Kucyki przygotowują się na zbliżającą wojnę,
Niebezpieczeństwo nadciąga od morza.
Lecz ich wrogowie różnią się od poprzednich,
Jak zdołają sobie z nimi poradzić…?
Rozdział 3
„Cienka granica”
7 czerwca
Godzina 07:30
Canterlot, baza szwadronu Mirage
Rainbow Dash powoli podniosła się z łóżka. Przez noc zdołała wyspać się tylko przez
te kilka godzin niezbędnych do normalnego funkcjonowania organizmu. Obracając głowę
dookoła, niebieska klacz zauważyła, że jej przyjaciółki nie znajdowały się już w pokoju. Najpierw
zastanawiała się, dokąd mogły się udać, ale gdy przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniego
dnia, doszła do wniosku, że zapewne przeprowadzają ćwiczenia, aby przygotować się do
nadchodzących bitew. Nie chcąc tracić więcej czasu, Rainbow zeskoczyła z łóżka i również wyszła
z pokoju.
Przemierzając korytarze w drodze do sali treningowej, Rainbow Dash minęła Centrum
Kontroli. Tam zobaczyła Lightning Bolt siedzącą przed komputerem. Widok jak najbardziej
normalny. Rainbow zdecydowała się z nią pogadać. Kiedy biała klacz usłyszała za sobą dźwięk
otwieranych drzwi i stukanie kopytek o podłogę, obróciła krzesło. Na jej twarzy widniał uśmiech.
— Dzień dobry, Rainbow. Dobrze spałaś? — zapytała.
— Nie bardzo — ziewnęła lekko w odpowiedzi Rainbow. — Wiesz, lepiej by było gdyby
poranki zaczynały się w południe. Gdzie jest reszta drużyny?
— W sali treningowej, oczywiście — odpowiedziała Lightning. — Siedzą tam już od ponad
trzydziestu minut. Firefly chciała przypomnieć pozostałym dawne manewry oraz formacje,
których nauczyłyśmy się podczas wojny z gryfami. Ciebie nie obudziła, bo uznała, że ty nie
będziesz tego potrzebować i wszystko pamiętasz.
Rainbow uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem.
— Spodziewałam się tego po Firefly. A ty dlaczego nie jesteś z nimi?
Odpowiadając, Lightning Bolt cały czas naciskała na klawiaturze różne przyciski.
— Postanowiłam sprawdzić wyposażenie naszych wojsk. Wolę się upewnić, że jesteśmy
przygotowani na naszych wrogów. Mamy na swoim podorędziu kilka naprawdę niezwykłych
technicznych nowinek. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będziemy mogły z nich skorzystać.
— Aha…
Rainbow jakoś nie zdradzała większego zainteresowania tą sprawą. Patrzyła na ekran
obojętnym wzrokiem, choć co chwila Lightning Bolt pokazywała jej kolejne elementy wojsk
Equestrii, w tym zdjęcie przedstawiające flotę zupełnie nowych krążowników. Miały one tworzyć
Pierwszą Flotę. Posiadały najnowsze uzbrojenie, a do tego obszerne zbrojownie, każda zdolna
była pomieścić około stu pocisków i bomb.
Rainbow Dash zbierała się już do opuszczenia pokoju, by dołączyć do innych klaczy
ćwiczących stare manewry. Wtedy jedno ze zdjęć pokazywanych przez Lightning przykuło
jej uwagę. Na nim znajdowała się para karabinów maszynowych wraz z dołączonym do nich
mocnym pasem, który dałoby się zapiąć na grzbiecie.
— A co to, do siana, ma być? — zapytała niebieska lotniczka.
— Te karabiny maszynowe został skonstruowane dla pegazów, aby dać im przewagę
podczas walk powietrznych — wyjaśniła Lightning Bolt. — Są zrobione ze specjalnego stopu,
dzięki któremu są dość lekkie do noszenia ich na grzbiecie. Każda lufa zawiera do 500 naboi, zaś
strzelać mogą z częstotliwością pięćdziesięciu naboi co dziesięć sekund. Za ich pomocą będziemy
w stanie skuteczniej atakować wrogie struktury lub pojazdy bez ryzykowania zbytniego zbliżania
się do nich. Innymi słowy, dzięki tym karabinom zyskujemy możliwość atakowania na dystans.
Rainbow zdawała się nie dostrzegać nowych możliwości tej broni. Przez moment patrzyła
na zdjęcie z wyraźnym sceptyzmem.
— Bez urazy, ale zostanę przy swoich skrzydłach i kopytkach. Poważnie, wyobrażasz
sobie pegaza z tym czymś przypiętym na grzbiecie? Wyglądałby idiotycznie.
— Sądzę, że powinnyśmy korzystać z każdej dostępnej nam przewagi przeciw naszym
wrogom. Tym bardziej, iż nie mamy pewności co do ich możliwości bojowych, liczebności wojsk
oraz wyposażenia. Nie możemy dać się zaskoczyć.
Z tym argumentem ze strony Lightning Rainbow nie zamierzała dyskutować. Nic więc
nie powiedziała, ale zgodziła się z nią w duchu.
— W każdym razie — ciągnęła biała klacz — na tym nie koniec wieści. Twoja przyjaciółka,
Rarity, odwiedziła nas około godziny temu. Mówiła, że rozpoczęła właśnie przerabiać nasze
kamizelki. Miała zaktualizować ich wygląd względem nowego symbolu Zjednoczonych Sił. Poza
tym chce także nałożyć dodatkową warstwę materiału. To wzmocni ich wytrzymałość.
Niebieska klacz nie mogła się nadziwić, że Rarity haruje od tak wczesnej pory żeby im
choć trochę pomóc. Przez moment wyobraziła ją sobie siedzącą w swoim butiku nad stosem
materiałów.
— To dobre wieści — powiedziała w końcu Rainbow Dash. — Pójdę sprawdzić jak sobie
radzą dziewczyny. Zobaczymy się później.
Po tych słowach, Rainbow udała się w kierunku drzwi. Nie zdążyła jednak zrobić nawet
dziesięciu kroków, gdy nagle po całej bazie rozległ się głośny dźwięk. Klacz jęknęła.
— Alarm? Teraz?! Dajcie spokój!
Lightning Bolt natychmiast odpowiedziała na przychodzące połączenie. Jednocześnie do
Centrum Kontroli wbiegły Firefly, Cloud Kicker, Medley, Fluttershy i Derpy.
— No, zaczyna się! — skomentowała różowa klacz.
Wszystkie pegazy zebrały się przed monitorem. Powitał je głos Gale’a.
— Mirage, mam nadzieję, że jesteście gotowe. Wróg nie próżnuje. Z każdą godziną zbliża
się do Equestrii. Wszystko wskazuje na to, iż pierwszy atak nastąpi od morza. Nasze jednostki
zwiadowcze zauważyły kilkanaście niezidentyfikowanych statków zmierzającym ku Wybrzeżu
Uzd. Spójrzcie.
Ekran, wcześniej pokazujący zdygitalizowaną mapę Equestrii i okolic, zmienił się,
pokazując wspomniane przez Gale’a statki płynące po wodzie. Lightning Bolt przyjrzała im się
uważnie.
— Fregaty, krążowniki, kutry rakietowe… całkiem mocna flota.
— Owszem, ale to nie one są głównym zmartwieniem.
Gale zbliżył jedno ze zdjęć na ekranie, na którym znajdowało się siedem mniejszych,
nieuzbrojonych jednostek, dosłownie otoczonych i jednocześnie chronionych przez resztę.
Lightning głośno nabrała powietrza.
— Przecież to jednostki desantowe! Czy oni planują…?
— Dokładnie — potwierdził Gale. — Owa operacja desantowa ma być ich pierwszym
krokiem do wkroczenia do Equestrii i rozpoczęcia wojny totalnej. Według naszych danych, te
statki znajdą się w pobliżu Fillydelfii, ich najbliższego celu, w ciągu niespełna dwóch godzin.
Rainbow Dash nie czuła się już ani trochę śpiąca. Po usłyszeniu tych słów, rozumiejąc, że
czas gra na ich niekorzyść, odwróciła się ku wyjściu, zaskakując inne kucyki.
— Gale, przekażesz nam wszystkie szczegóły, gdy będziemy w drodze do miasta. Dalej,
dziewczyny! Zbiórka na głównym pasie! Wyruszamy!
Operator Wonderbolts przyjął to do wiadomości i zakończył połączenie. Lightning
wyłączyła komputer. Widząc swoją dowódczynię w bojowym nastroju, reszta pegazów niemalże
natychmiast podążyła za Rainbow.
Tylko Fluttershy lekko się wahała, z sobie tylko znanej przyczyny…
Kiedy już wszystkie lotniczki znalazły się na pasie startowym, Rainbow przekazała im
krótkie instrukcje.
— Dopóki Rarity nie skończy udoskonalać naszych kamizelek, będziemy musiały
przez jakiś czas latać bez nich. Przez to naszym może być ciężko zidentyfikować nas w ogniu
walki. Dlatego chcę żebyście, używając radia, zawsze zwracały się do siebie za pomocą znaku
wywoławczego. Jasne?
Pozostałe pegazy kiwnęły głowami na znak, że zrozumiały. Na chwilę głos zabrała jeszcze
Lightning Bolt.
— Zmodyfikowałam lekko nasze komunikatory. Są teraz znacznie wytrzymalsze oraz
bardziej odporne na zakłócenia. Możemy z nich spokojnie korzystać nawet podczas burz
śnieżnych czy innych ekstremalnych warunków atmosferycznych.
— OK, dziewczyny, szykujmy się — rozkazała Rainbow. — Formacja! Skrzydła w górę!
Meldować się!
— Błysk, gotowa!
— Grom, gotowa!
— Promyk, gotowa!
— Motyl, gotowa!
— Ditzy gotowa!
— Smyk, gotowa!
Rainbow Dash wykrzywiła usta w uśmiechu, widząc swoje koleżanki gotowe do akcji.
— Ruszamy, szwadronie Mirage! Do lotu!
W ciągu kilku sekund, siódemka pegazów wystartowała z bazy i ruszyła w kierunku
Fillydelfii, jednego z większych miast we wschodniej Equestrii. Nie chciały tracić więcej czasu.
Rainbow nawiązała połączenie z Gale’em, aby ten wyjaśnił im szczegóły misji.
— Nasz baza marynarki wojennej w Fillydelfii najpewniej przyjmie na siebie pierwszy
cios wrogiej floty. Obecnie mieszkańcy są postawieni w stan gotowości, na rozkaz księżniczek
Celestii i Luny. Spodziewają się ataku w każdej chwili. Nie mają jednak wielkich środków
obronnych w samym mieście. Poza tym, port może być wykorzystany przez wrogie jednostki
desantowe w celu wyładowania ich sił. Mogłyby one potem natychmiast przystąpić do
zdobywania miasta. Musimy temu zapobiec za wszelką cenę.
— Czy do obrony Fillydelfii zostały przydzielone jakieś jednostki? — spytała Firefly.
— Tak. Stacjonuje tam cała Pierwsza Flota. Jest przygotowana na odparcie ataku
Wygnańców. Niestety, na tę chwilę, ich mobilność jest bardzo ograniczona. Wciąż dokonują
ostatnich modernizacji. Są w stanie używać swojej broni, ale tylko na niewielki dystans. Gdyby
w takim stanie zaatakowałaby ich wroga flota, byłyby niczym kaczki na ostrzał. Wśród statków
znajduje się niedawno ukończony krążownik Luminescencja. Jest to statek flagowy Pierwszej
Floty i nasz główny atut podczas wszelkich bitew morskich.
— Zgaduję, że naszym zadaniem jest chronić go? — spytała Rainbow.
— Owszem — odrzekł Gale. — Ale to nie jedyne wasze zadanie. Ponieważ we wrogiej
flocie znajdują się jednostki desantowe, one są priorytetem. Jeśli chociaż trzy takie jednostki
dotrą do portu, bataliony Wygnańców przedostaną się do miasta z zamiarem zajęcia go.
Cloud Kicker lekko spochmurniała.
— W takich chwilach przydałoby się każde wsparcie.
— Bez obaw — powiedział Gale. — Wonderbolts od niedawna są już na miejscu. I
tym razem są w pełnym składzie sześciu lotników. Poza nimi możecie też liczyć na pomoc
szwadronów Płomień, Śmigacz oraz Smok. Waszym głównym celem, Mirage, jest powstrzymanie
jednostek desantowych przed dotarciem do Fillydelfii. Jednocześnie musicie mieć oko na
krążownik Luminescencja.
Firefly wstępnie miała wątpliwości co do tej operacji.
— A jak niby mamy powstrzymać jednostki desantowe? Chyba nie spodziewasz się, że
będziemy po prostu w nie nawalać kopytkami aż je zatopimy, tak jak robiłyśmy to z działkami
przeciwlotniczymi gryfów, co?
Ton tego pytania był bardzo sarkastyczny, co Gale zauważył. Jego odpowiedź także
pobrzmiewała sarkazmem.
— Gdyby faktycznie tak było, wysłałbym was na nie z pociskami przeciwpancernymi
przywiązanymi do grzbietów.
Firefly ledwie zdusiła śmiech. Jednak Fluttershy nie widziała w tym nic śmiesznego.
— Możemy próbować odwrócić ich uwagę, ale nie zniszczymy statków bezpośrednio.
Przynajmniej nie bez wsparcia broni ciężkiej.
— Dokładnie — ciągnął Gale. — Dlatego w tym pomogą wam okręty Pierwszej Floty.
Pomożecie im zlokalizować wrogie jednostki, określając ich położenie z możliwie maksymalną
dokładnością. Nasze okręty postarają się wtedy ich zniszczyć.
Medley podrapała się po głowie.
— Zaraz, chwila. Czyli co, mamy latać dookoła wrogich statków, przekazać ich położenie
najbliższej sojuszniczej jednostce tak, żeby oni mogli zniszczyć wroga, gdy ten wejdzie w ich
zasięg? To trochę bez sensu. Skąd ta decyzja? Radar naszych nie działa czy co?
— Jak mówiłem, kończą dokonywać modernizacji. Nie są w pełni przygotowani do walki
z wrogą flotą bez wsparcia powietrznego.
Ta sytuacja coraz mniej podobała się Rainbow. Chciała najpierw zaznaczyć, że kontrola
radarowa może nieraz zaważyć o zwycięstwie lub klęsce podczas wojny. Wtedy przypomniała
sobie o funkcji radarowej wbudowanej we wszystkie pegazie komunikatory. Nie było więc tak
naprawdę problemu, jak długo przekazywałyby one obraz bitwy dla statków.
— Zatem rozumiecie na czym polega wasza misja, Mirage? — spytał Gale.
— Pewnie, że tak. Mamy zapewnić wsparcie powietrzne dla Pierwszej Floty, załatwić
nadciągające wrogie jednostki desantowe, bronić tego krążownika o którym wcześniej
wspomniałeś i w ogóle całej Fillydelfii.
Rainbow Dash wypowiedziała te słowa bardzo wyluzowanym tonem, tak jakby była to
dla niej dziecinna zabawa. Gale w pierwszej chwili tego nie skomentował, ale gdy już to zrobił,
brzmiał śmiertelnie poważnie.
— Nie zchrzańcie tego. To nie jest jakaś gra, to wojna! Wróg tylko czeka na wasz błąd.
Jeśli nie będziecie gotowe, wykorzystają to natychmiast!
— Spokojnie, Gale — odezwała się Firefly. — Jak dotrzemy na miejsce, wykopiemy tych
Wygnańców tam skąd przybyli.
— Mam taką nadzieję. W każdym razie powodzenia. Skontaktujcie się za mną po dotarciu
do Fillydelfii. Bez odbioru.
***
Utrzymując stałe tempo, lotniczki zmierzały do miasta, jednocześnie dyskutując nad
możliwymi metodami walki z wrogiem. Lightning Bolt ponownie wspomniała o karabinach
maszynowych, z których pegazy mogły skorzystać w każdej chwili. Rainbow Dash jednak wciąż
odnosiła się do tego wynalazku sceptycznie. Co innego Medley. Sprawiała wrażenie lekko
podekscytowanej.
— Nie wiem jak wy, ale ja tam chętnie powystrzelałabym tym gości. Myślą, że mogą tak
po prostu wparować do Equestrii i…?
Zielona klaczka urwała w pół zdania, kiedy spojrzała za siebie. Podleciała zaraz do
Rainbow, szturchnęła ją w bok i wskazała na Fluttershy. Leciała na szarym końcu, znacznie
wolniej od pozostałych, a minę miała dziwnie ponurą. Rainbow zawołała do niej:
— Fluttershy, przyspiesz! Wracaj do szyku!
— Przepraszam…
Zaczęła trochę szybciej machać skrzydłami, by dogonić resztę pegazów. Rainbow
nakazała im zatrzymać się i poczekać, zaś sama podleciała do przyjaciółki.
— Co się z tobą dzieje? — zapytała tęczogrzywa lotniczka.
— Rainbow… — zaczęła nieśmiałym głosikiem Fluttershy — czy pomyślałaś… chociaż
przez chwilę… z kim przyjdzie nam walczyć?
— To chyba oczywiste. Będziemy walczyć z kucykami, które chcą podbić Equestrię —
odpowiedziała Rainbow Dash.
Fluttershy jeszcze bardziej spochmurniała. Perspektywa walki z innymi kucykami
burzyła jej wewnętrzny spokój. Podobna sytuacja miała miejsce w pierwszych dniach wojny
przeciw Gryfiemu Królestwu. Jednak wtedy ich przeciwnicy byli pewni swego, głodni władzy,
aroganccy i zdolni do podłych czynów. Kiedy przekonała się o tym osobiście, Fluttershy nie
zamierzała dłużej uciekać. Ochrona Equestrii przeciw takim wrogom wydawała się dla niej
rzeczą oczywistą. Ale wojna z innymi kucykami…? Im dłużej o tym myślała, tym większe rozterki
przeżywała.
Firefly próbowała uświadomić jej z czym przyjdzie im się mierzyć.
— Słuchaj, nawet jeśli są oni kucykami i nawet jeśli kiedyś żyły w Equestrii, teraz próbują
ją podbić. Chyba słyszałaś, co mówiła ta cała Aurora, prawda? Jeżeli jej żołnierze są chociaż
w połowie tak groźni jak twierdziła, nie możemy się wahać! Oni właśnie na to liczą: żebyśmy
opuścili gardę, wtedy zadadzą nam morderczy cios. Nie wiem co z tym zrobisz, ale ja im się nie
dam omamić!
Fluttershy dalej nie była pewna. Rainbow westchnęła głośno.
— OK, słuchaj, Fluttershy. Nie musisz bezpośrednio brać udziału w walce. Po prostu miej
oko na wszystko co będzie się działo w okolicy. Postaraj się nas za to informować o zbliżających
się ewentualnych posiłkach wroga. I wspieraj nas co jakiś czas. Możesz to zrobić?
— T-Tak…
— Dobrze. A teraz w drogę, dziewczyny, jazda!
Szwadron Mirage wznowił lot ku Fillydelfii. Jego członkinie nie wiedziały wtedy jeszcze,
że i tak przybędą za późno…
Godzina 8:12
Wybrzeże Uzd, przestrzeń powietrzna Fillydelfii
Wrogie statki zaczęły już pojawiać się na horyzoncie. Wonderbolts wykonywali właśnie
patrol nad okolicą, zauważyli więc zagrożenie z nieba.
Soarin’ nie spodziewał się tak szybkiego przybycia wrogich sił.
— Już tu są? Ładny gips — mruknął.
— Trzeba działać szybko. Firebolt, wyślij zaraz sygnał do Pierwszej Floty. Niech jak
najszybciej przygotują się do bitwy — rozkazała Spitfire. — My postaramy się ściągnąć uwagę
czołowych okrętów do czasu, aż nie zjawią się pozostałe szwadrony.
— Tak jest, pani kapitan!
Skupiając swój wzrok na kutrze rakietowym płynącym na przedzie wrogiej formacji,
Spitfire nabrała spokojnie powietrza, nim zerknęła na Soarin’a. Ten tylko kiwnął głową, choć
wyraz twarzy miał nadzwyczaj poważny.
— No to ruszamy!
Ledwie to uczynili, ktoś spróbował się z nimi połączyć. Spitfire odebrała. W głośniku
odezwał się głos dorosłego kucyka.
— To wy jesteście tymi sławnymi Wonderbolts, co? Jestem kapitan Bluehaze, dowodzę
krążownikiem Luminescencja. Jak już zapewne przekazano wam wcześniej w dowództwie,
wśród wrogiej floty znajdują się jednostki desantowe. Miasto wpadnie w kopyta Wygnańców
jeśli dotrą one do brzegu. Do obrony portu niezbędna będzie wasza pomoc. My wciąż
potrzebujemy trochę czasu na pełne przygotowanie się do walki, więc zróbcie co się da, by
utrzymać wrogie statki z dala od naszych pozycji. Dajcie nam jakieś piętnaście minut. Potem
wszystko będzie chodziło jak w zegarku. Na pewno odwdzięczymy się za wasze wsparcie.
Będziemy ryzykować naszymi karkami wraz z wami.
— Przyjęłam, kapitanie Bluehaze — odrzekła Spitfire. — Mamy już kontakt wzrokowy z
pierwszymi jednostkami wroga. Ruszamy je przechwycić.
Chociaż Wonderbolts potrafili uprzykrzyć życie przeciwnikom, sami i tak nie zadaliby im
wielkich strat. I Spitfire dobrze o tym wiedziała. Potrzebowali jakiegoś sposobu…
Po dotarciu do pierwszego kutra rakietowego, Spitfire i Soarin’ zaczęli krążyć dookoła
niego, chcąc sprowokować atak. Tymczasem Fleetfoot, Rapidfire i Misty mieli oko na załogę
okrętu, wypatrując czy ktoś czasem nie zajmuje stanowisk bojowych. Nic takiego jednak nie
miało miejsca. Po chwili dołączyła Firebolt.
— Płomień, Śmigacz i Smok zaraz tutaj dotrą — zameldowała.
— Masz jakiś plan, Spitfire? — spytał Soarin’, widząc jak ich działania nie przynoszą
żadnego efektu.
— Jedno jest pewne: nie ma sensu atakować ich statków bezpośrednio. Nasze kopyta nie
zrobią nawet małego wgniecenia na tych pancerzach. Za to możemy skupić uwagę ich załóg i
spróbować zadać im jak największe straty. Wtedy ich ataki nie będą zbyt częste.
Firebolt i Soarin’ zgodzili się na tę taktykę. Pozostali również nie wyrazili sprzeciwu.
Spitfire zanurkowałą w dół, ku pierwszemu kutrowi.
— Dobra. Przekonajmy się na co ich stać!
Po pierwszym przelocie nad głowami Wygnańców zebranych na pokładzie w stronę
poleciał ogień zaporowy z działek przeciwlotniczych. Jednak doświadczona w boju Spitfire nie
miała żadnych problemów z uniknięciem pocisków. Soarin’ wykorzystał to jako szansę na własny
atak. Spikował ku stanowisku jednego z dział i jednym, silnym ciosem zwalił z nich kucyka
ziemnego, który je kontrolował. Nie miało to niestety większego znaczenia. Znaczna większość
okrętów nie przejęła się obecnością Wonderbolts. Wygnańcy traktowali ich jak powietrze, lub
natrętne muchy. Wciąż płynęli na swoich statkach w stronę Fillydelfii. Gdyby tylko Spitfire i jej
ekipa mieli coś, co pozwoliłoby im na skuteczny atak…
Płomiennowłosa klacz skierowała swoją uwagę na jedną z fregat, gdy nagle dotarło do
niej ostrzeżenie od Firebolt:
— Uwaga, z góry!
Spitfire odbiła w prawo, a sekundę później fregata została trafiona bombą lotniczą. Mała
eksplozja rozproszyła kucyki po pokładzie oraz uszkodziła działka. W ten efektowny sposób na
polu bitwy zaznaczyła swoją obecność Flare Star, dowódczyni szwadronu Smoka, zielona klacz
pegaza o pomarańczowej grzywie.
— Jak wam się podobało moje wejście? — pytanie to skierowała do Spitfire. — Nie
mogłam się doczekać, by ją wypróbować. Tornado Swirl i Overdrive za chwilę dołączą.
— Skąd wzięłaś tę bombę? — spytał Soarin’.
— Z naszych statków, a niby skąd? — odpowiedziała Flare Star. — Luminescencja oraz
pozostałe okręty zgodziły się podzielić swoimi zapasami amunicji z nami do czasu, gdy same
będą gotowe do otwartej walki. Po prostu polećcie do najbliższego statku, weźcie jakąś bombę, a
potem zrzućcie ją na tych typków.
Dzięki tej nowej opcji, Zjednoczone Siły zyskały możliwość skutecznego zatrzymania
ofensywy Wygnańców. Jeden z ich dowódców, kierujący własnym krążownikiem, widział co stało
się ze zbombardowaną fregatą i szybko wysłał rozkazy do innych.
— Zobaczmy jak im się to spodoba. Wyślijcie nasze własne oddziały lotnicze! Wszystkie
jednostki, do walki!
W ciągu paru sekund, ponad dziesięć pegazów wystartowało z pobliskiego lotniskowca,
trzymającego się dotąd na tyłach formacji. Owe lotniskowce służył pegazom jako swego rodzaju
ruchome bazy z których mogły błyskawicznie ruszyć w przestworza, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
Same okręty były ponadto bardzo wytrzymałe i przestronne. Mogły pomieścić do trzydziestu
ośmiu lotników. Część z nich na razie została jeszcze na lotniskowcu; miały wejść do walki gdyby
ich towarzysze znaleźli się w trudnej sytuacji.
Radary Wonderbolts szybko wychwyciły czerwone kropki zmierzające w ich stronę.
— Mamy jednostki nierozpoznane! — krzyknęła Firebolt.
— Widzę — odparła Spitfire. — Prawdziwa bitwa dopiero się zaczyna.
Flare Star wraz z trzema innymi pegazami tworzącymi jej szwadron, z czego dwoje z nich,
Wind Whistler i Rainfall, było jej dobrymi przyjaciółmi, ruszyło na spotkanie wrogim oddziałom.
Grupa Spitfire natomiast nieustannie obserwowała ruchy floty. Część statków przyspieszyła,
zaś te najbliżej w końcu zaczęły ostrzeliwać jej drużynę. W którymś momencie, po jej kilku
udanych i widowiskowych unikach ognia z działek, jakiś kucyk-Wygnaniec na jednym z kutrów
rakietowych namierzył Spitfire. Chwilę później odpalił w jej kierunku pocisk naprowadzany na
ciepło. Zdołała na szczęście w porę go wyminąć.
— Chyba ich zdenerwowaliśmy — skomentowała klacz.
Dwie eskadry Wygnańców walczyły ze szwadronem Smoka. Nie byli oni dla Flare Star
zbyt trudnymi przeciwnikami, mimo iż niektórzy nosili na grzbietach karabiny maszynowe,
pozwalające im atakować lotników Zjednoczonych Sił z bezpiecznej dla siebie odległości.
Towarzysze zielonej klaczy zdołali uniknąć czołowego natarcia, ale w ferworze walki sama Flare
Star trochę się zagalopowała. Wbiła się prosto między szyk jednej z wrogich eskadr, rozdzierając
go. O mały włos nie została okrążona i zestrzelona. Uratowało ją przybycie szwadronów Płomień
i Śmigacz. Tornado Swirl również postanowił skorzystać z nowych zdobyczy techniki, zabierając
ze sobą ten sam model karabinów, które Lightning Bolt pokazywała wcześniej Rainbow Dash.
Robił z nich dobry użytek.
Z dala od zgiełku pola walki, Aurora Starlight i jej szwadron Żniwiarzy obserwowali
toczącą się bitwę z pokładu swego statku flagowego, Ptak Wojny. Trickster nie omieszkał
wyrażać swojego niezadowolenia, widząc opieszałe działania ich armii.
— Nie no, to jest po prostu żałosne! Co za idioci! Nie są w stanie załatwić pegazów
ubranych w obcisłe stroje! Co oni, muszą sobie założyć na pyski tarcze do rzutków żeby w nie
trafili? Powinniśmy tam polecieć i pokazać im jak to się robi!
— Jeszcze nie — odezwał się Shockwave. — Nasz główny cel jeszcze się nie pojawił.
— Czemu po prostu nie wezwiemy Scinfaxi, żeby rozwalili wszystko? — upierał się żółty
pegaz.
— Jest na to za wcześnie — wyjaśnił Deathwing. — Poczekajmy, aż wykonają pierwszy
poważny ruch. Dopiero wtedy… wyślemy im wiadomość.
— Jeśli bitwa się przeciągnie, z pewnością się do niej włączycie — orzekła Aurora.
Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Gdy patrzyła na monitor i obserwowała
działania swoich wojsk, na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.
— Tu kapitan krążownika Luminescencja — głos Bluehaze’a zabrzmiał w słuchawkach
komunikatorów Wonderbolts. — Potrzebujemy jeszcze około pięciu minut, zanim będziemy
mogli wyruszyć. Możecie utrzymać na sobie uwagę wroga przez ten czas?
— Pewnie, kapitanie — odpowiedział Soarin’.
Spitfire tymczasem zauważyła jak główna flota wroga rozdziela się na dwie mniejsze
grupy. Każda z nich otoczyła jednostki desantowe ścianą fregat, kutrów rakietowych, a do tego
miały wsparcie dwóch potężnych krążowników. Jak tylko Spitfire znalazła się blisko, została
gwałtownie ostrzelana przez działka przeciwlotnicze. Musiała się wycofać. Flare Star wzięła
jeszcze jedną bombę ze zbrojowni Lumienscencji, lecz kiedy próbowała zrzucić ją na jedną z
fregat, przeszkodził jej ostrzał z działek krążownika. Ku jej irytacji, bomba eksplodowała w
powietrzu nim trafiła we wrogą jednostkę.
— Końskie bobki! Nie da się podlecieć bliżej! Jak tak dalej pójdzie, dotrą do miasta!
— Luminescencja, jaki jest wasz status? — spytała Spitfire.
— Jeszcze kilka minut… Silniki już pracują. Musimy jeszcze tylko uzbroić statek —
odrzekł kapitan Bluehaze.
Sprawy przybierały bardzo niekorzystny obrót. Na terenie walki pojawiła się nowa
eskadra wrogich pegazów. Zaczęła atakować szwadrony Płomień i Śmigacz, które wciąż miały
problemy z poprzednimi oddziałami. Lotnicy zostali przytłoczeni, ale Wonderbolts nie byli
niestety w stanie im pomóc. Nie mogli zignorować nacierającej floty.
Sytuacja stała się dramatyczna.
I właśnie w tej chwili każdy radar kucyków wykrył siedem zbliżających się sygnatur.
Jedna z nich wyleciała do przodu. Sekundę później,
przeszyła powietrze,
zmierzając ku wrogiej formacji. Niespodziewany atak zmusił ich do rozproszenia. Pozostałe sześć
lotniczek dołączyło do dzielnej klaczy w celu pokonania wrogiego szwadronu.
— Wybaczcie nam to spóźnienie.
Kucyki na statkach Zjednoczonych Sił poderwały głowy do góry. Rozpoznały nowo
przybyły szwadron i zaczęły wznosić radosne okrzyki.
— To Mirage! Anioły przybyły! Teraz zwyciężymy!
— Hej, Rainbow Dash, trochę się ociągałyście. Wróg nie chciał na was dłużej czekać —
skomentowała uszczypliwie Spitfire.
— Serio? To lepiej bierzmy się do roboty — odpowiedziała Rainbow.
Szybko wysłała ona Lightning Bolt, Cloud Kicker i Derpy do pomocy Wonderbolts.
Mieli zatrzymać jedną z grup floty wroga zmierzającym ku Fillydelfii. Sama Rainbow wzięła
natomiast Medley, Fluttershy i Firefly, by wspomóc szwadrony Płomień i Śmigacz. Z lekkim
niedowierzaniem patrzyła na Tornado Swirla, próbującego co jakiś czas strzelać krótkimi
seriami ze swoich karabinów. Nie mogła wyobrazić sobie siebie na jego miejscu.
Lightning, Cloud Kicker i Derpy otrzymały od Spitfire szybki obraz sytuacji. Musiały
powstrzymać jednostki desantowe przed dopłynięciem do portu. Największym problemem był
nieustanny ostrzał prowadzony z działek krążownika. Utrudniał on znacznie wszelki właściwy
atak na jednostkę.
— To na nic. Nie dolecimy bliżej. Nie przebijemy się — jęknęła Cloud Kicker.
Nagle Derpy wpadła na pomysł.
— Chyba wiem co trzeba zrobić. Będę potrzebować waszej pomocy, dziewczyny.
Lightning Bolt i Cloud Kicker oczywiście zgodziły się, choć szara klacz nie wyjaśniła im
jeszcze co zamierzała. Derpy udała się w kierunku Luminescencji, zabierając z niej bombę inną
niż używane dotychczas przez pegazy. Była mniejsza, koloru zielonego i miała potężną głowicę.
Kiedy Derpy z nią wróciła, Lightning Bolt zrobiła wielkie oczy. Zrozumiała plan.
— Zamierzasz użyć bomby kierowanej?! Ale żeby to zadziałało, to musisz podlecieć
bardzo blisko celu…
— Dlatego potrzebuję waszej pomocy — przerwała jej Derpy. — Przebiję się przez ogień
zaporowy i zbombarduję okręt. Musicie mnie osłaniać.
Cloud Kicker wstępnie miała wątpliwości co do tego planu, lecz kiedy szwadron
Smoka zaoferował swoje wsparcie, była gotowa do pomocy. Gale poinstruował Derpy, aby
zbliżyła się na odległość co najmniej 800 stóp od celu, nim będzie mogła zrzucić bombę, którą
następnie naprowadzi na cel jej system nawigacji. Szara klacz pegaza ruszyła w kierunku floty
Wygnańców. Jej przyjaciółki leciały przodem z zamiarem utrzymania na sobie uwagi wroga
wystarczająco długo. Derpy miałaby tylko kilka sekund na możliwość ataku, więc musiała dobrze
zsynchronizować się z resztą.
Chociaż statki eskortowe zaczęły strzelać do nadlatujących pegazów, zdawałoby się,
że nie zauważyły Derpy. Jednak dowodzący krążownikiem kapitan przejrzał jej plan. Gdy
znajdowała się około 2000 stóp od celu, wydał rozkaz zestrzelenia klaczy. Derpy próbowała
ominąć pociski, lecz kilka z nich zraniło ją lekko w skrzydła, powodując ostry ból. Jeszcze
mocniej zacisnęła kopytka na bombie i przyspieszyła. Kolejny pocisk trafił ją w skrzydło. Prawie
straciła równowagę lotu, omal nie wypadła z kursu. Jednak nie zatrzymała się.
Derpy zdołała osiągnąć wymagany dystans, po czym spuściła bombę kierowaną na wrogi
krążownik.
— Macie tu specjalną przesyłkę!
Wygnańcy, znajdujący się na jednostkach desantowych, nie mogący się już doczekać
dotarcia do Equestrii i rozpoczęcia walki, zobaczyli jak ich potężny okręt został dosłownie
rozerwany na pół po uderzeniu bomby. Odłamki pancerza rozsypały się po wodzie, a załoga
krążownika rozpaczliwie ratowała sie ucieczką. Kilka sekund później statek eksplodował.
Lightning Bolt i Cloud Kicker zaczęły wiwatować. Także Flare Star patrzyła na całą akcję
z podziwem.
— Bezpośrednie trafienie! Trochę się niepokoiłam, ale… To było super, Mirage 6!
Jej towarzysze podlecieli do Derpy, pomagając jej ustabilizować lot oraz przenosząc na
jeden z sojuszniczych okrętów, aby tam zajęto się rannymi skrzydłami. Nie były to groźne rany,
ale na tą chwilę nie pozwalały Derpy na dalszą walkę. Nie chciano ryzykować jej życia.
Zniszczenie jednego z ich potężnych krążowników wywołało zamieszanie w szeregach
Wygnańców. Kucyki ze Zjednoczonych Sił Equestrii wykorzystały sytuację do zadania
dodatkowych strat pierwszej grupie floty, zrzucając bomby na ich statki i niszcząc jedną fregatę
po drugiej. Niedługo potem kapitan Bluehaze poinformował, że wszelki przygotowania zostały
zakończone. Luminescencja i cała Pierwsza Flota wreszcie były gotowe do wzięcia udziału w
bitwie. Kapitan okrętu ogłosił to bardzo dobitnie: wydając rozkaz ataku na drugą grupę floty
Wygnańców. Strzał z działa poważnie uszkodził jedną z fregat.
— Trafili w silnik! Duże starty! Opuścić statek!
Szala zwycięstwa powoli przechylała się na korzyść obrońców.
Fluttershy tymczasem patrzyła na całą bitwę z bardzo mieszanymi uczuciami. Z jednej
strony cieszyła się w duchu, widząc jak jej koleżanki pomagały sojusznikom. Jednak widok
kucyków unoszących się na powierzchni wody i ratowanych przez pegazy, nie zajęte na tę chwilę
walką, w kierunku innych statków w celu opatrzenia ran, przepełniały ją smutkiem.
— Dlaczego to się dzieje…? To nie w porządku… Niech ktoś to powstrzyma…
***
Aurora wydała się lekko zaskoczona po zniszczeniu jednego ze swoich krążowników.
Mimo to nie straciła swojego opanowania. W jej flocie wciąż znajdowało się kilka jednostek
desantowych, więc szansa inwazji na miasto nadal istniała. Teraz wiedziała już, że to statek
flagowy Zjednoczonych Sił był ich główną siłą. Musiał zostać wyeliminowany.
— Nie każmy im dłużej czekać — powiedziała do siebie.
Wyregulowała częstotliwość w radiu, by połączyć się z innym okrętem.
— Scinfaxi, zgłoś się. Odbierasz mnie?
— Tak, odbieramy cię, Ptaku Wojny — odpowiedział monotonny głos. — Jaki rozkaz?
— … Wystrzelić. Celujcie w statek flagowy wroga.
— Przyjąłem. Odpalenie za trzydzieści sekund.
Aurora zakończyła transmisję i spojrzała na czwórkę pegazów stojącą u jej boku.
— Kiedy wiadomość do nich dotrze, dołączycie do bitwy.
Każdy z nich wydawał się podekscytowany, zwłaszcza Trickster. Deathwing również
długo czekał na możliwość zmierzenia z godnymi siebie przeciwnikami, by sprawdzić swoją siłę.
Z ust Aurory wydobył się zduszony śmiech, gdy wysłała sygnał do drugiego krążownika.
***
— Uwaga, wszystkie jednostki! — ogłosił swoim towarzyszom dowódca Wygnańców. —
Otrzymałem nowe rozkazy od Lady Aurory. Zatrzymać ofensywę! Mamy pozostać na obecnych
pozycjach aż do otrzymania nowych instrukcji.
Te rozkazy wywołały lekkie spory wśród niektórych żołnierzy, zwłaszcza tych na
jednostkach będących najbliżej brzegów Fillydelfii i Pierwszej Floty Equestrii. W tej sprawie nie
mieli jednakże wyboru. Maszynownie wszystkich okrętów Wygnańców niemalże natychmiast
stanęły. Pegazy ze szwadronu Mirage obserwowały to ze zdziwieniem.
— Co się dzieje? Dlaczego się zatrzymali? — zastanawiała się Rainbow Dash.
— Może… zamierzają się poddać — powiedziała z nadzieją Fluttershy.
Wyczuwając podstęp, Gale zdecydował się przeanalizować sytuację na polu bitwy. Jego
uwagę przykuła dziwna aktywność poza sektorem bojowym. Gdy uzyskał szczegóły, twarz
zastygła mu w przerażeniu. Musiał działać szybko.
— Do wszystkich sojuszniczych jednostek powietrznych! Uważajcie! Wróg szykuje się do
wystrzelenia pocisku wybuchowego! Celują w Pierwszą Flotę!
Spitfire zachłysnęła się. Wciąż pamiętała jak tę straszliwą broń masowego rażenia
wykorzystały w Wojnie o Equestrię gryfy pod wodzą Red Cyclone’a. Czy to możliwe, że
Wygnańcy również mieli do niej dostęp? Nie było jednak czasu na gdybania.
— Szybko! Niech wszyscy wzniosą się na wysokość ponad 5000 stóp!
— A co z Pierwszą Flotą? — zapytała Lightning Bolt. — Nie możemy nic zrobić?
— Luminescencja! Pozostań w porcie! Nie ruszaj się z miejsca! Niech inne statki się
rozdzielą! Jazda! — krzyczała Spitfire.
Kapitan Bluehaze przyjął polecenie, rozkazując sternikowi zatrzymać statek. Jednak
kilkanaście pomniejszych jednostek już opuściło port w pogoni za wrogiem. Zostały tym samym
wystawione na niszczycielskie eksplozje pocisku wybuchowego. Co gorsza nie miały one niemal
żadnej możliwości obrony czy ucieczki.
Gale przesłał informację o odpaleniu pocisku. Wszystkie pegazy znalazły się już na
bezpiecznej wysokości, ale statki wciąż były narażone na niebezpieczeństwo. Nie widząc innego
wyjścia, żołnierze zaczęli je opuszczać, czy to każdy osobno, czy też wspólnie, na łodziach
ratunkowych. Ścigali się z czasem.
— Dziesięć sekund do uderzenia! — krzyknął Gale. — Dziewięć, osiem, siedem, sześć,
pięć, cztery, trzy, dwa… uderzenie!
Ci, którzy walczyli w poprzednim konflikcie przeciw gryfom doświadczyli strasznych
wspomnień, gdy pocisk wybuchł nad wodą w pobliżu portu.
Jedna ogromna kula ognia rozbiła się na mniejsze, tworząc najprawdziwszy deszcz
zniszczenia. Mimo tego, iż znajdowały się poza polem rażenia, Rainbow i jej koleżanki czekały z
obawą na wszelką wiadomość od kapitana Bluehaze’a. Spróbowały połączyć się z nim po kilku
sekundach, kiedy eksplozje zaczęły zanikać.
To co zobaczyły przekraczało ich najgorsze wyobrażenia. Wyglądało to tak, jakby cała
Pierwsza Flota dosłownie wyparowała. Wraki pomniejszych okrętów unosiły się na wodzie,
ocalali żołnierze patrzyli na tę jatkę z przerażeniem. Tylko trzy największe jednostki, w tym
Luminescencja, wciąż zdawały się jeszcze sprawne, choć bardzo poważnie uszkodzone. Całe
uzbrojenie i wszystkie działa na głównym pokładzie zostały zniszczone. Z pozostałych okrętów
nie zostało nic, poza rozpadającymi się lub płonącymi wrakami czy wręcz kompletnie nie
funkcjonującymi kawałkami złomu.
— Luminescencja, słyszysz mnie? Zgłoś się — prosił Gale.
Wszyscy usłyszeli najpierw tylko jęki bólu, lecz po chwili głos Bluehaze’a był już bardziej
wyraźny.
— Odbieram. Zdołaliśmy przetrwać… jakoś. Ale reszta… przepadła. Nie mogę ich wykryć
na radarze, ani się z nimi połączyć. Cholera… co to było, do siana?
Rainbow Dash nie ukrywała frustracji. Wygnańcy po prostu czekali w nadziei na to, że
Pierwsza Flota opuści port i wystawi się na atak. Nikt jednak nie podejrzewał, że wróg może być
w posiadaniu tak niszczycielskiej broni...
— Jest źle. Krążownik Luminescencja jest całkowicie bezbronny. Jeśli Wygnańcy go teraz
zaatakują, zatopią go — powiedziała Lightning Bolt. — Mirage 1, co robimy?
Rainbow, zamiast odpowiedzieć, spojrzała na Fluttershy. Żółta klacz wydawała się być w
głębokim szoku.
— Oni… zginęli… — wybełkotała. — Jak oni mogli…?
— Widzisz, Fluttershy? Ci goście nie są tacy jak my — rzekła Rainbow. — Oni użyją
wszelkich sposobów to wypełnienia swoich celów, nawet tych najgorszych. Rozumiesz to? Myślą
tylko o sobie. Jeśli przegramy, podbiją Equestrię! Nie możemy do tego dopuścić!
Fluttershy patrzyła na straszny widok pod nią, widząc ciała kucyków unoszące się bez
cienia życia wśród pozostałości po statkach. Łzy napłynęły jej do oczu. Kiedy zamknęła je na
chwilę, wyraz twarzy klaczy drastycznie się zmienił. Wydała z siebie przeszywający krzyk, lecąc
prosto ku jednemu z wrogich szwadronów. Jeden z pegazów, który stanął jej na drodze, otrzymał
nadzwyczaj silny cios i został strącony. Ku zaskoczeniu wszystkich, Fluttershy już dłużej się nie
wahała.
— Wy… POTWORY! Nie pozwolę wam… Nie ujdzie wam to na sucho!
Firefly nie spodziewała się tego, mimo iż wiedziała, że Fluttershy potrafiła dokonać
niesamowitych czynów w nieoczekiwanych chwilach. Różowa klacz wezwała pozostałe pegazy do
wspomożenia jej i jednocześnie ochraniania sojuszniczych statków.
— Z takim Motylem nie chciałabym zadzierać. Dalej, dziewczyny! Bierzmy się za nich!
Dajmy tym draniom lekcję, której długo nie zapomną!
Za radą Gale’a, krążownik Luminescencja, wraz z dwoma towarzyszącymi mu okrętami,
miał opuścić Fillydelfię i udać się do Stalliongradu w celu dokonania niezbędnych napraw.
Wonderbolts oraz szwadrony Smok, Płomień i Śmigacz dołączyły do Mirage, zawiązując walką
wrogie siły powietrzne. Szwadron Płomienia co jakiś czas prowokował nawet okręty Wygnańców
do ostrzeliwania ich. Ta dość ryzykowna taktyka pozwalała innym pegazom na przeprowadzenie
bombardowania, do którego wykorzystywały bomby, wciąż będące w zbrojowni Luminescencji.
Ataki te jednak nie powodziły się cały czas. Drugi krążownik wrogiej floty przeprowadzał
morderczy ostrzał, chroniąc inne statki przez bombami, które wybuchały w powietrzu zanim w
nie uderzyły.
— Ten złom zaczyna mi coraz bardziej grać na nerwach! — warknęła Flare Star. — Trzeba
go rozwalić!
— Polecę przodem — oznajmił Tornado Swirl. — Płomień 2 i 3, wy za mną. Załatwcie tyle
Wygnańców ile zdołacie.
Zielony pegaz zdecydował się na próbę zniszczenia lub przynajmniej uszkodzenia działek,
wykorzystując w tym celu własne karabiny. Krążąc dookoła i skupiając na sobie całą uwagę,
pomógł tym samym swoim skrzydłowym, którzy w międzyczasie lotem nurkowym atakowali
pokład statku, co rusz trafiając celnym uderzeniem jakiegoś żołnierza. Po kilku próbach Tornado
zdołał wreszcie unieszkodliwić większość działek przeciwlotniczych. Teraz zdecydowano się
przeprowadzić zmasowany nalot.
— Ten krążownik nie jest już wielkim zagrożeniem. Sprowadźcie deszcz!
Grupa dziesięciu lotników, z których każdy niósł duże, niekierowane bomby, zrzuciły
je na wrogi okręt jedną po drugiej, trafiając w ważniejsze punkty. Wreszcie Flare Star użyła
ostatniej bomby, spuszczając ją na środkową część krążownika i wywołując tym samym potężna
eksplozję, rozrywającą statek na pół. Klacz skwitowała to radosnym wrzaskiem.
— O, tak! I to mi się podoba!
Wygnańcy nie mieli wyboru. Musieli opuścić statek, rdzeń ich floty został zniszczony. Ich
siły powietrzne nie potrafiły przeciwstawić się szwadronowi Śmigacz. Overdrive poprowadziła
swoich skrzydłowych do ataku na ostatnie dwie jednostki desantowe, używając bomb
kierowanych do zniszczenia statków. Ponieważ ryzyko niepowodzenia ataków zostało zażegnane,
mogli użyć ich bez skrępowania. Wyglądało na to, że żołnierze Zjednoczonych Sił Equestrii
odnieśli w końcu zwycięstwo.
Jednakże na horyzoncie rysowały się nowe kłopoty…
— Gale do Mirage 1. Wykryłem cztery nieznane jednostki powietrzne zmierzające w
waszą stronę. Najpewniej to kolejny wrogi szwadron.
— Przyjęłam — odpowiedziała Rainbow Dash. — Zajmiemy się nimi. Spitfire, możesz
razem z pozostałymi mieć oko na Luminescencję i dopilnować, by krążownik wycofał się?
— Masz to załatwione.
Rainbow wezwała swoje koleżanki do zgromadzenia się z powrotem w jedną grupę. Rany
Derpy zostały już opatrzone, więc mogła wrócić do działania. Medley spostrzegła zbliżających się
wrogów.
— Mam kontakt wzrokowy.
— Mogą próbować wykończyć Luminescencję — powiedziała Rainbow. — Trzeba ich
trzymać z dala od statku, dopóki nie wypłynie on na otwarte wody.
— Tak jest!
Kiedy wrogi szwadron był blisko, w oka mgnieniu czterej lotnicy nagle przyspieszyli,
wymijając pegazy z Mirage. Jakby faktycznie chcieli gonić za statkiem. Było jednak zgoła inaczej.
Zawrócili, rozdzielili się i
zaczęli walczyć z drużyną Rainbow
Lightning Bolt i Cloud Kicker zmierzyły się z fioletowym pegazem, którego grzywa
miała ciemniejszy odcień tej barwy. Wydawał się doświadczonym lotnikiem, bo z łatwością
wymanewrowywał obie swoje przeciwniczki, ku ich zaskoczeniu.
— Kurczę, szybki jest. Ledwo mogę za nim nadążyć! — zawołała Cloud Kicker.
Chociaż Lightning znalazła odsłonięcie w jego wzorze latania, rywal szybko naprawił swój
błąd. Obniżył wysokość lotu i uniknął ciosu.
— Drań prześlizgnął się pode mną. Są dobrzy.
Medley miała problemy z dogonieniem najmniejszego członka wrogiego szwadronu.
Żółty pegaz cały czas wyprowadzał ją w pole, zachowując się przy tym okropnie, co chwila
nabijając się z młodej klaczki.
— No, chodź, no chodź! Złap mnie! Spróbuj! Nie masz szans z Tricksterem!
W którymś momencie zaczął prychać na nią pogardliwie, pokazując język. Medley nie
wytrzymała i rzuciła się na niego.
— Poczekaj, ty mały skubańcu--
— Uważaj Smyku, za tobą! — krzyknęła Lightning Bolt.
Fioletowy pegaz urwał się jej, lecąc w kierunku Medley. Klaczka zauważyła go, trochę
jednak zbyt późno by uniknąć ewentualnego ciosu…
— Mam cię!
— Nie sądzę!
Wtem Lightning Bolt nadleciała z boku, trafiając swojego przeciwnika w grzbiet.
Fioletowy pegaz zaniechał swojego zamiaru, widząc w lotniczce z Mirage godną rywalkę. Gdyby
nie interwencja Lightning, Medley mogłaby zostać strącona z nieba.
— Dzięki, Grom. I przepraszam — wykrztusiła.
— Po prostu miej oczy dookoła głowy. Coś mi mówi, że to nie są przeciętni lotnicy.
Medley znów wlepiła wzrok w pegaza nazywającego się Trickster. Cały czas śmiał się jak
wariat. Coraz bardziej zaczynała go nienawidzić do żywego.
Jednocześnie Derpy, już w pełni sił, prowadziła w miarę wyrównaną walkę z wysokim,
ciemnoniebieskim pegazem o brązowej grzywie. Natomiast Firefly i Rainbow Dash wspólnie
stawiły czoła lotnikowi, o sierści czarnej jak noc. Nieomylnie uznały go za dowódcę eskadry.
Choć miały przewagę liczebną, łatwo przewidywał on ruchy swoich rywalek. Większość ciosów
nie dosięgała go.
— Tylko na tyle was stać? W ten sposób nigdy nas nie pokonacie.
Jego złowieszczy, ponury głos, z jakiegoś powodu przywiódł Firefly na myśl jej pojedynki
z Black Starem.
— Za kogo ty się uważasz? — zapytała Rainbow.
Czarnopióry pegaz gwałtownie cofnął się do tyłu. W tej samej chwili, w idealnej
synchronizacji, u jego boku znaleźli się jego towarzysze. Przez moment unosił się w miejscu, po
czym podniósł wzrok, a jego czerwone oczy przeszyły Rainbow Dash na wskroś. Reszta lotniczek
na powrót zebrała się dookoła niej.
— Zapamiętajcie nas dobrze. My jesteśmy najwierniejszymi sługami Lady Aurory.
Jesteśmy Żniwiarzami. Sprowadzimy na was śmierć.
Jego przechwałki nie zrobiły wrażenia na Rainbow Dash.
— Chyba w twoich snach!
Walka trwała nadal. Dzięki ich nieprzewidywalnej formie latania, Żniwiarze na początku
zyskali przewagę nad szwadronem Mirage. Lecz już po kilku minutach Rainbow przystosowała
się do ich strategii. Z niewielką pomocą swoich koleżanek zniwelowała element zaskoczenia
wroga. Walczyli teraz jak równy z równym. Unikanie ataków przyszło im łatwiej, Medley zaś
zaczęła nadążać za Tricksterem i nawet trafiła go kilka razy, ku jego wściekłości.
Gdy czarnopióry pegaz zamierzał zaatakować Rainbow od czoła, nagle z głośnika jego
komunikatora dobiegł głos Aurory.
— Deathwing, wystarczy. Wrogi statek opuścił już teren działań bojowych. Wracajcie na
Ptaka Wojny. Dobrze zrobiliście dając nam czas. Teraz poddamy wroga prawdziwej próbie.
— … Tak jest, pani.
Przerwał połączenie i zawołał do swoich towarzyszy:
— Shockwave, Havoc, Trickster! Wracamy. Nic tu po nas.
— Że co?! — wrzasnął Trickster. — Ja się dopiero rozgrzewam!
— Nie kłóć się ze mną. To bezpośredni rozkaz od Lady Aurory.
Trickster, wciąż sfrustrowany, musiał się podporządkować.
— Cóż, przynajmniej było zabawnie — odezwał się wysoki, ciemnoniebieski pegaz.
Rainbow nie wiedziała o co tu chodzi, więc zwróciła się do Deathwinga:
— Co jest z wami? Już uciekacie?
Ten powoli odwrócił się do niej. Na twarzy widniał mu niewielki uśmieszek.
— To była prawdziwa przyjemność móc cię poznać, Rainbow Dash. Nawet jeżeli tylko po
to żeby powiedzieć: “żegnaj”.
Ostatnie zdanie zdziwiło niebieską klacz. Szwadron Mirage nie podjął jednak pogoni za
wycofującym się wrogiem. Pegazy przegrupowały się.
— Jak myślicie, co miał na myśli? — spytała Medley.
— Nie wiem, ale coś mi się tu nie podoba… — stwierdziła Firefly. — Ci goście byli jak
zastrzyk energii dla Wygnańców, trochę się z nimi męczyłśmy. Gdyby to potrwało dłużej… kto
wie jak by się to skończyło.
Rainbow zgodziła się z nią. Lotniczki poprosiły więc Gale’a o ponowną analizę i raport
czy przypadkiem nie szykuje się jeszcze jakaś wroga ofensywa. Operator najpierw nie wykrył nic
niepokojącego, ale potem zauważył tą samą aktywność, co poprzednio. Jakaś jednostka, będąca z
dala od strefy bitwy, najpewniej łódź podwodna, szykowała kolejny atak rakietowy.
Po zidentyfikowaniu go, po czole Gale’a zaczął spływać zimny pot. Potwierdzały się jego
najgorsze obawy.
— Szykują kolejny atak!
— Przecież Luminescencja opuścił już port — zauważyła Cloud Kicker.
— Nie chodzi im już o statek… ale o miasto — wyjaśnił ponurym głosem Gale. — Chcą
pocisk manewrujący dalekiego zasięgu
.
— CO?! — zakrzyknęła Rainbow Dash. — Planują zniszczyć nim miasto?!
— Trzeba to powstrzymać! — wrzasnęła Medley.
— Zostało mniej niż trzydzieści sekund do odpalenia. Zresztą, jednostka jest poza
waszym zasięgiem. Nie dotrzecie do niej na czas.
Gale zabrzmiał tak, jakby pogodził się z losem. Nie widział żadnej nadziei. Jednak
Rainbow Dash nie miała najmniejszego zamiaru się poddać.
— Nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale… Nie mam wyjścia.
Odleciała w kierunku pozostałych szwadronów.
— Rainbow, a ty gdzie?! — krzyknęła Firefly.
Dash nie zwracała na nią uwagi. Połączyła się z Tornado Swirlem.
— Płomień 1, zgłoś się!
— Słyszę.
— Masz jeszcze ze sobą te karabiny maszynowe?
— Tak, a co?
— Ile naboi ci zostało?
— Około dwustu. Dzięki nim zdołałem załatwić kilku wrogów i--
— Musisz mi je przekazać!
Tornado Swirl był zaskoczony tą nagłą prośbą.
— Co proszę?
— Po prostu zrób to! — zawołała Rainbow Dash. — Nie ma czasu na kłótnie!
Dotarła do zielonego pegaza. Tornado powoli odpiął pas, do którego przyspawane były
karabiny i pokazał Rainbow, jak założyć je na grzbiet. Gale połączył się z nią.
— Mirage 1, co chcesz zrobić?
Najpierw odpowiedział mu odgłos pasa zapinanego dookoła ciała klaczy.
— Zamierzam zestrzelić ten pocisk.
— Chyba oszalałaś! — wydusiła Cloud Kicker. — Przecież te pociski mogą lecieć nawet
800 kilometrów na godzinę! Nie zdołasz go dogonić!
— W takim razie chyba nie znasz mnie zbyt dobrze — odpowiedziała Rainbow.
Jej koleżanki próbowały odwieść klacz od tego, argumentując, że już za późno na tak
ryzykowne działanie. Rainbow jednak nie bała się wyzwania. Poza tym, tylko pegazy wiedziały
o pocisku manewrowym. Kucyki znajdujące się w mieście nie wiedziały o niczym. Tęczogrzywa
lotniczka czuła, jak krew pulsuje jej w żyłach.
— Nie rozumiecie? Jeśli ten pocisk walnie w Fillydelfię, miasto zniknie z powierzchni
ziemi! Pomyślcie ile kucyków zginie! Nie ma takiej opcji! Nie dopuszczę do tego! Gale, podaj mi
wektor tego pocisku!
Po krótkiej ciszy, operator Wonderbolts przesłał niezbędne dane do komunikatora
Rainbow. Pocisk został już wystrzelony. W ciągu dwóch minut miał uderzyć w miasto. Rainbow
zaczęła lecieć w jego kierunku.
— Będziesz musiała go zniszczyć z bliskiej odległości. Wszystko zależy od ciebie. Masz
tylko jedno podejście, Mirage 1.
— W zupełności wystarczy.
Przyjaciółki Rainbow również życzyły jej powodzenia. To dało jej kolejny powód do
uporania się z zagrożeniem. Rozumiała, że będzie to bardzo niebezpieczne. I nie chodziło tu
tylko o problem z ograniczoną ilością amunicji. Jeśli Rainbow zbliżyłaby się za bardzo do fali
gorąca z wyziewów pocisku, mogło to mieć dla niej wielkie konsekwencje. Nie dbała o to. Chciała
za wszelką cenę go zniszczyć.
Parę sekund po oddaleniu się od Wybrzeża Uzd zobaczyła zbliżający się szybko cel.
— Kontakt radarowy. Przystępuję do działania.
Rainbow pozwoliła, aby pocisk ją minął, po czym błyskawicznie odwróciła się i zaczęła
szaloną pogoń. Im bardziej się zbliżała, tym większy czuła żar.
— Jest w zasięgu działek, Mirage 1. Zestrzel ten pocisk!
Niebieska klacz zaczęła strzelać do metalicznej konstrukcji. Trochę ciężko było jej
celować ze względu na ogromną prędkość oraz faktu, że karabiny mimo wszystko lekko ją
obciążały i korzystała z nich pierwszy raz w życiu. Zdołała co prawda lekko uszkodzić pocisk, lecz
ten nadal leciał w kierunku Fillydelfii.
— Kończy nam się czas! — zawołał Gale.
— No, dalej, dalej…! — warknęła Rainbow.
Fala gorąca zaczęła ograniczać jej widoczność. Zmrużyła oczy. Strzelała dalej. Zostało jej
tylko sto naboi. Zaczynała działać rozpaczliwie. Jeszcze przyspieszyła. Musiała zestrzelić pocisk
za wszelką cenę.
Rainbow zbliżyła się na minimalną odległość. Gorące wyziewy parzyły jej twarz.
Siedemdziesiąt naboi.
Teraz już strzelała na oślep, krzycząc z bólu.
Pięćdziesiąt naboi.
Rainbow ledwie widziała co jest przed nią. Gale ostrzegł ją, że pocisk za kilka sekund
uderzy w miasto. To była jej ostatnia szansa. Celowała w wyziew rakiety. Coś wybuchło.
Pocisk zaczął zbaczać z kursu. Chwilę później eksplodował nad miastem. Rainbow, choć
znajdowała się w bezpiecznej odległości, miała trudności z utrzymaniem stabilnego lotu. Siła
wybuchu była ogromna. Zdołała sięgnąć do komunikatora.
— Cel zniszczony!
— Potwierdzam, pocisk manewrowy został zniszczony! Świetna robota, Mirage 1!
— Jesteś fantastyczna, Rainbow! — krzyknęła Medley.
Inne lotniczki otoczyły ją, patrząc na opadające na miasto pozostałości po pocisku.
Twarz Rainbow została nieco poparzona przez straszliwy żar i wzrok miała lekko zaćmiony. Nie
potrafiła uchwycić się Firefly, więc różowa klacz sama do niej podleciała, tuląc ją mocno.
— To był naprawdę niesamowity wyczyn! Żeby zniszczyć pocisk w taki sposób… Rainbow,
jesteś najlepsza! — gratulowała jej Lightning Bolt.
— Przepraszam, że w ciebie zwątpiłam — powiedziała Cloud Kicker. — Ty to wiesz jak
sprawić, że niemożliwe staje się możliwe.
— Hej, przecież taka nasza praca, nie? — zapytała zdawkowym tonem Rainbow Dash,
przecierając oczy. Wszystko widziała jakby za mgłą.
, miasto Fillydelfia zostało ocalone. Mieszkańcy, gdy tylko dowiedzieli się
o zażegnanym niebezpieczeństwie, zaczęli wznosić wiwaty na cześć szwadronu Mirage i jego
dowódczyni. Jednak straty Zjednoczonych Sił w tej bitwie były dość poważne. Niemalże cała
Pierwsza Flota, za wyjątkiem Luminescencji oraz dwóch innych okrętów, lotniskowca Brzask
oraz innego krążownika, Zmrok, została zniszczona. Ocalały tylko te trzy jednostki. Chociaż
żaden z pegazów nie zginął w czasie walk, wielu z nich odniosło mniej lub bardziej poważne
rany. Z drugiej strony, straty wroga również okazały się ogromne. Większość sił inwazyjnych
uległa zniszczeniu, pozostałe jednostki zostały zmuszone do odwrotu.
Niestety, jak się kilka minut później okazało, nie długo dane im było cieszyć się
zwycięstwem. Gale poinformował wszystkich, że flota z którą walczyli miała służyć za dywersję.
Znacznie większe oddziały przełamały opór na południowej granicy i dotarł do celu. Wszyscy
którzy próbowali powstrzymać agresorów ostatecznie musieli się wycofać. Dodatkowo, w wyniku
pomniejszych starć, część oddziałów kucyków ziemnych zanotowała pierwsze straty. Mimo
sukcesu i obrony miasta, Rainbow nie czuła wielkiej satysfakcji. Wygnańcy, mimo wszelkich
trudności, dotarli do Equestrii. Udało się im dokonać inwazji.
Szwadron Mirage wygrał tę bitwę, ale wojna dopiero się zaczęła.