Antoni Marczyński Ulubieniec seniorit

background image

AntoniMarczyński

ULUBIENIECSENIORIT

Spistreści

1.Wzamkustraszy!

2.KimjestBlanka?

3.Wypadkitejnocy

background image

4.Duchzakochany

5.Więzień

6.Żywcemzagrzebany

7.Dlaczegozemdlała?

8.Wariatnawolności

background image

9.PorwanieBlanki

10.Królestwoszaleńca

background image

11.Naarenie

12.Ulubieniecseñorit

Tekstwgwydaniaz1942r.

ROZDZIAŁI

WZAMKUSTRASZY!

Gościńcemwijącymsięwzdłużbrzegumorskiego

pędziłsamochód,płoszącswoimwidokiemnieliczne

kozyiowcepasącesięwrowieprzydrożnym.Byłtylko

jedenrów.Boodpółnocnejstrony,czylipoprawej

ręcesamotnegoautomobilisty,ogradzaładrogę

drewnianabariera,pozaktórąskalistyterenopadał

niemalpionowokuprzepaści;jejdnolizałyfaleoceanu.

Narozstajachautostanęło.Niebyłotużadnej

tablicy,żadnegodrogowskazu.Mężczyznaprowadzący

samochódzaklął,wyskoczyłnaszosęigestamijął

przyzywaćpastuszka,jedynegoczłowieka,jakiego

mógłdostrzecwtejchwili.

—Hej,mały,którędytrzebajechaćdozamkuLa

Solana?

—Nocomprendo,señor.

—Masztobie!Nierozumietumanpofrancusku…

LaSolana!Tędyczytędy?—kolejnowskazałobie

drogi.—LaSolana—powtórzyłparęrazy.

—Si,señor,LaSolana…

—Alektórędy,ośle?Którędy?!Wlewoczy

prosto?

—Si,señor…Vaya,usted,directamente!

—Więcprosto.Dobrze,dziękuję.Gracias,czy

jaktamjestpowaszemudziękuję.—Obdarzył

pastuszkajakąśmonetą,wsiadłdosamochodui

popędziłwewskazanymkierunku,czyliprosto;droga

background image

wlewowiodładoBilbao.

Gdywchwilępóźniejminąłzakręt,ujrzałwoddali

ruinykwadratowejbaszty,lecznatychmiastprzysłonił

muwidokoliwkowygaj,którydrogaprzecinała

zygzakiem.Bowiemodzakrętuterenzacząłsięstromo

podnosićwgórę,takżebezowychserpentyn,

gzygzakówżadenwehikułniemógłbydotrzećdoLa

Solana.

Pokilkuminutachjazdywtempiezwolnionymz

konieczności,

srebrnoliste

oliwki

zaczęły

się

przerzedzać,ażzniknęłyzupełnie.Dalszączęśćdrogi

tworzyłodnoskalistegowąwozu,krótkiegowprawdzie,

leczwcaległębokiego,potemjeszczejedenostry

zakrętisamochódstanąłnadbrzegiemogromnego

rowu.Najegodrugimbrzeguwznosiłsięmurtui

ówdziedobrzejużpokąsanyzębemczasu,alenaoko

wyglądającybardzosolidnie.

—Tamdolicha!Fosa,mur,baszta,

średniowiecznezamczyskoczyjak?Jeszczetylko

zwodzonegomostutrzebamidoszczęścia…

Okazałosię,żemostzwodzonyjestrównież,tylko

automobilistazatrzymałsięzawcześnie,należałojechać

dalejwzdłużfosy.

Mostbyłpodniesiony!Izanimgoopuszczono,

gość

musiał

się

wylegitymować

background image

pisemnym

upoważnieniemwłaścicielatychposiadłości,señora

AdolfadeCárcer,poczymdopieropozwolonomu

wjechaćnadziedzinieczamku.

—Hurra!Gustawprzyjechał!—Olbrzymi

mężczyznapodbiegłdosamochoduwymachując

rękamizradości.—Guciukochany,forsajest?

—Ajakże!Tutaj—śmiejącsię,poklepałGustaw

zapasowypneumatykautaukrytywczarnym,

ceratowympokrowcu.

—Wariacie!Woponieprzechowywaćmilion

frankówszwajcarskich?!

—Trudnożądać,bymtakąsumęzmieściłw

portfelu.—Odkręciliówpneumatyki,kulającgo

przedsobą,ruszyliwstronęgłównejbramyzamku.

—Blankaoczywiściejestwdomu?—spytał

przybyszpochwili.

—Oczywiściewyszłanaspacer…zJanem

Deplatem.

—Karolu!—Gustawspojrzałnatowarzyszaz

wyrzutem.—Takcięprosiłem!—Potemwzruszył

ramionami.—Jaosobiściejestemoniązupełnie

spokojny,aledziwięsię,żetygoniepilnujesz!…

Dawniej…

—Aha,wyszłoszydłozworka!CwaniakGucio

niezostawiłbyBlankizemną,anizJanemDeplatem,

lecznieobawiałsięniczego,ponieważbyłonasdwóch!

Jedenmiałdrugiegopilnować,co?—Ryknąłsalwą

rubasznegośmiechu.—Dobrametoda,słowodaję.W

tymwypadkuzawiodłatylkodlatego,żemniesięjuż

sprzykrzyłataplatonicznamiłośćbezwszelkich

widoków…

background image

—Zaczynamżałować—Gustawzmarszczyłbrwi

—żecizaufałem.PowinienembyłBlankęzabraćz

sobądoParyża.

—Tylkosękwtym,żejabymsiębyłnatonie

zgodził.Nie,Guciu!Znamysięjużzbytdługo,byjeden

drugiemudowierzał,gdychodziotakąforsę!Blanka

pozostałatu,jakoporęka,żewrócisz,anieulotniszsię

zcałągotówką…No,stary,nieróbtakiejminy.Grunt

szczerość,uważam…

Gdyweszlidohalu,Karolpołożyłcenny

pneumatyknastole,asamzapadłsięwczeluść

ogromnegofotela,sapiąc,jakbypoznojnejpracy.

—Chciałbymobejrzećmieszkanieiobmyćsięz

kurzu.

—Dobrze,Guciu.SeñoritaCarinaoprowadzicię

—skinąłnamłodądziewczynę,któraweszłatu

właśnie,niosącwalizkęGustawa.—Bocodomnie,to

taksięturozleniwiłem,żeunikamwszelkichzbędnych

ruchów.Tenupał…Tenupałjestniedozniesienia—

wachlowałsiękapeluszem.

—Hm,niechitakbędzie…Tylkoniezdejmuj

pokrowcazpneumatyku.Znamysięzbytdawno,by

jedendrugiemudowierzał,gdychodziotakąforsę!—

odwzajemniłmusiętymisamymisłowami..

Trzynastoletnia„panna”Carinazaprowadziła

Gustawadogościnnychpokoi.

—TumieszkadonCarlos,wtamtymdonJuan,a

wtymtutaj,wśrodkudoñaBlanka…

—Ach,tumieszkamojasiostra?—Gustaw

wszedłdośrodkowegopokoju,omiótłgodokoła

podejrzliwymwzrokiemiodrazuskierowałsięku

bocznymdrzwiomzprawejstrony.—Atamjest

background image

pokójpana…—Ugryzłsięwjęzyk;niewiedział,pod

jakimnazwiskiemwystępujetutajJanDeplat.—Tam

jestpokójseñoraJuana,prawda?

—Si,señor—skinęłapotwierdzającokształtną

główką.

Nacisnąłklamkęidrzwi…ustąpiły.

—Otwarte?!—głosmusięzmienił,twarz

spochmurniała.

—Dawniejbyłyzawszezamknięte,alepóźniej

państwokazalikluczaposzukać…Toodczasu—

señoritaCarinaobejrzałasięniespokojnieizniżyłagłos

—odczasu,jaktutajzaczęłostraszyć!

—Zaczęłostraszyć!—Wewnętrzniepieniłsięz

wściekłości.Byłprzekonany,żeowe„strachy”to

pomysłJanaDeplata,którywobecsłużbychciałsnadź

jakośusprawiedliwićswojewizytywpokojuBlanki.—

Kanalia!MożeoniBlankęzamierzałwtensposób

sterroryzować.Łajdak!Nnno,alejaztobądziśzrobię

porządek,bałwanie!—odgrażałsięwmyśli,a

jednocześniejąłwypytywaćnaiwnądziewczynę,na

czympolegatostraszenie.

LeczseñoritaCarinaniezaspokoiłajego

ciekawości.

—Wolęotymniemówićpodwieczór—rzekła

—powiemtylkotyle,żetusiędziejąrzeczystraszne!…

Señorsamsięotymprzekona.

—Bardzochętnie,bardzo!…Czywzamkuzawsze

„straszyło”?

—O,nie!Dawniejtakspokojnietubyło,takcicho

—westchnęłaiposmutniałanagle…—Zaczęłosię

jakoś…dwatygodnietemu.Tak,dwa.

—Aha!—Terazjużniemiałnajmniejszych

background image

wątpliwości.DokładniedwadzieściadnitemuBlanka,

JaniKarolprzybylidozamkuLaSolana,ajużw

niespełnatydzieńpóźniejzaczęłotu„straszyć”.

Ciekawe!

—Madonna!

—Cosięstało?—spojrzałzezdziwieniemna

Carinę.

—Ktośtutajidzie,słyszypan?

Wzruszyłramionami,wyjrzałzpokojunakorytarzi

parsknąłśmiechem.

—Wastujuż,widzę,maniaogarnęłanapunkcie

strachów…Niechżeseñoritawystawinosekzpokojui

samazobaczy,ktoidzie.

Usłuchałaniebezwahania,wyjrzałatrwożniei

odetchnęłazulgą.

—DonCarlos…Ajajużmyślałam,że…

—Lepiejzadużoniemyślećwtymwieku…No,

niezatrzymujęseñority…Zdecydowałeśsięjednakna

ten„wielki”wysiłek—rzekłironiczniedozasapanego

Karola,którywłaśnienadszedł,wlokączsobąoponę

samochodowązjejcennymładunkiem.

—Zdecydowałemsięnadalekowiększywysiłek.

Wyjadęstąddzisiaj.

—O!Dlaczegóżto?

—Apokiegolichamamsiedziećdłużejwtej

nudnejdziurze?Dajmimojączęśćpieniędzy,niechich

nareszcieużyjędowoli.—Usiadłciężkona

najbliższymkrześle,przeciągnąłsię,ziewnąłoduchado

ucha.—Ach,spać,spać,odpocząć…wjakimś

porządnymhotelu…

—Tychybaupadłeśnagłowę!Gdzieżznajdziesz

zakątekrówniespokojny,wymarzonydoodpoczynku,

background image

jaktenpałacyk?!

—Aha,wymarzony!Jutrobędzieszgadałinaczej!

Tuczęstookazmrużyćniemożna!

—Straszy,co?Ha,ha,ha…SeñoritaCarinajużmi

opowiadała.No,ijejsięniedziwię,ależebyśty!…

Karolu,Karolu,jakciniewstyd!…Czyżnigdynie

przyszłocidogłowy,żetegłupiekawałyurządzaJan

Deplat?

—Nonsens!Więcej,niżzdziesięćrazybyłotak,

żesiedzieliśmywetrójkęwtymtutajpokoju,atam…

—KarolFechwskazałdrzwiodkorytarzaiwzdrygnął

sięmimowoli—tam,psiakrew…ech,szkodagadać.

Poznasztosam…Cotuukrywaćzresztą.Zauważyłeś

może,iżdrzwipomiędzytymitrzemapokojamisą

otwarte…Awieszdlaczego?Dlatego,żebaliśmysię

spaćsamotnie.NietylkoBlanka,alemyobydwaj,

mężczyźni!Inajczęściejspaliśmytutajwetrójkę,

Blankanałóżku,mynatapczanie…„Spaliśmy”.Niech

diabliwezmątakiespanie!Siedzieliśmyprzyświecach,

dopókiniezaczęłoświtać..dopókisiętendiabełnie

uspokoił!…Zresztą,pocojasobiestrzępięjęzyk,

kiedytyitakniewierzysz.Aleuwierzysz!…No,dawaj

mojąforsę!Chcędzisiejsząnocspędzićspokojnie,w

SanSebastian…

—Ajaksiętamdostaniesz?

—Twoimautem…Odeślęcijejutroprzez

jakiegośszofera.Chybanatylemaszdomniezaufania,

co?

GustawErsingniedałżadnejodpowiedzi.

Nachmurzony,bardziejponury,niżzazwyczaj

przechadzałsiępopokoju.Ażwpewnejchwili

zabrzmiałgłossamochodowejtrąbki:Ttututuuu…tu

background image

tutuuu…tututuuu.

—Blankawróciła—ziewnąłKarol—każdez

waspoznamzarazposygnale.

Gustawwyszedłnakorytarz,jegooknawychodziły

nadziedzinieczamkowy.UjrzałJanaDeplata

rozmawiającegozseñoritąCariną,aprzyswoim

samochodzieBlankę.Stałanastopniuautainaciskałarazporazgumowągruszkętrąbki.
Dostrzegłszyw

oknieGustawa,puściłasiębiegiemkubramiewiodącej

dohaluzamku.

—Powoli,kochanie,powoli—pogroziłjej

żartobliwie.

—Gustaw!Niemaszpojęcia,jaksięcieszę,że

wróciłeś.—Przystanęła,zadarłagłówkędogóry,bo

pokojegościnneznajdowałysięnapierwszympiętrze,a

piętro,jaksięczęstozdarzawstarychbudowlach,było

bardzowysokie.—Trąbiłamsobie,słyszałeś?Wiesz,

dlaczego?Dlatego,żewciągutychtrzechtygodni

nawetniesłyszałamauta.Anirazu!Och,tojest

obrzydliwapustelnia!Wyjedziemystąddzisiaj,

prawda?

—Ionatakże—mruknąłniezadowolony,po

czymdodałgłośno:—Pomówimydzisiajowszystkim.

Zaczekaj,zejdęnadół.

—Nie,nie,nie..Chcęsięztobąprzywitaćbez

świadków.—Posłałamudłoniącałusaiwbiegłado

halu.

Gustaw„nawszelkiwypadek”zajrzałdopokoju;

chciałsięupewnić,czyKarolniedobierasiędo

przywiezionychpieniędzy.

—Blankaopaliłasiętutaj—rzekł—alewygląda

bardzomizernie.

—Boniesypiaponocach—odburknąłKarol—

background image

bostraszywtymprzeklętymzamczysku.

—Idiota!—Gustawwzruszyłramionamiiwyszedł

znównakorytarz,postanowiłwyjśćBlancenaprzeciw

doklatkischodowej.

Leczzaledwieuszedłkilkakroków,zabrzmiał

przeraźliwykrzyk:

—Napomooooc!!!

TobyłgłosBlanki!

ROZDZIAŁII

KIMJESTBLANKA?

Porazchybadziesiątyopowiadała,cozaszło:

—Poschodachbiegłamszybko,więcsię

zdyszałam,musiałamodpocząćprzezchwilkę.Potem

szłampowoli,prawieażdozakrętukorytarza.Tego

miejscadziwnienielubię.Jużparęrazysłyszałamtam

jakieśszmery,pozatymtaczęśćkorytarzanieposiada

okien.Nawetwpołudniepanujątamegipskie

ciemności…Dlategozaczęłamznowubiec,abyjak

najprędzejprzebyćtonieprzyjemnemiejsce…Inagle

wpadłamnacoś…Nie!Nakogoś!Chwyciłmniewpół,

ścisnąłmocno.Krzyknęłamzestrachu,apotem

zamroczyłomnieodrazu,straciłamczucie…Resztę

znacielepiejodemnie..

KarolFechspojrzałnawspólnikatryumfująco.

—Icóżtynato,drogiGuciu?Czyłgałemmówiąc,

żetustraszy?

—Och,straszy,straszy!—wtrąciłaBlanka.—

Wyjedźmystądjeszczetejnocy,błagamcięoto!—

Skuliłasięnałóżku,wjejoczachmalowałasiętrwoga.

—Powiedz,wyjedziemystąd?

—Wyjedziemy!—JanDeplatwyręczyłGustawa

wodpowiedzi.Delikatniejąłgładzićdłoniąjejwłosy

background image

miękkiejakjedwab.—Wyjedziemy,maleństwomoje

słodkie…

GustawErsingzmełwzębachsoczyste

przekleństwo.SzorstkimruchemująłJanaDeplataza

ramięiodciągnąłgoodłóżkawstronęstołu.

—Chciałbymzpanemzakończyćrachunki—

rzekłdwuznacznie.

—Ależtomaczas,panieGustawie…Mniesięnie

spieszy…

—Zatomniesięspieszy!…Zacznijmyod

interesów…Pozbadaniudokumentów,stwierdzających

urzędowo,żeponiósłpanśmierćwczasiepożaruwili

MarionwBiarritz,TowarzystwoUbezpieczeń

Prudentialwypłaciłomi,jakookazicielowipolisy,

gotówkąmilionfrankówszwajcarskich.Poprzeliczeniu

tejsumynafrankifrancuskieiodjęciukosztów,jakie

miałemwzwiązkuztąsprawą,pozostajedopodziału

pomiędzynasrówneczterymilionyosiemsettysięcy

frankówfrancuskich.Czylinapana,panieDeplat,

przypadamiliondwieście…Tak,czynie?

—Raczejnie—odparłzuśmiechemzapytany.—

Mieliśmysiędzielićwrównychczęściach,tojest

połowaprzypadapaństwu,połowamnie…Tak

przynajmniejjazrozumiałemsensnaszejumowy.

—Topanźlezrozumiał!Mieliśmysiędzielićw

równychczęściach,ajestnasdopodziałuczworo:

Blanka,pan,Karolija…

—Oczywiście—wtrąciłKarol.—Niechnopan

terazniekręci!

—BrońBoże!Zgadzamsięnawszystko.

—Karolu,odliczyłeśjuż?Dolary,mówiłem.Pan

Deplatżyczyłsobieotrzymaćswojączęśćwdolarach…

background image

Proszę,otosą…Wporządku?

—Wporządku,panieGustawie,wporządku.

Bardzodziękuję…

GustawErsingudał,żeniespostrzegawyciągniętej

dłoniJana.

—Ateraz—podniósłgłos—skoropanswoje

dostał,proszęsobieiśćdowszystkichdiabłów!

JanDeplatoniemiałwpierwszejchwili.

—Jakto,panmikażeodejść?Ależjachcęzostać

zwaminazaw…

—Alejaniechcę!—Gustawhuknąłpięściąw

stół.—Janiechcę,żebymipanbałamuciłBlankę,

zrozumiano?!

—PanieGustawie,tuchybazaszłojakieśprzykre

nieporozumienie.Jabynajmniejniebałamucępańskiej

siostry,ależywięwobecniejpoważneiuczciwe

zamiary…Winnychokolicznościachchciałemzpanem

otympomówić,lecz…stałosię…Azatem,panieErsing

—JanDeplatskłoniłsięlekkoiprzybrałtonuroczysty

—jużdzisiajmamzaszczytprosićpanaorękęjego

siostryBlanki…

—Odmawiamkategorycznie!

JanDeplatpobladłsilnie.

—Wtakimrazie—przemówiłpochwili

przykregomilczenia—poślubięjąwbrewpańskiej

woli!PannaBlanka,namojeszczęście,jestjuż

pełnoletnia..

—Itooddośćdawna—wtrąciłKarolFech,

bawiącsiędoskonaletąsceną—odsześciulat,jeżeli

sięniemylę…

—Kochamją,posiadamjejwzajemność,zatem…

—O!Wzajemność?!—GustawErsingodwrócił

background image

sięwstronęłóżkaiwpiłsięprzeszywającymwzrokiem

woczykobiety.—Tygokochasz?

—Blanko—dorzuciłJanDeplat—powiedz

swojemubratu,czy…

—Kochasz,kochasz…wymężczyźnizanadto

szafujecietymsłowem.Owszem,lubiępanaJanka…—

posłałamupowłóczystespojrzenie.

—Słyszypan,panieErsing?

—Słyszę.Lubię,akocham,todużaróżnica.Psa

takżesięlubi!Agdyby…

—Bardzopanuprzejmy!

—Nieprzerywaćmi!—tupnąłnogą…—A

gdybynawetpanakochała,tojanigdyniepozwolę!

—Dlaczego?—OstatnimwysiłkiemwoliJan

Deplatzmusiłsiędotego,bymówićspokojnie.—

Sądzę,żemamprawożądaćwyjaśnień.

—Tomojarzecz,dlaczegoniepozwolę.Dość,że

nie!Nigdy!!!

—Więcjapanupowiem,dlaczego…Dlatego,że

panuprzewróciłosięwgłowie!Żeuważapanmnieza

nędznąpartięwobecnaprzykład…wobecseñora

AdolfadeCárcer!Żezachciewasiępanukoligacjiz

arystokracjąhiszpańską!Żechciałbypanwydać

Blankęzamążza…

—AninawetzaKsięciaWali,słyszypan?!i

odejdźpanjużraz,bostracęcierpliwość!

—AnizaKsięciaWali?Panchce,żebymjawto

uwierzył?

—Nieproszęotowcale,bypanuwierzył,lub

nie…Powtarzamtylkojeszczeraz:Blankipannie

dostanie,aniniktnaświecie!Topanuprzysięgamnajej

życie!Inaswoje!

background image

—Zatem…dlajakichśegoistycznychcelów…chce

pan,byBlankazostałastarąpanną!…Słyszysz,

Blanko?Takiloscigotujetwój„kochający”

braciszek…

JanDeplatzacząłsięprzechadzaćpopokoju,

bełkocząccośpodnosemcorazniewyraźniej.Karol

Fechwodziłzanimwzrokiem,wktórymrozbawienie

zwolnazaczęłoustępowaćmiejscawspółczuciu.

—Słuchajno,Gustaw—ozwałsiępodłuższej

chwili—pokiegodiabłatakgodręczysz.Czynie

lepiejpowiedziećmu…

—Nie!—wtrąciłaszybkoBlanka.Zsunęłasięz

łóżkaipodeszładostołu,gromiącKarolawzrokiem.

—Czemunie?Przecieżprędzejczypóźniejdowie

sięprawdy.

—Dowiemsięprawdy?—JanDeplatstanąłjak

wryty.—Cotoznaczy?Cowyukrywacieprzede

mną?

GustawErsinguśmiechnąłsięzagadkowo.

—Możemaszrację,Karolu.—Podszedłdo

Jana.—Więcdobrze,dowiesiępan,dlaczegoBlanki

nieoddamanipanu,aninikomunaświecie…alepod

jednymwarunkiem!

—Mianowicie?

—Podwarunkiem,żepanmiwpierwodpowie

szczerzenajednopytanko.

—Odpowiem.

—InaswojąmiłośćdoBlankizaklniesiępan,że

jegoodpowiedźbędziezgodnazprawdą.

JanDeplatskinąłgłowąpotwierdzająco.Woczach

Karolaodbiłosięzaciekawienie,wzielonkawych

oczachBlankizadygotałprzestrach…

background image

—Azatem,panieDeplat—Gustawzaczerpnął

tchuwpłuca—czyBlankanależałajużdopana?!

Karolgwizdnąłprzeciągle;miałotoznaczyćtyle,co

atogoszelmapodszedł!Blanka,stojącazaplecami

Gustawa,skierowałanaJanabłagalnespojrzenie.A

tamcidwajstalitwarząwtwarzipatrzelisobiewoczyz

bliska,prosto,przenikliwie,badawczo.Takupłynęły

trzyalboczterysekundydługiejakwieczność..jak

niepewnośćmęczące,ażwreszcieJanDeplatpołożył

kresmilczeniu,którerównałobysiętwierdzącej

odpowiedzi.

—Jakpanuniewstyd,panieErsing!…Wobec

Karola?!

—Tomójstaryprzyjaciel…Niezagadujpan…

Więcoddałasiępanu?

—Nie!Nigdy!

—Alejąpancałował,pieścił,i…

—Nie!Gdybymjejniekochał,napewno

doszłobydotego.Byliśmytutajbądźcobądźw

sytuacji,któranastręczałamocokazjido…

—Oczywiście,oczywiście—wtrąciłszybko

Gustaw,otarłsobiepotzczołaiusiadłnatapczanie;tak

rozpromienionegonicwidzieligoodniepamiętnych

czasów.—Oddycham—mamrotał,spoglądającna

Janazżyczliwościąisympatią,jakiejwobecniego

nigdynieżywiłdotychczas.

ZnierówniewiększąulgąodetchnęłaBlanka,która,

znającdobrzeGustawa,przeżyłamomentywielkiego

strachu.NaszczęścieJanokazałsięskończonym

gentlemaneminiebezpieczeństwominęło.

NatwarzyociężałegoKarolamalowałosięprzede

wszystkimzadowolenie,żeniedoszłodogwałtownego

background image

wybuchu.—ZGustawemniemażartów…No,alez

tamtegodżentekstraklasy!—myślał,patrzącz

uznaniemnaJanaDeplata.

Słowem,wszyscywtymgroniebyliwtejchwili

zadowoleni,próczJana.Ówmilczałprzezdłuższą

chwilę,przenoszącwzrokzjednejosobynadrugą,aż

wkońcustraciłcierpliwość.

—Jadotrzymałemwarunkównaszejumowy—

przypomniałGustawowi—aterazchciałbymnareszcie

poznaćte„arcyważne”powody,dlaktórychpan

odmawiamirękipannyBlanki…Mamprawotego

żądać!

GustawErsingpotakiwałuprzejmieprzykażdym

słowie.

—Tak,panmaprawotegożądać—powtórzył

bezmyślnie.

—Więc?

—Więcniechżesiępandowie,zejaniejestem

bratemBlanki.

JanDeplatzacząłszybkomrugać,jakczłowiek

naglewyrwanyzesnu.

—Onaniejestpańskąsiostrą?—wykrztusił

zmienionymgłosem,gdyżopadłygoznienacka

najgorszeprzeczucia.

—Nie,panieDeplat.Blankajestmojążoną!!!

ROZDZIAŁIII

WYPADKITEJNOCY

Wgodzinępóźniej,gdyErsingowiesiedzieliprzy

kolacji,KarolFechwpadłdojadalniwzburzony.

—Poszedłsobie—krzyknął—poszedłpieszodo

SanSebastian.Nanoc!Mająctakąforsęprzysobie!

Dalipan,zwariowałchłop,albośmierciszukaz

background image

desperacji.

—Czyżbytobyłatakabandyckaokolica?—

zdziwiłsięGustaw.

—E,nie,okolicajestdosyćspokojna,ale…—

Karolłypnąłokiemnieufniewstronękominka,obejrzał

sięnadrzwi,westchnąłiusiadłprzystole—alemoże

tolichopokutujetakżepozaobrębemzamku…

Gustaw

spojrzał

karcąco

na

mówiącego,

zauważywszynagłyprzestrachżony.

—Zamiastpleśćgłupstwa—rzekł—powiedzmi

raczej,czyJanDeplat,odchodząc,nie…nieodgrażał

sięnam?

—Nie,słowodaję.Onzresztąniejestmściwy,

znamgodobrze.

—Alewygadywaćwygadywałnamnie,co?

—MówiłwciążtylkooBlance.Doniejma

największyżalotęmistyfikację.DoBlanki…Dlaniej

porzuciłemżonęidziecko,dlaniejzostałemprzestępcą,

powtarzałwkółko,dlaczegoniepowiedziałamiod

razu,żejestżonąGustawa?…Przykrobyłopatrzeć,jak

sięchłopłamałirozpaczał…

BlankaErsingwestchnęłagłęboko,adostrzegłszy

błyskgniewuwoczachmęża,jęłacoprędzej

zagadywać:

—Wzdycham,bostraciliśmyniepotrzebnie

człowieka,oddanegonamnaślepo!Cocitoszkodziło,

żesiękochałwemnie?Tobyłowłaśnienajpewniejszą

gwarancjąjegowierności.Onbyłbydlamnieuczynił

background image

wszystko!Gdycięprosiłomojąrękę,mogłeśmudać

wymijającąodpowiedź.Naprzykład,żejasama

zadecydujęoswoimlosie.Ajajużbyłabympotrafiła

zagraćnazwłokę!Późniejzaś,kiedybynamprzestał

byćpotrzebny,zniknęlibyśmymuzoczu.Inawetwtedy

niepowinienbysiędowiedzieć,żejestemtwojążoną.

Boipoco?Górazgórąsięniezejdzie,aleludzie

zawsze!Ikiedyś,gdyznowubędziemyuprawialitę

samągręzkiminnym,możesięzjawićJanDeplat.Czy

sądzisz,żenasniezdemaskuje?

—Blankamarację—dorzuciłKarolFech,

pałaszującresztkipieczenibaraniej.

—Trudno,stałosię…

—Janbyłbysięwambardzoprzydałpomoim

wyjeździe..

—Jakto,Karolu,czytyserionosiszsięz

zamiaremopuszczenianas?

—Całkiemserio,Guciu…Wyjeżdżamstąd

nieodwołalniejutrorano.

—Alewrócisz….

—Nigdy!Odłączamsięodwasnazawsze!Mam

terazforsęi…

—Maszraptemmiliondwieścietysięcyfranków,a

tutaj…

—Tominajzupełniejwystarczy.Anizapięć

milionówniepozostanęzwaminadal.Szkodami

każdegodnia,żałuję,żenieodszedłemzJanem…

GustawErsingzagryzłwargi,żebyzwłaściwąsobie

porywczościąniekrzyknąć:No,tojedź,durniu,na

zbitypysk!Nie,toniemiałosensu.Zwłaszczateraz,po

odejściuJana,należałozawszelkącenęzatrzymaćtego

staregoprzyjacielaikompana,wypróbowanegowtylu

background image

wspólnychłotrostwach…

—Wysłuchajmnie,Karolu—rzekłznagłą

serdecznością.Przysunąłsiędoniegozkrzesłem,objął

gowpół—zdajęsobiesprawęztego,żejakieś

poważneprzyczynyskłoniłyciędopowzięciatakiej

decyzji.

—Bardzopoważne!

—Zgoda.Opuścisznaswięc,ale…zakilka

tygodni.Czekaj,nieprzerywaj,pozwólmiskończyć.

Byćmoże,iżtęrobotęodstawimyszybciej…Jaksię

zapewnedomyślasz,chodzimioklejnotyrodowede

Cárcerów.Tenskarbjestukrytynapewnotutaj!Ten

skarbprzedstawiawartośćstumilionówfranków!

—Znająchiszpańską,odziedziczonąpoMaurach

skłonnośćdoprzesady…

—Więcpowiedzmy,żejestwartpołowętejsumy,

żetrzeciączęśćtylko,czylitrzydzieścitrzymiliony…

Skorogoodnajdziemy,wypadnienaciebietych

kosztownościzajedenaściemilionów!Ładnasumka,

co?

—Ładna.—KarolFechpowstałodstołu.—Za

tęcenęmożeszsobienająćcałytuzinpomocników.

Fachowców!Tylkonamnienielicz.

—Aledlaczego?Dlaczego?!

—Dlatego,żezachciałomisięzostaćtakzwanym

uczciwymczłowiekiem…Niewsypięcięnigdy,bądź

spokojny,lecztwoimwspólnikiemjużniebędę.

Szkodagadania.Nieskusiszmnieżadnąsumą!…Co

rzekłszy,mamzaszczytżyczyćpaństwudobrejnocy.A

ototutajniełatwo!—Ująłwdłońjedenztrzech

kandelabrówstojącychnastoleiwyszedłznim,

pozostawiającGustawawosłupieniu.

background image

Przezdługąchwilęciszapanowaławogromnej

komnacie,którejobydwakońcezalegałpółmrok,

chociażwpozostałychdwóchkandelabrachpłonęło

dwanaścieświec.Blanka,przysunąwszysobiesrebrny

koszyczek

z

winogronami,

skubała

grymaśnie

najładniejszegrona,rzucającodczasudoczasu

ukradkowespojrzenianamęża.AGustawErsing

przeżuwałwmyśliodmowęstaregodruhainiemógłsię

zniąpogodzić…

—Możebyjednak…—zacząłiurwałwpół

zdania.Znaćbyło,żedalszesłowaniechcąmuprzejść

przezgardło,aleprzepchnąłjewkońcu.—Możeby

onjednakpomógłnamwtejrobocie,gdybyśtygooto

poprosiła?Dawniej…

—Tak,dawniejKarolwogieńbybyłposzedłdla

jednegomojegouśmiechu!Robiłamznim,cochciałam,

samwieszotymnajlepiej.Leczdziś…

—Ostatecznie…spróbowaćbymożna.Stara

miłośćnierdzewieje.

—Szkodazachodu,Gustawie.Ośmieszyłabymsię

tylko.

—Znienawidziłcię?MożezpowoduJana

Deplata?

—O,nie!Karolmniebardzolubi,alekochajuż

inną.Izaniąogarnęłagotakatęsknota,żechcestąd

wyjechaćnatychmiast.

—Więcmożebyjąsprowadzićtutaj?Możebyją

wyciągnąćdonaszejpaczki?Ktojesttababa?

background image

—ŻonaJanaDeplata,czylioficjalniepaniMaria

Deplat,wdowapoświętejpamięciJanieDeplacie,

którynieoficjalnie…żyje.

GustawErsingmachnąłrękązrezygnacją.

—WtakimrazieKaroldlanasstracony—rzekłz

westchnieniem—musimysamipodjąćsiętejciężkiej

roboty…No,anaraziechodźmyspać.

Dopokoju,któryGustawzająłpoJanieDeplacie,

dotarlibezwszelkichprzygód,leczzaledwiepołożylisię

dołóżka,zaczęło„straszyć”.Zaczęłosięskromnieod

pukania.

—Tonadnami.Czytamktośmieszka?

—Nikt.Nadnamijeststrych—odparłaBlanka

szeptemiprzytuliłasięmocnodomęża.

Pokilkuminutachpukanieprzycichło.

—Niestrasznetewaszestrachy,jeślitobyłich

całyrepertuar—Gustawuśmiechnąłsięlekceważąco.

Znużonypodróżąimałżeńskimiczułościami,zasnąłjuż

wpółgodzinypóźniej.LeczBlankaczuwała.Wiedziała

zdoświadczenia,żeowopukaniejesttylkowstępem

donaprawdęprzerażającychwydarzeń,odgadywała,

żeztejciszygrobowejwylęgniesięcoś

niesamowitego…

Świecadopalałasięzwolna.Blankausiadłana

łóżku,wyjęłazszufladystoliczkanowąświecę,zapaliła

jąiosadziławlichtarzunamiejscetamtej.Musiałasnadźwykonaćtęprostączynność
niedbale,gdyż

świecaprzechyliłasięnagle,wypadłazlichtarza,zleciała

napodłogę,zgasłaipokatulałasiępodłóżko.W

ciemnościachBlankęodrazunapadłstrach.Niemogła

aniruszodnaleźćzapałek,którychpełnepudełeczko

leżałopoprostunatalerzykulichtarza;wszędzieich

szukała,tylkonietam,jaktobywawpodobnych

background image

sytuacjach.

—Są!—znalazłajewreszcie,odsunęławieko

pudełkaiwtejsamejchwilihuknęłocośpotężnieprzy

sąsiedniejścianie.—O,Boże!—Zapałkiwypadłyjej

zdłoni.

—Co?Cosięstało?!—Gustawazbudziłten

łoskot.

—Światło!Namiłośćboską,zapalświatło!—

Blankacałymciałemprzylgnęładomęża,więcwyczuł

jejdrżenie.

—Spokojnie,kochanie,spokojnie.Cozaszło

właściwie.Czemuzgasiłaś?

—Świecaspadłasama..Niepytaj.ZapalŚwiatło,

booszaleję!Zapałkileżąnapodłodzetużprzyłóżku..

Och,prędzej,prędzej!

Znalazłpoomackukilkazapałekiwieczkoich

pudełka,wyjąłzszufladynowąświecę,zapaliłi

podniósłjąwysoko.

—Tam…tam—wykrztusiła,patrzącjak

zahipnotyzowanawjakiśpunktposadzki,mniejwięcej

wśrodkupokoju.—Białakula…widzisz?Niebyłojej

przedtem…nie,napewno!

GustawErsingsyknął,gdyżzpochylonejświecy

kapnęłomunaramięparękropliroztopionejstearyny.

Włożyłwięcświecędolichtarza,awyjąłzmarynarki,

wiszącejoboknakrześleswojąkieszonkowąlatarkę

elektryczną.Kiedyskierowałsnopbiałegoświatław

miejscewskazaneprzezBlankę,wydaliobojeokrzyk

zgrozy.Naposadzceleżałaludzkaczaszka!

Sporoczasuupłynęło,zanimBlankauspokoiłasię

jakotako.

—Przejdźmydomojejsypialni—rzekła,

background image

zsuwającsięzłóżka.—Wtympokojuzawsze

straszyłonajwięcej.

—Mówiłaśprzedtem,żetunambędzielepiej—

odburknąłsprawdzajączlatarką,czydrzwisąnadal

zamkniętenaklucz;wychodziłbowiemzzałożenia,żeczaszkęktośtutajnajzwyczajniej
przyniósł,ale

intrygowałogo,którędytenkawalarzwyszedłipotem

wyszedł,skorowszystkiedrzwibyłyzamknięteod

wewnątrz..

—Mówiłamtylko,żewtympokojubędziemy

swobodniejsi,niżwbezpośrednimsąsiedztwieKarola.

—Ibyłonamtubardzoswobodnie.—Gustaw

uśmiechnąłsięnawspomnienieniedawnychpieszczot.

Opasałżonęwpółramieniemitakprzeszlirazemdo

środkowegoztrzechgościnnychpokoi,jakiezajmowali

wzamkuLaSolana,unoszączsobąswojeubraniai

walizeczkęzpieniędzmi.

PowypadkuzczaszkąBlankajużzupełniestraciła

ochotędosnu.Niechciałasięnawetpołożyćdołóżka,

wolałasiedziećwfotelu.

—Przywykłamdotego,żetusięchodzispaćo

świcie.

Gustaw,radnierad,poszedłwśladyżony.Usiadł

wdrugimfotelu,odgrażającsię,iżjutrowytropi

„ducha”isprawimuuczciwelanie.

Zaczęlirozmawiać.Tematówimniebrakowałopo

trzytygodniowejrozłące,zwłaszczaGustaw,którybył

wParyżumiałoczymopowiadać.Dziękitemudwie

godzinyprzeszłyimgładko,alepotemrozmowazaczęła

sięrwać.

—Zadziesięćminutdruga—stwierdziłGustawna

zegarku—upiórchybajużposzedłspaćijamiałbym

wielkąochotęuczynićtosamo.Jestemprzeraźliwie

background image

śpiący—ziewnął,przeciągnąłsię,spojrzałtęskniew

stronęłóżka.—No,maleńka,zdrzemniemysię?

BierzmyprzykładzKarola.

DonośnechrapanieKaroladobiegałotutaj

wyraźnie,chociażdrzwiłącząceobydwatepokojebyły

zamknięteiosłonięteportierą.

—Śpijsobie,niemamnicprzeciwkotemu,aleja

będęczuwałaażdoświtu.Niewierzęwto,bysiętej

nocynicwięcejniewydarzyło.

—Niekuślicha!

Zapóźnosnadźtopowiedział.Straszliwyłoskot

zabiłciszęuśpionegozamkuizbudziłechaprzeróżnych

odgłosów,jęków,wycia,tętentuszybkichkroków,a

potemśmiechu,godnegostadaobłąkanych.Wszystkie

czteryczęścitejpiekielnejsymfonidobiegałyz

korytarza,

gdzie,

dzięki

świetnym

warunkom

akustycznym,najlżejszyszmerrozbrzmiewałjakgłośna

wrzawa.

GustawErsingszybkoochłonąłzpierwszego

wrażenia.Pochwyciłrewolweripuściłsiękudrzwiom

odkorytarza,leczBlankazabiegłamudrogę.

—Nie!Niepuszczęcię!—krzyknęła

przeraźliwie.

—Halo,nieśpicie?Słyszałeś,Guciu?—zabrzmiał

głosKarolarównocześnie.—Miałemwrażenie,żeto

mojedrzwitaktrzasnęły…Co,ulicha!Gdziejest

ubranie?!Gdzie…Ranyboskie!Mojepieniądze!Moje

pieniądze!Mojepieniądze!Gustaw!Gustaw!Moje

background image

pieniądze…ubranie…walizka…wszystko…wszystko

zabrane!!!

GustawErsingpodbiegłdodrzwibocznych,

wiodącychdopokojuKarola,któryterazklął

straszliwie.Nacisnąłklamkę,aledrzwinieustąpiły,były

zamkniętenakluczztamtejstrony.

—Aha,nieufałmi!—pomyślałsobie,a

równocześniepukałmocno.

—Już…jużotwieram.

Kluczzgrzytnąłwzamku,GustawiBlankawpadli

dopokojusąsiada.Karolwpiżamie,zrozczochranymi

włosami,zwybałuszonymioczyma,bladyjakkreda,

wstrząśnięty,wzburzony,biegającyodścianydościany

zrewolweremwjednejręce,zpogrzebaczemw

drugiej…czyniłwrażenieobłąkanego.

—Mojepieniądze!—powtarzałbezustannie.

—Uspokójsię.Schowajtęspluwę,bopostrzelisz

siebielub,cogorsza,nas.—Gustawskierowałsięod

razukudrzwiomzkorytarza.Kluczwnichtkwiłodtej

strony,leczbyłyotwarte.Świecącsobielatarką,znalazł

naproguokruchytynku.—Awięctedrzwitakgłośno

trzasnęły,tędyzłodziejwyszedł,alektórędywszedł?

Spodziewamsię,żekluczprzekręciłeś,skorośzamknął

nawetdrzwiwiodącedopokojuBlanki!

—Tak,tak—Karolnazbytbyłwzburzony,by

wyczućwyraźnąwymówkęwtychsłowach.—Jednei

drugiedrzwizamknąłemnaklucz.Tendrańmusiałsiętu

gdzieśprzyczaić,zanimprzyszedłemdopokoju,iwylazł

zkryjówkidopierowtedy,gdysięupewnił,żeśpię

twardo..

—Albowszedłoknem.

—Idiotyzm!Podoknemjestprzepaśćnadobre

background image

stometrów.

—Tak—wtrąciłaBlanka—oknaztejstrony

wychodząnamorze.

—Tędyanimałpasięniewdrapie.Przekonaszsię,

gdybędziejasno.O,Boże,Boże,mojepieniądze!

Muszęjeodzyskać,muszęęę!!!

Wybiegłnakorytarz.Niemałotrudukosztowało

Gustawa,zanimgozdołałprzekonać,żenapościgteraz

zapóźno,żelepiejbędzieprzyczaićsięnazłodzieja

następnejnocy,azadniaprzeszukaćcałyzamek.

—Niemazłego,cobynadobreniewyszło—

rzekłwkońcu—nareszcieotrząśnieciesięztej

idiotycznejpsychozy,żetustraszy.Tak,drogaBlanko.

Rozmaitestukania,jęki,chichotymogliściesobie

zapisywaćnarachunekduchów,aleokradzież

pieniędzyniebędziecieichchybaposądzali.Kradzieżto

wyczynnawskrośludzki.Tenjegomość,którychce

namkoniecznieobrzydzićdalszypobytwzamkujestz

krwiikościczłowiekiem!

—Nibyracja—przyznałKarolsmętnie.—Jak

żyjęniesłyszałem,żebyduchkomuściągnąłcałą

garderobę.Wjednejpiżamiemniedrańzostawił.Ico

jaterazpocznę?

—Aty,kochanie—Gustawująłżonępodbrodę

—jeszczeniemożeszuwierzyć,żetobyłczłowiek?

Jedenzpodwórzowychpsówzawyłposępnie,za

nimdrugi,trzeci,czwarty.Niemachybanicbardziej

ponuregoniżtakikoncertwnocy.Przesmutnaskarga

czworonożnychniewolnikówbrzmiwtedyzłowieszczo

jakzapowiedźnieuchronnegonieszczęścia.

—Naczłowieka,którynocnąporąwłóczysiępo

obejściupsyzawszeszczekają—wgłosieBlanki

background image

dygotałzabobonnylęk—aonetuwyją!

—Psywyjąwtedy,gdyczująśmierć—dorzucił

Karolszeptemizapukałzgiętympalcemwspódblatu

stolikatrzyrazy—ktośwzamkuumrzeniebawem!

—Powariowaliścieczyjak!—Gustawzaczął

tracićcierpliwość;niedziwiłsięBlance,którazawsze

zdradzałaskłonnośćdoprzesądów,leczoburzałogo

tchórzostwoKarola.—Żebytakistarychłop,taki

olbrzym…Atocoznowu?Dzwon?Palisię,czyco?

No,mówcie!Cotoznaczy?!

Blankabezsłowaprzytuliłasiędomęża,drżałajak

watakufebry.Karolprzeżegnałsię,potemsplunąłtrzy

razy,alerównieżmilczałjakzaklęty.

—Dostupiorunów!—zagrzmiałGustaw.—Co

wasnapadło?!Gdziejesttenprzeklętydzwon,wewsi?

—Nnnie.Tutaj.—OlbrzymiKarol,mężczyzna

trzydziestopięcioletnidrżałizacinałsięniczymmały

smarkacz,którynieumielekcji.—Tu,naszczycie

baszty.Jejdrzwisązamurowane!…Dotegodzwonu

tylkoptakmożesiędostać…Albo…duch!!!

ROZDZIAŁIV

DUCHZAKOCHANY

WtrakcierozmowyzżonąizKarolemdowiedział

sięGustaw,żeprócznichmieszkawzamkuLaSolana

jeszczepięćosób,mianowiciestarykamerdyner

VicenteIbar,jegożonaRosita,orazichtrojedzieci,

Garcia,LinoiCarina;GarciaIbarliczyłsobielat

siedemnaście,Linopiętnaście,aCarinatrzynaście,

słowem:„drabinka”.

—Możeimjestnienarękęnaszpobytwzamku,i,

chcącnasstądwypłoszyć,płatająnamtepsiefigle?

—Nie,nie,Gustawie.TylkostaraRosita

background image

początkowokrzywiłasiętrochę,żemaznamisporo

roboty,żeniesmakująnamjejhiszpańskieprzysmaki,

alerozchmurzyłasięodrazu,gdyjejprzyrzekłempo

trzypesetydzienniezausługę…Aburgrabia…

—Jakiburgrabia?

—Takprzezwaliśmykamerdynera—wyjaśniła

Blanka.

—VicenteIbar—ciągnąłdalejKarol—który

nudziłsiętupiekielniepoucieczceswojegopanadoFrancji,jestnamiwręcz
zachwycony!Taksamojego

dzieci,którychnigdyniewypuszczazzamku…

—Tylkowniedzielę,gdycałanabożnarodzinka

idziedokościoła.

—Tak,Blanko,alemłodziwolelibyczęściej

odwiedzaćwioskę,gdziemajątylurówieśników,radzi

bysięzabawić,poflirtować,achoćbypogadaćrazz

kiminnym,aniewciążzrodzicami…Dlategomłodsza

generacjaIbarówtonasinajwięksiprzyjacieletutaj.

—Kiedypewnegorazu—dorzuciłaBlanka

jeszcze

zdenerwowana

nocnymi

hałasami

oświadczyłam,żeniebawemstądodjedziemy,Carina

rozpłakałasięicałowałamnieporękachbłagając,

byśmytupozostalijaknajdłużej.Niemaszpojęcia,

Gustawie,jakonaprzywiązałasiędomnie,achłopcy

doKarola.Zobaczyszsam,jakidziśbędzielament,że

Karolodjeżdża…

—Więcjednaknieodwołalniechcesznasopuścić,

Karolu?

—Nieodwołalnie!Tylkowpierwmuszęodzyskać

background image

swojepieniądze…

—…iprzynajmniejspodnie—dorzuciłGustawz

uśmiechem—boniewyjedzieszchybawpiżamie.

WgłębisercaGustawbyłzadowolony,żeKarola

okradzionodoszczętnieizmuszonogotymsamymdo

pozostaniawzamku.Niemniejjednak,oczywiściewe

własnyminteresie,postanowiłwytropićbezzwłocznie

kryjówkę„ducha”.—CoKarolaspotkałodzisiaj,

możespotkaćjutromnie—sądził.Przetrząsanie

zakamarkówzamkubyłomubardzonarękęrównieżi

dlatego,żespodziewałsięprzytejsposobnościustalić

miejsce,wktórymcennyskarbrodudeCárcerów

mógłbyłzostaćzakopanyczyzamurowany.

—Zaczniemyodstrychu—zadecydowałrano,

zmobilizowawszywszystkichdomowników—tam

rozlegałosięwnocypukanieistamtądzrzucono

czaszkę,któraprzezkominekwtoczyłasiędomojego

pokoju.

Wyruszyliwięcgremialnienastrych,alenieznaleźli

lamżadnychśladówpobytu„ducha”.Jeszczewięcej

zbiłGustawaztropufakt,żekominynieposiadałytu

żadnychlufcików,azatemowączaszkęmógłktoś

wrzucićtylkozdachu,wystarczyłozaśwyjrzećprzez

którekolwiekzokienek,bysięprzekonać,jakim

szaleństwembyłabywyprawanadachzamku,

szczególnienocnąporą.Bowiemchociażzamek

posiadałtylkojednopiętro,tojednakdzięki

imponującejwysokościswoichkomnat,zwłaszczana

parterze,

przewyższyłby

niejedną

nowoczesną

background image

kamienicętrzypiętrową.Takwięcdachwznosiłsię

ponadpoziomdziedzińcanaprawiedwadzieścia

metrów,lecztobyłojeszczedrobiazgiemwobec

przepaściodstronypółnocnej.KarolFechbynajmniej

nieprzesadził,mówiąc,żeskalistybrzegmorski,na

którymzamekzbudowanomierzyponadstometrów.

Gustawprzekonałsięotymnaocznie,gdyodemknął

jednozkwadratowychokieneknapoddaszuiwyjrzał

tamtędy.

—Zawrotugłowymożnadostać—mruknął,

patrzączgórynafaleoceanu,pieniącesięhen,wdole,

aledokładniepodnim;—chybawariatmógłby

zaryzykować,spacerpotymdachu…

—Atookienkojestotwarte—zauważyła

señoritaCarina.

Toodkryciebyłojedynąsensacjąpodczaspobytu

„ekspedycjikarnej”nastrychu.

Wszyscyzgromadzilisięprzyowymokienku.

—Terazrozumiem,cotutajstukało—rzekłażona

kamerdynera—poprostuwiatrtrzaskałpołówkątego

okna.

—Jeślisięniemylę,topodspodemjestwłaśnie

mójpokój.

—Tak,Karolu.Dokładniepodtymokienkiemjest

oknotwojegopokoju.Itądrogązłodziejzłożyłci

wizytę…Widzisztenroweczek?

—Odliny!Adoczegojąprzywiązał?Żadnego

hakatuniema.

—Dotego.—Gustawodwróciłsięiwskazałna

komin,znajdującysięniemalnaprzeciwotwartego

okienka.Podszedłdoniegoipogruntownymzbadaniu

odnalazłnaczterechrogachkomina,wyglądającegotu

background image

jakfilar,śladyświeżegozdrapaniatynku.—Polinie

opuściłsiędooknatwojegopokoju,wyszedłstamtąd

drzwiami,azatemmusiałtuwrócić,bysznurodwiązaći

schować.No,alepozazdrościćmuodwagi;wisiećnad

takąprzepaścią,no,no!

—Opłaciłomusię—warknąłKarol—dlatakiej

sumy!

—Więcpieniądzezginęłytakże?!—VicenteIbar

zmarszczyłbrwi.—Ano,totrzebazawiadomićpolicję.

LeczGustawErsingzwieluwzględówniechciał

dopuścićdotego.Jąłwięcuspokajaćwzburzonego

kamerdyneraizapewniaćgo,żesamiodnajdą

złodzieja,żeodbiorąmuteparęsetfranków,jakiepan

Karolmiałwubraniu.

—Zresztą—rzekłwkońcu—señorAdolfode

Cárcerzpewnościąbyłbyniezadowolony,gdybysię

dowiedział,żepolicjawkroczyładojegozamku.

—Świętesłowaseñora!—RositaIbarpoparła

Gustawa,apotemnapadłaostronamęża.—Chcesz

tychrepublikańskichpsówtutajwpuścić?!Tychyba

zwariowałeśnastarość!Zapomniałeśjuż,codon

Adolfonakazał?Warawamwpuszczaćdozamku

kogokolwiek,bezmojegoupoważnienianapiśmie!…

Takpowiedziałnaszpan!

Zamknąwszydrzwiwiodącenastrych,zeszlido

gościnnychpokoi.Przeszukalijesumienniewszystkie(a

byłoichdwanaście)niewyłączająctychtrzech,które

zajmowaliGustaw,BlankaiKarol.Lecztutaj„duch”

niepozostawiłżadnychśladów,podobniejakina

parterze,gdzieznajdowałysięapartamentywłaściciela

zamku.Ażdopierowostatniejkomnacie!

—AgdziedoñaIsabela?Ktozabrałseñorę

background image

Isabelę?

MłodziutkaCarinamiałazmysłspostrzegawczy

najbardziejrozwiniętyzcałejrodzinyIbarów.Ona

pierwszazauważyłanastrychuniedomknięteokno,ona

terazznówpierwszaspostrzegłabrakjednegoportretu.

Atrudnobyłouczynićtoodkrycietaknapierwszyrzut

oka,bowiemwszystkieścianytejogromnejkomnaty

byłypokryteportretamiprzodkówAdolfadeCárcer,i

snadniemożnabyłoprzeoczyćto,żespośródblisko

osiemdziesięciuobrazówubyłjeden.

—Cotoznaczy?!—ryknąłkamerdyner,biegnąc

nadrugikoniecsali.Pospieszylizanim,przystanęli

przedportretemwspaniałegostarca.

—ToojciecdonAdolfa—wyjaśniłaCarina—a

natymgwoździuwisiałportretdoñiIsabeli—

wskazałapustemiejsce.

—Cotoznaczy,powtarzam!Gdziejesttenobraz?

Ktogozabrał?!

—Głupiepytanie—odburknęłaRosita,równie

bladaizdenerwowanajakjejmąż—idiotyczne!Skąd

mamwiedzieć,gdzietenobraz,alboktogozabrał.

PrzecieżcałemieszkaniedonAdolfapróczjadalnijest

stalezamkniętenaklucz,akluczetynosiszprzysobie…

Zamiastkrzyczeć,zacznijszukać…

—Tak,tak,maszrację,szukajmy.Portretmatki

donAdolfamusisięznaleźć.Musi!Boże,gdybynasz

pansiędowiedział…

BlankęErsingzainteresowałwiszącytużobok

obrazek,przedstawiającydwóchmłodychchłopców;

młodszyznichsiedziałnagrzbiecieosiołka,starszystał

obokitrzymałcierpliwegokłapouchaprzypysku.

—Acóżtenbohomazporabiawśródrodzinnych

background image

portretów—zdziwiłasię—ktosącichłopcy?

—Señoritaniepoznałanaszegopana?—

zaszczebiotałaCarina.—ToprzecieżdonAdolfoz

swoimmłodszymbratem.Oczywiście,gdybylimali.

—DonAdolfomabrata?Niewiedziałam.

—Dwóch—wtrąciłastaraRosita.

—Nieplećgłupstw,babo!—VicenteIbar

spojrzałnażonętak,żeinstynktowniewsunęłasięza

olbrzymiegoKarola.—DonAdolfomatylkojednego

brata,proszępaństwa.Rodzinadawniejtrochęsięnie

przyznawaładoniego,gdyżbrałudziałwwalcebyków;

zostałpóźniejsławnymmatadorem…

—No,idlatego,żetrzymałzwrogamikróla.

MusiałnawetuciekaćzHiszpani,bodyktatorPrimode

Riverachciałgouwięzić…IodtegoczasudonJulio,

bratnaszegopana,przebywastalewAmeryce

Południowej.

—Alenaszpandobrzewyszedłnatym,żema

bratarepublikanina.Bożebynieto,napewnobyliby

muzamekskonfiskowaliporewolucji…

—Ajednak—rzekłGustawErsingzuśmiechem

—pańskażona,doñaRositapowiedziałaprzedtem,że

mójprzyjaciel—(nasłowachmójprzyjacielspoczął

szczególnynacisk)—donAdolfomadwóchbraci!

—Eee,proszępana—kamerdynerobejrzałsię,

czycórkanienadsłuchuje—ktobytamliczyłdzieci

nieślubne.Nieboszczyk—tupoklepałramęportretu

dostojnegostarca—byłdobrymkogutem,he,he,he.

Wokolicznychwioskachznajdziepandużomłodych

ludzidiabelniedoniegopodobnych!

—Łżesz!—wrzasnęłaRositatakimgłosem,że

wszyscyspojrzelinaniązezdumieniem.Spostrzegłato

background image

snadź,bozarazspuściłaztonu.—Wstydziłbyśsię

wygadywaćtakierzeczyoczłowieku,którynieżyje—

rzekłajużspokojnie—oojcunaszegochlebodawcy!

GdybysiędonAdolfodowiedział..

—No,przecieżpaństwotegoniepowtórzą

mojemupanu,prawda?—Uśmiechałsię,alewjego

oczachmalowałsięniepokój;Rositamiałarację,

całkiemniepotrzebnietopowiedział.—Zresztą,może

toibajki.Państwosą…

—Niechpanbędziespokojny—wtrąciłGustaw

domyślnie—to,conampanpowiedział,zachowamy

dlasiebie…No,alechodźmyszukaćdalej…

—Portretu…

—Lubraczejtegodraba,którysiębawiwducha,

azprofesjijestordynarnymzłodziejem!

—Przeszukaliśmyjużstrych,piętro,parter,

pozostałyjeszczesutereny—wyliczałkamerdyner.—

Tammieścisiękuchniaipokojesłużby.Potem

pójdziemydoruinstaregozamku,dojegolochówido

baszty…

Zaledwietowypowiedział,zabrzmiałdzwon.

—Mamygo!—krzyknąłGustaw.—Złodziejjest

wbaszcie.Prowadźciemnietam…

No!Cóżtakstoicie,jakposągi.Hej,señor

Vicente…

—Wejściedobasztyjestzamurowane—bąknął

Karol,odgadującpowodykonsternacjicałejrodziny

Ibarów.—Mówiłemciprzecież,żetam…

—Chcęsięotymprzekonać…Zamną!

Wybieglinadziedziniec,okrążylipołudniowe

skrzydłobudynkumieszkalnegoiGustawErsingujrzał

porazpierwszyruinystaregozamkuLaSolana.A

background image

wysokoponadniewystrzelałabaszta,prostokątnaw

przekrojupoziomymizdobnanaszczyciewblanki

mocnojużposzczerbioneipopękane.Przezszparę

pomiędzydwiemablankamiwidaćstądbyło

rozkołysanąsygnaturkę,aleczyjadłońwprawiaław

ruchtendzwonek?

—Señor,tędy…tędy.—VicenteIbarwskazał

Gustawowiwłaściwądrogę.Wiodłaonaprzez

prawdziwądżunglęzarośli,którerozpanoszyłysię

bezczelnienamiejscudawnegoogrodu;prosteszeregi

cyprysówświadczyłyotym,żeongiśbyłytuwspaniałe

aleje,arzeźby,kolumnyimarmurowebaseny

nieczynnychdziśwodotryskówmówiłyodawnym

wyglądzieparkuwLaSolana.

—Oho,dzwoncichnie.Tendrabmusiałnas

spostrzec!

Gustaw,ściskającrewolwer,puściłsiępędemku

baszcieistanąłpodniąpierwszy.Okrążyłją

kilkakrotnie,alewejściadoniejnieznalazłżadnego.

Zadarłgłowędogóry.Zaklął.Basztanieposiadała

żadnychokien,tylkookrągłeotwory,przezktóre

niegdyśzapewnestrzelanozmuszkietów,lubwylewano

ukropmioblegających;leczotworytychstrzelnicbyły

takwąskie,żenawetgłówkamaleńkiegodzieckanie

przecisnęłabysięprzeznie.

—Więcjakontamwłazi,jak?!Którędy?Wspina

siępomurze?

Odrzuciłtęmyślbezwahania.Zewnętrzneściany

basztyposiadałyliczneszpary,zagłębienia(możeślady

kulMaurów?),leczchybatylkomałpapotrafiłabysię

wspiąćnaszczyt,wykorzystującowenierówności

prostopadłegomuru.Człowieknigdy!…Gustaw

background image

zażądałprzyniesieniadrabiny.

—Chętnieprzyniosę—brzmiałaodpowiedź

kamerdynera—alenaszadrabinamadługości

niespełnapięćmetrów,atutaj…

Gustawmachnąłrękązrezygnacją.Wysokość

basztyprzenosiładwadzieściametrów.

—Mam!—zawołałnagleKarol.—Skoroten

cwaniakwszedłdomojegopokojupolinie,towidać

sznurjestjegospecjalnością.Czyli,żenaszczytbaszty

dostajesięwtensamsposób…Oczywiściewciągalinę,

gdyjestwbaszcie,jaknaprzykładteraz.Wystarczy

więc,byśmytejwieżypilnowalinazmianęnieustannie,

ażgłódgozmusidokapitulacji,uważasz?

PonamyśleGustawuznałtenprojektzadobryi

rozpoczęłosię„regularneoblężenie”.Mielipilnować

wieżynazmianę,parami,potrzygodziny.Na

pierwszychwartownikówwyznaczyłlosGustawai

GarcięIbara,pozostałesześćosóbmiałopowrócićdo

zamku.Zanimjednakodeszływydarzyłsiędziwny

wypadek.MianowiciedostópBlankispadłaśliczna,

pąsowaróża.

—Takichkwiatówzupełnieniemawnaszym

ogródku—rzekłzdziwionyLinoIbar,podającróżę

Gustawowi.—Skądsiętotutajwzięło?

—Takieróże—dodałaCarina—rosnątylkow

ogrodzieproboszcza.

—Ajakdalekojeststąddoogroduwaszego

proboszcza?

—Oseñor;będziedobrepółkilometra!

Z

wyjątkiem

Gustawa

background image

i

starszego

syna

kamerdynerawszyscypowrócilidoodbudowanego

skrzydłazamku.Rositazcórkązeszłydosuteren,do

kuchni,byprzyrządzićobiad,VicenteIbarzmłodszym

synemrozpocząłenergiczneposzukiwaniaskradzionego

portretu,aKarolzBlankąwstąpilidojadalni,bywodą

zwinemugasićpragnienie.

—Atoco!—krzyknęłaBlanka.—Druga

pąsowaróża!

Podbieglidoolbrzymiegostołu,wokółktórego

stałotrzydzieścisześćkrzeseł.Nastolestałyjeszcze

nieuprzątnięteresztkiśniadania,aróżależałaobok

nakryciaBlanki!ŻonaGustawawzdrygnęłasięnagle.

—Otodowód—rzekła—żeONgrasujetutaj

nawetwbiałydzień!

Fakttentakjąprzestraszył,iżniechciałasama

udaćsięnapiętro,doswojegopokojuposłomkowy

kapelusz,iociężałyKarolradnieradmusiałjej

towarzyszyćwtej„wyprawie”.

—Tumożeszzaczekać—rzekła,odmykając

drzwikluczem,którywyjęłaztorebki;bojęsiętylko

tegociemnegomiejscawkorytarzu,tunie…

Weszładopokojuiwydałagłośnyokrzyk

zdumienia;całejejłóżkobyłozasypanepolnymi

kwiatami,anapoduszceleżaławiązankapąsowych

róż.

—No,drogaBlanko—rzekłKarol,ochłonąwszy

zezdziwienia—tuniemacoowijaćwbawełnę;nasz

duchjestwtobiezakochany!

—Agdziewaliza?Boże,gdziewalizaGustawa?!

background image

Tutajstała,tu!…

Nieznaleźlijejaniwtympokoju,aniwobydwóch

sąsiednich.Nieulegałowięcwątpliwości,że

„zakochanyduch”miałwłasnykluczdosypialniBlanki,

żeprzyniósłjejkwiaty,alewzamianściągnąłwalizę

Gustawa…

ROZDZIAŁV

WIĘZIEŃ

Gustaw,

którego

natychmiast

zaalarmowali,

oświadczył,żepieniędzywwalizieniebyło;umieściłje

wbezpieczniejszejskrytce,jakbyprzeczuł,conastąpi.

Niemniejwzburzyłagoniebywalezuchwałość

tajemniczegozłodzieja.

—Zaczajęsięnaniegotejnocyizastrzelędraba

—odgrażałsię.

—Czynielepiejustąpićmuzdrogi?Ach,

Gustawie,niewyobrażaszsobie,jakmnietowszystko

wyczerpujenerwowo.—Istotnie,Blankawyglądała

bardzoźlepotyluprawiebezsennychnocach.—

Wyjedźmy,błagamcięoto.Mamybliskodwaipół

milionafranków,ztegomożnażyćbardzo…

—Bardzoniedługo!—wtrącił.—Przytwoich

zachciankach!—Odsunęlisięodbasztydośćdaleko,

rozmawialinawszelkiwypadekponiemiecku,a

chociażtegojęzykazpewnościąnikttutajnieznał,

zniżaligłosniemaldoszeptu;takichjużsterroryzowały

ustawicznepsoty„ducha”.—Niewyjadęstąd,

powtarzam,bezskarbudeCárcerów!Iniewyjadę

stąd,dopókiniezałatwięswoichporachunkówztym

background image

tajemniczymopryszkiem!

—Alektoonjest,kto?!KtośzrodzinyIbarów?

Absurd!Przecieżdzisiajbyliznamiwszyscy,Vicente,

Rosita,García,Lino,Carina!Wszyscy!Ajednakw

baszcieodezwałsiędzwon.Iróżaupadłaprzedemną,

rzuconaprzezkogośzeszczytuzamurowanejbaszty.I

równocześniektośgrasowałwnaszymmieszkaniu…

Nie!—krzyknęłaBlanka.—Oszalećmożna!Jestnas

tutajtylkoosiemosób,i…

—Dziewięć,Blanko,dziewięć..Zapominaszo

więźniu!

BlankaspojrzałanaKarolabłagalnie,alebyłojuż

zapóźno.

—Jakiwięzień?—spytałGustaw.—Ktotojest?

Dlaczegonicmionimniepowiedzieliściedotychczas?

—Bałamsię,Guciu…Tojestchciałamci

powiedziećwszystko,skorotylkoprzyjedzieszdoLa

Solana,ale…alepotem…samwiesz…tanoc…

—Jatopowiemkrócej—wtrąciłKarol.—Czy

pamiętasztegodetektywa,którynamomalniezepsuł

całejrobotywBiarritz?Nowiesz,takiniski,

niepokaźnyjegomość,którymiałkolosalneszczęściew

grzeiprzystawiałsiędotwojejBlanki..Nazywałsię,

jeślidobrzepomnę,RafałKrólik…

—Achten,pamiętam.Zwabiliśmykochliwego

szpiclawzasadzkę,wpakowaliśmygodokufraiwioz

nimnamorze…Pewniegojużrybyzjadły…

—Hm,niekoniecznie…Bowidzisz,hm,jakbytu

rzec,tyśzostałwBiarritz.Jachciałemoczywiścietwój

rozkazwykonać,aleBlanka…

—PrzedewszystkimJanDeplat—wtrąciła

szybko—onniechciał„mokrejroboty”,jakmówił…

background image

—Słowem,przegłosowalimnie,uważasz,Guciu…

noinieutopiliśmyszpicla,tylkoprzywieźliśmygo

tutaj…Zrozumteż,iżtwójrozkazbyłdiabelnietrudny

dowykonania.Motorówkamiaładwóchludzizałogi.

Przecieżtobyimodrazupodpadło,gdybyśmynagle

zepchnęlidowodyogromnykufer,wktórym

ustawicznieszamotałosięcośżywnego.Toteż…

—Durnie!—wybuchnąłGustaw.—Więctak

mogęnawaspolegać?!IjadędoParyża,siedzętam

przezdwatygodnie,narażamsięnieustannie,aten

niebezpiecznyszpicelżyje!Bandoidiotów!…Iwysię

jeszczezastanawiacienadtym,ktopłatanamtefigle?!

Ależon!On!!!

—Nie,nie,Guciu.Codzienniegoodwiedzami

sprawdzam,czyjakimcudemnieprzerwałłańcucha,

którymjestzanogęprzykutydościanypiwnicy.Mowy

niema,bysięstamtądwydostał…Możeszsięsam

przekonać…

—Iuczyniętozaraz!—Powstaliwszyscytrojei

zaczęliiśćkuruinomstaregozamku,tambowiem

znajdowały

się

lochy,

w

których

niejeden

średniowiecznykorsarzdokonałżywota.Podrodze

GustawzasypałKarolapytaniami;interesowałogow

szczególności,jaksiędotejsprawyustosunkowała

rodzinaIbarów,czysięnieoburzalinasamowolne

więzienieczłowieka,czynieopowiadaliotymfakcie

wewsiitp.

background image

—Nicpodobnego!—odparłKarolześmiechem.

—Nabiliśmyichkapitalniewbutelkę,wykorzystująctę

okoliczność,żeIbarowiesąjeszczebardziejzawziętymi

monarchistami,niżichpan,donAdolfo…Wmówiliśmy

wnichbeztrudu,żetenjegomośćzamierzałdokonaćzamachunakrólaAlfonsaXIII,że
Francuziniechcieli

gouwięzić,więcwyręczyłichwtymdonAdolfo.W

rezultacieIbarowieomalniezlinczowaliniefortunnego

detektywa…

—Stop,musiszprzynieśćkluczodkamerdynera.

—Nie,Guciu.Kluczeodlochówodebrałem

staremuIbarowiinoszęjezawszeprzysobie.Jak

widzisz,niejestemznówtakilekkomyślny…

Przezwyłomwścianiefrontowejweszlidostarego

zamku.Okrążającpotężnestertygruzu,przemykalisię

wzdłużmurówporosłychmchem,wśródpochylonych

kolumnipopękanychfilarów,ażdotarlidojakiejś

komnaty,którejpułapjeszczenierunął.Dziękitemu

byłotutajwyjątkowociemnoiKaroldopierozpomocą

zapałekodnalazłsolidnąkłódkę.Odemknąwszyją

podniósłciężkiewiekoiGustawujrzałwpodłodze

sporyotwórprostokątny.

—Tusąschodywiodącedolochów—objaśniał

Karolipierwszyzacząłzstępowaćwciemnączeluść

klatkischodowej.—Tujest,żetakpowiem,

przedpokójorazdrzwinumerdwa.—Tedrzwi

równieżbyłyzamkniętenakłódkę,czyliodwewnątrz

niemożnaichbyłootworzyć.KiedyKarolje

odemknął,stanęliwdługim,niskimkorytarzu:dawne

celewięzienneznajdowałysiępoobydwóchstronach

tegokorytarza,oddzieloneodniegosolidnieokutymi

drzwiami…—Trojedrzwimusiałbywyłamać,apoza

tymjestprzykutyłańcuchemdościany,tak,Guciu;z

background image

takiejklatkiżadendetektywniezwieje…

Weszlidoceli.Wprzeciwieństwiedokorytarza,

gdziepanowałyegipskieciemności,tutajbyłowcale

jasno,

dzięki

trzem

zakratowanym

okienkom,

umieszczonymnaścianiewgłębi,alebardzowysoko,

tużpodsklepieniem.Wrogutejwidnejibardzo

przestronnejcelipodpierwszymokienkiem,liczącz

lewejstrony,nasterciesłomyleżałczłowiek.Był

niemożliwie

brudny

i

zarośnięty.

Powitawszy

wchodzącychsrogimpomrukiem,odwróciłsiętyłemdo

nich.Przytymporuszeniuzadźwięczałłańcuch,którego

solidnośćGustawzbadałnatychmiast.

—Wporządku—odetchnął.—No,sławny

detektywie,copanporabia?

—Znudówzapuszczambrodę—brzmiała

odpowiedź—akiedymniezmęczytozajęcie,śpię.O,

tak,śpiętutajwięcej,niżongiśwłonieswejmatki.

—Te,szpicel,chciałbyśpapierosa?

Słowopapieroszelektryzowałoospałegowięźnia.

Magnąłkozła,usiadłnaswoimbarłogu,spojrzałna

Karolazwdzięcznością,zapaliłiprzezchwilęzaciągał

sięzrozkoszą,strojącprzytymbłazeńskieminy.

—Te,szpicel,damcijeszczepięććmików,ale

musiszrozwiązaćzagadkę.

background image

—Owszem,owszem,Karolku.Mów,słuchamz

uwagą.

—Azatem:Jest,uważasz,basztawysokana

dwadzieściametrów,nieposiadaanidrzwi,aniokieni

pomurzeteżwejśćniemożna.Drabinytakwysokiej

niematurównież,pomimotojednakpewiencwaniak

włazidobaszty,kiedychce.Jak?

—Hm,drabinyniema,powiadasz…A

podziemnegoprzejściatakże?

—Niechciękulebiją!Podziemneprzejście,

naturalnie!Żenamtodogłowynieprzyszło!…No,

zarobiłeśsobieuczciwiepięććmików.Łap!

—Hurra!—Błyszczącymzradościwzrokiem

więzieńprzeliczyłofiarowanesobiepapierosyiukryłje

wkieszeni.—Dziękujęci,Karolku.Cieszęsięztego

daruwięcejniższklarzzrozruchówulicznych.

—No,aterazjapowiemzagadkę—wtrącił

Gustaw.—Skradzionoportretpewnejdamy.Niebył

ondziełemżadnegomistrza,aleprzeciętnymsobie

kiczem.Dlaczegozłodziejspośródbliskostuportretów

zabrałwłaśnieten?

—Czytobyłportretmłodejipięknejkobiety?

—Nie,starejbabuleńki.

—Czyramabyłatakgruba,żemożnabyłowniej

cośukryć?

—Nie.Ramęznalezionoporzuconązadomem.

Oglądałemją.Nicciekawego.

—Czytobyłobrazolejny?

—Niewiem.

—Czyzdrugiejstronybyłocośnamalowane?Lub

zasmarowane?

—Niewiem.

background image

—Nowięcjakżemamrozwiązaćzagadkę,skoro

pannicniewie!

—Hej,García,García—zabrzmiałwtejchwiliza

oknamigłosikCarinywołającejstarszegobrata—

obrazsięznalazł.Wieszgdziebył?Okropne!Wbeczce

nagnojówkę!

—Rozumiem—mruknąłwięzień—tababuleńka

ongiśskrzywdziłategojegomościa.Alerodzajzemsty

wskazuje,żegośćmaklepkiniewporządku.

—Tobardzomożliwe—wtrąciłaBlanka,

wspomniawszysobieidiotycznyśmiechrzekomego

ducha.—Ionmniezasypujekwiatami!—wzdrygnęła

się.

—O,damskawizyta!Wielkitozaszczytdlamnie,

pannoBlanko.Przepraszam,żeniezauważyłemodrazu

paniobecności.Iżejestemdziśniecozaniedbany.

Chciałempójśćdofryzjera,alecóż,Karolmnienie

wypuścił,pilnujemnie,jakskarbu…Lecz,apropos

skarbu;czypaństwojużznaleźlito,poco

przyjechaliściedozamkudonAdolfadeCárcer?Pytam

tylkozgrzeczności,bowiem,żenieznajdziecietego

nigdy!Aniwaszkonkurentrównież…

—Naszkonkurent?—Gustawzaniepokojony

spojrzałnaKarolawymownie.—Kto?

—No,tenidiota,któryłazituwszędzieponocach

iopukujemłotkiemmury,szukajączamaskowanych

wydrążeń.Zbudziłmnietumanzpięćrazy!

KarolFechpalnąłsiędłoniąwczoło.

—Więctooznaczaconocnezawziętepukanie

naszego„ducha”!—zawołałpatrzączuznaniemna

więźnia.—Ej,szpiclu,szpiclu;mógłbyśzbićmiliony,

gdybyśchciałprzystaćdonaszejkompani.Dostałbyś

background image

czwartączęśćzarobkui…

—Czwartą,niepiątą?Aha!CzyliJanDeplatjuż

wystąpiłzespółki.

Gustaw,BlankaiKarolwymieniliznaczące

spojrzenia.Więzieńzaimponowałim,takiegoczłowieka

potrzebowalidoswojegogrona.Pokrótkiejnaradzie,

Gustawcałkiempoważniezaproponowałmałemu

detektywowiwspółpracę,którejpierwszymetapem

miałobyćodszukanieskarbudeCárcerów.

—Agdybymnieczułsięgodnytegozaszczytu?—

spytałwięzieńdrwiąco.

—Natenczaszginiesz,tociprzysięgamna

wszystko,comiświęte!Jesteśzbytniebezpieczny,abyś

mógłżyć,niebędącnaszymwspólnikiem;wieszonas

zbytwiele!Isczeźniesznędznie,jeśliodrzuciszmoją

ofertę!—GłosizłowrogaminaGustawaświadczyły,

żetoniesączczepogróżki,zresztąmałydetektywnie

wątpiłwto,iżprzestępcawrodzajuGustawaErsinga

jestzdolnydowszystkiego!…—Odchodzimyteraz—

dodałjeszczeGustaw—ajutrootejsamejporze

przyjdętupotwojąodpowiedź.Maszdwadzieścia

czterygodzinyczasudonamysłu,maszdowyboru:

spółkaznamilubśmierć!

—Onwybierzeoczywiścietopierwsze—rzekł

Karol,gdywyszlizlochów—zgodzisięnawszystko,

byodzyskaćwolność,apotemnaswsypie.

—Zakogomniebierzesz!—żachnąłsięGustaw.

—Czysądzisz,żejategocwaniakawypuszczęz

zamku,zanimniezdobędęskarbudeCárcerów?Z

jegopomocą?!Nie,Karolu,takimfrajeremniejestem!

—Zjegopomocą,słusznie.CzyliRafałKrólik

staniesięwspółwinnymkradzieży.Wrazieewentualnej

background image

wsypypójdziezakratkirazemzwami.

—Tfu,napsaurok…Aleczemutozwami?Aty?

—Ja,drogiGuciu,jakcijużrzekłem,opuszczę

wasistanęsięuczciwymczłowiekiem,…skorotylko

odzyskamswojepieniądze,ściągniętemiprzeztego

parszywego„ducha”…

—Hej,señor!—zawołałjedenzsynów

kamerdynera,widząc,żegościepanazamkuwracają

dobudynkumieszkalnego.—Czyjeszczedługo

będziemytusterczeć?Dochodzipołudnie…Słońce

okropniepiecze…

—Zwolnijich,Guciu—wtrąciłKarolFech—nie

macelupilnowaćbasztyzzewnątrz,skorojesttam

jakieśpodziemneprzejście…

GustawprzyznałKarolowisłuszność,zwolnił

chłopcówzichniepotrzebnegoposterunkuiniebawem

wszyscydomownicyzasiedlidoobiadu:Gustaw,

BlankaorazKarolwogromnejbiesiadnejkomnacie

nowegozamku,rodzinaIbarówwkuchni.Najadłszy

się,żonakamerdyneraprzygotowałaposiłekdla

więźnia.

—Jamuzaniosę—ofiarowałasięCarina.

—Niety,leczchłopcy!Hej,García!Lino!—

DoñaRositapobiegłakudrzwiomsąsiedniegopokoju,

aleniezastałatamjużswoichsynów;młodziIbarowie

wolelisięnienarażaćna„fatygujące”zajęcia,jakimiich

rodziceobarczaliidrapnęliwporę.Takzresztązawsze

tubywało,zawszemłodziutkaCarinamusiałapracować

wrazzmatką,awszyscytrzejmężczyźnirekordowo

próżnowali,jakprzystałoszanującymsięHiszpanom.

—Więcidź,Carino,tylkożebyśmiwróciła

natychmiast!Zabraniamciwdawaćsięwrozmowęz

background image

tymłotrem,którychciałzamordowaćnaszegobiednego

króla.—Gdycórkawyszłazkuchni,doñaRosita

dorzuciłajeszcze:—Niepojmuję,coonimajązsobą

zakonszachty.Aty,staryleniu,zamiastwylegiwaćsię

nałóżku,mógłbyśpilnowaćcórki,którąów

rewolucjonistanapewnobałamucigładkimisłówkami.

—Niezbałamucijej,niemaobawy—ziewnął

donVicente—naszczęścieCarinaniewdałasięw

ciebie!

—Cooo?!Tyśmieszmizarzucać,że…

—Śmiem!—warknął.—Aco,czybyłaś

dziewicą,kiedyciębrałemzażonę?!

SenoraRosiłaparsknęłahomeryckimśmiechem.

—Znowusobietoprzypomniałstaryidiota.—

Nagleprzestałasięśmiać,ogarnąłjągniew.—Nie

zdradziłamcięnigdy!Byłamciwiernążoną,dobrą,

pracowitąjakwół.Acobyłoprzedślubem,dotegoci

wara!Jacinierobięwymówekzpowodutwoich

miłostekzczasów,gdysłużyłeśprzywojsku,choć

wiem,jaksięłajdaczyłeś.Wporównaniuztymmoje

jednozapomnieniesię…

—Aha,jedno!Głupibywtouwierzył.

—Atyniewierzysz?!—Rositapochwyciła

najbliżejleżącytalerz,leczodwróconydościany

kamerdynerniemógłdostrzecjejgroźnejdemonstracji;

spragnionykłótnimałżeńskiej,któramuzawsze

doskonaleułatwiałaprocestrawienia,dodałprzekornie:

—Ktowie,czyśnawetzkimdzieckaniemiała!

Rositazbladła,zadrżała;talerzwyślizgnąłsięjejz

dłoniispadłnakamiennąposadzkękuchnitłukącsięna

drobnekawałki…

TymczasemCarinadotarładoruinstaregozamku,

background image

przyklękłaprzedjednymzzakratowanychokienek,

umieszczonychtużnadziemiąizaczęławyjmowaćz

koszyczkaprzyniesionegarnuszkizjedzeniem.

—DonRafaelo—zawołała—obiad.Czyseñor

śpi?

—Bluźnierstwo!Któżmógłbyzasnąćwporze

odwiedzinnajpiękniejszejzseñorit!—Uwięziony

detektywpodbiegłdookienka,dzwoniącłańcuchem,

przytwierdzonymjednymkońcemdojegolewejnogiw

kostce,adrugimdopotężnegoskobla,głęboko

wpuszczonegowścianęceli.Zabrałsiędojedzeniaz

wielkimapetytem,wygłaszającrównocześniedługą

litaniękomplementów,którychCarinazawszez

przyjemnościąsłuchała.

—Wierzyćsięwprostniechce—rzekławkońcu

—żetakiprzemiłyczłowiekjakpan,chciałzabić

naszegokróla.

—Tobujda,señorito!Oszczerstwo!Odkołyski

byłemzaprzysiężonymmonarchistą,czyżniemówiłem

panitegosetkirazy?

—Mówiłpan,alejamuszęwierzyćrodzicom…

Leczniemówmyjużotym.Mamważniejsząsprawę.

Señormusimizarazoddaćpilnik.Ojciecgoszukałdziś

ranoiwyłajałmoichbraci,żetopewnieonigozabrali

zeskrzynkiznarzędziami.Muszęgowięcwłożyćna

swojemiejscenatychmiast…

—Jutro,señorito,jutrogopanioddam.

—Odtygodniapowtarzapanjutro.Jeszczepan

nieskończyłroboty?

—Niestety,jeszczenie.O,tobardzomozolna

robota,słowodaję.

—Ażmiprzykro,señor.Leczpansamchciałmi…

background image

—Tak,ja,señorito.Apanibyłatakuprzejma,że

zgodziłasięprzyjąćtendrobnyupominekod

nieszczęsnegoskazańca…

—Czyniemógłbypanmichociażpokazaćteraz?

—Jeszczeniejestgotowy…Azresztą,niech

będzie.

Podskoczył,uchwyciłsięprętówkraty,podciągnął

korpustakwysoko,bywsunąćstopywmałe

zagłębienia,jakiedawnojużwydłubałwmurze.Teraz

mógłzwolnićjednąrękę.Włożyłjądokieszeniiwyjął

stamtądswójstarysygnet,któryjakimścudemuszedł

chciwegookaKarola,którywięźniakilkarazy

sumienniezrewidował.

SeñoritaCarinaobejrzałapierścieńzciekawością.

—Śliczny!—orzekła.—Ipanpotrafiłzrobić

takiecackozpomocązwykłegopilnika?!Atozpana

majster!

—Oświętanaiwności!—pomyślałwięzień,

któremupilnikdozupełnieinnegocelubyłpotrzebny.

—Copantujeszczechcepoprawiać?Pierścionek

jestgotowy.

—Tak,señorito,jestgotowy,lecz,mamwrażenie,

zaduży.Możemysięzresztąotymprzekonać.—

Wsunąłjejpierścioneknapalec.—Niemówiłem?

Spada.Muszęgozwęzić.

—Rzeczywiście—przyznałazwestchnieniem,

gdyżżaljejbyłorozstaćsięzpierścionkiem.—Aledo

jutraukończypanswojąrobotę?

—Muszę!—Schowałpierścionekdokieszeni,

potemująłdłońCarinyiprzywarłdoniejustami.—

Tobiebędęzawdzięczałocalenie—myślałz

rozczuleniem.—Muszę!—powtórzył.—Muszędo

background image

jutra

ukończyćswojąrobotę…inaczejtełotry

zamordująmniebezskrupułów,dodałwmyśli…

—Carino!—zabrzmiałgdzieśwoddaligłosjej

młodszegobrata.—Hej,Carino,maszzaraziść

sprzątaćwpokojachnaparterze.DonAdolfo

przyjeżdża!

ROZDZIAŁVI

ŻYWCEMZAGRZEBANY

WczasiekolacjiwszedłdojadalniVicenteIbar.

—Miałbymwielkąprośbędowielmożnych

państwa—rzekłniepewnie.

—WzwiązkuzprzyjazdemseñoradeCárcer?—

domyśliłasięBlanka.

—Tak,señorito.Przychodzęprosić,bypaństwo

niemówilimojemupanunicowypadkuzportretem

jegomatki.DonAdolfonieuwierzyłbywto,żenie

pilnowałemkluczy,ajamogęprzysiącnaswoją

duszę…

—Wierzęwam,wierzę—Gustawspojrzał

porozumiewawczonaKarola.—Oczywiścienie

wspomnędonAdolfowianisłowemotymwypadku,

aleprzysługazaprzysługę…Musiciemiprzysiąc,żeani

wy,aniniktzwaszejrodzinyniepowieswojemupanu

o…więźniu!

—Nierozumiem,señor.Przecieżseñorita

—zwróciłsięwstronęBlanki—przyjeżdżająctutaj

powiedziałanamwyraźnie,żetenmałyszatanchciał

wykonaćzamachnakrólaiżemabyćtutajuwięzionyz

rozkazudonAdolfa..Apanterazpowiada…Nie!Więc

donAdolfonawetniewie,iż…

—Wszystkojestwporządku,zacnydonVicente

background image

—wtrąciłszybkoGustaw,wymyśliwszyjużsobie

nowąbajeczkę.—Chodzitylkooto,żedonAdolfo

poleciłnamstracićtegozbrodniarza.Alecóż,moja

siostramatakiemiękkieserce,że…że…nie

wykonaliśmyrozkazudonAdolfa.Idlategonienależy

muotymmówićtakodrazu.Rozumiecieteraz?

—Rozumiem.—DobrodusznyHiszpanuwierzył

bezwahania.—Aczynielepiejbyłobyuśmiercićtego

łotra,zanimnaszpanprzyjedzie?

—Nie.Chcemywpierwzmusićgodowyjawienia

nazwiskinnychspiskowcównażycieAlfonsaXIII…

Potemgozgładzimybezlitości.

—Aha,aha…No,towszystkowporządku.Zaraz

pójdęprzykazaćsurowomojejbabieidzieciom,byani

słowaniepisnęływobecdonAdolfa,żewięzieńjeszcze

żyje…Alepaństwonawzajem…codotegoportretu…

—Tak,tak,jużwamprzyrzekłemdyskrecję…

Pokolacjitrójkagodnychsiebiewspólników

odbyławalnąnaradę.Zapowiedzianyprzyjazd

właścicielazamkuoznaczałkoniecznośćzaniechania

poszukiwańskarbudeCárcerów,tonieulegało

wątpliwości.Naiwnąsłużbęmożnabyłookłamywać

beztrudu,leczseñorAdolfoCárcer,któregodobrze

znalizBiarritz,niebyłnaiwniaczkiembynajmniej.

—Zresztą—odezwałsięKarolFech—to

opukiwanieścianniemanajmniejszegosensu,chyba

przekonaliściesięotymdzisiaj.Przezcałydzień

wałęsaliśmysiępowszystkichpokojach,korytarzach,i

nic.Trzebabyzdwóchtygodniczasunadokładne

przeszukaniewszystkichzakamarkówtakogromnego

gmachu…Askarbmożeleżynadniebaszty,doktórej

dostępunieznamy.

background image

—Albowpodziemiachruinstaregozamku.

—Albojestzakopanydalekostąd.DonAdolfo

posiadawtychstronachpodobnotrzytysiące

hektarówziemi.

—Słowem,tądrogąniedotrzemydocelu;dlatego

właśniepowinniśmyzawszelkącenępozyskaćsobie

RafałaKrólika.Czypamiętacie,jakonprzeniknął

tajemnicępożaruwiliMarion?Iwjakkrótkimczasie?!

1

—Tak—Blankaskinęłapotwierdzająco;—on

robiwrażeniepółgłówka,aletotylkomaska.W

rzeczywistościtenchorobliwiekochliwydetektyw

posiadadużyspryt,intuicjęibłyskotliwąlotność

umysłu.

—Orazszczęście!Atonajważniejsze,prawda,

Guciu?

—Hm,zapewne..Niemniejjauważam,żewtym

wypadkunaszymnajpewniejszymprzewodnikiembyłby

samAdolfodeCárcer.Onjedenwie,gdzietkwiąte

skarby,gdyżonjeukryłprzedwybuchemrewolucji.

Zatem…

—Zatem—wtrąciłdrwiącoKarol—należygo

tylkopoprosić,bynaszaprowadziłdotegomiejscai

sprawaskończona…Ano,spróbuj.

—AgdybytakspróbowałaBlanka?!

—PróbowałamjużwBiarritz,oczywiściebardzo

subtelnie,abyniepowziąłjakichpodejrzeń.

Napomknęłamrazwrozmowie,żechciałabymtylko

obejrzećtesławnekosztowności,żechodzimijedynie

ozaspokojeniekobiecejciekawości…

—No,i…?

—Powiedziałnato,żewszystkieteskarbyicały

background image

swójmajątekzłożyumoichstóp,jeżelizostanęjego…

—Kochanką?!—Gustawzmarszczyłbrwi.

—Takniskomniecenisz?…Jeżelizostanęjego

żoną!—oświadczyłazdumą.—Jakztegowidzisz,

drogimężu,mogłabymzrobićświetnąpartię,gdybymi

przyszłaochotarozwieśćsięztobą…

—Spróbuj!—rzekłzpozornymspokojem,ale

spojrzałtak,ażjąciarkiprzeszły.

—Jednakże—mruknąłKarolwzamyśleniu—

jeślichodziotakąstawkę,możnabyiśćnacałego.

PrzecieżmaszzaufaniedoBlankiiwiesz,żewróciłaby

dociebiewrazzeskarbamideCárcerów…pokilku

dniachtegofikcyjnegomałżeństwa.Zresztą—dodał

szybko,ujrzawszybłyskgniewuwoczachwspólnika

—możenietrwałabytakomediaanikilkudni.Może

rozkochanyżonkośofiarujejejtekosztownościjuż

nazajutrzponocypoślubnej…

—Milcz!—Gustawhuknąłpięściąwstół.—

Jestemzłodziejem,oszustem,mogęzostaćnawet

zabójcą,alesuteneremnigdy!…Dziwięsię,Blanko,że

tyzswojejstronyniezareagowałaśostronabezczelną

propozycjęKarola.Bardzosiędziwię!

—Niedopuściłeśmniedogłosu—wybąkała,

zmieszanajegoprzeszywającymspojrzeniem.—Znasz

mniechybaiwiesz,żebezwahaniaprzebiłabymtą

zatrutąszpilką…—(tubłysnęłaimprzedoczyma

cienkimsztyletemindyjskimorękojeścioprawionejw

diamenciki)…—człowieka,którybyusiłowałmnie

posiąść!Czywtoniewierzysz,najdroższymój?

Gustawpodszedłdożonyizacząłjąnamiętnie

całowaćpotwarzy.

—Wierzęci,kochanie,wierzę—powtarzał,

background image

gładzącjejwłosy,jasnejakwyblakłasłomaijak

jedwabmiękkie.Jużudobruchanyspojrzałzwycięsko

naKarola.—Słyszałeś,wstrętnyrajfurze?Słyszałeś?!

—Słyszałem.Blankajestnaprawdęnieprzeciętną

kobietą—brzmiałamocnodwuznacznaodpowiedź;

Karolopięknejżonieswojegowspólnikamiałzdanie

wyrobionenieoddzisiaj…

Gustawpowróciłnaswojemiejsce.

—Ajednak—rzekłpocliwili,nalewającsobie

wina—domiejsca,wktórymskarbdeCárcerów

ukryto,powiniennaszaprowadzićsamdonAdolfo.

Chodzitylkooto,wjakisposóbzmusićgodotego.

—Mampomysł.

—Brawo,Blanko.Obybyłrównieszczęśliwyjak

kawał,

który

urządziliśmy

towarzystwom

asekuracyjnym…Tobyłrównieżjejpomysł,wiesz?

—Wiem,Guciu,araczejdomyśliłemsiętego,że

inicjatywawyszłaodBlanki.Onamagłowęnakarku,o

tak!

—Mamwłaściwiedwapomysły—pochwaliłasię

żonaGustawa.—Pierwszyznich,tozwyczajny

szantaż.DonAdolfonaraziłsięchybamocno

republikanom,skoroodupadkuAlfonsaXIII

przebywastaleweFrancji.Jeżeliobecnietutaj

przyjeżdża,tozpewnościąincognito,zfałszywym

paszportemlubzgołaprzezzielonągranicę.Możnaby

więcwstosownymmomencieprzyprowadzićna

dziedziniecżandarmów,pokazaćichzoknadon

Adolfowiipowiedziećmusłodko:Albonas

background image

bezzwłoczniezaprowadziszdoskarbu,ażandarmom

powiemy,żewezwaliśmyichzpowodujakiejś

kradzieży…alboteżwydamycięwichręce…To

pierwszysposób.

—Adrugi?

—DrugijesttylkowariantemkoncepcjiKarola.

Tylkoniemarszczbrwi,najdroższy.Obejdziesiębez

nocypoślubnej…Przyrzeknęmuwszystkopod

warunkiem,żemiwpierwpokażechoćbykilkasztuk

biżuterizeswojejkolekcji.Tegominieodmówi,

przypuszczam.Udasięwięcdoowejskrytki…

—Amynapaluszkachpójdziemyzanim—

dorzuciłKarol.—Tenprojektwięcejmisiępodoba,

niżpierwszy…Atobie,Guciu?

—Jasięjeszczezastanowię…Naraziechciałbym

uzgodnićnaszepoglądywinnejsprawie.Mianowicie,

czymamydonAdolfowipowiedziećonocnych

wybrykachnaszego„ducha”,czynicmuniemówić.

Pokrótkiejdyskusjipostanowilipowiedzieć,uznali

tonawetzabardzowskazane.Wychodzilibowiemz

założenia,żedonAdolfoznawszelkiepodziemneganki

izamaskowaneprzejściawswoimzamku,dziękiczemu

będziemożnawytropićkryjówkętajemniczego

osobnikaiodebraćmupieniądze,jakieskradł

Karolowi.Amożeprzytejokazjiudasiętakżeustalić,

wktórejczęścizamkuznajdujesięskarbde

Cárcerów?

—Leczwtakimrazie—przypomniałasobie

Blanka

musimy

się

background image

zabezpieczyć

przed

niespodziankamizestronyRafałaKrólika.Niewątpię

wtoanitrochę,żeonwspinasiędooknaitęsknie

wyglądaprzeznie;długośćłańcuchapozwalamuna

to…GdyujrzydonAdolfa,któregoprzecieżznaz

Biarritz,podniesiewrzaskimożenaswsypać.

—Słusznie,bardzosłusznie.Jutroskrócęmu

łańcuch.

—Głupiś,Karolku.Skróceniemłańcuchanie

zabezpieczysznasprzedjegokrzykami.

Trzebaobmyślićcośinnego…

Iobmyślili…

***

RafałKrólikmajstrowałpilnikiemdopóźnejnocy

przykracieokienka,przezktórepodawanomu

jedzenie.Dziękitemuspałdługonazajutrz,chociaż

zarzekałsię,żewstanieprzedwschodemsłońca,by

ukończyć„swojąrobotę”.Zasypiającrżałześmiechu

namyśl,jakieminyzrobiąjegoprześladowcy,kiedygo

niezastanąwceli.Azanosiłosięnato!Wyłudziwszy

jeszczeprzedtygodniempilnikodnaiwnejCariny,

przygotowywałsobiepracowiciedrogędowolności.Z

kratąuporałsięwreszcietejnocy,pozostałomujeszcze

przepiłowaćdokońcazawiaskiżelaznejbransolety,

obejmującejwkostcejegolewąnogę;owabransoleta

stanowiła

zakończenie

grubego

łańcucha,

przytwierdzonegodrugimkońcemdościanyceli…

—Mamjeszczerobotynadwiegodzinyalboina

background image

godzinę—obliczałkładącsięspać.

Spałzrazuświetnie,leczpotemzaczęłygotrapić

przykresny.Międzyinnymiśniłomusię,żezostał

pochowanywletargu;takisennienależy,jakwiadomo,

donajprzyjemniejszych.ToteżRafałmagnąłkozłaz

radości,gdyobudziwszysięiwykonawszyrękamikilka

trwożnychrekonesansów,nienatrafiłnawiekotrumny

aninicinnego„wtymguście”.

—Słońcejeszczeniewzeszło—sądziłzmylony

egipskimiciemnościami,jakiepanowaływjegoceli—

zbudziłemsięprzedświtem,jaktegopragnąłem.Oto,coznaczysilnawola!—Zdziwiło
gotylkoto,żenie

słyszyszumufal.—Otejporzezawszeryczały

najgłośniej.Czyżbysięzmieniłagodzinaprzypływu?—

Zastanawiałogorównieżto,dlaczegonocjestdzisiaj

takstraszliwieczarna,skorozwieczoraksiężycślicznie

przyświecał.—Możechmuryzakryłyniebo?Atlantyk

jestbardzokapryśny,zwłaszczatutaj,wZatoce

Biskajskiej.—Jużbyłskłonnyuwierzyć,żewokolicy

LaSolanaszalejesztormidlategojesttakciemno,lecz

przypomniałsobiewsamąporę,żewtakimrazie

musiałbysłyszećpoświstywichruirykoceanu…

Zaniepokojonytąsprzecznością,zwlókłsięz

swegolegowiska,poomackudotarłdościany

posiadającejtrzyniskieokienka,podskoczył,

pochwyciłoburączpoprzecznyprętkraty,wsunąłstopy

wzagłębienia,któreszumnienazywałstopniami,po

czym,jakzwykle,zluzowałjednąrękę.Przede

wszystkimdotknąłniądwóchnadpiłowanychprętów

pionowych.

—Kiwająsię,ażmiło!—stwierdziłzradością.

Manipulującprzynichwolnąręką,natrafiłnaglena

dziwnąprzeszkodę.—Coto?Ranyboskie,coto

background image

jest?!…Mur!!!—wykrztusiłgłosemzmienionymod

zgrozy.

Zeskoczył,podbiegłdodrugiegookienka,wspiął

sięwgóręiwodległościkilkucalizakratąwymacał

tutajtakąsamąprzeszkodę.Aniniedrgnęła,chociaż

odpychałjązcałejsiłyłudzącsię,żetotylkojakiś

większykamień,którybędziemożnaodsunąć..Do

trzeciegookienkaniemógłdotrzeć,natołańcuchbyłza

krótki,leczniewątpiłwto,żetamtookno

zabezpieczonowtakisamsposób.

—Dlategoniesłychać,hukufal—domyśliłsię

wreszcie—dlategotakciemnotutaj,choćtammoże

jużsłońceświeci…

Zgnębionybezgraniczniepowróciłnaswoje

legowisko.

—Tak,tak,terazrozumiem—myślałgłośno.—

Zauważyli,żeprzepiłowałemkratę,więczamurowali

solidniewszystkietrzyokienkawówczas,gdyspałem.

Łotry!Zadrwilisobiezemnie.Jutroprzyjdąsiętu

natrząsać,szydzić..Ajeśliwcalenieprzyjdą?!Jeżeliza

tępróbęucieczkiskazalimnienagłodowąśmierć?!—

Naglezadygotałzprzerażenia.—Mójsen,mój

proroczysen!—krzyknąłgryzącdłoniewrozpaczy.

—Żywcemzagrzebany!!!

____________________

1Wypadkiteopisałautorwpoprzedniejswojej

powieścipt.PrzygodawBiarritz,którąnależyczytać

przedUlubieńcemseniorit.

ROZDZIAŁVII

DLACZEGOZEMDLAŁA?

Pierwszy

projekt

background image

Blanki

Ersing

upadł

automatycznie,bowiemseñorAdolfodeCárcer

przekroczyłgranicęswojejojczyznyzupełnielegalniei

przybyłdozamkuLaSolanawbiałydzieńotwartym

samochodem.Niekryłsiębynajmniej,czyli

najwidoczniejnieobawiałsięaresztowania.

—Niepotrzebujęsięjużlękaćniczego—

oświadczył,kiedygoGustawErsingwręczzagadnąło

to.—NaszkonsulwBayonnezaręczyłmisłowem

honoru,żeniebędęmiałtutajżadnychprzykrości,że

przeciwniemójpowrótdoojczyznybędziebardzo

dobrzewidzianyprzeztymczasowewładze…

—Tymczasowe?

Oczywiście!

odparł

zaprzysiężony

monarchista.—Dnirepublikisąpoliczoneinasz

ukochanykrólniebawempowrócizwygnania,witany

entuzjastycznieprzezludność.

—Hm,czynaprawdęentuzjastycznie?—Gustaw

chciałtrochępociągnąćzajęzykdonAdolfai

przygotowaćsobiegruntdlaewentualnychwymuszeń.

—Jestemprzekonany,żetak.Zresztąonastrojach

ludnościdowiemysięnajdokładniejodproboszczaz

wioskiLaSolana.Zaprosiłemgodzisiajnaobiad..Hej,

Vicente!—właścicielzamkuskinąłnaprzechodzącego

właśniekamerdynera.—Czywiesz,ktojutrotu

przybędzie?

background image

—No,señor.Proszęmiwybaczyć,aleniewiem.

—Zgadnij.

—No,señor.Napewnoniezgadnę…

—DonJulio!Słyszysz?DonJuliowylądował

onegdajwLizbonieijutrotubędzie.Tojednaz

przyczyn,dlaktórychprzyspieszyłemswójpowrótdo

Hiszpani…Hej,Vicente,czypamiętasz,jaknas

obydwóchwoziłeśnaspacerdoSanSebastian?

—Pamiętam,señor,pamiętam—kamerdyner

pociągałnosemznadmiaruwzruszenia.—Wielkieto

szczęściedlastaregosługizobaczyćpotylulatach

młodszegopanicza…A…tego,señor…czypański

dostojnybratjeszczenadalbierzeudziałwwalce

byków?

—Niestety,tak,alenaszczęścieniewystępujena

areniepodnaszymrodowymnazwiskiem,tylkopod

pseudonimemPazRoca.

—PazRoca?!PrzesławnyPazRocatojestnasz

donJulio?!

—Tak,stary.Widzę,żetonazwiskoniejestci

obce.

—Jakże,señor!Wiele,wielerazyspotkałemjew

gazetach,tylkodziwiliśmysięzawsze,dlaczegotak

sławnyespadaprzebywastalewAmeryce,anigdynie

przyjeżdżadoHiszpani…No,terazjużwiem,

dlaczego.

—Tak—donAdolfouśmiechnąłsiękwaśno—

teraz,gdyrepublikaniesąusterurządów,mójbrat

możepowrócićdoojczyzny…Bowidziciepaństwo—

zwróciłsiędoBlankiiGustawa—taksięwnaszej

rodziniezłożyło,żejajestemmonarchistą,amój

braciszekzaciekłymzwolennikiemrepubliki..

background image

—Kuraidzie!

—Coidzie?!—KarolFechspojrzałze

zdziwieniemnazadyszanegoGarcíęIbara,którywtej

chwiliwpadłdohalu.

—Mówisię:wielebnycura—kamerdyner

spojrzałnasynakarcąco,aseñorAdolfodeCárcer

wyjaśniłswoimgościom,żecuraznaczypohiszpańsku

tyle,coduszpasterz..

Duszpasterzniewielepowiedziałonastrojach

wśródludności,chociażdonAdolfodałmudo

zrozumienia,żemożesięniekrępowaćwobecjego

gości.Ostrożnyksiężulowolałsiękrępować,niemiał

zaufaniadotychpaństwa,którzywciągu

trzytygodniowegopobytuwzamkuanirazuniepokazali

sięwkościele.

—Tosąateiściczylirepublikanie—

wykombinowałsobie,izacząłmówićo…pogodzie.Z

pogodyprzeszlinakwiaty.

—Podobnoksiądzproboszczmaprzepiękny

ogródkwiatowy—rzekłaBlanka,mrugnąwszy

dyskretnienamęża.

—PanitousłyszećnazewnątrzHiszpaniaalbotu

już?—Księżulomówiłpofrancuskuokropnie.

—SłyszałamotymjeszczewParyżu—zełgała

Blanka,chcączrobićprzyjemnośćstaruszkowi.—

Ksiądzproboszczmapodobnojakąścudnąodmianę

pąsowychróż.Och,ukradłabymksiędzukilkasztukz

rozkoszą,boogromniekochamkwiaty.

—O,mijużukradłajakaśzłodziejabardzodużo

różewnoctamta.

KaroliErsingowiesłuchalizwielkąuwagądługiego

opowiadaniaksiędza,chociażjegofrancuszczyznabyła

background image

bezkonkurencyjniezabawna.Szczególnieintrygowało

proboszczato,wjakisposóbzłodziejdostałsiędo

ogrodu,któregosolidnypłotposiadałnalistwie

misternieprzeprowadzonedwadrutydzwonka

alarmowego.Ktośprzełażącyprzezpłot,zwłaszcza

wśródnocnychciemności,powinienbyłnieodwołalnie

nastąpićnatedruty.Atymczasemniebyłożadnego

alarmu,pomimotojednakzginęłokilkadziesiąt

najpiękniejszychróż..Lecztodopieropoczątek

sensacji.Boototejnocyznówparęnaścieróżksiędzu

skradziono,anafutrynieoknajegosypialnileżał

przyciśniętykamieniemplikbanknotówzprzyszpiloną

dońkartką,znapisem:Zaróże…

—Ho,ho,plikbanknotów?—zdziwiłsiędon

Adolfo.—Ileżwięctenhojnyzłodziejzapłaciłksiędzu

proboszczowizaskradzioneróże?

—Dobrzezapłaciła,bardzodobrze,równesto

tysięcyfranków.Stonowiusieńkabanknotapotysiąc

frankówkażdy…Szczodrazłodzieja…

—Szczodryzmojejkieszeni—warknąłKarol

Fech,któregotylkosurowespojrzeniaGustawazdołały

powstrzymaćodwybuchu.

Wspólnicyporozumielisięwzrokiem,poczym

Blankawszczęładelikatniezabiegi„dyplomatyczne”w

sprawietychstutysięcyfranków.

—Czynieprzyszłoksiędzunamyśl,żete

pieniądzezostałykomuśskradzione?

—Tobyćmożliwy,señorito.

—Żezwłasnychpieniędzyniktbytakolbrzymiej

kwotyniezapłaciłzawiązankękwiatów?

—Tak,tak—proboszczwciążjeszczepotakiwał.

—Żetomusiałuczynićjakiśszaleniec?

background image

—Tak,tak,señoritamiećracjasłuszna.

—Żezatemnależałobytepieniądzezwrócićich

prawowitemuwłaścicielowi,gdysięzgłosidoksiędzai

udowodni,że…

—Zapóźno!—wtrąciłproboszczskwapliwie.—

Jatepieniądzejużużywaćnazbożnecele..Ach,nie

mówmyjuż,proszę,otaprzykrasprawa.Skoroja

wybaczyćzłodziejowi,towszystkobyćzałatwiona.—

RzekłszytoująłpodramiędonAdolfaizacząłgo

wypytywaćobrata…

—Atochytryklecha!—Karolnieposiadałsięze

złości.—Naszzapowietrzony„duch”gotówiresztę

moichpieniędzyrozdarowaćwtakisposób,jeżeligo

natychmiastnieunieszkodliwimy.

—Tejnocyzrobięznimporządek—uspokajał

goGustaw.

Potemprzyspieszylikrokuipochwilizrównalisięz

idącymiwpierwsząparę,proboszczemorazdon

Adolfem.

—Pokażępaństwuportretymoichprzodków—

rzekłgospodarz,kiedyprzybylidohalu.

Blankamiaławielkąochotępowiedzieć,żewidziała

jużtebohomazy,żewolałabyzobaczyćcośbardziej

interesującegowzamkuLaSolana,leczbłagalnywzrok

kamerdynerapowstrzymałjąwporę.Domyśliłasię

więc,żeVicenteIbarprzekroczyłswojekompetencje,

wprowadzając

ich

onegdaj

do

prywatnych

apartamentówswojegopana.

background image

—Czyksiądzpamiętajeszczemoichrodziców?

—Ajakże,donAdolfo,ajakże!—Księżulood

razurozgadałsięnatentemat,poczymrozmowazeszła

znównadonJuliadeCárcer,którymiałnazajutrz

przyjechać.Takgawędzącdotarlikorytarzemdodrzwi

ostatniegopokojunaparterze.

—Vicente,odemknijdrzwi.—Kamerdyner

wykonałtoprostepolecenieznamaszczeniem,godnym

mistrzaceremoninadworzekrólewskim…

—Señorita…padre…señores…donAdolfo—

zabrzmiałowołanieRosityzdrugiegokońcakorytarza.

—Obiadgotowy.Czymampodawać?

Nieotrzymawszyżadnejodpowiedzi,żona

kamerdynerawyruszyławśladyswojegochlebodawcy

ijegogości,którzytymczasemjużwkroczylido

sławetnejgaleriobrazówzamkuLaSolana.

—Otomoiprzodkowie—rzekłzdumąseñor

AdolfodeCárcer.PodałramięBlance.Zanimidreptał

staryproboszczzGustawem,pochódzamykaliVicente

IbarzKarolem,icałetogronopodzielonenatrzypary

jęłoobchodzićrozległąsalędokoła.—Zbliżamysiędo

nowychczasów.Otomójwalecznypradziadijego

czterymałżonki—objaśniałgospodarz.—Otomój

bogobojnydziadek.Miałsześciusynów,zktórych

jednakpięciuzmarłoprzedwcześnie..

—Tak,tak—westchnąłcichoproboszcz—na

brzydkąchorobę.

—Leczszóstysyndożyłsędziwegowiekuitobył

właśniemójznakomityrodzic…Terazbędzieportret

mojejmatki,apotem…Ooo!Gdziejestportretdoñi

Isabeli?Hej,Vicente,czysłyszysz?

—Słysłyszęęę,señor.—Kamerdynerpatrzał,jak

background image

srokawkośćnapustygwóźdź,naktórymwczorajpo

południuwłasnoręczniezawiesiłportretseñoryIsabeli

wrzuconydobeczkinagnojówkęprzeznieznanego

łobuza.Tak,wczorajgotuzawiesił,drzwisalizamknął

osobiścieinierozstawałsięzkluczamianinachwilę..a

jednakportretzniknąłstądponownie!

—Oooo!—głośnyokrzykzgrozywydarłsięz

piersipanazamku.

—Co?Cosięstało?—Gustawpozostawił

gadułę-proboszczaprzedkonterfektamipięciubraci,

którzyzmarlina„brzydkąchorobę”ipodbiegłdo

gospodarza,azanimKarol.

—Niesłychane!

—O,Madonna,Madonna!—kamerdyner

dosłowniewyrywałsobiewłosy.

DonAdolfo,któryzrazupobladłjakściana,stałsię

naglepurpurowyzgniewni.

—Vicente!—ryknął.—Ktopopełniłtę

potwornązbrodnię?!

—Sssseñor…ja…ja…niewiem!Skądżebym

mógłwiedz…

—Tyśmiałklucze!Tywiedziećmusisz!Ktoto

zrobił?

DrżącąrękądonAdolfowskazałnaportret

swojegoojca,najegolewąpierś.Tambowiemtkwiłw

płótniewbityporękojeśćnożykodowoców.

—Obiadgotowy—zaskrzeczaławdrzwiach

RositaIbar.Musiałateżzapewnezdaleka

pomiarkować,żezaszłocośniezwykłego,gdyż

podeszłaszybkodogrupyskonsternowanychosób.Tu

zauważyłaodrazubrakportretuseñoryIsabeli,a

potemprzesunęłasięwzrokiemnasąsiedniobrazi

background image

ujrzałanożyk,którymktośdokonałsymbolicznego

zabójstwa.—Jezus!—wrzasnęłaprzeraźliwieipadła

zemdlona.

ROZDZIAŁVIII

WARIATNAWOLNOŚCI

Wysłuchawszyopowiadaniaswoichgości,don

AdolfodeCarcerwyraziłprzypuszczenie,żeowym

„duchem”jestjakiśbezdomnywłóczęga,któryzadnia

śpi,a…

—Gdzie?—wtrąciłGustawErsing.

—Wruinachstaregozamku;o,tammabezlik

świetnychkryjówek.

—Awjakimceluodwiedzawnocynowyzamek?

—Byzaspokoićgłód.Jestempewny,żenierazjuż

splądrowałmojąspiżarnię.Zresztązarazsiętego

dowiemy.—TudonAdolfoskinąłnaprzechodzącą

korytarzemCarinęipoleciłjejprzywołaćmatkę.

Gustawkręciłgłową.

—Gdybymuchodziłotylkoozaspokojeniegłodu

—rzekł—natenczaszachowywałbysięjaknajciszeji

nieprzychodziłbynapiętro,gdzienicdojedzenia

znaleźćniemoże.Tymczasemonwałęsasięwszędzie,

nawetpostrychu!Tymczasemhałasuje,wyje,jęczy,

trzaskadrzwiami,usiłujenasprzerazić,jakgdybymuzależałonatym,bynasstądczym
prędzejwykurzyć…

—Pozatym—dorzuciłaBlanka—jakpan

tłumaczysobiepowodybarbarzyńskichwyczynów,

którychofiarąpadłyportretypańskichrodziców?

—Tojednojestdlamniezagadką.

—Dlamniezaś—wtrąciłKarolFech—

największązagadkęstanowibaszta..Mamnamyśli

dzwon—poprawiłsięszybko,schwyciwszykarcące

spojrzenieGustawa.—Którędysięszelmadostałdo

background image

tejniezwykłejdzwonnicy?

—Tamsięwogóleniemożnadostać—

oświadczyłdonAdolfo—odkąddrzwizostały

zamurowane.

—Ajednakdzwondzwonił.

—Nieuwierzęwtonigdy!Państwoulegli

złudzeniu;słyszeliścienapewnodzwonzwieży

kościelnejwewsi,adziękiosobliwymwarunkom

akustycznymwydawałosięwam,żesłyszyciestarą

alarmowąsygnaturkęzbaszty…

DohaluweszłaRositaIbar.

—Señormniewzywał?

—Tak,Rosito.Chciałemsięzapytać,czywciągu

ostatnichdwóchtygodniniezginęłowamcoś…z

zapasówżywności.

—No,señor.Zawszezamykamspiżarnięnaklucz

inicminigdyniezginęło.Tuniemazłodziei!

KarolFechwestchnąłsmętnieposłyszawszytę

odpowiedź.Niedlatego,żesambyłzprofesji

złodziejem,niemówiącjużoErsingach,aledlatego,że

niemógłprzebolećstratymilionaidwustutysięcy

franków,„uczciwie”zarobionychkosztemoszukanego

towarzystwaubezpieczeń…

—Czymogęjużodejść?Bomisięrybaprzypali…

—Jeszczejednopytanie,Rosito…Czysłyszeliście

kiedykolwiekdzwonzbaszty?

—Owszem,señor,słyszeliśmywszyscy,aletonie

mógłbyćdzwonzbaszty…

—Jakto!—oburzyłsięGustaw.—Przecież

pobiegliśmytamzaraz.Nawetwidzieliśmy,jaksięten

dzwonekkołysał!

—Jategoniewidziałam,señor.Animójmąż,ani

background image

dzieci.Rozmawialiśmyotymdługoidoszliśmydo

przekonaniawszyscy,żetojednakdzwoniłdzwonz

wioski,atylkoechorozlegałosiętutaj…

—Zeskórymożnawyskoczyć!—warknąłKarol.

NiemniejzirytowanibyliErsingowie,zatowłaściciela

zamkustanowczaodpowiedźRosityucieszyławybitnie.

Odetchnąłzprzeogromnąulgą,poweselałodrazui

zacząłdowodzićzhumorem,żeconajmniejpołowę

owychnocnychwyczynów„ducha”należyzapisaćna

rachunekbujnejfantazjimiłychgości…

—Czydotychnaszychprzywidzeńzaliczapan

równieżkradzieżportretuswojejmatki?—wtrącił

Gustawironicznie.—Iłajdackieuszkodzenieportretu

swojegoojca?

DonAdolfowiodrazuodeszłaochotadożartów.

—Nie—odparłpochmurnie—izatełotrostwa

sprawcaponiesiesurowąkarę.

—Oilegopanzłapie.

—Postaramsię…Dzisiejszejnocy!

Przygotowalisiębardzostaranniedonocnej

obławyna„ducha”,alewszystkozepsułGustawprzez

swojąniecierpliwość;posłyszawszyczyjeśkrokiw

korytarzu,zawcześniewypadłzswojegopokojuiw

dodatkuzaświeciłlatarkęelektryczną.Oczywiścienie

złapałnikogo,zatozrobiłinnegorodzajuważne

odkrycie:dwanajostrzejszepsyzamkowe,uwiązanena

tęnocwhalunawetniezaszczekały,chociaż

tajemniczyosobnikwybiegłzzamkuprzezhal;jęły

zawzięcieujadaćdopierowtedy,gdyujrzałyGustawa

Ersingaiprzeszkodziłymuwdalszympościgu.

—Azatemjesttoktośzdomowników!—orzekł

KarolFech,kierującznówswojepodejrzeniawstronę

background image

rodzinyIbarów.

Resztanocyprzeszłazupełniespokojnie,a

nazajutrzranodonAdolfozaproponowałswoim

gościomprzejażdżkęautemdoBurgos;tambowiem

miałsięspotkaćzbratem,jadącymzLizbony.

—Czytodalekostąd?—spytałKarol.

Około

stu

pięćdziesięciu

kilometrów.

Zwiedzimymiastoipowrócimytunawieczór.

—Wtakimrazie—rzekłKaroldoGustawana

uboczu—muszękluczeodlochówpozostawić

kamerdynerowi,żebymógłnakarmićwięźnia.Nie

zapominaj,żeokienkazawaliliśmygłazamiizasypaliśmy

jeziemią.

—Czytokonieczne?Nicbytemuszpiclowinie

zaszkodziło,gdybyjedendzieńprzepościł.Przeciwnie,

toświetnierobinaprzemianęmateri.

—Tak,tak,Guciu,aleonjużpościłwczoraj.

Zapomnieliśmyonim,dziękiprzyjazdowinaszego

gospodarza…Gotówsobiegośćprzegryźćżyłyz

rozpaczy,aprzecieżonbędzienambardzopotrzebny.

—Zwariowałeś?Dlatego,żenicjeśćniedostał

przezjedendzień…

—Mytowiemy,żeprzezjedendzień.Leczon

siedziobecniewciemnicy,nierozróżniadniaodnocy.

Wtakichwarunkach…mówięcitonapodstawie

własnegodoświadczenia…wydajesięczłowiekowi,że

siedzicałetygodnie,miesiące,wieczność!Można

zwariować!

background image

Karolmiałsłuszność.RafałKrólikzprzerażenia,że

goskazanonapowolnekonaniezgłodu,byłbliski

obłędu.Apotemzacząłszalećzradości,kiedy

posłyszałodgłosykrokówikiedywszparzenad

drzwiamijegocelizamigotałażółtakresaświatła.

—Dwóchichidzie—poznałodrazu,caływsłuch

zamieniony—KaroliGustaw.Idąpomojąodpowiedź

naswojeperfidneultimatum…

Omyliłsięjednak.Doceliwkroczylidwajsynowie

kamerdynera,GarcíaiLino,objuczenizapasami

żywnościnacałydzień.Żebysięniefatygowaćtrzy

razy,przynieśliwięźniowiodrazuśniadanie,obiadi

kolację.

—AseñoritaCarinanieprzyjdzie?—westchnął

Rafał.

—Nieee—ziewnąłGarcía—siostrachciała

przyjść,alemamaniepozwoliła…Jedzseñorprędko,

bogarnuszkimusimyodnieśćdokuchni.

LeczRafałjadłumyślniebardzopowoli,chociaż

byłgłodny,jakwilk;nieuśmiechałmusiępobytw

egipskichciemnościach,ajużchybanajwięcejcierpiał

przezto,żeniemiałdokogoustotworzyć.Postanowił

więcwykorzystaćchwilowetowarzystwochłopcówjak

siętylkodanajwięcej,inatychmiastpuściłwruchswój

obrotnyjęzyk.

NiestetyjednakmłodziIbarowieokazalisiębardzo

niewdzięcznymi

słuchaczami;

wspaniale

zełgane

opowieścionajbardziejniesamowitychprzygodachnie

interesowałyichzupełnie,dowcipównierozumieli,jak

background image

wszyscyludzieoumysłachtępychnieposiadalinerwu

humoru,anapytania,jakimiichRafałjąłzasypywaćodpowiadalikrótko,niechętnie.

—Czymbyichtuzainteresować—przemyśliwał

małydetektyw,widzączrozpacząwsercu,żejego

gościespoglądającoraztęskniejkudrzwiom.—Jak

byichrozruszać?

Próbowałkolejnonajrozmaitszychtematów,inic;

chłopcyziewalizarównoserdecznieprzypolityce,jaki

gdymówiłosportach.Dlaodmianyzacząłwychwalać

podniebiosaHiszpanów,ichrycerskość,gościnnośći

niespotykanąwinnychkrajachuprzejmość.

—Hiszpaniatocudownykraj!—wołałzzapałem

liczącnato,żepatriotycznykonikponiesieupartych

mruków.—Możeciebyćdumnizeswojejojczyzny.

StarszyGarcíawzruszyłramionami.

—Przecieżseñorjejniezna—odburknął—sam

pantomówił.

—Toprawda.ZnamnarazietylkoSanSebastian,

alejużtocudnemiasto…

—Nudnadziura—wtrąciłLino—tylkonowa

arenacośwarta.

—O,tak—Garcíaoblizałsię—byłatamraz

takaślicznacorrida,żenajednegobykaprzypadłopo

trzyrozprutekonie.Osiemnaściekoniwtedypadłoi

dwóchludzi!Ach,tocibyłoklasawidowisko!

—Apamiętasztegowspaniałegobyka,który

pikadorawrazzjegoszkapąprzerzuciłzabarierę?

—Pamiętam,Lino,pamiętam—potakiwałstarszy

rozmarzonytymiwspomnieniami—potemdrugikoń

zaplątałsięwewłasnychjelitachibykgokulałpo

arenie,jakpiłkę.Cośmysięwówczasuśmiali,no!

RafałKrólikwzdrygnąłsię,bowiemonrównież

background image

widziałwSanSebastianpodobnąscenę,lecz

równocześnieogarnęłagoszalonaradość,żeodkrył

achilesowąpiętętychmruków.Walkibyków,

naturalnie!Jakżemógłzapomniećotym,żemaprzed

sobądwóchmłodychHiszpanów!

—Jarównieżbyłemraznawalcebyków—rzekł

skwapliwie.

—Ico,señor?Podobałosiępanu?

—Głupiepytanie!—skarciłGarcíamłodszego

brata.—Tosięmusikażdemupodobać!Tylkockliwe

Angielkiniepotrafiąocenićpięknabohaterskiejwalki

espadyzmocarnymbykiem,oszalałymzbóluiżądnym

odwetu.Samwidziałem,jaktakazłotowłosamiss

rozbeczałasięiwyszłajużpopierwszymbyku!Głupia

idiotka!NiezobaczyłanawetmistrzaLalandy,który

wylosowałtrzeciegobykaiszóstego.Acotobyłyza

byki!Diabły,niebyki!

RafałKrólikzradościtańczyłkankana…wduchu

oczywiście;bootoGarcíaIbar,mruknadmrukami,

rozgadałsięnaglerekordowo,chociażnajsłabiejzcałej

rodzinywładałjęzykiemfrancuskimirazporaz

brakowałomupotrzebnychwyrazów.Jużnieziewał

teraz!Jużniekleiłymusięoczydosnu,leczbłyszczały

niesamowitymogniem,gdywymieniałnajznakomitszych

bykobójców,takichjakGuerrita,Bombita,Belmonte,

Mejías,Nacional,Vilalba,Canero,Marcet,Lalanda,

Ortega,Barreraitd.

LinoIbar,bardziejsentymentalnyodmalowałze

łzamiwoczachśmierćnaarenieespadynazwiskiem

LitriiJoselinaGómeza,zwanegoGalito,którychzgon

całaHiszpaniaopłakiwaładługo,iktórychczczonojak

największychbohaterównarodowych.

background image

RafałKrólikpociągałnosemwspółczującoi

nadmieniłmimochodem,żedrugaświecajużsiędopala,

wobecczegonależałobyzapalićnową.

—Niemamprzysobiewięcejświec—stwierdził

Garcia—więcmusimyjużodejść.Nagadałemsiętyle,

żezatydzieńtegonieodeśpię!

Rafałbyłwręczodmiennegozdania,achcąc

chłopcównakłonićdodalszegodotrzymywaniamu

towarzystwa,wyraziłsięnaderlekceważącookunszcie

zabijaniabykównaarenie.

—To,corobiąwasitoreros,potrafikażdy!—

dodałwkońcu.

Ciosbyłwymierzonyświetnie!MłodziIbarowie

osłupieli,potemprzezdłuższąchwilęsapalizoburzenia

jakmiechykowalskie,wreszcieGarcíapchnąłbrataku

drzwiom.

—Przynieśtunatychmiastcałąpaczkęświec—

krzyknął—inaszeprzyborydowalkibyków.Jużja

mupokażę,czytokażdypotrafi!Hej,Lino,tuzinświec,

powiadam!

NiczegowięcejRafałKrólikniepragnął,i

wewnętrzniezarykiwałsięześmiechu,żetakłatwo

udałomusięnabićwbutelkęmłodychHiszpanów.

Leczniebawemprzyszłymudogłowypoważniejsze

myśli;Lino,wychodząc,niezamknąłdrzwi,García

znużonydługąrozmowąniemalzasypiałwkącie…

—Straciłemświetnąsposobnośćdoucieczki—

myślał,czyniącsobiewduchuwyrzuty,żenie

przepiłowałdokońcażelaznejbransoletyobejmującej

wkostcejegonogęiprzytwierdzonejdogrubego

łańcucha.Tejnocyjąprzepiłuję—zaprzysiągłsobie—

możesięjutroznowunadarzytakaokazja.Terazjuż

background image

wiem,żenieskazalimnienaśmierćgłodową,żebędą

mitucodziennieprzynosilijedzenie…Tak,jutroim

zwieję;byłbymgłupijakandaluzyjskiebyki,które

pozwalająsiętysiącamizarzynaćnaarenach,gdybym

imstądjutronieuciekł…

WreszcienadszedłLinoIbarniosącpaczkęświec

ściągniętychmatceorazcałyarsenałdrewnianych

szpad,lancitympodobnychszpikulców.Wysypawszy

tenorężnaziemię,wyciągnąłzzapazuchyczerwoną

płachtęwyciętąwkształtpelerynki,rozpostarłją,

strzepnąłipodałjątrochęzdziwionemuRafałowi.

—Cojamamzrobićztąszmatą?

—Toniejestszmata!Tocapa!

—Capa?Bardzomiprzyjemnie.Aleniewiem…

—Señorbędzienajpierwcapeadorem—wyjaśnił

García.—Capeadormazazadaniedrażnićbyka

szkarłatnącapą.Mybędziemybykami,będziemy

señoraatakowali,aseñormusitakmanipulować,by

byktrafiłłbemwcapę,aniewseñora…Toprzecież

każdypotrafi,jakseñortwierdził.

—Oczywiście,żekażdy—Rafałrozkraczyłsię,

ująłowąpelerynkęwdłonie,wyciągnąłjeprzedsiebie.

—Gotów!—krzyknął.—Nuże,byczki!

„Byczki”niedałysięprosić.Garcíapochyliłgłowęi

ruszyłdoatakunaRafała,wydając„bycze”pomruki.

Rafałsądził,żewostatniejchwilizdążyuskoczyćw

bok,aliścispóźniłsięosekundę,iłeb„byczka”palnął

gowudozcałejsiły.Jeszczegorzejwyszedłna

spotkaniuzdrugim„buhajkiem”;Linoskręcił,zaledwie

musnąłcapę,potemzawróciłnapięcieigrzmotnął

Rafaławokolicęnerek,ażjęknęło.PotemznówGarcia

wjechałniefortunnemucapeadorowipomiędzynogi,

background image

narażającgonabolesnyurazsklepieniategołuku

triumfalnego.AniemalrównocześnieLinotrafiłRafała

wtosamomiejscecoprzedtem.

—Dość!—jęknąłmałydetektyw.—Uszanujcie

obiad,którydopierocozjadłem…Pozwólcieteraz

mniezostaćbykiem.

Zgodzilisięchętnie,chcielimupokazać,jaknależy

manewrowaćcapą.Ipokazali!Rafałoilemunato

pozwalałłańcuchprzywiązanydonogi,czyniłwypady

wręczbłyskawiczne,leczpomimotozawszetrafiał

głowąwpróżnię.Toznaczywpłachtę,którado

ostatniejchwilizwisałazachęcającotużprzedbrzuchem

chłopcagrającegowtejchwilirolęcapeadora.A

capeadorzdołałzawszeusunąćwbokswójkorpus,

czyniącprzytymnieznaczne,pełnegracjiporuszenia,

razwprawąstronę,razwlewą.

—Takiśtycwaniak?—ZziajanyRafałspojrzał

zezemnastarszegosynakamerdynera,obmyśliłsobie

chytryplannowegoataku,odszedłpodścianędla

nabraniarozpędu,ryknąłniczymprawdziwybykiz

niskopochylonągłowąrunąłnaprzódjakburza.

Leczznalazłszysiętużprzedczerwonąpłachtą,

raptownieskręciłnalewoiusuwającegosięwłaśniew

tęstronęchłopakapalnąłgłowąwbrzuchztakim

impetem,żetamtennakryłsięnogami.

—Zseñorajestznacznielepszybykniżtorero—

orzekłLinoIbar,podnoszączziemistękającegobrata.

—Oooouuu,tak—przyznałposzkodowany

García—señorjestbyknajwyższejklasy!

—Dziękujęzakomplement…Awiecie—dodał

pochwilizwłaściwąsobieskromnością—żejanigdy

nieprzeczuwałemwsobietychzdolności.Ha,możew

background image

poprzednimwcieleniuhasałempostepachgorącej

Andaluzji?Możeprułemszkapynaarenie,dopókimnie

nierozpruli?

TymczasemLinouzbroiłsięwlancęprawie

dwumetrowejdługości,wskoczyłbratunaplecy„na

barana”i,siedzącnagrzbiecietegowierzchowca,jął

Rafałowiwykładaćzasadysuertedevaras,pierwszej

fazywalkibyków.

—Garcíajestterazkoniem,japikadorem,aseñor

dalejpozostajebykiemimusisięstaraćobalićmnie

wrazzkoniem.

—Zprzyjemnością…Atalancadoczegoma

służyć?

—Tojestpika,którąpikadorwbijabykowiw

karkistarasięgoosadzićwmiejscu,comusięprawie

nigdynieudaje.

—Wierzęnasłowo,alewolęniepróbować.

—Pikaniejestznówtakaostra.Conajwyżej

ubranierozedrzeidraśnieskórę.

—Niebądźżeseñortchórzem,bomnieciężkotak

trzymaćbrata—zachęcałGarcía,występującyterazw

rolikonia.—Bykinajbardziejlubiątęczęśćwalki…

No?DonRaphaelo,znakomitybyku,nużena

pikadora!

—Hm,wdanymwypadkuwolęjużbyćkoniem

niżbykiem.

PrzystalinatoibykiemzostałGarcía,aRafałz

poświęceniemdźwigałnagrzbiecieLinaiodczasudo

czasuzbierałuczciwetryknięciawprawebiodrood

rozjuszonego„buhaja”.Obydwajchłopcy,dobrze

snadźwytrenowaniwtakichzapasach,mieli

przedziwnietwardegłowy,otymRafałmiałsiędziś

background image

sposobnośćprzekonaćwielokrotnie.

Posuertedevaras(zwanejteżsuertedepicar),co

możnabyprzełożyćnagręlanc,nastąpiłasuertede

banderila,wbijaniekrótkich,półmetrowychwłóczni,

ozdobionychwstążkami.Awreszciesuertesuprema…

—Wierzę,żejest„suprema”leczmam

wszystkiegodosyć—oświadczyłśmiertelniezmęczony

iwystarczającopoturbowanyRafał,walącsięnaswoje

posłaniezesłomy.

—Ależ,señor!Teraznastąpinajciekawsze!Walka

samegoespady!

—Jeżeliseñorniechce—dorzuciłchytrzeGarcía

—tomożemysobiejużpójśćstąd.

—Wobecjawnegoszantażuustępuję.

—Brawo,señor!Tomisiępodoba..Zresztątaka

lekcjamożesiępanukiedyśwżyciuprzydać.

Rafałparsknąłśmiechem,kapitalnieubawionytym

odezwaniemsięchłopca;nieprzeczuwałnieborak,że

słyszyniemylneproroctwo,żezłośliwykapryslosurzuci

goniebawemnaprawdziwąarenęizmusigodo

straszliwiedlalaikaniebezpiecznejwalkizprawdziwymi

bykamiandaluzyjskimi…

Całydzieńimupłynąłnaodtwarzaniuróżnychfazz

różnymibykami,ażprzyszłachwila,gdyLinood

dogasającejprzedostatniejświecyzapaliłostatnią.

Niemalwtejsamejchwiliwkorytarzuzatętniłyciężkie

kroki.WpadłzadyszanyVicenteIbar,ogarnąłcelę

bystrymspojrzeniemiodsapnąłzulgą.

—Wszystkowporządku—mruknął—ale

teraz…jazda,chłopcy!—Zacząłzsynamirozmawiać

wichojczystymjęzyku.RafałKróliknierozumiałpo

hiszpańskuaniwząb,leczpozachowaniusię

background image

wszystkichtrzechIbarówpoznałnatychmiast,że

wydarzyłosięcośniezwykłego.Wreszciezich

szybkiej,chaotycznejrozmowywyłowiłjednołatwo

zrozumiałesłowo:guardia-civil…

—Czyliżandarmi—mruknąłwsłuchującsięz

biciemsercawmilknąceechakrokówtrzechIbarów.

—Dowiedzielisięsnadź,żektośtujestwięziony

bezprawnie,iprzyszli.Wmojejsprawie,he,he,he,w

mojej!

Myliłsięjednak.Dwajrośligwardziściprzybylido

zamkuLaSolanawcałkieminnejsprawie.Obecnie

siedzieliwcieniuplatanównadziedzińcunowego

zamku,staraRositazabawiałaichrozmową,aCarina

dolewałaimdoszklanek.NatomiastVicentewyszedł

ażzabramędziedzińca,byzawczasupowiadomić

swojegopanaonieoczekiwanejwizycieguardia-civil.

Nawetzszedłdowąwozu.

Wreszcie!Jednostajnyleczdaleki,ledwie

dosłyszalnyszmerekprzeszedłnaglewzajadłe

warczeniesilnika,snadźsamochódzacząłsiępiąćpod

górę.Jakożpochwilizgajuoliwnegowyłoniłosię

znajomeauto.PrzykierownicysiedziałsamAdolfode

Cárcer,aobokniegoniski,opalonynabrązgentleman.

—DonJulio!—Wiernysługapoznałzdaleka

młodszegopaniczaiwymachiwałkapeluszemzradości.

Alegdysamochódpodjechałbliżej,VicenteIbar

przypomniałsobienatychmiast,pocotuwybiegł.—

Żandarmiwzamku!

Hamulcezgrzytnęły,autostanęłojakwryte.Señor

AdolfodeCárcerwyraźniepobladł,niemniej

zaniepokojeni,choćzinnychpowodów,bylijego

goście,Blanka,GustawiKarol.TylkodonJulionie

background image

lękałsięniczegoiprzyjaźnieściskałdłoństarego

kamerdynera,którygoniegdyśnarękachnosił.

—Czegochcą?—warknąłdonAdolfo.

—Niewiem,señor.Pytałem,aleniechcieli

powiedzieć,astarszyznich,Cristobal,tenwściekły

background image

piesrepublikańskiodburknąłminawet:Niemyślęsobie

językastrzępićkilkarazywtejsamejsprawie;gdy

wszyscydomownicysięzejdą,powiem,zczym

przychodzimy…

—Spuszczajmost—rzekłdonAdolfopo

dłuższymnamyśle—wolęnajgorszeniżgłupią

niepewność—dodałciszej—przecieżdokumenty

mamwnajlepszymporządku…Isamkonsulw

Bayonnemiręczył,że…Jazda,stary!

—Señor,mostjużopuszczony,alemożebypan

tamniejechał…

DonAdolfowzruszyłramionami,nacisnąłstarteri

wchwilępóźniejwjechałnadziedziniecnowegozamku.

StaraRositauciekłacoprędzejdosuteren,

unoszączsobąszklanki,pustąbutelkęiinneślady

małejlibacji.Żandarmizapięlisobiekołnierze

mundurów,przewiesiliprzezramiękarabiny,nacisnęli

niżejnaspoconeczołaswojepocieszneczaka,a

doprowadziwszyswójwygląddostanuprzepisanego

regulaminemsłużbowym,dźwignęlisięzławki.

—Cowidzę!—krzyknąłCristobal,ówwściekły

piesrepublikański,jakgokamerdynernazywał.—

AleżtoprzecieżseñorPazRoca!

—TojestseñorJuliodeCárcer!—wtrąciłz

naciskiemkamerdyner.

—Niemożliwe!Widziałemprzecieżtylefotografi

wgazetachi…

—Mapanrację,komendancie—przerwałmu

donJuliozeswoimprzemiłymuśmiechem,którymu

zawszezjednywałludzi—alepoczciwyVicentetakże

masłuszność.JestemJuliodeCárcer,leczmój

pseudonimmatadorabrzmiPazRoca..No,ależeście

background image

tusłyszeliomoichwyczynachwAmeryce?!

—Wolneżarty,mistrzu;niemawHiszpani

jednegodziecka,którebyniesłyszałoowspaniałych

zwycięstwachpańskich,którebyniewiedziało,żePaz

Rocajestpierwszymespadąświata!—Gwardzista

CristobalmówiłtoztakwłaściwąHiszpanom

afektacją,alewjegoszarychoczachmalowałosię

szczereuwielbienie.—Ach,mistrzu,czymógłbym

uścisnąćtęrękę,którarozciągnęłanapiaskachareny

tysiącgroźnychbyków?

—Bardzomibędziemiło—donJuliopodałdłoń

Cristobalowi,apotemjegokoledze,naco

dystyngowanydonAdolfoskrzywiłsięwyraźnie;jego

kamerdynerrównież…—Tylko,komendancie,muszę

sprostowaćpewnąnieścisłość.Zgładziłemdotychczas

dopiero998byków,anietysiąc.Alepowiempanuna

pocieszenie,żetedwabrakującemibykizabijętą

dłoniąwSanSebastian,wnajbliższąniedzielę…Czyli

pojutrze.

—Jakżesięcieszę!Jakitozaszczytdlatych

bykówidlaSanSebastian!Ach,mistrzu,tęcorridę

muszęzobaczyć,żebyminiewiemjakasłużba

wypadła..

—Braciszku,możechceszodpocząćpopodróży

—odezwałsiędonAdolfo,mocnojużzirytowany

poufałąrozmowąbrataz…kim?Zguardia-civil!Ztymi

łotrami,którzywdecydującymmomencieopuścili

króla!

—O,cowidzę!—Tymrazemwokrzyku

Cristobalazadźwięczałaironia.—Marnotrawnysyn

powróciłnałonoojczyzny.Oczywiście,cieszymysięz

tego.Bardzosięcieszymy,donAdolfo,żepanprzestał

background image

byćpretorianinemkróla-aferzystyipowróciłpando

Republiki,która…

—Carrrramba!—zgrzytnąłzębamidonAdolfo,a

staryVicenteuciekłczymprędzej,gdypadło„tak

straszliwebluźnierstwo”:król-aferzysta!Pochwilidon

Adolfozapanowałnadwzburzeniem.Znajbardziej

zjadliwąuprzejmościązapytałżandarmówocelich

wizyty,gdyż,niestety…—brakczasuniepozwalamu

nakontynuowanieprzemiłejrozmowyzpanami…

—Przyszliśmy,byzbadać,czywokolicy

pańskiegozamkuniegrasujeposzukiwaneprzeznas

indywiduum…

DonAdolfo,KaroliErsingowiewymienilimiędzy

sobąznaczącespojrzenie,natomiastdonJulio,

zdradzającymimoswojegowysokiegourodzenia

szczególnezamiłowaniedopoufaleniasięzludźmi

niższegostanu,uciąłsobietużobokwesołąpogawędkę

zcórkąkamerdynera,señoritąCariną.

—Czytojestjakiśgroźnyprzestępca?—spytał

WreszciedonAdolfo.

—No,señor.Toobłąkany,któryzbiegłzzakładu

dla..

—Nieszkodliwywariat?

—O,przeciwnie!Tobardzoniebezpiecznywariat!

Furiat!!!—Cristobalwyjąłztorbyjakieśpapiery.—

Więcnikttuniewidziałtakiegotypa?

—Nnnie—odparłdonAdolfo—wprzeciwnym

razienieomieszkałbymprzecieżzawiadomićpana..A

dawnotenwariatuciekłzzakładu?

—UciekłzBurgos—Cristobalodnalazłwreszcie

potrzebnymudokument—przeszłotrzytygodnie

temu.

background image

—Bagatela!Idopierodziśzaczęliściegoszukać.

Nieźle,nieźle…

—Señorsięmyli.Szukamygopocałejokolicyod

dawna,aletokutycwaniaktennaszMiguel…

—Olazábal?—MłodziutkaCarinawytrzeszczyła

oczętaipobiegłacoprędzejdosuteren,dokuchni,

gdzieseñoraRositaprzygotowywałajużkolacjędla

państwa.—Mamo,mamo!—zawołałazdaleka—

jakbyłodziadkowi?

—Głupiepytanie.Skorotwójojciecnazywasię

Ibar,toi…

—Aledrugiemudziadkowi.Jaksięnazywałtwój

ojciec,ijaksiętynazywałaś,zanimwyszłaśzamążza

tatusia?

—Doczegocitopotrzebne?

—Taksobie,mamusiu.

—Nazywałamsiępiękniejniżdzisiaj,boRositade

Olazábal!

ROZDZIAŁIX

PORWANIEBLANKI

NazajutrzdonJuliomiałjechaćdoSanSebastian,

byzałatwićformalnościzwiązanezjutrzejszymswoim

występemnaarenie,aleponamyślezrezygnowałztego

zamiaruipoprzestałnawysłaniukilkulistów.

—Wiem,czymtopachnie;zacznączłowieka

fotografowaćnawszystkiestrony,męczyćowywiad,

zasypywaćnajgłupszymipytaniami,zapraszaćdo

domównajznakomitszychosobistości,fetować,poić

szampanem…ajachcęprzedewszystkimnależycie

wypocząćpowczorajszejpodróżyizebraćsiłydo

jutrzejszejwalki…Niemogęsięjutroposzkapić,u

licha!Przecieżtobędziemójpierwszywystępnaarenie

background image

popowrociedoojczyzny!Przecieżjutromamliczbę

zabitychprzezsiebiebykówzaokrąglićdotysiączka!

—Maszrację,braciszku—wtrąciłdonAdolfo—

pozostańdziśznami,młodziIbarowiedoręczątwoje

listyadresatom,otomożeszbyćspokojny.Aczy

zarezerwowałeślożędlanas?

—Rozumiesię!Lożędlaciebieitwoichmiłych

gości,adlacałejtwojejsłużbyasientosdebarrera.To

sąnajlepszemiejscadlaznawców.

—O,muchasgracias,señor!—dziękowałamu

kolejnocałarodzinaIbarów,olśnionatakąhojnościąi

uszczęśliwiona,żeujrzynaareniedonJulia,znanego

„całemuświatu”podpseudonimemPazRoca.

KarolautemGustawapodwiózłchłopcówdostacji

odległejstądodziewięćkilometrówipowróciłzarazdo

LaSolanaspoconyjakmysz.

—Takiegoupałujeszczetutajniebyło—

oświadczyłwkraczającdohalu,gdziedonJulio

opowiadałbratuiErsingomoswoichprzygodachw

Ameryce.—Proponujępaństwukąpielwmorzu,to

nasorzeźwi.

—Alepotemwyzioniemyducha,gdynamsię

przyjdziedrapaćnatęprzeklętągórę—odparłGustaw

iwestchnął.—Ach,gdybysiętutajmożnabyło

wykąpać…

—Dlaczegobyniemożna.Łazienkaprzecież

jest…

—Tak,donAdolfo.Jestinawetprześliczna,lecz

nieczynna…

Ituwyszłonajaw,żewygodniIbarowie,abysię

niefatygowaćprzypompowaniuwodydozbiornika,

nakłamaligościomswojegochlebodawcy,iżurządzenie

background image

wodociągowewłaziencejestoddawnazepsute.

—MusiałamdokąpielijeździćzawszeażdoSan

Sebastian—żaliłasięBlanka.KrewkidonAdolfo

omalnieobiłzatokamerdynera,przyrzekłmuuczciwe

kazaniewczteryoczy,anarazieukarałgodotkliwie

wydaniemzarządzenia,żemaprzygotowaćkąpiel

kolejnodlawszystkichobecnych…

—O,madremia!—jęknąłVicenteIbar.—

SeñorErsing,doñaBlanka,donCarlos,donJulioidon

Adolfo,razempięćkąpieli!Nie,jategonieprzeżyję!

WdodatkutesmykisąwSanSebastian…

Pomaszerowałdokuchni,bywylaćżółćnakobiety

izażądać,bymupomagaływtakciężkiejpracy.Lecz

Rositaodmówiłastanowczo.

—Jamuszęmyślećoobiedzieiokolacji—

odparła.

—Jamuszęzanieśćobiadwięźniowi—dorzuciła

Carina,alejejnieudałosięwykręcićodrobotytakjak

matce,dziękiczemubiednyRafałKrólikznowuzostał

skazanynacałodniowypost.

Wdwiegodzinypóźniejkamerdynerobwieścił

triumfalnie,żepierwszakąpiel„już”jestgotowa.

—Panioczywiściemapierwszeństwo—

gospodarzzwróciłsiędoBlanki,którajednakwyraziła

chęćwykąpaniasięnakońcu,wieczorem,tużprzed

udaniemsięnaspoczynek…Napierwszegoposzedł

więcGustaw,potemdonJulio,KarolidonAdolfo.

Gdytenostatniopuszczałłazienkę,zegarbiłósmą,a

Rositapodawałakolację,pomimotodzielny

kamerdynerdomagałsiępochwałzaswójrekordowy

pośpiechwprzygotowywaniukąpieli.

Posutejkolacjizasiedlidokart.

background image

—Amojakąpiel?—przypomniałaBlanka.

—Zamówiłemjąnagodzinęjedenastą.Niemożna

takzarazpojedzeniuwchodzićdowanny…

GdyojedenastejVicenteprzyszedłzameldować,

żekąpieldlaseñoritygotowa,Blankęogarnąłnagle

niewytłumaczalnylęk.Amożezłeprzeczucia?

Abyrozproszyćjejobawy,przenieślisięzkartami

dopokojusąsiadującegozłazienką,którejdrugiedrzwi

wiodłydogaleriportretów.Tamznówzamknięto

ulubieńcagospodarza,legawcapsaktóregoniktobcy

niezdołaprzekupić,jakdowodziłVicente.Poczciwy

Vicentezeswojejstronyofiarowałsiępozostaćprzez

całyczaswkorytarzuwrazzobydwomasynami.

Słowem,Blankabyłaztrzechstronzabezpieczona

przedinwazją„ducha”,azczwartejstronyznajdowały

siędwasolidniezakratowaneoknaumieszczonebardzo

wysoko.

Apomimotowszystkobałasię,odgadywała

instynktem,żegrozijejjakieśniebezpieczeństwo.

Kiedyjągremialnieodprowadzilidołazienki,przytuliła

sięmocnodoGustawaizaczęłaprosić,bywciąż

rozmawialigłośno.

—Będziemituraźniejnaduszy,gdybędęsłyszała

waszegłosytużzadrzwiami…Idrzwiniezamknęna

zasuwkę.Jeślikrzyknę…

—Niebądźżedzieckiem,Blanko—wtrąciłKarol,

któremuśpiesznobyłodogry,bowiemkartaszłamu

dziśnadzwyczajnie.—Cocisięmożestać?

Wyszli.Zamknęłazanimidrzwi,aleniezasunęła

zasuwki,bymoglituprzybiecnakażdejejwołanie.

Rozebrałasię,złożyłasuknięibieliznęnakrześleizeszłapotrzechmarmurowych
stopniachdoolbrzymiejwanny

wpuszczonejwposadzkę.Wdwóchkandelabrach

background image

płonęłodwanaścieświec,byłotuwięcdostatecznie

jasno,chociażłazienka,przerobionaniewątpliwieze

zwykłegopokoju,liczyłasobiedługościzsiedem

metrówidobrepięćszerokości.Dziękitemumogła

zlustrowaćwzrokiemcałąłazienkę,odmajolikowej

posadzkidozdobnegowmalowidłasufitu…

—KtóryśzprzodkówdonAdolfamusiałmieć

porządnegobzikanapunkciemalarstwa—pomyślałaz

humorem,gdyżrzeczywiściewcałymzamkuażsięroiło

odnajrozmaitszychbohomazów.—Nawetłazienkę

uszczęśliwiłswoimikiczami.—Teolejneobrazki,

zawieszonebardzowysokoprzedstawiałytypy

wieśniakówzróżnychprowincjiHiszpani…—Brrr,

cóżtozazbój!—Tookreślenieodnosiłosiędo

podobiznystaregoAragończykawiszącejnaścianie,

którałazienkęoddzielałaodkorytarza,czylizaplecami

kąpiącejsięBlanki.Niefortunnymalarz,pragnącsnadź

oddaćiściearagońskiupór(powiadaprzysłowie

hiszpańskie,żeAragończykgwoździeprzybijagłową),

pofałdowałswemuAragończykowiczołowniezliczone

zmarszczkiinadałjegooczomniesamowiciezływyraz.

Lecznaglestałosięcośbardzodziwnego.

Karykaturalniezłeoczyzapadłysięgdzieś,aich

miejscezajęłynatychmiastinneoczy,oczyżywego

człowieka!Spojrzałynajpierwkudrzwiom,potemw

dółkuwannie,zabłysłyiprzywarłydociałaobnażonej

kobietypożądliwymspojrzeniem…

—Señorito—zabrzmiałzadrzwiamigłosdon

Julia—życzępanidobrejnocyicudnychsnów.Idę

spać,chcęsiędobrzewyspaćprzedjutrem…

—Dobranocpanu…Gustawie,alewyzostajecie

—zaniepokoiłasię.

background image

—Oczywiściemaleńka.Pluskajsięspokojnie…

Spokojnie!Niestety,tobyłonieosiągalnewtej

chwili.Niezrozumiałylękściskałjejsercecoraz

mocniej.Niebawemzaczęłażałować,żeniezabrałaz

sobątutajpsa,miałabyjakąśżywąistotęprzysobie.I

osobliwymzbiegiemokoliczności,zaledwieto

pomyślała,legawieczamkniętywgaleriportretów

zacząłdrapaćdodrzwiłazienki…Bezwahania

postanowiłagotuwpuścić.Wyszłazwanny,podeszła

dotamtychdrzwi,nacisnęłaklamkę.Wtymsamym

momenciedrzwicofnęłysięwgłąbtakgwałtownie,że

jąpociągnęłyzasobąirównocześniejakaśpłachta

spadłajejnagłowę,cośzakryłojejustaotwartedo

wydaniaokrzykuzgrozy,czyjeśręcepoderwałyjąz

ziemijakpiórkoiuniosłydociemnejkomnaty…

WtymsamymczasieKarolgłośnosprzeczałsięz

Gustawemojakieśprawidłogry,ażpogodziłich

dystyngowanydonAdolfo.Przezdłuższąchwilęgraliw

milczeniu,wreszciegospodarzprzypomniałsobie

prośbęBlanki.

—Señoritażyczyłasobie,abyśmyrozmawiali

głośno—rzekł.

—Eee,chybasięjużprzestałalękaćwłasnego

cienia.

—Karolku,nieudawajbohatera,boci

przypomnę,jakszczękałeśzestrachuzębami,gdy

odezwałsiędzwonzestarejbaszty.

—Panjeszczewciążwierzy,żetobyłdzwonz

baszty?—donAdolfouśmiechnąłsiędoGustawa.—

Aczemużterazniedzwoninigdy?

—Niewywołujseñorwilkazlasu—wtrącił

Karol.

background image

—Zmieńmytematpanowie—zaproponował

Gustaw—jeżelimojasiostracośztegousłyszy,to

wyskoczyzwannyiprzybiegnietuwadamowym

stroju…

—Jużchybausłyszała…Hej,Blanko,czy

słyszałaś,oczymmówiliśmy?

Niebyłoodpowiedzi.

—Halo,Blanko—powtórzyłKarolgłośniej—

czyśzasnęławwannie?

Gustaw,zaniepokojonymilczeniem,zerwałsięod

stołu.

—Siedźże,Guciu…Aty,Blankonierób

kawałów.Odezwijsię!

Iznowużadnejodpowiedzi.

Gustawpodszedłdodrzwiodłazienki,zapukał

mocno,nacisnąłklamkę,uchyliłdrzwiiwydąłstłumiony

okrzyk.

—Co?Cosięstało?!—KarolidonAdolfo

pobieglizaGustawem,którywtejchwilijużmiotałsię

połazience,klnącbardzosoczyście.Potempochwycił

wdłońjedenzkandelabrówiwpadłdogaleri

portretów,Karolzdrugimkandelabremzanim.—

Blanko!Senorito!Kochanie,nieżartuj,gdziesię

ukryłaś?—wołaliwszyscytrzejnawyścigi,biegając

odkątadokątapoolbrzymiejkomnacie.Legawiec

wyciągniętywygodnienakanapie,wodziłwzrokiemza

swoimpanem,niepojmującpowodówjego

wzburzenia.

—Oszalećmożna!—ryknąłGustaw.Szedł

wzdłużmuruizgiętympalcemopukiwałgoz

nerwowympośpiechem,szukajączamaskowanych

drzwiczek.—Oknazakratowane!Tylkodwojedrzwi,

background image

jedneodłazienki,drugiezkorytarza!—Tedrugie

drzwibyłyzamknięte,aklucztkwiłwzamkuodtej

strony,więcnikttędywyjśćstądniemógł.Zresztąw

korytarzuczekalitrzejIbarowie,którychdonAdolfo

wpuściłtuteraz,byichprzesłuchać.

—No,señor,tędyniktniewszedł—wykrztusił

VicenteIbar,przerażonywiadomością,żeseñoritaw

tajemniczysposóbzniknęła—tenpieskażdego

obcegonapadnie.Aszczekaćtoon…

—Nanasjakośnieszczeka—zauważyłKarol

cierpko.

—Bopaństwosątujużdawnoiprzyzwyczaiłsię

wkońcu..

—Zatemmógłsięprzyzwyczaićtakżedokogoś

innego!

—Señor,dokogo?!

—Dotegoszaleńca,którysiętugdzieśukrywa!

—NaBoga!—Gustawzałamałręcezrozpaczy.

—MojaBlankawszponachobłąkanego?!—

Podbiegłdogospodarza,wszczepiłrozdygotanepalce

wjegoramiona.—Tusąjakieśpodziemneprzejścia,

ganki,labirynty,tak?

—Owszem,są—odparłdonAdolfo,alepo

angielsku,zapewneprzezwzglądnasłużbę—lecz

wejściadonichniemaztejsalianizłazienki.

—Albopanonimniewie!

—Niema—wtrąciłKarol—opukałem

wszystkieścianydokoła.Terazzrobiętosamow

łazience.—Iwyszedł,azanimogłupialiIbarowie.

—Jesteśmybezświadków,donAdolfo—rzekł

Gustaw,patrzącgospodarzowiwoczyprzenikliwie—

tujesttakżejakieśprzejście,czytak?

background image

—Nie!Zaręczampanusłowem…Jawkażdym

razienicotymniewiem,aprzecieżznamcałyzamek

jakswojąkieszeń!

—Więcprowadźmniepandoinnegowejścia.

Skororaz…

—Niemogę,señor.Niemogętamnikogo

wprowadzić!

—DonAdolfo—Gustawmówiłjużprzez

zaciśniętezębyipowstrzymywałsięprzedwybuchem

ostatnimwysiłkiemwoli—jawiem,czemupannie

chcemnietamwprowadzić.Alejagwiżdżęnapańskie

skarbyrodowe!MniechodzioBlankę,którą

uprowadziłobłąkany!Panatomożemałoobchodzi,

leczBlankajestmoją…

—Siostrą.Wiem.Imylisiępanmówiąc,żemnie

tomałoobchodzi.Napewnowięcejniżpana.Bo

Blankajestmojąnarzeczoną!

—Hę?Odkiedy?!

—Odmiesiąca.Zaręczyliśmysięjeszczew

Biarritz…Iprzyrzekampanuuroczyście,żenatychmiast

zejdędopodziemi,aletylkosam!—Skierowałsięku

drzwiomodkorytarza.

—Pozostańcietutaj,ażwrócę…

—Ajeżelipanniewróci?Toszaleniec!Furiat!!

—Wiem.Ijeślimujednakulaniewystarczy,

wpakujęwniegocałymagazynek!

Odchodzęjuż,panieErsing.Każdedalszesłowo

byłobykarygodnązwłoką…

—Tak,tak,niechpanbiegnietamjak

najszybciej…

PochwiliGustawprzeszedłdołazienki.Karol

oświadczyłmu,żezgrubszaopukałjużituwszystkie

background image

ściany,leczżadnegozamaskowanegowydrążeniaw

murzenieznalazł.PotemspytałodonAdolfa.

PosłyszawszyodpowiedźGustawa,obsypałgo

najgorszymiprzezwiskami.

—Ity,idioto,niepobiegłeśzanim?!—Ze

względunaIbarówmówiliterazwyłączniepoangielsku.

—Niepozwoliłmi…

—Zgłupiał!DoszczętniezgłupiałmójGuciu.Nie

pozwoliłmi,powiadatuman.Wierzę,żeniechciał

pozwolić,alektobysięgopytał!Przecieżonbyłbycię

zaprowadziłwprostdoskarbu!Należałotylkoiśćza

nimwodpowiedniejodległości,śledzićgoi…

—Dajmispokój—Gustawopadłnakrzesłoi

dopieroterazzauważyłnanimsuknięBlankiorazjejbieliznę.—Nagąjąporwał—
jęknął,kryjąctwarzw

dłoniach…—Obłąkany…szaleniec…furiat…sama,

bezbronnawlabirynciepodziemi,ooooch!

Potemzerwałsięnarównenogi.

—Drzwiizakratowaneoknaniewchodząw

rachubę—myślałgłośno—wścianachniema

zamaskowanychprzejść.Awpodłodze?!

—Słusznauwaga!—Karoluklęknąłnatychmiasti

zacząłskrupulatniebadaćcałąposadzkęwłazience,

łażącnaczworakachodścianydościany,ku

niemałemuzdumieniutrzechIbarów.Potemprzeniósł

siędogaleriportretów,gdzietakiesameposzukiwania

prowadziłodchwiliGustaw…

Wpółgodzinypóźniejdalizawygraną,w

podłodzeniebyłożadnegoprzejściazcałąpewnością.

—Niemainnejrady,tylkomusimyczekaćna

powrótgospodarza.

—Czekać!—wybuchnąłGustaw.—To

przeklętesłowo!Czekaćzzałożonymirękami,kiedy

background image

tamona…wszponachfuriata…Nie!Nie!!Nie!!!Ani

myślęczekać!—wrzasnąłizawróciłkudrzwiomod

łazienki.—Vicente!

—Słucham,señor…

—ProwadźmniedopokojudonJulia.Aletojuż!

JuliodeCárcerzajmowałnaparterzepokój

sąsiadującyzjednejstronyzjadalnią,azdrugiejz

sypialniąswojegobrata.Krótkąwięcmielidrogę,lecz

bardzodługomusieliwalićpięściamiwdrzwi,zanim

znakomityespadaocknąłsięzkamiennegosnu..

Odprawiwszysłużbęopowiedzielimuotajemniczym

zniknięciuBlankiiosamotnejwyprawiedopodziemi

donAdolfa,któremuzapewneprzydarzyłosięjakieś

nieszczęście,skorotakdługoniewraca…

—Powinniśmymupospieszyćzpomocą—

reasumowałGustaw.

—Rozumiesię!Alejaktozrobić?Janieznam

tychprzejść…

—Jakto?!Señorurodzonyiwychowanywtym

zamkunieznatutajkażdegokąta?!

Każdejkryjówkiwpodziemiach?!

—Przykromi,żeseñoreswtowątpią—odparł,

wyczuwszytonwyraźnegoniedowierzaniawgłosie

Gustawa—niemniejtakjest,jakmówię.Tajemnice

zamkuLaSolanaznazawszetylkogłowarodude

Cárcerów,wtymwypadkumójbratdonAdolfo,który

kiedyś,ponajdłuższym,dajBoże,życiupowierzyna

łożuśmierciowetajemniceswojemunajstarszemu

synowi.Albomnie,jeżeliniebędziemiałpotomstwa…

—Ajeśliniezdążyichkomuśpowierzyć?Jeśli,

czegomu,rozumiesię,nieżyczę,zginienagłąśmiercią,

tocowtedy?

background image

—Wtedyjegoustawowyspadkobiercaotrzyma

odpewnegonotariuszawMadryciezalakowaną

kopertę,wktórejbędąsięznajdowaływszelkie

wyjaśnieniaoraz..

—Czyli—wtrąciłzniecierpliwionyGustaw—że

gdybydonAdolfodorananiewróciłzpodziemi,topan

zatelegrafujenatychmiastdoowegonotariuszaita

kopertajutrowieczorem…hm,zMadrytu…na

przykładautem…

—Jutro!Aleskądże,panieErsing!Notariuszowi

wolnoówdokumentprzesłaćnowemudziedzicowiLa

Solanadopierowtrzydzieścidnipourzędowym

stwierdzeniuśmiercipoprzedniegodziedzica…

—Wtrzydzieścidnipourzędowymstwierdzeniu

śmierci!Ha,ha,ha,ha.—Gustawwybuchnąłtak

histerycznymśmiechem,żenawetflegmatycznydon

Julioprzestraszyłsięmocnoizacząłgouspokajać

uroczystymizapewnieniami,żedonAdolfowrazz

señoritąBlankąpowrócąladachwila…

Leczupłynęłagodzina,adonAdolfoniepowrócił.

Pomimotojegobratnieokazywałnajmniejszego

niepokoju.

—Nicdziwnego—mówił—podziemneganki

ciągnąsiętupodobnocałymikilometrami,tomibrat

nierazopowiadał.Uważamzacałkiemmożliwe,żebrat

mójprzyprowadzipańskąsiostrędopieronadranem.

—Zacząłcałkiemniedyskretnieziewaćitłumaczyć

Gustawowi,żeprzywalcebykównajmniejszedrgnięcie

rękimożematadoranarazićnaśmierćlubconajmniej

naciężkieokaleczenie,atylkoczłowieknależycie

wypoczętymożebyćpewny,iżrękamuniezadrżyw

krytycznymmomencie…

background image

Zrozumieli,żedonJuliochcespać,żeichodsyłado

wszystkichdiabłów,ipowrócilido…galeriportretów.

Kamerdyneraanijegosynówniespotkalinigdziepo

drodze,trzejIbarowieniewątpliwieudalisięna

spoczynekjużdawnotemu:byłobądźcobądźpo

drugiej…

—Cóżich,albodonJuliaobchodzilosmojej

Blanki—westchnąłGustaw,krążącposalijaktygrys

uwięzionywklatce.Przystanąłprzedzakratowanym

oknem.—Zagodzinęzacznieświtać,ajegojeszcze

niema.Zabiłgotenwariat,tonieulegawątpliwości…

Blanka!—krzyknąłnagletakimgłosem,żeKarolowi

wypadłzrękipapieros.—Blankawmocyszaleńca,

furiata!Nie,toponadmojesiły.Niechajsiędzieje,co

chce,idęzawiadomićpolicję!Niechotocząten

przeklętyzamek,niechprzetrząsnąkażdykąti…

—Iznajdąnaszegowięźnia—wtrąciłKarol.—

WówczasRafałKrólikwyjaśniim,kimmyjesteśmy!I

pójdziemypodkluczwrazzBlanką…Niemówiącjużo

dawniejszych

sprawkach,

tylko

za

kawał

z

towarzystwemubezpieczeńgrozinampotrzylata

więzienia…

—AterazBlancegroziśmierć!

—Eee,przesada.Blankajestnazbytpiękną

kobietą,byjąmógłzabićnawetwariat.Conajwyżej

ją…

—Milcz!—ryknąłGustaw.—Wolałbymją

background image

widziećnamarachniżto!

Umilklinadłuższąchwilę,ażnagleKarolpalnąłsię

dłoniąwczoło.

—Jacyżznasgłupcy!—krzyknął.—Mówimyo

RafaleKróliku,azapominamy,żeonwobecnej

sytuacjinajwięcejmógłbynamdopomóc.

—Nonsens.Przecieżonsiedziałtuwlochachod

dniawaszegoprzyjazdu.Każdyznasznastokroćlepiej

rozkładkomnatzamkowych,niżon.

—Leczonposiadawięcejsprytuiszczęścia,niż

każdyznas,niżmywszyscyrazemłącznie..Zresztą,

cóżciszkodzispróbować?

—Maszsłuszność,Karolu.DlaratowaniaBlanki

niewolnonamzaniechaćżadnegośrodka,nawet

najbardziejryzykownego.

—Niewidzętuwogóleryzyka;przyrzekniemy

małemuspryciarzowiwszystko,czegozażąda,żebygo

zachęcić…wczasierobotybędziemygopilnowalijak

okawgłowie,apotemodprowadzimygonapowrót

dojegoceli…

Czy

klucze

od

lochów

odebrałeś

kamerdynerowipoprzyjeździezBurgos?

—Odebrałemjewczoraj…

Wybiegliprzezhalnadziedziniec,okrążyliskrzydło

nowegozamkuizaczęlisięzbliżaćdoruin.NagleKarol

zawyłzbólu.

—Wyrżnąłemsięokamieńwkostkę—wystękał.

background image

—Zaczekajwymasujęsobienogę.

—Niemaczasunaczekanie.—Niecierpliwy

Gustawodebrałprzyjacielowikluczeisampopędziłku

ruinom,świecącsobieswojąelektrycznąlatarką.

Gustawmiałpamięćdoskonałą.Chociażtylkojeden

razbyłwtutejszychlochach,orientowałsięświetniew

tymlabiryncieiwparęminutpóźniejstanąłprzed

drzwiamiceliwięźnia.—Śpi—sądził,widząc,że

straszliwyzgrzytkluczawzardzewiałymzamkunie

wywołałztamtejstronydrzwinajlżejszegoszmeru.

Pchnąłdrzwi,wsunąłgłowęiwtymsamymmomencie

czyjaśpięśćpalnęłagowtwarzztakąsiłą,żeupadłna

wznak.Cośmuwyrwałozdłonilatarkę,cośmu

nastąpiłonabrzuchiwkorytarzubiegnącymwzdłuż

wszystkichcelwięziennychzatętniłykrokiszybko

uciekającegoczłowieka…

—Trzymaj!Szpiceluciekł!—Gustawdźwignął

sięzziemi,zamierzającścigaćzbiega,alew

ciemnościachwpadłnamuriosunąłsięnakolana.—

Karoool!Łapszpicla!—ryczałcotchuwpłucach…

KarolFechkulejąctrochędowlókłsięwłaśniedo

ruin,gdydobiegłogostłumionewołanieGustawa.Słów

wprawdzieniezrozumiał,leczodgadłcozaszłoiz

rewolweremwdłonipospieszyłdolochów,niebacząc

nabólnogi.

RafałKrólik,którytrochęchybiłwciemnościach,a

możebyłzbytosłabionypowczorajszympoście,nie

mógłjużwykonaćswojegoplanu,tojestzamknąć

Gustawawceli.Poprzestałwięctylkonaucieczcei

gnałnaoślep,lękającsię,żegdyzaświecilatarkę,

będziestanowiłwygodnyceldlakulGustawa…

—Tenłajdakmnieściganapewno—

background image

przypuszczał—aKarolmamizastąpićdrogę:dlatego

gowoła.—Tamyślprzypięłamuskrzydłauramion.

Zmykałtedywspaniale,ażwpewnejchwiliwpadł

wprostnagroźnegoolbrzyma.Zderzeniebyłotak

niespodziewaneigwałtowne,żeprzewrócilisię

obydwaj,ocozresztąniebyłotrudnowtakimterenie,

wśróddziur,rozpadliniprzelicznychstertgruzu.Karol,

uraziwszysięponowniewbolącąnogę,ryknąłz

wściekłości,wypuściłzdłonirewolweri,wymachując

długimirękami,wymacałrękawniewidzialnegow

mrokachprzeciwnika.

—Mamgo!—obwieściłfortissimoorazcon

vigore.

—Masz—przyznałRafałcondolcezza,icon

moltoespressionepalnąłKarolawłebpękiemkluczy.

Potemzerwałsiębłyskawicznie,uskoczyłwbok,dał

kilkatygrysichsusówi…wrzasnąłzprzerażenia;nie

znalazłpunktuoparcia,nieznanaprzepaśćwchłonęłago

wsiebie,niczympaszczawielorybiasardynkę…

ROZDZIAŁX

KRÓLESTWOSZALEŃCA

—Czuję,awięcniezginąłem—jęknąłRafał,

masującsobieokolicęmięśnianadnerczanego,której

przypadłarolazderzakaprzylądowaniunadnieowej

przepaści.—Bolimnie,więcżyję,czylicogitoergo

sum,

jak

powiedział

błogosławionej

pamięci

Alcybiades,obcinającogonswojemupsu.

Wystękawszysię,Rafałjąłprzemyśliwaćnadtym,

background image

jakbysięwydostaćze„swojej”przepaści.Zadzierając

głowędogóry,obserwowałprzezchwilęotwór,przez

którytutajzleciałpodczasucieczkiprzedKarolem.

Świtałojuż,więchen,wysokoponadowymotworem

widaćbyłoskrawekszarzejącegoniebaimożnajuż

byłostwierdzić,żewysokośćtejpieczaryprzenosi

czterymetry.

—Nanic—westchnąłmałydetektyw—mój

rekordskokunawysokośćwynosiłdziewięćdziesiąt

pięćcentymetrów,czylitędyniewyjdę.Trzebaszukać

innejdrogi…

Podługich,sumiennychposzukiwaniachznalazłw

jednym

rogu

jaskini

(która

dawniej

była

prawdopodobniejednązpiwnicstaregozamku)napół

zasypanąszczelinę;kiedywpuściłdoniejstrumień

światłazlatarkiskonfiskowanejGustawowi,ujrzał

długi,niskiganeczek,któregodrugikoniecginąłw

nieprzebitychciemnościach.

—Anozobaczymy,dokądmnietenwytworny

krużganekzaprowadzi…

ZaprowadziłRafaładookrągłejpiwnicy,wktórej

próczujściategogankuznajdowałysięjeszczecztery

podobneotwory.Rafałbeznamysłuwybrałnajbliższyz

nichizapuściłsięwgłąbzezgaszonąlatarką.

—Trzebaoszczędzaćświatła—upominałsię—

tylkoBoziawie,jakdługobędęmusiałbłądzićwtym

zakazanymlabiryncie.

background image

Dlaostrożności,byznówniewleciećwjaką

dziurę,lewądłoniądotykałustawiczniemuru,który

tutajbyłdosyćwilgotny.Inaglepalcaminatknąłsięna

jakieśmałestworzonko,którewydarłomusięzrękico

prędzej.

—Mysz—pomyślał,wstrząsnąłsięzobrzydzenia,

zapaliłlatarkęizezdziwieniemstwierdził,żeto,cowziął

zamysz,byłokrabem.—Azatemzbliżamysiędo

oceanu!Brawo,Rafciu,brawo…

Skierowałstrugęświatłaprzedsiebie.Korytarzyk

biegłdalejprosto,leczjegopodstawamiałaprzerwę,

długąnajakiepięćmetrów,aszerokąnapółtorametra,

czylityle,ilewynosiłacałaszerokośćkorytarza.

Stanąwszynadbrzegiemtej„nowejdziury”,stwierdził

Rafał,żejesttojakgdybygłębokastudniaopatrzona

wzdłużobwoduwąziuteńkimischodkami.Domyśliwszy

się,iżtędywiedziedrogadomorza,zacząłżwawo

zstępowaćwdół.Wlewejdłonitrzymałlatarkę,prawą

chwytałsię„poręczy”,którejnamiastkąbyłyzrzadka

wbitewmurżelazneklamryniemaldoszczętniezżarte

przezrdzęikiwającesięniepokojącoprzylada

szarpnięciu.

Głębokośćtejklatkischodowej,czystudni

przenosiła

pięćdziesiąt

metrów,

lecz

Rafałowi

wydawałosię,żeprzebyłjużchybazedwadzieścia

pięter.

—Mamwrażenie,iżjestembardzobliskojądra

globuziemskiego.Inaprzekórzdaniuuczonych

background image

stwierdzam,żejestmicorazchłodniej…

Zatrzymałsię,spojrzałwdółizadrżał;opiętro

niżejsiedziałnaschodachopartyprawymbokiemo

ścianę…szkieletczłowieka.Bezgłowy!Ujegostóp

leżałyszkielecikiryb,krabów,homarów.Azaraz

poniżejkamiennestopniezanurzałysięwwodzie,której

powierzchniafalowałaleciuteńko,awrazznią

przeróżnewodorosty.

—Uhum,trafiłemdogarsonierypolipaczy

jakiegośinnegorekina.Ponieważjednakniemam

zamiarupowiększyćswojąosobązapasówjego

spiżarni,ergowracamnagórę…Ewentualniemogętu

jeszczeprzyjśćzajrzećwczasieodpływu.—Po

odległościzwierciadławodyodciemnejlinina

ścianach,znaczącychpunktnajwiększegozanurzenia

poznał,żewtejchwilioceanjestwfazieprzypływu…

Idączpowrotempokamiennychstopniach,

zastanawiałsięRafałnadtym,gdzieszkielet„zgubił”

swąszanownągłowę.Oczywiścienierozwiązałtej

zagadki,gdyżniewiedziałnicowizycieczaszkiludzkiej

wpokojuGustawa,którymógłstwierdzićtylkotyle,że

czaszkętęktośwrzuciłprzezkomin…

Powróciwszydopiwnicyposiadającejujściapięciu

różnychganków,Rafałzaszczyciłswoimwyborem

wylotkorytarza,zktóregozalatywałpowiewświeżego

powietrza…Pokrótkimspacerzeznowudotarłdo

kamiennychschodów,lecztewiodłydlaodmianyw

górę.Podniósłszyoczy,ujrzałświatłodzienne,

wdzierającesiędotejklatkischodowejprzezwąskie,

pionoweszczeliny.

—Otowłaściwadrogakuwolności!—cieszył

się…przedwcześnie.

background image

Wyjrzawszynazewnątrzprzezjednązowych

szczelin,wyglądającychnaśredniowiecznestrzelnice

stwierdził,żesłońcejużwzeszło,iżewidokztejstrony

wieżyroztaczasięnamorze.Postanowiłwięcwyjśćna

samszczytistamtąddopierorozejrzećsięwsytuacji.

Schodybyłytutajznaczniewygodniejszeniżw„studni”,

alewpewnymmiejscubrakowałotrzechstopni.Tam

właśniezwisałzgórykoniecgrubejliny.

—Onapewniezastępujeporęcz—osądziłRafał,

uchwyciłsięmocnoliny,którajednakpoddałasięz

małymoporemigdzieśwgórzedźwięczniezabrzmiał

dzwon.Rafałnatychmiastpociągnąłzasznurponownie,

apotem,zasmakowawszywrolidzwonnika,rozkołysał

sygnaturkęażmiło.Tryumfowałteraz,sądząc,żez

pomocątegodzwonubędziemógłkażdejchwili

zaalarmowaćludzimieszkającychwokolicyzamkui

sprowadzićsobieodsiecz.Szybkoprzebyłostatnie

stopnie,dźwignąłwieko,broniącetudostępu

promieniomsłońcaiwreszciestanąłnaszczycie

baszty…

Panorama,jakasięroztaczałaztejwysokościbyła

przepiękna,leczRafałowiwtejchwiliniezależałoani

trochęnaładnymwidoku.

—Owidokinaprzyszłośćmichodzi—mruknął

posępnie,stwierdziwszy,żebasztawznosisięnad

poziomstaregodziedzińcanazgórądwadzieścia

metrów.

Stwierdziłteżniebawem,iżLaSolanależyna

skalistympółwyspie.Najdalejwysuniętywmorzebył

staryzameklubraczejjegoolbrzymieruiny,zachodnią

częśćzajmowałdużyogróddotykającybaszty,a

wschodniączęśćnowyzamekzjegorozległym

background image

dziedzińcem.Iwtamtejstronie,zlekkimodchyleniem

napołudniepółwysepłączyłsięzlądemstałym…

—Kiepskiewidokinaprzyszłość—westchnął

Rafał.—Bogdybymnawetposiadałspadochroni

mógłsięspuścićztejwieży,toKarolzGustawem

odetnąmidrogęwgardzielipółwyspu..Niemaco

liczyćnaucieczkę,trzebaraczejprzywołaćpomocz

zewnątrz…O!—krzyknął.—Jużktośbiegnie!

Zwdzięcznościpogłaskałdzwon,żetakszybko

kogośprzywabiłwtestrony,wychyliłsiępotem,by

piękniepowitaćprzybyszów,aleminamuzrzedła.To

biegłGustawErsing,azanimkuśtykałpociesznieKarol

zobwiązanągłową.

Tak,tobylioni.Posłyszawszydzwon,pędzilitutaj

nazłamaniekarku,sądząc,żenaszczyciewieżyujrzą

Blankę,żetoonawzywaichpomocy.Zamiastniej

zobaczyliniemożliwiezarośniętągębęRafałaKrólika…

—Tenłotrgotówdzwonićtakdługo,ażtozwróci

uwagęwwiosceiściągnienampolicjęnakark—

zaniepokoilisię.

—Poddajeciesię,łotry?—krzyknąłRafał

walecznie,bowiemrozumiał,żeniemogągodosięgnąć.

Potemzacząłimwymyślać,grozićiobrzucaćich

okruchamistarychcegieł…

Odbylikrótkąnaradę,odegralimałąkomedię.

Gustawcośmówiłzżywągestykulacją,Karol,

zacierającradośniedłonie,potakiwałzzapałem.

WreszcieGustawzacząłsięszybkooddalaćwstronę

ruin.Przystanął,odwróciłsię.

—Auważaj,żebycwaniakniezjechałpolinie!—

krzyknął.

—Niemastrachu—odparłgłośnoKarol—a

background image

zepchnijgonałeb!

Forteludałsięznakomicie,Rafałodrazuopuścił

swójposterunek.

—Łotrymajątujakieśinnewejściepodziemne—

przypuszczał,skaczącpokilkastopninaraz—

chcielibymniezepchnąćzbaszty…

Wpodziemiachbasztyodkryłterazwylotdrugiego

ganku.Leżałotamkilkazwiędłychróż,aganekten

prowadziłprostodowioski,doogroduproboszcza,

któryzrobiłtakświetnyinteresnaswoichróżach.Tą

drogąnależałoiść,aleRafał,zawszetchórzem

podszyty,wykombinowałsobie,żetędyzachwilę

przybiegnietuGustawErsing,uzbrojonyażpozęby.

—Tak,tędy—utwierdzałsięwswoimbłędnym

mniemaniuizmykałzszybkością„jednostajnie

przyspieszoną”—przecieżjasamichoświeciłem,że

dobasztywiedziejakieśprzejściepodziemne.Dzięki

mniejeodnaleźli…chodzątam…teróże…tego…

dowodzą…—zadyszałsię…

Odsapnąłdopierowpiwnicy,doktórejwkraczał

jużporaztrzeci.

—ZanimkanaliaGuciuodgadnie,którykorytarz

wybrałem,będędalekostąd—pocieszałsię.—A

zatemidęzwiedzaćjużczwartyganek.

Czwartyganekbyłbardzokrótki,potemskręcał

podkątemprostym.Minąwszytenzakręt,Rafałzgasił

latarkę.Przystanął,zamieniłsięwsłuch.Najwyraźniej

usłyszałprzedchwiląstłumionyjękbólu.Napalcach

zacząłsięposuwaćdalej,ażdotarłdozakratowanego

okienkawyciętegowsolidnychdrzwiach.Aledrzwi

byłyzamknięte,ajękidobiegałyskądśzdalsza.Opięć

metrówdalejwymacałdrugie,takiesamedrzwiz

background image

okienkiem.Potemtrzecie…

—Aha,tuznowusąlochytak,jakwtejczęści

ruin,gdziejasiedziałem,tylkoteznajdująsięopiętro

głębiej…Miłyzameczek,anisłowa!

Naglezdrętwiał.Jękiumilkłyprzedchwiląiwśród

grobowejciszyzabrzmiałpełengrozykrzykkobiety:

—Światło!Namiłośćboską,zapalpanświatło,

booszaleję!

Mówiłatopoangielsku,jejgłoswydałsięRafałowi

dziwnieznajomy.

—Jużnieśpisz,najdroższa?—spytałmęskigłos

bardzowątpliwąangielszczyzną,poczymgdzieśdalej

znowurozległsięjęk.

Rafałpodrapałsięzauchem,mocnostropionytymi

odkryciami.

—Trojeichtujestconajmniej—obliczył—aja

całkiemsolo!

—Światłoooo!

—Już,już,królowo…Gdzieżtezapałki?…Aha,

są.

Nalewejścianiekorytarza(celeznajdowałysięz

prawejstrony)zamigotałomdłeświatełko,chwiałosię

przezchwilę,ażprzystanęło.

—Zapalęwszystkieświece—ględziłdalejów

„kiepskiAnglik”—boćtonaszegodyweselne,

królowomoja…

—Atomświetnietrafił—pomyślałRafałz

humorem,aleśmiechskonałmunaustach,gdy

posłyszałnowyjęktegotrzeciego.

—Niechgopanuwolni,błagampana—mówiła

kobieta—niemogęsłuchaćjegostrasznychjęków…

—Czemu,najjaśniejszapani?Mnieonesprawiają

background image

najwyższąrozkosz!

—Sadysta!—syknąłoburzonyRafał.

Dwiekwadratoweplamyświatłanalewejścianie

stawałysięcorazjaśniejsze,corazbielsze,wmiarę,jak

„sadysta”zapalałnoweświece.RafałKrólikogromnie

zaciekawionypodsunąłsiędobliższegozdwóch

jasnychokienek,zajrzałdownętrzaiugryzłsięwjęzyk,

byniekrzyknąćzzachwytu.Bowiemoboksterty

dywanówipoduszekstałajasnowłosakobietazupełnie

obnażona,azbudowanajakmarzenie.

—Gdybyśtakjeszczechciałamipokazaćbuzię—

wzdychałwduchu,gdyżowaniewiastaukryłatwarzw

dłoniachiwtejpozycjistałanieruchomo.—Platynowa

blondynka,hm,owszem,owszem,lubię,alenigdynie

kupujękotawworku;widywałemjużpodwikirównie

piękniezbudowaneleczztwarząpawiana—

dopingowałmyśląplatynowąblondynkę—więcpokaż

liczkoi…

WtymmiejscuRafałprzezorniezasłoniłsobieusta

dłonią,gdyżnaglespełniłosięjegożyczenie;smukłe,

białeręcekobietyopadłybezwładnieiukazałasięjej

twarz,trochębezwyrazu,jakulalki,alebardzopiękna.

LecznietozaskoczyłoRafała,takżenachwilę

zapomniałowszelkiejostrożnościiprzywarłpoliczkami

doprętówkratyokienka.Nie!Cośinnego!

—Blanka—wyszeptał.—BlankaErsing!

Dlategotengłosikwydałmisięodrazudobrze

znajomy…Hm,hm,sądzącpojejstroju,porozkładzie

poduszeknazaimprowizowanymłożuipotym,cotutaj

słyszałem,toonarzeczywiściejestwtrakcie

celebrowanianocypoślubnej…Agdzieżdostojny

oblubieniec?

background image

„Dostojnyoblubieniec”właśniewychyliłgłowęz

otworuwpodłodze,wobecczegoRafałcofnąłsię

nieco,abyniebyćdostrzeżonym..„Oblubieniec”wniósł

koszykwinogronipostawiłgoprzedBlanką,składając

jejniskiukłon.

—DonAdolfodeCárcer?Czyżbyontakwyrósł

odczasu,jakgowidziałemwBiarritz?—dziwiłsięRafał,bowiempartnerBlankibył
uderzającopodobny

dodonAdolfa,leczprzerastałgoconajmniejogłowę.

Imiałszpiczastąbródkę.Ibyłubranycudacznie,jakby

nabalkostiumowy.—WykapanyFilipII,alboniena

imięmiRafał!…No,ijeszczejedno;donAdolfowładał

angielskimjęzykiemtak,jaksamG.B.Shaw,aprzy

angielszczyźnietegojegomościanieboszczykSzekspir

napewnotarzasięwgrobiezrozpaczy…

WykapanyFilipIIspostrzegłrychło,żeBlankanic

nieje.

—Skoroniemaszchęcidojadła,onajdroższa,to

pozwól,żecięoprowadzępomoimkrólestwie…Po

naszym!—dodałznaciskiem.—Booddzisiaj

pozostaniesztuzemnąnazawsze!

—Miłaperspektywa—pomyślałRafał,nie

dziwiącsięwcale,żeBlankawzdrygnęłasięcała.

—Uwolnijgo—rzekłabłagalnie.

—Uwolnięgo,gdyspełnimojewarunki.

Pójdziemyterazdoniego,alewpierw…—zarzuciłjej

naramionadługą,niegdyśszkarłatną,dziśmocno

wypłowiałąpłachtę,którąspinałosięnapiersiach

łańcuszkiem—wpierwmuszętwąnagośćprzyodziać

płaszczemkrólewskim.

—Lubięstylbiblijny.—Rafałzwzrastającym

zainteresowaniemśledziłscenę,rozgrywającąsięprzed

jegooczyma.—IpodobamisiętensobowtórAdolfa,

background image

…sobowtórwpowiększonymformacie,żetak

powiem…

„Sobowtórwpowiększonymformacie”podał

ramięBlance,wdrugądłońująłsiedmioramienny

świecznikiprzezbocznedrzwiwyszlidosąsiedniejceli,

aRafałwkorytarzuprzesunąłsięodwaokienka.Tym

razemmiałprzedsobądośćdużą,ponurąizbę.Zamiast

meblibyłytutajnajrozmaitszemachiny,narzędzia,

instrumenty,którychprzeznaczenianierozumiałna

razie,alenatychmiastspostrzegłichprymitywne

wykonaniegodneśredniowieczaorazichdostojną

leciwość.

—Tutaj,królowomoja,przesłuchiwanokacerzy…

Rafałwzdrygnąłsię,gdypadłytesłowa.Terazjuż

wiedział,żetemachinytonarzędziatortur,iżestoi

przedjakąśkaźniąŚwiętejInkwizycji.Alewzdrygnął

sięznaczniesilniej,dostrzegłszypodścianąwgłębi

żywegoczłowieka;jegonogiobejmowałażelazna

obręczwkształcieósemki,jegoręce,sztywnie

wyprostowanenadgłowąbyływprzegubachdłoni

związanesznurem,którypoprzezblokzawieszonyu

sufituspływałdowałuzkorbą.Kiedyświatłosiedmiu

świecpadłonatwarzskazańca,Rafałpoznałwnimdon

Adolfa!

—Łotrze!—warknąłdonAdolfonawidok

wchodzących.—Jeślinatychmiastnieodprowadzisz

donowegozamkumojejnarzeczonej,to…

—Twojejnarzeczonej?—wtrąciłtamten.—Ona

jestterazmojążoną.Powiedzmu,królowo—zwrócił

siędoBlanki—kimjesteśobecnie.

—Pańskążoną—odparłaszybko,mrugając

znacząconadonAdolfa.

background image

—Inależałaśdomnie,czytak?

Zwiesiłagłowę.Przezchwilętrwałouciążliwe

milczenie,ażnagle..

—Mów!—ryknąłsobowtórpanazamkuzdziką

furią.

—Tttak—wykrztusiładrżączprzerażenia.

—Słyszałeś,Adolfo?Ajeśliwtowątpisz,to

niebawembędziesznaocznymświadkiemnaszych

pieszczotmałżeńskich.Bochcę,byświedział,że

odebrałemcinarzeczonątak,jaktymiwydarłeśzamek

idziedzictwo!

—Ach,takiebuty!—pomyślałRafał,chciwie

nadsłuchującyzaokienkiem.

—Wydarłeśmi,lubraczejuczyniłatotwojapodła

matka.—TupuściłdłońBlanki,pobiegłdodrugiego

kątaizbyiprzyniósłstamtądjakiśobrazśredniej

wielkości.

—PortretdoñiIzabeli!—zawołałaBlanka.

—Tak,tojesttażmija!—cisnąłportretnaziemię

izacząłgodeptać,kubezsilnejrozpaczyioburzeniu

donAdolfadeCárcer.—Tojesttachciwajędza,

któratakopętałamojegoojca,JuanadeCárcer,że

wypędziłzzamkumojąbiednąmatkę!

—Wypędziłpańskąmatkę?—donAdolfobył

szczerzezdumiony.—Pierwszesłyszę.Jaksię

nazywałapańskamatka?

—NazywałasięseñoritaRositadeOlazábal!A

dziśjestżonątegostaregobałwana,WincentegoIbara!

—Rosita?!Żonamojegokamerdynera?!

—Tak,łotrze!Mojamatkażonąkamerdynera.

Alejejponiżeniaskończąsiędzisiaj!—Miguel

Olazábal,którydotychczaszachowywałsiędosyć

background image

spokojnie,naglewpadłwprawdziwyszał;ryczał,jakby

goobdzieranozeskóry,tupał,miotałsięodścianydo

ściany,wygrażającpięściamidonAdolfowi,przeplatał

swojeokrzykipotwornymiprzekleństwami,ajegooczy

niesamowiciewybałuszonerzucałydokołaspojrzenia

pełnewściekłości.—Dzisiajsięskończyjejniedola!

—wrzeszczał,ażRafałowidzwoniłowuszach.—Od

jutraonabędziepaniątegozamku,atyjej

kamerdynerem.Ijacięzmuszędozrzeczeniasię

wszelkichpraw!

—Spróbuj!—warknąłdonAdolfo,niezważając

nabłagalnespojrzeniaBlankiErsing.

—Niewierzysz?!—MiguelOlazábalpuściłsię

pędemkuścianiewgłębi.Blankazasłoniłasobieoczy,

sądząc,żewybiłaostatniagodzinadladonAdolfa.Sam

donAdolfozbladłsilnie;napewnoterazżałował,iż

zareagowałnaprzechwałkiszaleńca.RafałKrólik

skrzywiłsięzniesmakiem,przypuszczając,żeMiguel

wypoliczkujezwiązanegojeńca.Tymczasemrozjuszony

furiatzgotowałzawódwszystkim;aniniedotknąłręką

swojejofiary,leczpodbiegłdowałuśredniowiecznej

machinyipowolizacząłkręcićjejkorbą.

—Auuu!—zawyłdonAdolfo,gdyższnur,do

któregobyłyprzywiązanejegodłonie,naprężyłsię

nagleizacząłgorozciągać…—Auuuuuuuu!

WtedyRafałKrólikzapomniałowszelkiej

ostrożności.Dającwyrazswojemuoburzeniu,gwizdnął

przeciąglenapalcach.

—Fuj!—krzyknąłnacałegardło.—Hańba!Fuj!

Zbir!

DonAdolfo,BlankaiMigueljaknakomendę

spojrzeliwstronęokienka.Nachwilępodziemiazaległa

background image

grobowacisza,świadczącanajlepiejowielkości

konsternacji,jakazapanowałatutaj.PotemMiguel

Olazábalpuściłkorbę,złożyłRafałowiukłon,godny

damydworuzokresunajwiększegorozkwitu

hiszpańskiejetykiety.

—Witamseñorawmoimkrólestwie—rzekł.—

Raczpanwejśćtutaj.

—Onpanachcezwabićwzasadzkę!—krzyknął

donAdolfopofrancusku.—Proszęzawiadomić

policję,że…

—Milczeć!—ryknąłMiguel,zamierzającsięna

swojąofiarę.

—…żejestemtuuwięziony.Wejściejestprzez

mójpokójkoło…

—Masz,zuchwalcze!—MiguelpalnąłdonAdolfa

pięściąwbrzuchizacząłgoboksować,gdziepopadło.

RównocześnieBlankaprzysunęłasiędookienka.

—Czypanjestuzbrojony?—spytałaszeptem.

—Tylkowodwagę—odparłRafał—iwlatarkę

elektryczną.

—Zatemniechpanstąduciekacoprędzeji

sprowadzinampomoc.Onjestpiekielniesilny!

—Fi,Goliattakżebyłbokseremnajcięższejwagi,

ajednakDawid..

—Aletojestobłąkany!Zbiegzzakładudla

wariatówzBurgos!Furiat!!!

—O,togorzej.BiednydonAdolfo…

DonAdolfowłaśniezemdlał.Głowaopadłamu

niskonapiersi,ciałozwisałobezwładnienasznurze,

przywiązanymdojegorąksztywnowyprostowanych.

Jegodręczycielspoglądałzdumąnaswojedzieło,

potemodwróciłsię,spojrzałostronaBlankę,stojącąobecniebliskookienka.

background image

—Cotytamrobisz?!—huknąłnanią.

—Ja?…Jatego…jawłaśniezapraszamseñora,

abywszedłtutaj.

Obłąkanyskinąłgłowązpowagą.

—Todobrze—iwstronęRafała—wejdź,miły

gościu…

Ale„miłygość”niemyślałdzielićlosudonAdolfa,

wziąłnogizapasizmykał,jaklisprzedchartami.Aż

nagleposłyszałwołanie:

—Hej,señor,czypanuciekaprzedemną?!

—BrrrrońBoże!—zadzwoniłyzębyRafała.—

Trrrrrenujędobiegumaratońskiego,ufff!

Dopierowpiwnicy,wktórejznajdowałysięujścia

wszystkichgankówpodziemnychRafałzaniechał

dalszego„treningu”;furiatprzestałgościgać.Tym

razemmałydetektywjużniemiałwyboru;zwiedziwszy

kolejnoczteryganki,musiałwpaśćwwylotpiątego

korytarza,ostatniego…

—Obynareszcietentunelwyprowadziłmniez

zakazanegokrólestwaszaleńcanawolność—

wzdychał,zaniepokojonyolosdonAdolfaiBlanki.O,

tak,oBlankęniepokoiłsięrównież;byławspólniczką

oszustów,należałosięjejsłusznieparęlatwięzienia,

leczjejobecnepołożenieuważałRafałzastraszne,za

karęnieludzkookrutną.—Izato,żecięwyrwęze

szponówobłąkanegopowinnaśmisiępięknie

odwdzięczyć,dziewczynko.Natoliczępewnie!

Trudnodociec,jaksobieRafałwyobrażałów

pięknyrewanżzestronyBlankiErsing;faktemjesttylko

to,iżnarazzacząłpodskakiwaćzradości,bełkocząc

przytymnajczulszewyrazy.

Światłokieszonkowejlatarki,skonfiskowanej

background image

Gustawowipożółkło,takżeRafałzgasiłją,obawiając

się,iżbateriawyczerpiesiędoszczętnie;teresztki

światławolałsobiezarezerwowaćna„czarnągodzinę”,

anaraziebrodzićwciemnościach.

—Naszczęścietenganeknieposiadażadnych

zakrętów,nierównościanischodów—cieszyłsię,

balansującdlaostrożnościrękamiwtensposób,żeco

chwilamuskałdłońmijednązbocznychściankorytarza.

—Naszczęścietentunelikjestprosty,równy,jak…

Zanimzdołałznaleźćodpowiednieokreślenie

porównawcze,jegorozpędzonastopatrafiłana

próżnię.Wrzasnąłzprzestrachu,gwałtowniezatrzepotał

rękami,byodzyskaćstraconąrównowagę,leczbyło

jużzapóźno.Jakkulastoczyłsiępodrewnianych

stopniachjakichśstarychschodówi,wyrżnąwszy

głowąokantnajniższegostopnia,ległtambezczucia…

ROZDZIAŁXI

NAARENIE

KarolzGustawemodbylidługąnaradę.Ukazanie

sięRafałaKrólikanaszczyciebasztyutwierdziłoichw

domysłach,żeschodywbaszciemająprzejściedo

podziemizamku,gdzieprawdopodobnieprzebywała

uprowadzonaBlanka,gdzieznajdowałsięskarbrodu

deCárcerówipieniądzeskradzioneKarolowi.Nie

znającinnejdrogido„królestwaszaleńca”…

—…musimytamwtargnąćprzezbasztę—

reasumowałGustaw.—Trzebapoprostukupićwe

wsialbopożyczyćkilkadrabin,zbićjerazemwjedną

długądrabinęirzeczgotowa.Szkoda,żenamto

wcześniejnamyślnieprzyszło—westchnął.—Ty

znaszjużparędziesiątwyrazówhiszpańskich,więcty

pójdzieszpertraktowaćzwieśniakami,ajabędę

background image

czuwałprzybramie,abyRafałKrólikniewymknąłsięz

zamkuiniesprowadziłnakarkpolicji.

—TosamogrozinamzestronyIbarów—

mruknąłKarol.

—Powiedzim,żedonAdolfopowróciłnadranem

iwyraziłżyczenie,abygoniktniebudził;żenibychce

sięwyspać.TosamoBlanka..Naszczęściedlanas,

IbarowiemająjużzranawyruszyćdoSanSebastián,a

powrócądopierowieczorem.Przeztenczas

odnajdziemywpodziemiach.Blankęorazskarbyde

Cárcerów,załatwimysięztymszaleńcem,no,apotem

mogąsobiewzywaćpolicję.Niebędziemynato

czekali,co?He,he,he,he…

—Ba,alezapomniałeśoznakomitymmatadorze.

—SpróbujędonJulianabujaćwtakisamsposób.

ItosięGustawowipowiodłonadzwyczajnie.Don

Juliouwierzyłbeztruduwto,żejegobratpowrócił

szczęśliwieznocnejeskapadydopodziemi.

—Aco,czyniemówiłempanu?

—Mówiłpan,mówił—potwierdziłGustaw

skwapliwie.—DonAdolfopoleciłmiteżprosićpana,

bygopanniebudziłchoćbydowieczora.

—O,przeciwkotemuprotestujękategorycznie!

Mójbraciszekuroczyściemiprzyrzekł,żebędzieprzy

tym,jakrozciągnędziśnaareniemojegodziewięćset

dziewięćdziesiątegodziewiątegobykaitysięcznego.

Corridazaczynasięotrzeciej,musipanwięcobudzićmojegobratapogodziniepierwszej.
StąddoSan

Sebastiánszmatdrogi.

—Apantamwyjeżdżawcześniej?

—Oczywiście.Muszęwylosowaćswojedwabyki

iocenićichzalety.Niemapanwprostpojęcia,jakto

jestważnedlamatadora.

background image

—Wierzę,wierzę—Gustawbyłuszczęśliwiony,

żetakłatwoudałomusięwprowadzićwbłąd

znakomitegoespadę;chciałsięjednakrównież

zabezpieczyćprzedewentualnyminiespodziankamize

stronyRafałaKrólika.—DonJulio,czypanu

wiadomo,żewruinachstaregozamkuukrywasię

człowiek?

—Podobnotakjest,choćniebardzomisięchce

wtowierzyć.Tenobłąkany,któryzbiegłzzakładudla

umysłowochorych,co?

—Kogośinnegomamnamyśli.

—O!Jestjeszczedrugiintruz?

—Niestety,tak.Jesttoniebezpiecznyzbrodniarz,

zpochodzeniaPolak,nazwiskiemRafałKrólik.Jego

ulubionymtrickiembyłozawszeprzedstawianiesięza

sławnegodetektywa,ainnychosóbzaprzestępców.W

tensposóbKrólikwyprowadziłwpolejużwielu

głupców…

—No,jabymsiętamoszukaćtakiemuniedał,

zapewniampana.

—Ba,onjesttakiwymowny,takprzekonywująco

umiekłamać,że…

—Przepraszam—wtrąciłdonJulio,ostrzącsobie

brzytwę—czypanprzypuszcza,żetenłobuz

ośmieliłbysiętutajwtargnąć?

—Och,onjestzdolnydowszystkiego!Nie

zdziwiłbymsięwcale,gdybykiedyprzyszedłdopanai

zacząłzmyślać,żemywszyscy,niewyłączając

pańskiegobrata,nastajemynapańskieżycie,że

chcemyokraśćdoszczętniewaszpięknyzamek,leczon

dotegoniedopuści.Jakże!Przecieżjestsławnym

detektywem…dlanaiwnych…

background image

—Kapitalne!Chciałbymtegojegomościakiedy

spotkaćwżyciu…

Znakomitymatadornieprzeczuwałzaiste,iżjego

życzeniespełnisiętakrychło.AlbowiemRafałKrólik

jużpółgodzinytemuocknąłsięzdługotrwałego

omdlenia,którewkońcuprzeszłowgłębokisen,

dobrnąłdojakichśschodów,któredlaodmianywiodły

wgóręiznalazłsięwbardzowąskim,długimaprostym

jakstrzeliłkorytarzu.Korytarzówróżniłsięod

wszystkichpodziemnychgankówzamkuLaSolana

przedewszystkimwzorowąregularnościąswoich

wymiarów,oraztym,żejegopodstawęstanowił

kamiennychodnik,podczasgdytamwszędziebyła

ziemia.PozatymnaścianiezlewejstronyodkryłRafał

zpomocąlatarkimałedrewnianedeszczułki,jakieś

lewarki,zaśwdwóchmiejscachnawetdrabinki

przeszłodwumetrowejdługościprzymocowanedo

ścianyidolnymswoimkońcemwpuszczonewmur.

Kiedyzacząłmanipulowaćkołopierwszejdeszczułki,

podskoczyławgórę,odsłaniającdwamałe,okrągłe

otwory,przezktórewdarłosiędociemnegokorytarza

światłosłoneczne.

—Słońce!—wyszeptałwzruszonyRafał.—

Boże,jakjasięjużstęskniłemzawidokiemsłońca.

Przytknąłoczydoowychotworówiwyjrzał

tamtędyzciekawością.Przednimlubraczejujego

stópleżaładużakomnata.Naśrodkujejstałgarnitur

klubowychfoteli,anajejwszystkichścianachwisiałomocstarychportretów.Chcąc
lepiejwidzieć(otwory

znajdowałysięnawysokościgórnejlinijegoczoła),

Rafałstanąłnapalcachioparłsięniechcącynarączce

dźwigni,którejprzeznaczeniadotychczasnierozumiał.

Wtymmomenciezachrobotałyukrytewmurze

background image

sprężyny,ciężkadrewnianapokrywaustawiona

pionowoodsunęłasięwbok,jakaśdrugapokrywa

odemknęłasięnazewnątrztak,jakzwyczajnedrzwi,a

równocześnieprzytwierdzonadościanydrabinka

zaczęłasięopuszczaćwdół,ażdolnymkońcem

dotknęłapodłogiwowejkomnacie.

—Ach,takiebuty!…Ładnyhokus-pokus,ani

słowa!

Rafałzszedłostrożniepodrabince,stanąłwgaleri

portretówprzodkówwłaścicielazamkuiodwróciłsię,

bysobieobejrzećtoniezwykłeprzejście.

—Uhum,więcjaspoglądałemtutajoczymatego

staruszkazportretu.

Domyśliłsiętego,ujrzawszydopieroteraz,że

pierwsząpokrywę,osadzonąnazawiasach,osłaniaod

stronypokojuportretzotworamiwmiejscegałek

ocznych.

Oistnieniuzamaskowanegoprzejściawgaleri

portretówrodzinnych,przejścia,któreRafałteraz

odkryłprzypadkowo,niewiedziałnawetsamwłaściciel

zamku.ItądrogąwłaśnieobłąkanyMiguelOlazábal

wieczoremubiegłegodniauprowadziłkąpiącąsięw

przyległejłazienceBlankęErsing.

Komnatazportretamiposiadałapięćokien

zabezpieczonychsolidnąkratą,którejprętybyły

powyginanewkunsztowneesy-floresy,orazdwoje

drzwi.Pierwszeznichwiodącenakorytarz,były

zamkniętenakluczodzewnątrz.Przekonawszysięo

tym,Rafałskierowałsiękudrugimdrzwiomlekko

uchylonym.Zaledwiejednakpostąpiłkilkakrokóww

tamtąstronę,warknęłocośizwściekłymujadaniem

wypadłystamtąddwadużepsy.Zwielkąbiedązdążył

background image

uciecnadrabinkę,pozostawiającwpyskuszybszego

psasporystrzępmaterizlewejnogawkiswoich

spodni.

ZbezsilnąwściekłościąspoglądałRafałzgóryna

swoichnowychprześladowców,czworonogichtym

razem.Otonareszcieznalazłwyjściezlabiryntu

podziemi,ateprzeklętekundleniepozwalałymuzejść

dokomnatnowegozamkuiprzywołaćpomocydla

nieszczęsnegodonAdolfaidlaBlanki.Cogorsza,

rozjuszonewidokiemobcegoczłowiekapróbowałysię

wspiąćnadrabinę,którejszczeble,zrobionezwąskich

deszczułek,tworzyłycośwrodzajuspadzistejschodni

międzypokładowejnaokręcie,ipowoliwdzierałysięw

górę.Pragnącuniknąć„gorącego”spotkania,Rafałbył

zmuszonynacisnąćdźwignięiwygodnadrabinka

zaczęłasięnatychmiastpodnosić,przybierając

równocześniezupełniepionowąpozycję.Oczywiście

psyzleciałyzniejodrazu.Rafałbyłjużzabezpieczony

przedichpościgiem,aleteżmusiałzrezygnowaćztego

wyjścia.Tymczasempuszczonywruchmechanizm

spełniłwzorowoswojąpowinność;wyciągnąłdrabinkę,

odwróciłportrettak,żewyglądałniewinniejak

kilkadziesiątinnychportretówwiszącychwtejsali,i

zasunąłciężkiewieko.Pozostałotylkowstawićna

swojemiejscedeszczułkę,naktórejbyłynamalowane

oczytegoportretu,aleztymsięRafałniespieszył;

licząc,żepsysięoddalą,żetowyjściemożemubyć

późniejpotrzebne,chciałsobieułatwićodnalezieniego,

adwaotworkiwpuszczającetrochęświatładotej

ciemnicystanowiłytuniezłydrogowskaz.

Podobnychotworówwtejsamejścianiewąskiego

korytarzaznalazłwięcej:wszystkiebyłyzasłonięte

background image

małymideszczułkami,wszystkiebyływyciętewtym

miejscu,gdzieznajdowałysięoczydanegoportretu,i

każdypokójposiadałjedentakizdradzieckiportret.

—Nnno,tumusiałokwitnąćszpiegostwo!—

mruknąłRafał.—Ten,ktoznałlabiryntwszystkichtych

zamaskowanychotworków,przejść,korytarzymógł

sobieśledzićdomownikównakażdymkroku.O,

proszę:nawetdołazienkimógłzajrzeć!

Rafałspoglądałwtejchwiliprzeztensam

„wziernik”,przezktóryobłąkanyMiguelobserwował

wczorajBlankęwkąpieli.WnastępnejsaliRafałujrzał

nastolerozsypanątaliękart;tutajbowiemdonAdolfo,

Gustaw,KarolidonJuliograliwpokeraażdochwili,

gdyzaniepokoiłoichnagłemilczenieBlanki…

—Ijaktowszystkochytrzeobmyślono.Gdybyte

okieneczka,czywejściaznajdowałysięnapoziomie

normalnychdrzwiiokien,każdyprzeciętniesprytny

człowiekbyjeodkrył.Nawetprzypadkowo…Alenie!

Cwaniakbudowniczyumieściłjeniemalpodsufitem!

TakbyłoistotnieiwłaśniedlategowczorajGustaw

Ersingpomimonajtroskliwszegoopukiwaniawszystkich

ścianniemógłznaleźćzamaskowanegoprzejścia,przez

któreuprowadzonojegożonę.Byłbyjeznalazł

niewątpliwie,gdybybyłzacząłbadaćścianytakże

powyżejzasięguswoichrąk,gdybybyłchociażjaki

stolikprzystawiłdościany;alenatoniewpadł…

Rafałzajrzałkolejnojużdosześciupokoi

zasługującychraczejnamianosal;niebyłotużywego

ducha.Ażdopierowsiódmym.TuujrzałGustawa

Ersingaijakiegośszczupłego,niskiegojegomościa,

golącegosięprzedlustrem.Domyśliłsięodrazu,żema

przedsobąbratapanazamku,sławnegomatadora,

background image

pogromcędziewięćsetdziewięćdziesięciuośmiubyków;

toćsynowiekamerdyneraIbaraopowiadalimutyleo

wyczynachJuliadeCárcer,używającegonaarenach

pseudonimuPazRoca.

—Atopech—pomyślałzmartwionyRafał,

opierającsięoszczebledrabinkitakiegosamego

mechanizmu,jakodkryłwsaliportretów.—Tylko

dwawyjściasąztegokorytarza;ijednegopilnująpsy,

adrugiegoGustaw.Czytenłotrniemógłbysię

przenieśćdoinnegopokojunachwilę?

WydałosięRafałowi,żejegożyczeniespełnisię

niebawem,bowiemGustawErsingskierowałsięku

drzwiom…

—Odchodzę,donJulio—rzekłmążBlanki—i,

jakjużmówiłem,będęstałnastrażyprzymoście

zwodzonym.Innegowyjścianiemazzamku,prawda?

—Nie,oilemniewiadomo.Nietylkozzamku,ale

zcałegopółwyspu.

—Toświetnie!Dziękitemutenzbrodniarzminie

ucieknie.WypuszczętylkopanaorazIbarów.Pozatym

aniżywegoducha.RafałKrólikniewymkniesięstąd…

—Nietylko,żesięwymknie—pomyślałRafałz

humorem—alejeszczezabierzezsobązwiązanychjak

baranyprzestępców,KarolaFecha,GustawaErsingai

jegoczarującąsiostrzyczkę,pannęBlankę.Tęostatnią

pozdyskontowaniudługuwdzięczności,jakiwobec

mniezaciągnęła…Tak,nieliczącBlanki,jestichdwóch

przeciwkomnie,aledonJuliomusimidopomóc…

KalkulującwtensposóbRafałodczekał,aż

umilknąkrokioddalającegosięGustawa,apotem

nacisnąłdźwignię.Mechanizmtegozamaskowanego

przejścianiedziałałtakcichojaktamtenwsali

background image

portretów.Przeraźliwyzgrzytrozległsięgłośnymechem

wśródidealnejciszy.DonJulioodwróciłgłowęi

zdrętwiał.Wysokozawieszonyobrazpodskoczyłdo

sufitu,zciemnejczeluścidużego,kwadratowego

otworuopuściłasiękupodłodzewygodnadrabinka,po

którejzacząłzstępowaćczłowiek…Hm,człowiek?A

możemałpa?

—Witampana,znakomitydonJulio—przemówił

ów„małpolud”pofrancusku,złożyłmatadorowi

grzecznyukłoniruszyłkuniemuzwyciągniętądo

powitalnegouściskudłonią.

—Ktopanjest?!—wykrztusiłespada,

spoglądajączprzestrachemnaniemożliwiebrudnei

zarośnięteindywiduum,któretakniezwykłądrogą

weszłodotejkomnaty.—Jakpantuwszedł?Kimpan

jest,pytam!

—JamjestRafałKrólik—brzmiaładumna

odpowiedź.—Mojenazwiskoniewątpliwieobiłosię

panuouszyniejednokrotnie,co?He,he,he.Nnno,

tak,jestsiępopularnym,jestsię,trudnoprzeczyć—

dodał

widząc,

że

don

Julio

skinął

głową

potwierdzająco.—Czypanmadobregopapierosika?

—Jacidampapierosika,bezczelnyłotrze!—

wybuchnąłespada.

—Cośpanrzekł?Łotrze?!Panzdajesięniewie,z

kimmaprzyjemnośćizaszczyt!

background image

Jestemsławnymdetektywemi…

—Tak,słyszałem—wtrąciłdonJulioironicznie.

—Jesteśprzesławnymdetektywem,awszyscytu

dokołasązbrodniarzami,co?

—Możeniewszyscy,leczwiększość.Naprzykład

GustawErsing,jego…

—…jegoczarującasiostra,donCarlos,stary

Ibar…Nie,dośćmitego!Znamjużtewszystkietwoje

nędznewybiegi.Poddajsię,bandyto,lub…

—AleżdonJulio!Panaktośordynarnienabiłw

butelkę!

—Tychcesztouczynićopryszku,leczzemnąci

siętakasztukanieuda!—Mówiącto,donJulio

gorączkowoszukałposzufladachrewolweru.—Do

licha,gdziemojaspluwa?!—mruknąłcicho,aleRafał

miałświetnysłuch.

—Pozwolipan,żemupomogęwszukaniu?

—Preczstąd,rzezimieszku!Niezbliżajsiędo

mnie,albociachnęciębrzytwąprzezpysk!

—Afe!—Rafałzgorszonyzasłoniłsobieuszy

dłońmi.—Żebyznakomitybykobójcaużywałtak

wulgarnychwyrażeń,jakciachnęlubpysk.Afe,

powtarzam.–Chybaprzezobcowaniezbykamitak

panzordynarniał…

—Milczeć!Dowszystkichdiabłów,gdziemój

rewolwer?!

—Rewolwerbardzonamsięprzyda,miłydon

Julio.NietylkodorozgromieniaszajkiGustawa

Ersinga,aleprzedewszystkimdlaoswobodzenia

pańskiegobrata,donAdolfa,któryznajdujesięw

strasznymniebezpieczeństwie!Czypanwie,że

szaleniecgotorturujewkaźniświętejInkwizycji?

background image

—Ach,takąznówbajeczkąmnieczęstujesz!Więc

dowiedzsię,niefortunnyłgarzu,żemójbratobecnieśpi

wswoimpokoju…

PodalszychpięciuminutachtakiejrozmowyRafał

Królikstraciłcierpliwość.Przekonałsię,żeniezdoław

żadensposóbunicestwićperfidnejrobotyGustawa

Ersinga,którydonJulia„nabujał”bezprzykładnie.

—Panjestgłupi,jakandaluzyjskibyk!—

krzyknąłzirytowany.—Pansiępozwoliłuprzedzićdo

mojejosoby!Panmnie,znanegodetektywauważaza

przestępcę,arzeczywistychzbrodniarzy,którzytu

przyjechali,byskraśćsłynneskarbydeCárcerów,na

przykładtakiegoGustawaErs…

—Milcz,zuchwalcze!—zapiałdonJulio,którego

wpierwszejchwili„zakorkowało”zoburzenia,gdygo

porównanozbykiem.—Tyśmieszrzucaćtakie

podejrzeniananaszychgości?!Jacitu…—zamierzył

się,leczRafałzręcznieuniknąłciosupochyliwszynisko

głowęitymtaranempalnąłwbrzuchrozsierdzonego

matadora.

—Terazztobąinaczejpogadam—mamrotał,

okładającpięściamifizjognomiędonJulia,którypo

czwartymciosiezwaliłsięnapodłogęjakkłoda.—

Hm,zemdlałwedługwszelkichregułmedycyny,

świetnie.Alecodalej?

NawszelkiwypadekRafałpodbiegłdodrzwi

wiodącychnakorytarzizamknąłjenaklucz.

UnieszkodliwiłnajakiśczasdonJuliatakfatalniedoń

uprzedzonego,lecztobynajmniejniepoprawiłojego

sytuacji.Należałoprzecieżjaknajprędzejubezwładnić

obłąkanegoMiguelaOlazábala,wyrwaćzjego

szponówdonAdolfaiBlankę,należałozlikwidować

background image

szajkęGustawa…

—Tegosamniedokonam,mowyniema!Muszę

miećdopomocyconajmniejkilkuodważnychludzi.I

dobrzeuzbrojonych!ZGustawemniemażartów…

NapomocIbarówRafałniemógłliczyć.Wiedział,

żesąuprzedzenidojegoosobystokroćwięcej,niż

łatwowiernydonJulio.ZresztąrodzinaIbarówskładała

sięzdwóchkobiet,zdwóchmłodychchłopcówize…

—…staregopiernika.Nie,nie;staryVicentenie

nadajesięnasprzymierzeńcawwalceztakimidrabami,

jakKaroliGustaw.Muszęsobiesprowadzić

sojusznikówzzewnątrz.Tak,najpewniejzawiadomićo

wszystkimpolicję..

Tonieulegałonajmniejszejwątpliwości,leczRafał

doskonalezdawałsobiesprawęztego,żeGustawnie

wypuścigozzamkuLaSolana.Powiedziałprzecież

wyraźniedodonJulia:Wypuszczętylkopanaoraz

Ibarów;zresztążywanogastądniewyjdzie.Rafał

długoprzemyśliwałnadtym,jakbysiętuwydostaćzpułapki,ażnagleolśniłgo
oryginalnypomysł:

—WyjdęstądjakodonJuliodeCarcer!Jego

przecieżobiecałeśwypuścićzzamku,drogiGuciu.Ha,

ha,ha.Jeszczemisiępięknieukłonisz!

Rafałniezwlekałzwykonaniemtegoplanu.Ogolił

sięiumyłgruntownie(porazpierwszyodchwili,gdygo

szajkaGustawauwięziła);potemściągnąłzemdlonemu

znógczarnepantofelki,białepończochyifioletowe

krótkiespodnie,wyszywanezłotymiisrebrnyminićmi.

WtrakcietejoperacjidonJuliowestchnąłciężko;

powracałdoprzytomności.Rafałzwiązałgowięc

solidnie,posadziłnakrześleisznurempodtrzymującym

firankiprzywiązałgododatkowodooparciakrzesła.

Potem,odwróciwszykrzesłotak,żeświatłoz

background image

najbliższegooknapadałowprostnatwarzjeńcowi,

zacząłsięcharakteryzowaćnadonJulia.Rafałbyłw

tymkunszcienieladamistrzem,toteżmimo

prymitywnychśrodków,jakimiturozporządzał,

ucharakteryzowałsięwkońcunaznakomitego

matadora,takżeprawdziwydonJulio,ocknąwszysię

nareszciezomdlenia,spojrzałnaswojegosobowtóraz

bezgranicznymzdumieniem.

—Któryznasdwóchjestnaprawdęmną?—

wymamrotałpółprzytomnie.

—Niewątpliwieja—odparłRafałwesoło,

zdejmujączoparciainnegokrzesłakrótkijedwabny

żakiet,bogatohaftowanyzłotemiwyszywanydrogimi

kamieniami.(Kaftanybogatszychmatadorówdzięki

tymozdobomprzedstawiajączęstowartośćkilkuset

tysięcypeset).—No,donJulio,jaksiępanupodobam

wstrojubykobójcy?Iczyjestemdopanapodobny?

CzytenbandytaGustawwypuścimnieterazzzamku

bezwszelkichtrudności?

JuliodeCárcerpojąłnareszcie,jakijestceltej

maskarady,leczprzeraziłogocoinnego;mianowicie,że

tenczłowiekchcemuukraśćjegoparadnystrój,

cenionyprzezznawcównapółmilionapeset,żedzięki

temuonsam,donJulioniebędziemógłdzisiajwystąpić

naarenie.Atorównałobysięnietylkogruntownemu

ośmieszeniu,lecz,cogorsza,długotrwałejniełasceu

wielotysięcznej

rzeszy

miłośników

krwawego

widowiska…

—Złodzieju!—ryknął,wstrząśniętydogłębipo

background image

krótkimrozważeniunastępstwczynuRafała.—

Natychmiastzdejmijmój…

—Pssst!Tylkobezwrzasków,albozaknebluję

jadaczkę!

Rafałmusiałwprowadzićwczyntępogróżkę

wobec

„niepoważnej

hałaśliwości”

związanego

matadora.Przytejokazjistwierdził,żedonJulioma

włosysplecionenatyległowywmaleńkiwarkoczyk.

—Prawda!—przypomniałsobie.—Wszyscy

toreros,którychwyczynypodziwiałemwSanSebastián

mielirównieżtakiewarkoczyki.Byłbymbyłotym

zapomniałiszelmaGustaw,jeślisięznanarzeczy,

mógłbypotympoznać,iżcośjestniewporządkuz

rzekomymmatadorem.Lepiejnieryzykować…

MonologująctakRafałdokazywałrównocześnie

cudówzręczności,byswojewłosyzapleśćw

tradycyjnywarkoczykarenowychzapaśników.Na

szczęściepodczaskilkutygodniowegopobytuw

lochachstaregozamkuwłosyRafałapodrosłynatyle,

żemógłznichspleśćzabawnymysiogonek.

—NieśmiertelnaAnnaCsilagzeswoiminasto

osiemdziesiątpięćcentymetrówdługimiwłosami

pękłabyzzazdrościnawidoktegowarkocza—

pochlebiłsobie,włożyłnagłowęczarną,dwurożną

czapkęespadyzwanąmontera,wyjąłzpochwy

błyszczącąszpadę,przybrałwspaniałąpozęiraz

jeszczeprzejrzałsięwlustrze.—Aco?!Hej,don

Julio,czyniewyglądam,jakurodzonyEscamiloz

operyCarmen?CzyjestwHiszpanichoćjednaseñora

background image

czyseñorita,którabymisięterazoparła?!Niema

takowej!Aus-ge-pa-nie-schlos-sen!…Pansięnie

wstydzipłakać?Afeee,donJulio!

DonJuliodeCárcernaprawdępłakał,alez

bezsilnejwściekłości.RafałKrólikmającysercejak

woskmiękkie,poklepałgoprzyjaźniepobarkachijął

rozmyślaćnadtym,jakbytujeńcowiuprzyjemnićdolę.

—O,widziszprzyjacielu,damcilekturę,żebyci

sięnienudziło—zawołałzradościąipołożył

związanemumatadorowinakolanachgazetę.—I

żegnajmi,lubraczejdowidzenia.Zagodzinępowrócę

tutajwrazzpolicją!Niewierzysz?Jeszczewciąż

uważaszmniezazłodzieja?Ano,tocierpwtakimrazie

imyślsobie,żetamaskaradapotrzebnamibyłatylko

zapewnepoto,byskraśćtwojejedwabneporcięta,

którezapewnenieraznawidokpędzącegobyka…no,

niebądźmytrywialni.Tyjużwieszsam…Adiós,señor!

Rafałprzełożyłklucz,zamknąłdrzwitegopokoju

odzewnątrziśmiałoruszyłprzedsiebiekorytarzem,

niosącszpadępodpachą.Wtemprzystanął.Ktośbiegł

wtęstronę,krokizbliżałysięwyraźnie,alebyłyto

krokilekkie…

—Carina!Żebytylkoniechciaładomniezagadać

pohiszpańsku,bonastąpiwsypa—mruknął

zaniepokojony.

CarinaIbarstanęłajakwryta,wjejoczach

malowałsiębezgranicznyzachwyt.GdyRafał,

nadrabiającminą,podszedłbliżej,osunęłasięna

kolana.

—Cocisięstało?—przestraszyłsiętrochę,

sądząc,iżgopoznałapomimotejmaskarady.

Przemówiłdoniejoczywiściepofrancuskuiszeptem,

background image

boćgłoszawszenajtrudniejzmienić,aszeptbrzmimniej

więcejjednakowo.Spostrzegł,żepatrzynaniegoz

bezmiernymuwielbieniem.Pogłaskałjapotwarzy.—

Cocisięstało,dziecino?

—Dziecino—powtórzyłazlekkimgrymasem

niezadowolenia—jajużniejestemniña.Czemuseñor

uważamniewciążzadziecko?Jestemdorosłąseñoritą!

Czyżniedałamtegodowodówwczoraj?

Rafał,bardzozadowolony,żeodpowiedziałamu

pofrancusku,zgłupiałtrochęusłyszawszytopytanie.A

Carinanalegała:

—Czyseñorjużniepamięta,cobyłowogrodzie?

—Przytuliłasiędońgorąco,jejmiłygłosikdziecinny

przeszedłwnamiętnyszept.—Czycisięwtej

sukiencemniejpodobam?Czyniechciałbyśzemną

zrobićtak,jakwczoraj?

—Hm—chrząknąłdyplomatycznie.—Coonz

niąwczorajwyrabiał?Skądjatomogęwiedzieć?—

myślałjednocześnie.Nawszelkiwypadekobjął

dziewczynęwpółmocno.—Ależowszem—odparł

—tylkodziśniemaczasu.

—Czyżnatopotrzebawieleczasu?

—No…poniekąd…oczywiście…zresztątu,w

korytarzu…gdybychoćjakaśkanapa…

—Kanapa?—wytrzeszczyłananiegoswoje

śliczneoczęta.—Apoco?Wogrodzietakżeniebyło

kanapy,aprzecieżmniepocałowałeś…

—Ach,więctylkootochodzi!—mruknąłRafał

popolskuiwpiłsięwargamiwrozchyloneusta

dziewczyny.—Dobrze?

—Wczorajbyłoznacznielepiej—westchnęła

zawiedziona.—Alepowtórz.Możezadrugimrazem

background image

udacisiętak,jakwczorajwogrodzie…

Dopieropoósmej„próbie”Carinaskinęłagłówką

naznak,żetenostatnipocałunekbyłpodobnydo

wczorajszego„pierwowzoru”zogrodu.Razemwyszli

nadziedziniec,gdzienaCarinęczekaliniecierpliwiejej

rodziceibracia.NawidokrzekomegodonJuliaw

błyszczącymstrojuespady,całarodzinaIbarówwpadła

wzachwyt.NajgłośniejwiwatowałastaraRositaIbar:

—Señorwyglądadziśprześlicznie!Ach,donJulio,

wszystkieseñoritywSanSebastiánbędąszalałyza

panem!

Młodziutka

Carina

zgasła

momentalnie,

spochmurniała,zjejoczustrzeliłybłyskawicegniewu.A

Rafał,nierozumiejącyaniwząbpohiszpańsku,

potakiwałgłowąuprzejmieikroczyłcorazszybciejw

stronędwóchsamochodów,stojącychwcieniudrzew.

Masz

tobie!

Nowe

zmartwienie

monologowałwduchu,niewiedząc,któreauto

powinienwybrać.—BojeśliwsiądędoautaGustawa,

toonmniezatrzymawbramie.

Podszedłszybliżej,stwierdziłzulgą,żejeden

samochódmaoboknumeruF(France),adrugiE

(España);beznamysłuwybrałwięcdrugisamochód,

należącyrzeczywiściedoAdolfadeCárcer.

background image

Gdyjużnaciskałstarter,spotkałnieśmiałe,

proszącespojrzenieCariny.Skinąłgłowąnaznak

zgodyizapraszającymruchemdłoniwskazałIbarom

wolnemiejscawaucie.Młodziwydaliokrzykradości,

leczstarzynieprzyjęlitegozaproszenia.Vicentenawet

ostrozwymyślałsynów,apotemrzekł:

—No,señor,pańskadobroćjestwszystkim

znana,alenamniewolnojejnadużywać.

Jakbytowyglądało,żeprzesławnyPazRoca,

najlepszyespadaświataprzyjeżdżadoSanSebastián

zeswojąsłużbą.No,señor!Mytamprzyjedziemy

pociągiem,zarazwyruszymynadworzec,apan

pojedzieautemsam…

RafałKrólikwciążpotakiwał,ażgdykamerdyner

skończyłswojąorację,ruszyłzmiejscażegnany

głośnymiokrzykami:

—Adiós,donJulio…Hastalavista!…Adiós!

TużzabramąstałnaczatachGustawErsing.

—Ho,ho,ależpanwyglądaimponującowtymi

kostiumie—zawołał,podchodzącdoauta,którew

tymmiejscuzewzględunawąskośćzwodzonegomostu

musiałozwolnićbieguwydatnie.—Życzępanuwiele

szczęścia…

NiebezstrachuuścisnąłRafałwyciągniętądłoń

Gustawa,uśmiechnąłsiędońnajprzyjaźniejicoprędzej

dałgazu.Nazakręcieobejrzałsię.GustawErsing

spoglądałzanimiwymachiwałkapeluszem.Rafał

parsknąłśmiechem.

—No,staryłotrze—pomyślałzradością—

ciebieszlagtrafi,skorozrozumiesz,komuśdłońściskał

takserdecznie.Ikomuśżyczyłwieleszczęścia.

Wydostawszysięnagościniec,Rafałzacząłgnać

background image

pełnymgazem,pragnącodrobićtyleczasustraconego

bezpłodniewpodziemiach.Kiedyuciekłzlochów,

świtało,aterazsłońcestałowsamymśrodkunieba,

jegopromieniepadałynaziemięniemalprostopadle,

byłowięcpołudnie…

—Diabelniedługomusiałemleżećzemdlonyustóp

tychzdradzieckichschodów—odgadłRafał;—och,

żebymzatoterazmógłjaknajprędzejspotkaćjakiego

policjanta…

Aletożyczenieniemiałosięspełnić.Naprzestrzeni

kilkudziesięciukilometrówspotkałRafałtylkodwóch

karabinierów,którzyjednaknierozumielipofrancusku

anisłowna.

—Tumany!Jołopy!—warknąłRafał.

—Olé,donPaz!PazRoca,olé!

ImbliżejSanSebastián,tymczęściej„poznawano”

znakomitegomatadoraiRafałKrólikzbierałobfite

żniwooklasków,należnychespadzie,naktóregosię

ucharakteryzował,bymócucieczzamkuLaSolana.

Wreszciezjakiegośpagórkaujrzałwielkie

skupieniedomów,wieżekościelneitrzysporeoazy

zieleni,ogrodypubliczne.

—SanSebastián!—ucieszyłsię.Byłprzekonany,

żeterazwszystkojużpójdziegładko,tymczasemlicho

wpędziłomunadrogę…krowę.Takrowawypadłana

gościniectakniespodziewanie,żeRafałniemiałjuż

czasuzatrzymaćrozpędzonegowozu.Skręciłtylko,

chcącominąćniesfornebydlę,aleskręciłzbytmocno,zjechałzdrogi,nieomal
przeskoczyłrów,złamałjakąś

barierkęi„wylądował”wpłytkimstawku.

Caławieśzleciałasięzaraznamiejscewypadku.

—Espada!Matador!—biegłoodustdoust.

Kilkukrzepkichmłodzieńcówweszłonatychmiastdo

background image

wody,sięgającejimtrochępowyżejkolan,przeniosło

ogłupiałegoRafałana„lądstały”iwtedyktośznowu

„poznał”rzekomegoJuliadeCárcer.Jakże,przecież

reprodukcjefotografi„arcymistrza”zamieszczałyniemal

wszystkieczasopismaodbliskodwóchtygodni.

WśródokrzykówNiechżyjeznakomityPazRoca!

zaprowadzonoRafaładopobliskiejwiniarni.Alcalde,

czyliwójt,wygłosiłpłomienneprzemówienieitoastna

cześćznakomitegogościa.Potemstawialimukolejki

innidygnitarzewioskowi,awłaścicielwiniarni,pragnąc

zdystansowaćwszystkich,wyciągnąłzjakiegoś

zakamarkaswojejpiwnicywino,którerzekomo

jeszczeNapoleonapamięta.Rafałpiłażmiło,ajadł

przytymzatrzech,byłbowiemsrodzewygłodzony.

BezinteresownagościnnośćHiszpanówjestfaktem

znanympowszechnie,alewtymwypadkusympatyczni

wieśniacypobiliwszelkierekordy;wzruszyłoich

bowiemto,żesłynnyPazRoca,bożyszczetłumów,

członekarystokratycznegorodudeCárcerów,aprzy

tymmilioner(jakwiększośćmatadorów)niegardziich

towarzystwem,leczprzeciwnie,czujesięwśródnich

doskonale,chętniespożywato,coonizazwyczajjedzą

i,sądzącpowniebowziętychminach,zachwycasię

trunkami,jakieposiadanaskładzieichskromnafonda

(oberża).Zwdzięcznościzatoprzestalisięjużdziwić,

żemistrzzbywamilczeniemwszystkieichpytania…

—Możezrobiłślub,żeniewypowieanisłowa

przedcorridą?—sądziłynabożnewieśniaczki.—A

możestraciłmowęzprzestrachu,gdyautozleciałoz

gościńca?—Przeróżnesnulidomysłynatentemati,z

właściwąHiszpanomdelikatnością,zastosowalisię

natychmiastdodomniemanegożyczeniagościa,czyli

background image

przestaligozarzucaćpytaniami…

Rafałodsapnął,spojrzałnazegarwiszącyna

ścianie.Dochodziładruga.Wieśniacypochwyciliwlot

spojrzenie„mistrza”iwizbiestałosięgwarno.Ktoś

stwierdziłwgazecie,żedzisiejszacorridazaczynasięo

trzeciej,więcjużzagodzinę,adoSanSebastián

jeszczestądzsiedemkilometrów.Ktośinnyzłożył

raportstarszyźniewioskowej,żesamochodu„mistrza”

niemożnawyciągnąćzkałuży,gdyżugrzązłwmulepo

osie.Ktośinnyofiarowałsięodwieźć„mistrza”do

miastaswoimimułami.Natychmiastzgłosiłosię

kilkunastuinnychwłaścicielimułówiwkońculosmusiał

rozstrzygnąć,komuprzypadniezaszczytodwiezienia

„mistrza”.Niezależnieodtegowszyscymłodzieńcy

postanowilitowarzyszyćwdrodzematadorowi…

Wpółgodzinypóźniejniezwykłyorszakwjechał

dosąsiedniejwioski.Nadrabiniastymwoziegrubo

wymoszczonymsianemprzykrytymkocamisiedział

RafałKrólikotoczonyrojemwiejskichdziewcząt,a

dokołategowehikułukłusowałokilkudziesięciu

młodychparobczakównamułachiosiołkach.

—Czywiecie,kogowieziemy?Otobohaterski

PazRoca!—huknąłzdumąwództejkarawany.—

Jadłipiłznami!

—Stać!—zawołałktóryśztubylców.—Jeśli

PazRocapiłzwami,tomusiiznamisięnapić.Cóżto,

czyśmysągorsiodwas?!

WlanowRafałaznówkilkaszklanicwina,aten

samlosspotkałgorównieżwtrzeciejwiosce.Właśnie

wsiadałnawóz,gdyzprzeciwkanadjechałoauto,

trąbiącprzeraźliwie.Lecztłumniemyślałustępować.

—Spiesznowam?Namsięjeszczebardziej

background image

spieszy.Wieziemynacorridęnaszegoukochanego

esp…

—Caramba!—wrzasnąłjedenzautomobilistów.

—AleżtoPazRoca!Ach,donJulio,czemutak

późno?!Mywłaśniepędzimypopana.Corridazaczyna

siępunktualnieotrzeciej,czyli…caramba!—zaklął

ponownie.—Pozostałonamtylkodziesięćminut!

Wieśniacynieprotestowali,żeimodebrano

„mistrza”.Corridatoświętość!Wszystkosięspóźniaw

Hiszpani,niewyłączającpociągówpospiesznychi..

rewolucji,alewalkibykówrozpoczynająsięzawszez

idealnąpunktualnością;wedługnichmożnaśmiało

regulowaćzegarki.Dlategoteżautowysłanepodon

JuliadeCárcerpomknęłowszalonympędzie,nie

zwalniającbieguanitrochęnawetnaulicachmiasta.

ZresztąSanSebastiánwyglądałowtejchwilina

wymarłemiasto.Ktozdobyłmiejsce,tendawnojuż

siedziałwamfiteatrze,mniejszczęśliwiutworzyli

poczwórneszpalerynaulicachwiodącychkuPlazade

Toros,innegromadyludziobsiadłyMonteUlia,

wzgórze,ustópktóregoleżywspaniałyNowy

Amfiteatr.NamościenaRioUrumea,rzeczce,któraw

porzeupałówniemalcałkiemwysycha,utworzyłsię

zator.Wystarczyłojednak,byszoferpowiadomił

najbliżejstojącegopolicjanta,kogowieziewswojej

limuzynie,awszystkiewehikułyrozstąpiłysię

momentalnie,niektórenawetpowjeżdżałynachodniki

rzekomydonPazRocamógłjechaćdalej…

WreszciePlazadeToros.Człowiekwysłanypo

słynnegomatadora,asiedzącydotychczasobok

szofera,wyskoczył,odemknąłdrzwiczkiistwierdziłze

zdumieniem,żeespadaśpi.Wtakiejchwili!

background image

—DonJulio!Proszęsięzbudzić,hej,donPaz.

Jesteśmynamiejscu.

—Hę?—Rafałprzetarłsobieoczykułakiem.—

Togmachpolicji?

Pominucietakiejrozmowynieszczęsnywysłannik

pobiegłdokierownikazawodów.Zameldował,żePaz

Rocamiałwypadekautomobilowy,żepozatymurżnął

siędonieprzytomności,żegadazupełnieodrzeczy,że

niechcewyjśćzlimuzynyiprzebąkujewciążcośopolicji…

—Taksięzalał,paniekierowniku,żezupełnienie

rozumie,cosiędoniegomówipohiszpańsku…

Przecieżwtymstanieniemożnagowypuścićnaarenę!

—Więccomamrobić?!—warknąłkierownik.

—Odwołaćprzedstawienie?O,nie!Rozszarpanoby

mnienasztuki!Widzowiezapłacilizabiletyiwidowisko

musisięodbyć!

—Ależondzisiajanimałegocielakaniepotrafi

zabić,acodopierodwaczteroletniebyki

andaluzyjskie!Zginiei…

—Więczginienapoluchwały,jakwielkiGalito

lubLitri…

Dodrzwiktośzapukałgwałtownie,wpadłjedenz

urzędników.

—Ministerjużwszedłdolożykrólewskiej!—

zameldował.

—Zarazzaczynamy…Apanweźmiezdwóch

mocnychchłopówiprzyprowadzimitutajdonJuliade

Cárcer.Jużjategopijakaotrzeźwię!…

WdwieminutypóźniejRafałKrólikznalazłsięw

licznym

gronie

bykobójców,

background image

capeadorów,

banderileros,picadorówimatadorów.Ciostatni

spoglądalinaprzesławnegokonkurentazsatysfakcją;

nieuszłoichuwagi,żedonPazRocaledwiesiętrzyma

nanogach.Natomiastwspojrzeniachinnych

zawodnikówmalowałosiębałwochwalczeuwielbienie

dla„mistrza”…

—DonJulio,panotwierapochód.

—Hęęę?ziewnąłRafał.—Jamówiętylkopo

francusku.

Kierownikidwajmatadorzy-konkurenciwymienili

znaczącespojrzenia.

—Takululanegoczłowiekaniewidziałemdawno

nawetwkarczmie!

—Pofrancuskumów!

Dobrze—przystałkierownikigrzysk—pan

otwierapochód.

—Jakipochód?jawolę,żebypankazałmi

otwieraćbutelkizszampanem…Czyściejużwezwali

policję?Sprawajestbardzopilna!Bandycisąw

zamku!WariatzgwałciłBlankęitorturujedonAdolfa,

eppp…

Kierownikzałamałręce.Przezchwilępatrzałze

zgroząnawyraźniebredzącego„arcymistrza”,którego

właśniepochwyciławswojeszponypijackaczkawka.

—Eppppankażezarazmidaćszampppppana…

Ministerwlożymachnąłchusteczką,dającznak

rozpoczęciaigrzysk.Kapelanatychmiastzaczęłagrać

ognistegomarsza.

—DonJulio,naBoga,pansobiezwichniekarierę!

Pansięośmieszy!

—Nicsobieniezwichnę,tylkodawać

background image

szamppppana…Czypanniewidziepppp,żechcęzalać

tęeppppparszywączkawkę?

—Dajżemupanszampana.Możetrzaklinawybić

klinem…

—Tak,tak,pijakównajłatwiejotrzeźwić

alkoholem.

Kierownikustąpił,Rafałotrzymał,czegożądał,a

tymczasemniecierpliwapublicznośćhiszpańskazaczęła

gwizdać,tupaćiwyć.Wreszcieuciszyłosię,gdyż

otworzonobramę,zwanąpuertadecabalos.

—Ateraz—rzekłRafał,rzucającpustąszklankę

naziemię—pozwólciemisięwyspać.

Tegojużkierownikowibyłozawiele.Bez

ceremonizłapałzakołnierz„arcymistrza”iwypchnąłgo

zabramę.Zwidowniniedostrzeżonotego,gdyżprzed

Rafałemmusieliwyjechaćnaarenędwajczarnoubrani

alguazilesiichkoniezasłoniływidoknaprzymusowy

wymarszRafałazpoczekalni.ZaRafałemkroczyli

pozostalidwajmatadorzy,zanimiichzastępcyczyli

sobresalientes,dalejcapeadoreszewspaniałymi

szkarłatnymipłaszczami,potemtrzejbanderileros,

potempicadoresnaswoichstarychszkapach,

nieodwołalnieskazanychnaśmierćnaarenie,wreszcie

dwatrzykonnezaprzęgidowywlekaniazareny

zabitychbykówikoni.Gromadaczerwonoodzianych

parobków,chulos,zamykałapochód,kroczącobok

owychzaprzęgów.Całytenbarwnyimieniącysięw

słońcuorszak,wyciągniętywdwaszeregi,przeszedłpo

średnicyogromnegokołaareny,wśródradosnych

okrzykówczterdziestotysięcznegotłumuwidzów.Lecz

ponadogólnąwrzawęwzbijałysięrazporazwiwatyna

cześćJuliadeCárcer,którypodpseudonimemPaz

background image

Rocazdobyłsobietakirozgłoswłacińskichrepublikach

zaoceanem,adzisiajmiałsiępopisaćtutaj,miałznowu

walczyćwojczyźnie,porazpierwszyodupadku

znienawidzonejmonarchi.

—Olé,donPaz!PazRoca,olé!Olé!Olé!

—Ukłońżesię,kolega—syknąłzielonyz

zazdrościkonkurent—ipoślijcałusaseñoritom.

—Pofrancuskumówićdomnie!

Kolegamatadorzakląłpodnosem,leczzastosował

siędożyczenia„mistrza”.Rafałskinąłgłowąnaznak

zgody,skłoniłsięniskowstronęhołotynagaleri,

ministrowiposłałdłoniącałusaikroczyłdalej,zlekka

tylkosięzataczając.Tymczasemministercisnął

alguazilomsymbolicznekluczeodklatekzbykami.

Orszakzawróciłwstronębramy,byopróżnićarenę

przedwalką.WtrakcietegodostópRafałaspadł

olbrzymibukietróż.Rafałpodniósłgonatychmiast,

przerwałwstęgęłączącąkwiatywbukiet,puściłsię

truchcikiemdokołaareny,rzucającwtłumcoparę

krokówporóży.Wyglądałotodośćgroteskowo,ale

spodobało

się

widzom

ogromnie.

Większość

przypuszczała,żetakizwyczajpanujewktórejśz

republikAmerykiPołudniowej,albowMeksyku,gdzie

walkibykówrównieżsąulubionymwidowiskiem.

Zziajany,spocony,oklaskiwanyprzezmężczyzn,

„pożerany”wzrokiemprzezuroczeseñority,Rafał

Królikopuszczałarenę.Napółprzytomnymwzrokiem

omiótłkoliskoamfiteatru;naniegopatrzałoijego

background image

oklaskiwałotychczterdzieścitysięcywidzów,onbył

tutajnajwiększąatrakcją.On,RafałKrólik…Rafał

Królik?Skądżeznowu!NieżadenRafał,leczdonPaz

Roca,recteseñorJuliodeCárcer!

—Przecieżryczązgodnie:Olé,donPaz!Paz

Roca,olé!

Rafałobejrzałsobiehaftowanezłotemrękawy

swojegokaftana,potemjedwabnepantalonyiresztę

garderoby,idoresztyzamąciłomusięwgłowie.W

pamięci!

—JakiRafał?—mamrotałcorazniewyraźniej.—

NieznamżadnegoRafała.JakiśtamzwyczajnyRafał

miałbynasobiezwyczajnemarynarkoweubranie.Stąd

wniosek,żejaniemogębyćjakimśtamRafałem…

—PazRoca,oléééé!!!

—Mam!—ucieszyłsięwstawionydetektyw,

któryodchwiliprężyłumysłnadrozwiązaniemzagadki,

kimonjestwłaściwie,skoro„stwierdził”,żenapewno

nienazywasięRafałKrólik.—Mam!JamjestPaz

Roca!

Zagrałytrąby.Zfurtkiwiodącejdotoriles,

ciemnychklatek,wktórychgroźneolbrzymytrzymasię

umyślnieprzezkilkagodzinprzedwalką,wypadłna

zalanąsłońcemarenę…pierwszybyk.

ROZDZIAŁXII

ULUBIENIECSEÑORIT

Igrzyskasięrozpoczęły.Trzejzwinnicapeadores

kolejnozastępowalidrogębykowi,drażniącgo

perkalowymipłachtami,którychjednastronajest

szkarłatna,adrugakoloruzłota.Gdybykowiznudziła

siębezpłodnagonitwazazwodniczymipłachtami,

wyjechałonaarenędwóchpikadorów.Jedenkońpadł

background image

podciosamirogów,drugiotrzymałstosunkowolekkie

rany,azrozdartegopikąkarkubykatrysnęłafontanna

krwi.Wtęstrasznąranętrzechbanderileroswbiło

kolejnotrzyparykrótkichwłóczni,ubranychwbarwne

wstęgi,azakończonych(jakprzyharpunie)oprócz

ostrzatakżehakiem;haktenniepozwalabykowi

strącićzsiebieprzeklętych„bandery”iprzykażdym

poruszeniurozszerzaranę.Dopieroterazwyruszyłw

bójespada.Aleposzłomukiepsko.Potrzecimsztychu

bykdostałkrwotokui,rzygająckrwią,zacząłzmykać

dokołaareny.Pomocnicymatadoraotoczyliwreszcie

nieszczęsnezwierzę,którewkońcupachołpuntilero,

specjalistaoddobijania,musiałdobićsztyletem.

Oczywiścieniktzwidzównienagrodziłoklaskami

takiejfuszerki…

Drugiemumatadorowiposzłojeszczegorzej:Jego

bykniechciałmusięaniruszustawićwpozycji

potrzebnejdozadaniaśmiertelnegociosu.Minąłtermin

wyznaczony

do

wykonania

estocady

czyli

„bykobójstwa”,espadaotrzymałdwaupomnienia,po

czymciężkorannegoalejeszczeżywegobyka

spędzonozareny,cosięrównanajwyższej

kompromitacjidanegomatadora.Wśródobelżywych

gwizdów„zhańbiony”espadaopuszczałarenę,

bombardowanysetkamipoduszek,którewidzowie

wypożyczająsobieprzywejściudoamfiteatru,bowiem

nienależydoprzyjemnościsiedziećprzeztrzygodziny

nakamiennychławach.

background image

—DonJulio,napanakolej.

RafałKrólikwysunąłsięspozaogrodzeniaarenyi

rozpoczęłasiętrzeciawalka.Wigraszkach

capeadorówRafałniewziąłudziału.Niektórzy

widzowiepoczytywalimutozazłe,leczwiększość

rozgrzeszyłagobeztrudu.Gruchnęłojużbowiem

wśródtłumów,żePazRocamiałdwiegodzinytemu

wypadekautomobilowy,żeprzedpołudniemniebrał

udziałuwlosowaniubykówibadaniuich„zalet”;

niewieluśmiałkówmogłobysobiepozwolićnataką

nonszalancję.

Iznowuodbyłasięmonotonnaprocedura,lotne

zwrotycapeadorów,rzeźszkappikadorskich,popisy

trzechbanderileros,ażwreszcieprzyszłakolejna

„arcymistrza”.Zobnażonąszpadąwprawejdłoni,z

muletą,czylimałąpurpurowąchustkąwlewej,Rafał

Królikwyruszyłwbój,nucącsobiepodnosemarię

EscamilazCarmen:

—Toreador,dobroni!Toreador!Toreador!I

pomnijto,achpomnij,bijącsię,żecięgonitkliwy

wzrok…Jejmiłośćczekacię,toreador,jejmiłość

czekacię!“…Bardzotopiękne,alekidiabełwynalazł

takidziwoląg,jak„toreador”?Chybaautorlibretta…

Rafałmiałrację;słowatoreadorjęzykhiszpańskiw

ogóleniezna,azawodnikbiorącyudziałwwalkach

bykównazywasię„torero”…

Grobowaciszazaległawidownię,zezdumieniem

spoglądanonaRafała,który,zamiastpatrzećbykowi

prostowoczy,rozglądałsięnawszystkiestronyijakgdybynigdynicmaszerował
swobodniewstronę

groźnegoprzeciwnika.Niemniejzdziwionybyłbyk,

tylkojedenRafałniedziwiłsięniczemu;podwpływem

tylulibacjizdołałjużdefinitywnieuwierzyćwto,żeod

background image

urodzenianazywałsięPazRoca,żewłasnoręcznie

uśmierciłdziewięćsetdziewięćdziesiątosiembyków,że

mawtymniesłychanąwprawę,itd.itp.Był

zamroczony,cosięzowie.Gdybykpochyliłgłowę

niżej,gotującsiędoataku,małydetektywwytrzeźwiał

nadwiesekundy.Ogarnąłgoprzestrachichęć

ucieczki.Aletotrwałobardzokrótko.Potemdłoń

samapodniosłaszpadę,wyciągnęłająsztywnoprzed

siebie.Wtymsamymmomenciebykrunąłdoataku,

przebiegłtetrzy,czterykrokidzielącejichprzestrzeni,

nabiłsięsamnaostrzeszpadyipadł,jakrażony

gromem,ustópRafała,mimowszystkobezgranicznie

zdziwionego,żerobotaposzłamutakłatwo.

—Dolicha,samniewiedziałem,żemamwtym

takąrutynę!Jestemzcałymuznaniemdla…no,dla

siebie!(Omalnierzekł:dlabyka!).

Cóżdopieromówićopubliczności!Ponieudanych

występachtamtychdwóchmatadorów,błyskawiczne

zwycięstwoRafałamusiałowywołaćrekordowy

entuzjazmuwidzów,azachwytyichobjawiłysięw

sposóbtakwłaściwymiłośnikomwalkbyków.Leciały

więcnaRafałazewsządcukierki,banany,kapelusze,

czapki,kamizelki,ba,nawetmarynarki!

—Tylkopatrzeć,jakmiktotakżespodnierzuci

—mruczałniezadowolony,gdyż,stosowniedo

panującegonaarenachzwyczaju,musiałpodnosićte

częścigarderobyiodrzucaćjeswoimwielbicielom,co

przydzisiejszymupalebyłonaderfatygującym

zajęciem.

Tymczasem„miarodajneczynniki”osądziły,że

ostatniaestocadabyławręczmistrzowskaiwnagrodę

uznałyRafałagodnymnajwyższegoodznaczenia

background image

matadorów.Odznaczenietopoleganatym,żezabitemu

bykowiodcinasięuszyorazogonitetrofeawręczasię

mistrzowiwśródhuraganowychoklaskówtłumu.

—Cojamampocząćztymfantem?—

zastanawiałsięRafał,dotykajączodrazątych

ociekającychkrwią„orderów”.Chulo(pachołek),

którymujepodał,wskazałnaloże.Zewsządwyciągały

siędoRafałaręce.—Co,oniprosząoteświństwa?!

Ależzprzyjemnością!—Zrozmachemrzuciłjedno

uchowstronęlóż,drugieministrowi,aogontąsamą

drogąpowietrznąprzesłałwtomiejscewidowni,gdzie

siedziałyniemalsamekobiety.Naturalnierozerwaływ

strzępytakcennąpamiątkęizarazzrewanżowałysię

wspaniałomyślnemu

ofiarodawcy,

obsypując

go

kwiatami;aprzykażdymbukiecikudziwnymtrafem

znajdowałasiękarteczkazadresem,częstogęstoz

bardzopożytecznymdopiskiem,naprzykład:Mamynie

mawdomuzwykleod9-tejdo12-tej…albo…Nie

lękajsię,mójmążsypiawmansardce,łóżkonicnie

skrzypi…lubteż:Gdybynaszłapał,powiesz,żejesteś

masażystą…

OgłuszonywiwatamiRafałopuściłarenęinastąpiła

dwudziestominutowaprzerwa,jakzwyklepotrzeciej

walce.WpoczekalniskładanoRafałowigratulacje.

Jakiśreporterwyraziłmuswojeuznanie,żemistrzmówi

tylkopofrancusku,aużywaniaojczystegojęzyka

demonstracyjnieunika:—Słusznie,señor;dopókinasz

ukochanymonarchaprzebywanawygnaniu,musimy

bojkotowaćjęzykparszywychpsówrepublikańskich.

background image

—Innydziennikarzprzybiegłzwiadomością,żemistrz

PazRocabędzieoddzisiajnazywanywjegodzienniku

ulubieńcemseñorit.—Bo,jakzdołałemustalić,na

2.606bilecikówwyznaczającychpanuschadzkę,tylko

369pisałymężatki,aresztędziewice..powiedzmy,

panny…Panowie,naszulubieniecsenioritniechżyje!…

—PodziennikarzachpodszedłdoRafałasampan

dyrektoramfiteatruiwręczył„mistrzowi”czekna

dwanaścietysięcypeset.

—Tozategobyka?—Rafałbyłprzemile

zdziwiony,nieprzypuszczałnigdy,żezarobkiespadysą

takwielkie.—Wobectegozmieniamzawód—myślał

równocześnie.—Zajednopchnięcieszpadąwbycze

cielskostodwadzieściapesettakżesiękalkuluje.Aoni

płacąażdwanaścietysięcy!!!

—Jakto,zategobyka?Zaobydwa,señor!

—Tomało!Tohaniebnywyzysk!Zatakąciężką

pracętylkoposześćtysięcyodbyka?Skandal,

carrrrrramba!

—Ależ,donJulio,taksięprzecieżumówiliśmy

listownie.

—Hm,listownie?Byćmoże…Wkażdymrazie

zastrzegamsobie,żetegodrugiegobykabędę

referowałzarazpoprzerwie.

—Toniemożliwe,señor!Panmusikoniecznieod

począćpotamtejwalce.Panumaprzypaśćszóstybyk.

—Czwarty!Czwarty!!Czwarty!!!Albozrywam

kontrakt!

—Ach,donJulio,ilejamamdziśzpanem

kłopotów…Czyniemożemipanpowiedzieć

przynajmniejtego,czemuupierasiępanprzy

czwartym?

background image

—Bochcęjaknajprędzejstądodejść.Mamcoś

bardzoważnegodozałatwienia,rozumiepan?Tak,coś

arcyważnego!…Tylkoco?—mruknąłcicho.—Ach,

żebymtomógłsobieprzypomniećnareszcie,coja

takiegomiałemdozałatwienia.Czypanniewie

przypadkowo?…

—Jemualkoholnamózguderzył—twierdziłw

chwilępóźniejdyrektor,żalącsięprzeddwoma

pozostałymimatadoraminakapryśnegodonJulia.—

Alecóż,trzebamuustąpić.Czywidzieliście,jakonsię

spisałtamztymbykiem?Jawogóleniemamsłów!To

byłowspaniałe!Iwalczyłpopijanemu!Codopieroza

sztukimusiwyprawiać,kiedyjesttrzeźwy!

Nieonjedentakmyślał,amylilisięwszyscy!

Pomijającjużto,żepotrzeźwemuRafałKróliknie

wyszedłbynaarenęzażadneskarby,należyzaznaczyć,

żejegobłyskawicznaestocadaniebyłanawetdziełem

przypadku.Nie!Sprawaprzedstawiałasiędaleko

prościej,mianowiciebykzdechłnaskutekran

odniesionychwpotyczkachzpikadorami.Dogorywał,

gdyRafałzbliżałsiękuniemu,anawidok

nadchodzącegoczłowiekazdobyłsięnaostatni,

rozpaczliwywysiłek,wykonałkrótkąszarżęizwaliłsię

bezżyciadostópRafała.Szpadanieodegraławtym

sporzewłaściwieżadnejroli,zwyczajnyparasolbyłby

wywołałtakisamefekt.

Leczotymniktniewiedział…

Przerwasięskończyła,publicznośćzchłodnych

krużgankówamfiteatrupowracałanaswojemiejsca,by

anikrztyniestracićzwidowiska,któregodrugapołowa

miałasięrozpocząćladachwila.Znówpowtórzyłasię

monotonnaproceduradrażnieniaikaleczeniabyka,

background image

znowuRafałwyruszyłwbój.

—O,donPazRocabędziewalczyłteraz?Niena

końcu?—dziwionosięisprawdzanowróżowych

programach,czyniezaszłajakaomyłka.

—Olé,donJulio,olé!—zabrzmiałsrebrzysty

głosikCarinyIbar.RodzinaIbarów,dziękihojności

prawdziwegodonJuliasiedziałatutajnadoskonałych

miejscachioklaskiwałajegosobowtóra.Kamerdyner

ukłoniłmusięzszacunkiem,apotemzacząłsię

rozglądaćzdumą,bowiemrzekomydonJulioodkłonił

musięwcaleuprzejmie.Wdrugimrzędziesiedziała

staraRosita,mającpobokachswoichsynalków,

GarcíęiLina,sympatycznychurwisów,którzyparędni

temuwykładaliRafałowizasadywalkibyków,ateraz

byliświadkamijegowyczynównaprawdziwejarenie;

zasugerowani

nazwiskiemPazRoca,patrzelina

świetnieucharakteryzowanegoRafałajakwtęczęiani

cieńpodejrzenianiepostałimwmyśli,żemająprzed

sobąswojegoucznia,więźniazlochówzamkuLa

Solana…

Wpierwszymrzędzietużobokkamerdynera

siedziałajegocórkaCarina.Wnarodowymstroju

hiszpańskimwyglądałatakczarująco,żeRafałKrólik

przezdłuższąchwilęniemógłodniejoderwaćwzroku.

Otym,iżznajdujesięnaarenie,najzupełniejzapomniał

wtejchwili.Równieżobyku,któregocapeadores

znowuprzeganiali,gdyż,zdaniemznawców,zamało

krwistraciłwpotyczcezpikadorem,byłjeszczenazbyt

leniwy,aniedośćwściekły,rozjuszony.Drażniligo

więc,coomalnieskończyłosiębardzotragiczniedla

najodważniejszegocapeadora.Śmiałekten,wykonując

background image

przeróżneefektownezwroty,jakfarol,veronica,

molinete,zapomniałnajzupełniej,żezbliżasiędo

miejsca,gdzieleżyokrytyszarymipłachtamizabitykoń.

Cofającsięprzedatakującymbykiem,niedostrzegłw

porętejprzeszkody,niedosłyszałostrzegawczego

okrzykukolegi,znowuuskoczyłwstecz,wpadłtyłemna

wygiętywłukgrzbietnieżywejszkapy,runąłprzeznią

nawznak,zadzierającnogikuniebu,awtymsamym

momenciechytrybuhajwykonałżywiołowyatak.

OkrzykizgrozyzmusiłyRafaładoodwrócenia

głowy.Wodległościnajwyżejpięciumetrówujrzał

szerokizadbyka,obrabiającegocośrogami.Zkilku

stronarenypędzilinamiejscewypadkuinni

capeadores,powiewającswoimibarwnymipłachtami.

Pragnęliodwrócićuwagębykaodjegoofiar.Leczbyk

nareszcietrochęzmądrzał.Aniniespojrzałna

szkarłatnecapyiprułrogamikońskiegotrupa,który

utworzyłjakgdybyochronnywałdlaobalonego

capeadorazaplątanegowszmatachstanowiących

śmiertelnycałundlanieszczęsnegowierzchowca.W

dodatkuprzygniotłygodwienogiszkapytak,żeani

ruszniemógłsięwydostaćzfatalnejpułapki.

—Widzę,żetusięnieobejdziebezmojej

interwencji—pomyślałRafał,kroczącbezpośpiechu

wstronęszalejącegobyka.Natychmiastcałauwaga

czterdziestutysięcywidzówześrodkowałasięnanimi

bezgranicznypodziwogarnąłtychludzi,otrzaskanych

przecieżzdowodamiszalonejbrawuryróżnychtoreros.

AlbowiemRafałKrólik,dziękitemu,żebyłpijanyi

zupełnieniezdawałsobiesprawyzogromu

niebezpieczeństwa,

szedł

background image

ratować

obalonego

capeadorazgołymirękami!Aniszpadynietrzymałw

dłoni,anipurpurowejpłachty,niezbędnejprzy

uskokachspodrogówbyka,ibezbronny,mały,

szczupły,kroczyłnieustraszeniekuolbrzymiemu

przeciwnikowi,dlaktóregofraszkąbyłobydźwignąćw

góręciężkiwózwrazzkońmi.

Idącnajkrótsządrogą,zaszedłbykaodtyłu.Bez

wahaniapochwyciłoburączjegoogoniszarpnął.

Szarpnąłmocniejponownie,leczitonieodniosło

skutku.Zirytowanybyczymuporemkopnąłbuhaja

potężniewsłabiznę.Topomogłoodrazu.Z

ogłuszającymrykiemwściekłościibólubykodwrócił

siębłyskawicznie,aleniedostrzegłzdradzieckiego

napastnika.BowiemRafałtrzymającsiękurczowo

ogona,znalazłsięnaglezdrugiejstrony,tużkoło

końskiegotrupa.Bykwykonałnowy„wsteczzwrot”i

znowuztymsamymskutkiem.Wtedyzacząłsiękręcić

wkółkojakmłodypsiak,którychcepochwycićw

zębykoniecwłasnegoogona.ARafałprzyczepionydo

byczegoogonażeglowałwpowietrzuwtakisam

sposóbjakdziecinarozpędzonymkrążniku.Ażw

końcuogonwyślizgnąłmusięzosłabłychpalcówisiła

odśrodkowaodrzuciłagonadobreosiemmetrówod

ogłupiałegobyka,którywdalszymciągukręciłsięw

kółko.Przy„lądowaniu”napiaskuarenyRafałmagnął

wprawdziekozła,leczpowstałnatychmiastizgracją

ukłoniłsiępubliczności.

Amfiteatroszalałzupełnie!Nawetnajstarsi

zwolennicywalkbykówniepamiętalipodobnego

wyczynu,który,pomijająchumorystyczneefekty,

background image

świadczyłdowodnieobezprzykładnejodwadze

espady.Okrzykom:OlédonPaz!OlédonJulio!Paz

Roca,olé!niebyłokońcaiznowulunęłanaarenę

ulewaczapek,kapeluszy,kamizelekitympodobnych

lotnychczęścigarderoby.JaksłusznieRafał

przewidywał,jakiświelkientuzjastarzuciłmudostóp

nawetspodnie,ajakaśdamaswójgorset.Odrzucając

napowrótte„kawałki”iślącdłoniącałusy,Rafał

okrążałpowoliarenę,ażprzystanąłznowutam,gdzie

siedziałarodzinaIbarów.

—Śliczniedziśwyglądatamała—stwierdził,

całującwzrokiemCarinę,niezmierniedumnąztego

wyróżnienia.Ażnagledostrzegłwyrazobłędnejtrwogi

woczachdziewczyny.Równocześnierozległosiękilka

okrzykówprzerażenia.Równocześniekilkanaście

kobietzasłoniłosobieoczy,akilkudziesięciumężczyzn

zerwałosięizałamałoręce.Grobowaciszazaległa

widownię…

—Rozumiem—pomyślałRafał—chcąmnie

uczcićminutąmilczenia.

Ta„minuta”trwałajednaknajwyżejsekundę,a

potemzapatrzonegowCarinęmatadorapoderwałocoś

zarenylekko,jakbynieważyłwięcejniżpiórko.

Wyleciałwysokowpowietrze,naszczęścienie

pionowo,alepodkątemczterdziestupięciustopni

niczympociskwystrzelonyzdziała.Instynktowniejął

wymachiwaćrękaminawzórnarciarzawskoku.

Zdezorientowanypatrzałzezdumieniemnarodzinę

Ibarów,którawniewytłumaczonydlańsposóbzbliżała

sięszybkokuniemu,przeleciałnadgłową

skamieniałego

z

background image

przerażenia

kamerdynera

i

„wylądował”otrzyrzędyławwyżej,nałoniejakiejś

bardzogrubejseñory.

Wreszciezrozumiał!

—Byknapadłmnieztyłu,wziąłmnienarogii

wyrzuciłzareny—uświadomiłsobiewkrótkimułamku

sekundyiznadmiaruwzruszeniazemdlał.

Ocknąłsięwinfirmeriamfiteatru,wniewielkim

schludnympokoju,gdziewszystkolśniłoodbiałości.

Jedynączarnąplamęstanowiłtutajżakietdyrektora

amfiteatru,któryzzafrasowanąminąrozmawiałz

trzemalekarzamiodzianymiwbiałekitle.

—Musibyćzemnąbardzoźle,skorotakstękam

—pomyślałRafał,wsłuchującsięzezgroząwgłośne

jęki.

—Niestety,dyrektorze,niemadlaniegożadnego

ratunku—rzekłjedenzlekarzybardzolichą

francuszczyzną.—Jelitamaposzarpanenastrzępy!

Płucaprzebitenawylot…

Rafałspociłsięzprzerażenia.Rozdygotanądłonią

dotknąłpiersi,leczanitam,aninabrzuchunieodkrył

żadnejdziury.

—Kogopanchcebujać?!—wrzasnąłoburzony.

—O,donJuliosięocknął…

—Niechpantakniekrzyczy,donJulio.Tamobok

pana…

Rafałpospieszyłzakierunkiemspojrzeńlekarza,

odwróciłgłowęidostrzeganasąsiednimłóżkujednegoz

pikadorów.Twarztegoczłowiekabyłabladajak

opłatek,oczygłębokowpadnięte,azust

background image

wykrzywionychwgrymasiebóluwydobywałsię

świszczącyoddechijęki…

—Ach,więctoniejatakjęczałem!—stwierdził

Rafałniebezzadowolenia;bochociażwspółczułdoli

umierającegopikadora,alebliższakoszulaciału,niżsukmana.

—DonJulio,czypanucośniedolegawewnątrz?

—Nierozumiem.Proszędomniemówićpo

francusku.

—Jeszczeniewytrzeźwiał!—zdumiałsię

dyrektor,alezastosowałsięzarazdożyczenia

dzisiejszegobohateraiprzełożyłpytanielekarzana

językfrancuski.—Czypanacośboli?—dodałod

siebie.

—Otak!Nawetmocno!

—Co,naBoga?!Gdzie?!

—Ba,jaknazłośćzapomniałem,jaksiętaczęść

ciałanazywapofrancusku—odparł,dotykającsobie

dłoniąpośladków.—O,tutaj.Czytenperfidnybyknie

zrobiłmitamjakiejdziury?!—przeraziłsięnagle.

—Nie,donJulio.Panmiałzgołanadludzkie

szczęście.Bykuderzyłpanatylkogłową…

—Och,gdybytenbykmiałtrochęwęższerogi,

no!

—Imrogibardziejrozłożyste,tymbykgroźniejszy.

Tenbykmiałwyjątkowoszerokierogiidlatego

wybraliśmygodlanaszegomistrza.

—Dziękujęzawyróżnienie,dyrektorze.Tym

razemwyszłomiononadobre…Ale,ale,cojato

miałemzałatwić?RanyBoskie!—przypomniałsobie

nagłei,pomimogłośnychprotestówlekarzy,zsunąłsię

złóżka.—Tamszaleniecznęcasięnadbezbronnymi

ludźmi,bandycibezkarniegrasująpozamku,awymnie

background image

tutrzymacie?!

—Oho,znowugonapadło.—Dyrektornachylił

siędouchanajstarszegolekarzaipowiedziałmucoś

szeptem.

LeczRafałnieczekał.Odepchnąwszydyrektora,

przyskoczyłdodrzwi,niewiedzącnarazieotym,że

jestwbieliźnie.

—Niechpanprzynajmniejwciągniejakiespodnie,

donJulio…

—Racja,alejabynajmniejniejestemdonJulio.

—Zwariował,mówiłempanudoktorowi…

—Tsss.Będęgoobserwował.Pozwólmymu

czynić,cozechce…

WielotysięcznytłumczekałprzedPlazadeTorosi

odjeżdżającemu

Rafałowi

zgotował

niesłychane

przyjęcie.Potemnaulicach,przezktóreprzejeżdżałoautodzisiejszegotryumfatora
rozegrałysiędalszesceny

hołdu.Zewszystkichokienibalkonówspadałdeszcz

kwiatównaulubieńcaseñorit,którystałwsamochodzie

iuśmiechemdziękowałzaowacje.

Stanowczo

wolę

stać

tłumaczył

towarzyszącemumulekarzowi.—Iwogólemam

wrażenie,żeprzeztegobykabędęmusiałnadłuższy

czaszrezygnowaćzprzyjemnościsiedzeniana

jakimkolwiekmeblu.

background image

Wbrewżyczeniomswojejświty,Rafałpolecił

szoferowijechaćdogmachudyrekcjipolicji.Tutaj

złożyłobszernezeznaniaowszystkim,cozaszłow

zamkuLaSolana…

—Ajakpanmożenamudowodnić,żepanjest

naprawdęznanympolskimdetektywem,któregosława

nawettutaj,donas,dotarła?

—Ajakmożecieudowodnić,żenimniejestem?!

—żachnąłsię.—Mojedokumentyosobisteznajdują

sięwrękachGustawaErsinga.JedźciezemnądoLa

Solana,aprzekonaciesię,czymówiłemprawdę.

—Mniesiętojednakwydajezupełnie

nieprawdopodobne—wtrąciłdyrektoramfiteatru,

zaprzysiężonysceptyk.—Zawódmatadorawymaga

wieloletniejrutyny,którąespadazdobywasobie,

występująckolejnowrolicapeadora,banderilera,a

czasemtakżepikadora.Jakżebywięcpierwszylepszy

laik…

—Hola,mójpanie!Wżadnymiwypadkunie

jestemjakimśtampierwszymlepszym.

Akunsztubykobójcywyuczyłemsięwlochach

zamkuLaSolana,gdzietenfuriatzbiegłyzzakładudla

obłąkanychtorturujedwieniewinneofiary.Jeślije

zamorduje,odpowiedzialnośćspadnienawas!

Toenergiczneprzemówieniewywarłowreszcie

pożądanyskutek,itrzysamochodypolicyjnewyruszyły

natychmiastdozamkuLaSolana.Wpierwszymaucie

siedziałRafałKrólik,wciążjeszczewstrojuespady…

PrzymościezwodzonymniebyłoGustawaErsinga.

Niebyłogojużwogólewzamku,aniBlanki,ani

Karola,awysokadrabina,opartaoszczytbaszty

wskazywaładrogę,którąGustawwdarłsiędo

background image

podziemi.Wizbielubraczejwpiwnicy,wktórejongiś

urzędowałjakiśoddziałŚwiętejInkwizycjileżałtrup

obłąkanegoMiguelaOlazábala,dzieckamiłościRosityi

dawnegopanazamkuLaSolana;wpiersiach

nieszczęśnikatkwiłwąskisztyletorękojeści

wysadzanejdiamencikami.SztyletBlankiErsing!Pod

ścianąwgłębiwisiałrozciągniętysznuramiseñorAdolfo

deCárcer.Żyłiniezachodziłaobawa,żeumrze;miał

tylkonaciągnięteścięgnaitwarzposiniaczonąod

licznychciosówpięści.

—Ładniepanatenprzyrodnibraciszekurządził!

—Tonieon—odparłdonAdolfoponuro—to

GustawErsing!

—Rozumiem—Rafałskinąłgłową—chciałpana

zmusićdowskazaniamukryjówki,wktórej

spoczywałyskarbydeCárcerów…

—Spoczywały?!

WoczachdonAdolfaodmalowałsięogromny

przestrach.

—Możeinadalspoczywają,jeżelipanniedał

Ersingomżadnychwskazówek…

—Niewiem…niewiem,czydałem..Zbólu

traciłemniekiedyprzytomność…Bógraczywiedzieć,

cowtedybełkotałem…Puśćciemnie!Muszęsię

przekonaćnaocznie…

—Ależpanledwiepowłóczynogami!Niechsię

panwesprzenamoimramieniu…

DonAdolfodeCárcerspojrzałnieufnienaRafała.

—No,señor—odrzekł—proszęmitegonie

braćzazłe,aletamniewolnomizaprowadzićnikogo!

Nawetbrata!

—Prawda!—przypomniałsobieRafał.—Don

background image

Julio,ciekawym,czyjemutełotryniewyrządziłyjakiej

krzywdy.

Okazałosię,żenie.DonJuliosiedziałwtym

samymmiejscu,gdziegoRafałposadził,gdystąd

uciekał.Kiedygouwolnionozwięzów,rzuciłsięna

Rafałazpięściami.

—Łapcietegołotra!—krzyczałnapolicjantów.

—Tenzłodziejukradłmi…

—…spodnieikaftan—dokończyłRafałz

uśmiechem.—Iodnoszęjepanu,zatemniejestem

złodziejem.

—Tenzbrodniarzmnieośmieszył,zniszczył!Przez

niegoniedotrzymałemumowy,niebrałemudziałuw

dzisiejszejcorridzie…

—Iwtympanawyręczyłemgodnie!…

Wpółgodzinypóźniejprzywlókłsięzpodziemi

donAdolfo.

—Nieznaleźli—obwieściłRafałowizradosnym

uśmiechem.

Spisawszysążnistyprotokół,przedstawicielepolicji

gotowalisięwłaśniedoodjazdu,gdyzewsiprzybiegł

wzburzonycura.Grzecznyzazwyczajksiężulotym

razemaniniepodałrękidonAdolfowi.

—Ładnychpanmagościusiebie!—zaczął

obcesowo.Zjegochaotycznegoopowiadania

wywnioskowałRafał,żeErsingowiewrazzKarolem

złożyli„wizytę”proboszczowi,żegopoturbowalii

odebralimuowestotysięcyfranków,jakieobłąkany

Miguelwspaniałomyślniezapłaciłzaróże.Gustaw,

związawszyproboszcza,wetknąłmudokieszenijakiś

list.ListbyłzaadresowanydoRafałaKrólika,ajego

„soczysta”treśćbrzmiała:

background image

PrzeklętySzpiclu!

Gdywychodzączpodziemiujrzałem

związanegodonJulia,zrozumiałemtwój

podstęp.Udałocisiętymrazem,tyszczwany

łobuzie.

Alewierzęwtoniezłomnie,żejeszcze

kiedyśsięspotkamy!Pragnętegogorącoi

będęcięszukał,żebycimócosobiście

„podziękować”zaudaremnieniemojejroboty

wLaSolana.

Iwtedynieodwołalniewybijetwoja

ostatniagodzina!Zginiesz,izginieszw

mękach,ojakichnieśniłosięsadystomze

ŚwiętejInkwizycji!

Awięc,do„miłego”zobaczeniasię!

Gustaw.

Małydetektywpodałtenlistkomisarzowipolicji.

—Możesiępanomprzydapróbkajegopisma—

rzekłzuśmiechem…

—Czynielękasiępantychpogróżek?Możena

czaspańskiegopobytuwHiszpanidaćpanuochronę

policyjną?

—Tozbyteczne.Mamswójrewolwer…toznaczy,

miałem…

—Tymbardziej!

—Nie,nie,paniekomisarzu.Rewolwermi

równieżjestniepotrzebny.Nieprzypuszczam,abym

potrafiłstrzelićnawetdonajgorszegozbrodniarza.

Jestemskrajnympacyfistą!

—WięcjeślipananapadnieGustawErsing,to…

—…toobrzucęgokwiatami.

—Kwiatami?!

background image

Urzędnicypolicyjniwymienilimiędzysobąkrótkie,

znaczącespojrzenia.CzyżbydyrektoramfiteatruwSan

Sebastianmiałjednakrację?

—Przepraszam,señorpowiada:obrzucęgo

kwiatami?

—Tak—potwierdziłRafałzanielskimuśmiechem

—ogromnymbukietemkwiatów…wrazzich

wazonem!

KONIEC

DalszelosyRafałaKrólikazawierapowieśćZegarśmierci.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Antoni Marczyński Krwawy Taniec Hiszpanski
Antoni Marczyński Skarb Garimpeira
Antoni Marczyński Przygoda w Biarritz
Antoni Marczyński Dwunasty telewizor
Antoni Marczyński Żywe torpedy
Antoni Marczyński Książę Wa Tunga
Antoni Marczyński Szpieg w masce
Antoni Marczyński Strzał o świcie
Antoni Marczyński Aloha
Antoni Marczyński Missisipi 1 Missisipi
Antoni Marczyński Kobiety i piraci
Antoni Marczyński Szlakiem hanby
Antoni Marczyński Wyspa nieznana II
Antoni Marczyński Pokolenie Kaina
Antoni Marczyński Byczy sen
Antoni Marczyński Kłopoty ze spadkiem
Antoni Marczyński Zegar Smierci
Marczynski Antoni Upiory Atlantyku (rtf)

więcej podobnych podstron