Ogród malw Rozdział 9

background image

Rozdział 9

Michał zamarł, czując miękkie wargi Kilińskiego na swoich, a jego ciało tak blisko. Nie

odsunął się jednak, tylko łaskocząc jego usta swoimi, zapytał:

– Co robisz?

Darek zamrugał. Słowa Sobolewskiego były dla niego niczym zimny prysznic. W jednej

chwili opamiętał się. Odsunął się i kiedy miał wrócić do stolika, jego nadgarstek znalazł się w

stalowym uścisku. W tej samej chwili, zanim zareagował, został pociągnięty za rękę,

przyciśnięty do ciała mężczyzny, a jego usta nakryte przez namiętnie całujące wargi. Michał

nie był delikatny. Całował szorstko, mocno, co jakiś czas przygryzając jego usta, bawiąc się

nimi, biorąc w swoje władanie. Odpowiedział mu ognistym pocałunkiem, dociskając się do

lepiej zbudowanego ciała. Starał się ignorować dreszcze przyjemności płynące po

kręgosłupie. Jego serce biło mocno, z ekscytacją, a usta doskonale współpracowały z tymi

drugimi.

Pocałunek trwał, a ich ręce ułożyły się na ciele drugiego mężczyzny. Dłonie sunęły po

plecach, ramionach, podrażniając każdą komórkę nerwową. Te doznania sprawiały, że obaj

chcieli więcej kontaktu, spragnieni go, głodni, wytęsknieni. Darek, przechylając głowę,

rozchylił wargi, wpuszczając język Michała do ust. Dotknął jego języka swoim, oplatając go,

liżąc. Wsunął palce we włosy mężczyzny, a jedna z rąk Michała zacisnęła się wokół jego

pasa, jakby mężczyzna nie zamierzał go puścić. I niech go diabli wezmą, ale Darek nie chciał

się odsuwać. Sensacje, które czuł, rozbudziły jego ciało, sprawiły, że na nowo zapragnął, aby

ktoś go dotykał i aby on dotykał ciała, od którego miał wrażenie, że biło jeszcze większe

gorąco.

Obaj ciężko oddychali. Michał całował szczuplejszego mężczyznę, uświadamiając sobie,

że od bardzo dawna nie trzymał nikogo w ramionach. Nie całował, nie kochał się z nikim od

wielu tygodni, które ułożyły się w długie miesiące. Skóra mrowiła mu w miejscach, które

dotykał Kiliński. Jego ciało rozbudziło się. Pragnął zabrać Darka do sypialni, rozebrać i

kochać się z nim. Starał się jednak nie dopuszczać do głosu ciała, które na te myśli krzyczało

background image

głośne „tak”. Pogłębił pocałunek, jedną ręką wciąż trzymając przy sobie mężczyznę, a drugą

położył na jego szyi, gładząc kciukiem szczękę mężczyzny. Naparł mocniej na niego, a Darek

odpowiadał na każdy jego ruch, jakby był dla niego zaprogramowany. Mężczyzna kurczowo

zaciskał palce na jego włosach, by po chwili puścić je, schodząc rękoma w dół pleców,

unosząc koszulkę i zakradając się pod nią. Michał westchnął głęboko, wciąż nie oderwawszy

ust od swoich towarzyszek. To chyba obudziło Darka, bo zabrał dłonie i próbował się

wycofać. Pisarz jednak nie puścił go, przytrzymując ręką, ale też zębami łapiąc za jego wargę.

Otworzył oczy, spoglądając prosto w te zielone, będące teraz tak blisko niego. Polizał

pogryzioną wargę mężczyzny i dopiero wtedy go puścił. Zrobił to z ogromnym trudem, bo

jeszcze chwila i posłuchałby potrzeb swojego ciała, odsuwając rozsądek na bok.

– No. – Tylko tyle zdołał z siebie wydusić.

Darek zachwiał się, bo zakręciło mu się w głowie. Dla równowagi przytrzymał się rąk

Sobolewskiego. Zaraz jednak je zabrał i przesunąwszy dłońmi po włosach, burząc nienaganną

fryzurę, postarał się ochłonąć. Wypuścił ze świstem powietrze przez nos. Dopiero po chwili

zdołał na niego spojrzeć. W oczach barwy burzowego nieba, bo tak je określał, nie potrafiąc

jednoznacznie nazwać tego koloru, nie było smutku, tylko niepokój, ciekawość, pragnienie i

ostrożność.

– Tylko tyle potrafisz powiedzieć?

– A co chciałbyś usłyszeć? Tak, kochanie, jesteś mój, bierz mnie? – prychnął Michał,

unosząc prawą brew.

– Dupek – szepnął Dariusz, wracając do stolika. Starał się ukryć reakcję swojego ciała na

słowa „bierz go”. – Może w takim razie pogadamy o twoim tekście?

– Najpierw to ja wezmę prysznic. – Potrzebował tego po biegu i… bardzo gorącym

pocałunku. Wciąż czuł wargi Kilińskiego na swoich. Najchętniej podszedłby do niego i zrobił

to, co robili przed chwilą. Otrząsnął się jednak, pozbywając się z głowy obrazu ich obu i

skierował swe kroki w stronę domu.

Darek śledził go przez chwilę, a kiedy mężczyzna zniknął za drzwiami, opadł na krzesło

z ulgą. Ukrył twarz w dłoniach. Po chwili znów zabrał się za czytanie. Nie mógł się jednak na

tym skupić. Odłożył kartki i zapatrzył się na malwy.

background image

– Coś ty, głupi, zrobił? Co się z tobą stało? Po prostu podszedłeś i go pocałowałeś, a on

nie pozwolił ci odejść – szeptał do siebie jakby mówił do kogoś innego. Czasami zdarzało mu

się myśleć na głos. – I do cholery, masz ochotę znowu to zrobić. Opanuj się. Nie możesz

romansować. Jesteś w pracy.

Nie miał pojęcia, ile tak siedział w bezruchu pogrążony w myślach, bo ocknął się dopiero

wtedy, gdy wrócił Michał – umyty, przebrany, z lekko wilgotnymi włosami i stosem kanapek

oraz herbatą.

– Pomyślałem, że możesz być głodny.

– Może nie jesteś takim dupkiem jak sądziłem. – Tak, odczuwał głód i niekoniecznie

miał na myśli swój żołądek.

– Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak szybko zmieniasz o mnie zdanie, Kiliński.

– Chcesz mnie nakarmić, a nie wyrzucić. To już coś.

– Nadal uważam cię za kogoś w rodzaju dręczyciela, który nieporoszony wdziera się do

czyjegoś życia – powiedział Sobolewski, zabierając się za jedzenie.

– Miły jak zawsze. – Pochylił się w jego stronę.

– Wyrzucić cię drzwiami, to włazisz oknem, Kiliński. Pojawiłeś się z moim życiu,

mieszasz w nim, a tego nie chcę.

– Przykro mi. – Udał zasmuconego. Jak jeszcze chwilę temu miał ochotę sięgnąć do

niego przez stół, złapać za koszulkę, przyciągnąć do siebie i ponownie pocałować, tak teraz

pisarz swoimi słowami wylał na niego wiadro zimnej wody i ochota mu odeszła. – Jeszcze się

ze mną pomęczysz.

– To groźba? – Pisarz zmrużył oczy.

– Obietnica. – Puścił mu oczko. Wziął jedną kanapkę z zielonym ogórkiem. Ugryzł i

prawie zamruczał z przyjemności. – Dobre.

– Zwykła kanapka, a niebo w gębie, co nie? Jestem mistrzem.

– Na pewno nie ty, Sobolewski. Gdzie kupiłeś to masło?

background image

– U gospodarza. Sam je wyrabia. Na pewno nie kupiłem tego cuda w sklepie.

– Racja, to ze sklepu tylko z nazwy przypomina masło. A to… – urwał, bo nie musiał nic

dodawać. Jego mina jasno świadczyła o tym, jak mu smakuje.

Michał patrzył na niego, starając się nie uśmiechać. Cieszyło go to, że Kilińskiemu

smakują jego kanapki. Po chwili i on zabrał się za posiłek. Obaj zjedli w spokoju, nie

dogryzając sobie. Pewnie dlatego, że w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Dariusz zatonął w jego

tekście, zachowując się tak, jakby był sam, a pisarz obserwował go czujnie, w napięciu

oczekując jego opinii. Nie przeszkadzał mu. Tym bardziej, że mógł bez problemów na niego

patrzeć. Z czasem powróciły wspomnienia pocałunku. Chciałby jeszcze raz poczuć go przy

sobie. Zastanawiał się, czy to dlatego, że po prostu trafił na chętnego mężczyznę, czy to

właśnie chodziło o niego konkretnie. Nie miał co przed sobą ukrywać. Od początku Kiliński

mu się podobał. A teraz w dodatku znajdował się na wyciągnięcie ręki. Jagoda pewnie

powiedziałaby, aby brał to, co daje los. Tak, los, z jej pomocą, zesłał mu upartego korektora i

nie było sposobu, aby się go pozbył.

Posprzątał po śniadaniu. Potem usiadł przy jeszcze nie tak dawno niepotrzebnym mu

stoliku.

– No i? Dalej ci się podoba? – Pochlebiało mu to, że mężczyzna czytał z takim

zaangażowaniem. Co jakiś czas notował lub skreślał coś na wydrukach, dodając na

marginesach uwagi. Szło mu to sprawnie i Michałowi miło obserwowało się tego mężczyznę

przy pracy. Mógłby tak zawsze… Potrząsnął głową na tę myśl.

– Hm? A tak. Wybacz. Podoba. Nie wiem, dlaczego nie chcesz tego dokończyć. Bo jakiś

debil powiedział, że coś takiego się nie sprzeda? A dlaczego? Bo wmieszałeś w świat fantasy

miłość dwóch mężczyzn? Chyba czas rozwalić mur i pokazać ludziom, jak piękne mogą być

takie historie. Nie rozumiem, dlaczego ludzie zaczytują się w hetero romansach, śliniąc się na

opisywane w nich sceny erotyczne, a brzydzi ich piękny opis pocałunku dwóch facetów. Coś

tu jest nie tak i trzeba to zmienić. Może właśnie na naszym rynku potrzebny jest autor, który

przedrze się przez wszystkie przeszkody.

– I co? Sądzisz, że to mógłbym być ja? Ja nie piszę, człowieku – warknął, a w jego

oczach poza smutkiem pojawił się lód. – Zapamiętaj to sobie.

background image

– Jakoś nie wydaje mi się, że chcesz z tym skończyć. Masz blokadę, ale da się ją łatwo

usunąć. Sam sobie robisz przeszkody.

– Mówisz tak, bo chcesz mnie zdobyć dla tego twojego przeklętego wydawnictwa –

prychnął Michał.

– Nie. Mówię tak, bo szkoda twojego talentu. Michał, ty to kochasz. W każdym zdaniu

czuć twoją pasję. – Owszem chciał go ściągnąć dla Luny. Szef wciąż groził mu zwolnieniem,

a on przecież nadal ma do spłacenia kredyt za mieszkanie. Lecz o ile na początku chodziło

tylko o to, tak teraz dużo się zmieniło. Nie chciał, aby Sobolewski zmarnował swój talent. –

Posłuchaj. – Przesunął się z krzesłem bliżej pisarza. Wskazał ołówkiem na to, co zapisał. – To

jest świetne, ale gdy rozwiniesz ten fragment, będzie genialne. Niepotrzebnie urwałeś w tym

miejscu. Zobacz jeszcze tutaj… – mówił Darek pochłonięty swoją korektorską pasją. Nie

dostrzegał, że Michał patrzy na niego, a nie na tekst i na to, co pokazywał mężczyzna.

Dopiero po dobrej chwili pisarz przesunął wzrok na kartki, nadal nieprzekonany do tego,

aby wrócić do pisania. Po prostu czuł, że nie jest w stanie tego zrobić. Ale kiedy Kiliński tak

mówił…

Wszystko stawało się możliwe.

Agnieszka siedziała na tarasie z zamkniętymi oczami, delektując się słońcem. Słyszała

rozmowy gości motelu, którzy stali niedaleko. Gdzieś szczekał pies, śmiały się dzieci. Ona

natomiast nie potrafiła przestać myśleć o Kubie. Wczoraj spędziła z nim cudowne chwile.

Godziny z nim zarysowały w jej sercu swój ślad, a ten mężczyzna… Starała się nie myśleć o

nim w ten sposób, w jaki podpowiadało jej serce. Przecież za tydzień wyjeżdżała. Nie chciała

być jak swoja babcia – rozkochać kogoś w sobie, samej pokochać, a potem na zawsze opuścić

tę osobę dla wyższego celu.

A co jest wyższym celem od miłości?

background image

Nie była jednak niczego pewna, a w Warszawie miała stałą posadę. Kochała pracę w

wydawnictwie. To ona miała kontakt z księgarniami, realizowała zamówienia. Tam czuła się

w swoim żywiole, ale tutaj… Tutaj znajdował się ktoś, w stosunku do kogo jej serce

wariowało.

– Z problemami zawsze doskonale radzi sobie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. –

Malwina Potocka postawiła przed Agnieszką szklankę soku.

– Aż tak widać, że coś mi leży na sercu? – Otworzyła oczy, spoglądając na kobietę spod

przymrużonych powiek.

– Robisz takie miny, że nie sposób nie zauważyć, że coś cię gryzie. – Usiadła przy

dziewczynie, która była od niej dużo młodsza.

– Powinnam sama sobie poradzić z tym, co mnie męczy. – Sięgnęła po sok.

– Czasami dobrze jest z kimś porozmawiać.

– Domyślam się. Zawsze radziłam sobie sama. Z ojcem nigdy nie byłam blisko. Mamę

wcześnie straciłam. Na ogół poświęcam się pracy i jestem zwariowaną dziewczyną, ale

tutaj… W Utopii coś się we mnie zmieniło. Jak tylko zobaczyłam to miasteczko… – Nie

chciała się przyznać przez samą sobą, że nie tylko pokochała Utopię, ale i widziała siebie

tutaj. Siebie spacerującą uliczkami miasteczka, chodzącą za zakupy do tutejszych sklepów.

Mająca tutaj rodzinę. Czy tak trudno byłoby jej po to sięgnąć? A przecież nie tak dawno tu

przyjechała.

– Wiesz o tym, że gdybym tutaj nie zamieszkała, pozwoliłabym się pochłonąć depresji po

śmierci męża – powiedziała Malwina. Nie zamierzała na siłę zmuszać Lisieckiej do rozmowy,

ale za to mogła coś dać jej od siebie. – To miasteczko nie jest idealne, tak jak każdy, kto w

nim mieszka. Mogłabym ci z łatwością pokazać, kogo powinnaś unikać, kto jest największą

plotkarą w Utopii, kto lubi kopać pod kimś dołki, szkodzić. Jest jednak tutaj wielu ludzi,

którzy potrafią pomóc. I nie chodzi mi o fizyczną pomoc, ale o to, że po prostu są. Jeden

uśmiech potrafi sprawić, że człowiek ma ochotę wstać z łóżka. Gdy tu trafiłam, chciałam

wrócić do Krakowa. Powtarzałam, że tam jest moje życie, moja praca… A przecież tam już

niczego nie miałam. Nie było tam mojego męża. Zrozumiałam jednak, że jest tutaj – położyła

rękę na sercu – i zawsze będzie, gdziekolwiek nie pojadę. Wtedy Utopia stała się moim

domem. Dom jest zawsze tam, gdzie twoje serce. Wyraźnie widzę, gdzie podąża twoje i

background image

bynajmniej nie jest to praca. Weź to pod uwagę. – Wstała i uśmiechając się do Agnieszki raz

jeszcze, odeszła.

– Tylko to nie takie proste. – Napiła się soku. Miała zamiar dalej pogrążyć się w

rozmyślaniach, kiedy kątem oka ujrzała znajomą postać przechodzącą przez lobby. Odstawiła

szklankę i podniosła się. Szybkim krokiem podążyła do wnętrza budynku, aby jeszcze go

złapać, zanim pójdzie na górę.

Darek właśnie odbierał klucz do pokoju, kiedy obok niego stanęła Lisiecka.

– Hej.

– Hej. O której to się wraca? Zapomniałeś o mnie?

– Na pewno doskonale sobie radzisz. – Skierował się w stronę schodów. – Jak randka z

Kubą?

– Doskonale i to nie była randka. Tobie chyba dobrze idzie z Sobolewskim, skoro nie

wróciłeś na noc.

Zatrzymał się, kiedy postawił stopę na schodzie.

– To nie to, co myślisz. – Poniekąd zdradził jej, że Michał może być gejem, ale nie

wątpił, że dziewczyna wyczuła to dużo wcześniej niż on. – Powiem ci jednak, że chyba

przełamaliśmy jego niechęć do mnie.

– Nie jest już dupkiem?

– Jest. Skurczybyk – burknął pod nosem. – Jednak przez ostatnie godziny dobrze nam

szło. – Przerobili połowę tekstu Michała. Tak ich to pochłonęło, że nawet nie zauważyli, jak

minęło kilka godzin. Darek najchętniej to by tam został, ale musiał wrócić do motelu, aby się

przebrać, umyć, ogolić. Zamierzał tam wrócić najszybciej jak się da. Ciągnęło go do domku

pisarza jak ćmię do ognia. – Zjem jeszcze coś i tam wracam.

– Sobolewski cię nie nakarmił?

– Nakarmił rano, a mam ochotę na obiad. Zjesz ze mną?

– Tak, ale w zamian za to pogadamy, zanim znów mi uciekniesz.

background image

– Będę za pół godziny.

– Poczekam na tarasie.

– Mhm – mruknął, pokonując kolejne schody prowadzące na piętro.

Agnieszka wróciła na taras, znów pozwalając sobie na pogrążenie się w myślach o Kubie

i tym jak bardzo jej serce chciało zostać przy nim. Dzisiaj go jeszcze nie widziała, ale mieli

zjeść wieczorem kolację. Odetchnęła i przymknęła oczy, odchyliwszy głowę bardziej na

oparcie, jakby chciała spojrzeć w niebo. Zamknęła się przed ludzkimi dźwiękami

dochodzącymi z zewnątrz, skupiając się bardziej na odczuciu ciepła na skórze i słuchaniu

przyrody.

Michałowi nie dane było chyba pobyć samemu, bo ledwie co wyjechał od niego Kiliński

– zapewniając go, że wróci, bo jakżeby było inaczej – tak ponownie miał gościa. Tego na

szczęście nie miał ochoty wyrzucać. Podał rękę Jakubowi, witając się z przyjacielem.

– Trudno cię ostatnio złapać. – Zaprosił go do przyjemnie chłodnej kuchni i podał wodę.

– Na pewno nic więcej nie chcesz?

– Coś ty, w taki upał woda jest najlepsza. A ostatnio byłem trochę zajęty.

– Panną Lisiecką? Widziałem was. Spacerowaliście przy ruinach kapliczki.

– No tak. Zapomniałem, że tamtędy przejeżdżałeś. – Kuba, zakłopotany, poprawił

okulary.

– Nareszcie ktoś cię wyrwał z księgarni. Siedziałeś w niej zamknięty, jakby słońce miało

zrobić ci krzywdę.

– Ej, nie jest tak źle. Muszę pracować na swoje utrzymanie. A ty jak tam? Agnieszka

mówiła, że przyjechała z korektorem z wydawnictwa. Mam kilka tytułów z Luny. Wydają

dobre książki.

background image

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – Nie było to jednak oskarżenie. – Mówiąc wprost,

Kiliński to wrzód na dupie. Niechciany, a przyczepi się i boli.

– To mu powiedz, żeby dał ci spokój.

– Kuba, co ja przed chwilą powiedziałem? Jego nie da się pozbyć. Próbowałem.

Niedługo ma przyjechać.

– Nawet na wrzody na dupie jest jakaś rada. – Nalał sobie jeszcze wody ze stojącej obok

butelki. – Chyba że chcesz, aby do ciebie wracał.

Michał nie odpowiedział, bo sam na to pytanie nie znał odpowiedzi. Jeszcze wczoraj

chciał się go pozbyć na dobre, ale dzisiaj… Oczywiście nie przyzna się do tego, ale dobrze

mu się z nim pracowało. Darek dawał mu dobre rady, rozumiał jego tekst, czuł świat, który

Michał stworzył, postaci. Dzięki temu i w nim coś się rodziło. Chęć tworzenia nowych zdań,

stron, tekstu. To coś, co sądził, że już nie wróci. Mimo tego nie chciał się jeszcze temu

poddać.

– Twoje milczenie jest dla mnie odpowiedzią.

– Powiedz lepiej co z tą Agnieszką. Miałem okazję ją poznać.

– Na pewno chcesz tego słuchać?

– Trzeba jakoś zabić czas, a nie zamierzam opowiadać o sobie i bumerangu.

– O czym?

– O kimś, kto ciągle wraca.

– Chyba o czymś – Kuba poprawił Michała.

– Niech ci będzie. To co z nią? – Zdawał sobie sprawę, że teraz plotkowali jak kobiety,

ale z Kubą mógł rozmawiać o wszystkim. To chyba była jedyna osoba, poza byłą żoną, przy

której był sobą. Dla Kilińskiego był dupkiem, niemiłym skurczybykiem, niegościnnym

draniem, ale dla Jagodny i Kuby przyjacielem, któremu mogli powierzyć nawet swoje życie.

Rozmawiał z Jakubem ponad godzinę, a więc do czasu, kiedy to mężczyzna musiał

wracać, bo chciał przygotować się do spotkania z Agnieszką. Kuba nie musiał mu nic mówić,

background image

ale jego uczucia było widać gołym okiem. One oraz strach, że dziewczyna wyjedzie. Mógłby

mu powiedzieć, aby ją zatrzymał, lecz sam rozumiał, że nie można zatrzymać przy sobie

drugiej osoby. Jeżeli ktoś nie chce, nigdy nie będzie trwał u czyjegoś boku. Ludzie teraz nie

wiedzieli, co oznacza wierność.

Mimo tego co właśnie pomyślał, pewna osoba w ciągu ostatnich dni pokazała mu, że nie

każdy tak myśli. Na pewno nie wówczas, gdy chodziło o wierność we wkurzaniu go. Darek

Kiliński przyjechał punktualnie. Odświeżony i gotowy do pracy. Michał z trudem

powstrzymał się przed powiedzeniem mu, że niepotrzebnie się ogolił. Podczas pocałunku

dobrze mu było czuć, jak zarost mężczyzny go drapał. Zamiast tego na powitanie

odpowiedział:

– Bumerang wrócił. – Spotkało się to z obrzuceniem go wzrokiem mówiącym „dupek”.

Na co się zaśmiał. Chyba polubi to „pieszczotliwe” słowo.

– Zabieramy się do pracy – zarządził Darek, nie zamierzając dać pisarzowi chwili oddechu.

Po pierwsze bał się, że mężczyzna znów zechce go wyrzucić, na co oczywiście by mu nie

pozwolił, a po drugie znów naszła go ochota na wpicie się w jego usta, czemu także nie mógł

ulec. Pod tym względem kolejne dni zapowiadały się bardzo ciężko.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ogród malw Rozdział 3
Ogród malw Rozdział 5
Ogród malw Rozdział 12
Ogród malw Rozdział 10
Ogród malw Rozdział 7
Ogród malw Rozdział 13
Ogród malw Rozdział 14
Ogród malw Rozdział 11
Ogród malw Rozdział 8
Ogród malw Rozdział 6
Ogród malw Rozdział 16
Ogród malw Rozdział 15
Ogród malw Rozdział 2
Ogród malw Rozdział 4
Ogród malw Rozdział 18 ostatni Epilog
Ogród malw Rozdział 1
Ogród malw Rozdział 17
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt

więcej podobnych podstron