Rozdział 16
W sobotnie popołudnie Hermiona z Harrym siedzieli w bibliotece, studiując księgi w poszukiwaniu informacji potrzebnych chłopakowi do napisania eseju.
— Myślisz, że profesor McGonagall poinformuje moich rodziców? — zapytała dziewczyna z niepokojem.
— Nie wiem. — Wzruszył bezradnie ramionami Harry.
— Wezwała państwa Weasley, ale nie powiedział nic o s. — Hermiona nie chciała nawet wypowiedzieć nazwy stworzenia, na wypadek, gdyby ktoś mógł usłyszeć.
— Słyszałem, jak powiedziała Ronowi, że powinien być ostrożny przy kontakcie z egzotycznymi roślinami — powiedział Harry.
— Mam nadzieję, że nie. Po incydencie z trollem powiedzieli, że... Nie chcę być uziemiona przez wakacje — ciągnęła przestraszona taką perspektywą dziewczyna.
— Przynajmniej nie musisz pisać żadnego eseju — mruknął posępnie Harry.
— To prosty temat, Harry. Powinieneś go skończyć dawno temu. Mówiłam ci, żebyś przestał rysować i zajął się pisaniem — zwróciła mu uwagę przyjaciółka.
— Chcę spróbować narysować Norberta jako dorosłego smoka. Założę się, że Hagrid chciałby mieć taki portret — odparł chłopak, dopieszczając swój rysunek.
— Co ty tutaj robisz, Potter? — Gryfoni nie usłyszeli jak Malfoy wszedł do biblioteki.
— Piszę esej, Draco… — wyjaśnił Harry.
— Jakoś nie widzę, żebyś pisał… — zauważył ironicznie Ślizgon.
— Muszę go oddać dopiero w poniedziałek. To opracowanie na temat smoka — mruknął niechętnie Harry.
— Nie przypominam sobie żebyśmy mieli takie zadanie. To jakaś dodatkowa praca? — zapytał, marszcząc brwi blondyn.
— Nie. Ja… Twój Opiekun Domu mi ją zadał.
— Nie przypominam sobie również, żeby profesor Snape mówił na lekcji o smokach. Co zrobiłeś? — zapytał konspiracyjnym szeptem.
— Nie twój interes — odburknął Harry, patrząc na wciąż pusty pergamin.
— To skoro nie możesz wyjść i latać, to może pożyczyłbyś mi miotłę? — zapytał z nadzieją Malfoy.
— Nie mogę wyjść, dopóki nie skończę. Jeszcze tylko trzy stopy — mruknął posępnie Harry.
— To musiało być coś wielkiego … — Draco popatrzył na otwartą książkę. — Może tak duże jak smok!
Hermiona się wzdrygnęła. Ślizgon coś podejrzewał.
— Zabawny jesteś, Malfoy — odpowiedział Harry, zmieniając kredkę.
— Nie bardzo, słyszałem tylko plotki. — Gryfon wciąż rysował, więc nie zauważył, przebiegłej miny Malfoya.
— Gdzie niby o tym słyszałeś, Malfoy? Jedynymi osobami, które wiedzą o całej sprawie jest mój ojciec i McGonagall… — urwał szybko, zdając sobie sprawę z tego, że o mało co nie powiedział blondynowi prawdy o Norbercie.
— Harry! — wykrzyknęła Hermiona.
— Czyli gdzieś jest smok, tak? — Bardziej stwierdził, niż zapytał, Draco.
— Ale powiedziałeś… — Harry patrzył na drugiego chłopaka lekko zdezorientowany.
— Tak łatwo cię podpuścić, Potter. — Malfoy usiadł obok niego i biorąc pustą kartkę zaczął rysować. — Powiedz mi — powiedział spiskowym tonem.
— Nie mogę. — Harry bezradnie pokręcił głową.
— Nie daj się prosić. A gdzie jest Weasley? — zainteresował się nagle Ślizgon.
— W ambulatorium — rzucił szybko Harry, wierząc, że zmiana tematu pozwoli Draco zapomnieć o smoku.
— Więc został zraniony przez smoka… Ale gdzie go znalazł, co? Smok jest zbyt duży, aby przebywać w Zakazanym Lesie — rozważał na głos Draco.
— Malfoy, jeśli ci powiem, moim najmniejszym problemem będzie napisanie tego eseju — stwierdził kategorycznie Harry.
— Pomogę ci je nawet napisać — zaoferował szybko Draco, nie chcąc przegapić okazji dowiedzenia się czegoś o smokach.
— Malfoy, to jego zadanie! — wykrzyknęła oburzona Hermiona.
— To nie praca domowa, Granger! — odparował Draco.
— Nie, ale ma się z niej czegoś nauczyć. — Hermiona wyzywająco skrzyżowała ramiona na piersi.
— Pomogę ci go napisać, a następnie możemy wyjść i polatać. Co ty na to? — zapytał kusząco Ślizgon.
— W porządku — zgodził się Harry, nie mogąc oprzeć się perspektywie szybszego wyjścia na błonia i polatania.
— Harry! Profesor Snape od razu pozna, że to nie twoje pismo — ostrzegła go Granger.
— Przecież nie napiszę tego za niego… Zasugeruję mu tylko kilka rzeczy, a Potter je napisze… — wyjaśnił cierpliwie Draco, uśmiechając się łobuzersko.
— Ok. — Harry nie patrzył na Hermionę. Malfoy wziął kilka najbliżej leżących książek, jakieś notatki oraz kawałek papieru. Harry kończył w tym czasie rysunek smoka.
— Myślę, że robisz mnie w balona. Nie ma żadnego smoka — oświadczył, na pozór rozczarowany, Draco.
— Oczywiście, że jest... — Harry szybko zakrył usta dłońmi.
— Gdzie on jest, Potter?
Harry wiedział, że skoro powiedział „a”, to musi powiedzieć i „b”:
— W chacie Hagrida.
Malfoy był niezmiernie zainteresowany tym faktem. Jedyne smoki, jakie do tej pory widział były tylko ilustracjami.
— U Hagrida? Pozwoli mi go zobaczyć? Jakbyś go poprosił? Jak duży jest?
— Będziesz miał poważne kłopoty, Harry — ostrzegła przyjaciela Hermiona.
— Nie będziesz mógł go zobaczyć, Malfoy. Hagrid na to nie pozwoli, a poza tym Norbert ma być dzisiaj wysłany do rezerwatu. — Harry szybko rozwiał nadzieję kolegi.
— Wow! A skąd on w ogóle wziął smoka? — dopytywał wyraźnie zaintrygowany Ślizgon.
— Nie jestem pewien, ale on zawsze lubił smoki — wyjaśnił Harry.
— Harry! — wykrzyknęła oburzona dziewczyna.
— Hermiona! — warknął w odpowiedzi Gryfon.
— Co?
— Przestań wymawiać moje imię w ten sposób! — zapeszył się Harry.
Chłopcy są tak irytujący!, pomyślała Granger, chowając się za książkę, którą próbowała czytać.
— Czyli nie będę w stanie zobaczyć smoka — skonstatował z rozczarowaniem Malfoy.
Harry spojrzał na blondyna. Draco nie był jego przyjacielem, ale zrobili coś razem i to było zabawne. Zarówno zabawa na śniegu, jak i latanie. A Harry chciał zobaczyć Norberta w ostatniej chwili.
— Jeśli ukrylibyśmy się dziś o północy na najwyższej wieży, to może by się nam udało... — powiedział w zamyśleniu Harry.
— Mówisz poważnie? — Draco wiedział, że będzie miał poważne kłopoty, jeśli zostanie złapany poza dormitorium po ciszy nocnej. Czyżby Potter chciał go wpędzić w tarapaty? Czy też byli przyjaciółmi? — Pójdziesz ze mną?
— Czy wiesz, co nam zrobi mój ojciec, jeśli zostaniemy złapani poza naszymi dormitoriami po ciszy nocnej? — To było wyzwanie.
— Nie mówiąc o wszystkich kłopotach, które już masz z powodu tego potwora! — dopowiedział głos zza książki.
Malfoy spojrzał na Gryfona.
— Złapał nas w zeszłym semestrze, Potter, teraz będziemy mądrzejsi. — Wyzwanie zostało przyjęte.
— W takim razie muszę się dowiedzieć, co mój ojciec robi tego wieczoru — Harry zmarszczył brwi w zadumie.
— Skończmy twoją pracę i chodźmy polatać, zanim się ściemni — rzucił rozentuzjazmowany Draco.
Harry skończył pisać esej i wyszli na boisko do quidditcha polatać. Potem wraz z Hermioną poszli zobaczyć Rona.
— No nareszcie! — przywitał ich śmiertelnie znudzony Weasley.
— Ron! Jak się czujesz? — spytała Hermiona przysiadając na łóżku przyjaciela.
— O niebo lepiej. Po prostu swędzi mnie tam, gdzie Norbert mnie ugryzł — wyjaśnił Gryfon, lekko drapiąc się w zranioną rękę.
— Kiedy będziesz mógł wyjść? — Harry już nie mógł się doczekać wyjścia przyjaciela ze szpitala.
— Pani Pomfrey powiedziała, że już jutro mogę wrócić do Wieży, a na lekcje pójdę w poniedziałek — odpowiedział uśmiechnięty Ron.
— Twoi rodzice nadal są w zamku? — zapytała zaintrygowana dziewczyna.
— Nie. Wyszli zaraz po lunchu. Co robiliście cały dzień? — zapytał zaciekawiony Ron.
— Nic, musiałem napisać esej dla mojego ojca... Był bardzo zły, ale przecież nie mogliśmy wiedzieć, jak niebezpieczny może być taki mały smok... — powiedział lekko niezadowolony Harry.
— Pani Pomfrey powiedziała, że jeśli nie powiedziałbym im o smoku, to mogłem umrzeć z powodu trucizny lub stracić rękę — rzucił Ron.
— Tata powiedział, że powinienem mu powiedzieć w chwili, gdy zostałeś ugryziony. — Harry skrzywił się na samo wspomnienie tej rozmowy, a raczej bolesnych przerywników w niej, których ojciec mu nie szczędził.
— To wciąż dziwne usłyszeć, jak nazywasz go ojcem — powiedział zamyślony Ron.
— Już się przyzwyczaiłem, ale muszę uważać i pamiętać, by nazywać go profesorem w klasie i na korytarzach. — Uśmiechnął się łobuzersko Harry.
— Coś jeszcze dzisiaj robiliście? — dopytywał się Ron, po którym widać było, że leżenie w ambulatorium śmiertelnie go nudzi.
— Namalowałem Norberta — rzucił Harry.
— I opowiedział o nim Malfoyowi — uściśliła Hermiona.
— Malfoy wie o Norbercie? — Rona aż poderwało na łóżku.
— Nie chciałem mu powiedzieć, myślałem, że już wiedział — próbował się bronić Harry.
— Po północy Norbert będzie już w drodze do Rumunii, więc myślę, że nie ma problemu. Nikt nie uwierzy, że w zamku był smok… — uspokoił się szybko Weasley, bagatelizując całą sprawę.
— Harry chce się ukryć dzisiaj na wieży z Malfoyem i pokazać mu smoka! — wykrzyknęła oburzona Hermiona.
— Harry… — zaczął Ron, ale przyjaciel przerwał mu gniewnie:
— Co? Ty też zamierzasz mi powiedzieć, że to niebezpieczne i nie warte ryzyka?
— Ja też chcę iść. Byłem twoim przyjacielem przed Malfoyem — oświadczył stanowczo Ron.
— Ronald! Ty też! Czy żaden z was nie uświadamia sobie jak mnóstwo kłopotów będziecie mieli? Możecie stracić punkty, przez co stracimy szanse na Puchar i… — zaczęła wyliczać wszystkie możliwe kataklizmy Hermiona.
— O której Pani Pomfrey spodziewa się, że będziesz spał? — Harry, nie przejmując się czarnymi wizjami snutymi przez przyjaciółkę, zaczął opracowywać plan.
— O wpół do dziesiątej, ale mogę udawać, że jestem śpiący i położyć się wcześniej... — Ron w mig pojął, o co chodzi Harry’emu.
— Nie… nie ma takiej potrzeby. Powiedz jej po prostu, że ci trochę zimno, więc szczelnie zasłoni ci łóżko. Spróbuj wymknąć się jak najszybciej, najlepiej już w chwili, gdy wyjdzie do swojego kantorka. Będę z Malfoyem czekał pod klasą zaklęć. To najbliżej wieży i muszą tamtędy przejść, aby dostać się do Wieży Astronomicznej, więc to będzie dobre miejsce. Poczekamy tam na nich, zobaczymy smoka, nim Charlie z przyjaciółmi go zabiorą ze sobą i wrócimy do łóżek... — powiedział zadowolony z siebie Harry.
— A wszystko, to dla jednego spojrzenia na smoka... Jeśli o mnie chodzi, to oglądałam go wystarczająco długo. — Chłopcy wykrzywili się do Hermiony. Dziewczyna zupełnie nie przejmując się ich zachowaniem, zapytała Harry’ego: — Śpisz w lochach?
— Nie dzisiaj. Tata powiedział, że muszę spać w Wieży, bo chce mieć pewność, że nie zrobię nic głupiego. Jakbym miał wzniecić pożar czy coś. Phi! Nie jestem dzieckiem! Spotkamy się z Malfoyem o dziesiątej — odpowiedział szybko Harry.
— Czy dlaczego to robisz, Harry? Ponieważ profesor Snape powiedział, że nie możesz dzisiaj spać w swoim pokoju w lochach? — zapytała ironicznie Granger.
— Hermiono, jeśli chcesz iść z nami, to serdecznie zapraszamy, jeśli nie… proszę, nie dręcz mnie, dobrze? — spytał ugodowo Harry.
— Wcale cię nie dręczę. Chcę tylko zrozumieć — prychnęła Hermiona, krzyżując ręce na piersiach.
— Przepraszam, Hermiono. Wiem, że to zgorszenie. Ale nic więcej — przyznał chłopak, uśmiechając się przepraszająco do przyjaciółki.
— Pójdę z wami — postanowiła Hermiona. Harry na pewno będzie miał kłopoty, a skoro nie mogła mu przemówić do rozumu i go zatrzymać, to mogła przynajmniej pójść z nim i pomóc mu w miarę możliwości.
Harry opuścił swoich przyjaciół i udał się do lochów, ale Snape’a nie było. Chłopak domyślił się, że ojciec był prawdopodobnie z Hagridem, przygotowując Norberta do drogi. Cóż, skoro nie chciał, by Harry plątał mu się dzisiaj pod nogami, to umieści tylko esej na biurku ojca i pójdzie do swojego pokoju wspólnego. Lepiej byłoby dla niego, gdyby nie widział Mistrza Eliksirów po południu - człowiek miał niesamowitą zdolność czytania mu w myślach.
Już miał wychodzić, gdy przyszedł Severus. Ojciec wyglądał na uradowanego jego widokiem.
— Harry! Witaj, synu — uśmiechnął się do chłopaka.
— Cześć, tato. — Harry nie potrafił nie odwzajemnić uśmiechu.
***
Snape rozmawiał z Harrym dzień wcześniej, gdy byli w laboratorium. Chłopak mył kociołki, a Mistrz Eliksirów oceniał testy.
— Ale mogę ci pomóc? — zapytał chłopak z nadzieją, wiedząc że ojciec doskonale zdaje sobie sprawę z tego, o co pyta.
— Bardziej mi pomożesz, jeśli pójdziesz do łóżka i odpoczniesz, synu. Minerwa, Hagrid i ja jesteśmy zdolni przenieść smoka do wieży, ale jeśli coś pójdzie nie tak, to wielką ulgą będzie dla mnie świadomość, że jesteś z dala od niebezpieczeństwa — odpowiedział stanowczo Severus.
— Nie jestem dzieckiem — wymamrotał Harry, atakując wściekle kociołek ścierką.
— Co to było? — Gryfon wiedział, że ojciec ma bardzo dobry słuch.
— Nic. Mówiłem tylko, że ten kocioł jest bardzo brudny. — Harry wolał nie ryzykować kolejnego wykładu na temat szacunku wobec starszych.
— Tak się dzieje zawsze, gdy nie miesza się składników eliksiru we właściwym kierunku – sczepiają się razem i trudno je potem usunąć. — Snape musiał wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, aby go uczyć!
— Mógłbym ponieść coś, czego będziesz potrzebował — rzucił Harry po wypłukaniu kociołka.
— Co masz na myśli? — Snape zapomniał, o czym co mówili wcześniej, próbując zrozumieć, co było napisane na pergaminie. Nie mógł pojąć, dlaczego dziewczyny upierały się przy pisaniu różnymi kolorami atramentu i umieszczeniu małych serc zamiast kropek nad „i”?
— Powiedziałem, że mógłbym pomóc… na przykład niosąc jedzenie dla Norberta czy cokolwiek innego — powtórzył chłopak na poły beztroskim tonem.
— Harry! Nie zamierzam ponownie omawiać tej sprawy. Nie pójdziesz z nami, nie ważne jak bardzo mógłbyś nam pomóc. Będziesz w swoim łóżku, w swoim dormitorium i wewnątrz Wieży. To jest moje ostatnie słowo. Czy to jasne? — zapytał surowo Mistrz Eliksirów.
— Tak, tato — wymruczał niezadowolony Harry.
— Jak skończysz, to wysusz ręce - pomożesz mi posprzątać w tym kredensie. Potrzebuję żebyś wyjął wszystkie fiolki, które są prawie puste — poinstruował go Severus.
— Muszę je umyć? — zaskomlał Harry.
— Byłbym wdzięczny za ten gest. Twoje zatrzymanie kończy się w czasie kolacji; do tego czasu należy umyć ich jak najwięcej — odparł, nieczuły na skomlenie syna, Snape.
— Tak jest. — Harry otworzył szafę i zaczął zbierać puste fiolki. Milczał przez większość czasu, tylko kilka razy zadając Snape’owi jakieś pytanie na temat techniki czyszczenia. Umył je wszystkie przed kolacją.
Kiedy opuszczali laboratorium Snape położył mu rękę na ramieniu i zapytał:
— Harry, musisz zrozumieć, że jedyne, czego pragnę, to abyś trzymał się z dala od niebezpieczeństwa, rozumiesz? — zapytał Severus poważnie, patrząc chłopcu głęboko w oczy.
— Tak, tato. — Mistrz Eliksirów przytulił go mocno. — Dobry chłopiec… Co chcesz na obiad?
***
Harry czuł się dziwnie kłamiąc tacie prosto w twarz, gdy wiedział, że ma zamiar go nie posłuchać. Musiał być ostrożny.
— Będąc u Hagrida widziałem, jak latasz z Draco — rzucił zdawkowym tonem Severus.
— Tak, Draco lubi korzystać z mojej miotły. Wszystko gotowe do wysłania Norberta do rezerwatu? — Równie zdawkowym tonem zapytał Harry.
— Tak. Hagrid spędził całą noc pisząc instrukcję dla osób, które miałyby się nim zająć w rezerwacie — prychnął Snape, dając jasno do zrozumienia, co myśli o takich poczynaniach.
— Mogę zjeść kolację z Ronem w ambulatorium? — zapytał niewinnym tonem Harry.
— Oczywiście, że tak. Zobaczymy się na śniadaniu. Opowiem ci wówczas dokładnie, co się stało w nocy. W porządku? — Snape uważnie przyjrzał się chłopcu, szukając jakichkolwiek oznak buntu.
— Tak, tato. — Harry szybko opuścił kwatery ojca.
Snape pomyślał, że chłopiec nadal dąsa się o to, że nie jest w stanie iść z nim w nocy. Ale miejsce młodego chłopaka nie powinno znajdować się w sąsiedztwie smoka, a oni zobaczą się przecież na śniadaniu następnego dnia rano.
Harry pobiegł do skrzydła szpitalnego, choć bardzo chciał zostać w swoim pokoju. Ale uznał, że spanie w Wieży ułatwi mu wymknięcie się po ciszy nocnej. Znalazł Neville’a, Deana i Seamusa rozmawiających z Ronem o quidditchu. Gryfoni postanowili zjeść z Harrym i Weasley kolację.
Pani Pomfrey nie miała innego chorego w ambulatorium, więc pozwoliła im się zatrzymać i pocieszyć Rona. Nie musieli nawet milczeć, czego zawsze wymagała pielęgniarka w swoim przybytku.
Po posiłku wysłała ich do dormitorium, bo musiała zmienić Ronowi bandaże. Harry wraz z kolegami posłusznie wrócili do wieży Gryffindoru. W pokoju wspólnym Hermiona czytała książkę. Harry usiadł przy niej.
— Czy zamierzasz to zrobić, Harry? — spojrzała na niego znad czytanej książki.
— Tak. Idziesz? — zapytał krótko Harry.
Hermiona westchnęła:
— Tak. Poczekam aż Lavender i Parvatti pójdą spać. Musimy iść osobno.
— Powiem chłopakom, że śpię w lochach, więc nie będą zaskoczeni, gdy opuszczę dziś Wieżę. Poczekam, aż zaczną zbierać się do spania i na pięć minut przed ciszą nocną wyjdę — oznajmił Harry.
— Tak wiele studentów wchodzi i wychodzi w sobotnie wieczory, że Gruba Dama nie będzie wiedziała, kogo brakuje — potaknęła Hermiona, odkładając książkę.
— Spotkamy się w klasie zaklęć około dziesiątej. — Harry skierował się do swojej sypialni.
— Bądź ostrożny. — Słyszał, jak idzie po schodach. — Ty też.
Harry spojrzał na przyjaciółkę - była przerażona, ale minę miała stanowczą. Mieli z Ronem na nią bardzo zły wpływ. Poszedł do kufra, aby uzyskać pelerynę-niewidkę. Wiedział, że to, co zamierza zrobić jest bardzo niegrzeczne, ale był bardzo grzeczny przez ponad dwa miesiące! A jego ojciec myślał, że jest dzieckiem! Malfoy nie wiedział o płaszczu i Harry miał nadzieję, że nie będą go musieli użyć... to by było czyste zgorszenie!
***
Harry usiadł n parapecie obok klasy zaklęć i musiał zasnąć, bo obudził go Ron.
— Obudź się, kolego… — Weasley potrząsnął ramieniem przyjaciela.
— Ron… — wymruczał zaspany.
— Gotowy, stary? — zapytał podekscytowany rudzielec.
— Tak. — Harry żwawo zeskoczył z siedliska i przeciągnął się, rozprostowując kości.
Malfoy przybył minutę później.
— Przepraszam za spóźnienie, musiałem poczekać, aż prefekci udadzą się spać. Myślę, że Snape powiedział im, aby upewnili się, że każdy Ślizgon jest w łóżku... — wyjaśnił szybko swój poślizg czasowy Draco.
— Nie martw się, będą to dopiero koło północy. — Usłyszeli jakiś ruch i pojawiła się Hermiona z Nevillem.
— Nie mówiłeś, że mogę przyprowadzić przyjaciela — zauważył Malfoy.
— Robi się zbyt tłoczno — zauważył Ron.
— Neville był w pokoju wspólnym i nalegał... — zaczęła tłumaczyć się Hermiona.
— Zawsze lubiłem smoki — wyznał cicho Longbottom.
— Co robimy? — Malfoy miał nadzieję, że Potter wie, co robi.
— Musimy być bardzo cicho. I czekać — odpowiedział Harry.
— Która godzina? — zapytał niecierpliwie Ron.
— Prawie jedenasta — odpowiedziała Hermiona, rzucając zaklęcie czasu.
— Jak ty to robisz tak łatwo? — zapytał z podziwem Neville.
— Bo mimo, że jest Mugolakiem, to ma mózg — rzucił szybko Malfoy, dziwiąc się sam sobie i to z kilku powodów. Po pierwsze, zawsze czuł niechęć do dziewczyny, głównie dlatego, że zawsze znała odpowiedź na każde pytanie, ale uważał to za przemądrzałość z jej strony, a nie inteligencje. A po drugie, czego nie zamierzał powiedzieć na głos, to umiała nawiązywać przyjaźnie. Jak mógł być czystej krwi, myśląc tak? Draco doszedł do wniosku, że jest po prostu zbyt dobrze wychowany i wie, kiedy milczeć.
Siedzieli plecami do ściany, czekając.
Musieli być cicho. Wiedzieli, że Filch patrolował korytarze, a jego kotka miała bardzo dobry słuch, będąc przy tym naprawdę wrednym stworzeniem.
Harry pomyślał, że czuje się bardzo podobnie jak stojąc za karę w kącie - nie mógł powiedzieć ani słowa i miał niezmiernie dużo czasu, aby myśleć o tym, co zrobił i co dopiero zamierza zrobić.
Spojrzał na boki i zobaczył siedzących cicho przyjaciół. Hermiona pokazywała Nevillowi ruchy różdżką, potrzebne do opanowania „zaklęcia czasu”. Longbottom powtarzał za nią inkantacje, niezbyt wierząc w swoje możliwości. Gdy po którejś próbie wreszcie mu się udało, uśmiechnął się z wdzięcznością do swojej „nauczycielki”. Malfoy siedział po jego lewej stronie, czekając cierpliwie.
Wiedział, że szanse na to, iż będą w stanie spojrzeć na Norberta są niewielkie. Ojciec powiedział mu, że klatka, którą stworzyła profesor McGonagall jest bardzo wytrzymała i nie pozwali smokowi nawet się wychylić. A że miał ją nieść Hagrid, to szansa na jakiś wypadek była niewielka…
Ron patrzył na zabandażowaną rękę. Mimo, iż twierdził, że wszystko jest w porządku, to Harry w bladym świetle wpadającym przez okna do klasy, widział, że rana wciąż ma zielonkawy odcień.
Po co oni tutaj w ogóle siedzieli? To nie była misja ratunkowa czy jakieś śledztwo. Udało im się wyjść z łóżek... ale czy uda im się do nich wrócić, nie dając się złapać? Czego on, inicjator tej wyprawy, tak naprawdę chciał?
Harry chciał Snape’a... Nie, nie Snape’a… tatę, aby go złapał. Chciał mu pokazać, że nie był dzieckiem, że był w stanie pomóc, i że nie należy wysyłać go do łóżka, gdy dzieje się coś niebezpiecznego.
***
Harry trzymał w swoim pokoju kopię dokumentów adopcyjnych podpisanych przez ministra Knota. To, plus ceremonia Przyjęcia, jasno wskazywało, że był synem Snape’a. Czuł pulsującą magię, kiedy dotknęli się nakłutymi palcami, a ich krew się wymieszała. Ale... nie ufał, że to na stałe. To było zbyt dobre. Odkąd tylko pamiętał, zawsze mówiono mu, że jest ciężarem, dziwakiem, i że nikt, nigdy, nie będzie go kochać. Wyłuszczono mu biało na czarnym, że na nic nie zasługuje. A Severus... ojciec powiedział mu kilka bardzo odmiennych rzeczy. Dał mu ciepłe ubrania i wsparcie i powiedział, że go kocha, a żadna magia tego nie zmieni. Tylko czy to była prawda?
Poprzedniej nocy Harry podsłuchał rozmowę profesora Dumbledore’a z ojcem. Mówili o tym, co wydarzyło się w Ministerstwie Magii w dniu, w którym dostali papiery adopcyjne. Zastosowali wówczas jakieś magiczne kulki, żeby wymóc na ministrze rytuał przyjęcia, któremu ten był bardzo niechętny. Harry chciał wierzyć, że podczas ceremonii czuł przepływającą przez niego miłość swoich rodziców i swojego nowego ojca, ale... To mogło przecież być niczym więcej niż tylko... złudzeniem.
***
Prędzej czy później, jego ojciec zda sobie sprawę, jakim Harry jest ciężarem i będzie chciał się go pozbyć. Powinien powiedzieć Snape’owi, że był kłopotliwy, nieposłuszny, lekkomyślny i... powinien dać mu szansę na wycofanie się z przyjęcia Harry’ego... Ale jego przyjaciele nie powinni tu być. Mieli wrócić do swoich łóżek. Podejmując decyzję zwrócił się do swoich przyjaciół:
— Wiecie, co... pomyślałem, że powinniśmy wrócić do naszych dormitoriów...
— Co ze smokiem? — zapytali jednocześnie Malfoy i Neville.
— Nie sądzę, że uda nam się go zobaczyć... A istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że zostaniemy złapani... nie chcę stracić punktów — odpowiedział cicho, mając nadzieję, że uwierzą w to zapewnienie.
Hermiona spojrzała na niego:
— Harry, myślę, że już jest za późno, na odwrót…
Usłyszeli głosy w korytarzu. Skryli się w ciemności klasy.
Hagrid, pociągając nosem, próbował jakoś wynegocjować z nauczycielami, aby pozwolili mu zatrzymać Norberta, choć troszkę dłużej.
— Tylko na dwa tygodnie, pani profesor. Jestem pewien, że uda mi się w końcu nauczyć zachowywać cywilizowanie...
— Hagridzie, Norbert będzie miał wspaniałe warunki w rezerwacie, wraz z przedstawicielami jego gatunku... tak będzie dla niego lepiej. Stworzenie takie jak on potrzebuje dużo przestrzeni do rozwoju — wyjaśniła McGonagall.
— Ale inne smoki mogą go nie polubić — zaskomlał, wciąż chlipiąc, gajowy.
— Oczywiście, że go polubią. Prawda, Severusie? — Popatrzyła na Snape’a z miną męczennika szukającego ulgi w cierpieniu.
Harry usłyszał nutę sarkazmu w niskim prychnięciu, jakie wydał jego ojciec.
— Powinienem dać mu jakąś przekąskę na drogę, nie sądzicie? — zapytał niepewnie pół-olbrzym.
— Jestem pewna, że nic mu nie będzie, Hagrid — próbowała go uspokoić nauczycielka transmutacji.
McGonagall przewodziła małemu pochodowi. Idący za nią Hagrid niósł klatkę ze smokiem, a Snape zamykał nieliczny tłum.
Wewnątrz klatki Norbert był niespokojny – ten rodzaj transportu najwyraźniej mu się nie spodobał. I jakoś wyczuwał niepokój Hagrida. Ponadto wyglądał na głodnego. Zaczął niuchać dookoła, aż wyczuł zapach jedzenia. Coś, co jadł już wcześniej… Poczuł zapach Rona. I jego rany, która była jeszcze lekko otwarta, pomimo bandaży. Norbert wiedział, że jedzenie jest w pobliżu. Poczuł ruch człowieka, który trzymał go i błyskawicznie się obrócił.
Hagrid pozwolił klatce upaść. Ledwie dotknęła podłogi, gdy otworzyły się drzwiczki. McGonagall była dziesięć metrów z przodu. Odwróciła się, kiedy mały smok wyszedł z klatki i ruszył w kierunku sali zaklęć. Hagrid próbował przywołać smoka do niego, był przecież jego „mamą”. Snape był około ośmiu metrów z tyłu. Usłyszał odgłos katastrofy i szybko zaczął się rozglądać za czymś, co mógłby przemienić w linę, aby związać bestię. Smok zmierzał do pustej klasy, z której nie było innego wyjścia. Wraz z Minerwą będą sobie w stanie z nim łatwo poradzić i wsadzić go ponownie do klatki. Nie spodziewał się usłyszeć żadnego krzyku.
Brzmiał tak, jakby pięć osób wrzasnęło w tym samym czasie!
Severus natychmiastowy pomyślał, że to koszmar, który nie prawa być realny. Harry przecież był w swoim łóżku w Wieży. Minerwa wszakże powiedziała, że...
Wszedł do klasy, gdzie przywitał do przerażający widok. Jego syn trzymał krzesło przed sobą, używając go, jako tarczy przed smokiem. Obok niego Draco Malfoy próbował robić to samo z biurkiem. Z kolei Granger, Longbottom i Weasley stali z różdżkami w dłoniach!
Co te głupie dzieci tu robią?
Dzieci się nie bały. Na początku były tylko trochę zaskoczone. Jakoś przeczuwały, że smok ich nie ugryzie. A że był mały – sięgał im zaledwie do klatki piersiowej, to wyglądał naprawdę słodko, gdy podchodząc do nich rozkładał skrzydła. Norbert cicho prychnął, poznając Harry’ego i Hermionę, którzy go karmili, a także Rona, którego starał się skonsumować przy ostatnim widzeniu.
Minerwa w sekundzie pojawiła się obok kolegi i przekształciła krzesło w szklaną ścianę, która miała chronić dzieci. Następnie wszedł Hagrid i zaczął przywoływać do siebie stworzenie. Gajowy chciał być pewien, że Norbertowi nic się nie stało, zanim ponownie, ostrożnie umieścił go w klatce.
— Chodź Norbert, chodź do mamusi. — Mały smok został bez problemu umieszczony z powrotem w klatce. Hagrid odwrócił się i spojrzał na nieoczekiwaną publiczność. — Czy dzieci nie powinny czasem być w łóżkach?
Zarówno Minerwa, jak i Snape spojrzeli na swoich podopiecznych. Czworo Gryfonów i jeden Ślizgon. Następnie na siebie. Byli źli, zdezorientowani i najnormalniej w świecie zmęczeni! Nauczycielka transmutacji spojrzała na zegarek i zobaczyła, że zbliża się północ.
— Chodźmy na Wieżę dostarczyć smoka, Severusie. Oni się stąd nie wydostaną. — Energicznym ruchem głowy wskazała przerażonych uczniów.
Dzieci przyglądały się jak dwoje nauczycieli wychodzi w milczeniu z klasy. Harry oparł się o szklaną ścianę i powoli zsunął na podłogę. Spojrzenie ojca przeszyło mu do duszę na wskroś. Coś było na rzeczy... Jeśli Snape zamierzał żałować chwili zostania jego ojcem, to był to ten moment.