background image

Rozdział 7 

 

 

Michał zszedł z drabiny i zdjął rękawice.  

–  Rynna  już  powinna  działać  jak  trzeba.  A  jeśli  nadal  będzie  coś  nie  tak,  to  musicie 

skontaktować się z Edkiem, aby wymienił ją na nową. Ta już ma swoje lata – powiedział do 

małżeństwa stojącego obok.  

–  Ja  bym  tak  zrobiła  –  rzekła  kobieta  w  średnim  wieku.  Maria  ubrana  była  w  krótkie 

spodnie i bluzkę na ramiączkach. Pół długie blond włosy spięła spinkami tuż nad karkiem.  – 

Ale mój stary ciągle chce wszystko naprawiać, zamiast wymienić.  

–  Nie  będę  wymieniał  czegoś,  co  jest  dobre  – odparł  mąż  Marii,  niski,  tęgi  mężczyzna 

przed  pięćdziesiątką.  –  Jak  można  coś  naprawić  mniejszym  kosztem,  to  po  co  marnować 

pieniądze?  

–  Zazwyczaj  na  tym  się  traci.  Ciągle  spawałeś  brony  i  co?  W  końcu  zrozumiałeś,  że 

trzeba kupić nowe.  

Michał obserwował małżeństwo, które uwielbiało się ze sobą spierać. Nie było dnia, aby 

się nie pokłócili. Nie chciał wiedzieć, jak się godzili, ale  łatwo mógł się tylko domyślić, bo 

państwo  Wąsacz  mieli  ósemkę  dzieci.  Najmłodsze,  siedmioletnie,  bawiło  się  właśnie  na 

podwórku, dokazując w piaskownicy wraz z chłopcem z sąsiedztwa.  

– Dlatego mówię, że jak kolejny raz spadnie deszcz i rynna zawiedzie, to następnego dnia 

idziemy zamówić nową. Lepsze takie rozwiązanie, niż żeby woda lała się po ścianie, a potem 

w domu robił się grzyb.  

– Maryśka, ale to kosztuje. 

Pisarz  doskonale  znał  Artura  Wąsacza,  który  przede  wszystkim  znany  był  ze  swojej 

chytrości.  Gdy  przychodziło  do  płacenia,  mężczyźnie  trzęsły  się  ręce.  Najchętniej  nie 

background image

wydałby  nawet grosza, a wszystko chciał  mieć.  Michał  nie  lubił go, ale nigdy  nie odmówił 

pomocy.  

–  Kosztuje,  kosztuje  –  prychnęła  kobieta.  –  Ty  to  wszystko  na  pieniądze  przeliczasz. 

Skąpiec jesteś i tyle, bo za dużo masz. Biedakami nie jesteśmy. Jak mi dzieci przez grzyb w 

domu  zachorują  to  sobie  popamiętasz.  Lepiej  zapłać  Michałowi,  bo  nigdy  do  nas  nie 

przyjedzie. Albo lepiej ja to zrobię.  

– Kobieto, z tobą to mam utrapienie. – Pokręcił głową mężczyzna i poszedł do stodoły.  

– Co  ja  w  nim  widziałam,  to  nie  wiem.  Człowiek  ślepnie,  zakochując  się.  –  Wyjęła  z 

kieszonki pięćdziesiąt złotych, na które wcześniej umówiła się z Michałem za naprawę rynny.  

– Ale nadal go kochasz.  

– I pewnie za sto lat kochać będę.  –  Podała pisarzowi pieniądze.  – Starczy czy  jeszcze 

dołożyć? 

– Tyle chciałem, tyle biorę. I jakby co, to faktycznie idźcie do Edka i niech zrobi nową 

rynnę. Trudno powiedzieć, ile wytrzyma ta obecna.  

 – Tak zrobię. Sama pójdę. Dziękuję ci. Idę ugotować budyń, bo obiecałam dzieciakom, 

że dostaną coś dobrego na deser. Teraz pewnie  włóczą się gdzieś po  miasteczku. Lucjan to 

tylko z tą Majką przesiaduje nad rzeką. Jak go zobaczysz, to każ mu wracać do domu. 

– Dobra, jak coś, to mu powiem. Do widzenia. 

– A do widzenia, do widzenia. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. 

Ruszył  do  swojego  samochodu.  Na  dzisiaj  nie  miał  już  więcej  roboty,  więc  postanowił 

wrócić  do  domu.  Stąd  miał  dość  spory  kawałek  do  przejechania,  bo  był  po  drugiej  stronie 

miasta.  Wybrał  jedną  z  bocznych  dróg,  bo  nie  zamierzał  przejeżdżać  przez  Utopię.  W 

samochodzie  odsunął  wszystkie  szyby,  gdyż  nie  włączał  klimatyzacji.  Lubił  delektować  się 

wiatrem wpadającym do wnętrza, piękną pogodą oraz zapachem lata. To tutaj, wśród tych łąk, 

pól, lasów powstała jego pierwsza książka. Ta, której nikt nie chciał wydać, a potem stał się 

cud i jakoś to poleciało. Tutaj też uciekał, kiedy w jego życiu bywało naprawdę źle. Tak jak 

to  było  po  ostatnich  przeżyciach.  Ukrył  się  w  swoim  azylu,  dzięki  czemu  stanął  na  nogi. 

background image

Zresztą nikt nie poddałby się na długo ponurym myślom, kiedy codziennie rozpościerałby się 

przed nim widok na tak piękną przyrodę.  

Zmrużył  oczy,  dostrzegając  po  lewej  spacerującą  parę.  Mężczyznę  i  kobietę. 

Podjeżdżając  bliżej, rozpoznał dwie postacie. Dziewczyną okazała  się koleżanka tego pożal 

się  Boże  nieodczepiającego  się  korektora,  a  mężczyzną  był  Kuba.  Przyjaciel  zauważył  go  i 

uniósł rękę. Michał pomachał do niego, szeroko się uśmiechając. Nie widział Kuby z kobietą 

odkąd…  Już  dawno  nie  widział  go  z  kobietą.  A  tu  proszę,  przyjechała  panna  z  wielkiego 

miasta i samotny właściciel księgarni wybiera się z nią na spacery.  

–  Zabaw  się  chłopie,  bo  kiedy  ona  wyjedzie,  to  poza  wspomnieniem  miłych  chwil  nic 

innego ci nie pozostanie – szepnął do siebie i nacisnął pedał gazu.  

 

 

– Czy to był… 

– Michał Sobolewski. Dobrze zgadłaś.  

– Poznałam go dzisiaj. – Agnieszka przekroczyła dość spory kamień. Czuła się cudownie. 

Jak nowonarodzona. To miejsce dodawało jej energii.  – On i mój znajomy działają sobie na 

nerwy. Gdyby… – urwała, bo uniósłszy wzrok, którym do tej pory śledziła swoje stopy i to 

gdzie je stawia, zaniemówiła. Przed sobą miała widok ze zdjęcia. Może drzewa były o wiele 

większe  i  wyglądały  na  stare,  ale  pomiędzy  nimi  stały  ruiny  dawnej  kapliczki,  jak 

wytłumaczył jej Kuba.  

– Podoba ci się – stwierdził.  

– I to jak, ale… To potwierdza, że tu była moja babcia. Co robiła tak daleko? Kuba, ty 

wiesz.  Powiedz  mi.  –  Popatrzyła  na  niego  błagalnie.  –  Co  łączyło  twojego  dziadka  i  moją 

babkę? W jaki sposób tu się znalazła? Dlaczego? Przecież w Warszawie miała męża i synka. 

Co robiła z dala od nich? – Tyle pytań cisnęło jej się na usta. – Jak długo tutaj była? Kuba, co 

ty wiesz? 

background image

Mężczyzna przysiadł  na  jednym z wysokich kamieni.  Wpatrzył się przez chwilę w dal, 

gdzie  w  dolinach  rosło  zboże,  kosiły  kombajny,  a  dźwięk  silników  mieszał  się  ze  śpiewem 

ptaków i szumem wiatru. 

–  Dziadek  powiedział  mi,  że  możesz  mnie  o  to  zapytać.  –  Kiedy  siedział  na  schodach 

przed motelem, opuszczony przez towarzyszącego mu psa, który pobiegł za Majką, zadzwonił 

do staruszka. Chciał go poinformować gdzie i z kim  będzie, i dlaczego idą do tego miejsca. 

Ambroży powiedział wtedy:  „Jeżeli dziewczyna  zapyta o swoją  babcię, to jej powiedz.  Ale 

tylko wtedy, gdy zapyta. Sądzę, że to zrobi, bo jest tak samo ciekawska jak Wandzia”. 

– To chyba nie masz wyjścia. – Przysiadła na drugim z kamieni, w cieniu drzewa. W ręku 

trzymała torebkę, z którą nigdy się nie rozstawała. W końcu jak każda kobieta miała w niej 

swoje  skarby.  W  tym  komórkę,  która  i  tak  nie  miała  zasięgu  poza  miasteczkiem.  – 

Rozmawiałam z tatą, ale on nie może mi w żaden sposób pomóc, bo był wtedy mały. Z kolei 

dziadek nie żyje już od wielu lat. A tata był jedynakiem, więc nie mam już kogo wypytywać.  

– A twoja mama?  

– Mama zmarła, gdy byłam mała. Tata mnie wychował. Potem ożenił się drugi raz. Ma z 

nią dwójkę dzieci. To jeszcze  nastolatki. Bliźniaki.  Ale  zbaczamy z tematu.  –  Trąciła stopą 

jego nogę. – Mów.  

–  Powiedział  ktoś  tobie,  kobieto,  że  za  bardzo  wszystko  chcesz  wiedzieć  i  mieć  to  od 

razu? 

–  Tak.  Dużo osób  mi  to  mówi.  Gadaj,  bo  cię  kopnę.  –  Nie  potrafiła  oderwać od  niego 

oczu. Jego ciemne włosy lśniły w słońcu, a chłopięcy uśmiech sprawiał, że miała nogi jak z 

waty. Wpadła, totalnie pierwszy raz w życiu naprawdę wpadła. Nie trzeba było czasu, aby w 

jej sercu coś się narodziło. Ciężko będzie go zostawić i wyjechać. Na razie postanowiła o tym 

nie myśleć. Mieli jeszcze kilka dni. Nie mogła tak jak Darek zostać tutaj przez miesiąc. Jemu 

to było dobrze. 

Kuba  zmrużył  oczy.  Ta  dziewczyna  coraz  bardziej  mu  się  podobała.  W  dodatku  teraz 

patrzyła  na  niego  tak  intensywnie,  z  błyskiem  w  oku,  że  miał  ochotę  wziąć  ją  za  rękę, 

przyciągnąć  do  siebie  i  pocałować.  Zamiast  tego  poprawił  okulary,  by  dać  sobie  czas  na 

zebranie myśli i powiedział: 

background image

– To było dokładnie czterdzieści dziewięć lat temu. Twoja babcia sama nie wiedziała, w 

jaki sposób tutaj dotarła. Nie pamiętała tego.  

– Jak to? 

– Mój dziadek znalazł ją, kiedy kluczyła bez celu po miasteczku. Wtedy nie było ono tak 

rozbudowane jak teraz. Zapytał  ją, jak  się  nazywa i skąd  jest. Nie wiedziała.  – Uniósł rękę, 

kiedy Agnieszka chciała mu przerwać. – Dziadek zabrał dziewczynę do siebie. Był lekarzem, 

więc  ją  zbadał.  Okazało  się,  że  była  w  szoku  i  częściowo  straciła  pamięć.  Nie  na  długo 

jednak, bo z czasem zaczęła sobie wszystko przypominać. Nadal co prawda nie wiedziała, jak 

trafiła do Utopii. Prawdopodobnie wsiadła do jakiegoś autobusu i jechała przed siebie. Potem 

pewnie przesiadła się do kolejnego, aby jak najdalej uciec od domu.  

– Dlaczego? Przecież miała męża, synka. Była szczęśliwa. 

– Właśnie  że  nie  była.  Odkryła,  że  mąż  ją  zdradzał.  Tamtego  dnia  zażądała  rozwodu. 

Powiedziała, że nie chce go więcej widzieć i że zabierze mu dziecko. Nie pozwolił jej na to. 

Uderzył ją. Prawdopodobnie przez to miała problemy z pamięcią. Na głowie miała ranę, która 

z trudem się goiła. Dziadek mówił, że kiedy po tym, jak zaczęła sobie wszystko przypominać 

i mu opowiadać, nie mogła przestać płakać. Mąż wyrzucił ją z domu, zabronił widywać się  z 

synkiem.  Ona  w  takim  stanie  trafiła  tutaj.  Dopiero  w  Utopii  poczuła,  jak  to  jest  być 

szczęśliwą. Spędziła tutaj dwa  miesiące, w czasie których zakochała  się w  moim dziadku  z 

wzajemnością.  Pewnego  dnia  twoja  babcia  w  końcu  postanowiła,  że  wróci  do  Warszawy, 

złoży  pozew  o  rozwód,  zabierze  synka  i  wróci.  Mój  dziadek  chciał  z  nią  jechać,  ale  nie 

pozwoliła  mu  na  to.  Ostatni  raz  widzieli  się,  kiedy  odwiózł  ją  na  pociąg.  Obiecała  mu,  że 

wróci  za  kilka  tygodni.  Pożegnała  się  i…  Twoja  babcia  nigdy  nie  wróciła.  Ale  jak  widzę, 

trzymała zdjęcia robione tutaj. Dokładnie w tym miejscu.  

– Dlaczego nie wróciła, jeśli tu była szczęśliwa? To były lata sześćdziesiąte, tak? Tak  – 

odpowiedziała sama sobie. – Tak dawno temu to się wydarzyło. 

– Pewnie mąż ją zatrzymał. Wystarczyło tylko, że zagroził nie oddaniem  jej synka, więc 

została przy nim. Bo byli razem, tak? 

–  Tak.  Wyglądali  na  szczęśliwych.  Mieli  nawet  jeszcze  jedno  dziecko.  Dziewczynka 

zmarła  w  wieku  dwóch  lat.  Nie  rozumiem…  Jeżeli  nie  była  szczęśliwa  z  mężem,  a  jej 

prawdziwą miłością był twój dziadek, to…  

background image

– Może zrozumiała, że nie chce rozbijać rodziny dla własnego marzenia. Może w końcu 

jej mąż się opamiętał i była z nim szczęśliwa. Dziadek długo na nią czekał, a potem ożenił się 

z miejscową dziewczyną. Kochał  ją,  jednak nie zapomniał  Wandy  Lisieckiej,  która przez te 

kilka tygodni potrafiła ukraść mu serce. 

Agnieszka westchnęła i wstała. Przeszła kilka kroków, a potem zatrzymała się. Ona nie 

potrafiłaby  wyjechać  i  zrezygnować  z  kogoś,  kogo  naprawdę  by  kochała.  A  może  tylko  w 

teorii wydaje się to takie proste. Przecież kiedy sami stajemy przed podobnymi decyzjami, to 

nic już nie jest tak łatwe. Popatrzyła na mężczyznę, który stanął obok niej. Co będzie, kiedy 

przyjdzie czas jej wyjazdu? Jakie ona podejmie decyzje? 

 

 

 

Szlag  go trafił,  jak  tylko  dojeżdżał  do  domu.  Ten  facet  nigdy  się  nie  odczepi.  Z  jednej 

strony Michałowi podobało się coś takiego, bo nie lubił, gdy ktoś łatwo się poddawał, ale to 

już  była  przesada.  Powiedział  coś  temu  człowiekowi,  a  ten  i  tak  obstawał  przy  swoim. 

Zaparkował  przy  jego  samochodzie  i  wysiadł,  trzaskając  drzwiami.  Obszedł  oba  pojazdy, 

będąc  pewnym,  gdzie  zastanie  mężczyznę.  Nie  pomylił  się.  Darek  siedział  przy  stoliku,  na 

którym  tym  razem  zamiast  kolorowych  pisaków  i  kartek  stały  butelki  piwa,  a  obok  leżała 

książka. Ta sama, którą widział w lodziarni.  

–  Przyjechałeś  poczytać  sobie  u  mnie  w  ogrodzie  i  popić  piwka?  –  warknął.  –  Może 

byłoby lepiej, abyś stąd spierdalał. Zaraz wrócę i chciałbym cię tutaj nie zastać.  – Odwrócił 

się  i  poszedł  wzdłuż  ścieżki  w  stronę  rzeki.  Przeszedł  kilka  metrów.  Już  stąd  wypatrzył 

grupkę młodzieży siedzącą na brzegu. Nie było wśród nich Majki. 

– Hej, Lucek! – zawołał do chudego blondyna, jak zawsze moczącego nogi w wodzie.  

– No?! Co tam?!  

– Widziałem się z twoją mamą! Kazała ci wracać do domu!  

– Dobra!  

background image

Więcej Michała nie obchodziło. Na tyle, na ile znał tego chłopaka, wiedział, że nie trzeba 

mu  było  dwa  razy  powtarzać,  aby  coś  zrobił.  Co  prawda  chwilę  pomarudzi,  pojęczy,  ale  w 

końcu  pójdzie  do  domu.  On  tymczasem  miał  inny  problem.  Problem,  który  po  raz  kolejny 

wtargnął bez zaproszenia na jego teren i właśnie otwierał piwa.  

– Siadaj, wypijemy, pogadamy jak faceci. – Darek zamierzał podjąć inną taktykę niż do 

tej  pory.  Może  nie  zamierzał  zachowywać  się  romantycznie,  tak  jakby  chciała  tego 

Agnieszka,  ale  wspólne  picie  piwa  i  zwykła  pogawędka  nie  raz  załatwiały  wiele  spraw.  – 

Piwo jest chłodne. Mam przenośną lodówkę w samochodzie.  

– Jestem  ciekaw,  co  za  to  będę  musiał  zrobić.  –  Nie  zamierzał  siadać.  Nie  będzie 

wykonywać jego rozkazów. Nie chciał go tutaj, o czym dobitnie informował go przy każdym 

spotkaniu, więc czego ten człowiek nie mógł zrozumieć? Taki tępy był czy jak? 

– Nie chcę niczego, poza miłym spędzeniem czasu. Nudzę się w motelu.  – Podszedł do 

pisarza, podając mu piwo. – Mam nadzieję, że lubisz takie. – Kiedy mężczyzna nie zamierzał 

wziąć  butelki,  chwycił  jego  rękę  i  wcisnął  mu  trunek,  zginając  palce  zaciskające  się  dzięki 

temu  na  szyjce  butelki.  Przy  czym  przytrzymał  jego  dłoń  dłużej,  niż  to  było  konieczne. 

Wmawiał  sobie,  że  to  dlatego,  aby  Michał  nie  wypuścił  butelki,  a  nie  po to,  żeby  on  mógł 

poczuć, jak gorąca to była ręka, silna, męska. A kiedy stał tak blisko niego, musząc spojrzeć 

lekko w górę, czuł bijące od mężczyzny gorąco. Nie przeszkadzał mu nawet zapach potu ani 

to, że Sobolewski zabijał go wzrokiem.  

– Odsuniesz się czy  mam wystosować co do tego odpowiednie zaproszenie?  – warknął 

Michał. 

– Nie warcz na mnie ciągle, bo nie jestem twoim wrogiem. – Dariusz wrócił do stolika. – 

Chcę się tylko napić jak człowiek. Jeśli chcesz stać, to stój. – Przystawił szyjkę butelki do ust 

i  po  chwili  napił  się.  Pochłonął  od  razu  pół  butelki  bursztynowego  napoju.  Pierwszy  łyk 

pokazał mu, jak bardzo chciało mu się pić. 

– A wiesz, że będziesz musiał wrócić do motelu na nóżkach?  – Michał przysiadł się do 

stolika, ale dlatego, że chciał, a nie bo mu kazano. Nie pił jednak, woląc raczej skupić się na 

obserwowaniu towarzysza. W takim tempie, w jakim ten będzie pił, to padnie.  

– Nie  zamierzam  wracać.  Wynająłem  sobie  namiot.  Rozbiję  tutaj  obóz,  żeby 

doprowadzić cię do szału.  

background image

– Uparty jesteś. – Oparł się wygodnie o oparcie krzesła, siadając w rozkroku. Popatrując 

na mężczyznę, upił kilka łyków chłodnego piwa. Doskonale się schłodziło, bo na butelce była 

rosa. 

– Nie poddaję się tak łatwo. Poza tym muszę cię zdobyć, bo mnie szef wywali z roboty. – 

Zaśmiał się pod nosem.  

– Jaki ty jesteś biedny. Nie wzbudzisz we mnie litości.  

–  Nie  zamierzam.  –  Darek  jeszcze  się  napił.  –  Ta  książka  jest  dobra.  Naprawdę  dobra. 

Tylko nie rozumiem, dlaczego bohater nie wybrał innego wyjścia. 

– Bo może nie mógł?  

– Może. – Kiliński wypił już swoje piwo, więc sięgnął po drugie. W takim tempie zaleje 

się  w  trupa  bez  dwóch  zdań.  Jeśli  jednak  okaże  się  to  szansą  na  spokojną  rozmowę  z 

Sobolewskim, to jest w stanie zapłacić każdą cenę.  – Uważam jednak, że wyszedłby na tym 

lepiej. A tak to stracił kobietę i wszystko inne. Został sam.  

– Została mu duma. Poza tym jest druga część.  

– Duma, Michale, nie jest najważniejsza. A to jest druga część? Aga nic mi nie mówiła. – 

Dostrzegając,  że  pisarz  wypił  swój  trunek, otworzył  kolejną  butelkę.  Tutaj  mieli  jeszcze  po 

jednej, a w samochodzie w lodówce był jeszcze czteropak. – Znalazłem parę błędów.  

– Już o tym mówiłeś? 

– A tak, racja. Ale taka prawda, błędy są. Daj mi swój tekst, a po tym, jak się nim zajmę, 

nie znajdziesz w nim nawet literówki. 

– Skromny jesteś. – Nie zamierzał pić drugiego piwa. Natomiast Kiliński doskonale sobie 

radził. W upał łatwo się upije. – Może już wystarczy. Nadszedł czas, byś wrócił spacerkiem 

do motelu.  

– Powiedziałem, że mam namiot. Dlaczego nie piszesz? 

Michał założył ręce na piersi, dalej siedząc w rozluźnionej pozie. 

– Gówno cię to obchodzi.  

background image

– Masz  ciekawe  słownictwo.  Dom  wydawniczy  Tygrys  pewnie  z  tego  powodu  cię 

wywalił. – Zaśmiał się. Już czuł skutki szybko wypitego alkoholu, ale jeszcze w miarę jasno 

myślał.  Chciał  go  jakoś  podpuścić,  żeby  pisarz  zdradził  mu  swój  sekret.  Nikt  normalny  nie 

zrywa dobrego kontraktu i nie zaszywa się na pustkowiu.  

– Człowieku, jak wiesz, sam od nich odszedłem. Nie wypytuj, bo niczego ci nie powiem.  

– Ale  przecież  bez  powodu  tego  nie  zrobiłeś.  To  była  głośna  afera,  ale  wszystko 

zatuszowano. Dlaczego masz takie smutne oczy?  

Brwi Michała podnosiły się coraz wyżej z każdym kolejnym  słowem Dariusza. Już  nie 

wiedział, czy mu przywalić, a może po prostu się śmiać z tych nędznych prób wyciągnięcia 

prawdy. Postanowił się jednak zabawić. 

– Lubisz moje oczy? Obserwujesz je?  

Darek opróżnił kolejną butelkę i dopiero wtedy się odezwał: 

–  Mają  kolor  burzowego  nieba.  Są  smutne  lub  wściekłe,  tak  na  zmianę.  Ale  częściej 

smutne. Teraz też. – Chyba musi przestać pić, bo gada głupoty. – Na pewno co to co… To, co 

się wydarzyło, nie było  miłe. Agnieszka szukała, ale nic nie znalazła. Szukać będzie jednak 

dalej – mówił, nie zważając na coraz to chmurniejsze spojrzenie pisarza. – Na pewno nie było 

to  czymś,  co  by  musiało  cię  odrzucać  od  wydawnictw.  A  Luna  zaprasza  pisarzy  w  swoje 

progi.  Możemy  obgadać  warunki  i  zrezygnować  z  takich,  które  ci  się  w  Tygrysie  nie 

podobały.  Mam  miesiąc,  aby  cię  zdobyć.  Co  się  musiało  wydarzyć,  że  tak  bardzo  gardzisz 

nami,  wydawcami,  korektorami?  Szef  ci  dziewczynę  odebrał?  –  Zaśmiał  się  pijacko,  mimo 

wszystko domyślając się, że Sobolewski jest gejem.  

Michał ze złością odstawił pustą butelkę po jedynym piwie, jakie wypił i wstał. Pochylił 

się nad mężczyzną, opierając pięści na stole. Wolał to, niż zacisnąć palce na jego szyi.  

– Szukacie czegoś o mnie? – Gdy to usłyszał, przez chwilę trawiła go furia, którą ledwie 

opanował.  

– Tak. Bo przecież jakiś powód miałeś. Bez powodu też nie porzuciłeś pisania.  

– A po cholerę wam to wiedzieć?! Chciałbyś, aby ktoś tobie grzebał w życiorysie?! Tak 

bardzo nie chcesz stracić pracy, że koniecznie musisz się czegoś o mnie dowiedzieć?  

background image

–  Zachowujesz  się  głupio,  Sobolewski.  Jak  panna,  która  z  czegoś  rezygnuje,  bo  ktoś 

nadepnął jej na odcisk. 

–  Mnie  nie  nadepnięto  na  odcisk.  Mnie  zniszczono.  Zrobili  to  ludzie,  którym  ufałem. 

Zrobił  to  ktoś,  kto  mówił,  że  kocha.  Ale  gdy  szef  Tygrysa  dał  mu  pół  miliona  złotych,  to 

zabrał kasę i wyjechał. Nie mów mi, że nie mam powodów, aby nienawidzić takich szuj, do 

których ty należysz!  

Darek  zamrugał  szybko  i  potrząsnął  głową.  Próbował  otworzyć  swój  umysł  na  to,  co 

powiedział pisarz. Przeklęte piwo, a raczej alkohol płynący w żyłach otumaniał go. Ponadto 

chciało mu się spać, a w jego głowie szalała karuzela. 

– Ty mówisz, że co? – Uniósł palec wskazujący prawej ręki i wbił go w pierś wiszącego 

nad  nim  bruneta.  W  każdym  razie  sądził,  że  to  była  pierś,  a  nie  jego  oko.  –  Komu  niby 

zapłacili i za co? 

– Mojemu facetowi za to, aby mnie zostawił. Poza tym odrzucono moją powieść, bo była 

o związku dwóch mężczyzn, więc mi nie mów, że nie mam prawda do złości i nienawiści. I 

wypierdalaj  z  mojego  podwórka!  Wiesz  już  wszystko  to,  co  chciałeś  wiedzieć,  nie  musisz 

szukać. – Odwrócił się, aby odejść, ale zatrzymały go słowa Kilińskiego. 

– Przykro mi. Ale ten, kto cię zostawił dla kasy, tak naprawdę nie potrafił kochać. Ja bym 

cię  nigdy  nie  zostawił.  Nawet  za  dwa  miliony.  –  Ziewnął,  a  potem  zamknął  powieki  i  padł 

głową na stolik, przy okazji przewracając do połowy wypite piwo.  

Michał rzucił pod nosem wiązankę przekleństw, dodając na końcu: 

– Że mi się trafił taki ktoś jak ty, Kiliński.