Rozdział 11
Obudził się, kiedy słońce usilnie próbowało dostać się pod jego powieki. Ciało go bolało,
ale czuł się usatysfakcjonowany dzisiejszą nocą spędzoną z Michałem. Tej nocy obaj
przekonali się, jak bardzo potrzebowali seksu, a szczególnie bliskiego kontaktu z drugą osobą.
Działali na siebie bardzo mocno, więc Darek nie wątpił, że to się jeszcze powtórzy. Tym
bardziej, że tej nocy wiele się zmieniło.
Usiadł, rozglądając się po pokoju. Był sam. Michał pewnie jak zwykle poszedł pobiegać.
Już zdążył poznać jego zwyczaje, aż go to zaskakiwało. Nawet wiedział, ile łyżeczek cukru
pisarz wsypywał do kawy czy herbaty. Trochę przerażała go sytuacja, bo to oznaczało, że
obserwował mężczyznę, a jego mózg kodował sobie wszystko, jakby chciał to na zawsze
zapamiętać. Jakby Sobolewski był kimś więcej niż tylko znajomym, z którym poszedł do
łóżka.
Wstał, przeciągając się i postanawiając nie myśleć za dużo, bo nie wątpił, że bardzo
szybko wysnułby pewne wnioski, na które nie czuł się gotowy. Założył na siebie spodnie i nie
ubierając koszulki, podszedł do otwartego okna, wpuszczającego do środka świeże powietrze.
Wychodziło ono akurat na rozległe połacie niekończących się łąk i ten widok jakoś sprawił
mu satysfakcję. Urodził się w Warszawie i wychował w tej wielkiej aglomeracji stworzonej z
betonu i stali. Będąc dzieckiem i wyglądając przez okno, widział tylko szeregi takich samych
bloków. Krajobraz nie zmieniał się, pokazując codziennie te same widoki aż do znudzenia.
Natomiast tutaj, gdyby nawet przez lata patrzył na ten sam obraz, dostrzegałby szczegóły,
które poddawały się zmianie. Choćby polne kwiaty, które jednego dnia kwitły wznosząc się
ku słońcu, a drugiego już z wielu opadały płatki, gdy przekwitały, ustępując miejsca innym.
Kochał Warszawę i denerwowało go to, że musiał przyjechać na to zadupie, ale wraz z
mijającymi dniami zaczynał widzieć dobre strony takich miejsc i tęsknota za znalezieniem się
z powrotem w wielkim mieście wycofywała się gdzieś. Szczególnie kiedy obok niego
znajdował się bardzo seksowny mężczyzna.
Odwrócił się od okna, przesuwając wzrokiem po pomieszczeniu o ścianach koloru zboża,
które było zarówno głównym pokojem, jak i sypialnią pisarza. Na rozłożonej wersalce leżała
skotłowana pościel i mógłby się założyć, że pachniała nimi oraz seksem. Obok stał stolik z
dwoma fotelami. W rogu ustawiony był telewizor, a w drugim końcu pokoju kaflowy piec i
oparty na stojaku pogrzebacz. Skromnie, po staremu i swojsko – tak mógłby określić pokój.
Postanowił, że zanim pisarz wróci, to zrobi jakieś śniadanie. Może nie miał wyjątkowych
zdolności kulinarnych, ale od kilku lat mieszkał sam, więc czegoś musiał się nauczyć, aby nie
umrzeć z głodu. Nie stołował się w barach jak inni, bo po pierwsze wolał domowe jedzenie, a
po drugie, nie było go na to stać. Przeszedł więc do kuchni, żeby coś przygotować i kiedy
spojrzał przez okno, aby nacieszyć oczy pięknym, zapowiadającym się na słoneczny, dniem,
zaskoczyło go to, co ujrzał w ogrodzie. Bynajmniej nie było to poranne słońce, którego
promienie igrały w pokrytych rosą kwiatach czy trawie. Uniósł kąciki ust na ten widok i nie
potrafiąc się powstrzymać, skierował swoje kroki na dwór.
Zatrzymał się w otwartych drzwiach, obserwując interesującą scenę.
Michał, zamiast biegać, siedział przy stoliku. Obok niego stała filiżanka kawy.
Mężczyzna pisał coś zaciekle na laptopie i Darek podejrzewał, co to może być. Ten widok
napawał go niezwykłym szczęściem. Czyż mogło być coś wspanialszego od pisarza, który
wrócił do tego co kochał? Z szerokim uśmiechem na twarzy zbliżył się od tyłu do
Sobolewskiego. Pochylił się nad nim i pocałował go w szyję, odsuwając wcześniej na bok
jego włosy. Wtedy spostrzegł, że w ustach Michała tkwi papieros.
– Palisz? – Trącił nosem jego ucho.
– Tylko kiedy piszę. Uspokaja mnie to i pozwala się skupić. – Wyjął papierosa z ust.
Odwrócił głowę w stronę twarzy nadal nad nim pochylonego Dariusza. – Dzień dobry,
Kiliński.
– Odezwał się dupek – odparł, a potem kładąc dłoń na jego pokrytym zarostem policzku,
pocałował go w usta. To było zaledwie muśnięcie, ale poczuł, jak przez jego ciało przepływa
fala ciepła. Tak, tej nocy dużo się zmieniło. – Piszesz. – Odsunął się od mężczyzny.
– Jak widzisz. Naszło mnie, kiedy dopiero świtało. – Zaczął na nowo stukać w
klawiaturę.
Obecność Darka nie irytowała go, a wręcz pomagała jego natchnieniu, mimo że zawsze
wolał pisać w samotności. Od dawna nie odczuwał pasji i chęci do pisania tak jak po tym,
kiedy otworzył oczy i ujrzał śpiącego obok niego kochanka. Tak go nazywał, bo
wystarczająco dużo i wiele wydarzyło się tej nocy, aby mówić inaczej. Długo patrzył na
niego, pozwalając swobodnie krążyć myślom. W tamtej chwili po prostu poczuł, że musi
wstać i napisać scenę, przed którą tak bardzo się bronił. Jak ze złamanym sercem miał opisać
akt miłosny, wypełniony emocjami i miłością? Wyszedłby pusty, beznamiętny, pełen
goryczy. Pewnie i taką scenę by napisał, gdyby w ogóle był w stanie to zrobić. Tak długo nie
potrafił złożyć sensownego zdania, odrzucało go od pisania, pomimo tęsknoty, a teraz…
pisał. Słowa same wpadały mu do głowy, a palce sunęły łagodnie po klawiaturze, tworząc
kolejne zdania, strony. Przez dwie godziny napisał bardzo dużo i to nie koniec na dziś. Nagle
zamarzył o tym, by tekst, który postanowił dokończyć, ujrzał światło dzienne, by w formie
książki pojawił się na półkach, a potem znalazł w rękach czytelników. Co powiedzą na to, że
ich pisarz opisał historię miłości dwóch mężczyzn? Wolał nie zastanawiać się nad tym, ilu
czytelników z nim zostanie, a ilu odejdzie. Polska nie było gotowa na takiego typu opowieści.
Niemniej może właśnie nadeszła pora, aby to zmienić. Dlatego pisał, dając się ponieść historii
i marzeniom.
Darek patrzył na skupionego pisarza przez długie chwile. Mógłby go zawsze obserwować
przy pracy. On siedziałby obok i poprawiałby teksty, a Sobolewski tworzyłby swoje własne,
których on byłby pierwszym czytelnikiem. Miał ochotę prychnąć na to, że odezwała się w
nim ta część, która marzyła o tym ‘jedynym na zawsze’. Nigdy nie tracił wiary w to, że ktoś
taki pojawi się w jego życiu, ale jakoś nie wierzył, że to mógłby być Michał. Przecież w
końcu pozabijaliby się. Obaj byli uparci jak osły, obstawali przy swoim i, pomimo obłędnie
wspaniałego seksu, długo nie wytrzymaliby ze sobą. Ale tej nocy, kiedy dzielili ze sobą
dotyk, Michał patrzył na niego bez tego dupkowatego spojrzenia, robiąc to z łagodnością, o
którą go nie podejrzewał. Wtedy jego serce wariowało, a on wraz z nim.
– Myślisz tak intensywnie, że aż słyszę szum pracujących trybików – rzucił z przekąsem
Sobolewski. – To był tylko seks. Dwa splecione ze sobą ciała dostarczyły sobie masę
przyjemności. To nic nie znaczyło.
– Wiesz co? Jesteś draniem. – Odwrócił się, aby odejść. Chciał się ubrać i wrócić do
motelu. Zanim jednak zdołał zrobić kolejny krok, ręka autora wystrzeliła do przodu i
chwyciła go tuż nad nadgarstkiem.
– Nie waż się odchodzić. – Ich oczy spotkały się, kiedy obaj na siebie spojrzeli. – Musisz
przeczytać to, co napisałem. Zrobisz śniadanie? Głodny jestem.
– Dupek – szepnął Kiliński, próbując powstrzymać wpełzający mu na usta uśmiech.
– Wolałbym coś słodszego, jak misio, kotek, pieseczek.
– Może żabeńko? Po moim trupie. – Ruszył w stronę domu, odprowadzany śmiechem
Michała. Stwierdził, że lubi ten śmiech.
Agnieszka zamknęła drzwi za Kubą. Mężczyzna wyszedł zaledwie sekundę temu, a ona
już za nim tęskniła. Jak niby miała wsiąść do autobusu i wyjechać? To ją zabije, ale strach
przed zmianą swojego poukładanego życia, przed czymś nowym, na co i tak nie miała
gwarancji, że się uda, sprawiał, że znalazła w sobie siłę, aby zacząć się pakować. Ignorowała
łzy płynące po policzkach. Pozwoliła sobie tej nocy pożegnać się z Kubą i chociaż serce
krzyczało, że chce zostać z tym człowiekiem, ona nie dopuszczała go do głosu. Wciąż sobie
powtarzała, że w Warszawie ma mieszkanie, pracę, życie. Nie tutaj. Przez moment żałowała,
że przyjechała do Utopii. Zawsze była osobą twardo stąpającą po ziemi, nie dającą się
ponosić porywom serca, szczególnie od kiedy Elka Polanowska odbiła jej narzeczonego.
Tymczasem to miejsce wydarło z niej to, co tak długo ukrywała przed sobą.
Wrzuciła do walizki kilka bluzek z dłuższym rękawem, których nie miała okazji założyć,
bo było zbyt upalnie i usiadła ciężko na łóżku, targana silnymi emocjami. Czuła się zmęczona
i nieszczęśliwa. Dzisiaj rano, kiedy obudziła się wtulona w Kubę, a on pocałował ją w skroń,
było zupełnie inaczej. Była szczęśliwa. Nie tak jak teraz. Przecież gdyby tylko powiedziała
sobie, że zostaje… Wszystko by się zmieniło.
– Głupia jestem. – Zaczęła wrzucać do walizki kolejne rzeczy, nie bawiąc się w ich
układanie. W pewniej chwili zaczęła robić to ze złością i to taką, że niemalże rzuciła komórką
o ścianę, kiedy jej dłoń przypadkiem trafiła na telefon. – Głupia. Nie mogę zostać.
Spakowała się, mimo że miała jeszcze dwie godziny do odjazdu autobusu. Kuba
powiedział, że nie przyjdzie się z nią pożegnać i to ją jeszcze bardziej bolało. Potrzebowała
rozmowy z kimś, kto jej wysłucha. Założyła na siebie szorty i bluzkę z nadrukiem papugi
siedzącej na gałęzi jakiegoś egzotycznego drzewa i kilka minut później stała przed pokojem
Darka, usilnie próbując zmusić mężczyznę, żeby otworzył jej drzwi. Nie przestawała pukać,
aby po jakimś czasie zrozumieć, że w pokoju nikogo nie ma.
– Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś. – Próbowała do niego zadzwonić, ale automat
ciągle powtarzał, że abonent jest niedostępny. Akurat teraz, kiedy potrzebowała Darka.
Zeszła na parter, gdzie zamówiła kawę. Nie chciała jeść śniadania, bo obawiała się, że i
tak niczego nie przełknie. Usiadła na jednej z kanap w foyer, trzymając w lewej ręce szklankę
wypełnioną napojem. Obserwowała gości motelu. Dużo turystów przewijało się tutaj,
wszyscy tacy roześmiani, rozprawiający ze znajomymi o tym, gdzie wybiorą się na
wycieczki. Byli szczęśliwi i tylko ona ze swoją grobową miną nie pasowała do nich.
– Wyglądasz, jakbyś potrzebowała przyjaciela – zagadnęła ją Malwina, zbliżając się do
niej.
– Potrzebuję wymiany mózgu.
– Dlaczego chcesz wyrwać sobie i jemu serce? – Usiadła obok dziewczyny.
– Bo nie mogę zdecydować się na coś, czego nie jestem pewna. Co zrobię, jeśli się nie
uda? Zostanę bez domu, bez pracy, bez niczego. Ty może mogłaś opuścić tamto życie. Ja
swojego nie. – Otarła łzę wolno kreślącą na policzku wilgotną ścieżkę. – Tchórzę, wiem to.
Ale tak będzie lepiej.
– Dla kogo?
Agnieszka nie odpowiedziała, bo tak naprawdę wiedziała, że lepiej nie będzie. Na pewno
nie dla niej i nie dla Kuby, który tej nocy zapewniał ją o swojej miłości i prosił, aby została.
– Malwina, możesz mnie potępiać…
– Nie robię tego. To twoje życie. Ty o nim decydujesz, ale mam nadzieję, że zrozumiesz,
gdzie jest twoje serce.
– Jest ono w Warszawie, w mojej pracy, mieszkaniu – odparła, zanurzając się w morzu
myśli.
Malwina postanowiła dać jej spokój. Wierzyła, że Agnieszka zrozumie, gdzie naprawdę
jest jej miejsce.
– Mógłbyś mi gotować – powiedział Michał, czyszcząc chlebem talerz z resztek
jajecznicy. Smakowało mu.
– Ciekawe, co twoim zdaniem mógłbym jeszcze robić – prychnął Darek, odstawiając
swój talerz do zlewu. Odkręcił kurki w kranie, chcąc umyć wszystko po śniadaniu.
– Znalazłoby się parę rzeczy. – Podniósł się z krzesła, również odkładając talerz oraz ich
kubki. Stanął za Darkiem, obejmując go w pasie rękoma. Pocałował mężczyznę w szyję, tak
jak Darek zrobił to paręnaście minut wcześniej.
– Jeśli o to chodzi, to miałbym parę pomysłów. – Zakręcił wodę. – Na razie jednak chcę
umyć naczynia. Zaraz muszę jechać. Agnieszka dzisiaj wyjeżdża.
– Wspominałeś – szepnął, kładąc brodę na jego ramieniu i przyglądając się, co Kiliński
robi. – Ja je mogę umyć.
– Ty wracaj do pisania. – Wyplątał się z jego ramion i odwrócił przodem do Michała. –
Wrócę po południu i chcę widzieć kolejny rozdział. – Zaczął całować go wzdłuż szczęki.
Wsunął dłonie pod jego koszulkę, by móc poczuć rozgrzaną skórę kochanka. Żałował, że
mieli na sobie koszulki. Na szczęście Sobolewski zawsze nosił takie na szelkach, dzięki temu
mógł podziwiać jego bicepsy.
– Rób tak dalej, to nigdzie nie pojedziesz. – Darek go podniecał. Teraz, kiedy spędzili ze
sobą noc, nie zamierzał uciekać przed pragnieniami ciała. O całej reszcie, o tym co
przychodziło mu do głowy, kiedy się z nim kochał, wolał nie myśleć.
– To może lepiej wróć do pisania. – Poprawił mu koszulkę, którą jeszcze przed
momentem miał ochotę z niego zdjąć.
– Ile masz czasu? – Dobrał się do szyi Dariusza.
– Za mało nawet na szybki numerek. – Odepchnął go od siebie, wcześniej wbijając zęby
w jego szyję i zostawiając na niej ślad. – Idź sobie stąd.
– Wyganiasz mnie z mojej kuchni? – Sobolewski uniósł brwi.
– Ja za ciebie nie napiszę rozdziału.
– Mógłbyś spróbować.
– Tylko wtedy, kiedy ty zaczniesz poprawiać teksty.
– W życiu. Prędzej by mnie szlag trafił.
– Michał, mnie czasami trafia. – Odwrócił się do zlewu i nalał płynu do mycia naczyń.
– Wierzę. Przyniesiesz mi kawki?
– Nie przeginaj, Sobolewski.
– Warto było spróbować, Kiliński.
Zrobiłby Michałowi kawy, bo dlaczego miałby postąpić inaczej, ale tylko pod
warunkiem, że ten nie wypiłby już jednej o poranku. Uważał, że z kofeiną nie można
przesadzać. Szybko umył naczynia, bo nie było tego dużo. Jednak wolał ich nie zostawiać
pisarzowi, bo ten powinien skupić się na pisaniu. Tak niewiele brakuje do ukończenia książki.
Poprawiłby to w mgnieniu oka i potem namówił pisarza na spotkanie z szefem w Lunie.
Podczas śniadania wspomniał o tym Michałowi, ale mężczyzna powiedział głośne „nie”,
mimo że wizja gotowego tomu na półkach kusiła. Podejrzewał, że pisarz ciągle boi się, że ten
tekst znów zostanie odrzucony z powodu treści. Sam też miał co do tego obawy i dlatego
postanowił najpierw skontaktować się z szefem. Namówi też Agnieszkę, aby porozmawiała z
Jerzym Laskiem, co więcej, da jej dwa rozdziały tego, co pisze Michał. Gdy pisarz się o tym
dowie, to go zabije, ale nie widział innego wyjścia. Dlatego kiedy Sobolewski przed
śniadaniem poszedł do toalety, on schował wydruki do schowka w samochodzie. Widać było
na nich jego poprawki, ale Lasek doskonale się w tym połapie.
Po umyciu naczyń wyszedł na dwór z kluczykami w ręce. Michał pisał, a obok niego na
brzegu stolika przysiadła pszczoła.
– Nie boisz się ich?
– Kogo?
– Pszczół – wyjaśnił Kiliński.
– Nie robię im krzywdy, a one mnie. Poza tym nie mam uczulenia. Gdyby mnie użądliła,
to sama by zginęła. Bez nich zniknie całe życie na ziemi – odpowiedział pisarz, nie
przerywając stukania po klawiaturze. W końcu poczuł, że znów żyje. Jakby złapał pierwszy
oddech po tym, jak się dusił. – A ty masz uczulenie?
– Nie. Jadę już, ale wrócę wieczorem – poinformował go. – Muszę się wyspać, zanim
wrócę.
– Nie wiem, co takiego robiłeś w nocy, że nie spałeś. – Michał uniósł spojrzenie na
Darka, ale wciąż pisał, robiąc to automatycznie.
– Też się nad tym zastanawiam. Mam krótką pamięć. Ale jestem przychylny
przypomnieniu mi tego za kilka godzin. – Zadrżał, kiedy w oczach Michała pojawił się
znajomy błysk. Zawsze gościł w nich smutek, ale ten odszedł, oby na zawsze. – Pisz.
– Apodyktyczny bumerang – burknął Michał, mając wielką ochotę już teraz przypomnieć
mu, co robili w nocy.
Kiliński westchnął głośno, co znów spowodowało śmiech pisarza, i poszedł do swojego
samochodu. W środku sprawdził, czy na pewno wziął przygotowane ‘do podróży’ rozdziały.
Potem uruchomił silnik i ruszył do motelu.
– Wiesz, co masz robić? – zapytał jeszcze raz Darek, przez co Agnieszka miała ochotę
mu przyłożyć. Stali już na przystanku, czekając aż podjedzie autobus.
– Mam wszystko i wiem, co mam robić. I spoko, dam szefowi kopie, a oryginały
schowam u siebie. – Rozglądała się za Kubą, ale nigdzie go nie było. Nie przyjdzie, tak jej
powiedział. – Dowiem się wszystkiego i zadzwonię. Sobolewski cię zabije.
– Też to podejrzewam. Postaram się jednak niczego mu nie zdradzić.
– Uważam, że źle postępujesz. Nawiązaliście nić porozumienia czy czegoś tam, a tym
ruchem możesz to zniszczyć.
– On się boi i chcę mu pokazać, że nie musi.
– Jesteś pewny, że Lasek nie będzie miał nic przeciw treści?
– Tak. W innym razie nie mam co robić w takim wydawnictwie. Nawet jeśli miałbym
zamieszkać pod mostem. Nasz szef wysłał mnie po to, abym ściągnął Michała do
wydawnictwa, mimo że ma od tego ludzi. Nie wiem, dlaczego wybrał mnie, ale odnalazłem
Sobolewskiego i wykonam zadanie.
– Sypianie z nim chyba nie było warunkiem tego zadania – wtrąciła Lisiecka. Autobus
już podjeżdżał na stanowisko, a Kuby wciąż nie było.
– Pewnych rzeczy nie brałem pod uwagę. Wielu nie brałem.
– Nie robisz tego tylko dlatego, aby go przywieźć do Warszawy? – Złapała za rączkę
walizki.
– Nie. To… To po prostu wyszło samo. Nie umiem ci tego wytłumaczyć.
– Domyślam się o co chodzi. Ja też nie brałam pod uwagę, że się tutaj zakocham.
Darkowi szczęka opadła na to, co usłyszał. Zamknął usta, otworzył je i znów zamknął.
– Nie zakochałem się – wydusił z siebie cicho i ochryple, a serce omalże mu się nie
zatrzymało.
– A ja na pewno nie kocham Kuby. – Spojrzała koledze smutno w oczy. – My, kobiety,
widzimy więcej, a wy, mężczyźni, jesteście ślepi na pewne rzeczy. – Podała kierowcy
walizkę, a mężczyzna zapakował ją do bagażnika wielkiego pojazdu. Agnieszka ucałowała
policzek Kilińskiego. – Zadzwonię, jak będę na miejscu. – Dojedzie autobusem do połowy
drogi, a potem przesiądzie się na pociąg.
– Jeśli go kochasz, to po co…
– Nie poświęcę życia, które miałam, dla tych paru dni, które przeżyłam tutaj i dla
niepewności tego, co może być.
– A może boisz się, że Kuba zrobi to samo co twój były.
– A ty niczego się nie boisz? – zapytała, wsiadając do autobusu jako jedyna z tego
miasteczka. W środku było już kilkoro ludzi. Usiadła na jednym z ostatnich siedzeń. Bilet
kupiła już wczoraj, więc nie musiała się teraz tym przejmować. Przez okno pomachała do
Darka, ale nie widziała, co zrobił, bo oczy wypełniły jej się łzami.
Autobus ruszył. Jeszcze mogłaby go zatrzymać i wysiąść. Nie zrobiła tego. Pozwoliła
łzom swobodnie spłynąć. Sięgnęła do torebki po chusteczkę, starając się, aby to były jej
ostatnie łzy. Wróci do Warszawy, do tego co było i zapomni. Jak jej babcia, która wiele lat
temu opuściła Utopię i kogoś, kogo kochała.
– Historia zatoczyła koło – szepnęła do siebie.
Uniosła wzrok, bo autobus zatrzymał się. Pewnie ktoś się spóźnił, pomyślała. Ale jakże
się pomyliła, kiedy zamiast obcej osoby ujrzała Kubę.
Mężczyzna wsiadł do środka, zaczynając jej szukać. Kiedy ją zobaczył, podszedł do niej
szybko.
– Kuba? Co ty tu robisz? – Jedzie z nią? Niech powie, że z nią jedzie.
– Po prostu musiałem cię jeszcze raz zobaczyć. – Położył dłonie na jej policzkach i
pogłaskał je kciukami. – Chcę ci powiedzieć, że cię kocham i nie proszę cię o to, abyś została,
ale błagam, żebyś wróciła. – Pocałował ją czule. – Wróć do mnie. Będę czekał – wyszeptał.
Nie żądał obietnic, ale miał nadzieję, że Agnieszka tu wróci. Do niego. Do życia, które mogą
spędzić razem.
Zanim kobieta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, jeszcze raz poczuła jego usta na swoich,
a potem już go nie było. Opuścił autobus i mogła przez okno dojrzeć, jak mężczyzna
odchodzi, nie odwracając się. Odetchnęła, a potem uśmiechnęła się przez łzy. Malwina miała
rację, zostawiła przy nim swoje serce, a przecież bez serca nie można żyć.