Rozdział 7
Michał zszedł z drabiny i zdjął rękawice.
– Rynna już powinna działać jak trzeba. A jeśli nadal będzie coś nie tak, to musicie
skontaktować się z Edkiem, aby wymienił ją na nową. Ta już ma swoje lata – powiedział do
małżeństwa stojącego obok.
– Ja bym tak zrobiła – rzekła kobieta w średnim wieku. Maria ubrana była w krótkie
spodnie i bluzkę na ramiączkach. Pół długie blond włosy spięła spinkami tuż nad karkiem. –
Ale mój stary ciągle chce wszystko naprawiać, zamiast wymienić.
– Nie będę wymieniał czegoś, co jest dobre – odparł mąż Marii, niski, tęgi mężczyzna
przed pięćdziesiątką. – Jak można coś naprawić mniejszym kosztem, to po co marnować
pieniądze?
– Zazwyczaj na tym się traci. Ciągle spawałeś brony i co? W końcu zrozumiałeś, że
trzeba kupić nowe.
Michał obserwował małżeństwo, które uwielbiało się ze sobą spierać. Nie było dnia, aby
się nie pokłócili. Nie chciał wiedzieć, jak się godzili, ale łatwo mógł się tylko domyślić, bo
państwo Wąsacz mieli ósemkę dzieci. Najmłodsze, siedmioletnie, bawiło się właśnie na
podwórku, dokazując w piaskownicy wraz z chłopcem z sąsiedztwa.
– Dlatego mówię, że jak kolejny raz spadnie deszcz i rynna zawiedzie, to następnego dnia
idziemy zamówić nową. Lepsze takie rozwiązanie, niż żeby woda lała się po ścianie, a potem
w domu robił się grzyb.
– Maryśka, ale to kosztuje.
Pisarz doskonale znał Artura Wąsacza, który przede wszystkim znany był ze swojej
chytrości. Gdy przychodziło do płacenia, mężczyźnie trzęsły się ręce. Najchętniej nie
wydałby nawet grosza, a wszystko chciał mieć. Michał nie lubił go, ale nigdy nie odmówił
pomocy.
– Kosztuje, kosztuje – prychnęła kobieta. – Ty to wszystko na pieniądze przeliczasz.
Skąpiec jesteś i tyle, bo za dużo masz. Biedakami nie jesteśmy. Jak mi dzieci przez grzyb w
domu zachorują to sobie popamiętasz. Lepiej zapłać Michałowi, bo nigdy do nas nie
przyjedzie. Albo lepiej ja to zrobię.
– Kobieto, z tobą to mam utrapienie. – Pokręcił głową mężczyzna i poszedł do stodoły.
– Co ja w nim widziałam, to nie wiem. Człowiek ślepnie, zakochując się. – Wyjęła z
kieszonki pięćdziesiąt złotych, na które wcześniej umówiła się z Michałem za naprawę rynny.
– Ale nadal go kochasz.
– I pewnie za sto lat kochać będę. – Podała pisarzowi pieniądze. – Starczy czy jeszcze
dołożyć?
– Tyle chciałem, tyle biorę. I jakby co, to faktycznie idźcie do Edka i niech zrobi nową
rynnę. Trudno powiedzieć, ile wytrzyma ta obecna.
– Tak zrobię. Sama pójdę. Dziękuję ci. Idę ugotować budyń, bo obiecałam dzieciakom,
że dostaną coś dobrego na deser. Teraz pewnie włóczą się gdzieś po miasteczku. Lucjan to
tylko z tą Majką przesiaduje nad rzeką. Jak go zobaczysz, to każ mu wracać do domu.
– Dobra, jak coś, to mu powiem. Do widzenia.
– A do widzenia, do widzenia. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Ruszył do swojego samochodu. Na dzisiaj nie miał już więcej roboty, więc postanowił
wrócić do domu. Stąd miał dość spory kawałek do przejechania, bo był po drugiej stronie
miasta. Wybrał jedną z bocznych dróg, bo nie zamierzał przejeżdżać przez Utopię. W
samochodzie odsunął wszystkie szyby, gdyż nie włączał klimatyzacji. Lubił delektować się
wiatrem wpadającym do wnętrza, piękną pogodą oraz zapachem lata. To tutaj, wśród tych łąk,
pól, lasów powstała jego pierwsza książka. Ta, której nikt nie chciał wydać, a potem stał się
cud i jakoś to poleciało. Tutaj też uciekał, kiedy w jego życiu bywało naprawdę źle. Tak jak
to było po ostatnich przeżyciach. Ukrył się w swoim azylu, dzięki czemu stanął na nogi.
Zresztą nikt nie poddałby się na długo ponurym myślom, kiedy codziennie rozpościerałby się
przed nim widok na tak piękną przyrodę.
Zmrużył oczy, dostrzegając po lewej spacerującą parę. Mężczyznę i kobietę.
Podjeżdżając bliżej, rozpoznał dwie postacie. Dziewczyną okazała się koleżanka tego pożal
się Boże nieodczepiającego się korektora, a mężczyzną był Kuba. Przyjaciel zauważył go i
uniósł rękę. Michał pomachał do niego, szeroko się uśmiechając. Nie widział Kuby z kobietą
odkąd… Już dawno nie widział go z kobietą. A tu proszę, przyjechała panna z wielkiego
miasta i samotny właściciel księgarni wybiera się z nią na spacery.
– Zabaw się chłopie, bo kiedy ona wyjedzie, to poza wspomnieniem miłych chwil nic
innego ci nie pozostanie – szepnął do siebie i nacisnął pedał gazu.
– Czy to był…
– Michał Sobolewski. Dobrze zgadłaś.
– Poznałam go dzisiaj. – Agnieszka przekroczyła dość spory kamień. Czuła się cudownie.
Jak nowonarodzona. To miejsce dodawało jej energii. – On i mój znajomy działają sobie na
nerwy. Gdyby… – urwała, bo uniósłszy wzrok, którym do tej pory śledziła swoje stopy i to
gdzie je stawia, zaniemówiła. Przed sobą miała widok ze zdjęcia. Może drzewa były o wiele
większe i wyglądały na stare, ale pomiędzy nimi stały ruiny dawnej kapliczki, jak
wytłumaczył jej Kuba.
– Podoba ci się – stwierdził.
– I to jak, ale… To potwierdza, że tu była moja babcia. Co robiła tak daleko? Kuba, ty
wiesz. Powiedz mi. – Popatrzyła na niego błagalnie. – Co łączyło twojego dziadka i moją
babkę? W jaki sposób tu się znalazła? Dlaczego? Przecież w Warszawie miała męża i synka.
Co robiła z dala od nich? – Tyle pytań cisnęło jej się na usta. – Jak długo tutaj była? Kuba, co
ty wiesz?
Mężczyzna przysiadł na jednym z wysokich kamieni. Wpatrzył się przez chwilę w dal,
gdzie w dolinach rosło zboże, kosiły kombajny, a dźwięk silników mieszał się ze śpiewem
ptaków i szumem wiatru.
– Dziadek powiedział mi, że możesz mnie o to zapytać. – Kiedy siedział na schodach
przed motelem, opuszczony przez towarzyszącego mu psa, który pobiegł za Majką, zadzwonił
do staruszka. Chciał go poinformować gdzie i z kim będzie, i dlaczego idą do tego miejsca.
Ambroży powiedział wtedy: „Jeżeli dziewczyna zapyta o swoją babcię, to jej powiedz. Ale
tylko wtedy, gdy zapyta. Sądzę, że to zrobi, bo jest tak samo ciekawska jak Wandzia”.
– To chyba nie masz wyjścia. – Przysiadła na drugim z kamieni, w cieniu drzewa. W ręku
trzymała torebkę, z którą nigdy się nie rozstawała. W końcu jak każda kobieta miała w niej
swoje skarby. W tym komórkę, która i tak nie miała zasięgu poza miasteczkiem. –
Rozmawiałam z tatą, ale on nie może mi w żaden sposób pomóc, bo był wtedy mały. Z kolei
dziadek nie żyje już od wielu lat. A tata był jedynakiem, więc nie mam już kogo wypytywać.
– A twoja mama?
– Mama zmarła, gdy byłam mała. Tata mnie wychował. Potem ożenił się drugi raz. Ma z
nią dwójkę dzieci. To jeszcze nastolatki. Bliźniaki. Ale zbaczamy z tematu. – Trąciła stopą
jego nogę. – Mów.
– Powiedział ktoś tobie, kobieto, że za bardzo wszystko chcesz wiedzieć i mieć to od
razu?
– Tak. Dużo osób mi to mówi. Gadaj, bo cię kopnę. – Nie potrafiła oderwać od niego
oczu. Jego ciemne włosy lśniły w słońcu, a chłopięcy uśmiech sprawiał, że miała nogi jak z
waty. Wpadła, totalnie pierwszy raz w życiu naprawdę wpadła. Nie trzeba było czasu, aby w
jej sercu coś się narodziło. Ciężko będzie go zostawić i wyjechać. Na razie postanowiła o tym
nie myśleć. Mieli jeszcze kilka dni. Nie mogła tak jak Darek zostać tutaj przez miesiąc. Jemu
to było dobrze.
Kuba zmrużył oczy. Ta dziewczyna coraz bardziej mu się podobała. W dodatku teraz
patrzyła na niego tak intensywnie, z błyskiem w oku, że miał ochotę wziąć ją za rękę,
przyciągnąć do siebie i pocałować. Zamiast tego poprawił okulary, by dać sobie czas na
zebranie myśli i powiedział:
– To było dokładnie czterdzieści dziewięć lat temu. Twoja babcia sama nie wiedziała, w
jaki sposób tutaj dotarła. Nie pamiętała tego.
– Jak to?
– Mój dziadek znalazł ją, kiedy kluczyła bez celu po miasteczku. Wtedy nie było ono tak
rozbudowane jak teraz. Zapytał ją, jak się nazywa i skąd jest. Nie wiedziała. – Uniósł rękę,
kiedy Agnieszka chciała mu przerwać. – Dziadek zabrał dziewczynę do siebie. Był lekarzem,
więc ją zbadał. Okazało się, że była w szoku i częściowo straciła pamięć. Nie na długo
jednak, bo z czasem zaczęła sobie wszystko przypominać. Nadal co prawda nie wiedziała, jak
trafiła do Utopii. Prawdopodobnie wsiadła do jakiegoś autobusu i jechała przed siebie. Potem
pewnie przesiadła się do kolejnego, aby jak najdalej uciec od domu.
– Dlaczego? Przecież miała męża, synka. Była szczęśliwa.
– Właśnie że nie była. Odkryła, że mąż ją zdradzał. Tamtego dnia zażądała rozwodu.
Powiedziała, że nie chce go więcej widzieć i że zabierze mu dziecko. Nie pozwolił jej na to.
Uderzył ją. Prawdopodobnie przez to miała problemy z pamięcią. Na głowie miała ranę, która
z trudem się goiła. Dziadek mówił, że kiedy po tym, jak zaczęła sobie wszystko przypominać
i mu opowiadać, nie mogła przestać płakać. Mąż wyrzucił ją z domu, zabronił widywać się z
synkiem. Ona w takim stanie trafiła tutaj. Dopiero w Utopii poczuła, jak to jest być
szczęśliwą. Spędziła tutaj dwa miesiące, w czasie których zakochała się w moim dziadku z
wzajemnością. Pewnego dnia twoja babcia w końcu postanowiła, że wróci do Warszawy,
złoży pozew o rozwód, zabierze synka i wróci. Mój dziadek chciał z nią jechać, ale nie
pozwoliła mu na to. Ostatni raz widzieli się, kiedy odwiózł ją na pociąg. Obiecała mu, że
wróci za kilka tygodni. Pożegnała się i… Twoja babcia nigdy nie wróciła. Ale jak widzę,
trzymała zdjęcia robione tutaj. Dokładnie w tym miejscu.
– Dlaczego nie wróciła, jeśli tu była szczęśliwa? To były lata sześćdziesiąte, tak? Tak –
odpowiedziała sama sobie. – Tak dawno temu to się wydarzyło.
– Pewnie mąż ją zatrzymał. Wystarczyło tylko, że zagroził nie oddaniem jej synka, więc
została przy nim. Bo byli razem, tak?
– Tak. Wyglądali na szczęśliwych. Mieli nawet jeszcze jedno dziecko. Dziewczynka
zmarła w wieku dwóch lat. Nie rozumiem… Jeżeli nie była szczęśliwa z mężem, a jej
prawdziwą miłością był twój dziadek, to…
– Może zrozumiała, że nie chce rozbijać rodziny dla własnego marzenia. Może w końcu
jej mąż się opamiętał i była z nim szczęśliwa. Dziadek długo na nią czekał, a potem ożenił się
z miejscową dziewczyną. Kochał ją, jednak nie zapomniał Wandy Lisieckiej, która przez te
kilka tygodni potrafiła ukraść mu serce.
Agnieszka westchnęła i wstała. Przeszła kilka kroków, a potem zatrzymała się. Ona nie
potrafiłaby wyjechać i zrezygnować z kogoś, kogo naprawdę by kochała. A może tylko w
teorii wydaje się to takie proste. Przecież kiedy sami stajemy przed podobnymi decyzjami, to
nic już nie jest tak łatwe. Popatrzyła na mężczyznę, który stanął obok niej. Co będzie, kiedy
przyjdzie czas jej wyjazdu? Jakie ona podejmie decyzje?
Szlag go trafił, jak tylko dojeżdżał do domu. Ten facet nigdy się nie odczepi. Z jednej
strony Michałowi podobało się coś takiego, bo nie lubił, gdy ktoś łatwo się poddawał, ale to
już była przesada. Powiedział coś temu człowiekowi, a ten i tak obstawał przy swoim.
Zaparkował przy jego samochodzie i wysiadł, trzaskając drzwiami. Obszedł oba pojazdy,
będąc pewnym, gdzie zastanie mężczyznę. Nie pomylił się. Darek siedział przy stoliku, na
którym tym razem zamiast kolorowych pisaków i kartek stały butelki piwa, a obok leżała
książka. Ta sama, którą widział w lodziarni.
– Przyjechałeś poczytać sobie u mnie w ogrodzie i popić piwka? – warknął. – Może
byłoby lepiej, abyś stąd spierdalał. Zaraz wrócę i chciałbym cię tutaj nie zastać. – Odwrócił
się i poszedł wzdłuż ścieżki w stronę rzeki. Przeszedł kilka metrów. Już stąd wypatrzył
grupkę młodzieży siedzącą na brzegu. Nie było wśród nich Majki.
– Hej, Lucek! – zawołał do chudego blondyna, jak zawsze moczącego nogi w wodzie.
– No?! Co tam?!
– Widziałem się z twoją mamą! Kazała ci wracać do domu!
– Dobra!
Więcej Michała nie obchodziło. Na tyle, na ile znał tego chłopaka, wiedział, że nie trzeba
mu było dwa razy powtarzać, aby coś zrobił. Co prawda chwilę pomarudzi, pojęczy, ale w
końcu pójdzie do domu. On tymczasem miał inny problem. Problem, który po raz kolejny
wtargnął bez zaproszenia na jego teren i właśnie otwierał piwa.
– Siadaj, wypijemy, pogadamy jak faceci. – Darek zamierzał podjąć inną taktykę niż do
tej pory. Może nie zamierzał zachowywać się romantycznie, tak jakby chciała tego
Agnieszka, ale wspólne picie piwa i zwykła pogawędka nie raz załatwiały wiele spraw. –
Piwo jest chłodne. Mam przenośną lodówkę w samochodzie.
– Jestem ciekaw, co za to będę musiał zrobić. – Nie zamierzał siadać. Nie będzie
wykonywać jego rozkazów. Nie chciał go tutaj, o czym dobitnie informował go przy każdym
spotkaniu, więc czego ten człowiek nie mógł zrozumieć? Taki tępy był czy jak?
– Nie chcę niczego, poza miłym spędzeniem czasu. Nudzę się w motelu. – Podszedł do
pisarza, podając mu piwo. – Mam nadzieję, że lubisz takie. – Kiedy mężczyzna nie zamierzał
wziąć butelki, chwycił jego rękę i wcisnął mu trunek, zginając palce zaciskające się dzięki
temu na szyjce butelki. Przy czym przytrzymał jego dłoń dłużej, niż to było konieczne.
Wmawiał sobie, że to dlatego, aby Michał nie wypuścił butelki, a nie po to, żeby on mógł
poczuć, jak gorąca to była ręka, silna, męska. A kiedy stał tak blisko niego, musząc spojrzeć
lekko w górę, czuł bijące od mężczyzny gorąco. Nie przeszkadzał mu nawet zapach potu ani
to, że Sobolewski zabijał go wzrokiem.
– Odsuniesz się czy mam wystosować co do tego odpowiednie zaproszenie? – warknął
Michał.
– Nie warcz na mnie ciągle, bo nie jestem twoim wrogiem. – Dariusz wrócił do stolika. –
Chcę się tylko napić jak człowiek. Jeśli chcesz stać, to stój. – Przystawił szyjkę butelki do ust
i po chwili napił się. Pochłonął od razu pół butelki bursztynowego napoju. Pierwszy łyk
pokazał mu, jak bardzo chciało mu się pić.
– A wiesz, że będziesz musiał wrócić do motelu na nóżkach? – Michał przysiadł się do
stolika, ale dlatego, że chciał, a nie bo mu kazano. Nie pił jednak, woląc raczej skupić się na
obserwowaniu towarzysza. W takim tempie, w jakim ten będzie pił, to padnie.
– Nie zamierzam wracać. Wynająłem sobie namiot. Rozbiję tutaj obóz, żeby
doprowadzić cię do szału.
– Uparty jesteś. – Oparł się wygodnie o oparcie krzesła, siadając w rozkroku. Popatrując
na mężczyznę, upił kilka łyków chłodnego piwa. Doskonale się schłodziło, bo na butelce była
rosa.
– Nie poddaję się tak łatwo. Poza tym muszę cię zdobyć, bo mnie szef wywali z roboty. –
Zaśmiał się pod nosem.
– Jaki ty jesteś biedny. Nie wzbudzisz we mnie litości.
– Nie zamierzam. – Darek jeszcze się napił. – Ta książka jest dobra. Naprawdę dobra.
Tylko nie rozumiem, dlaczego bohater nie wybrał innego wyjścia.
– Bo może nie mógł?
– Może. – Kiliński wypił już swoje piwo, więc sięgnął po drugie. W takim tempie zaleje
się w trupa bez dwóch zdań. Jeśli jednak okaże się to szansą na spokojną rozmowę z
Sobolewskim, to jest w stanie zapłacić każdą cenę. – Uważam jednak, że wyszedłby na tym
lepiej. A tak to stracił kobietę i wszystko inne. Został sam.
– Została mu duma. Poza tym jest druga część.
– Duma, Michale, nie jest najważniejsza. A to jest druga część? Aga nic mi nie mówiła. –
Dostrzegając, że pisarz wypił swój trunek, otworzył kolejną butelkę. Tutaj mieli jeszcze po
jednej, a w samochodzie w lodówce był jeszcze czteropak. – Znalazłem parę błędów.
– Już o tym mówiłeś?
– A tak, racja. Ale taka prawda, błędy są. Daj mi swój tekst, a po tym, jak się nim zajmę,
nie znajdziesz w nim nawet literówki.
– Skromny jesteś. – Nie zamierzał pić drugiego piwa. Natomiast Kiliński doskonale sobie
radził. W upał łatwo się upije. – Może już wystarczy. Nadszedł czas, byś wrócił spacerkiem
do motelu.
– Powiedziałem, że mam namiot. Dlaczego nie piszesz?
Michał założył ręce na piersi, dalej siedząc w rozluźnionej pozie.
– Gówno cię to obchodzi.
– Masz ciekawe słownictwo. Dom wydawniczy Tygrys pewnie z tego powodu cię
wywalił. – Zaśmiał się. Już czuł skutki szybko wypitego alkoholu, ale jeszcze w miarę jasno
myślał. Chciał go jakoś podpuścić, żeby pisarz zdradził mu swój sekret. Nikt normalny nie
zrywa dobrego kontraktu i nie zaszywa się na pustkowiu.
– Człowieku, jak wiesz, sam od nich odszedłem. Nie wypytuj, bo niczego ci nie powiem.
– Ale przecież bez powodu tego nie zrobiłeś. To była głośna afera, ale wszystko
zatuszowano. Dlaczego masz takie smutne oczy?
Brwi Michała podnosiły się coraz wyżej z każdym kolejnym słowem Dariusza. Już nie
wiedział, czy mu przywalić, a może po prostu się śmiać z tych nędznych prób wyciągnięcia
prawdy. Postanowił się jednak zabawić.
– Lubisz moje oczy? Obserwujesz je?
Darek opróżnił kolejną butelkę i dopiero wtedy się odezwał:
– Mają kolor burzowego nieba. Są smutne lub wściekłe, tak na zmianę. Ale częściej
smutne. Teraz też. – Chyba musi przestać pić, bo gada głupoty. – Na pewno co to co… To, co
się wydarzyło, nie było miłe. Agnieszka szukała, ale nic nie znalazła. Szukać będzie jednak
dalej – mówił, nie zważając na coraz to chmurniejsze spojrzenie pisarza. – Na pewno nie było
to czymś, co by musiało cię odrzucać od wydawnictw. A Luna zaprasza pisarzy w swoje
progi. Możemy obgadać warunki i zrezygnować z takich, które ci się w Tygrysie nie
podobały. Mam miesiąc, aby cię zdobyć. Co się musiało wydarzyć, że tak bardzo gardzisz
nami, wydawcami, korektorami? Szef ci dziewczynę odebrał? – Zaśmiał się pijacko, mimo
wszystko domyślając się, że Sobolewski jest gejem.
Michał ze złością odstawił pustą butelkę po jedynym piwie, jakie wypił i wstał. Pochylił
się nad mężczyzną, opierając pięści na stole. Wolał to, niż zacisnąć palce na jego szyi.
– Szukacie czegoś o mnie? – Gdy to usłyszał, przez chwilę trawiła go furia, którą ledwie
opanował.
– Tak. Bo przecież jakiś powód miałeś. Bez powodu też nie porzuciłeś pisania.
– A po cholerę wam to wiedzieć?! Chciałbyś, aby ktoś tobie grzebał w życiorysie?! Tak
bardzo nie chcesz stracić pracy, że koniecznie musisz się czegoś o mnie dowiedzieć?
– Zachowujesz się głupio, Sobolewski. Jak panna, która z czegoś rezygnuje, bo ktoś
nadepnął jej na odcisk.
– Mnie nie nadepnięto na odcisk. Mnie zniszczono. Zrobili to ludzie, którym ufałem.
Zrobił to ktoś, kto mówił, że kocha. Ale gdy szef Tygrysa dał mu pół miliona złotych, to
zabrał kasę i wyjechał. Nie mów mi, że nie mam powodów, aby nienawidzić takich szuj, do
których ty należysz!
Darek zamrugał szybko i potrząsnął głową. Próbował otworzyć swój umysł na to, co
powiedział pisarz. Przeklęte piwo, a raczej alkohol płynący w żyłach otumaniał go. Ponadto
chciało mu się spać, a w jego głowie szalała karuzela.
– Ty mówisz, że co? – Uniósł palec wskazujący prawej ręki i wbił go w pierś wiszącego
nad nim bruneta. W każdym razie sądził, że to była pierś, a nie jego oko. – Komu niby
zapłacili i za co?
– Mojemu facetowi za to, aby mnie zostawił. Poza tym odrzucono moją powieść, bo była
o związku dwóch mężczyzn, więc mi nie mów, że nie mam prawda do złości i nienawiści. I
wypierdalaj z mojego podwórka! Wiesz już wszystko to, co chciałeś wiedzieć, nie musisz
szukać. – Odwrócił się, aby odejść, ale zatrzymały go słowa Kilińskiego.
– Przykro mi. Ale ten, kto cię zostawił dla kasy, tak naprawdę nie potrafił kochać. Ja bym
cię nigdy nie zostawił. Nawet za dwa miliony. – Ziewnął, a potem zamknął powieki i padł
głową na stolik, przy okazji przewracając do połowy wypite piwo.
Michał rzucił pod nosem wiązankę przekleństw, dodając na końcu:
– Że mi się trafił taki ktoś jak ty, Kiliński.