background image

Rozdział 1 

 

 

– Dlaczego ja? – zapytał szefa. – Są inni, którzy mogliby się tym zająć. 

– Do tego zadania najlepiej nadajesz się właśnie ty – odpowiedział Jerzy. Siedział za 

dużym, ciężkim, starym biurkiem zawalonym tonami papierzysk. Łysiejący mężczyzna z 

pociągłą twarzą o wklęsłych policzkach porośniętych gęstą brodą patrzył na pracownika 

wnikliwie.  –  Zobacz,  co  tu  mam.  –  Wskazał  ręką  wszystko  to,  czym  został  niejako 

obłożony. – To teksty ludzi chcących stać się pisarzami. Czytam je każdego dnia i mam 

dość.  Nie  widzę  w  nich  nic  dobrego.  –  Popukał  placem  stos  wydruków.  –  Jeden  na 

dwadzieścia ma jakiś potencjał, dopóki nie trafię na pięciostronicowy opis o niebie lub 
drzewie. Minęły czasy, gdy oczekiwano takich właśnie rozbudowanych charakterystyk. 

Teraz ludzie chcą czytać lekkie, proste teksty, interesujące, z miarowymi opisami, a nie 

ciężkie  na  miarę  Tolkiena.  –  Jerzy  Lasek  od  dawna  słynął  z  nielubienia  wszelkiej 

twórczości J.R.R. Tolkiena. Jego zdaniem „Władca pierścieni” to przereklamowane dzieło 

dla  dziewczynek.  Jednakże  z  chęcią  wydawał  podobne  dzieła,  bo  dobrze  się 

sprzedawały, a jemu chodziło o zarabianie pieniędzy.  – Niemniej czasami trafia się coś 
naprawdę dobrego, ale ostatnio coraz rzadziej, a nie zamierzam wydawać szmiry i tracić 

renomy. 

Darek  nerwowo  założył  nogę  na  nogę,  usiłując  zrozumieć,  do  czego  dąży  szef, 

wygłaszając to krótkie przemówienie.  

–  Kiliński,  chodzi  mi  o  to,  że  nikt  z  tych  pseudo  pisarzy  nie  stanie  się  gwiazdą, 

autorem bestsellera, a tego właśnie potrzebujemy. Dlatego masz się podjąć zadania, do 

którego cię przydzieliłem. 

– Na  Boga,  szefie,  jestem  tylko  korektorem,  nie  negocjatorem.  –  Poruszył  się 

niespokojnie na krześle. 

– Ale masz to coś, potrafisz przekonywać. Daję ci miesiąc na przyciągnięcie do nas 

Michała Sobolewskiego.  

background image

– Słyszałem, że zniknął. Przerwał pisanie powieści i gdzieś się zaszył. Po co nam ktoś 

taki? 

– Zrezygnował  ze  współpracy  z  wydawnictwem  Tygrys.  –  Konkurencyjne 

wydawnictwo od lat rywalizowało z jego. – Nie wiem, o co im poszło, ale nie wierzę, że 

przestanie pisać. Zawsze do tego wraca. To jego życie. Ty potrzebujesz powietrza, żeby 

żyć, a on pisania. Tym razem też się tak stanie i chcę, aby swoją następną współpracę 

podjął  z  naszym  wydawnictwem.  Twoim  zadaniem  będzie  przekonanie  go  do  tego. 
Spraw, żeby Sobolewski znów pisał. Od jutra masz miesiąc urlopu od wszystkiego, poza 

tym  facetem.  Przywieź  go  do  nas,  najlepiej  z  zaczętą  powieścią.    Zrób  to,  nawet  jeżeli 

znajdziesz go na końcu świata. 

Darek Kiliński próbował protestować, ale jego szef już go nie słuchał. Opuścił więc 

gabinet, przeklinając w myślach Jurka Laska – wydawcę i właściciela Luny. Przełożony 

ubzdurał coś sobie i chce, żeby to on spełnił jego marzenie. Owszem, zdobycie takiego 

autora, jak Sobolewski, było prestiżem. Wiele wydawnictw walczyło o pisarza, tak samo 
jak  Michał  Sobolewski  kilka  lat  temu  walczył  o  ich  uwagę,  prosząc  o  wydanie  swojej 

pierwszej  powieści  przygodowej.  Wydawnictwa  zamykały  mężczyźnie  drzwi  przed 

nosem. W końcu któreś zdecydowało się wydać jego książkę. Ta nieoczekiwanie znalazła 

się  w  dziesiątce  najchętniej  kupowanych  pozycji.  Dopiero  wtedy  jej  autor  musiał  się 

odganiać od propozycji współpracy.  

Mieć możliwość wydawania powieści młodego, a już tak znanego autora oznaczało 

korzyści  nie  tylko  finansowe.  Obecnie  po  paru  latach  wciąż  każde  z  wydawnictw 
chciałoby  podpisać  z  nim  kontrakt,  tym  bardziej,  że  Sobolewski  zerwał  umowę  z 

Tygrysem – do dzisiaj  nikt nie wie dlaczego. Właściciele wydawnictw zaczęli batalię o 

tak  poczytnego  autora,  jednak  niefortunnie  dla  nich  okazało  się,  że  Michał  Sobolewski 

oficjalnie  oświadczył,  iż  rezygnuje  z  pisania.  Nie  zamierzał  do  tego  wracać.  Dlatego 

Darek  wzdragał  się  przed  podjęciem  swego  zadania.  Od  razu  zajmował  przegraną 

pozycję.  Sobolewski  skończył  z  pisaniem.  Uciekł  z  miasta  i  nikt  nie  wie  dokąd.  Nie 
odbiera  telefonów,  maili.  Zniknął.  Darek  obawiał  się,  że  odnalezienie  go  to  pierwszy 

trudny  krok,  który  będzie  dopiero  początkiem  drogi.  A  przekonanie  go  do  pisania  i 

współpracy z Luną… 

background image

–  Misja  niemożliwa  –  szepnął  do  siebie,  idąc  wąskimi  korytarzami  budynku,  w 

którym pracował. 

Jego  pokoik  –  inaczej  nie  można  go  było  nazwać  –  z  białymi  ścianami  i  oknem 

mieścił jedno duże biurko, dwa  krzesła i tyleż samo regałów  z piętrzącymi się na nich 

segregatorami  zawierającymi  teksty.  Zawsze  lubił  wydrukować  sobie  treść 

poprawianego materiału, nad którym zaczynał pracę. Wtedy widział błędy, które nawet 

jego  wprawne  oczy  mogłyby  przegapić,  patrząc  na  ekran  komputera.  Owszem,  lubił 
korygować  teksty  na  komputerze.  Naniesienie  poprawek  stawało  się  łatwiejsze,  ale 

pierwszą korektę zawsze robił na wydrukach. 

Opadł na wysłużone krzesło i przeczesał dłońmi ciemne włosy. Teraz rozczochrane 

nadawały mu wygląd niegrzecznego chłopca o poranku po upojnej nocy. One, plus jego 

zielone  oczy,  a  nawet  niewielki  garb  na  nosie  pozostały  po  złamaniu  w  dzieciństwie, 

przyciągały wzrok płci pięknej niczym magnes. Kobiety w różnym wieku wodziły za nim 

tęsknym  wzorkiem  i  cierpiały,  kiedy  nie  zwracał  na  nie  uwagi.  Zdecydowanie  wolał 
mężczyzn. Problem w tym, że nie miał u nich powodzenia. Nie, żeby się nie podobał i nie 

był  podrywany.  Chodziło  raczej  o  to,  że  wolał  czegoś  więcej  niż  seksu  na  pierwszej 

randce.  Wyznawał  zasadę,  że  do  bliższych  kontaktów  dopuści  dopiero  na  trzecim  lub 

czwartym spotkaniu. Szkoda, że większość mężczyzn, z którymi próbował się spotykać, 

nie  docierała  nawet  do  drugiej  randki.  Wszystkim  chodziło  tylko  o  jedno.  Powtarzał 

sobie,  że  to  ich  strata.  Natomiast  on  nie  tracił  pewności  siebie  i  wiary  w  to,  że  kiedyś 

jakiś miły mężczyzna powie mu, że jest dla niego całym światem. 

Pokręcił  głową,  niedowierzając  temu,  na  jaką  drogę  nieopatrznie  skierował  swoje 

myśli.  Powinien  zająć  się  pracą.  Planował  dokończyć  korektę  jednego  tekstu,  a  potem 

pomyśleć, jak znaleźć Sobolewskiego. Chodziły słuchy, tuż po wyjeździe mężczyzny, że 

zaszył się na którejś z bieszczadzkich wsi. Dla Darka, typowego mieszczucha, to koniec 

świata. Jeżeli pisarz gdzieś tam jest, to pozostało dowiedzieć się, na której wsi go szukać. 

W Bieszczadach nie było ich dużo, ale nie mógł przeczesywać każdej, chodzić od domu 
do domu i pytać o niego. Jeżeli go znajdzie, to będzie prawdziwy cud. 

Uśmiechnął  się  chytrze.  Cudom  można  dopomóc.  Podniósł  słuchawkę  telefonu 

stacjonarnego i wykręcił jeden z wewnętrznych numerów. Po chwili usłyszał w głośniku 

kobiecy głos z lekką chrypką. 

background image

– Hej, Agnieszko, jesteś mi potrzebna. 

– Uuu… A co, przypiliło cię? 

– Nie  do  tego,  zboczuchu.  –  Roześmiała  się  tak  głośno,  że  musiał  trochę  odsunąć 

słuchawkę od ucha. – Uspokoiłaś się, to słuchaj. Ty wiesz wszystko… 

– Prawie. Co chcesz wiedzieć? – Musiała coś jeść, bo zaczęła mlaskać. 

–  Dowiedz  się,  gdzie  obecnie  zamieszkał  Michał  Sobolewski  lub  znajdź  kogoś,  kto 

może to wiedzieć. 

– Nie ma sprawy. Poszukam tu i ówdzie. Masz do niego sprawę?  

–  Poniekąd.  Nasz  szef  ma.  –  Tym  razem  usłyszał  zgrzyt  i  chrupanie.  –  Co  tam 

szamiesz? 

– Landryny. Co to za sprawa? 

– Opowiem ci za godzinę przy kawie. 

–  Bosko.  Do  tej  pory  pogrzebię  po  necie.  Cosik  znajdę.  Chociaż  już  mogę  ci 

powiedzieć, że jego żona może coś wiedzieć. 

– To on ma żonę? – zdziwił się. Czytając jego wywiady, nigdy nie znalazł wzmianki o 

żonie. Zresztą, do tej pory nie bardzo interesował się tym człowiekiem. 

– To stare dzieje. Wszystko ci opowiem przy kawie. 

Zamienił  z  nią  jeszcze  parę  zdań,  nim się  rozłączył.  Agnieszka  uchodziła  za  osobę, 

która  wszystko  potrafi  znaleźć,  wszystko  wie,  a  czego  nie  wie,  to  poszuka  i  się  dowie, 

zawsze  pomoże.  Lubił  tę  dziewczynę,  ale  nie  chciałby  mieć  w  niej  wroga,  bo  wtedy 

ujawniała  się  w  niej  wrodzona  złośliwość,  którą  chętnie  obdarowywała  tych,  którzy 
nadepnęli jej na odcisk. 

Uruchomił komputer i parę minut później zabrał się za korektę romansu. W takich 

chwilach żałował, że te wszystkie typowe Harlequinowskie – o ile tak można napisać o 

tego  typu  tekstach  stworzonych  w  Polsce  –  nie  są  opowieściami  o  miłości  dwóch 

mężczyzn. 

background image

– Nie można mieć wszystkiego – szepnął do siebie, jak miał w zwyczaju, i pozwolił 

pochłonąć się pracy. 

 

*

 

 

Kawiarenka  w  wydawnictwie  Luna  została  niedawno  otwarta.  Niewielkie 

pomieszczenie  po  niepotrzebnym  magazynie  odremontowano  w  szybkim  tempie  i 

zagospodarowano  w  ciągu  miesiąca.  Mieścił  się  tutaj  bar,  kilka  okrągłych  stolików  ze 

szklanymi  blatami  oraz  pomieszczenie  gospodarcze,  do  którego  wstęp  miał  wyłącznie 

właściciel lokalu. A właścicielem był doskonale wykształcony barista. Młody chłopak nie 

mogąc  po  szkole  znaleźć  pracy  w  kawiarniach,  postanowił  sam  coś  otworzyć.  Długo 
namawiał  Jerzego  Laska  na  to,  by  mu  pozwolił  założyć  kawiarenkę  w  jego 

wydawnictwie.  Potem  zdobył  wszystkie  pozwolenia  i  w  końcu  z  czasem  wystartował. 

Parzył  tak  doskonałe  kawy,  że  wszyscy  pracujący  w  Lunie  starali  się  bywać  tutaj  jak 

najczęściej.  Serwowano  też  drobne  przekąski  i  kanapki  oraz  ciasta.  W  jedno  z  nich 

Agnieszka wbiła widelczyk. 

– Ulala. Masz nie lada wyzwanie. Sobolewskiego nic nie przyciągnie do Warszawy. Z 

jakiegoś powodu zniknął i wątpię, aby wrócił. – Rozejrzała się po prostym wystroju tego 
miejsca.  Podobały  jej  się  ściany  pomalowane  na  jasny  błękit.  Miała  wrażenie,  że 

wchodząc do kawiarenki, wchodzi do nieba. Na trzech oknach wisiały kremowe zasłony, 

a na parapetach pyszniły się kolorowe kwiaty. Nic dziwnego, że każdy czuł się tutaj jak 

w domu. – Nie chcę źle wróżyć… 

– To nie wróż. – Wycelował w nią łyżeczką. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, 

że to misja niemożliwa. – Skrzywił się na samą myśl o tym. Napił się swojej Caffe Latte. 

– Powiedzmy,  że  go  znajdziesz.  To  nie  będzie  trudne.  –  Stuknęła  widelczykiem  o 

talerzyk,  nabijając  na  niego  ostatni  kawałek  Wuzetki.  –  Dopiero  później  możesz  mieć 

pod  górkę.  Co  prawda  to  są  tylko  przypuszczenia.  –  Wzięła  do  ust  ciasto.  Kilka 

okruszków spadło na jej białą bluzkę, więc je strzepnęła. Zaczęła mówić dopiero wtedy, 

gdy przełknęła. – W ostatnim czasie miała z nim do czynienia Elka Polanowska. Wywiad 

background image

nie wyszedł, bo on nic nie mówił. Nie wiem, po co się na niego zgodził. Z drugiej strony 

ta suka mogła  zapytać  o coś, o czym nie  chciał mówić. Zawsze zastrzegał sobie, że nie 

odpowie na pytania, które wdzierały się do jego prywatności. – Zamieszała swoją czarną 

kawę i napiła się, a potem zabrała za kolejny kawałek ciasta. Raz się żyje i nie szczędziła 

sobie  od  czasu  do  czasu  takich  rzeczy.  –  Namówienie  go  do  pisania  będzie  trudne. 

Podobno  ma  wielką  blokadę.  Ale  ja  nic  nie  wiem.  –  Uniosła  dłoń  do  góry.  Miała  swoje 

źródła  informacji,  których  nie  chciała  zdradzać.  –  Wszystko  to  przypuszczenia.  Wiem 
tylko,  że  w  Tygrysie  przed  zerwaniem  kontraktu  była  potworna  awantura.  To  po  niej 

wycofał  się  ze  wszystkiego  –  powiedziała  zachrypniętym  głosem.  Zawsze  taki  miała, 

niski, głęboki i w dzieciństwie dzieci śmiały się, że mówi jak chłopak. A ją z tego powodu 

rozpierała  duma.  Wolała  to,  niż  mówienie  wysokim,  cienkim,  piskliwym  głosikiem, 

którym chwaliła się nielubiana przez nią dziennikarka Elżbieta Polanowska – prywatnie 

jej znajoma. Ich miłość do siebie znali wszyscy. Dawniej było inaczej, ale od kiedy Elka 

zabrała  jej  narzeczonego,  robiąc  to  z  premedytacją,  zaczęła  darzyć  tę  kobietę  równie 
mocnym  uczuciem  jak  nieustające  mrozy.  A  każdy  wiedział,  że  zimy  i  mrozów 

nienawidziła z całej duszy.  

– Ale wiesz, Dareczku, ja nic nie mówię.  

– Nie, ty nic nie mówisz. Jakbyś nie zauważyła, cały czas to robisz. Szkoda, że nie o 

tym, co chciałem wiedzieć – rzekł, przyglądając się jej szarym oczom, ustom w kształcie 

serca  pomalowanym  różową  pomadką,  które  teraz  zamykały  się  na  kawałku  ciasta 

orzechowego. Jej czarne włosy, gładko uczesane, bez względu na sytuację, czas i miejsce 
zawsze  pozostawały  związane  w  koński  ogon  ozdobiony  wściekle  różową  frotką.  Znał 

Agnieszkę  od  paru  lat  i  nigdy  nie  widział  jej  w  rozpuszczonych  włosach,  ani  też  bez 

czegoś  różowego  na  sobie.  To  był  jej  ulubiony  kolor  i  gdyby  mogła,  chodziłaby  tak 

ubrana od stóp do głowy. Ale jak powtarzała, nie będzie robić z siebie Barbie, bo jeszcze 

ludzie pomyślą, że jest pusta i głupia. 

– Dobsze, jusz szi mówię. – Przełknęła i dopiero kontynuowała: – Nikt nie wie, gdzie 

Sobolewski  się  ukrył.  Jedynym  źródłem  informacji  jest  Jagoda  Sobolewska,  jego  była 

żona – poinformowała, podkreślając mocnym akcentem ostatnie dwa słowa. 

– Zachowała  jego  nazwisko?  –  Niedobrze  mu  się  robiło,  kiedy  kobieta  pochłaniała 

kolejne kawałki ciasta. On unikał tak dużej dawki słodyczy, bo zaraz waga rosła w górę, 

background image

a  na  studiach  pozbył  się  zbędnych  kilogramów  i  chciał,  żeby  tak  zostało.  Natomiast 

Agnieszka  pożerała  słodkie  i  jej  nie  przybywało,  a  dla  odmiany  chciałaby  przytyć. 

Większość kobiet w wydawnictwie jej zazdrościła. 

– Tak. Tym bardziej, że za panny nazywała się Ciapa. – Siorbnęła kawy.  

– Gdzie mogę ją znaleźć? 

 

*

 

 

Kobieta  paląca  papierosa,  siedząc  wygodnie  w  fotelu,  patrzyła  na  gościa 

intensywnym spojrzeniem niebieskich oczu. Obok niej, na niskim kwadratowym stoliku 

przykrytym  haftowaną  serwetą  stała  kryształowa  popielniczka  i  filiżanka  gorącej, 
aromatycznej zielonej herbaty, którą kilka minut temu zaproponowała przybyszowi, on 

jednak wolał szklankę wody.  

– Mówi pan, że szuka mojego męża… 

– Męża? Sądziłem… 

–  Tak  czasami  mówię.  Lubię  go  tak  od  czasu  do  czasu  nazywać,  mimo  że 

rozwiedliśmy  się  wiele  lat  temu.  Jesteśmy  dobrymi  przyjaciółmi.  Wygląda  pan  na 

zaskoczonego. Nie dziwię się, mało par po rozstaniu pozostaje w dobrych stosunkach. – 
Strzepnęła  popiół  do  popielniczki  i  ponownie  się  zaciągnęła.  Dużo  paliła.  Kochała  to 

robić i nie zamierzała się z tym kryć w swoim domu. – Czego pan od niego chce? 

–  Najpierw  muszę  dowiedzieć  się,  gdzie  mogę  go  znaleźć.  Więcej  wyjaśnię  jemu.  – 

Walczył z tym, aby nie skulić się pod jej bacznym spojrzeniem. Czuł się tak, jakby wrócił 

do  lat  szkolnych  i  znalazł  się  na  dywaniku  u  nielubianej  dyrektorki,  która  karała  za 

najdrobniejsze przewinienia.  

Założyła nogę na nogę.  

background image

– Michał  wyjeżdżając,  jasno  powiedział,  że  nie  życzy  sobie  odwiedzin,  telefonów, 

ponieważ chce odpocząć. 

– Rozumiem, ale… 

– Panie  Kiliński,  jeżeli  nie  powie  mi  pan,  dlaczego  szuka  Michała,  to  nie  mamy  o 

czym rozmawiać – powiedziała chłodno.  

– Mamo? – Do pokoju wpadł może z trzynastoletni chłopak z jabłkiem w dłoni. – O, 

dzień dobry – przywitał się, gdy ujrzał gościa. Zdmuchnął z czoła długą grzywkę, ale ta 
natychmiast opadła na swoje stałe miejsce. 

– Co tam? – zapytała kobieta. 

– Idę do Kacpra. Nie wiem, kiedy wrócę. – Ugryzł jabłko, które aż zachrzęściło pod 

jego zębami. 

– Masz wrócić na kolację – nakazała. – Nie będziesz ciągle jadł u Kacpra. Pamiętaj, że 

jutro wyjeżdżasz na obóz i musisz się spakować. 

– Aha. – Po chwili już go nie było, niczym tornado, które pojawia się na chwilę, robi 

swoje i znika. 

Oszołomiony  Darek  zamrugał.  Rzadko  miał  do  czynienia  z  dziećmi,  ale  w  takich 

sytuacjach  jedno  zauważał.  Dzisiejsze  dzieci  i  młodzież  nie  pytały,  czy  mogą  wyjść  do 

kolegi, koleżanki, tylko oznajmiały, że wychodzą i tyle.  

– Na  czym  stanęliśmy?  –  zapytała  Jagoda,  gasząc  peta.  Wzięła  w  dłoń  filiżankę  z 

nadrukiem kwiatowych bukietów i powoli zamieszała płyn łyżeczką, rozniecając wokół 

przyjemny zapach. 

– W żaden sposób nie przekonam pani do zdradzenia miejsca, w którym przebywa 

pan Sobolewski? 

Upiła  łyk  napoju,  lustrując  mężczyznę.  Podobały  jej  się  te  czarne  włosy  z  dłuższą 

grzywką  zaczesaną  na  prawy  bok  i  przedziałkiem.  Taka  klasyczna,  męska  fryzura. 

Zielone  oczy  uciekały  trochę  od  jej  osoby,  ale  potrafiły  zatrzymać  się  na  dłużej. 

Natomiast na policzkach miał dwudniowy zarost, który pocierał co jakiś czas ręką, jakby 

background image

się denerwował, a może był zakłopotany. Zwróciła też uwagę na jego nos. Dodawał mu 

czegoś i sprawiał, że jej gość nie wyglądał idealnie i to właśnie powodowało, że budził w 

niej sympatię. Mimo tego nie zamierzała jednak łatwo ustąpić. Zależało jej na Michale. 

– Dlaczego go pan szuka? 

Westchnął.  Nie  ucieknie  przed  powiedzeniem  jej  prawdy.  Chciał  tego  uniknąć, 

ponieważ sądził, że gdy była żona usłyszy, dlaczego szuka jej męża, nie zechce pomóc. 

Nie  mógł  udawać  jakiegoś  jego  starego  znajomego,  bo  pogorszyłby  tym  sytuację. 
Przejrzałaby go na wylot. Tym bardziej, że ona i pisarz znali się od liceum i kłamstwo o 

jakimś  znajomym  nie  miałoby  sensu.  Dlatego,  dając  sobie  chwilę  wytchnienia  na 

zwilżenie ust wodą, uległ, zdradzając prawdziwy powód przybycia do niej. 

Słuchała  uważnie  i  ze  szczerym  zainteresowaniem.  Również  uważała,  że  jej  były 

mąż  powinien  wrócić do  pisania.  Owszem,  dużo  się  ostatnio  wydarzyło,  ale  z  pasji nie 

powinno się rezygnować. Odetchnęła, kiedy okazało się, że człowiek siedzący przed nią 

to  nie  wścibski  dziennikarzyna  poszukujący  taniej  sensacji.  To  tylko  prosty  człowiek, 
korektor w wydawnictwie i ktoś, kto podjął się tajnej misji.  

–  Mój  mąż  przebywa  w  domku  odziedziczonym  po  swojej  zmarłej  cioci.  Jest  w 

Utopii

1

. – Michał ją zabije.  

– Utopii?  

– To  malutkie  miasteczko  w  Bieszczadach.  Jeszcze  kawał  drogi  za  Sanokiem.  – 

Podniosła  się  z  fotela  i  podeszła  do  długiego  regału  zastawionego  książkami  w  takim 

stopniu,  że  nie  można  było  wcisnąć  pomiędzy  nie  palca.  Zdjęła  z  górnej  półki  atlas.  – 
Pokażę panu gdzie dokładnie.  

–  Dlaczego  tak  nagle  mi  pani  pomaga?  –  zapytał,  mimo  wszystko  zaaferowany  jej 

nagłą życzliwością.  

– Polubiłam pana. Jest w panu coś, co może namówić Michała go pisania.  

– Co takiego? 

                                                           

1

 Nazwa wymyślona przez autorkę tekstu.  

background image

– Urok  osobisty  –  odpowiedziała  szczerze,  podając  mu  atlas.  Wskazała  palcem  na 

maleńką kropeczkę. – To tutaj. Na pewno pan trafi.  

 

*

 

 

Spakował  się.  W  Internecie  znalazł  malutki  pensjonat  w  Utopii  i  zarezerwował 

pokój.  Zadzwonił  do  Agnieszki,  informując  ją  o  planach  oraz  godzinie  wyjazdu.  Dzisiaj 

już  się  tam  nie  wybierał,  bo  musiałby  jechać  w  nocy,  a  tego  nie  znosił.  Zjadł  prostą 

kolację składającą się z owoców i kromki chleba z dżemem. Wykąpał się i dość wcześnie 

poszedł  spać.  Zamierzał  dobrze  wypocząć  przed  podróżą,  bo  miał  do  przejechania 

prawie  czterysta  kilometrów.  Niestety,  jakkolwiek  próbował  wcześniej  zasnąć,  tak 
męczył się, przewracając się z boku na bok aż do pierwszej w nocy.  

O  piątej  obudził  go  dzwonek,  ale  nie  telefonu,  co  spostrzegł,  próbując  wyłączyć 

budzik. Szybko zrozumiał, że to ktoś dobija się do drzwi jego mieszkania. Wstał z łóżka i 

jeszcze na śpiąco powlókł się otworzyć intruzowi. Jeżeli to sąsiad ze skargą, że znów mu 

zalał mieszkanie, to chyba zatrzaśnie mu drzwi na jego idealnym, prostym nosie. Jednak 

sąsiad nie okazał się sąsiadem, ale filigranową kobietą o szerokim uśmiechu, w czarnych 

szortach i różowej bluzce na ramiączkach.  

– Co ty tu robisz? – Potarł lewe oko. 

– Jadę z tobą – oznajmiła Agnieszka wesoło.