Gdy wschodzi słońce, kucyki szykują się do bitwy.
Walczą z determinacją i odwagą.
Lecz wojna zbierze swoje żniwo,
Nie da się uniknąć poświęceń.
Rozdział 6
„Ogień agonii”
11 czerwca
Godzina 7:30
Canterlot, Zamek Królewski
Pegazy ze szwadronu Mirage krótko po przebudzeniu zauważyły, że na zewnątrz słońce
już witało nowy dzień. Ubrawszy się w swoje kamizelki, wyszły z bazy, kierując się ku bramom
zamku Canterlot, gdzie znajdował się jeden z kilku Pokojów Odpraw. Po drodze Rainbow Dash
oraz Fluttershy napotkały swoje przyjaciółki, które był powierniczkami Elementów Harmonii.
Applejack wykazywała gotowość do kolejnej bitwy. Rarity bardziej interesowała się stanem
kamizelek noszonych przez lotniczki. Ku swojemu zadowoleniu stwierdziła, iż materiał wciąż
mocno się trzyma i miała nadzieję, że nie będzie musiała robić dodatkowych usprawnień. Pinkie
Pie z kolei nie była w dobrym nastroju.
— Dacie wiarę? Na śniadanie mieliśmy tylko miskę dzielonych babeczek i napój mleczny
— różowa klacz głośno wyraziła swoje niezadowolenie.
Applejack spojrzała na nią z lekkim wyrzutem.
— Cóż, Pinkie, chyba lepsze to niż nic, prawda? — spytała. — Taką mamy sytuację; trzeba
ostrożnie rozdzielać racje wśród żołnierzy.
— Ech… Mocny argument — zgodziła się Pinkie. — Coś wam powiem: jak tylko uda nam
się powstrzymać tych wrednych Wygnańców, zorganizuję dla wszystkich ogromniastą, superową
imprezę!
Rainbow, na te słowa, uśmiechnęła się pod nosem.
— Stara, dobra Pinkie Pie… Oby nigdy się nie zmieniła — pomyślała.
Twilight Sparkle odzyskała już siły i wyleczyła rany, które odniosła podczas ostatniej
bitwy o Ponyville. Ona to, wraz z Firecracker Burst, miała znów przewodzić oddziałami
jednorożców wyznaczonych do obrony stolicy. Twilight skorzystała z okazji, aby podzielić się
swoimi przypuszczeniami z resztą kucyków, zarówno Rainbow, Fluttershy jak i z pozostałymi
lotniczkami z Mirage.
— Wielu żołnierzy uważa, że bitwa nie rozegra się w samym mieście. Canterlot jest
dobrze ufortyfikowane, ale jest tu również mnóstwo cywili. Główne działania bojowe będą mieć
zapewne miejsce na przedpolach lub przedmieściach Canterlotu. To jedyne tereny, które są dość
duże na otwartą konfrontację. Nie ma tam żadnej naturalnej ochrony, za wyjątkiem kilku
wzgórz. Mogłaby się tam usytuować nasza artyleria…
Rainbow przytaknęła w milczeniu. Te informacje wcale jej nie zniechęciły, ale wręcz
przeciwnie, zachęciły do boju. Dla niej walka na otwartej przestrzeni dawała większe szanse.
Zawsze wolała bezpośrednie starcie od jakiejś zabawy w chowanego, krycia się między
budynkami, czekając na szansę do ataku. Firefly również czuła się bardziej pewna, jeśli chodziło
o otwartą walkę. Reszta lotniczek ze szwadronu Mirage miały już podzielne zdanie. Medley nie
miała nic przeciwko wykorzystywaniu terenu w celu uzyskania przewagi nad wrogiem, czy to
żeby zwabić go w pułapkę, czy też oddzielić od towarzyszy i załatwić nas osobności. Fluttershy
argumentowała, że wróg również może zastosować te lub podobne taktyki, zaś Lightning Bolt
otwarcie twierdziła, iż radary nie pozwolą żadnej ze stron na zbyt długie unikanie starć, a
Wygnańcy mogliby dodatkowo dzięki nim śledzić ich ruchy.
Po dotarciu do Pokoju Odpraw dla pegazów, Applejack, Twilight, Rarity i Pinkie Pie
poszły spotkać się ze swoimi jednostkami. Ich odprawy odbywały się w innych częściach zamku.
Derpy zajrzała do pokoju przez szybę. Co niektórzy spośród pegazich dowódców, włącznie z
Blackberry, znajdowali się już w środku. Czekali na Gale’a i resztę najważniejszych lotników.
Pegazy ze szwadronu Mirage weszły do środka. Zostały ciepło przywitane. Kiedy wzrok
Fluttershy padł na Blackberry, ona powiedziała do niej tylko krótkie: “Dzień dobry.” Ton głosu
miała suchy i trochę chłodny. Nawet nie wyciągnęła kopytka, by się przywitać. Fioletowa klacz
nie miała chęci na rozmowę. Fluttershy wywnioskowała, że, podobnie jak ona, miała ciężką noc i
pewnie wstała lewą nogą.
Gale wkroczył do pokoju punktualnie o ósmej rano. Przed nim zjawili się jeszcze
brakujący dowódcy szwadronów. Gdy wszedł, wyglądał na zadowolonego stuprocentową
frekwencją wśród zebranych. Uśmiechnął się nieznacznie.
— Jesteście wszyscy o czasie, to dobrze. Mam nadzieję, że jesteście gotowi na to co nas
.
Szkarłatny pegaz włączył monitory. Jeden z nich pokazywał zdygitalizowaną mapę
Canterlotu, drugi zaś mapę całego regionu. Otaczał go duży, niebieski okrąg, symbolizujący
koncentrację wojsk Zjednoczonych Sił Equestrii.
— Oto jak przedstawia się obecna sytuacja — zaczął Gale. — Według najnowszych
raportów, złożonych przez naszych zwiadowców, dotarcie do Canterlotu zajmie Wygnańcom
jeszcze jakieś 2-3 godziny. Wszystkie kucyki zgromadzone za murami miasta są gotowe nas
wesprzeć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Niestety, nasze zapasy amunicji i broni są dość
ograniczone. Większość pozostała w Stalliongradzie, gdzie, jak wiecie, znajduje się wiele
obiektów wojskowych i fabryk. W zasadzie, miasto póki co stawia nadspodziewanie silny opór
wszelkim próbom ataków, jakie Wygnańcy starają się przeprowadzić. Może to dlatego, że do tej
pory nie mieli do czynienia ze smokiem. Aurora najwyraźniej chce użyć większości swych sił do
podbicia stolicy.
— Przejdź do rzeczy. Jaki jest plan? — zniecierpliwiła się Rainbow Dash.
— Chociaż mamy możliwość prowadzenia starcia w mieście, sprowadziłoby to znaczne
zagrożenie na cywilów. Chcemy tego uniknąć, dlatego podjęliśmy, wspólnie z innymi
dowódcami, decyzję o dokonaniu uderzenia uprzedzającego. Zmierzymy się z Wygnańcami na
polach na obrzeżach Canterlotu.
— Tak jak mówiła Twilight Sparkle. Mi to pasuje — pomyślała Firefly.
Rainbow zerknęła na nią. Wyraz twarzy jej przyjaciółki zdradzał, że, podobnie jak ona,
nie mogła się już doczekać nadchodzącej bitwy.
— By zwyciężyć, będziemy potrzebować nieustępliwości oraz doskonałej współpracy
między szwadronami pegazów i siłami naziemnymi — ciągnął Gale. — Mamy po naszej stronie
niemalże 2000 żołnierzy, a jeśli dodamy do tego cywili, liczba ta jest praktycznie podwojona.
Tyle, że naszym jedynym atutem jest znajomość terenu. Wróg góruje nad nami pod względem
militarnym i uzbrojenia. Głównym zadaniem pegazów będzie związanie walką wrogich
szwadronów oraz wspomaganie sił naziemnych. Będziecie musieli mieć oczy otwarte. Jeśli
sprawy nie będą iść po myśli Aurory, może wezwać smoka do pomocy Wygnańcom.
Cloud Kicker podniosła kopytko.
— Mam pytanie, sir. Skoro ona tak bardzo chce podbić Canterlot, czemu po prostu nie
zaatakuje nas wszystkim co ma? Po co ona to przeciąga?
— Dlatego, że nie jest ona zwykłym strategiem czy buntowniczką — odrzekł Gale. —
Księżniczka Celestia twierdzi, że wie jak Aurora myśli. Nawet gdyby wykorzystała przeciw nam
wszystkie swoje siły, pozostawiłoby to ją narażoną na kontratak. Jak już mówiłem, Stalliongrad,
a także Manehattan, nadal stawiają opór i stanowią dla Aurory zagrożenie dla powodzenia jej
operacji. Niestety, miasta te nie mogą przesłać nam wsparcia w postaci żołnierzy lub zapasów.
Tym razem walczymy sami.
— I tak mamy dość sił, by załatwić tych drani — rzekła Flare Star.
— Obyś miała rację, Flare Star. Teraz, jeśli chodzi o przydział szwadronów… Ponieważ
teren, którego mamy bronić jest dość duży, podzielimy go na cztery “sektory”...
Mówiąc to, Gale wcisnął kilka klawiszy na klawiaturze. Po chwili zdygitalizowana mapa
regionu Canterlot została rozdzielona zielonymi liniami na cztery fragmenty. Fragmenty te
zostały oznaczone literami “A”, “B”, “C” i “D”.
— Sektor “B” jest największy ze wszystkich. Jeśli wróg się przez niego przebije, łatwo
dostaną się do Canterlotu. Dlatego też do tego sektora wyślemy ponad 40% naszych sił, by go
bronić. Ten teren będzie pod nadzorem następujących szwadronów: Mirage, Smok, Feniks,
Płomień, Śmigacz oraz Łabędź. Wsparcie naziemne składać się będzie z ponad dwudziestu
dywizji kucyków ziemnych i jednorożców.
Rainbow Dash, Flare Star, Sunburst, Tornado Swirl, Overdrive i Blackberry wstali,
salutując energicznie, zgłaszając gotowość do bitwy. Reszta lotniczek ze szwadronu Mirage
również była przygotowana. Fluttershy zerknęła na Blackberry, ta jednak nie spojrzała na nią.
— Sektor “A” nadzorowany będzie przez Wonderbolts. Ich dodatkowe wsparcie obejmuje
szwadrony Szerszeń, Sokół oraz Mag. Tamteż zostanie rozmieszczona reszta naszych sił
naziemnych, z artylerią na czele. Pegazy muszą mieć na nie oko.
Spitfire, Thunderlane, Rainbowshine a także dowodzący szwadronem Szerszenia, Air
Dive, powstali. Soarin’ wraz z Firebolt również zgłosili gotowość.
— Sektor “C” znajduje się na południu od Sektora “B”. Jednostki, które będą tam
stacjonować muszą wypatrywać możliwych ataków. Jakoś nie sądzę, by wszyscy Wygnańcy
skupili się w jednym miejscu… W tym sektorze znajdą się szwadrony Zmiatacz, Lanca oraz
Jaskółka. Macie zapewnić wsparcie oddziałom kucyków ziemnych.
Quick Chaser i Thunder Flicker potwierdzili gotowość. Razem z nimi powstał trzeci
pegaz; klacz o jasnoróżowej barwie ciała, nosząca krótką, żółtą grzywę. Zwała się Honey Rays.
— I wreszcie — dokończył Gale — Sektor “D”, teren otaczający Canterlot, a także samo
miasto. To pozycja naszych sił wspomagających. Znajdują się tam przede wszystkim kucyki z
Korpusu Medycznego, które zapewnią pomoc wszystkim rannym. Sektor ten znajduje się więc z
dala od terenów walki, wsparcie lotnicze nie będzie tam potrzebne. Mimo to, zachowamy w
obwodzie kilka dywizji kucyków ziemnych i jednorożców. Czy, póki co, wszystko jest jasne?
Wszystkie pegazy odpowiedziały krótkim, lecz stanowczym: “Tak jest!”. Gale miał już
przejść do omawiania drugiej części odprawy, jednak Lightning Bolt skupiła swą uwagę na
mapie Canterlotu. Poczuła impuls, aby zadać kolejne pytanie.
— Sir, co do tego działa laserowego, o którym wspomniał pan wczoraj… tego, który ma
być częścią Projektu Atmos… gdzie ono właściwie się znajduje?
— Cieszę się, że o to spytałaś. Właśnie tutaj.
Gale ponaciskał jeszcze kilka klawiszy, przybliżając obraz jednej z wież zamkowych.
Przekrój tejże wieży pokazał w niej metalową lufę oraz mechanizm, który mógł nią sterować.
— To ci dopiero zaawansowana technologia… — rzekła z podziwem Lightning.
— Fakt. Naszym inżynierom skonstruowanie tego zajęło aż trzy miesiące. Ci goście z
Grunder Industries i GR znali się na rzeczy, jeśli chodzi o narzędzia wojny… W razie komplikacji
na polu walki, wydam pozwolenie na operowanie działem inżynierom. Najlepiej jednak by było,
gdybyśmy utrzymali je w tajemnicy przed Wygnańcami najdłużej jak się da. To działo laserowe,
które nazwaliśmy Meson, zostanie użyte tylko wtedy, kiedy smok będzie próbował zaatakować
miasto. Dzięki niemu załatwimy go.
Firefly patrzyła na monitor sceptycznym wzrokiem.
— I naprawdę sądzisz, że laser z tego działa jest w stanie powalić smoka, Gale?
— Absolutnie. Parę tygodni temu przeprowadziliśmy wirtualny test działa Meson.
Sprawdzaliśmy jego moc korzystając z superkomputera, znajdującego się w jednej z baz
wojskowych w Stalliongradzie. Rezultat pokazał, iż laser ten jest w stanie przebić się przez każdy
znany nam materiał, włączając w to smocze łuski.
— Dobrze wiedzieć — skomentowała Firefly.
— Planujecie stworzyć więcej takich technologicznych cudów? — spytał Quick Chaser.
Gale potrząsnął głową.
— Niezupełnie. Reszta wieżyczek, o ile uda nam się w ogóle dokończyć Projekt Atmos,
będzie słabsza od tej głównej. Zostaną usytuowane dookoła zamku, nie w jego wieżach. Zresztą,
działo, które mamy teraz wymaga bardzo dużo energii. Po wystrzale musi ładować się przez
około 5-10 minut, nim będzie mogło wystrzelić ponownie. Gdy Projekt Atmos zostanie
ukończony, problem ten przestanie istnieć, dzięki generatorom energii.
— Jeśli tylko powstrzyma atak na miasto… — mruknęła Rainbow Dash.
— Na razie skupcie się na tym co jest tu i teraz. Kucyki ziemne oraz jednorożce na pewno
mają teraz własne odprawy, by dostosować się do naszych działań. Wszyscy są świadomi tego jak
trudna czeka nas bitwa. Nie należy w niej polegać na dziale Meson. Jej rezultat zależy głównie od
was. Zróbcie co się da, aby ochronić Canterlot.
Pegazy były gotowe do walki. Gale poradził im udanie się na błonia zamku, gdzie zaraz
miał się dokonać przegląd sił i rozmieszczenie wojsk do określonych sektorów. Gdy lotniczki ze
szwadronu Mirage wychodziły, Blackberry stuknęła lekko Fluttershy w bok.
— Fluttershy, możemy chwilę pogadać… na osobności?
— No… dobrze.
Żółta klacz poszła za Blackberry przez korytarz. Gdy wreszcie odeszły od pozostałych
wystarczająco daleko, Blackberry zatrzymała się, odwróciła i spojrzała Fluttershy w oczy.
— Słuchaj, wyjaśnijmy sobie jedną sprawę. Może w tej misji mamy działać wspólnie, ale
nie chcę, żebyś traktowała ani mnie ani nikogo z mojej drużyny jak dzieci. Lepiej nie wtykaj nosa
w nie swoje sprawy.
Oczy Fluttershy rozszerzyły się z zaskoczenia. Nie spodziewała się usłyszeć takich słów.
— Ja… nie wiem o czym mówisz — zająknęła się.
— Nie udawaj mi tu głupiej! — powiedziała głośno Blackberry. — Dobrze wiesz o czym
mówię. Śledziłaś mnie wczoraj wieczorem, prawda?
Skołowana i zaskoczona, Fluttershy starała się odpowiedzieć.
— Ale… jak…? Jak ty… Wiedziałaś?
— Na początku nie. Ale kiedy wracałam do zamku, zauważyłam przed bramą kosmyk
włosów z grzywy na ziemi. Różowe. Domyśliłam się, że to mogłaś być ty.
— Blackberry, proszę, wysłuchaj mnie... — prosiła Fluttershy. — Ja nie chciałam cię
śledzić. Naprawdę! Ja tylko--
— Nie tłumacz się, szkoda fatygi!
Na twarzy Blackberry malował się gniew. Fluttershy cofnęła się o kilka kroków, gdy
fioletowa klacz zbliżyła się do niej, wyrzucając z siebie frustrację.
— Mam nadzieję, że to, co usłyszałaś w Ogrodzie Poległych zachowasz dla siebie… Zrób
tak dla własnego dobra. Nie potrzebuję twojej pomocy. Ani współczucia. Ja potrafię sama o
siebie zadbać. Rozumiesz mnie, Fluttershy?
Fluttershy czuła na sobie przeszywający wzrok Blackberry.
— T-Tak… Przepraszam…
Ze spuszczonym wzrokiem i opadniętymi uszami Fluttershy powolutku oddaliła się.
Znowu poczuła się bardzo źle. Blackberry patrzyła na nią zagniewanym wzrokiem, aż nie
zniknęła za rogiem. Dopiero wtedy coś drgnęło w jej umyśle. Dotarło do niej co zrobiła.
Fluttershy przecież chciała jej pomóc...
— Co ja wyprawiam…? — pomyślała Blackberry. — Nie powinnam była…
— Tu jesteś, Blackberry. Rusz się!
Głos Spitfire na chwilę wyrwał klacz z zamyślenia.
— Ty i reszta twojej drużyny powinniście zobaczyć się z Rarity. Ma dla was kamizelki
ochronne. Czeka na błoniach.
— T-Tak jest, już idę!
Kłusując korytarzami zamku, Blackberry czuła jak myśli kłębią jej się w głowie.
— Chyba zbyt ostro ją potraktowałam… Tak… Przy pierwszej nadażającej się okazji
powinnam ją przeprosić.
Godzina 9:00
Błonia Zamku Canterlot
Blackberry zdołała odnaleźć Rarity pośród gąszczu setek żołnierzy, szykujących się na
nadchodzącą bitwę. Już wydała ona kamizelki pozostałym pegazom ze szwadronu Łabędzia, a
widząc Blackberry, pomachała ku niej, zachęcając, by do niej podeszła. Mundur, który otrzymała
klacz zrobiony był z mocnego materiału. Miał białe obszycie, znajdowały się na nim dwa
emblematy; jeden po prawej, wspólny dla wszystkich kamizelek, symbol Zjednoczonych Sił, po
lewej zaś symbol szwadronu. W przypadku drużyny Blackberry owym symbolem była
jasnoniebieska sylwetka łabędzia.
— Oby ci dobrze służyła — powiedziała do niej Rarity, gdy wręczała klaczy kamizelkę.
— D-Dziękuję…
Jej lekko zmieszana reakcja lekko zaniepokoiła Rarity.
— Wszystko dobrze? Wyglądasz na zmartwioną, kochana.
— To nic takiego… — odpowiedziała szybko Blackberry.
Chciała już iść, ale coś ja zatrzymywało. Czuła potrzebę rozmowy z innym kucykiem.
— W zasadzie to… owszem, martwię się. Nie potrafię się na niczym skupić, mój umysł jest
jakiś taki zamglony… Powiedz mi, Rarity: jak ty to robisz? Potrafisz zrobić wspaniałe mundury
dla każdego z żołnierzy i godzisz to jeszcze ze swoimi własnymi obowiązkami? Czy to nie jest
wyczerpujące?
Rarity westchnęła ciężko.
— Owszem, tak jest. Jeśli mam być jednak z tobą szczera, nie jestem jakimś wysoko
postawionym oficerem czy dowódcą, jak chociażby moja przyjaciółka Twilight. Dowodzę tylko
własną kompanią i jestem za jej członków odpowiedzialna. Tak, to wymaga całkiem sporo
zaangażowania, ale jeśli to chociaż trochę pomoże w obronie Equestrii, uważam, że warto się
poświęcić. Poza tym… tworzenie mundurów czy kamizelek to teraz mój najmniejszy problem.
— Jak to? — zapytała Blackberry.
— Cóż… większość mundurów, które teraz noszą żołnierze, jest w miarę nowa, ale
niektóre są… jakby to powiedzieć… przetworzone. Wcześniej nosiły je kucyki, które nie są w
stanie walczyć… lub nie żyją. Musiałam tylko pozszywać zerwany materiał… zmyć krew.
— Och…
Rarity rozejrzała się dookoła. Otaczały ją kucyki ziemne przy działach artyleryjskich,
pegazy sprawdzające swe formacje oraz jednorożce otrzymujące instrukcje polowe od swoich
dowódców. Ten widok wprawił ją w ponurą zadumę.
— Ta cała wojna wydaję się taka bezsensowna… Kucyki nie powinny walczyć ze sobą.
Teraz rozumiem jak czuła się Fluttershy…
— Czy ona gdzieś tu jest? — zapytała ją nagle Blackberry.
— Tak. Minęła mnie kilka minut temu. Biedactwo… Już dawno nie widziałem jej tak
zasmuconej. Musi się przejmować nadchodzącą bitwą.
Blackberry spojrzała przed siebie.
— Poszukam jej i porozmawiam z nią. Raz jeszcze dziękuję za kamizelkę, Rarity.
— Proszę, kochana.
Fioletowa klacz rozwinęła skrzydła. Po kilkunastu sekundach lotu zdołała wypatrzeć
Fluttershy, zmierzającą do punktu zbornego pegazów. Rozpoznała ją po jej własnej, żółtej
kamizelce. Zawołała ku niej:
— Fluttershy! Zaczekaj!
Odwróciła się i zobaczyła lądującą Blackberry. Fluttershy faktycznie wyglądała na
przybitą, zapewne nie chciała wznawiać kłótni.
— Posłuchaj, ja… — wydyszała Blackberry. — Powinnam… Chciałam cię przeprosić. Nie
powinnam była na ciebie tak naskakiwać. Po prostu--
— Już dobrze — przerwała jej Fluttershy. — Rozumiem.
— Ja… Naprawdę doceniam twoją troskę. Chyba nie będzie nic złego w tym, że jakiś
kucyk będzie mieć na mnie oko podczas mojej pierwszej bitwy…
— Więc, nie gniewasz się już na mnie? — spytała Fluttershy.
Blackberry potrząsnęła głową i wreszcie się uśmiechnęła.
— Moja siostra widziała w tobie dobrą przyjaciółkę. Mam nadzieję, że i ja nią zostanę.
Obie klacze pogodziły się, Blackberry nie miała Fluttershy za złe. Wspólnie udały się do
, gdzie czekało już całkiem sporo lotników.
Spitfire kończyła właśnie sprawdzać szeregi pegazów. Ponad 250 lotników czekało już
tylko na rozkaz przystąpienia do walki. Twilight Sparkle i Applejack, których wojska łącznie
wynosiły ponad 1500 żołnierzy, potwierdziły dotarcie na ustalone wcześniej pozycje. Były gotowe
do związania wroga walką. Wszyscy czekali tylko na Gale’a. Miał, jak zwykle, nadzorować
przebieg całej operacji i wydać rozkaz do rozpoczęcia działań bojowych. Tak też uczynił po kilku
minutach nerwowego oczekiwania wśród żołnierzy.
— Do wszystkich jednostek Zjednoczonych Sił! Wróg zbliża się do miasta! Wyruszcie im
naprzeciw. Należy trzymać ich z dala od murów Canterlotu. Życzę wam powodzenia.
Rozpoczynamy operację: “Tarcza”!
Taki bowiem pseudonim wybrał szkarłatny pegaz po konsultacjach z pozostałymi
dowódcami. Poza regularnymi oddziałami znajdującymi się poza miastem, porządek w
Canterlocie miał utrzymywać Phalanx wraz z grupą około 50 Królewskich Strażników, zarówno
pegazów, jak i jednorożców. Mogli też dołączyć do walki w razie konieczności. Pomoc obiecało
także wielu cywili.
Spitfire sięgnęła do swego komunikatora.
— Dowódcy, meldować!
Ponad 30 dowódców pegazich szwadronów, w tym Rainbow Dash, Sunburst, Tornado
Swirl, Thunder Flicker, Quick Chaser, Blackberry i Flare Star po kolei zgłosiło gotowość bojową.
Także ich skrzydłowi szykowali się do bitwy.
Co niektóre spośród kucyków ziemnych miały ze sobą sztandary z symbolem ZSE,
samym w sobie bardzo przypominającym flagi Equestrii. Po lewej znajdowała się Księżniczka
Celestia, po prawej zaś Księżniczka Luna. Ponadto część sztandarów miała też symbol, który
Rarity utworzyła podczas poprzedniego konfliktu, a który reprezentował krainę kucyków jako
jedność: dwie pary skrzydeł. Te w kolorze pomarańczowym były rozpostarte, te niebieskie zaś je
obejmowały. Symbolizowało to połączenie dnia i nocy.
Kucyki ruszyły naprzód w otwarte pole, by zmierzyć się z nadchodzącym wrogiem…
Komandor Clad Hoof znów objął dowodzenie nad siłami naziemnymi Wygnańców. Do
swojej dyspozycji miał ponad 1200 żołnierzy, kilkanaście dział artyleryjskich, nie mniej niż
dziesięć batalionów jednorożców oraz wsparcie powietrzne. Odpowiedzialnymi za około 170
pegazów byli Deathwing i jego szwadron Żniwiarzy. Jak obiecała im Aurora Starlight, mieli
odegrać dużą rolę w ataku na Canterlot.
Dowódca sił naziemnych dostrzegł zbliżające się oddziały Zjednoczonych Sił. Nawiązał
połączenie z Aurorą.
— Pani, nasz wróg chce najwyraźniej dokonać uderzenia uprzedzającego? Co radzisz?
— Twoje rozkazy są proste, komandorze Clad Hoof — odpowiedział mu głos Aurory. —
Wyeliminuj obrońców i przejmij miasto. Połącz się ze mną ponownie, gdy ci się powiedzie.
Spodziewam się doskonałego wykonania.
Aurora przełączyła częstotliwość, by przekazać też rozkaz Deathwingowi.
— Pamiętaj, jesteś odpowiedzialny za nasze siły powietrzne. Liczę, że poprowadzisz nas
do zwycięstwa.
— Tak się stanie, Pani — zapewnił Deathwing.
— Żniwiarz 1, nasze ostatnie doniesienia wskazują, że wśród walczących znajduje się
szwadron Mirage — przekazał Shockwave. — Sugeruje związanie je walką jak najszybciej. Będą
dla nas doskonałym źródłem danych bojowych niezbędnych do ukończenia Zewu.
Deathwing skinął głową.
— A przy tym godnymi przeciwniczkami.
Następnie użył niezakodowanej częstotliwości, przemawiając do wszystkich żołnierzy.
— Do wszystkich walczących dla chwały Lady Aurory! Mówi Deathwing, Żniwiarz 1.
Wróg zmierza ku nam. Zaatakujcie ich i zniszczcie! Utworzymy drogę dla naszej pani! Dzisiaj
rozpocznie się nowa era w dziejach Equestrii! Niech rozpocznie się bitwa! Do ataku!
Godzina 9:30
Przestrzeń powietrzna Canterlot, Sektor “B”
Stacjonująca w sektorze “A” Applejack ruszyła naprzód, nakazując Pinkie Pie, która
dowodziła własnym małym oddziałem, by została wraz z artylerią na tyłach. Mieli zaatakować
dopiero, kiedy wrogie oddziały podejdą wystarczająco blisko. Nie chciano marnować amunicji na
darmo. Tymczasem, w sektorze “B”, jednorożce pod dowództwem Twilight i Firecracker Burst
miały utworzyć zaporę magicznych promieni energii w celu zneutralizowania części
nacierających Wygnańców. Ci nie zamierzali rezygnować z zamiaru przejęcia stolicy. Obie siły
starły się, rozgorzała zażarta walka.
Pegazy również wzbiły się w powietrze, udając się do przydzielonych sobie wcześniej
sektorów. Rainbow i jej przyjaciółki ze szwadronu Mirage po chwili napotkały pierwsze wrogie
jednostki na swojej drodze.
— Nadciągają! — zaalarmowała Firefly. — To jaki jest plan, Rainbow?
— Plan jest w miarę prosty; musimy postarać się utrzymać kontrolę nad przestrzenią
powietrzną i nie dopuścić, by wrogie oddziały dotarły do Canterlotu. Miejcie oczy dookoła głowy.
Jak coś się będzie działo, meldujcie. Do roboty!
Pierwsza fala przeciwników została pokonana dość łatwo, głównie dzięki doskonałej
współpracy między Rainbow, a Firefly. Lightning Bolt zauważyła, że część wrogich pegazów
miała na grzbietach karabiny maszynowe, co dawało im możliwość atakowania lotniczek z
Mirage na znaczną odległość.
— Atak czołowy na nich nie jest, według mnie, najlepszym pomysłem. Powinnyśmy
uderzyć na nich z boku — zasugerowała biała klacz, kiedy posłała jednego z wrogich lotników na
ziemię silnym ciosem w głowę.
— Trzymajcie się planu — przypomniała Rainbow. — Załatwmy ich wszystkich!
— Motyl, uważaj! Masz bandytę na ogonie! — krzyknęła nagle Medley.
Fluttershy zauważyła zmierzającego ku niej przeciwnika. Zrobiła szybki unik w prawo,
pozwalając Cloud Kicker na wyprowadzenie ciosu. Lecąc wprost na wroga, klacz trafiła go twarz.
Wrogi pegaz runął w dół.
Nieco dalej, Sunburst i Flare Star wspólnie prowadzili do starcia swoje szwadrony,
Feniks oraz Smok. Starli się z inną grupą bandytów. Ci próbowali otoczyć pomarańczowego
pegaza, lecz ich działania nie przyniosły rezultatu. Zadbała o to Flare Star. Ruszyła naprzód,
rozrywając wrogą formację błyskawicznym atakiem. Wywołało to zamęt wśród wrogiego
szwadronu i pozwoliło zespołowi Feniksa wybić przeciwników jednego po drugim.
Tymczasem batalion Twilight Sparkle, “Arkana”, stawił czoło dość dużej grupie wrogich
jednostek naziemnych.
— Nie dajcie im posunąć się naprzód!
Jednorożce wystrzeliły kilkadziesiąt magicznych promieni w stronę Wygnańców. Ziemia
zatrzęsła się od wybuchów i piorunów kulistych. Niektórzy wrodzy żołnierze zostali trafieni
promieniami. Pozostawiły one głównie oparzenia na ich ciałach, lecz inne, promienie lodu,
zdołały zmrozić kilku Wygnańców do szpiku kości. Nie powstrzymało to jednak ich ataku na
długo. Clad Hoof nie zamierzał stać bezczynnie. Rozkazał jednorożcom pod swoją komendą
przeprowadzenie kontrataku na jednostki Twilight. Ta, dzięki pomocy kilku innych żołnierzy,
utworzyła na krótko barierę, która pochłonęła większość wrogich magicznych promieni. Teraz
Zjednoczone Siły miały szansę.
— Tu Twilight Sparkle. Potrzebuję tutaj natychmiastowego wsparcia powietrznego.
Pomóżcie nam oczyścić teren! — zgłosiła przez komunikator fioletowa klacz.
— Spoko! My się tym zajmiemy — odpowiedział jej Tornado Swirl.
Jego szwadron, Płomień, obniżył lot, lecąc ku wrogiej formacji. Dwóch z towarzyszy
Tornado zrzuciło na głowy wrogich kucyków bomby. Mając w swych szeregach żołnierzy
obsługujących mobilne wieżyczki lotnicze, Wygnańcy próbowali zestrzelić pegazy. Tornado miał
ze sobą też szwadron Śmigaczy, dowodzony przez Overdrive. Ci skutecznie absorbowali uwagę
sił naziemnych. Nie mogąc nadążyć za zbyt szybkimi lotnikami i tracąc kolejne dwie brygady w
ogniu walki, komandor Clad Hoof podjął decyzję o wycofaniu jednostki na tyły w celu dokonania
przegrupowania sił.
Rainbow Dash chciała już ruszyć na kolejną grupę przeciwników, kiedy Medley zawołała
do niej:
— Rainbow! Nadciąga więcej bandziorów! Ich emblemat… to krucze skrzydła!
— Szwadron Żniwiarzy… — stwierdziła cicho Rainbow. — Wygląda na to, że dalej chcą z
nami walczyć. Skoro tak, damy im kolejną nauczkę.
Użyła własnego komunikatora, by połączyć się z Gale’em. Nie chciała ryzykować
nieuprawnionych działań bez powiadomienia głównodowodzącego operacją.
— Zbliża się do nas drużyna wrogich asów. My się nimi zajmiemy. Gale, przekaż
dowodzenie przestrzeni powietrznej nad sektorem “B” Sunburstowi. Niech nas powiadomi,
gdyby potrzebował wsparcia.
— Przyjąłem, Rainbow. Uważajcie na siebie.
Rainbow zebrała swoje przyjaciółki i wyruszyła zmierzyć się ze szwadronem Żniwiarzy.
Oni zaś jak najbardziej dążyli do tej konfrontacji…
Godzina 9:41
Przestrzeń powietrzna Canterlot, Sektor “A”
Wygnańcy próbowali dostać się do miasta od strony północnych murów. Tam jednak
czekały już na nich Applejack wraz z Pinkie Pie i zapleczem artyleryjskim. Applejack pobiegła
naprzód z grupą uderzeniową, by związać walką oddziały wrogich kucyków ziemnych oraz
jednorożców, zostawiając Pinkie przy działach.
— Są w zasięgu. Pinkie, dajcie ognia! — zakrzyknęła pomarańczowa klacz.
— Już myślałam, że nigdy nie poprosisz. Wszystkie działa, cel i pal! Ognia!
Na nacierających posypał się grad pocisków, chociaż na chwilę powstrzymując atak.
Applejack usiłowała zniszczyć lewą flankę wroga, by dotrzeć na tyły i dokonać spustoszenia.
Niestety, Wygnańcy byli na to przygotowani. Oni również mieli za sobą działa. Do tego kilka
pegazich szwadronów, wyposażonych w karabiny, skutecznie utrudniło jednostkom Applejack
przeprowadzenie jakiegokolwiek sensownego uderzenia.
— Zostawcie ich nam!
Spitfire poprowadziła Wonderbolts do brawurowego ataku na wrogie oddziały. Także i tu
próbowano zestrzelić pegazy, ostrzeliwując je z wieżyczek przeciwlotniczych, lecz asy Equestrii
bez większych problemów uniknęły ostrzału. Wspierał ich szwadron Sokoła, dowodzony przez
Thunderlane’a. Zaatakował on jeden z wrogich szwadronów i zdołał rozbić go całkowicie. Flitter,
wraz z Cloudchaser, wykonała nawet efektowny ruch, izolując jednego z wrogich lotników i
posyłając go na dół poprzez jednoczesny atak z dwóch stron. Dzięki tej pomocy, batalion
Applejack zdołał przejąć kilka mobilnych wieżyczek. Gdy na niebie pojawił się kolejny szwadron
Wygnańców, czekała ich niemiła niespodzianka — ich broń została wykorzystana przeciwko im
samym.
Nim zdołali się wycofać, Thunderlane dopadł jednego z pegazów i załatwił go szybkim
kopniakiem prosto w kark.
— Niezły cios, Thunderlane! — pochwaliła go Flitter.
— Tylko robię swoje — odpowiedział zadowolony z siebie szary pegaz.
— Dzięki za pomoc, koledzy! — zakrzyknęła do lotników Applejack. — Miejcie oczy
otwarte! Dobra, kucyki, wykopmy tych Wygnańców za morze! Naprzód, wiara! Jii-haa!
Spitfire połączyła się Twilight, dowodzącą siłami naziemnymi w sektorze “B”.
— Sytuacja w sektorze “A” wydaje się być pod kontrolą. Twilight, co u ciebie?
— Póki co, powstrzymujemy ich natarcia. Ale mimo to musimy być stale czujni —
odrzekła fioletowa klacz.
— Przyjęłam!
Godzina 10:26
Przestrzeń powietrzna Canterlot, Sektor “C”
Tak jak przewidział Gale, większość sił wroga skupiona była w sektorach “A” i “B”.
Wygnańcy próbowali przeprowadzić tylko kilka ataków na sektor “C”, nieudanych zresztą.
Zgromadzone tam siły naziemne Zjednoczonych Sił z łatwością ich odparły.
Komandor Clad Hoof zaczynał tracić cierpliwość. Postanowił działać osobiście. Zebrał on
dużą grupę kucyków ziemnych stanowiących trzon jego sił artyleryjskich, którym towarzyszyły
trzy niewielkie bataliony jednorożców. Brązowy ogier miał zamiar podzielić swe siły i
przeprowadzić dywersję w celu zmylenia obrońców, a następnie użyć artylerii, żeby dostać się do
miasta, albo przynajmniej ostrzelać Canterlot i wprowadzić zamęt na tyłach ZSE.
Clad Hoof zaczął wydawać rozkazy:
— Bataliony jednorożców 87 i 88, utwórzcie zaporę. Ostrzelać wrogie formacje! Batalion
89, osłaniajcie nas! Oczyścić drogę! Jednostki bombardujące, możecie startować. Szwadron
Mgła, zapewnijcie im ochronę! Czas przebić się przez mury!
Gale, obserwując batalię na ekranie komputera, szybko dostrzegł grupę Wygnańców
zbierającą się w duży oddział. Wśród nich były pegazy z już uzbrojonymi bombami. Operator
przesłał dane do Quick Chasera i Thunder Flickera, którzy kontrolowali przestrzeń powietrzną w
tym sektorze.
— Szwadrony Lanca i Zmiatacz, uwaga! Wróg usiłuje przebić się przez nasze formacje
naziemne do Canterlotu! Powstrzymajcie ich wszelkimi dostępnymi środkami!
— Zrozumiano! Szwadron Zmiataczy, formacja atakująca! Bierzmy ich! — zarządził
Quick Chaser.
— Lecimy z wami! — dodał Thunder Flicker. — Załatwimy tamtą artylerię, wy możecie
strącić bombowce!
— Ha, aleś ty wspaniałomyślny! — parsknął Quick Chaser.
Kiedy jego szwadron nawiązał kontakt wzrokowy z wrogimi bombowcami, przywitał go
kolejny ostrzał z wieżyczek przeciwlotniczych. Jeden z lotników Zmiataczy został trafiony w lewe
skrzydło i zaczął gwałtownie obniżać lot, stając się łatwym celem. Quick Chaser nie zignorował
jego prośby o pomoc. Zanurkował za nim, złapał za ramiona i zwiadomił kucyki z Korpusu
Medycznego, by szykowały się na rannego pegaza. Niestety, jego przyjaciel nie dotarł do miasta.
Dwa inne pegazy-Wygnańcy zaatakowały Quick Chasera. Nie mogąc się skutecznie bronić, pegaz
puścił swojego towarzysza, a ten został ostrzelany pociskami z działek. Zginął. Rozwścieczony
Quick Chaser pozbył się obu napastników i ruszył strącić kolejnych.
Widząc rozwarcie w szeregach wroga, komandor Clad Hoof rozkazał swej artylerii ruszyć
do przodu. Po chwili znajdowali się dostatecznie blisko, by ich pociski przeleciały nad murami
Canterlotu. Kucyki ze Zjednoczonych Sił zaczęły obawiać się o bezpieczeństwo cywilów. Pewny
swego, Clad Hoof zarządził rozpoczęcie ostrzału. Jednak, ku radości żołnierzy ZSE i
niedowierzaniu Wygnańców, żaden pocisk nie dosięgnął stolicy Equestrii.
Gdy opadł dym, okazało się, iż Canterlot jest chroniony przez magiczną barierę, której
źródło pochodziło z zamku. Bez wątpienia było to dzieło Królewskich Sióstr. Ten znak wsparcia
bardzo pozytywnie zadziałał na kucyków ze Zjednoczonych Sił, którzy z nową werwą ruszyli do
walki.
Komandor Clad Hoof osłupiał.
— Cholera… tego nie przewidziałem — wymamrotał pod nosem, orientując się w jak
niekorzystnej sytuacji się znalazł.
Thunder Flicker wysłał swych kolegów, by zbombardowali nadciągającą kompanię
wroga. Ostrzał przeciwlotniczy znów pokrzyżował im plany — pociski przebiły bomby, niszcząc je
w locie. Gale zdecydował się wezwać dodatkowe wsparcie powietrzne. Tornado Swirl oraz Flare
Star odpowiedzieli na wezwanie.
Szwadron Płomieni poleciał pierwszy, pomagając Quick Chaserowi w pokonaniu
pegazów eskortujących bombowce. Tornado strącił jednego z nich ciosem prosto w szczękę.
Chwycił spadającą bombę i obrał kurs na niewielkie skupisko Wygnańców. Unikając ognia
wieżyczek, Tornado Swirl zrzucił bombę na odsłonięte oddziały artylerii. Poderwał lot tuż nad
ziemią. Bomba spadła w pobliżu kilku dział. Amunicja w nich także eksplodowała, roznosząc
wybuchy po okolicy. Zielony pegaz otarł pot z czoła.
— To dopiero reakcja łańcuchowa — stwierdził z satysfakcją.
— Nieźle, Płomień 1, ale ja zrobiłabym to lepiej — rzuciła Flare Star, mijając go.
— Tak? Masz okazję to udowodnić, Smok 1. Pokaż co umiesz!
Flare Star wykonała niemalże identyczną akcję co Tornado, tyle że zanim chwyciła
bombę, którą upuścił pechowy bombowiec Wygnańców, klacz wykonała powietrzny przewrót w
tył, dosłownie spadając przeciwnikowi tylnymi kopytami na grzbiet. Wykończyła go celnym
podbródkowym. Po złapaniu bomby, Flare Star spikowała gwałtownie w dół, krzycząc głośno,
chcąc jakby z premedytacją zwrócić na siebie ich uwagę. To jej się udało.
— To chyba wasze, łapcie!
Drugi rząd dział został trafiony bombą. Eksplozje ogarnęły teren. Jednostka Clad Hoofa
została zdewastowana, w znacznej mierze była pozbawiona możliwości ofensywnych. Komandor
zdołał, co prawda, wycofać się z kilkoma pozostałymi jednostkami, ale nie miało to większego
znaczenia. Quick Chaser i Thunder Flicker pokonali resztę kucyków ziemnych i pegazów
działających w rozsypce. Flare Star zaś podleciała do Tornado Swirla, szczerząc zęby.
— No i co ty na to, Płomień 1? — spytała.
— To było coś. Za styl daję ci jedenaście punktów na dziesięć — odrzekł Tornado Swirl.
— Dzięki. No, ale mamy jeszcze sporo do roboty. Lećmy pomóc innym.
— Jasne.
Godzina 10:35
Przestrzeń powietrzna Canterlot,
Rainbow Dash i jej przyjaciółki został powiadomione przez Gale’a o ostatnich
wydarzeniach na polu bitwy. Wciąż walczyły one za szwadronem Żniwiarzy. Starcie trwało w
najlepsze. Podobnie jak ostatnim razem, oba zespoły rozdzieliły się, każdy walczył z kimś
indywidualnie. Rainbow mierzyła się z Deathwingiem sama.
— Pokaż mi na co cię stać, Księżniczko — zachęcił ją ogier, używając ostatniego słowa w
celu zakpienia sobie z Rainbow Dash.
Niebieska klacz tylko zmrużyła w odpowiedzi oczy, parując jego cios. Odleciała na prawo,
szukając sposobu na trafienie swego przeciwnika, lecz Deathwing był doświadczonym
wojownikiem. Nie dał się zaatakować od tyłu. Dzięki swoim odważnym akrobacjom, Rainbow
bezproblemowo dotrzymywała kroku czarnemu pegazowi w kwestii szybkości. Zresztą on sam,
widząc jej smukłe ruchy, wydawał się zadowolony.
— Jesteś tak dobra jak mówią. Ale wiem, że potrafisz więcej.
— Zobaczysz, niejednym cię jeszcze zaskoczę! — odpowiedziała Dash, starając się trafić
Deathwinga w twarz. Wykonał szybki unik na bok, zablokował kopnięcie Rainbow z boku i
odepchnął ją do tyłu. Oboje wykorzystali przerwę w walce na złapanie oddechu.
Lightning Bolt i Cloud Kicker walczyły z Shockwavem. Lightning była w stanie za nim
nadążyć, ale Cloud Kicker ciężko było dostosować się do tempa starcia. Żadna z nich nie
wiedziała, że Shockwave załączył już swój program do zbierania danych w celu zdobycia
niezbędnych mu informacji o swych przeciwniczkach.
— On jest naprawdę twardy — wydyszała Cloud Kicker. — Jak mamy go załatwić?
— Chyba mam na niego pewien sposób — odpowiedziała jej Lightning Bolt. — Słuchaj,
Promyk, postaraj się odwrócić jego uwagę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, nawet się nie
spostrzeże, co go zabiło.
Cloud Kicker szybko zrozumiała, co jej przyjaciółka miała na myśli. Postanowiła jej
zaufać. Ignorując wszelkie zagrożenie, Cloud Kicker poleciała prosto na Shockwave’a. Skupił on
na niej całą swoją uwagę. Klacz próbowała go uderzyć w twarz, ale ogier przewidział jej atak i
złapał ją za ramię.
— Naprawdę sądziłaś, że to ci się uda?
Shockwave zadał Cloud Kicker celne i bolesne kopnięcie w brzuch, momentalnie ją
ogłuszając. Próbując z trudem łapać powietrze, blondwłosa klacz była całkowicie otwarta na
atak. Shockwave wyprowadził szereg silnych ciosów w twarz. Siła uderzeń oszołomiła Cloud
Kicker zupełnie. Nie była w stanie ich skontrować.
— Żałosne — mruknął Shockwave, chwytając Cloud Kicker za oba ramiona. Dzięki temu
zagraniu uniemożliwił jej ewentualną ucieczkę.
— Twoje towarzyszki muszą być tobą zawiedzione. Dla mnie oczywistym jest, że jesteś
najsłabszym ogniwem tego szwadronu.
— Może i jestem… — wykrztusiła Cloud Kicker — ale znam kucyka, który zaraz pożądnie
skopie ci tyłek!
— Ach, tak? Kto to niby jest?
— Spójrz za siebie.
— Ha. Nie dam się nabrać na ten stary numer…!
Wtem radar Shockwave’a dał mu sygnał ostrzegający przed zagrożeniem. Obrócił głowę i
dostrzegł Lightning Bolt, lecącą ku niemu z dużą prędkością. Wykonywała szybkie, zygzakujące
ruchy. To był jej najsilniejszy atak — Błyszcząca Iskra. Shockwave miał duże trudności z
utrzymaniem na niej wzroku, wątpił jednak, by biała klacz mogła w niego faktycznie uderzyć.
Dystans między nimi coraz bardziej się zmniejszał… Nie chcąc ryzykować, Shockwave chciał
uniknąć ataku Lightning. Rozluźnił chwyt na Cloud Kicker, co też zresztą klacz szybko
wykorzystała, zadając fioletowemu ogierowi cios głową w twarz, po czym odpychając go od siebie
tylnymi nogami. Kilka sekund później, Shockwave otrzymał od Lightning Bolt potężny cios w
grzbiet. Siła uderzenia była bardzo duża, lecz on zdołał utrzymać się w powietrzu.
Lightning Bolt nie wierzyła własnym oczom.
— Przecież celowałam w kręgosłup. Powinien być martwy!
Shockwave odczuł, mimo wszystko, siłę ciosu i uznał, że lepiej będzie dla niego jeśli
wycofa się z dalszej walki.
— Owszem, to był imponujący atak… ale nie dość skuteczny.
Po tych słowach odwrócił się i oddalił od obu klaczy.
Lightning nie miała zamiaru go ścigać. Podleciała do Cloud Kicker. Miała ona kilka
siniaków na policzkach.
— Nic ci nie jest, Cloud Kicker? — zapytała Lightning.
— Au… szczęka mnie trochę boli. Przynajmniej dał nam spokój — odrzekła.
Wzrok Lightning Bolt przez moment spoczął na horyzoncie. Działania Shockwave’a
napawały ją złym przeczuciem…
Derpy i Firefly próbowały strącić Havoca. Podczas walki, jego duża siła fizyczna oraz
agresywna nieustępliwość czyniły z niego groźnego przeciwnika. Zamiast jednak atakować na
oślep, Havoc czekał tylko na dogodny moment, by zadać swym przeciwniczkom celny cios, po
którym mógłby wyprowadzić całą kombinację silnych uderzeń. Problemem było dla niego to, że
walczył przeciw dwóm klaczom — gdy chciał uderzyć Derpy, Firefly przerywała jego atak, zaś
kiedy obierał na cel Firefly, przeszkadzała mu Derpy. Chociaż obie lotniczki Mirage mimo
wszystko otrzymały kilka ciosów, żaden z nich nie był dla nich groźny.
Trickster na początku walczył tylko z Medley, lecz Fluttershy zdecydowała się ją
wspomóc. Zielona lotniczka wciąż pamiętała okropne zachowanie jej rywala i najwyraźniej w tej
kwestii nic się nie zmieniło. Trickster wciąż rzucał obelgi w stronę swych wrogów, latając
dookoła jak zwariowana mucha. Do tego wezwał do pomocy kilka pegazów-Wygnańców, coby
utrudnili oni Medley i Fluttershy życie. Dzięki wspólnym działaniom pokonały napastników.
Trickster nadal jednak stanowił dla nich spore zagrożenie, głównie ze względu na swoją
nieprzewidywalność. Zarówno Medley jak i Fluttershy powoli traciły wytrzymałość, gdyż próby
dogonienia żółtego pegaza kończyły się niepowodzeniem. Trickster wezwał kolejny szwadron do
pomocy. Lotniczki z Mirage znalazły się w trudnej sytuacji.
Nagle Fluttershy otrzymała wiadomość przez radio.
— Tu Łabędź 1. Lecę was wesprzeć.
— Blackberry?
Klacz z niebieską grzywą chciała pokazać, co jest warta w boju. Kiedy się pojawiła, wydała
się Fluttershy bardzo zdeterminowana.
— Sytuacja w sektorze “B” jest opanowana — doniosła Blackberry. — Lepiej teraz
zajmijmy się tymi tutaj.
— Ooo, masz tupet, mała! — zaskrzeczał Trickster. — Bierzcie je, chłopcy!
Medley dość szybko strąciła jednego z agresorów serią szybkich ciosów w twarz,
zakończonych celnym kopniakiem w szyję. Fluttershy i Blackberry walczyły zaś wspólnie,
próbując pokonać drugiego pegaza. Fluttershy odwróciła jego uwagę, co pozwoliło Blackberry
okrążyć wroga i zniknąć mu z oczu. Zauważył on fioletową klacz dopiero, kiedy zadała mu
potężny cios w głowę, po czym strąciła go dwoma silnymi hakami.
W czasie gdy Fluttershy, Medley i Blackberry walczyły z pegazami, Trickster zniknął im z
pola widzenia…
— Niespodzianka!
Wykonując szybki atak nurkujący, Trickster trafił Blackberry, oddzielając ją od dwóch
pozostałych lotniczek. Klacz nie zamierzała się poddawać. Sparowała cios. Między pegazami
doszło do klinczu.
— Hehe... Lubię, kiedy się opierają! — syknął Trickster.
Ku zaskoczeniu Blackberry, jej przeciwnik wykonał nagły obrót, próbując wykręcić klaczy
ramię i jednocześnie zadając serię kopnięć w klatkę piersiową. Fluttershy chciała jej pomóc.
Działała pod wpływem emocji. Zamierzała najpierw wezwać na pomoc Medley, ale ostatecznie
ruszyła na Trickstera sama, stopniowo nabierając prędkości. Młody pegaz był zbyt zajęty
próbami złamania ramienia Blackberry, żeby przejmować się tym, co działo się dookoła. Kiedy
Fluttershy leciała już wystarczająco szybko, staranowała Trickstera i zadała mu silny cios
tylnymi nogami, odrzucając go do tyłu.
Teraz stało się dla niego jasne, że nie miał większych szans. Odwrócił się i odleciał,
głośno burcząc.
Medley była pod wrażeniem ataku Fluttershy.
— Uau, to było świetne! Chyba w końcu pozbyłaś się strachu przed walką.
— Ja nigdy nie bałam się walczyć — odrzekła Fluttershy. — Jedynie starałam się unikać
niepotrzebnego stosowania przemocy… Blackberry, nic ci nie jest?
— Nic… Uratowałaś mnie, Fluttershy. Dziękuję.
Blackberry postanowiła wrócić do swoich towarzyszy z zespołu Łabędzia. Fluttershy
poczuła ulgę. Najwyraźniej dwie klacze stały się przyjaciółkami.
Deathwing wiedział już o niekorzystnej sytuacji swoich skrzydłowych, gdy ci zmuszeni
byli opuścić teren walk. Połączył się z nim Havoc.
— Żniwiarz 1, wygląda na to, że nas przewyższają. Proponuję odwrót.
Czarny pegaz w pierwszej chwili nie odpowiedział, unikając kolejnego ciosu Rainbow.
Dopiero potem sięgnął do komunikatora.
— Zgadzam się. Nasz dowódca sił naziemnych najwyraźniej nie wie co robi. Połączę się z
Lady Aurorą. Jeśli mamy zwyciężyć, potrzebujemy wsparcia.
Deathwing raz jeszcze zwrócił się ku Rainbow zanim odleciał.
— Ta walka była owocnym doświadczeniem. Ale zapamiętaj moje słowa, jeszcze się
spotkamy, Rainbow.
— Nie mogę się doczekać!
Kiedy szwadron Żniwiarzy zniknął z ich radarów, szwadron Mirage przegrupował się, by
przeanalizować sytuację. Każda lotniczka miała drobne rany po starciach, mogły jednak dalej
kontynuować udział w bitwie.
— Niezła robota, dziewczyny — pochwaliła Rainbow Dash. — Wracajmy do sektora “B”
żeby wspomóc naszych.
Rainbow zmieniła częstotliwość, żeby połączyć się z operatorem Wonderbolts.
— Gale, jak tam sytuacja na froncie?
— Poziom zagrożenia wroga spadł do koło 40%. Wygląda na to, że damy radę. Tylko tak
dalej. Wracajcie do walki. Pomóżcie głównym oddziałom naziemnym przegnać tych Wygnańców
spod Canterlotu.
— Przyjęłam!
Godzina 10:52
Equestria, około 200 kilometrów od Canterlotu
Na kilka godzin przed rozpoczęciem bitwy, krążownik Aurory, Ptak Wojny, zawinął do
portu w Fillydelfii, jako że miasto było teraz pod kontrolą Wygnańców. Postanowiła osobiście
nadzorować podbijanie stolicy Equestrii. Towarzyszyło jej około 400 doborowych żołnierzy, lecz,
co ważniejsze, udało się klaczy alikorna przekonać króla Aigaiona i jego Smoczych Generałów, by
ci również zaznaczyli swą obecność. Aigaion był naprawdę ogromny, zwykłe smoki przewyższał o
głowę. Jego generałowie różnili się wielkością i kolorem łusek, jednak sama ich obecność mogła
mieć decydujący wpływ na przebieg konfliktu.
Aurora utworzyła obóz wojskowy na polach, aby jej żołnierze mogli przygotować się do
triumfalnego wkroczenia do Canterlotu. Prowadziła rozmowę z Aigaionem na różne tematy.
— Cieszę się, że jesteś tu z nami, o Potężny — rzekła Aurora. — Już wkrótce będziesz
świadkiem naszego wspaniałego zwycięstwa.
— Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Lady Auroro — powiedział czarny smok. — Nie
wszystko może pójść zgodnie z twoimi planami. Powiedz… Nie sądzisz, że bitwa trwa już dość
długo?
Aurora faktycznie zastanowiła się nad tymi słowami. Z armią, jaką komandor Clad Hoof
miał pod swoimi rozkazami, miasto powinno już zostać oblężone. Chciała się z nim
skontaktować, ale zamiast tego, to ona odebrała połączenie.
— Pani, tu Żniwiarz 1.
— Deathwing? Co się dzieje? Jak przebiega bitwa?
— Żołnierze Zjednoczonych Sił stawiają zaciekły opór. Nie zamierzają się poddawać.
Straciliśmy co najmniej 30% naszych sił. Co gorsza, komandor Clad Hoof stracił panowanie nad
sytuacją.
Aurora zaczęła chodzić tam i z powrotem, wyraźnie zdenerwowana.
— A co z Canterlot?
— Jest solidnie ufortyfikowane magiczną barierą. Wszystkie próby bombardowania go
zakończyły się niepowodzeniem. To samo tyczy się ataku artylerii. Nie możemy się przebić do
miasta. Lady Auroro, potrzebujemy twojej pomocy.
Niebieska klacz alikorna zmrużyła oczy, przetwarzając w umyśle to, co usłyszała.
— A więc to tak, Księżniczko Celestio… Nie bierzesz bezpośredniego udziału w walce, a
mimo to ochraniasz swoich poddanych. Bardzo sprytne… Można się było tego po tobie
spodziewać. To ci jednak nie pomoże…
Aurora zwróciła wzrok na czarnego smoka, który przysłuchiwał się konwersacji przez
radio. On też wiedział o trudnej sytuacji Wygnańców.
— Twoi żołnierze mają kłopoty, jak słyszałem — warknął Aigaion.
— Obawiam się, że tak. Długo się nie utrzymają. Dlatego potrzebuję pomocy jednego z
twoich generałów.
Aigaion spojrzał na cztery inne smoki zebrane przez niego. Każdy był gotowy, aby
wyruszyć niemal natychmiast, lecz smoczy król ostrożnie przeanalizował możliwe działania.
Ostatecznie zwrócił się do Gleipnira:
— To twoje zadanie. Leć pomóc żołnierzom Lady Aurory w podboju Canterlot.
— Tak, mój królu — odpowiedział z warknięciem Gleipnir.
Szary smok rozpostarł swoje wielkie skrzydła i ruszył w stronę stolicy Equestrii.
Godzina 11:05
Przestrzeń powietrzna Canterlotu
Kucyki ze Zjednoczonych Sił stopniowo opanowywały pole walki, wypierając kolejnych
przeciwników spod murów Canterlotu. Jednak komandor Clad Hood wciąż miał w rezerwie
kilkaset żołnierzy. Postanowił wysłać ich, by stoczyły walkę z siłami naziemnymi ZSE.
Drużyna Rainbow Dash właśnie zbierała się wspólnie z resztą pegazów w celu
przeprowadzenia kolejnego ataku na pozycje wroga, kiedy Gale zawiadomił ich przez radio.
— Uwaga! Do Canterlotu zbliża się duży obiekt!
— No to się doczekaliśmy… — powiedziała cicho Derpy.
Medley poleciała naprzód i dostrzegła na horyzoncie duży kształt. Szybko złapała swój
komunikator, by przekazać informacje.
— To Mirage 7! Mam cel w zasięgu wzroku! To smok! Ten sam, który pojawił się
wcześniej nad Ponyville!
— Teraz dowiemy się, czy to działo jest coś warte — powiedziała Firefly. — Gale, my
odwrócimy jego uwagę, a ci w zamku niech będą w gotowości.
— Dobrze. Uwaga, szwadrony Mirage, Śmigacz, Płomień, Zmiatacz i Lanca! Zwiążcie
smoka walką. Nie pozwólcie, by zadał straty naszym siłom naziemnym.
— Mirage 1, zrozumiałam! — odpowiedziała Rainbow. — Dobra, kucyki, na niego!
Nie mniej niż dwadzieścia pegazów wystrzeliło do przodu, kierując się w stronę
uskrzydlonego olbrzyma. Gleipnir wyglądał na rozbawionego.
— Chcą ze mną walczyć? Muszą spieszyć się na tamten świat… Dobrze więc!
Szary smok otworzył paszczę i zaczął zbierać energię. Twilight, która obserwowała
wszystko z dołu, wiedziała co się zaraz stanie. Uprzedziła o ataku pegazy i nakazała im
rozproszyć się. Kiedy Gleipnir wystrzelił swoim promieniem energii, nie trafił on żadnego
lotnika, choć uderzył w barierę ochraniającą Canterlot. Ziemia zatrzęsła się od siły uderzenia, ale
bariera została utrzymana.
— Nie próbujcie go zranić, to nie ma sensu — rzekł Gale. — Przeanalizowaliśmy dane
pochodzące z ostatniej bitwy. Jeśli zobaczycie, że zaczyna szybciej machać skrzydłami, obniżcie
wysokość lotu. Jego fale uderzeniowe najwyraźniej działają tylko w obrębie jego ciała oraz nad
nim. Potrzebujemy pięciu minut, żeby naładować działo Meson. Dajcie nam czas.
— Zrozumiano — powiedziała Rainbow Dash.
Kiedy kucyki pegazy wreszcie dotarł do smoka, wydawały się przy nim małe niczym
komary. On sam również traktował je jak jakieś wredne owady, próbując strącić je z nieba
swoimi szponami. Zdołał oczyścić sobie linię wzroku na chwilę, lecz pegazy szybko go otoczyły,
wciąż latając mu przed oczami i nie pozwalając na zaatakowanie sił naziemnych. Gleipnir
zaryczał gniewnie, chcąc zapewne przestraszyć pegazy, lecz nie przyniosło to spodziewanych
rezultatów. W końcu zdecydował się użyć ataku falami uderzeniowymi. Pamiętając radę Gale’a,
pegazy obniżyły lot lub oddaliły się od smoka. Uniknęły ataku.
Wtedy Rainbow Dash zrobiła coś, co było bardzo odważne i bardzo głupie zarazem.
Przyspieszyła lot, celując w oczy smoka. Wykonując brawurową szarżę, klacz trafiła swą lewą
tylną nogą w ślepie Gleipnira. Czując ból i gniew, smok zasłonił twarz. Zaczął gwałtownie
machać szponami i swoim masywnym ogonem na ślepo. Rainbow Dash rozkazała wszystkim
cofnąć się od Gleipnira. Klacz osiągnęła swój cel. Dała czas Gale’owi i operatorom w zamku.
— Teraz to poleciałaś, Rainbow — skomentowała Firefly.
— Najważniejsze, że się udało — odparła. — Gale, jesteście gotowi?
— Potwierdzam. Działo Meson naładowane. Strzelcy, macie pozwolenie na atak.
Lufa działa była teraz widoczna na szczycie tylnej zamkowej wieży. Na kilkanaście
sekund bariera otaczająca miasto zniknęła.
— Cel namierzony. Działo Meson, ognia!
Jasny, czerwony promień energii wystrzelił w stronę Gleipnira. Zdołał on dostrzec
zagrożenie kątem oka i ruszył swym cielskiem w prawo, by uniknąć strzału. Jednak jego lewe
skrzydło zostało przebite przez promień, zadając smokowi wielki ból. Zaczął wznosić się wyżej,
by uniknąć dalszego zagrożenia. Sprawy nie potoczyły się tak jak zaplanował.
— Ja cię kręcę, widzieliście to? Laser przebił mu skrzydło na wylot! — zakrzyknęła
podekscytowana Medley.
— Nie jest już chyba czynnikiem w tej operacji — stwierdziła z satysfakcją Firefly. —
Bariera znowu ochrania Canterlot. Załatwmy resztę Wygnańców i skończmy to.
— Ta, zdecydowanie stracili rozpęd — dodała Rainbow.
Szwadron Mirage poprowadził resztę pegazów do konfrontacji z wrogimi siłami.
Tymczasem szwadron Żniwiarzy nie opuścił jeszcze przestrzeni powietrznej miasta całkowicie.
Trzymali się na uboczu i widzieli co się wydarzyło.
— Niemożliwe… Jakim cudem Zjednoczone Siły mają dostęp do technologii laserowej?
To niemożliwe — bełkotał Shockwave.
Deathwing patrzył na smoka oddalającego się z pola bitwy z ponurym wyrazem twarzy.
Musiał o wszystkim powiedzieć Aurorze.
— Co? Nie może być!
Niebieska klacz alikorna otrzymała od Deathwinga informacje. Nie były one jednak
pozytywne, jak tego się spodziewała. Atak Gleipnira nie powiódł się, smok został zmuszony do
odwrotu. Zaczynała tracić cierpliwość. Teraz dotarło do niej, że Księżniczka Celestia w jakimś
stopniu była, mimo wszystko, przygotowana na jej inwazję. Poczuła się przechytrzona, wręcz
upokorzona. W oczach Aurory rozbłysła iskra gniewu.
— To nie koniec, Celestio… Nie pozbawisz mnie mojej zemsty!
Zwróciła wzrok ku Aigaionowi.
— Potężny Smoczy Królu, twój generał został poważnie zraniony w walce. Pozwolisz, żeby
tak traktowano twoich towarzyszy?
— CO? — zaryczał Aigaion.
Wielki, czarny smok zmrużył wściekle oczy, wydając z siebie kolejny, ogłuszający ryk.
Kilkunastu Wygnańców rozbiegło się dookoła w przerażeniu.
— Nie pozwolę na to… Odpowiedzą za ten czyn! Pokażę im, że ze smokami się nie
zadziera! Poczują moc mojego Uderzenia Nimbusa!
Aigaion rozpostarł skrzydła i wzbił się w powietrze. Zaczął zbierać energię magiczną w
swojej paszczy. Czerwony klejnot na jego zbroi pulsował jasnym blaskiem. Kilka sekund później,
czarny smok wystrzelił w szybkim tempie kilkanaście ognistych kul. Zmierzały one w stronę
Canterlotu.
Aurora uśmiechnęła się pod nosem, widząc ten pokaz mocy. Właśnie na to liczyła.
Ponownie skontaktowała się z Deathwingiem i komandorem Clad Hoofem.
— Zbierzcie wszystkich pozostałych żołnierzy. Zwiążcie wroga walką tuż po Uderzeniu
Nimbusa. Wykończcie ich!
Godzina 11:20
Przestrzeń powietrzna Canterlotu
Radar w Pokoju Kontrolnym Gale’a wykrył kilkanaście sygnatur ciepła zbliżających się do
Canterlotu. Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie, gdy przybliżył obraz.
Te same sygnały pojawiły się na radarach innych kucyków. Cloud Kicker i Medley
zauważyły je pierwsze, radząc pegazom, by je omijały. Ku ich zaskoczeniu i przerażeniu, kilka
kul wybuchło w powietrzu, wytwarzając fale gorąca, która trafiła kilkunastu lotników. Spadli
oni na ziemię. Cały szwadron Jaskółki został przez jedną taką kulę zniszczony, wielu innych
odniosło poparzenia pierwszego stopnia, nie byli w stanie kontynuować walki. Co gorsza, kule
ognia, które nie wybuchły w powietrzu, rozbiły się o barierę chroniącą Canterlot. Wytrzymała
pierwszą falę, ale po chwili nadleciało siedem kolejnych ognistych kul. Nie doleciały do bariery,
lecz wybuchły nad miastem. Kucyki po obu stronach były świadkami prawdziwego ognistego
deszczu. Gdy jeszcze jedna ognista kula trafiła w barierę, ta rozpadła się.
— Bariera zniszczona! Miasto jest podatne na atak! — ogłosił komandor Clad Hoof. —
Wszystkie jednostki, naprzód!
— Uwaga! Leci więcej ognistych kul! — krzyknął Sunburst.
Także i one wybuchły nad miastem. Bez ochraniającej go bariery, na Canterlot spadło
mnóstwo pomniejszych ognistych odłamków. Trafiały w budynki, rozsypując je na kawałki,
niszczyły ulice. W mieście wybuchła panika i chaos, cały teren zabudowany wokół zamku niemal
natychmiast przemienił się w morze ognia.
— Szumowiny… czy oni chcą zniszczyć Canterlot? — żachnął się Tornado Swirl.
— Skąd nadlatują te kule? — spytał Quick Chaser. Nie otrzymał jednak odpowiedzi.
Deathwing i pegazy pod jego dowództwem również dołączyły do walki.
— Żniwiarz 1 do wszystkich jednostek. Atakujcie. Canterlot jest nasz.
Siły ZSE desperacko próbowały odeprzeć natarcie armii Wygnańców, wspomagani nawet
przez cywilów. Niestety, ten jeden atak dramatycznie odwrócił losy starcia. Rainbow Dash i
reszta pegazów nie zamierzała składać broni. Gale połączył się z nimi.
— Tu mówi Gale. Do wszystkich jednostek Zjednoczonych Sił Equestrii. Księżniczki
Celestia i Luna zarządziły ewakuację. Macie rozkaz poddania Canterlotu. Opuśćcie ten teren.
Kierujcie się na północ, poza miasto.
— Zwariowałeś? — wykrzyknęła Rainbow Dash. — Nie możemy zastosować się do takiego
rozkazu.
— Pod względem militarnym, jesteśmy w niekorzystnej sytuacji. Zastosujcie się do
rozkazu. Kierujcie się na północ — powtórzył Gale.
— Tu Feniks 1. Nigdzie się stąd nie ruszamy — powiedział Sunburst.
— Posłuchajcie mnie! To tylko przejściowe działanie. Plan zakłada wycofanie się. Musimy
spotkać się z pozostałymi jednostkami wojskowymi z każdego terenu z Equestrii w
Kryształowym Królestwie. Nastepnie przegrupujemy się w celu przeprowadzenia kontrataku.
Nie możemy was stracić. Wykonać rozkaz.
Rozumiejąc, że innego wyjścia nie ma, kucyki zastosowały się. Grupa składająca się z
ponad 350 kucyków ziemnych, pegazów i jednorożców zgłosiła się jako ochotnicy, którzy mieli
jak najdłużej utrzymać Wygnańców z dala od miasta, dając innym czas na ewakuację.
Tymczasem reszta żołnierzy miała zebrać możliwie jak najwięcej cywilów.
Rainbow Dash i Fluttershy patrzyły na ich towarzyszy opuszczających płonącą stolicę.
Popatrzyły sobie w oczy.
— Chyba naprawdę powinnyśmy stąd odlecieć, Rainbow — powiedziała nieśmiało
Fluttershy, wiedząc, jak trudna była to sytuacja dla jej przyjaciółki.
Rainbow nie odpowiedziała, lecz wyraz jej twarzy mówił więcej niż słowa. Musiała
przełknąć kolejną, gorzką porażkę.
Kiedy kucyki zebrały się już poza murami Canterlotu, Gale wyjaśnił, iż jednorożce muszą
połączyć swą energię magiczną, by dokonać “grupowej teleportacji”. Ten silny czar pozwoliłby
przenieść znaczną część cywilów oraz żołnierzy do Kryształowego Królestwa. Według Gale’a,
Królewskie Siostry już poinformowały mieszkańców o wszystkim, a ci byli gotowi zaoferować
pomoc medyczną dla tych, którzy potrzebowali jej najbardziej. Obie księżniczki prosiły też
Gale’a, by przekazał, iż reszta żołnierzy będzie musiała dotrzeć do Kryształowego Królestwa o
własnych siłach, jako że linie kolejowe zostały poważnie zniszczone i nie można ich było
wykorzystać do transportu jednostek.
Zgodzono się, że ci, którzy ucierpieli w bitwie najbardziej, powinni zostać od razu
teleportowani. Ustalono trzy grupy jednorożców, które miały użyć czaru. Podczas przeglądu sił,
Spitfire zauważyła, że brakuje Firebolt. Próbowała się z nią skontaktować, lecz jej komunikator
wydawał tylko dźwięki zakłóceń.
— Szlag, wszystkie kanały zablokowane. Coś zakłóca połączenie… Polecę jej poszukać —
zdecydowała Spitfire.
— Mamy lecieć z tobą? — spytał Soarin’.
— Nie, wy miejcie oko na rannych. Widzimy się w Kryształowym Królestwie.
Spitfire ponownie wleciała do Canterlotu. Zaczęła nawoływać Firebolt, uważając, by nie
nawdychać się przy tym gryzącego dymu, który pochodził z pożarów. Na szczęście radar Spitfire
ciągle działa, więc użyła go w celu określenia dokładnej lokalizacji Firebolt. Próbowała ona
pomóc jakiemuś kucykowi ziemnemu. Jego ciało zostało uwięzione pod gruzami budynku. On
sam nie dawał znaku życia.
— Firebolt, co ty robisz? — zapytała ją Spitfire, podlatując ku niej. — Nie słyszałaś
rozkazu wycofania się?
— Ten kucyk wołał o pomoc… Nie mogłam go zignorować — wyjaśniła Firebolt.
Spitfire zbliżyła się, dotykając kopytkiem szyi kucyka. Przymknęła na chwilę oczy.
— Brak tętna…
Firebolt zniżyła wzrok z ubolewaniem. Rozejrzała się, widząc dookoła zniszczone miasto.
Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Przecież Zjednoczone Siły były tak blisko odparcia wroga…
Zwycięstwo było tak blisko, a tak daleko.
— I co my teraz zrobimy, pani kapitan?
— Najpierw musimy się stąd wydostać. Potem udamy się do Kryształowego Królestwa, by
spotkać się z resztą naszych wojsk. A dalej… zobaczy się. Chodź.
Kiedy obie klacze wzniosły się w górę, Firebolt nagle zapytała:
— Czy… kryształowe kucyki nam pomogą? Naprawdę lecimy do nich?
— Czemu mnie pytasz? Znaczy, Kryształowe Królestwo tętni życiem od ponad roku —
przypomniała Spitfire. — Nie byłaś tam nigdy?
— Nie… To znaczy, wiem, że się pojawiło, ale… Właściwie, wiem o Kryształowym
Królestwie tylko to, co opowiadała mi o nim babcia… — wyznała Firebolt.
Spitfire popatrzyła na nią. Zdała sobie sprawę, że chociaż Firebolt była członkiem
Wonderbolts, była też młodą, dorastająca klaczą. Nigdy nie miała czasu żeby pogadać z nią na
luzie, ani lepiej jej poznać.
— A co takiego ci opowiadała? — spytała Spitfire.
— Że Kryształowe Królestwo było niegdyś piękne… Ale zły jednorożec, Król Sombra,
przejął tam władzę i sprowadził na mieszkańców mnóstwo nieszczęść, zrobił z nich swoich
niewolników. Kiedy Księżniczka Celestia i Księżniczka Luna wygnały go, Sombra przeklnął
Królestwo, by zniknęło wraz z nim na tysiąc lat… Moja babcia mówiła mi, że to tylko mity.
— A jednak to prawda. Dowodem na to jest fakt, że powróciło ponad rok temu —
powiedziała Spitfire. — Dzięki Twilight Sparkle i jej przyjaciółkom nie musimy się już martwić o
powrót Sombry. Zastanawiam się tylko, czy kryształowe kucyki pomogą nam w walce przeciwko
Wygnańcom… Może gdyby gryfy nie miały tych swoich wewnętrznych problemów, one też
mogłyby nam pomóc…
Dowódczyni Wonderbolts westchnęła ciężko, kładąc swe ramiona na barkach swojej
skrzydłowej.
— Nie ma sensu zostawać tu dłużej, Firebolt. Zrobiłyśmy wszystko co się dało. Teraz
lećmy spotkać się z pozostałymi.
— Tak jest.
Lecz gdy już zamierzały odlecieć, nagle, niby znikąd, rozległ się gardłowy śmiech. Spitfire
i Firebolt rozejrzały się, próbując znaleźć jego źródło. Wskaźniki magicznej energii na ich
radarach zaczęły szaleć…
— Trzeba było odlecieć, gdy miałyście szanse, małe kucyki... — odezwał się złowieszczy
głos. — Teraz to miasto będzie waszym grobem!
Kilka sekund później, Spitfire i Firebolt poznały tożsamość właściciela głosu, ku swojemu
przerażeniu. To był Aigaion. Używając kamuflażu optycznego, przedostał się do miasta
niewykryty przez radary kucyków ze Zjednoczonych Sił. Aurora uprosiła go, by dostał się do
Canterlotu i zabił tylu ocalałych żołnierzy ile mógł. Większość już jednak opuściła teren walk, zaś
ci, którzy zostali, odpierali natarcie oddziałów Wygnańców, więc Aigaion zamierzał już wracać.
Widząc nadażającą się okazję, doszedł do wniosku, że zada poważny cios w morale kucyków, jeśli
zabije jednego z czołowych lotników ich najlepszego szwadronu.
Kiedy wielki, czarny smok ujawnił się obu klaczom, Firebolt szybko załączyła
komunikator, nie wiedząc nawet, że nikt nie o odpowie na jej wezwania.
— Gale! Dowództwo, zgłoś się! Zgłoś się, czy ktoś mnie słyszy?!
Odpowiedziały jej tylko szumy i trzaski. Aigaion spojrzał na nią.
— Jesteś hałaśliwa… Precz!
Jeden cios jego ogona wystarczył, by zwalić Firebolt na ziemię. Rozbiła się ona o
zniszczone fragmenty jednego z domów. Spitfire została sama przeciw smokowi. Chciała lecieć
pomóc Firebolt, po czym wydostać się z miasta… a przynajmniej chciał tego jej umysł. Ciało
odmawiało posłuszeństwa, tylko skrzydła utrzymywały ją w powietrzu. Strach zupełnie
sparaliżował Spitfire.
Aigaion przybliżył ku niej paszczę, zduszając śmiech.
— Co, chyba nie myślisz, że się przede mną schowasz? Nie ma ucieczki… Znajdę cię,
gdziekolwiek się udasz. I zabiję cię.
Smok rozwarł paszczę z zamiarem spalenia dowódczyni Wonderbolts żywcem. Firebolt
zdołała podnieść się z ziemi. Dostrzegła zagrożenie i szybko wzbiła się w powietrze. Działała pod
wpływem instynktu, nie dbała o zagrożenie.
— Nie… Nie pozwolę ci! Nie dopuszczę do tego!
Oczy Aigaiona rozbłysły na chwilę krwawą czerwienią. Zebrał wystarczającą ilość energii
do ataku. Wtem pojawiła się przed nim Firebolt, odpychając Spitfire z linii strzału. Ocknęła się
tylko po to, żeby zobaczyć, że jej skrzydłowa zajęła teraz jej miejsce…
— Firebolt, NIE!
Ciało białej klaczy pegaza zostało trafione falą gorących płomieni. Firebolt wrzasnęła
głośno z bólu i runęła w dół. Aigaion warknął z irytacją.
— Cóż za bezsensowny heroizm…
Znów przymierzał się do ataku na Spitfire. Tym razem zamierzał złapać klacz i zdusić w
niej życie swoim szponem…
— Aigaionie, wystarczy!
Głos żeńskiego kucyka odezwał się w umyśle smoka, co powstrzymało jego ruch.
— Lady Aurora… Używasz telepatii, jak mniemam.
— Dobrze się spisałeś. Reszte pozostaw moim żołnierzom.
Choć wahał się przez chwilę, Aigaion ostatecznie odwrócił się i odleciał. Spitfire zdołała
otrząsnąć się z szoku, zmierzając ku ziemi. Próbowała znaleźć Firebolt, licząc po cichu, że młoda
klacz jeszcze żyje…
Godzina 11:55
Canterlot
Szukając swej koleżanki pośród dymu i zgliszcz, Spitfire nawoływała Firebolt. Gdy nie
odpowiadała, ponownie użyła radaru, by ją znaleźć. Spitfire usłyszała w pobliżu jęki bólu.
Wreszcie znalazła Firebolt. Leżała na ziemi. Całe jej ciało było potłuczone, jej biała sierść tu i
ówdzie została spalona na węgiel. Miała duże kłopoty ze wstaniem. Upadek z wysokości 3000
stóp na pewno połamał jej kości. Próbowała zapewne osłabić siłę uderzenia o ziemię, w innym
wypadku niechybnie by zginęła.
Spitfire nachyliła się ku Firebolt, ostrożnie obracając ją na grzbiet tak, by miała kontakt
wzrokowy. Jej twarz i grzywa także zostały częściowo spalone przez ogień smoka.
— Firebolt, słyszysz mnie? — zapytała Spitfire.
Biała klacz zakasłała, otwierając lekko zmęczone oczy.
— Pani… kapitan?
Głos miała ochrypły.
— Jestem tu. Leż spokojnie. Postaram się wezwać pomoc.
Z ust Firebolt wydobywały się tylko jęki. Spitfire wstała, próbując nawiązać łączność z
Gale’em. Tym razem komunikator zadziałał.
— Gale, jesteś tam? Odezwij się!
— Spitfire? Co się dzieje? — pytał Gale. — Coś zakłócało łączność. Ty i Firebolt na chwilę
zniknęłyście z radaru. Myślałem, że zginęłyście.
— Zaatakowali nas z zaskoczenia. Ja jestem cała, ale Firebolt została zestrzelona.
Gale zachłysnął się cicho.
— Czy ona żyje?
— Tak, ale nie wygląda to dobrze. Ma oparzenia drugiego i trzeciego stopnia na całym
ciele. Być może także połamane żebra. Potrzebuję tu Korpusu Medycznego, natychmiast!
Operator Wonderbolts poinformował Spitfire, że znaczna część żołnierzy z ZSE jest już w
Kryształowym Królestwie, dzięki czarom grupowej teleportacji rzuconych przez jednorożce.
— Poczekajcie chwilę. Zobaczę, czy któryś jednorożec będzie w stanie przesłać do was
medyków.
— Pospiesz się! — ponagliła Gale’a Spitfire.
Wróciła do Firebolt. Spitfire podtrzymywała ranną klacz na swych przednich kopytach.
Firebolt trzymała swoje własne na klatce piersiowej, zdawała się mieć spore trudności z
oddychaniem. Spitfire usiadła przy niej.
— Trzymaj się, Firebolt. Pomoc jest drodze. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
— G-Gdzie… Gdzie jest… ten smok…? — wykrztusiła Firebolt.
— Odleciał. Nie musisz się już nim martwić — odpowiedziała Spitfire.
Ranna klacz odetchnęła z ulgą. Spitfire spojrzała na nią surowym wzrokiem.
— Dlaczego to zrobiłaś?
— … Pani kapitan?
— Czemu ryzykowałaś dla mnie życie?
Firebolt obróciła głowę w lewo, próbując objąć Spitfire wzrokiem. Wszystko zaczynało
stawać się przed nią mgliste.
— Czy my… n-nie mamy... chronić? — spytała klacz. — Musimy… pomagać sobie…
nawzajem. J-Ja— Ja nie mogłam… pozwolić mu… pani skrzywdzić… pani kapitan. To był… mój
obowiązek… jako członka Wonderbolts… i jako… żołnierza Equestrii. Ja… N-nie żałuję… swojej
decyzji… Byłam na to… przygotowana… Ach…
Jej szczerze, przejmujące wyznanie poruszyło Spitfire. Podtrzymywała ona głowę Firebolt
używając prawego ramienia.
— Jesteś bardzo dzielna, Firebolt. Może nawet bardziej niż sądziłam. Jestem z ciebie
dumna. Teraz odpocznij… nie ruszaj się.
Najpierw Firebolt lekko skinęła głową, lecz gdy próbowała nabrać trochę powietrza,
nagle wydała z siebie okrzyk bólu, mocno przyciskając przednie kopytka do klatki piersiowej. To
zaalarmowało Spitfire.
— Co się dzieje?
— Aaaach… moje płuca… parzy… — wydyszała Firebolt. — Boli… Aaach…!
Spitfire nie wiedziała co robić. Nie miała żadnej widocznej możliwości, by pomóc
Firebolt, a co gorsza, po medykach wciąż nie było śladu. Dowódczyni Wonderbolts znów
nawiązała łączność z Gale’em.
— Gale, co się, do siana, dzieje? Gdzie są ci medycy?! — zawołała.
Gale przez kilka sekund nic nie odpowiedział. Gdy to zrobił, jego głos był ponury.
— … Przykro mi, Spitfire.
— Co!
— Nie mogę nikogo wysłać. Większość jednorożców jest wyczerpana, nie mają dość
energii magicznej, żeby dokonać teleportacji. Poza tym i tak mamy tutaj dużo rannych.
Kryształowe kucyki próbują nam pomóc, ale—
— Chyba nie mówisz poważnie! — przerwała mu ze złością Spitfire. — Słuchaj, nie
obchodzi mnie jak to zrobisz, ale masz sprowadzić tu pomoc! Inaczej Firebolt umrze!
— Jestem tego świadomy — odparł Gale, równie zdenerwowany. Zdołał się jednak
uspokoić i dodał: — Powiem Soarin’owi i Rainbow Dash, żeby was zabrali. Powinni do was
dotrzeć za kilka minut. Wybacz, Spitfire, ale to wszystko, co jestem w stanie zrobić. Proszę,
wracajcie bezpiecznie.
Pegaz przerwał łączność. Spitfire zacisnęła zęby, nie tylko dlatego, że była wściekła, ale
głównie dlatego, że czuła się bezsilna.
— Cholera…
Firebolt znowu zakasłała głośno, próbując złożyć słowa w całość. Czuła palący ból
wewnątrz ciała, z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nieznośny. Słyszała wszystko. Kiedy
Spitfire znów do niej podeszła, Firebolt ledwo co widziała. Jej wzrok zaczął niknąć.
— Wytrzymaj jeszcze chwilę, Firebolt — prosiła ją Spitfire. — Soarin’ i Rainbow Dash
zaraz po nas przylecą. Zabierzemy cię stąd.
— P-Pani kapitan… — zaczęła Firebolt, gorączkowo próbując nabrać powietrza — J-Ja…
Ja nie... nie wyjdę z tego… prawda?
— Oczywiście, że wyjdziesz! Nawet nie myśl inaczej! — powiedziała głośno Spitfire.
Firebolt uśmiechnęła się nieznacznie.
— To nic… Przynajmniej… wypełniłam… swój obowiązek…
— Nic nie mów! — wykrzyknęła Spitfire, tuląc ciało Firebolt. — Zachowaj siły!
— Szkoda tylko… że… nie zobaczę… Kryształowego Królestwa… — wyjąkała Firebolt.
— Zobaczysz! Wszyscy zobaczymy! Wszyscy tam polecimy…
Spitfire próbowała utrzymać wzrok na rannej klaczy, ale coraz bardziej traciła panowanie
nad swoimi emocjami.
— No dalej Firebolt… Nie poddawaj się, nie teraz!
Firebolt próbowała zebrać resztki sił i wstać, lecz potworny ból przytłoczył ją. Zaczęła
krzyczeć w agonii, miotając się na ziemi, nie mogąc już dłużej wytrzymać straszliwego gorąca.
— Aaaach! Nie… ogień! Parzy…! Aaaa…! Proszę… J—Ja… ja nie chcę… Ja… Proszę…!
Niech… Niech ktoś mi pomoże…! Pomocy! Aaaaach!
— Firebolt, uspokój się! Uspokój się!
Spitfire próbowała przytrzymać ją w miejscu. Firebolt wyglądała, jakby dostała jakiegoś
ataku spazmów. Drżała na całym ciele, drgała gwałtownie, desperacko starając się złapać
oddech. Za każdym razem gdy wdychała powietrze, tylko zwiększała natężenie bólu. Modląc się
w duchu, że Rainbow Dash i Soarin’ zaraz się zjawią, Spitfire trzymała Firebolt na swoich
ramionach, wpatrując się w jej oczy.
— Uspokój się. Spójrz na mnie — powiedziała już łagodniejszym tonem.
Spazmy Firebolt złagodniały. Teraz wydawała z siebie tylko krótkie, ciche jęki. Powoli
obróciła głowę w lewo. Zobaczyła przed sobą bardzo niewyraźną sylwetkę dowódczyni
Wonderbolts. Poczuła, jak głaszcze jej kopytem grzywę.
— Już dobrze. Jestem tutaj. Nie bój się.
Ranna klacz poczuła znajome uczucie. Próbowała dotknąć twarzy Spitfire swoim
spalonym prawym ramieniem, walcząc ze zmęczeniem… Jeszcze raz wzięła oddech…
— Ma… mo…
Firebolt przymknęła oczy i zacisnęła zęby, starając się wytrzymać straszliwy ból. Jej
ramię nie dosięgnęło twarzy Spitfire. Upadło bezwładnie na ziemię. W końcu głowa białej klaczy
opadła na bok, a ona wydała z siebie jeszcze jeden, długi wydech.
Przestała odczuwać ból. Żaden inny dźwięk nie wydobył się z jej ust.
Oczy Spitfire rozwarły się z przerażenia. Przybliżyła się do twarzy Firebolt, trącała jej
ciało, chcąc zmusić ją do reakcji… Na próżno.
— Nie...