O trollu i czarodziejskich dzieciach 6

Ostrzeżenie: rozdział zawiera opis kary cielesnej.


Rozdział 6


Pani Pomfrey lubiła spędzać wieczory w pokoju nauczycielskim na rozmowach i przyjacielskich przekomarzaniach z kolegami. Tej nocy mogła poinformować ich o najnowszych wynikach badań, jakim poddała Harry'ego.

- Przybrał na wadze dwa i pół funta – oświadczyła zebranym triumfalnie.

Snape westchnął zrezygnowany. Przecież wiedział, że prędzej czy później i tak rozmowa zejdzie na Pottera. Nie gniewało go to już, ale musiał udawać...

- Wciąż wygląda jak zagłodzony gołąb – wtrącił sarkastycznie.

- Będzie musiał przybrać na wadze jeszcze co najmniej sześć funtów, co pozwoli osiągnąć mu średnią wagę dla jego wieku, następnie zacznie rosnąć – wyjaśniła fachowo pielęgniarka.

- Jak długo jeszcze będzie musiał pić ten suplement? – dopytywał Snape.

- Nie będzie musiał go pić w tym miesiącu. Dzieciaki zazwyczaj przybierają na wadze w okresie Bożego Narodzenia – odpowiedziała wesoło Pomfrey, mrugając przy tym znacząco.

- Za dużo cukru moim zdaniem - skrzywił się Mistrz Eliksirów.

- To będzie dobre dla chłopca. Harry potrzebuje nabrać trochę masy - powiedziała Minerwa.

- Dam Harry’emu specjalne witaminy przeciwko przeziębieniu, musi tylko przyjść do mojego biura – oświadczyła Pomfrey.

- Tak jest, przekażę – odparł zrezygnowanym tonem Mistrza Eliksirów.


***



Śnieg opatulił hogwarcki dziedziniec niczym biały koc. Była sobota, więc uczniowie oddawali się zabawie na śniegu.

Mistrz Eliksirów rozpoznał w tłumie uczniów czarnowłose dziecko, bawiące się z najmłodszym rudzielcem. Ucieszył się, że Potter wyglądał jakby mu było ciepło i wygodnie. Gdyby miał serce, to pewnie krwawiłoby dla młodego chłopca, który nosił kartki papieru pomiędzy jego ubraniami jako izolację.

Snape, wraz z pozostałymi nauczycielami, przebywał w wieży Krukonów, przeprowadzając badania na temat magii krwi.

- Czy wiecie, że niektóre kultury uważają, że poprzez zjedzenie serca i mózgu zmarłych przodków można pozyskać ich duszę i magię? - Flitwick czytał długi, starożytny pergamin.

- Słyszałem, że można zawrzeć braterstwo krwi poprzez nacięcie ręki nożem, a następnie wymieszanie krwi uściskiem dłoni. - Severusowi nie bardzo mieściło się to w głowie, tym bardziej, że nigdy osobiście nie widział jak przeprowadzano taki rytuał.

- Mugole, w celach medycznych, eksperymentują z krwią. Przeprowadzają transfuzję krwi, przeszczepy narządów a nawet szpiku kości. - Pomona rozmawiała o rezultatach swoich badań z profesor mugoloznawstwa.

- Używamy krwi, jako podstawy do warzenia eliksirów uzupełniających krew. Wykorzystujemy wówczas odrobinę krwi pacjenta. - Pani Pomfrey również była zaangażowana w prace badawcze.

- Ale w jaki sposób, dzięki krwi, działają tarcze ochronne, skoro wiemy, że Lily nigdy nie mieszkała w domu swojej siostry? Jak Albusowi udało się umieścić tarcze? Czy będą działać, jeśli znajdziemy innego krewnego, może jakiegoś kuzyna lub dalszą rodzinę? - Minerwa wiedziała, że muszą zbadać wszystkie możliwości.

- Pomyślałem o tym, Minerwo. Wynająłem londyńskiego prawnika, specjalizującego się w prawie spadkowym. Powiedział, że jeśli jacyś członkowie rodziny Evans żyją, to znajdzie ich. Nawet, jeśli nie mieszkają w Anglii – wyjaśnił spokojnie Snape.

- To dobry pomysł, Severusie - przyznała z uznaniem wicedyrektorka.

- Istnieją także inne rodzaje tarczy stosowane do ochrony budynków, w których należy złożyć pewne ofiary krwi, które… cóż… pozwolą chronić fundamenty przed uszkodzeniem. - Flitwick nadal przeglądał starożytny pergamin.

- Czy na pewno patrzysz na właściwy rodzaj pergaminu, Filius? Bo to jest obrzydliwe! - Cóż, Pomona zawsze miała słabe serce.

- Myślę, że robimy pewne postępy. - Filius naprawdę zainteresował się koszmarnymi szczegółami.

- Tak, tniemy krewnych w kawałki, jemy ich mózgi i serca, wlewamy krew w fundamenty domu i tam ich chowamy. - Severusowi ciężko było zachować powagę.

- Harry być może będzie bezpieczny w takim domu, ale jestem pewna, że będzie tam straszyć! - Minerwa pokazała, że posiada poczucie humoru. - Czy znalazłeś coś o adopcji krwi? Nie ma nic o krwi w żadnej z wymienionych, o ile słyszałam.

- Cóż… – Niski czarodziej przełożył pergaminy nad stołem i wziął inny zestaw. - Były one bardzo popularne w czasach rzymskich, ale nie mogę znaleźć żadnej gwarancji, że utrzymają jakichkolwiek tarcze ochronne.

- Powinniśmy wykorzystać urok Fideliusa. Kupić dom na kontynencie i zabrać tam chłopca. - Pomona chciała odwiedzić basen Morza Śródziemnego.

- Możemy go zapisać do letniej szkoły! - Severusowi spodobał się zszokowany wyraz twarzy jego kolegów.

- Harry musi mieć wakacje! – Wykrzyknęła, otrząsnąwszy się z szoku, zbulwersowana Minerwa.

- Letnie szkoły są rozwijające, Minerwo. Może gdzieś na farmie… - Severus uwielbiał droczyć się ze straszą koleżanką.

- Istnieją przymierza krwi, które tworzą więź braterstwa krwi. - Filius nadal czytał starożytny pergamin.

- Zawsze możemy połączyć wszystkie te pomysły – odparł zamyślony Severus.

- Nie zabijemy jego krewnych! - Minerwa zaczęła być zmęczona obsesją swoich kolegów na punkcie krwi.

- Minerva, to nie jest zabawne! I nie o tym myślałem... Możemy wziąć trochę krwi ciotki, Pottera oraz jego kuzyna i uwarzyć eliksir uzupełniający krew... Przydałaby się nam jakaś fontanna aby utrzymać ją ciągle płynącą… myślę, że to wystarczyłoby do utrzymania tarczy wokół domu.

- Problemem nie jest dom, tylko jego krewni! - Pomonie naprawdę spodobała się wizja domu we Francji lub Włoszech.

- Oczywiście, wyślemy krewnych za granicę a dom otoczymy tarczami ochronnymi. – Filius miał gotowy plan.

- Harry nie może żyć samodzielnie, jest dzieckiem, potrzebuje rodziny – perorowała rozgorączkowana Minerwa.

- Jeden z nas może z nim pozostać, co najmniej przez część lata. – Pomona chciała być pomocna w podjęciu ostatecznej decyzji.

- Harry’emu nie wystarczy towarzystwo, on potrzebuje środowiska rodzinnego. – Minerwa zdecydowała się postawić sprawę jasno.

Oczy wszystkich skierowane były na Snape'a.

- Nigdy nie lubiłem Surrey – odparł zamyślony nauczyciel eliksirów. - Jeśli się nim zaopiekuję, wolałbym zabrać go do rodzinnej posiadłości. Rzucone na nią zaklęcia ochronne są starożytne. – W głosie Mistrza Eliksirów można było usłyszeć nutkę dumy.

- To rozwiązywałoby nasze problemy, choć można by rozważyć adopcję krwi plus fontannę z niej… - Mistrz Zaklęć ponownie zatopił się w analizowaniu antycznego zwoju.

- Filius, jeszcze chwila i zacznę myśleć, że wręcz do przesady pragniesz przelewać krew! Uważam, że powinniśmy poczekać. Nie ma pośpiechu, mamy czas do początku lata. Tymczasem Harry jest tutaj bezpieczny. – Zirytowana Minerwa definitywnie ucięła dalszą dyskusję.


***



W niedzielę, po tym, jak ponownie bawili się na śniegu, Ron dostał gorączki i zaczął kichać następnego dnia rano. Harry poszedł z nim do ambulatorium. Pani Pomfrey kazała mu pozostać w szpitalu, a Harry’emu podała eliksir pieprzowy zanim wysłała go na zajęcia.

Hermiona była zajęta sporządzaniem notatek do prac domowych i ćwiczeń. Harry wiedział, że Ron nie chciał myśleć o szkole, gdy był chory. Dzień był ponury i czuł się smutny bez swojego przyjaciela.

Malfoy posłał mu notatkę na transmutacji: „Gdzie jest twój chłopak, Potter? Dorabia w ambulatorium, żeby zdobyć pieniądze na prezenty świąteczne?” – Co niemal doprowadziło do bijatyki na korytarzu.

Po stracie pięciu punktów, każdy poszedł swoją drogą, ale podczas obiadu Malfoy posłał mu nową wiadomość, w której kazał mu się stawić na pojedynek w Pokoju Zbroi o dwudziestej trzeciej.

W odpowiedzi Harry napisał, że po ostatnim razie, gdy nie pojawił się na miejscu umówionego pojedynku, nie ufa mu w tej kwestii.

Malfoy odpisał jedynie, że ma przyjść sam.


***



Tej nocy, opuszczając gabinet Flitwicka, Snape został zatrzymany na korytarzu przez portret Nigellusa Blacka.

- O, Snape! Myślę, że powinieneś wrócić do lochów przez Pokój Zbroi – doradził spokojnie.

- A to niby dlaczego? – Sarkazm w głosie Mistrza Eliksirów nie zniechęcił Blacka.

- Słyszałem, że zbroje są zdenerwowane, bo dwoje dzieci rzuca ich kawałkami po całym pomieszczeniu, a ty akurat jesteś zainteresowany obojgiem – odparł z bardzo słyszalną dozą samozadowolenia portret ślizgońskiego dyrektora.


***



Co ja tutaj robię? pomyślał Harry. Powinienem być w łóżku.

Harry sadził, że Draco nie przyjdzie.

Ale Malfoy miał własne powody, by podjąć walkę. W liście, który otrzymał wraz z dzisiejszą pocztą, ojciec poinformował go, że musi pozostać w Hogwarcie w trakcie przerwy świątecznej, ponieważ on i jego matka udają się na drugi miesiąc miodowy do Paryża.

Tak więc obaj przybyli w wyznaczonym czasie, w wyznaczone miejsce.

Żaden z nich nie znał wystarczająco dużo przekleństw czy klątw, musieli więc zadowolić się stosowaniem uroku pluskającego i zaklęcia łaskoczącego. Harry wiedział, że ten pojedynek skończy się przy użyciu pięści, na razie rzucali w siebie częściami zbroi znajdującymi się w pokoju. To nie potrwa długo, jak hałas zbudzi cały zamek.

- Przestań, Malfoy. Zostaniemy złapani! – Harry nie widział większego sensu tego pojedynku, a nie pragnął szlabanu.

- Poddajesz się? – zapytał drwiąco młody arystokrata.

- Chyba śnisz, Malfoy! Idziemy łeb w łeb! – oświadczył oburzony Harry.

- Nie!

Harry rzucił w kierunku Draco kawałkiem ramienia. Malfoy został trafiony rękawicą.

- Au! – Okrzyk bólu świadczył o celności Harry’ego.

- Poddajesz się? – Harry triumfował.

- Nigdy! – wrzasnął wściekły Malfoy.

Harry odniósł wrażenie, że ktoś za nim stoi, chciał się odwrócić, ale poczuł rękę trzymającą go za kark. Znany zapach składników eliksirów uświadomił mu, że zostali złapani przez osobę, której żaden z nich nie chciał w tej chwili ujrzeć.

Snape złapał w powietrzu kawałek przyłbicy, którą rzucił Malfoy.

Malfoy zastanawiał się, co się stało, ponieważ nie usłyszał dźwięku spadającego metalu. Spojrzał w górę i stanął oko w oko z Opiekunem Domu, który trzymał jego przeciwnika. Severus machnął różdżką i kilka ruchów później zbroje odzyskały swoje części. Dwóch chłopców spokojnie stało obok nauczyciela. Oboje czuli jak złość wręcz gotuje się w ich profesorze. Snape pomału składał zbroje, choć śmiało mógł to zadanie przypisać dwójce stojących przy nim łotrów, ale robiliby to za głośno a było już późno. Pokój nie był często używany, ale zbroje na pewno nie chciałyby urzędować w kawałkach, dopóki Filch by ich nie ustawił. To również da mu czas do namysłu, co ma zrobić ze swoimi podopiecznymi.

Harry wpadł w panikę, gdy przypomniał sobie wzmiankę o laniu, ale to było to, czego Draco się spodziewał - blondyn masował pośladki wiedząc, że już niedługo będą go boleć. Jak to będzie przebiegać? Malfoy wszak wiedział, że Opiekun jego Domu nie był przyzwyczajony do odkładania kary na później. Ta zawsze następowała po czynie: szybko i boleśnie. Snape nie wyśle ich do łóżka, dopóki surowo ich nie ukarze.

Snape, skończywszy składanie zbroi w całość, odwrócił się w stronę winowajców.

- Czy któryś z was ma świadomość jak wiele przepisów złamaliście?! Wałęsanie się po ciszy nocnej, walka, używanie magii poza salą lekcyjną, niszczenie mienia szkoły, przebywanie w pobliżu trzeciego piętra! Jak wyszedłeś z lochów, panie Malfoy? Kto podał ci nocne hasło? - zapytał surowo Ślizgona.

- Nie wróciłem do lochów, proszę pana. Ukryłem się w bibliotece i przeczekałem w niej aż do ciszy nocnej – wyszeptał Draco spuszczając wzrok na podłogę.

- A ty, panie Potter? – maglował dalej Snape.

- W wieży Gryffindoru nie ma nocnego hasła, proszę pana. Powiedziałem Grubej Damie, że muszę wrócić do klasy po książkę, której zapomniałem – wyjaśnił Harry.

- Więc do listy twoich przewinień musimy dodać kłamstwo, tak? – Bardziej stwierdził niż spytał rozzłoszczony nauczyciel.

- To się nie liczy, jeśli kłamie się portretowi, proszę pana - wtrącił Draco.

- A jeśli zapytałbym portret o miejsce pobytu konkretnego ucznia? – indagował Snape.

- Ale, proszę pana…

- Nie chcę słyszeć ani słowa od któregokolwiek z was młodzieńcy, aż nie dotrzemy do mojego gabinetu. – Snape zdecydowanie uciął wszelkie dalsze wymówki chłopców. Gdy dotarli na miejsce, zaczął mówić: - Jako że zbliżają się święta, nie odejmę punktów z waszych domów, ale... – Znacząco zawiesił głos.

Harry nie wierzył własnym uszom. Czyżby profesor pozwolił im odejść? Harry patrzył, jak Snape wyciąga krzesło i kładzie na środku pokoju. Usiadł i skinął prawą rękę na Malfoya. Blondyn wiedział, czego się od niego oczekuje, bo podszedł do nauczyciela i pochylił się nad jego kolanami.

Ślizgoni doskonale wiedzieli, że ich Opiekun prawie nigdy nie odejmuje punktów z własnego domu, ale mieli również świadomość, że nie uciekną przed konsekwencjami, które prawie zawsze były bolesne. Malfoy nawet nie protestował, że Potter mógł oglądać jak profesor go karci - otrzymał już taką karę w grupie i był pewien, że Potter niedługo zostanie, identycznie jak on, ukarany. Dotyczyło to także zobowiązania do milczenia i nie wspominania nikomu poza salą o tym co się stało.

Snape postanowił ukarać Malfoya pierwszego, pozwalając Potterowi obserwować co go za chwilę spotka.

Harry patrzył na te procedury jakby śnił. Malfoy kładący się w poprzek kolan profesora, ręka nauczyciela bijąca jego pośladki, Draco szlochający po szóstym klapsie i Snape radzący mu, że powinien leżeć w łóżku i nie łamać więcej zasad albo następnym razem zostanie ukarany na „gołą skórę”.

Potem było już po wszystkim.

Snape podał chusteczkę Malfoyowi, który oczyścił oczy i nos, a potem ochłonął.

Opiekun Slytherinu wybrał ukaranie Malfoya jako pierwszego, bo chciał pokazać Potterowi, że nie zamierzał go bić, tylko wymierzyć kilka klapsów w pośladki a następnie wszystko będzie zapomniane i wybaczone.

Snape lekko przytulił Ślizgona, po czym powiedział:

- Dobrze, panie Malfoy to twoja pora snu. Wróć teraz do dormitorium.

- Ale, proszę pana… Potter? On mnie widział… - Draco nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.

- On nie będzie rozmawiał o tym co się tutaj wydarzyło, a ty możesz się zatrzymać, ale dostaniesz kolejne lanie, jak tylko z nim skończę – oświadczył spokojnie Snape.

- To nie w porządku. – Draco był oburzony takim obrotem sprawy.

- Czy chcesz jutrzejszej nocy wrócić po kolejną dawkę, panie Malfoy? – Ton głosu nauczyciela nie pozostawiał miejsca na żadne argumenty.

- Nie, proszę pana. Dobranoc. – Draco postanowił jak najszybciej uciec z zasięgu rąk profesora, ale nie zamierzał przy tym tracić manier.

Snape wstał i odprowadził chłopaka do drzwi, szepnął mu coś do ucha, po czym zamknął drzwi. Odwrócił się i klęknął, aby móc spojrzeć Harry'emu prosto w oczy.

- Potter, dostaniesz taką samą karę jak pan Malfoy - dwadzieścia klapsów na spodnie. Dasz radę ją przyjąć? To nie będzie przyjemne, ale wykonam to szybko, a my o wszystkim zapomnimy. Pozwoliłem ci zobaczyć karę pana Malfoya żebyś wiedział czego się spodziewać. Nie będę cię bił. – Snape łagodnie tłumaczył istotę kary przestraszonemu chłopcu.

Harry patrzył na opiekuna przez łzawiące oczy. Wiedział, że to będą klapsy, a nie razy i że będzie to bolesne, ale chciał otrzymać taki sam komfort jak Draco. Chciał zostać przytulony przez Snape’a.

- Jesteś gotowy? Czy wolisz szlaban? – Delikatnie zapytał Mistrz Eliksirów.

- Jestem gotowy, proszę pana – wyszeptał Harry.

Snape przełożył go przez swoje kolana. Harry był spięty, nigdy nie był tak blisko kogoś innego. Czuł, że opiekun przytrzymuje go lewym ramieniem, a następnie zaczęła się kara. Klapsy były mocne i bardzo piekące, ale to bolało znacznie mniej niż pięści czy straszliwy pas jego wuja, którego się obawiał. I to boli mniej, bo na to zasłużył. Powinien wiedzieć, że nie należy opuszczać dormitorium, żeby brać udział w pojedynku!

Starał się zachować spokój, ale wszystkie emocje się w nim kotłowały. Ostatecznie rozpłakał się, a później szlochał na kolanach Snape'a. Płakał długo, nie czując pocieszającej ręki na plecach ani słów mówiących, że to już koniec.

Kiedy uspokoił się, opiekun postawił go na nogi i podał mu chusteczkę. Zanim Snape zdążył cokolwiek powiedzieć, Harry wyciągnął ręce i wtuliwszy się w jego ramię, ponownie zaczął szlochał.

Snape mocno trzymał dziecko. To był powód, dla którego posłał Draco do łóżka po jego karze. Wiedział, że Potter był pakietem stłumionych emocji i musiał pozwolić dać im upust. Po chwili Harry zrozumiał, że jego łzy zmoczyły szaty nauczyciela i zaczął się starać uspokoić. Snape dał mu kolejną chusteczkę.

- Jak się czujesz panie Potter? – zapytał troskliwie Mistrz Eliksirów.

- Przykro mi, proszę pana – wychlipał Harry.

- Dlaczego? – zapytał spokojnie Snape.

- Bo zmoczyłem pana szaty – wyszeptał zawstydzony.

Snape przytulił go ponownie.

- Jest za późno żebyś wracał do swojej wieży, będziesz spał tutaj. Idź do łazienki i się umyj. Znajdziesz tam nową szczoteczkę do zębów i twoją pidżamę, tę która się przypaliła. naprawiłem ją. Załóż ją i wskakuj do łóżka, pora spać – polecił Snape.

- Tak jest.

Harry wrócił z umytą twarzą i czerwonymi oczyma. Ponownie płakał w łazience, przez co czuł się jak dziecko. Widział, że na kanapie były jakieś koce i poduszki. Snape’a nie było, ale słyszał, jak porusza się w pomieszczeniu obok. Położył się i okrył. Było ciepło i miło. Czuł nadchodzące łzy i ponownie zaczął płakać. Snape wrócił i usiadł obok niego, czekając aż się uspokoi.

- Jak się czujesz? Czy boli? – zapytał delikatnie.

- Nie, proszę pana, to już nie boli. Czy powie pan profesor McGonagall, że tu jestem? – zapytał zaniepokojony.

- Już jej powiedziałem, panie Potter – uspokoił go opiekun.

- Czy ona wie o pojedynku? – zapytał zmartwiony Harry.

- Wie, że nie było cię w dormitorium po ciszy nocnej i że zająłem się tą sprawą. Więc to był pojedynek? – zapytał zdziwiony Snape.

- Tak, proszę pana. Nigdy wcześniej się nie pojedynkowałem. Tylko o tym czytałem. O mieczach i karabinach, ale my używaliśmy magii, proszę pana – wyjaśnił zawstydzony swoim postępkiem Harry.

- I to było bardzo niemądre. Nie znasz się wystarczająco dużo na magii, więc możesz być w wielkim niebezpieczeństwie. Jeśli kiedykolwiek wyciągniesz różdżkę na inną osobę, bez nadzoru nauczyciela, sprawię ci lanie pantoflem na goły tyłek. Zrozumiałeś, panie Potter? – zapytał surowo Mistrz Eliksirów.

- Tak jest. Przepraszam – wyszeptał Harry.

Snape położył mu rękę na głowie, przeczesując włosy i delikatnie zamykając oczy.

- Przestań gadać i śpij, późno już. Zostawię zaświeconą lampkę, żebyś nie był zbyt zdezorientowany, gdy się obudzisz. - Głos profesora, spokojny i miarowy, usypiał Harry’ego.

- Dziękuje, proszę pana – odparł Harry, ziewając.

- Dobranoc, dziecko – wyszeptał Snape, patrząc na zasypiającego chłopca.


***



Snape obudził się i poszedł sprawdzić czy chłopiec spał w swoim pokoju. Mógł przemienić kanapę w łóżku, ale nie chciał tworzyć precedensu.

Miał pokój gościnny, ale wykorzystywał go jako dodatkową bibliotekę. Prowadził tam badania na temat tych cholernych „więzów krwi” i nie miał zamierzał do niej wpuszczać jakiegokolwiek dziecka, książki były bardzo niebezpieczne.

W przeszłości zdarzało się, że pozwalał niektórym chorym studentom z jego Domu pozostać w jego kwaterach, ale spali zawsze na kanapie.


***



Harry obudził się, nie wiedząc, gdzie jest. Opuścił kanapę, aby udać się do łazienki i wrócił do salonu.

Nie mogąc ponownie zasnąć próbował otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Musiał poczekać na profesora.

Snape słyszał kroki Harry’ego, jak i próbę otwarcia przez niego drzwi. Postanowił go za to skarcić chłopca, bądź co bądź jest niegrzecznym opuścić mieszkanie, bez wiedzy gospodarza.

Wyszedł ze swojej sypialni i znalazł Harry’ego ubranego w mundurek i sprzątającego kuchnię.

- Możesz mi powiedzieć co robisz w mojej kuchni, panie Potter? – zapytał zdumiony Snape.

- Panie profesorze, ja... Miałem zamiar przygotować jakieś śniadanie. Nie znalazłem nic do jedzenia, tylko herbatę, więc chciałem iść do kuchni, ale drzwi są zamknięte... Pomyślałem, że zamiast tego powinienem posprzątać... – Harry zaczął się tłumaczyć.

- Zostaw to, dziecko. Będziemy jeść w Wielkiej Sali.

- Tak jest. – Harry posłusznie przerwał sprzątanie.

- Dlaczego chciałeś przygotować śniadanie, panie Potter, jesteś głodny? – Snape zaczął się zastanawiać czy suplement będzie jeszcze potrzebny, skoro chłopak w końcu ma apetyt.

- Nie bardzo, proszę pana. Ale przygotowanie śniadania jest jednym z moich obowiązków w domu ciotki, a że nie spałem... Pomyślałem, że muszę coś zrobić. – Harry starał się wyjaśnić całą sytuację opiekunowi.

- Będę wdzięczny, panie Potter, jeśli pozostaniesz w łóżku, kiedykolwiek zostaniesz tu ponownie na noc. Staraj się spać lub weź sobie książkę do poczytania. Nie jest uprzejmym, aby spróbować wyjść lub sprzątać, bo to może oznaczać dla gospodarza, że jego mieszkanie jest nie wystarczająco porządne.

- Przepraszam, profesorze. Nie miałem nic takiego na myśli... – Harry miał ogromną nadzieję, że profesor się nie obraził.

- Wiem, tylko pamiętaj o tym w przyszłości, panie Potter – pouczył go Snape.

- Czy naprawdę mogę czytać twoje książki, profesorze? – zapytał zachwycony Harry.

- Tylko książki, które są w twoim zasięgu! I tylko te, które pozwalają się wyjąć. Te, których ci się nie uda wyciągnąć należy zostawić w spokoju. Rozumiesz? – zapytał surowo.

- Tak, proszę pana. – Harry przytaknął ochoczo, nie mogąc się już doczekać, kiedy będzie mógł przejrzeć biblioteczkę opiekuna.

- To dobrze. Chodźmy, panie Potter, musimy dostać się na śniadanie – ponaglił Snape.

- Panie profesorze… Czy ma pan jakieś książki, w których znajdę coś o Nicholasie Flamelu? – zapytał Harry, ledwo mogąc opanować podniecenie na myśl, że tak szybko uda mu się znaleźć interesujące informacje.

- A dlaczego chcesz go znaleźć, panie Potter? – zapytał podejrzliwie Snape.

- Hermiona przypadkiem natknęła się na jego nazwisko... w jakiejś książce, którą czytała i po prostu jest ciekawa..., panie profesorze – odparł szybko Harry.

- Jaką ona książkę czytała, że natknęła się na jego nazwisko? – Zbyt szybka odpowiedź chłopca tylko wzmogła czujność jego opiekuna.

- Nie wiem.

Snape wiedział, że chłopiec nie mówił prawdy, ale postanowił nie naciskać bardziej.

- Moja rada jest taka, panie Potter, że nie należy wściubiać nosa w sprawy, które cię nie dotyczą, i to samo odnosi się do panny Granger – stwierdził stanowczo nauczyciel.

- Tak jest – mruknął rozczarowany takim obrotem sprawy Harry.


***



- Powinnaś spróbować tego ajerkoniaku, Minerwo – zaproponowała Pomfrey, delektując się popijanym likierem.

- Dziękuje, Poppy. Muszę wiedzieć ilu studentów zostaje w trakcie przerwy świątecznej. Z Gryffindoru zostaje dwóch pierwszorocznych, dwóch trzecio-, jeden czwarto-, trzech piąto-, oraz sześciu siódmoklasistów. - Poppy magicznie zapisała podane liczby na tablicy.

- A u ciebie, Filius?

- Tylko trzech piąto- i czterech siódmoklasistów – odparł nauczyciel zaklęć.

- Pomona?

- Trzech piąto-, trzech szósto- i dwóch siódmoklasistów - odpowiedziała opiekunka Puchonów.

- Severusie? – Wicedyrektorka zwróciła się do ostatniego Opiekuna Domu.

- Jeden pierwszoroczny, czterech piąto- i pięciu siódmoklasistów – wyliczył spokojnie Snape.

- Czy umieścimy ich wszystkich w jednym Domu? - Filius wiedział, że to pytanie zawsze budzi kontrowersje.

- Czy chcesz by pozabijali się nawzajem? - Severus również odpowiedział jak zawsze.

- To święta. Może zapomną o rywalizacji międzydomowej – zauważyła z nadzieją Puchonka.

- Jesteś optymistką, Pomona, ale wolałbym, aby spędzili ten czas w swoich Domach. - W tej kwestii Minerwa podzielała obawy Severusa.

- Tak czy inaczej podczas posiłków będą siedzieć przy jednym stole – podsumował swój wywód Flitwick.


***



Minerwa zapukała do biura Snape'a i została wprowadzona do skromnie przybranego pokoju.

- W czym mogę ci pomóc, Minerwo? – zapytał uprzejmie Mistrz Eliksirów.

- Widzę, że jak zawsze postawiłeś na brak świątecznych ozdób – zauważyła Minerwa rozglądając się po gabinecie Snape’a.

- Święta to nonsens, masz ochotę na herbatę?

- Tak, poproszę. Otrzymałam dziś rano sowę od Artura i Molly Weasley. Wydaje się, że może dojść do wybuchu epidemii smoczej odry w Rumunii, więc zamiast odwiedzić tam syna, on przybędzie do Anglii, w związku z czym proszą o wysłanie czworga potomstwa do domu. – Minerwa szybko wyłuszczyła sprawę, z którą przyszła do lochów.

- Pierwszy prezent świąteczny, Minerwo, sądzę, że będzie ci się lepiej spało ze świadomością, że nie ma Weasleyów, których trzeba pilnować – zauważył sarkastycznie Severus.

- Cóż, są trochę niesforni. Złą stroną tego jest fakt, że Harry zostanie sam. Ronald Weasley chciałby, aby przyjaciel towarzyszył jego rodzinie, ale nie mamy zgody opiekunów Harry’ego ani czasu by ich o takową zapytać – stwierdziła smutno Minerwa.

- Kiedy opuszczają Hogwart? – Snape chciał znać wszystkie szczegóły, by móc opracować jakiś plan działania.

- Hagrid właśnie odprowadza ich na stację kolejową. Harry poszedł z nimi i wróci z Hagridem – odpowiedziała rzeczowo.

- Proszę Minerwo, przekaż panu Potterowi, że chcę go widzieć – poprosił Snape.

- Oczywiście. Dziękuje, Severusie. – Wicedyrektorka z wdzięcznością skinęła głową.


***



- Chciał mnie pan widzieć, panie profesorze?

- Tak, panie Potter. Mam dla ciebie specjalny suplement, który powinieneś zażywać co noc, przez cały ten tydzień oraz eliksir, który musisz pić przez trzy dni podczas śniadania, to wzmocni twoje płuca – wyjaśnił Snape.

- Dziękuje, profesorze.

- Słyszałem, że Weasleyowie jadą do domu na święta – zagadnął beznamiętnym tonem Snape.

- Tak, proszę pana. Cieszę się, że Ron będzie z rodziną, ale… byłem szczęśliwy, że spędzę z nim moje pierwsze święta w magicznym świecie – smętnie odpowiedział Harry.

- Rozumiem. Ale jest jeszcze jeden pierwszoroczny, który zostaje w szkole, panie Potter. Może znajdziesz z nim wspólny język, dasz radę się pobawić… - Snape uważnie przyglądał się swojemu podopiecznemu.

- Kto to taki, panie profesorze? – zapytał, niezmiernie ciekawy, Harry.

- Pan Malfoy – odparł spokojnie Snape.

- Nie jesteśmy przyjaciółmi, proszę pana – zauważył Gryfon.

- Wiem o tym. Ale wydaje mi się, że oboje możecie spędzić popołudnie na walce śnieżkami, nawet nie będąc przyjaciółmi - szelmowsko zaznaczył nauczyciel.

- Naprawdę, panie profesorze? –zapytał z niedowierzaniem Harry.

- Naprawdę, dziecko. Pospiesz się, pan Malfoy był przed chwilą na dziedzińcu, więc możesz zacząć przygotowywać śnieżki - uśmiechnął się zachęcająco.


***



Harry znalazł Malfoya siedzącego na kamieniu. Blondyn nie wyglądał na szczęśliwego.

- Przyszedłeś żeby triumfować, Potter? – zapytał agresywnie.

- Niby z jakiej okazji, Malfoy? Profesor Snape powiedział, że tu będziesz. – Harry postanowił nie dać się wytrącić z równowagi.

- Chce żebym wszedł do środka, Potter?

- Nie, powiedział, że możemy pobawić się na śniegu. Rzucanie śnieżkami i takie tam… Chcesz? – zapytał z nadzieją w głosie.

- Dlaczego chcesz ze mną grać, Potter? – Draco spojrzał na niego podejrzliwie.

- Bo to lepsze niż granie samemu, Malfoy. Jesteśmy jedynymi pierwszakami w zamku a … wszyscy moi współdomownicy są zbyt zajęci żeby ze mną pograć – odpowiedział zgodnie z prawdą Harry.

- Profesor Snape kazał ci tu przyjść i grać ze mną? – Malfoy nie mógł pozbyć się podejrzliwości.

- Powiedział, że możemy spędzić popołudnie na zabawie na śniegu nie krzywdząc się ani nie musząc od razu zostawać przyjaciółmi. – Harry starał się nic nie pominąć ze słów profesora.

- Nigdy nie bawiłem się tyle na śniegu – zauważył rzeczowym tonem Malfoy.

- Ja też nie. Remis. Zawsze wyobrażałem sobie, że mogę zbudować zamek ze śniegu… Chcesz spróbować? – zapytał Harry, gotowy zacząć budowę od razu.

- Niech będą śnieżki, Potter, wciąż nie rozstrzygnęliśmy naszego pojedynku. Szliśmy łeb w łeb, gdy Snape nas złapał. – Draco nie zamierzał przepuścić okazji do wyrównania rachunków.

- Nie, nie szliśmy, Malfoy, właśnie uderzyłem cię rękawicą, gdy Snape przyszedł do pokoju … Jedno uderzenie śnieżką więcej i przegrywasz!

- Niech będzie – poddał się Malfoy.


***



Na obiad w Wielkiej Sali ustawiono tylko dwa stoły - jeden dla nauczycieli, a drugi dla uczniów.

Snape zauważył, że uczniowie zachowywali się poprawnie, pomimo, iż siedzenie przy jednym stole mogło spowodować spore iskrzenie… Ślizgoni i Gryfoni nie siedzieli obok siebie, tylko pomiędzy uczniami pozostałych Domów, może więc dlatego Wielka Sala była tak spokojna.

Snape spojrzał na stół uczniowski, ale nie znalazł przy nim ani blondyna ani bruneta.

Nie było obowiązku uczestniczyć w posiłkach, ale na zewnątrz było już ciemno i zbliżała się burza śnieżna. Może tylko zmieniają mokre ubrania?

Zaczął się martwić po obiedzie, gdy nadal żaden z chłopców się nie pojawił.

Rzucił zaklęcie wskazujące i podążył za różdżką w kierunku wyjścia z zamku.

Miał zamiar ich zabić. Umieścił na sobie urok odpychający śnieg oraz ocieplenia i wyszedł na zewnątrz.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O trollu i czarodziejskich dzieciach 16
O trollu i czarodziejskich dzieciach 20
O trollu i czarodziejskich dzieciach 13
O trollu i czarodziejskich dzieciach 12
O trollu i czarodziejskich dzieciach 17
O trollu i czarodziejskich dzieciach 18
O trollu i czarodziejskich dzieciach 11
O trollu i czarodziejskich dzieciach 5
O trollu i czarodziejskich dzieciach 8
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 2
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 11
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 7
O trollu i czarodziejskich dzieciach 15
O trollu i czarodziejskich dzieciach 9
O trollu i czarodziejskich dzieciach 14
O trollu i czarodziejskich dzieciach 3 i 4
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 15
O trollu i czarodziejskich dzieciach 10
O trollu i czarodziejskich dzieciach 7

więcej podobnych podstron