background image

Rozdział 8 

 

 

Michał wyjrzał przed okno w kuchni, odsuwając nieznacznie firankę. Na dworze już się 

ściemniło. Znów przeklął, obserwując swojego gościa. Lampa zamontowana na ścianie obok 

drzwi  oświetlała  ogród,  a  w  nim  śpiącego  Kilińskiego,  którego  głowa  opierała  się  na  stole. 

Nie ruszał go stamtąd, zastanawiając się, jak długo mężczyzna wytrzyma w tak niewygodnej 

pozycji.  W  pierwszej  chwili  chciał  go  jakoś  przytargać  na  kanapę,  ale  postanowił  tego  nie 

robić. Taka mała zemsta za to, że utracił przez niego swój cenny spokój. Facet wszedł w jego 

życie z buciorami i trwał wierny jak pies. Od razu przypomniały mu się słowa korektora: „Ja 

bym  cię  nigdy  nie  zostawił.  Nawet  za  dwa  miliony.”  Nie  wiedział,  co  myśleć  o  tym 

człowieku. Musiał go jednak obudzić, bo, po pierwsze, zjedzą go komary, a po drugie, jutro 

mężczyzna nie będzie w stanie się ruszać. Co za tym szło – znów zostanie u niego.  

Zrobił kubek mocnej kawy, gorzkiej. Z doświadczenia wiedział, jak takie coś stawia na 

nogi. Wyszedł na dwór, gdzie pomimo wieczoru czuć było w powietrzu duchotę. Przydałby 

się deszcz. Wyobraził sobie, że nadciąga czarna chmura, a wraz z nią ulewa, robiąc prysznic 

śpiącemu mężczyźnie. Zaśmiał się pod nosem. Tak, to byłby zabawny widok.  

Postawił kubek przed nosem Kilińskiego. Trącił jego ramię. 

– Hej, budź się, śpiący królewiczu.  

Darek  zamruczał  coś  pod  nosem,  próbując  wygodniej  ułożyć  głowę  na  rękach,  które 

opierał o blat.  

– Noż kurwa, człowieku, pobudka!  

Kiliński  podskoczył  natychmiast,  prostując  się,  przy  czym  prawie  spadł  z  krzesła. 

Zaspany i w lekkim szoku rozejrzał się wokół, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na pisarzu. 

Szybko sobie przypomniał, jaki był cel jego wizyty u Michała i dlaczego czuje się tak marnie. 

Do tego swędziało go ciało i jedyne co chciał robić, to drapać się. Szybko poznał odpowiedź, 

dlaczego tak się dzieje, kiedy na jego ręce usiadł komar – według niego wielkości samolotu.  

background image

– Krwiopijcy. – Uderzył dłonią i po komarze nie było śladu.  

– Mają z ciebie niezłą ucztę. – Owszem, mógł go wcześniej przykryć kocem czy czymś 

takim, ale po co. Nikt Kilińskiemu nie kazał tu pić, spać i w ogóle przebywać. – Może kawki? 

–  Z  kieszeni  wyjął  świecę  i  zapaliwszy  ją,  postawił  na  stoliku.  Butelki  po  piwie  już  dawno 

posprzątał. – To coś odgania komary.  

–  Nie  mogłeś  tego  zapalić,  zanim  zrobiły  sobie  ze  mnie  obiad?  –  zapytał,  sięgając  po 

kawę.  

– Nie czułem takiej potrzeby. – Usiadł naprzeciwko, zakładając nogę na nogę, a ręce na 

piersi.  

– Gorzka. – Skrzywił się. 

– Obudzi cię. Dobra też na kaca. – Przyglądał się zmarnowanemu człowiekowi i w ogóle 

nie było mu go żal.  

Darek  wypił  jeszcze  kilka  łyków.  Przetarł  oczy.  Musiał  długo  spać,  bo  nie  dość,  że 

wszystko  go  bolało  z  powodu  wcześniejszej  pozycji,  to  jeszcze  dzień  już  dawno  dobiegł 

końca. Odstawił kubek. 

– To co wcześniej powiedziałeś… 

– A miałem nadzieję, że zapomniałeś.  

– Z moją pamięcią, Sobolewski, jest wszystko dobrze. 

– Tylko masz słabą głowę do picia.  

– Upał zrobił swoje. Taka też prawda, że mało piję. Wracając do… 

– Nie wiem, czy jest do czego wracać – odparł lodowato Michał, mrużąc groźnie oczy.  

– Jest.  Powiedziałeś,  że  w  Tygrysie  zapłacili  twojemu  partnerowi,  żeby  cię  zostawił. 

Posunięcie godne pożałowania. On jednak postąpił gorzej. Przyjął pieniądze.  

– Nie jesteś zaskoczony, że sławny Michał Sobolewski jest homoseksualistą?  

background image

– Trochę tak. Miałeś przecież żonę. – Z powrotem sięgnął po obrzydliwą kawę. Musiał 

przyznać, że po niej poczuł się lepiej. 

– Stare dzieje.  

– Powiedz mi jedno – pochylił się w stronę pisarza, opierając łokcie na stole – wnioskuję, 

że nikt nie  miał pojęcia, że wolisz  mężczyzn, w takim razie skąd oni się dowiedzieli?  Z tej 

twojej książki? 

Michał  zacisnął  szczękę.  Oczywiście  mógł  się  domyślić,  że  Kiliński  nie  odpuści,  tylko 

będzie drążył temat, dopóki nie dowie się wszystkiego. Co go podkusiło, żeby mu to mówić? 

Zdenerwował  się  tym,  że  ktoś  czegoś o  nim  szuka.  Jednak  sam  powiedział  Darkowi  trochę 

więcej szczegółów, niż zamierzał, więc teraz musi wypić piwo, którego sobie nawarzył.  

– Chciałem  publicznie  ogłosić,  że  jestem  homoseksualistą  i  przedstawić  swojego 

partnera.  Powiedziałem  to  Borowskiemu,  właścicielowi  Tygrysa.  Przyjął  to  dobrze.  Nawet 

bardzo dobrze, ale prosił, bym z tym zaczekał kilka dni, aż sami coś przygotują.  – Pamiętał 

każdy  szczegół  z  wydarzeń  sprzed  kilkunastu  tygodni,  jakby  to  stało  się  wczoraj.  – 

Powiedziałem mu wtedy o książce, którą piszę. Fantasy z wątkiem gejowskim. Prosił, abym 

przesłał  mu  ją  mailem.  Zadowolony,  że  wszystko  idzie  dobrze,  wróciłem  do  domu. 

Powiedziałem Andrzejowi co planuję. Z początku nie był zadowolony, pokłóciliśmy się, ale 

w końcu przyznał mi rację. Dla niego to było nic, bo najbliżsi i tak o nim wiedzieli, a obcymi 

się  nie  przejmował.  Tego  też  dnia  wysłałem  naczelnemu  plik  z  kilkoma  rozdziałami  mojej 

książki. Zasiadłem również do pisania, pełen pasji i motywacji. Słowa same układały mi się w 

zdania  i  nawet  nie  wiem  kiedy  postał  kolejny  rozdział.  Pisałem  przez  cały  kolejny  dzień, 

planowałem. Dwa dni później wszystko uległo zmianie.  

Kiedy Michał przerwał, Dariusz nie śmiał się odezwać, bojąc się, że nie usłyszy dalszego 

ciągu historii. Nie musiał się wysilać, żeby wiedzieć co było dalej, wolał to jednak usłyszeć z 

ust pisarza. Czuł, że kiedy Michał wyznał mu swoją małą tajemnicę, pomiędzy nimi coś się 

zmieniło.  Nie  mógł  jeszcze  powiedzieć,  że  po  tym  wieczorze  będzie  między  nimi  lepiej. 

Wątpił, aby Sobolewski od razu zgodził się wrócić z nim do Warszawy i podpisać kontrakt z 

Luną. Doskonale go jednak w takiej sytuacji rozumiał. W dodatku bardzo ciekawiło go, czy 

pisarz nadal ma tę książkę. Chętnie by ją przeczytał.  

background image

– Co było dalej?  – zapytał ostrożnie, kiedy Sobolewski uciekł w świat myśli. Nawet w 

sztucznym świetle lampy dostrzegał jego smutne oczy. Teraz już widział, dlaczego takie są. 

Powstrzymał  się  przed  pocieszeniem  mężczyzny.  To  byłby  naprawdę  głupi  krok  i  mógłby 

cofnąć ich relację do niezbyt udanego początku.  

– Dalej? Możesz się tylko domyślać. Dwa dni później Andrzej wrócił do domu i zaczął 

się pakować. Zapytałem, dlaczego to robi, a on wyznał prawdę. Dali mu kasę za to, aby mnie 

zostawił i on ją wziął. Wtedy już wiedziałem, że Borowski nie zamierza pozwolić na to, abym 

się  ujawnił.  Wszak  jego  wydawnictwo  walczące  o  moralność,  takie,  kurwa,  religijne,  bo 

wydaje dużo pozycji tego typu, nie mogło skalać się pisarzem gejem. Na maila  dostałem też 

odmowę wydrukowania w przyszłości mojej książki. Do tego z nakazem, bym był normalny i 

pisał to, co oni mi każą. – Tamtego dnia wściekł się. Szalał, omal nie robiąc sobie krzywdy. – 

Wpadłem do biura Borowskiego i  mu przyłożyłem.  Ledwie powstrzymałem  się, aby go nie 

udusić.  Wezwał  ochronę.  Nie  zdążyła  przyjść,  bo  gdy  tyko  dostarczyłem  wszystkie 

dokumenty na piśmie wraz z przyrzeczeniem ‘normalności’ i od razu zerwałem naszą umowę, 

a  jej  kopie  powiesiłem  w  miejscu,  gdzie  każdy  mógł  ją  zobaczyć,  na  zawsze  opuściłem 

Tygrysa i dawne życie. – Wówczas doszczętnie zdruzgotany, zniszczony i dogłębnie zraniony 

przez  ludzi,  którym  ufał  i  człowieka,  którego  kochał,  pojechał  do  mieszkania.  Spędził  tam 

tydzień,  próbując  wszystko  zrozumieć,  ale  nie  potrafił  tam  żyć.  Spotkał  się  z  jakąś 

dziennikarką, której powiedział, że kończy z pisaniem i wyjeżdża. Jeszcze tego samego dnia 

spakowawszy  się,  opuścił  Warszawę  i  dawne  życie.  Przyjechał  do  Utopii,  zamierzając  na 

zawsze zostać w tym małym domku stojącym w pięknym miejscu i już nigdy nie wrócić do 

tego, co było. Nawet do pisania. Zresztą i tak od tamtej pory nie potrafił napisać ani jednego 

zdania. 

– Przykro mi.  

Słysząc te słowa, Michał zamierzał walnąć tego człowieka, ale uspokoił się. Nic by to nie 

dało. Nie chciał jednak litości. Wystarczyło, że Jagoda siedziała tu przez tydzień i opiekowała 

się nim jak dzieckiem, kiedy nie wstawał z łóżka, nie jadł i ogólnie zachowywał się tak, jak 

nie  on.  Z  czasem  poczuł  się  lepiej,  jednak  nie  do  końca.  Złamane  serce  wciąż  krwawiło. 

Sądził,  że  z  Andrzejem  ułoży  sobie  życie.  Należał  do  osób,  które  chcą  mieć  tylko tę  jedną 

jedyną osobę do końca życia i czasami przeklinał siebie, że nie mógł być inny. Tak samo robił 

i  teraz  zły  na  siebie,  że  otworzył  się  przed  Kilińskim.  Powinien  go  stąd  wykopać  raz  na 

zawsze, a jakimś cudem tego nie zrobił.  

background image

– Człowieku, nie patrz tak, nie lituję się. Po prostu mówię to, co powiedziałbym każdemu 

innemu  i  co  sam  w  takiej  sytuacji  chciałbym  usłyszeć  –  wytłumaczył  Dariusz,  po  czym 

zmienił  temat,  aby  na  razie  pozwolić  mężczyźnie  odetchnąć,  zanim  tamten  wybuchnie,  do 

czego zapewnie niewiele brakowało. – Lać mi się chce. Mam iść w krzaki czy użyczysz mi 

swojej łazienki?  

– Przejściem  z  kuchni  trafisz  na  miejsce.  –  Wstał,  odchodząc  kawałek  i  kryjąc  się  w 

ciemności.  

– Dzięki – szepnął, wątpiąc, że pisarz go usłyszał.  

Łazienkę  znalazł  dość  szybko.  Skorzystał  z  toalety  i  po  umyciu  rąk  zatrzymał  się  w 

kuchni.  Aż  się  uśmiechnął,  widząc  jak  bardzo  to  pomieszczenie  odwzorowuje  modę  z 

początku dwudziestego wieku.  Gdyby nie współczesna kuchenka gazowa i mikrofala stojąca 

na narożnej szafce oraz laptop leżący na stole tuż przy oknie, mógłby pomyśleć, że przeniósł 

się w czasie. Chętnie obejrzałby i drugie pomieszczenie, sądząc, że tam był pokój. Nie chcąc 

jednak denerwować gospodarza, wyszedł na dwór. Stając w progu, spostrzegł zarys sylwetki 

pisarza.  Sobolewski  stojąc  przy  rozwalonym  murze  z  rękoma  w  kieszeniach,  patrzył  gdzieś 

przed siebie. Wyglądał na zamyślonego. Najpierw nie chciał mu przeszkadzać, ale musiał go 

zapytać o tekst, o który w głównej mierze potoczył się spór z Tygrysem i chciał wiedzieć, co 

się z nim stało.  

Wolnym krokiem zbliżył się do mężczyzny. Stanąwszy przy jego boku, oparł się o słupek 

od  muru.  Napięte  ciało  pisarza  nawet  nie  drgnęło  na  intruza.  Darek  wyciągnął  rękę,  lekko 

dotykając ramienia Michała. Dopiero wtedy  mężczyzna zwrócił  na niego uwagę, jednak nie 

strząsnął  jego  dłoni.  Kiliński  chciał  mu  powiedzieć,  że on  by  go  nie  zostawił,  bo  dla  niego 

wierność to coś znaczącego i ważnego. Jednak przypomniał  sobie, że  już wcześniej wyznał 

mu coś podobnego, więc dalej milczał.  

– Czego chcesz? – zapytał pisarz tym swoim pełnym chłodu głosem, którego Darek miał 

dość.  

– Chciałbym przeczytać to co odrzucono. – Opuścił rękę wzdłuż ciała. 

Michał zaśmiał się śmiechem pełnym szyderstwa.  

background image

– Chyba  zgłupiałeś.  Dać  palec,  a  weźmie  całą  rękę.  Nie  wykorzystuj  chwili  mojej 

słabości. Nikt tego nie przeczyta. Prędzej pozbędę się tego tekstu, niż komukolwiek pozwolę 

go  zobaczyć.  –  Blefował,  bo  wiele  razy  próbował  usunąć  pliki,  lecz  nie  potrafił.  Ten  tekst 

miał być czymś nowym, takim jego kolejnym dzieckiem. Najważniejsze, najukochańsze. Tak 

niewiele  brakuje do jego zakończenia.  – Późno już. Jak zapewne zauważyłeś, w kuchni  jest 

kanapa. Możesz się na niej przespać. Rano masz się wynieść. Dam ci koc – rzekł, ruszając w 

stronę domu. 

– Czego się boisz?! 

– Słucham? – Odwrócił się na pięcie.  

– Czego się boisz?! Może tego, że wyśmieję to, co napisałeś? A może to faktycznie nic 

niewarty tekst i dla ciebie będzie dobrze, jeśli nikt go nigdy nie zobaczy.  

– Dam ci koc  i pójdziesz spać. Możesz się też umyć. Czyste ręczniki  masz  na półce w 

łazience. Dobranoc.  

– Tchórz – warknął Kiliński. W pierwszej chwili chciał odmówić gościny, ale uważał, że 

w  samochodzie  się  nie  wyśpi.  –  To  daj  mi  ten  koc.  Zaraz  przyjdę,  tylko  zadzwonię  do 

Agnieszki.  

– Zasięg jest dobry przy stoliku lub przy moim samochodzie. Miłej rozmowy.  

Darek poczekał, aż mężczyzna zniknie za drzwiami domu. Dopiero wtedy zadzwonił do 

koleżanki. Kobieta natychmiast odebrała.  

– Aga,  ten  człowiek  doprowadzi  mnie  do  szału.  –  Odsunął  telefon  od  ucha,  kiedy 

Lisiecka zaczęła się śmiać. Dopiero kiedy przestała, mógł ją poinformować, gdzie zostaje na 

noc. Życzyła  mu dobrej nocy,  informując, że sama też już się kładzie, bo  jest zmęczona po 

dniu  pełnym  wrażeń.  W  jej  głosie  dało  się  usłyszeć,  że  kobieta  jest  szczęśliwa,  co  Darek 

doskonale odczytał. 

 

 

 

background image

Poranek obudził go śpiewem ptaków dolatującym zza otwartego okna. Usiadł na wąskiej, 

ale wygodnej kanapie. Szkoda, że się nie rozkładała, ale i tak czuł się wyspany. Wsłuchał się 

przez chwilę w głosy panujące wyłącznie w domu.  

Cisza.  

Sobolewski  musiał  jeszcze  spać.  Czyli  miał  trochę  czasu,  zanim  zostanie  wyrzucony. 

Chciało  mu  się  pić  i  miał  nadzieję,  że  pisarz  nie  będzie  się  wściekał  na  to,  że  zrobi  sobie 

herbatę.  Najchętniej  napiłby  się  wody,  ale  nie  chciał  jej  szukać,  a  do  tej  z  kranu  nie  miał 

zaufania.  Odrzuciwszy  na  bok  koc,  wstał.  Jego  oczy  natychmiast  spoczęły  na  leżącym  na 

stole  pliku  wydrukowanych  stron,  który  był  tam  zamiast  laptopa.  Mógłby  przysiąc,  że  tego 

wczoraj, kiedy szedł spać, tu nie było. Podrapał się po brodzie. Nabrał ochoty na ogolenie się, 

bo wyczuł pod palcami zarost. Nie lubił tego u siebie, a jak na złość zarastał bardzo szybko.  

Podszedł  do  stolika  i  wziął  do  ręki  stosik  kartek.  Ładnie  ułożone  wyglądały  tak,  jakby 

dopiero  wyszły  z  drukarki.  Wstrzymał  oddech,  kiedy  odczytał  to  co  znajdowało  się  na 

pierwszej  stronie.  Niemalże  usiadł  z  wrażenia.  Nie  tego  się  spodziewał.  Michał  musiał  to 

podrzucić w nocy.  

– „Strażnik” – szepnął – autorstwa Michała Sobolewskiego. Jakim cudem… – Nie, wolał 

się nad tym nie zastanawiać. Jeszcze pisarz, nie daj Boże, obudzi w podłym nastroju, zmieni 

zdanie i mu to zabierze. Odłożył na chwilę kartki, koniecznie musząc znaleźć coś do picia.  

Kilka minut później z odnalezioną butelką wody, szklanką i wydrukiem poszedł na dwór, 

by w chłodnym powietrzu słonecznego poranka, w towarzystwie ptaków i już zaczynających 

swoją pracę pszczół, zacząć czytać tekst. Usiadł przy stoliku na swoim stałym miejscu. Napił 

się, a potem zatonął w tekście. 

Tymczasem Michał kończył swoją poranną przebieżkę. Podczas niej dużo myślał. Nadal 

uważał,  że  źle  postąpił,  dając  wydruk  Darkowi.  Nie  zamierzał  jednak  być  tchórzem.  Jeśli 

Kiliński chce, niech czyta. Co mu tam. Nijak mu to nie zaszkodzi. Ot, później wysłucha jego 

opinii, o ile taka będzie i odzyska spokój. Łudził się. Ale jakże miła była to myśl, że Dariusz 

zostawia  go  w  spokoju  i  już  nigdy  tu  nie  wraca. Z  drugiej  strony  coś  w  nim  kategorycznie 

sprzeciwiło się takim wizjom. Kiliński zdusił jego samotność i pokazał tym swoim trwaniem 

tutaj, wracaniem niczym ten przeklęty bumerang, że jest jak pies. Wierny i uparty, wiedzący 

background image

czego chce i walczący o to. On wtedy nie zawalczył. Złamany poddał się. Mógł zrobić wiele, 

tak jak namawiała go do tego Jagoda. Teraz było na to za późno. 

Zatrzymał  się.  Pochyliwszy  się,  oparł  dłonie  o  kolana,  próbując  unormować  oddech. 

Ostatnim kilometrem dał sobie w kość. Nic na to nie mógł poradzić, że potrzebował wysiłku i 

bólu  fizycznego, by poczuć się  lepiej. Tym  bardziej,  iż  mógł się domyślić, że jego gość nie 

opuścił domu. Pewnie teraz będąc niezmiernie szczęśliwym, siedział i czytał „Strażnika”. A 

może spał.  

Chęć  zaspokojenia  ciekawości  sprawiła,  że  pobiegł  dalej.  Skręcił  w  boczną  ścieżkę,  by 

dotrzeć do domu szybciej. Potem przebiegł przez łąkę, którą niedawno wykoszono. Stały na 

niej kopy  pachnącego siana. Jak mógłby wrócić do Warszawy, nawet gdyby  nie  nienawidził 

tego miasta, kiedy tutaj  było po prostu upajająco. Rozległa przestrzeń, pola, wstęga wijącej 

się w oddali rzeki i błękit nieba nad głową – to było coś, czemu w dzieciństwie oddał serce. 

Tylko życie zmuszało go do życia w wielkim mieście. Natomiast to miejsce, nawet nie sama 

Utopia,  bo  miasteczka  unikał  jak  tylko  mógł,  ale  właśnie  to  co  miał  tutaj,  wokół  domu, 

związało go ze sobą na zawsze.  

Dobiegł do domu. Zatrzymał się, dostrzegając Darka czytającego jego tekst. Mężczyzna 

wyglądał  na pochłoniętego w świecie, który stworzył. Zajęło  mu to  dwa lata ciężkiej pracy. 

Pracy, którą zdeptał nie tylko ktoś inny, ale i on sam.  

– Widzę, że znalazłeś… mój prezent. – Przesunął dłonią przez mokre od potu włosy. 

Darek  uniósł  wzrok  znad  tekstu.  Stał  przed  nim  Michał  prawdziwie  naturalny, 

pozbawiony  maski  i sztuczności  – cech tak często  pojawiających się wśród osób, z którymi 

Kiliński miał zazwyczaj do czynienia. Zapatrzył się na tego zjawiskowego mężczyznę z krwi 

i kości – nie jakiegoś przedstawiciela gatunku wypacykowanych paniczyków uśmiechających 

się słodko, jakich do tej pory miał nieszczęście spotykać. Zmęczony, w przepoconej koszulce 

Michał  wyglądał  oszałamiająco  i  zwyczajnie  zarazem.  Trudno  to  było  samemu  sobie 

wytłumaczyć,  ale  w  tamtej  chwili  serce  Darka  zaczęło  bić  o  wiele  szybciej,  a  ciało  jakby 

obudziło  się  do  życia.  Byłby  głupcem,  gdyby  nie  zapragnął  tego  mężczyzny,  pod  którego 

skórą napinały się  co rusz  mięśnie, kiedy powoli do niego podchodził. Przełknął dyskretnie 

ślinę i odłożył tekst. Postawił na nim butelkę, aby wiatr nie rozwiał kartek.  

background image

– Tak. Dziękuję. Co się zmieniło, że zdecydowałeś się mi go pokazać? – Wstał i zbliżył 

się  do  niego.  Od  rozgrzanego  ciała  biło  gorąco.  W  zimowe  wieczory  Michał  mógłby  go 

ogrzać jak piec. Ta myśl sprawiła, że żołądek zawiązał się w supeł.  

–  Korzystaj  z  mojego  dobrego  nastroju.  –  Usilnie  próbował  nie  zapytać,  jak  mu  się 

podoba „Strażnik”.  

–  Korzystam.  –  Przesunął  spojrzeniem  po  jego  twarzy,  szyi,  ramionach  i  szerokich 

bicepsach,  po  rękach,  a  także  pokrytych  włosami  przedramionach  i  widocznych  zza  skóry 

żyłach.  Skierował  wzrok  w  górę  przez  tors,  by  zatrzymać  się  na  zaskoczonym  spojrzeniu 

pisarza.  –  Twój  tekst  jest  niesamowity.  Przeczytałem  cztery  rozdziały  i  już  wiem,  że  to 

bestseller. Czeka cię  nad  nim  jeszcze trochę pracy.  Zaznaczyłem  miejsca, gdzie przydałyby 

się szersze opisy… Oni to odrzucili. Debile. To co stworzyłeś, jest niewiarygodnie dobre. Po 

poprawieniu  będzie  doskonałe.  –  Oblizał  usta,  zbliżywszy  się  jeszcze  bardziej  do  Michała. 

Wyciągnął  dłoń,  kładąc  ją  na  jego  piersi,  a  potem  przesunął  wyżej  na  jego  szyję.  Nie 

zastanawiał  się  nad  tym,  co  robił.  Po  prostu  pragnienia,  które  go  opanowały,  wygrały  z 

rozsądkiem. Drugą z rąk położył na biodrze pisarza, a potem wyciągnął się, unosząc lekko na 

palcach i dotknął ustami warg mężczyzny.