Antoni Marczyński Skarb Garimpeira

background image
background image
background image

AntoniMarczyński

SKARBGARIMPEIRA

2013

background image

Spistreści

RozdziałI

RozdziałII

RozdziałIII

RozdziałIV

background image

I

Właśnie wówczas, gdy obudziła się wreszcie, rzeczywistość wydała się jej snem.

Bowiem to, na co teraz patrzyła zaspanymi oczyma nie przypominało w niczym jej
dotychczasowychprzebudzeńaniwubogimdomkurodzicielskim,aninastatkuwkabinie
trzeciej klasy, ani w tandetnie umeblowanym pokoiku, w którym po przyjeździe do
Argentynymieszkałatakdługo.Tutajzaśotaczałjązbytek,jakiznałachybatylkozkina.
Zprzyjemnościąślizgałasięwzrokiempoluksusowymurządzeniutejnieznanejsypialni,
za jej otwartymi na oścież drzwiami ujrzała śliczny buduar i prawie w tej samej chwili
gdzieśblisko,bliziuteńkozacząłktośchrapaćstraszliwie.

—Zabawne—wymamrotała—Vittorionigdydotądniechrapał.

Ziewając, Angelina legła na wznak, przez jakiś czas rozkoszowała się bajeczną

miękkością posłania, potem odwróciła się powoli na drugi bok, aby połaskotać
chrapiącego męża. Nagle zdrętwiała! Nie krzyknęła tylko dlatego, że głos uwiązł jej w
krtani.Rozszerzonymiodzgrozyoczymawpatrywałasięwtwarzmężczyznyśpiącegotuż
obok,natymsamymszerokim,francuskimłożu.Toniebyłjejmąż!!!Iniemógłnimbyć,
uświadomiła sobie teraz, bo przecież Vittorio wyjechał! A gdyby nawet nie wyjechał,
skądżebytakchronicznynędzarzjakVittoriowszedłwposiadaniepodobnieluksusowego
apartamentu!

Więcmożetojednaksen?Przezmomentpragnęłagorąco,abytakbyło,abyłaskawe

nieba pozwoliły jej zbudzić się w tamtym obmierzłym, biednym pokoiku, lecz
przypomniałasobiewnet,iżzpensjonatująwyrzucono.Zposadyrównież.

—Tojejzemsta,jej!

Zmełła w zębach przekleństwo najgorsze, jakie znała, ale podłość tamtej kobiety

istotnie przekroczyła wszelką miarę. Niemniej jednak ona, Angelina nie została tutaj
wciągnięta przemocą ani podstępem. Choć pijana, przyszła w nocy do tego mieszkania
dobrowolnie, a piła przedtem na umór także i w tym celu, by znieczulić swe ostatnie
skrupuły. Czyli poniekąd z premedytacją zdradziła męża, z którym pobrali się z miłości
zaledwieroktemu!

Z oczyma pełnymi łez opadła na poduszki, ale płacz nie przyniósł jej ulgi, nie

zagłuszyłgłosusumienia,którynibysędziaśledczyzasypywałjąprzykrymipytaniami:

—Czyprzestałaśkochaćmęża?Czywyrządziłcijakąkrzywdę?Czyrozłączyliściesię

tu niepotrzebnie z jego winy? Albo czy pokochałaś tego mężczyznę, który posiadł cię
dzisiejszejnocyzatwojązgodą?

Nakażdeztychpytańmusiaładaćprzeczącąodpowiedź,ajednaknieczułasięwinna,

lub raczej czuła, że przekonałaby każdego, nie wyłączając zdradzonego męża, iż padła
ofiarąfatalnegozbieguokoliczności.Gorącachęćusprawiedliwieniasięchoćbynarazie

background image

przed sobą skłoniła ją do odtworzenia w pamięci wydarzeń, które poprzedziły jej
dzisiejszyupadek,właściwiepierwszy,gdyżzato,costałosięwostatniąniedzielę,cała
winaspadałanatamtąnikczemnąkobietę.

Jakże więc doszło do tego, że ona, Angelina, do niedawna nie widząca świata poza

swoim mężem, oddała się temu oto Hektorowi Sanchoz, którego osobiście poznała
dopierowczoraj?Abyprzeprowadzićdowódprawdy,żepchnęłajądogrzechujakobysiła
wyższa,musiałacofnąćsięmyśląwsteczconajmniejorok.

Rok temu, nazajutrz po ślubie odjechała z mężem do Genui, gdzie wsiedli na statek

płynący do Buenos Aires. Tutaj, w biurze tej samej linii okrętowej Vittorio dostał
obiecanąmujeszczeweWłoszechposadę,lecz,pożalsięBoże,jaką!Musieliodmawiać
sobie niemal wszystkiego, by wystarczyło na opłacenie należności drugorzędnego
pensjonatu,wktórymgnieździlisięwjednymmaleńkimpokoju.Jużzaczynaliżałować,
żeopuściliEuropę,gdywtemnadeszławiadomośćozabiciuaustriackiegonastępcytronu
w Sarajewie, w miesiąc później nastąpił wybuch wojny światowej i niebawem w
Argentynierozpocząłsięokresnajlepszychinteresów,okreswielkichwojennychdostaw.

Dwaj biurowi koledzy Vittoria, którzy na urlop popłynęli żaglówką w górę rzeki

Parana, przysłali do oddziału linii okrętowej kpiący list, że gwiżdżą na posadę, że nie
wrócą, że są w mieście Rosario, że wzięli się do handlu zbożem i żywią nadzieję, iż
wkrótcezostanąmilionerami.Tozadecydowało!

— Musisz pójść w ich ślady — oświadczyła Angelina mężowi, wahającemu się

zawsze.—Musisznareszciezacząćzarabiaćtak,jakzarabiajądziśwszyscy.Imprędzej
wyjedziesz do Rosario, tym większą ilość przyszłych konkurentów uprzedzisz. A skoro
tylkostanieszjakotakonapewnychnogach,przyjadędociebie.

Vittoriousłuchałzciężkimsercem,odpłynąłdoRosariozdobywaćpieniądze,podczas

gdy Angelina w Buenos Aires miała wieść życie jeszcze bardziej bezczynne, niż
dotychczas. Wylegiwała się w łóżku aż do południa. Zwykle też, ku niezadowoleniu
właścicielki pensjonatu, jadła almuerzo

1

w swoim pokoiku, zamiast na ogólnej sali. Po

obiedzieurządzałasobiesjestę,zresztąsjestywtymklimacieniewyrzekasięprawienikt.
Dopieronagodzinę przedzachodemsłońca wychodziłazdomu, wspanialewypoczętai,
wzoremtubylek,silniewymalowana.

Dawniej rozpoczynała spacer po mieście od calle

2

Florida. Florida, to ulica

najelegantszych sklepów w Buenos Aires, a pod wieczór ulubione miejsce przechadzek
młodzieżyobojgapłci.Leczspacerujągłównieone,śliczneseñorityiponętneseñory,idąc
przez całą szerokość asfaltowanej jezdni, gdyż ruch kołowy na calle Florida jest
zabronionywporzetegokorsa

3

.

Natomiast muchachada

4

płci męskiej tworzy szpaler na chodnikach, spogląda na

pięknościdefilująceprzedniąiplotkuje,lubzachwycasięgłośno:—O,quelinda!Que
hermosa!

5

Należy przy tym do dobrego tonu trzymać kapelusz i rękawiczki w dłoniach,

opartychnasrebrnejgałcelaski,afryzuręmiećwypomadowaną,„ulizaną”tak,abysilniej
błyszczała niż trzewiki czyszczone przez ulicznych i sklepowych pucybutów niemal co
godzinę.

Kobietyzaśobowiązujetylkojedno,mianowicieprzechadzaćsiętędyoilemożności

background image

co dzień w innej sukni, w innym kapeluszu, w innych pantofelkach, i właśnie dlatego
AngelinarychłoprzestałachodzićnacalleFlorida.ZEuropyprzywiozłasobieledwietrzy
popołudniowe sukienki, dwa płaszczyki, jeden kostium, wszystko to aż do znudzenia
obnosiłajużtutaj,aniemiałanato,bykupićchociażbyjakąśnowąbluzkę.

Z pieniędzmi było zresztą u niej krucho zawsze, lecz w biednym miasteczku

rodzinnym nie odczuwała tego w tym stopniu, co w Buenos Aires. Tu, jak w każdej
wielkiej metropolii, setki lokali rozrywkowych i witryny bogatych magazynów
ustawiczniewypominałyAngeliniejejubóstwo,wywoływałyuniejrozgoryczenielubna
przemian żądzę jak najrychlejszego zdobycia majątku. W takim nastroju rozstrzygnęła
bezapelacyjnie,żemążmawyjechaćdoRosario.

Niestety Vittorio Ragazani nie posiadał zmysłu kupieckiego za grosz. Choć dokoła

niegospekulowaliwszyscy,onznowubyłtylkoprywatnymurzędnikiem,znowuzarabiał
mało, za mało! Na próżno starała się namówić go do naśladowania innych, robiących
różneinteresynawłasnąrękę.Dotegotrzebamiećchoćbyminimalnykapitał, tłumaczył
jej w listach, a listów i różnych czułości w nich przysyłał bez porównania więcej, niż
pieniędzy,comuwkońcuwytknęłanapółżartobliwie,napółzgoryczą.

W odpowiedzi na to Vittorio wysunął dwie nieoczekiwane propozycje: albo niech

Angelina przyjedzie zaraz do niego, gdyż, mieszkając wspólnie, będą mogli coś niecoś
zaoszczędzić,alboniechajszukadlasiebiejakiejśtymczasowejposadywBuenosAires,
skorojeszczezamężemnietęskni,skorotrzymiesięcznarozłąkaznimdotądniedałasię
jejweznaki.

Ten ostatni zarzut był stanowczo krzywdzący. Tęskniła ogromnie za swoim Vittorio,

kochalisięgorącotak,jaktopotrafiątylkomłodzipołudniowcyi,dopókibylirazem,w
nieskończonośćprzedłużaliswójmiesiącmiodowy.AlewłaśnieztejprzyczynyAngelina
niechciałaprzyjechaćdoRosario,niechciałakraśćmężowiczasu,którypowinienbyłw
całościpoświęcaćinteresom,poświęcaćrobieniupieniędzy,jakżeupragnionychprzeznią!

— Druga rada Vittoria jest o wiele lepsza — uznała i niezwłocznie zabrała się do

przeglądaniaogłoszeńwmiejscowychdziennikach.

OkresnajświetniejszejkoniunkturyjeszczenieosiągnąłwówczaszenituwArgentynie,

lecz wolnych posad nie brakowało. Biurowa praca zwykle nie nęci młodych ładnych
kobiet, toteż Angelina wybrała sobie zajęcie na pozór mniej zaszczytne, bo sklepowej
sprzedawczyni,alezatowCASAdeLUJO!

6

W owym czasie był to jeszcze niewielki, zaledwie dziesięć osób zatrudniający

magazyn mód damskich, ale bezwarunkowo najdroższy w całej Południowej Ameryce i
na tym polegała tajemnica jego kolosalnego powodzenia. CASA de LUJO bezczelnie
kopiowałanajświeższemodeleznanychfirm,agdyniemogłanadążyćzrobotą,kupowała
przez podstawione agentki w tamtych firmach najładniejsze suknie, płaszcze, kostiumy
itd.,bywystawićjeusiebiewokniezcenądwalubtrzyrazywyższą!

TakiegokupcawEuropiezamkniętobywzakładziedlaobłąkanych,zanimbyzdążył

zbankrutować, ale dla argentyńskich bogaczy nie ma większej przyjemności, jak
pochwalićsięwklubie:Kupiłemżoniefutronajdroższe,jakiebyłokiedykolwiekwBuenos
Aires
,albo:PowiedziałmidziśwłaścicielmagazynuX,żeżadnakobietawBuenosAires

background image

niewydajenastrojetyle,ilemojaprzyjaciółka.

Angelina, która tylko marzyć mogła o podobnych strojach, jakie tu co dzień

sprzedawała, pastwiła się straszliwie nad głupimi snobkami. Jedna z nich,
skrytykowawszy przedstawioną jej balową toaletę dlatego, że była dla niej za tania,
powiedziałazpogardliwymwzruszeniemramion:

—Czywogólemożebyćcośporządnegozamarnychtrzystapesów?

7

Dokładnie połowę tej sumy Angelina zarabiała teraz miesięcznie, harując od rana do

wieczora, z godzinną przerwą w południe. Uświadomiwszy to sobie, zgrzytnęła zębami,
wyjęła z szafy znacznie gorszą suknię i, ku przerażeniu swojego szefa, oświadczyła
kierującejsięjużkudrzwiomklientce:

—Tenotoparyskimodelkosztujetysiącpesów,lecztozapewnebyłobydlaseñoryza

drogo….

—Zadrogo,dlamnie?!—oburzyłasięnuworyszka.—Señoritawidaćniewie,zkim

madoczynienia!Dlamnieżadnacenaniejestzawysoka!Proszęmiodesłaćtęsukniędo
pałacu,aprzedtemdobraćdoniejodpowiedniepantofelki,pończochy,futrzanąpelerynęi
cotamjeszczepotrzeba.

Na tej transakcji CASA de LUJO zarobiła co najmniej pięć tysięcy pesów, a sprytnej

sprzedawczyni,wdowóduznania,ofiarowała…pasek,wartościpółpesa,choćkosztujący
tuosiemrazywięcej.

Zdarzały się również takie klientki, które odwiedzały CASA de LUJO codziennie i

nigdy nie wychodziły stąd z pustymi rękami. Co robiły z tą masą grubo przepłacanej
garderoby? Angelina dowiedziała się, że po kilku dniach rozdawały ją swojej służbie,
któracenniejszeobiektysprzedawałazaćwierćcenywłaścicielowiCASAdeLUJO!Tu,w
tylnympokojuodświeżałosięterzeczy,farbowałonainnykolor,przerabiało,upiększałoi
niebawem „wjeżdżały” za witrynę, jako ostatnie kreacje mody, aby wzbudzić nowe
zachwytyuswoichniedawnychwłaścicielekizarazemponownychnabywczyń.

—Jakieżonegłupiesą,tebaby—myślałaczęstoAngelina.

Leczjednocześniezazdrościła im,żemogły szastaćpieniędzmibez umiaru,żemiały

zbytkownekarety,zaprzęgi,ba,samochody,cowówczas,wroku1915dawałowidoczną
markęzamożności.Zazdrościłaimtakżepróżniaczegożycia,jakieonasamadoniedawna
pędziła, gdyż wyczerpywała ją obecna, całodzienna praca. Na domiar złego, już po
miesiącu szef począł robić jej ostre wymówki, że ubiera się zbyt skromnie, jak na
pracownicęwytwornegoCASAdeLUJO.

— Trudno żądać, abym chodziła wystrojona — odparła raz — skoro mam u pana

ledwiestopięćdziesiątpesów.

— Pani koleżanki także nie dostają tu więcej, a jednak ubierają się first class! —

powiedział.—Niechjepanizapyta,jaktosięrobi.

Och,wiedziała,jak!Każdaznichmiałaprzyjaciela,którego„dlahonorudomu”zwało

się novio

8

. Angelinie najłatwiej było by urządzić się tak samo, nie tylko dzięki jej

niepospolitejurodzie,leczprzedewszystkimdlatego,żebyłarubia!

9

Ściślebiorącmiała

background image

włosyciemnorude,leczwAmerycePołudniowejzablondynkęuchodzikażda,któranie
mawłosówkruczoczarnych,jaktubylki.Ponieważzaśtutejsicaballeros

10

przepadająza

jasnowłosymi, więc rubia señorita Angelina ciągnęła ku sobie jak magnes wszystkie
męskie spojrzenia i raz po raz spotykały ją „ponętne” propozycje, na które odpowiadała
wzrokiemobrażonejkrólowej.

Krótka przerwa południowa nie pozwalała jej na stołowanie się w pensjonacie, w

którymmieszkała,aktóryznajdowałsięażkołocmentarzaChacarita,wobecczegojadała
obiadywnajbliższejrestauracji.Tumiałatakżewielbiciela,którywprawdzieniezaczepił
jej dotychczas nigdy, zajmował zawsze jakiś dalszy stolik, ale nie spuszczał z niej oka.
Nazywała go w myśli sobowtórem swojego męża, gdyż przypominał go rzeczywiście,
tylko był wyższy, przystojniejszy i bardziej męski, niż jej Vittorio. Z czasem
przyzwyczaiłasiędojegowidokutak,żeniedziwiłasięwcale,kiedyspotykałagotakże
przedCASAdeLUJO.

Aż raz wszedł tam, udając klienta. Ani nie spojrzał na spieszącą mu naprzeciw żonę

właścicielamagazynu,podszedłwprostdoAngelinyizacząłzgrywaćsiędośćzabawnie.
Że chce dla swej siostry kupić wieczorową suknię wraz z wszelkimi toaletowymi
dodatkami do niej. Że jego siostra ma dokładnie taki sam wzrost i szerokość talii, jak
señorita, z którą on ma zaszczyt rozmawiać w tej chwili. Że wobec tego prosi on, aby
señoritazechciałaprzymierzyćtęsuknię….

—Odtegomamytużywemanekiny—wtrąciła.

—Alejawolęzobaczyćwtejsukniseñoritę!

Musiała spełnić życzenie klienta, lecz zemściła się za to, zdzierając z niego siódmą

skórę przy wystawieniu rachunku. Zapłacił go bez słowa protestu i polecił odesłać
zakupionestrojedo swegomieszkania,którego adrespodanybył nabileciewizytowym,
jaki tu pozostawił. Angelina z ciekawości zerknęła na tę wizytówkę; dowiedziała się
wtedy,żejejwytrwałymwielbicielemjestjakiśseñorHectorSanchoz.

—Sanchoz?Niespotkałemsięztymnazwiskiemnigdy,czyligośćnapewnoniema

w żyłach błękitnej krwi — orzekł szef Angeliny, któremu przewróciło się w głowie pod
wpływemczęstegoobcowaniazwytwornąklientelą.

Bowiempróczżon,córikochanekwojennychdorobkiewiczów,ubierałysięwCASA

deLUJO także argentyńskie arystokratki, różne Cárcano Morra, Gomez, de Malbrán, de
Ribeiro, de Alves-Franco, de Helguerra, de Rodriques, de Aquirre, de Madero i wiele
innych, a nawet przedstawicielki takich rodów jak de Anchorena lub de Mendoza. O
damachtychwCASAdeLUJOniewolnobyłopowtarzaćplotekkrążącychpomieście,a
specjalną ochroną cieszyła się tutaj właścicielka tej kamienicy, markiza Mercedes de
Alves-Franco.

Korpulentna ta dama, chociaż dopiero dobiegała do czterdziestki, zdążyła już

pochować trzech mężów; oczywiście wszystkich trzech na Recoleta. Jak na olbrzymim
cmentarzuChacaritagrzebiesięśredniozamożnychmieszkańcówBuenosAiresibiedotę,
tak ciasna Recoleta jest cmentarzem bogaczy, którzy za kilkanaście metrów
kwadratowychprzestrzenipłacątunieowielemniejniżzaparcelępodwillęwdzielnicy
parków,Palermo.

background image

Każdy ze zbudowanych na Recoleta grobowców jest albo stylową kapliczką, albo

ślicznym mauzoleum, albo eleganckim… pokojem co dzień sprzątanym przez liczną
służbęcmentarną,codzieńupiększanymświeżymikwiatami,aczęstoposiadającymtakże
fotele,byrodzinaulokowanegowpodziemiachalbozaszkłemnieboszczykamogłasobie
przy nim posiedzieć wygodnie. Brązy, złocenia, marmury, rzeźby, dywany, meble,
widoczne przez oszklone drzwi, trochę dziwią cudzoziemców, ale tubylcy twierdzą, że
miastoumarłychpowinnowyglądaćwłaśnietak!

Oczywiście każda rodzina należąca do argentyńskiej arystokracji rodowej albo

finansowej uważa sobie za punkt honoru posiadać własny grobowiec na Recoleta. Nie
stanowilipodtymwzględemwyjątkuzmarlimężowieseñoryMercedes,mawianowięco
niejżartobliwie,żejestwkłopocie,wktórymztychtrzechwspaniałychgrobowcówkaże
pochowaćsiępozgonie.Mówionoteż,żepozdradzieostatniegokochankaznienawidziła
cały ród męski. Że dlatego wróciła do swego panieńskiego nazwiska Alves-Franco. Że
stała się zażartą feministką, że niekiedy z pogwałceniem wszelkich konwenansów
występujewobroniepokrzywdzonychkobiet.

PoniekądstwierdzeniemprawdziwościtejostatniejopiniioseñorzeMercedesbyłojej

gorące ujęcie się za Angeliną Ragazani, gdy tę właściciel CASA de LUJO w obecności
klientekskarciłkiedyśostrymisłowamizato,iżprzedłużyłasobiepołudniowąprzerwęo
kwadrans.Jakona gozwymyślała,ta dzielnaAlves-Franco!Potem zażądała,bytytułem
satysfakcjizwolniłAngelinęzpracynaresztępopołudnia.Izagroziła,żegdybyośmielił
się strącić jej za to z pensji choćby pięć centavos, to ona, Mercedes Alves-Franco,
podniesie mu czynsz o pięćset pesów! Przestraszony właściciel magazynu, odmieniając
wewszystkichprzypadkachtytułmarkizaignącsięwukłonach,natychmiastdałżądany
urlop Angelinie, którą pani markiza demonstracyjnie zaprosiła na wspólną przejażdżkę
swoimautem.

Prawdę mówiąc, Angelina jechała wtedy samochodem po raz pierwszy w życiu, lecz

nieprzyznałasiędotego,claro!

11

Tylkojejuszczęśliwionywzrokzdradzałrozpierającąją

radość, która jeszcze wzrosła za miastem, gdy szofer zaczął pędzić co się zowie i gdy
potem zwiedzała klub, gdzie miały spożyć podwieczorek. Za wzorem Anglosasów,
Argentyńczycy zakładają liczne kluby, które wprawdzie noszą nazwy wioślarskich,
hipicznych,tenisowych,golfowychitp.,alektórychgłównymcelemjestpodtrzymywanie
życiatowarzyskiegowśródludzitejsamejsfery.Doklubu,któregoczłonkiniąbyłapani
Mercedes, należały ogromne tereny do gry w golfa, park, place tenisowe, pływalnia,
strzelnica,lecznajwięcejosóbzastałynarozległejwerandziegłównegopawilonu;tutaj,w
miłym cieniu, przy dźwiękach muzyki, przy lodach i mazagranach, plotkowano,
flirtowanoibawionosięnajlepiej.

—Jaktuślicznie,jakprzyjemnie!—zachwycałasięAngelina,niewidzączłośliwych

uśmieszków,którymipowitanoichprzybycie.

—Proszęwięcwpisaćsiędonaszegoklubu.Jestonwprawdzietrochęekskluzywny,

kandydat musi, celem przyjęcia, uzyskać zgodę co najmniej połowy dotychczasowych
członków,alejatobioręnasiebie.

—Amiesięcznaskładka,ilewynosi?

— Drobiazg; trzydzieści albo pięćdziesiąt pesów, dokładnie już nie pamiętam. Nieco

background image

droższejestwpisowe,bopłacisięklubowirównytysiąc.

— Bagatela! No, i żeby bywać tutaj, tak daleko za miastem, trzeba mieć koniecznie

własnysamochód.Muszęzatemzwpisaniemsiędopaniklubu„troszeczkę”poczekać.

Angelinamówiłatozuśmiechem,któryjednakniemógłbrzmiećbardziejnieszczerze,

niż zabrzmiał. Mąż posyłał jej na utrzymanie tyle, co dawniej, więc z tych stu
pięćdziesięciu pesów, jakie zarabiała w CASA de LUJO mogłaby trochę odkładać; lecz
ileż miesięcy czy lat musiałaby oszczędzać, aby zebrać tysiąc pesów?! A tysiąc zapłacił
każdy z tych ludzi, których widziała w klubie, bo wprowadzonych gości reprezentowała
dziś jedynie ona. I dla każdego było to z pewnością niczym i każdy z nich miał swoje
konie lub auto, miał też na pewno duży majątek, skoro należał do tak drogiego klubu.
Uświadomiwszy sobie to wszystko, Angelina poczuła, że jej serce znowu zalewa
nienawiść.Dobogaczy?Nie.Dowłasnegoubóstwa!

Markiza Mercedes Alves-Franco widocznie odgadła, dlaczego jej towarzyszka

posmutniała,gdyżzabrałająstądzarazpopodwieczorku.Ażdozachodusłońcajeździły
autem, potem szofer zawrócił w stronę Buenos Aires i zatrzymał się przed restauracją,
którejnazwęwymieniłamuchlebodawczyni.Byłtolokaldrugorzędny,odwiedzanyprzez
niezamożnych kupców, subiektów, urzędników, toteż Angelina czuła się w nim całkiem
swobodnie.Tylkowinawypiłatrochęzadużo,dziękiczemupóźniejrazporazzasypiała
w kinie. Gościnna pani Mercedes płaciła za wszystko, po kinie odwiozła ją do domu i
uparłasiętowarzyszyćjejażdodrzwipensjonatu.

—Bonużbyśzasnęłanaschodach,takjakwkinematografie?!

Mówiłajejobecnienaty,nazywałaAngelinęswojąprzyjaciółką,akiedyznalazłysię

same w klatce schodowej, uściskała ją serdecznie. Zbyt serdecznie jak na tak świeżą
znajomość i na dzielącą je „przepaść” społeczną. Zwłaszcza długi, gorący pocałunek w
ustanieprzypadłdogustuAngelinie.Wzbudziłwniejnawetpewnąodrazę,chociażwargi
señoryMercedesbyłyprzemiłewdotykuilekkonaperfumowane.

Od tego poniedziałku spotykały się co wieczór. Co wieczór markiza czekała w swej

limuzyniewpobliżuCASAdeLUJO,ażmłodaprzyjaciółkaukończypracęwmagazynie.
Cowieczórzabierałajądoinnejrestauracjinakolację,potemdokina,teatruczykabaretu,
potemodwoziłajądopensjonatu,leczpożegnaniebyłozawszetakiesamojakwówczas.
Kiedy wreszcie w sobotę Angelina próbowała przeciwko temu zaprotestować, pani
Mercedeszapytałanaiwnie,czyjejprzedtemnigdyniktniecałował.

— No, miałaby się pani z pyszna — odparła Włoszka, parsknąwszy żywiołowym

śmiechem—gdybytobyłsłyszałmójmąż…

— Ty masz męża?! — krzyknęła señora Alves-Franco, niebywale poruszona tą

wiadomością.

Angelina zrozumiała poniewczasie, że palnęła głupstwo. Z nieznanych jej powodów

CASAdeLUJOniezatrudniałamężatek,wswychogłoszeniachpodkreślaławyraźnie,że
przyjmie do pracy jeszcze kilka panien, więc Angelina taiła tam dotychczas, że jest
zamężna i tytułowano ją zawsze señoritą, nie señorą. Teraz zdradziła się niepotrzebnie,
przez co musiała prosić markizę o dyskrecję, musiała za to zapłacić dziś całą serią
pocałunków,którewywoływałyuniejcorazwiększyniepokójiwstręt.

background image

—Jutroprzyjadępociebieodziesiątejrano.

—Odziesiątej?

— Przecież jutro niedziela — przypomniała jej Mercedes — masz cały dzień wolny.

Przygotujsobiekostiumkąpielowy.

DawniejwkażdąniedzielęAngelinaodpoczywaławłóżkudopołudnia,potemnudziła

się okropnie, aż wieczorem, w jak najgorszym humorze, pisała do męża list z
wymówkami, że jeszcze nie zdobył majątku. Tym razem czekała ją w niedzielę
całodniowawycieczkadomiejscowościTigre,leżącejobokniecieszącegosiędobrąsławą
miasteczka San Fernando. W Tigre ma swą siedzibę większość jachtklubów i klubów
wioślarskich, niedaleko stamtąd można także zażyć kąpieli, jeżeli ktoś ma ochotę
zanurzyć się w mętnożółtych nurtach La Platy, czyli Srebrnej Rzeki. Pomimo jednak, że
dzień był upalny i że tłumy pławiły się w wodzie, señora Mercedes wolała pozostać na
plaży,wsukni!

—Zapewnemabardzobrzydkąfigurę—domyślałasięAngelina.

Za to ona, smukła, zgrabna, wyglądała w kostiumie kąpielowym tak ponętnie, że

ciągnęła ku sobie wszystkie spojrzenia. Dlatego zazdrosna markiza wywiozła ją co
prędzej na pobliską wysepkę, gdzie ludzi było bez porównania mniej. Tam Angelina
musiała jej opowiedzieć szczegółowo historię swego małżeństwa i wyjawić przyczyny
obecnejrozłąkizmężem.

— Ależ to skończony niedorajda, ten twój Vittorio — zawyrokowała pani Mercedes.

—Itymlepiejbędziedlaciebie,imwcześniejgoporzucisz.

—Nieporzucęgonigdy!Naszamiłośćjesttakwielka,iż…

—Jednakże…

—Panimarkizo—wtrąciłanawzajem—niemówmyotym,proszę.

Umilkły obydwie, potem señora Mercedes zainteresowała się skromnym

pierścioneczkiem,jedynym,jakiAngelinaposiadała;jedynym,nieliczącślubnejobrączki,
którejnienosiła,byniestracićposadywCASAdeLUJO.

—Zamieńsięzemną—zaproponowałapaniAlves-Franco,wyciągającprzedsiebie

pulchne,śniadepalce,pokrytekosztownymipierścieniami,którychnawetnatęwycieczkę
zabrała coś osiem. — Choćbyś wybrała najtańszy z nich, zrobisz bardzo korzystną
zamianę.

—Tttak,aletojestmójpierścionekzaręczynowy!

Właśnie dlatego pani Mercedes pragnęła odebrać go jej co prędzej. Ponieważ jednak

Angelinaniechciałarozstaćsięznimpodżadnymwarunkiem,zrezygnowałanaraziez
zamiany i darowała jej wspaniały pierścień z trzema brylantami, ułożonymi jak listki
koniczyny.Magnackitengestwywołałmaksimumzachwytuuobdarowanej,leczrównież
zobowiązywałdowdzięczności;toteżnaowejwysepceAngelinaprzyjmowałapocałunki
markizybezprotestu,beznajlżejszychoznakwstrętu,którygwałtemtłumiła.

— Widocznie takie są zwyczaje tutejszych arystokratek — usprawiedliwiała ją w

duchupoczątkowo.

background image

Apotem,podobrymobiedziezwinem,umizgiseñoryMercedesprzestałyjągorszyći

dziwić. Co więcej, znajdowała przyjemność w tym, że ktoś, obojętnie kto, poświęca jej
tyleuwagi,zabiegaojejłaski,żedarzyjątkliwością,zasypujekomplementami,błagao
przychylny uśmiech, o powłóczyste spojrzenie. Wydało się jej, iż znowu, jak za
narzeczeńskichczasów,maswojego…wjednejosobie…pazia,rycerzaitrubadura.

Lecz trubadur w spódnicy nie zamierzał ograniczyć się do słów. Pod wieczór, gdy

wracali do Buenos Aires, markiza opuściła wszystkie firanki w oknach swej limuzyny i
stała się dość agresywna. Jej czułości były wprawdzie słabą namiastką małżeńskich
pieszczotVittoria,zaktórymiAngelinacorazwięcejtęskniła,niemniejjednakpodniecały
niczymszampan.

Od szampana zaczęło się w pałacu señory Alves-Franco. Młoda Włoszka była tu po

razpierwszyiporazpierwszywżyciuwkroczyładotakluksusowejłazienki,zogromną
wanną, wpuszczoną w marmurową posadzkę. Na tę rozkoszną kąpiel w silnie pachnącej
wodzie namówiła ją pani domu, dowodząc, że trzeba koniecznie spłukać z siebie
niezdrowedlaceryosady,jakieniesierzekaLaPlata.PokąpieliAngelinamusiałaspełnić
nowy kaprys markizy, musiała, podobnie jak i ona, przywdziać kimono z ciężkiego
jedwabiu.

Ciężkiebyłoteżwino,jakiepodanodozbytobfitej,iściehiszpańskiejkolacji,ciężka,

odurzająca woń jakichś perfum, czy wschodnich olejków rozpylanych przez służbę
unosiła się w powietrzu, ciężkie jak ołów nogi miała żona Vittoria Ragazani, kiedy z
jadalni prowadzono ją pod ramię do sąsiedniego pokoju. Jego czwartą część zajmował
olbrzymi tapczan, pokryty mnóstwem atłasowych poduszek. Tutaj pani Alves-Franco
ułożyłatroskliwieswojąbardzośpiącątowarzyszkęisamaległatużobok.

—Chceszopiumowanegopapierosa?—zapytała.

—Dziękuję,wypaliłamjużtrzy.

—Woliszkieliszekwina?

—Oooowszem—ziewnęłatamta—bylezlodu.

—Takcigorąco,maleńka?

—Och,strasznie!

Parzyłyjąnaprawdęrozpalone,drżące,błądzącepojejcieledłonieseñoryMercedes,

która jednak wolała uznać, iż grzeją tak te ciężkie kimona. Zdjęła więc obydwa, lecz
swojepóźniej.

—Kochanie,jaktyjesteścudniezbudowana!

— Czego stanowczo nie można powiedzieć o pani — przemknęło przez myśl

Angelinie,któranachwilępodniosłapowieki.

Omalniepowiedziałategogłośno,omalniewyraziłasięjeszczegorzej,takiniesmak

wzbudziła w niej nadmierna otyłość markizy, szczególnie odrażająca teraz, w owym
rajskimkostiumie.

—Proszękazaćmnieodwieźćdopensjonatu—rzekłanagle.

—Dlaczego,ślicznemaleństwo?

background image

—Bochcęjużspać.

—Prześpiszsiędzisiajumnie.Czycituniewygodnie?Czymożerazicięświatło,w

którymtwójnowypierścionektakcudniebłyszczy?

Prawda, pierścionek! Ile on mógł kosztować? O, co najmniej ze trzy tysiące! Czy

wypada sprzeciwiać się życzeniu tak hojnej ofiarodawczyni? I czyż ona żąda czegoś
zdrożnego?Nie;onachcetylko,bymiłygośćpozostałtujeszcze,aodmowamogłabyją
obrazić… Pomyślawszy tak, Angelina zgodziła się spędzić tę noc tutaj; była też
przekonana, że markiza jest równie śpiąca jak ona, że zdrzemnie się wnet i tym samym
pozostawi ją nareszcie w spokoju. Poprosiła jednak o zgaszenie lamp, gdyż nigdy nie
umiałazasnąćprzyświetle.

—Dobrze,kochanie,jużgaszę…Buenasnoches.

—Buenasnoches,señora.

Buenas noches znaczy: dobranoc, ale była to noc bardzo zła dla Angeliny Ragazani,

która na długo przed świtem opuściła pałac cichcem, przez okno, wzburzona tak, jak
nigdywżyciudotychczas.Ipierwszyrazwżyciubyłaokrokodpopełnieniazabójstwa!
Bardzoniewielebrakowałodotego,byciężkąbutelkąszampanapalnęławskrońmarkizę;
podjejadresemobecnie,stojącjużnaulicy,miotałanajgorszeprzekleństwa,epitety,przy
czymdołagodniejszychnależałookreśleniezwyrodniałasadystka.Ulżywszysobienieco
w ten sposób, powróciła do pensjonatu, gdzie przede wszystkim wzięła zimny prysznic.
Żebyochłodzićswerozpalone,zmaltretowaneciałoiżebyzniegospłukaćbrud,dlaoka
niedostrzegalny,leczobrzydliwszy,niżżółteosadywezbranejpodeszczurzekiLaPlata.

Wponiedziałekpodwieczórlimuzynamarkizyczekała,jakzwykle,nieopodalCASA

de LUJO. Ujrzawszy ją, Angelina skręciła co prędzej w przecznicę i wsiadła do
pierwszego lepszego tramwaju, nie sprawdziwszy dokąd on jedzie. We wtorek po
południuseñoraMercedesAlves-Francoweszładomagazynupodpretekstemkupnakilku
sukien.Nawyraźnejejżyczenie,obsługiwałająseñoritaRagazani,którąjednakdaremnie
błagałaospotkaniewieczorem.

— Nigdy! — odparła Włoszka zawzięcie. — Po tym, co było w niedzielę, nie chcę

paniznać!

Zoczukorpulentnejarystokratkistrzeliłybłyskigniewu.

— Kiedy skończy się nasza znajomość, ja zadecyduję, nie ty! — powiedziała

wyniośle.—Dziśzapraszamciędosiebienakolację…

—Zgórymówię,żenieprzyjdę.

—Jeżelinieprzyjdziesz,jutrostraciszposadę!

Taksięteżstało,gdyżAngelinanieskorzystałazzaproszenia.Napróżnozaklinałasię

nazajutrz w CASA de LUJO, iż nie obraziła Alves-Franco, jak ta tutaj doniosła
telefonicznie. Właściciel magazynu nie mógł odmówić żądanej satysfakcji „dostojnej”
klientce,odktórejwdodatkuwynajmowałtenlokal.Chociażżalmubyłonajładniejszeji
najsprytniejszej sprzedawczyni, musiał ją wydalić natychmiast, że zaś ustawodawstwo
społecznewAmerycePołudniowejjeszczedzisiajjestwpowijakach,potrąciłAngeliniez
pensjipopięćpesówzakażdydzieńbrakującydokońcamiesiąca.

background image

Prawo serii podobno obowiązuje w nieszczęściach i zmartwieniach. Powróciwszy do

pensjonatu, Angelina zastała tam pocztówkę od męża z wiadomością będącą
nieoczekiwaną odpowiedzią na jej ostatni list. List ten pisała w ubiegłym tygodniu pod
wrażeniemwizytywklubieseñoryMercedes,gdzieotarłasięotylubogaczy.Dziękitemu
jej stałe wymówki brzmiały ostrzej niż kiedykolwiek i doprowadzony tym do rozpaczy
Vittoriozdobyłsięwreszcienaśmiałądecyzję.Mianowicierzuciłdotychczasowezajęciei
przyłączył się do grupy handlarzy płynących rzeką po jakieś zakupy do Paragwaju.
Pocztówkęswą,pisanąnawyjezdnymzRosario,kończyłsłowami:

Przez kilka miesięcy, być może, nie dostaniesz ode mnie żadnego listu. Ani

pieniędzy.Naszczęściemaszposadę,którazapewniCiminimumegzystencji…

— Niestety, już nie mam posady — westchnęła Angelina — i kto wie, czy nową

znajdętakprędko,jaktamtą,wCASAdeLUJO.

Mogła dostać każdej chwili posadę z trzy razy większą pensją, ale u señority

Mercedes,którapodwieczórtelefonowaładopensjonatuwtejsprawie.

—Potrzebujęlektorki;jedynymjejzajęciembędzieczytaniemipowieścihiszpańskich

i francuskich — trajkotała jak najszybciej w obawie, że Angelina nie pozwoli jej
skończyć.—Opróczpensjidamlektorcepełneutrzymanie,gdyżzamieszkaćmusionau
mniewpałacu.Samaprzyznasz,żewarunkisąbardzokorzystne,wprostwyjątkowe…

—Tak—odparłaWłoszkazironią—alejaniereflektuję.

—Dlaczego,kochanie?

—Ponieważto,nacopanireflektuje,budziwemniewstręt!Iproszęmniepozostawić

wspokoju,albopowiempanikilkasłównaderprzykrych.

Oświadczywszy to dość spokojnie, odłożyła słuchawkę, odeszła do swojego pokoju.

Tutajgodzinępóźniejodwiedziłająwłaścicielkapensjonatu.

— Dowiedziałam się — zaczęła podniesionym głosem — że pani noc z niedzieli na

poniedziałekspędziłagdzieśpozadomem,żewróciłapaniażrano!Czegośpodobnegonie
mogętolerowaćpodswoimdachem,którycieszyłsięzawszejaknajlepsząopiniąi…

— Dach?! — wtrąciła Angelina z szubienicznym humorem. — Dach cieszył się

najlepsząopinią?

— Pensjonat! — wrzasnęła bogobojna señora. — I żądam, aby pani opuściła go w

ciągudoby!

—Panitegożąda,czyraczejMercedesAlves-Franco?Ciekawamteż,ileonaobiecała

panitytułemprowizjizatęszykanę!

Posprzeczały się po raz pierwszy, potem Angelina zabrała się do pakowania swoich

walizek, wreszcie położyła się do łóżka, lecz długo zasnąć nie mogła. Wytrąciły ją z
równowagi ducha przykrości, jakich zaznała dziś z winy markizy. Boć przez nią straciła
posadę,przezniąwyrzuconojązpensjonatuirównieżseñoraMercedesbyłasprawczynią
… choć w tym wypadku tylko pośrednią … nagłego wyjazdu Vittoria do Paragwaju;

background image

gdybyniezabraładoswegoluksusowegoklubuAngeliny,taniebyłabynapisaładomęża
tegorodzajulistu,jakinapisałaijakiskłoniłtegosafandułędoporzuceniaRosario.

Zasnąwszy późno, spała niemal do południa, co świetnie wpłynęło na jej

samopoczucie;wczorajszeprzygnębieniezniknęłobezśladu,wczorajszetroskiśmieszyły
jądzisiaj;czyżwBuenosAiresjesttylkojedenpokójdowynajęciaitylkojedenwarsztat
pracy? Tysiące ich są, dziesiątki tysięcy! A byłą midinetkę ze snobistycznej CASA de
LUJO
przyjmiekażdymagazynmódzpocałowaniemręki!

Tak sądząc, Angelina wyszła w południe na miasto w pysznym humorze, kupiła

dziennikmającynajwięcejogłoszeńizaczęłajestudiowaćwrestauracji,wktórejzwykle
jadała almuerzo. Jej platoniczny wielbiciel, Hector Sanchoz, już tkwił na swoim
posterunku, jak zawsze patrzał na nią z zachwytem, ale dziś nie zwracała na niego
najmniejszej uwagi. Nie było na to czasu. Musiała przecież szukać posady, przede
wszystkim zaś mieszkania, musiała więc ze zwartych szeregów ogłoszeń wyłowić te,
którejejodpowiadałynajbardziej.

Pochłoniętatymzajęciem,niezauważyładwóchbarczystychmężczyzn,którzyusiedli

nieopodaliobserwowalijąbacznie.Czekalinanią,ponieważjednakniewyszłazarazpo
zjedzeniu deseru, podeszli do niej, zapytali o nazwisko. Zanim je wymieniła, przyzwała
kelnera, by odpędził tych natrętów, ośmielających się zaczepiać kobietę w lokalu.
Tymczasemkelnerpotraktowałją,niczymzbrodniarkę,ściganąlistamigończymi:

— Nie udawaj niewiniątka! — powiedział tak głośno, że słyszał to nawet Hector

Sanchoz,siedzącyoczterystolikidalej.—Płać,comisięnależyiniestawiajoporutym,
którzyprzyszlipociebie.Topolicja!

—Policja?!Ależjamampapierywzupełnymporządku!

— Wierzę — odparł kpiąco jeden z agentów — porządni ludzie rzadko mają

dokumenty w tak wzorowym porządku, jak międzynarodowi złodzieje! No, wstawaj,
ptaszyno,zawieziemyciędoklatki…

Angelina zbladła tak, że obrus na stoliku był niewiele bielszy od jej twarzy. Za to

potem, gdy szła przez salę w asyście dwóch agentów policyjnych, była czerwona jak
burak. Chociaż szła ze wzrokiem wbitym w posadzkę, czuła na sobie spojrzenia
wszystkich obecnych, spojrzenia ciekawe lub zgorszone, karcące, przeważnie jednak
szydercze. Przysięgła sobie w duchu, że do tej restauracji nie przyjdzie już nigdy i
odetchnęłazpewnąulgą,gdywetrojewyszlinaulicę;tunareszciepodniosłagłowę,lecz
pierwszymczłowiekiem,jakiegodostrzegła,byłwłaśnieten,zktórymnajgoręcejpragnęła
uniknąćspotkania,HectorSanchoz.Ujrzałagoponownie,czylimusiałjechaćzaniąkrok
wkrok;ujrzałagokuswemuwielkiemuzawstydzeniu,kiedywprowadzanojądogmachu
policji.

Tamdopierodowiedziałasięwtokuprzesłuchania,dlaczegojąaresztowano.Nastąpiło

to na żądanie señory Alves-Franco, która doniosła władzom, że skradziono jej cenny
pierścień z trzema brylantami, że kradzieży mogła dokonać tylko niejaka Angelina
Ragazani,sprzedawczyniwydalonazCASAdeLUJO.Uroczystezapewnieniaposądzonej,
iż pierścionek ten dostała w prezencie od markizy, wywołały u prowadzącego śledztwo
najpierw wesołość, potem drwiny, wreszcie oburzenie. Jego częstować tak naiwną
bajeczką, jego?! On sobie to wyprasza, on potrafi zmusić bezczelną cudzoziemkę do

background image

wyznaniaprawdy!Gdziejestskradzionyklejnot?

—Wjednejzmoichwalizek,aleprotestujęprzeciwokreśleniu…

—Milczeć!

Z pensjonatu przywieziono cały bagaż aresztowanej, przetrząśnięto go dokładnie i w

jednejzwaliz,opróczposzukiwanegopierścienia,znalezionodużąsrebrnąpapierośnicę.
Pozostawił ją u żony Vittorio, gdyż w Buenos, dla oszczędności, przestał palić. Ale to
wyjaśnienie bynajmniej nie ugłaskało zawodowej podejrzliwości urzędnika policyjnego,
ba, podjudziło ją w innym kierunku. Z dokumentów wynikało wprawdzie, że Angelina
jest mężatką, czemuż jednak nie mieszka przy mężu? Czy ów Vittorio Ragazani, który
przebywałodkilkumiesięcynietutaj,leczwRosarioiwyjechałstamtądwniewiadomym
kierunku, to jej prawdziwy mąż? Czy może zawarła z nim małżeństwo fikcyjne dla
uzyskania prawa wjazdu do Argentyny? Bo niezamężne i nie posiadające tu rodzin
kobiety tylko wyjątkowo mogą uzyskać to prawo, zmierzające do utrudnienia praktyk
handlarzomżywymtowarem.Azczegoaresztowanaczerpałaśrodkinaswojeutrzymanie
w Buenos? Czy jedynie z posady w CASA de LUJO? Gdyż właścicielka pensjonatu
zeznała,żeseñoraRagazaniniekiedywracaładodomunadranem!

Angelina wzburzona do głębi nowym, krzywdzącym posądzeniem, przestała

odpowiadać na zadawane jej pytania. Żeby więc „skruszała”, odprowadzono ją do
obszernej celi, gdzie siedziało kilkanaście kobiet lekkiego autoramentu, podejrzanych o
najrozmaitszekolizjezkodeksemkarnym.Damulkite,uważającjązadebiutantkęwich
zawodzie, nie szczędziły jej rad, od których uszy więdły gorzej niż od słuchania ich
plugawych przekleństw. I tylko jedna z nich, Żydówka, imieniem Sara, uwierzyła w jej
dotychczasowąniewinność,aleSararównieżbyłapesymistką.

— Choćby na rozprawie sąd uznał, żeś nie ukradła pierścionka, że tamta zboczona

jędzaoskarżyłacięokradzieżzzemsty—mówiła—copocznieszdalej?Posadynigdzie
tuniedostaniesz,botwojenazwiskozamieszcząwkronicekryminalnej,jeżeligazetynie
zamieściłygojuż!

—Zwrócęsięopomocdokonsulatu.

—Gdzieniktniebędziechciałztobągadać.Niezapominaj,żewEuropietrwawojna,

że Włochy teraz biorą w niej udział i konsulat ma do załatwienia tysiące ważniejszych
spraw niż twoja. Gdybyś była mężczyzną w wieku poborowym, odesłaliby cię na swój
kosztdokraju,alektobytampodczaswojnyzajmowałsiębabskimihistoriami.

—Pójdęwięcdofrigorífico

12

lubdojakiejinnejfabryki.

—Długotamniewytrzymasz—krakałaSara.—Takiedelikatnepaniusie,jakty,nie

nadająsiędopracyfizycznej.Akiedyprzyciśniecięnędza,stoczyszsięwrynsztokżycia,
jakja,jakone,jaksetkitysięcykobiet.

—Tak,tak,napewno!—potakiwałyinnearesztantki.—IsłuszniemówiszSaro,że

naszeżycietorynsztok.

Nawyścigijęłyopowiadaćoswejniedoli,poniewierce,pohańbieniu,oniezliczonych

upokorzeniach,jakieprostytutkamusiznosićnakażdymkroku.Nicpotrzebowałykłamać,
gdyż nie było tu klienta spragnionego sentymentalnej historyjki o upadku kobiety, którą

background image

on raczył zaszczycić swoimi względami choćby raz, a której nazajutrz nie ukłoni się za
żadneskarby.Mówiłyszczerąprawdę;prostymi,wulgarnymisłowamimalowałyscenyz
własnegożycia,scenytaktragiczne,wstrząsające,potworne,żeAngelinaRagazaniłkała
współczującoinaprzemianzamierałazprzerażenia,iżjąmożeczekapodobnylos.

Nasłuchawszysiętakichopowiadań,zapytałakiedyś,czyśmierćdlakażdejznichnie

byłabyzdwojgamniejszymzłem.Wywołałotożyweprotesty.Wszystkieonetwierdziły,
iż najcenniejszym skarbem człowieka jest życie, chociażby tak podłe jak ich nędzna
wegetacja. Sara ongi w przystępie rozpaczy skoczyła w żółte nurty La Platy, zaledwie
jednakzanurzyłasięwwodzie,zaczęłaprzeraźliwiewzywaćpomocyiporękachcałować
rybaków, którzy ją uratowali. Dowodziła więc teraz, że przedśmiertna trwoga jest
najokropniejszym koszmarem, że dla odwleczenia go (bo uniknąć go nie zdoła przecież
nikt),wartoznosićwszelkiekatuszemoralneczyfizyczne.Tegosamegozdaniabyłyinne
aresztantki, a nie brakło wśród nich desperatek, którym już pompowano żołądki po
zażyciutrucizny.

Posępne te rozmowy obrzydziły Angelinie myśl o samobójstwie, które dotychczas

uważałazaniezawodnąfurtkęzkażdejtakzwanejsytuacjibezwyjścia.Czuła,żeobecnie
już nie zdobyłaby się na to, by w krytycznym momencie targnąć się na swoje życie, że
brakłoby jej po temu odwagi i… ochoty. Raczej wszystko przecierpieć, ale żyć, żyć jak
najdłużej! Lecz to skądinąd chwalebne wyrzeczenie się na przyszłość samobójczych
zamiarówprzygotowałogruntpodkapitulację,któradawniejnienastąpiłabytakszybko,a
możenienastąpiłabywogóle!Tymczasem…

Podwóchdniachspędzonychwtakimtowarzystwie,przewiezionoAngelinędoinnego

aresztuizamkniętowcelisamą.Byłotobodajjeszczegorsze,lecztrwałotylkopółtorej
doby. Potem zaprowadzono ją przed oblicze jakiegoś jegomościa, którego uważała za
sędziego śledczego. Znowu nastąpiło przesłuchanie, spisywanie protokołu, po czym
urzędnik zapytany, kiedy ją wypuści na wolność, odparł, że jej sprawy stoją źle. Señora
Alves-Franco podtrzymuje w zupełności swoje oskarżenie, wobec czego podejrzana o
kradzieżbędziemusiałapozostaćwareszciedorozprawysądowej,oileniezłożykaucji;
tu wymienił kwotę wręcz zawrotną jak na finansowe możliwości Angeliny. W końcu
widząc, że ona jest bliska zemdlenia, pocieszył ją, że zgłosił się do niego pewien
caballero, który chce złożyć za nią żądaną kaucję, tylko pierw pragnie zamienić z panią
Ragazanikilkasłów.

—Boże,dziękici,tomójVittorio!—zawołałazradością.

Nie zgadła. Z przyległego pokoju wyszedł Hector Sanchoz. Zawiedziona,

zawstydzona, początkowo nie chciała z nim w ogóle rozmawiać. Ale zmiękła, kiedy jej
oznajmił, że rozprawa sądowa odbędzie się najwcześniej za sześć miesięcy, które
musiałabyodsiedziećwareszcie,żegrozijejminimumrokwięzienia,jeżelimarkizanie
wycofaswojejskargi,żerodzicomAngelinytakżebędzieszalenieprzykro,gdydowiedzą
sięoskazaniucórki.

—Przykro?—wtrąciła.—Tobyłbydlanichstraszliwycios!

—Tymbardziejwięcpowinnapaniprzyjąćmojąpropozycję.

—Jaką?—spytała,marszczącgroźniebrwi.

background image

—Ajeślipowiem:matrymonialną?!

—Spóźniłsięseñor,jajużjestemzamężną.

—Wiedziałemotym,aleniewątpię,żemążdapanirozwód.

—Nieda,niezgodzisięnatonigdy!

Hector Sanchoz zauważył z zadowoleniem, iż ona nie mówi o sobie, tylko o

prawdopodobnymbrakuzgodynarozwódzestronymęża.

— Jak to! — odparł. — Pani sądzi, że on będzie robił jakiekolwiek trudności, gdy

dowie się, co pani tutaj grozi?! Że on wolałby skazać panią na powolne konanie w
więzieniu?!Żechciałbypanią,siebieiwaszerodzinynarazićnatylewstydu?!Że…

— A czy tego wszystkiego unikniemy, jeżeli przyjmę pańską niespodziewaną

propozycję?—wtrąciłaniebezironii.

—Oczywiście!Ja,którydzisiajjużznamróżnebrudnesprawkiseñoryAlves-Franco

potrafięzmusićjądocofnięciaskargi.

Na dźwięk znienawidzonego nazwiska, młoda Włoszka błysnęła oczyma złowrogo,

leczzanimzaczęłaoniejmówić,zadałamuinnepytanie:

—Czyseñorwierzywto,żejaówpierścionekukradłam?

— A czy pani sądzi, że ja chciałbym się ożenić ze złodziejką?! Nie, drogie dziecko.

Wierzyłem w pani niewinność od początku, a teraz posiadam już niezbite dowody, że
padłapaniofiarąnikczemnejzemsty.

—Dowody?Niemaich,niestety.Nikogoniebyłoprzytym,gdymarkizaofiarowała

miswójpierścionekzbrylantami.

—Alejejsłużbawidziałagonapanizgrabnympaluszkuinosiłagopaniwobecności

señoryAlves-Franco,czylizajejzgodą.

—Czypantozeznałprzedsędziąśledczym?

— Nnnie. Jeszcze nie i mogę wcale nie zeznać, a służba markizy z obawy o swoje

dobreposady,równieżmoże„zapomnieć”,codomniemówiła,oileniedostanienagród,
jakietejhołocieprzyrzekłem.

— Rozumiem! I widzę — dodała z goryczą — że pan nie odznacza się ani

rycerskością,anibezinteresownością.

— Słuszne spostrzeżenie — przyznał. — Jestem, jak mówią północni Amerykanie,

businessmanem,znamsiętylkonarobieniupieniędzyidlaosiągnięciazamierzonegocelu
nie cofam się przed niczym. Pani przypadła mi do gustu od pierwszego wejrzenia, chcę
panią mieć wyłącznie dla siebie i los przyszedł mi z pomocą. A ponieważ mimo to nie
byłem pewny pani zgody, musiałem panią ze swej strony osaczyć tak, jak upartego
kontrahenta, który przy podpisywaniu decydującej umowy lubi stawiać warunki
niemożliwedoprzyjęcialubgraćnazwłokę…

Mówiłdłużejnatentemat,mówiłchwilamizbrutalnościąwojennegodorobkiewicza,

którymistotniebył,alejegoniskigłosmiałujmująceaksamitnebrzmienie.Niedzisiajteż
dopiero Angelina stwierdziła, że Hector Sanchoz jest mężczyzną o wiele

background image

przystojniejszym, niż Vittorio. Lecz o mężu nie myślała w tej chwili, ani o jego rywalu,
aninawetosobie;odpięciuminutistniałdlaniejtylkojedenczłowieknaświecie:señora
Alves-Franco! I najważniejszy cel życia: zemsta! Kiedy więc señor Sanchoz,
ukończywszy swe cynicznie szczere wywody, zapytał, czy señora Ragazani przyjmuje
jegoofertę,odpowiedziała:

—Tak,jeżelimipanprzysięgnie,żenieposkąpipanpieniędzy…

—Oczywiście!—wtrącił.—Kupięwszystko,czegopanizapragnie.

— Pragnę tylko zemsty! A ponieważ markiza jest bogata, niedosiężna dla rąk takiej

nędzarkijakja,potrzebamipańskichpieniędzy!

— Ile? Widzi pani, dla kupca to jest zasadnicze pytanie. Powiedzmy więc, że będę

panidawałmiesięcznienajejtoaletowewydatkidziesięćtysięcypesów…Ztegomożna
cośodłożyćnaów„funduszodwetowy”—dodałzuśmiechem,gdyżsądził,żeAngelinie
szybkowywietrzejązgłowywrogiezamiarywobecseñoryAlves-Franco.—Jaosobiście
— myślał — muszę być markizie wdzięczny za jej intrygę; bez niej jeszcze długo bym
czekałnaswedzisiejszezwycięstwo.

Aby zwycięstwo było pełne, aby Angelina nie mogła cofnąć się po odzyskaniu

wolności,zażądałiwymógłnaniej,żezamieszkaznimoddzisiaj.Tymczasemdyskretny
urzędnik stracił cierpliwość, wrócił do swojego biura, gdzie pozostawił tych dwoje
właściwiebezdozoru.Złożeniekaucji,podpisanieznówjakiegośprotokołuitympodobne
formalnościpochłonęłyjeszczegodzinę,ażwreszcieHectorSanchozmógłwyprowadzić
zponuregogmachunajpiękniejsząaresztantkę.

— Jakie jest pierwsze życzenie mojej pani? — zapytał, gdy wsiadali do jego

samochodu.

—Wykąpaćsię,przebraćipić,pić,aleniewodę!—odparła.

Piłanaumór,byznieczulićsweostatnieskrupuły.Zataczałasię,kuwesołościseñora

Sanchoz, kiedy koło północy wkraczała do jego willi. Silne zamroczenie alkoholowe
pozwoliłojejzapomniećomężu,zktórympobralisięzmiłościzaledwieroktemu!Bez
wahaniaprzestąpiłaprógsypialniHectora,bezwszelkiegowstyduprzebrałasięprzynim
wnocnąkoszulkę,wtęsamą,którąmuniegdyśsprzedaławCASAdeLUJO,rzekomodla
jegosiostry.

—Itapięknasukniatakżeczekanaciebie—mówił,odmykającszafę,świetnieukrytą

wścianie.Dodałteżzdużąpewnościąsiebie:—Jaodpoczątkuwiedziałem,żetestroje
nosićbędzieszty!

Angelina potakiwała ruchem głowy. Okazywała teraz niezwykłą zgodliwość, choć

ubzdurało się jej, iż widzi przed sobą męża; a przecież męża trzymała bardzo krótko i
zahukany Vittorio nie śmiał nigdy wymagać od niej małżeńskich czułości, gdy była
zmęczonatakjakdzisiaj.Dzisiajtylkoprosiłasennymgłosikiem,abyzgasiłświatło,które
niepozwalajejzasnąćibypozostawiłjąwspokoju.Pierwszeżyczeniespełniono,drugie
zbagatelizowano,lecznieprotestowałaprzeciwtemuzezwykłąswojąenergią.Znanyto
fakt,żeludzieenergiczniponadużyciualkoholustająsięłagodnymibarankami,apijany
safandułachcezawojowaćświat.Alkoholsprawił,żepełnatemperamentuWłoszkazrazu
całkiem biernie znosiła pieszczoty Hectora, aż porwała ją w końcu ich żywiołowość,

background image

nieznanajej,cudna,oszałamiająca.

— Jakiś ty dziś inny, Vitt, jaki wspaniały mężczyzna! — mamrotała, zasypiając i

budzącsięwciemnościachalboraczejbudzonanowymipocałunkami.

Kiedywreszciezbudziłasięsama,słońcejużstałowysoko.Zezdziwieniemrozglądała

siępotejsypialni,zuśmiechemsłuchałagłośnegochrapania.

—Zabawne—wyszeptała—Vittorionigdydotądniechrapał.

Ziewając,Angelinaodwróciłasięnadrugibokinaglezdrętwiała.Toniebyłjejmąż!

Więc?… Rozproszone wspomnienia szybko stanęły w ordynku, wyjaśniły co zaszło,
mówiły,żetomusiałosięstać,żeniemiałainnegowyjścia,leczpomimotowszystkoz
oczuAngelinyłzyżalupłynęłybezprzerwy.Isercejejścisnęłykleszczejaknajgorszych
przeczuć.

____________________

1

almuerzo(hiszp.)–posiłekpołudniowy;lunch.

2

calle(hiszp.)–ulica.

3

korso (wł. corso) – zabawa, pochód ulicami miasta z udziałem ukwieconych

pojazdów;tu:olbrzymiruch.

4

muchachada(hiszp.)–grupamłodychludzilubdzieci.

5

O,quelinda…(hiszp.)–O,jakżepiękna!Jakaczarująca!

6

Casadelujo(hiszp.)–domzbytku;domluksusu.

7

peso–walutaArgentyny;1peso=100centavos.

8

novio(hiszp.)–narzeczony;panmłody.

9

rubia(hiszp.)–blondynka.

10

caballero(hiszp.)–pan;mężczyzna;dżentelmen;rycerz.

11

claro!(hiszp.)–jasne!;oczywiście!

12

frigorífico(hiszp.)–lodówka;chłodziarka;tu:zakładymięsne.

background image

II

Nie było nigdy w Argentynie bardziej zgodnych i goręcej miłujących się braci, niż

Álvarez, González i Lolez Estigarribia. Co jeden z nich pochwalił, uwielbiali pozostali
dwaj,choćbynaniewidzianego.Dotyczyłotorównieżkobietinawetwtymwypadkuowa
nadzwyczajna wspólność upodobań, zachwytów, uwielbień rzadko platonicznych nie
doprowadzała nigdy do konfliktów pomiędzy nimi. Dlatego ojciec ich, kiedy na łożu
śmierci namawiał go przyjaciel, prawnik, aby spisać akt ostatniej woli, odmówił
stanowczo.

—Pocotutestament—powiedział—skoromoichłopcyniepokłócąsięnigdyiw

największej zgodzie będą żyli razem. Będą z zapałem pracowali nad powiększeniem
przedsiębiorstwa,jakieimzostawiam.

Miał zupełną rację, jeżeli idzie o tę największą zgodę między braćmi. Za to z ich

zapałemdopracybyłotrochęgorzej.ZaledwiestaryEstigarribiazamknąłoczynazawsze,
trzej synalkowie sprzedali tartak, lasy, dom, meble, a uzyskawszy za wszystko ponad
dwieścietysięcypesów,popłynęliwdółrzekiParaná.PostanowiliosiedlićsięwBuenos
Aires, co jest marzeniem każdego Argentyńczyka i żyć z pokera, w którego grali
mistrzowsko tak, że od Bellavista po Reconquista nie spotkali jeszcze godnych siebie
przeciwników.

WRosariostatki miaływówczasdłuższe postoje,niżobecnie, więcbraciszkowiedla

treningu pospieszyli do wskazanej im jaskini gry. Żeby prędzej powiększyć wspólny
kapitał „zakładowy”, każdy z nich zasiadł przy innym stoliku, z innymi partnerami lub
raczej szulerami. Przez jedną noc zyskali masę… doświadczenia, zdobyli pewnik, iż
szczęście sprzyja im najwięcej wówczas, gdy grają razem przy jednym stoliku, lecz
dwieścietysięcypesów„poszło”.NiebyłopocojechaćdoBuenosAiresiniebyłozaco,
gdyż szyfkarty i bagaż przegrali także. Dla zdobycia pieniędzy na najskromniejsze
utrzymaniemusieli,ozgrozo!,zacząćpracować.Czasemnawetfizycznie.

Ale ta niedola młodych utracjuszów trwała zaledwie miesiąc, potem w Europie

wybuchła wojna i wnet Argentyna stała się jednym z głównych dostawców wojennych.
Najgłupszy kiep jął zarabiać tak łatwo, że bracia Estigarribia, chociaż nie grzeszyli
nadmiarem inteligencji ani sprytu, także wzięli się do handlu, do pośrednictwa, do
paskarstwaiwciąguniespełnapółrokuuciułaliviribusunitis

1

dwadzieściatysięcypesów.

—Ztymmożnabyjużcośzacząć—rzekłnajstarszy,Álvarez,atamcidwajodrazu

wyjęli talie kart. — Nie, nie, miałem na myśli jakiś interes zbożowy, jakieś dostawy na
własnąrękę.Pszenicawtymroku…

—Namięsiezarabiasięwięcej—wtrąciłVittorioRagazani,któryjadałwtejsamej

restauracyjce,cobraciaizaprzyjaźniłsięznimi.

background image

Usłuchali jego rady, rychło potroili majątek, ale na jednej transakcji wpadli; pewna

estancia

2

sprzedała im partię chorego bydła, którego frigorífico nie przyjął i stracili na

tym kilka tysięcy. Ragazani twierdził, że jemu by to przydarzyć się nie mogło, gdyż on
zna się na wszelkich chorobach zwierząt. Skąd? Ano, przez dwa lata był studentem
weterynarii, zanim nie zmienił jej na medycynę, której oczywiście także nie skończył i
dzisiaj,zkonieczności,jesturzędnikiembankowym.

Państwa wojujące w Europie zamawiały coraz więcej konserw i mrożonego mięsa w

argentyńskichfrigoríficos,cenyrosłyjaknadrożdżachinaglewRosariogruchnęławieść,
że w Paragwaju i w Boliwii bydło jest trzy razy tańsze niż tutaj. Cło? Minimalne.
Transport?Prawiedarmo,bozprądemrzeki;trzebabytylkowynająćodpowiedniekrypy
czy galary. Zważywszy to wszystko, bracia Estigarribia uchwalili wyruszyć na północ
niezwłocznie i zabrać ze sobą Vittoria, żeby znowu nie kupić chorych krów. Ile wynosi
jego miesięczna pensja w banku? Dwieście osiemdziesiąt pesów? A od nich dostanie
trzystaplusdziesięćprocentczystegozyskuprzykażdymtransporcie!PomimotoWłoch
wahałsię,czyrzucićbanki,przyswoimbrakuprzedsiębiorczości,byłbynapewnozostał
w Rosario, gdyby nie ostatni list żony. Ostrzejsze niż zazwyczaj wymówki Angeliny, że
ontakmałozarabia,skłoniłygodoprzyjęciapropozycjibraciEstigarribia.

Z nowymi chlebodawcami łączyły go prawie przyjacielskie stosunki, więc umieścili

się razem w czteroosobowej kabinie na jednym ze statków kompanii Mihanowicza,
utrzymującychstałąkomunikacjęrzecznąnaliniiBuenosAires–Rosario–Asunción.Dla
zabicia nudów monotonnej żeglugi, braciszkowie tłumaczyli swemu „nadwornemu
weterynarzowi” zasady gry w pokera, po czym od teorii przyszli do praktyki, chociaż
Vittorio wymawiał się od tego najgoręcej. Zwłaszcza, gdy pewnego popołudnia przegrał
trzydzieści pesów, czyli swój trzydniowy zarobek. Po tej stracie długo uspokoić się nie
mógłiwduchukląłnaczymświatstoi,gdywostatniwieczórpodróżybraciaEstigarribia
zmusili go znowu do gry. Ale cóż, nie wypadało odmówić, przecież to byli jego
chlebodawcy.

Zaraz w pierwszej rozgrywce miał trzy króle, zgarnął pulę, w której jednak było

zaledwieszesnaściepesów.

—Twojawina,żetakmało—rzekłLolez.—Jaztrójkąkrólijechałbymnacałego.

Niemasensugraćzpodobnieprzesadnąostrożnością.

—Dobrzecigadać—odburknąłVittorioRagazani.—Tymożeszszastaćpieniędzmi,

bocostracisz,totwoibraciaodegrają.Bokasęmaciewspólną.Bojesteściewporównaniu
zemnąbogaczami.

—Makaroniarzu-weterynarzu,rozdawajkarty,zamiastzrzędzić.

Rozdał i z góry postanowił powiedzieć pas, gdyż braci już ponosiło, już na ślepo

powiększali stawkę. Kiedy jednak z ciekawości spojrzał na swoje karty, zmienił zamiar;
znowu dostał trójkę, dla odmiany z asów, i dokupił parę dziesiątek. Tym fulem pobił
wszystkich swoich partnerów, z których najsilniejszy miał tylko dwie pary, lecz którzy
bluffowali tak, jakby każdy z nich trzymał w garści kolor albo karetę. Druga pula
przyniosła mu przeszło pięćdziesiąt pesów, trzecia sto, czwarta niespełna dwieście i tym
trybemszłodalejkucorazwyższymwygranym.

background image

Vittoriodziwiłsię,cieszył,achwilamiogarniałogoprzerażenie;wtedywymyślałsobie

wduchuodszaleńców,alekartędostawałstalesilnątak,żeszaleństwembyłobywłaśnie
spasować.Pogłębszymnamyśleuznałjednak,iżpomimowysokiejgry,onsamwłaściwie
niewiele ryzykuje; kiedy zasiedli do pokera, wyjął z portmonetki dziesięć pesów i
zaznaczył,żegdyjestraci,wstanieodstolika,bonaprawdęniemożeroztrwonićswoich
skromnych oszczędności. Jak dotychczas nic nie dołożył z własnej kieszeni do tamtych
dziesięciu pesów, a przecież obracał już setkami, czyli operował wyłącznie cudzymi,
wygranymipieniędzmi.Skorozaśtak,tomógłsobiepozwolićnahazard.

PrzyhazardowejgrzebraciaEstigarribiaczulisięwswoimżywiole.Niezrażeni,lecz

przeciwnie podnieceni ciągłymi zwycięstwami Vittoria, nie mówili pas nawet przy
najsłabszejkarcieibluffowalizniesłychanymtupetem.Pomogłotokilkarazy,ponieważ
partner nie odznaczał się odwagą, ale w końcu poznał się na tym bluffie i sprawił im
„rzeź”. Koło północy zaczęli grać ostrożniej. Teoretycznie rzecz biorąc, mieli nad
Włochemprzewagę,jaktrzechnajednego,gdyżdysponowaliwspólnąkasą;gdybywięc
choć do jednego z nich szczęście uśmiechnęło się nareszcie, mogliby to, co stracili,
odzyskać prędko. Prędko, gdyż obecnie Vittorio Ragazani, uległszy już demonowi gry,
beznajmniejszegowahaniawpłacałdopulipięćsetpesów,anawetwięcej.

Leczszczęściesprzyjałomuwiernieażdokońcakosztownejzabawy,któratrwałado

świtu. Potem bracia Estigarribia stwierdzili smętnie, że pozostało im całego majątku
pięćdziesiątcentavos,czylipółpesa.PrzegralidoRagazaniegowszystkiepieniądze,jakie
mieliijakieprzeznaczylinazakupbydła.

—Coterazbędzie?—zafrasowałsięnajmłodszy,Lolez.

— Nie wiem — odparł średni, González, po czym zwrócił się do Włocha,

układającego drżącymi rękami banknoty. — Słuchaj no, ty szczęściarzu; może byś nas
zaangażowałnatychsamychwarunkach,jakiemyśmyciofiarowali?

Comono—odparłVittoriouprzejmie,coznaczy:czemunie.

—Jeżelitak—rzekłÁlvarez,najstarszyzbraci,wyrywającznotesuczystąkartkę—

to możemy grać dalej bonami. Oto kwit na trzysta pesów, czyli na moją pierwszą
miesięcznąpensjęuciebie.

PodobnekwitywystawiliGonzáleziLolez,alepokilkuminutachwszystkietrzybony

powiększyłydzisiejszązdobyczVittoria,któryteżsprzeciwiłsięstanowczodalszejemisji
tychpokwitowań.

—Onmarację—uznałAlvarez.—Dziśjesttakpechowanoc,żeniemasensugrać

dalej.Odłóżmytosobiedojutra.

Wywietrzywszykabinę,pełnądymuzfajekipapierosów,braciaEstigarribiapołożyli

sięspać.Usnęliniebawem,zatoRagazaniniemógłzmrużyćokapodnaporemradosnych
wzruszeń. Po przeliczeniu pieniędzy stwierdził, że ma przeszło pięćdziesiąt pięć tysięcy
pesów! Jedynie marzyć mógł dotąd o posiadaniu tak olbrzymiej, jak na niego, sumy.
Ażeby ją zebrać przy swojej dotychczasowej pensyjce, przy najskromniejszym życiu,
musiałbyoszczędzaćchybaprzezkilkasetlat.Tymczasemzdobyłjąlekkowciąguośmiu
godzingrywpokera.

— Nareszcie jestem bogaty — powtarzał sobie w kółko i upajał się dźwiękiem tych

background image

słów, spacerując po pustym pokładzie parowca. — To była niewątpliwie przełomowa i
najszczęśliwszanocwmoimżyciu!

Tejsamejnocyjegożona,AngelinaporazpierwszyspaławwilliHectoraSanchoza,

swegonamiętnegowielbiciela,leczotymVittoriomiałdowiedziećsięznaczniepóźniej.
Naraziezaś,upojonyłatwymzdobyciemmajątku,rozmyślałnadtym,jakbygopomnożyć
w najkrótszym czasie. Handel bydłem? Owszem, w tej branży pewniej niż inni będzie
mógł zarabiać, gdyż niedoszłemu weterynarzowi nikt nie zdoła wkręcić chorych sztuk.
Alenagleogarnąłgostrach,żebraciaEstigarribianiepogodząsięnigdyzestratąswoich
pieniędzy i albo go zastrzelą w stepach, albo będą go póty zmuszali do dalszej gry w
pokera, dopóki nie odzyskają wszystkiego, co dziś przegrali. W tym podejrzeniu
utwierdziłagoabsolutnabeztroskaświeżychbankrutów,którzychrapaliwkabinie,ażsię
rozlegało.

— Ja bym nie potrafił zasnąć po takiej klęsce. Z rozpaczy tłukłbym głową o ścianę,

lecz ja nie byłbym zdolny do popełnienia zbrodni — myślał, a potem wnioskował. —
Czylionisącałkiempewni,żebeztruduodbiorąmipieniądze.I,dlaocaleniawłasnego
życia,muszęimzwiaćjaknajprędzej!

Wysiąśćpodrodzejużniemógł,gdyżstatekzbliżałsięwłaśniedokońcowejprzystani

swojego rejsu, do Asunción, co utrudniało ucieczkę. By wycie okrętowej syreny nie
zbudziło braci Estigarribia, zamknął szczelnie iluminator w ich kabinie, cichuteńko
wyniósłzniejswojewalizkispakowanejeszczewczoraj,dałhojnynapiwekstewardowii
polecił mu, żeby nie przerywał snu jego trzem towarzyszom, jakoby ogromnie
zmęczonympobezsennejnocy.Wysiadłszyszczęśliwienaląd,pospieszyłdopobliskiego
biura kompanii Mihanowicza, kupił trzy szyfkarty na powrotny rejs z Asunción do
RosarioipoleciłjenatychmiastodesłaćpozostałymnastatkubraciomEstigarribia.

Dobiletówdołączył„naotarciełez”nibytysiącpesówikrótkilist,wktórympróbował

wmówić w opuszczonych towarzyszów, iż musiał od nich odejść, bo trafiła mu się dziś
ranonaderkorzystnasposobnośćwyjazduzkimśdoGranChaco.DoGranChacotrzebaz
Asunción jechać w kierunku północno-zachodnim, a Vittorio zamierzał podążyć na
południowy-wschód, czyli szło mu o zmylenie tropu na wypadek, gdyby Álvarez,
González i Lolez chcieli go szukać. Aby im utrudnić ewentualny pościg, prawie
niemożliwybezkupnaczywynajęciakoni,posłałgotówkątylkostopesów,anapozostałe
dziewięćsetichwczorajszekwity,więcrazemnibytysiąc.

—Zastopesówdalekoniezajadą—pocieszałsię,dążącnadworzec,położonydość

dalekoodportu.

Tam dowiedział się ku swemu przerażeniu, że na jedynej właściwie linii kolejowej

Paragwajupociągikursujątylkotrzyrazywtygodniu.Najbliższy,pożalsięBoże,ekspres
miałodejśćdopieronazajutrzrano.Czyzdołaprzezcałądobęukrywaćsięprzedbraćmi
Estigarribiawmałym,stutysięcznymmieście,gdziekażdycudzoziemiecwywołujepewną
sensację?Nie.Trzebazatemwynająćkonielubmuły,trzebajechaćwstronęczarownego
jezioraYpacaraíijutrowsiąśćdopociągunajakiejśstacjipodrodze.Takteżuczynił,ale
uspokoiłsiędopierowówczas,gdy,przeszukawszywszystkiewagony,nieznalazłwnich
braterskiegotrio,którenaswojenieszczęścienauczyłogograćwpokera.

Od tej chwili podróż stała się prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza po zakropionym

background image

paragwajskącañą

3

obiedzie, który spożył w wagonie restauracyjnym. Syty, rad z siebie,

Vittorio Ragazani spoglądał przez okno na krajobrazy defilujące wzdłuż ekspresu
mknącegoz„zawrotną”chyżościątrzydziestupięciukilometrównagodzinę.Krajobrazy
nie różniły się prawie nic od tych, na jakie patrzał aż do znudzenia podczas żeglugi po
rzece Paraná; skarlała dżungla, dżungla i jeszcze raz dżungla, niekiedy stepy, pastwiska,
najrzadziej małe plantacje, to wszystko. Z radością witał więc każdą stacyjkę, gdyż na
peronie,zwykleporosłymtrawą,naprzejazdpociąguczekałzawszetłum.

Tłum barwny, malowniczy. Wabił oko widok prześlicznych señorit, nakrywających

główkikoronkowąmantylą,señioritcieszącychsięwParagwajuwiększąswobodąniżw
jakiejkolwiek innej republice południowo-amerykańskiej. I bosych żołnierzy,
zbiedzonych,nielicznych,anieustraszonychwboju,jaktegodowiodływszystkiewojny
Paragwaju.Idumnychseñor, prowadzących za rękę swoje dzieci, częściej nieślubne niż
ślubne, co tutaj nie robi różnicy od czasów straszliwej rzezi mężczyzn, dokonanej przez
wojska koalicji argentyńsko-urugwajsko-brazylijskiej. I widok caballeros, mających
dziuraweponcha,ogromneostroginagołychpiętach,chronicznepustkiwkieszeniach,za
to miny udzielnych książąt. I przekupek indiańskich, wiecznie palących cygara,
sprzedającychcudnenjandiuty,czylikoronki,lubowoce,słodyczealbodróbinoszących
całyswójkramnagłowie.

Dokoła rozbrzmiewał język Guarani, jeszcze piękniejszy i melodyjniejszy niż

hiszpański, choć hiszpańskim dogadać się można w całym Paragwaju, za wyjątkiem
bardziej odległych told, wiosek Indian. Ale do told Vittorio Ragazani nie jeździł, bo
mieszkający w nich prawi dziedzice tych ziem, a dzisiaj nędzarze, nie mają nic na
sprzedażopróczłuków,tykwzprymitywnymimalowidłami,koszykówikoronek.Bydło
skupował przeważnie u osadników, gromadził je na obszernym placu, jaki wydzierżawił
pod miasteczkiem Encarnación, skąd miało popłynąć w dół rzeki. Ponieważ po stronie
paragwajskiejniemógłwynająćgalarówpotrzebnychdoprzewozubydła,przeprawiłsię
w końcu na argentyński brzeg, do Posadas, stolicy terytorium Misiones. W Posadas
znalazł wreszcie to czego szukał od paru tygodni, a wycieczki w głąb Misiones, do
polskichiruskichkoloniiskłoniłygodopowzięcianieoczekiwanejdecyzji:

— Tutaj podoba mi się najwięcej i tu osiedlimy się na stałe — musiał jednak dodać

nieuchronnie:—jeżeliprzystanienatoAngelina.

NiepisałdoniejodwyjazduzRosario,czyliprzeszłomiesiąc.Korciłogowprawdzie

często, by donieść żonie o wielkiej zmianie losu, lecz nie chciał pozbawiać się widoku
radości, jaką ta nowina powinna by wywołać u Angeliny. Przecież ona marzyła tylko o
pieniądzach, o życiu w dostatku, o strojach, rozrywkach, przyjemnościach. Te marzenia
mogły urzeczywistnić się teraz, ale to chciał oznajmić żonie osobiście! I, żeby nabrała
dlań szacunku, żeby zapomniała, iż największą rolę odegrał tu przypadek czy szczęście
przygrzewkarty,VittoriopragnąłstanąćprzedobliczemAngelinydopierowówczas,gdy
dokona choćby jednej transakcji handlowej, gdy będzie mógł pochwalić się swoim
kupieckimsprytem,swoimpierwszympomyślnyminteresemizarobkiem.

Wysłał więc do żony tylko widokówkę z pozdrowieniem, wrócił do Encarnación,

załadowałswojebydłonawynajętegalaryipopłynąłznimwdółrzeki.Tam,gdzieRio
Paraná stanowi południową granicę republiki Paragwaj, często dzieli się na ramiona
obejmującepodłużne,rozległewyspy,pokrytebujnąroślinnością.Poniżej,zaczynającod

background image

miasta Corrientes, słynnego z pięknych kobiet, wyspy stają się coraz mniejsze, a
krajobrazy coraz monotonniejsze na obydwóch brzegach. Zwłaszcza dla tego, który jak
Vittorio, już raz odbył tę drogę. Bo aż do ujścia rzeki Paragwaj płynął tędy z braćmi
Estigarribia.

—Ciekawymbardzo,czyoniszukająmniejeszczewGranChaco—zastanawiałsię

niekiedy—czypowrócilidoRosario.

Nie wyłączając bynajmniej tej drugiej ewentualności, schronił się do kajuty, gdy

szóstegodniapowolnejżeglugiukazałysięnaprawymbrzegupierwszespichlerzemiasta
Rosario, głównego centrum handlu zbożem. Ze strachu przed spotkaniem z partnerami,
których ograł w pokera do nitki, nie pozwolił tu na żaden postój swojej małej flotylli.
Żebyzaśwyprzedzićjąchociażodzieńiwciągutegodniazorientowaćsięwobecnych
cenachbydławBuenosAires,przesiadłsiętużzaRosarionastatekpasażerskipłynącyw
tymsamymkierunku.

Nazajutrz, wysiadłszy na ląd w Basenie Południowym, z największym trudem

przezwyciężył pokusę, by prosto z portu popędzić w objęcia żony, której przecież nie
widział tyle miesięcy! Lecz nie. Na czułości dość będzie czasu wieczorem, teraz trzeba
spieszyćnagiełdę,trzebawejśćwkontaktzróżnymifrigoríficos,trzebazapewnićsobie
zbyt towaru, który nadejdzie tu jutro, trzeba uniknąć kosztów postoju, gdyż opłaty
portowe w Buenos Aires należą do najwyższych na świecie. Po siedmiu godzinach
gorliwychzabiegówVittoriowiedziałjuż,żezarobinaczystoponadpięćdziesiąttysięcy
pesów na swojej pierwszej partii paragwajskiego bydła i że kupi ją niejaki Hector
Sanchoz.

No,terazmógłnareszcieiśćdożony.Któragodzina?Piątapopołudniu,czyliAngelina

powinna być obecnie w CASA de LUJO, gdzie praca kończy się zapewne o szóstej. Na
krótkoprzedszóstąVittoriostanąłwpobliżumagazynu,odświeżony,ogolonyufryzjerai
obładowany paczkami zawierającymi różne przysmaki na dzisiejszą kolację. Postanowił
swym nagłym ukazaniem się zrobić niespodziankę żonie, lecz czekał na nią daremnie.
Wreszcie wszedł do magazynu i dowiedział się, że „señorita” Angelina Ragazani nie
pracuje w CASA de LUJO już od dawna. Z najbliższej kawiarni zatelefonował do
pensjonatu,wktórymprzedtemmieszkalioboje,lecztamrównieżżonyniezastał.

— Señora Ragazani nie mieszka u nas od pięciu albo sześciu tygodni. Dokąd się

wyprowadziła,niewiemy—odpowiedzianomudośćszorstko.

Zawiedziony, zmartwiony telefonował kolejno do wszystkich pensjonatów, jakich

nazwy znalazł w spisie abonentów telefonicznych, a potem do tańszych hoteli, ale
wszystkonapróżno.AzapóźnobyłonainterpelowanieonowyadresAngelinykonsulatu
włoskiego,gdzieznałichdobrzepewienurzędnik.

—Czylidopierojutrozobaczęmojążoneczkę—myślałzesmutkieminarzekał:—a

topech,toprzykryzawód!

Nie przeczuwał jeszcze, że czeka go zawód inny, okrutny, najboleśniejszy, że stracił

jużto,coukochałnadewszystko.

Wieczór zapadał, należało pomyśleć o jakiejś kwaterze, możliwie blisko portu ze

względu na obecne interesy. Znalazłszy ją przy ulicy Leandro Nicéforo Alem, w trochę

background image

podejrzanym hoteliku, Vittorio Ragazani znowu wyszedł na miasto: a nuż przypadkowo
spotkaAngelinę?Gdzie?Oczywiściewcentrum,naCalleCorrientes,albonaktórejzjej
licznychprzecznic.Przecieżtojestdzielnicalokalirozrywkowych,Angelinazaśszalenie
lubiła chodzić do kina. Przed kinami krążył aż do końca ostatniego seansu, wreszcie
zauważył,iżjestuczciwiegłodny.Wspaniałefrykasy,kupionedziśpopołudniudlażony
pozostawiłwswoimpokojuhotelowym,aleniemiałnajmniejszejochotytamwracać.

— Nie zepsują się chyba do jutra, ja natomiast wstąpię coś przegryźć do pierwszej

lepszejrestauracji—postanowił.

Jednakniewstąpił,gdyżnaskrzyżowaniuulicmignęłamuprzednosemlimuzyna,w

którejujrzałeleganckądamę,łudzącopodobnądoAngeliny.Byłatowłaśnieona,właśnie
wracała z teatru, lecz Ragazaniemu ani przez myśl nie przemknęło, że widział własną
żonę. Zauważył tylko duże podobieństwo i to wystarczyło, by od razu zapomniał o
głodzie, by tęsknota zaczęła go dręczyć ze zdwojoną mocą. Wracając w stronę Leandro
Alem,wymyślałsobieodostatnichgłupców,idiotów.

—Mojawina,moja!TrzebabyłowysłaćzPosadaslistpoleconyipocztamusiałabygo

doręczyćAngeliniemimozmianyadresu.Byłabymnieoczekiwaładziśranowprzystani
—sądziłmylnie—iteraztrzymałbymjąjużwswoichramionach…

Portierhotelowy,zapytanyprzezeń,czymożnabysiętuczegośnapić,rozpromieniłsię

nagle, odsunął skraj ciężkiej kotary, poza którą ukazały się schody biegnące w dół,
pokrytetandetnymdywanemioświetloneczerwonymilampkami.Wtymsamymkolorze
utrzymana była przestronna, lecz niska sala, do której zamyślony Vittorio zszedł za radą
portieraistropiłsięnawidokkilkudziesięciukobiet,ubranychażnazbyt„przewiewnie”.
Dwieznichzarazprzyczepiłysiędoniego,powiodłygowtryumfiedobaru,gdziemusiał
imzafundowaćjakiścierpkiwsmaku,asłonywceniepłyn.

Bynajmniej nie zachwycony tym towarzystwem, chciał zrejterować co prędzej, ale

właśnie rozpoczął się następny numer produkcji tanecznych i przez środek sali nikt
przejść nie mógł. Tańczono kankana, który cnotliwy Vittorio uznał z miejsca za szczyt
nieprzyzwoitości. Jednakże to monotonne fikanie nogami w czarnych pończochach było
drobnostkąwobecscenek,jakierozgrywałysięwnapółzakrytychlożachpodścianami.
Zwłaszcza jedna z najmłodszych damulek, prawdopodobnie pijana, zachowywała się
bezwstydnie tak, że Vittorio nie wiedział, co z sobą począć, a jednak zerkał tam wciąż.
Wtem zatoczył się, jakby go kto zdzielił ciężką lagą przez łeb, bowiem na pluszowej
kanapceujrzałwobjęciachjakiegośmarynarzaAngel…Ależnonsens!Tonieona,tota
młodapijaczka.

— Co za wstrętne przywidzenie — zżymał się na siebie i na tę oburzającą wizję.

Czyżbywizjęprzyszłości?!

Gdy zziajane tancerki skończyły kankana, Vittorio pełen obrzydzenia wyszedł z sali,

udałsięnadrugiepiętrodoswojegopokojuizacząłsięrozbierać,ślubującsobiezmienić
hotel zaraz nazajutrz rano. Lecz o szóstej rano musiał przede wszystkim gnać na koniec
miasta, aż poza osławioną dzielnicę Boca, do frigorífico Hectora Sanchoza. Stąd, z jego
weterynarzem i jego motorówką pospieszył do kapitanatu portu, do urzędu celnego, do
biura pilotów, załatwił moc formalności, potem towarzyszył swej małej flotylli, gdy z
olbrzymiej La Platy skręcała w ujście rzeczki Riachuelo, potem asystował przy

background image

wyładowaniu, przeliczaniu, badaniu bydła i nareszcie otrzymał czek na całą swoją
należność. Dopiero wtedy przypomniał sobie, iż miał zapytać o nowy adres Angeliny
znajomegourzędnikazkonsulatuwłoskiego;zatelefonowałdoniegoidowiedziałsię,że
ówprzedchwiląwyszedłzbiura.

—Tojużdoprawdypech—mruczał,zabierającsiędoodejścia.

Alewtejchwilizadźwięczałtelefon;dzwoniłsampanHectorSanchoziprosiłusilnie,

byseñorRagazanizechciałnaniegozaczekaćgodzinkę,gdyżpragnieznimpomówićw
pewnej sprawie. Vittorio nic ukrywał swej radości, że pozna osobiście takiego bogacza,
wprawdzie świeżego, wojennego, niemniej jednak milionera. Przypuszczał, iż Sanchoz
chceodniegozamówićnowytransportbydłalubnawetzrobićgoswoimstałymdostawcą
inapuszyłsięodpowiednio.

—Obytylkowaszchlebodawcaniekazałmiczekaćdłużejjakgodzinę,bomójczas

jestbardzodrogi—powiedział.

Nadskakiwalimuwięc,ażraptemzaproponowałktoś,abyseñorRagazanidlazabicia

czasuzwiedziłfrigorífico.Gdyzgodziłsięnatołaskawie,przyniesionomubiałykiteldla
ochrony ubrania, przydzielono w charakterze przewodnika jednego z capatazów, czyli
dozorców-majstrów i rozpoczął zwiedzanie tej olbrzymiej fabryki mięsa od „mostu
westchnień”. Tą nazwą, pożyczoną z Wenecji określił żartobliwie tunel-pomost, przez
który bydło stłoczone na dziedzińcu wpędza się do quasi-poczekalni i dalej, w ciasny
kurytarzyk,skądniemajużpowrotu.Korytarzykposiadałtegorodzajuwymiary,żemógł
pomieścićtylkoosiemsztukdorosłegobydła,stojącegownimparami,nibywzaprzęgu.
Lecz niedoszły ten zaprzęg rozdzieliły na cztery części natychmiast trzy ciężkie,
drewniane zasuwy, spadające ze złowrogim hukiem. Teraz bydło było już uwięzione po
dwiesztukiwkażdejprzegrodzieicapatazwskazałrękąnaprawo.

Na prawo wzdłuż owych czterech przegród, ale o półtora metra wyżej ciągnęła się

galeryjka,naktórejczekalidwajmuskularnirobotnicy,obnażenipopasispoceni.Każdy
z nich trzymał w dłoniach młot, osadzony na bardzo długim drążku. Każdy z nich
panowałnaddwiemaprzegrodami,każdymusiałwykonaćswojąrobotęwciąguminuty,
czynił to jednak znacznie szybciej, aby móc trochę odsapnąć przed następną fatygującą
rundą.

Właśniezaczynałasięrunda,araczejdramat.Wyższyrobotnikpodniósłwysokomłoti

palnąłnimwłebpierwszegobyczka,któryzwaliłsięjakrażonygromem.Zwaliłsiępod
nogi drugiego skazańca, który dopiero teraz zrozumiał, w jak straszną wpędzono go
pułapkę i miotał się rozpaczliwie, tratując obezwładnionego przed chwilą towarzysza
niedoli. Na próżno! Ścianki są mocne, wysokie, z ciasnej przegrody uciec nie można, a
młotjużznowuspadałześwistem.Itrafił.Potemrobotniknacisnąłelektrycznądźwignię,
która podniosła lewą boczną ściankę, a równocześnie pochyliła ukośnie podłogę
przegrody i obydwa ogłuszone bydlątka zjechały prosto pod czekające na nie łańcuchy
„szubienic”.

To samo, co w przegrodzie pierwszej, działo się równocześnie w trzeciej, po czym

obydwaj specjaliści od ogłuszania zwierząt podeszli do pozostałych dwóch przegród, do
drugiej i czwartej. Opróżniwszy je w taki sam sposób, podnieśli poprzeczne zasuwy i z
„poczekalni”wpadłowzdradzieckikorytarzykdalszychosiemkrów,bykówiwołów.Za

background image

chwilę rozpocznie się następna runda, zawsze taka sama, jeżeli nie liczyć ciosów
chybionych. Bo chybiwszy, robotnik „poprawia” złą robotę gradem ciosów nerwowych,
za słabych, dopóki ryczące z bólu zwierzę nie padnie i wtedy widok jest
niewypowiedzianieprzykry.Niekiedyteżpada,choćjeszczeniejestogłuszoneidźwiga
siępoowymzjeździezprzegrodypodłańcuchy.Nicprzeztoniewskóra.Trzecirobotnik
jużmuzarzuciłnatylnenogipętlęzłańcuszka,jużpętlechwyciłhakprzytwierdzonydo
stalowej linki, która zwija się szybko, podnosząc żywy ciężar na kilka metrów w górę.
Potem ta ruchoma szubienica zaczyna, jak setki innych, obwozić swego wisielca po
wielkiejhali,przecinającjąlicznymizygzakami.

Owe„szubienice”sąwariantemsławnejfabrycznejtaśmy,którąponowynalazłFord,a

którąkażdyznachoćbyzfilmuReneClaire’aNiechżyjewolnośćalboChaplinaDzisiejsze
czasy
.Tuitamrobotnicywykonujątęsamącząsteczkęogólnejpracy,dochodzącwtym
donieprawdopodobnejrutyny,tuitamstojąwtymsamymmiejscu,aichdziełojeździod
jednegododrugiego,zsalidosali,zpiętranapiętro.TylkouFordakażdyrobotnikcoś
dokręca, dodaje, by w końcu powstał gotowy samochód, gdy tymczasem w głównej sali
frigoríficodziejesięnaodwrót;tukażdycośodbierapowieszonymzatylnenogiiwciąż
naswychszubienicachjeżdżącymbydlątkom.

Fachowiec z pierwszej grupy odbiera im „tylko” życie. Ostrym jak brzytwa nożem

przecinagardłoogłuszonymkrowom,akrewichspływarynnądospecjalnychzbiorników
wpiwnicy.Świeżąnieboszczkęwiezieruchomaszubienicadodrugiejgrupyrobotników,
gdzieporozcięciubrzuchawydobywasięjegozawartość.Innagrupasortujetedymiące
wnętrzności, inna wypruwa serca, wątroby i tym podobne specjały, jeszcze inna zdziera
skóry.Czasnawykonaniekażdejczynnościjestwyliczonynasekundyibiadaguzdrałom.
Na zdarcie skóry przeznacza fabryka „aż” minutę; w tej grupie więc pracuje zawsze
więcej robotników niż w innych. Za to ćwiartowanie, kawałkowanie całych sztuk na
części odbywa się bardzo szybko, dzięki elektrycznym piłom, a prawdziwa już taśma
fordowskaniesieteuda,połówki,ćwiartkinapierwszepiętro,gdziemięsooddzielasięod
kości.Robiątogłówniekobiety,robiątozręcznieizezdumiewającąszybkością.

Gdy Vittorio Ragazani napatrzył się temu do syta, przewodnik odemknął grube,

hermetyczniezamkniętedrzwisali,zktórejpowiałoprzenikliwymchłodem.Byłtojednak
dopiero przedsionek właściwej „zamrażalni” mięsa, a źle brzmiący neologizm
„zamrażalnia” najlepiej oddaje znaczenie nazwy frigorífico. Bo najwięcej mięsa
eksportuje Argentyna w stanie zamrożonym i w konserwach, których wytwórnię każdy
frigoríficoposiadarównież.Zwykleteżnamiejscu,wewłasnychwarsztatachsporządzaz
blachypuszkidokonserwiskrzynie,iklejzrogów,iworkinawygotowane,czyste,jak
śnieg białe kości, i sam wyprawia skóry, które najpierw leżą nasolone, sprasowane w
dołachogromnychiogromnieśmierdzą.Wszystkie.tedziałyzwiedziłVittoriopobieżnie,
spociłsięprzykotłach,wktórychgotująmięsoizmarzłtam,gdziesięjemrozi,apotem
zaprowadzonogodo…baranów.

NadziedzinieczakładówfabrycznychHectoraSanchozaprzedgodzinąwjechałdługi

pociąg towarowy z patagońskimi owcami. Z nimi nie robiono tylu ceremonii, co z
bydłem, nie ogłuszano ich przed egzekucją, nie zakrywano przed nimi zalanej krwią
rzeźni ani scen mordu. Pochwycone przez zdradziecki postronek za tylną nogę, jechały
biedne barany w gęstej tyralierze, w jednometrowych odstępach, jechały pod nóż bez

background image

szamotaniasię,potulnie,zrezygnacją,jakbarany.Ijakludzieniekiedy.

— Na przykład teraz, w Europie — pomyślał sobie Vittorio, a świadomość faktu, że

przezwyjazddoArgentynyniepotrzebujebraćudziałuwwojnieświatowej,niesprawiała
munigdytyleradości,ileobecnie,gdyspoglądałnamasowąrzeźbaranów.—Tamdzieje
się to samo z ludźmi! Jak to dobrze, że zwiałem w porę, że ominął mnie europejski
frigoríficonapolachbitew!

Nieminęłogozatoinnenieszczęście,leczotymniepowiedziałmuHectorSanchoz,

który właśnie przybył do swojej fabryki, a który po drodze, w limuzynie, rozumował w
tensposób:

— Jeżeli Ragazani dowie się, że Angelinę ja mu zdmuchnąłem, będzie żądał

horrendalnejsumyzazgodęnarozwód.Pogadamwięcznimtylkoodalszychdostawach
bydła, mimochodem zapytam, gdzie w Buenos zamieszkał i tam poślę mu zaraz swego
adwokatazodpowiedniąinstrukcją.

Gdy półtorej godziny później adwokat Frillo zapukał do pokoju Vittoria, ten już

pakowałneseser,zamierzającprzeprowadzićsiędoznacznieporządniejszegohotelu,jak
przystało człowiekowi, który dzisiaj zarobił przeszło pięćdziesiąt tysięcy pesów. Na
wchodzącegospojrzałzezdziwieniem,awzrosłoononiebotycznie,kiedyFrillowręczył
mu list zaadresowany ręką Angeliny. Poznał jej pismo z daleka, szybko rozdarł kopertę,
lecz zanim przebiegł wzrokiem połowę pierwszej stronicy, adwokat westchnął
współczującoiprzezorniepodsunąłmufotel.Uczyniłtowsamąporę,gdyżpodmłodym
Włochem nagle ugięły się nogi całkiem podobnie, jak we frigorífico pod każdym
zwierzęciemogłuszonymciosemmłota.

Sporoczasuupłynęło,zanimFrillozdecydowałsięzabraćgłos.Mówiłtak,jakgdyby

broniłAngelinyprzedsądem,usprawiedliwiałjągoręcej,niżonasamatoczyniławliście,
potemorzekł,iżwobecfaktówdokonanychdalszepożyciemałżonkówRagazanibyłoby
męczarniądlanichobojga,wobecczegonależyprzeprowadzićrozwód.On,Frillozajmie
siętymnatychmiast,anaraziepotrzebnymujestcennypodpisseñoraRagazaninatym
otoakcie.KiedyVittoriobezsłowaodsunąłówdokumentnabok,adwokatnapomknął,że
jego klientka byłaby skłonna wypłacić mężowi za zgodę na rozwód, pięć, no, niechby
nawetdziesięćtysięcypesów.Jeszczemało?Więcpiętnaście.

Vittorio rozwarł szczęki zaciśnięte kurczowo i głosem, w którym wibrowała cała

gama uczuć, od gniewu po gwałtem tłumiony szloch smutku, zapytał adwokata o
nazwiskomężczyzny,któregoAngelinietakpilnosnadźpoślubić.MecenasFrillorozłożył
ręcenaznak,żetegopowiedziećmuniewolno,leczRagazaniopaczniepojąłtengest.

—Ach,więctoty,łotrze?!—wrzasnął,zrywającsięzfotelu.

Ochłonął dopiero na widok rewolweru, który przewidujący adwokat szybko wyjął z

kieszeni;Vittorio,jakwiększośćWłochów,odrazutraciłtupetnawidokbroniwcudzym
ręku i zdecydowanej postawy przeciwnika. „Licytacja” mogła odbywać się dalej, Frillo
zaproponowałmuwkońcupięćdziesiąttysięcy,lecznicniewskórałiwyszedł.

Nazajutrz rano służący hotelowy nie poznał Ragazaniego, który przez noc prawie

całkiemosiwiał.Przyszedłoznajmić,żektośprosigodotelefonu.TelefonowałaAngelina
inadźwiękjejgłosu,najdroższegodlańnaświecie,Vittoriooniemiał.Nieprzerywającjej

background image

wywodów,nieprzywiązującżadnejuwagidoichokrutnejtreści,słuchałjejszczebiotujak
czarownej,upajającejmelodii,dopókiniepadłoznienawidzonesłowo:rozwód.

—Zgódźsięnań,Vitt,jeżelimnienaprawdękochasz,jeżelimiżyczyszszczęścia—

mówiłabłagalnie.—Jestemgotowazapłacićciażstotysięcypesów,byłeś…

—Stotysięcy!—wtrąciłzgoryczą.—Drogośsięsprzedała,widzęigratulujęci,lecz

zgodynarozwódodemnienigdyniedostaniesz!

Na końcu i w zupełnie inny sposób rozpoczął pertraktacje Hector Sanchoz, który

wreszciemusiałsięzdemaskować:

—Albopanprzyjmiestotysięcyidażonierozwód,alboja,dziękimoimstosunkom,

postaram się o wydalenie pana z mej ojczyzny jako uciążliwego cudzoziemca! —
oświadczył Ragazaniemu i, pomimo próśb Angeliny, wykonał swoją groźbę, gdy w
naznaczonymterminieżadnejodpowiedzinaswojeultimatumnieotrzymał.

Dopiero na burzliwej zatoce Santa Catharina, kiedy groźny pampero

4

swymi

podmuchamispiętrzyłfaletak,żestatekzataczałsięjakpijanymajtek,dopierowówczas
Vittorio Ragazani ocknął się z apatii. Przypomniał sobie teraz, że wydalono go z
Argentyny za niebezpieczne pogróżki, jakie rzekomo rzucał pod adresem señora
Sanchoza.ŻewsadzonogonatenpasażerskistatekpłynącydoWłoch,którejużzdradziły
swoich sprzymierzeńców, opowiedziały się po stronie Anglii, Francji, Rosji i już brały
czynnyudziałwwojnieświatowej.Żeonmaniespełnatrzydzieścilat,czyliwiekwsam
razodpowiedni,bywalczyćozwycięstwowdecydującymmomenciekampaniiwojennej
albozginąćnapoluchwały.

Na ten temat co wieczór wygłaszano piękne przemówienia na tym statku włoskim.

Celowałwnichzwłaszczajadącynaurlopkonsul,zwolnionyodsłużbywojskowejzracji
swojegourzędu.Wtedypatriotycznyzapałogarniałwiększośćsłuchaczy,leczVittorionie
miał w sobie żadnego zadatku na bohatera. Jemu słowo wojna przywodziło na myśl
frigoríficoiodrazuskórananimcierpłazprzerażenia.

Kiedy statek, przebywszy szczęśliwie przeklinaną przez pasażerów Santa Catharinę,

zawinął na kilka godzin do Santos, Vittorio był jednym z tych którzy zapałali żądzą
zwiedzenia tego mało ciekawego miasta czy może jego olbrzymich składów kawy. I był
jednymztych,którzynastatekniewrócili.Machnąwszyrękąnabagażpozostawionyw
kabinie, na ewentualne skutki dezercji i wkroczenia na terytorium Brazylii bez wizy,
pędziłjużdoSãoPaulo,byrozpocząćnową,najbardziejawanturnicząkartęswegożycia.

____________________

1

viribusunitis(łac.)–wspólnymisiłami.

2

estancia(płd.am.hiszp.)–wielkiegospodarstwowiejskie;farma.

3

caña(hiszp.)–szklankapiwa.

4

pampero (hiszp.) – chłodny wiatr wiejący z południa nad pampasami (stepami) w

background image

ArgentynieiUrugwaju.

background image

III

Gwiazdy bladły coraz więcej, coraz bliżej było do świtu. A kiedy różowy gejzer

jutrzenkiwytrysnąłwewschodniejczęścinieba,nocpierzchłahen,pozaKordyliery,lecz
niedobitkijejciemnościbroniłysięjeszczewdżungli.Tam,jeśliniezdołałyukryćsięw
nieprzebitej gęstwinie, w skalnych pieczarach albo w dziuplach drzew, ginęły od
huraganowego ognia promieni słonecznych. Ginęły pośród radosnej wrzawy ptactwa,
której najwięcej strat ponosiło w nocy, w porze łowów przeróżnych drapieżników.
Wówczas puszcza rozbrzmiewała rykiem zwycięzców, jękami, kwikiem, piskiem
mordowanych, trzaskiem gałęzi łamanych podczas owych walk zwierząt, ucieczek,
pościgów. Odgłosy tych niezliczonych tragedii leśnych wciąż budziły początkujących
garimpeirów, to jest poszukiwaczy drogich kamieni, lecz od kilku tygodni nawet
bojaźliwyVittorioRagazaniażdowschodusłońcasypiałkamiennymsnem.

Dzisiejszejnocy,chociażwypadałanańkolejczuwanianadbezpieczeństwemmałego

obozu,zasnąłrównieżi,kiedyzbudziłsięwreszcie,stwierdziłzprzestrachem,iżdwóch
kolegów brakuje. Czyżby o świcie wyszli na polowanie? Chyba nie, gdyż wraz z nimi
zniknąłcałyichbagaż,zniknąłmniejszynamiot,atakżejednauba,smukła,chyżałódźz
wydrążonego pnia drzewa. Zatem uciekli. Resztki wątpliwości pod tym względem
rozproszył ich pożegnalny list, szyderczo wetknięty do rondla, w którym dwa razy
dziennie gotowało się feijao com arroz, fasolę z ryżem. O tej pożywnej, ale dawno
uprzykrzonejpotrawienieomieszkaliteżwspomniećwswoimliście,pisząc,żemająjej
wyżejuszu.Iżeobrzydłoimprymitywneżycienałonieprzyrody,żemówilitokolegom
tyle razy, lecz przegłosowano ich zawsze, wobec czego odchodzą, wracają do świata
cywilizowanego, do São Paulo. Zabierają jednak ze sobą część znalezionych dotychczas
kamieni,jakananichprzypada.

Obudziwszy pozostałych trzech towarzyszy, Vittorio oznajmił im co zaszło i zełgał,

abynienarazićsięnawymówki,żejedenztych,którzyodeszli,ofiarowałsięwyręczyć
go w czuwaniu, twierdząc, iż nie może zasnąć. Uwierzono w to, w ponurym milczeniu
słuchanopożegnalnegolistu,któryczytałgłośno,ażkiedydoszedłdoostatniegozdania,
wszyscytrzejpoderwalisięzlegowisk.Jakto!Tamcizabraliczęśćwspólnegodorobkui
samidokonalipodziału?!Ładnahistoria!

Zwyczajem garimpeirów przechowywali znalezione diamenciki w wydrążonej

laseczce takuary, trzciny, z jednej strony uciętej za kolankiem, z drugiej zamykanej
zwyczajnym korkiem. Wyjąwszy teraz korek, Joaquín, wódz tej garstki, wysypał
zawartość trzciny na dłoń i przeliczył diamenty. Wczoraj było ich dwanaście, dzisiaj
pozostałoosiem,czylitamciniewzięliwięcej,niżprzypadałonadwóchudziałowców,ale
wybrali sobie największe, najładniejsze sztuki. Posypał się za to pod ich adresem grad
przekleństw, wyzwisk, pogróżek. Pogróżek straszliwych, lecz na razie niewykonalnych,
gdyżpościgmiałbymałoszanspowodzenia,pochłonąłbyzaśmnóstwoczasu.

background image

—Czasuciżal,Joaquín?TychybaniejesteśBrazylijczykiem!

ZdziwieniemetysaMella,byłocałkiemuzasadnione.Nawetlaranjas,pomarańcze,tak

tanie w interiorze, iż za nawóz służą, są jeszcze drogie w porównaniu z tym artykułem,
któregowszyscyBrazylijczycymająwbród,zczasem!Tuprzecieżniespieszysięnikt,tu
każdy odpowiada interesantowi z ujmującym uśmiechem: paciência, amanhã,
cierpliwości, jutro; jutro to zrobimy i powtarza te słowa codziennie póty, dopóki sprawa
nie załatwi się sama przez się lub klient z jej załatwienia nie zrezygnuje. Tylko tutaj, w
tymbłogorozleniwiającymklimacie,mogłypowstaćtakkapitalneprzysłowia,jak:Należy
pilniebaczyć,abyzajęcieniewyrodziłosięwpracę
albo:Głupiżyjezpracy,mądryżyjez
głupich.

Joaquín nie był wyjątkiem od reguły, na ogół nienawidził pośpiechu, lecz tym razem

guzdrać się nie mógł. Wprawdzie pora deszczowa w tych okolicach zaczyna się w
grudniu,czylidzieliłoichodniejjeszczekilkatygodniidośćczasupozostałonaucieczkę
przed styczniową powodzią, ale przed tym Joaquín pragnął dotrzeć dalej niż ktokolwiek
inny.DaremnietłumaczyłmuWilhelm,najbardziejwykształconyznich,żezłożacennych
kruszców i kamieni znajdują się przeważnie w stanie Goyaz. Na próżno powtarzał
pesymista Mella, że w Matto Grosso łatwiej znaleźć śmierć niż chociażby tak tanie w
Brazylii kamienie jak szmaragdy, onyksy, akwamaryny lub turmaliny. Apodyktyczny
Joaquínzawszepotrafiłnarzucićswojąwolęinnym,adzisiejszaucieczkadwóchkolegów
zadrasnęła jego kacykowską ambicję tak, że postanowił nad pozostałymi objąć rządy
dyktatorskie.

Wykonanie tego „zamachu stanu” nie przedstawiało żadnych trudności; wystarczyło

pod pretekstem obliczenia zapasów amunicji skonfiskować ją i ukryć, pozostawiając
ładunkitylkowewłasnymrewolwerze,potężnymsmithie.Kiedytonastąpiło,Joaquíndla
wypróbowania swej obecnej władzy, wydał rozkaz, który musiał wywołać najżywsze
sprzeciwy:

— Skręcaj w prawo. Przeniesiemy się na zachodni brzeg, tam od dzisiaj będziemy

wybieralicascalho

1

.

Nie wierzyli uszom. Myśleli, że oszalał albo zapomniał, iż rzeka, którą płynęli pod

prąd, to już nie Araguaya, lecz Rio das Mortes! Bo na jej lewym, zachodnim brzegu
zaczynają się krainy Indian, należących pono do plemienia Chavantes, jedynych Indian,
którzy nie zapomnieli potwornych krzywd ongi zaznanych od ludzi białej rasy i którzy
niejednąjużlicznąekspedycjękarnąwycięliwpień.(Ktowie,czytymrzeziomwłaśnie
rzeka das Mortes nie zawdzięcza swej ponurej nazwy). I tam iść w cztery osoby, tam
zakładaćgarimpo

2

,tampracować,wystawiającsięnazatrutestrzały?!

—Tamjeszczeniktdiamentównieszukał—powiedziałnazachętęJoaquínstropiony

porozumiewawczymi spojrzeniami, jakie między sobą wymieniali jego trzej towarzysze
—więcnapewnoznajdziemy…

—Śmierć—wtrąciłMello.

—Zawracaj!—krzyknąłWilhelm.—Mnieżyciemiłei…

— Jeśli ci miłe, to milcz! — „Dyktator” skierował w jego stronę rewolwer. — Za

najlżejsząoznakąnieposłuszeństwabędęstrzelał,przysięgam!

background image

AżdopołudniapłynęliwzdłużlewegobrzeguRiodasMortes,potemskręciliwujście

jakiejś małej rzeczki; na jej dnie Joaquín zamierzał szukać diamentów, ale wyżej, gdzie
wodabędzieprzeźroczysta,naraziezaśmusieliwiosłowaćnadalizwiększymwysiłkiem,
gdyż prąd tutaj był silniejszy. W trzy godziny później puszcza, która dotychczas
zstępowała aż do wody, cofnęła się na jednym brzegu w głąb lądu, tworząc obszerną
plażę. Tu praia

3

była wymarzonym miejscem pod obóz, rozbili go więc na niej, ale nie

rozpalali ogniska, by dym nie przywabił Indian. Joaquín, żeby uniemożliwić kolegom
dezercję, ofiarował się pełnić straż tej nocy i, ponieważ przeszła ona spokojnie,
tryumfowałnazajutrzrano:

—Aco,niemówiłem,żetolegendy?!Szawancizpewnościąsiedząwswoichtoldach

o dwieście mil stąd! Możemy śmiało rozpalić ognisko, zwłaszcza teraz, w biały dzień.
Idźciewlas,uzbieraćdrzewanaopał.

Uczynili to z rozkoszą, gdyż dygotali z zimna, jak zawsze rano. Bowiem powietrze

przesycone wilgocią poiło nią w nocy ich odzież, koce, wszystko. Wypili po pół litra
gorącej,świeżejkawybrazylijskiej,ażółwiejaja,znalezionenaplaży,urozmaicałymenu
śniadania, składającego się z „nieśmiertelnej” czarnej fasoli, z ryżu i źle przyprawionej
ryby, którą przed chwilą złowił Mello, złowił po prostu rękami. Po tak obfitym posiłku
nabralisiłdopracynadługiegodziny.

Praca zaczęła się od robót przygotowawczych. Należało do nich przeciągnięcie w

poprzek rzeczki grubej liny, której końce przywiązano do dwóch drzew rosnących
naprzeciw siebie po obydwóch brzegach wody. Należało do nich również ustawianie na
brzegupompy,którąwpodróżywwoziławiększałódź,montaria.Mniejsza,chwiejnauba,
miała patrolować wzdłuż rozpiętej liny, płoszyć aligatory, gdyby te zagrażały nurkowi i
ostrzegać go przed stokroć groźniejszym niebezpieczeństwem, ze strony piranii, małych
krwiożerczychrybekatakującycholbrzymiąmasą.

Nurkowali zawsze kolejno, zwalniając od tej męczącej pracy tego kolegę, który

poprzedniej nocy trzymał straż. Tym był dzisiaj Joaquín i on miał tylko popuszczać
gumowego węża doprowadzającego powietrze z pompy do skafandra, który najpierw
przywdziałnagłowęWilhelm.GdyMellopatrolującywubiedałznać,żewpobliżunie
ma kajmanów „ani na lekarstwo”, Vittorio zaczął pompować, a Wilhelm schodzić z
brzegu do wody, niosąc duży worek, który na dnie rzeki miał napełnić zgarniętym tam
cascalho. Wydobyty żwir przesypywali później do batei, stożkowatego sita, które dzięki
gwałtownym ruchom i zrywom oddziela lżejszy żwir, piasek, kamienie od stosunkowo
cięższychdiamencików,oileteodnośnycascalhowogólezawiera.

Zdarza się często, że garimpeirzy harują w pocie czoła przez szereg tygodni, zanim

znajdą pierwszy diament, zwykle już z góry i za bezcen sprzedany dostawcy żywności,
który głównie trudni się lichwą. Pomimo to szaleją z radości, bo znalezienie choćby
najmniejszego diamenciku świadczy, że dno danej rzeki nie jest ani jałowe, ani
wyjałowione przez poprzednich poszukiwaczy, że zatem warto tu cascalho wydobywać
nadal, zamiast szukać mozolnie nowego garimpo. Po tylu dotychczasowych
rozczarowaniach Joaquín nie kwapił się do badania żwiru, zabrał się do tego dopiero
wówczas, gdy zmęczony nurek zażądał, aby go zluzować. Łapiąc oddech z trudnością,
Wilhelm zdołał tylko wykrztusić, że na dnie rzeki widział sporo carbonados. Te czarne
kamienie występują w terenie zawsze razem z diamentami, są więc najcenniejszą

background image

wskazówkądlaposzukiwaczy,oiletychjużktośnieuprzedził;bowiemjeżeliuprzedził,
tozabrałtylkodiamenty,acarbonadoszostawił.DlategoteżoświadczenieWilhelmanie
wywarłożadnegowrażenia.

Za to nieopisany entuzjazm zapanował tutaj, kiedy bateia, wytrzęsiona w mocnych

rękach Mella dała im garść piasku, w którym podczas zwykłego przepłukiwania wodą
zamigotało kilka ogników. Po odłączeniu piasku okazało się, że jest ich pięć, pięć
diamentów, a po całodziennej pracy ta liczba wzrosła do sześćdziesięciu trzech! Nawet
oczytanyWilhelmmusiałprzyznać,iżopodobniebogatymgarimponiesłyszał,jakżyje.
Nawet pesymista Mello nie mógł zaprzeczyć, że wśród tego drobiazgu jest dziewięć
okazów,zktórychkażdyprzedstawiawartośćkilkunastukont.(Tysiącmilrejsówtojedno
conto

4

).

Triumf Joaquína był zupełny. Teraz już nikt nie pragnął stąd uciekać, teraz wszyscy

zapomnieli o Indianach. Wszyscy, prócz Vittoria Ragazani, który czuwał nad
bezpieczeństwemkolegównastępnejnocyiktóregorychłozaniepokoiła…cisza.Podczas
gdyubiegłejnocypuszczarozbrzmiewałaechamizwykłychleśnychdramatów,tymrazem
zwierzętamilczałyjakzaklęte,czyliwyczułybliskośćnajwiększychdrapieżnikówświata,
ludzi. A Vittorio ich obecność przeczuwał, rozbieganymi spojrzeniami kłuł gęstą mgłę,
zasłaniającąmuwidoknaczarnymurdżungli,biciewłasnegosercabrałzatętentbosych
stóp nadchodzących wrogów i drżącą dłonią ściskał dubeltówkę nabitą śrutem, jedyną
broń, jaką Joaquín raczył mu dziś powierzyć. Wreszcie, gdy napięcie nerwów doszło do
zenitu,naoślepwypaliłwstronęlasuiposłyszałkrótkikrzyk.

—Jakitamkrzyk!Pewnieśznówzasnął,tchórzliwymakaroniarzu,cościsięprzyśniło

ibudzisznasniepotrzebnie—łajaligokoledzy.

Leczprzekonalisięnazajutrz,żeVittorioocaliłimżycie.Napiaskuwidniałomnóstwo

odcisków stóp ludzkich. Wszystkie te ślady zmierzały przez plażę w stronę ich obozu,
potem urywały się, zawracały ku puszczy, i te drugie były głębsze, rzadziej rozsiane,
zatempozostawionewpanicznejucieczce,którąspowodowałhukwystrzału.Znaleźliteż
kilkaplamkrwi,widomyznak,żejedenzniedoszłychnapastnikówłyknąłtrochęśrucin.
Stwierdziwszytonaocznie,Joaquínuznał,iżniemasensunarażaćsięnanierównąwalkę
z przeciwnikami, których jest więcej, sądząc po śladach, niż on ma ładunków! Odpłyną
więc stąd dzisiaj przed wieczorem, ale gdy pora deszczowa minie, powrócą tutaj z
uzbrojonymipozębycapangami

5

,zczujnymipsamiizkulomiotami!

—Ateraz,doroboty,chłopcy,musimywykorzystaćdzisiejszydzień.

Pracowalibezwytchnienia,powiększajączgodzinynagodzinęswójwspólnyskarbi

nurkującnazmianę:Joaquín,WilhelmiMello.Popołudniuwysypywaliżwirdowiększej
łodzi, by nie tracić czasu na przesiewanie go tutaj, skoro będzie można to zrobić w
powrotnejdrodze,narzece.Akiedywszyscytrzejzmęczylisiędoostatkanurkowaniem,
zaprzęglidotejrobotyVittoria.Daremniewymawiałsię,żedzisiejszejnocymiałdyżur,
że od ciężkiej pracy powinien być zwolniony, według niepisanego prawa garimpeirów.
Nawymyślali mu od leniów, durniów, idiotów, rozebrali go w mig, bowiem garimpeiro
nurkuje nago lub w samej bluzie i rad nie rad, wsunąwszy głowę w skafander, zaczął
schodzićpołagodnymbrzegudowody.

Okropnie tego nie lubił. Nie tylko dlatego, że oddychało się z trudem, że ołowiany

background image

ciężarekpomagającydozanurzeniasięuciskałpiersinieznośnieiżepijawkidawałymu
sięweznaki.Vittorionienawidziłpracynurkagłównieztejprzyczyny,iżbyłurodzonym
tchórzem,apodwodąjegowyobraźniagalopowała,brykałajakstepowymustang,który
nigdy nie znał wędzidła. Co krok zwidywały mu się piranie, aligatory, olbrzymie
anakondylubpłaskie,przyczajonewmuleraje,cochwila„przewidywał”innegorodzaju
zamachkolegównajegożycie.Iwściekałsięnasiebie,żeprzystałdotychawanturników,
zamiast spokojnie, wygodnie żyć z odsetek od prawie stu tysięcy pesów, które
zdeponowałwbanku,wSãoPaulo.Dlaczegozostałgarimpeirem?Ach,prawda,żebyw
puszczy, w zupełnym oderwaniu się od świata cywilizowanego łatwiej zapomnieć o
zdradzieukochanejżony.

—Więconapowinnasiętakmęczyć,anieja!—uznałteraz.

Po chwili dotarł do miejsca, gdzie widniały ślady roboty kolegów i zajął się

zgarnianiem żwiru z dna rzeczki do worka, który przyniósł ze sobą. Ciężka praca
pozwoliła mu zapomnieć o różnych niebezpieczeństwach, zwłaszcza urojonych i nic
nadzwyczajnegoniewydarzyłosiętegodniaażdozachodusłońca,zatopotem…Kiedy
spakowani kompletnie wyruszyli w powrotną drogę i mijali pierwsze zwężenie rzeczki,
Mello, który wiosłował stojąco, runął na wznak i, jęcząc okropnie, w ciągu paru minut
wyzionął ducha. Jeszcze zanim skonał, znaleźli tkwiącą w jego karku strzałkę tak
maleńką,żewyglądała jakśredniejwielkości akacjowykolec.Czyż możnatakądrzazgę
wypuścićzłuku?Wilhelmpotrząsnąłgłowąprzecząco.

— Nie, Vittorio — rzekł — to nie łuk wyrzuca te przeklęte zatrute pociski, to

sarbakana!

Sarbakaną nazywają w Południowej Ameryce prostą, trzcinową rurkę, z której

Indianin silnym dmuchnięciem umie wypchnąć, wyrzucić zatyczkę, to jest kolec albo
drewnianądrzazgę,naodległośćczterdziestudopięćdziesięciumetrów;dziękizaśrutynie
wtym„sporcie”,trafiaztejświstułynawetnajszybszezwierzętawbiegu.Samoukłucie
tego rodzaju strzałeczki nie wyrządziłoby krzywdy żadnemu silniejszemu stworzeniu,
dlatego Indianie przed wyruszeniem na łowy moczą ostrza tych malutkich pocisków w
najstraszniejszejzeznanychimtrucizn.

Nic więc dziwnego, że Metys ugodzony w kark męczył się ledwie kilka minut. I że

Wilhelm, w którego twarzy utkwiły aż trzy kolce z sarbakany, skonał momentalnie, nie
wydawszy nawet okrzyku. Stwierdzili, że on również nie żyje dopiero wówczas, kiedy
minęlidrugizakrętrzeczki,którapotemrozszerzyłasiętrochę.Lecznienadługo.

— Tam znowu będzie wąska gardziel — wyszeptał Vittorio zbielałymi wargami. —

Któregoznassprzątnątymrazem?

—Żadnego—odburknąłzgniewuJoaquín,wkładającładunkidowszystkichstrzelb,

jakiemieli.—Żadnego,bopierwoczyszczętezarośla.

I„czyścił”jekulami,gdyzprądemsunącełodziepodpłynęłydogroźnegomiejscana

stokroków.Wmiejscutymobydwieścianypuszczyzbliżałysiędosiebietak,żekorony
najwyższychdrzewtworzyły razemzlianami dachponadrzeczką. Piękniewyglądałów
zielony tunel za dnia, lecz obecnie, w kwadrans po zachodzie słońca panowały w nim
ciemności, pod osłoną których mogły czyhać setki niebezpieczeństw. Toteż Vittorio
zamierał z przerażenia, klepał pacierze i w końcu zrobił ślub, że nie skorzysta z

background image

przypadającejnańczęściskarbu,jeżeliwyjdziestądżywy.

Wyszliżywiztunelu,abyłotoprawdopodobniezasługąJoaquína,którybezprzerwy

strzelał na oślep w gęstwinę. Może nie zabił nikogo, ale detonacje ciągłej kanonady
musiały odstraszyć Indian, pochodzących z głębi naprawdę dziewiczej puszczy.
Tymczasem zapadł zmrok, co utrudniało żeglugę w tym labiryncie zakrętów, zatoczek,
odnóg rzecznych ślepo zakończonych i niebawem najechali na jakiś zatopiony krzak,
który przez dłuższy czas nie chciał ich przepuścić. Joaquín, uważając się za lepszego
nawigatora,zastąpiłWłochaprzysterze,poleciłmuprzejśćnadzióbmontarii, usiąść na
pierwszejławeczceiczuwaćzbroniąunogi.

Ba,leczVittorioczuwałprzezcałąpoprzedniąnoc,którejniepozwolonomuwdzień

odespać, a po południu zmuszono go do najbardziej męczącej pracy garimpeira, do
nurkowania.Chociażwięczdawałsobiesprawęzgrozyichobecnegopołożenia,chociaż
pamiętał,żeokilkametrówodniegoleżątrupydwóchkolegów,znużeniebyłosilniejsze,
niż wszelkie refleksje. Zagadywany przez Joaquína budził się, mamrotał coś w
odpowiedzi,znowudrzemał,ażzasnąłnadobre,kiedyjegotowarzyszraptemumilkł.

Obudziwszysię,Vittoriostwierdził,żenocminęłaiżełódźpłynieśrodkiempotężnej

rzeki.Jakiej?OczywiścieRiodasMortes,nadktórejlewostronnymidopływamiJoaquín
uparł się szukać szczęścia. No, po wczorajszych klęskach chyba zrezygnuje ze swoich
zamiarówwtymroku.Zresztąwedwójkęniemoglibypodołaćpracynagarimpo,ato,co
znaleźliwczorajionegdaj,zapewniJoaquínowiżyciewdostatkunakilkadziesiątlat.Bo
pośmierciMellaiWilhelmapozostałoichdopodziałudwóch,poczymjeszczeVittorio
zrzekłsięswojejczęścinarzeczkolegi„dyktatora”.Przyznałmusięwnocy,żezrobiłtaki
ślub,nacoJoaquínodparłzcynicznąszczerością:

—Wobectegoniemampotrzebyzakatrupićcię,jakplanowałem,abyniedzielićsięz

nikim tym skarbem. W ogóle los mi sprzyja, trudno przeczyć. Znalazłem najbogatsze
garimpo.WilhelmaiMetysasprzątnęliIndianie,tyrezygnujeszzeswojejczęści,no,no;
takie powodzenie trzeba uczcić cygarem z ostatniej paczki, jaka mi została. Zapalisz,
makaroniarzu?

Obrigado(dziękuję)—ziewnąłVittorioiwłaśniewtedyzasnąłnadobre,podczas

gdy Joaquín przez lekkomyślne zapalenie zapałki stał się w ciemnościach dogodnym
celemdlaostatniegoposterunkuIndian.

KiedyVittorioterazobudziłsięnareszcie,wydałokrzykzgrozy;twarzskulonegoprzy

sterze Joaquína wyglądała jak jedna wielka plama krwi, a w jego lewym oku tkwiła
strzała, niewiele krótsza niż włócznia. Był już zupełnie zimny, śmierć musiała nastąpić
dobrychosiemgodzintemu.

Ochłonąwszyzpierwszegowrażenia,Włochjąłzastanawiaćsię,copocząćzzabitymi.

Najprościejbyłobyzepchnąćichzaburtę,leczpomysłtenodrzuciłnatychmiast,niechcąc
na łup rybom wydać zmarłych kolegów. Więc przybiwszy do brzegu, pochować ich w
ziemi? Tak by wypadało, lecz w kilku przystaniach nad Rio das Mortes widziano ich
razem i gdyby teraz wracał sam, posądzono by go o zamordowanie wspólników dla
zagarnięcia ich części zdobyczy. O, na pewno, wszakże podobne wypadki zdarzały się
często wśród garimpeirów, rekrutujących się zwykle z awanturników, zdolnych do
każdego łajdactwa. Słowem, dla uniknięcia podejrzeń, dla własnego bezpieczeństwa

background image

należało wieźć te zwłoki aż do najbliższej osady Białych, którzy niech zrobią sekcję
zwłokiniechajstwierdzą,żeranytemoglizadaćtylkoIndianie…

Słońce grzało mocno, jak to w grudniu, w pierwszym miesiącu lata na południowej

półkuli, lecz nad Rio das Mortes panowały jeszcze wiosenne nastroje. Parzące się
zwierzęta, ptaki, płazy, ryby, owady, które Brazylijczycy określają wspólnym mianem:
bichos

6

, dokazywały radośnie na brzegach i na wyspach, najliczniejszych obecnie, w

przededniuporydeszczowej,gdywodawrzecejestnajpłytsza.

Na skrawku plaży stał jaburu, olbrzymi biały bocian, „filozof puszczy” i,

przekrzywiwszy czarną główkę, spoglądał jakby kpiąco na baraszkujące lontry, wydry o
przepięknym futerku. Nieopodal stamtąd śmignęła irara, „siostra” tchórza i spłoszyła
tchórzliwąkapivarę,bardziejpodobnądowieprza,niżdogryzoni,którychlicznejrodziny
kapivara jest największym na świecie przedstawicielem. Jej dalsze „kuzynki”, wesołe
paki, odwróciły się z pogardą od miejsca, w którym tłuściocha dała nurka, by po dnie
rzekipędzićdoswoichpodwodnychkryjówek.

Zkryjówkinieznanejnikomuwyślizgnąłsięgraszai,lis,przykucnąłpoddrzewem,na

którymsiedziałmutum,tłusty,czarno-białyindykopstrymgrzebieniu,astwierdziwszy,iż
nictuniewskóra,jąłczatowaćnajacu,chude,brzydkiebażanty.Niecodalejnaspółkęz
młodą żoną tępił formigi, mrówki, wielki tamandua-bandeira, mrówkojad-sztandar, tak
nazywany z powodu puszystego ogona, którym powiewa jak flagą. Nie przyznawały się
do pokrewieństwa z tą parą żarłoków zblazowane, dystyngowane tatu, pancerniki,
wywodzące się w prostej linii od przedpotopowych potworów i z konserwatyzmem
zrozumiałymutakstarejarystokracjidźwigającenagrzbieciestaroświeckiepancerze.

Zresztą w pancerzu dreptały też żółwie i aligatory, chociaż te ostatnie na ogół

spacerów nie lubią, zwłaszcza w dzień tak upalny. Jeżeli teraz zesunęły się ociężale do
wody to tylko dlatego, że przestraszył je tętent chrząkającego stada leśnych świń. Porco
do matto
jest wprawdzie mniejsza od europejskiego dzika, lecz gdy występuje w
gromadzie bywa dla każdego stworzenia bardziej niebezpieczna, niż nawet onca,jaguar,
krwiożerczytygrysbrazylijski.Bo,pędzączwartąfalangą,stratujewszystko,costaniejej
w drodze, a człowieka, który na przykład schroni się przed tym atakiem na drzewo,
cierpliwieoblegadniamiinocami.

Tylkomałpydrwiąsobiezporcodomatto,przedrzeźniającjejnieapetyczneciamkanie

lubciskającwniązdrzewbananami,pomarańczami,ocobombardowananiegniewasię
bynajmniej, bo lubi owoce. Dlatego małpy cieszą się w puszczy opinią skończonych
głupców, za wyjątkiem bużiju, wyjca rudego, który swym wyciem nieomylnie
przepowiadaburzę.Wtedynawetszupati,wybrednyszczur,któryżywisiętylkorakami,
zmykadoswojejnory,boztutejsząburząniemażartów.

Wpoprzekrzekiprzelatywałydługodziobetukany,którychczarny,lśniący„kostium”

zdobią piórka barwy i kształtu płomieni. I papugi, zwłaszcza małe, zielone perequitos,
brygidki i duże, szkarłatno-niebieskie arary. I flamingi, czerwonaki, które nie wiadomo
kiedy wyglądają piękniej; czy w locie, czy gdy z wdziękiem brodzą po mieliznach, czy
jeżeli śpią na jednej nodze, z szyją wygiętą tak, że przypominają różowe dzbany czy
jakieśmisternekielichy.

W kielichach kwiatów kryły się z łatwością kolibry, którym żaden ptak nie dorówna

background image

urodąiktórezowiąsiętutajbeija-flor,całującekwiaty.Nazwapochodzistąd,żekolibry
zanurzywszy długie dzióbki pomiędzy płatki wybranego kwiatu stoją nad nim długo w
powietrzu, poruszając skrzydełkami z szybkością śmigi samolotu. Ich upierzenie ma
połysk metaliczny, a pod względem barwności mogą z tymi fruwającymi klejnotami
rywalizować tylko brazylijskie motyle, wśród których na przykład morphos jest ze trzy
razywiększyniżmaleńkikoliber.Odszafirowych,seledynowych,purpurowychmotyliaż
się roiło nad wyzłoconą przez słońce rzeką, lecz najoryginalniej wyglądały te, którym
natura,dlaodstraszeniaptaków,wymalowałanaskrzydełkachportretytrującychpająków,
albokarykaturyrozwartychpaszczjaszczurek.Jaszczurczyródreprezentowaływewodzie
jacaré,kajmany,naziemilagarta, jaszczur dwumetrowej długości, na drzewach zielone
bazyliszki.

Drzewazaśikrzewywszelkichodmian,pozasamambai,szasziniąiinnymigatunkami

olbrzymich paproci, posiadały mniej zieleni niż kwiecia. Kwieciem własnym albo
porastających je pasożytów pysznią się w tropikalnym lesie raz te drzewa, raz inne, „na
zmianę” przez cały rok. Ale obecnie, u schyłku wiosny niemal wszystkie one tonęły w
powodzi swoich i cudzych kwiatów, zwłaszcza orchidei. Kwiatów rzadziej białych czy
różowych,niżfioletowych,złotych,szkarłatnychalbonakrapianych,łączącychnajednym
płatku po kilka jaskrawych kolorów. Kwiatów tworzących całe dachy, kopuły, tunele;
kwiatów spływających ku wodzie po lianach, kaskadami wysokimi na dwadzieścia
metrówiwięcej!

Apodczasgdypuszczamizdrzyłasiędosłońcawswojejostatniejtoaleciewiosennej,

naperfumowanej wonią milionów storczyków, podczas gdy radosnym zgiełkiem miliona
swych bichos śpiewała hymn na cześć życia, środkiem błyszczącej rzeki sunęła, niby
karawan, czarna łódź z trzema ludzkimi trupami. Vittorio Ragazani wiózł zabitych
kolegów zgodnie ze swym przezornym planem, którego wykonanie było szczególnie
przykredlajego…nosa.Wtymklimaciepogrzeburządzasięzwykletegosamegodnia,
któregonastąpiłzgon,bowiemnawetwchłodnejizbiezwłokizaczynająwnetcuchnąć.A
ci trzej, Joaquín, Wilhelm i Mello, choć pozostały przy życiu towarzysz nakrył ich
namiotami,leżelipodgorącymtuszembrazylijskiegosłońcaimielitakleżećBógwiejak
długo.

Niedługo przy tej spiekocie dało się ukrywać obecność niepogrzebanych ciał na

wielkiejłodzi,holującejnalincemniejszą,pustąubę.Najwcześniejzwiedziałasięotym
sanitarnapolicjapuszczy,czarnesępyurubu,potemprzyciągnęliinniamatorzywszelakiej
padliny, wśród których nie brakło także ryb. Z pluskiem wody, z szumem skrzydeł, z
posępnymkrakaniemtowarzyszyłatahałastrażałobnemukonduktowi,kubezsilnejzłości
samotnegożeglarza.Vittorioprzypuszczał,żejedenstrzałprzepłoszyłbysępy,leczbałsię
wypalić, bo nuż huk ściągnie mu na kark Indian. Od ich posiadłości, od lewego brzegu
RiodasMortestrzymałsięwprawdziejaknajdalejilicznewysepkizasłaniałygozapewne
przedichwzrokiem,zatopowystrzalezaintrygowaniChavantes,alboCadiuvéosmogliby
goszukaćwswoichchyżychubach,przedktórychpościgiemnieuciekałbydługo.

Bowiemjegowiększałódź,zkształtuamazońskamontaria,leczdługaipojemna,jak

bataloa,byłateraznaprawdęprzeciążona.Próczczterechludzi,wczymtrzechzmarłych,i
oprócz całego ekwipunku wyprawy niosła przecież pokaźną stertę diamentodajnego
cascalho, który zamierzali przesiewać w powrotnej drodze. Obecnie Vittorio czynił to

background image

sam; chociaż pamiętał o złożonym ślubie, chociaż nie chciał mieć żadnej korzyści ze
skarbugarimpeirów,któryodziedziczyłwbrewswojejwoli,pracowałintensywnie,bynie
widziećwstrętnychsępów,corazliczniejszych,corazodważniejszych.

Aleźlewyszedłnatym,iżniepilnowałsteru,bopłynącazprądemmontariazboczyła

zgłównegonurtu,skręciławprawo(jakieszczęście,żeniewlewo,kusiedzibieIndian!),
wjechałanaławicępiaskuiugrzęzła.Przezdwiegodzinydaremniepróbowałzepchnąćją
na głębinę, a tymczasem słońce zaszło, nadchodziła parna noc. Oznajmił to światu
muezzin dżungli, ptak saracura, potem zabrzmiał smutny śpiew sabiji, przyrównywanej
do słowika, potem szybko zapadł zmrok i zaczęło „straszyć”. Poczciwy, łagodny oyoro,
tapir,szedłdowodyzhałasemgodnymprzedpotopowegoichtiozaura,ażziemiadudniła.
Mały drapieżnik jaguatirica, ocelot, z właściwym sobie sadyzmem zarzynał „na raty”
peccary albo porco do matto, a nieszczęsna ofiara kwiczała, jęczała, charczała przez
godzinę. Płacz torturowanego dziecka świetnie naśladowały olbrzymie ropuchy.
Wspaniałe świetliki brazylijskie szybowały w powietrzu, świecąc na głowie dwiema
„latarniami” zielonymi, czerwonymi lub żółtymi, które wyglądały w ciemnościach jak
gorejąceoczypotępionychdusz.Potemwychybnęłazwodynamieliznępeixe-boi,ryba-
wół, trzymetrowej długości foka, zwana też lamantynem i, stękając, prychając, powlókł
siętenniegroźny,trawożernytłuściochwstronęunieruchomionychłodzi.

Wszystkie te odgłosy, cienie, światełka zapisywał Vittorio Ragazani na rachunek

eskortowanychprzezsiebienieboszczykówiwłosystawałymudęba.Jeżelitejnocynie
osiwiał,totylkodlatego,żeosiwiałjużpółrokutemuwBuenosAires,gdydowiedziałsię
o zdradzie żony. A nazajutrz od rana musiał nieomal staczać potyczki z trzy razy
większym niż wczoraj stadem czarnych sępów, które rozzuchwaliły się wnet tak, że
siadałynaburtachmontarii.Chcąctęłódźzepchnąćzławicypiasku,musiałjąodciążyć
przezprzełożenieczęścijejładunkudouby.Przełożyłcałyzapasżywności,swojąbrońi,
niewiadomodlaczego,bambusowąlaskęwypełnionądiamentami,którychilośćwzrosła
jeszczewczoraj,gdydlazabiciaczasuprzesiewałiprzepłukiwałcascalho.

Popołudniu,gdyobezwładniającyupałdochodziłdozenitu,wdżunglachodezwałsię

bużiju, za nim drugi, trzeci, dziesiąty. Piekielny koncert rudych wyjców zawsze wróży
jakiśkataklizm,tymrazemwywróżyłburzęotwierającąsezonwielkichdeszczów.Zaczęło
się pod wieczór od tropikalnej ulewy, której gwałtowność można porównać tylko z
solidnymwodospadem.Ozmrokucałeniebostanęłowogniubłyskawicnastępującychpo
sobie tak często, że zlewały się razem w jedną migotliwą iluminację trwającą niekiedy
minutę bez przerwy. Bez przerwy dudniły, ryczały pioruny, bez przerwy podnosił się
poziom wody w rzece i nagle obydwie łodzie zaczęły płynąć nad ławicą piasku, która
wczorajtworzyłabarykadęwysokąnametr.Aletojeszczenic,bodoranaRiodasMortes
urosłaopięćdosześciumetrów.

Spoglądając następnego dnia na zatopione drzewa, Vittorio zrozumiał, dlaczego

tubylcy budują swoje prymitywne mieszkania na palach i nie za blisko rzek, chyba że
brzegi są wysokie. Spozierał też z utęsknieniem ku brzegom, bo według jego obliczeń
pierwszaosadapowinnaznajdowaćsięjużgdzieśtutaj,poprawejstronie.Czyżbyminął
jąwnocy?!Niestety,tak,pojąłtowreszcie,musiałwięcżeglowaćdodrugiejosadyprzez
następne długie dwie doby. Podczas tego czasu wypogodziło się zupełnie, znowu żar lał
sięznieba,wodyznacznieopadły,leczmontariazanurzałasięcorazgłębiej.Czydlatego,

background image

żediamentodajnyżwir nasiąkłdeszczem?Czy możednoprzeciekało? Vittorioniebadał
tego, nie próbował zaradzić złu, gdyż straszliwy odór zmusił go do przeniesienia się na
mniejsząłódźitasmukłauba teraz holowała montarię, którą w mig obsiadły sępy. Rad
nie rad zastrzelił jednego z nich, co zapewniło zmarłym garimpeirom spokój na …
godzinę,potemurubuznowuzaczęłykrążyćnadzapowietrzonąłodzią…

Ażwreszcie,potyludniachsamotnejżeglugiVittorioujrzałnajakimśzakręcierzeki

domki wybielone przez słońce i wyglądające z tej odległości jak dziecinne klocki. W
osadziezaśtakżewnetspostrzeżonodwiezwiązanezesobąłodzie,achmaraszybujących
nad nimi urubu wywołała sensację największego kalibru. Na brzegu oprócz mężczyzn,
którychstrójskładałsięzpstrokatejpiżamyiolbrzymiegokapeluszazesłomy,pojawiły
siętakżekobietyidalejżepodjudzaćbraci,mężów,kochanków,abyzbadali,cotoznaczy.
Start kilkunastu łódek powitał Vittorio z radością, gdyż silniejszy na zakręcie prąd nie
pozwalałmudobićdobrzegu.

Bom dia! — pozdrowił płynących ku niemu żeglarzy. — Pomóżcie mi, senhores,

przyholowaćmontarię.

—Acóżtamtakśmierdziokropnie?—odkrzyknęli.

Wyjaśnił co. W kilku słowach powiedział im o napadzie Indian, ale nie wywołało to

aniwspółczuciadlazabitych,anioburzenianazabójców.

—Nietrzasiębyłopchaćnaichbrzeg—uważali.

Ciekawsiprzybilidoburtymontarii,zaczęliprzechodzićnanią,ściskającsobienosy,

bo zaduch tu panował straszliwy. Zaglądali też do namiotu, lecz więcej interesowało ich
cascalho,gęstoupstrzoneczarnymikamieniami.Gdzietylecarbonados, tam diamentów
takżemusibyćsporo,więcbateiaodrazuposzławruchiniebawemzabrzmiałyokrzyki
zachwytu. Zachęciło to innych do przezwyciężenia wstrętu, jaki smród wywoływał,
zaroiło się od ludzi na głęboko zanurzonej montarii, która pod wpływem tego nowego
obciążeniazaczęłapowoli,dystyngowanietonąć.

—Uciekać!!!—wrzasnąłVittorio.—Łódźtonie!

Zdążyli uciec do swoich czółen, ale montaria już nabrała wody, już pogrążyła się w

nurtach mętnej rzeki. W ostatniej chwili Vittorio przypomniał sobie, że jego lekka łódź
jestprzywiązanadotamtejiżeonniemapodrękąnicdoprzecięcialiny.Rozpaczliwie
wezwał pomocy i wskoczył do czyjegoś czółna w momencie, gdy jego ubę zaczynał
wciągaćpodwodę tamtenponurykarawan, którypoprzezniezmierzone głębinyRiodas
Mortesjużopadałnadnowrazztrzemanieboszczykamiizestertącennegocascalhoiz
całymekwipunkiemwyprawy.

— Biedaku — powiedziała współczująco jedna z kobiet, kiedy ocalonego rozbitka

przywieziononabrzeg—straciłeśwszystko?

Och,jaktoprzyjemniesłyszećciepłesłowazustkobietyiczućnasobiejejżyczliwy

wzrok!

—Wszystko—wymamrotałVittorioRagazaniwzamyśleniu.

Mimowiednie skłamał, ale zapomniał, iż uciekając z tonącej uby ocalił zupełnie

odruchowo skarb garimpeirów. I jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że trzcinowa

background image

laska,którąsiępodpierał,wewnątrzjestwypełnionadiamentami!

____________________

1

cascalho(port.)–żwir.

2

garimpo (port.) — górnictwo; tu: miejsce, w którym wydobywa się diamenty.

(Garimpeiro–poszukiwaczdiamentów.)

3

praia(port.)–plaża.

4

contoderéis(port.)​–tysiącmilrejsów=milionreali.

5

capanga(port.)–najemnyzabójca.

6

bichos(port.)–robactwo.

background image

IV

Obejrzawszy z grubsza zabudowania folwarczne, młyn, piece do suszenia yerby,

policzywszy inwentarz, Marcinowa Orczykowa wkroczyła do dworu z miną królowej.
Usiadłszy na skórą obitym fotelu, przez chwilę sapała z gorąca i z zadowolenia, nagle
rzuciłasięnaszyjęcórceizaczęłająściskaćjeszczeserdeczniej,niżdwiegodzinytemu
przypowitaniu;abyłotopierwszeichpowitaniepokilkulatachrozłąki.

— Zośka, dyć to nie chłopskie gospodarstwo, ino wielga estancyjo! Zośka, dyć z

ciebiedziedziczkacałągębom!—powtarzałazradosnądumą.

Znowu zagłębiła się w chłodnym fotelu i zaciekawionym wzrokiem wodziła po

wszystkich meblach, bibelotach, obrazach. Pośród tych ostatnich zwróciła jej uwagę
niedużafotografia,wskromnejramiezczterechkawałkówbambusa.

—Tokto,tennegro?(Negroznaczy:czarnyalbobrunet.)

—Ano,mójchłop—odparła,śmiejącsię,Zofia.

—Ufarbowałsesiwąłepetynę,czyjak?

—Ależnie,tylkotafotografiapochodzizczasów,gdyVitt…

—Cudackieimię—wtrąciłaMarcinowapółgębkiem.

—…Vittniemiałjeszczetrzydziestulat.

—Natrzydziestkęmuszło,godoł,kiedycieodnoswzionijużmiołkabeza blanka

1

jakmleko.Zczegóżontakrychłozesiwioł?

—Zwielkichzmartwień,jakmimówił.

Rozmowę przerwała hałaśliwa inwazja trojga dzieciaków, które przybiegły oznajmić

matce i babci, że padre

2

wraca z kampa

3

, Marcinowa wejrzała na córkę karcąco, i

powiedziała:

—Czemutependrakihablująkastiliano

4

,nieponaszemu?!

— Kochana teściowa robi to samo — rzekł wesoło Vittorio Ragazani, wkraczając

właśnie do swego gabinetu; — bo nie mówi się hablują, lecz mówi się mówią. I ja,
Włoch,muszękastigować

5

,pardon,strofowaćrodowitąPolkę,cha,cha,cha—śmiałsię,

szczerzączdrowezęby.

Sam władał już płynnie polskim językiem, tylko akcent miał cudzoziemski. Gdy w

roku1916,popowrociezBrazyliidoArgentyny,osiedliłsięwMisiones,wsąsiedztwie
polskich kolonistów, postanowił nauczyć się ich mowy. Sprowadził sobie różne
samouczki, podręczniki, słowniki, nader przydatne, przy listownym flircie z Zosią
Orczykówną,którąpoznałwPosadaspodczasświętanarodowego,aktóramieszkałaprzy

background image

rodzicachażhen,zaApostoles.Dziękitemuonawyzbyłasięgwarychłopskiej,mówiłapo
„inteligencku”, on zaś przez ciągły trening opanował po siedmiu latach pożycia z Zofią
trudnyjęzyksłowiańskicałkowicie.

Z kolonii, w której mieszkali Orczykowie jechało się końmi lub mułami do estancji

Ragazaniego dwa do trzech dni, zależnie od pory roku. Nic dziwnego, że w tych
warunkachludziepracującynaroliniemogliodwiedzaćsięczęsto.AMarcinowawogóle
była tu po raz pierwszy i przybyła całkiem niespodziewanie, z czego Vittorio słusznie
wnioskował, iż teściowa ma do nich jakiś interes. Jaki? Zapytał o to bardzo oględnie
dopieropopółgodzinnejrozmowienatematurodzajów,cenproduktówicennegozdrowia
trzody chlewnej jako też rodziny. Lecz Marcinowa kołowała jeszcze dalszymi drogami,
zaczęłanieomalodrozbiorówPolski,zanimwyjawiła,doczegozmierza.

Zmierzaładotego,żeniebawemzawitadoMisionespolskiksiądzzestaregokraju.Z

tegokraju,wktórymniemajużAustriakaaniMoskala,aniNiemca,jakbyłozaczasów,
kiedy ona z mężem i z dziećmi jechała za ocean na poniewierkę. Teraz poniewierka
skończyłasiętamituskończysiętakże.Niebędąjużludziskażenilisię,żyli,umieralibez
świętych sakramentów, nie będą dzieciaki rosły nieochrzczone, jak te brudne Indianięta
tutejsze czy paragwajskie. Ponieważ zaś jej, Marcinowej, córki musiały dotąd żyć ze
swymi chłopami na wiarę i ponieważ wkrótce przyjedzie ksiądz, swój, nie żaden czarny
Argentyńczykiponieważ…

—Rozumiem—wtrąciłVittorio,lecznachmurzyłsięnagle,—idziewamoto,byów

ksiądzochrzciłdzieci,jakiemamyzZośką.

Si,si,si—potakiwałaMarcinowazradością—noiżebyściewy,rodzice,wzieni

ślub,jaksiępatrzy.

—Ztympójdzietrudniej—mruknąłpowłosku.

Niemniejjednakzarazpocena,pokolacji,zasiadłdopisanialistu,którympostanowił

uraczyć adwokata… Och, bardzo długo nie mógł sobie przypomnieć jego nazwiska…
adwokata Frillo w Buenos Aires. Osnowa listu była mniej więcej taka, że on, Vittorio
Ragazani, godzi się nareszcie na rozwód, o co osiem lat temu daremnie prosiła go
niewiernażonaijejkochanek,HectorSanchoz.NiechwięcmecenasFrillozakomunikuje
imtęradosnądlanichnowinęiniechstarasięjaknajprędzejprzeprowadzićrozwódalbo,
jeszcze lepiej, unieważnienie małżeństwa. On, Ragazani dzisiaj nie żąda żadnego
odszkodowaniazaswojązgodę,przeciwniechceponieśćprzypadającąnańczęśćkosztów
sprawy.

Napisawszy to, popadł w zadumę, z której wyrwał go gwizd nocnego stróża

pilnującegojegodobytkuiodgwizdującegowłaśniepółnoc.CorpodiBacco

6

,jużpółnoc?

Pomimo tak późnej pory, Zofia jeszcze nie spała, kiedy wszedł do sypialni. Przed
zawieszonymwrogupokojuobrazuMadonnypłonęłaoliwnalampka.Vittoriozdmuchnął
jąnagle,cowróżyłotuzawszenocupojeńi…upokorzeńdlapotulnejZofii.Wtakąnoc
Vittoriopieściłjąnajgoręcej,szeptałnamiętnie,leczwjęzykujejnieznanymjakieśsłowa,
wśród których najczęściej powtarzało się słowo Angelina. To przecież imię! Czyje?
Rywalki?!Zofiatylkorazośmieliłasięzapytaćoniąipotemdługomiałasińce.Odczasu
owej najbrutalniejszej sceny w ich pożyciu nie zadawała mu podobnych pytań, ale
upokarzałojąto,żewłaśniepodczastychcudnychnocyVittorio,będąctakbliskoniej,był

background image

jednocześnie tak bardzo daleko i myślał o innej. A jej, matce swoich trojga dzieci,
nakazywał milczeć i gasił lampkę, by nie widzieć jej twarzy. Rodzicom swym Zofia nie
powiedziałategonigdy,przedwszystkimiudawałanajszczęśliwszązludzi,leczcierpiała,
o,jakcierpiała!

OdpowiedźadwokataFrillozawierałaparęsensacyjnychwieści.Pierwsząznichbyła

ta,żeHectorSanchoznieżyjeodroku1916.Zmarłnagle,niepozostawiwszyformalnego
aktuostatniejwoli,więcjegokrewnizagarnęlicałąschedę,ajegoprzyjaciółkęwyrzuciliz
pałacunabruk.WrokpóźniejAngelinaRagazanistałasiębohaterkąprocesukarnegoo
ciężkieuszkodzenieciałaseñoryMercedesAlves-Franco.Cielesnąpowłokęperwersyjnej
markizy uszkodzili szpicrutami co prawda jacyś bracia Estigarribia, których skazano na
rok więzienia każdego, lecz ich podżegaczką była señora Ragazani. Potem, chociaż w
drugiej instancji zniesiono skazujący ją wyrok niższego sądu, zniknęła z horyzontu.
Pomimotoon,adwokatFrillo,którywystępowałwsądachjakojejobrońca,podjąłbysię
odszukać Angelinę Ragazani, gdyby na koszty owych trudnych poszukiwań otrzymał
zaliczkęwkwociedwustupięćdziesięciupesów.

Vittorio posłał mu żądaną sumę. Adwokat, który widocznie znał adres Angeliny,

„odnalazł” ją błyskawicznie, ale zaznaczył, że pomimo jego usilnych perswazji i
ponętnych, acz ogólnikowych na razie, propozycji klientka na rozwód zgodzić się nie
chce. Ponieważ jednak znajduje się w nieświetnych warunkach materialnych, może jej
opórprzełamałabyjakaświększasumka.IleseñorRagazanibyłbyskłonnyjejofiarować?
I czy mógłby wypłacić adwokatowi jakąś większą zaliczkę na poczet jego przyszłej
należności?

Vittorio Ragazani wolał uniknąć dalszej pisaniny i dalszego przekazywania zaliczek

mecenasowi Frillo, który snadź uznał go za dojną krowę. Przypuszczał, iż osobiście
znacznie prędzej dojdzie do porozumienia z Angeliną. To zaś, że gorąco pragnął ją
zobaczyć,byłoargumentemnajsilniejszym,chociażwstydliwieukrywanymnawetwobec
samego siebie, argumentem przemawiającym za koniecznością wyjazdu na kilka dni do
stolicypaństwa.

BuenosAiresrozrosłosięiwzbogaciłoogromnieodczasu,kiedygostądwysiedlono.

Utuczyło się na dostawach wojennych, które wprawdzie ustały po zakończeniu wojny
światowej,alezdewastowanaEuropadlawyżywieniaswoichludówpotrzebowałajeszcze
setektysięcytonzboża.JegogłównymdostawcąbyładawniejRosja,któraporewolucji
odpadła, ustąpiła miejsca najbardziej rolniczemu krajowi Ameryki. Miarą tutejszej
powojennejprosperityniechajbędziechociażbyto,żeArgentyna,podwzględemobszaru
prawie osiem razy większa niż Polska, a licząca wówczas niespełna dziewięć milionów
mieszkańców,sprowadziłatylkowjednymrokuzłotejkoniunkturydziewięćdziesiątjeden
tysięcysamochodów.

SamochodowądorożkąpojechałRagazanizadwokatemFrillodoSanFernando,gdzie

mieszkała Angelina. W jakich warunkach mieszkała, z czego żyła, co przeszła, o tym
mecenasniemówiłiwogólebyłbardzomałomówny,widoczniedotknęłogoto,żeklient
niechciałmuwypłacićdrugiejzaliczki,dopókinieujrzyswojejeks-żony.Leczzanimją
ujrzał,musiałoddaćswójrewolwerpolicjantom,stojącymprzeddużą,ponurąkamienicą,
którejwszystkieoknabyłyszczelniepozasłanianeokiennicami.

background image

—Otrzymagoseñornapowrót,powyjściuztejcasa—wyjaśnionomugrzecznie.—

Zbroniątamwchodzićniewolno.

Wszedł więc „rozbrojony” i minąwszy przedsionek, znalazł się w dużej, brudnej,

zaśmieconej sali, w której przebywało ze dwieście osób, w czym więcej mężczyzn niż
kobiet. Mężczyźni mieli kapelusze na głowach i najrozmaitsze ubrania, od świetnie
skrojonych smokingów do robotniczych swetrów i kombinezonów. Kobiety wszystkie
nosiły tandetne, mocno wydekoltowane toalety, bardziej przypominające negliż niżeli
suknie wieczorowe. Całe to mieszane towarzystwo, podzielone na małe grupki,
zachowywało się tak hałaśliwie, że wrzawy nie mógł zagłuszyć gramofon z olbrzymią
tubą,ryczącywniebogłosyswawolnepiosenki.Śpiewałyjedowtórurówniezachrypłymi
głosami niektóre z wymalowanych dziewczyn, inne piły przy bufecie pod tylną ścianą,
inne chrupały cukierki z kiosku w rogu sali, oczywiście wszystko na rachunek
przygodnych wielbicieli. Kilka par tańczyło w pośrodku, z balonikami, kilkanaście
dobijałojakichśtargównadługichławkachstojącychwzdłużbocznychścian.

—Cotojest?!—spytałzdumionyVittorio,którydopodobnegoprzybytkuzabłądził

tylko raz w życiu, wówczas gdy zamieszkał w podejrzanym hoteliku przy Leandro N.
Alem—kiermaszpubliczny,tojestchciałemrzecludowy?

—Owszem,publiczny—odparłzuśmiechemFrillo—aledomek!SenioraAngelina

jesttutaj…—Zrobiłefektownąpauzę.—kasjerką.

Kasa mieściła się obok szerokich schodów, wiodących na piętra, do separatek.

Podążającetamparkizatrzymywałodwóchmuskularnychdryblasów-portierówwbardzo
leciwejiniechlujnejliberii,niewpuszczającnagórętychmężczyzn,którzyniewykupili
w kasie żetonu za dwa do pięciu pesów, zależnie od „klasy” danej pensjonariuszki. Na
podwyższeniusiedziaławybrylantowana,siwowłosadama,właścicielkategohaniebnego
przedsiębiorstwa, a obok niej i pod jej nieustanną kontrolą, kasjerka. Mecenas Frillo
wskazałjąswemutowarzyszowi.

—Angelina!—zawołałVittoriogłosem,wktórymradośćmieszałasięzboleścią,że

spotykażonętutaj,właśnietutaj!

Podbiegłszybliżej,patrzałnaniąiporównywałwduchuto,cowidział,zjejdawnym

obrazemgłębokomuwsercewrytymprzezmiłość,nawiekiwpamięciutrwalonymprzez
tyle lat tęsknoty. Czy Angelina zmieniła się bardzo? I tak i nie. Cerę miała zniszczoną,
postarzałasię,przytyła,leczrysypozostałytesame.Iwłosycudne,lśniące,miedziane.I
dłonie wysmukłe, jakby stworzone do pieszczoty. I oczy oprawione prześlicznie, pełne
wyrazu…nie,ichwyrazuległzmianie;wjejoczachzamigotałyzłebłyski,gdypółgłosem
wyjaśniałaswojejchlebodawczym:

—Tomójdawnymąż;chce,żebymmudałarozwód!

—Zadarmo?—zdziwiłasiętamta.

—Bynajmniej!—żywozaprzeczyładwokat.—SeñorRagazanijestskłonnyzapłacić

pani pewną sumę, której wysokość przybyliśmy z panią ustalić. Może więc zwolni się
paninapółgodzinki,gdyż…

— Teraz odejść stąd nie mogę — wtrąciła. — widzicie przecież, jaki mamy ruch w

interesieotejporze.

background image

Rozmawiając z nimi, jednocześnie przyjmowała banknoty, wydawała resztę i żetony;

przytymmusiałazawszespojrzećnaodnośnądziewczynę,bystwierdzić,doktórejklasy
należyten„towar”ijakącenęmazajego„wypożyczenie”zapłacićamatortakiejmiłości.
Niby nie patrząc w stronę męża, zauważyła jego przedwczesną siwiznę i zrobiła na ten
tematjakąśniemądrąaluzję.

—Osiwiałemjeszczeosiemlattemu—odparłVittoriozciężkimwestchnieniem—i

towciągujednejnocy.

—O,więcbyłeśnawojnie?

—Nie.TowydarzyłosięwBuenos,gdypowróciłemzParagwaju,gdyszukałemcię

daremnie i gdy wreszcie mecenas Frillo przyniósł mi twój list. Przez ciebie osiwiałem,
Angelino,przezciebie.

—Hej,senior—zwróciłasiędojakiegośklienta—seniordałmitylkotrzypesy,aza

Conchittępłacisiępięć!—Zainkasowawszybrakującedwapesy,rzuciławstronęmęża:
—Zemściłeśsięzatopodle.

—Ja?!

—Ty.Boniedałeśmirozwodu,chociażtakcięotobłagałam.PrzeztwójupórHector

niemógłmniepoślubići,kiedynagleumarł,nieprzysługiwałymiżadneprawadospadku
po nim. Wyrzucono mnie na ulicę w tym, co miałam na sobie, odebrano mi nawet
biżuterię, którą od niego dostałam. Przez twój złośliwy upór cierpiałam nędzę i
musiałam…

Nie skończyła, gdyż do kasy podbiegła jedna z dziewcząt; zapłakana, wzburzona

wskazałaswegodzisiejszegoadoratora,którystałnieopodalalboraczejzataczałsię,stroił
okropnegrymasyiwygrażałkomuśpięściami.

— On jest kompletnie pijany, on mnie już raz bił, gryzł, kopał — skarżyła się

dziewczyna.—Janiechcęiśćznimnagórę.

—Musisz!!

Topowiedziałapanikasjerka!Niejejszefowa,tastara,siwamegiera,leczAngelina!

Jej piękne oczy spoglądały na płaczącą z wyraźnym okrucieństwom, z mściwą
satysfakcją,któraprzeraziłaVittoriaRagazaniego.

— Pójdziesz z nim natychmiast — ciągnęła dalej cicho, zimno, z nieubłaganą

stanowczością—albopogadasięztobąwpiwnicy!

Pogróżkatawywarłapożądanyskutek.Buntującasiędziewczynawróciładoswojego

wielbiciela,rzuciwszywstronąkasyuwagę:

—Wolęjegobicie,niżwaszekatowaniewlochu.

—Straszne—jęknąłVittorio.

—Prawda?—Angelinadziśporazpierwszyspojrzałamuprostowoczyizadrżałpod

obuchem tego wzroku. — Sam przyznałeś, że straszny jest los tych dziewcząt. A ja,
dopókiniezaawansowałamnakasjerkę,byłamjednąznich!Przez
długichpięćlat!

7

background image

Aż się zatoczył, posłyszawszy to wyznanie. Ona zaś mówiła dalej ze wzrastającym

wzburzeniem,znieubłaganązawziętością:

— I tobie to zawdzięczam, przede wszystkim tobie! Bo ty nie dopuściłeś do mojego

małżeństwazHectorem,którebyłobymniezabezpieczyłoprzednędząiprzedstoczeniem
sięwrynsztok.ChociażHectorproponowałciwówczasgotówkąstotysięcypesów,ty…

—Aty,chceszstotysięcy?—wtrąciłVittorio.—Damcijechętnie.

Wyrwał się z tym pod wpływem chwilowego nastroju; wydało mu się teraz, że

wymówkiżonysąsłuszne,żenaprawdęonwyrządziłjejnajwiększąkrzywdę,którąmoże
naprawiłobytakznaczneodszkodowanie.LeczAngelinazrozumiałatoinaczej;skoromąż
beztargówchcejejwypłacićażstotysięcy,tozapewnedlatego,żemażenićsięponownie
i liczy na ogromny posag. To przypuszczenie rozsierdziło ją i podjudziło jej wrodzoną
mściwość.

—Niedoczekanietwoje!—krzyknęła.—Niedamcimojegozezwolenianigdy!Ani

zamilionpesów!

Powtórzyła to dosłownie nazajutrz, kiedy do niej zatelefonował z Buenos Aires w

nadziei, że może przez noc ochłonęła z niezrozumiałego gniewu. Gdyby był wypłacił
większą zaliczkę chciwemu mecenasowi Frillo lub gdyby był udał się do jakiegoś
uczciwegoadwokata,dowiedziałbysię,iżpozwoleniedawnejżonyjestniepotrzebne;jej
zdrada, zamieszkanie w domu kochanka, jej późniejsza profesja, to były fakty
pozwalające mu osiągnąć zamierzony cel nawet wbrew woli Angeliny. Lecz Vittorio o
tymniewiedział,sądził,żewobecjejuporunicwskóraćniemożeiwyjechałnapowrót
doswojejposiadłościwMisiones.

Zofiaoczekiwałagoniecierpliwie.KsiądzzPolskiprzyjechał,wnajbliższąniedzielę

zaczniewApostolesudzielaćślubówrodakom,którzydotychczasmusielitużyćnawiarę
i będzie chrzcił ich potomstwo. Jej rodzice, jako bliżej Apostoles mieszkający, załatwili
już potrzebne formalności, ona przygotowała sobie weselny strój i białe ubranka dla
dzieci,teraztylkospakowaćrzeczynawózijazdawdrogę,boniedzielazapasem.

VittorioRagazanisłuchałbezsłowaprotestu,dopókinieskończyłamówić,zatopotem

zrobiłjejprzykrąniespodziankę:

—Słusznie,trzebadzieciochrzcić—rzekł—więcpojedzieszznimiipokłoniszsię

odemnieswoimrodzicom…

—Aty?—wtrąciłazaskoczonajegoodpowiedziąispojrzałanańbadawczo.—Tynie

chcesz,abyksiądznaszzwiązekpobłogosławił?

—Chcę,lecztoniemożliwe,niestety—idopieroteraz,potylulatachpożyciazZofią

wyjawiłjejprawdę—bojajużjestemżonaty.

Wiadomośćta,przywiezionadoApostolesprzezzapłakanąZofię,wywołaławśródjej

rodziny prawdziwą burzę. Stary Marcin Orczyk z oburzenia zaniemówił na kilka chwil.
Jego synowie, uważający się za rodowitych Argentyńczyków, obiecywali zemścić się
krwawo, po argentyńsku na żonatym uwodzicielu siostry. Siostry i bratowe szlochały,
ponieważ plotkować na ten temat chwilowo nie miały z kim. Marcinowa „umierała ze
wstydu” na myśl, co to będzie, kiedy wśród licznych par nowożeńców zabraknie jej

background image

najmłodszej córki, matki trojga dzieci! Stryj zaproponował, aby Zośka nie wracała do
„przeklętego Italiana”, by pozostała przy rodzicach, ale temu sprzeciwiła się zarówno
zainteresowana jak i Marcinowa, która liczyła na to, że majątek Vittoria odziedziczą po
nimkiedyśjegodzieci,ajejwnuki.

— G… dostaną — mruknął Marcin, ponury jak słotna noc — bo wszyćko zagrabi

tamtababa.Chyba,żeItalianzrobizapiszażycia.

O to właśnie, w myśl instrukcji rodziny, miała Zofia „piłować” aż do skutku

Ragazaniego, tymczasem ona nie śmiała nawet prosić go najpokorniej o jakiekolwiek
materialne korzyści. Zgoła inaczej poczynała sobie w tych sprawach Angelina, która
krótko po wizycie męża w Buenos Aires wytoczyła mu proces o alimenty, należne
„porzuconej” żonie. Vittorio, zawsze bojaźliwy, zawarł co prędzej ugodę, mocą której
zobowiązał się płacić powódce dwieście pesów miesięcznie i przekazywał te sumy z
punktualnością nader rzadką u rolników. Czyż mógł sobie pozwolić na to dlatego, że z
głębiBrazyliiprzywiózłtylediamentów?Nie,tegoskarbunietknął,pamiętającoślubie,
uczynionym w ową noc grozy nad Rio das Mortes, o której lubił opowiadać swoim
dzieciom. Diamenty leżały nienaruszone dotychczas; estancję, majątek ziemski kupił za
sumę ongi wygraną w karty i podwojoną dzięki korzystnej transakcji z bydłem
paragwajskim, a swoją obecną zamożność zawdzięczał temu, że naśladował polskich
kolonistówwuprawianiuyerbamate.

Yerba mate, w Brazylii zwana herwa mate, a pochodząca z Paragwaju (Ilex

paraguayensis),jesttodrzewkokilkumetrowejwysokości,zktóregoliści,pozaparzeniu,
otrzymujesięszimaron,tutejsząherbatę.Taherbata,którązkuyi,naczyńkazrobionegoz
tykwy, pije się przez bombillę, rurkę zakończoną siteczkiem, ma dla nowicjusza smak
senesu, lecz rychło staje się ulubionym narkotykiem. Narkotykiem całkiem
nieszkodliwym,zatoposiadającymbezlikzalet;spisałjeongijakiśfanatycznywielbiciel
yerbyizajęłomutokilkastron,wystarczyjednakspamiętaćchoćbytęcechęszimaronu,
żekilkanaściejegołykówmomentalnieusuwanawetnajwiększezmęczenie.Zwłaszczaw
Argentynie, gdzie z powodu nadmiaru mięsa stanowi ono główny pokarm ludności, jest
szimaron, zabezpieczający przed artretyzmem, wprost niezbędny dla zdrowia, lecz
przepadają za nim w całej Ameryce Południowej. Ponieważ zaś yerba mate jest rośliną
kapryśną, przyjmującą się tylko w paru punktach tego kontynentu, przynosi ogromne
zyskiswoimhodowcom,którzyjąnazywajązielonymzłotemArgentyny.

Trzebaczekaćczterylata,zanimdrzewkoyerbamatedojrzejedosafry,czylidożniw,

aleVittorioRagazaniodkądkupiłtęrozległąposiadłość,sadziłcoroknowedrzewka,co
rok sadził ich więcej, rosując, karczując pod ich uprawę partiami piękny, lecz
bezużyteczny, las. W ciągu dziesięciolecia, to jest w trzy lata po swym przykrym
spotkaniu z żoną w San Fernando, posiadał już przeszło pięćdziesiąt tysięcy drzewek
yerby. I właśnie wówczas, w roku 1926, rozegrały się wypadki, dzięki którym estancia
Ragazaniegoażdwarazyzmieniławłaściciela.

Safra odbywała się jak zwykle w lipcu, więc w pośrodku tutejszej zimy. Polscy

koloniści pamiętający śniegi i mrozy w Starym Kraju pokpiwali sobie z argentyńskiej
zimy,którąodinnychpórrokumożnaodróżnićtylkopochłodziepanującymodzmroku
do świtu i po mniejszych upałach za dnia. Lecz śniegu w dolinach ani na lekarstwo i
większa część drzew nie traci liści, więc koloryt krajobrazu pozostaje prawie

background image

niezmieniony.

VittorioRagazaniosobiściekierowałżniwami,jeżdżąckonnoodjednejgrupyswoich

robotników do drugiej. Mężczyźni fakonami, maczetami lub zwykłymi nożami ścinali
mniejszegałązkiyerby,którekobietywiązaływpęczkiłykiemiustawiaływkopce.Kędy
przeszła ta gromada, z bujnego yerbalu, gaju yerbowego, pozostawały tylko biało-
zielonkawepniedrzewekinajgrubszeichgałęzie,leczjużogołoconezliści.

A liście, spodem matowe, wierzchem pięknie błyszczące, wędrowały w pękach,

wiązkachdoognisk,nadktórymijeprzeciągano,opalano,cozwiesięsapekowaniem.Tak
z grubsza opieczone, jechały do carijo, suszami, gdzie nad utrzymywaniem stosownej
ciepłoty czuwała Zofia. Ona też potem doglądała kruszenia wysuszonej yerby i
przesiewaniajejprzezsitawmłynie(którysobiekazaliwybudowaćkilkalattemu)ido
ładowaniagotowejmatedoworków.

Pożniwach,pewnegodniaVittoriopojechałdorzeki,bysprawdzić,czystatekdający

sygnałysyrenątoten,którymiałzabraćczęśćtegorocznychplonówsafry.Tak,tobyłten
oczekiwanybuqueavapor,parostatek,wracającyzPuertoAquirredoBuenosAires,tylko
przybył tutaj o dwie doby wcześniej, niż miał przybyć. W związku z tym należało jak
najprędzej zacząć ładowanie worków z mate na wozy, by te mogły wyruszyć do rzeki
jeszcze dzisiejszej nocy. Dlatego Vittorio wracając do domu nie oszczędzał swojego
wierzchowcaizakląłnawidoknieoczekiwanejprzeszkody,najakąnatknąłsięwpołowie
drogi. Przeszkodą tą było ognisko zajmujące niemal całą szerokość pikady, drożyny,
wyrąbanej,wyciętejwgąszczupuszczy.

—Czycigłupcy,durnie,hultajeniezdająsobiesprawy,żemogąmispalićlasisami

zginąć w płomieniach?! — zamruczał rozgniewany, podjeżdżając do grających w karty
przyogniutrzechbrodatychobszarpańców.Ponieważjednakkażdyznichmiałwetknięty
zapasnóżirewolwer,pozdrowiłichgrzecznie.

— Buenas tardes

8

, señores. Czy któryś z szlachetnych caballeros nie raczyłby na

chwilkępowstać,abymmógłzkoniemprzecisnąćsięnadrugąstronęogniska?

Como no — odparł równie uprzejmie jeden z nich, dźwigając się z ziemi i

powtórzyłrazjeszcze:—czemunie,señor;drogawolna.

— Ten głos, ta gęba, hm — mamrotał jednocześnie drugi wagabunda, patrząc

badawczonajeźdźca.—Czymógłbymwiedzieć,zkimmamhonor?

—NazywamsięVittorioRagazani.Apanowie?

—Ra-ga-za-ni!!!—huknęliunisono,zerwawszysięnarównenogi,poczymzaczęli

wołaćjedenprzezdrugiego.—Toon!

—Mydoniegozwizytką,bomówilinastatku,żeonmieszka…

—Ituśmygozdybali,staregoprzyjaciela,che,che,che,che…

— Przyjaciela? — Vittorio zrobił zdziwioną minę. — Doprawdy nie przypominam

sobie,gdzieikiedymiałemprzyjemnośćznaćpanów.

—Nieprzypominasobie,che,che,che.

—Wtakimraziemusimyprzedstawićmusięponownie.

background image

—Postarszemu,braciszkowie,postarszemu.

Powiedziawszyto,oberwanieczerwałzgłowykapelusz,złożyłjeźdźcowiprzesadnie

niskiukłonipowiedziałdobitnie:—JestemdonAlvarezEstigarribia!

—DonGonzales,takżeEstigarribia!

—DonLolez—dodałtrzecibrat—también

9

Estigarribia!

—Czyterazprzypominasznassobie,Vittorio?!

—Itęnocnarzece,kiedytoograłeśnasdonitki?!

—Ikiedynamzwiałeśtakhaniebnie?!

—Och,gdybyświedział,jakżeśmycięwtedyprzeklinali!

—IjakszukalipocałymParagwaju!

— Nareszcie w Encarnación powiedziano nam, żeś odpłynął do Buenos Aires z

transportembydła.

—NagapępopłynęliśmytakżedoBuenosAires…

— …gdzie zgubiliśmy twój ślad. Aż odnaleźliśmy go znowu miesiąc temu. Po tylu

latach!

—Iuradziliśmyprzyjechaćtutaj,dociebie!

—Dlaczego?—spytałVittorioRagazanipochwilimilczenia.

Ochłonąłjużzpierwszegowrażenia,zprzestrachu,jakiwywołałospotkaniezbraćmi

Estigarribia i postanowił im uciec. Dokąd? Ano, do swojego domu. Tam posiadał dosyć
broni, amunicji oraz wiernych sług, aby odeprzeć atak trzydziestu awanturników, a cóż
dopierotrzech.Pomimotozamierzałjeszczedziśwysłaćzaufanegoczłowiekazlistemdo
policjiwPosadas,abynatychmiastprzysłałaodsiecziunieszkodliwiłabraciEstigarribia.

Przewidywałteż,żetrudnebędziewykonanietylkopierwszejczęścitegoplanu,tojest

ucieczki stąd. Bowiem o uskoczeniu w bok i przedzieraniu się przez leśny gąszcz nie
mogło być mowy, zbite ściany puszczy tworzyły z pikady jak gdyby wąski jar. Więc
zawrócić,popędzićwstronęrzeki,bypotemokrążyćlas,alboszukaćwniminnejpikady?
Nie, gdyż w takim razie bracia Estigarribia, choć pieszo, dotarliby wcześniej niż on do
jego dworku, nie mówiąc już o tym, że mogliby go ustrzelić, bo ta część pikady była
prosta.Zatoniemaltużpozaogniskiemtworzyłapierwszyspośródkilkuzakrętów,które
znakomicie osłoniłyby go przed kulami trzech przeciwników. Tak, ta droga była
najpewniejsza,najkrótsza,tylkotrzebabypierwprzeskoczyćognisko.Czykońzdobędzie
sięnato?Prawdopodobnietak,oilepłomieniejeszczeniżejopadną,czyligdyrozgadani
braciszkowiewdalszymciąguniebędąpamiętaliodorzucaniupaliwadoognia.

— Muszę ich nadal zagadywać — postanowił Vittorio, przeprowadziwszy w duchu

całąkalkulacjęszanszamierzonejucieczki.Ztejprzyczyny,kiedypozdaniuuradziliśmy
przyjechaćtutaj,dociebie
zapadłodenerwującemilczenie,zapytał:

—Dlaczego?

— Dlaczego postanowiliśmy cię odwiedzić? Ano dlatego, żeby z tobą zagrać w

background image

karcięta,che,che,che.

— I grać tak długo, dopóki nie odegramy z procentami całej sumy, jaką wówczas

przegraliśmydociebie!

— I tym razom nie wymigasz się od gry, bo potrafimy cię do niej zmusić, chytry

makaroniarzu!

Powiedziawszyto,AlvarezEstigarribiaoparłdłońnawetkniętymzapasrewolwerze,

podobnie demonstracyjny gest wykonali pozostali dwaj bracia i tchórzliwy Ragazani
wyrwałsięzpropozycjąnaderkompromisową:

—Agdybymjawamcałątęsumędobrowolniezwrócił?

—Gracias,alejakzwrócisznamrokodsiedzianywkryminale?

—Przezemnie?!

—Przeztwojążonę,conajednowychodzi.Onataknasubrała.

RagazaniznałtęhistorięodadwokataFrillo,leczdlazyskanianaczasiewyraziłswoje

zdziwienie, skąd bracia Estigarribia znają jego byłą żonę. Pożałował tego rychło i
zaczerwienionypouszymusiałwysłuchaćażnazbytdokładnegoopowiadaniaotym,jak
AngelinabyłaichwspólnącompañerąijakorganizowałanapadnamarkizęAlves-Franco.

—Spraliśmytępaskudnąmarkizę,jaknatozasłużyła—ciągnąłdalejAlvarez,—ale

kiedynasaresztowano…

—…twojaszanownamałżonka—wtrąciłGonzalez—wyparłasięwszystkiegoisąd

wlepiłnamporokuwięzienia.

— Za ten roczek należy się nam odszkodowanie — reasumował najmłodszy z braci,

Lolez—którewzastępstwieżonyzapłacisznamty!

— Coś niecoś zapłacę, owszem — odparł jeździec, wpatrując się niby tępym,

osowiałym wzrokiem w płomienie, które znacznie opadły podczas przeciągającej się
rozmowy.—Cowolicie,czekczygotówkę?

—Gotówkę,claro!Ilemaszprzysobie?

— Powoli, Lolez — upomniał go najstarszy brat. — O tak delikatnych sprawach nie

wypadarozmawiaćnastojącoaninasucho,che,che,che,che.

—Więczłaźzkonia.

Vittoriozrozumiał,iżnadszedłstanowczymoment;gdybyniezsiadł,pojęlibywlot,że

jegozgodliwośćbyłatylkopozorna,żewduchuplanowałucieczkęiprzeszkodzilibyjejz
łatwością.

— Dobrze — odparł — tylko odsuńcie się trochę, bo mój marchador lubi wierzgać,

gdynieczujejeźdźcapodsobą.

Naglespiąłkoniaostrogami,trzasnąłgoszpicrutą,zmusiłdoskokuprzezognisko,lecz

wtymmomencie,jakożenigdyniebyłdobrymjeźdźcem,zgubiłjednostrzemię,stracił
równowagę.Inieodzyskałjej,spadł,cojużbyłozasługąbraciEstigarribia,którzyzaczęli
na oślep strzelać z rewolwerów. Rumak przerażony hukiem detonacji wziął na kieł i

background image

popędził jak szalony, wlokąc za sobą jeźdźca, którego prawa noga pozostała w
strzemieniu…

Kiedy Zofia zaalarmowana wrzawą koło stajni wybiegła z domu, spienionego

wierzchowca zdołano już schwytać, ale straszliwie zmasakrowany Vittorio dogorywał.
Nie dowiedziano się nigdy, czy poznał którąkolwiek z osób, jakie go otaczały podczas
agonii,czypoznałchoćbywłasnedzieci,inawetZofianiemogłazrozumieć,coonmiał
namyśli,gdykonającpowtórzyłkilkarazyjednojedynesłowo:retrato,fotografia.

Zresztą nie zastanawiała się nad tym specjalnie. Ciosem, jaki ją ugodził, była tak

złamana, że nawet swoich rodziców nie zawiadomiła o nagłym zgonie Vittoria i całymi
dniami modliła się na jego grobie, zaniedbując gospodarstwo. Podkochujący się w niej
skryciekasjerestancji,Carlos,któryzpoleceniaVittoriacomiesiącprzekazywałdwieście
pesów Angelinie, teraz na własną odpowiedzialność wysłał do niej list, z którego
niesłuszniebyłdumny:

Señora!

Pieniędzy przesyłać Pani już nie będziemy, gdyż señor Ragazani zmarł i tym

samymjegościśleprywatnezobowiązanie
wobecPanistraciłoważność.

Skutek tego listu był taki, że do estancji przyjechał wraz z Angeliną mecenas Frillo,

który jeszcze w Posadas dobrał sobie asystę na wypadek, gdyby ktoś usiłował
przeszkodzićjegoklientcewobjęciuspadkupozmarłymmężu.LeczprzygnębionaZofia
niestawiałażadnych przeszkódobcymludziom, którzywtargnęlitutaj irobiliinwentarz
masyspadkowej,acogorszapodpisałajakiśdokumentpodsuniętyjejprzezwymownego
adwokata.

—Podpisała? — ucieszyła się Angelina. — No to niech się wynosi jak najprędzej ze

swoimiwrzeszczącymibękartami.

Na próżno Carlos, mimowolny sprawca złego, usiłował wytargować chociażby

ruchomości, czy meble z mieszkania, na próżno zaklinał się, że te przedmioty Vittorio
ciepłąrękąpodarowałZofii.Zawzięta,mściwaAngelinamiałanatojednąodpowiedź:

— Tak samo ja mówiłam, kiedy zmarł Hector Sanchoz i mówiłam prawdę, lecz

pomimotowyrzuconomnienabruktylkoztym,comiałamnasobie.

—Jednakże—próbowałperswadowaćadwokatFrillo—paniniemiałapotomstwa,a

Ragazanizostawiłtrojedzieci…

—Nieślubnych!

—Nawetnieślubnemogą…

—Niemogą,niemająjużżadnychpraw—wtrąciłaostro—skoroichmatkazrzekła

sięnapiśmiewszystkiego!Ionamusistądodejśćpieszo!

background image

—Jeżelitosięstanie—wtrąciłoburzonyCarlos—obgadampaniątak,żeludziebędą

stronićodtegodomujakodzapowietrzonego!

—Istotnie—poparłgoFrillo,któremuzrobiłosiężalZofii—wypadałobyjąodesłać

końmidojejrodzicówidaćjejjakiśdrobiazg,jakąśpamiątkępomężu,inaczejwezmątu
paniąnajęzyki.

— Dobrze — przystała Angelina, omiótłszy wzrokiem wszystkie ściany gabinetu

zmarłego męża, bowiem w tym pokoju toczyła się ta rozmowa. — Zawołajcie mi babę
tutaj.Obdarujęjąhojnie—dodałazironią.

Potem zdjęła zawieszoną na ścianie fotografię Vittoria brzydko, prymitywnie

oprawionąwramkęzczterechdośćgrubychodcinkówbambusaiwręczyłająZofii,która
weszłatutajubranajużdopodróży.

—Dajętenprezent,alezapokwitowaniem!—rzekłakpiąco.

Gracias

10

, señora — podziękowała Zofia, wpatrując się z wielką czułością w

podobiznęzmarłego.—MówiłmiseñorCarlos,żeotrzymamjakiśpodarunek,leczżaden
niebyłbydlamniewiększąpociechąwmoimsmutkujakwłaśnieten.

Wręcz odmiennego zdania byli jej rodzice, do których przybyła po kilkudniowej

męczącej podróży, arbą, ciężkim dwukołowym wozem. Nie szczędzono jej ostrych
wymówek, że nie zawiadomiła rodziny o śmierci Vittoria, że nie broniła majątkowych
prawswoichdzieci.

—Inic,zupełnienicniedostałaś?—niedowierzałaMarcinowa.

—O,tak,dostałamto—pokazałafotografię.

—To?!—wrzasnąłMarcinOrczyk,doresztywytrąconyzrównowagiducha,wyrwał

fotografięipodniósłjąwgórę.—Tokcesztrzymaćwchałupie,żebymnategoczornego
draniamusiołcięgiempatrzyć?Aniedoczekanie!

Z całej siły grzmotnął obrazkiem o podłogę, aż ramka pękła na cztery części i nagle

jakby pojaśniało w izbie, słabo oświetlonej małą lampką naftową. Pojaśniało od
malusieńkich gwiazdeczek, które rozsypały się po podłodze i migotały ogniście
wszystkimikoloramitęczy.

—Śkło?—Marcinowapotrząsnęłagłowąprzecząco,boprzecieżtafotografianiebyła

oszklona.Jedenbłyszczącykamyczekspróbowałarozdeptać,aleniedałaradyiwtedy,jak
niewrzaśnie:
—Rety,todyjament!!!

Tak, to były diamenty, te same, które Vittorio przywiózł z Matto Grosso w Brazylii.

Ten olbrzymi skarb garimpeira, bezwiednie podarowany rywalce przez Angelinę,
pozwoliłZofiiodkupićodniejestancięRagazaniego.

A chciwa Włoszka niebawem powróciła do Europy; nie z tęsknoty za ojczyzną

opuszczoną w młodości, lecz dlatego, że w Belgii czy w Holandii można od szlifierzy
uzyskać znacznie lepszą cenę za diamenty niż w Argentynie. Po oszlifowaniu diamenty
stałysięcennymibrylantami,przeszływposiadaniejubilerów,aodnich?…Możektóraś
z Was, Miłe Czytelniczki nosi na palcu jeden z tych brylantów? Trudno by to było

background image

sprawdzić, ale nie szkodzi pamiętać, że skarb garimpeira Ragazaniego kosztował życie
jegotrzechkolegów,którzyzginęliodzatrutychstrzałnadgroźnąrzekąoponurejnazwie
RiodasMortes.

—KONIEC—

____________________

1

cabezablanca(hiszp.)–głowabiała.

2

padre(hiszp.)–ojciec.

3

campo(hiszp.)–pole.

4

hablarcastellano(hiszp.)—mówićpohiszpańsku(kastylijsku).

5

castigare(wł.)–karcić.

6

CorpodiBacco!(wł.)–Dolicha!(dosł.CiałoBachusa!).

7

Niedolętychdziewczątipraktykihandlarzyżywymtowaremopisałautorwpowieści

pt.KOBIETYNADPRZEPAŚCIĄ.

8

Buenastardes(hiszp.)–Dobrepopołudnie;dobrywieczór.

9

también(hiszp.)–też;również;także.

10

Gracias(hiszp.)—Dziękuję.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Antoni Marczyński Krwawy Taniec Hiszpanski
Antoni Marczyński Przygoda w Biarritz
Antoni Marczyński Dwunasty telewizor
Antoni Marczyński Żywe torpedy
Antoni Marczyński Książę Wa Tunga
Antoni Marczyński Szpieg w masce
Antoni Marczyński Strzał o świcie
Antoni Marczyński Aloha
Antoni Marczyński Missisipi 1 Missisipi
Antoni Marczyński Kobiety i piraci
Antoni Marczyński Szlakiem hanby
Antoni Marczyński Wyspa nieznana II
Antoni Marczyński Pokolenie Kaina
Antoni Marczyński Ulubieniec seniorit
Antoni Marczyński Byczy sen
Antoni Marczyński Kłopoty ze spadkiem
Antoni Marczyński Zegar Smierci
Marczynski Antoni Upiory Atlantyku (rtf)

więcej podobnych podstron