Rozdział 12
Słońce już dawno wzeszło, rozpraszając cienie nocy na kolejne godziny. Ptaki
świergotały radośnie, a ich śpiew przyjemnie podrażniał uszy Michała. Mężczyzna wziął
prysznic po długim porannym bieganiu i zabrał się za pisanie. Był tak blisko końca tekstu! Po
prostu nie mógł uwierzyć, że po tak długim czasie nareszcie go ukończy. Chwilami jednak
przerywał pisanie, żeby spojrzeć na Dariusza. Kochanek czytał jego najnowsze rozdziały,
które sobie rano wydrukował. Tę noc również spędzili razem, ale pisarz mógłby przysiąc, że
coś było nie tak. Kiliński nie był tak rozmowny, jak zwykle. Owszem, kiedy się kochali,
namiętność mężczyzny paliła go żywym ogniem, ale poza tym jego towarzysz lekko się
oddalił. Sobolewski zrzucał to na karb tego, że wyjechała Lisiecka. Co prawda nie wiedział,
dlaczego niby Darek miałby się tym martwić, ale może chodziło o to, że kobieta zakochała się
w Kubie i musiała go zostawić. On by nie mógł zrobić czegoś takiego. A na pewno nie po
latach związku. Doskonale pamiętał, jak bardzo boli zdrada ukochanej osoby i jej odejście.
Wtedy czuł się tak, jakby pękło mu serce, a ktoś w tym samym czasie ciął na kawałki jego
ciało, podczas gdy on był w pełni świadomy tego, co się dzieje. Nie, nie zrobiłby czegoś
takiego drugiej osobie.
– Twoja koleżanka dała kosza mojemu przyjacielowi – wypalił.
Darek uniósł wzrok znad tekstu. W sumie nawet nie miał pojęcia po co to czyta, bo wciąż
tkwił na tym samym zdaniu, nie potrafiąc się skupić. Myśli wciąż przywoływały mu słowa o
tym, że zakochał się w Sobolewskim. Agnieszka nie powiedziała tego wprost, ale to właśnie
miała na myśli.
– Nie odpowiadam za jej czyny. Jest dorosła, sama podejmuje decyzje.
– Nawet jeśli są złe? Nawet jeżeli ranią?
– Michał, uważam, że to nie mnie powinieneś pytać o coś takiego. – Odłożył wydruk i
sięgnął po szklankę z sokiem pomarańczowym.
– A ty, co byś zrobił na jej miejscu? Zostawiłbyś kogoś, kto cię kocha, bo praca jest
ważniejsza? – zapytał pisarz, a w jego głosie Darek wyczuł coś ostrego, pełnego złości.
– Ja to ja. Ona to ona, więc zejdź ze mnie, dobra?
– Byłbyś z kimś i nagle okazałoby się, że…
– Zamknij się, Sobolewski. – Pochylił się ku mężczyźnie. – Jeśli z kimś jestem, to na
zawsze. Chociaż do tej pory nie spotkałem osoby, która miałaby takie same poglądy jak ja,
jeśli chodzi o związki. I dlatego jestem sam. Na pewno nie zaliczam się do tego typu facetów
którzy są łasi na pieniądze i biorą je, zostawiając kogoś, kogo niby kochają.
– Spierdalaj – warknął Michał i zamknął laptopa. Podniósł się z rozmachem z krzesła. –
Nie miałem wpływu na to, co mi zrobił. Miał wszystko… – Przesunął drżącymi dłońmi przez
swoje półdługie włosy.
– Czasami ktoś może mieć wszystko, a i tak odejdzie, bo nie umie być wiernym, nie umie
kochać.
– Gadasz jak nastolatka, która naczytała się romansów. Jeszcze powiesz, że czekasz na
faceta, dla którego będziesz całym światem, a on dla ciebie…
– Czekam – odpowiedział cicho. – Jeżeli dla ciebie to pragnienie jest żałosnym
marzeniem nastolatki, to mam to w dupie. – Obrzucił pisarza wściekłym spojrzeniem. –
Gówno mnie obchodzi, co myślisz na ten temat. Nawet po tym, jak się pieprzyliśmy. Nie
myśl, że to coś znaczy. Sam powiedziałeś, że to tylko seks.
– Kiliński, powiedział ci ktoś, że czasami też potrafisz być chujem? – Sobolewski
chwycił brodę Darka swoją szeroką dłonią i uniósł jego głowę, po czym wpił się żarłocznie w
jego usta. Kąsał je, napierał na nie, władał nimi, a serce biło mu w piersi coraz mocniej.
Mężczyzna miał takie same pragnienia jak on. Też chciał tego samego, ale on nie potrafiłby
się tak otwarcie do tego przyznać. Poza tym przerażało go to, że odczuwał tak wiele emocji,
kiedy miał Darka blisko siebie. Za wcześnie było na konkretne deklaracje, na cokolwiek. Za
wcześnie po tym, co go spotkało. Jak miał zaufać? A jednak czuł, że kochanek nie rzuca słów
na wiatr i coś w nim błagało, aby to była prawda.
– Ktoś mi to już powiedział – wyszeptał Dariusz, kiedy Michał pozwolił mu złapać
oddech po tym, jak doszczętnie zmaltretował jego usta. Tym razem to on przywarł wargami
do jego, przejmując kontrolę. Chwycił koszulkę wciąż pochylonego nad nim autora jednego z
najlepszych tekstów jakie czytał, nie pozwalając mu się odsunąć. Do tej pory sparaliżowany
lękiem o to, czy może czuć więcej niż tylko silne pożądanie do tego mężczyzny, pozwolił
sobie na dopuszczenie serca do głosu. Będzie jeszcze czas, aby pomyśleć nad tym, czy dobrze
zrobił. Potem zastanowi się nad wszystkim. Teraz wolał wsunąć palce w jego włosy i
zacisnąć dłoń na nich, pogłębić pocałunek, dominować nad nim i zostać zdominowanym.
Dopóki ich śliskie języki będą oplatać się wzajemnie, a zęby zahaczać o siebie, wargi ocierać,
pragnienia zderzać się ze sobą, dopóty nie musi o niczym myśleć.
Na pewno do chwili, gdy przerażony głos doleciał do jego uszu. Natychmiast oderwał się
od ust Michała, dostrzegając, że mężczyzna również to usłyszał.
– Ratunku!
– To Majka – powiedział Sobolewski i już biegł w stronę, z której dochodziło wołanie. –
Coś się stało!
Darek ruszył zaraz za nim, ale nie był tak szybki jak Sobolewski, który pokonywał
ścieżkę w szybkim tempie. Może powinien dołączyć do niego podczas jego porannego
biegania, poprawić kondycję.
– Ale co się mogło stać?! – zawołał.
– Z tymi dzieciakami? Wszystko! – Nie czekał na Kilińskiego. Przyśpieszył, widząc
wstęgę rzeki. Ominął skupisko drzew i jego oczom ukazał się w oddali widok, który go
przeraził. Po deszczach woda w rzece wyraźnie przybrała i była rwąca, nieprzystępna i każdy
głupi wiedział, aby do niej nie wchodzić. Niestety, ktoś musiał to zrobić i teraz tonął. Na
brzegu szczekał pies, natomiast Majka krzyczała tak głośno jak tylko umiała. Dobra
dziewczyna, pomyślał. Doskonale zrobiła, że choć sytuacja była dramatyczna, nie weszła do
rzeki. Nie straciła zimnej krwi, zwłaszcza, że nie umiała pływać. W ten sposób mogliby
stracić dwie osoby, ale on przyrzekł sobie, że nie ucierpi ani jedna.
– Michał, on tonie! – Przerażona Majka, potwornie płacząc, zauważyła w końcu pisarza,
modląc się w duchu, aby jej przyjaciel nie poszedł pod wodę.
– Mówiłem wam, żeby nie wchodzić do wody! – krzyczał na dziewczynę, będąc już tuż
przy niej. Chłopak będący w wodzie wymachiwał panicznie rękoma, ledwie trzymając się na
powierzchni. Ale rzeka już go znosiła, przez co chłopiec płynął z jej prądem.
– Lucek to dobry pływak, ale skurcz go złapał!
Michał już nic nie powiedział, tylko wskoczył do wody, nie zważając na siebie, swoje
zdrowie. Z rana woda była jeszcze zimna, przez co jego rozgrzane po biegu mięśni mocno
zaprotestowały. Nie mógł jednak czekać. Kiedy Lucjan zniknął pod wodą, Sobolewski
zanurkował.
W tym czasie Darek dobiegł na brzeg, zmęczony, ledwie oddychając. Pochylił się,
opierając ręce o uda i próbując złapać powietrze. Nie trwało to długo, bo niemal natychmiast
zaczął śledzić wzrokiem wodę i serce mu się ścisnęło, kiedy nikogo nie zobaczył.
– Gdzie oni są?
– Pod wodą – pisnęła rozdygotana Majka. Jej pies ciągle szczekał, ale nie próbowała go
uspokajać.
– Jak to pod wodą? – Lodowaty strach zaczął wspinać się po jego kręgosłupie. Coś
ścisnęło mu klatkę piersiową i to nie była bynajmniej wina biegu. Zanim jednak zaczął się
dusić, owładnięty przerażeniem, spod wody wychynęła głowa blondwłosego chłopaka, a po
chwili ukazał się Michał, holując młodzieńca do brzegu.
Darek uklęknął, wyciągając ręce i przejmując od mężczyzny kaszlącego, niedoszłego
topielca. Przy pomocy Majki wydostał chłopaka na brzeg, układając go na boku, by dzieciak
mógł odkaszleć to, co dostało się do płuc. Potem pomogli wyjść Sobolewskiemu.
– Tyle razy mówiłem, tyle do łba kładłem – mówił Michał, siadając na trawie i próbując
dojść do siebie – żebyście uważali.
– Nie wiedziałem, że ta rzeka potrafi być taka niebezpieczna – wtrącił Kiliński. –
Sądziłem, że jest spokojna i płytka.
– Jest nie tylko szeroka, ale i bardzo głęboka, a po deszczu rwąca, zimna – wytłumaczył
pisarz, spoglądając na Lucjana Wąsacza. – Jak się czujesz?
– Dobrze. Dzięki. Chciałem popływać, ale skurcz mnie złapał i nie dopłynąłem do
brzegu.
– Muszę zabrać cię do lekarza – stwierdził przemoczony do suchej nitki mężczyzna. –
Nie wygląda na to, aby coś ci było, ale lepiej to sprawdzić. – Wstał.
– Ja go zawiozę – zaproponował Darek. – Majka pojedzie ze mną i pokaże gdzie. Ty
musisz się wysuszyć. – Z niepokojem przesuwał wzrokiem po ciele kochanka. Nie chciał, aby
coś mu się stało. Najchętniej to już okryłby go kocem, wziął ręczniki i zaczął wycierać.
– Dzięki. Musimy go zaprowadzić do mnie, bo tutaj samochód nie wjedzie. Lucek, gdyby
nie krzyki Majki…
– Wiem. – Chłopak usiadł, podkulając nogi i spuszczając głowę pomiędzy kolana. Wciąż
ciężko oddychał i od czasu do czasu zakaszlał. – Matka mnie zabije, a ojciec jej w tym
pomoże, a potem jeszcze dostanę karę.
– Dobrze, że żyjesz. To najważniejsze – rzuciła Majka, też już wiedząc, że i ona oberwie.
Ale należało im się.
Darek napotkał spojrzenie patrzącego na niego Michała, pełne ciepła, czułości i
natychmiast opuścił go niepokój. Nie powstrzymał się przed odgarnięciem mu z twarzy
mokrych włosów. Ten pełen troski gest nie umknął Majce, a w Sobolewskim wzbudził chęć
przytulenia go. Lecz w przeciwieństwie do Kilińskiego, pisarz powstrzymał się, odchrząknął i
zarządził:
– Zabierzmy stąd Lucka.
Kilka godzin później Lucjan, po wszelkich badaniach, panice matki i wściekłości ojca,
został odwieziony do domu, a Darek wraz z Michałem – który po tym, jak się przebrał,
dołączył do nich w przychodni – usiedli przy stoliku w lodziarni. Obaj byli głodni, ale czuli,
że po tych wszystkich wrażeniach nie przełknęliby niczego, co przybrałoby formę jedzenia.
Zamówili tylko po kawie – Darek, jak zazwyczaj, poprosił o cafe latte.
Milczeli, ale to milczenie nie było krępujące. Każdy z nich oddał się władaniu swoich
myśli. Przyglądali się ludziom. Zdaniem Kilińskiego nie było tu wielu okazji do
zaobserwowania tylu różnych charakterów, co na przykład w zwykłym centrum handlowym,
ale i tak przez miasteczko przewijało się mnóstwo turystów i każdy z nich był inny.
Najbardziej jednak interesował go mężczyzna siedzący naprzeciwko. Mężczyzna, który go
dzisiaj bardzo wystraszył.
– Kiedy zniknąłeś pod wodą, przez chwilę… – umilkł, bo za dużo powiedział. To tak
jakby z czymś się zdradził.
– Ale nic się nie stało.
– Jesteś bohaterem.
Michał prychnął, słysząc to określenie.
– Nie jestem. Jestem pisarzem, który powinien teraz kończyć swój tekst, a nie siedzieć w
jedynej lodziarni w miasteczku gapić się na znajome widoki.
– Możesz gapić się na mnie. – Darek nieznacznie uniósł kąciki ust.
– Z tobą to wolę robić coś innego – mówił szeptem, aby nikt ich nie usłyszał. Na
szczęście stoliki obok były wolne, więc mieli trochę prywatności.
– I to ma być romantyczne?
– A nie jest? To co, zdaniem Darka Kilińskiego, jest romantyczne?
– A zdaniem Michała Sobolewskiego? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie
zamierzał zdradzać mu wszystkiego. Niech pisarz sam trochę pogłówkuje. Dlaczego zawsze
nie mogli rozmawiać tak spokojnie, bez docinek?
– Moim zdaniem romantyzm jest przereklamowany. – Sobolewski napił się kawy.
Darek przez chwilę patrzył, jak porusza się grdyka Michała, kiedy ten przełykał swój
napój. Polizałby ją.
– Tak? A to dlaczego ostatnia scena miłosna, którą wczoraj napisałeś, jest pełna
romantyzmu?
– Nie wiem. To chyba nie ja ją pisałem. – Puścił oczko do Darka.
– Pewnie, sama się napisała. I na pewno nie będzie niczego romantycznego w tym, że
kupię dzisiaj butelkę dobrego wina i wypijemy je, mając nad głową dach stworzony z gwiazd.
– Uśmiechnął się, kiedy coś błysnęło w oczach autora. Jeszcze wczoraj wieczorem, zanim
pojechał do niego, zastanawiał się czy dobrze robi i może powinien się wycofać, a teraz pchał
się w to, z entuzjastyczną zgodą swojego serca.
– Mógłbym rozważyć coś takiego. Pod jednym warunkiem.
Kiliński spuścił na chwilę wzrok na swoje dłonie, a potem znów zatopił go w oczach
koloru burzowego nieba.
– Boję się pytać, pod jakim.
– Czy robisz to wszystko, żebym ci uległ i pojechał z tobą do Warszawy?
– To koniec miłej rozmowy. – Westchnął ciężko, jakby właśnie podniósł potężny ciężar.
– Nie, nie robię tego. Jeżeli tak sądzisz, to trudno. To, że z tobą sypiam, też nie ma z tym
związku – odpowiedział zimno.
– Nie denerwuj się, wolałem zapytać. – Właściwie znał odpowiedź na to pytanie, ale
uważał, że upewnienie się wyjdzie mu na dobre. Tym bardziej, że nie mógł przed sobą
ukrywać, że byli ze sobą blisko. Owszem, seks nie oznaczał, że zaraz będą parą i do tego nie
dążył, ale w niektórych chwilach łapał się na tym, że gdyby miał jeszcze kiedykolwiek
spróbować związać się z kimś, to byłby to właśnie Dariusz. – Co do wina i gwiazd…
Wystarczająco romantyczne, a nie przesadne i mogę się na to zgodzić. Pod warunkiem, że
wino będzie słodkie. Nienawidzę wytrawnego.
– Będzie najsłodsze jakie tylko uda mi się znaleźć.
Dlatego po tym, jak się rozstali, Kiliński udał się na zakupy i kupił dwie butelki –
podobno – dobrego wina. Nigdy takiego nie pił, ale wierzył sprzedawcy, że wino jest słodkie,
gronowe i każda panna jest po nim bardziej przystępna. Akurat o to ostatnie mu nie chodziło.
– Hej – pomachał naburmuszonej Majce, która myła podłogę na korytarzu pierwszego
piętra. – Kara?
– A żeby pan wiedział. Do nocy się nie wyrobię.
– Powodzenia.
– Panie Kiliński?
– Tak? – Przystanął na pierwszym stopniu, zatrzymany przez dziewczynę.
– Ja i mama wiemy, że Michaś jest gejem. Widziałam, co pan dzisiaj zrobił. Fajne to
było, ale niech go pan nie skrzywdzi. On nie ufa tak szybko, a widzę, że panu ufać zaczyna.
– Nie mam zamiaru go krzywdzić. Poza tym myślę, że ma już tyle lat, aby sam siebie
obronić.
– Ma też nas. A my z mamą troszczymy się o przyjaciół. – Zamoczyła mopa w wiadrze.
– Dlatego wywiodłaś mnie w pole za pierwszym razem?
Wzruszyła ramionami.
– Nie znałam pana. Nie poddał się pan. To dobrze o panu świadczy.
Uśmiechnął się pod nosem. Po chwili pożegnał się z nastolatką i udał na poddasze, gdzie
miał wynajęty pokój. Ten, który zajmowała Agnieszka, stał pusty. Kobieta dzwoniła do niego,
że u niej wszystko dobrze i jutro wracała do pracy. Tym samym miała spotkać się z Jerzym
Laskiem i dać mu rozdziały Michała. Od decyzji tego mężczyzny zależało, jak będą układać
się kolejne tygodnie. Liczył, że odpowiedź właściciela Luny będzie pozytywna.
Umył się, nie zapominając o zębach, ogolił i po założeniu na siebie czarnych dżinsów i
białej koszuli, której rękawy podwinął do łokci, pojechał do Michała. Dzień powoli dobiegał
końca. Zastał mężczyznę siedzącego ciągle przy tym samym stoliku – a dawniej tak narzekał,
że kobiety go tu wstawiły – podekscytowanego, szczęśliwego i wgapiającego się w ekran
laptopa. Wokół paliły się świece wyglądające jak pochodnie, mające za zadanie odganiać
komary.
– Stało się coś? – zapytał, podchodząc do niego z winem. Postawił butelkę na stole.
– Zobacz. Przed chwilą to napisałem.
Darek obszedł stolik. Zajrzał przez ramię pisarza i jemu samemu udzielił się dobry
nastrój mężczyzny. W pliku tekstowym, czarno na białym, widniał napis „Koniec tomu
pierwszego”.
– Twoja trylogia doczekała się pierwszego tomu. Gratuluję. – Pocałował Michała w
czubek głowy. – Masz kieliszki? Musimy to uczcić, skarbie. – Zamarł po tym, jak
wypowiedział to słowo. Tak zakazane, bo przecież nie są parą. Na szczęście Michał chyba
tego nie usłyszał, wciąż zaabsorbowany tym, że udało mu się dokończyć tom.
– Pisałem, odkąd wróciłem z lodziarni. Tyle godzin pracy i jest efekt. – Nie, że nie
usłyszał tego słowa, ale wolał pozostawić to tak, jakby ono nigdy nie padło.
– Musisz się czuć wspaniale – powiedział wciąż nad nim pochylony, z dłońmi na jego
ramionach i kciukami delikatnie masującymi skórę pisarza. – Mam nadzieję, że będziesz się
tak samo czuł, kiedy mój szef po przeczytaniu dwóch pierwszych rozdziałów zdecyduje się
wydać tę książkę. – Ścisnął ramiona mężczyzny, bo znów powiedział coś, czego nie
powinien. Po prostu czasami mówił za dużo, będąc tak podekscytowanym,.
– Nie przeczyta ich, bo mu nie wyślemy. Prawda? – dopytał, kiedy Darek odsunął się od
niego. – Prawda? – Obejrzał się na Kilińskiego. Jego mina bardzo mu się nie spodobała. –
Coś ty do cholery zrobił? – warknął. Nie pozostała w nim nawet nuta wcześniejszego ciepła.
– Dałem Agnieszce dwa pierwsze rozdziały. Ma je jutro pokazać Laskowi. – Cofnął się,
bo gdy Michał wstał, jego postawa świadczyła o tym, że to co Darek powiedział i zrobił nie
spotka się z miłym przyjęciem. Sobolewski wyglądał jak dzikie, rozwścieczone zwierzę
mogące lada chwila zaatakować. – Chcę, żebyś wiedział…
– Zamknij się! Jak, kurwa, mogłeś zrobić coś takiego? Bez mojej pierdolonej zgody!
Powinienem był wiedzieć, że coś knujesz! A szukałem dzisiaj tych rozdziałów, by zajrzeć do
twoich notatek. Sądziłem jednak, że masz je w motelu. Jesteś pieprzonym szują! – Popchnął
Darka na ścianę i zacisnął pięści. Miał ochotę mu przywalić, czując się zdradzony.
– To tylko wyjdzie ci na dobre. Zobaczysz, że Laskowi nie będzie nic przeszkadzać. On
chce cię jako autora, a ten tekst jest genialny. Lepszy niż poprzedni.
– Powiedziałem ci, abyś się zamknął – zawarczał, dociskając swoim ciałem mężczyznę
do ściany.
– Nie potrafię być cicho, kiedy tak patrzysz. Nie chcę niczego złego, chcę ci pomóc.
– Pomóc? Dlaczego? Bo cię szef wyrzuci z pracy? Gówno mnie to teraz obchodzi.
– Mnie też! – Chwycił Michała za przedramiona. Gorąco mu się zrobiło na to, że ten
rozjuszony mężczyzna znajdował się tak blisko. – Z początku było inaczej, a teraz…
– Co, kurwa, teraz? – Przechylił głowę w bok, wciąż powstrzymując się przed
uderzeniem go.
– Teraz wszystko się zmieniło. Chcę ci pomóc, bo wiem, czego ty pragniesz.
– A co cię to obchodzi?!
– Bo mi, kurde, zależy!
Michał zamrugał szybko, niepewny tego, co usłyszał. Albo źle zrozumiał, albo…
– Jak to, kurwa, zależy? – Oddychał szybko, jakby właśnie przebiegł maraton. Oparł
przedramiona po bokach głowy Darka.
– Zależy. – Przełknął z trudem ślinę. Więcej nie chciał mówić. – Nie pytaj, po prostu
zależy. – Objął go jedną ręką wokół pleców, a drugą położył na karku kochanka. Przyciągnął
go jeszcze bliżej siebie, ale nie pocałował. Czekał na to, co zrobi Michał. Odepchnie go albo
pocałuje.
Przez chwilę stali blisko siebie, jakby byli przyklejeni jeden do drugiego. Darek
niepewny tego, co będzie dalej, a Michał wciąż wściekły, czujący jak krew wrze mu w
żyłach. Sobolewskiemu wciąż nie przeszła ochota na to, by poprawić wygląd nosa
Kilińskiego, ale słowa Darka ewidentnie poruszyły właściwe struny w jego sercu. Głośno
wciągnął powietrze przez nos i wybrał opcję, która nie mogła zranić mężczyzny. Wcałował
się w jego usta z brutalnością i złością. Pokazywał mu, jak bardzo nie podoba mu się to, co
zrobił, ale jednocześnie jak bardzo go pragnie. Jak to pragnienie wstrząsa nim do bólu,
przeraża go, a jednocześnie ekscytuje. Całował jego szczękę, oczy, policzki, nos, szyję, by
znów wrócić do maltretowania warg, gryzienia ich i zatracania się w smaku oraz tym, że
Dariusz nie pozostaje bierny i odpowiada tym samym, pokazując mu, że chce więcej.
Znacznie więcej.
Tym razem seks był brutalny, nie mający nic z nuty delikatności. Gorące dłonie sunęły
po ciele, paznokcie drapały skórę, zęby gryzły, jęki podniecały. Pchnięcia bioder ogłuszały
rozkoszą. Ciała drżały, a krzyki spełnienia pochłaniała noc, kiedy dwaj mężczyźni kochali się,
nie panując nad sobą i pragnieniami.