AntoniMarczyński
DWUNASTYTELEWIZOR
Opowieśćsensacyjna
2014
Podejrzaniezachowującysięelegantznowuprzystanąłprzedtakągablotkąsklepową,
którejtylnąściankętworzyłolustro.Zapragnąłsprawdzićjeszczeraz,czynieodklejamu
sięfałszywywąs,jakimchciałzasłonićswącharakterystycznąbrodawkękołonosa,iczy
perukazczarnąbujnączuprynąniezjechałaniecowtyłalbonabokpołysiniespoconej
zestrachu.
— Wszystko w porządku — stwierdził z ulgą i znowu zakrył swe bure oczy
ciemnozielonymi szkłami okularów całkiem zbędnych teraz, gdy słońce zachodziło. —
Nawet ona nie poznałaby mnie dzisiaj, a przecież najęty zbir nigdy nie ujrzy mego
prawdziwegooblicza—mruczałdladodaniasobieodwagi.
Choćżadnewehikułyniepędziłytędychwilowo,przeszedłwpoprzekjezdnidopiero
wówczas, kiedy na skrzyżowaniach ulic zakwitły czerwone światła regulujące ruch
kołowy wzdłuż bulwaru portowego. Potem wsunął dłoń do kieszeni, by zbadać po raz
piątylubdziesiąty,czynieulotniłsięzniejrewolwerkupionyonegdaj.Wreszcieodważył
sięwejśćdoknajpy,októrejtyleczytał,aktórejoszklonedrzwidługodziśobserwowałz
przeciwległegochodnika.
Naddrzwiamiwisiałodrapanyszyldznapisem
YOURLASTHOPE
czyli TWOJA OSTATNIA NADZIEJA, lecz beznadziejnością i złymi zapachami
wionęło elegantowi w twarz wnętrze tej brudnej tawerny, rzadziej odwiedzanej przez
żeglarzy niż przez życiowe wraki i chwilowo bezrobotnych przestępców — jak pisano o
niejwbrukowcachnowojorskich.
Omiótłszy nieufnym spojrzeniem bywalców knajpy, przeważnie zarośniętych,
obszarpanych i ponurych, przybysz usiadł na pierwszym z szeregu wysokich taboretów
przy ladzie. Po jej drugiej stronie krzątał się podobny do małpy barman, którego
muskularneręce,obnażonepołokcie,pokrywałamozaikawytatuowanychbohomazów.
Tak,tobyłniewątpliwieLuiggiStrano,goryldlaobcych,papadlaswoich,osławiony
protektorwykolejeńcówikryminalistów,októrymreporterzywypisywaliniewiarygodne
okropności.Wypisywalijebezkarnie,gdyżLuiggi,jakgdybylubiłwszelką„reklamę”w
prasie, nigdy nie zaskarżył żadnej gazety o pokaźne odszkodowanie wbrew radom ze
strony licznych ambulance chasers, poślednich adwokatów polujących na klienta
wszędzie,nawetwkaretcepogotowiaratunkowegowiozącejofiaręjakiegośwypadku.
—
Buonasera.Goodevening.
Witamnowegoklienta.Copanwypije?
—Parękolejeknajdroższejwhisky,jakątumacie—zacząłelegantwperuce,próbując
takżeswójstyligłoszmienićznadmiaruprzezorności.
—Mamwszystko,nawetszampitra.Alecopanzwykleżłopieizczym?
—ZwyklepijamHaigandHaig.Bezżadnejmieszanki.
—
Bene
.Jateżnierozwadniamszlachetnychcieczy…Loduile?
—Wystarcząmidwiekostkiprzeciętnejwielkości.
—
Time is money
, mówią miejscowi. Zatem wal pan prosto z mostu, jaki łotr ci
potrzebny i do czego — rzekł barman trochę ciszej, wrzuciwszy do szklanki lód i
wylawszy nań kieliszek whisky z butelki, która stała w głębi za szeregiem flaszek z
wódkami tańszych firm. — Bo facet jak pan, w ubraniu za sto dolarów i z białymi
paluchami, które widać nie potrzebują harować, może chlać Haiga w barach pierwszej
klasy,anieostatniej.Tak?
—Powiedzmy,żejestemturystą,którytuwszedłzciekawości.
—
Male!
Źlepanzmyśla!Turyścinierobiąmaskaradiwytrzeszczająciekaweoczy,a
panjezakrywa…Jeśliburżuj,jakpan,przyłazidomejspelunkiwportowychzaułkach,to
tylkopoto,bynająćsobiefachowegozłoczyńcę!Takczynie,panieGreen?
—Tak,aleczemunazwałmniepanZielonym?
—Tozwykłemojemianodladebiutantów.Gdypanbędzieszmoimklientemczęściej,
zafasujesz inne nazwisko, byle nie Smith, bo Smithów jest pono dwa miliony. Teraz
baczność,panieGreen,zadamnajważniejszepytanie.Alepierwzakurzsepanpapierosa
lubcygaro,jeśliśjestpalący.
—Owszem,jestemichętniezapalę.Jakieżtopytanie?
—Czynajmitapotrzebnyjestpanudo…domokrejroboty?
Elegantowi w peruce zaczęły dłonie dygotać tak, że zmarnował dwie zapałki zanim
zdołałzapalićpapierosa.Potemzaciągnąłsięzbytmocnoizakasłał.
—Copanrozumieprzez…przezmokrąrobotę?—wykrztusił.
—Ano,mokrąodkrwi,jakprzypodrzynaniugardzielialbo…
—Dość,dość!Niedobrzemisięrobinasamąwzmiankęokrwi.
—Towidzę.Ajednakspietrałsię
signor
przymympytaniu.Czyubzdurałosiępanu
niefachowo, że mokra robota to utopienie kogoś? Albo wlanie mu do paszczy płynnej
trucizny?
—Ależjaniechcęwynająćtruciciela,tylko…uwodziciela.
—Żebydostaćrozwódbeznakazupłaceniaczegośżoniezdybanejna…
— Znów pan chybił, panie Strano, bo ja już dawno owdowiałem. Idzie mi o syna,
który…Ach,czyżmuszęwswerodzinnesprawywtajemniczaćobcego?
—
Si, si, signor.
Jestem nie tylko pośrednikiem, ale i opiekunem tych biednych
wykolejeńców, którzy was, bogaczy, wyręczają w gwałceniu ustaw i w narażaniu się na
prawne skutki tegoż, jak gada mój kauzyperda… Zresztą wtajemniczenie mnie leży
główniewinteresiepańskim.
—Jakimsposobem?
— Im więcej pan mi powie, tym odpowiedniejszego naraję mu speca, żeby skutek
mógłbyćmurowaniepewnyi…bezpiecznydlanas.
—Tomnieprzekonało…Sprawajestprosta,aledelikatna.MójsynRayzadurzyłsię
wchytrejkobieciezniższychsferizniewyraźnąprzeszłością.Nieobchodzągojejdawne
romanse, rzekł mi kiedyś, ale nie wybaczyłby jej niewierności wobec niego.
Postanowiłemwięcwynająćdonżuana,któryzbałamuciUrszulęidasięprzyłapaćzniąw
sytuacjitakdrastycznej,bytowyleczyłomegonaiwnegosynkazniestosownejmiłościiz
chęcidopochopnejżeniaczki…Czyojcowskatroskliwośćoprzyszłeszczęściejedynaka
nieusprawiedliwiamojejwizytytutaj?
—
Certamente!
Nareszciekapuję,pocośpanprzylazł—łgałzkoleibarman,daremnie
usiłującodgadnąć,jakiewiększełajdactwokryćsięmożezaparawanemstreszczonejmu
sytuacji, która wcale nie wymagała perukowej maskarady troskliwego taty ani
denerwującej go mokrej roboty. Czy jej ofiarą nie miała paść owa Urszula? — Wśród
moich
łotrzyków
mam
też
doświadczonych
kobieciarzy.
Chcąc
wybrać
najstosowniejszegoznich,muszęznaćcechypańskiejniedoszłejsynowej.Czytogłupia
lala,czydonnanaszpikowanawiedzą?
—Raczejsprytem,wyrachowaniemichciwością—odparłpanwperuceibezwiednie
zacisnął pięści. — Udaje, diablica, cnotliwą, sentymentalną i przywiązaną do swojej
pracodawczyni,takjakbynaprawdęchciałająpielęgnowaćiobsługiwaćdokońcajejdni.
—
Alfine
,hm!Ileżonamalat?
—Przeszłopięćdziesiątimazatłuszczenieserca,czylimożeumrzećwnet.
—
CorpodiBacco!
Urszulajeststarszaniżpan,jejupatrzonyteść?
— Sądziłem, iż pan pyta o wiek jej zamożnej a skąpej chlebodawczym. Natomiast
Urszula,którazdajesięliczynaspadekponiej,malattrzydzieścipodobno.
—ToteżantykjaknapannęwAmeryce.
— Ona nie jest panną od dawna. Miała pono dziewiętnaście lat, kiedy poślubiła
marynarza,któryrokpóźniejzginąłwjakiejśkatastrofie.
— Zatem wdówka. Jeszcze wierna nieboszczykowi, lecz już mocno znudzona
dziesięcioletnimpostem,choćbynieścisłym.Tak,tomemuspecjaliścieułatwimisję.
—Czylizmniejszymikoszty—wnioskowałelegantzbytpochopnie.
— Moja taryfa jest stała. Za poznanie klienta z fachowym uwodzicielem albo
mordobijcą,lubkieszonkowcembiorętylkopółsetkiodnajmującego.Anajmitapłacimi
dziesięć procent tego, co zdoła wydoić od klienta… Tańszego pośrednictwa pan nie
znajdziewcałymmieście!
—Wspomniałmiotańszymkelner…tamgdziejadamobiady,Grek…
—StrzeżsiępanGreków!Zawszetańsizpoczątkuwkosztorysie,apotemdoliczają
tyle nieprzewidzianych wydatków, że są trzy razy drożsi niż my, Włosi. Z pewnością
przez tę brudną ich konkurencję Rzym musiał podbić Grecję, jak to widzieliśmy na
filmie…
Quindi
,czybawisiępanznami,czyzGrekami?
—Zwami,oczywiścieżezwami.Ijużpłacępańskie…ech,honorarium.
—
Benissimo!
Przygotujpanforsę,jatymczasempoślępoVidala.
—Ktoto?Gdziemieszka?Jakdługobędęczekać?
—Och!och!ilepytań!Onmieszkaprawienaprzeciw,wprzytułkudlapogorzelcówi
bankrutów, bo teraz jest rozbitkiem. Ale tenże Kubańczyk był ongi żigolakiem w
najlepszychdansingachibabyszalałyzanim!
Niepotwierdziłtejreklamyjegoobecnywygląd.Wpadłbowiemwkrótcedotawerny
TWOJA OSTATNIA NADZIEJA przystojny, lecz nędznie ubrany, wychudły, blady,
szpakowatybrunecik,głodnysnadźpotężnie,skoronajpierwporwałiwepchnąłsobiedo
ustcałągarśćsilniesolonychmaleńkichprecelków,jakimibarmanipodsycająpragnienie
klientów. Nie różnił się bardzo od innych tutejszych obszarpańców, tymczasem tego
wymoczka w rozdartej koszuli i wyświeconych portkach przedstawił Luiggi Strano
najnowszemuswemuklientowijakoVidalaBazukędoniedawnamistrzowskiegotancerza
iuwodziciela,któremunieoparłasiędotychczasżadnakobieta.
—Trzebagotylkostosownieprzyodziać,wystroićipodkarmić,jeżeliskutekmabyć
niezawodny—dodałznaciskiem—ijeżelipanuzależynarychłymskompromitowaniu
pańskiejprzyszłejczyniedoszłejsynowej.
LuiggichciałzapewnićdobrąwyżerkęVidalowi,któregolubiłpomimojegoirytującej
głupoty. Panu w peruce zaś dogadzało podwójnie, że eks-żigolo był tak wygłodzony.
Dostarczało to pretekstu do tresowania go w jadłodajniach, a nie tutaj, pod okiem
gorylowatego opiekuna, no i głodni nędzarze sprzedają swe usługi znacznie taniej niż
ludzie syci. Tak rozumując, pan Green wylewnie zaprosił Vidala na obfitą kolację do
pobliskiejgarkuchni.
— Potem, gdy sprawię panu nowe ubranie, będziemy stołowali się w lepszych
restauracjach,aledzisiejszypańskiwyglądzwracałbynanasuwagę.
— A tego pan Green woli unikać — dorzucił Luiggi złośliwie, po czym ryknął na
Vidala. — Durny preclożerco, nie zapychaj sobie brzucha podłym ciastem, gdy burżuj
chcecifundnąćmięsnąkolacjęzdeserem.
—Dobrzeradzisz,papo.Acobędęrobiłdlategopana?
—Japanuudzielęwszelkichinformacjiiwskazówek…
—Później,panieGreen.Najpierwjamudamogólnąinstrukcję…Słuchaj,Vidalku–
maszpopierwszeuwodzićjakąśKordulęczyUrszulęażdoskutku,podrugie–daćsięz
niąprzyłapać,potrzecie–narazićsięnacięgiodrywala.Basta!Tojużwszystko!Niedaj
się namówić na żadne dodatkowe, niby zyskowniejsze zajęcia, bo do tych ty się nie
nadajesz i wsiąkniesz,
capisci?
— pouczał Luiggi swego ulubieńca ku bezsilnej
wściekłości pana w peruce. — Za żadną cenę nie przykładaj łap do zgwałcenia piątego
przykazania,którebrzmi?…No,jak,tykubańskipapisto?
—Piąte,papo?Zdajemisię,żepiąte,toniekradnij!
— Kraść, łgać i cudzołożyć możesz, z tego cię mój kauzyperda wykręci. Tylko nie
zabijaj, bo jeśli niefachowiec, dyletant i
greenhorn
bierze się do mokrej roboty, spali go
suchyprąd!
— Oh, shut up! — wybuchnął rzekomy Green, ale zreflektował się w mig, że
ryzykowniejestmówićstulgębędoprotektorarzezimieszkówwichnorze.Przeprosiłgo
więciwyjaśnił,iżjestczłekiemwielcezabobonnym…—Apankraczeposępnieikracze,
choćzłegolichanienależykusić.
—Wpańskimtchórzostwiemojanadzieja—odparłLuiggiitrzepnąłpołapieVidala,
któryznówsięgałpoprecle.—Tynigdyniezmądrzejesz,
amicocarissimo
?Więczostań
osłem, skoro ci to służy, ale mnie przynoś uczciwe dziesięć procent od każdej zaliczki,
jaką wyciśniesz z tego chyba jeszcze nie milionera, lecz z pewnością już burżuja…
A
rivederci!
—Czypanmusipłacićmuharacz?—judziłGreen,ledwiewyszlizknajpy.
— Na razie tak — odparł Vidal Bazuka po głębszym namyśle. — Ale przestanę go
bogacić, skoro tylko życie zbrzydnie mi do cna. Pan wie, pospolitego samobójstwa nie
wolnomipopełnić.
—Dlaczegonie?—sondowałdalejinteligencjęświeżegonajmity.
— Bo to grzech śmiertelny, a matka kazała mi być dobrym katolikiem. Więc nie
powieszę się ani nie otruję. A jak mi nędza dokuczy, po prostu kiwnę Luiggiego na
kilkadziesiąt dolarów albo zbujam wobec szajki, że go naciąłem w rozliczeniu. I o ile
zakład,żenajbliższejnocydostanępałąwłebizafasujęcichypogrzebmorskikołoportu?
— Vidal śmiał się długo z tego „dowcipu” własnego chowu, po czym konkludował: —
Luiggi na ogół opiekuje się nami jak ojciec, dlatego nazywamy go papą. Adwokatów i
szpitalzanaspłaci,alenieprzebaczatym,którzygooszukalilubpróbowaliocyganić.
Dowiedziawszy się o tej mściwości goryla, postanowił rzekomy pan Green spotykać
sięzeswymnajmitąjaknajdalejodportowejknajpyYOURLASTHOPE.
Natomiast odwiedzał tę spelunkę po każdej zaliczce otrzymanej od nowego
pracodawcyprzystojnyVidalBazuka,któregowyglądzewnętrznypoprawiałsięzdniana
dzień.
— Nie podobał mi się twój nowy forsodawca, ten obłudny tchórz Green. I miałem
ochotę jego przyprawione kłaki wcisnąć mu do gęby za to shut up, a potem faceta
wykopaćzadrzwi—wyznałrazLuiggi.—Aledziświdzę,żeondbaociebie,Vidalku,i
tuczycięuczciwiejakwieprzkaprzedWielkanocą,choćPasquajużminęła.
—TonieGreenmnietuczy,to
señora
UrsolaOrda!
—Orda?Hm,nieamerykańskienazwisko.AjakażjesttaUrszula?
—
Ah,querubia,quehermosa!
—zapiałKubańczykwzachwycie.
—Blondynkibywajątlenione,aichpięknośćtworząkosmetyki.
—Wniejniemanicsztucznego!Manaturalniezłocisteoczyi…
—Możliwe.Oczyprzemalowaćtrudno.
— …i złociste włosy, a przy tym szczerozłote serce! Aż mi wstyd, że na tę dobroć
serca musiałem nabrać ją zaraz w pierwszym dniu naszej znajomości. Zagrałem
bezrobotnego żeglarza, który próbuje zarobić na życie jako domokrążca sprzedający
drobiazgi.WzruszyłemUrszulędołezzełganąhistoryjkąiudanymomdleniemzgłoduna
progu jej kuchni. Nakarmiła mnie do syta i poleciła przychodzić do niej tam, w Forest
Hills,napodobnąwyżerkęchoćbycodzień,dopókinieznajdęsobiepracy…Ach,jakiż
zemniepodłyłgarziłotr!
Szczerezawstydzeniezadźwięczałowkońcowymokrzykustaregocynika,leczLuiggi
Stranoniepochwalałbudzącychsięskrupułów.
—Cozaosioł!Zamiastbyćdumnym,żewymyśliłtakipodstępi…
—To nie ja,to Green! —wtrącił Vidal. — Onmi kazał właśnietak kłamać, bo zna
skądścharakterUrszuliirównieżwie,żejejmąż,któryzginął,byłmarynarzem.Gdyby
niedrobiazgowewskazówkiGreena,ktowie,czyzdołałbymtakprędkozaznajomićsięz
nią.Urszulabowiemjestwścieklenieprzystępna…icnotliwa.
—
Sapristi
, tyś wyszedł z wprawy i zardzewiał, aż wstyd! Czy codziennie mój
popisowydonżuandostajeodGreenanowąlekcję,jaksięuwodziwdówkę?
— No, tak źle nie jest, papo — obruszył się Vidal Bazuka. — Nie Green, ale mój
osobistyczarsprawia,żegawędzimysobiezUrszulądzieńwdzień.
—Gawędziciesobiewjejsypialni?—zaciekawiłsięLuiggi.
—Tamjeszczenie…Wszędzie,tylkonietam!—poprawiłsięVidal.
—Możetoilepiej,żezdeseremzwlekasz,gdyżzwłokapozwolinamdłużejnaciągać
starszego Greena. Zapewne przestaniesz mu być potrzebny, skoro osiągniesz to, czego
żądał.Iznówbędzieszbezrobotny.
InnymrazemgorylLuiggiStranozapytałomłodszegoGreena.
—Raymunaimię,jaknapomknąłjegoojciec.
—RaytozdrobnienieodRaymond,powłoskuRaimondo.Cóżonnatwecodzienne
umizgidojegopanny?
—Nigdyniespotkałemgodotychczas.StarszyGreenzakazałmiwspominaćoRayu
przy Urszuli, ponieważ to by ją spłoszyło i odstręczyło ode mnie, jak twierdził.
Usłuchałem go, lecz wczoraj, gdy siedzieliśmy we dwoje i w bardzo sentymentalnym
nastroju,zapytałemją,czyjejsercejestwolne.
—Którażcwanawdówkanieodpowie:chwilowozajęte,alestańsepanwogonku,to
kiedyśsiędoczekasz?
—Pomyślawszysobiecośpodobnego,piłowałemjądalejpytaniamiojejfatygantówi
kandydatów do tak zwanej ręki. Nie wymieniła żadnego! Powiedziałem, że trudno mi
uwierzyć,bytakładnaimłodakobietkajakonaniemiałażadnychwielbicieli.Wielbicieli
miewałam,owszem—przyznaławesoło—alekażdyznichostygłwzapałachizniknął,
gdygoostrzegłam,żejaniereflektujęnaromans,tylkonamałżeństwo.
—
Guarda,bambino,guarda!
Żebyonaciebieniezawlokładoołtarza!
— Jestem bezdomny i bezrobotny. Któraż chciałaby takiego golca na męża? —
westchnął Vidal Bazuka. — Wracam jeszcze do wczorajszej rozmowy z nią.
Zaryzykowałem, zbujałem, iż obiło mi się o uszy, że z panią Orda żenić się chce jakiś
student imieniem Ray czy Raymond, ale jego rodzice są temu przeciwni. Mówiąc to,
obserwowałemUrszulęnajuważniejitrzymałemjązaprzegubdłoni,byczućjejpuls.
—Czybiłszybciej?Zbladła?Spadłazkrzesłalubztwychkolan?
—Nictakiego,tylkouśmiałasiędorozpukuztejnajgłupszejplotki, jak to nazwała.
Potem zapewniła mnie, że nie flirtowała w Ameryce z żadnym studentem. Że nie
poślubiłaby nigdy mężczyzny młodszego od niej choć o rok, a cóż dopiero o lat
kilkanaście!Żewogóleniewypadajejwyjśćzamąż,dopókiżyjejejpracodawczyni…
—Come!Jak?Tobrzmipodejrzanie.Czemuniewypada?
—Bozwdzięcznościzato,żeseñoraStricknersprowadziłająnaswójkosztzobozu
wysiedleńców w Niemczech do Ameryki i złożyła za nią wszelkie żądane tu gwarancje,
Urszulaprzyrzekłapielęgnowaćjąiobsługiwaćażdośmierci.
—Lekkomyślnetoprzyrzeczenie,bonużbabapożyjestolat?Albowięctwojasignora
Ordajestgłupioimpulsywna,albobujacięnamorgi.
—SeñoraOrdamówiłamiprawdę.Damsobiezatouciąćrękę!
— Oby ci głowy nie chciano uciąć za łatwowierność — rzekł Luiggi poniekąd
proroczo. — Zatem nałgał Green. Ludzie lubią kłamać nawet bezinteresownie, cóż
dopiero jeśli mogą na kłamstwie zarobić, i stąd pochodzi szacowny cech oszustów. Ale
ktozechcesłonodopłacaćdoswoichbujd?Nikt!Ajednak…
— Jednak Green do bujdy o mezaliansie grożącym jego synalkowi dopłacił już
czterystadwadzieściapięćdolarów,nieliczączafundowanychmiwyżerek.Dlaczego?
—Widoczniefacetuważatozainwestycjęwjakiśkokosowyinteres.
—
Caramba!
Jakiż interes może ktokolwiek zrobić na romansie biednej
dipiski
z
bezrobotnymżigolakiem?
— Kiedyś rozwiążę i tę zagadkę. Teraz powiedz mi coś więcej o kobiecie, u której
pracujeUrszulaOrda.Czytostarapanna,czywdowa?
— Señora Strickner, jak słyszałem od lokaja z sąsiedniej willi, rozwiodła się cztery
razy.
— Jeśli zdołała złowić aż czterech mężów, to musiała mieć wściekle ponętne ciało
albotakieżwiano.
— Raczej to drugie. Dziś jest dziwaczką, chorobliwie otyłą i ociężałą. Żeby nie
chodzić po schodach, kazała w swej jednopiętrowej willi w Forest Hills zbudować
obszerną windę, której zresztą używa tylko kilka razy na dzień. Bo od południa do
wieczorasiedzinaparterzewgłównymsalonie,gdziemaczteryzwykłetelewizoryitrzy
dokolorowejtelewizji.
—
Sette,perDio!
Niebujasz,żemasiedem?Nie!Tybałbyśsiębujaćpapę.Czyona
używaichnazmianę?Czymożestojąwróżnychrogachpokoju?
— Nie. Stoją w równym szeregu pod jedną ścianą, każdy wyregulowany na jak
najostrzejszy odbiór tylko jednej stacji, każdy innej. W ten sposób pani Strickner może
równocześnieobserwowaćprogramywszystkichsiedmiustacjinowojorskich.
—Równocześnie?!Tożtomusibyćzgiełkiharmider!
— Mógłby być, ale ona przycisza dźwięk we wszystkich aparatach, a delektuje się
tylkoobrazami.Izpomocą
remotecontrol
,specjalniedlaniejtamurządzonej,kontroluje
naodległośćtoniobrazwkażdymaparacie,niewstajączeswegoulubionegofotela.Jeśli
któraśstacjadajewidowiskobardzonudnelubdladzieci,paniStricknerwyłączaodnośny
telewizor. A ponieważ od głupich programów roi się od rana do ósmej wieczór, gdy
zaczynająsiędobre,zwykletylkodwalubtrzyzjejtelewizorówsączynnenarazzadnia.
—Leczkupiłaichażsette!
— Więcej, papo. Siedem do salonu, ósmy z olbrzymim ekranem do swojej sypialni,
dziewiątydopokojuUrszuli,dwaprzenośne,takzwanewalizkowedoogrodulubdoauta
naprzejażdżkę,adwunastystoiwjejłazience.
—
Puh! Va via!
Ta telemaniaczka ma zupełnego telebzika, skoro trzyma telewizor
nawetwłazience,gdzieczłekstarasiębyćjaknajkrócej.
— Nie każdy zadowala się krótkim prysznicem, jak ty, papo. Ja lubię siedzieć w
ciepłejkąpieligodzinę.AzpewnościąjeszczedłużejmoczysięwwanniepaniStrickner,
abysięodchudzić.Zatemtelefonitelewizorsąjejwłaziencepotrzebniejszeniżwaltanie
ogrodowejiwlimuzynie.
—Możemaszrację,bambino,leczzewszystkiego,cośmiotejwillizniepotrzebną
windą i tuzinem telewizorów opowiadał, najgłębiej utknęła mi we łbie jej niezwykle
wyekwipowanałazienka…
ŁazienkawwilliMrs.HerbertStrickner,októrejtakwielepisanopóźniejwgazetach
popularnych,utknęłarównieżwpamięciiwyobraźnirzekomegopanaGreena,jakokazało
siępodczasnajbliższegospotkaniapomiędzynimajegonajmitą,VidalemBazuką.
Spotkanie to, gęsto zakrapiane szlachetnymi cieczami i przeto wesołe, lecz mające
pociągnąć za sobą fatalne skutki, nastąpiło w barze Top of the Tower na szczycie
wieżowca Beekman Hotel. Rozległy widok stamtąd pozwalał im wierzyć, iż w morzu
domów i drzew na zachodnim cyplu Long Island rozróżniają dzielnicę rezydencyjną
ForestHills,gdziezichwinymiałrozegraćsiędramat.
Kubańczyk, podchmieliwszy sobie wcześniej i dokładniej, zaczął rozpływać się w
przesadnych podziękowaniach pod adresem swego kompana, który już nabrał dużej
wprawywnoszeniuperukiiciemnozielonychokularów,alezprzyklejonymwąsemnadal
miewałkłopotyprzyniektórychpotrawach,sosachisłodko-lepkichtrunkach.
Dzisiaj pan Green zamierzał przyśpieszyć bieg wydarzeń, jakie z właściwą mu
pedantycznością zaplanował dla osiągnięcia celów nieprzeciętnie łotrowskich. Dlatego
postanowił upić i przekupić swego mało inteligentnego najmitę, tak aby ów bez
zasięgnięciaradyLuiggiegozdecydowałsięzrobićwnocycoś,cowoczachpijanegolub
głupca wyglądałoby na żakowską psotę, a co w rzeczywistości równałoby się
wyrafinowanemumorderstwu.
Naswejmokrejrobociespodziewałsięzyskaćtakwiele,żegotówbyłinwestowaćw
ten interes nawet kilkanaście tysięcy! A sześć nowiutkich banknotów pięćsetdolarowych
jużterazmiałprzysobienawszelkiwypadek.AbyzaśVidalBazukanieżądałzawiele
lub nie zagrał na zwłokę, postanowił najpierw przeczesać go pod włos wymówkami i
groźbązerwaniaznimumowy.
—Ładniepandeklamuje—zacząłGreenzironią—alezawyciągnięciepanaznędzy
oczekiwałempodziękiwczynach,niewsłowach,które…
—Wczynach?Wjakich?Comamzrobić?
—
Maul halten!
Słuchać, nie przerywać, gdy mówi szef i dobroczyńca! Odpowiadać
tylkonajegopytania!Zrozumiano?
—Takjest,szefie.
—CzynareszciezostałpankochankiemUrszuli?
—Nie,ale…
—Bezale.Czydofontowychalbokuchennychdrzwiwilli,wktórejonamieszka,ma
panjużkluczeprawdziwealbopodrobioneiwypróbowane?
—Skoroonamnieznaiwpuszcza,topoconamklucze?
—Poto,bymjamógłwrazzsynemizfotografemzaskoczyćwaswambarasującej
sytuacji. Przecież dla tego celu wynająłem za drogie pieniądze pana! Pana, niestety,
zamiastwynająćsobiezdolnegofachowca.
— Señor najął mnie, abym uchronił jego syna przed mezaliansem. I to zadanie
wykonamwsposóbnajbardziejpewny.
— W naszych czasach pewne są tylko dwie rzeczy: podatki i śmierć. No tak,
uśmiercenienajskuteczniejuspokajaniewygodneosoby,alewwypadkuUrszuli…jakpan
śmiałbezporozumieniasięzemnąpostanowićjązgładzić?
—Poślubić,aniezgładzić,panieGreen.Chcęzostaćjejmężem.
—Cooo?Jak?Panoczywiścieżartuje.
— Nie. Mówię najpoważniej, señor. I wyznaję, że wbrew wszelkim zasadom mej
profesjizakochałemsięwtej,którązapańskiedolarymiałemuwieść.
— Czy zakochał się pan z wzajemnością? — zasyczał zjadliwie Green, kiedy z
grubszaochłonąłponowinienajbardziejdlańnieoczekiwanej.
— Z pewnością — odparł Vidal jak echo i uległ pokusie do zwierzeń, jaka często
ogarnia pijanych i zakochanych. — Bo żadna kobieta, poza moją matką na Kubie, nie
okazała mi tyle dobroci i czułości, ile Urszula. Ach, czemuż ona dała tę lekkomyślną
obietnicępaniStrickner!
—Obietnicę,żenieopuścijejdośmierci?
—Tak.Panwiewszystko!Niechwięcpanpowie,kiedytonastąpi.
— Śmierć Ruth Strickner? Mając wszystkiego w bród, nie potrzebując pracować ani
troszczyćsięonic,możebabskodociągnąćdoosiemdziesiątki.
—Caramba!Jamiałbymczekaćnaślubćwierćstulecia?!
—Aletęsamąchorąnaserceosobęmożeszlagtrafićzarokalbozamiesiąc,albojuż
za godzinę, jeśli coś nagle i silnie ją zdenerwuje, wstrząśnie lub przestraszy — ciągnął
dalej pan w peruce, bacznie obserwując śniadą twarz siedzącego naprzeciwko
Kubańczyka:
—…lubprzestraszy?
—Tak,panieBazuka,jeśliprzestraszyjącośalboktoś!Naumyślnielubniechcący,ot
choćby przez niewinny żart, o którym nie powinien dowiedzieć się nikt. Zwłaszcza taka
skarżypytailizusjakUrszula,którakażdądrobnostkędoniesie,wyśpiewaswejpani,żeby
zyskaćwjejoczach…
Vidal Bazuka golnął sobie duszkiem następny kielich, potem ze wzrokiem znów
wstydliwie spuszczonym zapytał „wszystkowiedzącego” pracodawcę i fundatora
dzisiejszejlibacji,czyosobachoranaserceprzestraszyłabysięskutecznie,gdybywnocy
nagle ujrzała przed sobą postać zawiniętą w prześcieradło aż za czubek głowy lub
podobnąnamiastkęducha.
—
Quatsch!
Nawet dzieci nie boją się duchów, odkąd tyle ich pokutowało i
zdemaskowanychzostałowróżnychsztuczydłachwtelewizji.Duchwprześcieradlebudzi
jedynie wesołość — orzekł pan Green. — Człowieka tego pokroju co Ruth Strickner
mogłobyprzerazićtylkozjawiskoprzeciwneprawomfizykiizdrowemurozsądkowi.
—Porejemplo?Naprzykład?
—Naprzykład,gdybyjakiśmartwyprzedmiot,raczejciężkiiwłaśnieobserwowany
przeznią,nagleposunąłsię,runąłlubupadłwjejkierunku.
—Samprzezsię?Absurdo!
—Niesam,alezdyskretnąpomocąwesołegofiglarza.
—Jaktakifigielmógłbywogólebyćwykonalny?
—Łatwo.Wystarczywsunąćsięztyłuzaówprzedmiotiwstosownejchwilipchnąć
gopotężnienaprzód.Aponieważprzedmiotem,naktóryRuthStricknerpatrzynajwięcej
godzindziennie,jesttelewizor,więc…
— …więc fiasko, bo telewizory w salonie grzbietami prawie przylegają do ściany
pokoju.Kotwciśniesięwszparęzanimi,alenieczłowiek.
— Któż mówi o tych siedmiu ciężkich szafkach w salonie, drogi panie Bazuka! Ja
miałemnamyśliniedużytelewizor,któregoskrzynkastoinaspecjalnympostumenciew
łazience,tyłemdojejdrzwi…
—KtórepaniStricknerzpewnościąodwewnątrzzamyka,gdysiękąpie.
— Właśnie, że nie! Drzwi są niezamknięte, ba, nawet trochę uchylone, żeby Urszula
mogła każdej chwili zajrzeć do środka, czy jej ukochana dobrodziejka znowu nie uległa
wypadkowi,jakrazposylwestrowejzabawie.
—Jakiżtobyłwypadek,panieGreen?Czytakżeztelewizorem?
—Nicpodobnego!Wypiwszyzadużo,jaktoprzy
sylwestrze, pośliznęła się Ruth, wchodząc do pełnej wanny, rzekomo na mydełkach
obficierozsypanychnadniezapewneprzezniąsamą.Upadając,potłukłasięciężko,pono
zemdlała i leżała parę godzin, niestety nie w wodzie. Leżała na posadzce, póki wierna
Urszula, zaniepokojona tak długą kąpielą swej pani, nie zaalarmowała sąsiadów, którzy
pomogli jej wyłamać solidne drzwi. Odtąd Ruth zostawia drzwi łazienki stale uchylone,
coogromnieułatwipanuspłataniejejlepszegofigla;czynietak,drogipanie?
— Sin duda. Bez wątpienia ułatwi — potakiwał Vidal Bazuka, czując mimo
zamroczeniaalkoholowego,żenicmunieułatwizaspokojeniaciekawości,skądszefwie
o tym gorszym figlu mydlanym, który spowodował poślizgnięcie się grubaski w nadziei
utopieniajejzapewne.—Amniejwięcejjakdalekojestoduchylonychdrzwiłazienkido
tylnejściankitelewizoralubdojegopiedestału?
—Prawiepięćstóp,abiorącściśle–tylkopięćdziesiątosiemcali.
—Rękaludzkajestopółkrótszaniżto,czyliniedosięgnąłbymgobezwchodzeniado
łazienki.
— Za to łatwo dosięgnie go pan z progu każdą z mioteł lub szczotek, jakie Urszula
trzyma w ściennej szafie kuchni. Najdłuższa z nich, zdaje się do omiatania sufitów,
osadzonajestnabambusiedługościażosiemdziesięciuczterechcali,równesiedemstóp!
—
Cásearas!
Dolicha,podziwiam,szefie,żekazałpanwyszpiclowaćipowymierzać
nawetdrobiazgi!Czyjednakówszpicelnasniesypnie?
— On nie istnieje. Ja sam robiłem te pomiary. Lubię dokładność, systematyczność i
precyzyjną organizację, bo to gwarantuje sukces zamierzonej imprezie… Tę najdłuższą
szczotkę niech pan wyjmie z szafki i zabierze z sobą, idąc na piętro dla spłatania
projektowanegofiglapunktualnieodwudziestejdrugiejczterdzieścipięć.
—Późniejniemożna?BonużUrszulajeszczeniebędziespała?
— Będzie spała twardo, lecz wpierw skończmy z Ruth. Ona rozpoczyna swą
wieczornąkąpielodchudzającą–krótsząodprzedpołudniowej–odziesiątejimoczysię
przeszłogodzinę.KwadranspojedenastejzaczynająsięLateShowiNightShowijeszcze
innenocneprogramytelewizyjne,któreRuthwolioglądaćnaswymnajwiększymekranie,
umieszczonymnaprzeciwjejłóżka.Opuszczawięcwannękilkaminutpojedenastej,gdy
tylkoskończąwyświetlanienajświeższychnowin,wycierasięzgrubszaiwkąpielowym
kitluspieszydoswejsypialni.
— Ha, skoro tak, to trzeba by ją zaskoczyć w wannie między godziną dziesiątą
piętnaścieaproponowanąprzezpanadziesiątączterdzieścipięć…Coztąszczotką?
— Powiększywszy szparę uchylonych drzwi, należy klęknąć i wsunąć do łazienki
szczotkę tak, aby dotknęła postumentu. Podnosząc się z klęczek, przesuwać ją po tym
piedestale w górę aż do jego szczytu, gdzie stoi telewizor. Wymacawszy tył jego
drewnianej ramy u podstawy, przystawić do niej szczotkę w pośrodku i nagle pchnąć
silnietak,żebytelewizordoleciałdowannyiwpadłdoniej.
—AjakspadnienagłowępaniStricknerizostawitamśladskaleczenia?
—Nonsens!Przecieżonakąpiesięfrontem,anietyłemdotelewizora,czylijejgłowa
znajdujesięwdrugimkońcutejwyjątkowodużejwanny.Nawetdokolankąpiącejsiętam
niedoleciciężkitelewizor,strąconyzjegopostumentuprzezczłeka,którywygląda,bez
pańskiejobrazy,raczejnawymoczkaniżnasiłacza.Bojęsię,czypanzdoładorzucićgo
choćbytylkodowanny.
—Zdołam,aleczypluskprzestraszygrubaskęskutecznie?
—Nietyleplusk,któregoonamożejużniedosłyszy,ilesamfaktniezrozumiałegodla
niej, więc jakby nadnaturalnego, skoku telewizora w jej stronę. Ręczę panu za to, że po
tymfigluopasłebabskonareszcieumrze,dziękiczemupanbędziemógłpoślubićUrszulę
zaparędniczytygodni,aniedopierozakilkanaścielat.Zatemdoczynu!
—Lentamente.Pomału,panieGreen.GdyUrszulaznajdzieswąpaniąnieprzytomnąw
wannie, zatelefonuje po pogotowie ratunkowe, które zawsze przyciąga policję. Czyż
podejrzliwychzawodowołapaczyniezaciekawiodrazu,jakimcudemtelewizor–martwy
przedmiot–dałsusazpiedestałudowanny?
— Nie rozwiążą tej zagadki, jeśli pan będzie tam pracował w rękawiczkach, by nie
zostawićodciskówswoichpalcównadrzwiach,naszczotceaninigdzie.Albomożepan
późniejobalićpostumenttak,abywyglądałonato,żeRuthsamaprzewróciłagonasiebie,
gdy stojąc w wannie, próbowała sięgnąć do pokojowej anteny, żeby przesunąć ją dla
poprawienia odbioru programu… Jak pan widzi, spłatanie ostatniej psoty telemaniaczce
jestbezpiecznedlafiglarzainaderłatwe.
— Łatwe dla kogoś, kto – jak Urszula – stale mieszka w willi pani Strickner. Ale ja
tamprzychodzętylkozadnia,nigdywnocy.
Zwłasnejwiny!Uwodzicielzawodowy,zajakiegopanaprzedstawionomifałszywie,
miałbyjużodtygodniawstępwolnydosypialniUrszuli.
—No,señor.Tokobietazezłotymsercem,alemoralistkajakmojamatka,któramówi,
żepannaprzedślubemniepowinnadaćsięaninawetpocałowaćponiżejnosa.
— Więc połaskocz pan jej czułe serce nową wzruszającą historyjką. Ot, że
niespodziewanie wylano pana na bruk, że w hotelach przepełnienie, dopiero w
poniedziałek może pan dostać pokoik, a chwilowo musiałby pan nocować w parku na
mokrejtrawieizłapaćzapaleniepłuc.WobectegoanielskodobraUrszulapowinnabyz
litości pozwolić panu spędzić choć jedną noc w kuchni albo na kanapie w gabinecie
dawnych mężów pani Strickner… Niech pan to rozpracuje i dobrze zagra smutnego
bezdomnego,askutekbędziemurowany.
—Mogęspróbować.Aleto,żektośobcynocujewdomu,zrobijąpodwójnieczułąna
szmery. Jakże zdołam cicho dostać się na piętro willi, jeśli może jej schody skrzypią, a
motorwindyhuczy?Jakdotrzećdołazienkitelemaniaczki,skorodążąctam,musiałbym
przejśćobokdrzwipokojuUrszuli?
— Nie widzę innego sposobu, jak uraczyć ją pigułkami nasennymi, które pan, panie
Bazuka, musi zręcznie i dyskretnie wrzucać do tego, co Urszula będzie piła lub jadła
dzisiajodzachodusłońcawzwyż.
—Podobnoniektóre
sleepingpills
mogąuśpićczłowiekanaśmierć.
—Wszystkiemogą,jeżelidenatpołknieichzetrzydzieścinaraz.Dlategodampanuz
megozapasunajwyżejtuzinpigułek.JeślichoćsześćznichzdołapanpodrzucićUrszuli
doskonsumowania,zaśnieonatwardojeszczeprzeddziesiątą.
—Czynieobudzijejpotemmożliwykrzyklubdzwonekgrubaski?
—Nie.Sądzę,żeniezbudziłybyjejnawetnajgorętszepocałunki,lecznagłupstwanie
wolno panu marnować czasu dzisiejszej nocy, którą przeznaczamy na spławienie… na
spłataniefiglapaniStrickner.
—Dzisiejszejnocy?Pocotakipośpiech,panieGreen?
— Jak to, po co? Nasz figiel zwolni Urszulę z jej lekkomyślnego przyrzeczenia i
będzieciemoglipobraćsięwkrótce.
—Moglibyśmy,gdybymmiałstałezajęciealboparętysięcynazałożeniemałejszkoły
tańców,alektóżmidajednolubdrugie?
— Właśnie ja! — Wyjąwszy portfel, pan w peruce pokazał zaskoczonemu
Kubańczykowisześćnowiutkichbanknotówpięćsetdolarowychijedenznichpołożyłna
serwecie,przykrywającgochwilowodłonią.—Tozaliczka,aresztęwypłacęjutro,jeżeli
to,cośmyzaplanowali,wykonapandziśwnocydokładniewedługmoichinstrukcji.Ale
jeślipansięboi…
—Boi?Zatakącenęniebojęsięnawetdiabła!—odparłVidalBazuka.
Zanimjednakpozwolonomuwłożyćdowytartegoportfelikabanknotpięćsetdolarowy,
jakiego nigdy w życiu jeszcze nie miał, musiał cały plan działania wykuć na pamięć i
wyrecytować bez błędu. Musiał też przysiąc na duszę matki, że jeszcze przed północą
wymknie się z willi pani Strickner, choć miał tam przecież wyprosić sobie u Urszuli
noclegażdorana.
—Dlaczegóżtozmieniać?
—DlabezpieczeństwaihonoruUrszuli,panieBazuka.Sampansłusznienadmienił,że
ona, skoro tylko zauważy wypadek w łazience, natychmiast wezwie pogotowie
ratunkowe, za którym przyciągną łapacze i reporterzy. Przydybanie przez nich pana
dostarczyłoby brukowcom tematu do szkalowania Urszuli tygodniami, a policji powodu
do…
—Rozumiem,przekonałmniepan,szefie.
Najbardziejprzekonującymargumentembyłyoczywiścieprzyrzeczonepółtysiączki,z
którychjednąjużdostał.Abyniezrazićsobiehojnegodobroczyńcy,zrezygnowałVidalz
pytań o jego zagadkowego syna Raymonda i o przyczyny nienawiści do Mrs. Strickner.
Bezwahaniaprzyjąłkopertkęztuzinempastylek,którepanGreennazwałnieszkodliwymi
pigułkaminasennymi,aktóremogłyzawieraćtruciznę.
Gdy wyszli z baru, kupił sobie, zgodnie z poleceniem szefa, kieszonkową latarkę
elektryczną i bawełniane rękawiczki, czarne jak na pogrzeb. Przyrzekł też obetrzeć
wilgotną ścierką te przedmioty, jakich dotykał w kuchni willi podczas swych wizyt u
jasnowłosejwdówki.Nieprzeczuł,żeteinstrukcjezmierzajądoskierowaniapodejrzeńo
wyrafinowanemorderstwowyłącznienaUrszulę,zktórąpanGreenwidaćtakżemiałna
pieńku.
Wykonywanieplanuszłozrazugładko.SentymentalnaUrszulaOrdałatwowzruszyła
sięopowiastkąo okrutnymwyrzuceniuna brukubogiegowielbiciela iobiecałaurządzić
mudziśnoclegnaparterzewilli.
—Jestempewna,żenienadużyjeszmegozaufania—rzekłapoważnie,leczwyrazjej
roześmianychzłocistychoczuzdradzał,żeonatakiejpewnościaniniema,anibynajmniej
niepragnie.
—Jeśliminieufasz,kochanie,zamknijsięwswejsypialninaklucz.
— Nie czyniłam tego dawniej, ale raz wtargnął do mego pokoju pewien intruz. Na
szczęściemojekrzykidosłyszałainnaosoba,którawłaśniewróciładodomu.
—Cóżzałotr!TowydarzyłocisięzpewnościąwNiemczech,co?
—Tamteżbywałyzaczepki,choćponiewierkaczyniłaznas,przymusowychrobotnic,
nieponętneistoty.Leczowanocnanapaśćspotkałamnietutaj.
—Tu,wtymdomu?—zdumiałsięVidalBazuka.—Aktóż,caramba…
— Pssst, nie mówmy już o tym, proszę — wtrąciła Urszula zniżonym głosem i
pogłaskała go po twarzy, urodziwej nawet teraz, gdy ją nagły gniew zachmurzył. —
Właśnie po tej przygodzie napastliwy donżuan został stąd usunięty na zawsze. Ja zaś
stałam się tak przesadnie ostrożna, że choć żaden mężczyzna w willi już nie mieszka,
zamykamsięwsypialninaklucz.
— Dziś zabarykaduj swe drzwi najcięższymi meblami, bo będzie tu nocował
patentowanybałamutiżigolo!
—Wiem.Aleonniezrobimikrzywdy,bopodobno…kocha.
—Tylkopodobno,
amadamia
?Mamcimówićomejmiłościcodzień?
— Co godzinę! Tak, raz na godzinę wystarczy chwilowo, ale częściej, gdy zakwitną
bzy—odparłażartobliwie,wskazujączaoknamikuchnikrzewybzów,któredopieroco
zaczynały kwitnąć, i zanuciła piosenkę, choć bardzo starą, nader aktualną dla nich
obecnie:
Parlezmoid’amour
.
Ten sobotni wieczór był niezwykle ciepły i parny jak na środek kapryśnej wiosny
nowojorskiej,obojewięcgasilipragnienieświetnymkruszonem,masowoprzyrządzanym
dlaMrs.Strickner,któraponowypijałakilkalitrównadzień.Zarównokruszonowalibacja
jak i kolacja dostarczyły Vidalowi dość okazji do trzykrotnego uraczenia Urszuli parą
pigułek nasennych, czyli skonsumowała ich razem sześć. Nic dziwnego, że wkrótce
zaczęła ziewać coraz częściej i że dwa razy zimną wodą przemywała sobie powieki
gwałtownie klejące się do snu. Potem przeprosiła swego gościa, że zostawi go na
kwadrans samego, lecz pragnie przynieść dlań pościel, a przedtem jeszcze pomóc otyłej
paniRuthwrozbieraniusiędowieczornejkąpieliodchudzającej.
— To będzie kąpiel w jej życiu ostatnia! — zrozumiał Vidal Bazuka. wzdrygnął się
mimowoliiogarnąłgoposępnynastrój.
Za to Urszula Orda, choć nadal śpiąca, wróciła na parter willi rozpromieniona z
radości. Niosąc przyniesione z góry poduszki, poszwy, prześcieradła i prowadząc Vidala
przez słynny salon siedmiu telewizorów do narożnego pokoju, nuciła sobie weselnego
marsza. Potem, przygotowując przyszłemu narzeczonemu wygodne legowisko na dużym
tapczanie, wyjaśniła mu, że ten tu obecnie rzadko otwierany pokój dla gości był tak
zwanym męskim gabinetem i „pracownią” sławnie leniwych czterech kolejnych mężów
paniRuth.
—Obejrzyjsobieichfotografiewjejrodzinnymalbumie,któryleżynabiurku.Ajutro
przyśniadaniuoznajmięcibardzoradosnąnowinę—powiedziałaUrszulaimusnęłago
ustamiwpoliczeknadobranoc.
—Czemuniedzisiaj—nalegał,przyciągającjądosiebie.
—Dziśjestemokropniesenna.Jakjeszczenigdyodwojny!Amojaradosnanowina
spowodujedługiegawędzenie,planowanie…
Och,znówplanowanie!CzyżniedośćbyłogozGreenem?Zresztą,ponieważminęła
już godzina dwudziesta druga, nie mógł pozwolić sobie teraz ani na kwadrans miłych
czułościzUrszulą,cóżdopieronawysłuchiwaniejakiejśjejdługiejhistorii.
— Masz rację, odłóżmy wymianę dobrych nowin do jutra, a teraz pospieszmy do
kuchninaprzygotowanytamprzezemnienajtkap.
Night-cap, to dosłownie szlafmyca, a popularnie ostatni napitek, jaki bibosze
wychylają przed zaśnięciem. Przewidując, że Urszula przed rozbieraniem grubaski do
kąpieliosłabiswąsennośćsolamitrzeźwiącymi,przygotowałjejpodwójniemocnądawkę
nasennego środka, rozpuściwszy aż cztery pigułki w świeżo nalanej szklance kruszonu.
Aliści…
— Nie, nie będę już piła, nie smakuje mi, chcę tylko spać — rzekła stanowczo,
zaledwie umoczyła usta w kruszonie. Odstawiła szklankę i chwiejnym krokiem opuściła
kuchnię,więcVidalpodążyłzanią.Ustópschodówpodałamurękę.
—Dojutra,mójdrogichłopcze.
—
Hastamañana,cariñamia
—rzekłzlatynoskąafektacją.
—Cotoznaczykarinia?—spytałazjużprzymkniętymioczyma.
—Mniejwięcejtylecodarling,kochanie…Bokochamcięiniecofnęprzedniczym,
żebycięuszczęśliwić,
queridamia!
— Ja już dziś jestem szczęśliwa, tylko śpiąca, ach, jak śpiąca… Jeśli wolisz spać po
ciemku,zgaśusiebieświatła,alenigdzieindziej,pamiętaj.
—Czywyzawszezostawiacienanoctylelampzapalonych?
— Tak. Mrs. Strickner twierdzi, że światło odstrasza włamywaczy i inne czarne
charaktery.No,doooobranoc—ziewnęłaserdecznieizaczęłapowolutkuiśćwgórę,lecz
napiątymstopniuutknęła.—Nogimamjakzołowiu.
—Pozwól,żecipomogęprzebyćschody—ofiarowałsięskwapliwie.Podtrzymując
ją i prowadząc objętą wpół, równocześnie badał słuchem, które stopnie drewnianych
schodów skrzypią bardziej, które mniej, i stwierdził z ulgą, że wszystkie te słabe
skrzypnięciazagłuszałbełkotjakgdybygłośnikaradiowego.
—Ursola,czytoradiogdzieśtugdaka?—spytałVidalzgłupiafrant.
—Telewizor…włazience…o,tam!—odparła,wskazującosłabłąrękączwartedrzwi
wkorytarzunapiętrze,doktóregowłaśniedobrnęli.
PierwszezbrzegudrzwiwiodłydojejpokojuizanimijasnowłosaUrszulazniknęła,
cmoknąwszyukochanegona
good-night
jeszczeraz,leczówwzrokiemimyśląwybiegał
teraz wyłącznie ku czwartym drzwiom. Dokładnie tak, jak Green mówił, były one
uchylone, a przez szparę wybiegały na korytarz migotliwe błyski, dźwięki, śpiewy i
aktorskiedialogiświadczące,żedziałałtamodbiorniktelewizyjny.Fatalnyówtelewizor,
którymiałstaćsięgłośnymnacałykrajzabójcąjużza…
—Zakwadransnajpóźniej!—stwierdziłKubańczyk,patrzącnazegarek.
Zszedłposchodachnadółdośćgłośno,bonużUrszulęzaintrygowałjegozbytdługi
„postój” pod jej drzwiami? Wróciwszy do pokoju przyznanego mu na kwaterę, by tam
zostawić marynarkę, krawat i trzewiki, nie oparł się pokusie spróbowania fotela, który
kołysałsięipodnosiłlubzniżałijeździłnakółkachwewszystkiestronyzaluksusowym
biurkiemwkształciebumerangu.
Kolejno czterech mężów-utrzymanków „urzędowało” tutaj, a podobizny każdego z
nich przed frontem tej samej fabryki marmolad i na snobistycznym tle tego samego
dużegojachtu,zawszenibywczułychpozachztąsamąotyłądamą–wypełniałyleżący
nabiurkualbumfamilijnypaniRuthStrickner.
Vidal nie miał teraz czasu na przeglądanie albumu, tylko na chybił trafił przerzucił
parękartinaostatniejznichujrzałfotografięcynicznieuśmiechniętegołysonia,którego
facjataoszpeconabrodawkączypieprzemkołonosawydałamusięskądśdobrzeznajoma.
—Znajomasnadźzgazet.Botakichforsiastychpasożytówfotografująreporterzyprzy
lada okazji, a mnie nigdy — westchnął z zazdrością, nie przeczuwając, że niebawem
będziefotografowanyczęściejniżnajbogatszyplayboy,bawidamek,iżewcaleniebędzie
zadowolonyzeswejnagłejpopularności.
Włożywszy kupione dziś rękawiczki, pospieszył do szafki ściennej w kuchni po ową
długąszczotkę.Tam,nastole,dostrzegłprawienietkniętąszklankęświetnegokruszonui
wypił ją duszkiem, zapomniawszy w podnieceniu, że do tej szklanki wrzucił cztery
pigułki nasenne dla Urszuli. Niosąc długą szczotkę ostrożnie, by nią nie strącić jakich
bibelotów lub cennych kryształów, pospieszył na górę znajomymi mu już schodami,
głowiącsiętylkonadjednym.
— Co powiem, jeśli moja Urszula zastąpi mi drogę i spyta, dokąd idę z tym
bambusem.Żepajęczynęgdzieśzauważyłemizmieśćchciałem?Idiotyzm!
Na szczęście lub raczej na swoje nieszczęście nie spotkał nikogo po drodze, lampy
oświetlałymująwszędzie,awpokojuuroczejwdówkipanowałabsolutnyspokój.Zatoz
łazienkiczterokrotnejrozwódki,paniStrickner,dobiegałyażnaschodygłośnedźwiękii
śpiewy programu kolorowej telewizji ze stacji WRCA w Radio City, programu
poświęconemu jakby przeglądowi najnowszych przebojów muzyki popularnej,
nazwanemuYourHitParadeinadawanemunafalacheterucosobotęodgodziny22:30do
23.
— Teraz jest dwudziesta druga czterdzieści cztery, mam jeszcze minutę czasu —
wyszeptałVidalBazuka,pragnącotrzymaneinstrukcjewykonaćpunktualnieidokładnie.
Symfonia pastelowych barw dekoracji sceny i strojów smukłych chórzystek
zachwycała jak zawsze opasłą telemaniaczkę. A jej nagły okrzyk przestrachu stłumiła
kakofonia hałaśliwego rock-and-rolla, kiedy rozbrzmiewająca nim skrzynka telewizora
sfrunęła z wysokiego postumentu i po linii krótkiej paraboli poszybowała w dół ku
obszernej wannie z wodą będącą dobrym przewodnikiem elektryczności, niosąc
piorunowyzgon,jaktopóźniejokreślałygazetypopularne.
Raptem obraz pstro ubranych tancerzy zniknął z ekranu telewizora, a jego głośnik
zamilkł w pół akordu. Przez kontrast z dotychczasową wrzawą, nagle przerwaną jak
nożemodciął,tymgłębszaiposępniejszawydałasięVidalowiBazuceciszaśmierci,jaka
zapanowaładokołaniego.
Krótkiespięcie,któregosamteżnieprzewidział,zgasiłotewszelkielampyilampkize
słabszymiżarówkami,jakietutajmiałyświecićsiędoranajakzazwyczaj,ipogrążyłocałą
willęwciemnościach.
Natowłaśnie,jakonadowódskutecznościswojegoplanu,zupragnieniemczekałpan
w peruce siedzący w aucie zaparkowanym po drugiej stronie ulicy. Kiedy w
obserwowanejprzezeńrezydencjiMrs.Stricknerzgasływszystkieświatłanaraz,jakprzy
krótkimspięciu,panGreenspojrzałnaświecącewskazówkizegarawswymsamochodzie,
niemalrównocześniewłączyłrozrusznikizwolniłręcznyhamulec,gotującsiędoodjazdu.
— Jest dokładnie dwudziesta druga czterdzieści pięć. Punktualność co do minuty,
akuratność, ot, co lubię! Ot, co gwarantuje sukces zamierzonej imprezy — mówił do
siebie z zadowoleniem, powoli ruszając z miejsca. Dopiero jednak gdy skręcił w
najbliższąprzecznicę,zapaliłwswymwozielampy,zktórychjednazawszeniedyskretnie
oświetlatabliczkęznumeremrejestracyjnymauta.—Choćgłupijakstołowanoga,mój
kubańskinajmitaspisałsiędoskonale…
Anajmitanawzajemchwaliłsobiejegomądrośćwtymsamymmomencie.
—Brrr,cojabymzrobiłterazbezwłasnejelektryki.GeniuszztegoGreena,żekazał
mi zabrać flashlight — mruczał, zapaliwszy z ulgą rozjaśniającą mrok kieszonkową
latarkęelektrycznąnabytądziśtużprzedwyprawą.
Najpierwskierowałostrystożekjejświatłanawannę.PaniRuthStricknerleżaławniej
na wznak zanurzona w wodzie po wybałuszone niesamowicie oczy, których przerażenie
na chwilkę udzieliło się Vidalowi. Żwawo więc przesunął krąg światła bliżej, na
strzaskanytelewizor,któryzakrywałjejpodbrzusze.
—Czylidoleciałondalejniżdojejkolanpomoimmocarnympchnięciu—stwierdził
z dumą głuptasa. — Co tu jeszcze kazał Green zrobić? Aha, obalić postument w stronę
wannyidrzwiłazienkiprzymknąćtak,jakbyłyuchylone.
Wykonawszy to, zabrał długą szczotkę z sobą i ziewając raz po raz zawrócił ku
schodom. Mijając pierwsze drzwi przystanął, z ciekawości przekręcił ich okrągłą
kryształowąklamkę,adrzwi,odziwo!otworzyłysięzapraszająco.
—Ursolaniezamknęłasięprzedemną?
Wzruszonyswymodkryciemwszedłdojejpokoju,wktórymniebyłotakponurojak
w korytarzu, bowiem przez okna niezasłonięte storami wsączały się refleksy stałej łuny
nowojorskiej. I trochę światła z najbliższej ulicznej latarni, której jeden ukośny promyk
ugrzązł w złotej aureoli włosów oswobodzonych z dziennego kagańca siatki i szeroko
rozsypanychnapoduszcedokołapogodnieuśmiechniętejtwarzyUrszuli.
Uśmiechałasięimamrotałacośprzezsen,choćspałatwardo,takżeaniniedrgnęła,
gdyzacząłcałowaćjąpotwarzyiobnażonychramionach.Sądzę,żeposześciupigułkach
nasennychniezbudziłybyjejnawetnajgorętszepocałunki—mówiłdzisiajpanwperuce,
kusiłowięcVidala,żebyzbadać,czyiwtejdziedzinieszefbyłnieomylny.
Lecz najsilniejszą ze wszystkich pokus i żądz stała się dlań obecnie żądza snu. Nie
mogąc się jej dłużej opierać po podwójnej dawce środka nasennego, jaką przez
roztargnieniesamsobiezaaplikował,położyłsięnałóżkuobokUrszuliiprzytuliłsiędo
niejpodwspólnympledemobciągniętymsatynowąposzwą.
Podświadomie pamiętał, że kazano mu willę opuścić jak najprędzej. I uciec stąd
główniedlabezpieczeństwaihonoruUrszuli,jaktoperfidniewbijanomudziśdogłowy.
Tak, tak, ale nadmieniono również, że powinien by odejść najpóźniej o północy, a teraz
chybajestkołogodzinyjedenastej.
—Zdrzemnęsiętylkopółgodzinki—zadecydowałkompromisowo,ziewnąwszyod
ucha do ucha — potem pozacieram odciski swoich palców w kuchni i ulotnię się stąd
punktualnieopółnocy,jakszefGreenradził.
Zaledwie północ minęła, pan Green wszedł do jednej ze stu budek telefonicznych
rozsianych po gmachu dworca Grand Central i wrzuciwszy dziesięciocentówkę nakręcił
natarczyautomatycznegoaparatuliteryM,U,potemcyfry3,3,2,8,0.NumerMUrayhill
3-3280 ma, jak wiadomo, Wydział Zabójstw policji nowojorskiej na wschodnią część
miasta.
—
Hallo!IsthisourfamousHomicideSquad?
—zacząłodkadzidła.
—Tak.Dziękizakomplement.Aktomówi?—spytałzachrypłytenor.
—Anonim!Cóż,udiabła,czyobywatelchcącyzakomunikowaćwładzywiadomośćo
świeżym morderstwie musi ujawnić swe nazwisko? I narazić się na krwawą zemstę
sympatykówzbrodni,jaknieszczęsnySchusterwBrooklynie?
—ZaileżlatprzestanieciewymawiaćnamSchustera,któregośmierćprasazawiniła,
niemy,publikującjegoadresifotografięwgazetach,gdywskazałnamrozpruwaczakas
bankowych.
—Właśnienatosamoniechcęnarażaćsiebie.
—Zrozumiałe.Panmaprawobyćinformatoremanonimowymiproszęwybaczyćnam
toszablonowepytaniekto mówi — tłumaczył się dyżurny urzędnik policyjny, a na migi
polecił koledze, by z drugiego aparatu zapytał centralę telefoniczną, który abonent
rozmawiaobecnieznumeremMUrayhill3-3280.—Nieinteresujenasabsolutniekimpan
jest,tylkoto,copanwieojakimśponoświeżymmorderstwie.Kiedywspomniałyonim
gazety?
— Nigdy! Ona popełniła je zaledwie przed godziną! I tylko ja wiem o tym na razie,
tylkojamogędaćprasienajlepszeinformacjeozabójczyni.
— Skoro zdaniem wiarygodnego informatora przestępstwo to popełniła jakaś ona, a
nie on, wolno nam logicznie wnioskować, że sprawczynią była raczej kobieta niż
mężczyzna—ględziłzachrypniętycwaniak,abyprzedłużyćrozmowę.Jednocześniezaś
notował na kartce pierwsze swe spostrzeżenia o zagadkowym rozmówcy: Tchórz.
Megaloman. Niemiec? S wymawia jak z… — Czy na dowód dokładności swych
informacjimożepanwymienićimięinazwiskoowejmorderczyni?
— Z rozkoszą! Z największą przyjemnością! — Nadmiarem zapału w treści i tonie
tego okrzyku podminował wiarygodność swego donosu. — Morderczynią jest Polka,
uchodźczyni, Urszula Orda! Czy pan zanotował?… Tak, Polka! Zabiła swoją
chlebodawczynię,którejznanenazwiskobrzmi,
pardon
brzmiałoRuthStrickner…Tak,to
ta dawna podróżniczka i fabrykantka marmolady, a ostatnio rentierka mieszkająca
najchętniejwForestHills.TamwłaśnieUrszulaOrdazabiłająpodczaskąpieli…
— Kąpieli? Urzędnik spojrzał na przyniesioną przez kolegę kartkę, na której było
napisane zwięźle: Gada z budki na GC Station. Czy tamtejszy nasz posterunek ma go
nakryć? Dyżurny dopisał pod spodem: Obejrzeć, obwąchać czy trzeźwy, nie spłoszyć, a
jednocześnieswymzachrypłymgłosemzagadywałzagadkowegoinformatora:—Czyto
możliwe?Bonormalnieludziekąpiąsięwłazience,łazienkimająszybymatowe,jakżeby
więcpanczyinnysąsiadmógłdostrzecscenęmordudokonanegonożemlub…
—Nienożemaniżadnąinnąpospolitąbroniąlecznajbardziejnowoczesnymorężem!
Na taki oręż dotychczas tylko państwo mogło sobie pozwolić przy wykonywaniu
wyrokówśmierciwSingSing.
—Prądemelektrycznym?Niewiarygodne.Couprawniapanadopochopnegowniosku
idenuncjacji,żekogośrzekomozabitoprzypomocy…
— To, że tam naraz zgasły wszystkie światła! — wtrącił gniewnie donosiciel, który
nareszcie domyślił się powodu gry na zwłokę i nieurzędowego stylu rozmowy
zachrypniętegołapacza.—Ito,żemorderczyniudajeodurzonąśrodkiemnasennym.Ale
jeśli wy, z policji, jesteście za leniwi, by przeszukać tę willę dziś w nocy, to i w tym
wyprzedząwasreporterzy!
—Ależ,szanownypanie,mycenimysobiepańską…
—I„ceniąc”wałkujecierozmowę,bymniezłapać.Niemagłupich!Żegnam…
Szybkozawiesiwszysłuchawkę,podążyłdoinnejrozmównicypublicznej,abytęsamą
sensację anonimowo zakomunikować nocnej „jamie” reporterów miejscowych
dzienników jak: Times, Herald Tribune, Journal American, Post, Daily Worker, World
Telegram and Sun, Daily News i Daily Mirror. Idąc przez labirynt olbrzymiego dworca
GrandCentral,starałsięwyłączyćzesferyswoichulubionych„rozrywekumysłowych”
mściwemarzeniaimyślioRuthiUrszuli,uważającobiekobietyzazlikwidowanerazna
zawsze.Natomiastzewzględunawłasnebezpieczeństworaczyłjeszczemyślećoswym
kubańskimnajmicie,VidaluBazuce.
—Niesądzę,żebypotym,cogazetyjutropodadzą,ośmieliłsięonszukaćmniealbo
spieszyćnaodsieczUrszuli,wktórejzadurzyłsiępono—mruczałpodnosem,wyjmując
papierośnicę, bo w ciasnych budkach telefonicznych nie lubił palić. — A to, iż głuptas
punktualnie co do minuty „przestraszył” na śmierć Ruth, uprawnia mnie do
pocieszającegoprzekonania,żeVidalzatarłposobieśladywwilliiżezwiałstamtąd,jak
mukazałem,nadługoprzedpółnocą…
Tymczasem było już dobrze po północy, gdy czyjeś straszliwe chrapanie i własne
koszmarne sny o duszącej ją zmorze przebudziły twardo śpiącą Urszulę. Zdrętwiała,
stwierdziwszy w półmroku, że to nie legendarna zmora ugniata jej kształtny biust, ale
głowairękachrapiącegomężczyzny!Niewrzasnęłajednakprzeraźliwie,jakwubiegłym
roku, gdy ów łysy brutal napadł ją tutaj, bowiem dziś w intruzie poznała swego
ukochanego Vidala. Obudziwszy go z dużymi trudnościami, zrobiła mu łagodną, bardzo
łagodnąwymówkęoto,że…nadużyłjejzaufania.
—Sądziłem,żetywduszytegochcesz,cariñamia—usprawiedliwiałsięzaspanym
głosem—boprzecieżniezamknęłaśsięnakluczwswejsypialni.
Aconsecuenciadeeso
,
czychciałaś,żebymtuprzyszedł,czyniechciałaś?
—Owszem,chciałam,alenieżebyukradkiempodczasmegosnu.Snugłębokiegotak,
iżwcalenieczułamaniniepamiętam…twoichpocałunków.
—Dziwne.Jateżnie,leczpowtórzęje
conmuchogusto.
—Zaczekaj.Pierwmuszęciwyjaśnić,czemuniezamknęłamsięwpokojudziśporaz
pierwszy od roku! Widzisz, gdy wczoraj rozbierałam moją pracodawczynię do kąpieli,
powiedziałam jej o tobie, o naszej miłości i naszych nierealnych marzeniach. A ta
porywcza, choć przezacna kobieta zadecydowała od razu, że musimy pobrać się jeszcze
tejwiosny!Żeonaoddanammieszkankotonadgarażem,sprawidońnowemebleitobie
da zajęcie szofera lub ogrodnika, bylebym nadal ją pielęgnowała… I cóż ty na to,
najdroższy? Czyż to nie największa z niespodzianek?… Oczywiście wypada, byś i ty
osobiściepodziękowałpaniStricknerzajejdobreserce…
Vidal Bazuka nie zdołał wykrztusić ani słowa, choć gwałtem cisnęło mu się na usta
wyznanie: — Ja już podziękowałem jej choremu sercu tak, że od razu przestało bić na
zawsze! — Mimo nadal obezwładniającej go senności, oszołomienia, bólu głowy i tym
podobnych następstw przedwczesnego przerwania snu po nadużyciu środków nasennych
przypomniał sobie, co zrobił wczoraj o godzinie 22:45. I zrozumiał swój fatalny błąd
także w ocenie stosunku pani Strickner do ich matrymonialnych zamiarów, do ich
przyszłegoszczęścia.
—Tojestwłaśnietaradosnanowina,jakąobiecałamcioznajmićdzisiaj,bowczoraj
wieczorembyłamjeszczebardziejśpiącaniżobecnie—ciągnęładalejUrszula.—Apo
takiejnowinieniepotrzebowałamchybazamykaćsięnakluczprzednarzeczonym,który
zaparętygodnibędziemoimlegalnymmężem!
Nerwy afektowanego Kubańczyka nie wytrzymały i zaszlochał rozdzierająco. Czyż
płakał ze szczęścia? Urszula wnet odrzuciła to pierwsze przypuszczenie. Rozpacz, a nie
radość dźwięczała w jego łkaniu. Dlaczego? Może był już żonaty i zataił to przed nią?
Lub jakaś inna przeszkoda wymagała odroczenia daty ślubu? Nie chcąc dochodzić
przyczynyterazipragnącprzedewszystkimnieśćpociechęukochanemu,uspokajałago,
tuliła,głaskała,całowała.
—No,Ursola,no—powtarzał.—Niejestemgodnyciebie.
Chciałkonieczniewyrwaćsięzobjęćgorliwejpocieszycielki,leczzanimzdążyłuciec
z jej łóżka, łysnęło się oślepiająco raz… drugi… trzeci w krótkich odstępach, po czym
gruchnęłasalwaśmiechukilkuczykilkunastumężczyzn.
Byli to nowojorscy fotoreporterzy i redakcyjni specjaliści od opisywania krwawych
zbrodni i pikantnych skandali; słowem, lżejszego kalibru dziennikarze, których nocny
klub zawiadomiono tej nocy telefonicznie, wprawdzie anonimowo, lecz z podaniem
frapujących szczegółów, że fabrykantka marmolady Ruth Strickner została właśnie
zamordowanawswejwilli.
Dziennikarze ci przybyli do Forest Hills wcześniej niż policja, weszli cicho przez
kuchnię, której okna były rzeczywiście otwarte, jak zagadkowy informator obiecał,
wtargnęli na piętro, świecąc sobie latarkami, sfotografowali panią Strickner i morderczy
telewizor,apotem,znówzgodniezradądonosiciela,zajrzelidopokojumorderczyni.
Otwierając tam drzwi posłyszeli szmery i fragmenty dialogu, jakie zdawały się
świadczyć,iżokrutnapielęgniarkajużwparęgodzinpodokonanejzbrodnigościwswej
sypialni kochanka, jak potem grzmiał jeden z brukowców. Czyż łowcy pikantnych
sensacjimielizmarnowaćtakąsposobność?
Korzystającztłumiącychkrokidywanówizciemnościpanującychwwillipokrótkim
spięciu, ustawili się w korytarzu z aparatami fotograficznymi skierowanymi w stronę
łóżkawpokojuinadanyznakzaczęli„strzelać”błyskowezdjęcia.Napierwszymznich
uwieczniono zabawne szamotanie się agresywnej polskiej wampirzycy z płaczliwym
żigolakiem,wedługdefinicjiinnegobrukowca.
—Aterazdlaodmianyupozujciesięprzyzwoicie,takbywaszezdjęciemogłyidzieci
oglądać w mym czcigodnym
family-paper
— zaproponował najstarszy reporter, gdy
zaskoczona parka przestała trzeć sobie oczy oślepiane w ciemnościach tyloma błyskami
rażącegoświatła.
— Precz stąd! Jakim prawem weszliście tutaj? — zainterpelowała intruzów Urszula,
dziwiąc się w duchu nagłej potulności narzeczonego, który na krewkiego i czupurnego
wyglądałdodzisiaj.—Kimjesteście?
—Oczywiścieprasa—ktośodparłiznówsfotografował„wampirzycę”.
— Takie jasne wybłyski i głośne wasze śmiechy — strofowała ich — może pani
Stricknerprzypłacićpalpitacjąsercai…
— Palpitacją! Cha, cha, cha, pęknę ze śmiechu!… Co za cynizm!… Czym jeszcze,
próczpalpitacji,mogąprzypłacićszacownezwłoki?…Itakaawanturnicamiałaczelność
udawać zawodową pielęgniarkę!… Czyż kolega nie widział, jak czule pielęgnowała tu
tego brunecika? — wołali jeden przez drugiego. — A ileż bogatych pacjentek pani
samarytańskiezabiegiwysłałyjakdotądnadrugiświat?
—Dośćtego!—żachnęłasięjasnowłosawdówkaiwswymwzburzeniuprzywdziała
peniuarnalewąstronę.—Nawetprasaniemożebezkarnieobrażaćniewinnych.Jeślinie
wyjdzieciestądnatychmiast,zatelefonujępopolicję!
— Nie fatyguj się, cudzoziemko; policja, choć ślamazarna w porównaniu z nami,
nareszciepędzitutajtakże.Czyniesłyszypanijejsyren?
—Jakmożesłyszeć,skorogadaciebezprzerwy?
Po tej słusznej uwadze swego seniora umilkli na chwilę, a na tle przywróconej ciszy
usłyszeli tu wszyscy dalekie miauczenie syreny policyjnego samochodu. Miauczenie
zbliżało się, potężniało z każdą sekundą, aż przeszło w ponure, złowrogie wycie, które
przerażanawetdoświadczonychrecydywistów,cóżdopieropoczątkującychprzestępców,
debiutantów! Ponieważ jednak „zatwardziała grzesznica” Urszula Orda nie objawiła
żadnegoprzestrachu,złośliwcyprowokowalijądalej.
— Łapaczy jasna krew zaleje ze złości, że prasa wyprzedziła ich znowu — mówili
nibytopomiędzysobą,lecztak,abyUrszulatosłyszałaizrozumiała.—Ażebezsilnisą
wobecnas,odegrająsięnaniej.
—IdadząPoleczcetaki
thirddegree
wycisk,żeprzezparętygodniniebędziemogła
usiąść.
— Mnie zbiją? Dlaczego? — zdumiała się Urszula, która oczekiwała od policji
pomocyprzeciwkobezczelnymnatrętom.—Cóżjatakiegozrobiłam,żebymnie…
— Och, nic strasznego — wtrącił najmłodszy reporter. świetnie imitując jej głos i
słowiańską wymowę angielszczyzny. — Tylko zakatrupiłam telewizorem swą
dobrodziejkęijeszczeutopiłamją,bywynikbyłpewny.
—Nie,nie,tonieona,
votoalchápiro!
Przysięgam,żeonajestniewinna!—zawołał
Vidal Bazuka, który dotąd milczał. — Señora Ursola Orda do tej chwili nic nie wie, co
stałosiętutajtejnocy,gdyżdałemjejpigułeknasennychwkruszonie,żebyspałatwardoi
niesłyszała,gdy…
—Powoli!Wolniejpangadaj,boniezdążymyzapisywać.
— …by nie słyszała, gdy będę szedł na piętro i do łazienki jej pani. A panią Ruth
Stricknerzamordowałemja,wyłącznieja,VidalBazuka!
— Dobrowolnie przyznał się dureń! — warknął kilka godzin później rzekomy pan
Green, kiedy wśród nowości z metropolii i z kraju stacje radiowe i telewizyjne podały
pierwsząwzmiankęoniezwykłymmorderstwiewForestHills,dzielnicy,którątenisiściz
całego świata znają najlepiej po angielskim Wimbledonie. — Nie dość, że kochliwy
cymbałzostałutejszelmypopółnocywbrewmoiminstrukcjom,jeszczewziąłcałąwinę
na siebie, zamiast zwalić ją na Urszulę, jak tego wymagał mój plan. Cóż za bezdenny
głupiec!
Znacznie gorsze epitety i pogróżki miotał pod adresem nieposłusznego Vidala
rozsierdzonynańpapaLuiggiStrano.Wypiekliwszysięzgrubszawswoimmieszkaniu,
gdyż tawerna TWOJA OSTATNIA NADZIEJA musiała być w niedzielę do południa
zamkniętajakwszelkieknajpywNowymJorku,pojechałStranoswymstarymolbrzymim
packardemnapółnoc,doTompkinsSquare.
W szachownicy dość brzydkich ulic dokoła tego ładnego prostokątnego placu
mieszkają przeważnie emigranci z Europy Wschodniej, których mieszane małżeństwa
przyspieszają amerykanizację potomstwa i sprawiają, że niejeden wnuk wychodźców
mawiaosobie:JestemAmerykaninempochodzeniaczesko-litewsko-serbsko-polskiego,ale
żadnegozjęzykówmoichprzodkównierozumiemaniwząb.
Takim okazem był także Kamil Hetman, wysoki szatyn, od wojny samotnik,
gnieżdżący się w okropnej norze na czwartym piętrze przy Wschodniej 11. ulicy, czyli
tylko o blok domów od Tompkins Square. Wyranżerowany ten adwokat i alkoholik był
głównym z doradców prawnych i podatkowych gorylowatego opiekuna wykolejeńców,
którywłaśniezłożyłmunieoczekiwanąwizytęzgrubąskórzanątekąnaakta.
—
Buongiorno.
Wytrzeszczobaślepia,leniwy
lazarone
,lubwylejęcikubełwodyna
pijackiłebiściągnęcięzanogizbarłogu—zacząłLuigginienajgrzeczniej,widząc,iż
zaspanygospodarztylkojednookoodmyka.Usiadłprzyjegołóżkunaobdartymfotelu.
—Zgłosiszsię
presto
nasądowegoobrońcęVidalaBazuki.
—Jego?Acóżtwojeszpakowatebambinozbroiłotymrazem?
—Dowieszsięzgazet,któreprzytaskałemwtece.
—Samepapierzyskasąwniej?Nicrozweselającego?—Obmacawszyizważywszyw
dłoniach tekę, rozpromienił się chudy mecenas. —
Evviva!
Tak pokaźna dawka
trunkowości użyźni moją mózgownicę wystarczająco, by w niej zakiełkowały dwa, no,
niechstracę,trzyadwokackiekruczkipożytecznedlatwojegożigolaka.
— Kruczki i wybór taktyki obrony to twoja rzecz, kauzyperdo. Ja tylko mogę ci
sfabrykować świadków, którzy zeznają, że Vidal Bazuka to dziedziczny kretyn, matołek
albo wariat, którego łapacze przede wszystkim powinni dać pod obserwację szpitalną…
Zeszpitalałatwiejnambędziewykraśćgoniżzpaki.
—Wykraść?Taniej,papo,wypadniecidaćzańkaucjęi…stracićją.
—Niewezmąkaucji,boten
asino
sfuszerowałmokrąrobotę!
—Oj,togorzej.MinęłyczasyAlaCapone’aiAnastazji.Dziśmałoktóremorderstwo
udajesięnam,obrońcom,przefasonowaćnanieszczęśliwywypadek.Czasemzależytood
rodzaju narzędzia, jakie spowodowało zgon. Jakiegoż narzędzia użył nasz
superduperidiot?
—Całkiemnowegowbranżykatrupienia.Użyłtelewizora.
— Brawo! Takie narzędzie z góry wyłącza możliwość premedytacji! I wyraźnie
wskazuje na przypadkowość zabójstwa w koniecznej obronie własnej. A minimum na
czyn popełniony w stanie silnego afektu. — Zapaliwszy się do swego pomysłu, jął
improwizować próbkę demagogicznego przemówienia na sali sądowej. — Albowiem,
panowie sędziowie przysięgli, tylko pod wpływem nagłego impulsu mógłby ktoś z was
albomójklientwytrąconyzrównowagiduchaustawicznymiprowokacjaminieboszczyka
zapomnieć się i palnąć go w skroń kruchym telewizorem, zamiast tak klasycznie
predestynowanym do zabójstw instrumentem jak siekiera, topór czy młot… Jak ci się to
podoba,papo?Czytaliniaobronywartajestwypolerowania?
—Nie.Dochrzanu.Apomysłoobroniewłasnej…
èpessimo!
— Bo jeszcze nic dziś nie piłem. Jestem na czczo — usprawiedliwiał się
czerwononosymecenasi,wyjąwszyzteczkijednązbutelek,zacząłjąotwierać,mówiąc
dalej:—Nierozumiemjednak,dlaczegopalnięciewłebtelew…
—Dlatego,żeVidalnierozbiłnikomutelewizoranagłowie!
—Nie?Jakaszkoda!Acoznimzrobił?
— Wrzucił go babie do kąpieli. Przez to dla niej wanna stała się jakby fotelem
elektrycznymwchwilitraceniaskazańca.
—Słabyprądnaszychlampzabiłbyczłowieka?Czyżtomożliwe?
—Possibile,gdyktośtkwiwwodzie.Takpiszągazety.Patrztuitu,itu.Kamilczytał
wzrokiem,tocomuwskazano,alerównocześniemówiłswojedalej.
— Ech, prasa węszy za sensacjami, więc ich dostarczę w bród! Zażądam
rzeczoznawcówzelektrowni,którąpierwnastraszęwścieklekosztownymiskutkami,jeśli
okażesię,żejejprądjestzabójczydlanas,konsumentówelektryki.
— Dalej zażądam ustawienia na sali rozpraw wanny z wodą. Tuż przed ekspertyzą
zaproponujęprokuratorowi,bypierwszyusiadłwwannie.Togoośmieszy…
—…irozzłościgo,Kamilu,rozwścieczy!
—Oby!Imbardziejprokuratorrozsierdzony,tymwięcejgłupstwpalnie.Awesołość
na sali po mojej propozycji pozyska mi tych przysięgłych, którzy mają zmysł humoru.
Ponurakomzaśzasiejęwtępychmózgownicachwątpliwość,cospowodowałozgon:czy
prąd,czyatakserca,czyomdlenieiutopieniesięowejkobiety…Napijmysię,papo,bo
terazsprawaniewyglądamibeznadziejniedlaVidalaBazuki.Alemiędzynamimówiąc,
nigdybymnieposądziłtegopółgłówkaotakwyrafinowanyzamachmorderczy.
— Nareszcie, kauzyperdo, gadasz do rzeczy. Jasne, że Vidal jest za głupi, by to sam
wymyślić.Onbyłtylkoślepymwykonawcąrozkazówforsiastegonierobaitchórza,który
takgourządził,chociażprzymniewmojejknajpiewynająłVidalajedyniedomalutkiej,
prawieniewinnejrobótki…
—Rabunkowejmoże?—wtrąciłkwaśnoKamil,któremuLuiggiwłaśnie„zrabował”i
odstawiłzafotelledwienapoczętąbutelkę,bynieopróżniłasięzaszybko.
—Ondorabunkowej?Herezja!Vidalmiałtylkouwieśćkobietę.Czytowogólejest
przestępstwemkaranymwięzieniem?
—Tak,jeśliuwiedzionabyłamałoletnia…Ajakarałbymsuroworównieżuwodzicieli
i późniejszych mężów tej hipopotamki, Ruth Strickner. Bowiem mężczyzna, który
poślubia tak odrażająco szpetną bogaczkę, czyni to tylko po to, by zostać jej
utrzymankiem, pasożytem — zrzędził Kamil, oglądając w przyniesionych mu gazetach
reprodukcjędawniejszychfotografiizamordowanejwczorajfabrykantkimarmolady.—A
jejniebrzydkapielęgniarka,UrszulaOrda,zpewnościąsłusznietuprzezwanawampirzycą
iniewdzięcznicą,jakąrolęodegraławżyciunaszegogłuptasa,niewiesz,papo?
— Urszula? Ano to właśnie ta, którą bambino miał na zamówienie uwieść i
skompromitować,tymczasemonauwiodłajego,tachytraPolka.
—Polka?—AdwokatKamilHetman,choćniecierpiałładnychblondyneknaskutek
najboleśniejszych swych przeżyć, z nagłym zainteresowaniem jął oglądać podobiznę
Urszuli.—MójdziadekchybabyłPolakiem,gdyurodziłsięgdzieśtamwEuropie,gdzie
rządziłaAustria,choćludnośćbyłapolska.
—Amój
nonno
,choćurodzonyweWłoszech,teżzbiedąwykręciłsięodaustriackiej
niewoli, ale to stare dzieje. Teraz musimy obaj kręcić tak, aby suchy prąd w Sing Sing
ukarał prawdziwego sprawcę wczorajszej mokrej roboty w Forest Hills, a nie mio
bambinocaro,tegodurnia,któremugnatypołamięzanieposłuszeństwowobecpapy!
—Skorochceszmułamaćgnaty,toczywartoratowaćgoteraz?
Logicznetorozumowanieuzupełniłmecenasserdecznymziewnięciemiodwróceniem
się na drugi bok, ale kilka sekund później kołdra omotała mu głowę, potężne szpony
ścisnęłymustopy,szarpnęłyiściągnęłygozłóżkanapodłogę.
—
Porco!Dolcefarniente
sobieurządzasz,gdyktóryśzmoichnieborakówcierpiw
kryminale?—ryknąłoburzonypapa Luiggi, ocierając o spodnie swe brudne, tatuowane
łapska,takjakgdybyzawalałysiędopieroprzezkontaktzrówniemałoczystymistopami
pijaka. — Czy nie wiesz, ilu bezrobotnych prawników goni za ambulansami i marzy o
stałejposadziesyndykamejknajpy?Tymyślisz,żeśznichnajlepszy?
—Tak,bonajtańszydlaciebieiznajlepszymichodamiułapaczy.
Końcowa przechwałka Kamila Hetmana była dość usprawiedliwiona, gdyż miał
mnóstwo przyjaciół i uczynnych znajomych w nowojorskich sferach policyjnych i
sądowych.Możedlatego,żeroisięwśródnichod
Ajryszów
,anaraziejeszczeniespotkał
takiego irlandzkiego policjanta, który by wylewał za kołnierz. Jedni więc uważali go za
bratnią duszę, inni litowali się nad jego powojenną degrengoladą, bowiem ten
półobszarpaniec i alkoholik był ongiś wschodzącą gwiazdą palestry, a podczas wojny
szaleńczoodważnymzuchemwwywiadzie,codopieropóźniejwyszłonajawiwywołało
podziwogólny.
DziękiwięcróżnymprzyczynomKamilHetmanrzeczywiściemiałchodywponurych
gmachach lepsze niż większość renomowanych adwokatów i rychlej od nich mógł
cichcemuzyskaćpotrzebneobrońcyinformacjelubdrobneprzywilejedlaaresztowanego
klienta.SkorzystałztegoskwapliwiewsprawieVidalaBazuki,któregoobszernezeznania
przeczytałuważnieipotemomawiałzurzędnikiemprowadzącymśledztwowatmosferze
naderprzyjaznej,jakpopijbratzpopijbratem.
— Jasne i przejrzyste, jak żytniówka bez kropelki angielskiej gorzkiej — mówił na
przykład—żegłównymsprawcązbrodnidokonanejnapaniStricknerjestówzagadkowy
Green,aniemójniedorozwiniętyumysłowoklient.
—CzemużwięcniewyśpiewanamprawdziwegonazwiskaiadresuGreena?
— Bo go nie zna, a nie zna, bo osioł nigdy nie podreptał za nim i nie wytropił jego
nory.Wytoodróbciezaniego,drogawładzo.
—Władzanielubitracićczasunaszukanieigływnowojorskimstogusiana,gdyjuż
mapodkluczemdwojepodejrzanych.Ikiedyjednoznichprzyznałosiędowszystkiego,a
drugie zapewne zrobi wnet to samo albo zaawansuje na świadka prokuratury i na
rozprawie dobije Vidala Bazukę. Jeśli chcesz mu dopomóc, przyjacielu Kamilu, musisz
samodnaleźćGreenaiwycisnąćzeństosownewyznanie.
—Sądzę,żeposzukiwanierzekomegoGreenamożnaograniczyćdogronatakichosób,
któremiałylubmogłymiećnapieńkuznią.
— Takich osób jest dużo: jej krewni, jej czterej byli mężowie, jej sąsiedzi, jej
dostawcy, nawet ci od telewizorów, cóż dopiero dostawcy owoców do jej fabryki, jej
wydaleni fabryczni pracownicy, jej byli szoferzy, lokaje, ogrodnicy, pielęgniarki,
kucharki,ba,równieżtwoikoledzy!
—Koledzypobutelce?
— Po fachu. Tak, nawet większość swoich wciąż zmienianych adwokatów potrafiła
ocyganićlubchoćzirytować.Zdaniemosób,którejąznały,byłatopieniaczkaikłótliwa
jędza rodem z piekła, mówiąc delikatnie, jak wypada mówić o zmarłych… Zatem,
Kamilu,kilkasetosóbmogłożyczyćśmiercipaniRuthStrickner.
—Słuszniemówisz,jakzawsze—pochlebiłmumecenasHetman,przemilczającto,
żeonmiałnamyśliUrszulę,gdywspomniałoosobachmogącychmiećzniąnapieńku.
— Może jej ostatnia pielęgniarka zetknęła się kiedyś z przeklętym Greenem? Ułatw mi
krótkąrozmowęwczteryoczyzniątakże,alenajpierwzVidalem…
Urszula Orda niechętnie dała się zaprowadzić z celi do parlatorium aresztu, a gdy
Kamilwymieniłswójzawód,pogardliwiewzruszyłaramionami.
—Pocomiadwokat—rzekła.—Janiemamnatopieniędzy.
—Nieszkodzi.Unaskażdymusimiećpomocprawną,ajeśliniemananiąpieniędzy,
państwoponosiwszelkiekosztyjegoobrony.
— I koszty oskarżenia także, aby interes kwitł u prawników. A niech mnie skażą na
śmierćlubdożywocie,niedbamoto.Mojeżyciejestzłamane.
—Takiezłamaniaczasleczy.CzyoVidalaBazukęteżpaniniedba?
—Proszęniewspominać.Możewszyscymężczyźnitakpodleoszukują…
— A wy to nie?! — wtrącił Kamil Hetman gwałtownie, piorunując ją wzrokiem. —
Czyż nie podlejszymi oszustkami były te żony żołnierzy, które łajdaczyły się z nudów
tutaj, gdy oni na froncie ocierali się o śmierć co dzień, co godzinę? Lub gdy później
osłabienigłodemichoróbskamitropikalnymiuciekaliprzezdżunglęzniewolijapońskiej?
Mimikaczyintonacjatejnamiętnejtyradypozwalałanadomysł,żeKamilHetmanbył
jednymztakskrzywdzonychżołnierzy,więc„szczerozłote”serceUrszulizaraznastroiło
się na nutę współczucia, a jej oczy po raz pierwszy spojrzały nań łaskawiej, ba, ze
słodycząipociechą.Aletoteżobudziłowmecenasieprzykrewspomnieniawojenne.
— A wygląd miały te blond ladacznice tak samo niewinny, anielski i słodziutki, jak
paniteraz,gdymężowienakrótkiurlopprzyjeżdżalizwiększąforsą.Ioburzałysię,kiedy
pokilkuprocesachrozwodowychprasazaczęłajeprzezywaćtak,jaknatosobiedobrze
zasłużyły!
—Jawcaleniezasłużyłamnakłamstwaiwyzwiska,jakimigazetymnieobryzgują,a
niedbamoto.Niedbamjużonic!
—AnioPolskę,swójojczystykraj?Czyżnictopaniąnieobchodzi,żepisząoniejraz
poraz:wampirzycazPolski,zabójczapolskapielęgniarka,niewdzięcznaPolkaiżeprzez
tomimowoliszkalująpaninarodowość?Noamnietodrażni,choćtylkojedenzmoich
dziadkówbyłPolakiem.
—Oczywiście,żemnietoboli,alejakmożnabytemuzaradzić?
— Łatwo. Przez udowodnienie pani niewinności! Czyli przez zdemaskowanie
zagadkowego Greena, inspiratora i organizatora zbrodni, w czym pani powinna mi
dopomóc. Bowiem Green był wrogiem nie tylko pani Strickner, ale również wrogiem
pani!Napaniąprzecieżchciałskierowaćwszelkiepodejrzenia,napaniązwalićcałąwinę
zamorderstwo,apokrzyżowałamuteplanytylkopoczciwagłupotaVidala.Któżjesttym
wrogiempani?
—Bojawiem?Możeostatniogrodnik,którymylniesądził,żepaniStrickneroddaliła
gozamojąradąiodgrażałmisiętrochę.
— Ogrodnik w Forest Hills z pewnością był dochodzący, nie mieszkał tam stale, do
willi mógł wejść tylko na parter, a nie buszować na piętrze i wymierzać calówką jakieś
tam dystanse w łazience. To mógł robić tylko domownik albo gość specjalnie
uprzywilejowany… przez jedną z was. Może pani rozstała się w gniewie ze swoim
poprzednim…wielbicielem?
— Nie miałam w Ameryce żadnego… przed Vidalem — odparła spokojnie. Wtem
jakieś wspomnienie odmalowało się żywym błyskiem w jej złotych oczach i wywołało
zarównopożogęuroczychrumieńcównajejpoliczkachjakigniewnezmarszczeniebrwi.
—Niemogęprzecieżnazwaćwielbicielemwstrętnegomimężczyzny,którymiałwobec
mnie…brzydkiezamiary,zktórymunikałamjakogniachoćbynajkrótszychsamnasami
który tylko raz… upolował okazję do zaskoczenia mnie w pokoju i spróbował brutalnej
napaści…
—Napaścizakończonejporażkąpani?
—Nie!Jego!Jegokompletnąklęską,dziękipaniStrickner,którawłaśniewróciłado
domu,posłyszałamojekrzykii…ukarałagowkrótcenajdotkliwiej.
—Toznaczyjak?Jakgoukarała?
— Kazała mu wynieść się z jej domu raz na zawsze, a formalności załatwić z jej
nowymgeneralnympełnomocnikiem,jakimśadwokatem.
— Jesteśmy na tropie, hurra! Bo nic dziwnego, że taki odpalony i ukarany donżuan
znienawidziłrównieżpanią.Czybyłnimszofer,ogrodnik,lokaj,czy…
—Nie,niktzpracowników,niestety—wtrąciłaUrszula.
—Dlaczegododałapaniniestety?
— To nie ambarasowałoby mnie wobec mej pracodawczyni i dobrodziejki, gdyby
mniebyłzaczepiałktośznichalboktośobcy.Aletym,którychciałmiećzemnąromans
pod jej dachem, był jej własny mąż! Rozpaczałam więc, że niechcący stałam się
przyczyną rozbicia jej czwartego małżeństwa, tymczasem ona dziękowała mi właśnie za
to! Za dostarczenie jej – jak mówiła – legalnego pretekstu do pozbycia się męża, który
ponobyłjeszczegorszyodswychpoprzedników.
—Doskonale.Znamyterazmotywyjego„czułego”stosunkudoobupań.Jaknazywa
sięówmałżoneknumercztery?CzyżbyStrickner?
— Nie. To nazwisko moja pani odziedziczyła wraz z fabryką po przybranych
rodzicach,którzyjąadoptowali,iwracaładoniegopokażdymrozwodzie.Zresztą,nawet
wczasietrwaniamałżeństwpodpisywałaczekijakoRuthStrickneri…
—Ślicznotko,kiedyindziejmitoopowiesz,gdyżdziśkończysięjużkrótkiczas,jaki
wytargowałem u zaprzyjaźnionej władzy. Teraz proszę mi jeszcze tylko wymienić
prawdziwenazwiskoiadresostatniegomężazmarłej.
—Adresunieznam.ImiębrzmiTheo,takgopaniwołała.
—Theo?Hm.Theobald?Theofil?Theodore?Theodosius?Anazwisko?
—Sigel,Syga,Zyga,Sigar,cośtakiego.Niepomnę,bopaniużywała…
— Wiem. Używała nazwiska panieńskiego Strickner. A teraz pytanie ostatnie na
dzisiaj:Gdzieznajdędobrąfotografiętegołotra?
—Wkońcowejczęścialbumufotograficznego,jakipaniStricknerdawniejtrzymaław
sypialni,apotemumieściłanabiurkuwmęskimgabinecieswoichbyłychmężów.Tojest
naparterzewillipodrugiejstroniesalonuzsiedmiomatelewizorami,wnarożnympokoju
zoszklonąwerandą.
— Dzięki ci, urocza skarbnico wiedzy pożytecznej — rzekł Kamil Hetman i żeby
pokazać jej, Europejce, że on także zna choćby z filmów europejskiej zwyczaje,
szarmanckopocałowałwrękęUrszulę,chociażodwojnyniecierpiałładnychblondynek.
—Wkrótceodwiedzępaniąznowu,możezdobrąnowiną,anarazieproszęzapomniećna
amenotymalbumiewwilli…
WillawForestHills,wktórejpopełnionotakniezwykłemorderstwo,byłaoczywiście
zamkniętanaczteryspusty,opieczętowanaiobserwowanazzewnątrz,alecóżtoznaczyło
dla doświadczonych, acz obecnie już poniekąd „spensjonowanych” włamywaczy z
gromady klientów tawerny portowej TWOJA OSTATNIA NADZIEJA. W ową dżdżystą
nocbylibynawetkilkatelewizorównieboszczkiStricknerwynieśliniepostrzeżenie,gdyby
nieto,żenadersłownypapaLuiggiprzyrzekłwiększemordobiciesędziwymfachowcom
nawypadek,gdybywwilli,wktórejbambinoVidaltaksięposzkapił,zginęłocokolwiek
innegoopróczdużegoalbumuzfotografiami.
Ostatnie karty w albumie wypełniały podobizny czwartego małżonka Ruth Strickner,
przeważniezniąrazem,rzadziejbezniej,anajrzadziejbezsnobistycznegotłaiwsilnym
zbliżeniu, uwydatniającym brzydotę jego łysej głowy z odstającymi uszami, z rybimi
oczami i z pokaźną brodawką między prawym kącikiem zmysłowych ust a lekko
skrzywionym nosem. Kiedy jednak nadworny malarz papy wytrzeźwiał po
zaaplikowanym mu prysznicu i na jednej fotografii łysonia domalował perukę, zielone
okularyorazwąsiskazakrywającebrodawkę,papaLuiggiStranozradościrżałjakkoń.
— Wykapany Green! Mamy go! Vittoria!
Vittoria!
— powtarzał. — Zamówię po sto
fotekGreenawperuceiGreenazłysiną,rozdammoimżywymlistomgończymizakilka
dniodnajdąjegoadres,choćbyniewiemjakzmieniłnazwisko.
Optymistyczne te przypuszczenia rozwiał Kamil Hetman, gdy w pożyczonym na tę
okazję porządnym ubraniu wrócił z koleżeńskiej konferencji, jaką raczył z nim odbyć
bogaty adwokat Howard White, generalny pełnomocnik pani Strickner. Znał on dawny
adres jej ostatniego męża, który podnajmował mały umeblowany apartamencik w
niemieckiej dzielnicy Yorkville, ale wątpił, aby Theofil Siegel jeszcze przebywał w
Nowym Jorku. Kiedy bowiem spotkali się w klubie na tydzień przed Wielkanocą, Theo
prosiłoodroczeniedojesieniterminuilegalnegofinałujegosprawyrozwodowejzRuth,
gdyżmiałonladadzieńwyjechaćnapółrokudoswoichkrewnychwNiemczech.
— Krótko mówiąc — reasumował Kamil Hetman — mecenas White sądzi, że Theo
Siegel,czylinaszGreen,bawiwEuropieodWielkanocy.
—
Tutto perdutto!
— jęknął Luiggi Strano, wpadając dla odmiany w czarne odmęty
pesymizmu.—Icomyterazpoczniemy,kauzyperdo?
— Najpierw sprawdzimy, czy Theo rzeczywiście wyjechał, czy może tylko chciał
sobie u White’a wyrobić dalekie alibi na okres zgonu żony i śledztwa. Skoro był w
NowymJorkukrytycznejsoboty,gdyRuthuśmierconotelewizoremwedługjegoplanu,to
tymbardziejmógłsobieodroczyćzamierzonywyjazdoparędnilubtygodni,byzbliska
obserwowaćdalszyrozwójśledztwaijegoechapilniestudiowaćwpopularnejprasie.W
miejscowej! Bo tylko nowojorska prasa drobiazgowo opisuje zbrodnie nowojorskie,
chicagowskaprzestępstwachicagowskieitakdalej.
—Sapristi,japytam,cotyradzisz,aniecoprasawałkuje.
— Radzę, papo, posłać kilku twoich skautów, ale trzeźwych i takich z niemieckim
akcentemwgóręmiastadoYorkvilleikazaćimnaoliwićjęzoryplotkarekwnajbliższej
okolicymieszkaniasiedzibySiegla.Otojegoadres…
Podtatusialiskaucizastalijegogarsonierępustą,leczniezlikwidowaną.Siegelzapłacił
komornezakwartałzgóryiodleciałdoEuropynadwadniprzedtragicznymzgonemswej
małżonki, dlatego nieborak nie mógł być na jej pogrzebie, jak twierdziły jego sąsiadki i
inne miejscowe plotkarki, które oczywiście nie pozbawiły siebie takiej rozkoszy, jak
zobaczeniepogrzebuzamordowanejżonyichznajomego.
— Chytrze pobujał babiny z tym wyjazdem, a sam zamieszkał w jakimś hoteliku w
innej dzielnicy Nowego Jorku pod zmyślonym nazwiskiem. Albo naprawdę wyjechał za
granicęiszukajciewiatruwpolu.
—Si,si,zwiałlubskryłsię
porcomaledito!
Czyliprzegraliśmy.
— Jeszcze nie, papo. Jeszcze spróbujemy tego, jak go zwiesz, przeklętego wieprza
wywabićzjegokryjówkinaświatłodziennedokorytka.
—Jakażprzynętazdołatakiegotchórzawywabićzbezpiecznejnory?
— Duży spadek po bogatej żonie. Siegel spodziewał się zagarnąć jego lwią część i
dlatego,jaksądzę,przewlekałswąsprawęrozwodową,bydziedziczyćpoRuthStricknerz
ustawy jako mąż jeszcze nierozwiedziony. Jeżeli zaś ona zdążyła sporządzić testament
niekorzystnydlaniego,toSiegelbędziepróbowałgoobalić.
ToostatnieprzewidywanieadwokataKamilaHetmanaspełniłosię,alenierychło,gdyż
tchórzliwy Theofil Siegel wolał działać ostrożnie i nie ściągać na siebie podejrzeń zbyt
skwapliwymiobjawamiswejchciwości.
W przeciwieństwie do jego kunktatorstwa, dawniej ospały Kamil Hetman odznaczał
sięterazniezwykłąruchliwościąienergią.DziękijegostaraniomichodomVidalBazuka
korzystał za kratkami z maksimum przywilejów, przyznawanym tylko chorym lub
bohateromwojennym,którzypowojniezeszlinamanowce.No,anadobnaUrszulaOrda
w ogóle królowała w areszcie, żyła tam sobie niemal jak na letnisku, lada dzień
oczekiwała wypuszczenia na wolność za kaucją lub bez, i brukowce przestały ją
szkalować.Wiedziałakomutowszystkozawdzięcza,ale…
— Zamiast podziękować mi nie tylko powłóczystymi spojrzeniami, ona jeszcze ma
tupet prosić mnie o największe poświęcenie! — narzekał na nią Kamil w tawernie
Luiggiego.—Prosi,żebymcałkowicieprzestałpićwódzię!
—Guarda,kauzyperda,guarda! Strzeż się, żeby ta chytra Polka nie zawlokła cię do
ołtarza. Spójrz, za jaką cenę bambino tego uniknął. Ani największej kaucji za niego nie
chcą przyjąć, musi siedzieć w kozie do rozprawy sądowej i fotel elektryczny może
zafasować,jeśliGreenanaczasniezłapiemy.
— Ufam, że złapiemy. Testament pani Strickner będzie otworzony i odczytany
pojutrze, a już ja się postaram, aby prasa popularna miała sensację, która ogromnie
zainteresujeTheofilaSiegla,falseGreena.
Pani Ruth Strickner dość często zmieniała akt swej ostatniej woli. Zwykle podczas
miodowychmiesięcymianowałauniwersalnymspadkobiercąswegobieżącegomałżonka,
a gdy się rozwodzili, wydziedziczała go i przeznaczała majątek na własną chwałę w
formie jakiejś fundacji. Wymagało to sporządzenia nowego dokumentu, zresztą
aktualnego tylko do jej następnego małżeństwa lub romansu z nowym kandydatem na
utrzymanka. Ogółem w ciągu pięćdziesięciu czterech lat życia zdążyła Ruth Strickner
zredagować bądź podyktować ponad trzydzieści aktów ostatniej woli, z których
najpóźniejszyoczywiścieunieważniałwszelkiepoprzednie.
Jej najświeższy testament, z tegoroczną marcową datą, przy którego narodzinach
„akuszerem” był sam mecenas Howard White, zawierał nowość: 75 procent swego
dwumilionowegomajątkuprzeznaczałaRuthStricknernaszpitaleisieroty,a25procent
dlaswojejoddanejpolskiejpielęgniarkiUrszuli,którejnaprzyczynekdarowałaswąwillę
wForestHillswrazzcałymjejurządzeniem.
Pochwały pod adresem Urszuli, jakie spadkodawczyni zamieściła w uzasadnieniu tej
swojej decyzji i ustnie wyraziła wobec ustosunkowanego Howarda White’a, przyczyniły
się do rychlejszego uwolnienia Urszuli i do kompletnego zrehabilitowania jej w prasie.
Odzyskawszy swobodę ruchów w połowie czerwca, wyjechała na lato do Lake George,
gdziesiostraKamilaHetmanadzierżawiładużypensjonatipotrzebowałareprezentacyjnej
hostessy. Jasne, że piękna Polka, której twarz i przygodę gazety tak spopularyzowały,
stałasiędlaletnikówwiększąatrakcjąniżgóryAdirondaxzleżącymuichstópjeziorem
GeorgeiztamtejszymhistorycznymfortemTiconderoga.
Dopiero z początkiem września wróciła do Forest Hills, a nie chcąc czy bojąc się
mieszkać samotnie w willi za obszernej nawet na bardzo liczną rodzinę i obarczonej
stosunkowo niedawnym wspomnieniem wiosennej tragedii, postanowiła zatrzymać dla
siebietylkojedenpokójijednąłazienkęnaparterzekołokuchni,acałąresztępodnająć.
Wyperswadował jej to częściowo Kamil Hetman, który odwiózł ją do Forest Hills z
dworcanaManhattaniestarympackardempożyczonymodpapy.
—Przecieżchybakiedyśzechcepanimiećmężaidzieci,więcjakżepomieściciesięw
jednympokoju?Radzęwynająćparter,azatrzymaćsobiecałągórę.
—Wolęnaodwrót.Pokojenagórzeitadużałazienkatamprzypominałybymimoje
dwienajokropniejszenocewAmeryce.
—Dwie?Jedna,gdyzginęłaRuth.Adruga?…Ach,prawda,napaśćjejmężanapanią,
jakmogłemzapomnieć!…Ha,wtakimrazielepiejwynająćgórę.
UczynnyKamilnapoczekaniuzredagowałstosowneogłoszeniaiobiecałzamieścićje
wNew York Times i w Herald Tribune, w których mieszkań szukają ludzie zamożniejsi.
Doradzał też Urszuli, by jedynie pokazywała mieszkanie zgłaszającym się reflektantom,
ależebyniezawierałanaswojąrękężadnychumówznimianinieprzyjmowałazadatku,
gdyżmożemiećdużekłopotypóźniej.
— Sporządzenie takiej umowy, jak i wszelkich innych kontraktów powinna pani we
własnyminteresiezlecićjakiemuśprawnikowi.
— A któremu? — przekomarzała się i uśmiechała doń najprzyjaźniej. — Któryż
prawniknowojorskipowinienzostaćmoimstałymdoradcą?
—AdwokatHowardWhite—odparłKamilHetmancałkiempoważnie.
—Ech,ontakiuroczystyistaryipodobnobardzokosztowny.
—Alepewny,solidny,niezawodny.
—Czyżpantakżenieposiadatychzalet,Kamilu?
— Miałem je ongiś i odzyskać je pragnę, gdy panią widzę, ale przez kilka lat byłem
kompanemtakichjak…jakktoś,ktozawiódłpanizaufanie.
— Pan nie zawiedzie, jestem pewna — powiedziała z głębokim przekonaniem, po
czymdodałażartobliwie:—Zbadałambowiempańskąprzeszłośćażdoowychczasów,w
których dobrowolnie zbierał pan ojcowskie klapsy za najazdy na spiżarnię urządzane
przezpańskiesiostrzyczki.Irównieżwszkoleniewsypałpannigdyżadnegozkolegów.
—Widzę,żemojapoczciwasiostrawLakeGeorgeniezostawiłanamniesuchejnitki.
Wybaczam jej to tylko dlatego, że pobyt pani u niej wpłynął tak znakomicie na pani
nerwy,humori…iwogólenawygląd.
—Lustrotwierdzi,żeprzezlatozestarzałamsięizbrzydłam.
— Pani zbrzydła?! — żachnął się i puścił oczy zabawnie — Mówmy raczej o
interesachioporadachprawnych.
—Dobrze.Ponieważnaswegoadwokatawybrałampana,zechcepanmecenaspodać
mi swoje numery telefoniczne, żebym mogła skomunikować się z nim, kiedy trafi się
poważnyreflektantnamieszkanielubjeślizaistniejeinnapotrzebazasięgnięciapańskiej
porady prawnej — wycedziła z nader sztuczną wyniosłością, ale w jej oczach nadal
migotałychochlikiuciechyikokieterii,wytrenowanejsnadźpodczascodziennychflirtów
zletnikami.
— Czy to znaczy — rzekł po ciężkim westchnieniu — że tylko takie okoliczności
dostarcząsposobnościdorozmów?
—Dorozmówointeresach?Tak,tylkotakie.Natomiastpogawędkitowarzyskiebędą
odbywałysiętutaj,ilekroćpanuczasnatopozwoli.
—Tocudnie!Mającmałoklientów,mamczasuwbród!Mogęgoużyćnawyuczenie
się pani ojczystego języka albo… — przerwał to szybkie, radosne trajkotanie,
kompromitujące świeżego syndyka i demaskujące pewne osobiste uczucia, jak to
sformułował w myśli, zreflektowawszy się dość rychło. — Przepraszam za mój
niepoważny wybuch, ale po tak długim niewidzeniu pani rzeczywiście pragnąłbym ją
widywać nieco częściej. Musimy przecież niejedno uzgodnić przed procesem Vidala
Bazuki…Zatemjakczęsto…ilerazynamiesiącścierpiałabypanimojąwizytętutaj?
— Tylko siedem razy na tydzień, nic ponadto! Ale za każdymi razem każę panu
chuchnąćnaprogu.Iniegrzeczniezatrzasnędrzwiprzednosem,jeżelipoczujęwódkętak
mocnojakdzisiaj!
—Tonauczczeniepaniprzyjazdugolnąłemkilkanaparstków.Natomiastpokażdym
paniuroczymliścikupościłemprzezkilkadni,ażdonajbliższejsoboty.Słowodaję!
—Gdybymtoprzeczuła,dostawałbypanlistycodrugidzień.
Pod koniec tego przyjaznego gruchania Kamil Hetman napisał na osobnej ćwiartce
papieru dwie duże litery i pięć cyfr, po czym prosił gorąco, żeby Urszula wykuła na
pamięćtenważnynumertelefoniczny.Byłto,wyznał,numerwłaścicielaportowejknajpy
TWOJAOSTATNIANADZIEJA.
— Papa Luiggi zawsze wie, w którym sądzie, areszcie albo szpitalu właśnie jestem,
interweniując w sprawne jego pupilów. On najprędzej odnajdzie mnie, gdybym był pani
potrzebny.Coważniejsze,papaLuigginajszybciejprzyślepaniskutecznąodsiecz,gdyby
jakiś natrętny reporter z prowincji lub złodziej dobierał się nocą do drzwi czy okien. W
krytycznej sytuacji wystarczy, jeżeli pani powie przez telefon: Mówi Urszula. Mam ból
głowy. To jeden z szyfrów… Widzę zdziwienie na pani twarzyczce. Ha, może jestem
przeczulonylubrozstrojonynerwowo,jakprzedkażdymjesiennymhuraganem,aleboję
sięopaniątutaj,wtymdużymipustymdomu.Tonieto,copełenludzipensjonat…Będę
doprawdyspokojniejszy,gdyzamieszkazpaniąrodzinasolidnychlokatorów…
LękbywazaraźliwyipoodejściuKamilaosaczyłjegourodziwąklientkę.Pozamykała
na parterze wszystkie okna, zabezpieczyła łańcuszkami drzwi frontowe i kuchenne,
zostawiłaniektórelampyzaświeconenacałąnociniecohumorystyczniezabarykadowała
drzwiswejsypialni.Aleniemogłazasnąćniemaldoświtu,chociażnigdyniecierpiałana
bezsennośćpodczaspobytuwLakeGeorge.
Raz zdawało się jej, że jakieś auto uporczywie okrąża ten blok will, którego
najładniejszy narożnik zajmowała willa odziedziczona po Ruth Strickner. Potem jakiś
samochódzatrzymałsięnaprzeciwoknategopokojuistałtamprzezdobrepółgodzinyze
zgaszonymiświatłami,zanimodjechał.
—Jakaśczułaparkaodbyłaswą
pettingparty
—wmawiaławsiebie.
Żadnego jednak uspokajającego wytłumaczenia nie mogła wymyślić na poczekaniu,
gdy w ciszy nocnej posłyszała za drzwiami wiodącymi z ogródka do kuchni podejrzane
chroboty, jak gdyby fuszer-amator a nie zawodowy złodziej próbował otworzyć zamek
kolejnoróżnymikluczamizamiastwytrychem.
Czy nie powinna by zatelefonować do miejscowego
precinktu
policji, skąd
krótkofalówką skierowano by natychmiast to z patrolujących aut policyjnych, które
obecniekrążyłonajbliżejtejulicy?Tak,aleaparatytelefonicznebyłyobecnietylkodwaw
całejwilli,jedenwdawnejsypialniRuthStrickner,drugijeszczedalej,bowgabineciejej
byłych mężów na parterze. Nie uśmiechało się Urszuli opuszczenie zabarykadowanej
forteczkiiryzykowaniespotkaniazwłamywaczem.Zamiasttelefonować,otworzyłaokno
inabraławpłucasporopowietrzadowokalnegopopisu,jakiumyśliłasobie.
—Ktotam?Preczoddrzwilubstrzelam!—krzyknęłagłośno,achoćniemiałapod
ręką żadnej broni palnej, chroboty pod kuchennymi drzwiami umilkły. — Może one
przywidziałymisiętylko?
Jużnicinnegoniewydarzyłosiędoranaaninastępnejnocy,awdzieńUrszulaczuła
sięcałkiembezpiecznie.Niewiedziałajeszcze,żepewientypprzestępcówwoliwmieście
atakować za dnia, gdy zbrodnicza wyprawa i powrót z niej wyglądają przechodniom i
posterunkowymnaniewinnyspacerporządnegoobywatela.Wnocy,kiedyprzechodniów
ulicznych jest znacznie mniej, mógłby przecież ktoś spostrzegawczy łatwiej zauważyć i
zapamiętaćsobieto,cozatrzemusięizlejeztłemwdziennymzgiełkuiruchu.
PrzezpierwszedwadnibyłapielęgniarkapaniStricknerodnawiaładawneznajomości
z sąsiadkami, które umierały z ciekawości i żądzy dowiedzenia się jeszcze więcej niż o
niejpisanowgazetach,alegrzeczniepoświęcałypierwszezdaniapogawędekhuraganowi.
Bowiempierwszytegorocznyhuragan,choćszczęśliwieominąłFlorydę,Dżordżięiobie
Karolajny,aszalałtylkonaAtlantyku,zacząłnawysokościWirdżiniizmieniaćkierunekz
północnegonazachodni,zagrażającstanowiNowyJork.Żezaśzłośliwszyhuraganzabił
ostatnioażsześćtysięcyludzi,byłooczymgawędzićwśródsąsiadów.
Zamieszczone przez Kamila ogłoszenie o mieszkaniu do wynajęcia w Forest Hills
ukazałosięporazpierwszywdniupowszednim,toteżpielgrzymkilicznychreflektantów
rozpoczęłysiędopieropóźnopopołudniu,anieodrana,jaktobywawniedzielę.
Nie chcąc dla jednej osoby chodzić na piętro i stamtąd biegać do drzwi po każdym
nowym dzwonku. Urszula zorganizowała oprowadzanie w grupach, jak przewodniczki
oprowadzająceturystówpogmachuONZ.
Zauważyła jednak, że wśród przybyłych było niewielu takich, którzy istotnie
reflektowalinaniepraktycznieumeblowanemieszkaniezasłonącenę,jakąKamilpodał,
czterystadolarównamiesiąc.Większośćchciałatylkoprzyjrzećsięzbliskapokojom,w
którychmieszkałanarwanabogaczka.
Jednym z takich nienasyconych węszycieli lokalnej sensacji był barczysty wąsal w
ciemnozielonychokularachzbujnączupryną.Niezadawałpytańomieszkanieaninawet
o kuchnię, której pierwsze piętro na razie nie miało, nie dotykał jak inni mebli, lamp,
materaców,zatonajdłużejoglądałmiejsce,gdziedokonanozbrodni.Pierwszypospieszył
kuschodomizniknąłzoczu.
KiedyUrszulasprowadzałanadółpozostałeosoby–niezobaczyłagowhalluaniw
salonie.
— Widocznie wyszedł na ulicę — uznała, nie przeczuwając strasznej niespodzianki.
—Przypominałmiwruchachkogośznajomego.Alekogo?
Zamknęła za wychodzącymi drzwi na klucz, a ponieważ nowych reflektantów
chwilowo nie było, postanowiła zabezpieczyć także pokoje na górze przed deszczem,
którego pierwsze krople już spadły. Pootwierała tam okna po południu, by wypłoszyć
zaduchwietrzykiem,jakilekkodmuchałprzedtem,terazzaśświstałzłowrogo,jakgdyby
odmorzapędziłszkwał.
—Toniekrótkiszkwał,toprzecieżnadciągahuragan!—przypomniałasobie,pędząc
poschodachnawysokiepiętro.—Jakaszkoda,żeKamilowiwypadładziśinterwencjaaż
w Hartford. Z pewnością nie zdąży wrócić do Nowego Jorku przed późnym wieczorem.
Obychoćzatelefonował!—westchnęła.
Chwytałasięnatym,iżpółgłosemrozmawiasamazsobą.Wludnympensjonacienie
robiła tego nigdy, lecz tam nie bała się jak tu, w samotności, jakiegoś nieokreślonego
niebezpieczeństwa. Posępne wycie licznych anten na dachach i innych drutów, które
służyły za struny szybko wzrastającemu wichrowi, i raptowne ściemnianie się nieba
pogarszałonastrój,jakizacząłnękaćUrszulę,gdynapiętrzewillizamykałajednooknoza
drugim.
Właśnie zamknęła ostatnie z trzech okien w luksusowej sypialni i zabierała się do
ścierania wilgoci po deszczu na parapetach okiennych, kiedy za jej plecami silnie
trzasnęłydrzwi.
Odwróciłagłowęi…zdrętwiałazprzerażenia.
Bowiemtam,opartybarczystymiplecamiodopierocozatrzaśniętedrzwi,stałbrzydki
łysoń,czwartymążRuthStrickneriponojejgłównymorderca!Tak,tobyłniewątpliwie
ówrzekomypanGreen,tylkobezperukiiwąsów,TheofilZyga,Syga,Sigal,czySigiel,
ach, nigdy nie potrafiła zapamiętać prawdziwego nazwiska tego obłudnika i lubieżnika.
Urszula bała się go nawet za życia Ruth, cóż dopiero teraz, gdy wiedziała od swego
adwokata,żeGreenchciałnaniązwalićcałąwinęzamorderstwodokonanewedługjego
planuprzezgłupawegonajmitę…
—Witamicieszęsię,żepaniniezapomniałamniejeszcze,comizdradzawyrazjej
słodkiej buzi — zaczął Theofil niby swobodnie, lecz nie spuszczał jej z oka ani na
moment pamiętając, jak dawniej zręcznymi ucieczkami likwidowała szybko każde
wypracowane przezeń sam na sam z nim. — Ja nawzajem nie zapomniałem o pani.
Podróżując po Europie od zimy, miałem bez liku okazji do flirtów i romansów,
korzystałem z nich, ale najczęściej wracałem myślami do pani! Czyż to wyznanie nie
sprawiażadnejsatysfakcjipanijakokobieciechybanareszcierozbudzonej?
—Mniejszaoto,comisprawia,alejakpanwszedłtutaj?—spytałaochłonąwszyz
pierwszegowrażenia.
—Wszedłemlegalnie,drzwiami,wpuszczonyprzezpaniązinnymireflektantaminato
mieszkanie.Czyżjaniemogęwynająćgo,jeślipodbijęcenę?
—Nie!Nie!—krzyknęłaiwzdrygnęłasięcała.
—Dlaczegonie?—spytałznieprzyjemnieszyderczymuśmiechem.
—Dlatego,że…że…—jąkałasię,wreszciewymyśliła—żesądspadkowyorzekł,iż
wolnomiprzyjąćnalokatorówtylkomałżeństwo,rodzinę,anie…
— A nie samotnego mężczyznę? — podpowiedział. — Podziwiam spóźnioną
troskliwośćsąduocnotętakurodziwejmłodejwdówki,alejeślizapewniękogonależy,że
niebawemożenięsięponownieizałożęrodzinę,tochybabędęmógłtuzamieszkać,co?
—Nie,niewolnomi—odparłasłabo,byletylkozyskaćnaczasie.
— Poniekąd racja. Każdy reflektant na mieszkanie powinien by wpierw zbadać, czy
pani wolno je wynająć oraz mieszkać w willi należącej zawsze do mojej żony, która
żadnychkrewnych,żadnychlegalnychspadkobiercówopróczmnieniemiała!Ktopanią
upoważniłdotego?
—Sądspadkowy.Czypanznatreśćtestamentuswejmałżonki?
— Znam. I obalę go, gdyż podyktowany i podpisany był w okresie, kiedy
niepoczytalność mej żony dochodziła do zenitu! Czyż człek normalny kupuje do
mieszkaniaażdwanaścietelewizorów?Ipatrzyrównocześnienaprogramysiedmiustacji
telewizyjnych?
—Jakopielęgniarkawidywałamgorszedziwactwagdzieindziej.
— To nie dziwactwo, to obłęd! Jego nowym dowodem jest osnowa ostatniego
testamentu,jakżeinnaodwszystkichpoprzednichaktówostatniejwolitejsamejkobiety!
Domyślamsię,ktojąinspirował…dlawłasnejkorzyści!
—Mylisiępan.Nieznałamtreścitestamentuani…
— Terefere! Mnie nie obełżesz, cwaniaczko — przerwał jej ordynarnie. — A
najklasyczniejszym dowodem obłędu Ruth było zdemolowanie dwóch ładnych pokojów,
jednego na parterze, drugiego na piętrze, by na ich miejscu zbudować obszerną jak w
drapaczach chmur windę! Windę w jednopiętrowej willi! Czy pani wie, ile tysięcy
dolarówzżarłtenbezsensownykaprys?
— Nie wiem, ale sądzę, że każdy może swymi pieniędzmi rozporządzać jak chce.
Czyżbypanbyłinnegozdania?
Znówgrałanazwłokę,arównocześniepowoliprzesuwałasięwzdłużfrontowejściany
pokojuodtrzeciegooknakupierwszemu.Odpierwszegobyłonajbliżejdotegozdwóch
ustawionychpoobustronachszerokiegołożanocnychstolików,naktórymopróczlampy
stał także aparat telefoniczny. Sądziła, że uda jej się w pewnym momencie strącić
słuchawkęzwidełek.Toprzywiększejdozieszczęściamożezwrócićwcentraliuwagęna
ten numer i umożliwi usłyszenie krzyków i odgłosów walki, do jakiej z pewnością tutaj
dojdzie.
—Itak,inie.Żalmitysięcyzmarnowanychnagłupiąwindę,lecztomarnotrawstwo,
jaksłyszałem,powinnodopomócmidoobaleniatestamentu.Aczypanipojmuje,żekiedy
obalętestament,topaniautomatyczniemożebyćstądwyrzuconaiznaleźćsięnabruku?
—Niedbamoto.Potrafięwszędziezapracowaćnachleb.
—Alejadbamoto,jadbamopanią!—Terazonrozpocząłpowolnypochódprzez
pokójoddrzwikuoknom,kuniej.—Zachowałemsięwówczasbrutalnie,przyznaję.To
dlatego, że piłem za wiele w ów wieczór no i byłem nadludzko zmęczony tym
codziennymkontrastemzawinionymprzezpanią.
—Jazawiniłam?Ojakimkontraściepanmówi?
— O tym najjaskrawszym: między pięknem a brzydotą! Między pani urodą,
smukłościąimłodościąatąstarą,ohydnąbeczkąłoju,Ruth.
—Jakpanuniewstydwyrażaćsiętakozmarłejżonie!
— I to w tej sypialni, co? — zarechotał cynicznie i wskazał łoże. — W marzeniach
widziałemtupanią.
—Proszęmnienieobrażać,panieZyga!
—Siegel!—poprawiłją.—Paniąjakomojąlegalnążonę!Czytoobrazadlapani,że
mężczyznamyślałomałżeństwieznią?
—Panniebyłwolny…
— Ale dziś jestem wolny i podtrzymuję moją ofertę! I pani jest wolna. Wdowiec i
wdówka,dobranaznaspara…Żartnabok.Szczerzepragnępoślubićpanią,ajeślinawet
chwilowo pani mnie nie kocha czy nie lubi, to proszę nasz przyszły związek uważać za
mariagederaison.
—Nierozumiemaniwząbpofrancusku—zbujała.—Cotoznaczy?
—Małżeństwozrozsądku,zwyrachowania,dlainteresu.
—Aha!Jakiżintereszrobiłabymwychodzączapana?
—Wspaniały!GdyobalętestamentRuth,przymałejpomocystosownychzeznańpani,
odziedziczę prócz tej willi majątek wartości ponad dwóch miliony dolarów, a co będzie
moje, to i twoje, Urszulo! Wyjedziemy w podróż dokoła świata i w twym serduszku
zakwitniewzajemnamiłośćdomnie…
Urszula domyśliła się teraz, że „stosowne” lub wręcz fałszywe zeznania ostatniej
pielęgniarkipaniRuthStricknerpomogłybymudoobaleniajejtestamentuwięcejniżowe
marnotrawstwa na windę i tuzin telewizorów. Już dla pozyskania sobie tak ważnego
świadka i zdobycia przez to całego spadku opłacało mu się proponować jej spółkę,
małżeństwoipodróżdokołaświata.
—Nigdyniepokochałabymczłowieka,który…
—Któryco?No,mówić!—warknąłgroźnie.—Comituzarzucanopodczasmego
pobytuwEuropie?Mówić…lubpożałujepani!
—Mówiono,żepanmiałcośwspólnegoześmierciąswejżony.
—Nonsens!Oszczerstwa!Byłemidealniezgodliwym,posłusznymmężem!Kazałami
opuścićwillę,usłuchałem.Chciałarozwodowychkroków,takżeprzystałem.Gdywyraziła
życzenie, żebym chwilowo nie odwiedzał jej znajomych nowojorskich, lojalnie
wyjechałemażzaAtlantyk.
— Kiedy pan stąd odpłynął? — spytała machinalnie, zerknąwszy na spływające po
szybachstrugideszczu,którygasiłjejnadziejenaprzypadkowąodsieczzestronyjakichś
nowychreflektantównamieszkaniewtejwilli.
— Nastąpił on grubo przed Wielkanocą, czyli na kilka tygodni przed zgonem mej
Ruth.Tam,wEuropie,mająwkażdymkrajuwłasnesensacjeiskandale,dlategoteżnica
nicniewiedziałem,cozaszłowForestHills.
— A kiedy pan dowiedział się, co tu zaszło? — Urszula zagadywała go usilnie, bo
właściwiejużosaczyłjąiprzypierałdościanywtymnarożnikupokojupomiędzyłóżkiem
a pierwszym oknem. — Choćbym pięścią rozbiła szyby, nikt tego nie zauważy ani nie
dosłyszypodczasburzy—myślałazdesperacją—awyskoczyćprzezoknoniezdążę,on
mnieprzytrzymai…ukarzeposwojemu!
— Wczoraj, w parę godzin po swym przylocie z Bonn, odwiedziłem adwokata mej
żony. I właśnie on, Howard White powiedział mi, co tu zaszło na wiosnę i jak straszna
krzywdaspotkałapanią.Proszęprzyjąćwyrazymegowspółczucia.
Pod tym pretekstem schwycił obie jej dłonie i zaczął je na przemian przyciskać do
swoichgorących,lepkichwarg.Idotejbrodawki,och…
—Dziękujęzawspółczucie,ale…
—Niewyrywaćmiłapek,jeszczenieskończyłem!—wtrąciłdośćostro.—Jeszcze
pragnęzłożyćgratulacje,żeztakciężkichtarapatówpaniwyszłaobronnąręką.
—Jawyszłam,aleVidalBazukamożezginąćnakrześleelektrycznym!
Theofil drgnął na dźwięk jej ostatnich słów, cofnął się o dwa kroki, wypuszczając z
białych, pulchnych łap jej opalone dłonie. Zapalił papierosa i zaciągnął się nerwowo.
Choć nie był nałogowym palaczem i mógł obejść się bez nikotyny, zwykle wypalał całe
cygaro lub pół tuzina papierosów, ilekroć żona zdenerwowała go odmową wypłaty
pieniędzyalbogdyprzestraszyłagowykryciemjakichśjegołajdactw.
Urszulapamiętałatenjegonawyk,leczwpierwszejchwiliniezdołałazorientowaćsię,
co go teraz zdenerwowało lub przestraszyło tak bardzo w porę dla niej. Zapewne
wzmiankaoVidalu—uznałamylnieipowtórzyładawkę.
—Tak,tak,jawyszłamcało,lecznieszczęsnyVidalBazuka…
—Ktotojest?—wtrąciłTheofilzgłupiafrant.Zdajemisię,żeadwokatWhitetakże
wymieniałtodziwnenazwisko.KimwłaściwiejestówWitalis,czyjakmutam,Bazuka?
— Jest tym nieborakiem, który niechcący zabił pańską żonę, gdyż haniebnie
wprowadziłgowbłądniejakiGreen!Wszystkiegazetyotympisały.
—Pisały,powtarzającnaiwnewymysłymordercy!
— Nie mógł jednak ten nędzarz, bezrobotny i bezdomny wymyślić sobie
pięćsetdolarowegobanknotu,jakipolicjaprzynimznalazła.
— Jeśli gazety nie kłamią, to prawdą jest przede wszystkim to, co pisały o pani! —
zawołał,wpadającwgniew.—Żetużpozamordowaniumejżonyprzyłapanopanią,jej
pielęgniarkę,włóżkuzmordercą!Czyżtowymysłgazeciarzy?
— Nie. To prawda. A choć Vidal nie był moim kochankiem, odpokutowałam za swą
łatwowierność — odparła cicho, za cicho jak na wzmagające się za oknami odgłosy
wichruiulewy,którezagłuszyłyjejsłowa.
— Ach, więc przyznajesz, żeś za kochanka miała kubańskiego Negra, choć
wzgardziłaś mną, najczystszym aryjczykiem,
du verfluchte Dirne!
— pienił się z
wściekłości i zazdrości. — Czy za tę zniewagę nie otrzymam dziś pełnej satysfakcji i
twoichnajczulszychprzeprosin?No?
Łysnęło się gdzieś na mokrych torach elektrycznej kolejki nadziemnej lub może
samochód wyjeżdżający z podziemnego garażu na ulicę polizał białym światłem lamp
oknawilli.
Pomimo niezmiernej błahości tego epizodziku Theofil Siegel odskoczył od okna z
objawami przestrachu, potem znów zapalił papierosa, zaciągał się głęboko raz po raz, a
przytymzerkałtrwożniewstronęszyb.
Nareszcie!TeraznareszcieUrszulaOrdaprzypomniałasobiejegodziwacznąfobięczy
obsesję, której powód wyjawiono jej ongiś, i postanowiła wykorzystać ją obecnie dla
własnegobezpieczeństwa.
—Jeślitowciążjeszczejesttwojąachillesowąpiętą,totrzebająkłuć,bić,żgaćażdo
skutku!—wymamrotałapopolsku,cofającsięnieznaczniekustolikowi,naktórymstał
aparattelefonicznyilampkanocna.
Raptem wykonała wstecz zwrot na pięcie, szybko zapaliła i pochwyciła lampę,
odwróciła się z nią znów frontem do intruza, zrywając abażur, który zaraz odrzuciła na
łóżko. Krucha porcelanowa lampa ze słabą, ledwie pięćdziesięcioświecową żarówką
mogła przez jakiś czas być dla niej ochronną tarczą przeciw atakom Theofila, o ile on
nadalbałsięelektrykitakpaniczniejakdawniej.
— Teraz już nie jestem bezbronna! — zawołała, udając wielką pewność siebie. —
Wystarczy rozbić żarówkę na głowie lub ręce pana, żeby prąd elektryczny poraził go
znaczniesilniejniżwówczas!
Trzymając oburącz lampę przed sobą, ukośnie, tak by żarówka znalazła, się na
wysokości brody przeciwnika, zaczęła iść ku niemu. Równoczesna uważna obserwacja
jego twarzy utwierdzała ją w przekonaniu, że wybrała najwłaściwszą metodę obrony w
obecnejswejsytuacji.Theofilcofałsięprzednią,utkwiwszywżarówceswojerybieoczy.
—Wówczaspiorun,któryzabiłtrzechpańskichkolegów,panutylkotrochępoparzył
plecy i stopy, jak słyszałam od pani Ruth — ciągnęła dalej Urszula, przypominając mu
młodzieńcząprzygodę,którąonsamuważałzanajgorsząwswymżyciu.—Aletutajcały
ładunek prądu elektrowni, z pewnością silniejszy niż sto piorunów, trzaśnie pana, tylko
pana!Ispaligonapopiół!Więcktoznaswygrałbitwę?Ktodyktujewarunki?
Przesadnie pochlebiła elektrowni, a sobie również, gdyż „bitwy” jeszcze nie wygrała
bynajmniej! Chwilową jej ofensywę musiał przecież wkrótce zatrzymać drut od lampy,
jakąniosła,drutizolowanyiowiniętyjedwabnąniciątejsamejłososiowejbarwycotapeta
sypialni. Był on, jak wszelkie w tej willi druty od przenośnych lamp, dzwonków,
telefonów,radioodbiornikówitelewizorówpokaźniedługi,alenieażtak.abyodgniazdka
bliskooknamógłdosięgnąćdodrzwiwśrodkuprzeciwległejścianywdużympokoju.O
tymjednakUrszulaOrdazapomniała.
—Jakiesąpaniwarunki?—bąknął,otrząsającsięzprzestrachu;skorowspomniałao
warunkach,towidaćniezamierzałazabićgoprądem.
—Żądam,abypanopuściłwillęiprzestałmnietunachodzić.Jeślisąjakiesprawydo
omawianiamiędzynamiwzwiązkuzespadkiempopańskie]żonie,będziemyjeomawiali
tylkoprzeztelefonalbonaneutralnymgruncie,naprzykładuadwokata…Czyprzyrzeka
mipanuroczyściezastosowaćsiędotego,panieZyga?
— Siegel jestem! Mogę przyrzec, jeśli idzie o przyszłość. Ale dziś nie skończyliśmy
jeszczerozmowyani…
—Jaktonie!—wtrąciłaenergicznieipodjęłaswójtryumfalnypochód.—Ochchch!
Wtyczka na drugim końcu drutu po lekkim szarpnięciu wysmyknęła się z
rozluźnionego gniazdka w ścianie za łóżkiem. Przerwało to momentalnie dopływ prądu
elektrycznego i pogrążyło obszerną sypialnię w ciemności, dopóki oczy do niej nie
przywykłyinieskierowałysiękutrzemprostokątomokien,zaktórymibyłojaśniejniżw
pokoju.
— Kto górą teraz? — krzyknął Theofil, spiesząc ku Urszuli z wyciągniętymi
ramionami.—Mamcię,szelmo!
W objęcia wpadła mu na razie tylko porcelanowa lampa, jaką Urszula zasłoniła się
machinalnie, zanim odskoczyła wstecz, w stronę łóżka, przy którym przecież stał drugi
stolik nocny. Prawa dłoń Theofila przypadkowo zderzyła się w mrokach z żarówką co
dopierozgaszoną,zatemjeszczegorącą–izgniotłająniechcący.Wrzasnął,gdyżsparzyły
gotrochęipokłułyokruchycienkiegoszkła.Lewąrękąodrzuciłporcelanowąlampę,tak
żeroztrzaskałasięnapodłodze.Chwilkępóźniejciemnościwsypialnirozproszyłoświatło
drugiejlampy,bliźniaczejsiostrytejwłaśnierozbitej.
—Pytałpanktojestgórą?Oczywiścieznowuja—przechwalałasięUrszula,którajuż
zdążyłaogołocićdrugąlampęzabażuruiprzerobićjąnanowyswójoręż.
—Druttejlampyzpewnościąniejestdłuższyniżtamtej.
—Alepanitakniezdołamniedotknąćwtymkącie.
—Ech,możewyjdziemyzimpasu,gdyciężkalampazmęczypaniłapki.
—Długopanpoczeka,zanimpielęgniarkasięzmęczy.
—Skrócęsobieczekanie,jeślistłukęitamtążarówkę!
Schylił się i podniósł z podłogi kilka większych skorup rozbitej porcelany. Tak, tymi
pociskami mógł na odległość strzaskać zaświeconą żarówkę, nie dbając przy tym
oczywiście,żejejrozpryśnięteokruchymogąokaleczyćPolcetwarzioczy.Zauważywszy
leciutkiekrwawieniewłasnejdłoniobandażowałjąchustkąjaknajtroskliwiej.
— Teraz ja podyktuję warunki! Po pierwsze żądam, aby pani postawiła przeklętą
lampętam,skądjąwzięłaiprzyszładomnie.
—Nigdy!Raczejzginiemyodprądurazem!
—Niktniezginieodprądujeśliodłączętęlampęodgniazdka,takjaktamtaodłączyła
sięsamaprzezpaniszarpnięcie.Niechtylkoskończęopatrywaćdłoń…
Urszula zrozumiała, że niedawny jej błąd podsunął mu myśl unieszkodliwienia
drugiegostraszaka,żezatemladachwilazgaśnietadrugalampa,awrazzniąjejostatnia
nadziejaodpędzenianapastnika.
Gdyby nie było burzy, próbowałaby rozbić kilka szyb i krzykiem zaalarmować
sąsiadów albo rzadkich tu pieszych przechodniów. Ale gwałtowna ulewa, przednia straż
nadciągającego huraganu, wymiotła z ulic ostatniego łazika, a sąsiadów skłoniła do
szczelnego pozamykania wszystkich okien. Nie dosłyszeliby jej krzyków ani dźwięku
rozbijanychszyb.
—Comamzrobić?Czymgonastraszyć?Boże,copocząć?
— Poddać się zamiast pod nosem mruczeć jakieś polskie pacierze — zabełkotał
Theofil dość niewyraźnie, gdyż zębami przytrzymywał rożek chustki, którą niezdarnie
owijałdłoń.—Mnietamżadnemodły,czaryanibłagalneminkiniewzruszą.
—Wiem,wiem.Gdybywtedypańskażonaniewróciła…
—Dziśniewróci,nieocalipani.Gnijewziemiodwiosny!
—Alejejduchjesttutaj!—zabluffowała.Nużsięuda?
— Nie wierzę w hocki klocki spirytystów. Gdyby korpulentna duszyczka mej
beczkowatej eks-małżonki pętała się po Forest Hills, to chyba dla ratowania swej
zausznicypróbowałabymnieczymśprzerazić,spłoszyćalbo…
Zadźwięczałdzwonekoddrzwifrontowych.Wywarłotoniesamowitewrażenienawet
nacynicznymTheofilu.Urszulapierwszaochłonęła.
—Aco!Słyszałpan?DuchdobrejRuthzesłałmiodsiecz!
—Quatsch!Bzdury.Dzwoniktoś,ktomainteres…Alekto?
— Zapewne dalsi reflektanci na mieszkanie. Złapali nareszcie wolną taksówkę przy
QueensBoulevardiprzyjechalitugremialnie.
—Nieodzywajmysię,tozarazodjadą.
— Nonsens. Pan widać nie wie, ile tysięcy nowojorczan z gorszych dzielnic chce
wcisnąćsiędoForestHillsteraz!Odjechalibytylkowówczas,gdybynadrzwiachwisiała
kartka,żeapartamentzostałwynajęty…
Jakby na potwierdzenie słuszności wywodów Urszuli dzwonek zadźwięczał znowu,
znaczniedłużejtymrazem.
—Niechsobiedzwoniądojutra—warknąłTheofilzezłością.
—Zostawiłamświatławhalluisalonie,jakzawsze,zgadnąwięc,żektośjestwdomu.
Sąsiedzizatelefonujądonaszegokomisariatu.Iparęminutpóźniej,przyjedzietupierwsze
auto policyjne! O ile zakład? Bo, widzi pan, ja jako przyszły świadek prokuratury w
procesie Vidala Bazuki jestem pod specjalną opieką władz i ich konfidentów w
sąsiedztwie.
Kłamstwo,
jakim
zakończyła
swą
improwizację,
zaniepokoiło
Theofila
nadspodziewaniemocno.Natychmiastuznał,żelepiejniedopuścićdotego,byreflektanci
namieszkanieposzlizasięgnąćjęzykawsąsiedztwie;trzebaichspławićstądgrzecznie,z
udanymwspółczuciem,żeprzybylizapóźno.
—Znówdzwonią!Pójdęimotworzyći…
—Aha,iuciekłabyśmi,cwaniaczko!Raczejjaznimisprawęzałatwię,zamknąwszy
tupaniąnaklucz
sicherheitshalber
—mówił,idąckudrzwiom.—Anieradzękrzyczeć
anikopaćdrzwilubzrobięmokrąrobotętymotonarzędziem!
Wyjąłzkieszenimarynarkiniedużyrewolwer,pogroziłnimUrszuli,wyszedłidrzwiz
zewnątrzzamknąłnaklucz,jakobiecał.
Odczekałachwilę,potempostawiłanastolikulampę,odktórejciężarujużomdlewały
jejdłoniedoskoczyładotelefonu,podniosłazwidełeksłuchawkę,adrugądłoniąszybko
nakręciła na tarczy ten numer, który podał jej Kamil Hetman. Dopiero po szóstym
dzwonkuktośtampodszedłdoaparatuimelodyjniejęknąłhellou?
— Halo, tu Urszula, mam ból głowy — rzekła dobitnie, osłaniając dłonią tubkę. —
Mam ból głowy! — powtórzyła, gdyż tak podobno brzmiało wołanie o pomoc według
dziwnegoszyfrupupilkówpapyLuiggiego.
—Ktogoniemawnaszychczasach,ach,kto?—westchnąłrozmówca.
—AleżUrszulamaokropnybólgłowy!
— To czego ta osoba nie idzie łykać aspirynkie, się pytam? — dziwił się tamten,
używając najczystszej Brooklin slang, gwary bruklińskiej, według której wymowa
rzeczownikaperson–osobabrzmijakpoison–trucizna.
—Przepraszam,czytojestMOJAOSTATNIANADZIEJA?
—Dlaczegonie,drogapani?Zpewnościąwaszaostatnianadzieja.Bonaszapastado
podłógwysysanawetbeznadziejneplamy,poczęścitudzież…
—Zktórymnumeremjamówię?—wtrąciłazaskoczonaUrszula.
Okazało się, że mówiła z wrong number, a nie z tym, jaki wykuła na pamięć. W
pośpiechunakręciłazłynumer.Czyzdążynaprawićswąomyłkę?Możetak,natomiastani
helikopterem nie zdążyłby ktoś z Dolnego Manhattanu, gdzie była knajpa Luiggiego
Strano, do Forest Hills przybyć jej z odsieczą w takiej sytuacji jak obecna, gdy Theofil
Siegelmógłpowrócićzparteruladaminuta.
Na niczyją pomoc liczyć dziś nie mogę, tylko na siebie — zrozumiała, cisnęła
słuchawkę z powrotem na widełki, zamiast ją odłożyć, jak przedtem zamyślała, i
popędziłakuzamkniętymdrzwiomznowymplanemobrony.
Poczuła nagły przypływ otuchy i energii. Postanowiła zabarykadować drzwi.
Wprawdzie olbrzymie łóżko po Ruth było za ciężkie do przesunięcia przez jedną osobę,
zatomogłostanowić„żelbetowy”punktoparciadlainnychmeblimającychzatarasować
drzwi. Antyczna komoda na bieliznę i gotowalnia jeszcze pełna kosmetyków ongiś
używanych przez Ruth otrzymały wraz z fotelami ważną funkcję utworzenia barykady
poprzecznej, której jeden koniec dotykał boku łóżka, a drugi podtrzymywał drzwi
otwierającesiędowewnątrz.
Urszula jeszcze umacniała swą barykadę, kiedy jej niepożądany adorator, a zarazem
nieobliczalnywróg,powróciłzparteruwilli.Szukająckluczapokieszeniachprzechwalał
sięjużprzezdrzwi,jakobełgałreflektantównamieszkanie,którzydzwonilitakuparcie,
przyjechawszy tu autem aż z Bronxu, i jak zabezpieczył się przed podobnymi
reflektantami w przyszłości. Oto napisał na tekturze: MIESZKANIE JUŻ WYNAJĘTE.
CHORY W DOMU, NIE DZWONIĆ! i wsunął ją pomiędzy firaneczkę a szybę
oszklonychdrzwiwilli.
Przekręciwszykluczwzamkustwierdziłzezdumieniem,żedrzwiustąpiłytylkonapół
cala,apotemnatrafiłynajakąśprzeszkodę.Przypuszczając,żepodpierajetylkoUrszula,
rozpędziłsięwkorytarzu,byzjaknajwiększymimpetemuderzyćwdrzwiiotworzyćje
na oścież. Tymczasem solidne dębowe drzwi właśnie jego odrzuciły tak, iż omal nie
nakrył się nogami. Najdotkliwiej zabolało go lewe ramię, użyte jako taran w tym
niefortunnymzderzeniu,kląłzatemzbóluizbezsilnejwściekłości.
—Jacizatozapłacę,przeklętaPolko!
— Ani trzech zapaśników jej nie odepchnie. Całe umeblowanie sypialni podpiera
drzwi.Niepróżnowałamtutaj,jakpanwłaśnieodczułnaswejskórze—pochwaliłasięz
kolei Urszula, po czym dodała stanowczo: — A teraz zatelefonuję po policję i zrobię
doniesieniekarneonapadnakobietęwjejdomu,jeślipannieopuścimejwilliwciągu
minuty!
— Minuty? Najmniej godzinę musi trwać gruntowne omówienie li tylko tego
spadkowegointeresu,apotem…
—Ointeresachpomówimykiedyindziejijedynieprzeztelefonlubwobecświadków.
Powtarzam więc moje ultimatum i głośno liczę sekundy tej ostatniej pańskiej pod tym
dachemminuty!Jedna…Dwie…Trzy…Cztery…
—Pięć,sześć—przedrzeźniałjązirytacją.—Jakżejamógłbymwyjśćstądnaulicę
podczastakiegooberwaniachmury?
—Whallusąparasole.Weźpanjedeniznikaj…Siedem…Osiem…Dziewięć…
—Mamzniknąćcizoczuchwilowo?Pomysłwręczdoskonały!—zamruczał,knując
noweszelmostwo,podczasgdyUrszulagłośnoliczyłasekundy.
— Trzynaście… Czternaście… Jeszcze pan marudzi? Chciałam sobie i panu
oszczędzićnowejreklamywbrukowcach,którychreporterzysnująsięjakcieńzapolicją.
Aleskoropanzmuszamnie…
—Niezmuszampanidoniczego…teraz.—Ostatniesłowoznowubąknąłcichopod
nosem.—Ufam,żeinnymrazemdojdziemydoporozumienia.
—Bylenietutaj!…Siedemnaście…Osiemnaście…
—Wkrótcepoliczymysięinaczej!
—Nierozumiem,copantammamrocze.
—Żewłaśnieodchodzęizatelefonujędopanijutrolubpojutrzeodadwokata,bypani
znimuzgodniłaczasimiejscenaszejkonferencji.
—Nareszciepanaprzekonałam—ucieszyłasięprzedwcześnie.
—Anaraziedowidzenia,piękna…wspólniczko.
— Żegnam… Ale muszę dotrzymać obietnicy i liczyć dalej, dopóki nie usłyszę
zatrzaśnięciadrzwiodulicy…Dwadzieścia…Dwadzieściajeden…
Odetchnęła z wielką ulgą, gdy zabrzmiało dobrze jej znane trzaśnięcie frontowych
drzwi; jeszcze za życia żony Theofil wychodząc z domu zatrzaskiwał je tak ordynarnie
głośno,żeszybydźwięczały.
Ponieważ okna wychodziły na ogród, nie mogła stąd zobaczyć ulicy ani auta, jakie
Theofilzaparkowałzapewnegdzieśwpobliżu,skądterazpowinienbyodjeżdżać.
— Jestem już uczciwie głodna, lecz jeszcze bardziej zmęczona tą denerwującą
przygodąinajpierwmuszęodpocząć.
Jednak czuła się tak wyczerpana fizycznie, że nie miała sił ani chęci do odsuwania
ciężkich mebli, bez czego przecież nie mogłaby wydostać się stąd i pójść do swojej
sypialni.
Przezwyciężyłaswąodrazędomeblaztakbujnąprzeszłościąiodrazuzauważyła,że
jego materac jest szczytem amerykańskiego komfortu. Ba, według przechwałek Ruth
Strickner, był on sporządzony na jej specjalne zamówienie i zawierał aż 1980 sprężyn i
sprężynek, czyli ponad dwa razy więcej, niż ma standardowy
beauty-rest
, ulubiony
materac aktorów i aktorek, najwięcej pono potrzebujących gruntownego wypoczynku,
nieprzerywanegosnuiłatwychzaśnięć.
Nicdziwnego,żewtychwarunkachiprzykołysancedeszczuzaoknamiprojektowany
na parę minut japoński odpoczynek przedzierzgnął się w drzemkę długą jak sjesta
rutynowanegoleniawtropikach.
Wtem odezwał się telefon, ale przerywane dźwięki jego dzwonka, które moderator
przygłusza i tłumi jak w większości nowoczesnych aparatów telefonicznych, były tak
ciche,żenieprędkozbudziłyzmęczonąPolkę.
Niezmieniającwygodnejpozycjiwrozkosznieelastycznymłożu,podłożyłasobiepod
policzekzdjętązwidełekaparatusłuchawkę,wktórejzachrobotałgłosKamilaHetmana,
głos zachrypły jak po niewąskim pijaństwie, lecz mimo to dla niej miły, najmilszy,
kochany. I ogromnie potrzebny obecnie dla pokrzepienia na duchu samotnej młodej
wdówki po jej dzisiejszych przejściach, okropnych i z pewnością jeszcze nie
zakończonych.
—Halo,Kamil?Jaktodobrze,żepanjużwróciłinienocujewHartford!Proszęteraz
nic nie jeść na Manhattanie, ja też miałam absolutny post od południa z powodu wizyt
reflektantów na mieszkanie — szczebiotała radośnie. — Proszę zaraz przyjechać do
ForestHillsnasolidnyobiad.Czekam.
— Po co było czekać tyle godzin i głodzić siebie, pani Urszulo? A nuż wróciłbym
jutro?Zresztąidzisiaj,zanimbymdotarłdopani,byłabydziesiąta!
— Rzeczywiście, że to już jest kwadrans po dziewiątej — stwierdziła na zegarku ze
zdziwieniem. — Jak ten czas leci! Nie przypuszczałam, że tak późno. Ha, wobec tego
nazwiemyobiadkolacją…
—Nie,jeślimambyćszczery.Doprawdywolałbym…dzisiajnie.
—Rozumiem—rozgrzeszyłagozciężkimwestchnieniem.—Zmęczyłapanasprawa
sądowawHartford.Nadobitkęteraznadciągahuragan…
—Togłupstwo,drogapani.Porozprawieodpocząłemświetniewpociągu,ahuragan
niestrasznywtakimmieściejakNowyJork;połamieparętysięcydrzewiparasoli,zrzuci
z dachów setki anten, zatopi kilkanaście kutrów – i po krzyku. Prawdę mówiąc, lubię
chodzićpoulicachpodczashuraganu
iczućdzikąsiłęjegowichury.
—Zatemjakażprzeszkodawstrzymujepanaodprzyjazdudomnie?
—Najważniejszazewszystkich!Wzglądnapanidobrąopinięipaniprzyszłość.Nie
powinienem… z czego nareszcie zdałem sobie sprawę… kompromitować pani swymi
częstymiwizytamii…
— Kompromitować swym towarzystwem mogłabym tylko ja pana, gdyby nie to, że
adwokatmusistykaćsięnawetzezbrodniarzami…
—Paniniejestzbrodniarką!—przerwał.
— Ale byłam aresztowana pod zarzutem wspólnictwa w najgorszej zbrodni, w
morderstwie!Ipanmnieztegowyciągnął,oczyścił!Tedoświadczonekryminalistki,które
zemną,debiutantką,siedziaływareszcie,mówiłynieraz,żetowielkizaszczytdlamnie,
iżpan,ongiśtakznanyadwokat,podjąłsięmojejobrony…
Kamil Hetman odczekał aż jej tchu zabraknie po tak oszałamiająco szybkim
trajkotaniu,poczymreplikowałsłabo,najsłabiejwswejkarierze.
— Od czasu epizodu w areszcie przeskoczyła mnie pani o dużo szczebli na drabinie
społecznej i… dolarowej. Panią zrehabilitowano zupełnie, a ja dalej jestem pijakiem i
kauzyperdąwykolejeńców.Jestemnadaldziademnałasceparuklientów,paninatomiast
zyskałapięknąwillęipółmilionadolarów.
—Mamzrezygnowaćzespadku,byniestracićpańskiejprzyjaźnii…
— Czy pani oszalała! — krzyknął. — Rezygnować z dużego majątku, który jak z
niebaspadłimożezapewnićpanibeztroskieżycie?
—Imamtożyciepędzićdalszychdziesięćlatsamotnie?
—Bynajmniej!Panikonieczniepowinnawyjśćzamąż…zaczłekarówniezamożnego
jakpani.Isolidnego,aniezagościawmoimtypie!
—Ha,skoromójdoradcaprawnytakradzi,tochybaprzyjmępropozycjęmałżeńską,
jakąmidziśzrobiłpanTheofilSyga,czySigal,
false
Green.
—Panioczywiścieżartujeitoniewdobrymguście.
—Tonieżart,aleprawda!Nacomamprzysiąc,bypanuwierzył?
— Na nic. Wierzę, tylko nie mogę ochłonąć ze zdumienia, że ten łotr miał czelność
zrobićpanitakąofertę!Listownieczytelefonicznie?
—Osobiście!Wszedłrazemzgrupąreflektantównamieszkanie,ucharakteryzowany
tak,iżniepoznałamgo.PotemTheoskryłsiętugdzieś,agdywszyscyodeszli,zaskoczył
mnie w sypialni i zaczął molestować propozycjami spółki małżeńskiej dla obalenia
testamentuiwstrętnymiumizgami.Ledwiesięobroniłam.Igroziłrewolwerem,gdybym
krzyczałalub…
—Paniterazdopieromitomówi?!—wtrąciłKamilwzburzonydogłębi.
— W ogóle nie powinnam nic o tym mówić z takim wątpliwym przyjacielem i
niedbałymadwokatem,któryniechciałmnieodwiedzićdzisiaj,wdniunajokropniejszym
dlamnieoddniazabójstwapaniStrickner.
Po takich wymówkach Kamil Hetman oczywiście zaczął kajać się i składać jak
naoliwiony scyzoryk, a gdy wysłuchał sprawozdania o końcowym epizodzie jej
najświeższejprzygody,uległwręczpanicznemuprzerażeniu:żeTheofilSiegelnieopuścił
willi, że zapewne zamierza powtórzyć podstęp, który już raz udał mu się dzisiaj, że
czatuje na moment, gdy jego ofiara wyjdzie ze swej zabarykadowanej forteczki, że
wówczas zaatakuje ją z brutalnością wyłączającą możliwość wszelkiej obrony, że nie
pozwolitymrazemwyprowadzićsięwpoleżadnymwybiegiemanipodstępemitakdalej.
—ProszęwięctkwićtamibrońBożenieusuwaćmeblipodpierającychdrzwi,dopóki
niemamypewności,żeonwyszedł.Usłuchaszmnie…kochanie?
—Abędzieszcodzieńodwiedzałmnieikochał?
—Tak,tak,tak!Tylkoniewychodźstamtądnakrok,dopókijanieprzyjadę,pamiętaj!
—nalegałKamilusilnie.
—Czyprzyjedzieszzaraz?
— Skoro tylko złapię jaką wolną taksówkę. Ach, muszę też przedtem zatelefonować
doLuiggiego,żeupragnionyprzezniegomisterGreenwróciłdoNowegoJorku.Aleten
radosnydlańraportzabierzemitylkopółminutyPowiemmu,żesamnieznambliższych
szczegółówiżewłaśnieponiepędzędociebie.
—Możenaprawdętylkodlategochceszmniedziśodwiedzić?
— Nawet Luiggi w to nie uwierzy, po cóż więc droczysz się ze mną, kochanie? Do
widzeniawkrótce,będęuciebienajdalejzapółgodziny.
Ażeby przygotować obiad czy kolację w kuchni i nakryć do stołu, musiała opuścić
bezpiecznąforteczkęwzabarykadowanejsypialninapiętrze.WprawdzieadwokatKamil
Hetman gorąco przestrzegał ją przed takim ryzykiem, ale jego obawy, podyktowane
troskliwością o nią, wydały się jej przesadzone. Pamiętała bowiem z czasów czwartego
małżeństwa Ruth Strickner, że jej ostatni mąż nigdy nie usiedział długo na jednym
miejscu,wciążlubiłkrążyćpodomu,wszędziezaglądaćitrzaskaćdrzwiamiluboknami.
Od chwili gdy przednia straż huraganu posunęła się dalej na północny zachód,
zdobywając Harlem i Bronx, ulewa w Forest Hills przejściowo zmalała i wicher także
jakby z tłumikiem wygrywał swoje pasaże na drutach i antenach. Przy zamkniętych
oknach można by więc już teraz dosłyszeć skrzypnięcie podłóg i schodów pod ciężkimi
krokami zwykle hałaśliwego Theofila, tymczasem Urszula, pomimo pilnego
nadsłuchiwania,niezłowiłauchemnajmniejszegoszmeruwewnątrzwilli…narazie.
Uspokojonatym,jakrównieżprzekonana,żeKamilHetmanjużjedziedoForestHills,
odsunęłanabokbarykadęzmebliiwyszłazsypialninakorytarz,którymdotarładoklatki
schodowej.Stanąwszyujejszczytuspojrzaławdółdohallu,gdziepodobniejaknagórze
świeciłysięnadalwszystkietesamelampy,jakiezostawiłazapaloneprzedtem.
— Tu również nie ma żywego ducha. Poczciwy Kamil obawiał się o mnie całkiem
niepotrzebnie—uznałazbytpochopnie,schodzącnaparter.
Wkroczywszy do kuchni, zaświeciła główną lampę u sufitu, okna zasłoniła tylko do
połowyiwzięłasiędoroboty.KuchennarobotajestuproszczonawStanach,gdyżsklepy
mają w bród wszelkich wiktuałów, a mięsiwa, drób i ryby sprzedają kompletnie
oczyszczone tak, aby były ready to cook, gotowe do gotowania. Gotujący w parze pod
ciśnieniem
pressure cooker
zmiękczy za kwadrans nawet najtwardsze warzywa, a te
gospodynie, które nie dbają o świeżość wiktuałów, kupują puszkowane mięsa, szynki,
zupyijarzyny;wystarczyjepodgrzać,abymiećobiadzpuszekgotowyzadziesięćminut.
KrótkozabawiłaUrszulaprzygazowympiecuielektrycznejlodówce,zatoznacznie
więcej czasu poświęciła nakrywaniu do stołu. Na co dzień wolała, jak większość
tubylców,spożywaćwszelkieposiłkiwkuchennejdinette,podręcznejjadalencezłożonej
tylko z małego stołu i dwu ławek. Lecz gościa tak miłego sercu jak Kamil Hetman
pragnęła uczcić kolacją w dużej jadalni, przy świecach płonących w srebrnych
kandelabrach,nastoleprzybranymkwiatami.
—Czemumająstaćbezużyteczniewkredensachwszystkietelicznesrebra,porcelana
ikryształy?Czyżniemogęużywaćjakchcętego,costałosięmojąwyłącznąwłasnością?
— monologowała, jakby odpierając czyjś zarzut, a nie przeczuwając, że niebezpieczny
pretendentdospadkupoRuthStricknerobserwujejąbacznie,odkądwyszłazkuchni.
Jadalnia,oprócztrzechokienwychodzącychnaogród,miałaczworodrzwi.Pierwszez
lewej strony wiodły do kuchni, czwarte do męskiego gabinetu, a w szerokiej ścianie
naprzeciw okien znajdowały się trzecie drzwi, te do salonu, oraz bliżej kuchni drzwi
drugiedotylnejczęścihalluprzedzielonegoklatkąschodową.
Właśnietedrugiedrzwiotworzyłysięnagle,gdyUrszulaskończyłazasłanianieokien,
izhalludojadalniwkroczyłszyderczouśmiechniętyTheofilSiegel.
—Dobrywieczór.Jakwidzę,niespóźniłemsięnakolację—rzekł,przesuwającsięw
lewo,jakbychciałPolceodciąćodwrótdokuchni.—Czytak?
—Tak—wykrztusiłaztrudem.—Kolacjajeszczeniegotowa.
Odchrząknęła,bogłoswiązłjejwgardleściśniętymstrachemwiększymniżprzedtem
wsypialni,gdyżterazlękałasiętakżeożycieKamila.Silniejszyodniegozpewnościąbył
ten barczysty zbrodniarz, nie mówiąc już o przewadze, jaką dawało mu nad nimi
posiadanierewolweru.
—Nieszkodzi,żeniegotowa—ciągnąłdalejintruz,pasącobleśnywzrokwidokiem
jejbladościijakbybezradnościkompletnej.—Posiliłemsiętym,coznalazłemwnaszym
barzeiwyspałemsięsetnienakanapiewnaszejsalcebilardowej.—Miałnamyślisalę
gier z bilardem w pośrodku i salkę do tańców z małym barem w jej rogu, obie zaś
znajdowały się w suterenach willi, którą snadź już uznał za wspólną ich własność. —
Wobectegoraczęcierpliwiezaczekaćnakolację.Inasłodkideserodpani!
—Zamiastczekaćbezczynnie,niechmipanipomożewnakrywaniudonaszegostołu,
gdyżnasigościeprzyjadąladachwila—rzekłaUrszulajegostylem.
Przyszło jej na myśl, że może oszczędziłaby Kamilowi niebezpiecznego spotkania,
gdybyprzedtemzdołałaprzekonaćwstrętnegożonobójcę,żeonaoczekujeterazprzyjazdu
kilkumężczyzn,anietylkojednego.
Realizując swój plan podeszła Urszula do kredensu z porcelaną i zaczęła zeń
wyjmowaćtalerzepłytkie,głębokie,spodki,filiżankinakawę,potemkieliszki,szklankii
talerzyki na kompot, wreszcie ze szkatuły noże, widelce, łyżki i łyżeczki, a wszystkiego
posześćsztuk,zdośćgłośnymodliczaniem.
—Coście?Copaniznówzmyśla!Jacygoście?
—Ci,którychzaprosiłam—odburknęła,przenosząctalerzenastół.
—Zaprosiłapaniażsześćosób?
— Tylko cztery, ja miałam być piątą, no ale pan sam się zaprosił na szóstego. Gdzie
panaposadzić?Czynamiejscupańskiejnieszczęsnejżony?Anużonazjawisięjak
duch
Banka
?
— Skoro pani już po raz drugi wspomina o duchach, to widać szykuje się tu seans
spirytystyczny—wnioskowałmylnie.—Czyligościezjawiąsiędopierokołopółnocyi
mamyprzedtemmocczasu.
—Nie.Będąodziesiątej,awięczapięćminut.
Theofil Siegel, tchórzem podszyty, choć brutalny wobec słabszych od siebie, zaczął
niespokojnieprzenosićwzrokzUrszulinaantycznyzegarścienny.
—Akimżesącigoście,jakichpanizaprosiła.Ichnazwiska?
—AdwokatKamilHetman,mójobrońca,któregonazwiskopowinienpanjużznaćz
gazet. Oprócz Kamila przyjadą jego trzej byli koledzy uniwersyteccy, także wybitni
prawnicy, z których jeden pracuje teraz w prokuraturze, drugi w policji, trzeci w
więziennictwie.
— Myślę, że tak groźne zawody dorobiła pani zwykłym kauzyperdom, żeby mnie
wypłoszyć.Acobędzie,jeślijazagrodzędrogępaniiniepozwolęjejwpuścićtychgości
dowilli?
Obawiałasiętakiejewentualności,leczmusiałabrnąćdalej.
— Jeśli zaproszonym gościom nie otworzę drzwi, adwokat Hetman natychmiast
zaalarmujepolicjędoniesieniem,żepanznowumniemolestuje.
—Żejaznowu?…Askądonwie?
—Odemnie.Gdyprzedgodzinąspytałtelefonicznie,czyzgłosilisięjacyśreflektanci
namieszkanie,musiałamprzecieżwspomniećiopanu.
— Ale nie tylko o mej ofercie mieszkaniowej, prawda? Także o projekcie obalenia
testamentuiomychobcesowychzalotach,co?No,gadaćprawdę!
—Jeślipanżądaprawdy,totymbardziejmadoniejprawoobrońca.Powiedziałammu
to,coklientkamusipowiedziećswemuadwokatowi.
—Idlategowiezietuzsobątrzechłapaczy?
— Jeśli pan chce uniknąć z nimi spotkania, radzę uciekać natychmiast! Dziesiąta
dochodzi! — Urszula wskazała na zegar, który basowym tonem zaczął wybijać godzinę
dziesiątą.—Ilepiejniechpanniewychodzizwillifrontowymidrzwiami.
—Czytotroskliwośćomnie,czyoowegoadwokata?
—Omojeszyby,którewaszekulemogłybyporozbijać—odparłazudanąflegmą.—
Radzępanuzmykaćcoprędzejkuchennymidrzwiamialboprzezpiwnicęigaraż.
— Przez garaż, to świetna myśl. I nie wyjdę stamtąd, tylko wyjadę sobie wygodnie
naszymsamochodem…Apanizemną!
—Ja?—krzyknęłazaskoczonanowąniespodzianką.—Jakąkorzyśćpan…
—O,niejedną—wtrąciłzłowrogo.—No,idziemydopiwnic.
—Panfatalniepogorszyswąsytuację,zabierającmniezsobą.Kradzieżautatomałe
przestępstwo,aleporwanieczłowieka–tokrzesłoelektryczne!
— Pani zostawi tutaj notatkę wyjaśniającą adwokatowi, że odjeżdża pani ze mną
dobrowolnie!No,pisać!
—Jakinaczym?Musztardąnaobrusie?—odburknęłazgniewem.—Musiałabym
poszukaćprzyborówdopisania,atymczasemgościenadj…
—Tujestwszystko,czegotrzeba—wtrąciłTheofil,rzucającnastółwyjętyzkieszeni
bloczekpapieruiołówek.Równocześniewyjąłrewolweriwymierzyłnadstołemwgłowę
Urszuli. — A ta niezawodna spluwa naszpikuje pani móżdżek ołowiem w razie
nieposłuszeństwalubpróbynowegopodstępu!
—Wobectakprzekonującegoargumentuustępuję.Comampisać?
Wszystkoto,cojejTheofilSiegelpodyktował,napisałajaknajszybciejdlatego,żeby
Kamil Hetman nie zastał ich tutaj i nie naraził się na szpikowanie ołowiem. Dziesiąta
godzina minęła, powinien był już przyjechać, jak obiecał. Zapewne z powodu słoty nie
zdołał wnet znaleźć wolnej taksówki i to spowodowało opóźnienie, które przy obecnej
sytuacjimogłomuocalićżycie.
— Oby tylko Kamil uniknął niebezpieczeństwa — szeptała po polsku, podpisując
wymuszonynaniejlist.—Mniejszaomnie.
Jak zwykle, Urszula troszczyła się bardziej o kogoś niż o siebie. Dlatego zapewne
pragnęła ongiś poświęcić się leczeniu chorób zaraźliwych w krajach tropikalnych, ale
studia medyczne uniemożliwiła jej wojna, inwazja nazistowska i wywiezienie na
przymusowe roboty do Niemiec. Po wojnie, w obozie dla wysiedleńców, wyuczyła się
pielęgniarstwa, gdyż ten zawód nie wymagający studiów uniwersyteckich stosunkowo
najbardziejodpowiadałjejsamarytańskimzamiłowaniom.
PotemjednakszykanyNiemcówi
potępieńczeswary
polskichtowarzyszówniedolitak
jej obrzydziły pobyt w Niemczech, że z wdzięcznością przyjęła propozycję wyjazdu do
AmerykinaprywatnąpielęgniarkęciężkochorejpaniRuthStrickner,którejdolegliwości,
jak się przekonała po przyjeździe, były objawami głównie tej społecznej epidemii, jaka
trapiznudzonychbogaczy.
Dowodemskuteczności„duchowejterapii”czydodatkowegowpływuUrszulibyłoto,
że narwana milionerka ostatecznie przeznaczyła 75 procent swego majątku na szpitale i
inneceledobroczynne,podczasgdywpoprzednichtestamentachchciałaolbrzymiesumy
głupioroztrwonić.
— W porządku. Napisała pani dyktat bez szachrajstw i nawet bez błędów
ortograficznychtakczęstychucudzoziemców—pochwaliłjąTheofilSiegel,zbadawszy
uważnietekst.Naśrodkustołupołożyłtękartkę,ajejrożekprzycisnąłkandelabrem.
PotemskinąłnaPolkę,któraumyślnieniezdjęłabiałegofartuszka,bypóźniejwrazie
spotkaniajakiegośpolicjantamiećdowód,żeporwanojązdomu.Jakbowiemwiedziałaz
gazet, przyłapani na gorącym uczynku porywacze lubią bujać, że wieziona przez nich
osobasamazaczepiłaichnaulicyiprosiłaopodwiezieniejejdomiejsca,kołoktóregoich
policjazatrzymała.
—Czegopanjeszczeżąda,panieZyga?
— Siegel! Żądam, żeby pani szła pierwsza. Najkrótszą drogę do naszego garażu
dobrzeznamy,prawda?
Also,vorwaertsmarsch!
Urszula opuściła jadalnię drzwiami prowadzącymi do tylnej części podłużnego hallu,
który przepoławiała klatka schodowa. Pod jej głównymi schodami, prowadzącymi z
frontowejczęścihallunapiętro,znajdowałosięzejścieiskromniejszeschodydopiwnicy
lub raczej do wszystkich piwnic willi, wybetonowanych, ogrzewanych i dobrze
oświetlonych niczym mieszkalne sutereny. Ostatnia z piwnic, wyposażona w szerokie
wrotaiwbetonowąrampęukośniewspinającąsiękudrugiejulicy,służyłajakogarażna
dwasamochody.
Zaledwie jednak weszła do hallu, posłyszała w drugim jego końcu chrobot klucza w
zamku frontowych drzwi willi! Któż się tam dobierał? Przecież Kamil Hetman nie
posiadałkluczy.Imiałprzyjechaćdoniejsam,tymczasemtamzaotwieranymidrzwiami
rozbrzmiewałytrzylubczterygłosymęskie.
Powód tych niezrozumiałych dla Urszuli innowacji był nader prosty. Apodyktyczny
papa Luiggi Strano, wysłuchawszy przez telefon krótkiego raportu swego adwokata o
nieoczekiwanym pojawieniu się poszukiwanego przez nich Greena, zadecydował po
dyktatorsku:
—Nieważsiębraćtaksówki,kauzyperdo,ijechaćbezemnie!Czekajprzeddomem,
za kilka minut przyjadę po ciebie i wraz z eskortą honorową, należną Greenowi, razem
popędzimydoForestHills.
Rozkaz nie znoszącego sprzeciwów papy spowodował kilkuminutowe spóźnienie, za
to słabą, jednoosobową odsiecz nigdy nieuzbrojonego Kamila Hetmana wzmocnił
kolosalnie, powiększywszy ją o trzech zabijaków. Jeden z nich, będąc ongiś mistrzem
wytrycha,odemknąłfrontowedrzwiwilliwrekordowokrótkimczasie.
—No,jesteśmynamiejscu.Zaczekajcietu,przyjaciele,jasampójdęponią—rzekł
KamilHetman,idącwgłąbhallu.
Zamierzał iść na piętro do sypialni Ruth, spodziewając się, że Urszula siedzi tam
jeszczewciążzabarykadowana,jakjejradziłusilnie.Onazaśsądziła,żeKamiljużdojrzał
ją i jej prześladowcę w drugim końcu hallu, że ryzykancko maszeruje wprost naprzeciw
niebezpieczeństwu,więczapragnęłagoostrzec.
— Stój! Theo ma rewolwer! Nie chodź tu! — zdołała krzyknąć, zanim idący za nią
TheofilSiegelzdążyłzatkaćjejustawolnądłonią.
—Jeszczesłowo,azginiesz!—wrzasnąłzwściekłością.
—Och!Czemuśmnienieusłuchała—jęknąłKamil.
—
Come!
Evviva! — cieszył się równocześnie Luiggi. — Signor Green jeszcze jest
tutaj, poznaję jego obmierzły głosik… Chłopcy, tego łotra chcę dostać w łapy żywcem!
Możebyćskaleczony,alekoniecznieżywy.Przetomierzciedokładnie,gdy…
—Nie!Niestrzelajciewcale!Boją…ją…możecieniechcącozranić—mówiłKamil
błagalnie,cowmigpodsunęłotchórzliwemuTheofilowimyślłajdackiegowykorzystania
sytuacji.
— Racja. Ona jest moją żywą tarczą! — zawołał, kryjąc się za plecami swej ofiary,
którąterazlewąrękąobejmowałwpół,aprawąterroryzowałrewolweremprzyłożonympo
nazistowskudotyłujejgłowy,tużnadkarkiem.—WaszekulepodziurawiąUrszulę,nie
mnie!
—Porcomaledito,akimzasłoniszswójgrzbiet,tycuchnącytchórzu?
—Aha,chceciemniezajśćztyłu,przezkuchnię,odjadalni?—wymamrotałciszej.—
Niepróbujcieprzeszkadzaćmejucieczce,ostrzegam!
—Dobrze,zmykajłotrzyku,alekobietęzostawwspokoju.
—O,nie!Onajestmojązakładniczkąilufęmaprzyłożonądokarku!Tamrąbnieją
mojakula,jeśliujrzęjakiśwózzasobą.
Miotająctakiepogróżkiiwlokączsobąnieszczęsnążywątarczę,wycofałsięzniąna
schodywiodącedopiwnicidrzwizasobązatrzasnąłogłuszającogłośno,jaktobyłojego
szpetnymnawykiem.
— Co dalej, papo? — spytał dawny mistrz wytrycha. — Czy mam otworzyć drzwi,
któretenskunkszatrzasnął?
— Wpierw trzeba znaleźć i obstawić inne wyjście z piwnic willi — uznał roztropnie
Luiggi Strano, wychodząc co prędzej na ulicę, gdzie mżył nadal ciepły deszcz, jaki
chmurygnaneprzezhuraganprzyniosłydoNowegoJorkuznajgorętszych,równikowych
okolicAtlantyku.—Czyznasz,kauzyperdo,rozkładtegodomu?
—Owszem,znam.AzkońcowejpogróżkiSieglawnoszę,żeonchceuciecstądautem
zgarażu,doktóregowjazdjestzarogiemtejulicy.
— Bene, benissimo! Zablokuję mu to wyjście, jeśli zdążę. Ty zaś wróć i pilnuj
schodów.
Mówiącto,Luiggijużwsiadłdoswegozaparkowanegopackarda,ruszyłnimcicho,ze
zgaszonymi lampami, skręcił w pobliską przecznicę, tam zaraz stanął i zgasił motor.
Zdążył ustawić olbrzymią limuzynę w poprzek wylotu podwójnie szerokiej rampy, po
której dwa auta mogły zjechać z tej ulicy do podziemnego garażu willi lub z niego
wyjechaćnaulicę.Zdążyłzablokowaćtędrogę,zanimotworzyłysięgarażowewrota.
Za przyciśnięciem guzika kontaktu elektrycznego wrota te, podobne do blaszanych
żaluzji na dużych oknach wystawowych, podnosiły się w górę po szynach zgiętych i
umocowanych pod niskim sufitem garażu lub zjeżdżały na dół aż do ziemi. Guziki
włączające prąd były oczywiście dwa, jeden wewnątrz tej piwnicy, a drugi na zewnątrz
umieszczony z boku na słupie w połowie rampy tak, aby automobilista wracający do
domumógłsobiesamwrotaotworzyćnawetbezwychodzeniazwozu.
Gdy wrota podniosły się w górę, Theofil Siegel polecił Urszuli zapalić tylko małe
światła i jak najciszej wyjechać na ulicę. Wolał, żeby ona prowadziła wóz, bowiem to
dawałomuwięcejszansdotrzymaniajejwszachuiwolneręcedoostrzeliwaniapościgu,
gdybydoniegowogóledoszło.
— Jakże wyjedziemy, skoro droga zablokowana przez jakiś karawan czy przez
półciężarówkę — powiedziała, mając na myśli przestarzałą limuzynę opiekuna
wykolejeńców.—Czybeknąćklaksonem?
—Poco?—żachnąłsięgniewnie.—Żebyzwabićtamtych?
—Byzwabićszoferatejlandary.
— On, zdaje się, śpi w niej… Miałem rację — dodał, zapaliwszy główne lampy i
wychyliwszysięzwozu.—Widaćspiłsięwieprz,takżezaparkowałlandaręnacudzym
drive-wayuichrapieażtusłychać.
— Lepiej, że śpi tutaj niż u siebie w domu, gdzie długo by go trzeba szukać. Jaką
metodąchcegopanzbudzić,skoroklaksonwyklęty?
—Namacalną!Dammuwpysktak,żezarazoprzytomnieje.
—
Perfettamente!
— zamruczał cichutko Luiggi, który słyszał każde słowo ich
rozmowy i z głową w tył odchyloną chrapał aż się rozlegało. — Spróbuj dać papie po
papie,poczympapacięzłapieipogadamy!
Plan ten niechcący popsuła Urszula przez swą niecierpliwość. Zamiast bowiem
zaczekać, aż jej prześladowca dotrze do tarasującej im wyjazd wielkiej landary i tak lub
inaczej obudzi jej szofera, wyskoczyła z auta, zaledwie Theofil Siegel przebył połowę
rampy. I pragnąc uniemożliwić mu powrót do garażu, nacisnęła guzik opuszczający
żaluzjowewrota,którychopadaniulubpodnoszeniusięzawszetowarzyszyłymetaliczne
chrzęstyiłoskoty.
Posłyszawszy je za swymi plecami, żonobójca zrozumiał w lot, co zaszło, jakie dlań
skutki pociągnęłoby to odcięcie od auta teraz i ogarnęła go fala mściwego gniewu. Od
razu zapomniał o blokującym wyjazd „pijaku”, którego chciał namacalnie obudzić i
zmusićdoprzesunięcialandarychoćokilkametrów.Zapomniał,żepowinienstąduciekać
choćbypieszo,natychmiast,zanimnadjedziepolicja,poktórąadwokatHetmanmożejuż
zatelefonował. Nawet strach o własną skórę przezwyciężyła żądza zemsty na
znienawidzonej,choćtakdiabloponętnejPolce,któraponowniewyprowadziłagowpole.
— Jeszcze mi nie uciekłaś! — warknął, robiąc wstecz zwrot na pięcie i pędząc z
powrotemdogarażu.Dolnąkrawędźpowoliopadającychwrótdzieliłoodbetonurampy
niecałe półtora metra, gdy Theofil przebiegł pod nimi z przezornie schyloną głową i
najpierw zajrzał do wnętrza obu samochodów, jakie jego zmarła żona zapisała wraz z
willą… nie jemu! — Nie ma jej. No jasne, że tu nie została chytra polska żmija, lecz
pomknęłazpowrotemdomieszkania.Jeślijejniedopędzę,dopędząjąkule!
Piwnicę położoną najbliżej podziemnego garażu kazała Ruth Strickner przerobić na
salkę do tańca z barem w rogu, a następną piwnicę na salę gier z bilardem i stołem do
ping-pongawpośrodku.Tutakżestałakanapa,naktórejdziśpodwieczórTheofilwyspał
się setnie. Wszystkie drzwi w suterenie były otwarte na oścież, dostrzegł więc swego
zbiegaszybkowychodzącegozbarudosalkigieribeznamysłustrzeliłwtymkierunku
dwa razy. Choć obie kulki gwizdnęły Urszuli blisko ucha, kontynuowała ona swą
ryzykownąucieczkę,głuchanajegowezwania:—Stój,lubzginiesz!
— Choćbym stanęła, zabije mnie także, skoro już raz zaczął strzelać i wrócił do
pułapkizamiastwybiecnaulicę—rozumowała.
Najbliższymcelemjejucieczkibyłytesameschody,poktórychmusiałazejśćtutajz
hallu, mając lufę rewolweru przyłożoną do głowy. Teraz zaś zrozumiała rychło, że
najłatwiejszy cel dla strzelającego utworzy wówczas, kiedy znajdzie się znów na tych
schodach. Bowiem widoczną jak na dłoni uczyni ją zawieszona ponad środkowymi
stopniamilampazdośćsilnążarówką.
Warto by ją przedtem zgasić, ale jak to zrobić na odległość? Czy cisnąć w nią kulą
bilardową?
Przebiegającprzezsalęgier,machinalniepochwyciłatrzybilardowekule,ottak,abyw
rękachpustychdotejchwilipoczućjakiekolwiekciężkieprzedmiotyprzydatnedoobrony
lub jako pociski. Zanim jednak dotarła na odległość zapewniającą celny rzut, ujrzała
zstępującegoposchodachmecenasaKamilaHetmana.
—Stój!Uciekaj!—krzyknęła,oczywiściebezskutku.
Nie mogła teraz ani nawet spróbować ryzykownego rzutu kulą bilardową do
bimbającej koło jego głowy żarówki, a jej światło narażało go na strzały przestępcy. Po
najbliższejdetonacjiażpociemniałoUrszuliwoczachzestrachuożycieKamilainagle
rozbiegane spojrzenia jej oczu przyciągnął do siebie umocowany przy wejściu do
kotłownidużyjakfiliżanka,czarnyprzedmiot.
Był to tutejszy main switch, główny wyłącznik prądu elektrycznego, używany tylko
podczas reperacji starych przewodów lub zakładania nowych w jakimś pokoju. Jeden
półobrót jego małego lewarka pozbawiał, jak mawiali elektromonterzy, „soków
żywotnych” wszystkie lampy, radia, telewizory, wentylatory, lodówki, zegary ścienne,
dzwonkioddrzwi,wrotawgarażuisławetnąwindę.
Widok głównego wyłącznika podsunął teraz Urszuli prosty sposób zabezpieczenia
Kamilaisiebieprzedkulamizbrodniarza.Dopadławyłącznikawdwususach,przekręciła
lewarek i momentalnie pogrążyła całą willę w ciemnościach. Całkiem podobny, tylko
trwalszy efekt miało tu na wiosnę pamiętne krótkie spięcie, spowodowane morderczym
zamachemVidalaBazukinażycieotyłejRuthStrickner.
Jej nikczemny mąż i właściwy sprawca tej wyrafinowanej zbrodni musiał chyba
zauważyćanalogięobydwóchzaciemnieńwilli,achociażnielękałsięduchów,tylkoludzi
silniejszychodniego,uległpewnejkonsternacji,gdynagleotoczyłygonieprzebitemroki
nocy w piwnicy. Bojąc się zasadzki, Theofil Siegel przystanął, potem odwrócił się
posłyszawszy jakieś łoskoty za swymi plecami, w garażu. Tam zaś raptowne zgaszenie
światełzastałopapęLuiggiego,któremudwajjegoasystencicodopieropomoglipodnieść
wrota,teżstrajkującebezelektryki.
Tak oto, podczas gdy pięciu mężczyzn znienacka zaskoczonych zgaszeniem
wszystkich świateł stanęło w miejscu, zastanawiając się co począć dalej, Urszula cicho
szławciemnościachkuschodom,doktórychkrótkąjużdrogę„sfotografowała”sobiew
pamięci przed użyciem wyłącznika prądu. Zanim go użyła, Kamil zjechał po poręczy
schodów, aby je przebyć szybciej i właśnie u jego stóp zderzył się ze swą najładniejszą
klientką.
Wciemnościachzderzylisięrozchylonymiustami,couniemożliwiłoimkonwersację
na cały czas trwania tego pierwszego, bardzo długiego pocałunku i kilku jego repetycji
bynajmniejniekrótszych.
—Matoniekiedyswojedobrestrony,jeśliświatłazgasną—mruknąłHetman.
—Pssst!Tojazgasiłam,bymuutrudnićstrzelaniedonas—odparłamłodawdówkaz
ustamiprzyciśniętymidouchamecenasa.
Zkoleimecenasuczułpotrzebępocałowaniamałegouszkaklientkiispytania,czynie
byłobyimwygodniejrozmawiaćnajakiejśkanapiewmieszkaniu,czylinajpierwwrócić
nagórę.
—Tak,aleonusłyszy,boteschodyskrzypią.Muszęgonajpierwwypłoszyćnadrugi
koniecsutereny.
—Jak?Niepozwolęcinarażaćsięsamej.
—Bądźspokojny.Znamjegopiętęachillesową.
Zwinęładłoniewtubkęprzyustachiodwróciłagłowęukośniedobocznejściany,żeby
zdezorientowaćzbrodniarza,skądjejgłosdobiega.
—Zabiłeśżonęprądemisamzginieszodprąduelektrycznego,nikczemnyTheofilu—
zawołała,silącsięnatonkapłankirzucającejuroki.
— Czemu pani zgasiła światła? — spytał Siegel, a w jego głosie wibrowało więcej
strachuniżwściekłości.
— By móc całe napięcie prądu skierować w druty, na które lada chwila nadepniesz,
morderco,izginiesz!
Nawet uczniak uśmiałby się z takiej pogróżki, ale nie maniak z zastarzałą fobią czy
obsesją na punkcie elektryczności, odkąd piorun zabił tuż przy nim kilku jego kolegów
poddrzewempodczasburzy.
Jakzawszewmomentachtrwogilubzdenerwowania,TheofilSiegelodczułpotrzebę
zapaleniapapierosaizaciąganiasięrazporaz,leczUrszulaudała,żerozumietocałkiem
inaczej.
— Świecisz sobie zapałkami, by nie nadepnąć na zabójcze druty — zawołała,
podsuwającmutymsamymradę,zktórejskwapliwieskorzystał.—Alemycibędziemy
tezapałkigasilijednąpodrugiej…Bićwniego,czymktomoże,coktomapodręką!—
krzyknęła i z całej siły rzuciła kulę bilardową tam, gdzie błysk zapałki zdradził jego
miejscepostojuwciemnościach,potemdrugąkulęitrzecią.
Któraśznichmusiałagotrafić,gdyżryknąłzbólu.Cofałsię,jakświadczyłooddalanie
sięodschodówrozżarzonegoczubkajegopapierosaicorazdalszemiejscapóźniejszych
wybłysków zapałek, jakie rzucał na posadzkę, szukając owych drutów z przewodami
wysokiego napięcia. Apel o bombardowanie uzbrojonego w rewolwer przestępcy
przedmiotami,jakiekomuwpadnąpodrękę,zyskałpełnepoparciepapy.
—
Per Dio, questa donna
mówi do rzeczy, jakby była mężczyzną! — powiedział
LuiggiStranoznajwyższymuznaniemdodwóchwykolejeńców,jakichprzywiózłtudziś
z sobą, słusznie snadź przewidując, że chuderlawy adwokat Hetman sam nie sprosta
takiemułotrowijakTheofilSiegel.—Walcieżwięcwdraniajakwkaczykuper,pókinie
odrzucispluwyinieskapituluje.
—Wymacałemtucałąbaterięmałychbutelekzpiwem.Grzechmarnowaćtakiedary
Bożedlarozbiciamułba,prawda,papo?
— Wara celować nimi w łeb! Nuż traficie go w skroń i ukatrupicie na miejscu? Ze
względu na bambino, ten jego zły duch musi żyć… do pewnego czasu, capite,
rozumiecie?Mierzciebutelkamitylkoponiżejjegogłowy—upomniałichopiekunidał
rozkazwymarszu,gdywszyscytrzejuzbroilisięobficiewpiwnąamunicję.—
Avanti!
Oberwawszy jedną butelką w kolano, drugą w brzuch, Theofil Siegel w desperackim
porywie wystrzelił na oślep resztę ładunków, potem rzucił się do ucieczki ku garażowi i
pociemkuwpadłwprostwobjęciapapy.
— Signor Green we własnej osobie, prawda? No, nareszcie mogę zaspokoić swą
tęsknotę za spotkaniem z tobą, porco maledito — ucieszył się Luiggi Strano, wiążąc
swemu jeńcowi ręce na plecach tak „czule”, że ów, mając dłoń świeżo dziś skaleczoną
okruchami stłuczonej żarówki, jęczał z bólu. — Pilnujcie go, chłopcy, jak cennej
kontrabandy.Jamuszępogadaćnaosobnościznaszymkauzyperdąijegodzielnądonną.
—Wmieszkaniubędziewygodniej,papo.
Urszula znów podeszła do głównego wyłącznika i lampy zapłonęły z powrotem,
oświecając małe pobojowisko, schwytanego przestępcę i jego pogromcę, który także
wyglądałodpychającodziękiswemupodobieństwudodużejmałpy.Wiedziałajużjednak
od Kamila, że stary Luiggi Strano, pomimo swej siły, gwałtowności i brzydoty, która
pozyskała mu ów przydomek goryl, jest altruistą i ostatnią nadzieją ludzi opuszczonych
przezwszystkich.
W jadalni willi wyjaśniła zagadkę sześciu nakryć, co jeszcze zwiększyło podziw
Luiggiego,któregojużprzedtemwprawiławzachwytpróbązamknięciawrótodgarażui
odcięcia drogi jej prześladowcy, ryzykowną ucieczką z auta, wyłączeniem prądu dla
uniemożliwienia przestępcy celności strzałów i w ogóle godną mężczyzny akcją na polu
bitwy.
Dopiero kiedy Urszula wyszła do kuchni, żeby nieoczekiwanym wybawcom
zaprezentowaćswojegastronomicznetalenty,zacząłLuiggiomawiaćproblemyprawnicze
zadwokatemHetmanem.
—Gadaj,kauzyperdo,comusiGreenodszczekać,żebynaszgłupiżigolakzafasował
letkiwyrokwprocesie,wjakiwdepnąłprzezniego.
—Byłobydobrze,gdybyGreen,
recte
TheofilSiegelwcałejrozciągłościpotwierdził
zeznaniazłożonewśledztwieprzezVidalaBazukę.
— Czy ten porco maledito powinien to zrobić własnym pismem na papierze, żeby
późniejwsądzieniemógłsięzapierać?
— To jasne, że własnoręcznie spisane przyznanie się do winy i przytoczenie jego
rozmów z Bazuką byłoby najbardziej pożądane. Czy jednak taki łotr jak Theo Siegel
zechce dobrowolnie oskarżać siebie o główny udział w morderstwie? Nie, papo, o tym
szkodamarzyć.
—Jazaślubięimarzyć,ispełniaćniektóremarzenia—odparłLuiggizezłowrogim
błyskiemczarnychjakwęgleoczu.Aznasztyjakiśinnysposóbuwiecznieniaspowiedzi
arcyłotrachwilowoskruszonegomymi…perswazjami?
— Utrwalenie jego słów na taśmie magnetofonowej. Ale do tego trzeba by kupić za
dwie setki lub wypożyczyć za dwudziestkę dobry
tape-recorder
i ukryć ten aparat
wielkości patefonu zgrabnie tam, gdzie Siegel będzie przesłuchiwany… Tylko… to jest,
papo, bardzo ważne pytanie!… jakimi, zapewne namacalnymi, perswazjami zamierzasz
nakłonićgodoszczerychwynurzeń?
— Odkąd przez niego bambino wdepnął w mokrą robotę i w proces, który może
kosztować go życie, nieraz rozmyślałem, co pocznę, gdy Green kiedyś wpadnie w moje
mściwełapy.Czasemplanowałemsobiepraćgopobuźce,dopókidrańniewyśpiewacałej
prawdy.
—Papo,takiemordobicieodradzamusilnie!
—Zgoda,kauzyperdo,botwojamądradonnaniechcącywskazałamilepszysposóbna
zmiękczenieGreena:onmanajwiększegopietraprzedelektryką!
— Owszem ma. I cóż stąd? Czy chcesz mu zaaplikować
shock treatment
, wstrząsy,
jakimi pono dziś leczą niektórych wariatów? Czy sądzisz, że jakikolwiek szpital
wypożyczycitakąaparaturę?
—Możejająsobiewypożyczębezwiedzyszpitala?Amożecimoichłopcy,których
za kradzieże wylano z elektrowni, zmontują mi coś na podobieństwo gorącego fotela z
SingSing?Przyjedźdomniejutrowieczór,tozobaczysz,jakelektrykąłaskotamyróżne
częściciaławinowajcy.
Po kolacji Luiggi odkomenderował adwokata Hetmana do czułego pilnowania donny
w kuchni przy myciu naczyń, aby podczas procesu mogła z czystym sumieniem
zeznawać,iżniewie,kiedyiktórędySiegelopuściłjejwillę,gdybyjegoadwokatnękałją
ipróbowałdyskredytowaćpytaniamioto.
Tymczasemwpiwnicyłysemuwięźniowizalepionoustaplastrem,abyniemógłwołać
opomoczautapodrodze,iwłożononańjedenzceratowychpłaszczyrybackich,wjakie
LuiggiStranoprzyodziałsiebieiswoichtowarzyszynadzisiejsząsłotę.
Kapturipodniesionykołnierztegopłaszczaniepozwoliłybydostrzeczakneblowanych
ust ani przerażonej miny więźnia, gdyby w możliwym korku aut na Queensboro Bridge
ktośzinnegosamochodunatrętniezaglądałdownętrzalimuzynypapy,zaintrygowanyjej
dużymirozmiaramiiprzestarzałymtypem.
Zabezpieczywszy transport jeńca, wepchnął go Luiggi do tylnego przedziału swej
landary, sam usiadł tuż przy nim, a swoich dwóch dyżurnych asystentówumieściłnajej
przednimsiedzeniu.Potemodjechalitakdyskretnie,żenawetUrszulaniezauważyła.Gdy
niespełna godzinę później zatelefonował do Kamila Hetmana, by mu oznajmić, że
szczęśliwiedowiózłdosiebie„upragnionegogościa”,skorzystałazokazji,żebymuzrobić
łagodnąwymówkę.
—Ach,papo,jakmożnabyłoodjechaćstądtakbezpożegnania?!
—Niebyłonanieczasu,ślicznotko,gdyżłysońuciekłztwejpiwnicy.Iporwałmoją
limuzynę, więc musimy go ścigać — łgał Luiggi dla jej dobra, jak sądził, ale niechcący
napędziłjejstrachu.
—Uciekł,Theowamuciekł?Zatemonznówmożemnienapaść!
— Certamente! Zwłaszcza dzisiejszej nocy. Dlatego lepiej niech mój kauzyperda
czuwa tam nad tobą przez całą noc. Mnie on chwilowo niepotrzebny. Dopiero jutro pod
wieczórniechwpadniedomnienagodzinkę…
Buonanotte
.
Gdy nazajutrz pod wieczór adwokat Kamil Hetman przybył do portowej tawerny
TWOJAOSTATNIANADZIEJA,niezastałzaladąjejwłaściciela,tylkodwóchspośród
jegolicznychadoptowanychsynalków.
—Gdziepapa,chłopaczki?—zapytałich.
—Wswoimskładzietrunkówszmuglo…importowanych.Monterzyinstalująmutam
jakiśnowy
deep-freeze
—odparłmłodszy,dwudziestopięcioletnidryblas.
Starszy natomiast twierdził, że montowana dziś maszyna, to z pewnością nie deep-
freezeaniżadnainnalodówka,aleraczejelektrycznamaszynadokuracjiodtłuszczającej
dlagrubasów.Żadenznichjednakjeszczejejniewidział,gdyżLuiggizamknąłsiętamze
swymimonteramiinikogoinnegoniewpuszcza.
—Mniewpuści—przepowiedziałKamilHetman.
Prowadzącgoprzezswójmałylabirynt,podktórymwparumiejscachwodachlupała,
gdywiększystatekprzepływałrzekąkuzatocelubwprzeciwnymkierunku,pochwaliłsię
LuiggiStrano,żejużposiadapełnezeznaniaTheofilaSieglawobuwersjach,pisemneji
nagranejnataśmie.Doskruchynakłoniłogokilkadziesiątnieprzyjemnychwstrząsówod
dwucalowychiskierzmaszynkielektrycznejWimshursta,jakąznajomynauczycielfizyki
chętniewypożyczyłpapie.
A przecież Wimshurstowe iskry i wstrząsy były niczym w porównaniu z imitacją
krzesłaelektrycznego,jakądwajelektrotechnicy,zakradzieżeongiśpozbawienidobrych
posadisporadyczniewspieraniprzezLuiggiego,zmontowalidziśnajegożyczenie.Prąd
zastosowany przy tej namiastce „gorącego fotela” był za słaby, by mógł zabić
chuderlawego wyrostka, cóż dopiero takiego „byka” jak Theofil Siegel, ale trzęsionkę
dawałmutaką,żetchórzwyłimdlałzpewnościągłównieżestrachu.
—Chciałemmudaćprzedsmaktego,comacelaśmierciwSingSing,imyślałem,że
pobawię się nim przez kilka dni, a on już dzisiaj wyśpiewał wszystko! — narzekał
rozczarowanyLuiggi.—Przejrzyjjegozeznania,możejeszczejakiepytaniezechceszmu
zadać,apotemdorobięmudonógcementowycokół.
Tak zwane dorobienie do nóg cokołu pod własny pomnik polegało za czasów
prohibicjinatym,że
bootleggers
,azaichprzykłademprzeróżnigangsterzyschwytanemu
izwiązanemujużwrogowiwkładalistopydostarejmiednicyalbomałejkadziześwieżym
betonem. Gdy ten stwardniał, tworzył śmiertelny balast dla przytwierdzonego doń
człowieka, którego potem wywożono w nocy łodzią na głębinę i wrzucano do wody. W
ten sposób mordercy uzyskiwali pewność, że ich ofiara nie wypłynie na powierzchnię
rozdęta gazami, jak zwykli topielcy, albo że wpadnie do sieci rybakom. Taki „pomnik”
miałstaćnadniemorza,rzekiczyjeziora,dopókigorybynieobjedządoszkieletu.
—Niezrobisztego,papo—zacząładwokatHetmanspokojnie.
—Janiezrobię?CorpodiBacco!—oburzyłsiękrewkiLuiggi,chwytającdoradcęza
ramionatakmocno,żeóważzasyczał.—Tymizakażesz?
— Nie ja, lecz nasza wspólna troskliwość o bambino. Vidal oberwie najostrzejszy
wyrok,jeślizasiądzienaławieoskarżonychsam,bezSiegla.
—PrzecieżzeznaniaSieglamamuwiecznionenapiśmieinataśmie.
—Tozamałodlasądu.Prokuratorjezakwestionuje,jeślinieujrzynasaliichautora.
Ja też nie będę mógł wziąć Siegla w ogień krzyżowych pytań. A na przysięgłych
opowieściVidalaBazukiniewywrąwrażenia,jeśliniebędziemożnaskonfrontowaćgona
saliztym,którynamówiłgodomorderstwa.Dlatego,papo,jeżelichcesz,bytwójfaworyt
dostał wyrok łagodny, musisz dbać o cenne zdrowie Siegla, false Greena! Musisz jak
najprędzej wydać go w ręce władz, a ja wyślę komu należy odpisy tych zeznań, jakie z
niegoprądemelektrycznymwytrząsnąłeś.
— Hm, to brzmi dla mnie trochę pocieszająco, że Green także zasiądzie na ławie
oskarżonych i też będzie osmarowany w prasie. Ale gdzie pewność, że questo porco
maledito będzie skazany na śmierć? A nuż wyjdzie z więzienia już za dwadzieścia pięć
lat?
— Wówczas ty złapiesz go po raz drugi i zrobisz z niego pomnik na dnie Zatoki
Nowojorskiej już bez szkody dla sprawy Vidala — odparł Kamil żartobliwie, a Luiggi
Stranoudał,iżuważatęradęzadoskonałą.
Potem wypytywał go dość długo o Urszulę. Wszystko mu się u niej podobało prócz
uporu,zjakimwymawiałasięododwiedzeniaVidalaBazuki.Przecieżnawiosnęuważała
go prawie ze swego narzeczonego i omal nie przespała się z nim tragicznej nocy, gdy
telewizorzrzuconydowannyspowodowałzgonchorejnasercegrubaski,RuthStrickner.
Dlaczego więc ta ładna, dzielna, lecz może nazbyt zawzięta Polka teraz nie chce Vidala
aniznać?
—Popełniłciężkieprzestępstwoizawiódłjejzaufanie.Takmi,papo,wyjaśniła,gdym
ją zapytał o to samo — odparł Kamil Hetman i zasępił się nagle. — Mnie najbardziej
przeraża jej nieubłagana stanowczość — wyznał. — Bowiem Urszula powiedziała mi
dzisiaj,żetaksamozerwienazawszezemną,jakzerwałazVidalem,gdybymteżzawiódł
jejzaufanie…iznówzacząłpić.
Obawa spowodowana takim oświadczeniem ukochanej i znajomością własnej słabej
woli nie była jedynym zmartwieniem Hetmana. Drugie przybyło mu tuż po procesie
karnym wytoczonym przez prokuratora w imieniu ludności stanu Nowy Jork przeciwko
dwusprawcomwyrafinowanegomorderstwapopełnionegowForestHillsnaosobieMrs.
Ruth Strickner. Adwokat Kamil Hetman włożył tyle serca i zapału i kruczków
prawniczych w obronę swojego klienta, że Vidal Bazuka dostał tylko pięć lat więzienia,
podczasgdyTheofilSiegel,bronionyprzeztrzechmecenasów,oberwałpiętnaścielat.Po
pięćzakażdegoobrońcę,napisałpotemzłośliwiejedenzreporterów.
Gdy po wyroku Kamil wyrobił papie widzenie się z jego pupilem, Luiggi Strano
zacząłgopocieszaćjakumiał.
— Dostałeś pięć lat, bambino mio caro, ale tyle siedziałbyś tylko wtedy, gdybyś
gwałcił przepisy więzienne lub próbował ucieczki. Ale jeśli będziesz za kratkami
zachowywał się wzorowo, wyjdziesz na wolność już za dwa i pół roku, a druga połowa
karybędziecizawieszona.Czynietak,kauzyperdo?
— Tak, papa ma rację! — potwierdził Kamil, częstując papierosem swego klienta,
niezwykleponurego,odkądujrzałnasalirozprawUrszulę.
—Naszkauzyperdazasługujenatwądozgonnąwdzięczność,bowycyganiłdlaciebie
najłagodniejszywyrok,jakiktośmożedostaćzamokrąrobotę.
— Ale ukradł mi moją narzeczoną wraz z jej olbrzymim majątkiem! — wybuchnął
przystojny Kubańczyk, mierząc swego obrońcę i do niedawna przyjaciela nienawistnym
wzrokiem.—Tegomuniezapomnęnigdy!Caramba!Izatomu„podziękuję”krwawo,
gdytylkoodsiedzędwaipółroku.Jamuwtedy…
ZanimskończyłtozdaniedostałodLuiggiegopięściąwtwarztak,żerunąłnawznak.
— Papa z tobą najpierw pogada, gdy wyjdziesz z paki, ty niewdzięczniku, ty
wyznawco
sacro egoismo
! Co dopiero ocalono cię od fotela elektrycznego za mokrą
robotę,atyjużdrugągrozisz?Itokomu,niewdzięczniku,swemuobrońcy?No,topapa
tobie też przygotuje cementowy cokół pod własny pomnik na dnie morza — pienił się
LuiggiStrano.PotemująłKamilapodramięiskierowałsiękudrzwiom.—Chodźstąd,
drogi kauzyperdo, i zapomnij o groźbie tego porco antipatico. A co najważniejsze, nie
piśnijoniejanisłówkiemprzedtwojądonną,pamiętaj!
Końcowej rady adwokat Kamil Hetman usłuchał. Nawet po ślubie nie wspomniał
Urszuli o pogróżkach eks-żigolaka, lecz nie lekceważył ich, znając mściwość
KubańczykówiPortorykańczykówzróżnychprocesówkarnych.Ilekroćinterweniowału
władz w sprawie kogoś z wykolejeńców, których losy zagnały pod opiekuńcze skrzydła
papy do jego tawerny portowej znanej pod nazwą TWOJA OSTATNIA NADZIEJA,
przypominał sobie sprawę Vidala, głośną ongiś ze względu na niecodzienną rolę, jaką
odegrałwniejdwunastytelewizorpaniStrickner.
Opracowano na podstawie edycji Wydawnictwa “Sląsk”, Katowice 1959. (Seria Złota
Podkowanr40)