Rozdział
20
Harry
obudził się w ciemnym pokoju. Wstrzymał oddech, próbując
zgadnąć, co wyrwało go z krainy marzeń. Blisko siebie usłyszał
miękkie chrapanie Neville’a, Rona oraz... Malfoya i swoich kolegów
z dormitorium, którzy również leżeli blisko niego. Harry nie mógł
ich poznać po chrapaniu.
W
sumie w lochach, w kwaterach Snape’a i Harry’ego było
siedemnaścioro dzieci.
Bardzo
łatwo było zorganizować całą imprezę. Harry zaplanował
wszystko razem z Hermioną, Ronem i Draco. Ślizgon wiedział o
zaklęciach ochronnych nałożonych na Slytherin, które aktywowały
się w chwili, gdy któryś z uczniów opuszczał pokój wspólny po
ciszy nocnej. Wymyślili, więc jak technicznie go nie opuścić –
postanowili wykorzystać oddzielne wejście do pokoju wspólnego
Slytherinu, którego używał Snape. Harry musiał tylko otworzyć
drzwi. Z kolei Gryfoni spotkali się w pokoju wspólnym na pół
godziny przed ciszą nocną. Harry użył swojej peleryny-niewidki,
aby przemycić Seamusa i Deana do biblioteki, a następnie wrócił
po Neville’a i Rona. Zważywszy, że w Wieży Gryffindoru, jak
wszędzie indziej, trwała impreza, to nikt niczego zauważył. Na
wszelki wypadek umieścili poduszki pod kocami, tak aby przypominały
śpiące dzieci.
Dziewczyny
z Gryffindoru stwierdziły, że potrzebują „kobiecej porady” od
pani Pomfrey i wolno im było wyjść.
Kiedy
byli już w lochach Harry zapowiedział wszystkim, że nie mogli
wejść do sypialni Snape’a lub jego gabinetu. Podzielili się
śpiworami i ulokowali je w salonie i pokoju Harry’ego.
Poprosili
skrzaty domowe o podanie przekąsek, a potem grali w szarady oraz
naśladowali swoich profesorów. Później pogasili światła i
zaczęli opowiadać sobie straszne historie.
Dzieci
były zmęczone po egzaminach oraz ekscytującej przygodzie jaką
było wymykanie się z pokoi wspólnych, więc przed dwudziestą
trzecią zaczęli zasypiać. Harry przewrócił się w swoim
śpiworze. Posłanie miało wbudowany urok amortyzacji, więc nie
czuł twardej podłogi. Przypomniał sobie, że ojciec miał wrócić
następnego dnia. Wcześniej będzie musiał oczyścić kwatery. Tata
powiedział, że zamierza wrócić w piątek, a raczej nie było
dobrym pomysłem sprawdzanie jak zareaguje na widok swojego salonu
pełnego Ślizgonów i Gryfonów. Harry wtulił się w ciepłe koce i
ponownie zasnął.
Severus
pobiegł na trzecie piętro, aby sprawdzić zamknięty korytarz.
Ostrożnie otworzywszy drzwi zobaczył, że jedna z głów
trójgłowego psa zajęta była żuciem czegoś, co wyglądało jak
poszarpana harfa, a dwie pozostałe próbowały podgryzać
instrument. Trap pod psem był otwarty, a magia zaklęć ochronnych
była nie wyczuwalna. Zdecydowanie ktoś wszedł do środka.
Zamknął
drzwi i postanowił poszukać innych. W ambulatorium spotkał się z
Filiusem, Pomoną i Poppy.
—
Znalazłeś zaginionych pierwszaków Minerwy, prawda? — spytała
zaniepokojona Puchonka.
—
Minerwy i nie tylko. Kilkanaścioro dzieci śpi w moim salonie —
rzucił rozdrażnionym tonem Snape.
—
U mnie nikogo nie brakuje... — zaczęła Pomona, ale Severus jej
przerwał:
—
To Ślizgoni i Gryfoni, zarówno chłopcy, jak i dziewczęta.
—
To zupełnie niespotykane, ale... Mam nadzieję, że Harry wiele nam
wyjaśni, kiedy się obudzi — zauważył profesor zaklęć.
—
Tak… Sprawdzałeś, co u twoich Kruków? — zapytał szybko
Severus.
—
Tak, wszyscy grzecznie śpią w swoich łóżkach — uśmiechnął
się dumny Opiekun Ravenclaw.
—
A co z personelem? — dopytywał Mistrz Eliksirów.
—
Albus jest z ministrem i wróci dopiero rano. Brakuje Minerwy i
Quirrela.
—
Ktoś się włamał na trzecie piętro. Korytarz jest bez ochrony...
Musimy tam iść — zdecydował Severus.
—
Nie powinniśmy poczekać na Albusa? — zaniepokoiła się
Puchonka.
—
Nie możemy iść wszyscy… Myślę, że powinniśmy wezwać aurorów
— rozmyślał na głos Flitwick.
—
Albus chciał zachować to w jak największej tajemnicy — dodała
Sprout.
—
Na razie musimy zatrzymać uczniów w ich pokojach wspólnych. Niech
skrzaty im tam dostarczą posiłki, a my przynajmniej będziemy mieć
pewność, że wszyscy są bezpieczni. Poppy… ty, Pomona i Filch
możecie zadbać o porządek w szkole do czasu, aż wróci Albus
przybywa. Filiusie, pójdziesz ze mną?
—
Oczywiście, Severusie. Możemy poprosić Hagrida, aby poszedł z
nami i zadbał o Puszka — zauważył roztropnie nauczyciel
zaklęć.
—
Pierwszoroczni są bezpieczni w twoich kwartałach, tak? —
upewniała się Pomona.
—
Tak. Harry wie, jak poprosić o posiłek, więc nikt nie będzie
głodować. Wyjaśnimy im wszystko później. — Dużo
później,
pomyślał Severus.
—
Severusie, pamiętaj, że diabelskie sidła można kontrolować za
pomocą ciepła i światła. Nie zaszkodź im... — Snape pomyślał,
że Pomona była niezmiernie podobna do Hagrida - oboje kochali
niebezpieczne istoty...
***
Flitwick
i Snape znaleźli profesor McGonagall leżącą w kupie gruzu obok
gigantycznej szachownicy. Szachowe bierki otaczały ją opiekuńczo.
Pozwoliły Severusowi uklęknąć obok niej. Minerwa odzyskała
przytomność, gdy Snape jej dotknął.
—
Severusie, wróciłeś... Nie mogę znaleźć Harry’ego... —
wyszeptała wicedyrektorka.
—
Nie martw się Minerwo, jest bezpieczny w mojej kwaterze... Co ci się
stało? — dopytywał się zatroskany Snape.
—
Quirrell... Powiedział, że przyjdzie mi pomóc... Gdy wygrałam...
uderzył mnie... Biały rycerz mi pomógł, ale... myślę, że
złamałam nogę… Czarna wieża podążyła za nim, ale nie mogę
ci powiedzieć, co się stało później... — wyjaśniła obolałym
tonem Minerwa.
—
O nic się nie martw, zajmę się tym — uspokoił ją Snape.
—
Kolejny pokój zawiera twoje pułapki, Severusie — zauważył
Fillius.
Snape
wstał i przeszedł przez drzwi. Zobaczył czarną postać na
podłodze. Czarna
wieża.
Pod nią mógł wypatrzyć turban, a podszedłszy bliżej zobaczył
nie tylko zawój, ale i całego nieruchomego Quirrella. Dotknął
czarodzieja i zorientował się, że nawet gdyby Quirell się ruszał,
to nie można by powiedzieć, że żyje. Spojrzał na stół, gdzie
umieścił eliksiry. Jedna butelka była pusta - głupi człowiek źle
wybrał.
Severus
ostrzegał go Wywarze Żywej Śmierci. Czarodziej nie będzie mógł
być przesłuchiwany przez najbliższą dobę po wypiciu antidotum.
Flitwick
umieścił szynę na nodze Minerwy i dołączył do kolegi.
—
Nie dotarł zbyt daleko — zauważył spokojnie Snape.
—
Minerwa zawsze było świetna z transmutacji.
—
Musimy zabrać ją do Poppy, potrzebuje pomocy lekarskiej. Lewituję
bierkę, żeby przenieść też Quirinusa. — Powiedziawszy to
Severus zabrał się za wydobywanie nieprzytomnego nauczyciela OPCM-u
spod szachowej wieży.
***
Bardzo
ciężko było przetransportować dwoje rannych na noszach koło
trójgłowego strażnika, udało się im dopiero z pomocą Hagrida.
Puszek był zadowolony - każda głowa dostała własną, ogromną
kość, w którą wgryzła się z apetytem.
W
ambulatorium okazało się, że przybył profesor Dumbledore.
—
Minerwo? — Starzec spojrzał zaniepokojony, na swoją zastępczynię
lewitowaną na noszach. Quirrell wpłynął za nią. — Quirrell…
Co wam się stało?
—
On nie jest w stanie odpowiedzieć, Albusie — poinformował
Severus. — Sądzę, że wypił Wywar Żywej Śmierci.
—
Ponadto spadła na niego szachowa wieża... — dopowiedział
Flitwick. — Nie jesteśmy pewni, w jakiej kolejności.
—
Zakradł się po kamień, zaatakował mnie... Uderzył mnie w
głowę... Na szczęście był w pokoju z szachownicą... —
McGonagall urywanymi zdaniami streściła przebieg zdarzeń.
—
Szachy są bardzo lojalne — skonstatował zamyślony dyrektor. —
Dlaczego on... Musimy poczekać, żeby się dowiedzieć. Jak się
czujesz, Minerwo?
—
Bywało lepiej, Albusie. Ufam, że Poppy wyleczy mi nogę. — Poppy
zaczęła skanować ranną kończynę, po czym ruszając różdżką
w górę i w dół, rzuciła urok zrastania się kości.
—
Teraz Minerwo, poruszaj palcami... To będzie trochę bolało, ale
kończyna musi być w ruchu, podczas składania kości. —
Wicedyrektorka wzdrygnęła się, ale posłuchała. Ból zniknął
chwilę później, wiedźma zaczęła oddychać spokojniej. Spojrzała
na kolegów skupionych wokół niej... Nie była przyzwyczajona do
skupiania całej uwagi na sobie. — Severusie, jesteś pewien, że
Potterowi nic się nie stało?
—
Tak, Minerwo, on jest w mojej kwaterze wraz z kolegami z dormitorium
i moimi pierwszorocznymi Ślizgonami. Myślę, że na „imprezie”
były również dziewczyny, które teraz śpią w pokoju Harry’ego...
— uspokoił koleżankę Severus.
—
Mały diabeł... Jak mogli wyciąć taki numer? — spytała
zdenerwowana i rozeźlona Opiekunka Gryffindoru.
—
Każę mu to wyjaśnić rano, teraz jestem zbyt zmęczony. Pójdę
spać — odparł znużonym tonem Snape.
—
Co zrobimy z Quirrellem? — Poppy badała dziwnego człowieka. —
Wydaje się, że jest w czymś w rodzaju śpiączki.
—
Och... Ze zmęczenia zapomniałem, że on potrzebuje... Muszę
uwarzyć antidotum na Wywar Żywej Śmierci. Nie jestem tylko pewien,
czy mam wszystkie potrzebne składniki. Rano będę w stanie
powiedzieć, jak szybko uda mi się go wykonać. Najpierw będę
musiał się zająć sprawami Slytherinu i mojego domu...
—
Severusie... Mówiłeś, że twoje kwatery pełne są Ślizgonów i
Gryfonów, prawda? — Błysk w oku dyrektora nie wróżył niczego
dobrego.
—
Tak, Albusie, urządzili sobie obozowisko w moim salonie — odparł
zirytowanym tonem Snape, mając nadzieję, że tą odpowiedzią
zapewni sobie spokój.
—
Czy mogę ich zobaczyć? — zapytał z nadzieją Dumbledore.
—
Dlaczego chcesz to zrobić? — zdziwił się Severus.
—
Bo... Severusie moim największym marzeniem zawsze było, aby dzieci
potrafiły zapomnieć o sortowaniu oraz niezdrowej rywalizacji między
Domami i po prostu były dziećmi i przyjaciółmi... A z tego co
mówisz wynika, że to prawda... te dzieciaki są przyjaciółmi. —
Szeroki uśmiech pełen szczęścia rozświetlał twarz wielkiego
czarodzieja.
—
Zdemolowali ci kwatery? — zapytała Pomona.
Snape
odetchnął głęboko:
—
Oświetliłem salon różdżką tylko na chwilkę... Meble zostały
przesunięte w kierunku ścian, ale wszystko wyglądało na całe. W
kuchni było pełno brudnych naczyń… Dzieci spały spokojnie...
—
Proszę, Severusie... Muszę je zobaczyć. Obiecuję, że będę
cicho. — Albus spojrzał na Mistrza Eliksirów błagalnym
wzrokiem.
Severus
wyszedł ze szpitala z dyrektorem u boku. Kiedy dotarli do jego
kwater, otworzył drzwi i wyczarował kulę światła. Albus
Dumbledore był bardzo cichy, gdy rozglądał się po salonie
Snape’a. Gdy zobaczył, że dzieci spały spokojnie wielki uśmiech
zagościł na jego twarzy. Snape wiedział, że będzie żałować
tego kroku. Starzec wyszedł i wrócił do ambulatorium. Usiadł na
chwilę obok Minerwy. Wiedźma spała. Skostniały działaniem wywaru
czarodziej został umieszczony po drugiej stronie szpitala. Tylko
czas powie, jakie było jego plany.
***
Harry
obudził się gwałtownie i pomyślał, że muszą się szybko dostać
do swoich Domów, zanim reszta współdomowników się obudzi. Usiadł
i zapalił lampy.
—
No dalej chłopaki, czas wstawać. Musimy iść...
—
Zamknij się, Potter... I zgaś światło! — Crabbe przewrócił
się na drugi bok.
—
Harry... — Hermiona wyszła z jego pokoju. — Nie jesteście
jeszcze gotowi?
—
Dopiero się obudziliśmy. — Draco potrząsnął Zabinim i Goylem.
— Możemy wrócić do snu we własnych łóżkach. Wystarczy
Potter, że otworzysz drzwi. Dzięki za zaproszenie.
—
Zanim wyjdziecie, musicie mi pomóc - meble muszą wrócić na swoje
miejsce — zaznaczył Harry.
Gdy
wszyscy się już obudzili i wygramolili ze swoich śpiworów, wzięli
się za przenoszenie mebli. W tej samej chwili usłyszeli surowe
polecenie:
—
Zostawcie kanapę, tam gdzie jest, panowie. Przygotujcie się do
powrotu do swoich Domów.
—
Profesorze Snape...
Severus
stanął przy ścianie w salonie. Pomimo, iż miał na sobie szlafrok
oraz kapcie, wciąż wyglądał tak samo strasznie jak zawsze.
—
Tato... Pozwól mi wyjaśnić... — Harry zaczął mówić, ale
Severus mu przerwał:
—
Na tłumaczenia będzie czas później, panie Potter. Ślizgoni… —
Snape otworzył drzwi do pokoju wspólnego Slytherinu — Mam
nadzieję, że znacie drogę. Idźcie spać. Nie ważcie się opuścić
pokoju wspólnego, aż nie przyjdę z wami porozmawiać.
—
Tak, proszę pana. — Odpowiedziało dziewięć głosów, podczas
opuszczania pokoju. Severus zamknął za nimi drzwi. — Gryfoni...
chodźcie ze mną. Nie chcielibyśmy, żebyście się zgubili po
drodze do pokoju wspólnego, prawda?
—
Panie profesorze... — Hermiona próbowała jakoś wytłumaczyć
całą sytuację.
—
Nie mam czasu na rozmowy, panno Granger. Nie chcesz chyba, żebym
zaczął odejmować punkty tak wcześnie rano, prawda? — zapytał
niebezpiecznie niskim głosem Mistrz Eliksirów.
—
Nie, profesorze. — Gryfonka błyskawicznie zaprzeczyła, gwałtownie
potrząsając przy tym głową.
—
Zamknij więc usta i chodź ze mną — rzucił krótko poirytowany
Snape.
Harry
szedł pomiędzy Ronem i Nevillem.
—
Ty, panie Potter, nigdzie się nie wybierasz. Idziesz prosto do
swojego pokoju i czekasz tam na mnie, aż wrócę — oświadczył
surowo Snape.
—
Tak, tato. — Harry drgnął na widok miny ojca. Miał mega kłopoty.
***
Snape
prowadził nad wyraz spokojne dzieci przez ciche korytarze zamku.
Doszli do kwater Minerwy i Severus zastanawiał się, czy czarownica
już wróciła do siebie. Zapukał i czekał. Ku jego zaskoczeniu
drzwi otworzył, ubrany w granatowe szaty, Albus Dumbledore, a nie
Opiekunka Gryffindoru.
—
Severusie! — przywitał się radośnie dyrektor.
—
Dyrektorze... — Profesor eliksirów nie podzielał świetnego
humoru swojego przełożonego.
—
Widzę, że przyprowadziłeś małych łotrzyków do Minerwy, ale ona
została z Poppy w ambulatorium. Chwilowo ją zastępuje. Tak więc…
dzieci, podziękujcie profesorowi Snape’owi za eskortowanie was
tutaj i wróćcie do swoich łóżek — uśmiechnął się łagodnie
do zdenerwowanych uczniów.
Dzieci
od razu zauważyły, że Mistrzowi Eliksirów nie spodobało się to
polecenie.
—
Dziękujemy, panie profesorze. — Tylko dziewczyny zdołały wydobyć
z siebie podziękowanie, chłopcy zaledwie skinęli głową, starając
się jak najszybciej zejść rozdrażnionemu nauczycielowi z oczu.
—
Wracam do łóżka, Severusie — oświadczył spokojnie dyrektor.
—
Albusie... — zaczął poirytowany Mistrz Eliksirów.
—
Porozmawiamy później, mój chłopcze. Dzieci są w nienaruszonym
stanie, a twoje kwatery w jednym kawałku. Nikomu nie stała się
żadna krzywda. Możemy poczekać do wschodu słońca z tą rozmową.
—
Albusie… — Irytacja Severusa zaczęła przybierać na sile.
—
Nie zamierzam prowadzić żadnej poważnej dyskusji przed poranną
herbatę, Severusie. A ją będę pić do śniadania… — Starzec
uśmiechał się łagodnie, ale Snape wiedział, że nie zamierza
zmienić zdania w tej kwestii.
—
W porządku, Albusie. Do zobaczenia później. — Lata obcowania z
dyrektorem nauczyły Snape’a, że czasem trzeba było po prostu
odpuścić.
—
Severusie… Rozumiem, że Harry został w twoich kwaterach.
—
Tak — odparł lakonicznie Severus na stwierdzenie dyrektora.
—
Chciałbym z nim porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko... —
zagadnął swobodnym tonem Dumbledore.
—
Przyprowadzę go o dziewiątej. Przypuszczam, Albusie, że do tej
pory będziesz już po śniadaniu — odparł zrezygnowanym tonem
Mistrz Eliksirów.
—
Oczywiście, Severusie. Dziękuję — uśmiechnął się promiennie
dyrektor.
Wtrącający
się do wszystkiego staruszek. Jest tak szczęśliwy, że dzieci się
dogadują, iż z pewnością zamierza je nagrodzić przyznając im
punkty!
Severus
musiał przyznać sam przed sobą, że biorąc pod uwagę wszystkie
możliwości, znalezienie dzieci w jego kwaterze było najlepszą z
nich. Dzieci okazały się na tyle rozsądne, że nikt nie majstrował
przy jego barku z alkoholem, a nawet poszły spać o odpowiedniej
porze. Zważywszy, że wszedł do swoich kwater na pół godziny
przed północą, a nikt nawet się nie przebudził, oznaczało to,
że dzieci spały już od jakiegoś czasu… Harry wyglądał tak
spokojnie. Poza tym zamierzali posprzątać mieszkanie... Ale on
wyraźnie zabronił chłopcu gościć kogoś w ich kwaterach... Z
drugiej strony Harry nigdy nie miał domu, do którego mógł
zaprosić swoich przyjaciół. Ale Severus powiedział, że będzie
mógł zaprosić kolegów, gdy tylko wróci! Tylko, co to za zabawa,
jeśli rodzic jest w domu, w chwili gdy chce się z przyjaciółmi
ponarzekać na swoich rodziców?
Chłopiec
wyglądał na tak strasznie skruszonego, gdy wysłał go do jego
pokoju. Cóż, będzie musiał umieścić meble na swoich miejscach i
spróbować choć trochę się przespać. Może Albus miał rację…
Mogli poczekać do świtu i dopiero wówczas porozmawiać o tym co
się wydarzyło.
Otworzył
drzwi kwater i zdziwiło go palące się światło. Sofa i kanapa
były z powrotem na swoich miejscach. Były ciężkie, powinien
powiedzieć chłopcu, żeby ich nie ruszał, aż do jego powrotu.
—
Harry? — Chłopaka nigdzie nie było widać. Snape zajrzał do
pokoju syna, ale nie znalazł tam potomka. Światło
w kuchni…
Spojrzał tam i zobaczył, że wszystkie naczynia zostały umyte.
Harry siedział przy stole, głowa spoczywała mu na ramionach, a on
spał.
—
Harry... — dotknął chłopca pleców. — Harry, będzie cię
bolał kręgosłup, jeśli będziesz tak spał. Chodź. — Snape
delikatnie podniósł syna z krzesła. — Zaprowadzę cię do łóżka.
—
Jesteś... Strasznie długo cię nie było. — Severus nie był
pewien, co Harry miał na myśli, ale na wszelki wypadek wolał
uspokoić chłopca. — Już jestem, synu.
—
Jesteś bardzo, bardzo zły? — zapytał cicho wyraźnie skruszony
Gryfon.
—
Trochę. Ale mi przejdzie, jak tylko się wyśpię. Porozmawiamy
później. — Severus poklepał chłopca uspokajająco po
ramieniu.
—
Dziewczyny spały w moim pokoju... miały prywatność... —
nadmienił wciąż zaspany Harry.
—
Wiem.
—
Proszę, pozwól mi spać w twoim łóżku... — Harry patrzył na
ojca proszącym wzrokiem.
—
Muszę się wyspać Harry — zauważył spokojnie Severus.
—
Tęskniłem za tobą…
Severus
wziął chłopca do swojego łóżka i obaj się położyli. Harry,
mały diabeł, dowiedział się, że emocjonalnością łatwo mógł
owinąć Snape’a wokół małego palca. Może Tiara się pomyliła
i dziecko powinno trafić do Slytherinu. Jednego był pewien w stu
procentach - to dziecko należało do niego.