nas widzieć obu na raz — warknął Draco.
— Co z tego? Na ciebie akurat nie będzie zły za spóźnienie. Ja muszę najpierw zjeść śniadanie. Poza tym, jestem pewien, że i tak będzie w złym humorze. — Harry nie miał żadnych złudzeń, co do nastroju profesora.
— Dlatego właśnie nie chcę go bardziej rozgniewać — wyjaśnił Draco tonem, jakim mówi się do wyjątkowego tępaka.
— Mamy całodniowy szlaban Malfoy, co może być gorszego? — zakpił Harry.
Malfoy skończył pić mleko. Spojrzał na Gryfona i zapytał:
— Zbił cię tej nocy po pojedynku, prawda?
— Tak, sprawił mi lanie. Ale teraz tego nie zrobił. Nie złamaliśmy żadnych zasad. Znalazłem kubek czekolady przy łóżku.
— Co z tego? Też dostałem czekoladę tej nocy. — Draco nie widział w tym nic nadzwyczajnego.
— Czy myślisz, że będzie chciał…? Powiedział, że mamy przygotowywać składniki eliksirów! — W głosie Harry’ego dało się słyszeć nutkę paniki.
— Wiem co powiedział, ale nie chcę ryzykować, kapujesz? — Draco znacząco popatrzył na kolegę.
Harry posmarował kilka tostów masłem, a następnie marmoladą. Całość popił mlekiem.
— Dobra... teraz możemy iść do lochów.
— To nie było odpowiednie śniadanie, Potter — zauważył cierpko Malfoy.
— Merlinie! Brzmisz jak Hermiona! — jęknął Harry.
— Nie waż się porównywać mnie z tą… — oburzenie Draco nie znało granic.
Harry poczuł, że ktoś za nim stoi. Domyślił się, że to Snape, ponieważ Malfoy się zamknął.
— Panie Malfoy, jeśli skończyłeś śniadanie, to będziesz mi teraz towarzyszył.
— Tak, proszę pana — odpowiedział szybko Draco, posłusznie podchodząc do nauczyciela.
— Panie Potter, masz jeszcze kwadrans, zjedz kilka jajek i trochę kaszy — powiedział Snape wskazując na talerz, który chłopak trzymał.
— Tak, panie profesorze.
Harry nabrał kilka jaj i zaczął jeść, podczas gdy Snape wraz z Draco udali się do pracowni eliksirów.
Snape posadził ich przy oddzielnych stołach. Harry musiał poćwiartować gumochłony, a Malfoy spreparować ich wnętrzności. Snape siedział przy biurku, przeglądając eseje. Widział animozje pomiędzy jego podopiecznymi. Westchnął. Myślał, że ostatniej nocy udało im się nawiązać choćby nić porozumienia.
Zostawił ich w spokoju na pół godziny przed obiadem, z instrukcjami, aby skończyli siekać składniki.
— Palce mnie już bolą, całe zdrętwiały. Nie jestem przyzwyczajony do pracy fizycznej! — Draco był niepocieszony przypisaną karą.
Harry również bolały palce. Co prawda, był przyzwyczajony do krojenia składników, gdy ciotka gotowała, ale jakby nie patrzeć, to pracowali już ponad dwie godziny.
— Moja stopa boli. Powiem mu, że muszę iść do skrzydła szpitalnego.
— Przestań marudzić, Malfoy. To ty wpadłeś na pomysł żebyśmy właśnie tam zjeżdżali. — Harry miał już dość słuchania jęków Ślizgona.
— A kto w ogóle wymyślił te głupie sanie, co…? — Napastliwy ton Draco wróżył nadciągającą sprzeczkę.
— Nie zapraszałem cię do zabawy, Malfoy. I to przez ciebie się rozbiliśmy — stwierdził oburzony Harry.
— Niby jak miałem nimi kierować, co Potter? Cały czas mnie rozpraszałeś drąc się do ucha! — Ślizgon ze złości, aż zacisnął pięści.
— Skończyliście, panowie? — Kłótnię przerwało wejście Mistrza Eliksirów.
— Nie, proszę pana — odpowiedzieli zgodnym chórem obaj winowajcy.
— Radzę mniej mówić, a więcej pracować.
— Tak, panie profesorze. — Chłopcy pokornie pochylili się nad przygotowywanymi składnikami.
Dziesięć minut później Snape stanowczo oznajmił:
— Panie Malfoy, może pan odejść. Przez resztę dnia nie wolno panu opuścić zamku. Proszę zadbać o kostkę. Czy to jasne, panie Malfoy?
— Tak jest. — Draco posłusznie opuścił pomieszczenie.
— Panie Potter.
— Tak, proszę pana?
— Za tobą, po drugiej stronie stołu, znajdziesz środki czystości. Zacznij myć kociołki w zlewie. I pamiętaj o noszeniu rękawic.
— Ale, proszę pana…? — Harry nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
— Tak, panie Potter?
— To nie w porządku… pozwolił pan odejść Malfoyowi. Dlaczego ja wciąż mam szlaban? — zapytał, urażony jawną niesprawiedliwością nauczyciela, Harry.
— Bo to nie panu Malfoyowi mówiłem, że nie należy przeoczyć kolacji, panie Potter. Wiedziałeś, że należało wczoraj wrócić do szkoły przed zapadnięciem zmroku. Niezależnie od tego, jak dobrze się bawiłeś, wiedziałeś, że należy być na wieczerzy. Spodziewam się od ciebie większej odpowiedzialności, panie Potter. Wiesz dobrze, jak ważne są dla twojego zdrowia regularne posiłki. Dlatego też nie opuścisz pracowni, dopóki te kociołki nie będą czyste — oświadczył stanowczo opiekun.
Harry podszedł do zlewu i zaczął szorować kociołki. Był zły. Nigdy nie widział kociołków tak… obrzydliwie brudnych! Był gotów się założyć, że Snape trzymał je, dopóki nie dopadł jakieś biednej ofiary, przypisując jej szlaban. Dlaczego nie mógł oczyścić ich za pomocą magii?
— Ponieważ nie należy mieszać magii z eliksirami, które były warzone w tych kociołkach, panie Potter. Zastosowanie jakichkolwiek zaklęć spowodowałoby bardzo groźną reakcję.
Harry przerwał czyszczenie. Przerażające było, gdy Snape czytał w jego myślach.
— I tak… panie Potter, kolekcjonuję brudne kociołki, które trzymam w ukryciu, dopóki nieposłuszni chłopcy, którzy muszą nauczyć się przestrzegać zasad, nie pomogą mi ich oczyścić — mówił dalej nauczyciel z sarkastycznym uśmiechem na twarzy.
— Tak czy siak, to nie fair — prychnął naburmuszony Harry, krzyżując ramiona w geście buntu.
— To bolesna prawda, ale musisz się nauczyć, że życie rzadko, kiedy bywa fair — wyjaśnił spokojnie Snape.
Zostały trzy kociołki. Harry skończył czyścić drugi i zaczął się zabierać za trzeci, gdy powiedział:
— To pora lunchu, panie profesorze. Powiedział pan… — Harry przerwał, nie bardzo wiedząc jak ma powiedzieć profesorowi o co mu chodzi.
— Tak, panie Potter? — dociekał nauczyciel, patrząc na chłopca nieodgadnionym wzrokiem.
Harry wiedział, że będzie bezczelny, ale musiał to powiedzieć:
— Powiedział pan…, że mam nie opuszczać posiłków, panie profesorze — wyjaśnił nieśmiało Harry, obawiając się reakcji nauczyciela na tak jawną impertynencję.
— Cieszę się, że o tym pamiętasz, panie Potter. Inaczej musiałbym wydobyć trochę więcej brudnych kociołków z mojej kolekcji, abyś wyczyścił je po obiedzie. Myj ręce i chodź ze mną. Obiad powinien już być podany w moim kwaterach — odpowiedział spokojnie Mistrz Eliksirów.
Snape poprosił skrzaty domowe o kilka rodzajów kanapek oraz frytki.
Harry nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. To na pewno była przyjemna niespodzianka, ale dlaczego? To było bardzo mylące, zwłaszcza, gdy nauczyciel zapowiedział, że może dostać lody na koniec posiłku.
Snape pozwolił mu odejść po obiedzie. Powiedział tylko, że będzie musiał zapytać go o pozwolenie, gdy zechce wychodzić z zamku. Nawet, jeśli tylko chciał pójść w odwiedziny do Hagrida. Gryfon już chciał zaprotestować, bo Malfoy na pewno nie musiał prosić o takie pozwolenie, gdy Snape powiedział:
— Nie jestem opiekunem pana Malfoya, Harry.
Harry opuścił kwatery swojego mentora, mając wrażenie, jakby właśnie wypił filiżankę gorącej czekolady.
Rozdział 8
W bożonarodzeniowy poranek Harry obudził się w swoim łóżku w Wieży Gryffindoru. Domyślał się, że było około ósmej rano. Wtulił się w koce, chcąc nacieszyć się możliwością poleżenia trochę dłużej. Przecież to było Boże Narodzenie i nie musiał wstawać. To byłby jego gwiazdkowy prezent od samego siebie.
Odkąd pamiętał w świąteczny poranek miał za zadanie obudzić się zanim wstało słońce. Był to także jedyny dzień, w którym jego kuzyn obudził się i opuścił łóżko w chwili, gdy go o to poproszono. Zaczynał wówczas skoki po schodach, budząc wszystkich w domu. Razem z nim schodziła ciotka Petunia, a nawet wuj Vernon. Lubili patrzeć na twarz swego cennego syna, gdy przychodził do salonu zasypanego prezentami, podczas, gdy Harry przygotowywał tosty z masłem i słyszał, jak Dudley otwiera oraz liczy kolejne podarki. Gdy kuzyn kończył powolne liczenie, wówczas Harry podawał już na stół ciepłe bułeczki lub kiełbasę i boczek. Wszystko po to, aby świąteczne śniadanie uczynić niezapomnianym dla wspaniałego Dudziaczka.
Harry wszystko to pamiętał, choć jednocześnie często wspomnienia te były jedną, wielką plamą. Gdy śniadanie było gotowe, Dursleyowie zabierali się za spożywanie posiłku, a Harry bardzo ostrożnie, podnosił stos jasnokolorowego papieru, w który zapakowane były prezenty, a następnie sprzątał pokój. Musiał stać się niewidzialny. Nie to, żeby poświęcono mu jakąkolwiek uwagę. Dudley bawił się prezentami, a wujostwo wzajemnie obdarowywało się upominkami. W tym czasie Harry posprzątał puste talerze i zanosił je do kuchni, aby ponownie napełnić. Postarał się wykorzystać ten czas na zjedzenie śniadania, o ile nikt nie zwrócił na niego uwagi. To było tak, jakby w ogóle nie istniał.
Około południa nadchodził czas, aby zacząć przygotowywać świąteczny obiad. Harry razem z ciotką Petunią musieli przygotować indyka. I resztę dnia Harry spędzał na krojeniu i mieszaniu składników. Kiedy indyk był już gotowy, a goście - czasami sąsiedzi lub koledzy z pracy wuja Vernona - mieli przybyć, nadchodził czas, aby Harry schował się do swojej komórki. Harry musiał wcześnie się położyć, żeby rano obudzić się przed jego krewnymi.
Tak. Dzisiaj Harry zamierzał dłużej zostać w łóżku i nie przygotowywać żadnego indyka. Strasznie miłym było, że pozwolono mu pozostać w szkole.
Harry wciąż miał zamknięte oczy, dopóki nie usłyszał stukania w szybę. Uchylił powieki i ujrzał Hedwigę, swoją śnieżną sowę. Wyskoczył z łóżka i otworzył okno.
— Witaj, dziewczynko! Wesołych Świąt! — Wyjął z kufra garść sowiego pokarmu i poczęstował ją.
Hedwiga dziobnęła go ostrożnie w rękę i wyciągnęła nogę, do której miała przywiązany liścik. Harry wziął go, po czym rozłożył, aby móc przeczytać. To była mała karteczka i Harry poznał na niej pismo Snape’a.
Panie Potter
Proszę, spotkaj się ze mną na obiedzie w moich kwaterach.
Wesołych Świąt.
S. Snape
Cóż, pomyślał Harry, to znaczy, że muszę wstać z łóżka i się przebrać. Ale przynajmniej później niż zwykle.
Wstał i poczuł przenikliwy chłód. Nałożył ciepłą szatę, którą dostał od profesora zamiast swojej „izolacji”. Zaczął jej szukać, gdy zobaczył kilka paczek w nogach łóżka. Gdy zbliżył się do posłania, zdał sobie sprawę, że to są prezenty.
Skąd one się tu wzięły? Czyżby jeden z jego współlokatorów je tam zostawił? Zaintrygowany Harry podszedł jeszcze bliżej i zobaczył, że do paczek były przypięte karteczki.
Pomyślał, że śni – napisy na fiszkach wyraźnie wskazywały, że prezenty były dla niego!
Co prawda wysłał kartki świąteczne do swoich przyjaciół, ale oczekiwał, że zrobią to samo, a to…
Otworzył pierwszą paczkę, ostrożnie usuwając wstążki, zanim rozłożył opakowanie, które miał zamiar zatrzymać. W środku był wełniany sweter, zrobiony własnoręcznie przez panią Weasley.
To strasznie miło z jej strony! Harry rozłożył sweter i wtulił w niego twarz. Był tak ciepły, a poza tym… to był jego pierwszy świąteczny prezent. Otworzył kolejny, tym razem od Rona, który podarował mu całe pudło czekoladowych żab. Wewnątrz była kartka z życzeniami - „Wesołych Świąt!” Ron wyjaśnił w niej także, że jego matka wysłała Harry’emu tradycyjny weasleyowski sweter, jako, że traktuje go jako oficjalnego członka ich rodziny; wyraził również nadzieję, że Harry lubi czekoladę. Potem były kolejne podarki. Jeden był od Hermiony - książka; Harry nie był zaskoczony, że Hermiona podarowała mu książkę, ale był w szoku, gdy zobaczył, że jest o quidditchu! Potem znalazł koszyk z krajanką Hagrida. Aż w końcu doszedł do kolejnego prezentu, którego wcześniej nie zauważył. Odwinął papier starannie i znalazł bardzo dziwny materiał. To było nietypowe w dotyku, a jednocześnie tak delikatne jak pajęczyna. W środku był jedynie krótki liścik mówiący, że to należało do jego ojca i że powinien używać tego mądrze.
Więcej już Harry nie widział, gdyż jego oczy były pełne łez.
To było najlepsze Boże Narodzenie, jakie mógł sobie wymarzyć! Dostał prezenty i miał w końcu coś, co należało do jego ojca. Nareszcie mógł poczuć, że jego ojciec był prawdziwy.
Hedwiga pohukiwała cicho, pocieszając go. Harry wytarł łzy i wstał z łóżka. Ubrał dżinsy i koszulę, a potem założył nowy sweter. Oparł dary nad łóżkiem, ale dziwny materiał schował do kieszeni. Postanowił, że później dowie się, co to takiego. Na razie chciał zachować jak najbliższy kontakt z ojcem.
Harry zszedł do pokoju wspólnego i znalazł tam swoich kolegów z dormitorium. Pili mleko i zajadali ciasteczka, ale były także tosty.
— Hej, Harry! Częstuj się! — powiedział jeden z Gryfonów. — W świąteczny poranek śniadanie serwowane jest do pokoi wspólnych. Możesz jeść, co chcesz.
— Świetnie! — Harry wziął kanapkę i szklankę mleka. — Która godzina?
— Nie wiem… Wood! Masz zegarek? Która jest?
— Około dziesiątej. Cześć, Harry… widzę, że zdecydowałeś się w końcu do nas dołączyć — Oliver postanowił po przyjacielsku podroczyć się z młodszym kolegą.
— Tak. Chciałem trochę dłużej poleżeć — wyjaśnił z uśmiechem Harry.
— To dobrze. Zamierzamy później zorganizować mały meczyk quidditcha na śniegu. Chcesz zagrać? — zapytał rozentuzjazmowany na samą myśl o tym kapitan gryfońskiej drużyny.
— Jasne, że tak, Oliver! — wykrzyknął z zachwytem Harry.
— W takim razie widzimy się na boisku po obiedzie.
— Będę… — zapewnił go szybko Harry i wyruszył w kierunku lochów.
***
Harry czuł motyle w brzuchu, gdy przybył przed drzwi kwatery Snape’a. Była prawie pora obiadu, a Harry nie chciał się spóźnić. Trzymał w ręku kartkę świąteczną przygotowaną specjalnie dla swojego opiekuna. I nagle pomyślał, że może to jednak nie był taki dobry pomysł.
Drzwi otworzyły się i ukazało się wnętrze, jak z nie tego świata. Harry domyślił się, że pokoje Mistrza Eliksirów były jedynym miejscem w Hogwarcie bez świątecznych ozdób. Harry’emu to się nawet podobało – było tak, jak zawsze, co w dziwny sposób go uspokajało. Snape zaprosił go do salonu i poprosił, aby usiadł.
Zanim zdecydował, że to jednak głupie, Harry wyjął kartkę i podał opiekunowi:
— Wesołych Świąt, profesorze — powiedział cicho.
Snape poczuł się niezręcznie. Wiedział, że dzisiaj będzie musiał spotkać się z podopiecznym, a spotkanie będzie przebiegało w świątecznej atmosferze, ale czuł się tak strasznie nie na miejscu. Po otrzymaniu świątecznej kartki poczuł ukłucie w sercu i miał wrażenie déjà vu.
Lilly wymieniała z nim kartki na każde Boże Narodzenie, aż do czasu ich kłótni. Nigdy nie był to gotowy kupiony wzór, Lily zawsze robiła je sama. Gdyby tylko…
Trzymał kartkę w rękach i zobaczył, że z tyłu była przyklejona czekoladowa żaba.
Harry spojrzał na profesora wyczekująco. W oczekiwaniu, aż podłoga się otworzy, aby go pochłonąć.
Snape spojrzał na prezent. Miała namalowaną choinkę z kolorowymi prezentami umieszczonymi pod nią. W środku Harry starannym pismem zamieścił życzenia:
Dla profesora Snape’a
Życzę panu, aby zawsze był pan szczęśliwy i dziękuję za wszystko.
Wesołych Świąt.
Harry.
Snape złożył kartkę i spojrzał na chłopca.
— Również życzę ci wesołych świąt, panie Potter. To naprawdę ładna kartka — powiedział nad wyraz ciepło Snape.
— Sam ją zrobiłem — przyznał nieśmiało Harry.
— Widzę. Dziękuję — uśmiechnął się półgębkiem nauczyciel.
Harry odwzajemnił uśmiech.
Snape zauważył, że Harry ma na sobie nowy sweter.
— Widzę, że otworzyłeś prezenty. Co dostałeś? — zapytał zaciekawiony Mistrz Eliksirów.
— Profesorze! To było wspaniałe! Pani Weasley wysłała mi sweter, a Ron powiedział, że to jest specjalny weasleyowski sweter! Od niego dostałem pudło czekoladowych żab. Jeśli pan lubi, to dam panu więcej. Nie mogłem więcej nakleić na kartce, bo one są ciężkie... A Hermiona dała mi książkę o quidditchu i Hagrid przysłał mi ciasto... To najlepsze święta ze wszystkich! — Rozpromieniony Harry wyliczał wszystkie dary na jednym wydechu.
— Rozumiem. A co wysłała ci twoja rodzina? — Pomimo, że był pewien odpowiedzi, Snape po prostu musiał zapytać.
Harry wzruszył ramionami i mruknął:
— Nie wysłali mi żadnego prezentu, proszę pana.
— Rozumiem, panie Potter. Cieszę się, że jesteś zadowolony.
— Tak, proszę pana. Nie mogę się już doczekać wieczornego święta, Oliver powiedział, że to będzie niewiarygodne i... zaprosił mnie do gry w quidditcha po obiedzie! I… Dostałem prezent, chyba od któregoś z nauczycieli. Nie wiem, co to takiego. Może mi pan powiedzieć? — zapytał z nadzieją Harry.
— Myślę, że tak. Co to jest?
Harry włożył rękę do kieszeni i wyjął dziwny materiał.
— Nie wiem, kto mi to wysłał, dołączona była tylko karteczka, że to należało do mojego taty… — odpowiedział z wyczuwalnym wzruszeniem Harry.
Snape nie mógł uwierzyć, w to, co widzi. To była peleryna-niewidka! Zamierzał zabić Dumbledore’a. Kto przy zdrowych zmysłach daje coś takiego dziecku! I nie jakiemukolwiek dziecku, tylko w dodatku synowi Jamesa Pottera!
Harry z łatwością rozszyfrował minę Snape’a i rzucił pelerynę na podłogę. To na pewno było coś niebezpiecznego!
Uspokojenie się zajęło Snape’owi dłuższą chwilę. Domyślił się, że przestraszył chłopca, a kiedy otworzył oczy, patrzyła na niego para zielonych oczu wielkości spodków!
Podniósł materiał z podłogi i rozkładając go powiedział:
— To peleryna-niewidka, bardzo rzadka rzecz, panie Potter. Chodź tu i załóż ją, a zobaczysz co się stanie.
Harry poczuł jakby lekki wiatr został mu umieszczony na ramionach. Zerkając w dół na nogi, zdał sobie sprawę, że ich już nie było!
— Ekstra! To jest świetne! I należało do mojego ojca! — Harry’ego aż rozpierała radość.
Snape podrapał się po głowie. —Tak, należała do twojego ojca.
— Co mam z tym zrobić?
— No cóż, na pewno nie należy wywołać żadnego zgorszenia przy jej użyciu.
Harry umieścił pelerynę na głowie i Snape poczuł się, jak gdyby mówił do siebie. Ściągnął materiał z głowy Harry’ego.
— Myślę, że należy umieścić go w twoim skarbcu u Gringotta, panie Potter. Sądzę, że jesteś zbyt młody, aby jej używać. — Snape mówił powoli, jakby zastanawiał się na tym, co i jak powiedzieć.
— Mam jedenaście lat! — wykrzyknął oburzony Harry.
— Jestem świadomy tego, ile masz lat, panie Potter. Jesteś ciekawski i wielką pokusą byłoby, posiadać pelerynę i nie chcieć jej użyć.
— Ale, profesorze… To jedyna rzecz, którą mam po ojcu... będę używać jej mądrze... tak jak radzono w liściku. — Harry spojrzał błagalnie na opiekuna mając nadzieję, że ten da się przekonać.
To było nieprzyjemne! Snape nie zamierzał pozbawiać dziecka tej nikłej więzi z ojcem, a zwłaszcza nie w Boże Narodzenie. Odetchnął głęboko.
— Nie zabiorę ci jej, dziecko. Uważam tylko, że należy przechowywać ją w bezpiecznym miejscu. Myślę, że to wielka odpowiedzialność posiadać coś takiego i umieć powstrzymać się od korzystania z niej — wyjaśniał łagodnie Mistrz Eliksirów, chcąc uspokoić Gryfona.
— Ale ja chcę jej używać. Chcę pożartować z braci Rona i… i… Gdzie jest Draco? — zapytał Harry głosem wskazującym, że ta informacja jest w tej chwili najważniejszą kwestią w jego życiu.
— Właśnie to miałem na myśli, panie Potter. Jesteś młodym chłopakiem, który chce się bawić. Peleryna pomoże ci świetnie się bawić, ale na pewno spowoduje, że będziesz w tarapatach!
Harry wciąż miętosił pelerynę w dłoniach. Snape ustąpił.
— Zatrzymaj pelerynę. Ale ostrzegam, jeśli dowiem się, że użyłeś jej do jakiegokolwiek rodzaju psikusów, zabiorę ją. Czy to jasne? — zapytał stanowczym tonem.
Dlaczego pokazałem to Snape’owi? Zwariowanemu na punkcie zasad Snape’owi! pomyślał ze złością Harry. Powinienem zapytać Hagrida... lub Rona. Teraz Snape, wiedząc o niej, będzie starannie pilnował, czy nie łamie jakiś zasad przy jej użyciu.
— Czy to jasne, panie Potter? — powtórzył, tym razem surowiej Snape.
— Tak, proszę pana. — Harry wyglądał na przygnębionego.
— Panie Potter. Bardzo proszę, udaj się do kuchni i przynieś mi paczkę, która leży na stole.
— Tak jest. — Harry włożył pelerynę do kieszeni i poszedł do kuchni. Widział kilka talerzy sałatek. Zobaczył paczkę wielkości cegły. Wziął ją i wrócił do salonu.
— Otwórz — poprosił nauczyciel.
Harry wypełnił polecenie opiekuna i zobaczył, że w pakiecie są zwoje pergaminu i pióro. Czyżby Snape kazał mu pisać linie?
— To, panie Potter, jest zestaw do pisania. Spójrz tutaj — wskazał Snape. Na szczycie pióra umieszczony był mały rysunek, przedstawiający znicz. — Dotknij znicza, przyciskając pióro do pergaminu. — Złota piłeczka przeniosła się na kartkę. Harry uśmiechnął się, zaskoczony.
— Pióro nie przecieknie… Wesołych świąt, panie Potter. — Harry obrócił się i uściskał Snape’a. Poczuł ramiona mężczyzny wokół siebie.
— Dziękuję, panie profesorze. — Snape szybko wypuścił go z objęć, czując się bardzo niezręcznie.
— Możesz go używać, żeby pisać do znajomych. Nie używaj pióra podczas lekcji, nie chcę, abyś był rozproszony. — Mistrz Eliksirów poczuł się o wiele bezpieczniej, wchodząc z powrotem w rolę nauczyciela.
— Pióro mi bardzo pomoże! — Harry uśmiechnął się do swojego opiekuna.
— Piszesz już znacznie lepiej — pochwalił Snape.
— Dziękuję.
Usiedli ponownie.
— Cóż, myślę, że nadszedł czas na obiad. — Snape wstał i poszedł do kuchni. Harry położył prezent na stolik i podążył za opiekunem.
— Tak, proszę pana.
— Zjemy sałatkę. Możesz wybrać, czy chcesz z kurczakiem czy z wołowiną. — Snape spojrzał pytająco na Gryfona.
— Z kurczakiem będzie w porządku, profesorze.
Snape podał do sałatek sok pomarańczowy, a na deser zaserwował Harry’emu naleśniki i lody.
Po zakończeniu posiłku, Snape powiedział:
— Jak sądzę, musisz przygotować się do gry. Tylko ubierz się ciepło — polecił.
— Tak jest. Przyjdzie pan zobaczyć jak gram? — zapytał z nadzieją Harry.
— Spacer po dziedzińcu wydaje się dobrym pomysłem. — Snape nie chciał sprawiać chłopcu przykrości odmową, zwłaszcza w pierwszy dzień świąt.
— Do zobaczenia na boisku, profesorze. Jeszcze raz dziękuje za prezent i… za to, że pozwolił mi pan zatrzymać pelerynę… — Harry uśmiechnął się z wdzięcznością.
— Korzystaj z niej mądrze i bądź ostrożny — nakazał kategorycznie Mistrz Eliksirów.
Rozdział 9
Następnego dnia Harry, zaraz po meczu quidditcha, wrócił do swojego dormitorium. Nie był w stanie powiedzieć, która drużyna wygrała. Mógł się założyć, że nikt tego nie wiedział. To było szalona zabawa, sprawiająca wszystkim ogromną radość.
Ostatnia noc była wspaniała. Mnóstwo jedzenia i jeszcze więcej zabawy. Wszyscy nauczyciele opowiadali dowcipy i zabawne historie. Odbył się także mecz quidditcha, który rozpoczął się jeszcze przed kolacją, ale po zachodzie słońca został przerwany. Zawodnicy zadecydowali, że zakończą go następnego dnia po obiedzie.
Harry zobaczył, że na jego łóżku leży jakaś puszysta kulka. Gdy podszedł bliżej, rozpoznał Errola, sowę Weasleyów. Biedny ptak chrapał na poduszce Harry’ego.
Zauważył, że ptak ma przyczepione listy do nogi. Odczepił je bez budzenia sowy.
Pierwszy z nich był od Rona. To było bardzo zabawne, pisał Harry’emu, gdy w Wigilię Fred i George zorganizowali pokaz sztucznych ogni, ale coś poszło nie tak. Zamiast fajerwerków nastąpił wielki wybuch. Potrzeba było prawie godziny, aby dorośli usunęli dym i naprawili szkody. Po tym incydencie pani Weasley wysłała wszystkich do łóżka. Ron nawet namalował mały obrazek przedstawiający eksplozję. Był bardzo śmieszny.
Harry otworzył drugi list. Ten z kolei był od bliźniaków i napisany był w takim samym stylu, w jakim rudzielce zawsze mówiły: jeden kończył zdanie zaczęte przez drugiego i odwrotnie.
Drogi Harry:
Pewnie już wiesz o naszym nieudanym eksperymencie. Ron na pewno ci o tym napisał.
Przypomnij mi, żebym umieścił nad jego łóżkiem balon z wodą.
Zrobię to, George. Cóż, Harry musimy cię prosić o przysługę. Bo widzisz…
Podobne fajerwerki, jak te w domu podłożyliśmy w Hogwarcie w ramach rozrywki na Nowy Rok.
I obawiamy się, że to wysadzi mur zamku.
Mimo, że zabawnym byłoby zrobienie dodatkowego okna...
Tylko, że będzie to również oznaczać, że nie będziemy już mile widziani w szkole.
Uznaliśmy więc, że lepiej będzie, jeśli do wybuchu nie dojdzie.
Ta „bomba” posiada zegar i on jest ustawiony dokładnie na 00.01 Nowego Roku.
Nie do końca, zegar trochę spóźnia...
Ale to będzie mniej więcej o tej godzinie. Musisz nam pomóc Harry.
Fajerwerki są umieszczone w klasie obrony, koło okna.
Bezpiecznik jest za obrazem Złej Czarownicy z Zachodu.
Nie ma takiej czarownicy, Fred. To jest za obrazem z wampirem.
Wygląda jak Zła Czarownica z Zachodu.
Nieważne... bezpiecznik jest za jednym z obrazów i jedyne, co musisz zrobić, to przeciąć przewody.
Nie należy używać magii. Użyj nożyczek czy czegoś podobnego…
Nie używaj noża.
Wystarczy przeciąć kabel. Usuniemy materiały wybuchowe, gdy wrócimy.
Harry może być na to za młody, bracie...
Zgadza się. Możesz prosić o pomoc Wooda lub innego Gryfona, o ile przysięgną, że dochowają tajemnic!
Wood na to nie pójdzie... To dobry chłopak.
Dzieciak potrzebuje pomocy.
Uważaj na palce.
Napisz nam, jak już to zrobisz.
Pamiętaj, aby zrobić to przed Nowym Rokiem.
Mamy nadzieję, że zobaczymy się wkrótce. I że będziesz miał wszystkie palce...
Fred i George albo Gred i Forge.
Harry ponownie przeczytał list. I jeszcze raz. I kolejny. Oni byli szaleni! Miał rozbroić bombę!
Harry umieścił list na nocnym stoliku. Postanowił przespać ten problem z nadzieją, że jakieś pomysły najdą go w godzinach porannych.
Przeniósł Errola do łóżka Rona i próbował zasnąć, fantazjując o fajerwerkach i latających palcach.
Jak trudno będzie przeciąć kilka kabli?
Miał jakieś szczypce wewnątrz kufra. Leżały w jego komórce od zawsze, więc zapakował je. Wiedział, jak z nich korzystać. Krewni wykorzystywali go jako „złotą rączkę”. Musiał dostać się do klasy obrony. Wiedział, że Quirrel śpi w sąsiednim pokoju, ale miał nadzieję, że z turbanem na głowie nie ma za dobrego słuchu.
Harry zabrał pelerynę. Słyszał, jak współdomownicy mówili, że nauczyciele nie patrolują korytarzy przez święta. Co prawda Snape powiedział, że nie powinien używać jej w celu zrobienia kawałów… Ale to było co innego… To miała być misja ratunkowa.
Postanowił w ciągu najbliższych dni udać się do klasy obrony i zobaczyć, czy będzie potrzebował coś, co pomoże mu zdjąć portret.
O palce zacznie martwić się później.
***
Snape zakończył klasyfikację esejów zaawansowanej klasy eliksirów. Musiał przyznać, że nie były wcale takie złe. Położył je na biurku, obok pozostałych esejów, które udało mu się przeglądnąć przez święta. Zostały mu już tylko prace pierwszego i drugiego roku.
Umieszczając stos papierów na biurku, widział jasnozielony kawałek papieru. To była bożonarodzeniowa kartka od Pottera. Już kilka razy ponownie przeczytał te proste, radosne życzenia. Litery ostatecznie były różne, choć „o” było identyczne, jak to pisane przez jego matkę. Ale sposób, w jaki to wszystko narysował i ozdobił... Jak to możliwe...? Lily nie miała czasu, aby nauczyć dziecko pisać, ani rysować. Chłopak miał wówczas zaledwie rok. Wziął kartkę i postawił ją obok zdjęcia Lily w swoim pokoju. Kobieta uśmiechnęła się do niego szczęśliwa.
— Twój syn to wykonał. Ma twoje oczy, twój uśmiech, a nawet „o” pisze tak samo, jak ty.
Musiał napić się kawy, a może trochę brandy. Nienawidził czuć się tak, jak teraz. Z wielu powodów… Powinien pomyśleć o czymś innym.
Następnej nocy miała odbyć się zabawa sylwestrowa, więc powinien spróbować położyć się wcześniej spać, żeby być w stanie znieść podniosły nastrój jego kolegów.
Powinien się przejść.
Wspólną pracą nauczycieli i opiekunów domów było patrolowanie korytarzy. Dla niektórych była to uciążliwość, ale Severus lubił spacerować. Ponadto nic nie sprawiało mu tak wielkiej frajdy, jak złapanie podczas patrolu jakiegoś młodego rzezimieszka!
Poza tym lubił słuchać, jak portrety plotkowały między sobą, a ściany do niego szeptały.
Uważał, że nie było powodu, aby małe demony chciały opuścić łóżka tej nocy. Było naprawdę zimno.
Poszedł na siódme piętro, po czym zszedł na dół. Drzwi do korytarza na trzecim piętrze były zamknięte, a „Puszek” spał.
Snape utrzymywał stałe tempo. Gdy chodził czuł, że jest w stanie przeanalizować swoje uczucia względem chłopca Pottera. Nie... Nigdy więcej „chłopak Pottera”. Dziecko Lily. Harry…
Harry. Jego odpowiedzialność. Chłopiec robił postępy, jego oceny były dobre, a nawet udało mu się prawidłowo uwarzyć eliksir.
Spacerując bez celu Snape zbliżył się do klasy OPCM-u i komnat nauczyciela obrony.
Widział słabe światło i usłyszał jakiś hałas dobiegający z klasy. Miał nadzieję, że Quirrel spał lub przynajmniej nie był w nastroju, aby chcieć rozmawiać o kamieniu.
Gdy podszedł bliżej mógł wyraźnie usłyszeć, co się dzieje w środku.
***
Harry pierwszy raz użył peleryny w noc po Bożym Narodzeniu.
Poszedł pogrzebać w bibliotece, a następnie na korytarz na trzecim piętrze. I znalazł najbardziej niezwykłe lustro, jakie kiedykolwiek widział.
Wrócił do tego pokoju następnej nocy i kolejnej. I pewnie byłby tam co noc, gdyby Dumbledore z nim nie porozmawiał.
Harry był zaskoczony tym, że zostały mu już tylko niecałe dwa dni do Nowego Roku i wybuchu. A następnej nocy miał być Sylwester. Za szybko.
Wziął pelerynę i udał się do klasy obrony przed czarną magią.
Odkrył, że bardzo przyjemnie było chodzić po ciemnych korytarzach, gdy nie były pełne uczniów.
Gdy Harry wszedł do klasy, zrozumiał, że będzie potrzebował światła. Zapalił różdżkę, ale to nie pomogło. Musiał mieć wolne ręce... Rozejrzał się i zobaczył lampy, które wyglądały, jakby były na naftę, więc rzucił zaklęcie rozświetlające, którego nauczyła go Hermiona i umieścił światło na jednym ze stołów.
Teraz, gdzie jest obraz wilkołaka? A może czarownicy? Czasami bliźniacy potrafili go wprowadzić w błąd.
Rozejrzał się i zobaczył duże lustro przedstawiające przerażający obraz. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że widział własną podobiznę. A raczej tylko głowę! To było nawet zabawne.
Przez dłuższą chwilę Harry rozglądał się wokół, dopóki nie zobaczył, że na ścianie w pobliżu drzwi wisiało kilka zdjęć i portretów. Podszedł tam, ale potknął się o biurku.
— Auu! — Musiał pamiętać, że nie był duchem, a jedynie i chwilowo niewidzialny. Choć nie widział swojej nogi, to czuł, jak go boli. Gdy wstał poczuł rękę na karku.
— K-kim j-jesteś i co tu-tutaj r-r-robisz?
— Profesorze…! — Gdy Harry obrócił się, peleryna spadła na ziemię, on zaś stanął w obliczu profesora Quirrela, ubranego w ciemną szatę i krzywo założony turban, który przyświecał sobie trzymaną w ręku świecą.
— C-co t-t-tutaj r-r-robisz? Nie-e-e wystarczy, że przeszkadza m-mi w klasie? Zobaczmy c-co twoja o-opieku-kunka domu powie na twoje za-za-zachowanie! — wyjąkał złowieszczo nauczyciel obrony.
— Proszę profesorze, pozwól mi wytłumaczyć, ja muszę…! — Harry rozpaczliwie próbował przekonać nauczycielowa, jak ważną ma teraz misję do spełnienia.
— Zamilcz H-harry P-p-potterze! — Harry wiedział, że został złapany na gorącym uczynku. Powinien powiedzieć McGonagall o fajerwerkach? Albo Snape’owi?
Harry przyjrzał się temu dziwnemu człowiekowi. Mógł być zmęczony, ale za każdym razem, gdy spojrzał profesorowi w oczy czuł jakby głowa, nie... jego blizna... bolała. Nie słyszał, co mówi wzburzony nauczyciel. Która mogła być godzina?
— …Myślę, że mo-moglibyśmy dojść do po-porozumienia, panie Potter…Chodź ze mną… — Quirrel uśmiechnął się półgębkiem.
Gdy mężczyzna chwycił go za ramię, Harry zdał sobie sprawę, że zaczyna się bardzo bać! Cofnął się.
— Nie, proszę pana. Wolę iść do profesor McGonagall. — Harry starał się brzmieć stanowczo i nie okazać strachu.
— Powiedziałem chodź ze mną! — To nie zabrzmiało jak polecenie wydane przez Quirrela. Harry odwrócił się i uciekł. Drzwi były otwarte. Przecież je zamknąłem... Co się dzieje...? Starał się zatrzymać, ale z impetem na kogoś wpadł. Poczuł znajomy zapach. Był bezpieczny. To był profesor Snape.
— S-severus! — wykrzyknął zdumiony Quirrel.
— Witaj, Quirnusie. Widzę, że znalazłeś intruza … Panie Potter. Idź do mojego biura. W tej chwili! — nakazał surowo Mistrz Eliksirów.
— Proszę pana. Proszę. Ja wiem... Proszę. Wiem, że powinienem być w łóżku, ale… tutaj są materiały wybuchowe i one niedługo eksplodują! — Harry rozpaczliwie chciał przekonać opiekuna do wysłuchania go.
— Wyjaśnij.
— Za portretem… — Harry nadal nieskładnie zdawał relację z tego, co miało nieuchronnie, według słów bliźniaków Weasley, nastąpić.
— Jakiego rodzaju materiały wybuchowe? — zapytał niebezpiecznie niskim głosem Mistrz Eliksirów.
— Nie wiem. Miałem tylko przeciąć kable, bo jutro ma nastąpić wybuch — odpowiedział cicho Harry, odwracając głowę, aby uciec przed sztyletującym wzrokiem Snape’a.
— Panie Potter, czy to jest jakiś głupi zakład czy inny test odwagi? — zapytał rozdrażniony już całą sytuacją Snape.
— Nie, proszę pana. Proszę. Muszę tylko… zajrzeć za portret. — Harry spojrzał błagalnie na nauczyciela.
Snape postanowił wysłuchać dziecka. Jakby nie było, sprawdzenie zajmie mu tylko kilka minut.
Chwycił portret obiema rękoma i zdjął go ze ściany. Obraz był strasznie ciężki. Położył go na podłodze, opierając o krzesło.
Wtedy zobaczył „to” na ścianie. Był tam mały zegar i cienki przewód. Snape spojrzał na swojego podopiecznego. Harry tylko wzruszył ramionami i powiedział:
— Mówiłem panu... Musi je pan przeciąć. — Podał Snape’owi narzędzia. Nauczyciel przeciął kable i podał zegar Harry’emu. Wziął przewody do ręki i podszedł z nimi do okna.
Będąc koło okna Snape zobaczył, że istniało coś, co wyglądało jak małe kulki. Wziął jedną i powąchał – pachniała prochem.
— Kto ci kazał to zrobić, Potter? — zapytał złowróżbnie Snape.
— To miały być tylko sztuczne ognie, proszę pana, ale... coś poszło nie tak i... musiałem je zdetonować, albo doszłoby do wielkiej eksplozji na Nowy Rok. — Harry próbował rozpaczliwie się bronić widząc, jak zły jest już jego opiekun.
— Pokaż mi ręce — nakazał stanowczo Mistrz Eliksirów.
Harry automatycznie wykonał polecenie opiekuna. Snape przy użyciu różdżki przeprowadził małą diagnozę. Jeśli Harry brałby udział w składaniu lub zamontowaniu materiałów wybuchowych, jego ręce przybrałyby fioletowy odcień. Tak się nie stało, ręce Harry’ego pozostały blade i drżące.
— W porządku. To prawda, nie umieściłeś ich tutaj. Ale wiesz, kto to zrobił i powiesz mi to… — Snape ponownie użył różdżki i wylał wodę na kulki koło okna. Harry obserwował jak unosi się z nich dym. — Ale nie tutaj… — Nauczyciel zawiesił znacząco głos.
— Wszystko jest już zabezpieczone, Quirnusie. Poinformuję Filcha o najlepszym sposobie usunięcie tych materiałów z twojej klasy. Ja z kolei będę sobie radził z zachowaniem pana Pottera. Nie będziemy dłużej zakłócać ci snu. Za mną, Potter — warknął krótko nauczyciel w kierunku Harry’ego.
— Tak jest. — Harry podniósł pelerynę, która spadła mu z ramion i pobiegł obok Snape’a.
Harry czuł wzrok Quirrela, gdy wychodził z klasy. Wiedział, że człowiek był słaby i nieszkodliwy, ale i tak wywoływał u niego gęsią skórkę. Może to przez ten turban? Tymczasem nie zdawał sobie sporawy, że bardziej powinien się obawiać mężczyzny idącego w ciemności przed nim.
— Więc naprawdę planowałeś zakończyć stary rok efektownym wybuchem, tak, panie Potter? Wymykanie się z dormitorium po godzinie policyjnej, spacerowanie nocą po zamku, wchodzenie do zamkniętych sal, manipulowanie zabronionymi artefaktami... Powinienem coś jeszcze dodać do listy? — zapytał rozzłoszczony nauczyciel.
— Nie, proszę pana — odpowiedział cicho Harry, wchodząc za opiekunem do jego kwater, do których właśnie dotarli.
— Marsz do kąta i radzę przemyśleć wydarzenia dzisiejszej nocy, aby zobaczyć czy o czymś nie zapomniałem — kazał surowo Mistrz Eliksirów.
Harry wiedział, że nie było sposobu, aby mógł się wydostać z tej sytuacji. Gdyby tylko głowa nie bolała go tak bardzo… Oparł czoło o zimną ścianę lochu i poczuł znaczną ulgę.
— Stań prosto, Potter, nie dotykając ściany — zakomenderował Mistrz Eliksirów.
— Boli mnie głowa — wyjęczał słabo Harry.
— Podejdź do mnie. — Chłopiec opuścił kąt i stanął obok Snape’a. — Więc zostawiłeś swoje ciepłe łóżko i teraz boli cię głowa, co? Kiedy to się zaczęło? I dlaczego nie poszedłeś do pani Pomfrey? — wypytywał zirytowany Snape.
Harry milczał.
— Wydaje mi się, że moja kolekcja brudnych kociołków ulegnie zmniejszeniu — zauważył ironicznie Snape.
Harry spojrzał na surowego nauczyciela i wiedział, że może mu wszystko powiedzieć. — Nie bolała mnie głowa, gdy opuściłem łóżko. A eksplozję musiałem zatrzymać... — odpowiedział twardo przekonany o słuszności swoich decyzji.
— W takim razie, kiedy poczułeś ból głowy? Może się po prostu przeziębiłeś… — Snape szybko rzucił zaklęcie diagnostyczne. Skupisko bólu ukazało się w rejonie głowie, ale wydawało się, że poza tym wszystko jest w porządku.
— W klasie OPCM-u, kiedy Q…, to znaczy profesor Quirrel mnie złapał. Zaczęło się od blizny, a potem zaczęła mnie boleć cała głowa — wyjaśnił prędko Harry.
To było dziwne. Chyba, że...
— Czy zdarzyło się to już kiedyś wcześniej? — zapytał tknięty jakimś przeczuciem Snape.
Harry musiał się skoncentrować na mówieniu. — Tak, proszę pana. Czasem tak się dzieje na obronie, gdy patrzę profesorowi Quirrelowi w oczy. Myślałem, że chce mnie zranić...
— Nauczyciele nie mogą zbić studenta, panie Potter. Tylko opiekunowie domów i… — Snape próbował uspokoić chłopaka.
— Wiem, nie to miałem na myśli. On... w pierwszej chwili oznajmił, że zabierze mnie do profesor McGonagall, ale potem powiedział... jego głos się jakoś zmienił, nie jąkał się już, mówił całkiem inaczej, a następnie próbował chwycić mnie za rękę, a ja próbowałem uciec. Przykro mi, że na pana wpadłem — wyjaśnił skruszony Harry.
— On cię w ogóle dotknął? — indagował dalej Snape, nie zważając na przeprosiny.
— Dotknął mojej szyi, ale tylko przez chwilę, a potem chciał mnie gdzieś zaciągnąć. Może przesadziłem, rozbolała mnie głowa, a ja od razu pomyślałem, że chce mnie skrzywdzić. Tak czy owak dziękuję, że mnie pan uratował. — Harry spojrzał na opiekuna z wdzięcznością.
— Panie Potter. Nie ma potrzeby żebym musiał cię „wybawiać” w środku nocy — westchnął Snape. — Zostań tu.
Snape poszedł do łazienki, by po chwili wrócić z małą czerwoną fiolką i wilgotnym ręcznikiem w ręku.
— Usiądź. — Harry usiadł na kanapie, który była za nim. — Wypij to. — Harry odkorkował fiolkę i wypił zawartość, po czym zamknął oczy. Ból pomału zaczął przechodzić. — Teraz oddychaj miarowo. — Snape umieścił ręcznik na czole dziecka. — Oddychaj głęboko. Zatrzymaj powietrze w środku i licz do pięciu zanim je wypuścisz. Powtórz czynność. Poinformuję twoją Opiekunkę Domu, że spędzisz tutaj noc.
Harry otworzył oczy i spojrzał pytająco na Snape’a: — Sprawi mi pan lanie, profesorze?
— Tak, panie Potter. Ale nie dzisiaj wieczorem — uspokoił Harry’ego Mistrz Eliksirów.
***
Snape wrócił kilka minut później ze szklanką ciepłego mleka. Wezwał Minerwę przez Fiuu i poinformował ją o zachowaniu jej podopiecznego. Miał zamiar opowiedzieć jej o materiałach wybuchowych, ale uzmysłowił sobie, że potrzebuje więcej informacji na ich temat. W pokoju dotarło do niego, że Harry zasnął. Snape postawił naczynie na stole i usiadł przy dziecku. Usunął buty i skarpetki Harry’ego, a następnie przykrył go kocem. Mógł przemienić ubrania młodego czarodzieja na bardziej komfortowe, ale że dziecko właśnie pozbyło się bólu głowy, użycie magii mogło tylko wywołać go ponownie. Położył okulary Harry’ego na stoliku i zobaczył, że chłopak wciąż ściska zmiętą pelerynę-niewidkę. Rozwinął ją i uświadomił sobie, jakim jest dziełem sztuki. Na pewno przejdzie do historii. Myślał o ubraniu jej, ale zrozumiał, że efekt stanowiłby zbyt wiele pokus, nawet dla niego. Snape złożył pelerynę i umieścił ją obok szklanki z mlekiem. Może uda mu się znaleźć książkę albo szalik, który należał do cholernego Jamesa Pottera. Rozumiał potrzebę dziecka do poczucia więzi z rodzicami, ale szalik nie pozwoli mu wpaść w żadne kłopoty.
Snape uświadomił sobie, że siedzi i przygląda się, jak chłopiec śpi. Próbował sobie wmówić, że po prostu patrzy, czy dziecka nic już nie boli, ale młody chłopak wyglądał tak niewinnie. Nawet pomimo tego, że miał jeszcze stawić czoła konsekwencjom swojej głupoty. Snape zebrał koce i otulił nimi dziecko. To była zimna noc. Harry poczuł ruch i otworzył oczy.
— Cii. Wróć do snu dziecko. Wszystko jest w porządku. — Harry zamknął oczy i wtulił się w koce. Nagle Harry wydał mu się tak strasznie mały. Westchnąwszy Snape dotknął czoła Harry’ego, delikatnie przeczesując włosy. Ta wymuszona interakcja z chłopcem wydobywała te cechy jego osobowości, które były w nim uśpione przez lata. Prawdopodobnie przez całe jego życie.
Rozdział 10
Harry’ego obudził zapach tostów, bekonu, jajek i kawy. Przeciągnął się na kanapie, a jego bose stopy wyjrzały spod koca. Gdy rozejrzał się dookoła, uzmysłowił sobie, że jest w kwaterach Snape’a. Przypomniał sobie także, dlaczego. Zamknął oczy. Może udawać aż do wiosny, że śpi?
— Panie Potter.
Och! Nie. Snape. Jak długo musiałbym mieć zamknięte oczy nim ten odejdzie?
— Wiem, że już nie śpisz. Umyj się i przyjdź pomóc mi nakryć do stołu. Śniadanie jest już prawie gotowe — poprosił nauczyciel.
— Mmmmm. Jeszcze tylko chwilkę... proszę… — Harry nigdy wcześniej tego nie zrobił. W domu wujostwa byłoby to nie do pomyślenia. W chwili, gdy tylko wypowiedział swą marudną prośbę uzmysłowił sobie, co zrobił. Prawie spadł z kanapy. — Tak jest. Przepraszam, proszę pana, już wstaję — odpowiedział podenerwowany.
— Uspokój się, dziecko. Możesz wrócić do łóżka po śniadaniu. Załóż pantofle, leżą koło twoich butów. Podłogi są w lochach zimne — wyjaśnił nauczyciel, próbując uspokoić Gryfona.
— Tak, proszę pana. — Snape nie wydawał się zły. Harry wsunął kapcie i skierował się do łazienki.
— Skąd pan ma moje papcie, profesorze? — zapytał zaciekawiony.
— Nie są twoje, panie Potter, są tylko podobne. Myślę, że te należą do pana Malfoya — wyjaśnił Snape.
— Czy on tu również spał? — Harry poczuł się zazdrosny. Nie był jedynym, który spał w kwaterach Snape’a.
— Czasem tu zostaje. Gościł u mnie trzy noce temu, zanim dotarł do rodziców na kontynencie. Musiał zapomnieć je spakować. Wróci dopiero początkiem kolejnego semestru, więc możesz z nich dzisiaj korzystać — odpowiedział Snape, uważnie przypatrując się Harry’emu.
— Dziękuję, proszę pana. — Snape zastanawiał się, dlaczego chłopak wydawał się tak przygnębiony.
Harry wszedł do łazienki. Dokonał ablucji, gdy usłyszał głos Snape’a:
— Umyj twarz... mydłem! — Harry wiedział, że Snape ma oczy z tyłu głowy, ale tego było już za wiele. Nie odpowiedział. Po prostu powiesił ręcznik na swoim miejscu i opuścił łazienkę.
Snape spojrzał na niego i powiedział:
— Widzę, że moja kolekcja brudnych kociołków diametralnie zmniejszy się tej zimy... — Harry odwrócił się, wrócił do łazienki i umył twarz. Wyszedł z lekko zaczerwienioną skórą twarzy, co spowodowane zostało ostrym szorowaniem i mokrymi włosami.
— Widział pan może moje okulary?
— Leżą na stoliku w salonie. — Harry udał się we wskazane miejsce i zobaczył swoją niewidkę. Gdyby tylko umieścić ją w kieszeni i... — Zostaw pelerynę tam, gdzie jest, panie Potter. Przypominam, że wciąż musimy porozmawiać o twojej najnowszej eskapadzie.
— Tak jest. — Harry wszedł do kuchni.
— Talerze znajdziesz w tamtej szafce... — Snape machnął ręką wskazując lewą stronę kuchni — a sztućce w tej szufladzie. Pospiesz się. Śniadanie jest gotowe.
Harry sięgnął po okulary, a następnie nakrył do stołu. Siadł naprzeciwko Snape’a przy stole i nałożył sobie wszystkiego po trochu. Opiekun nalał mu soku.
— Dobrze pan spał, panie Potter? Jak głowa? — Pomijając fakt, że pusta? Snape postanowił zachować tę uwagę dla siebie.
— Spałem bardzo dobrze, profesorze. Bóle głowy zniknęły niemal natychmiast po wypiciu eliksiru, który mi pan podał. Pokazałby mi pan, jak go uwarzyć? — zapytał Harry z nadzieją.
— To poziom SUM-ów, panie Potter, dowiesz się, jak go zrobić na czwartym roku.
Harry umieścił jajko na toście i przykrył drugim kawałkiem pieczywa, nim zaczął jeść.
— Miło by było, gdyby dał mi pan kilka fiolek, tak na wszelki wypadek, gdyby znowu bolała mnie głowa. Mógłby pan to zrobić, profesorze? — Tym razem nie tylko głos Harry’ego był przepełniony wiarą, cała jego sylwetka wręcz emanowała nadzieją.
Snape prawie zakrztusił się kawą.
— Na pewno nie, panie Potter. Eliksiry, podobnie zresztą, jak mugolskie leki, powinny być przyjmowane tylko wtedy, gdy zostały przepisane przez czarodzieja, który wie, w jaki sposób można leczyć daną przypadłość. Zażycie eliksiru w niewłaściwej dawce może spowodować poważne szkody dla organizmu. Jeśli czujesz się chory lub coś cię boli, należy natychmiast udać się do pani Pomfrey. Czy to jasne? — zapytał stanowczym tonem, w którym słychać było, że jakakolwiek odmowa nie wchodzi w rachubę.
— Tak, proszę pana. Ale mogę przyjść tu zamiast do ambulatorium?
Te irytujące zielone oczy, pomyślał Snape. Który uczeń z własnej woli chciałby przyjść po pomoc do mnie, zamiast iść do przemiłej pani Pomfrey? Czyżby naprawdę zaczęła go z Potterem łączyć jakaś więź?
— Skrzydło szpitalne jest bliżej wieży Gryffindoru, dziecko, więc logicznym byłoby udać się tam w razie potrzeby, ale jeśli uważasz, że bliżej ci do lochów, to… zapraszam.
Harry uśmiechnął się.
— Dziękuje, profesorze. — Snape lubił patrzeć na uśmiech dziecka. A to nie było dobre. Ale bał się, że nie byłby w stanie zatrzymać teraz procesu zacieśniania więzi ze swoim podopiecznym. Wręcz przerażała go myśl, że to się jakoś samoistnie zatrzymać. Harry zrobił tak wielką kanapkę, że aż miał problem z jej ugryzieniem. Snape wiedział, że powinien go skarcić za nawyki żywieniowe, ale musiał natrzeć mu uszu za coś o wiele poważniejszego.
— Skąd wiedziałeś o materiałach wybuchowych i czasie ich eksplozji, panie Potter? — Snape długo zastanawiał się nad tym w nocy. Wiedział, że czasami czarodziejskie dzieci mają głęboko rozwinięte zdolności przewidywania, ale to mimo wszystko był rzadki talent, i był pewien, że nie można go nabyć czy też wyuczyć się. Czyżby dziecko naprawdę fantazjowało o nich?
Harry spojrzał na profesora. Co miał mu powiedzieć? Wiedział, że został złapany nie tylko na wędrówce po korytarzach po ciszy nocnej, ale i na używaniu peleryny. Snape wierzył, że to nie on podłożył materiały wybuchowe w klasie obrony, ale to niewiele zmieniało jego sytuację. Czy Snape uwierzy, gdy Harry powie mu, że „śnił” o tym? Nie mógł przecież wydać bliźniaków.
— Ja... usłyszałem gdzieś o tym, panie profesorze. Ktoś o tym mówił... — Jak miał wyjaśnić, że miały być fajerwerki, a o mało nie skończyło się na wielkim wybuchu? Niby jak miał to przewidzieć?
Snape postanowił zachować spokój i być cierpliwym, jeśli chciał się dowiedzieć całej prawdy.
— Usłyszałeś gdzieś? — Harry skinął głową spuszczając wzrok na talerz. — Gdzie? — To było podchwytliwe pytanie. Jeśli Harry oznajmi, że słyszał o tym w swoim pokoju wspólnym lub w Wielkiej Sali, będzie musiał mu powiedzieć, kto to powiedział. Nie mógł udawać, że nie wiedział, kto to był. — Na korytarzu, to... brzmiało trochę, jak echo? — Harry był pewien, że Hermiona kiedyś im mówiła, że czasem, jeśli było się we właściwym miejscu w korytarzu, to można było usłyszeć mówiących ludzi, którzy byli bardzo daleko.
Snape wiedział, że to kłamstwo. Spojrzał na Harry’ego przenikliwym wzrokiem. To mogło oznaczać tylko jedno - Harry dobrze wiedział, kto jest delikwentem... A może są. Nie brał udziału w figlu, to Snape wiedział na pewno, ale... był w niego zaangażowany, bo przyjaźnił się z żartownisiami... lub z ich bratem. Snape nie musiał się za bardzo wysilać, żeby uświadomić sobie, że sprawcami byli bliźniacy Weasley. Nawet, jeśli byli oni tylko na trzecim roku wiedzieli bardzo wiele o eliksirach oraz czarach, a żart miał ich podpis. Jakoś zdali sobie sprawę, że fajerwerki nie zadziałają tak, jak planowali i poprosili Harry’ego o pomoc. A głupi chłopak pomyślał, że poradzi sobie z tym sam. Jeśli jego paczka zostałaby w szkole, pewnie wziąłby ich ze sobą, ale że nie był przyzwyczajony do proszenia o pomoc, to próbował to zrobić samodzielnie. W środku nocy, kiedy już wiedział, że ktoś chce go skrzywdzić. Snape musiał bliżej przyjrzeć się Quirrellowi. Było coś bardzo dziwnego w tym człowieku. Ale wszystko po kolei. Najpierw musiał się zająć dzieckiem siedzącym po drugiej stronie stołu.
Snape rzucił Harry’emu najsurowsze, wręcz piorunujące spojrzenie.
— Mówiłem ci już, że nie lubię być okłamywany, panie Potter.
Harry chciał walić głową w stół. Przecież wiedział, że Snape może czytać w jego myślach. Był głupcem próbując okłamać nauczyciela. Położył kanapkę na talerzu i siedział ze wzrokiem spuszczonym na kolana.
— Jedz. — Harry spojrzał w górę, bo nie takiej reakcji się spodziewał.
— Skończ posiłek, panie Potter. Umieść talerze w zlewie i ubierz się. Czekaj na mnie w salonie. — Snape wstał. — Zaraz wrócę.
Harry podążył za nim wzrokiem. Snape wszedł do swojego gabinetu i zamknął drzwi. Próbował przełknąć kilka gryzów kanapki, ale wszystko smakowało jak trociny. Wiedział, że ma straszne kłopoty.
***
Snape wziął trochę proszku Fiuu z miejsca przy kominku i zafiukał do Nory. Odkąd bliźniacy zaczęli naukę w Hogwarcie robił to już kilkakrotnie. Znajomy widok ich kuchni pojawił mu się przed oczyma. Molly Weasley przygotowywała właśnie śniadanie.
— Dzień dobry, pani Weasley.
— Profesor Snape! Dzień dobry. Może zje pan z nami śniadanie? Jest już prawie gotowe — zachęcała gościnnie gospodyni.
— Dziękuje, ale nie skorzystam. Muszę porozmawiać z pani mężem i synami. — Snape postanowił załatwić całą sprawę jak najszybciej i zająć się Potterem.
— Artur jest w szopie, zawołam go. Które z moich dzieci chce pan widzieć? — zapytała uprzejmie.
— Nie Ronalda, ani nie Percy’ego. — Mistrz Eliksirów uśmiechnął się ironicznie.
— Tak myślałam. Proszę chwilkę zaczekać.
Artur Weasley wszedł do kuchni i usiadł przy kominku.
— Jakie problemy tym razem spowodowali moi synowie? — W głosie gospodarza można było usłyszeć nutę rezygnacji.
— Nie jestem pewien, czy są w tarapatach Arturze, ale jestem przekonany, że muszą coś wiedzieć o pewnej sprawie i że będą w stanie mnie oświecić w tej materii.
Bliźniacy przyszli chwilę później. Molly trzymała ich za uszy.
— Mamo, to pomyłka… — wystękał pierwszy.
— …jesteśmy niewinni! — dopowiedział drugi.
— Jeszcze zobaczymy. Teraz proszę stać i odpowiedzieć na pytania profesora Snape’a! — nakazała surowo Molly, stając koło bliźniaków niczym strażnik.
— Dobrze, mamo — odpowiedzieli zgodnym chórem. — Witamy, profesorze Snape. W czym możemy panu pomóc tak wczesnym rankiem? — Sarkastyczny uśmiech bliźniaków diabelnie przypominał ten Mistrza Eliksirów.
Snape widział, jak chłopcy drgnęli, gdy matka uderzyła ich w nogi.
— Dość tych impertynencji Fred, George! — przykazała surowo Molly.
— Tak, mamo — mruknęli cicho chłopcy.
— Panie Weasley i… panie Weasley, jestem tylko ciekaw, czy wiecie coś może o jakiś „materiałach wybuchowych”, które zostały umieszczone na jednym z okien w Hogwarcie? — Snape uważnie śledził zmiany na twarzach bliźniaków.
— Wybuch? — Artura aż poderwało z krzesła. Pamięć o wielkim bożonarodzeniowym wybuchu wciąż była świeża.
— Czy coś wyleciało w powietrze w szkole? — Molly zbladła. Jej rodzina nie mogła sobie pozwolić na zapłacenie za szkody w zamku.
— Nie, proszę pani, nie było wybuchu, przyrząd został wyłączony zanim doszło do eksplozji. — Snape uspokoił wzburzoną panią domu.
— Czy z Harrym wszystko w porządku? — wymknęło się Georgowi.
Snape uniósł brwi. Jego podejrzenia były słuszne.
— Pan Potter jest w porządku. Chcę zrozumieć, dlaczego został zaangażowany w ten wygłup? — Ton nauczyciela nie pozostawiał złudzeń, chciał poznać prawdę i nic nie zamierzało mu w tym przeszkodzić.
Bliźniacy byli przyzwyczajeni do złapania na gorącym uczynku. To zresztą było dobre dla ich reputacji – w ten sposób hogwartczycy mogli im pogratulować świetnych wyrobów własnego pomysłu czy udanych kawałów.
— Stworzyliśmy całą serię fajerwerków i myśleliśmy, że to będzie ekstra impreza dla uczniów, którzy zostali w Hogwarcie...
— To miał być wielki pokaz sztucznych ogni… — dopowiedział entuzjastycznie Fred, jakby zapominając, w jakiej są sytuacji.
— Staraliśmy się to zrobić tutaj, w domu, na Boże Narodzenie, ale... — George nie dokończył myśli, wzruszając jedynie ramionami.
— …ale mama jest nadal na nas zła po tamtym incydencie i ciągle każe nam wszystko sprzątać… — dokończył rozżalony drugi bliźniak.
— W szkole użyliśmy dwukrotnej liczby kul…
— Byliśmy pewni, że ściana wytrzyma...
— Harry był jedyną osobą, której mogliśmy o tym powiedzieć...
Molly uderzyła ich dwukrotnie. — Wysłać jedenastolatka do rozbrojenia niebezpiecznego produktu!
— Mamo, zaczekaj! To było naprawdę proste... — George próbował uspokoić coraz bardziej rozwścieczoną matkę.
— Miał tylko przeciąć kilka kabli... — wtórował bratu Fred.
— Musiał zdjąć portret, który jest o połowę od niego większy, a waży dwukrotnie tyle, co on! — Snape na samo wspomnienie poczuł, że zaczyna tracić cierpliwość.
— Z Harrym naprawdę wszystko w porządku? — upewniał się George.
— Tak. Znalazłem go, gdy przecinał kabel. Proszku. W. Tych. Kulach. Wystarczyłoby. Na. Wysadzenie. Całej. Wieży! — wykrzyczał zdenerwowany nauczyciel.
— Ale…
— Ale…
— W tej chwili spokój, chłopcy — nakazał ich ojciec. Snape uświadomił sobie, ile praktyki wychowawczej musiał mieć ten człowiek, przy takiej ilości potomstwa.
— Nigdy nie zamierzaliśmy postawić Harry’ego w niebezpieczeństwie. Nie wiedział o naszym kawale wcześniej, poprosiliśmy go o pomoc dopiero po świętach... — wyjaśnił cicho, wpatrzony we własne buty, Fred.
— Wiedzieliśmy, że jeśli to się nie powiedzie, to ktoś może się domyślić, że to my je tam podłożyliśmy... — przyznał markotnie George.
— Nie chcieliśmy zostać wydaleni… — dokończył, ledwie słyszalnie, drugi z bliźniaków.
— Jestem pewna, że Harry chciał tylko pomóc. — Molly próbowała uspokoić wciąż wzburzonego nauczyciela.
— Niech się pani nie martwi, z Harry wszystko w porządku.
— Czy dyrektor wie o całej sprawie? — zapytali szeptem, z lekko wyczuwalnym strachem bliźniacy.
— Powiem mu. Poinformuję go również, że sprawcy napiszą esej, na pięć stóp, na temat „wybuchowych kul, ich składników, właściwości oraz co poszło źle podczas ich wytworzenia”. To ma być pierwsza rzecz, jaką zobaczę w poniedziałek rano na swoim biurku — przykazał surowo młodym dowcipnisiom.
— Ale dziś jest czwartek? — Bliźniacy jęknęli ze zgrozą.
Ręka Molly odpowiedziała szybko i boleśnie na zarzuty kawalarzy. — Możecie zacząć w tej chwili!
— Profesorze, skoro razem wycięliśmy ten numer, to może wystarczyłoby, gdybyśmy napisali tylko jeden esej? — zapytał z łobuzerskim uśmiechem, i takim samym błyskiem w oku, jeden z winowajców.
Snape, choć niechętnie to przyznawał, podziwiał ich odwagę w obliczu bezpośredniego niebezpieczeństwa.
— Jedna praca jest do zaakceptowania, ale wymagam również, od każdego z was, po 1000 linii: „nie powinienem bawić się ogniem oraz powodować zagrożenia dla ludzi moimi wybrykami” — ciągnął surowo swój wywód rozeźlony Mistrz Eliksirów.
Bliźniacy wzdrygnęli się: — Tak jest.
— Będziecie również mieć szlaban ze mną przez pięć dni, w tym jeden podczas następnej wizyty w Hogsmeade. — Snape bezlitośnie kontynuował litanię kar.
— Tak, panie profesorze — wybąkali winowajcy w poczuciu całkowitej klęski.
— Myślę, że to wystarczy. Arturze, Molly, przepraszam za najście o tak wczesnej porze. Miłego dnia.
— Dziękuję Severusie i Szczęśliwego Nowego Roku. — Artur odprowadził nauczyciela w stronę kominka.
Snape, opuszczając kuchnię w Norze, był w stanie zobaczyć bliźniaki - Molly właśnie zaczynała sprawiać im lanie.
Cóż, prawidłowa „nagroda” dla żartownisiów.
Teraz nadeszła pora na podręczenie Pottera.
Snape wszedł do salonu i stwierdził, że Harry siedzi na kanapie, na której spał. Zauważył, że peleryna wciąż była na stole, choć wyglądała na nieco pomiętą. Więc chłopak nie oparł się pokusie zabawy nią. Spojrzał na płaszcz, a potem na dziecko. Harry spojrzał przepraszająco.
— A więc, panie Potter. Jesteś gotowy powiedzieć mi prawdę? — zapytał w miarę spokojnie Mistrz Eliksirów.
— Profesorze… Ja… Wiem, że to było niewłaściwe, ale musiałem zapobiec wybuchowi. — Harry tak bardzo chciał, by jego opiekun zrozumiał, że nie miał innego wyjścia.
— Zgadzam się, że wybuch musiał zostać zatrzymany, panie Potter. Nie zgadzam się jednak z tym, że byłeś jedyną osobą, która mogła to zrobić. Powinieneś zwrócić się do Opiekunki Domu lub przyjść do mnie. Jesteś w szkole pełnej nauczycieli... Nie twoim zadaniem było to zrobić. — Snape czuł, że jego spokój diabli biorą.
— Dowiedziałem się o tym i... myślałem, że... To wydawało się proste... Dorośli zadają za dużo pytań, profesorze. A oni... oni powiedzieli, że zostaną wydaleni... — Harry patrzył na nauczyciela, usilnie starając się go przekonać, że musiał to zrobić, bo nie było innego wyjścia.
— Mogłeś zostać ranny, jeśli te materiały by wybuchły!
Albo Quirrell mnie zranił, dokończył w myślach Harry, a głośno powiedział:
— Zamierzałem być ostrożny. Przykro mi... To była ostatnia noc, kiedy mogłem to zrobić.
— Panie Potter... Jeśli kiedykolwiek dowiesz się o innych niebezpiecznych rzeczach, chcę żebyś przyszedł do mnie i mi o tym powiedział. Pomogę ci i nie będę zadawał zbyt wielu pytań — zapewnił stanowczo opiekun.
— Obiecuje pan?
Snape przewrócił oczyma. — Tak.
— Już pan wie, kto to zrobił, prawda? — zapytał Harry, patrząc przenikliwie na swojego opiekuna.
— Właśnie rozmawiałem z Fredem i Georgem Weasley — odparł spokojnie nauczyciel.
— Chciałem tylko pomóc — wyszeptał Harry.
— Poprzez rozbrajanie nocą materiałów wybuchowych, tak? — warknął Snape.
— Oni nie zostaną wydaleni, prawda? — zapytał Harry z niepokojem, kompletnie nie przejmując się pytaniem nauczyciela.
— Nie, nie zostaną — odpowiedział z ledwo wyczuwalnym żalem Snape.
— A ja… Nie zostanę wydalony albo...? — drążył coraz bardziej spanikowany Gryfon.
— Nie, panie Potter, nie zostaniesz usunięty ze szkoły. Natomiast przez następne dwadzieścia minut będziesz stał z nosem w kącie, więc następnym razem dwa razy pomyślisz zanim mnie okłamiesz. Ponadto chcę żebyś napisał dla mnie linie. Pragnę je widzieć na moim biurku w następny poniedziałek. Możesz zacząć pracę nad nimi przez weekend — oznajmił kategorycznie Mistrz Eliksirów.
— Tak, proszę pana — odetchnął z ulgą Harry, nie przejmując się nawet wizją mozolnej pracy za karę.
— Marsz do kąta. Powiem ci, kiedy minie czas — oświadczył sucho nauczyciel.
— Tak jest. Panie profesorze…?
— Tak, panie Potter? — Snape zaczynał czuć się wyczerpany emocjonalnie dzisiejszym porankiem.
— Zabierze mi pan pelerynę? — zapytał cicho Harry, patrząc na podłogę.
Severus widział, że dziecko przygotowuje się na cios. Wiedział, że powinien powiedzieć „tak”. To był dobry moment, by zdusić w zarodku wszelkie nocne eskapady. Ale nie miał niczego, co mógłby dać Harry’emu, a co należało do jego ojca, a z portretem Lily nie zamierzał się rozstawać.
— Możesz na razie zatrzymać pelerynę, panie Potter. Ale NIE NALEŻY jej używać do wymykania się w nocy z dormitorium. Możesz spokojnie używać jej w pokoju wspólnym lub w ciągu dnia — poinstruował surowo chłopaka.
— Nie, proszę pana. Tak jest. — Harry uśmiechnął się i odwrócił twarz do rogu.
Snape spojrzał na chłopca. Harry próbował stać nieruchomo, ale po chwili kiwał sie z jednej nogi na drugą.
— Przestań się wiercić i stój spokojnie, chłopcze — syknął poirytowany Snape.
— Tak, proszę pana — westchnął cierpiętniczo Gryfon.
Po dwudziestu minut Harry mógł wrócić do salonu. Wiedział, że w zanadrzu ma jeszcze obiecane lanie.
Snape kazał mu stanąć przed sobą. Harry był zmęczony, chciał móc usiąść, choć na chwilę.
— Czy masz mi coś do powiedzenia? — zapytał surowo nauczyciel.
— Przykro mi, że okłamałem pana o tym, jak dowiedziałem się o materiałach wybuchowych. Nigdy więcej tego nie zrobię — odpowiedział cicho skruszony Harry.
— Lepiej nie, panie Potter. Zawsze lepiej jest mówić prawdę.
Teraz, pomyślał Harry nadszedł czas na lanie.
Zapatrzył się w swoje buty.
Snape odchrząknął i powiedział:
— Panie Potter, twoje zachowanie było niewłaściwe i nie do przyjęcia. Nie możesz łamać szkolnych zasad i działać, nie myśląc o własnym bezpieczeństwie. Nie jesteś już sam; nie musisz rozwiązywać wszystkich problemów, które napotkasz na własną rękę. Jest wiele osób, które chciałyby ci pomóc. Chcę, żebyś o tym myślał, gdy będziesz pisał linie. — Snape patrzył na swojego podopiecznego nieprzeniknionym wzrokiem.
Harry skinął głową. Nie śmiał spojrzeć na opiekuna.
— Ostatniej nocy obiecałem ci lanie i powinienem ci je sprawić, zarówno ze względu na niebezpieczeństwo, w jakim się postawiłeś myśląc, że sam sobie poradzisz z materiałami wybuchowymi, jak i za wędrówki po zamku w nocy. — Harry automatycznie zakrył pośladki rękoma. — Ale dziś jest ostatni dzień roku, a ja wierzę, że to, co robimy lub, jak się czujemy, w tym dniu znajdzie odbicie w nadchodzącym roku. Nie chcę, abyś cierpiał, czy był obolały w przyszłym roku. — Doznałeś już w życiu wystarczająco dużo bólu, pomyślał Snape. — Więc... nie dostaniesz dzisiaj lania. Ale spiorę cię dwa razy, jeśli nadal będziesz starał się rozwiązywać wszystkie problemy na własną rękę. Czy to jasne? — Ton nauczyciela nie pozostawiał złudzeń, co do powagi sytuacji i konsekwencji niesubordynacji.
— Tak, panie profesorze. Nie będę… dziękuję… — Harry poczuł, jak całe napięcie uchodzi z jego napiętych mięśni. Snape zauważył tę zmianę i zdecydował się zachować dziecko zajęte.
— Jest jeszcze wcześnie. Przejrzyj swoje zadania domowe. Zabawa noworoczna rozpocznie się o dwudziestej drugiej, więc proponuję się zdrzemnąć, tak żebyś mógł w pełni cieszyć się ucztą.
— Tak jest. Profesorze…? — Harry zatrzymał się w drzwiach i odwrócił się, aby zadać pytanie Snape’owi.
— Tak, dziecko? — zapytał spokojnie Snape, pamiętając, że dziecko najadło się już strachu podczas jego „kazania”.
— Mógłbym dzisiaj też tu spać? Przyniósłbym piżamę i… — Harry’emu niedane było dokończyć myśli.
— Dlaczego chcesz to zrobić, panie Potter? — zdziwił się takim obrotem sprawy Mistrz Eliksirów.
— Bo… z powodu tego, co pan przed chwilą powiedział. Czuję się tutaj bezpiecznie i... chciałbym czuć się tak również w przyszłym roku — odpowiedział cicho Harry, patrząc na swojego opiekuna przenikliwym zielonym wzrokiem.
Rozdział 11
Severus Snape spojrzał na mały tyłek chłopca, który leżał na jego kolanach. Ręka zaczęła go piec przy dziesiątym uderzeniu i domyślił się, że pośladki małego chłopca są już wystarczająco czerwone, więc zakończył lanie dwoma klapsami w górną część ud Harry'ego, miejsce szczególnie wrażliwe podczas siedzenia.
Harry ciężko szlochał, gdy został postawiony na nogi, strumienie łez spływały mu po policzkach. Chłopiec był obrazem skruchy.
— Stań w kącie, panie Potter i pomyśl o tym, co się stało. Idę zobaczyć pana Malfoya. Wrócę za dwadzieścia minut — oświadczył stanowczo Mistrz Eliksirów.
Harry poczuł, jak Snape delikatnie kieruje go w stronę kąta. Nic nie widział przez łzy, wciąż cieknące mu z oczu. Jego tyłek pulsował i wiedział, że wygląda bardzo niechlujnie.
Stał w rogu, gdy poczuł, że nauczyciel wciska mu do ręki chusteczkę.
— Nie waż się stąd ruszyć, panie Potter, zanim nie wrócę. — Ton nauczyciela sugerował poważne konsekwencje najmniejszej niesubordynacji.
Harry pociągnął nosem... Wiedział, że Malfoy czeka ten sam los... i wiedział, że musi temu jakoś zaradzić. Chlipnął jeszcze raz i powiedział:
— Profesorze…
— Tak, panie Potter? — Snape odwrócił się od kominka, którym zamierzał podróżować do ambulatorium i spojrzał pytająco na swojego podopiecznego.
— To nie była wina Malfoya… Ja zacząłem…
— Czy Draco drażnił cię w związku z twoją pracą domową? — To przynajmniej byłby jakiś powód, pomyślał Snape.
— Nie, proszę pana. On tylko…, on tylko zapytał, gdzie zostawiłem jego pantofle… Powiedział, że jeśli będę tu po południu, to mógłbym poszukać jego kapci i umieścić je gdzieś, gdzie łatwo będzie mógł je znaleźć — wyjaśnił Harry.
— Dlaczego więc go uderzyłeś?— zapytał ciągle wzburzony nauczyciel.
— Nie wiem… — wychlipał Harry, spuszczając wzrok na podłogę.
Snape westchnął. Co też dziecku chodzi pogłowie? Tak czy owak zamierzał usłyszeć wersję Draco.
— Pomyśl o tym, podczas stania w kącie. Gdy wrócę, oczekuję odpowiedzi.
— Tak jest, panie profesorze — zgodził się markotnie Harry.
Snape poszedł do swojego gabinetu i przez Fiuu skontaktował się z panią Pomfrey, która poinformowała go, że Draco nic nie jest - zatrzymała krwawienie z nosa, który nie został złamany, a siniak na twarzy zniknie do rana.
— Chcesz porozmawiać z młodym wojownikiem, Severusie? — zapytała żartobliwie Poppy.
— Czy to odpowiedni czas, Poppy? Może chcesz go zatrzymać na noc?
— Zasugerowałam mu pobyt tutaj, ale jestem pewna, że nie zaśnie, dopóki z tobą nie porozmawia — oświadczyła dobitnie pielęgniarka.
Snape nabrał do garści kolejną porcję proszku Fiuu, wrzucił ją do kominka i wyszedł w skrzydle szpitalnym.
Draco tkwił na łóżku, pół siedząc, pół leżąc, trzymając mały ręcznik w ręce i na przemian przecierając oczy i nos. Widział jak Opiekun jego Domu wszedł do sali.
Snape usiadł na krześle przed łóżkiem blondyna. Taca z kolacją, leżąca na stoliku obok kozetki Draco wyglądała na nietkniętą.
— Profesorze… Przepraszam… — Po nieudanym pojedynku w Pokoju Zbroi, Severus obiecał porządny ból tyłka, jeśli któryś z nich będzie ponownie walczył, a zwłaszcza z sobą nawzajem.
— Co mu powiedziałeś, panie Malfoy? — zapytał Snape, uważnie obserwując swojego ślizgońskiego wychowanka.
— Nic, panie profesorze, nic… Poprosiłem go tylko o poszukanie moich kapci… Nie wiem, dlaczego się rozgniewał. — Snape osłupiał. Malfoy był zmartwiony. A Snape nie mógł zrozumieć, dlaczego. Draco powinien być zły, powinien grozić wezwaniem ojca oraz pozywaniem szkoły i Gryffindoru. — Myślałem, że... Wiem, że nie jest moim przyjacielem, ale... Pomógł mi, gdy mieliśmy wypadek i mieliśmy razem szlaban... Dlaczego był tak zdenerwowany?
— Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie, panie Malfoy, ale postaram się znaleźć odpowiedź. Tymczasem możesz tu zostać, zjedź kolację, a potem idź spać - porozmawiamy rano — odrzekł spokojnie Snape, wciąż zastanawiając się nad zachowaniem zarówno Draco, jak i Harry'ego.
— Tak, proszę pana. — Draco powtórnie przetarł oczy. — Mam kłopoty, panie profesorze…?
— Ani trochę. Pan Potter powiedział, że to nie była twoja wina. — Snape uspokoił małego Ślizgona.
— Dziękuję, profesorze… — odetchnął z ulgą Malfoy.
Snape ponownie użył Fiuu i wrócił do swoich kwater.
— Panie Potter, możesz wyjść z kąta. Podejdź do mnie… — zarządził.
Harry odwrócił się i oczyścił nos. Chusteczka była już mokra. Snape podał mu suchą, a następnie usiadł przy stole. Harry stanął w pobliżu nauczyciela.
— Jak się czuje Malfoy? — Czy miał prawo o to pytać? Pamiętał uczucie, gdy jego ręka trzasnęła w nos blondyna.Złamał mu go?Czy on naprawdę martwi się o Malfoya?
— Krwawienie zostało zatrzymane i nos jest w porządku. Draco spędzi noc w ambulatorium — wyjaśnił w skrócie nauczyciel.
Harry poczuł ulgę. Co prawda to był tylko jeden cios, ale zadał go ze wszystkich sił…
— Sądzę, że powinienem go przeprosić… — powiedział cicho, patrząc na Snape'a.
— I zrobisz to. Czy zastanowiłeś się, dlaczego go uderzyłeś?
— Tak, profesorze. Ale… nie jestem pewny… Od samego rana wszystko szło nie tak — westchnął Harry i zaczął opowiadać.
To była druga lekcja eliksirów w Nowym Roku. Snape nie był w dobrym nastroju.
Miał bardzo pracowity tydzień, podczas którego prawie każdego popołudnia był wzywany na konsultacje do świętego Munga, a później warzył specjalne mikstury. Każdej nocy chodził spać bardzo późno, bo musiał jeszcze się sklasyfikować eseje i zadania domowe, przypisane na ferie.
A dzisiejszego ranka musiał już sobie radzić z wybuchem kociołka w klasie, podczas eliksirów trzeciego roku Hufflepuff - Ravenclaw.
Pierwszy rok Gryffindor - Slytherin czuł napięcie wiszące w powietrzu, i po raz pierwszy sprawiło to, że nie spowodowano jakiegokolwiek zagrożenia w klasie. Sklasyfikowane dokumenty Snape trzymał na biurku. Nie był zadowolony z ich poziomu. Szczególnie z tego dostarczonego przez zielonookiego ignoranta. Gdy spojrzał na Pottera jedyną jego myślą był opracowany plan zmuszający chłopaka do czyszczenia kociołków całe popołudnie podczas szlabanu, który mu zada. Pod koniec podwójnej lekcji zaczął rozdawać ocenione prace. Czuł na sobie wzrok Pottera. Z pewnością chłopak myślał, że udało mu się go oszukać. Zamierzał go zaskoczyć...
— Granger… Musisz się nauczyć więcej wyrażać w mniejszej ilości słów. Od teraz masz dostarczać maksymalnie dwie stopy… — warknął Snape, podając dziewczynie esej.
Harry wzdrygnął się, Hermiona zawsze pisała elaboraty. Widział, jak odbiera swoją pracę, a na jej twarz wypływa rumieniec zawstydzenia.
— Panie Malfoy. Dobra robota. — Blondyn uśmiechnął się dumnie.
Harry spodziewał się, że jego nazwisko będzie następne. Wszyscy już wiedzieli, że Snape oddawał eseje w ustalonym porządku - pierwszy był zawsze najlepszy. Harry wiedział, że jego praca była dobra. Może nie tak dobra, jak Hermiony i Draco, ale... Przeprowadził bardzo dokładne badania na temat wszystkich składników i właściwości jadów neurotoksycznych, a ponadto wyszukał cechy istot, które je produkowały. Napisał cztery stopy, zamiast wymaganych trzech, a całość przepisał trzy razy, żeby być pewnym, że nie ma nim żadnej plamy atramentu, co miał nadzieję, że Snape zauważy i pochwali.
Harry był zawiedziony, kiedy Snape ciągnął oddawanie prac, a jego nazwisko nie zostało odczytane.
Czyżby Snape zatrzymał esej, bo był, aż tak dobry...? Złudna nadzieja!
Snape oddał ostatnią pracę i Harry uświadomił sobie, że brakuje tylko jednego eseju. Czuł wielki kamień w żołądku...
— Potter… — Harry wyciągnął rękę i zobaczył, że u samej góry jego eseju znajduje się wielkie czerwone T oraz nota dotycząca szlabanu. Spojrzał na pergaminy i zobaczył, że każda strona była przekreślona na krzyż tym samym czerwonym kolorem atramentu.
Dlaczego?
Był tak skonsternowany i zły, że nie usłyszał ostatnich poleceń, wydanych klasie przez Snape'a. W uszach słyszał jedynie głośny szum. Dopiero Ron szturchnięciem dał mu znać, że czas się spakować i opuścić lochy. Jak to możliwe? Poświęcił przecież tyle czasu... Szedł za przyjaciółmi, ale został zatrzymany przez głos Mistrza Eliksirów, nim dotarł do drzwi. Człowiek wydawał się zły!
— Szlaban, Potter, dziś o osiemnastej. W moim gabinecie. Będziesz szorował kociołki — oświadczył oschle Snape.
Harry zdołał tylko skinąć głową, tak był zdezorientowany.
Wyszedł na korytarz i zobaczył, że Ron i Hermiona czekali na niego przy schodach. Gdy usłyszał kroki za plecami odwrócił się, by stanąć oko w oko z... Malfoyem.
— Potter, jak będziesz dzisiaj w kwaterach Snape'a, weź proszę rozejrzyj się za moimi kapciami, dobrze. Snape powiedział mi, że korzystałeś z nich w Nowy Rok, a nie mogę ich nigdzie znaleźć... — zaczął wyjaśniać swą niecodzienną, i nad wyraz uprzejmą, prośbę Draco.
To była kropla przepełniająca czarę goryczy. Snape nie zaliczył mu pracy domowej, nad którą tyle siedział, ale pozwolił Malfoyowi spać w swoich kwaterach. Harry nie dał Ślizgonowi skończyć mówić - uderzył go w nos. Reszta wydarzeń stanowiła białą plamę w jego głowie.
Hermiona i Ron podbiegli do niego, ale silne ramiona dosłownie pociągnęły go do góry. Patrząc w dół, ujrzał zakrwawiony nos Malfoya. Został umieszczony, nie zbyt delikatnie, w klasie eliksirów z złowrogą zapowiedzią, że ma tam pozostać. Stał odtwarzając w kółko zadany cios. Usłyszał, że pani Pomfrey została wezwana, i że Malfoy, cały we krwi, lewitowany na noszach trafił do ambulatorium.
Uderzył Malfoya! Snape go zabije. A ma przecież jeszcze szlaban do odrobienia... Szum w uszach zniknął, a uczucie ciężkości zaczęło się pojawiać w żołądku. Snape wszedł do sali i patrząc na Harry'ego swoim przenikliwym wzrokiem rozkazał:
— Wyjaśnij to, panie Potter…
Harry tylko patrzył na ręce; jedna z dłoni była we krwi. Poruszył ręką i poczuł ból w knykciach. Snape nigdy nie będzie z niego dumny, nigdy! Snape zauważył, że są obserwowani z korytarza, więc wyciągnął dzieciaka z klasy i zabrał go do swojej kwatery, gdzie usiadł na prostym krześle i postawił Pottera obok siebie.
— Wiesz, że nie należy walczyć z kolegami, panie Potter. Prawda? — zapytał surowo, i wydawać by się mogło, że retorycznie.
Harry skinął głową, oglądając swoje buty, jakby były niezmiernie ciekawe. Snape podniósł podbródek Gryfona zmuszając go tym samym do spojrzenia mu w oczy.
— Słowna odpowiedź byłaby bardzo mile widziana, panie Potter. — Złowrogi ton głosu nauczyciela spowodował, że Harry pragnął jedynie uciec wzrokiem przed karcącym spojrzeniem Snape'a.
— Tak, proszę pana — wyszeptał cicho załamany Harry.
— Czy masz coś do powiedzenia, co wyjaśniłoby twoje zachowanie? — dopytywał się coraz bardziej rozdrażniony Mistrz Eliksirów.
Harry spojrzał w czarne oczy opiekuna i zamiast znaleźć w nich, to czego tak bardzo pragnął, znalazł jedynie gniew. Przegrał. Stracił wszystko…
— Nie, profesorze — skwitował beznamiętnym tonem.
— Wiesz więc, wiesz, czego możesz się spodziewać? — indagował dalej zdenerwowany nauczyciel.
— Sprawi mi pan lanie — odpowiedział cicho Harry.
Snape położył rękę na plecach chłopca i przełożył go przez swoje kolana.
Po rozmowie z Malfoyem, Snape postanowił dotrzeć do sedna problemu.
— Usiądź tu, panie Potter — wskazał na krzesło, stojące naprzeciwko jego.
Snape zauważył, jak Harry lekko się wzdrygnął, ledwo gdy jego pośladki dotknęły siedzenia.
— Weź swój esej i przeczytaj mi go — polecił stanowczo Snape.
Harry wyjął z plecaka zmięty pergamin i zaczął czytać. Początkowo jego głos był trochę drżący, ale skupił się na czytaniu. Zatrzymał się, kiedy doszedł do strony, która została przekreślona na czerwono. Zdał sobie sprawę, że czyta to samo, co było na pierwszej i drugiej kartce... Jak to możliwe? W końcu zrozumiał - skopiował tą samą cześć eseju.
— To nie te pergaminy... — wyjąkał zdenerwowany odkryciem swojej pomyłki Harry.
Snape zrozumiał prawdziwy powód zamieszania z pracą Harry'ego. Dziecko popełniło błąd, a nie próbowało go oszukać, przez umieszczenie kopii części eseju w nadziei, że nauczyciel będzie zbyt zajęty, aby przeczytać go dokładnie.
— Rozumiem, że nie czytałeś pracy przed oddaniem mi jej, panie Potter?
— Czytałem... Czytałem wiele razy, panie profesorze, ale… W zeszłym tygodniu doskonaliłem pisanie liter… Nie chciałem pana oszukać, profesorze. Proszę mi wierzyć. Ja mogę pokazać… Mam tutaj wszystkie pergaminy... — Harry sięgnął do swojej torby i wyjął kilka arkuszy pergaminu. Położył je na stole i spoglądał na nie podczas, gdy wciąż przepraszał nauczyciela. — Tak mi przykro... Byłem zmęczony, ale wciąż przepisywałem i... tutaj... to są te dobre strony.
Harry podał nauczycielowi kilka pogniecionych pergaminów.
Snape wziął je i zaczął przeglądać. Zauważył, że nie były one częścią eseju, który Harry mylnie skopiował i mu oddał.
— Dlaczego to było tak ważne, panie Potter? — zapytał zaciekawiony Mistrz Eliksirów.
Harry skubał paznokcie.
— Mmm? Słucham, profesorze?
— Dlaczego uznałeś to zadanie domowe za tak ważne, że skopiowałeś je tak wiele razy? — dopytywał się zaintrygowany takim obrotem sprawy Snape.
— Nie wiem... Chciałem udowodnić, że mogę to zrobić. Chciałem, żeby pan powiedział „dobra robota"... — wyszeptał zawstydzony Harry.
Snape zostawił chłopca siedzącego przy stole, a sam poszedł do swojego gabinetu, skąd wrócił z pergaminem i piórem w ręku. Umieścił je przed Harrym i powiedział:
— No to masz szansę, żeby przepisać go jeszcze raz, panie Potter.
Harry spojrzał na profesora z niedowierzaniem.
— Naprawdę? Ale, profesorze… powiedział pan… — zaczął niepewnie Harry, ale nie dane mu było skończyć.
— Możesz przyjść szorować kociołki jutro, panie Potter. Przyznam ci za to trzy punkty — oświadczył łagodnie Snape.
— Tak jest — rozpromienił się Harry i z werwą wziął się za przepisywać eseju jeszcze raz.
Siedząc na krześle czuł, po pierwsze swój pulsujący tyłek, a z upływem czasu również burczenie w żołądku. Pamiętał, co Snape mówił o posiłkach. Odwrócił się i spojrzał na zegar na ścianie. Nadszedł czas kolacji. Harry usłyszał Snape'a w pokoju obok.
— Profesorze…? — zawołał mając nadzieję być usłyszanym.
— Tak, panie Potter? — zapytał nauczyciel, wychodząc z pomieszczenia i stając obok Gryfona.
— Jest pora kolacji…, a ja jestem trochę głodny. Zajmie mi trochę czasu dokończenie prac, ale... mogę iść na kolację? Wrócę bardzo szybko — zapewnił gorliwie Harry.
— Umyj ręce, panie Potter, posiłek będzie podany w kuchni — oświadczył spokojnie Snape.
— Dziękuję, profesorze. — Harry uśmiechnął się z wdzięcznością.
Snape widział, jak Potter biegnie do łazienki, a następnie usłyszał plusk wody... Jak to możliwe? Dziecko w kilka godzin przeżyło tak wiele, a miało jeszcze energię, żeby skakać i biegać. Po chwili umyty Harry przyszedł do kuchni.
Snape kazał podać bulion z warzywami, kotlety z kurczaka i puree ziemniaczane. Harry zrozumiał, że nie był w całkowitej niełasce, skoro Snape zamówił dla niego jedzenie. To chyba znaczyło, że nadal się nim interesuje, prawda? Jadł powoli. Jedzenie było dobre, a jego żołądek, po wszystkich emocjach dnia, potrzebował się uspokoić. Nie był zaskoczony, gdy pod koniec posiłku zniknęły talerze, ale nie pojawił się deser.
Snape popijał kawę.
— Przynieś swoją pracę, panie Potter — polecił krótko.
— Tak jest. — Harry pobiegł po kopiowany esej.
Harry wziął pergaminy i przeczytał je wszystkie jeszcze raz, nim zaczął po raz kolejny je przepisywać.
— Położyłem kapcie Malfoya na dolnej półce, panie profesorze… — powiedział cicho.
— Dlaczego je tam umieściłeś? — Harry wzruszył ramionami i zapatrzył się na swój esej.
— Ja... Pomyślałem, że przecież jest pan Opiekunem Domu i... Powinienem wiedzieć lepiej... Rozgniewałem się na niego, bo..., bo zaprosił go pan do pozostania tutaj na noc. Myślałem, że... że tylko mnie pan pozwolił tu spać… A teraz jest pan na mnie zły... — Dlaczego mężczyzna kazał mu to wszystko powiedzieć? Nie mógł wyczytać tego z jego myśli?
— Nie jest zwyczajem, żeby uczniowie spali w moich kwaterach, panie Potter — wyjaśnił Snape bacznie obserwując Harry'ego.
— Nie…? — wyrwało się zaskoczonemu chłopcu.
— Wszyscy studenci mają własne łóżka i sypialnie. Tylko w szczególnych przypadkach pozwalam któremuś przespać się na kanapie — wyjaśnił zasadniczym tonem Mistrz Eliksirów.
— Mnie pan pozwolił… — Na twarzy Harry'ego pojawił się wielki, zadowolony uśmiech.
— Jestem twoim opiekunem, panie Potter. Muszę cię traktować inaczej niż resztę kolegów — odpowiedział Snape, starając się nie zwracać uwagi na jawną radość podopiecznego na jego ostatnie wyjaśnienie.
— Ale Malfoy… — zaczął Gryfon, ale Snape mu szybko przerwał.
— Jestem również odpowiedzialny za uczniów, którzy należą do mojego Domu, gdy przebywają w szkole, panie Potter. Zawsze istnieje szczególny powód, dla którego pozwalam tu komuś spać — oświadczył spokojnie nauczyciel.
— Rozumiem. Przepraszam, myślałem, że… Czy mogę zabrać mu kapcie do ambulatorium...? Może ich potrzebować.
— Draco zostaje tam tylko na noc. Możesz mu je dać, gdy będziesz go przepraszał — odparł stanowczo nauczyciel.
— Tak jest — zgodził się szybko Harry.
Harry kontynuował pisanie. To zadanie wydawało się nie mieć końca. Poczuł skurcz w dłoni. Bolała go ta część, którą uderzył Malfoya.
— Skończył pan, panie Potter?
— Nie, profesorze… Wciąż mam pół strony do przepisania… — westchnął znużony Harry.
— Zaznacz miejsce i podejdź do mnie — polecił krótko Snape.
Harry poszedł do salonu. Nauczyciel siedział w fotelu, a Harry przysiadł na kanapie.
To było trudne dla Snape'a. Ale wiedział, że chłopiec tego potrzebuje. Snape był przyzwyczajony do krytykowania i wypominania każdego, nawet najmniejszego błędu. Umiał potępić, ale rzadko mówił coś pozytywnego.
— Panie Potter, od kiedy przybyłeś do Hogwartu, bardzo wiele się nauczyłeś. Wiesz już, jak korzystać z magii i świetnie sobie poradziłeś z oswojeniem się ze wszystkimi nowościami, które bywają trudne do opanowania dla dzieci wychowywanych przez mugoli. Powinieneś być z siebie dumny… — Snape miał nadzieję, że jego słowa podniosą Harry'ego na duchu.
— Naprawdę tak pan myśli, profesorze? — Harry wcale nie był tego taki pewny.
— Tak, dziecko. Słuchałeś również wskazówek pani Pomfrey i zdołałeś przytyć. Gdy zbada cię ponownie, myślę, że będzie bardzo zadowolona z uzyskanych przez ciebie wyników... — ciągnął wyliczanie walorów Harry'ego Mistrz Eliksirów.
— Chciałem... Chciałem, żeby był pan ze mnie zadowolony, profesorze... — Harry pragnął mieć teraz swoją pelerynę-niewidkę, w ten sposób Snape nie byłby w stanie na niego patrzeć.
— Dlatego tyle razy przepisałeś swoją pracę domową, dziecko? — zapytał Snape, choć podejrzewał jaka będzie odpowiedź.
— Tak, proszę pana — wyszeptał wciąż zawstydzony Harry.
— Nie musisz tego robić, panie Potter. Jestem z ciebie zadowolony, kiedy jesz każdy posiłek na czas i kiedy jesteś w łóżku przed ciszą nocną... Cieszę się, gdy jesteś porządnie ubrany i postępujesz zgodnie z poleceniami nauczycieli — ciągnął Mistrz Eliksirów czując, że szczere pochwały wcale nie są tak trudne do wypowiedzenia, jak mu się zdawało.
— Ale…, pan myśli, że jestem głupi… Nie jestem dobry w eliksirach — wyszeptał podłamany Harry.
— Wiem, że bardzo się starasz. Twoja praca domowa była dobra, aż odkryłem, że zacząłeś się powtarzać.
— Więc lubi mnie pan? Wiem, że bardzo dobrze się pan mną opiekuje mnie, ale… — Harry zamilkł nie bardzo wiedząc, jak ma wyrazić, to co czuje.
Snape starał się wmówić sobie, że to część opieki nad dzieckiem, że nie robi tego dlatego, bo ma ochotę uściskać dziecko… Usiadł obok Harry'ego i objął go ramieniem. Dziecko poczuło rękę i pozwoliło się przytulić.
— Kiedy w klasie obrony szukałem ładunków wybuchowych, żeby je rozbroić... znalazłem zwierciadło. Było duże i najpierw pomyślałem, że to normalne lustro, ale... Kiedy w nie spojrzałem... ono pokazało mi moich rodziców i rodzinę. Ale nie było w nim Dursleyów. Ale był mój ojciec i matka... tak naprawdę ich nie pamiętam, nie widziałem też żadnych zdjęć, ale wszyscy mówią, że wyglądam jak tata, a oczy mam po mamie... — Harry postanowił opowiedzieć opiekunowi o dziwnym artefakcie, na jaki się natknął podczas swoich nocnych wędrówek.
— Więc widziałeś w lustrze swoich rodziców? — Bardziej stwierdził, niż zapytał Snape.
— Tak i nagle poczułem, że nie jestem już sam... — wyszeptał Harry, mocniej przytulając się do nauczyciela.
— Odnalazłeś ponownie lustro? — dopytywał się nauczyciel.
— Następnej nocy i kolejnej też... Założyłem niewidkę, żeby móc swobodnie poruszać się po korytarzach. Chciałem ich zobaczyć jeszcze raz... musiałem sprawdzić, czy nadal tam są... — odpowiedział podekscytowany Harry.
— Byli? — zapytał cicho Snape.
— Tak, za każdym razem. Kładli mi ręce na ramionach i wyglądali na tak szczęśliwych... Profesor Dumbledore powiedział mi, że lustro pokazuje, to co najbardziej pragnę ujrzeć… — ciągnął dalej Harry.
— Kiedy ci to powiedział? — zainteresował się Ślizgon.
— Ostatniej nocy… W noc przed odkryciem materiałów wybuchowych, powiedział mi, że zwierciadło pokazuje tylko, pragnienia mego serca, i że... nie powinienem szukać lustra — odpowiedział smętnie Harry.
— Rozumiem, że brakuje ci rodziców, dziecko — uspokoił go łagodnie Snape.
— Wiem, że odeszli, ale chciałbym mieć ich zdjęcie. Ale po raz ostatni widziałem jeszcze kogoś w lustrze... Kogoś, kogo znam i kto żyje… — Harry, tuląc się do opiekuna, czuł ciepło bijące od wiecznie zimnego człowieka. — Był pan w lustrze, profesorze…
Snape oniemiał. Chłopak kilka razy skopiował swój czterostronicowy esej, aby zyskać jego uznanie, a Malfoya uderzył po prostu z zazdrości. Podjął się opieki nad Harrym wiedząc, że może zapewnić dziecku stabilność, jasne zasady i wskazówki, co mogło się przełożyć na ciepłe ubrania i filiżankę gorącej czekolady, ale przytulanie...? To było, to czego dziecko potrzebowało! A on był emocjonalnym wrakiem człowieka, który zamknął swoje serce po tym, gdy zbyt wiele razy zostało złamane. Nawet nie posiadał klucza, by próbować zmienić ten stan rzeczy.
— Czy uważa pan, że... Myśli pan, że może mnie polubić, chociaż tak trochę? Obiecuję będę się uczyć na wszystkie lekcje, zawsze będę punktualny, i zawsze będę posłuszny i... — Harry tak bardzo pragnął dobrego słowa od opiekuna, że zaczął gorączkowo wyliczać wszystkie rzeczy, którym mógłby sprostać, byle tylko nauczyciel chciał to zauważyć.
— Lubię cię, panie Potter. — Snape przerwał tą nerwową wyliczankę.
— Ja pana też, panie profesorze. — Mina Harry'ego w jednej chwili zmieniła się z pełnej nerwowości na niepomiernie szczęśliwą.
Harry poczuł łzy gromadzące się w oczach. Zrozumiał, że ten dzień nie zostały wcale nie był zły, jak mogło się wydawać jeszcze rano. Snape przytulił go mocniej.
— Przykro mi, panie Potter. Przykro mi, że nie dane ci było dorastać z rodzicami. Wiem, że nie jestem najlepszym zastępstwem, ale jestem tu dla ciebie... — wyszeptał cicho w stronę wtulonego w niego Gryfona.
Harry stracił kontrolę nad swoimi łzami. Wszystkie rozczarowania dnia, plus wszystkie niepokoje i lanie... wszystko to zaczął wypłakiwać. Severus po prostu trzymał go mocno, aż dziecko padło, wyczerpane. Harry płacząc zasnął w jego ramionach się.
Snape podniósł dziecko i przeszedłszy kilka kroków, zaniósł go do swojego pokoju, uznając, że jego podopieczny zasługuje na coś więcej, niż kanapa w salonie. Kiedy próbował położyć Harry'ego na łóżku, chłopiec nie chciał puścić jego szyi i ciągnął go w dół. Z lekkim westchnieniem, Snape ułożył się w łóżku obok chłopca i pozwolił Harry'emu wtulić się w jego klatkę piersiową. Po kilku długich minutach trzymania śpiącego chłopca, Snape przyznał w duchu, że cieszył się z kontaktu fizycznego i czuł się dziwnie ochronny względem dziecka w jego ramionach.
Snape zamknął oczy i zapragnął, by dziecko, które właśnie się do niego tuli było naprawdę jego. Jego i Lilly…
Snape otworzył oczy, gdy zdrętwiało mu ramię. Zasnął przy chłopcu. Wstał i okrył dziecko kocem. Wyszedł z pokoju i wyłączył światło. Poszedł do swojego pokoju gościnnego i transmutował krzesło w łóżko. Był tak zmęczony, że zdążył tylko zdjąć buty przed zaśnięciem.