Frid Ingulstad
Włóczęga
Saga Wiatr Nadziei
część 28
1
Vøienvolden, jesień 1909 roku
W drzwiach stanął nieznany starzec o zmierzwionych włosach i gęstych, czarnych brwiach. Jensine i Hugo zaczęli krzyczeć wniebogłosy. Choć nie zrozumiały, że żona dzierżawcy i Dagny rozmawiały o duchach, to i tak dotarło do nich, że dzieje się coś przerażającego.
Elise szybko odwróciła się do Dagny. Jej głos był surowy.
- Zabierz dzieci do pokoju i zamknij drzwi!
Dagny posłuchała bez słowa sprzeciwu i pociągnęła płaczące dzieci do pokoju Pedera i Everta. Elise widziała, jak bardzo dziewczynka była zaciekawiona. Niełatwo było przestraszyć kogoś, kto przeżył tyle, co ona.
- Potrzebuję pomocy! - powiedział mężczyzna. Jego głos był przerażający i groźny. - Jestem ojcem Mathiasa. Ściga mnie policja.
Przez kilka sekund Elise czuła się zupełnie bezradna. Z powodu złej pogody wszyscy mieszkańcy gospodarstwa siedzieli w domach, więc prawdopodobnie nikt nie zauważył przybycia obcego mężczyzny. Mogłaby pobiec do kuźni po Johana, ale wtedy dzieci zostałyby same z nieznajomym, a to mogło narazić je na niebezpieczeństwo.
- Jesteś głucha? Policja mnie ściga! Jestem ojcem Mathiasa. Mathiasa? Myśli wirowały jej w głowie. Kogo mógł mieć na myśli?
- Nie jesteś jego córką? Nic nie rozumiesz? - Mężczyzna zaczął tracić cierpliwość. Z przerażeniem spojrzał w stronę okna.
Elise miała dziwne uczucie, że znalazła się poza własnym ciałem. Że jej głowa przypomina gniazdo os, a jej myśli krążą bez ładu i składu. Jest jego córką? Mathiasa? Nie mógł chyba być ojcem jej ojca? Cygan? Zabrakło jej tchu.
W tej samej chwili usłyszała, że ktoś wbiegł na podwórze. Usłyszała niskie męskie głosy. Nim się spostrzegła, nieznajomy wbiegł do sąsiedniego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi.
Ktoś głośno zapukał, ale nim zdążyła odpowiedzieć, w progu stanęło dwóch policjantów. Do środka zaczęły wpadać gęste krople deszczu, a silny powiew wiatru przywiał suche liście i kurz.
- Widziała pani Cygana? - Policjant musiał głośno krzyczeć, aby zagłuszyć odgłos burzy. Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
- Cygana? - Serce waliło jej tak mocno, że o mało nie straciła przytomności. Wiedziała, że ukrywanie włóczęgów było karalne i prawie tak niebezpieczne jak samo bycie Cyganem. Na mocy nowej ustawy o włóczęgach, policja miała prawo ich aresztować. Wiedziała, że pojmani mogli być zgodnie z prawem wysyłani na przymusowe roboty. Słyszała o mężczyźnie, którego skazano na rok więzienia za kradzież dwóch znaczków pocztowych.
Kiedy policjant zaczął zamykać drzwi, walcząc z napierającym wiatrem, myśli wciąż wirowały jej w głowie. Deszcz i kurz, które wpadły do środka, ukryły na szczęście ślady, które zostawił nieznajomy. Poczuła ulgę.
- Dlaczego pani dzieci płaczą? - zapytał nagle jeden z policjantów, któremu wreszcie udało się zamknąć drzwi. Rozejrzał się po kuchni.
- Boją się burzy. Pilnuje ich teraz opiekunka. Właśnie do nich szłam, kiedy zapukaliście - dodała.
- Mieszka tu pani sama?
- Nie, mój mąż pracuje w warsztacie, w starej kuźni za domem. Jest rzeźbiarzem. Mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.
- A pani kim jest?
- Nazywam się Elise Ringstad... a właściwie Elise Thoresen - odparła zawstydzona. Twarz jednego z mężczyzn rozjaśniła się.
- Czy to pani napisała o pracownikach znad rzeki Aker? Skinęła głową. Uśmiechnął się i nagle zaczął zachowywać się bardzo przyjaźnie.
- Czytałem pani książkę i bardzo mi się spodobała. Mój wuj pracuje w fabryce gwoździ. Razem z żoną i dwanaściorgiem dzieci mieszka w dwóch pokojach i kuchni. Wychodek mają w korytarzu, a wszędzie biega pełno myszy i szczurów. Dokładnie jak w pani książce. Dobrze znam to, o czym pani pisze.
Elise uśmiechnęła się i przytaknęła. Oby tylko już sobie poszli! Nie może w żaden sposób zachęcać ich do dłuższego pozostania. Nie może też mówić nic, co mogłoby ich zainteresować.
- Skąd wziął się ten Cygan? - zapytała, zmieniając temat.
- Uciekł z Akershus. Ścigaliśmy go aż do mostu, ale tam ślad po nim zaginął. Przez tę przeklętą burzę! - odparł rozzłoszczony.
- Nie sądzę, by szukał tu schronienia. Musi wiedzieć, że gospodarstwo należy do ludzi bogatych i żyjących w zgodzie z prawem.
- Z pewnością o tym nie wie. Nie jest stąd. Hugo i Jensine wciąż płakali.
- Będzie chyba najlepiej, jeśli zajrzę teraz do dzieci. Opiekunka je przestraszyła, mówiąc, że w dom może uderzyć piorun.
Policjanci z niechęcią zgodzili się opuścić dom. Widać nie bardzo mieli ochotę znów wychodzić na deszcz i wiatr. Odczuła wielką ulgę, kiedy z wysiłkiem otworzyli drzwi.
- Kiedy wyjdziemy, proszę zamknąć drzwi na klucz i nikomu nie otwierać! - zawołał jeden z nich. - Pójdziemy teraz do kuźni porozmawiać z pani mężem.
Szybko podbiegła do drzwi i kiedy w końcu przekręciła klucz w zamku, mogła wreszcie odetchnąć. Potem pobiegła do dzieci.
No, możecie już wyjść. Starzec zniknął. Policjanci też już sobie poszli. Dzieci z płaczem rzuciły się jej na szyję. Przykucnęła i delikatnie gładziła je po plecach.
Dagny patrzyła na nią dziwnie.
- Dzieci myślały, że to Cygan, a to był tylko stary kowal. Zanim zmarł, wyglądał dokładnie tak samo.
Po raz pierwszy Elise naprawdę ucieszyła się z bujnej fantazji Dagny. Spojrzała na Jensine i Hugo, a potem na dziewczynkę. Ruchem głowy dała jej znać, żeby nie rozmawiały o tym w obecności dzieci.
- Myślę Dagny, że kiedy burza trochę się uspokoi, powinnaś iść do domu. Nie miałaś przypadkiem umyć schodów po południu?
Dagny z niechęcią skinęła głową.
- Gdzie mam ukryć lalkę? A jeśli kowal stoi za drzwiami?
- Na pewno policja go przestraszyła. Może zrobił kiedyś coś złego i teraz boi się, że go ścigają.
Dagny znów skinęła głową.
- Też tak myślę. Widziałam, jak buszował w sklepiku Magdy po zamknięciu.
- Czy kowal dawno zmarł?
- Nie wiesz? Zmarł w ubiegłym roku. Krótko przed tym, jak Børresen i jego żona wprowadzili się na gospodarstwo.
Czy dziewczyna znów fantazjowała? Kiedy po raz pierwszy spotkała Dagny, ta powiedziała, że jej babcia nie żyje. Potem się okazało, że stara Maren, która mieszkała w domku dla parobków, wcale nie była jej babcią.
- Skoro go znasz, to chyba się go nie boisz? Dagny potrząsnęła głową.
- Niczego ani nikogo się nie boję, nawet policji. Myślisz, że już poszli, czy może dalej stoją na zewnątrz?
- Powiedzieli, że pójdą do kuźni porozmawiać z Johanem.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli jeszcze chwilę zaczekam. W międzyczasie poszukam schronienia dla Solveig, mojego słoneczka - powiedziała z uśmiechem i rozejrzała się dokoła. - Mogę ją ukryć pod łóżkiem Pedera?
Elise była zdenerwowana. Jeśli Cygan wyjdzie z pokoju, Dagny wszystkim o tym opowie. Nie tylko spotka ją kara za ukrywanie zbiega, ale wyjdzie też na jaw, że jej dziadek był Romem. Wtedy z pewnością zostaną wypędzeni z gospodarstwa, a dzieci w szkole będą dokuczać Pederowi.
- Tak, to bardzo dobra kryjówka, Dagny, ale słyszę, że deszcz zelżał. Pospiesz się, nim znów się rozpada.
Dziewczyna zawahała się i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz panował nieprzenikniony mrok.
Elise już chciała zaproponować, że ją odprowadzi, ale dotarło do niej, że nie może zostawić Hugo i Jensine samych.
Nagle na zewnątrz rozległy się szybkie kroki i ktoś gwałtownie poruszył klamką.
- Elise? To tylko ja. Johan. Z ulgą otworzyła drzwi, a on szybko wszedł do środka.
- Czy była tu policja?
- Tak, poprosili, żebym zamknęła drzwi na klucz. Już sobie poszli? Skinął głową i powiesił przemoczoną czapkę na haku.
- Jakiś stary Cygan uciekł ponoć z Akershus. - Johan zaczął zdejmować kurtkę.
- Dagny musi wracać do domu. Chciałam ją odprowadzić, ale nie mogę zostawić dzieci samych.
- Ja z nią pójdę.
- Już mówiłam, że się nie boję. - Dagny wyglądała na urażoną.
- Wiem, że jesteś odważną dziewczynką, Dagny, ale i tak cię odprowadzę. W pobliżu może się ukrywać niebezpieczny Cygan.
Dagny przestała protestować. Elise zauważyła, że dziewczynka odczuła wyraźną ulgę. Wyglądało na to, że wcale nie była tak odważna, jak deklarowała. Skoro wierzyła w to, co pani Børresen mówiła o duchu, nie powinien dziwić fakt, że się bała.
Kiedy oboje wyszli z domu, Elise podała Hugo i Jensine bułeczkę z cukrem. Ich płacz ucichł i dzieci wróciły do zabawy.
Z wahaniem podeszła do drzwi prowadzących do pokoju przy kuchni. Od chwili przybycia tego dziwnego mężczyzny jej myśli nieustannie wirowały w głowie. Zastanawiała się, czy mężczyzna czasem nie skłamał, mówiąc, że jest ojcem Mathiasa, tylko po to, by zyskać schronienie, ale od razu ogarniała ją niepewność. Ojciec był do niego podobny. Miał te same ciemne oczy i czarne, krzaczaste brwi.
Nigdy nie dowiedziała się niczego o dziadkach. Wiele razy próbowała wydobyć od matki jakieś informacje, ale ta milczała jak zaklęta. Elise nie wiedziała, czy dlatego, by ją chronić, czy też miała ku temu jakieś inne powody. Była pewna tylko jednego, że dziadkowie zmarli wiele lat temu i najlepiej dla wszystkich było udawać, że nigdy nie istnieli.
Zapukała, nim weszła do środka. W pokoju Jensine i Hugo, w którym teraz spali także ona i Johan, nikogo nie było. Ze strachem weszła do środka.
Stał za drzwiami, gotowy do ataku, jeśli groziłoby mu niebezpieczeństwo. W miejscu, w którym stał, powstała spora kałuża. Jego ubrania były doszczętnie przemoczone.
- Policja już poszła, a mój mąż wróci lada chwila. Jeszcze nie zdążyłam mu powiedzieć, że tu jesteś. Dlaczego mam uwierzyć, że jesteś ojcem Mathiasa?
- Ożenił się z Jensine z Ulefoss - powiedział zachrypłym głosem. - Jej wuj mieszkał na rynku.
- Mogłeś się tego od kogoś dowiedzieć.
- Mathias wypłynął w morze na pokładzie statku, który nazywał się „Elise”. Powtarzałem mu, że zawsze zostanie Cyganem i udawanie kogoś innego nie ma sensu.
- Kiedy widziałeś go po raz ostatni?
- Wiele lat temu. Wędrowałem od wioski do wioski, ale kiedy znalazłem się w pobliżu Kristianii, zostałem pojmany i osadzony w Akershus. Za drobnostkę. Człowiek musi czasem coś ukraść, jeśli ma przeżyć w świecie, w którym samo bycie Cyganem jest już przestępstwem.
- Gdyby ojciec żył, miałby teraz ponad czterdzieści lat. Ty musisz mieć co najmniej sześćdziesiąt. Nie wiedziałam, że Cyganie żyją tak długo.
Uśmiechnął się, odsłaniając niepełne uzębienie.
- Tylko pomyśl, przecież my cały czas jesteśmy na świeżym powietrzu! Nie spędzamy całych dni przy maszynach. Żyjemy zdrowiej niż inni.
- Wiedziałeś, że ojciec nie żyje?
- Tak i wiem też, dlaczego umarł. Gdyby słuchał mnie, Starego Mathiasa, nie leżałby teraz w ziemi. Cygan nie może zostać marynarzem, a marynarz nie może pracować w fabryce. To go zabiło.
- Skąd to wszystko wiesz? I jak się dowiedziałeś, że tutaj mieszkam?
- Mam znajomego w Akershus, nazywa się Lort-Anders. Zaskrzypiały drzwi. Elise się odwróciła.
- Muszę porozmawiać z mężem. Zaczekaj tutaj. Kiedy tylko weszła do pokoju, Johan spojrzał na nią zaskoczony.
- Coś się stało? Skinęła głową i wskazała palcem w stronę kuchni, dając mu znak, żeby poszedł za nią. Tam usiadła na ławie i westchnęła.
- Stało się coś strasznego! Mówiła cicho, by Jensine i Hugo jej nie usłyszeli. Stał wyczekując.
- Odwiedziła nas pani Børresen, aby nam przypomnieć o wieczornym spotkaniu. Upiera się, że duch starego kowala krąży po gospodarstwie. Powiedziała, że za każdym razem, kiedy mija drzewo, na którym się powiesił, czuje powiew lodowatego wiatru.
Johan się uśmiechnął. Wydawał się rozluźniony.
- Dagny mi o tym powiedziała. Chyba nie wierzysz w takie bajki?
- Nie, ale nagle do naszych drzwi zapukał brudny starzec. Jensine i Hugo byli przerażeni. Poprosiłam Dagny, by zabrała dzieci do pokoju Pedera i Everta i zamknęła za sobą drzwi.
Johan zmartwiony zmarszczył brwi.
- Kim był ten mężczyzna?
- Cyganem, którego ścigała policja. Johan spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc.
- Był tu Cygan? Dlaczego nie powiedziałaś o tym policji? Elise poczuła, że zbiera jej się na płacz.
- Bo ten Cygan twierdzi, że nazywa się Stary Mathias i że jest moim dziadkiem.
2
W kuchni zapadła cisza.
Johan patrzył na nią z niedowierzaniem. Miał nadzieję, że Elise zaraz zacznie się śmiać i powie, że ta historia to zwykły żart. Jednak zamiast tego po jej policzkach popłynęły łzy. Nawet nie starała się ich powstrzymać.
Johan podsunął taboret i usiadł przy niej. Widziała, że zachowanie spokoju sporo go kosztuje.
- Opowiedz mi wszystko od początku. Musiałaś się przesłyszeć. Skoro był tutaj Cygan i powiedział ci, że jest twoim dziadkiem, to na pewno próbował cię oszukać.
Pokręciła głową.
- Wszystko, co mówił, było prawdą. Wiedział, że ojciec był marynarzem na pokładzie statku „Elise” i że zmarł, bo źle czuł się w fabryce. Wiedział też, że matka miała na imię Jensine i pochodziła z Ulefoss. Wiedział nawet to, że jej wuj mieszkał na rynku.
- Jak się dowiedział, że tutaj mieszkasz?
- Uciekł z Akershus po tym, jak ukradł jedzenie, aby przeżyć. W więzieniu poznał Lort-Andersa, który z pewnością powiedział mu wszystko, co o nas wiedział. Lort-Anders nie mógł jednak wiedzieć, że przeprowadziliśmy się z Hammergaten do Vøienvolden, o tym starzec musiał się dowiedzieć gdzie indziej.
- Mówisz o nim starzec. Jeśli to naprawdę twój dziadek, to musi być bardzo stary. Cyganie rzadko żyją tak długo.
- Też tak pomyślałam, ale ojciec był bardzo młody, kiedy przyszłam na świat, a jego matka też musiała urodzić go w młodym wieku. Może ma jakieś sześćdziesiąt lat, ale wygląda na starszego.
- Jak udało mu się uciec policji? Byli w kuźni i pytali, czy go widziałem. Patrzyła na niego, błagając o zrozumienie.
- Skłamałam, że go nie widziałam. Dagny uwierzyła, że to duch, a ja wcale nie wyprowadziłam jej z błędu. Niech tak dalej myśli.
- No ale jak zdołał się wymknąć? Deptali mu przecież po piętach.
- Pojawili się w zasadzie od razu po nim.
- Chcesz powiedzieć, że on nadal jest w gospodarstwie?
- Tak, w pokoju wuja Kristiana. Johan szeroko otworzył usta.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że ukryłaś go przed policją? Elise spojrzała na niego zrozpaczona.
- Nie mogłam go zdradzić. A co, jeśli naprawdę jest moim dziadkiem? - Jej głos się załamał. Johan odetchnął głęboko i westchnął.
- Czy wiesz, co to wszystko oznacza? Tu nie chodzi tylko o to, że jest Cyganem. Uciekł przecież z więzienia, gdzie siedział za kradzież. Jest...
Nagle urwał, a na jego twarzy pojawiła się niepewność. Elise zrozumiała, dlaczego zamilkł. Sam przecież siedział kiedyś w Akershus. Skazany za to samo przestępstwo! Pochylił głowę i przetarł dłonią oczy.
- Przepraszam, Elise. Wstała i pogładziła go po policzku.
- Oboje już prawie o tym zapomnieliśmy. Poza tym, waszych przypadków nie można porównywać. Zrobiłeś to, by uratować życie Anny.
- A on zrobił to, by ratować własne.
- I tak widzę wielką różnicę. Zajrzysz ze mną do niego? Skinął głową i wstał. Oboje skierowali się w stronę pokoju.
Wciąż stał w tym samym miejscu.
- To Johan, mój mąż. Wszystko mu powiedziałam. Światło w lampce zaczęło migotać i gasnąć. Zapomniała dolać parafiny. Gasnący płomień skąpał pomieszczenie w półmroku. Mężczyzna wyglądał jeszcze bardziej przerażająco.
- Więc jesteś dziadkiem Elise? Głos Johana brzmiał obco. Widziała, jak bardzo starał się ukryć niechęć.
- Nazywam się Mathias Løvlien i jestem ojcem Małego Mathiasa, jej ojca. Nie masz może jakiejś starej koszuli, którą mógłbym pożyczyć?
W tej samej chwili zgasła lampa i pokój utonął w mroku.
- Johanie, czy mógłbyś dolać parafiny do lampy? Ja znajdę jakieś ubranie. W przedpokoju wiszą stare rzeczy po ludziach, którzy mieszkali tutaj przed nami.
- To ty napełnij lamę, ja zaczekam. Zrozumiała, że nie ufał mężczyźnie i nie chciał, by została z nim sama. Najwyraźniej wciąż nie mógł uwierzyć, że to jej dziadek.
Nie chciała ich zostawiać. Co jeśli Johan miał rację? Może to wcale nie jest jej dziadek, tylko przestępca, który jakimś sposobem zdołał zebrać o nich tyle informacji? Nigdy nie zyska całkowitej pewności. Może przyszedł ich okraść albo zrobić coś jeszcze gorszego?
Kiedy wyszła, usłyszała, że cicho o czymś rozmawiają.
Jensine i Hugo nie domyślili się, że w domu przebywał ktoś obcy. Dzięki Bogu, że Dagny uwierzyła w ducha, pomyślała po raz kolejny Elise. Bała się jednak, że po powrocie do domu dziewczynka mogła zmienić zdania. Co jeśli opowie matce, czego była świadkiem? Wieść o zbiegłym Cyganie mogła się już roznieść po okolicy i dotrzeć także do matki dziewczynki. Policjanci na pewno zapukali do wszystkich drzwi na ulicy. Teraz wszyscy chłopcy z całego Sagene na pewno ścigali zbiega.
Co powinna powiedzieć Pederowi i Evertowi, kiedy wrócą? Dobroduszny Peder na pewno będzie współczuł dziadkowi, ale czy można mu zaufać, że nikomu o nim nie powie? Niełatwo było dotrzymać tak wielkiej tajemnicy.
A co powie właściciel fabryki, kiedy się dowie, że udzieliła schronienia Cyganowi? I że jej dziadek jest włóczęgą? Sam jest potężnym mężczyzną, cieszącym się wielkim szacunkiem w Sagene i całej Kristianii. Nie mówiąc już o tym, co pomyśli jego żona, elegancka kobieta obracająca się wśród najznamienitszych rodów zachodniej części miasta.
Zadrżały jej ręce i rozlała trochę parafiny na gazetę, którą podłożyła pod lampkę. Poczuła jednak ulgę, słysząc, że Jensine i Hugo spokojnie bawią się w pokoju Pedera i Everta. Dzieci najwyraźniej zapomniały już o burzy i wizycie nieznajomego.
Wzięła ze sobą szmatę, by wytrzeć kałużę. Z przedpokoju zabrała starą koszulę roboczą i spodnie, które tam wisiały, odkąd się wprowadzili.
Kiedy wróciła do pokoju, mężczyzna wciąż stał w tym samym miejscu. Johan opierał się o ścianę przy oknie. Zła pogoda nie dawała za wygraną. Deszcz zacinał o szyby, a na dworze panowały egipskie ciemności.
Podała mężczyźnie ubranie.
- Poszukam w komodzie jakiejś bielizny. - Przeniosła wzrok na Johana. - Mogę mu coś pożyczyć?
Wiedziała, że Johan ma tylko jeden komplet na zmianę, ale może uda jej się wysuszyć bieliznę nieznajomego, nim ten opuści ich dom. Najwyżej dołoży więcej drewna do pieca i nagrzeje bardziej niż zwykle.
Johan się zgodził, choć nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Czyżby wciąż uważał mężczyznę za oszusta?
Wytarła mokrą kałużę i wyszła z pokoju, by starzec mógł się przebrać. Lampkę zostawiła w środku.
Kiedy tylko znalazła się w kuchni usłyszała kroki na zewnątrz i chłopięce głosy. Boże, Peder i Evert już wrócili do domu!
- Elise, słyszałaś? - Peder przemoczony z zapałem wbiegł do środka. - Stary Cygan uciekł z Akershus i był widziany na ulicy Maridalsveien! Okradał jedno gospodarstwo za drugim poza miastem, a teraz zjawił się z Kristianii!
- Nie możesz nikomu otwierać drzwi! - dodał zdyszany Evert. - Myślę, że powinniśmy pozamykać wszystkie wejścia na klucz. Gdzie są Jensine i Hugo? - zapytał przestraszony.
- Bawią się w swoim pokoju, ale wkrótce położę ich spać. Wy też musicie szybko się położyć. Jutro rano idziecie przecież do szkoły.
Peder spojrzał na nią, jakby nic nie rozumiała.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem? Na Maridalsveien grasuje niebezpieczny Cygan!
- Czy ja i Peder musimy kłaść się tak wcześnie jak Jensine i Hugo? - zapytał Evert z wyraźną pretensją. - Nie jesteśmy już dziećmi.
- Nie, ale dużo czasu spędzacie w szkole, na odrabianiu lekcji i w pracy. Poza tym burza może zacząć się na nowo, a wtedy ciężko wam będzie zasnąć.
Evert się roześmiał.
- Myślisz, że boję się burzy? Elise otworzyła drzwi pieca i dołożyła dwie spore szczapy drewna.
- Przygotuję wam ciepłą kaszę na mleku. Zdejmijcie mokre ubrania, bo się przeziębicie. Zrobili, o co prosiła, a ona tymczasem poszła po Hugo i Jensine. Musiała zmusić całą czwórkę, by położyli się do łóżek. Peder i Evert nie mogli odkryć obecności dziadka. W każdym razie nie wcześniej, niż zyskają pewność, że to naprawdę członek jej rodziny.
Na szczęście Hugo i Jensine nie marudzili i nie mieli nic przeciwko położeniu się spać. Przed pójściem do łóżek posadziła najmłodsze pociechy na nocniku a na dobranoc dała im po kromce chleba. Jednocześnie przez cały czas miała nadzieję, że nieznajomy będzie zachowywał się na tyle cicho, by żadne z dzieci nie domyśliło się, że w domu jest ktoś obcy.
- Czy Johan jest w kuźni? - zapytał nagle Evert. Skinęła głową.
- Chce skończyć ostatnie zlecenie, nim przyjdą odbiorcy.
- Myślałem, że mieli dziś przyjść.
- Tak, taki był plan, ale burza z pewnością ich powstrzymała. Peder powiesił mokre ubrania na sznurze nad piecem.
- Mam jeszcze jedno zadanie do odrobienia.
- Odrobisz je jutro rano. Mogę cię nieco wcześniej obudzić.
- Dlaczego nie mogę zrobić tego teraz? Nie jestem zmęczony.
- Ale ja jestem, a wiesz, że potrzebna ci pomoc. Zauważyła, że zrobiła niecierpliwa i nerwowa.
- Dlaczego jesteś dziś taka wściekła? Chyba nawet nie słyszałaś, co ci powiedzieliśmy Wcale cię to nie zainteresowało, choć może nam grozić niebezpieczeństwo.
Słuchała tylko połowicznie.
- Że co?
- Jeszcze raz powtarzam, że z Akershus uciekł złodziej i był widziany na Maridalsveien, czyli niedaleko naszego domu! - powiedział Peder i spojrzał na nią z wyrzutem.
- Nie ośmieli się tutaj przyjść. Przecież mieszka tu Eugen Berge.
- A niby dlaczego nie? Na zewnątrz jest ciemno jak w nocy. Nikt nie zauważy, jak będzie przebiegał przez podwórze. Może zakradnie się do Johana i odrąbie mu głowę! A my nawet nie usłyszmy jego krzyku.
- Przestań już fantazjować, Pederze. To tylko zwykły Cygan, który ukradł jedzenie, żeby przeżyć.
- Skąd wiesz? Wzruszyła ramionami.
- Zazwyczaj tak bywa. Nie mają pracy, a tym samym pieniędzy na jedzenie. Tylko kradnąc, mogą przeżyć.
Peder spojrzał na nią zdumiony - Chcesz przez to powiedzieć, że miał prawo kraść? Może zabrał coś jakiejś biednej kobiecie, która sama musi walczyć o każdy kawałek chleba?
- Oczywiście, że nie to chcę powiedzieć. Chcę ci tylko wytłumaczyć, że niekoniecznie jest niebezpieczny. Ty tylko zwykły Cygan. Tacy już się rodzą. Wszyscy ich traktują jak żebraków, złodziei i oszustów.
Evert spojrzał na nią.
- Żona stróża w szkole powiedziała, że to nie ich wina. Ona twierdzi, że nikt nie chce dać im pracy. Są wypędzani z jednej wioski do drugiej. Ludzie urządzają na nich nagonki i traktują ich jak przestępców. Cyganie nie mogą chrzcić swoich dzieci ani brać ślubu w kościele. Co mają więc robić?
Elise słuchała go ze zdumieniem. Sama powinna porozmawiać kiedyś z żoną stróża. Kobieta najwyraźniej wiedziała o wiele więcej o Cyganach niż ona.
Peder przyniósł ze swego pokoju starą piżamę. Odwrócił się i szybko ją nałożył. Wszedł już w ten wiek, kiedy człowiek zaczyna wstydzić się swojej nagości. Pamiętała, że Kristian zrobił się wstydliwy dużo wcześniej niż on.
Hugo i Jensine wreszcie byli gotowi by położyć się spać. Wzięła dziewczynkę na ręce i popędziła Hugo do pokoju.
- Powiedzcie dobranoc Pederowi i Evertowi! - Starała się powiedzieć to miłym i radosnym głosem, jak co wieczór, ale nie bardzo jej wyszło.
Dzieci były zmęczone całodzienną zabawą. Skuliły się pod kołdrą i ziewały, kiedy odmawiała wieczorną modlitwę. Potem pocałowała je w policzki i cicho wyszła. Odczuła wielką ulgę, kiedy nie protestowały. Na szczęście z pokoju obok nie dochodziły żadne dźwięki.
- Teraz wasza kolej, chłopcy. Do łóżek!
- Nie zjedliśmy jeszcze kaszy! Usiedli przy kuchennym stole i zaczęli jeść. Kiedy tylko upewni się, że Jensine i Hugo zasnęli, przemknie się przez ich pokój i zabierze mokre ubrania dziadka. Ubrania Pedera i Everta będą musiały zaczekać.
Zastanawiała się, co Johan robi w pokoju z nieznajomym. Początkowo nie chciał zostawić obcego samego, a potem, kiedy domyślił się, że Peder i Evert wrócili, nie mógł już wyjść. Teraz musiał tam zostać do chwili, kiedy dzieci zasną. Na pewno słyszał, kiedy mówiła chłopcom, że wciąż jest w kuźni.
Zaczynała tracić cierpliwość. Żeby tylko Evert i Peder szybko skończyli!
- Kiedy zjecie, idźcie natychmiast do łóżek. Zajrzę do was, żeby powiedzieć dobranoc. Peder spojrzał na nią znad miski z kaszą.
- Do licha, ale dziś zrzędzisz!
- Jestem zmęczona i chcę się położyć.
- Przecież nikt ci nie zabrania. Evert i ja możemy zgasić lampę.
- Muszę zaczekać na Johana, żeby mu przygotować coś do jedzenia. Biedak pracuje cały dzień.
Evert wstał i włożył miseczkę do balii z brudnymi naczyniami.
- Chodź, Pederze. Nie rozumiesz, że Elise jest zmęczona? Peder szybko wstał, podbiegł do niej boso i objął ją.
- Przepraszam, Elise. Nie chciałem być niegrzeczny. Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz, ale teraz już wiem.
Pogłaskała go po grzywce i spojrzała pytająco.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pochyl głowę, to powiem ci na ucho! Pochyliła się, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego Peder nie zaczął szybciej rosnąć.
Większość chłopców w jego wieku była o wiele wyższa.
- Nie chciałaś słuchać o Cyganie, bo wiesz, że ojciec naszego ojca był Cyganem, prawda? Skinęła głową i uścisnęła go.
- Masz rację - szepnęła. - Właśnie dlatego nie chciałam o nim rozmawiać. Poszła do pokoju chłopców, zmówiła z nimi pacierz i pocałowała ich na dobranoc.
Wiedziała, że kiedyś przestaną jej na to pozwalać, ale póki co cieszyła się, że wciąż może to robić. Kristian od dawna nie zgadzał się, żeby go całować, ale Peder i Evert nie byli tacy jak inne dzieci w ich wieku.
Wreszcie przemknęła cicho przez pokój Jensine i Hugo. Dzieci oddychały równo i spokojnie. Najwyraźniej zasnęły ód razu po tym, jak wyszła.
Zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że Johan i mężczyzna siedzą obok siebie na skraju łóżka. Starzec miał na sobie suche ubrania. Zdążył zdjąć przemoczone buty, który stały teraz obok.
Spojrzała na Johana.
- Może znajdą się także jakieś suche skarpety? Johan wstał i podszedł do komody. Wiedziała, że miał tylko jedną parę skarpet na zmianę, ale miała nadzieję, że teraz kiedy dołożyła do pieca, ubrania mężczyzny szybko wyschną. Wzięła ze sobą przemoczone rzeczy i ruszyła w stronę drzwi.
- Dam wam znać, kiedy Peder i Evert zasną. Póki co mokre ubrania chłopców powiesiła na krześle. Musiała przede wszystkim wysuszyć ubranie dziadka.
W piecu płonął duży ogień, ale mimo to dodała jeszcze trochę drewna. Musiała mocno napalić. Słyszała, że chłopcy cicho rozmawiają. Wydawali się pobudzeni, chwilami słychać było ich śmiech. Czy to uciekinier z Akershus sprawił, że tak trudno było im zasnąć, czy może zbyt wcześnie posłała ich do łóżek?
Posprzątała po dzieciach i wytarła stół. Obcy pewnie od dawna nic nie jadł. Na szczęście zostało sporo mleka. Może przygotuje mu porządną kaszę na mleku.
W szafce znalazła kawałek masła. Poczęstuje nim mężczyznę, a dzieciom na śniadanie poda chleb z tranem. Chłopcy nienawidzili tranu. Twierdzili, że przykleja im się do podniebienia.
Póki jednak Johan nie dostanie zapłaty za swoje prace, muszą uważać z wydatkami. Wiedziała, że muszą żyć skromnie, ale starzec, który nie jadł cały dzień, a może i kilka dni, musi zjeść coś sycącego.
Wreszcie w pokoju chłopców zapanowała cisza. Stanęła przy drzwiach i nasłuchiwała. Zasnęli. Cichutko przemknęła przez pokój Jensine i Hugo. Ku swemu zaskoczeniu zobaczyła, że Johan i mężczyzna wciąż siedzieli obok siebie. Starzec miał na nogach nowe, ciepłe, wełniane skarpety Johana.
- Dzieci śpią. Ugotowałam dla was kaszę. Wstali bez słowa i w ciszy przeszli za nią do pokoju.
Nakryła stół jak najdalej od kuchni i pokoju chłopców. Wyjęła świece i sok z czerwonej porzeczki, który dostała od pani Børresen, a na środku stołu postawiła cukier i masło.
- Proszę, częstujcie się. Przypuszczam, że obaj jesteście głodni. Starzec jadł tak łapczywie, jakby od tygodni nie miał nic w ustach. Johan zerknął na niego, a potem wymienił spojrzenie z Elise. Przez dłuższą chwilę milczeli.
Kiedy mężczyzna zaczął jeść wolniej, zwróciła się do niego. - Powiedz, proszę, dlaczego siedziałeś w więzieniu i dokąd masz zamiar się udać.
Podniósł wzrok.
- Gdzie mam zamiar się udać? Dobry Jezu, przecież dopiero przyszedłem.
- Policja cię ściga. Nie możesz tutaj zostać. Spojrzał na nią swoimi czarnymi oczyma.
- Dlaczego nie? Jesteś przecież córką mojego syna, więc jestem twoim dziadkiem. Teraz znalazłem dom. Nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że nie mam stałego miejsca zamieszkania czy jak to zwą.
Elise bezradnie spojrzała na Johana. Teraz to on przemówił.
- Siedziałeś w więzieniu, bo popełniłeś przestępstwo, prawda? Nie dlatego, że jesteś Cyganem. Dopuściłeś się kradzieży.
Starzec wzruszył ramionami.
- Trochę jedzenia tu i ówdzie. Miałem umrzeć z głodu?
- Myślę, że powinieneś zgłosić się na policję, odsiedzieć karę, a potem spróbować znaleźć pracę. To nie takie trudne, jak ci się zdaje. Słyszałem, że są wolne posady w fabryce gwoździ. W młynie Bjølsen także. Mimo wieku wydajesz się silny. Na pewno im się przydasz.
Dziadek uśmiechnął się pogardliwie.
- Słyszałeś, by jakiś Cygan pracował przy maszynie? Nie wiesz, jak skończył Mathias? Zachorował i zmarł, bo nie był dłużej w stanie mieszkać w szczurzej norze z czwórką rozwrzeszczanych bachorów, zrzędliwą żoną i pracować w fabryce.
Elise poczuła, że czerwieni się ze złości. To matka, Hilda i ona stały przy maszynach dwanaście godzin na dobę, nie ojciec. On przepijał większość z tego, co zarobiły, i zabawiał się z ulicznicami.
- Zrobisz, co zechcesz. - Johan mówił spokojnie. - Sam siedziałem w więzieniu. Jeśli będziesz zachowywał się przyzwoicie, możesz zyskać ograniczenie kary, ale Elise ma rację, nie możesz tutaj zostać. To, że jesteś jej dziadkiem, niczego nie zmienia. Kiedy właściciel fabryki, do którego należy gospodarstwo, dowie się, że tutaj jesteś, od razu zgłosi to na policję. Tak samo postąpi dzierżawca i jego żona. Zajmują się działalnością misyjną. Dziś wieczorem także mają tutaj spotkanie. Pewnie słyszałeś o organizacji, która nazywa się Norweska Misja na rzecz Bezdomnych? Jej przywódca, pastor Jacob Walnum, twierdzi, że praca jest obowiązkiem, a jej zaniedbywanie zbrodnią i pasożytnictwem. Rozumiesz więc, że pozostanie w Vøienvolden nie byłoby najrozsądniejszym posunięciem.
Elise się zastanowiła. Dzisiejsze spotkanie Børresenów nie miało nic wspólnego z misją.
Starzec niespokojnie wyjrzał za okno.
- Ale mogę tutaj chociaż przespać noc? W taką pogodę nikogo nie powinno się wyrzucać za drzwi.
Elise spojrzała na Johana. Czyżby chciał wyrzucić obcego na taką ulewę? Tym bardziej, że nie miał się gdzie podziać. Johan spojrzał jej w oczy.
- Dziś w nocy może spać w łóżku wuja Kristiana, ale skoro świt ma niezauważony przemknąć przez podwórze.
Z wdzięcznością skinęła głową.
3
Niewiele spała tej nocy. Przerażała ją myśl, że w sąsiednim pokoju śpi Cygan. Choć od zawsze wiedziała, że jej dziadek jest jednym z nich, bała się włóczęgów nie mniej niż inni. Ponieważ w domu nigdy nie rozmawiali o rodzinie ojca, rzadko zastanawiała się nad tym, czy plotki krążące o Cyganach dotyczą po części także jej. W szkole słyszała, że matki i dzieci często uciekały z gospodarstw i wiosek ze strachu przed Cyganami.
Wszyscy odczuli ulgę, kiedy w życie weszło nowe prawo wymierzone przeciwko włóczęgom. Teraz nie mogli już wędrować z miejsca na miejsce, nie mając pracy i stałego miejsca zamieszkania. Zdaniem ludzi to niesprawiedliwe, że niektórzy nie pracują, podczas gdy inni trudzą się, aby przeżyć. Poza tym Cyganie byli brudni. Zadrżała. Niedokładnie przyjrzała ubrania mężczyzny, które powiesiła nad piecem, choć czuła, że nie pachniały najlepiej. Może były pełne pcheł i wszy? Nie powinna była prosić Johana, by pozwolił mu u nich nocować. Johan wyczytał z jej oczu, czego chciała i od razu ustąpił. Starzec był przecież jej dziadkiem.
Teraz ryzykowali, że jutro rano ktoś go odkryje. Jeśli tak się stanie, niedługo do ich drzwi zapuka policja.
Hilda i jej mąż pewnie też od razu się dowiedzą. Jak przyjmie to kierownik fabryki? Najpierw ożenił się z prostą pracownicą, która miała ojca pijaka i chorą na gruźlicę matkę, a teraz, jakby tego było mało, okaże się, że jej dziadek jest Cyganem. Będzie poruszony, wściekły i tak zawstydzony, że z pewnością zacznie zastanawiać się nad przeprowadzką. Być może wystąpi nawet o rozwód.
Ostrożnie przewróciła się na drugi bok. Miała wrażenie, że obeszły ją pchły. Łóżko było wąskie. Wczoraj wieczorem przytuliła się do Johana, ale teraz miała wrażenie, że nie może oddychać. Jej ciało było obolałe od zbyt długiego leżenia w jednej pozycji, ale nie chciała się poruszyć, żeby nie zbudzić męża.
Kiedy dziewczęta pójdą rano do obory, by wydoić krowy, poprosi mężczyznę, żeby sobie poszedł. Dojenie trwało dość długo, o tej porze wszyscy jeszcze spali i nikt nie powinien go zobaczyć. Peder i Evert też pewnie nic nie usłyszą, a nawet jeśli, to pomyślą, że to może Elise pali w piecu i parzy Johanowi kawrę.
Gorzej będzie, jeśli obudzą się Jensine i Hugo. Ta dwójka często wcześnie wstawała. Jeśli tak się stanie, Johan będzie musiał się nimi zająć. Ona w tym czasie przygotuje mężczyźnie prowiant i ciepłą kawę. Planowała dać mu na drogę kilka koron. Pieniądze powinny mu wystarczyć na jakiś czas. Może będzie mógł nawet kupić bilet na pociąg, by wyjechać jak najdalej od Kristianii.
Czy ojciec nie wspomniał kiedyś o miejscowości Eidsberg niedaleko Smålenes? Przypomniała sobie, że kiedyś wieczorem rodzice się kłócili i choć ojciec nie był wtedy tak pijany i hałaśliwy jak zazwyczaj, to i tak odczuwała strach. Leżała za ścianą, nasłuchując, przygotowana na najgorsze. Wydawało jej się, że ojciec mówił coś o gospodarstwie Rud w Eidsbergu. O Smålene także wspomniał. Może to stamtąd wywodziła się jego rodzina? Nie wiedziała, dlaczego o tym rozmawiali, ale przypuszczała, że matka skrytykowała jego rodzinę za ich styl życia. Może ojciec starał się jej coś udowodnić, wspominając miejsce, w którym przez jakiś czas mieszkali na stałe?
Jutro, zanim mężczyzna wyjdzie, może go o to zapytać. Może właśnie tam zamierzał się udać? Swoją drogą przekonywanie go, by sam zgłosił się na policję, było nieporozumieniem. Jak Johan w ogóle mógł wyjść z taką propozycją? Powinien wiedzieć, że sugerowanie takiego rozwiązania włóczędze jest pozbawione sensu. Jeśli jednak starcowi uda się dostać w miejsce, które zna, może zdoła znaleźć jakąś pracę? Cyganie słynęli z tego, że byli świetnymi rzemieślnikami i doskonale radzili sobie w obróbce metalu. Słyszała, że potrafili naprawiać zegary i wytapiali piękne noże, poza tym mieli podejście do koni. Dając mu kilka koron, dawała mu nową szansę.
Ta myśl ją uspokoiła. Wreszcie poczuła nadchodzący sen. Powoli zaczęła zapadać się w słodką beztroskę. Wszystkie złe myśli gdzieś zniknęły.
Obudziła się, gdy usłyszała hałas w sąsiednim pokoju. Od razu pomyślała o mężczyźnie. Szybko wstała. Johan, Jensine i Hugo twardo spali. Ubrała się pospiesznie, najciszej jak mogła otworzyła szufladę komody i wyjęła kopertę z pieniędzmi. Przez chwilę walczyła ze sobą. Ile mógł potrzebować i ile mogłaby mu dać, aby nie pozbawić rodziny niezbędnych środków do życia? Wreszcie podjęła decyzję. Włożyła banknoty do kieszeni fartucha i wymknęła się do kuchni. Tam w ciemności wymacała pudełko zapałek, zapaliła lampę i zaczęła rozpalać w piecu.
Z pokoju Pedera i Everta nie dochodziły żadne dźwięki. Miała nadzieję, że chłopcy jeszcze trochę pośpią. Usłyszała brzęk kanek i przyciszoną rozmowę dziewcząt, które zmierzały do obory, by wydoić krowy.
Oby tylko udało jej się wyprawić starca, nim gospodarstwo się zbudzi!
Musiała przede wszystkim przygotować mu tobołek z jedzeniem i kawę. Dotknęła ubrań na sznurze. Jeszcze nie wyschły. Ubrania Pedera i Everta też nie. Musi powiesić je teraz nad piecem, bo chłopcy nie mieli nic na zmianę.
Kiedy już miała dołożyć drewna do pieca, usłyszała, że zaskrzypiały drzwi, a gdy się odwróciła, zobaczyła mężczyznę, który zakradał się do pokoju. Szybko podała mu buty, które poprzedniego wieczoru postawiła przy piecu.
- Przygotowałam ci coś do jedzenia, a teraz gotuję kawę - szepnęła. Potem wsadziła rękę do kieszeni fartucha i wręczyła mu trzydzieści koron. Było to prawie tyle, ile zarabiała jako sekretarka w biurze kierownika fabryki Paulsena. Mogła wydać te pieniądze inaczej, bo potrzeb mieli sporo. Musiała kupić chłopcom buty na zimę i nowe ubrania dla Johana. Na szczęście dla nich, właśnie teraz, kiedy Johan czekał na pieniądze za swoją pracę, a ona na wypłatę honorarium z wydawnictwa, udało im się tanio zamieszkać w gospodarstwie.
Starzec wziął pieniądze bez najmniejszych oznak skrępowania czy wdzięczności. Wsadził je do kieszeni, a potem pochylił się, by włożyć buty. Już miała mu powiedzieć, żeby oddał skarpety Johana, ale kiedy przed chwilą sprawdzała, czy ubrania wyschły, odkryła w jego skarpetach wielkie dziury.
Kawa się zagotowała i Elise podeszła do kuchenki. Kiedy przelała kawę do małej, starej kanki na mleko i podała ją mężczyźnie, uśmiechnęła się i szepnęła:
- Pomyślałam, że mógłbyś kupić bilet na pociąg i wyjechać daleko od miasta. Nie masz krewnych w Eidsbergu?
Spojrzał na nią zdumiony.
- Skąd wiesz?
- Wydaje mi się, że ojciec kiedyś o nich opowiadał. Wzruszył ramionami.
- Mam ważniejsze rzeczy do roboty. - Uśmiechnął się szeroko. - Twój mąż powinien słuchać Lort-Andersa. Policja nie znalazła całego łupu, który ukrył.
Nic nie rozumiejąc, zmarszczyła czoło.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie słyszałaś o łupie? Spinkach, pierścieniach i łańcuszkach z najczystszego złota?!
- Wtedy kiedy Johan stał na czatach i został złapany? Znów się roześmiał.
- Tak, złapany, ale gdzie podziały się rzeczy, które ukradli? Kiedy to powiedział, zdjął kurtkę ze sznura i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i zniknął w ciemności bez słowa podziękowania.
Elise pobiegła do okna i wyjrzała. Na szczęście w żadnym oknie nie paliło się światło, a na dworze nie było żywej duszy.
Nagle drzwi się otworzyły i do kuchni wszedł zaspany Peder.
- Słyszałem jakiegoś mężczyznę! Może to Cygan!
- Musiało ci się coś przyśnić. Wracaj do łóżka. Nie musisz jeszcze wstawać. Peder się wykrzywił.
- Dlaczego tak tu śmierdzi? - Spojrzał na sznur. - Czy to spodnie Johana tak śmierdzą?
- Ale bzdury wygadujesz. To stare ubrania, które znalazłam na korytarzu. Próbowałam je uprać, ale na niewiele to się zdało.
Peder znów się wykrzywił.
- Czy to ubrania Maren, tej, która mieszkała tutaj przed nami? Wydaje mi się, że to męskie spodnie.
- Może zostały po jej mężu, który zmarł wiele lat temu.
- Czy ona nigdy nie prała jego ubrań? Do kuchni wszedł Evert, równie zaspany.
- Była tutaj policja?
- Policja? Dlaczego?
- Słyszałem nieznajomy męski głos. Dlaczego tak tu śmierdzi? Peder odpowiedział w jej imieniu.
- Elise wyprała ubrania po mężu starej Maren, ale okazały się tak brudne, że się poddała. Tobie też przyśnił się Cygan, Evercie?
Evert pokręcił głową.
- Nie, nic mi się nie śniło. Nie spałem. Słyszałem, jak coś mówił. Albo był w kuchni, albo tuż za drzwiami domu.
- No to nie pójdę do szkoły. To zbyt niebezpieczne!
- Zgadzam się z tobą.
- Myślę, że macie zbyt bujną fantazję, chłopcy. Skoro już wstaliście, to się ubierzcie. Wasze ubrania jeszcze są trochę mokre, ale doschną, kiedy będzie jeść śniadanie.
Otworzyły się drzwi drugiego pokoju i do kuchni wszedł ubrany Johan. Spojrzał pytająco na Elise.
- Evert i Peder twierdzą, że przed chwilą słyszeli jakiś męski głos - powiedziała, odwracając wzrok. Zaczęła nakrywać do stołu. - Przestraszyły ich plotki o Cyganie, który rzekomo zbiegł z Akershus i obojgu się przyśnił.
Peder i Evert protestowali przyciszonymi głosami.
- To wcale nie był sen! - Głos Pedera był wyraźnie zagniewany. - Słyszałem go i Evert też. Nie fantazjowaliśmy! Albo jesteś głucha, albo nie do końca się obudziłaś!
Johan się wtrącił.
- Pederze! Nie mów tak do Elise.
- Przepraszam. - Peder się zawstydził. - Ale to prawda. Przysięgam! Obaj go słyszeliśmy.
- Pewnie ktoś chodził po podwórzu. Nikt nie mógł wejść do środka. Przecież na noc zamknęliśmy drzwi na klucz, prawda Elise?
Elise z wdzięcznością skinęła głową. Johan musiał wszystkiego się domyślić.
Nagle w pokoju Jensine i Hugo rozległ się płacz.
- Pederze, przyprowadź, proszę, dzieci. Ubiorę je tutaj, bo tu jest ciepło. Peder zrobił, o co prosiła. Po chwili wszyscy zasiedli do śniadania. Elise nie miała już chleba ani mleka, więc zjedli owsiankę na wodzie.
- Nie mam już chleba, więc nie mogę przygotować wam drugiego śniadania. Evert spojrzał na nią zaskoczony.
- Wczoraj wieczorem widziałem, że mieliśmy jeszcze prawie cały bochenek.
- Musiało ci się przewidzieć.
Miała wyrzuty sumienia, że musiała ich okłamywać. Poczuła wielką ulgę, kiedy chłopcy wreszcie pobiegli do szkoły. Johan przygotowywał się do wyjścia, a ona miała nadzieję, że uda jej się trochę popisać, kiedy przyjdzie Dagny, o ile w ogóle przyjdzie.
- Przygotowałam mu paczkę z jedzeniem i kawę - wyjaśniła Johanowi, kiedy chłopcy wyszli. - Poza tym zrobiłam coś, za co być może się na mnie rozgniewasz. Dałam mu trzydzieści koron.
Johan szeroko otworzył oczy.
- Trzydzieści koron? Dlaczego to zrobiłaś? Siedząc w Akershus, nie będzie potrzebował pieniędzy.
- Wiesz przecież, że nigdy z własnej woli nie zgłosi się na policję.
- Dać mu coś do zjedzenia i schronienie przez jedną noc to jedno, ale ty dałaś mu dużo pieniędzy, Elise. Chłopcy potrzebują ubrań i butów na zimę. Ty także. Mam nadzieję, że odzyskałaś chociaż moje nowe skarpety?
Poczuła, że się zaczerwieniła.
- Bardzo mi przykro, Johanie. Podszedł do sznura, na którym suszyły się ubrania.
- Śmierdzą. Poza tym są na nich pchły i wszy. Wyrzuć je!
- Wyrzucić? - Spojrzała na niego przerażona. - To ubrania, Johanie.
- Są znoszone, a tego smrodu nigdy się nie pozbędziemy. Powiedział, dokąd zamierza się udać?
- Zaproponowałam, by pojechał pociągiem do Eidsberga. Wydaje mi się, że ma tam dalekich krewnych.
- I co on na to? Znowu się zaczerwieniła.
- Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Mamrotał coś o tym, że powinieneś był słuchać Lort-Andersa i że policja nie odnalazła tego, co ukrył.
Johan spojrzał na nią.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że ma zamiar szukać tego, co Lort-Anders ukrył prawie pięć lat temu?
- Nie wiem, co miał na myśli. Szybko wyszedł, nie dziękując za pomoc. Bardzo mi przykro, Johanie. Nie powinnam była mu pomagać, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, że to mój dziadek i że kiedyś był pewnie dobrym człowiekiem. Mama mówiła, że mój ojciec też kiedyś taki był.
Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
- Jesteś dobrym człowiekiem, Elise. Damy sobie radę bez tych trzydziestu koron. Może wuj Kristian kupi moją rzeźbę. Bogaci ludzie, którzy wczoraj byli w moim warsztacie, nie okazali nią zainteresowania.
Spojrzała na niego ze współczuciem. Jak mogli nie docenić takiego dzieła sztuki? Tylko dlatego, że Johan nie zyskał jeszcze sławy, i dlatego, że jego rzeźba przedstawiała ubogą pracownicę, odwrócili się do niego plecami!
- Zabiorę dzieci i pójdę do sklepu Magdy na rogu, by kupić chleb i coś do niego. Pani Børresen z pewnością ma dla nas trochę mleka, choć pewnie będzie trochę krzywo na nas patrzeć przez to, że nie było nas na wczorajszym spotkaniu.
Uśmiechnął się, potem ubrał kurtkę i wyszedł.
Elise posprzątała ze stołu, a potem poszła do pokoju po pieniądze. Jeśli od razu wyjdzie do sklepu, będzie miała więcej czasu na pisanie, kiedy przyjdzie Dagny.
Energicznie wysunęła szufladę i wyjęła kopertę. Jej serce stanęło. Koperta była pusta!
4
Kristian z niepokojem rozejrzał się dokoła. Na szczęście na zewnątrz panował mrok. W dole ulicy słabo świeciła jedna gazowa latarnia.
- Kiedy się spostrzegą, że nie ma mnie w środku, pewnie zrozumieją, że uciekłem, a wtedy zaczną mnie szukać.
- Zmuszą cię do powrotu do domu? I już nie pozwolą ci tutaj przychodzić? - Dziewczyna wydawała się przerażona.
Kristian skinął głową.
- Kierownik fabryki jest mężem mojej siostry. - Kristian starał się mówić ładnie tak, jak robią to ludzie po drugiej stronie rzeki. - Mogę mieszkać u nich za darmo i nie muszę pracować po szkole. Dzięki temu mam więcej czasu na odrabianie lekcji.
- A więc są dla ciebie dobrzy. W takim razie, dlaczego zabraniają ci zbliżyć się do Boga? Myślę, że powinieneś powiedzieć o tym naszemu nauczycielowi, Albertowi Lundemu. Może on zgodzi się z nimi porozmawiać i uświadomi im, jaki grzech popełniają, trzymając cię z dala od naszej wspólnoty.
- To bez sensu. Mąż mojej siostry chodzi do kościoła. Złapał się na tym, że mówi mniej starannie, nie tak, jak powinien. Ruszyła w dół ulicy, a on poszedł za nią. Nie wiedział, dokąd idą. Czyżby chciała go przedstawić rodzicom? Taki wstyd! Nigdy wcześniej nie poszedł z żadną dziewczyną do jej domu. W każdym razie od wielu lat, kiedy to bawił się z dziewczętami z sąsiedniego gospodarstwa.
Nie znał okolicy, w której się znaleźli. Szli w dół Hausmannsgate. Jako pomocnik woźnicy jeździł głównie w rejonie mostu Beier. Teraz bacznie się rozglądał, na wypadek gdyby musiał szukać drogi do domu, o ile w ogóle ośmieli się wrócić do Hildy i Paulsena. Może powinien pójść do Vøienvolden i poprosić Elise, by przyjęła go z powrotem? Choć to, że żyła w grzechu z drugim mężem, bardzo utrudniało sprawę.
Kiedy znaleźli się po drugiej stronie rzeki, dziewczyna skręciła w lewo w Lakkegata. Zdziwił się. Czyżby mieszkała w jednym z tak zwanych wilczych gospodarstw? Nie wyglądała na taką. Nie mówiła jak ludzie z tej okolicy.
Szli dalej, nie zamieniając ze sobą słowa. Nie wiedział, o czym mogliby rozmawiać, zresztą ona wydawała się zatopiona w myślach. Może obawiała się zabrać go do domu i teraz żałowała, że to zaproponowała?
Znaleźli się w niebezpiecznej dzielnicy. Z okien wyglądały ulicznice, inne stały w bramach i wejściach. Miały na sobie krótkie sukienki z ogromnymi dekoltami. Jakiś pijany mężczyzna próbował przekonać jedną z nich, by poszła z nim za darmo, po znajomości, ale został przepędzony. W tej samej chwili jedna z dziewcząt zauważyła Kristiana i zrobiła krok w jego stronę, odpinając bluzkę i odsłaniając nagie piersi.
- Chodź do mnie, piękniutki, dostaniesz za pół ceny! Kristianowi zrobiło się gorąco ze wstydu, a jednocześnie na widok białych, pełnych piersi poczuł zdradzieckie pożądanie. Dziewczyna ze wspólnoty pociągnęła go za sobą.
- Chodź, pospieszmy się! Przez chwilę znowu szli bez słowa. Kiedy podeszli kawałek, zapytała: - Słyszałeś o Slurpen?
- Nie, co to takiego?
- Organizacja, która przygotowuje jedzenie dla biednych dzieci i rozdaje je w szkołach.
- Czy na tej ulicy mieszka wielu biednych ludzi?
- Nie więcej niż gdzie indziej. Nie jesteśmy biedni. Ojciec pracuje w Vulkanie, a matka w Slurpen. Mój brat zmarł na świnkę dwa lata temu i teraz zostałam im tylko ja.
Spojrzał na nią.
- Dziwnie musi być jedynaczką. Uśmiechnęła się.
- Sąsiedzi podejrzewają, że moja mama usuwa ciąże. - Spoważniała. - Poza tym tęsknię za bratem.
- Czy twój ojciec pije? Popatrzyła na niego zdumiona.
- Myślisz, że wszyscy ojcowie piją? Kristian poczuł, że znów się zaczerwienił. Odwrócił wzrok.
- Nie, ale wielu to robi.
- Tak sądzisz, bo mieszkamy na Lakkegata? - W jej głosie dało się słyszeć cień urazy. Poczuł się zbity z tropu, ale przecież nie to miał na myśli. Może dziewczyna doszła do wniosku, że patrzy na nią z góry z powodu miejsca, w którym mieszka. Postarał się jakoś to sprostować.
- Zanim moja siostra wyszła za mąż, mieszkaliśmy w gospodarstwie Andersengården na Holstsgate, w pobliżu Sagene. Tam prawie wszyscy mężczyźni pili.
- Twój ojciec też? Skinął głową.
- Matka chorowała na gruźlicę. Elise, moja nastrasza siostra, była szwaczką w Graah, Hilda też tam pracowała.
- Masz więcej rodzeństwa?
- Mam o rok młodszego brata, ale jest bardzo dziecinny. Roześmiała się.
- Teraz mówisz jak wywyższający się starszy brat. Zawstydził się.
- Nie tylko ja tak uważam. Wszyscy myślą, że Peder jest dużo młodszy ode mnie. Kiepsko radzi sobie w szkole i prawie w ogóle nie potrafi czytać. Evert ma tyle lat co on, a czyta dwa razy szybciej i wie o wiele więcej, choć chodzą do tej samej klasy.
- Kim jest Evert?
- Mieszka u nas. Został podrzucony Hermansenowi, ale ten przepijał wszystkie pieniądze, które dostawał z komisji do spraw ubogich, więc Elise zabrała go do siebie. Teraz już zapomniał, że nie jest członkiem naszej rodziny.
Znów złapał się na tym, że mówi z dziwnym akcentem.
- Elise i Hilda mówią tak jak ty - dodał szybko. - Matka chciała, żeby nauczyły się ładnie mówić, bo wtedy łatwiej dostać pracę.
- Twoja matka zmarła na gruźlicę?
- Nie, była w sanatorium i wyzdrowiała, ale potem wyszła za mąż za Asbjørna i urodziła kolejne dziecko, a to było dla niej za wiele.
- Twój ojciec zmarł czy się rozwiedli?
- Wpadł pijany do rzeki i utonął.
- Wiele w życiu przeszedłeś... Nic nie odpowiedział. Jak to możliwe, że jej się zwierzył? On, który tak bardzo nie lubił o sobie mówić. Zatrzymała się przed furtką.
- Mieszkam tutaj, na drugim piętrze. W oknach pali się światło. Mama i tata wieczory zawsze spędzają w domu.
Zawahał się.
- Co powiedzą, jak mnie zobaczą? Złapała go za ramię i pociągnęła za sobą.
- Kiedy usłyszą, że rodzina zabrania ci chodzić na spotkania z Albertem Lundem, zrobią wszystko, żeby ci pomóc.
Przestraszony powoli wchodził za nią po schodach. Co za wstyd! Idzie z dziewczyną do domu i będzie musiał rozmawiać z jej rodzicami!
Weszli do przytulnej kuchni. W środku pachniało smażonym boczkiem. Poczuł, jak bardzo jest głodny. Czyżby jedli boczek w dzień powszedni?
- Czy to ty, Svanhild? - dobiegł ich radosny głos z pokoju obok. - Spotkanie już się skończyło?
- Nie, wyszłam trochę wcześniej, bo musiałam komuś pomóc. - Zwróciła się do Kristiana. - Jesteś głodny? Zostało jeszcze trochę jedzenia z obiadu.
Kristian pokręcił głową. Nie jadł od rana, ale nie mógł przyjąć jedzenia od kogoś, kogo nawet nie znał. Jej ojciec był zwykłym robotnikiem, matka pewnie też nie zarabiała dużo. Pomagała przecież w jadłodajni dla ubogich.
Otworzyły się drzwi do pokoju i w progu stanęła kobieta. Wydawała się bardzo miła. Miała siwe włosy, choć nie wyglądała na starą. Była ubrana jak większość matek.
- Mamy gości? Nic nie mówiłaś, Svanhild. Svanhild... Jakie piękne imię! Kristian ukłonił się najniższej jak potrafił.
- Kristian Løvlien. Matka się uśmiechnęła.
- Widzę, że to dobrze wychowany i grzeczny chłopiec. - Po chwili spoważniała. - Co się stało, że potrzebujesz pomocy, Svanhild? Gonią cię jakieś łotry z Sagene?
Svanhild odpowiedziała, nim Kristian zdążył się odezwać.
- Nie, chodzi o ludzi, u których mieszka. Nie pozwalają mu chodzić na spotkania z Albertem Lundem.
Matka, wyraźnie zdenerwowana, aż klasnęła w dłonie.
- To okropne! Będziesz więc musiał znaleźć inne mieszkanie. Nie mogą zabraniać młodemu człowiekowi uczestniczyć w spotkaniach.
Z pokoju dobiegły ich jakieś głosy. Nie mieli chyba gości? A co jeśli któryś z nich zna kierownika fabryki? Kristian miętosił w dłoniach czapkę.
- Chyba powinienem już wracać do domu.
- Do domu? Dopiero przyszedłeś. Odgrzej boczek na patelni, Svanhild. Twój gość wygląda na głodnego. Musisz też przedstawić go babci i dziadkowi. Wiesz przecież, jak bardzo się cieszą, kiedy ktoś do nas przychodzi. Ojciec czyta im teraz gazetę. Tak wiele się teraz dzieje. Bjørnson dostał udaru. Co roku odchodzi ktoś znany. Najpierw Ibsen, potem Jonas Lie, a teraz ten największy. Myślę, że nie urodzi się już taki talent, przynajmniej póki ja żyję.
Kristian zdziwił się, że kobieta tak świetnie zna wielkich pisarzy. Niewielu pracowników miało czas na czytanie, zwłaszcza książek.
Svanhild postawiła patelnię na ogniu i wyjęła talerz.
- Usiądź. - Potem ukroiła dwie grube kromki chleba, posmarowała je lekko masłem i położyła obok.
Matka odwróciła się i skierowała w stronę pokoju.
- Przyjdź do nas, kiedy zjesz. Dziadkowie z pewnością usłyszeli, że ktoś przyszedł i umierają teraz z ciekawości.
Nie zamknęła za sobą drzwi. Z miejsca za kuchennym stołem nikogo nie widział, ale słyszał męski głos. Svanhild wyłożyła kawałki boczku na talerz i postawiła je przed nim. Sama bez słowa usiadła obok. Czuł się bardzo niekomfortowo. Hilda bardzo starała się nauczyć go zasad dobrego zachowania, ale teraz całkowicie zapomniał, co mu powtarzała. Miała jakieś uwagi co do tego, jak trzymał widelec. Gdyby tylko Svanhild mogła przestać mu się tak przyglądać albo znalazła sobie coś innego do roboty!
Z pokoju dobiegał wyraźny i donośny głos ojca. Czytał o francuskich parlamentarzystach, którzy przyjechali do Skandynawii. Wszędzie byli fotografowani, a zdjęcia pokazano we francuskiej prasie. Zwłaszcza jedna fotografia wywołała spore poruszenie. Przedstawiała ona Francuzów sfotografowanych wraz ze swymi żonami na przyjęciu pod gołym niebem wydanym przez króla Gustava. Piękne kobiety okazały się jednak nie być małżonkami parlamentarzystów, a kobietami zupełnie innego pokroju. Wszczęto już kilka spraw rozwodowych w związku z tą sprawą.
Kristian usłyszał zaskoczony głos.
- Co chcą przez to powiedzieć, Karlu? Kim były te kobiety i gdzie podziały się żony?
- W gazecie napisano, że żony spędzały czas we francuskich kurortach. O tożsamości kobiet ze zdjęć nic nie wspomniano.
Wtedy rozległ się głęboki, nieco zachrypły męski głos.
- Nie rozumiesz, Paulo? To były ulicznice! Z pewnością zabrali je z Lakkegata. Kristian usłyszał, że Svanhild chichocze. Kiedy na nią spojrzał, zobaczył, że się zarumieniła.
- Dziadek i babcia bardzo się już postarzeli - wyjaśniła szeptem. - Dziadek chce, aby tata codziennie na głos czytał mu prasę, ale niewiele rozumie z tego, co się dzieje. Babcia też nie.
- Mieszkają z wami? Svanhild skinęła głową.
- Tak, od zawsze mieszkaliśmy razem. Dziadek śpi w kuchni, bo strasznie chrapie. Babcia śpi w pokoju, a ja u mamy i taty. Kiedy mój brat żył, także spał u rodziców.
Kristian nie wiedział, co odpowiedzieć. Przez chwilę jadł w ciszy - Ojciec sporo wie - dodała po chwili milczenia. - Ja też zazwyczaj słucham tego, co czyta dziadkom. Czytuje im nie tylko gazety, ale także książki. Pożycza je z Vulkanu.
Znów zapadła cisza. - Wczoraj przeczytał, że niemieccy turyści podkradają kawałki statku „Oseberg” i zabierają do domu jako pamiątki. W gazecie napisano, że jeśli tak dalej pójdzie, to wkrótce nic z niego nie zostanie.
Spojrzał na nią z przerażeniem.
- Czy nikt nie może im tego zabronić? Wzruszyła ramionami.
- Ojciec mówi, że świat stanął na głowie. Malarz o nazwisku Munch namalował dwie nagie kobiety na sofie. Towarzystwo na rzecz Przyzwoitości dyskutowało na temat obrazu i kilku rzeźb przedstawiających nagich ludzi. Ich zdaniem przedstawione postacie powinny zostać ubrane. Nie znam się na rzeźbiarstwie, a ty?
- Mąż mojej siostry jest rzeźbiarzem - powiedział, nim zdążył się zastanowić. Ależ głupio zrobił! Teraz z pewnością zapyta o siostrę i będzie musiał powiedzieć, że Elise po raz drugi wyszła za mąż.
- Tak? - Spojrzała na niego wielkimi, pięknymi oczami. Czuł, że zaczyna tracić dla niej głowę.
- Naprawdę masz artystę w rodzinie? Tylko pomyśleć, że szwaczka wyszła za artystę. To nie dzieje się często. Czy ich dzieci odziedziczyły jego talent?
Kristian spuścił wzrok.
- On nie jest ojcem jej dzieci. Jej pierwszy mąż cierpiał na dziwną chorobę. Najpierw został sparaliżowany, a potem umarł.
- O, jakie to straszne! Musiała wiele przeżyć. Kristian wciąż patrzył w talerz.
- To grzech wychodzić za mąż po raz drugi.
- Kto ci tak powiedział? Ludzie są małżeństwem, dopóki śmierć ich nie rozdzieli, a jej pierwszy mąż przecież zmarł.
Wreszcie podniósł wzrok.
- Uważasz, że to nic złego? Roześmiała się.
- Jesteś zabawny. Chwilami mówisz z takim akcentem, jak moja mama, babcia i wszystkie dzieci na ulicy, a chwilami jak ja i ojciec. - Wstała. - Skoro już skończyłeś jeść, to mogę cię przedstawić babci i dziadkowi. I tacie, oczywiście.
Weszli do ładnego pokoju. W środku było ciepło. Nad stołem wisiała lśniąca parafinowa lampa, a druga płonęła na ścianie. Poza tym w wielu miejscach w pokoju zapalono świece.
W fotelu bujanym siedział starszy człowiek i mrużąc oczy, przyglądał się Kristianowi. Wyglądał, jakby był niewidomy. Jego włosy i broda były kredowobiałe. Palił długą fajkę. Miał na sobie kamizelkę z zegarkiem na łańcuszku i ciepły sweter. Teraz wyjął fajkę z ust, pochylił się do przodu i przerwał bujanie.
- Czy ktoś nas odwiedził? Svanhild podeszła do niego.
- To mój przyjaciel ze wspólnoty. Chciałby was poznać. Dziadek wyciągnął do niego kościstą, białą rękę oplecioną siatką żył.
Kristian pospiesznie ją uścisnął, choć czuł, że najpierw powinien przywitać się z ojcem Svanhild.
- Nazywam się Kristian Løvlien. Dziadek puścił jego dłoń i przyłożył swoją do ucha.
- Co powiedziałeś? Kristian powtórzył, tym razem głośniej.
- Skąd pochodzą twoi rodzice?
- Z Ulefoss w Telemarku.
- Niemożliwe! Bóg musiał cię tu zesłać. Sam pochodzę z Ulefoss, z Kvernodden. Pewnie wiesz, gdzie to jest? To najpiękniejsze miejsce w całym Królestwie Norwegii! Jak nazywa się twój ojciec i gdzie mieszkali rodzice?
Na szczęście wtrąciła się Svanhild.
- Kristian musi poznać także tatę i babcię. O Ulefoss porozmawiacie później. Kristian ukłonił się przed ojcem Svanhild. Mężczyzna nie wyglądał na zwykłego pracownika fizycznego. Po pierwsze, po powrocie z pracy przebrał się w czyste ubranie, które wyglądało jak niedzielne, po drugie, jego twarz i ręce nie nosiły śladów brudu. Nosił też okulary. Przypominał bardziej nauczyciela lub bankiera. Wydawał się surowy i choć uśmiechał się przyjaźnie, Kristian miał wrażenie, że mężczyzna bacznie go obserwuje.
Babcia Svanhild siedziała w fotelu blisko okna. Kristian stanął naprzeciwko niej i nisko się ukłonił.
- Jesteś mężem Svanhild? Svanhild i Kristian zaczerwienili się, a jej matka się roześmiała.
- Babciu, chyba przesadziłaś. Svanhild ma dopiero czternaście lat. To jej przyjaciel. Poznała go na spotkaniach Alberta Lundego.
- Wydawało mi się, że wygląda na dorosłego. Kiedy ja wychodziłam za mąż, miałam właśnie czternaście lat. Dziadek był tylko o rok starszy, ale doskonale daliśmy sobie radę, prawda Ole?
Svanhild roześmiała się, wyraźnie zawstydzona zachowaniem babci.
- Mylisz się, babciu. Miałaś dwadzieścia cztery lata. Babcia spojrzała na nią z oburzeniem.
- Chcesz powiedzieć, że nie wiem, kiedy wyszłam za mąż? Pierwsze dziecko przyszło na świat sześć miesięcy później, a moja matka ukrywała mnie, kiedy ktoś do nas przychodził.
Ojciec Svanhild chrząknął i posłał matce ostrzegawcze spojrzenie, jakby chciał jej powiedzieć, by uciszyła babcię. Zupełnie jakby to była jej wina, pomyślał Kristian.
- Mój brat też wygaduje dziwne rzeczy, choć ma dopiero trzynaście lat. Początkowo ciotka Ulrikke była oburzona, ale teraz śmieje się, kiedy on tylko otwiera usta.
Svanhild spojrzała na niego.
- Czy ciotka Ulrikke jest twoją ciocią czy ciocią twoich rodziców?
- Jest ciotką pana Ringstada. Teścia mojej siostry. - Zaczerwienił się i zaczął się jąkać. - To jest... to jest jej byłego teścia.
W pokoju zapanowała cisza.
Svanhild patrzyła na ojca i matkę bez najmniejszych oznak strachu.
- Siostra Kristiana straciła męża wskutek poważnej choroby. Teraz jest żoną rzeźbiarza.
- Babcia szeroko otworzyła oczy. - Wyszła za mąż jeszcze raz? Dobry Boże, to musi być męczące. Co na to Albert Lunde?
Kristian się wyprostował.
- Nie mieszkam już z siostrą. Nie chciałem przenieść się z nimi do Vøienvolden z powodu jej powtórnego małżeństwa.
Wszyscy na niego spojrzeli.
- Więc gdzie mieszkasz? - zapytał ojciec Svanhild.
- Mieszkam u drugiej siostry, Hildy. Jej mąż jest kierownikiem fabryki - powiedział z dumą w głosie.
Zauważył, że ojciec Svanhild zmarszczył brwi.
- Czy nie chodzi może o Ole Gabriela Paulsena? Kristian z zapałem skinął głową.
- Tak, to mój szwagier.
- Coś mi się kojarzy, że kilka lat temu wywołał jakiś skandal. Chyba jedna z pracownic fabryki zaszła z nim w ciążę, czyż nie?
Kristian żałował, że nie może zapaść się pod ziemię. Nie wiedział, na czym skupić wzrok i co odpowiedzieć.
Matka Svanhild najwyraźniej chciała mu pomóc.
- To pewnie tylko plotła. Zwykli pracownicy uwielbiają wymyślać takie historie o swoim szefostwie.
Ojciec jednak tak łatwo się nie poddał.
- Ile lat minęło, odkąd twoja siostra wyszła za niego za mąż?
- To było dawno.
- Mają dzieci?
- Tak, dwoje, Isaca i małego Gabriela.
- Mieszkają w jednym z domków na Akersbakken, prawda? Kristian potwierdził.
- Musisz czuć się dziwnie, mieszkając w takim domu. Mają pewnie służbę i nie wiem co jeszcze.
Matka wtrąciła się do rozmowy.
- Wydaje mi się, że Svanhild powiedziała, że zabraniają ci chodzić na spotkania z Albertem Lundem. Czy twój szwagier jest spirytystą?
Kristian nie miał pojęcia, co znaczy to słowo, ale szybko odpowiedział: - Nie ma nic przeciwko temu, że wierzę w Boga, ale chce, bym chodził do kościoła, tak jak on. Mówi, że przywódcy nowych wspólnot to oszuści, a nawróceni równie szybko tracą wiarę, co ją zyskują. Poza tym wścieka się, kiedy Ole Hallesby mówi, że chodzenie do teatru jest grzechem, bo sam bardzo lubi to robić.
Matka Svanhild pokręciła głową.
- Biedactwo. Twój szwagier nie wie, że zmierza ku wiecznemu potępieniu i na dodatek ciebie ciągnie za sobą.
Ojciec zmarszczył czoło, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
- Profesor Hallesby reprezentuje norweski kościół. On i pastor Wisløff zgadzają się z nami i naszymi nauczycielami. Myślę, że pan Paulsen nie zrozumiał, w czym uczestniczysz. Uważam, że powinieneś wrócić do domu i wytłumaczyć mu, w co wierzy i co mówi Albert Lunde.
Kristian wiedział jednak swoje. Szwagier był dziś tak wściekły, że na pewno nie będzie miał ochoty z nim rozmawiać. Być może ojciec Svanhild dawał mu delikatnie do zrozumienia, by już sobie poszedł.
- Tak zrobię - powiedział i ukłonił się. - Bardzo dziękuję za posiłek i gościnę.
- Przyjdź jeszcze kiedyś porozmawiać z dziadkiem o Ulefoss - powiedziała matka Svanhild, kiedy odwrócił się, by wyjść.
- Jak nazywa się twój ojciec? - zawołał za nim dziadek.
- Mathias - odparł Kristian, nie odwracając głowy. Modlił się w ciszy, by imię i nazwisko ojca nic nie mówiło dziadkowi Svanhild. Może minęło wiele czasu, odkąd mieszkał w Ulefoss? Może nigdy nie słyszał o Jensine Aas, która zakochała się w synu Cygana?
Svanhild odprowadziła go na korytarz.
- Boisz się wracać do domu? Twój szwagier był przecież taki zdenerwowany, kiedy przyszedł po ciebie na spotkanie.
Kristian pokręcił głową. Nie chciał, żeby wiedziała, jak naprawdę się czuł.
Wiedział, że kierownik fabryki nie wybaczy mu, że poszedł na spotkanie wbrew jego woli.
Dokąd powinien pójść? Wsadził ręce w kieszenie i ruszył w dół ulicy. Jakże był głupi, idąc ze Svanhild do jej domu! Skoro jej dziadek pochodzi z Ulefoss, będzie musiał trzymać się od niej teraz z daleka, choć tak bardzo chciał ją lepiej poznać. W dodatku będzie musiał teraz wracać przez straszną dzielnicę prostytutek i pijaków!
5
Elise z niedowierzaniem wpatrywała się w pustą kopertę. Przerażenie zamieniło się we wściekłość, a ta w rozpacz. To było podziękowanie za to, że dała dziadkowi łóżko do spania, nowe skarpety, suche ubrania, wielką paczkę z jedzeniem i kawę! Był nie tylko ściganym Cyganem, był także łotrem! To najbardziej bezczelny człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkała! W taki sposób wykorzystał dobre serce wnuczki! Bez mrugnięcia okiem przyjął trzydzieści koron, miesięczny zarobek pracownicy fabryki, a w dodatku ich okradł!
Dlaczego była taka głupia, by mu pomóc?! Johan miał rację. Pozwoliła, by litość wzięła górę. I wcale nie wyszła na dobrą, ale na naiwną! Naiwna idiotka. Okazała się zbyt łatwowierna, a jej nieodpowiedzialne zachowanie odbije się na całej rodzinie. Pieniądze w kopercie były wszystkim, co mieli. Teraz nie miała nic. Nawet na mleko. Chłopcy poszli do szkoły bez drugiego śniadania, a kiedy wrócą, też nie będzie miała dla nich jedzenia. Może zostało jej jeszcze pół opakowania płatków owsianych, ale nic poza tym.
Nie wiedziała, kiedy wuj Kristian zamierza wrócić z Ulefoss. Taki wstyd, nie będzie miała nawet kromki chleba, kiedy się zjawi. Zaczęła rozpaczliwie płakać.
Może mogłaby pożyczyć trochę pieniędzy od Hildy? Ale wtedy pewnie jej mąż się o wszystkim dowie. Hilda nie miała własnych środków. To Paulsen płacił za jedzenie, wypłacał służbie pensję i dawał pieniądze żonie, kiedy ta miała ochotę coś sobie kupić. Jeśli Hilda poprosi go o pieniądze, to od razu będzie chciał wiedzieć, na co są jej potrzebne, a kiedy pozna prawdę, na pewno wezwie policję. Nie będzie musiała mu tłumaczyć, kim był złodziej, ale on z pewnością nie podda się, nim policja nie wyjaśni sprawy. Wcześniej czy później dowie się o dziadku. Muszą być ostrożne!
A co powie Johan? Okazał wielkie zrozumienie i szczodrość, kiedy zapytała, czy może pożyczyć dziadkowi jego skarpety. Zrozumiał nawet to, że dała mu trzydzieści koron, ale co powie teraz? Czy wybaczy jej, że pozwoliła złodziejowi i łotrowi spać w ich małżeńskim łóżku, najeść się do syta i odejść z jego ubraniami?
Płacząc, pobiegła do kuchni, zerwała ze sznura zniszczone rzeczy starca i wybiegła, by wyrzucić je do kosza. Przez chwilę pomyślała, że może po kilku praniach paskudny zapach by zniknął i wtedy mogłaby rozpruć ubrania i uszyć nowe spodnie dla Pedera albo Everta.
Zadrżała na tę myśl. Już samo dotykanie jego rzeczy napawało ją odrazą. Ubrania złodzieja. Jej własnego dziadka.
W jej oczach znowu stanęły łzy. Ze złością otarła je rękawem. Nie zasługiwała na Johana. Był dla niej za dobry. Przecież była wnuczką złodzieja, wyrachowanego przestępcy. Okazała się głupia, bardziej troszcząc się o niego niż dzieci i własnego męża.
Kiedy wróciła do domu, usłyszała lekkie kroki. Do kuchni zajrzała Dagny.
- Mogę wejść tak wcześnie z rana? Elise skinęła głową, ale nie potrafiła zdobyć się na uśmiech.
- Jeśli mama ci pozwoliła.
- Tak bardzo tęskniłam za moim Słoneczkiem, wiesz? - Dagny uśmiechnęła się szeroko. - Powiedziałam o tym mamie, a ona obiecała nie mówić nic tacie.
Hugo podbiegł do nich.
- Gdzie jest twoja lalka, Dagny? Dagny pochyliła się i uściskała chłopca.
- Już zapomniałeś, Hugo? Nie pamiętasz, że leży pod łóżkiem Pedera? Elise pomyślała, że dzięki Bogu, że nie ukryła jej w pokoju gościnnym. Pewnie dziadek ją też by ukradł i sprzedał za trzykrotność ceny.
- Czy dzieci jadły już śniadanie? Elise skinęła głową.
- Jedliśmy dziś kaszę. Nie mieliśmy już chleba. Dagny wyglądała na zawiedzioną. Miała chyba nadzieję, że zje kanapkę razem z Hugo i Jensine.
- Zostało trochę kaszy?
- Możesz wyjeść resztki z garnka, jeśli chcesz. Są też resztki z wczorajszej kolacji. Dagny nie dała się długo prosić. Widać było, że nie zjadła nic w domu. Elise podeszła do drzwi.
- Muszę pójść do kuźni. Pilnuj Jensine, żeby nie podchodziła za blisko pieca. Dagny skinęła głową i pobiegła do pokoju chłopców, by przynieść swoją lalkę. Choć była bardzo głodna, zabawa z lalką okazała się ważniejsza.
Elise zwolniła kroku, kiedy znalazła się w pobliżu warsztatu Johana. Słyszała, że gwizdał przy pracy. Wkrótce jego dobry humor minie, pomyślała ze smutkiem.
Odwrócił się, kiedy usłyszał ją w drzwiach. Zaskoczyło go jej wczesne przybycie. Oderwał się od pracy.
- Czy coś się stało? Skinęła głową i spojrzała na niego, walcząc z płaczem.
- Tak, coś się stało! Najgorsze, co mogło się stać! Zobaczyła, że zbladł i pospiesznie dodała: - Nic z dziećmi.
Chodzi o Cygana, mojego dziadka.
Rozpłakała się i łkając podbiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona.
- Okradł nas! Zabrał wszystkie pieniądze z szuflady komody! Zapadła cisza. Johan nie powiedział ani słowa. Wolała, by zaczął złorzeczyć, obrzucił ją najgorszymi wyzwiskami, gotował się ze złości, ale on nie reagował. Stał w milczeniu niczym słup soli. Nawet jej nie odepchnął.
- Nie mamy ani grosza - załkała, przytulona do jego piersi. - To moja wina. Powinnam była cię posłuchać. Uważałeś, że nie należy dawać mu tych trzydziestu koron, i chciałeś, bym wyrzuciła jego zawszone ubrania.
Wciąż łkając, westchnęła. - Zrobiłam coś strasznego. Mam nadzieję, że trafi do więzienia na resztę życia! Że tam zgnije i umrze! Nienawidzę go! Teraz rozumiem, dlaczego ojciec i matka nigdy nie chcieli o nim rozmawiać. Pozwoliłam mu pożyczyć twoje nowe skarpety i zrobiłam mu kaszę na maśle. Jak mogłam być aż tak głupia? Nawet nie podziękował! Wziął tylko jedzenie i kawę i zniknął bez słowa. Teraz nie mamy pieniędzy na życie i nie wiemy, kiedy wydawnictwo wypłaci mi honorarium albo kiedy ty coś sprzedasz. Może wuj Kristian będzie miał jakieś pieniądze, ale wątpię...
Nagle poczuła, że zaczął gładzić jej włosy.
- Nie załamuj się. Wydawnictwo jest ci dłużne pieniądze, a ja skończyłem już moją rzeźbę. Muszę powiedzieć, że profesor czuł się urażony w moim imieniu, kiedy ci dwaj panowie zrezygnowali z jej kupna. Był pewien, że znajdzie nabywcę. - Johan westchnął ciężko. - Dostałaś nauczkę, Elise, ale nie zasłużyłaś na nią.
Starał się znaleźć właściwe słowa. Zrozumiała, że był zrozpaczony i niełatwo było mu ją pocieszyć. Może mimo wszystko uważał, że nie zasługuje na pociechę.
Wyrwała się z jego objęć. Tak bardzo się ucieszył, kiedy dowiedział się, że oczekuje ich pierwszego dziecka, owocu ich miłości. Teraz z pewnością zmienił zdanie.
- Zapytam Hildę, czy pożyczy mi kilka koron. Jej mąż nie musi o niczym wiedzieć. Coś wymyślę, a Hilda może udawać, że pieniądze są jej potrzebne na coś innego. Potem pojadę do wydawnictwa i poproszę Benedicta Guldberga o zaliczkę.
Johan nic nie powiedział. Kiedy na niego spojrzała, odkryła, że był zły. Z pewnością myślał o jej dziadku i o tym, z jakiej pochodzi rodziny. Takie skłonności mogą być dziedziczne. Choć Hilda, Peder, Kristian i ona bardzo się różnili, to niebezpieczne dziedzictwo mogło ujawnić się w którymś z dzieci.
Zresztą, czy może wiedzieć, na kogo wyrosną Kristian i Peder? Nie wspominając już o Hugo, który ma też krewnych w rodzinie Ansgara Mathiesena. Kristian gdzieś uciekł. Wczoraj nie miała żadnych wieści od Hildy, co zapewne oznacza, że jeszcze nie wrócił. W innym wypadku Hilda przesłałaby wiadomość, aby ją uspokoić.
- Myślisz o Cyganie? - Nie mogła go nazwać swoim dziadkiem. Nie chciała przypominać Johanowi, kim naprawdę był ten złodziej.
Bez słowa skinął głową.
- Tak bardzo mi przykro, Johanie.
- To nie twoja wina. Nigdy wcześniej go nie widziałaś.
- Ale to mój krewny. Uśmiechnął się.
- Nigdy nie zauważyłem, byś była niemoralna. Poczuła, że się zaczerwieniła. Niemoralna... Oddała się Johanowi jeszcze przed ślubem, kiedy Emanuel żył. Poddała się pożądaniu i kochała się z nim na sofie Hildy, płonąc z podniecenia. Nagle ją objął.
- Moja Elise, wiem, o czym myślisz. Nie masz nic wspólnego z tym degeneratem, który u nas nocował. Zapomnijmy o nim. A jeśli chodzi o pieniądze, to mieliśmy ich i tak więcej niż większość ludzi w okolicy. Teraz mamy dokładnie tyle co inni i dopóki nie sprzedam mojej rzeźby, będziemy jeść kaszę na wodzie. Nic nam się nie stanie, jeśli pocierpimy przez te kilka dni. Bardziej nagrzejemy w pokoju, bo kiedy człowiek jest głodny, szybciej marznie. Børresen powiedział, że możemy do woli brać drewno ze schowka. Jestem pewien, że pani Børresen da nam mleko za darmo, kiedy jej powiemy, że krucho u nas teraz z pieniędzmi. Nie wie przecież, że mieliśmy jakieś oszczędności. Pomyśl o kobietach, które co piątek stoją przed wejściami do fabryk z nadzieją, że uda im się wyżebrać kilka koron od mężów, nim ci wszystko przepiją! Już wkrótce następny dzień wypłat y.
Elise poczuła wielką ulgę. Czy to dziwne, że tak kochała tego mężczyznę?
Kiedy Peder i Evert zajrzeli do domu w drodze do pracy, przygotowała dla nich kanapki i miała pełne wiadro mleka. Johan poszedł do zarządcy i pożyczył kilka koron od Anny. Elise patrzyła na niego wyczekująco, kiedy wrócił.
- Powiedziałeś jej, co się stało? Pokręcił głową.
- Powiedziałem tylko, że lada dzień spodziewam się otrzymać zapłatę.
- Pewnie pomyślała, że jesteśmy niegospodarni. Pochwaliłam się jej kiedyś, jaką zaliczkę dostałam na Dym na rzece.
- Powiedziałem jej, że miałem sporo wydatków w warsztacie.
- Wziąłeś na siebie winę za mój błąd.
- Nie zrobiłaś nic złego, Elise. Gdyby wszyscy byli tacy jak ty, nikt nie musiałby żebrać ani kraść, by przeżyć.
- Ładnie to ująłeś, ale to nieprawda. Niektórzy pewnie wciąż by kradli, bez względu na to, ile by już mieli.
Dagny spędziła u nich całe przedpołudnie, ale potem musiała wracać do domu, bo pewna starsza kobieta z gospodarstwa poprosiła ją o przysługę. Później musiała pomóc matce przy praniu. Pojawiła się ponownie, kiedy Elise kładła dzieci spać.
- Jeszcze nie złapali Cygana! Ktoś go widział wśród wielkich drzew na rzeką, jak kopał w ziemi gołymi rękami, ale kiedy się zorientował, że ktoś go zauważył, uciekł. Teraz wszyscy się zastanawiają, czego szukał.
Elise i Johan wymienili spojrzenia.
- Ci, którzy go widzieli, z pewnością powiadomili policję. Na pewno szybko go aresztują - powiedział spokojnie Johan.
Elise zadrżała. Zostanie aresztowany z kieszenią pełną ich pieniędzy! Policja wydobędzie od niego prawdę i dowie się, że jest jej dziadkiem. Teraz, kiedy jej nazwisko zaczęło być znane, przynajmniej w niektórych dzielnicach, gazety szybko wywęszą skandal. Wtedy cała Norwegia dowie się, że jej dziadek był włóczęgą, złodziejem i degeneratem najgorszego rodzaju.
Biedny Peder! Kristian może zrealizuje swój plan wyjazdu do Ameryki. Nie była pewna, czy w ogóle skończy najpierw szkołę.
Sprawy wyglądały beznadziejnie. Nawet spokój i opanowanie Johana wydawały się teraz marnym pocieszeniem. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek czuła się tak zdruzgotana.
Nie mogła się zmusić do pisania. Jej myśli wciąż krążyły wokół dziadka i kradzieży pieniędzy. Nie potrafiła skupić się na losach chłopca z Sagene, który był tak bardzo podobny do Pedera. Bardzo chciała, by książka była zabawna, choć jej głównym tematem była bieda i pijaństwo. Kiedy myślami wracała do przeszłości, musiała przyznać, że dużo się śmiali, zwłaszcza z Pedera.
Ten, kto potrafi się śmiać, nie oczekuje współczucia. Niestety na świecie żyło wielu ludzi, którzy mieli więcej niż potrzeba, a do tego dobre zdrowie i udane dzieci, a mimo to nie robili nic poza narzekaniem i zrzędzeniem. Nie trzeba być bogatym, by umieć się cieszyć, a temu, kto nie przywykł do zbytków, niewiele potrzeba, by na jego twarzy zagościł uśmiech. Chciała, by jej książka miała właśnie takie przesłanie, ale dziś trudno było jej o tym pisać. Johan pracował cały dzień, choć z pewnością był równie zmartwiony jak ona.
Spojrzała na niego. Skończył już na dziś i siedział teraz nad gazetą, choć miała wrażenie, że wcale jej nie czytał. Nie zauważyła, by przewracał strony. Z pewnością myślał o tym, co powiedziała Dagny, i zastanawiał się, czy policji uda się wydobyć od złodzieja informację o tym, skąd wziął pieniądze. Może funkcjonariusze zarekwirują pieniądze w ramach zapłaty za wszystkie grzywny nałożone na dziadka?
A może zdołał je gdzieś ukryć? Nawet jeśli mu się to nie udało, to wcale nie było pewne, że zdradzi, że Elise jest jego wnuczką. Może powie tylko, że ukradł pieniądze z jednego z domów w Vøienvolden? Jeśli policja znów się tutaj zjawi, powie, że Cygan przyszedł już po ich wyjściu, a jej zrobiło się żal przemoczonego starca i chciała dać mu schronienie przed szalejącą na dworze burzą. Z pewnością zapytają wtedy, czy od razu nie zorientowała się, że jest poszukiwanym Cyganem, ale wtedy może udać głupią i powiedzieć, że taka myśl nawet nie przyszła jej do głowy. To był stary człowiek, a Cyganie nie dożywają przecież takiego wieku. Spełniła swój chrześcijański obowiązek wobec człowieka w potrzebie, dała mu miejsce do spania i jedzenie na drogę. Chyba nie było w tym nic złego?
Dagny wciąż u nich była, ale nadszedł czas, by wyprawić ją do domu. Dziewczynka bawiła się z Hugo i Jensine. Kiedy Elise po chwili zrozumiała, na czym polega zabawa, zamyśliła się.
- Teraz się pobawimy... ja jestem Cyganem, a wy policjantami - wyjaśniła Jensine i Hugo. Jensine niewiele zrozumiała, ale Hugo był podekscytowany.
- Ja będę teraz grzebać rękami w ziemi i znajdę złoto i diamenty, a wy przyjdziecie z pałkami i uderzycie mnie w głowę. Tak na niby oczywiście - dodała szybko. - Nie możecie uderzyć mnie naprawdę. Potem skrzyżujecie mi ręce na plecach i zabierzecie mnie na komisariat, gdzie położycie mnie na ziemi.
- Dlaczego musisz leżeć na ziemi? - zapytał zaskoczony Hugo. Elise porzuciła próby nauczenia go, by mówił bez akcentu, co było tak ważne dla Emanuela. Mówił jak Peder i Evert i pewnie będzie tak do chwili, kiedy osiągnie wiek Kristiana. Hilda powiedziała jej, że Kristian zaczął mówić poprawnie, jak wszyscy mieszkańcy ich dzielnicy. Siostra powiedziała jej o tym z pewną satysfakcją w głosie.
- Dlatego, że ukradłam zegarek Johana. Hugo spojrzał na nią wielkimi oczami.
- Dlaczego ukradłaś zegarek?
- Bo jestem złodziejem. Wszyscy złodzieje trafiają do więzienia, a tam do śmierci muszą leżeć na ziemi.
Elise zerknęła na Johana. Czy słyszał, o czym rozmawiają dzieci? Co skłoniło Dagny do zabawy w Cygana, który ukradł coś Johanowi? Czy to czysty przypadek, czy też domyśliła się, że obcy, który pojawił się u nich podczas burzy był poszukiwanym Cyganem? Może tak naprawdę nie wierzyła w ducha starego kowala, tylko udawała?
Pewnie zauważyła, że ona i Johan byli czymś bardzo poruszeni i zmartwieni, ale nie mogła wiedzieć, że to ich pieniądze zostały skradzione, dlatego wpadła na pomysł z zegarkiem.
Postanowiła porozmawiać o tym z Johanem, kiedy zostaną sami. Jeśli Dagny wiedziała więcej, niż chciała przyznać, będą musieli odbyć z nią poważną rozmowę.
Tego wieczoru położyli się późno. Peder i Evert po powrocie z pracy zajęli się odrabianiem lekcji, a ku wielkiej radości Elise, Peder dał jej całą koronę. Pocałowała go w policzek.
- Jesteście wspaniałymi dziećmi. Bardzo nam pomagacie! Peder uśmiechnął się z dumą.
- Teraz możesz pojechać do miasta i kupić sobie gorset, taki jaki noszą największe damy. Elise się roześmiała.
- Skąd o tym wiesz?
- Widziałem reklamę w gazecie.
- Myślę, że gorset kosztuje więcej niż jedną koronę. Wyglądał na zmartwionego.
- Naprawdę? Uśmiechnęła się.
- Mogę coś dołożyć z moich oszczędności, ale nie jestem pewna, czy chcę gorset. Jeszcze nie teraz, może za kilka lat, ale bardzo dziękuję, że o mnie pomyślałeś. Bardzo mi miło, że chciałeś sprawić mi przyjemność.
- A dlaczego miałbym nie chcieć? Jesteś przecież moją mamą. Elise nic nie powiedziała. Po raz pierwszy powiedział o niej mama. Zrobiło jej się ciepło na sercu.
Wreszcie wszyscy znaleźli się w łóżkach i w domu zapanowała cisza. Johan pierwszy poszedł się położyć, a ona zajęła się gaszeniem lampy i świec. Nagle usłyszała kroki na zewnątrz.
Wstrzymała oddech, nasłuchując, a jej serce zaczęło szybciej bić. Dziadek nie okazał się chyba tak bezczelny, by wrócić?
Kroki zatrzymały się przy drzwiach. Zobaczyła, że klamka poruszyła się w dół. Dobry Boże, kto mógł przyjść o tej porze? Już chciała pobiec po Johana, kiedy w drzwiach stanął Kristian.
- Kristian? - Była szczęśliwa i przerażona jednocześnie. Był mokry, brudny i blady. Wyglądał koszmarnie.
- Mogę wejść?
- Oczywiście, wejdź. Podał jej jakiś pakunek zawinięty w gazetę.
- To leżało na zewnątrz pod kamieniem. Zdumiona wzięła paczkę i odpakowała ją. W środku znalazła sporo pieniędzy i zmięty, brudny papier, na którym wielkimi, niezgrabnymi literami było napisane:
Droga Elise, dziękuję za pomoc. Nie chcę cię okradać. Pozdrawiam, dziadek.
6
Elise poczuła ścisk w gardle. A jednak to dobrze, że mu pomogła.
Odczuła wielką ulgę. Jeśli policja go złapie, nie odkryje w jego kieszeni pieniędzy i pewnie nigdy się nie dowie, że u nich nocował. Skoro pożałował swego złego czynu i go naprawił, to raczej nie zdradzi, że jest jego wnuczką.
Johan musi jutro oddać Annie pożyczone pieniądze.
Spojrzała na Kristiana i uśmiechnęła się. Nic nie mówił, kiedy odpakowywała pieniądze i czytała załączony liścik.
- Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw musisz mi powiedzieć, co u ciebie. Jesteś mokry i wyglądasz na bardzo zmęczonego i głodnego.
Zdjął przemoczoną czapkę, którą teraz miętosił w dłoniach, spoglądając ze wstydem w podłogę.
- Uciekłem. Mąż Hildy wkroczył na spotkanie wspólnoty razem ze strażą z Graah i chciał mnie stamtąd wyciągnąć. Wymknąłem się drugimi drzwiami i poszedłem do domu pewnej dziewczyny. Jej dziadek dorastał w Ulefoss i bardzo chciał się dowiedzieć, jak się nazywał nasz ojciec. Ojciec dziewczyny okazał się bardzo surowy i nakazał mi wracać do domu, do Hildy. Nie chciał mieć pewnie do czynienia z Paulsenem.
Elise słuchała ze zdumieniem.
- Kiedy to się stało?
- Wczoraj wieczorem.
- Gdzie więc spędziłeś noc? Byłeś dzisiaj w szkole? Pokręcił głową.
- Nie chciałem ryzykować, że kierownik fabryki przyjdzie po mnie do szkoły. Błąkałem się całą noc, a dziś byłem w Kjelsås i siedziałem przy grobie matki.
Znów się zapomniał. Mówił z akcentem chłopca z ulicy. Może dlatego, że znów był w domu? Elise uściskała brata.
- Teraz zdejmij mokre ubrania, a ja zaścielę dla ciebie łóżko wuja Kristiana. Zeszłej nocy mieliśmy nieproszonego gościa i musiałam wyprać pościel. Na szczęście dość solidnie dziś wiało, więc zdążyła już wyschnąć. Właśnie zdjęłam ją ze sznura. Ale najpierw zrobię ci ciepłe mleko z cukrem i kilka kromek chleba z masłem.
Zauważyła, że oczy chłopca zalśniły. Zrozumiała, że się zawstydził.
- Ściągaj mokre ubrania - powtórzyła zdecydowanym głosem, odwracając się, by dołożyć do pieca.
Johan usłyszał głosy i wrócił do kuchni, aby sprawdzić, co się stało. Jego twarz rozjaśniła się na widok Kristiana.
- Kristian? A to niespodzianka! Elise tak bardzo się o ciebie martwiła, ja też byłem niespokojny.
- Całą noc błąkał się po mieście i bał się pójść do szkoły ze strachu przed Paulsenem - wyjaśniła Elise, wlewając mleko do garnka. - Powiedziałam, że pościelę dla niego łóżko wuja Kristiana.
- Przyniosę jakieś suche ubranie - powiedział Johan i wrócił do pokoju. Po chwili wrócił z koszulą i spodniami. Elise była zdziwiona, że udało mu się cokolwiek znaleźć, ale nie miała czasu sprawdzić, co przyniósł.
- Gdzie spędziłeś cały dzień? - zapytał Johan, kiedy Kristian zaczął się ubierać.
- Byłem na cmentarzu. Na grobie matki. Modliłem się do niej o pomoc. Wszyscy myślą, że zwariowałem, bo chodzę na spotkania Alberta Lundego, ale nie rozumiem, w czym to gorsze od chodzenia do kościoła. Uważam, że to lepsze. My na Hausmannsgate i ci w kościele modlimy się przecież do Boga.
Elise zerknęła na niego, mieszając mleko w garnku. Widziała, że Johan z powagą skinął głową.
- Zgadzam się z tobą. Każdy powinien mieć prawo okazywać swą wiarę i oddanie w sposób, który mu odpowiada. Innym nic do tego.
Kristian spojrzał na niego zdumiony.
- Nie zgadzasz się z Paulsenem?
- Nie. Próbowałem z tobą porozmawiać, bo widziałem reakcje innych, ale uważam, że masz prawo postępować, jak chcesz. Oczywiście, póki nie rzutuje to na twoją edukację.
Elise przypomniała sobie, co Johan powiedział wieczorem przed wyjazdem wuja Kristiana do Ulefoss, kiedy powiedziała mu o zniknięciu Kristiana. Johan był zdania, że Kristian będzie się buntował, jeśli zabronią mu chodzić na spotkania. Miała mądrego męża. Młodzież w tym wieku miała silną potrzebę pokazania swej woli i podkreślania, że sami mogą o sobie decydować. Jeśli dorośli nie będą ich słuchać i próbować ich zrozumieć, to szybko może dojść do poważnych konfliktów, których potem nie da się już rozwiązać. Właśnie to było powodem niesnasek w wielu domach. Między rodzicami i dziećmi powstawała przepaść, której nie dało się już pokonać.
Ale ilu rodziców o tym wiedziało, czy się tym przejmowało? Nie znała żadnych. Rodzice i nauczyciele byli zdania, że to oni zawsze mają rację.
Może powinna o tym napisać? Przypisać poglądy Johana jednemu z bohaterów powieści o chłopcu z Sagene?
Kristian jadł z apetytem. Johan usiadł naprzeciwko niego i spokojnie z nim rozmawiał. Zapytał go o dziewczynę, z którą poszedł do jej domu, ale nie był wścibski ani natarczywy. Zachęcił także Kristiana, by opowiedział o spotkaniach na Hausmannsgate i o poglądach Alberta Lundego.
Widać było, że Kristian mu ufał. Kiedy się rozgrzał i zaspokoił najgorszy głód, stał się o wiele bardziej otwarty. Czerwieniąc się opowiedział, jak piękna jest Svanhild, jakie ma ciemnobrązowe oczy i ciemne loki. Elise pomyślała, że z opisu przypomina Cygankę, ale przemilczała tę uwagę. Szkoda było niszczyć tę chwilę rozmową o dziadku. Teraz najważniejsze było, aby Kristian odzyskał spokój i zrozumiał, że nikt go nie ukarze ani nie wyrzuci za drzwi. Jutro pójdzie do Hildy i powie jej prawdę, ale nawet jeśli Hilda i jej mąż będą skłonni mu wybaczyć, to nie wróci do nich, jeśli sam nie będzie tego chciał.
Miała wrażenie, że pieniądze i list od dziadka, które schowała do kieszeni, palą jej ciało. Nie mogła się doczekać, kiedy powie o wszystkim Johanowi. Obiecała także Kristianowi, że mu wyjaśni, dlaczego przed drzwiami leżały opakowane w gazetę pieniądze, ale nie wiedziała, jak mu o tym powiedzieć, nie wspominając, że chodziło o ich dziadka. Teraz miała wrażenie, że jej brat zapomniał o znalezisku, choć zrobiło na nim wielkie wrażenie. Nieczęsto widział tyle pieniędzy. Poza tym na pewno zdziwił go fakt, że ktoś położył je pod drzwiami.
Nagle, jakby czytając w jej myślach, podniósł głowę i spojrzał na nią.
- Kto zostawił pieniądze pod drzwiami? Czy to twoje wydawnictwo? Zerknęła na Johana, nim odpowiedziała.
- Nie, to mężczyzna, który rano je ode mnie pożyczył.
- Ale dlaczego nie zapukał do drzwi i ci ich nie wręczył? Co jeśli ktoś inny by je znalazł?
- Pewnie pomyślał, że już położyliśmy się do łóżek i że o tej porze nikt nie będzie się włóczył po podwórzu.
Kristian się uśmiechnął.
- Nie sądziłem, że jesteś taka bogata. Hilda mówi, że piszesz dla zabicia czasu i że zamiast tego powinnaś zająć się szyciem ubrań dla dzieci i pomaganiem Pederowi w lekcjach.
Elise poczuła wzrastającą irytację. Zaczerwieniła się ze złości.
- Hilda doskonale wie, że sporo czasu poświęcam Pederowi i że za książki, które piszę, dostaję honorarium. I to więcej, niż zarabiałam jako sekretarka jej męża czy szwaczka w Graah!
- Nie przejmuj się Hildą. Stała się bogatą damą i boi się, że napiszesz o czymś, czego musiałaby się wstydzić.
Elise się uspokoiła. Kristian miał rację. Hilda bała się, że się wygłupi i zhańbi rodzinę. Może była też troszkę zazdrosna. Nie o pieniądze, ale o radość, którą dawało jej pisanie i dumę, którą czuła, kiedy ludzie rozmawiali o jej książkach.
Dopiero kiedy wszyscy położyli się do łóżek, Johan szepnął jej do ucha: - Teraz możesz mi opowiedzieć.
- Kristian znalazł przed drzwiami pieniądze zapakowane w gazetę.
- Jak się tam znalazły?
- Był przy nich liścik. Dziadek podziękował za pomoc, napisał, że byłam dla niego miła i nie mógł mnie okraść.
Jej głos drżał. Zbierało jej się na płacz.
- Musiał pożałować swego czynu i wrócić, by oddać pieniądze. Skinęła głową, nie mogąc wydobyć słowa.
- Jak zwykle masz rację, Elise. W każdym człowieku jest coś dobrego. Okazując mu dobroć i szczodrość, sprawiłaś, że sam stał się lepszy.
- W każdym razie na chwilę. Johan roześmiał się cicho i przytulił ją.
- Choćby chociaż na chwilę, to na pewno dzięki temu czuje się lepszy Przez chwilę leżeli bez słowa.
- Myślę, że powinniśmy przekonać Kristiana, by z nami zamieszkał. Tak bardzo różni się od twojego szwagra. Po pierwsze, Paulsen jest za stary i zapomniał, jak to jest mieć czternaście lat. Po drugie, dorastał w zupełnie innych warunkach. Niełatwo będzie im się dogadać.
Elise uśmiechnęła się w ciemności.
- Zastanawiam się, co by powiedział Paulsen, gdyby cię teraz słyszał. Wyglądałby jak żywy znak zapytania i zapytał, czy mówisz poważnie, sugerując, że dorosły powinien próbować zrozumieć czternastolatka. Potem powiedziałby, że to wszystko nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a jest tylko kolejnym chorym wymysłem jakichś artystów. Dzieci i młodzież muszą nauczyć się dyscypliny, a jeśli to konieczne, przy pomocy środków przymusu, kar i rózgi. Mają być posłuszne i postępować tak, jak chcą dorośli. Koniec i basta.
- Wiem. Większość ludzi ma takie podejście. Zgadzam się, że dzieci powinny nauczyć się szacunku do dorosłych, ale nie musi to oznaczać, że nie mają prawa do własnego zdania i że dorośli nie powinni ich słuchać.
Delikatnie pogładził jej brzuch.
- Kiedy nasze dziecko przyjdzie na świat, wychowam je tak, by było podobne do matki.
- A ja tak, by przypominało ojca - szepnęła i pocałowała go w szyję. Przez chwilę milczeli, a potem Elise szepnęła:
- To takie smutne, że Kristian siedział przy grobie matki i modlił się do niej o pomoc. Johan pokręcił głową.
- Nie, ja myślę, że to piękne. Nie udało jej się, kiedy żyła, ale może teraz, z zaświatów, może zrobić dla niego więcej niż za życia.
7
Hugo Ringstad dołożył drewna do ognia i zasiadł przy kuchennym stole.
- Zbliża się zima. Marie zadrżała.
- A jeszcze nie pozbyliśmy się Signe. Hugo pospiesznie zerknął w stronę drzwi.
- Ciii, właśnie nadchodzi. Drzwi się otworzyły i do środka weszła Signe. Za nią szedł niezadowolony, marudny Sebastian.
- Tak wcześnie wstaliście! - Spojrzała na stół. - Nie zaczęliście chyba jeść beze mnie?
- Nie, czekamy na ciebie. - Hugo starał się nadać głosowi przyjazny ton, ale z każdym dniem przychodziło mu to coraz trudniej.
Signe ziewnęła.
- Położyłam się dopiero późną nocą. Byłam w domu u Sjura. Planujemy pojechać do Kristianii na spektakl Kiedy zakwita świeża winorośl w Teatrze Narodowym. Teraz, kiedy Bjørnson dostał udaru i może w każdej chwili umrzeć, nie wypada nie zobaczyć jego ostatniej sztuki. Ragna Wettergreen gra panią Arak. Sztuka zebrała bardzo pozytywne recenzje, a widownia zawsze wypełniona jest po brzegi.
Usiadła na jednym z krzeseł, wzięła kromkę chleba i nadstawiła filiżankę, by Hugo nalał jej kawy.
- Usiądź, Sebastianie! I przestań wreszcie marudzić! - krzyknęła. Sebastian zacisnął usta, wdrapał się na krzesło i siedział z pochyloną głową i zaciętym wyrazem twarzy.
- Co tam, Sebastianie? Nie najlepszy masz dziś humor?
- Hugo starał się być bardzo miły w stosunku do chłopca, który koniec końców był synem Emanuela.
- Matka jest niedobra. Signe złapała go za włosy i potrząsnęła jego głową.
- Nie masz prawa tak mówić o matce. Nie jestem niedobra. To ty jesteś nieznośnym bachorem.
Oczy Sebastiana były pełne łez, ale nie rozpłakał się. Marie wstała z trudem.
- Pomóż mi trochę, Hugo. Bardzo kręci mi się w głowie. Chyba najlepiej będzie, jeśli wrócę do łóżka.
Pomógł jej przejść przez drzwi i wejść po schodach.
- Czułam się dobrze, póki się nie pojawiła. Robię się chora, kiedy tylko ją zobaczę. A jak ona traktuje Sebastiana? Pojedzie do Kristianii, żeby pójść do teatru! - prychnęła pogardliwie.
- Skąd weźmie na to pieniądze?
- Nie zapominaj, że to ty chciałaś, aby tutaj zamieszkała. - Już wcześniej jej to powiedział, ale nie mógł się oprzeć, by znów jej o tym przypomnieć.
- To było, zanim poznała tego lenia, Sjura Bergesetha. Wcześniej była słodka, miła i przyjaźnie nastawiona. Teraz to zupełnie inny człowiek.
- Myślę, że wcale się nie zmieniła, ale początkowo nie potrafiłaś jej przejrzeć. To wyrachowana kobieta. Najpierw zastawiła sidła na Emanuela. Chciała mieć z nim dziecko, bo był dziedzicem wielkiego gospodarstwa, choć wiedziała, że miał żonę. Potem oczarowała ciebie, aby pozbyć się Elise i dzieci, i zapewnić sobie miejsce w gospodarstwie. Kiedy Emanuel zmarł, dostrzegła dla siebie nowe możliwości. Sprawiła, że znienawidziłaś Elise, a kiedy w dodatku zachorowałaś i nie miałaś już sił przejrzeć jej gry, poczuła się o wiele pewniej. Teraz uważa, że jest właścicielką całego Ringstad. Brakuje tylko tego, by Sjur się tutaj wprowadził i zajął moje miejsce przy stole.
Zauważył, że jego wypowiedź była pełna goryczy. Głęboko w sercu wiedział, że sam ponosi sporą część winy za to, co się stało. Nigdy nie powinien był pozwolić Marie zyskać tak wielkiej władzy i powinien był przepędzić Signe, gdy tylko wróciła. Jego tchórzostwo tylko pogarszało sytuację. Czasem miał wielką ochotę uciec od tego wszystkiego, oddać gospodarstwo Signe i zostawić tu Marie, by zapłaciła za swoją głupotę. Kiedy czuł się bardzo przygnębiony, marzył o tym, by podzielić los Emanuela.
To, co pozwalało mu przetrwać, to miłość do gospodarstwa i dwojga wnucząt, które mieszkały w mieście. A także nikła nadzieja, że Sjurowi znudzi się Signe, albo może będzie odwrotnie, i Signe spakuje walizki i wróci do Stangerud, a Elise i dzieci znów zamieszkają w Ringstad. Nawet kiedy dowiedział się o małżeństwie Elise z jej byłym kochankiem, nie porzucił tych marzeń. Rzeźbiarz może przecież mieszkać gdziekolwiek. Z pewnością niewiele zarabiał i ucieszy się z możliwości zamieszkania na wsi. Poza tym na pewno jest dobrym człowiekiem, bo inaczej Elise by za niego nie wyszła. Była wspaniałą matką i cudowną siostrą dla swoich młodszych braci. Nie związałaby się z człowiekiem, z którym nie byłoby im wszystkim dobrze.
Odpędził głupie myśli. Marie nigdy nie zgodziłaby się na to, by żona Emanuela zamieszkała w gospodarstwie z innym mężczyzną. Nigdy nie życzyła sobie tam Elise, a zwłaszcza gromadki dzieci. Teraz, kiedy Signe twierdziła, że ma pisemne poświadczenie, że to Emanuel jest ojcem Sebastiana, chłopiec odziedziczy gospodarstwo. Jednocześnie Signe odgrażała się, że rozmawiała z dobrym adwokatem, który stwierdził, że bez większych problemów uda mu się pozbawić syna Elise praw do Ringstad. Hugo podjął ten temat ze swoim adwokatem, który nie do końca był pewien finału sprawy. Stwierdził, że to nietypowy problem. Nigdy w swojej praktyce nie zetknął się z podobnym zagadnieniem.
Hugo pomógł Marie położyć się do łóżka i przykrył ją kocem.
- Poproszę, by przyniesiono ci filiżankę gorącej czekolady. Marie westchnęła.
- Byłabym ci nieskończenie wdzięczna, gdyby udało ci się przepędzić tę kobietę. Nie odpowiedział, tylko ciężkim krokiem wyszedł z sypialni. Kiedy zbliżył się do kuchni, usłyszał nagle dobiegający z niej męski głos. Może to jeden z parobków, pomyślał.
Nagle się zatrzymał. To głos Sjura Bergesetha! Teraz, tak wcześnie z rana! Przecież doskonale wiedział, że Marie nie chce go tutaj widzieć.
Stanął za drzwiami i nasłuchiwał.
- Sama pomyśl, Signe! Jeśli te ziemie zostaną przyłączone do gospodarstwa, to stanie się ono największym w wiosce. Stary Jonas nie miał żadnych bliskich spadkobierców. Jedyny spadkobierca mieszka w Kristianii i nie ma pojęcia o prowadzeniu gospodarstwa. Nie zna się także na cenach ziemi. Słyszałem, jak jeden z sąsiadów powiedział, że jest głupi jak but. Możemy zrobić świetny interes. Potrzebujemy tylko pieniędzy.
- I skąd mamy je wziąć? - Signe się wahała.
- Nie możesz porozmawiać ze swoim teściem? Jeśli nie będzie chciał zainwestować, możesz poprosić twojego ojca, by wypłacił ci kilka koron na poczet spadku. Może zaciągnąć pożyczkę pod zastaw gospodarstwa Stangerud.
- Chyba nie sądzisz, że Hugo Ringstad da mi pieniądze na zakup ziemi? Nawet nie chce, by Sebastian odziedziczył kiedyś gospodarstwo. Poza tym doskonale wiesz, że nie jest moim teściem.
- Co z niego za dziadek? Nie chce, by syn jego syna odziedziczył gospodarstwo? Nie ma przecież innych wnucząt.
- To skąpiec. Poza tym wciąż jest oczarowany Elise, żoną Emanuela, choć ona pochodzi z biednej rodziny, a jej ojciec był pijakiem. Próbowała wmówić Emanuelowi, że została zgwałcona, kiedy się okazało, że jest w ciążyła ten idiota połknął haczyk. Ożenił się z nią z litości i pozwolił, by chłopiec został zapisany w księgach kościelnych jako jego syn. Jak można być tak bardzo naiwnym?! Odziedziczył to po ojcu. Hugo Ringstad jest równie łatwowierny, jeśli chodzi o Elise!
- Ale masz dowody na to, że chłopiec nie jest synem Emanuela, prawda?
- Oczywiście. Udało mi się dowiedzieć, kto jest ojcem. Młody pisarz i student skontaktował się ze mną. Nazywa się Asle Diriks i jest synem wpływowego mieszkańca stolicy. Nienawidzi Elise. Bardzo chciałabym wiedzieć dlaczego, ale nie udało mi się tego z niego wyciągnąć. Powiedział mi za to, że ojciec syna Elise nazywa się Ansgar Mathiesen. On i jego żona bardzo chcieliby zaopiekować się chłopcem, bo ich własny syn zmarł na świnkę. Pisarz dowiedział się, że urodziłam syna Emanuela zaledwie kilka miesięcy po tym, jak na świat przyszedł syn Elise. Powiedziałam mu prawdę, że Elise udało się przekonać Emanuela, by uznał jej bękarta i tym samym mój syn Sebastian utracił prawo dziedziczenia Ringstad.
Hugo był tak wściekły, że miał ochotę wyrwać drzwi z zawiasów, wykrzyczeć im prawdę i zażądać, by oboje natychmiast opuścili jego dom. Jednak to, co usłyszał, kazało mu zostać na miejscu.
- Dowiedziałam się czegoś jeszcze - kontynuowała Signe. - Przeprowadziłam małe śledztwo. - Roześmiała się i ściszyła głos. Hugo musiał stanąć jeszcze bliżej drzwi, by usłyszeć jej słowa. - Dowiedziałam się, że ojciec Elise był synem włóczęgi. Cygana! W żyłach Elise i jej rodzeństwa płynie więc cygańska krew! Pomyśl, co się stanie, kiedy prasa się o tym dowie! Myślisz, że ktoś będzie kupował książki napisane przez Cygankę? Słyszałeś przecież o prawie, które weszło w życie dwa lata temu? Na jego mocy policja ma prawo osadzać włóczęgów w więzieniu. Ojciec Elise nie pracował przez ostatnie lata, nim utonął pod wpływem alkoholu. Nie chciał pracować, bo w jego żyłach płynęła cygańska krew. Myślisz, że syn Cyganki będzie miał prawo odziedziczyć takie gospodarstwo jak Ringstad?
Hugo wstrzymał oddech. Po drugiej stronie drzwi zapadła cisza. Nagle Sjur odezwał się cicho z pewną dozą niepewności.
- Ale to prawo dotyczy tylko włóczęgów, nie tych, którzy mają stałą pracę i dach nad głową?
- To bez znaczenia. Liczy się tylko to, że Elise ma w rodzinie Cyganów i w jej żyłach płynie cygańska krew. To, że pracuje i mieszka gdzieś na stałe, jest nieistotne. W końcu nie będzie mogła wytrzymać dłużej w jednym miejscu. Sam zobacz, ile razy się już przeprowadzała! Najpierw z gospodarstwa Andersengården do domu kierownika, potem na Hammergaten, a teraz do gospodarstwa Våienvolden. To samo z pracą. Najpierw była prządką, potem szwaczką, później została tkaczką i sprzedawczynią, a na koniec dostała pracę w gabinecie kierownika fabryki tylko dlatego, że ten zakochał się w jej siostrze. A teraz nazywa siebie pisarką! Co za bzdury! Jedyne, co potrafi, to pisać o ludziach, których zna, i o tym, jak się im żyje. To ma być pisarstwo?
Hugo usłyszał, że Sjur się roześmiał.
- Widzę, że wiele wiesz. Jak zdołałaś się tyle o niej dowiedzieć?
- Mam swoje źródła. Są mi potrzebne, bym wygrała sprawę przeciwko niej w sądzie.
- Masz zamiar iść do sądu? - Sjur wydawał się zaskoczony, ale jednocześnie był pod silnym wrażeniem jej słów.
- Oczywiście. Chyba nie sądzisz, że pozwolę, aby jej bękart odziedziczył to, co należy się Sebastianowi? - Roześmiała się. - Powiedziałam, że wybieramy się do teatru do Kristianii. Na szczęście przeczytałam w gazecie, że w Teatrze Narodowym grają teraz ostatnią sztukę Bjørnsona Kiedy zakwita młoda winorośl, ale mamy zupełnie co innego do załatwienia w stolicy, Sjurze.
Odwiedzimy Elise, pisarza Asle Diriksa i pójdziemy do gazet. Zgadnij, czy się cieszę?! Hugo był jak sparaliżowany. Cichutko wrócił na schody, po czym głośno zszedł. Otworzył drzwi do kuchni i udał zaskoczonego.
- Mamy gości? Tak wcześnie z rana? Sjur nawet się nie pofatygował, by wstać i się przywitać.
- Signe i ja planujemy podróż do stolicy.
- Tak, powiedziała mi o tym. Sam chętnie zobaczyłbym najnowszą sztukę Bjørnsona. Słyszałem, że zyskała wspaniałe recenzje.
- Potrzebujemy pieniędzy na podróż i bilety. - Signe spojrzała na niego wyzywająco.
- Oczywiście - odparł Hugo i skierował się w stronę drzwi. W zielonym pokoju przechowywał ważne dokumenty i pieniądze w schowku. Wyjął kilka banknotów, bacznie zerkając przez ramię, czy Signe nie przyszła tutaj za nim, a potem spokojnie wrócił i wręczył jej pieniądze. Przynajmniej pozbędą się jej na kilka dni, pomyślał z ulgą. Jednocześnie zyska czas, by obmyślić jakiś plan.
Może powinien wysłać telegram do Elise i przygotować ją na nieprzyjemną wizytę?
Cyganka! Parsknął oburzony. Oczywiście, że nie pochodziła z cygańskiej rodziny. Inaczej Emanuel by o tym wiedział. To normalne, że pracownicy fizyczni często się przeprowadzają. Wielu robi to dlatego, że nie starcza im na czynsz albo uciekają przed złym zarządcą. W przypadku Elise powody były inne, ale to nic zaskakującego, że czterokrotnie zmieniała miejsce zamieszkania. Także to, że często zmieniała pracę miało logiczne wytłumaczenie. Była inteligentna i dlatego awansowała na coraz lepsze posady. Teraz dostarczyła wydawnictwu swą trzecią książkę, a mimo to Signe uważała, że nie powinno się jej nazywać pisarką! Co za czarownica! Gotował się ze złości.
Signe była wyraźnie zdumiona, wręcz podejrzliwa, kiedy wręczył jej pieniądze.
- Co się z tobą stało? Nigdy wcześniej nie chciałeś dać mi ani grosza. Hugo westchnął.
- Mam już tak bardzo dość złej atmosfery panującej w tym domu, Signe. Marie szybko się męczy, a ja sam jestem już stary. Teraz potrzeba mi trochę spokoju, nim podążę za Emanuelem. Bawcie się dobrze w stolicy i opowiedzcie mi o sztuce, kiedy wrócicie. Jak widzisz, nie skąpiłem ci pieniędzy. Może starczy wam także na dobry obiad w Grandzie.
Zauważył, że wymieniła z Sjurem spojrzenia i na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
Zostawił ich i poszedł do stajni. Zawsze, kiedy miał problem, znajdował rozwiązanie, szczotkując konie.
Nie, nie wyśle telegramu do Elise. To by ją tylko zdenerwowało. Signe i Sjur nie mogą jej zaszkodzić. Co najwyżej zranią ją, oskarżając o to, że w jej żyłach płynie cygańska krew. Elise jest zbyt grzeczna i uprzejma, by się mścić. Powinna znaleźć kogoś z ostrym językiem, kto będzie mógł jej bronić.
Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Zapyta ciotkę Ulrikke, czy nie mogłaby pojechać do stolicy! Kiedy się dowiedziała, że Elise ponownie wyszła za mąż i zamieszkała w dużym gospodarstwie w Sagene, powiedziała, że chętnie by ją odwiedziła. Podejrzewał, że kierowały nią także inne motywy, niż tylko chęć zobaczenia Elise i dzieci, ale nie był pewien. Coś musiało się zdarzyć, kiedy była tam ostatnio, coś co ją uradowało, ale i zasmuciło. Czy mogło chodzić o jakiegoś mężczyznę? W jej wieku?
Postanowił, że od razu do niej pojedzie. Ciotka Ulrikke miała dość Signe tak samo jak Marie i on. Nic nie stoi na przeszkodzie, by powtórzył jej to, co dzisiaj usłyszał.
8
Elise napisała Krystianowi usprawiedliwienie nieobecności w szkole. Wytłumaczyła, że odczuwał silne przygnębienie z powodu śmierci matki i spędził dzień przy jej grobie w Kjelsås, nie będąc w stanie znieść towarzystwa innych ludzi. Nie była pewna, czy nauczyciel przyjmie wyjaśnienie, ale warto było spróbować.
Peder i Evert nie kryli zaskoczenia, kiedy przy śniadaniu zobaczyli Kristiana. Peder wrzasnął z radości, a potem podbiegł do niego i uściskał go.
- Kristian! Będziesz teraz z nami mieszkał? Kristian nie mógł się nie uśmiechnąć.
- To zależy. Muszę najpierw porozmawiać z Hildą i jej mężem.
- Nawet nie poznałeś jeszcze naszego wujka z Ameryki. A on ma dla ciebie prezent. Wiesz, co dostaliśmy ja i Evert? Prawdziwy aeroplan i automobil! Dagny dostała lalkę, którą nazywa Słonkiem, a Elise dostała rękawiczki z pięcioma palcami, choć zimą, kiedy jest naprawdę mroźno, lepiej będzie, jeśli będzie nosiła te stare. Słyszałeś, że z Akershus uciekł Cygan i widziano go na naszej ulicy?
Hugo wyszedł z pokoju i stał teraz boso w starej piżamce, słuchając chłopców.
- Straszny pan z wielką brodą! - dodał z dumą. - Jego ubrania strasznie śmierdziały! Peder się roześmiał.
- Posłuchaj małego. Myśli, że widział Cygana. Johan przyniósł drewno i dokładał teraz do pieca. Wyprostował się.
- Myślę, że Hugo ma tak bujną fantazję jak ty, Pederze.
- Ten pan rozmawiał z mamą - powiedział Hugo stanowczo. - Dagny powiedziała, że to duch.
Peder i Evert roześmiali się głośno.
- Wiesz, Hugo, duchy nie mówią. Nie wierz we wszystko, co mówi Dagny. Ona nie jest taka jak większość ludzi.
Kristian spojrzał na Elise pytająco.
- O czym oni mówią? Elise poszła po dzbanek z kawą, by uniknąć jego wzroku.
- Krążą plotki, że stary Cygan uciekł z Akershus. Teraz, jak widać, wszystkie dzieci z Sagene chcą go pojmać. Dagny powiedziała, że ktoś widział, jak kopał w ziemi nad rzeką.
Peder popatrzył na nią.
- Naprawdę? Dlaczego nam o tym nie powiedziałaś?
- To pewnie kolejny wymysł Dagny. Sam właśnie powiedziałeś, że Hugo nie może wierzyć we wszystko, co ona mówi.
- Ale nie wydaje mi się, że to sobie wymyśliła. Czego szukał w ziemi?
- Nie wiem.
- Pewnie jakiegoś skarbu - stwierdził Evert. - Może skarbu, który zakopał, nim został złapany i wtrącony do więzienia.
Elise zauważyła, że Kristian słuchał z zainteresowaniem.
- Pospieszcie się, chłopcy, czas do szkoły! A ty zaczekaj chwilę, Kristianie, muszę skończyć pisać twoje usprawiedliwienie.
Tak naprawdę to już je napisała, ale chciała zamienić z nim kilka słów, nim wyjdzie. Prawdopodobnie już się domyślił, że pieniądze opakowane w gazetę miały coś wspólnego z duchem, o którym mówił Hugo.
Kiedy tylko Peder i Evert wyszli, odwróciła się do niego.
- Hugo ma rację. Cygan tutaj był, ale nie chciałam, aby Peder i Evert się o tym dowiedzieli. Peder opowiedziałby o tym całemu Sagene. Pożyczyłam Cyganowi pieniądze, a wczoraj wieczorem on je oddał. Coś musiało go przestraszyć i zamiast zapukać do drzwi, w pośpiechu zostawił je pod drzwiami. Kristian z powagą spojrzał jej w oczy.
- Masz w zwyczaju pożyczać pieniądze Cyganom? Pokręciła głową.
- Znałaś go?
- Nigdy wcześniej go nie widziałam.
- Był krewnym ojca? Zawahała się przez chwilę, a potem skinęła głową.
- Był jego ojcem. Kristian szeroko otworzył oczy.
- To był nasz dziadek? - zapytał z niedowierzaniem. Elise potwierdziła.
- Zrobiło mi się go żal i pozwoliłam mu przenocować w naszym łóżku. Wcześniej spał w nim wuj Kristian, jak wiesz, wyjechał do Ulefoss na kilka dni.
- Trafił do więzienia za włóczęgostwo?
- Prawdopodobnie. Bywa, że Cyganie podbierają trochę jedzenia tu i ówdzie, jeśli nie mogą dostać pracy i nie mają z czego żyć.
- Chcesz powiedzieć, że kradł?
- Tak, żeby przeżyć.
- A mimo to pożyczyłaś mu tyle pieniędzy? Widziałem, że to była spora suma. Elise zaczęła się wiercić.
Podszedł do niej Johan i położył jej rękę na ramieniu.
- Nie wiedziałeś, że twoja siostra ma złote serce? Kristian się uśmiechnął.
- Masz rację. Teraz muszę się pospieszyć. Przyjdę do was po szkole, ale najpierw muszę porozmawiać z Hildą.
Elise skinęła głową.
- Postąpisz, jak zechcesz, Kristianie. Wiesz, że będzie nam miło, jeśli z nami zamieszkasz. Kiedy wuj Kristian wróci do Ameryki, możesz spać w łóżku, które zajmujemy teraz ja i Johan, w pokoju Jensine i Hugo. W międzyczasie będziesz musiał zadowolić się ławą w pokoju.
Kiedy wyszedł, spojrzała na Johana.
- Nie chciałam powiedzieć mu prawdy o pieniądzach. To, że zbiegły Cygan to nasz dziadek, jest już wystarczająco straszne.
Johan skinął głową.
- Zgadzam się z tobą. Z drugiej strony jest już dość duży, aby poznać prawdę o rodzinie ojca. Miejmy nadzieję, że teraz już nie będziemy mieć już do czynienia z twoim dziadkiem. Na pewno się dowiemy, czy został pojmany, czy też udało mu się zbiec. W każdym razie do Kristianii raczej nie wróci.
Odetchnęła z ulgą.
- Pomyśl, że jednak nie jesteśmy tacy biedni! Przed południem zabiorę dzieci do miasta, by kupić ci nowe skarpety. Dagny nie może dziś przyjść, więc i tak za dużo nie uda mi się napisać.
- Kup też ciepłe kurtki dla chłopców. Stare są już znoszone i cienkie. Na zimę potrzebują czegoś grubszego.
Kiedy kupiła skarpety dla Johana, ruszyła z stronę Møllergaten. Wydanie sporej sumy pieniędzy na nowe kurtki wydawało jej się zbytkiem, skoro w składnicy ubrań dla biednych dzieci z pewnością bez problemu znalazłaby używane. Niestety w sklepie nie znalazła nic, co by się nadawało, więc ruszyła dalej w stronę centrum. W starej gazecie trafiła na ogłoszenie sklepu Braci Dobloug z cenami ubrań dla konfirmantów. Garnitur kosztował 16 koron i 50 øre, więc kurtka nie powinna kosztować więcej, choć była wykonana z grubszego materiału. Jeśli dopisze jej szczęście, uda jej się kupić dwie kurtki i dwie pary butów zimowych za nieco ponad 50 koron.
Dzięki Bogu za to, że dziadek zwrócił pieniądze! Teraz, kiedy wszystko dobrze się skończyło, mogła mu wybaczyć kradzież i niewdzięczność. Życzyła mu, by bezpiecznie wydostał się z Kristianii i by wziął sobie to serca to, co powiedzieli mu o znalezieniu pracy.
Nie doszła za daleko, kiedy usłyszała, że ktoś ją woła. Odwróciła się i ku swemu wielkiemu zdumieniu zobaczyła machającego do niej pana Wang-Olafsena. Zatrzymała się, czekając, aż podejdzie. Hugo zaczęły boleć nóżki, a Jensine chciało się spać. Miała nadzieję, że uda jej się kupić wszystko, co zaplanowała, nim będzie musiała wracać do domu ze względu na dzieci. Z drugiej jednak strony dawno już go nie widziała, a trudno było o milszą niespodziankę niż spotkanie właśnie jego.
- Witam panią, pani Ringstad. Przepraszam, chciałem powiedzieć pani Thoresen. Gratuluję. Nie widziałem pani od czasu ślubu, ale dużo o was wszystkich myślałem.
Uśmiechnęła się.
- Miałam zamiar pana do nas zaprosić, ale czas tak szybko leci, że jakoś nie miałam jeszcze okazji. Poza tym muszę przyznać, że troszkę się obawiałam. Opowiedziałam mojemu mężowi o Asle Diriksie, a zakładam, że ten temat powróci przy okazji pana wizyty. Johan potrafi poważnie się zdenerwować, a kiedy zdradziłam mu, co mi się przytrafiło na ulicy Oscara, od razu chciał wybiec, by mnie pomścić. Poprosiłam go, by zachował spokój i wyjaśniłam, że mam inny plan. Teraz niecierpliwie czekam, kiedy wydawnictwo Grøndahl i Syn przyjmie moją ostatnią powieść Córka przekupki, w której opisuję przeżycia głównej bohaterki w domu takim, jak dom Diriksa.
Pan Wang-Olafsen wydawał się zamyślony.
- Mam nadzieję, że nie daje pani zbyt wyraźnie do zrozumienia, o której rodzinie pani pisze. Mogą wnieść przeciwko pani sprawę o pomówienie.
Pokręciła głową.
- Tylko Asle Diriks domyśli się, że chodzi o niego. Zakładam, że przeczyta książkę. Jeśli jego ojciec się na nią natknie, to co najwyżej będzie zdumiony, że opis domu tak bardzo przypomina jego własny, ale nigdy nie przyjdzie mu do głowy, że jego syn mógłby zrobić coś tak strasznego. - Zmarszczyła czoło. - Myślałam, że pan się ze mną zgadza.
- Tak, uważam, że to byłoby straszne, gdyby tak łatwo się z tego wywinął. Jeszcze teraz gotuję się ze złości na myśl o tym, co pani przeżyła, ale jestem adwokatem. Od razu myślę o sprawach sądowych, a skoro pani jest uboga, a jego ojciec bardzo bogaty, doskonale wiem, jak taka sprawa by się zakończyła. Jednocześnie podziwiam panią za odwagę. Jeśli nikt nie ośmieli się stawić temu czoła, tacy rozpieszczeni, pozbawieniu skrupułów synalkowie bogatych ojców dalej będą robić, co im się rzewnie podoba. Jeśli wynikną jakieś problemy, będę panią wspierał. Może pani na mnie liczyć.
- Bardzo panu dziękuję. Jak się pan w ogóle miewa? A pana syn i jego rodzina?
- Na szczęście wszystko w porządku, ale są tak zajęci, że zbyt rzadko ich widuję. A jak miewa się ciotka ojca pani pierwszego męża, Ulrikke Ringstad? Chyba już dawno nie gościła w stolicy?
- Tak, minęło już sporo czasu od jej ostatniej wizyty. Nie była u nas, odkąd drugi raz wyszłam za mąż. Nie jestem pewna, czy chce do nas przyjechać. Moje drugie małżeństwo może być dla niej powodem smutku. Tak bardzo kochała Emanuela.
- Ale uwielbia także panią, Pedera i pozostałe dzieci. Ja odniosłem wrażenie, że się ucieszyła z tego, że założyła pani nową rodzinę. Podczas przyjęcia bożonarodzeniowego u pani siostry wyglądała na wielce zadowoloną. Czy mylę się, twierdząc, że przeżyła potem zawód?
Elise poczuła, że czerwieni się za ciotkę Ulrikke. Skinęła głową.
- Nie myli się pan, ale myślę, że powinna się cieszyć, że sprawy właśnie tak się potoczyły. Widać nawet starsza kobieta lubi czasem snuć romantyczne marzenia, ale wydaje mi się, że one rzadko kiedy prowadzą do czegoś dobrego. Tak było przynajmniej w jej wypadku. Różnili się pod każdym możliwym względem.
- Tak więc miałem rację. Rozumiem, że niełatwo pani o tym mówić. Mężczyzna, którego to dotyczy, został teraz pani teściem.
Znów skinęła głową.
- Rzadko go widujemy. On najlepiej czuje się w Toten, gdzie dorastał. Mój mąż nie żyje z nim w najlepszych stosunkach. Czuje gorycz po śmierci matki, bo uważa, że ojciec ją zawiódł.
- A więc tak się sprawy mają. Nie chciałem być niedyskretny. Nie musimy więcej o tym rozmawiać. Może da się pani zaprosić do cukierni? Z przyjemnością kupię wam wszystkim napoleonki. Sam mam wielką ochotę na kawę.
- Mam nadzieję, że nie została pani okradziona przez tego uciekiniera z Akershus? - zapytał nagle, kiedy usiedli w kącie cukierni na rogu. Dzieci z takim zapałem oddały się jedzeniu ciastek, że krem aż tryskał we wszystkie strony.
Elise nie zdołała ukryć przerażenia.
- Co... co pan ma na myśli?
- Nie czytała pani ostatnio gazet? Jakiś Cygan zdołał uciec z Akershus i był ścigany aż do mostu Beier. Tam urwały się ślady, ale po kilku dniach znów został pojmany, tym razem jego kieszenie były pełne złodziejskich łupów. Próbował przekonać policję, że to nie on je ukradł, a jego współwięzień, który zdradził mu miejsce ukrycia złotych monet, które zrabował pięć lat temu. Cygan powiedział, że udało mu się je odnaleźć i miał zamiar zanieść je na policję. - Pan Wang-Olafsen uśmiechnął się. - Jak można być aż tak głupim? Przecież policja nigdy nie uwierzy w taką naciąganą historię.
Elise poczuła, że robi jej się ciepło i zimno na zmianę. Lort-Anders z pewnością zdradził dziadkowi miejsce ukrycia łupu z nadzieją, że ten je znajdzie i przeszmugluje do niego do więzienia. Może miał nadzieję, że w ten sposób kupi sobie wolność? Skoro dziadek oddał jej pieniądze, to pewnie chciał zwrócić także łup. W każdym razie taką miała nadzieję. Pan Wang-Olafsen znów się uśmiechnął.
- Wydaje mi się, że pani zbladła. Proszę się nie obawiać. Cygan trafił za kratki i już nigdy nie uda mu się uciec. Po tym zdarzeniu trafił do pojedynczej celi, w której spędzi resztę życia.
Nie mogła się powstrzymać przed wyrażeniem swego zdania.
- Uważam, że nowe prawo dotyczące włóczęgów jest zbyt surowe. Rozumiem, że ludzi należy karać, kiedy popełnią przestępstwo, ale nie rozumiem, dlaczego przemieszczanie się z miejsca na miejsce ma uchodzić za zbrodnię.
Uśmiechnął się przekonująco.
- Każdy jest kowalem własnego losu. Ten, kto nie pracuje, by zarobić na swoje utrzymanie, nie może żądać, by inni go wykarmili.
Nic nie powiedziała. Radość ze spotkania minęła. Nie mogła przestać myśleć o tym, że jej dziadek resztę życia spędzi samotnie w więziennej celi i że pan Wang-Olafsen zgadza się z wyrokiem.
- Proszę mi opowiedzieć o mężu - zaczął przyjaznym głosem. Pewnie pomyślał, że przeraził ją poprzedni temat rozmowy. Z pewnością była jedyną osobą, której nie podobało się nowe prawo.
- Może używać starej kuźni w gospodarstwie jako warsztatu. Właśnie skończył rzeźbę, która przedstawia robotnicę z niemowlęciem na ręku w drodze do pracy.
Bez słowa skinął głową i patrzył na nią.
Czyżby reagował tak, jak mężczyźni, których sprowadził profesor, a którzy nie chcieli kupić rzeźby tylko dlatego, że przedstawiała pracownicę fabryki? Poczuła narastający bunt.
- To piękne dzieło, choć temat jest smutny. Udało mu się uchwycić bezsilność na jej twarzy, a jej postawa świadczy o śmiertelnym zmęczeniu.
- Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Oboje jesteście utalentowani. Źle zrozumiała pani moje milczenie, pani Ringstad. - Uśmiechnął się. - Przepraszam, pani Thoresen. Chyba zaczynam się starzeć, ale bardzo przywykłem do zwracania się do pani nazwiskiem pani pierwszego męża. To, że milczałem, nie miało nic wspólnego z pracą pani męża. Wcześniej czy później takie motywy zostaną nie tylko uznane, ale staną się wręcz pożądane i cenione. Robotnicy będą mieć coraz więcej do powiedzenia. Pewnego pięknego dnia ich praca będzie wynagradzana tak jak inne, ale ten czas jeszcze nie nadszedł. Niestety. Powodem mego zamyślenia była pani reakcja na to, co powiedziałem o tym Cyganie. Widziałem w pani oczach poruszenie i myślę, że jego powodem nie było to, że dopuścił się kradzieży, ale to, że spotkała go tak surowa kara. Jest pani mądrą kobietą. Bardzo chciałbym się dowiedzieć, co pani pomyślała.
Elise szybko podjęła decyzję. Albo wóz, albo przewóz.
- Ale wtedy być może nie będzie pan chciał mieć ze mną więcej do czynienia.
- No, pani Elise! Miałbym odwrócić się do pani plecami z powodu różnicy zdań? Spojrzała mu w oczy.
- Ten Cygan, o którym pan mówił, to mój dziadek. Zapadła cisza. Zauważyła, że kolor jego twarzy się zmienił, ale nie wiedziała czy powodem tego był szok czy rozczarowanie. Wiedziała, że bardzo cenił sobie ich przyjaźń i chętnie spotykał ją i chłopców. Może teraz zrozumiał, że to dłużej niemożliwe?
- Myślę, że policja się pomyliła - kontynuowała, skoro się nie odzywał. - Jestem przekonana, że chciał oddać łup.
Powoli opowiedziała mu o zaskakującej wizycie i o pieniądzach, które zabrał, ale które oddał tego samego wieczoru i o liściku, który im towarzyszył.
- Dlatego uważam, że klejnoty także chciał zwrócić - zakończyła. - Ludzie się przecież zmieniają, czyż nie?
Pan Wang-Olafsen wciąż siedział nieporuszony i patrzył na nią, nic nie mówiąc. Zrozumiała, że to, co powiedziała, wywarło na nim wielkie wrażenie. W jego wzroku nie było osądu ani uprzedzenia, zgodnie z jej przewidywaniami. Dlatego, że tak dobrze go znała, wiedziała, jak zareaguje na jej tajemnicę, sekret, którego nie zamierzała zdradzać komukolwiek innemu.
Nawet Pederowi bała się powiedzieć prawdę. Nie dlatego, że gardziłby dziadkiem, wprost przeciwnie, dlatego, że mógłby ulec pokusie i podzielić się tajemnicą z jakimś kolegą z klasy. Mógłby to zrobić, by się popisać, bo historia była przecież bardzo ciekawa i ekscytująca. Jednak to, że w jego żyłach płynie cygańska krew, mogłoby go narazić na jeszcze więcej dokuczliwych uwag ze strony szkolnych kolegów.
- Rozumiem więc - powiedział wreszcie. - Cieszę się, że mi pani o wszystkim opowiedziała. Przypuszczam, że nikt inny o tym nie wie, i czuję się zaszczycony, że mi pani zaufała.
Uśmiechnęła się.
- Może powinnam powiedzieć o tym innym, ale brak mi odwagi. To mogłoby mieć negatywny wpływ na całą moją rodzinę. Jak pan wie, Peder ma problemy w szkole i często jest wyśmiewany. Gdyby jego koledzy dowiedzieli się, że jego dziadkiem jest ścigany Cygan, jego sytuacja jeszcze by się pogorszyła.
Pan Wang-Olafsen skinął głową.
- Zgadzam się z panią. Musi pani trzymać to w tajemnicy Kto jeszcze o tym wie?
- Nikt poza moim mężem i Kristianem. Młodsze dzieci widziały Cygana, ale nie wiedziały kto to, a na Kristianie można polegać.
- I naprawdę pani myśli, że chciał oddać łup policji?
- Tak myślę. Wielu powiedziałoby pewnie, że jestem naiwna i łatwowierna, ale naprawdę w to wierzę.
- To nie jest niemożliwe. Dała mi pani o czym myśleć, pani Thoresen. Muszę przyznać, że podzielałem poglądy pastora Jacoba Walnuma, że Cyganie nigdy nie nauczyli się zaradności i że są wychowywani do żebrania, kradzieży i oszukiwania, a jedyne, co może pomóc, to zmuszenie ich do innego życia.
- Może i pan, i on macie rację, ale uważam, że stowarzyszenie na rzecz zwalczania włóczęgostwa posuwa się za daleko, odbierając rodzicom dzieci. Stowarzyszenie jest zdania, że rodzina i krewni znaczą dla włóczęgów więcej niż dla innych i dlatego muszą zrywać te rodzinne więzy. Jako matka bardzo mocno reaguję na takie pomysły. Słyszałam o dzieciach, które odbierano rodzicom i umieszczano w sierocińcach albo w rodzinach zastępczych. Gdyby ktoś spróbował mi odebrać dzieci, mogłabym zabić! - Uśmiechnęła się, by złagodzić ton swej wypowiedzi. - Pewnie rozumie pan, o co mi chodzi. Myślę, że umarłabym z rozpaczy. Słyszałam historie o Cyganach, którzy cukierkami wywabiali swoje dzieci z sierocińców. Jeden z ojców napisał do kuratorium z prośbą, by jego mała córeczka zamieszkała w pobliżu, bo inaczej jego żona umrze ze zgryzoty. Jego prośba nie została wysłuchana. Rodzice nie wiedzą, gdzie się podziało ich dziecko, a żona ze smutku odchodzi od zmysłów.
Pan Wang-Olafsen zmarszczył czoło i powoli pokręcił głową.
- Mogłaby pani o tym napisać, pani Thoresen! Oczywiście proszę nie czynić Cyganów głównymi bohaterami, bo nie sprzeda pani książki, ale niech główny bohater spotka taką cygańską rodzinę i pochyli się nad jej losem. Proszę opisać rozpacz matki, która nie wie, gdzie jest jej mała córeczka i, jak inne matki, choruje z rozpaczy! Może uda się pani przedstawić tę sytuację z perspektywy Cyganów, nie budząc zgorszenia. To musi się udać, jeśli zachowa pani ostrożność. Najważniejsze, by czytelnik wczuł się w sytuację matki, zapominając o tym, że pochodzi z niebezpiecznego ludu, jak niektórzy nazywają Cyganów.
Elise zapaliła się na samą myśl.
- To doskonały pomysł. Spróbuję, kiedy skończę moją obecną książkę o chłopcu z Sagene. Pan Wang-Olafsen znów zmarszczył czoło.
- Nigdy nie rozmawialiście o tym, że pani ojciec był synem Cygana. Pokręciła głową.
- Matka mówiła, że nigdy nie powinniśmy z nikim o tym rozmawiać. Nie sądzę, by inni mieszkańcy gospodarstwa o tym wiedzieli. Matka została odrzucona przez swoją rodzinę, bo wyszła za Cygana. Wiedziała, jakie to niebezpieczne. Jeden z jej braci niedawno przyjechał z wizytą z Ameryki i bardzo się zasmucił, kiedy się dowiedział, że zmarła. Pozwoliłam mu przeczytać jeden z rozdziałów mojej książki, w którym piszę o młodości matki i ojca. Wtedy zrozumiał, jak bardzo byli w stosunku do niej niesprawiedliwi. Ojciec nie był włóczęgą. Kiedy matka się w nim zakochała, był marynarzem, a potem pracował w fabryce w Ulefoss, gdzie cieszył się powszechną sympatią, także rodziców matki. Kiedy jednak ci dowiedzieli się, że jest Cyganem, odwrócili się do niego plecami. Matka i ojciec wyjechali do Kristianii, gdzie dostali pracę w fabryce. Ojciec zaczął pić po tym, jak na świat przyszedł Peder. Myślę, że miał dość nudnej pracy. Ten problem dotyczy wielu osób. Po dwunastu godzinach w fabryce wracają zmęczeni do ciasnego mieszkania, pełnego płaczu dzieci, brudnych pieluch, biedy i nędzy. Wtedy sięgają po butelkę, by choć przez chwilę zapomnieć.
Pan Wang-Olafsen ze zrozumieniem skinął głową.
- Dzięki pani wyjaśnieniom łatwiej mi to wszystko zrozumieć. Zatem nikt z pani znajomych nie wie, że pani dziadek był Cyganem?
Pokręciła głową.
- Nie sądzę, ale zupełnej pewności nie mam. Pamiętam, że wiele lat temu Peder albo Kristian powiedział, że dokuczano mu z tego powodu, ale nie podejmowaliśmy tematu. Potem już o tym nie wspominał.
- I nikt z Vøienvolden nie widział, że był u was dziadek? Potrząsnęła głową.
- Była paskudna pogodna. Grzmiało, błyskało i lało jak z cebra. W taką pogodę nikt nie wychodzi z domu. Nim przyszedł była u mnie żona dzierżawcy, która głęboko wierzy, że po gospodarstwie chodzi duch starego kowala. Za każdym razem, kiedy mija drzewo, na którym się powiesił, czuje przenikliwy chłód. Przychodzi do mnie mała dziewczynka, która zajmuje się dziećmi, kiedy piszę. Nazywa się Dagny i mieszka przy Sagveien. Kiedy wkrótce po wizycie żony dzierżawcy zjawił się dziadek - stary, zaniedbany mężczyzna z wielką brodą, Dagny pomyślała, że to duch, a ja wcale nie wyprowadzałam jej z błędu. Zamknęłam ją z dziećmi w pokoju dziecięcym, a potem udawałam, że duch zniknął. Nigdy się nie dowiedziała, że pozwoliłam mu u nas przenocować.
- Nie sądzi pani, że mogłaby powiedzieć swoim rodzicom o duchu?
- Tak, myślałam o tym. Obawiałam się także tego, że to mogłoby nas jakoś powiązać ze ściganym Cyganem, ale nic więcej na ten temat nie słyszałam. Dagny była tak pochłonięta lalką, którą dostała od wuja Kristiana, że nie miała czasu na nic innego. To bardzo specyficzna dziewczynka. Niczego się nie boi, ma bujną fantazję i jest przyzwyczajona do trudów życia. Wydaje mi się, że przez lalkę, której nigdy nie miała, zupełnie zapomniała o duchu. Co gorsza, kiedy przyszła do domu, jej ojciec zabrał jej tę lalkę i wstawił do lombardu. Mój wuj odkupił ją i teraz Dagny bawi się nią, kiedy przychodzi do nas. Pan Wang-Olafsen pokręcił głową.
- Biedne dziecko! Że też ojciec mógł zrobić coś takiego.
- Na świecie są ludzie bez serca - odpowiedziała.
9
Na zewnątrz rozległy się jakieś głosy. Elise westchnęła z rezygnacją. Jak ma skoncentrować się na pisaniu, skoro cały czas ktoś przychodzi?
- Dagny, zobacz, kto to! Jeśli to pani Børresen, powiedz jej, że pracuję i nie chcę, by mi przeszkadzano.
Dagny uchyliła drzwi.
- Na podwórku stoi jakaś dama z jakimś panem. Rozglądają się dokoła.
- Pewnie nie mnie szukają. Skoro to jakaś dama, to pewnie chce rozmawiać z właścicielem fabryki. Pobiegnij do nich i poinformuj ich, że pan Eugen Berge mieszka w głównym budynku.
Dagny pobiegła, ale po chwili wróciła zdyszana.
- Oni nie przyszli do niego, tylko do ciebie. Elise spojrzała na nią.
- Do mnie? Jesteś tego pewna? Dagny zdecydowanie skinęła głową.
- Pani powiedziała, że przyszli do pani Ringstad, a ja wiem, że nim przeprowadziłaś się do Vøienvolden nosiłaś to nazwisko.
Elise z wahaniem wstała z krzesła.
- Kto to, do licha, może być? To nie moja siostra z mężem?
- Myślisz, że nie wiem, jak wygląda twoja siostra? Jest dużo ładniejsza niż dama stojąca na podwórzu. Ta jest ładnie ubrana, ale źle jej z oczu patrzy. Gdyby widziała ją moja mama, to by powiedziała, żebym nie oceniała książki po okładce, bo czasem może być ładniejsza niż treść, a czasem odwrotnie.
- Dlaczego nie przychodzą? Nie powiedziałaś im, że tutaj mieszkam?
- Ależ powiedziałam, ale chyba czeka, żebyś przyjęła ją jak królową.
- No, daj już spokój, Dagny. Może to redaktor z wydawnictwa przyszedł z żoną. Nerwowo pogładziła włosy i zdjęła fartuch.
W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - Elise starała się, by jej głos brzmiał możliwie najbardziej przyjaźnie. Drzwi się otworzyły. Elise poczuła, że robi jej się słabo i niedobrze.
- Signe? Co tu robisz? - Nie potrafiła ukryć niechęci. Signe uśmiechnęła się i weszła do pokoju, a za nią podążył mężczyzna z dziwnym uśmiechem na ustach. Miał gładko zaczesane włosy z przedziałkiem na środku i baki. Od razu poczuła do niego niechęć, ale pewnie dlatego, że przyszedł z Signe. Signe uśmiechnęła się aż zbyt serdecznie.
- Dowiedziałam się, że się tutaj przeprowadziłaś, ale nie zdradzę, skąd o tym wiem. - Zatrzymała się na środku pokoju i rozejrzała się. - Widzę, że kiepsko ci się wiedzie. Lepiej ci było na Hammergaten, no ale wtedy utrzymywał cię Emanuel.
Elise poczuła narastający gniew. Serce szybciej jej zabiło, ale zdołała się opanować i nic nie odpowiedziała. Signe na pewno doskonale wiedziała, że Emanuel nie zarabiał wiele w ostatnim roku życia.
- Nie przedstawisz mnie twojemu towarzyszowi? - zapytała. Signe się roześmiała.
- Moja droga, zupełnie o tym zapomniałam. To mój narzeczony, pan Sjur Bergeseth, najbliższy sąsiad gospodarstwa Ringstad.
Elise podała mu rękę.
- Elise Thoresen. Signe znów się roześmiała.
- Prawie zapomniałam, że zmieniłaś nazwisko. Wyszłaś za byłego robotnika z fabryki, który mieszkał w tym samym gospodarstwie co ty, kiedy byłaś dzieckiem, prawda?
Elise skinęła głową. Widać, że bacznie śledziła jej losy.
- Jesteście w podróży? Signe udała, że nie słyszy.
- Czy twój drugi mąż nie siedział w więzieniu Akershus, ale wyszedł, bo zna się na rzeźbiarstwie? Słyszałam, że zajmował się obróbką kamienia do budowy mostu czy czymś z tym stylu?
Elise odwróciła się do Dagny, która z zaciekawieniem przysłuchiwała się rozmowie.
- Zabierz dzieci do pokoiku, Dagny! Teraz wszyscy w gospodarstwie dowiedzą się o ponurej przeszłości Johana, pomyślała Elise i ogarnął ją taki gniew na Signe, że prawie zabrakło jej tchu. Pół biedy, jeśli Dagny powtórzy to pracownikom z Sagveien 8. Wielu i tak już pewnie o tym słyszało, ale właściciel fabryki, Eugen Berge, na pewno nie wie, że Johan siedział w Akershus.
- Masz zupełną rację, Signe. - Spojrzała jej w oczy. - Jego siostra była sparaliżowana i przykuta do łóżka. Skończyły się podtrzymujące jej życie leki i nie mieli pieniędzy na kolejne dawki. Zrozpaczony dał się przekonać złym ludziom do tego, by stać na straży podczas włamania. Dzięki przykładnemu zachowaniu i swojemu talentowi skrócono mu wyrok. Teraz pracuje jako rzeźbiarz i otrzymuje wysoką zapłatę za swoje dzieła.
- Co za poruszająca historia. Mówisz tak, jakby kradzież była moralnie uzasadniona, jeśli człowiek jest bez grosza.
Elise nie odpowiedziała.
- Zakładam, że nie przyszłaś tutaj bez powodu? Signe się uśmiechnęła.
- Skądże, ale jeszcze go nie zdradzę. Właśnie układam pewną układankę i brakuje mi kilku elementów. Zgłosił się do mnie młody i czarujący pisarz, który miał kiedyś z tobą do czynienia i który stwierdził, że ja i on mamy wiele wspólnego.
Elise poczuła ścisk w żołądku. Czy chodziło jej o Asle Diriksa? Co za diabelski plan uknuła?
- Czego ode mnie chcesz, Signe? - zapytała zachrypłym głosem. - Czy nie wyrządziłaś mi już dość krzywd? Za co mnie w ogóle tak nienawidzisz?
- Droga Elise, nigdy nie życzyłam ci źle. Powiedziałam ci tylko, że spotkałam twojego dobrego przyjaciela i że odkryliśmy, że mamy coś wspólnego. Być może gazety także okażą tym zainteresowanie.
- Jeśli mówisz o Asle Diriksie, to pała żądzą zemsty, bo udało mi się wymknąć, kiedy chciał zwabić mnie w pułapkę. Ma się za Boga. To, że kobieta, a tym bardziej prosta robotnica odwróciła się do niego plecami, to zniewaga, której jego duma nie potrafi znieść. To diabeł wcielony. Jeśli się z nim sprzymierzysz, to będzie oznaczało, że jesteś tak zła i zepsuta jak on.
Signe się roześmiała.
- A niech mnie! Ale się zdenerwowałaś. O jakiej pułapce mówisz? Brzmi to bardzo interesująco. Chyba nie chciał cię uwieść? To nieprawdopodobne. Chyba że wziął cię za ulicznicę, o jakich pisujesz.
Elise podeszła do drzwi i otworzył je.
- Wynoś się stąd! Gdyby Johan usłyszał, co powiedziałaś, dałby ci to, na co zasłużyłaś. Signe wymownie spojrzała na narzeczonego i wzruszyła ramionami.
- Teraz sam wiesz, co miałam na myśli. Ona jest niespełna rozumu. Potem odwróciła się do Elise i dodała: - To nie powinno dziwić, skoro w jej żyłach płynie cygańska krew. To pewnie także zainteresuje gazety. Żegnaj, Elise. Jeszcze się z tobą skontaktuję. Aha, miałam przekazać pozdrowienia od teściów. Teściowa niezmiernie się ucieszyła, że znalazłaś sobie nowego męża. Wreszcie nie będzie musiała na ciebie łożyć! - Następnie wyprostowana ruszyła w stronę drzwi.
Elise miała wrażenie, że w jej głowie coś eksplodowało. Nim Signe zdążyła złapać za klamkę, Elise ścisnęła jej ramię.
- Nie, Signe, tak łatwo się nie wywiniesz! Zaskoczona Signe odwróciła głowę. Myśli, że nie ośmielę się stawić jej czoła, pomyślała Elise. To dodało jej sił.
- Jeśli pójdziesz do gazet z tym, co właśnie powiedziałaś, zrobię to samo. Znam redaktora gazety „Verdens Gang” i kilku innych. Oni wiedzą, kim jestem i co sobą reprezentuję. Jeśli piśniesz choć słowo o pochodzeniu mojego ojca, to ja opowiem historię o tym, jak Emanuel stał na straży w Kongsvinger i jak wyrachowana wiejska dziewka z premedytacją uwiodła go, wykorzystując jego strach przed wojną. Opowiem im o tobie, o tym, jak wkroczyłaś do mojego domu, kiedy się dowiedziałaś, że jesteś w ciąży, i robiłaś, co mogłaś, aby odebrać mi męża. Powiem, jak próbowałaś wpłynąć na moją teściową, aby stanęła po twojej stronie, by twój bękart odziedziczył gospodarstwo zamiast mojego syna. Ludzie będą tak oburzeni, że odwrócą się do ciebie plecami. Wielu przyjaciół Hugo Ringstada już cię przejrzało i zna prawdę. Kiedy przeczytają tę historię napisaną ostrym piórem dziennikarza, wymierzoną przeciwko takiej żmii jak ty, zostaniesz odtrącona. Nikt nie będzie chciał cię znać! Zważ moje słowa! Tylko spróbuj pójść do gazet, a zobaczysz, jak to się skończy. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
Potem puściła jej ramię i prawie wypchnęła ją za drzwi, a zawstydzony Sjur Bergeseth podążył jej śladem niczym przestraszony pies.
Dopiero kiedy za nimi zamknęła, przyszła reakcja. Drżała na całym ciele. Co zrobiła i jak postąpi Signe? Jaki miała w tym wszystkim cel? Gdzie się dowiedziała, że zbiegły Cygan to jej dziadek? Bo zapewne właśnie to miała na myśli, mówiąc, że w jej żyłach płynie cygańska krew.
Czy już powiedziała o tym Asle Diriksowi, a może dopiero planuje to zrobić? Czy istnieje niebezpieczeństwo, że już jutro rano napiszą o niej gazety? Co się wtedy stanie z Pederem w szkole?
Signe musiała jednak mieć jakieś wątpliwości. Inaczej by się tutaj nie zjawiła. Musiał być jakiś powód jej wizyty. Czy mogło chodzić o dziedziczenie gospodarstwa? Czy ciotka Ulrikke miała rację, twierdząc, że Hugo Ringstad chciał spisać testament, w którym ustanowił Hugo, a nie Sebastiana, dziedzicem gospodarstwa na wypadek, gdyby zmarł jako pierwszy, a Marie byłaby innego zdania? Kto tak naprawdę był dziedzicem Ringstad, Hugo czy Sebastian? Doskonale wiedziała, czego pragnął Hugo Ringstad, ale czy miał coś do powiedzenia tak długo, jak Signe udawało się przekonać panią Ringstad do czegoś zupełnie innego?
Sama zupełnie przestała myśleć o gospodarstwie. Odziedziczenie czegoś, z czym wiąże się tak wiele nienawiści i zazdrości, tylko sprowadziłoby na nich nieszczęście. Poza tym sprawa dziedziczenia była tak odległa. Tak wiele może się zdarzyć, nim mały Hugo stanie się na tyle dorosły, by móc pokierować gospodarstwem.
Dlaczego Signe ją nienawidziła? Powinno być odwrotnie. To Signe odebrała jej Emanuela. I dlaczego przyjechała? Nie wierzyła, że towarzyszył jej narzeczony. Oczywiście Signe była głupia, ale wychodzenie za mąż za takiego tchórza wydawało się zbyt nielogiczne. A co on mógł w niej widzieć? Już sam sposób jej zachowania mógł przerazić niejednego zalotnika.
Najbliższy sąsiad gospodarstwa Ringstad... Pewnie tu jest pies pogrzebany. Może nie jest najstarszym synem i nie ma widoków na własne gospodarstwo, chyba że ożeni się z dziedziczką.
Czyżby celem było zostanie największym gospodarzem w wiosce, a sposobem na jego realizację małżeństwo z kimś takim jak Signe?
Zatkała rękami uszy. Wciąż słyszała swoje własne słowa, które bez zastanowienia wykrzyczała Signe. Czy naprawdę ośmieli się iść do gazet i powiedzieć prawdę?
Nie mogąc znaleźć spokoju, zaczęła chodzić po pokoju w tę i z powrotem. Nie może powiedzieć Johanowi, co się stało. Byłby tak poruszony, że mógłby się posunąć do czegoś, czego potem oboje bardzo by żałowali.
Może powinna zwierzyć się panu Wang-Olafsenowi? Jest przecież adwokatem i mógłby jej doradzić, co powinna zrobić. Może powinna też odwiedzić ojca Asle Diriksa i powiedzieć mu, co zrobił jego syn? Gdyby nie to, że wczoraj spotkała pana Wang-Olafsena, wcale by teraz o nim nie pomyślała. W każdym razie nie w pierwszej kolejności. To był szczęśliwy traf, że się na niego natknęła po tak długiej przerwie.
Wtedy naszły ją wątpliwości. Czy powinna zawracać panu Wang-Olafsenowi głowę swoimi problemami? Czy była tak wielkim tchórzem, by bać się sama pójść do ojca Asle Diriksa?
Dołożyła do pieca i wstawiła wodę na kawę. Wkrótce przyjdzie Johan, by coś zjeść. Do tego czasu musi się uspokoić.
Dagny zajrzała do środka.
- Czy ta wredna pani już poszła? Elise skinęła głową.
- W jej oczach widziałam zło. - Uśmiechnęła się. - Nie wiedziałam, że jesteś taka odważna, Elise! Widziałam przez szparę, jak złapałaś ją za ramię i wypchnęłaś za drzwi. Wydawała się przerażona i dobrze jej tak!
Elise zdjęła z półki puszkę z kawą i nasypała jej więcej niż zwykle, a potem odwróciła się do dziewczynki.
- Podejdź do mnie na chwilę, Dagny!
Dagny podeszła z wahaniem, podejrzewając, że zrobiła coś złego. Elise przykucnęła i spojrzała jej w oczy.
- Nieładnie jest podsłuchiwać, co mówią dorośli, wiesz o tym? Dagny zawstydzona skinęła głową.
- Jeśli komukolwiek powiesz, co tutaj słyszałaś, nie będziesz już mogła przychodzić, ani bawić się Solveig.
Dagny spojrzała na nią ze strachem.
- Zabierzesz mi lalkę?
- Nie, nie o to chodzi. Próbuję ci tylko uświadomić, że jeśli komuś rozpowiesz, o czym rozmawiałam dziś z tą elegancką damą, to nie będę ci już mogła pozwalać opiekować się Hugo i Jensine. Oczywiście, bardzo bym chciała, żebyś nadal do nas przychodziła, ale nie możesz niczego zdradzić. Rozumiesz?
- Nie wiem, o czym rozmawiałyście. Widziałam tylko, że byłaś wściekła i że ona źle się zachowywała, ale nikomu o tym nie powiem. Obiecuję. Słowo honoru. Nie powiem nawet mojej lalce, ale myślę, że ona i tak nic by nie zrozumiała.
- Dobrze, wierzę ci. Nigdy nie zapominaj, co mi dziś obiecałaś. Dagny energicznie potrząsnęła głową i wróciła do pokoju.
Elise zamyślona zaczęła smarować kromki chleba.
Wciąż się zastanawiała. Pomysł wydawał jej się kuszący, ale jednocześnie wiedziała, że pan Wang-Olafsen odradziłby jej ten krok. Mimo to plan zaczynał nabierać realnych kształtów. Słowa Dagny cały czas do niej wracały: Nie wiedziałam, że jesteś taka odważna, Elise!
Czyżby otaczający ją ludzie mieli ją za tchórza? Podjęła decyzję. Jeszcze im pokaże! Jutro włoży najlepsze ubranie, nawet perłowy naszyjnik, który dostała od wuja Kristiana i wystrojona stawi się w domu rodziny Diriksów na ulicy Oscara.
Dagny powiedziała, że Signe wyglądała na wystraszoną. Czy naprawdę zdołała ją przestraszyć?
Jeśli udało jej się przerazić Signe groźbami o tym, co się stanie, jeśli pójdzie do gazet, to może z ojcem Asle Diriksa też się uda? Mężczyzna musi przecież dbać o swoje dobre imię i z pewnością zrobi, co w jego mocy, aby syn nie został opisany w gazetach w tak uwłaczający sposób. Oczywiście, nie miała żadnej pewności, że jakakolwiek gazeta wydrukuje taką historię, ale musi spróbować. Musi wydawać się pewna siebie i sprawić, by uwierzył, że zna dziennikarzy i redaktorów wielu gazet, a jeśli zacznie podejrzewać, że jest oszustką, to wspomni pana Wang-Olafsena i Benedicta Guldberga z wydawnictwa.
Wreszcie trochę się uspokoiła. Podjęła decyzję. Jutro pokaże Dagny i reszcie świata, że nie jest tchórzem.
10
Usłyszała pogwizdywanie Johana. Była ciekawa, czy uda jej się zachowywać, jak gdyby nigdy nic, i czy Dagny nie da po sobie nic poznać. Johan i ona zwykli jeść obiad z dziećmi. Zdjęła z ognia kawę, nie odwracając głowy.
- Chyba jutro wybiorę się do wydawnictwa, mogę?
- Oczywiście. Przecież będzie u nas Dagny, ale nie wolisz zaczekać na wieści od nich? Niewiele czasu minęło, odkąd zaniosłaś rękopis, a pieniędzy jeszcze na długo nam wystarczy.
- Pamiętaj, że wydałam prawie sześćdziesiąt koron, kiedy byłam w mieście, a tobie też przydadzą się nowe ubrania. Jeśli będziesz wyglądał jak żebrak, kiedy profesor przyjdzie z potencjalnymi kupcami, to mogą odnieść wrażenie, że ciężko ci cokolwiek sprzedać.
- Tak źle wyglądam? - zapytał wesoło. Elise odwróciła głowę i uśmiechnęła się.
- Dla mnie wyglądasz wspaniale, lepiej, niż gdybyś miał na sobie białą koszulę i ciemny garnitur. Mówię o wielkich panach.
- To nie mnie mają kupić, a moje prace. Otworzyły się drzwi do pokoju i ukazała się Dagny.
- Dzieci są głodne.
- Jedzenie zaraz będzie. Możecie już przyjść.
- Czy coś się stało, kiedy byłem w kuźni? - zapytał Johan, kiedy tylko zasiedli do stołu. Elise posłała Dagny ostrzegawcze spojrzenie, ale odetchnęła z ulgą, kiedy dziewczynka powiedziała: - Widzieliśmy małą myszkę na podłodze. Pobiegła pod łóżko Everta.
- Nie ma myszy - powiedziała Jensine z zawodem w głosie. Ostatnio coraz więcej mówiła, ale Elise z trwogą myślała o tym, jakich zwrotów może nauczyć ją Dagny.
Hugo się uśmiechnął.
- Pobiegła do swojej mamy.
- I rodzeństwa - dodała Dagny. Johan się roześmiał.
- Myślicie, że pod łóżkiem Everta mieszka cała mysia rodzina? Dagny skinęła głową.
- Mama, tata i dzieci.
- I zła ciotka - powiedział z zapałem Hugo. Elise zakrztusiła się. Co sprawiło, że to powiedział? Czy to Signe miał na myśli? Szybko zmieniła temat.
- Pani Børresen ciągle do nas zagląda. Zaczyna to być męczące. Chyba postanowiła zatroszczyć się o nasze morale, skoro nie chodzimy ani do kościoła, ani na spotkania wspólnoty.
- Moi rodzice też nie chodzą - powiedziała szybko Dagny. - Ale w niedziele wszystkie dzieci muszą chodzić na chór. Ojciec mówi, że chór niedzielny ratuje miłość, bo kiedy nas nie ma, mogą płodzić kolejne dziecko.
Elise nie wiedziała, w którą stronę spojrzeć ani co powiedzieć. Johan wyglądał na zawstydzonego. Szybko zaczął opowiadać o kolejnej rzeźbie, którą ma zamiar wykonać, a która będzie przedstawiać dziewczynkę tulącą do siebie lalkę.
- Czy to ja i Moje Słonko? - zapytała Dagny podekscytowana. Johan uśmiechnął się.
- Być może. W takim razie dziewczynka powinna mieć na głowie kapelusz z kwiatami i nosić elegancką sukienkę, pomyślała Elise. Inaczej będzie ryzykował, że jej też nie sprzeda, bo jej tematem znów będzie bieda.
W tej samej chwili zawstydziła się. Przecież uzgodnili, że będą pisać o swoim środowisku i rzeźbić obrazy ukazujące los ludzi biednych.
Ucieszyła się, kiedy posiłek dobiegł końca.
Jedząc, postanowiła, że zajrzy do Hildy i pożyczy od niej coś do ubrania, ale nie opowie jej o wizycie Signe. Ani o dziadku. Hilda była impulsywna i łatwo wpadała w gniew. Byłoby miło móc się jej zwierzyć, ale wiązało się z tym zbyt duże niebezpieczeństwo. Zdaniem pana Wang-Olafsena możliwie najmniej ludzi powinno się dowiedzieć o wizycie dziadka, a gdyby Hilda dowiedziała się jeszcze o odwiedzinach Signe, wyszłaby wręcz z siebie. Nie, to co ma zamiar zrobić jutro, powinna zachować w tajemnicy.
Było oczywiście ryzyko, że ojca Asle Diriksa nie będzie w domu, kiedy przyjdzie, ale wiedziała, że ma tam swój gabinet. Na samą myśl robiło jej się słabo ze zdenerwowania.
Kiedy Dagny miała wychodzić do domu, dała jej dziesięć øre, by być pewną, że dziewczynka jutro także przyjdzie.
- Możesz powiedzieć mamie, że u mnie zarabiasz więcej, niż myjąc schody u innych. Dagny skinęła głową i spojrzała na nią z radością.
- Wolę być tutaj i pilnować dzieci, niż myć podłogi. Poza tym wydaje mi się, że moja lalka zaczyna płakać, kiedy mnie nie ma.
- Też mam takie wrażenie. Teraz pospiesz się do domu, Dagny. Robi się późno.
Tej nocy nie zasnęła od razu. Wierciła się niespokojnie, aż wreszcie wstała z łóżka, po cichutko przeszła do sąsiedniego pokoju i ułożyła się w małżeńskim łożu. Wuj Kristian jeszcze nie wrócił z Ulefoss, a Kristian wrócił do domu Hildy i jej męża. Hildzie udało się go przekonać.
Obiecała, że nie zostanie ukarany za to, co zrobił. Poza tym od czasu do czasu będą mu pozwalać chodzić na spotkania na Hausmannsgate, ale nie za często, ze strachu, że mogłoby to mieć wpływ na jego postępy w nauce.
Elise myślała, że Kristian mimo wszystko wybierze Vøienvolden i musiała przyznać, że czuła się zawiedziona jego decyzją. Zwłaszcza po tym, jak Johan okazał mu tyle zrozumienia. Jednocześnie nie trudno było zrozumieć, że dał się skusić wizji własnego pokoju, służących i o wiele smaczniejszego jedzenia niż to, na jakie było stać ją i Johana.
Była pod wrażeniem tego, że Hildzie zawsze udaje się sprawić, by jej mąż postąpił tak, jak ona tego chce. Nie tylko dlatego, że mężczyźni rzadko pozwalali żonom decydować, ale także dlatego, że był od niej o wiele straszy, oraz dlatego, że był kierownikiem fabryki Graah, a ona pracowała tam kiedyś jako zwykła robotnica.
Przenosiny do innego łóżka nie pomogły. Nie mogła zasnąć. Próbowała uspokoić samą siebie, powtarzając, że wcale nie musi odwiedzać jutro pana Diriksa, że może zaczekać jeszcze jeden dzień. Z drugiej strony wiedziała, jak bardzo istotna może okazać się ta wizyta. Nie była też pewna, że Signe dała się przestraszyć, choć zdaniem Dagny wyglądała na przerażoną. Zresztą, czy Signe kiedykolwiek się bała? Zawsze dopinała swego.
Kiedy wstała, czuła się zmęczona. Spojrzała w lustro i dostrzegła ciemne cienie pod oczami. Odwaga zupełnie ją opuściła. Całe przedsięwzięcie na pewno skończy się fiaskiem. Może pan Diriks roześmieje się jej prosto w twarz albo wyrzuci ją z krzykiem. Nie wiedziała, co byłoby gorsze.
Chłopcy poszli do szkoły, a Johan zerknął na nią, kiedy sprzątała ze stołu.
- Czy coś się stało, Elise? Pokręciła głową, nie patrząc na niego.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Wydajesz się taka zamyślona i jakby trochę smutna.
- To dlatego, że boję się pójść do wydawnictwa.
- Nie rozumiem więc, dlaczego chcesz to zrobić. Już powiedziałem, że damy sobie radę, nawet jeśli nie dostaniesz zaliczki za książkę, i mimo tego, że nie udało mi się jeszcze sprzedać mojej rzeźby.
- Wiem, ale postanowiłam, że to zrobię. Johan uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
Zakładała, że Hilda będzie w domu tak wcześnie z rana.
Kiedy służąca wprowadziła ją do środka, siostra ze zdumieniem uniosła brwi. W szlafroku siedziała przy śniadaniu i czytała gazetę. Stół nakryto tylko dla jednej osoby, więc jej mąż musiał już dawno wstać i pojechać do fabryki.
- Chyba nic się nie stało, Elise? Elise pokręciła głową.
- Wybieram się do wydawnictwa i zastanawiałam się, czy mogłabyś mi pożyczyć jakieś ubranie. To... to wyjątkowa okazja. - Nienawidziła okłamywać Hildy, Johana i dzieci. - Spotkam ważną osobę, której jeszcze nie miałam okazji poznać.
- Nie stać cię na kupno czegoś nowego? Nie mam nic przeciwko pożyczaniu ci ubrań, ale uważam, że nie powinnaś szczędzić pieniędzy na własne potrzeby. Zwłaszcza, że to ty zarabiasz!
A jednak przyznaje, że mam pracę i pisanie nie jest wyłącznie sposobem na zabicie wolnego czasu!, pomyślała - Johan też nic sobie nie kupuje. Dzieci rosną i ubrania są im bardziej potrzebne. Kiedy Johan coś sprzeda, nasza sytuacja się polepszy - Czy wuj Kristian nie wrócił jeszcze z Ulefoss? Z tego co zrozumiałam, był zainteresowany zakupem rzeźby?
- Nie, nie wrócił. Pewnie spotkał dawnych znajomych i bardzo się z tego cieszę. Musiał być bardzo zawiedziony, kiedy się dowiedział, że matka zmarła.
Hilda otarła usta białą, wykrochmaloną serwetką i wstała od stołu. Jedwabny szlafrok uwydatniał jej kształty. Widać, że ostatnio przytyła.
- Jak bardzo elegancko chcesz wyglądać?
- Tak elegancko, jak to możliwe.
- Mam nowy płaszcz i kapelusz. Najnowsze trendy mody z Paryża. Poza tym mam eleganckie botki. Płaszcz jest już na mnie za ciasny, ale ty jesteś szczuplejsza. - Zmierzyła Elise wzrokiem. - Nie jesteś chyba w ciąży?
Elise zaczerwieniła się i roześmiała zawstydzona.
- Skąd wiesz? Przecież jeszcze tego nie widać.
- A ja widzę. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale wyglądasz trochę inaczej. Cieszysz się czy żałujesz? Koniec końców, masz już dwójkę plus Pedera i Everta.
- Oczywiście, że się cieszę. To pierwsze dziecko moje i Johana. Johan promienieje. Mimo wszystko boleśnie przeżył to, że Lars okazał się nie być jego synem i w dodatku został zabrany do Ameryki. Johan uwielbia dzieci. Hugo i Jensine są w nim zakochani i nazywają go tatą.
- Czy Hugo już zapomniał Emanuela? Elise skinęła głową.
- Nigdy o nim nie rozmawiamy, a Hugo miał tylko dwa i pół roku, kiedy on zmarł. A jak miewa się Kristian?
- Dobrze. Na szczęście on i Ole Gabriel znów ze sobą rozmawiają. Ole Gabriel wygłosił mu długie kazanie, w którym wyjaśnił, co myśli o tych spotkaniach i dlaczego jest im przeciwny, choć nie zabronił mu w nich uczestniczyć, a tylko uświadomił mu zagrożenia. Wydaje mi się, że Kristian jest na tyle dorosły, by to zrozumieć. Mam wrażenie, że po tej rozmowie mają do siebie bardziej przyjazny stosunek.
- To wspaniale. Opowiedział o dziewczynie, z którą poszedł do domu? Hilda z uśmiechem skinęła głową.
- Jest zakochany. Podejrzewam, że to także ze względu na nią chodzi na spotkania. - Zmarszczyła czoło. - Ale nie chce już pójść do niej do domu. Nie wiem dlaczego. Próbowałam go wypytać, ale zbył mnie, mówiąc, że nie polubił jej rodziców. To niepodobne do niego. Tego dnia, kiedy tam był, dostał nawet resztki z obiadu, pieczony boczek, jego ulubione danie. - Wzruszyła ramionami. - Niech robi, co chce, ale wolę, by przychodzili albo do nas, albo do jej rodziców, zamiast włóczyć się po ulicach. Obawiam się, że nie chce jej tutaj przyprowadzić, bo wstydzi się, że mieszkamy w tak dobrych warunkach. Czy to nie dziwne zachowanie? Inni byliby z tego dumni.
Elise pomyślała swoje, ale nic nie powiedziała. Rozumiała go. Hilda i robotnicy żyli w dwóch różnych światach. Dziewczyna, w której zakochał się Kristian, mogłaby się czuć skrępowana i przytłoczona.
- Chodźmy do sypialni, to znajdę dla ciebie jakąś sukienkę i bieliznę. Powinnaś włożyć gorset i cienkie pończochy. Płaszcz przecież zdejmiesz.
Kiedy Elise przed wyjściem stanęła przed wielkim lustrem w przedpokoju, z trudem rozpoznała własne odbicie. Hilda elegancko upięła jej włosy, a płaszcz i kapelusz wyglądały zupełnie jak te, które noszą eleganckie damy spacerujące po ulicy Karla Johana.
- Czy to naprawdę ja? - krzyknęła zdumiona.
- Tak, teraz wyglądasz tak, jak powinnaś wyglądać cały czas. Wtedy sprzedałabyś więcej książek, a gazety pisałyby o twojej twórczości.
- Co za bzdury! Przecież tu nie chodzi o mnie. Piszę o warunkach życia robotników.
- To bez znaczenia. Jeśli opinia publiczna nie uzna cię za interesującą, to nikt nie będzie sięgał po twoje książki. - Roześmiała się. - Teraz powinnaś pójść do tkalni i przywitać się z panią Johannessen i Sigvartem Samsonem. Nie uwierzyliby własnym oczom.
Elise poczuła, że jej zdenerwowanie zmalało. Kiedy zobaczy ją ojciec Asle Diriksa, to raczej nie pomyśli, że pochodzi ze zwykłej robotniczej rodziny. W ciszy podziękowała matce, która nauczyła ją ładnie mówić. Dziś zagra damę z zachodniej części miasta.
- Wydajesz się bardzo podekscytowana. Boisz się spotkania z tym mężczyzną?
Skinęła głową.
- Tak, to będzie decydujące spotkanie. Hilda była zdumiona.
- Ma aż tyle do powiedzenia w wydawnictwie? Przytaknęła.
- Więcej, niż bym chciała.
- Dobrze więc, że przyszłaś. Pomyśl, co by było, gdybyś się z nim spotkała w twoim starym płaszczu? Możesz mówić, co chcesz, Elise, ale czasem to prawda, że szata zdobi człowieka.
Elise westchnęła.
- Może masz rację. Muszę jednak już iść. Życz mi szczęścia!
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Nawet nie wiesz, jak wspaniale się teraz prezentujesz. Był jakiś powód tego, że Johan zrezygnował ze świetlanej przyszłości w Paryżu i wrócił do ciebie. On, taki przystojny mężczyzna, mógł zdobyć serce niejednej francuskiej piękności.
Elise się roześmiała.
- Mimo tego, że nosił starą koszulę i połatane spodnie?
- Pewnie miałby o wiele większe szanse, gdyby nosił koszulę i garnitur, ale... Elise uścisnęła ją.
- Bardzo ci dziękuję za pomoc. Oddam wszystko, jak wrócę do domu.
Na szczęście była piękna pogoda, choć było dość zimno. Zapowiadała się wczesna zima. Zadrżała na samą myśl o tym, ale pocieszała się tym, że mogą używać tyle drewna, ile zapragną. Była wdzięczna dzierżawcy.
Co zrobi, jeśli Asle Diriks będzie w domu? To nie z nim chciała porozmawiać i nie miała najmniejszej ochoty się na niego natknąć. Będzie zaciekawiony, dlaczego przyszła porozmawiać z jego ojcem. Może zacznie żywić jakieś podejrzenia? Być może nie wpuści jej do domu. Wtedy jego ojciec wcale nie dowie się o jej wizycie.
W każdym razie spróbuje, ale jeśli się nie powiedzie, będzie mogła wrócić kiedy indziej. Poza tym nie miała pewności, że Asle Diriks będzie chciał pójść do gazet. Choć skontaktował się z Signe, by wymyślić jakiś demoniczny plan, niekoniecznie musi chcieć się nim dzielić z całym światem.
Odetchnęła głęboko, starając się dodać sobie otuchy. W najgorszym razie zostanie wyrzucona za drzwi.
11
Kiedy się zbliżała, zauważyła wyjeżdżający przez bramę powóz, do którego zaprzężone były dwa konie.
Poczuła zawód. Pewnie to pan Diriks wyjeżdżał i cały jej misterny plan wziął w łeb. Zmarnowała cały dzień. Nic nie napisała, a Johan będzie się dziwił, jeśli raz jeszcze wybierze się do wydawnictwa.
Może wyjechał tylko na chwilę? Postanowiła zapytać służbę, kiedy wróci i zaczekać. Nawet gdyby przyszło jej długo czekać, będzie to lepsze rozwiązanie, niż gdyby miała wrócić kiedy indziej. Wówczas znów musiałaby pożyczać ubrania od Hildy i prosić Johana, aby zajął się dziećmi.
Z wahaniem przeszła przez zdobioną bramę. Gruz chrzęścił pod jej stopami, kiedy zmierzała w stronę wejścia. Była pod wrażeniem budynku. Dom miał bogato zdobione gzymsy i balkony. Drzwi do stajni stały otworem. Wewnątrz dostrzegła wypolerowany samochód. Nie było najmniejszych wątpliwości, że pan Diriks należał do najbogatszych mieszkańców miasta.
Skoro kupił sobie samochód, to może jednak to nie on wyjechał przed chwilą konnym powozem? To mogła być jego żona. Albo syn. Wróciła nadzieja, ale jednocześnie nerwy sprawiły, że jej dłonie stały się wilgotne i zaschło jej w ustach.
Nie możesz okazać strachu! Nie masz się czego wstydzić. Co osiągnął Asle Diriks w porównaniu z tobą? Nic. Nazywał siebie pisarzem i opublikował kilka artykułów, ale to wszystko. Prawdopodobnie wkrótce ukaże się jej trzecia książka. Z całą pewnością może uważać się za pisarkę.
Te myśli pomogły. Zastukała kołatką i po chwili usłyszała lekkie kroki za drzwiami. Nim ktoś otworzył, wyprostowała się i odrzuciła w tył głowę. Nie będą patrzeć na nią z góry i traktować jej jak gorszą!
- Nazywam się Elise Thoresen. Jestem pisarką. Chciałabym porozmawiać z panem Diriksem seniorem.
Służąca dygnęła.
- Proszę chwilę zaczekać. Zapytam pana, czy ma teraz czas. Zniknęła, ale szybko wróciła.
- Proszę bardzo. Pan Diriks czeka w gabinecie.
Na szczęście nie był to ten sam pokój, w którym znalazła się tego strasznego dnia. Za wypolerowanym, lśniącym, wielkim biurkiem siedział korpulentny jegomość o siwych włosach i siwych bakach. Miał na sobie koszulę i czarny garnitur. Spoglądał przez binokle, a kiedy ją zauważył, wstał ze zdobionego krzesła, oddychając ciężko, jakby kosztowało go to nadludzki wysiłek.
- W czym mogę pani pomóc, pani...
- Elise Thoresen. Nie zna mnie pan, panie Diriks, ale jest coś, o czym zmuszona jestem z panem porozmawiać.
- Proszę, niech pani usiądzie! - Wskazał krzesło naprzeciwko swojego po drugiej stronie biurka. Dzieliła ich znaczna odległość, ale tak było chyba najlepiej. Oboje usiedli.
- Napije się pani czegoś? Może szklaneczkę sherry? Pokręciła głową.
- Nie, dziękuję.
- Wydaje mi się, że służąca przedstawiła panią jako pisarkę.
- Tak, wydałam dwa zbiory opowiadań i niedawno dostarczyłam wydawnictwu rękopis mojej powieści.
- O jakie wydawnictwo chodzi?
- Grøndahl i Syn. Z uznaniem skinął głową.
- Znam szefa wydawnictwa i jednego z redaktorów, pana Benedicta Guldberga. Elise poczuła się swobodniej. Uśmiechnęła się.
- To właśnie on przyjął moje książki.
- Jestem więc pewien, że ma pani talent. Niełatwo jest go przekonać. Wstyd mi przyznać, że nie spotkałem się jeszcze z pani literaturą, ale mam tyle zajęć, że nie śledzę nowości wydawniczych tak, jak bym chciał. Jak nazywają się pani książki?
- Pierwsza nazywa się Podcięte skrzydła, a druga Dym na rzece. Powieść nazwałam Córka przekupki.
Roześmiał się.
- To dziwny tytuł. Zna pani jakąś przekupkę, pani Thoresen? Pokręciła głową, ale nie uśmiechnęła się.
- Piszę o robotnikach fabrycznych i najbiedniejszych warstwach społecznych. Z jego twarzy także zniknął uśmiech. Zmarszczył czoło.
- Co skłoniło panią do wyboru tak... jakby to określić... nietypowej tematyki? Chciała odpowiedzieć, że jej pochodzenie, ale pohamowała się. To jeszcze nie ten moment.
Najpierw musi zyskać jego sympatię i przychylność.
- Współczucie - odpowiedziała. Patrzył na nią wyraźnie zdumiony.
- Pochodzi pani może z rodziny, która niesie pomoc ubogim?
- Nie, ale widziałam wiele biedy i cierpienia. - Chciała powiedzieć, że dostrzega wiele niesprawiedliwości we współczesnym świecie, ale postanowiła z tym także zaczekać.
- Muszę też przyznać, że nie słyszałem o pani mężu. Powinienem go znać? - zapytał uśmiechając się lekko, co dodawało mu uroku. Wydawał się o wiele weselszy niż jego syn.
- Mój mąż jest rzeźbiarzem. Nazywa się Johan Thoresen. - Spojrzała na niego tak, jakby oczekiwała, że o nim słyszał.
- Johan Thoresen... - Zamyślił się. - Nazwisko wydaje się znajome. Tak mi wstyd, pani Thoresen. Moja żona śledzi wydarzenia kulturalnie. Chodzi na wystawy, czyta recenzje w prasie i zna każdego artystę, który coś znaczy. Z pewnością słyszała o pani i pani mężu. Gdzie się kształcił?
- W Kopenhadze i Paryżu. Wrócił dopiero latem i póki co lepiej zna Paryż niż Kristianię. Nim opuścił stolicę Francji, sprzedał jedną ze swoich prac bardzo znanemu handlarzowi dziełami sztuki. Wielu klientów się o nią biło. - Roześmiała się cicho. - Przepraszam, teraz się przechwalam, ale naprawdę jestem z niego bardzo dumna. Właśnie skończył piękną rzeźbę przedstawiająca młodą robotnicę w drodze do pracy z maleńkim niemowlęciem na ręku. Jest wychudzona i wygląda na zagubioną. Za każdym razem, kiedy na nią patrzę, mam wrażenie, że jest żywa.
- Tak więc on podejmuje tę samą tematykę co pani? Widzę, że są państwo idealistami. Jak wielu innych artystów. To dobrze. Jeśli nikt nie będzie próbował uświadomić ludziom nierówności społecznej, nic nie zostanie zrobione, aby zmienić ten stan rzeczy.
Elise się zdumiała. Nie spodziewała się usłyszeć z jego ust takich słów.
Czy naprawdę był takiego zdania? A może chciał jej tylko sprawić przyjemność?
Jeśli mówił prawdę, to on i syn muszą się diametralnie różnić.
Jednak Asle Diriks też początkowo robił wrażenie osoby zaangażowanej w sprawy biedoty.
Do chwili, kiedy stanął twarzą w twarz z jej przedstawicielem. Wtedy zrozumiała, że kierowała nim wyłącznie ciekawość. Może także nadzieja, że zdobędzie ciekawy temat na książkę. Dał wprawdzie Othilie dwieście koron, ale tylko po to, by zrobić Elise przyjemność.
Mężczyzna wyjął ze srebrnej szkatułki cygaro i zapalił.
- Gdzie pani mieszka, pani Thoresen?
- W gospodarstwie Vøienvolden. Spojrzał na nią zdziwiony.
- U właściciela fabryki, Eugena Berge? Skinęła głową.
- Póki co. Szukamy domu dla siebie, ale bezskutecznie. Z powodu specyfiki naszej pracy, chcemy mieszkać w pobliżu fabryki.
- Pewnie nie mają państwo jeszcze dzieci?
- Ależ mamy, dwójkę. Chłopca w wieku czterech i dziewczynkę w wieku dwóch lat. Poza tym moi młodsi bracia mieszkają z nami. Straciliśmy rodziców.
Uśmiechnął się.
- Ma pani złote serce, skoro zajęła się pani młodszym rodzeństwem i pisze o biednych. Zaciągnął się cygarem i wypuścił kłęby dymu.
- Rozumiem, że przychodzi pani z czymś ważnym. Widzę, że ma pani pewne obawy związane z przekazaniem mi tego, bo inaczej już dawno by to pani zrobiła. Jest pani bardzo mądra, poświęcając trochę czasu na to, byśmy się lepiej poznali. Taki sposób postępowania bardzo mi imponuje. Zanim mi pani powie, co leży pani na sercu, proszę pozwolić, że zadam pani jedno pytanie: Czy mamy jakichś wspólnych znajomych?
Udała, że się zastanawia. Mogła odpowiedzieć pana syna, ale zrezygnowała.
- Może zna pan adwokata pana Wang-Olafsena?
- Doskonale wiem, kto to. To cieszący się uznaniem dobry prawnik. Jest pani krewnym?
- Nie, przyjacielem rodziny. Spotkałam go kilka dni temu. Zjedliśmy napoleonki w cukierni - odparła z uśmiechem.
Pan Diriks roześmiał się.
- To do niego podobne. Była pani z dziećmi? Kocha dzieci. Skinęła głową.
- Podsunął mi pomysł na wątek do książki, nad którą teraz pracuję. Będzie o małym chłopcu z Sagene, który ma wielkie serce, ale który nie najlepiej radzi sobie w szkole. Popada w różne tarapaty, które czasem przerażają, ale czasem budzą śmiech. Dokuczają mu szkolni koledzy i bywa mu ciężko, ale jest dzielny. Myślę, że może być wzorem dla wielu innych i może dzięki tej postaci czytelnik zrozumie, jak myśli i reaguje dziecko. Siedział i słuchał jej w ciszy.
- Jest pani bardzo interesującą osobą, pani Thoresen. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek prowadził tak ciekawą rozmowę z kobietą. Może mogłaby pani napisać o tym, jak to jest być młodym w obecnych czasach? Na przykład o synu bogatego mężczyzny, o chłopcu, który został rozpieszczony przez matkę i który zawsze dostawał wszystko, na co tylko przyszła mu ochota i przed którym stoją otworem nieograniczone możliwości, ale który wcale nie ma ochoty z nich skorzystać? Wprost przeciwnie, nie dba o swą dobrą reputację, zadając się z bohemą, łotrami i leniami, którzy całe dnie spędzają w restauracjach, pijąc wino, korzystając z usług prostytutek i marnując czas i swoje talenty.
Elise wstrzymała oddech. Była pewna, że to swego syna miał na myśli.
- To dobry pomysł - odpowiedziała wreszcie. - Ale nie wiem, czy dość dobrze znam takie towarzystwo.
- Może pani pojechać kiedyś do Granda przed południem, kiedy wszyscy inni pracują. Albo późnym wieczorem do Viki. Proszę koniecznie zabrać ze sobą męża albo innego męskiego towarzysza, bo to może być niebezpieczne. Wtedy, ku swemu wielkiemu zaskoczeniu, natknie się pani na wielu młodych mężczyzn z tak zwanych dobrych domów, którzy będą się zabawiać, by zaspokoić swój wielki głód. Skoro jest pani pisarką, będę mówił bez ogródek. Z pewnością rozumie pani, że nie o zwykły głód tutaj chodzi. Skinęła głową.
- Doskonale wiem, co ma pan na myśli. O tym także napisałam.
- O nieodpowiedzialnych, rozpieszczonych młodych mężczyznach, którym niestraszna nawet możliwość zarażenia się chorobą weneryczną?
- Nie, próbowałam na to spojrzeć z drugiej strony. Napisałam o młodych dziewczętach, które przyjechały do miasta z nadzieją, że znajdą pracę w fabryce albo jako służące w bogatych domach, ale które musiały wyjść na ulice, bo nie miały za co żyć.
Zmarszczył czoło. Wyglądał na oburzonego.
- Nie wierzę w to. Z tego co słyszałem, te dziewczęta czerpią wielką radość z uwodzenia synów bogatych mieszkańców Kristianii. Teraz, kiedy w życie weszło nowe prawo, istnieje nawet ryzyko, że ich bękarty będą mogły rościć prawo do spadku! To oburzające!
Elise nic nie powiedziała. Rozumiała, dlaczego się martwił. Nie miała już wątpliwości, że młodzieńcy, o których mówił, to Asle Diriks i jego przyjaciele.
Wreszcie powiedziała powoli: - Nie ma nic smutniejszego niż to, kiedy dziecko, które wyrasta w dobrym domu, staje się kimś zupełnie innym od rodziców, kimś niemoralnym o wypaczonym poglądzie na dobro i zło. Znam pewnego młodego mężczyznę, który ma wszystko, czego pragnie, który ma sprawiedliwego ojca i dobrą matkę, a który stał się niesympatycznym i egoistycznym gwałcicielem, który nie widzi nic złego w tym, co robi.
Pan Diriks spojrzał na nią. Miała przeczucie, że ją przejrzał.
- Czy o tym chciała pani ze mną porozmawiać? - spytał wreszcie. Lekko skinęła głową.
- Zatem zna pani mojego syna? Potwierdziła. Czuła się coraz bardziej skrępowana.
- Proszę mówić! - Nie wyglądał na rozgniewanego, bardziej na zrezygnowanego. Jakby spodziewał się najgorszego.
- Poznałam go u wspólnych znajomych - zaczęła powoli, a potem opowiedziała mu wszystko, o wizycie u Othilii, jego wizycie na Hammergaten, a także o tym, że zaczął się robić natarczywy i proponował jej małżeństwo. Zawahała się, nim ośmieliła się opowiedzieć o tym, jak ją oszukał, że będzie fotografowana przez znanego fotografa tutaj, w domu pana Diriksa, oraz o tym, że później uświadomiła sobie, że chciał czegoś zupełnie innego.
Było jej żal pana Diriksa, kiedy widziała, że robi się coraz bardziej przygnębiony, ale nie miała podstaw, by sądzić, że jej nie uwierzył.
Kiedy wreszcie skończyła, oparł się o oparcie krzesła, zamknął oczy i ciężko westchnął.
- Więc teraz rozumie pani, dlaczego chciałem, by napisała pani o młodych synach bogaczy, którzy nie wiedzą, co dla nich dobre i marnują czas na dziwki i inne uciechy - powiedział zmęczonym głosem. - Powinienem panią zapytać, ile pani chce, za utrzymanie w tajemnicy tego, co spotkało panią pod moim dachem, ale coś mi mówi, że nie po to pani przyszła. Nie jest pani taką osobą.
- Dopiero zaczęłam moją historię. Następna część nie dotyczy pana syna, ale mojej rodziny. Szeroko otworzył oczy. - Teraz nie rozumiem.
- Zrozumie pan, kiedy skończę. Mam nadzieję, że ma pan czas, bo to długa opowieść.
- Nawet gdyby miała pani opowiadać do wieczora, wysłucham jej do końca. Elise odetchnęła z ulgą. A potem zaczęła opowiadać o swym dzieciństwie, o dorastaniu w Andersengården z ojcem pijakiem i matką chorą na gruźlicę. Niczego nie ukrywała. Opowiedziała nawet o tym, jak poznali się jej rodzice i że matka została odrzucona przez rodzinę, bo zakochała się w marynarzu, a w dodatku synu Cygana.
Najtrudniej było jej powiedzieć o gwałcie i niewierności Emanuela, ale nie mogła tego zataić, aby zrozumiał jej stosunki z Signe. Miała wątpliwości, czy powinna wspomnieć o wizycie dziadka, ale pewnie dzięki temu Signe dowiedziała się o rodzinie ojca. To, od kogo się dowiedziała, to już zupełnie inna kwestia. Na koniec opowiedziała o wczorajszej wizycie Signe, o jej groźbach oraz o tym, że odwiedził ją Asle Diriks, bo coś ich łączy. Signe nie ukrywała, że łączy ich nienawiść do Elise, uwarunkowana chciwością Signe i żądzą zemsty Aslego.
Zapadła cisza. Przy oknie bzyczała mucha, a z jakiegoś odległego miejsca w domu dobiegał jasny, kobiecy głos. Prawdopodobnie była to pokojówka, która sprzątała lub zajmowała się podlewaniem kwiatów.
Elise zastanawiała się, czy nie posunęła się za daleko. Kiedy zmierzała w stronę ulicy Oscara nie miała zamiaru opowiadać o wizycie dziadka, a chciała tylko wspomnieć, że w rodzinie ojca byli Cyganie.
Pozwoliła mu posiedzieć w ciszy i przemyśleć, co powiedziała. Pewnie był zaskoczony i zszokowany. Kiedy weszła do jego gabinetu odziana w eleganckie ubrania Hildy, musiał pomyśleć, że pochodzi z najwyższej klasy społecznej, a teraz dowiedział się, że była robotnicą w fabryce i dorastała w biedzie, którą opisuje w swoich książkach. Gdyby nie to, że żywiła do niego niewyjaśnione zaufanie, bałaby się, że jego pierwszą reakcją będzie wyrzucenie jej za drzwi. Teraz była pewna, że to nie nastąpi.
Wreszcie przemówił: - A więc przyszła pani do mnie prosić o pomoc w powstrzymaniu syna przed pójściem do gazet z rewelacjami na temat pani pochodzenia?
Potwierdziła.
- To przyniosłoby szkodę nie tylko mnie i mojemu mężowi, który nie sprzedałby żadnych prac, ale także uczyniłoby życie mojego brata nie do zniesienia.
- Rozumiem. Wykazała się pani odwagą, przychodząc z tym do mnie. Ryzykowała pani, że nie uwierzę w to, co pani powiedziała o moim synu, i że zatrzasnę przed panią drzwi. Nie obawiała się pani, że tak to się skończy?
- Kiedy przyszłam, byłam gotowa na wszystko, ale kiedy tylko trochę z panem porozmawiałam, zrozumiałam, że nie jest pan takim człowiekiem. Zaufałam panu i poczułam, że mogę rozmawiać z panem zupełnie szczerze.
- Bardzo mi miło. Czy ma pani dla mnie jakąś radę? Jak postępować z synem, który się tak zachowuje?
Elise się zastanowiła.
- Myślę, że najpierw odbyłabym z nim długą i poważną rozmowę, taką jak ojciec z synem, nie krytykując, nie potępiając ani nie obrażając. A potem zapytałabym, co by zrobił, będąc na moim miejscu. Jeśli nie będzie chciał słuchać ani nie wykaże woli współpracy, odcięłabym go od pieniędzy i kazała mu radzić sobie samemu. Ewentualnie zaproponowałabym wyjazd za granicę, daleko od złego towarzystwa, najlepiej do jakiejś szkoły dla młodzieńców takich jak on, gdzie panowałyby ostre zasady, którym musiałby się podporządkować. Są chyba takie w Anglii, prawda?
Pan Diriks słuchał z uwagą.
- Jak już mówiłem, jest pani mądrą kobietą. Poważnie przemyślę pani propozycję. Jeśli chodzi o pani ewentualne problemy ze strony mojego syna, proszę być spokojną. Jeśli chodzi o tę straszną kobietę, której ofiarą padł pani pierwszy mąż, to póki co nie mogę pani pomóc, ale może znajdę jakieś rozwiązanie. Bardzo się cieszę, że pani do mnie przyszła, pani Thoresen. Jak się pewnie pani domyśliła, od dłuższego czasu jestem zrozpaczony postawą syna. Teraz mam wrażenie, że niebiosa mi panią zesłały.
Elise poczuła ścisk w gardle. Wstała.
- Wielki z pana człowiek, panie Diriks. Niewielu zareagowałoby tak jak pan po usłyszeniu mojej historii.
Odprowadził ją do drzwi.
- Może zajrzę kiedyś do Vøienvolden, by zobaczyć prace pani męża.
Elise nie potrafiła powstrzymać łez. Ocierając je ze wstydem, wybąkała słowa pożegnania. Nie uszła daleko, kiedy usłyszała za sobą powóz i konie wjeżdżające przez bramę posiadłości pana Diriksa. W powozie dostrzegła młodego mężczyznę. Dzięki Bogu, że dopiero teraz wrócił, pomyślała z ulgą.
12
- Co powiedziałaś? - Johan patrzył na nią z niedowierzaniem. - Byłaś w domu ojca tego diabła i opowiedziałaś mu historię swego życia?
- Daj mi skończyć. Wczoraj miałam niespodziewaną wizytę, ale nie chciałam ci o niej mówić, bo chyba wyszedłbyś z siebie. Była tutaj Signe. Porozumiała się z Asle Diriksem i zagroziła, że pójdzie do gazet z informacją o pochodzeniu mojego ojca. Założyłam, że dowiedziała się o Cyganie, który uciekł z Akershus i wiedziałam, do czego mógłby doprowadzić taki artykuł w prasie. Pomyśl na co narażony byłby Peder! W akcie rozpaczy zagroziłam jej, że jeśli komukolwiek opowie moją historię, to powiem prasie o tym, jak próbowała odebrać mi Emanuela, a mojemu synowi prawo do odziedziczenia gospodarstwa oraz o tym, jak Asle Diriks obiecał mi, że zostanę sfotografowana, a w gruncie rzeczy sprowadził mnie do domu, aby mnie zgwałcić.
Johan westchnął.
- Chyba oszalałaś! Wyobrażałaś sobie, że tak potężny człowiek jak on da się przestraszyć groźbom byłej robotnicy i sekretarki? Z pewnością nie ma pojęcia, kim jest Elise Ringstad. Ludzie z tej części miasta nie czytują takich książek jak Podcięte skrzydła czy Dym na rzece. Nawet gdyby o tobie usłyszał, to nie sięgnąłby po twoje publikacje. Może wnieść przeciwko tobie sprawę w sądzie o zniesławienie i będziesz musiała zapłacić odszkodowanie, na które nigdy nie będzie cię stać! Elise pokręciła głową.
- Nie zrobi tego.
- Skąd ta pewność?
- Zrobił na mnie dobre wrażenie. Jestem pewna, że uda mu się zapanować nad synem. Albo przemawiając mu do rozsądku, albo odcinając go od pieniędzy.
Johan się roześmiał. Nie podobał jej się ten śmiech.
- Naprawdę sądzisz, że twoja historia zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że zaryzykuje zepsucie kontaktów z synem, by ratować swe dobre imię?
Elise poczuła ścisk w gardle. Ona i Johan po raz pierwszy się kłócili. Bolało ją to, że nie wierzył jej słowom. Jego zdaniem postąpiła głupio i nieodpowiedzialnie. Sprawiał wrażenie niemalże załamanego.
Najgorsze było to, że sama zaczęła powątpiewać w to, czy dobrze zrobiła. Kiedy pan Diriks zastanowi się nad tym wszystkim dokładniej, być może spojrzy na sprawę inaczej. W każdym razie stanie się tak, jeśli poradzi się żony, która z pewnością jest jedną z tych wytwornych dam chodzących do teatru, spędzających wakacje w angielskich kąpieliskach i niemających oraz niechcących mieć pojęcia o losie robotników.
Może zaczął podejrzewać, że wymyśliła tę historię o próbie gwałtu, tym bardziej że, jak sama wyznała, już kiedyś została zgwałcona. Jeśli Asle Diriks wszystkiemu zaprzeczy, to dlaczego jego ojciec powinien uwierzyć jej, obcej kobiecie, a nie swemu synowi? Przecież jest tylko byłą robotnicą, która skończyła wyłącznie szkołę podstawową i która opowiedziała bardzo nieprawdopodobną historię.
Mimo to nie chciała się poddać.
- Powiedział, że się cieszy, że przyszłam. Styl życia syna doprowadza go do rozpaczy. Poprosił mnie nawet o radę i powiedział, że jestem mądra - odpowiedziała i spojrzała na Johana buntowniczo.
Johan znów westchnął, a potem odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
- Prawiąc ci komplementy, zdołał ukryć swe prawdziwe zamiary. Myślę, że powinniśmy przygotować się na wielkie nieprzyjemności, Elise.
Po tych słowach wrócił do pracy w warsztacie.
Tego samego wieczoru wrócił wuj Kristian. Elise ucieszyła się, że znów go widzi, ale żałowała, że wrócił akurat tego dnia. Między nią a Johanem dawało się wyczuć napięcie. Johan był wyraźnie poruszony tym, na co się zdobyła, i pewien, że spotka ją za to kara. Zaraził ją strachem. Zaczęła żałować swego desperackiego kroku. Może powinna była się nad tym zastanowić przez kilka dni i przedyskutować to z Johanem. Wtedy jednak nigdy by się na to nie zdobyła, bo Johan usilnie by jej to odradzał.
Uściskała wuja, starając się ukryć zmartwienia.
- Spotkałeś starych znajomych z Ulefoss? Skinął głową, uśmiechając się od ucha do ucha tak, że jego oczy zupełnie utonęły wśród zmarszczek.
- Spotkałem wielu kuzynów, kolegów ze szkoły, kuzynkę. Mój kuzyn pilnuje śluzy i mieszka w domku przy kanale. Pomieszkałem u niego i cały czas tylko rozmawialiśmy o dawnych czasach, zajadając się pysznym jedzeniem. Pokazał mi grób rodziców na cmentarzu, a ja położyłem kwiaty. Potem powędkowaliśmy trochę na Morzu Północnym i udało mi się nawet złowić węgorza. Jak za chłopięcych lat! - Roześmiał się, ale potem spoważniał. - Czerwony dom, w którym mieszkaliśmy, wciąż tam stoi. Pozwolono mi wejść do środka. Zapłakałem. Oczyma wyobraźni zobaczyłem matkę, która gotowała i nuciła melodię piosenki o małej, chorej dziewczynce, która zmarła w szpitalu. Widziałem też ojca, który siedział na swoim krześle i patrzył na mnie surowo, mówiąc: Życie nie jest zabawą, Kristianie. Musisz się czegoś nauczyć, ciężko pracować i nie marnować czasu ani pieniędzy. Często wracają do mnie te słowa. Otarł łzę.. Elise poczuła ścisk w gardle. Skinęła głową.
- Pamiętam, że matka mówiła to samo. Próbowała nauczyć tego także ojca, kiedy zaczął pić i został zwolniony z fabryki, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę. - Zamilkła na chwilę, a potem dodała: - Mieliście dobrych rodziców, pracowitych i obowiązkowych. Z tego co zrozumiałam, byli surowi, ale dali wam także wiele miłości. Poza tym nauczyli was kochać muzykę i śpiew. Matka wciąż coś nuciła, nim zachorowała.
Wuj Kristian spojrzał na nią lśniącymi od łez oczami.
- Czasem chciałbym móc cofnąć czas. Chciałbym znów zasiąść za stołem w Ulefoss z całą rodziną i głodnymi oczami patrzeć, jak matka napełnia nasze talerze kaszą. - Westchnął. - Jednak za każdym razem, kiedy wracam do przeszłości, pojawia się inne wspomnienie. Bolesne wspomnienie dnia, kiedy Jensine wróciła ze stolicy. Nikt nic nie powiedział. Zrozumieliśmy, że stało się coś strasznego, coś, o czym nie mogliśmy rozmawiać. Byliśmy tacy dumni z tego, że nasza siostra wyjechała do Kristianii, a bogaty wuj i ciocia mieli znaleźć dla niej posadę służącej. To było jak bajka. Jednak ona wróciła, nie zarobiwszy nawet øre, blada i zbuntowana. Matka i ojciec nie powiedzieli ani słowa, ale my rozumieliśmy więcej, niż im się zdawało.
Elise słuchała z zainteresowaniem. Matka nigdy jej tego nie opowiadała, a teraz wreszcie nadarzyła się okazja, by poznać całą historię. Pisząc książkę, musiała ją właściwie całkowicie sama wymyślić.
- Przez wiele dni mieliśmy wrażenie, że nad domem zawisła jakaś złowróżbna chmura - kontynuował wuj Kristian. - Jednak pewnego dnia wreszcie jakby zaczęło się przejaśniać. Wcześniej twarz ojca była jak wykuta z kamienia, ale w końcu to się zmieniło. Odzyskał blask w oczach. Dostał pomocnika w fabryce i nie musiał już tak ciężko pracować. Wtedy też mój brat Peder dostał pracę jako posłaniec i dzięki temu do domu zawsze wracał z dwoma bochenkami chleba, kanką mleka albo jakąś kością na rosół. Szczęście znów się do nas uśmiechnęło. Matka wyjmowała wtedy gitarę i w sobotnie wieczory śpiewała w kuchni. - Zamilkł i zamyślił się. - Pomocnik ojca został zaproszony do nas do domu - kontynuował powoli. - Matka i ojciec byli nim zachwyceni i mieli nadzieję, że między nim a Jensine może narodzić się jakieś uczucie. - Przełknął ślinę. - Do chwili, kiedy ojciec uświadomił sobie, że to Cygan. Wtedy to okazało się, że Jensine jest w ciąży, a pomocnik ojca wszystkich nas oszukał. Był marynarzem, który uwiódł Jensine w Kristianii! Wtedy wszystko stanęło na głowie. Jensine została wypędzona i wtedy widzieliśmy ją po raz ostatni.
Po jego policzkach popłynęły łzy.
Elise nie wiedziała, co zrobić ani co powiedzieć. Czuła się zawstydzona. Niezdarnie pogładziła go po ramieniu.
Otworzyły się drzwi i do środka wbiegli Peder i Evert.
- Wuj Kristian? - Peder aż poczerwieniał się z radości. - Wróciłeś? Wuj Kristian otarł łzy i roześmiał się.
- Cieszysz się, że mnie widzisz? Jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie mogę się smucić, skoro wnuk mojej siostry chce, bym u niego mieszkał. Chodźcie, chłopcy, coś dla was mam. Muszę tylko najpierw wypakować plecak. Kupiłem wam lalki i gumki do mazania w kształcie zwierząt. Mój kuzyn zrobił dla was łódki z drewna, z żaglami i wiosłami. Dla Jensine mam małą laleczkę z gałganków, a dla Hugo rzemyki z dzwoneczkami. Dla Dagny zdobyłem skakankę.
Kiedy poszli się położyć, Elise zauważyła, że Johan wciąż był rozzłoszczony, choć na szczęście nie dał tego po sobie poznać przed wujem Kristianem. Okazał radość, kiedy znów go zobaczył i rozmawiał z nim wesoło po obiedzie. Wszyscy byli zmęczeni długim dniem i wcześnie położyli się do łóżek. Kiedy Elise zawahała się, nie chcąc przespać cennego czasu, który przyszło im spędzić z wujem, on roześmiał się i powiedział: - Myślisz, że tak szybko się mnie pozbędziesz? Zostanę tutaj, w domku dla parobków, tak długo, dopóki sami mnie nie przegonicie.
Słowo parobek wymówił ze swoim charakterystycznym r, co brzmiało tak śmiesznie, że Elise musiała się roześmiać.
Johan leżał na plecach z rękami splecionymi pod głową i patrzył w sufit, kiedy się rozbierała. Płomień świecy migotał. W pokoju był przeciąg.
Ostrożnie wślizgnęła się do łóżka.
- Mówi się, by nie martwić się na zapas - szepnęła, by wuj Kristian nie usłyszał jej za cienką ścianką.
Johan nie odpowiedział.
- Rozumiem, że jesteś zawiedziony moim zachowaniem, ale czy nie możesz zaczekać z osądem na finał tej sprawy?
Odwrócił się do niej.
- Nie osądzam, tylko się martwię.
- Uważasz, że źle postąpiłam, i czujesz się zraniony, że nie zapytałam cię o zdanie. Poza tym smuci cię to, że cię okłamałam, mówiąc, że idę do wydawnictwa, ale uważam to za niewinne, białe kłamstewko, które wszystkim wyszło na dobre.
Johan uśmiechnął się z lekką rezygnacją.
- Mimo wszystkiego, co przeszłaś, wciąż masz o ludziach dobre zdanie. Powinnaś się wreszcie nauczyć, że świat taki nie jest. Są dobrzy i źli ludzie. Signe należy do tych drugich. Asle Diriks także. A mimo to postanowiłaś wierzyć, że jego ojciec jest szlachetny. Jest takie powiedzenie, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jak możesz sądzić, że ojciec takiego łotra jest inny?
- Wcale nie szłam tam z takim nastawieniem. Byłam przygotowana na najgorsze. Dlatego byłam ostrożna i rozmawiałam z nim na rozmaite tematy, nim zdradziłam mój prawdziwy cel wizyty. Szybko zrozumiałam, że jest inny od syna. Zrobiło mi się go żal. Sam pomyśl, musi patrzeć na to, jak jego syn marnuje liczne możliwości, które oferuje mu życie, i skończy jako nierób, przepijający pieniądze i wydający je na prostytutki w Vice! Krytykujesz mnie za to, że opowiedziałam obcemu człowiekowi historię życia, ale pan Diriks zrobił to samo, kiedy opowiedział mi o swoich zmartwieniach i troskach, których przysparza mu syn. Uważasz, że źle postąpił?
Johan nie odpowiedział. Wydawał się zamyślony. Ucałowała go w policzek.
- Zaczekaj, a zobaczysz. Jestem pewna, że nie pożałuję tego, co zrobiłam. Kiedy jednak zgasiła świecę i leżała w ciemności, wcale nie była taka pewna, że ma rację.
13
Trzasnęły drzwi wejściowe.
Hugo Ringstad spojrzał znad gazety.
- Kto to może być? Marie, nie podnosząc wzroku, kontynuowała przeglądanie najnowszego numeru „Pani Domu”. - Pewnie jeden z parobków albo Olaug.
- Nigdy tak głośno nie trzaskają drzwiami. Myślę, że to Signe wróciła. Marie spojrzała na niego z przerażeniem.
- Nie mieli spędzić w Kristianii kilku dni?
- Ależ tak. Nie rozumiem, dlaczego już wrócili.
- Nie dam już rady, Hugo! Znów się rozchoruję, jeśli ta dziewucha u nas zostanie. Musisz jej powiedzieć, że ma się wyprowadzić. Zostawia syna pod naszą opieką, a sama się gdzieś włóczy. Jest tak bezczelna, że aż brak mi słów! I to z mężczyzną, który nie jest jej mężem. Nie ma za grosz wstydu!
Hugo skinął głową.
- Powiem jej, że nie będziesz tolerować takiego zamieszania i hałasu w domu. Sebastian dużo płacze i marudzi bez powodu. Poza tym jestem pewien, że jej rodzice tęsknią za obojgiem. Nie mają nikogo poza nią.
- My też nie, ale nie zatęsknię za nimi ani przez chwilę! Hugo nic nie odpowiedział. Jak Marie mogła mówić, że nie mają nikogo, skoro mała Jensine jest córeczką Emanuela, a Hugo został przez niego uznany za syna?
Czy Signe naprawdę odwiedziła Elise? Czy coś powie na ten temat? To, co mówiła o pójściu do gazet, musiało być tylko czczą pogróżką. Szkoda, że ciotka Ulrikke nie mogła teraz pojechać do Kristianii.
Otworzyły się drzwi pokoju i stanęła w nich Signe.
- Gdzie jest Sebastian? Nie stać jej nawet na słowo powitania czy jeden uśmiech, pomyślał Hugo.
- Położył się. Skoro na górze jest cicho, to zakładam, że śpi. Olaug przeczytała mu bajkę. Signe parsknęła.
- Olaug! Przecież ona nie potrafi nawet przeliterować słowa! Czy to nie wy jesteście jego dziadkami? Nie powinniście się nim zajmować, kiedy mnie nie ma?
Hugo zobaczył, że Marie poczerwieniała ze złości. Zmusił się do zachowania spokoju.
- Właśnie o tobie rozmawialiśmy, Signe. Niestety nie możecie już dłużej u nas mieszkać. Marie znów gorzej się czuje, a płacz i krzyk dziecka bardzo jej przeszkadzają.
- Krzyk dziecka? - Głos Signe był pełen wściekłości. - Obwiniacie mojego syna o krzyki, jakby był niemowlakiem? Ma trzy i pół roku. Poza tym nie możecie nas stąd wyrzucić. Sebastian jest dziedzicem Ringstad.
Hugo pokręcił głową.
- Nie, nie jest. Hugo, syn Emanuela i Elise, jest starszy. Doskonale wiesz, że widnieje w księgach kościelnych jako pierworodny syn Emanuela, i nic na to nie poradzisz.
Signe uśmiechnęła się pogardliwie.
- Zobaczymy. Możesz sobie w to wierzyć, ale pewnego pięknego dnia spotka cię wielka niespodzianka.
Marie nie była już dłużej w stanie panować nad gniewem.
- Nie nauczono cię żadnych manier? Jak się odnosisz do starszego od ciebie?! Gdybyś pochodziła z dobrego domu, to inaczej byś się do niego zwracała! Jesteś obrzydliwa! Nie mogę pojąć, co Emanuel w tobie widział.
Signe roześmiała się.
- A niech mnie, co wy dzisiaj tacy nerwowi?! Czy coś się stało, skoro jesteście tacy podnieceni? Powinnaś spojrzeć w lustro, teściowo. Ta zmarszczka na czole i wściekłe spojrzenie wcale nie dodają ci urody. Pomyśleć, że byłyśmy przyjaciółkami! Już zapomniałaś, jak mnie błagałaś, żebym została? Powiedziałaś, że tysiąckroć wolisz mnie jako synową niż Elise.
Hugo wstał z krzesła tak gwałtownie, że aż zakręciło mu się w głowie.
- Wystarczy! Wynoś się stąd! Nie chcę cię więcej widzieć! Możesz zostać w swoim pokoju do jutra rana, a potem Andreas odwiezie cię na stację. Nie możesz tutaj zostać.
Signe robiła wrażenie nieporuszonej.
- Jak już powiedziałam, nie możecie mnie wyrzucić. Jeśli mi nie wierzysz, zadzwoń do mojego adwokata. Sjur stoi na podwórzu i rozmawia z Andreasem. Chcemy się pobrać i Sjur daje mu teraz wytyczne odnośnie transportu do kościoła. Matka i ojciec przyjeżdżają jutro i pomogą w przygotowaniach.
Hugo dostał zadyszki.
- Nie będzie tu żadnego wesela! Po moim trupie! Signe uniosła podbródek i odwróciła się do drzwi.
- No to po twoim trupie, bo wesele się odbędzie! - Potem wymaszerowała. Hugo i Marie spojrzeli na siebie.
- Nie mówiła chyba poważnie? - Głos Marie był cienki.
- Pewnie tak mówi, by nas przestraszyć. Może i rzeczywiście jest jakiś dokument, w którym Emanuel uznaje Sebastiana za syna, ale i tak to Hugo jest starszy i Signe nic na to nie poradzi.
- Nawet kiedy wyjdzie na jaw, że Hugo nie jest synem Emanuela i że Elise nosiła dziecko innego, kiedy się pobrali?
- Nawet wtedy. Nie można zignorować zapisów w księgach kościelnych.
- To dlaczego Signe jest taka pewna, że Sebastian i tak odziedziczy gospodarstwo?
- Nie wiem. Może chce wnieść przeciwko nam sprawę w sądzie? Z tego co wiem, mogła przekupić adwokata. Przed niczym się nie cofnie.
Marie jęknęła.
- To nie może być prawda! Nie wytrzymam tego. Musimy porozmawiać z jej rodzicami, Hugo. Jeśli naprawdę jutro przyjadą, to musimy im wyjaśnić, jak na to wszystko patrzymy i sprawić, by zrozumieli, że jeśli Signe przekupiła adwokata, by dzięki temu Sebastian miał odziedziczyć gospodarstwo, to popełniła poważne przestępstwo.
Hugo spojrzał na nią zdumiony. Czyżby nagle stanęła po stronie Elise i małego Hugo?
- Myślę, że to tylko przechwałki. Żaden adwokat nie zrobi czegoś takiego. Poza tym uważam, że to niemożliwe. Póki Hugo żyje, to on jest dziedzicem.
- Jak mówisz, póki żyje, ale pamiętasz, o czym rozmawialiśmy? Połowa biednych dzieci z osiedli robotniczych nad rzeką Aker umiera, nim dorośnie. To nie jest takie pewne, że dzieci Elise przeżyją, chociaż mieszkają w gospodarstwie i jedzą lepiej niż najbiedniejsi.
Poruszony Hugo pokręcił głową.
- Nawet tak nie mów! Sprawa i tak wygląda już nie najlepiej! Zapadła cisza. Usłyszał, że Signe znów trzasnęła drzwiami.
Pewnie wyszła na podwórze, by wyżalić się Sjurowi. Pomyślał o rozmowie, którą podsłuchał, nim wyjechali. Wtedy przekonał się, że Signe to wcielone zło. Nie powtórzył Marie tego, co Signe powiedziała Sjurowi o swych strasznych planach. Może powinien był to zrobić, ale nie uznał tego za konieczne. Marie tak samo bardzo chciała się jej pozbyć jak on sam.
Pobrać się! Parsknął. To wesele na pewno nie odbędzie się w Ringstad! Jeśli Signe ma ochotę związać się z takim łotrem, to jej sprawa. To nie ma nic wspólnego z nim i Marie. Kiedy nadejdzie pora, mały Hugo odziedziczy gospodarstwo. Chłopiec nosi imię i nazwisko dziadka właśnie dlatego, że Emanuel pragnął, by to on przejął rodzinny majątek. Jutro skontaktuje się z adwokatem i dowie się, czy Signe może zrobić coś, by zmienić decyzję w sprawie dziedziczenia i jeśli tak, to w jaki sposób. Sam w to nie wierzył. Jedyne, co wiedział na pewno, to że Signe jak najprędzej musi opuścić Ringstad. On i Marie już i tak wykazali się nadludzką cierpliwością. Miarka się jednak przebrała. Jutro Signe zniknie, czy tego chce, czy nie.
14
Elise nareszcie miała całe przedpołudnie na pisanie. Johan był z profesorem na wystawie, wuj Kristian poszedł do Hildy, a Dagny zabrała Hugo i Jensine na Hammergaten do pani Jonsen. W zasadzie Dagny była za mała, by wziąć na siebie odpowiedzialność za dwoje dzieci, ale nie było to daleko, a Jensine siedziała w wózku. Peder i Evert spotkali panią Jonsen w drodze ze szkoły i kobieta bardzo narzekała, że jej nie odwiedzają. Pani Jonsen z pewnością będzie zawiedziona, że Elise nie przyjdzie z dziećmi, ale Dagny miała jej wytłumaczyć, że Elise ma teraz sporo pracy i odwiedzi ją, gdy tylko znajdzie trochę czasu.
Słowa i zdania płynęły same. Była całkowicie pochłonięta historią chłopca z Sagene, Birgera Olsena, i jego rodziny. Widziała ich oczyma wyobraźni, słyszała, co mówili i przelewała to na papier. Kiedy Birger mówił coś śmiesznego, śmiała się na głos, a kiedy w rzece utonął jego kotek, w jej oczach pojawiały się łzy.
Dopiero kiedy naszła ją ochota na kawę i wstała, by nastawić wodę, jej myśli wróciły do prawdziwego życia i wczorajszej wizyty u pana Diriksa. Robiło jej się zimno i gorąco na zmianę. Udzieliły jej się negatywne emocje Johana. Nie czuła się już tak pewnie jak po powrocie z ulicy Oscara. Najlepsze w pisaniu jest to, że można uciec od rzeczywistości i żyć życiem innych, pomyślała.
Co zrobi pan Diriks? I co powie jego syn, kiedy się dowie, że u nich była? Ojciec nie będzie mógł go powstrzymać przed pójściem do gazet, nie opowiadając mu o jej wizycie. Jakie stosunki łączą ojca z synem? Czy w ogóle ze sobą rozmawiają?
Nasypała kawy do młynka i wolno zakręciła korbką, cały czas rozmyślając. Może pan Diriks wcale nie powiedział synowi, że przyszła? Odniosła wrażenie, że uznał wysłanie syna za granicę na jakiś czas za bardzo dobry pomysł. Wątpiła jednak, że gdzieś istnieje szkoła dla młodych, dorosłych mężczyzn, ale on, człowiek obyty w świecie, z pewnością znajdzie coś odpowiedniego.
Nalała sobie kawy, a potem postawiła kubek przy maszynie do pisania w pobliżu okna. Z wielką łyżką cukru i mlekiem kawa smakowała niebiańsko. Zmartwienia zniknęły i znów myślami znalazła się w kuchni rodziny Olsenów, słuchając i obserwując, co się dzieje, i pospiesznie to zapisując.
Wreszcie zaczęła oczekiwać powrotu Dagny i dzieci, Johana oraz wuja. To było wspaniałe przedpołudnie. Udało jej się napisać wiele stron.
W końcu ktoś przyszedł. Pomyślała, że to Johan. Uprzątnęła zapisane kartki, wstała i podeszła do pieca, aby przygotować kawę. Z pewnością bardzo zgłodniał.
Na dworze zrobiło się bardzo zimno. Teraz przez całe dnie musieli już palić w piecu. Ku jej wielkiemu zdumieniu ktoś zapukał do drzwi. A więc to nie Johan. Zastygła.
- Proszę!
W drzwiach stanął nie kto inny jak Asle Diriks! Elise poczuła, że krew zastygła jej w żyłach. Była sama, a on już kiedyś chciał się do niej dobrać. Poza tym widziała, że był wściekły.
- No, no, Elise, byłaś u mojego ojca. - Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- A ty skontaktowałeś się z kochanką Emanuela. Jesteśmy więc kwita, czyż nie? Uśmiechnął się złośliwie.
- Mylisz się. Ja zamieniłem tylko kilka słów z naszą wspólną znajomą, a ty przyszłaś do mojego ojca, oczerniałaś mnie i opowiedziałaś mu przerażającą historię o tym, jak to próbowałem cię zgwałcić pod pretekstem zaproszenia cię na sesję fotograficzną pana Wilsego. Muszę przyznać, że masz bardzo bujną fantazję. Musisz przecież wiedzieć, że pan Wilse zajmuje się czymś zupełnie innym niż robieniem portretów dla wydawnictw i poza tym mieszka w zupełnie innym miejscu.
Elise poczuła, że krew szybciej popłynęła jej w żyłach. Zrobiło jej się gorąco. To najbardziej bezczelny człowiek, jakiego spotkała! Nie licząc Signe. Uśmiechnął się.
- Zaczerwieniłaś się. Może choć raz będziesz szczera i przyznasz, że wiedziałaś, o co mi chodzi i że także tego chciałaś? - Podszedł bliżej. - Nie sądzisz, że spędziliśmy przyjemne chwile, Elise? Byłaś tak podniecona, że aż upadliśmy na podłogę, ale to tylko dodało temu przeżyciu pikanterii. A tak nawiasem mówiąc, twój mąż wie, co się stało? Chyba nie miałaś odwagi mu tego wyjawić? Nie wiem, czy chciałby się z tobą ożenić, gdyby się dowiedział, jaka jesteś łatwa, ale nie muszę mu o tym mówić pod warunkiem, że znów pójdziesz do mojego ojca i przeprosisz za swoje kłamstwa.
Elise poczuła, że pierwszy szok minął. Jej serce zaczęło bić spokojniej. Zatem bał się swego ojca. Pan Diriks podszedł do sprawy bardzo poważnie. Miała więc rację. Ojciec był taki, jak jej się wydawało.
Wymusiła uśmiech.
- Możesz powiedzieć mojemu mężowi, co tylko chcesz. Opowiedziałam mu, co się wydarzyło, i nawet jeśli sto osób temu zaprzeczy, nie uwierzy im. Ufa mi, ale zaufanie to pewnie dla ciebie obce słowo. - Spojrzała w stronę drzwi. - Nie chciałabym być w twojej skórze, jeśli nagle wróci. Od dziecka przywykł do ciężkiej pracy. Teraz zajmuje się kuciem w kamieniu i pomaga dzierżawcy w najcięższych pracach. Obawiam się, że jeśli cię tutaj zastanie, może połamać ci ręce i nogi jak cienkie zapałki.
Zerknęła w stronę okna i zauważyła, że zrobił to samo, a na jego twarzy malowało się zdenerwowanie. Odwrócił się, by odejść.
- Mój adwokat się z tobą skontaktuje. To, co próbowałaś wmówić mojemu ojcu, to poważne zniesławienie. Zażądam odszkodowania. Jeśli nie zostanie wypłacone w terminie, zgłoszę sprawę na policję.
Potem otworzył drzwi i szybko wyszedł, wyraźnie przestraszony tym, co powiedziała o Johanie.
Elise odetchnęła z ulgą, ale po chwili zaczęła zastanawiać się nad tym, co powiedział. Czy naprawdę może zażądać odszkodowania i zgłosić sprawę policji? Ogarnął ją niepokój. Co powie Johan? Miał powody, by się martwić. I to nie przez pana Diriksa seniora, ale jego syna. To, że nie myliła się w ocenie pana Diriksa, było marnym pocieszeniem. A co z treścią jej książki? Kiedy ją przeczyta, na pewno się domyśli. I może zażąda jeszcze większej sumy.
O jaką kwotę mogło chodzić? Pewnie o większą niż ona i Johan kiedykolwiek zdołają zgromadzić. Co zrobi policja? Zamkną ją w więzieniu?
Zrobiło jej się niedobrze ze strachu. Kto zajmie się dziećmi i z czego wyżyje rodzina, jeśli nikt nie będzie kupował dzieł Johana?
Oczyma wyobraźni zobaczyła siebie w ciasnej, lodowatej celi. W dodatku była przecież w ciąży. Niepokój narastał. Zakręciło jej się w głowie tak, że musiała wesprzeć się na stole.
Wtedy usłyszała kroki na podwórzu. Czy to Johan? Może natknął się na Asle Diriksa?
Kroki stały się bliższe i zatrzymały się przed drzwiami. Ktoś mocno zapukał.
Dobry Boże, czyżby wrócił? Nie była w stanie się poruszyć ani wydobyć słowa. Miała wrażenie, że cała krew odpłynęła jej z twarzy.
Wtedy drzwi otworzyły się i ku swemu wielkiemu zdumieniu Elise zobaczyła ciotkę Ulrikke.
- Dzień dobry. A więc tutaj mieszkacie! Kim był ten niesympatyczny mężczyzna, który właśnie mnie minął, nie odpowiadając, kiedy zapytałam o ciebie?
Za nią Elise dostrzegła woźnicę niosącego dwie olbrzymie walizki.
Elise otworzyła usta, by odpowiedzieć, kiedy ciotka zapytała z przerażeniem: - Czy coś ci się stało? Jesteś blada jak ściana, jakbyś stanęła oko w oko z samym diabłem. Elise skinęła głową.
- Właśnie to mnie przed chwilą spotkało. Ciotka Ulrikke wzięła ją pod ramię i poprowadziła do sofy.
- Usiądź i opowiedz mi, co się stało!
Jej głos był tak pełen stanowczości, że Elise nie ośmieliła się jej przeciwstawić. Opowiedziała o ostatnim spotkaniu z Asle Diriksem i całym cierpieniu, którego kiedyś stał się przyczyną. Potem powiedziała jej o wizycie Signe oraz o groźbach, że ona i Asle Diriks pójdę do gazet, by zdradzić prawdę o rodzinie Elise. Opowiedziała ciotce także o wizycie u pana Diriksa seniora oraz późniejszej niepewności. Wreszcie powtórzyła, co powiedział Asle Diriks, nim przed chwilą zdenerwowany wyszedł z jej domu.
Zapadła cisza.
Ciotka Ulrikke siedziała w płaszczu i kapeluszu, z uwagą słuchając jej historii. Teraz wstała, zdjęła płaszcz i położyła go na krześle. Potem znów usiadła, nic nie mówiąc.
- Przepraszam, ciociu Ulrikke, powinnam była lepiej cię przyjąć. Tak dawno u nas nie byłaś. Tęskniliśmy za tobą i bardzo się cieszę, że przyjechałaś i że mogę ci pokazać, jak dobrze mieszkamy. Nawet nie poznałaś jeszcze Johana.
Ciotka Ulrikke machnęła ręką.
- Nie wszystko na raz. Co chciałaś powiedzieć przez to, że pójdą do gazet, by zdradzić prawdę o twojej rodzinie?
Elise poczuła, że się czerwieni. Zapomniała, że ciotka Ulrikke ani państwo Ringstad nie wiedzą, że jej ojciec pochodził z cygańskiej rodziny.
- Mój dziadek był Cyganem - odparła cicho.
- No ale czy ty jesteś temu winna? Nic na to nie poradzisz. Nie wybieramy sobie dziadków.
- Jeśli to wyjdzie na jaw, to ucierpi cała moja rodzina. Ludzie przestaną kupować moje książki i prace Johana, a Pederowi jeszcze bardziej będą dokuczać w szkole.
Ciotka Ulrikke mocno zacisnęła usta.
- Sądzisz, że ludzie naprawdę tak zareagują? - zapytała wreszcie. Elise skinęła głową.
- Jestem tego pewna. Już samo pochodzenie z robotniczej rodziny i mieszkanie po gorszej stronie rzeki jest wielkim grzechem.
Ciotka Ulrikke prychnęła z oburzeniem.
- Muszę więc powiedzieć, że ze dzisiejszymi ludźmi jest coś nie tak! Elise nic nie powiedziała. To niemożliwe, by ciotka wiedziała tak mało o współczesnym społeczeństwie. Mieszkała co prawda na wsi, ale tam różnice pomiędzy różnymi warstwami społecznymi także były widoczne. W każdym razie stosunek do Cyganów był taki sam. Słyszała przecież, że matki zabierały dzieci i opuszczały wioski, kiedy się zbliżał cygański tabor. Wstała.
- Teraz zrobię ci coś do jedzenia. Po tak długiej podróży z pewnością jesteś głodna.
- Nie przejmuj się mną. Teraz musimy skupić się na tym, co najważniejsze. Gdzie mieszkają ci straszni ludzie?
Elise podała jej numer domu na ulicy Oscara.
- Dlaczego pytasz? - zdziwiła się.
- Musimy opracować plan. Wątpię, że adwokat zażąda odszkodowania za to, że powiedziałaś ojcu prawdę o synu, ale w przypadku takich bogaczy, nigdy nie można być stuprocentowo pewnym. Co jeszcze o tobie wiedzą? Opowiedziałaś im o rodzinie Emanuela? Wie, kto był twoim pierwszym mężem? Elise się zastanowiła.
- Nie przypominam sobie, bym wiele opowiadała o Emanuelu tylko o staraniach Signe, by mi go odebrać i przeciągnąć teściów na swoją stronę.
Ciotka Ulrikke z zamyśleniem skinęła głową. Nagle wstała.
- Zostaw tę sprawę mnie. Myślę, że wiem, jak sobie poradzić z takimi ludźmi. Elise ogarnął niepokój. Nie powinna była jej o wszystkim mówić Gdyby nie to, że pojawiła się od razu po wizycie Asle Diriksa i domyśliła się, że stało się coś złego, nigdy by się jej nie zwierzyła. Teraz obawiała się że ciotka tylko pogorszy całą sytuację. Była władczą kobietą, która uważała, że ma prawo mówić, co jej się rzewnie podoba i do kogo zechce. To może się naprawdę źle skończyć.
Na zewnątrz rozległy się głosy.
- Wraca Johan i wuj Kristian! - krzyknęła z ulgą. - Nie zdążyłam ci powiedzieć, że przyjechał do nas brat matki z Ameryki.
Ciotka Ulrikke szeroko otworzyła oczy ze zdumienia, ale zapał zniknął nagle z jej twarzy.
- Więc nie macie dla mnie miejsca?
- Oczywiście, że mamy. Wuj Kristian może spać na sofie w pokoju. To gentleman, jak to się mówi w Ameryce. Jak mówi Peder, wielki pan. Z pewnością odstąpi ci łóżko.
Drzwi się otworzyły i mężczyźni, śmiejąc się weszli do środka. Je den z nich musiał przed chwilą powiedzieć coś zabawnego.
- Ciotka Ulrikke nas odwiedziła! To ciotka Emanuela - wyjaśniła wujowi Kristianowi. - Ciociu, to jest Johan, a to wuj Kristian Kristian Aas.
Ciotka przywitała się najpierw z Johanem. Przyjrzała mu się, ni powiedziała: - Właśnie tak wyobrażałam sobie wielką miłość Elise Wszyscy się roześmiali, ale ciotka zachowała powagę.
- Nie chodzi o to, czy jesteś przystojny, czy nie, ale widzę w twoich oczach dobro. Potem uścisnęła dłoń wuja Kristiana.
- To samo mogę powiedzieć o panu, panie Aas. Ten, kto się nie uśmiecha, nie ma aż tylu zmarszczek pod oczami.
Wuj spojrzał na Elise pytająco.
- Nie rozumiem. O co chodzi z tymi zmarszczkami?
- Zmarszczkami - poprawiła go. - Mówi, że musiałeś wiele się uśmiechać. Wuj roześmiał się tak mocno, że aż cały się trząsł, a jego oczy zupełnie utonęły wśród zmarszczek. Elise pospieszyła do kuchni.
- Zaparzę kawę i przygotuję kilka kanapek, a wy sobie porozmawiajcie. Wuj Kristian był gadułą. Z przyjemnością opowiadał o Isacu i małym Danielu, o kierowniku fabryki, który dyskutował z nim na tematy polityczne i o pięknym domu Hildy.
Ciotka Ulrikke powiedziała potem Elise, że nie wszystko zrozumiała, bo mówił szybko i wplatał amerykańskie słowa, ale i tak się śmiała, udając, że wszystko jest dla niej jasne. Jej śmiech brzmiał tak, jak wtedy, kiedy rozmawiała z panem Wang-Olafsenem albo ojcem Johana. Mimo zaawansowanego wieku bardzo lubiła przebywać w męskim towarzystwie i wciąż nie porzuciła nadziei na znalezienie męża.
Elise cieszyła się, że przyszedł Johan i wuj Kristian. Teraz będą mogli pomyśleć o czymś innym.
Kiedy kawa i kanapki były gotowe, do kuchni weszła ciotka Ulrikke, pewnie przywiedziona zapachem kawy.
- Jaka maleńka kuchenka! - wykrzyknęła. - O wiele mniejsza od tej na Hammergaten.
- Za to mamy większy pokój dzienny i większe sypialnie. Poza tym dzieci mogą się bawić na podwórzu, a Johan może wykorzystywać starą kuźnię jako warsztat. Musisz zobaczyć jego prace. Zrobił piękną rzeźbę przedstawiającą robotnicę w drodze do pracy, a teraz pracuje nad rzeźbą małej, biednej dziewczynki, która tuli lalkę. Potem wyrzeźbi małego posłańca, który będzie ciągnął wóz pełen towarów.
- Udaje mu się sprzedać rzeźby?
- Jednego dnia zjawiło się wielu zainteresowanych klientów. Poza tym wuj Kristian także zastanawia się nad kupnem.
Ciotka Ulrikke patrzyła na nią w ciszy.
- Może powinien wyrzeźbić coś innego niż biedotę? Elise energicznie pokręciła głową.
- To tak jakbyś mi kazała napisać książkę o czymś zupełnie innym.
- Właściwie to chciałam ci to zaproponować. Elise już chciała odpowiedzieć, ale powstrzymała się. Tłumaczenie nie miało sensu. Ludzie, którzy dorośli w zupełnie innych warunkach, nie zrozumieliby.
Kiedy weszła do pokoju z tacą, na której stał dzbanek z kawą i kanapki, Johan zwrócił się do niej.
- Udało ci się dziś coś napisać? Skinęła głową z uśmiechem.
- Tak, dziś słowa same płynęły.
- Czy ktoś tu był, nim przyjechała panna Ringstad? Zaczerwieniła się i odwróciła głową.
- Nalać ci do pełna, wujku, czy będziesz chciał dodać mleka i cukru? Wuj Kristian uśmiechnął się.
- Dużo cukru i dużo mleka. Ciotka Ulrikke roześmiała się.
- Nie masz śmietanki, Elise? Przecież mieszkacie w gospodarstwie.
- Zapytam żony dzierżawcy, pani Børresen, czy moglibyśmy od dziś trochę dostawać. Ciotka Ulrikke odwróciła się do Johana.
- Elise bardzo chwali pana prace, panie Thoresen. Czy mogłabym potem je zobaczyć? Twarz Johana rozjaśniła się.
- Oczywiście, ale proszę nie zwracać się do mnie per pan. Jestem tylko zwykłym robotnikiem. Poza tym teraz jesteśmy jedną rodziną, prawda?
Wuj Kristian uniósł filiżankę z kawą.
- Na zdrowie! W Ameryce zwracamy się do wszystkich na ty. W Norwegii wciąż różnicuje się ludzi. Nie podoba mi się to.
Ciotka Ulrikke także uniosła filiżankę.
- Chętnie za to wypiję. Teraz wszyscy będziemy sobie mówić na ty. Wuj Kristian wstał i poszedł do swojego pokoju, a po chwili wrócił z butelką. Otworzył ją i nalał trochę do każdej filiżanki.
- No to raz jeszcze wznieśmy toast. Za ciotkę Ulrikke, za Norwegię i za Ulefoss, najpiękniejsze miejsce na ziemi.
Elise była przerażona, kiedy ciotka opróżniła filiżankę w kilku, potężnych łykach.
- Skoro Ulefoss to najpiękniejsze miejsce na ziemi, to nie mogę odejść z tego świata wcześniej go nie zobaczywszy. A ty, Elise? Widziałaś kiedyś miejsce urodzenia matki?
Pokręciła głową.
- Nie, ale często marzyłam, by tam pojechać. Johan spojrzał na nią.
- Kiedy sprzedam skończoną rzeźbę i te dwie, które planuję zrobić, pojedziemy tam. Pewnie będzie to dopiero wiosną, ale czas szybko leci.
Elise przytaknęła z uśmiechem. Na szczęście Johan nie zapytał więcej, czy ktoś dziś przyszedł!
Nagle wróciła myśl o groźbach Asle Diriksa. Czy powinna opowiedzieć o tym Johanowi? Nie. Najpierw się przekona, czy ten potwór naprawdę pójdzie do adwokata i czy tamten uzna, że jej wizyta u pana Diriksa seniora jest wystarczającym powodem do zażądania odszkodowania i poinformowania o wszystkim policji.
15
Ciotka Ulrikke powiedziała, że musi tylko coś przynieść ze swego pokoju, ale bardzo długo nie wracała. Teraz weszła do pokoju odziana w elegancki zimowy płaszcz i kapelusz. W jednej ręce trzymała parasol ze srebrną rączką, a w drugiej haftowaną torebeczkę.
- Wychodzisz?
- A co, nie widać? A może uważasz, że będę chodzić po domu z parasolem, w płaszczu i zimowych kozakach?
Elise roześmiała się.
- Przyznaję, że to było głupie pytanie. W tej samej chwili otworzyły się drzwi wejściowe i do środka zajrzał wuj Kristian.
- Idziesz, Ulrikke? Elise odwróciła głowę. Zaskoczona zauważyła, że wuj miał na sobie drogi, czarny płaszcz, filcowy kapelusz i kalosze. Spod kołnierza płaszcza wystawała biała koszula.
Była zdumiona. Czy wuja Kristiana było stać na zakup tak eleganckich ubrań? W takim razie z pewnością nie miał już pieniędzy na kupno rzeźby Johana W drodze do fabryki.
- Byłeś w mieście na zakupach? Wuj Kristian potrząsnął głową i uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie, byłem u Hildy. Elise patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Chcesz powiedzieć, że pożyczyłeś ubrania jej męża? Skinął głową.
- Zdaniem Hildy ma ich za wiele. A na pewno więcej, niż potrzebuje. Poza tym przecież je oddam.
- Po co się tak wystroiłeś? Masz spotkać kogoś ważnego?
- Yes, bardzo ważnego. Jedną albo dwie bardzo ważne osobistości. Mrugnął okiem do ciotki Ulrikke.
Elise odwróciła się do niej.
- Dlaczego jesteście tacy tajemniczy? Kogo macie spotkać?
- Możemy powiedzieć dopiero wieczorem - odpowiedział za nią wuj Kristian stanowczym głosem.
- Będziecie na obiedzie? Wymienili spojrzenia, a wuj Kristian odpowiedział wymijająco.
- Może tak, a może nie. Elise spodziewała się bardziej szczegółowej odpowiedzi, ale takowa nie padła.
- Dobrze, w takim razie odgrzeję wam, kiedy wrócicie. Kiedy wyszli, zamyśliła się. Jakie mieli zamiary?
Potem uśmiechnęła się do siebie. Z pewnością się dowie, kiedy wrócą. To wspaniale, że od pierwszej chwili przypadli sobie do gustu. Oboje byli samotni i potrzebowali towarzystwa. Sama musiała pisać i miała wyrzuty sumienia, bo nie mogła poświęcać im za wiele czasu. Cieszyła się, że mieli jakieś wspólne plany. Może poszli do muzeum na jakąś wystawę? A może do kina w Grandzie zobaczyć ruchome obrazy przedstawiające króla Håkona i królową Maud? Zazdrościła im trochę. W gazetach napisano, że można zobaczyć koronację i podróż pary królewskiej. Choć upłynęły już trzy lata, to pewnie wciąż pokazywano te same zdjęcia. Zresztą to kinematograf na Stortingsgate pokazywał najwięcej ujęć królewskiej pary Pani Børresen powiedziała, że to największa seria zdjęć, jaką zrobiono w Skandynawii, licząca sto tysięcy fotografii! Przeczytała o tym w „Gazecie Porannej” podczas wizyty u krewnych.
A może poszli na wystawę automobili? Szkoda, że nie mogli zabrać chłopców! Na Munkedamsveien znajdował się sklep sprzedający pojazdy. Słyszała, że mają garaż mieszczący ich aż szesnaście. Peder i Evert byliby przeszczęśliwi, gdyby mogli je zobaczyć.
Pani Børresen powiedziała, że pewna świeżo upieczona para młoda ze Sztokholmu pojechała w podróż poślubną automobilem. W „Verdens Gang” napisano, że panna młoda była córką konsula generalnego, bardzo zainteresowaną sportem. To właśnie pani Børresen przekazywała Elise większość plotek i najnowsze wiadomości. Johan wracał tak zmęczony po pracy, że zapominał opowiedzieć jej, co nowego przeczytał w gazetach. Ona rzadko miała czas, by w ogóle do nich zerknąć.
Wyjrzała przez okno. Na pewno nie szli na wystawę. Wtedy wuj Kristian nie pożyczałby ubrań męża Hildy. Dziwne, że w ogóle to zrobił. To było do niego niepodobne. Z natury był bardzo nieśmiały.
Czyżby ciotka Ulrikke miała jakichś znajomych w stolicy? Ale dlaczego wcześniej o nich nie wspomniała? Czyżby nie chciała, by się dowiedzieli, w jakiej rodzinie wylądowała przez małżeństwo Emanuela? Tylko czy nie wstydziła się wuja Kristiana?
Pokręciła głową. Nie, dała się ponieść fantazji. Ciotka Ulrikke nie była takim człowiekiem. Poza tym gdyby znała kogoś w Kristianii, na pewno by jej o tym powiedziała.
Westchnęła. Tak wiele chciałaby pokazać chłopcom. Wkrótce zostanie otwarta linia kolejowa Bergensbanen, a król i kilkaset prominentnych osób zostanie zaproszonych na pierwszą przejażdżkę. Stacja Østbakestasjon zostanie oświetlona i ozdobiona flagami oraz zielenią. To będzie wspaniałe wydarzenie.
Wsadziła kartkę do maszyny i spróbowała wczuć się w życie Birgera Olsena. Może uda jej się wpleść kilka myśli z tych, które przed chwilą miała? W jej książce Birger Olsen na boisku przysłuchiwał się opowieści jednego z kolegów o wystawie automobilu w Kontraskjæret. Potem opisała, jak po powrocie do domu opowiedział o tym matce, błagając ją o dziesięć øre, by mógł zobaczyć wystawę. W tej samej chwili usłyszeli jednak, że ojciec niepewnym krokiem idzie po schodach. Oboje wstrzymali oddech, a ich serca biły jak oszalałe. W końcu Birger bał się tak bardzo, że pobiegł do swego pokoju i schował się pod łóżkiem. W tej samej chwili zauważył wielkiego szczura, który chował się w dziurze w ścianie. Odkąd został ugryziony przez szczura w pośladek, kiedy siedział na toalecie, bał się ich, ale z dwojga złego wybrał mniejsze. Ojciec był bardziej niebezpieczny niż całe stado gryzoni.
Birger mocno zacisnął oczy i zatkał palcami uszy, kiedy usłyszał, że ojciec wszedł do kuchni i zaczął wrzeszczeć na matkę. Mimo krzyków usłyszał odgłos przewracającego się taboretu i matkę, która krzyczała, by ojciec się uspokoił. Bolał go brzuch, jak zawsze, kiedy ojciec wracał do domu. Wiedział, że powinien wrócić do kuchni i pomóc matce, ale brakowało mu odwagi. Paliło go uczucie wstydu. Był tchórzem, nikim, i nie miał prawa żyć.
Elise poczuła ścisk w gardle. Kiedy pisała, miała wrażenie, że znajdowała się w pokoju w Andersengården. To nie Birger Olsen leżał pod łóżkiem, a Peder. Płakał ze strachu i złożywszy ręce, błagał Boga, by ojciec już sobie poszedł i zostawił matkę w spokoju. Jednak bez względu na to, jak usilnie się modlił, Bóg mu nie pomagał. Ojciec robił się coraz bardziej hałaśliwy, a matka jęczała. Rozległ się hałas, a potem cichy krzyk. Szczur znów wyszedł z dziury, ale chłopcu to nie przeszkadzało. Chciał tylko umrzeć.
Elise otarła oczy rękawem bluzki. Już prawie zapomniała, jak było strasznie, ale teraz wspomnienia wróciły. Przypomniała sobie dzień, kiedy matka chciała im zrobić niespodziankę, przygotowując gulasz na urodziny Pedera. Nigdy nie świętowali urodzin, ale wtedy z jakiegoś powodu na szóste urodziny chłopca matka postanowiła, że przygotuje coś specjalnego. To było nim zachorowała, kiedy wciąż jeszcze pracowała w fabryce. Pamiętała, że stali wtedy przy piecu, wdychając aromat jedzenia, szczęśliwi, że zjedzą coś tak dobrego na obiad. Teraz to Birger przeżywał to, czego doświadczyła kiedyś ona i jej rodzeństwo. Rozdział ze szczurem już skończyła. Teraz była o kilka tygodni dalej. Słowa płynęły same. Palce skakały po maszynie, a ona jakby wcale nie musiała myśleć.
Wtedy usłyszeli na schodach kroki. Wszyscy z niepokojem odwrócili się w stronę drzwi.
Wciąż pamiętała to uczucie, jakby jej serce stanęło. Strach.
Po chwili w progu stanął ojciec. Miał zaczerwienione oczy i złowrogie spojrzenie. Był brudny i nieogolony. Obrzydliwie śmierdział, a jego ubrania wisiały w strzępach. Spojrzał na nich, a potem wykrzyknął: - Co, do diabła, się tutaj dzieje?
Próbowała go rozweselić, wymamrotała coś o urodzinach Pedera, ale bała się tak bardzo, że jej głos był ledwo słyszalny. Wtedy ojciec dopiero się wściekł. Podbiegł do nich, odepchnął ich, a potem złapał sagan i nim ktokolwiek zdążył zareagować, z całych sił wyrzucił go przez zamknięte okno. Wszędzie było pełno szkła.
Z przerażeniem usłyszeli huk, kiedy upadł na ziemię i czyjś krzyk z dołu. Pomyślała wtedy: Teraz kogoś zabił i pójdzie do więzienia. Czuła strach i ulgę jednocześnie.
Teraz przypisała to przeżycie Birgerowi i jego rodzeństwu.
Wyczerpana oparła się o oparcie krzesła i zamknęła oczy. Nie może tego zanieść do wydawnictwa. Nikt nie będzie chciał tego przeczytać. Książka miała pokazywać wydarzenia smutne i śmieszne, ale głównie te drugie. Chciała opisać życie pracowników, przedstawić ich małe i wielkie radości, napisać, czym się zajmują i jak wygląda ich codzienność. Choć takie było jej życie, to nie wszyscy tak żyli. Pan Wang-Olafsen nie chciał, aby o tym pisała. On był zaaferowany Pederem i jego zabawnymi historiami. Poruszyło go jego dobre serce i umiejętność cieszenia się z małych rzeczy. Chciał, aby właśnie to przekazała czytelnikom, by pokazała im, jak dziecko potrafi dostosować się do różnych sytuacji i cieszyć się, mimo otaczającej je biedy. Uważał, że dzieci dorastające w innych warunkach odniosą spore korzyści, kiedy się dowiedzą, jak żyją ich biedni koledzy, i nauczą się doceniać to, co same mają. Jednocześnie dorośli zaczną zwracać większą uwagę na przejawy niesprawiedliwości społecznej.
Pisząc o pijaństwie i rozróbach sprawi, że czytelnik odłoży książkę i pomyśli: Skoro są tak głupi, to dobrze im tak.
Już chciała wyrzucić zapisaną kartkę i zacząć od nowa, ale rozmyśliła się. Niech wydawnictwo zdecyduje. Jeśli stwierdzą, że ten epizod nie powinien znaleźć się w książce, to go po prostu wyrzucą.
Wyjęła notatnik, w którym zapisywała wszystkie zabawne pomysły Petera i zaczęła pisać kolejny rozdział. Tym razem wesoły. Teraz Jensine także zaczęła miewać śmieszne pomysły i opowiadać zabawne rzeczy, a Hugo robił to już od pewnego czasu. Może wziąć po trochu z każdego z dzieci. Emanuel byłby zawiedziony, gdyby się dowiedział, że dzieci zaczęły mówić jak jej rodzeństwo i większość dzieci znad rzeki, ale kiedy podrosną, spróbuje im wytłumaczyć, dlaczego jej matka nauczyła ją ładnie mówić.
W opowieści o Birgerze Olsenie było teraz lato. Chłopcy byli nad Brekkedammen i balansowali na drewnianych palach. Nagle Birger poślizgnął się i spadł. Wylądował pod palami i starał się znaleźć wolną przestrzeń, by znaleźć się na górze.
Elise podskoczyła, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszła Dagny z dziećmi. Tak bardzo wczuła się w historię, że nie usłyszała, że się zbliżali.
- Mamo! Mamo! - Hugo podbiegł do niej. Miał zaczerwienione policzki i błyszczące oczy. - Świnia pomachała do mnie ogonem! Zostaliśmy kolegami i zaniosę jej na obiad gotowane ziemniaki!
Elise uśmiechnęła się.
- To wspaniale, Hugo. Czy Jensine się jej dziś bała?
- Tak, ale ona jest taka mała, że nie rozumie, że świnia nie jest niebezpieczna. Nawet nie rozumie, co mówi.
- A ty rozumiesz? Uroczyście skinął głową.
- Tak, mówi: Dzień dobry, Hugo. Czy dobrze dziś spałeś? Powinieneś przynieść mi coś do zjedzenia.
Elise musiała się roześmiać.
- A co ty jej odpowiadasz?
- Mówię, że zapytam mamę, bo ona pomaga wszystkim, nawet duchom. Elise zadrżała. Ile Hugo tak właściwie zrozumiał i zapamiętał? Czy mimo wszystko wiedział, że Cygan ukrył się w domu?
Znów pomyślała o Signe i wizycie Asle Diriksa. Odkąd wstała, nie poświęciła im dziś ani jednej myśli. Poczuła ścisk w żołądku. Czy kiedykolwiek przeżyje wolny od zmartwień dzień?
16
- Niech się pan tak nie spieszy, panie Aas! Przepraszam, chciałam powiedzieć: Kristianie. Ulrikke brakowało tchu. Nalegał, by piechotą pokonali dystans dzielący ich od ulicy Oscara, ale ona nie przywykła do tak dalekich spacerów. Jednocześnie chciała się pochwalić, jaka jest zdrowa i młoda duchem, więc nie protestowała.
- Sorry, Ulrikke. Kiedy wypowiadał jej imię, miała wrażenie, że ma usta pełne gotowanych ziemniaków, ale w zasadzie jego wymowa była dość czarująca. Uśmiechnęła się do niego.
- Będzie sporo emocji. Kocham przedstawienia! Wuj Kristian roześmiał się. W głębi duszy nazywała go wujem Kristianem, jak Elise i inni. Johan także tak się do niego zwracał. Musiała jednak uważać, by nie powiedzieć tego głośno, bo wtedy mógłby uznać, że traktuje go jak starego mężczyznę. A stary wcale nie był. Chodził wyprostowany, lekkim krokiem, mimo nieco za dużego brzucha.
- Tak? Pewnie na wsi niewiele się dzieje? Z uśmiechem pokręciła głową.
- Nie, jest śmiertelnie nudno. Dopiero kiedy poznałam Elise i dzieci, moje życie nabrało rumieńców. Za każdym razem, kiedy ich spotykam, coś się dzieje. Najpierw był ślub Elise i Emanuela. W samym środku obiadu jej pijana przyjaciółka powiedziała nam, że Elise jest w ciąży i to nie Emanuel jest ojcem dziecka. Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem czegoś tak smutnego! Emanuel musiał wyprowadzić ją z pokoju, a wokół stołu zapadła cisza. Gdyby nie Peder, całe przyjęcie skończyłoby się fiaskiem. Wuj Kristian roześmiał się.
- Peder potrafi rozśmieszyć nawet kamień. Co wtedy powiedział?
- Przerwał ciszę radosnym okrzykiem: Zobaczcie, co znalazłem! Kawałek mięsa w gulaszu! Wuj Kristian roześmiał się.
- To dobry chłopak. Ratuje z trudnych sytuacji, bo jest sobą. Nie boi się powiedzieć, co myśli. Inni Norwegowie myślą jedno, a mówią coś zupełnie innego.
Ulrikke posłała mu pełne oburzenia spojrzenie.
- Ja nie. Tylko zaczekaj na spotkanie z tym Diriksem, a sam zobaczysz.
- Nie boisz się go?
- Bać się? Gdzieżby tam! Dlaczego miałabym się bać? Nie jest ważniejszy niż mój siostrzeniec, który jest jednym z najbogatszych gospodarzy w wiosce. Mój ojciec i dziadek także byli ważnymi osobami. Pochodzimy ze starej, szanowanej rodziny, a nasze korzenie sięgają daleko w przeszłość.
- Masz szczęście. Ja pochodzę z biednej rodziny. Mój ojciec pracował w hucie w Ulefoss, a jego ojciec był zwykłym chłopem. Denerwuję się, kiedy przychodzi mi stanąć twarzą w twarz z mężczyznami w sztywnych, białych koszulach i, no wiesz, takich długich marynarkach.
- We frakach - pomogła mu. - Spokojnie, ja będę mówić. Ty odegrasz bogatego wuja z Ameryki, który słabo mówi po norweska Odczuł widoczną ulgę.
- Dziękuję. Odważna z ciebie lady, Ulrikke. Czuję się... Jak to się mówi?
- Zaszczycony - odparła. Przez chwilę szli w milczeniu. Nagle zapytał ostrożnie: - Ulrikke, czy ty nigdy nie byłaś związana z żadnym mężczyzną?
Poczuła, że zrobiło jej się strasznie gorąco. Że też mężczyzna mógł jej zadać tak osobiste pytanie!
- Nigdy nie wyszłam za mąż, jeśli o to ci chodzi. Zrobiło mu się przykro.
- Droga Ulrikke, nie chciałem cię urazić. Tam, skąd pochodzę, mówimy o wszystkim bez owijania w bawełnę. Ja też nigdy nie byłem żonaty. Mój brat się ożenił i ma dwóch synów. Mają tyle lat, co bracia Elise. Mieszkamy razem w wielkim domu z werandą. W Ameryce na werandę mówimy porch. Uwielbiam tam siedzieć i czytać gazety. Mogę z nich dowiedzieć się trochę o Norwegii. Wszystko, co dotyczy mojej starej ojczyzny, czytam dwa albo trzy razy.
Zerknęła na niego.
- To oznacza chyba, że bardzo tęskniłeś za Norwegią? Skinął głową i zamilkł na chwilę.
- Często tęskniłem. Zwłaszcza przez pierwsze lata. Potem dostaliśmy list od Elise i tęskniłem jeszcze bardziej. Tak bardzo chciałam zobaczyć moją siostrę, Jensine. Kochałem ją.
Ulrikke zadrżała. Raziła go trochę jego bezpośredniość. W Norwegii nikt nie powiedziałby wprost, że kochał siostrę.
- Musiałeś więc być zdruzgotany, kiedy się dowiedziałeś o jej śmierci. Tym bardziej że odbyłeś tak długą podróż, aby ją spotkać.
Przytaknął i otarł łzę. Zauważyła, że bardzo łatwo się wzruszał. To niezwykłe. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek widziała płaczącego Hugo albo ojca. Może to Ameryka tak wpływa na ludzi? Mówią prosto z mostu i nie wstydzą się okazywać uczuć.
- Czuję guilt, winę - poprawił się. - Nie powinniśmy byli jej wyganiać z domu. Oczekiwała dziecka. Nie zrobiła nic złego, tylko się zakochała. To nie powinno być zakazane.
Ulrikke słuchała z uwagą. Elise nigdy nic na ten temat nie mówiła. Tylko ostatnio o tym wspomniała. Odwrócił się do niej.
- Wiesz chyba, że ojciec Mathiasa był Cyganem? Ojciec nie mógł się z tym pogodzić. Wolał umrzeć, niż widzieć Jensine u boku Cygana. Matka płakała, a ojciec zachował kamienną twarz i nie powiedział ani słowa. Nic nie było już takie jak wcześniej. Śmiech zniknął z czerwonego, przytulnego domku, w którym mieszkaliśmy. Gitara matki stała smętnie w kuchennym kącie.
Ulrikke powoli pokręciła głową.
- Jakie to smutne i jak łatwo można było tego uniknąć. Kochali się. Gdyby pozwolono im się pobrać i zostać w Ulefoss, może nigdy nie zacząłby pić. Choć w hucie praca na pewno nie była lżejsza niż w fabrykach Kristianii, to pewnie byłoby inaczej. Tam żyliby blisko natury, wśród zielonych traw, kwiatów i drzew.
- I blisko morza - dodał wuj. - Kąpaliśmy się tam i łowiliśmy węgorze. Przyglądaliśmy się też podpływającym ku śluzom statkom. W niedziele stawaliśmy na skraju drogi i patrzyliśmy, jak pan Cappelen i pan Aas jechali do kościoła swymi wspaniałymi karocami. Byli niczym królowie, a ich domy przypominały zamki. Wtedy zrozumiałem, że istniały dwa światy - robotników i właścicieli dóbr. Dzieliła je wysoka brama, na zawsze zamknięta.
Ulrikke słuchała.
- To ciekawe, że tak na to patrzyłeś. Marzyłeś o przejściu przez tę bramę? Ze śmiechem pokręcił głową.
- Nie. To jak marzyć o podróży na Księżyc, a tam nikt nigdy nie dotrze. Ulrikke ze zdumieniem potrząsnęła głową.
- Ty i ja dorastaliśmy w zupełnie innych środowiskach. W mojej wiosce moja rodzina przypominała rodziny takich właśnie panów Cappelena i Aala, a twoja byłaby rodziną biednego chłopa. Mimo to idziemy teraz razem i czujemy, jakbyśmy się znali od zawsze. Między nami nie ma wysokiej bramy, prawda? Wuj Kristian pokręcił głową.
- Pojawia się tylko wtedy, kiedy nazywasz mnie wujem Kristianem - odparł ze śmiechem. Zaczerwieniła się.
- Naprawdę cię tak nazwałam?
- Tak, wiele razy. Chyba robisz się zapominalska. Ja też, ale nie jestem jeszcze tak stary jak ty.
Ulrikke poczuła, że zrobiło jej się gorąco. Ile mógł mieć lat? Był o wiele młodszy od niej?
Przecież wiek nie grał żadnej roli! Najważniejsze było to, że przypadli sobie do gustu. Rzadko kiedy tak dobrze czuła się w towarzystwie mężczyzny. Jej próba związania się z panem Thoresenem była złym posunięciem. Za bardzo się różnili, by mogli być razem szczęśliwi. I nie chodziło tu o różnice w pochodzeniu, choć on pochodził z biednego środowiska. Był prostym człowiekiem. Dużo pił i za bardzo lubił kobiety. Nie mówiąc już o pieniądzach. Kiedy zrozumiał, że nie jest aż tak bogata, przestał się nią interesować. Okazała się naiwna, ale tłumaczyła się tym, że nigdy nie spotkała kogoś takiego jak on. Rozejrzała się.
- Chyba się zbliżamy. To ulica Oscara. Musimy jeszcze tylko znaleźć właściwy numer.
- Denerwuję się.
- Już powiedziałam, że nie musisz mówić ani słowa. Jesteś wujem Elise, który niedawno wrócił z Ameryki, gdzie jesteś właścicielem sporego tartaku w Spokane na Zachodnim Wybrzeżu. Handlujesz drewnem. Twoi rodzice wyemigrowali, kiedy byłeś dzieckiem, dlatego kiepsko mówisz po norwesku. Jeśli będziesz musiał coś powiedzieć, mów po amerykańsku. Niekoniecznie zrozumie. Wykształceni Norwegowie znają raczej niemiecki i łacinę. Niewielu mówi po angielsku.
Skinął głową, ale ona domyśliła się, że wciąż był niespokojny.
- Dobrze, że cię mam, Ulrikke - powiedział z lekkim westchnieniem. Ulrikke zrobiło się ciepło na sercu. Powiedział, że się cieszy, że ją ma, a znają się zaledwie od dwóch dni!
Wreszcie dotarli. Zatrzymała się i spojrzała na imponujący dom. Co za pałac! A jaka piękna brama! Poczuła podniecenie. Dobry Boże, będzie się działo!
- Musisz otworzyć przede mną bramę, by pokazać, że jesteś wytwornym panem.
- Gentlemanem. - Kristian się roześmiał. - Ty nie musisz niczego udawać, Ulrikke. Jesteś prawdziwą lady, damą - wyjaśnił.
Uśmiechnęła się i wyprostowała, po czym powoli ruszyli wysypaną gruzem ścieżką. Drzwi do stajni stały otworem.
- Zobacz! - wykrzyknęła. - Ma automobil! Niewielu Norwegów je ma.
- Niewielu? To jak się przemieszczają? Roześmiała się.
- Głównie za pomocą konia i wozu albo tramwajem. Teraz musisz przestać mówić po norwesku, bo ktoś nas może usłyszeć przez otwarte okno.
Spojrzał na dom.
- Nie widzę żadnego open window. Nie mogę być silent przez wiele godzin, a ty nie rozumiesz po amerykańsku.
Zauważyła, że jego norweski pogorszył się podczas spaceru. To pewnie przez nerwy. Cały czas poprawiał dłonią sztywną koszulę. Widać było, że nie czuje się najlepiej w eleganckim stroju.
- Zostaw wszystko mnie - powiedziała raz jeszcze. - Pamiętaj, że naszym celem jest uratowania Elise przez zniesławieniem, złośliwymi plotkami i finansową ruiną.
Kristian skinął głową.
- Jesteś mądrą kobietą, Ulrikke, i bardzo inteligentną. Nie znam żadnej innej kobiety, która wymyśliłaby tak dobry plan.
Uśmiechnęła się.
- Musisz stanąć przede mną i zastukać kołatką. Dama stoi zawsze nieco z tyłu. Spojrzał na nią urażony.
- Ale powiedziałaś przecież, że mam zostawić wszystko tobie?
- Trochę później. Teraz przyszliśmy do domu wytwornego pana. Zastukał i niemal od razu otwarły się drzwi. Ktoś musiał zobaczyć ich z okna.
- Nazywam się Kristian Aas. Jestem handlarzem drewnem. Czy mógłbym porozmawiać z panem Diriksem seniorem? - Wcześniej przećwiczył, co powie.
Służąca dygnęła.
- Chwileczkę, powiem panu, że ma gości. Zniknęła. Ulrikke prychnęła.
- Co za bezczelność! Kazała nam zaczekać na schodach! Myślałam, że przyszliśmy do kulturalnych ludzi.
Kristian spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Może nie ma go w domu? Pokojówka nie może wpuścić do domu obcych, o których nic nie wie.
Służąca szybko wróciła.
- Proszę wejść. Pan czeka w gabinecie. Ulrikke poczuła, że jej serce zabiło szybciej. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiła. Jako dziecko uwielbiała bawić się w teatr. Marzyła o tym, by zostać aktorką, ale w rodzinie Ringstadów było to nie do pomyślenia.
- Nie ma o tym mowy! - mawiał jej ojciec podniesionym głosem. - To nie dla takich jak my. Mężczyzna siedzący za biurkiem wstał i spojrzał na nich ze zdumieniem.
- Kogo mam zaszczyt gościć? Kristian powtórzył to, co powiedział służącej, a potem do przodu wyszła Ulrikke.
- Nazywam się panna Ulrikke Ringstad. Jestem ciotką pana Hugo Ringstada. Pewnie słyszał pan o gospodarstwie Ringstad, największym w rejonie Eidsvoll?
Pan Diriks skinął głową, ale nie wyglądał na przekonanego.
- Oczywiście. Witam, panno Ringstad. Spojrzał na Kristiana. - A pan handluje drewnem? Ulrikke szybko odpowiedziała za niego.
- Pan Kristian Aas jest Amerykaninem. Jego rodzice wyemigrowali tam, kiedy był dzieckiem. Ojciec dorobił się na handlu drewnem i został jednym z potentatów w tej dziedzinie na Zachodnim Wybrzeżu. Jego syn przejął rodzinny interes i bardzo dobrze sobie radzi, ale niestety słabo mówi po norwesku. Jeśli nie chce pan komunikować się z nim po amerykańsku, to będę mówić w jego imieniu.
Pan Diriks wydawał się jeszcze bardziej zmieszany.
- Nie jestem najlepszy w angielskim, choć co lato spędzamy wakacje w jednym z angielskich kąpielisk. Będę wdzięczny, jeśli przeprowadzimy rozmowę po norwesku. Proszę usiąść! - Wskazał dwa, wielkie pluszowe fotele stojące przy oknie i rozkazał pokojówce przynieść ciasteczka. Potem podszedł do ogromnej, zdobionej szafy, otworzył drzwiczki i wyjął trzy kryształowe kieliszki i butelkę.
- Zakładam, że nie odmówią państwo sherry?
- Tak, dziękuję. - Ulrikke usiadła na skraju fotela i rozejrzała się po pokoju. - Ma pan piękny dom, panie Diriks. Jak się pan domyśla, dorastałam w wielkim gospodarstwie, ale budynki w stolicy wyglądają inaczej.
- Tak, w okolicy stawia się murowane, na ogół dwupiętrowe domy, ale nie mamy tylu pomieszczeń co w wielkich gospodarstwach.
- Ale nie potrzebujecie też tyle służby. My potrzebujemy ludzi do pracy w domu i poza domem.
Chyba nie usłyszał jej ostatniego komentarza.
- Przepraszam, jeśli okażę się niedyskretny, ale czy jest pani spokrewniona z panem Aasem? Z uśmiechem skinęła głową.
- Tak, miałam to szczęście znaleźć się z nim w jednej rodzinie.
- Rozumiem, że przez jakieś małżeństwo?
- Tak, jest wujem wdowy po moim nieżyjącym bratanku. Zmarł w zeszłym roku, zbyt wcześnie.
- Bardzo mi przykro, pani Ringstad. Podniósł kieliszek. - Witamy w Norwegii, panie Aas.
- Thank you, Mr. Diriks. It is a pleasure to meet you.
- Mówi, że to wielka przyjemność pana poznać.
- Dziękuję, nawzajem. Czy mógłbym się dowiedzieć, jaki jest cel państwa wizyty? Czy pan Aas chce przedyskutować ze mną jakieś interesy?
- W pewnym sensie. Chodzi o interes, który, jestem pewna, zadowoli obie strony.
- Brzmi ciekawie. Proszę poczęstować się ciasteczkiem, pani Ringstad.
- Jak już pan pewnie zrozumiał, pan Aas doskonale radzi sobie w Ameryce. Bardzo kocha swoją siostrzenicę i zrobi wszystko, by była szczęśliwa.
Pan Diriks wyglądał na zaskoczonego.
- Nie jest żonaty i sam nie ma dzieci - wyjaśniła. - Jest jego jedyną spadkobierczynią. - Pan Diriks uniósł jedną brew. Wyglądał, jakby starał się ugasić dławiącą go ciekawość. Ulrikke zrobiła przerwę, napiła się alkoholu i poczęstowała ciasteczkiem.
- Ostatnio jego siostrzenica, którą ja również bardzo cenię, znalazła się w bardzo nieszczęśliwej sytuacji. Przyszliśmy prosić pana i pomoc.
Pan Diriks zmarszczył brwi.
- Chyba zaszła pomyłka. Nie jestem prawnikiem.
- Wiemy o tym, panie Diriks. Kiedy opowiem naszą historię, zrozumie pan, dlaczego przyszliśmy z tym do pana.
Ugryzła kawałek ciasteczka i zaczęła wolno go przeżuwać, delektując się sytuacją. Zauważyła, że pan Diriks niespokojnie wiercił się na krześle. Wydawał się zdenerwowany.
- Nasza krewna przed kilkoma dniami została odwiedzona przez bardzo niemiłego i niegrzecznego młodzieńca - kontynuowała. - Zagroził jej, że wniesie przeciwko niej sprawę o zniesławienie. Powiedział, że sprawi, by jego adwokat zażądał tak wysokiego odszkodowania, że nie będzie go w stanie spłacić. Ona boi się teraz, że trafi do więzienia.
Pan Diriks spojrzał teraz na Kristiana. Ulrikke domyśliła się, o czym myśli.
- Jej wuj, pan Aas, zapłaci oczywiście każdą cenę, aby jej pomóc, ale ta sprawa jest bardziej złożona. Po pierwsze to, co ten niecny młodzieniec nazwał zniesławieniem, było niczym innym jak prawdą, którą nasza krewna zdradziła tylko jednej osobie. Poza tym sprawa w sądzie byłaby z wielką szkodą dla niej i jej rodziny.
Pan Diriks pokręcił głową.
- Wciąż nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną. Jeśli szukają państwo dobrego adwokata, to mogę polecić kilku naprawdę znakomitych.
- Jedyne, o co chcemy pana prosić, panie Diriks, to by nie doszło do sprawy w sądzie. Pan Diriks uniósł brew.
- A jak miałbym tego dokonać? Nie mam nic wspólnego Z wymiarem sprawiedliwości poza sprawami dotyczącymi interesów, które prowadzę.
Ulrikke poczuła, że nadszedł moment, kiedy powinna przestać odgrywać miłą i stać się ostrą i surową, na co czekała, odkąd Elise opowiedziała jej o tym łotrze.
- Chcę, by pan sprawił, aby ten niesympatyczny młody człowiek przeprosił naszą krewną i obiecał, że już nigdy nie wróci do tej sprawy. - Pochyliła się ku panu Diriksowi i spojrzała na niego z powagą. - Nie tylko pana proszę, ale wręcz tego żądam. Jeśli nic pan nie zrobi w tej sprawie, to my, a raczej pan Kristian Aas, wniesie przeciwko młodzieńcowi sprawę. Może was to sporo kosztować. Naprawdę sporo - dodała kipiącym gniewem głosem.
Pan Diriks pobladł.
- Skoro mi pani grozi, to rozumiem, że ta sprawa dotyczy bezpośrednio mnie albo członka mojej rodziny?
- Dokładnie, panie Diriks. Pewnie świetnie pan wie, o kogo chodzi.
- Czy chce pani powiedzieć, że mój syn odwiedził panią Elise Thoresen i zagroził jej sprawą o zniesławienie, bo mi powiedziała, co się kiedyś stało?
Ulrikke skinęła głową, nie spuszczając z niego wzroku.
- Elise wychodzi z siebie ze strachu. Jako pisarka, żona rzeźbiarza, nie ma stałego, miesięcznego dochodu. Przynajmniej póki co. To, ile zarobią ona i jej mąż, zależy od ilości sprzedanych prac. Dlatego jej wuj przyjechał z Ameryki, aby jej pomóc. Sprawa w sądzie zaszkodzi naszej i waszej rodzinie, i będzie sporo kosztować tego, kto przegra. Nie mam najmniejszych wątpliwości, kto z nas okaże się zwycięzcą.
Pan Diriks pokręcił głową.
- Ja także, pani Ringstad. Nigdy nie pozwoliłbym synowi na takie posunięcie. Porozmawiałem z nim tego samego dnia, kiedy była u mnie pani Thoresen, i wydawało mi się, że obaj byliśmy zgodni co do tego, że należy zostawić ją w spokoju. To, co mi pani powiedziała, sprawiło, że jestem nie tylko wściekły, ale i zrozpaczony.
Ulrikke nie spodziewała się takiej reakcji. Podejrzewała, że pan Diriks okaże się taki sam jak jego syn i że okaże się przeciwnikiem, z którym będzie musiała długo walczyć. Niespodziewane zrozumienie i smutek z jego strony zmieszały ją. Wszystkie groźby i słowa pogardy, które przećwiczyła, stanęły jej w gardle.
Kristian patrzył to na nią, to na pana Diriksa. Najprawdopodobniej nie zrozumiał całego sensu ich rozmowy.
- Mogę pani obiecać jedno, pani Ringstad - kontynuował pan Diriks. - Sprawy w sądzie nie będzie. Myślę, że mogę pani zagwarantować coś jeszcze. Pani Thoresen nie musi się już obawiać wizyt mego syna, bo wysyłam go za granicę.
Ulrikke spojrzała na niego z przerażeniem.
- Tylko z powodu naszej wizyty? Energicznie potrząsnął głową.
- Nie, powodów jest wiele. Państwa wizyta była tylko kroplą, która przelała czarę goryczy. Ulrikke z bezsilnością spojrzała na Kristiana. Nie miała zamiaru być tak surowa. Czuła dyskomfort, mając wrażenie, że popchnęła kogoś do tak drastycznego posunięcia.
- Może mógłby pan zamiast tego opowiedzieć mu o wuju Elise i wyjaśnić, że sprawa w sądzie wiele by go kosztowała?
Pan Diriks znów pokręcił głową.
- Nie. Już podjąłem decyzję. Nie mogę wprawdzie powiedzieć, że cieszę się z państwa wizyty, ale wolę znać prawdę. Proszę pozdrowić ode mnie panią Thoresen i bardzo przeprosić, że spotkały ją kolejne nieprzyjemności. Bardzo ją polubiłem. Obiecałem nawet, że zajrzę kiedyś do Vøienvolden, by zobaczyć rzeźby jej męża. Rzeźbiarstwo bardzo mnie interesuje.
Kristian się zapomniał.
- Ale nie może pan kupić W drodze do fabryki, bo ja chcę ją mieć. A niech to, pomyślała Ulrikke. Teraz pan Diriks domyśli się, że Kristian zna norweski lepiej, niż mogło się wydawać. Wstała, nim zdążył powiedzieć coś więcej.
- Zatem zapraszam do Vøienvolden, panie Diriks. Ucieszy pana spotkanie z dobrze wychowanymi i skromnymi dziećmi.
Pan Diriks zdawał się nie zauważyć aluzji.
- Pani także tam mieszka, pani Ringstad? - spytał zdumiony.
- Tak, kiedy zatęsknię za byciem wśród dobrych ludzi o złotych sercach, przyjeżdżam do Kristianii i przez chwilę mieszkam u Elise i dzieci.
Odprowadził ich do drzwi i uścisnął ich dłonie.
- Dziękuję, że była pani ze mną szczera, pani Ringstad. Naprawdę to doceniam. Zauważyła, że bardzo posmutniał podczas ich wizyty. Pożałowała niektórych ostrych słów.
- Zawsze jestem szczera - odpowiedziała. - Bez względu na to, jak nieprzyjemna może być prawda, nigdy nie kłamię. Życzę panu wszystkiego dobrego, panie Diriks. Pewnego dnia pana syn z pewnością odzyska zdrowy rozsądek. Mając takiego ojca i tak dobry, bezpieczny dom, musi mu się to udać.
Kiedy jednak wyszli przez bramę i uszli kawałek, odwróciła się do Kristiana.
- Biedny człowiek. Chyba się cieszę, że nie mam dzieci. Lepiej nie mieć syna, niż mieć takiego, który nie potrafi przyzwoicie się zachowywać.
Kristian skinął głową.
- Żal mi go. Nie wyglądał na szczęśliwego Przez chwilę szli w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach. Nagle Ulrikke podniosła głowę i powiedziała głośno: - Udało nam się, Kristianie! Elise uniknie sprawy w sądzie i nie musi się już obawiać takich nieprzyjemnych wizyt. Zmierzyła go wzrokiem.
- Szkoda, że musisz oddać to ubranie. Do twarzy ci w nim. Rozpromienił się i uśmiechnął szeroko.
- Naprawdę? Jeśli chcesz, to mogę takie kupić.
- Nie, daj spokój! Nie możesz wydać tyle na stroje tylko dlatego, że powiedziałam, że ładnie ci w tym ubraniu.
- Dlaczego nie? Myślisz, że jestem biedakiem? Myślisz, że odegrałem rolę w przedstawieniu? Rolę bogatego norweskiego Amerykanina?
Ulrikke zawstydziła się.
- A nie? Kristian roześmiał się głośno.
- Nikogo nie grałem. Byłem sobą, ale w nieco lepszym ubraniu than usual.
17
Na podwórze zajechał powóz. Kiedy Elise wyjrzała przez okno, zauważyła zatrzymującego się przed głównym budynkiem gospodarstwa landauera z podniesionym dachem. Woźnica szybko zeskoczył ze swego miejsca, by pomóc pasażerowi wysiąść. Okazał się nim korpulentny mężczyzna w długim płaszczu i filcowym kapeluszu. Widać było, że wyjście z wozu kosztowało go sporo wysiłku. Musiał mieć jakieś problemy zdrowotne. Teraz zatrzymał się i rozejrzał dokoła. To pewnie jego pierwsza wizyta u właściciela fabryki.
Znów odwróciła się do maszyny do pisania. Jeśli ktoś zobaczyłby ją w oknie, mogłaby zostać posądzona o ciekawość.
W tej samej chwili usłyszała, że otworzyły się drzwi budynku i rozległ się donośny głos pana Eugena Bergego. Nie mogła się oprzeć, musiała wyjrzeć. Zobaczyła, jak gospodarz z uśmiechem schodzi do nieznajomego i serdecznie się z nim wita. Potem pomógł gościowi pokonać schody. Na dworze było zimno. Rano pojawiły się pierwsze płatki śniegu. Chłopcy zupełnie oszaleli i wybiegli do szkoły wcześniej niż zwykle. Śnieg zawsze budził radość. Nawet Dagny przyszła wcześniej i od razu chciała zabrać Hugo i Jensine na dwór.
Elise próbowała pisać dalej, ale nie mogła się skoncentrować na losach Birgera Olsena i jego rodziny. Nieznajomy, którego zobaczyła przez okno, przypomniał jej o ojcu Asle Diriksa. Gość Eugena Bergego był do niego podobny. Pamiętała, że pan Diriks z trudem i zadyszką wstawał z krzesła i miał wielki brzuch.
Wciąż się uśmiechała na wspomnienie tego, czego dokonali ciotka Ulrikke i wuj Kristian. Najpierw była przerażona tym, co zrobili. Kiedy zobaczyła wuja w płaszczu właściciela fabryki i filcowym kapeluszu, nawet nie przyszło jej do głowy, że zamierzali odwiedzić pana Diriksa. Ale gdy ciotka Ulrikke z zapałem opowiadała o roli, którą przyszło jej odegrać, serdecznie się roześmiała. Kiedy zaś poznała finał tej historii, płakała z ulgi.
Johan dowiedział się o wizycie Asle Diriksa, ale przy pomocy ciotki Ulrikke i wuja Kristiana udało jej się go uspokoić. Cała trójka była przekonana, że pan Diriks senior dotrzyma obietnicy. Od tej pory minęło kilka tygodni, a jej nie spotkała żadna nieprzyjemna niespodzianka. Nie dostała też listu od żadnego adwokata.
Zmusiła się do myślenia o książce i po chwili jej palce zaczęły bębnić o klawiaturę.
Już prawie zapomniała o gościu pana Bergego, kiedy usłyszała, że drzwi się otworzyły i na podwórzu rozległy się męskie głosy. Kiedy zerknęła przez okno, zobaczyła, że właściciel fabryki towarzyszy nieznajomemu przy schodzeniu ze schodów. Spodziewała się, że mężczyzna wsiądzie do powozu, ale zaskoczona zobaczyła, że obaj ruszyli przez podwórze. W jej stronę.
Była zmieszana. Szybko wstała, zdjęła fartuch i poprawiła fryzurę, starając się upiąć niesforny lok.
Po chwili rozległo się pukanie.
- Pani Thoresen? - Pan Berge zawsze mówił głośno. - Przyprowadziłem do pani gościa. Elise dygnęła. W tej samej chwili odkryła, że to naprawdę był pan Diriks senior.
Zaczerwieniła się.
- Witam serdecznie, panie Diriks.
- A więc rozpoznaje mnie pani? - Uśmiechnął się zdyszany. - Mam ochotę zobaczyć prace pani męża, ale chciałem też zerknąć, gdzie pani pracuje. Spojrzał w stronę biurka pod oknem. - Widzę, że kupiła pani maszynę do pisania. Doskonały pomysł.
- Dostałam ją od wydawnictwa Grøndahl i Syn. Skinął głową z uśmiechem.
- I to tutaj pisze pani swoje powieści. Nie najgorzej - powiedział. - Nie przeszkadza pani tutaj miejski zgiełk i może pani pracować w spokoju.
- Chyba że przyjeżdża jakiś dwukonny wóz - zażartował właściciel fabryki. - Poza tym ma dwoje małych dzieci, męża, który głodny przychodzi na obiad, starą ciotkę i wuja, który mieszka z nimi i lubi uciąć sobie pogawędkę. A do tego jeszcze brata i przysposobionego syna.
Pan Diriks z niedowierzaniem pokręcił głową.
- I mimo to daje pani radę pisać?! Elise się uśmiechnęła.
- Nie będę już pani przeszkadzał, pani Thoresen. Chciałem tylko wstąpić, by przekazać pozdrowienia od syna. Cały i zdrowy dotarł do Londynu. Będzie mieszkał u jednego z moich przyjaciół i pracował jako urzędnik. Jego tygodniowa pensja będzie odpowiadać siedmiu koronom. To niewiele, ale będzie miał darmowe mieszkanie i wyżywienie.
Pan Eugen Berge spojrzał na niego zdumiony.
- Myślałem, że pana syn jest pisarzem? Pan Diriks wzruszył ramionami.
- Nie da się utrzymać z pisania jednego artykułu raz na jakiś czas. Teraz nauczy się angielskiego i pozna pracę w biurze. Poza tym mój przyjaciel reprezentuje starą szkołę i będzie go trzymał w ryzach. - Uśmiechnął się. - Trochę dyscypliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda? Pracuje od ósmej rano do osiemnastej. Na początku będzie mu ciężko się przystosować, ale wyjdzie mu to na dobre.
Odwrócił się częściowo ku drzwiom.
- Pan Berge pokaże mi drogę do warsztatu. Cieszę się, że zobaczę dzieła pani męża. Kiedy wyszli, Elise stała jak słup soli. Pan Diriks naprawdę wysłał syna za granicę!
Jak zareaguje Johan, kiedy odwiedzi go ojciec znienawidzonego Asle Diriksa? I ona, i ciotka Ulrikke zasugerowały, że może przyjechać, ale on uśmiechnął się tylko z wyższością i zapytał, jak mogą być tak naiwne.
Niespokojnie zaczęła chodzić w tę i z powrotem. Oby tylko Johan dobrze go przyjął! Pan Diriks nie ponosił przecież winy za postępki syna. Poza tym nie stać ich na przepędzenie potencjalnego kupca. Wuj Kristian nie wspominał już więcej o tym, że chce kupić W drodze do fabryki. Nie ustalili też żadnej ceny.
Na podwórzu rozległ się płacz dziecka. Otworzyła drzwi i zobaczyła, że Dagny niesie Jensine. Podbiegła do niej, by jej pomóc.
- Uderzyła się?
- Nie, marznie. Jej palce posiniały, a ona nie chce założyć rękawiczek.
- Ja mam rękawiczki - oświadczył z zadowoleniem Hugo. - Moje palce nie są sine.
- Możesz jeszcze chwilę zostać z Dagny na dworze. Zaraz będzie obiad. Zaczął padać gęstszy śnieg, który kładł się grubą warstwą na ziemi. Zadrżała, weszła do środka i szybko zamknęła za sobą drzwi.
- Zaraz się rozgrzejesz, Jensine. Usiądziemy przy piecu, a ja otworzę drzwiczki i pomasuję ci rączki.
Płacz ucichł. Dziewczyna tylko cichutko łkała.
- Świnka malznie.
- Nie, świnki nie marzną. W chlewie mają ciepło. Rozebrała dziewczynkę i po chwili Jensine wesoło bawiła się na podłodze. Elise wykorzystała wolną chwilę na nakrojenie chleba i przygotowanie kanapek.
Jej myśli powędrowały do kuźni. Wiele czasu minęło, odkąd pan Diriks tam poszedł.
Wkrótce usłyszała jednak męskie głosy. Kiedy wyjrzała przez okno, zauważyła pana Eugena Bergego i woźnicę, pomagających panu Diriksowi wejść do powozu. Po chwili powóz odjechał.
Usłyszała nadbiegającego Johana. Szeroko otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Elise, pan Diriks kupił moją rzeźbę! Dostałem pięćset koron! Elise szeroko otworzyła usta.
- Pięćset koron? To więcej niż roczna pensja!
- Tak, gdybym był robotnikiem fabrycznym albo pracował w biurze. - Był wniebowzięty.
- Prosił także, bym mu pokazał pozostałe rzeźby, kiedy skończę. Powiedział, że interesuje się rzeźbiarstwem i często chodzi na wystawy. Powiedziałem mu, że chcę wyrzeźbić biedną dziewczynkę tulącą lalkę, a on bardzo się do tego pomysłu zapalił. Musiałem mu obiecać, że jej nie sprzedam, nim jej nie zobaczy.
Elise poczuła ścisk w gardle. Przełknęła ślinę.
- Gratuluję, Johanie. Zasłużyłeś na to. Uśmiechnął się skrępowany.
- Nie, wcale nie, nie po tym, co o nim powiedziałem, i po tym, jak się zachowywałem w stosunku do ciebie. Miałaś rację. Musi być całkiem inny od syna.
Uśmiechnęła się.
- Cieszę się, że miałeś szansę to odkryć. Teraz pójdę do pani Børresen, by kupić jajka, mleko i śmietanę. Zrobię naleśniki na obiad i kawę z cukrem i śmietanką na deser.
Nie zauważyła, że otworzyły się drzwi i do środka weszła Dagny i Hugo.
- Mówiłaś o naleśnikach? - Dagny wyglądała na przeszczęśliwą. - Jeśli tak, to musisz zaczekać, aż Peder i Evert wrócą ze szkoły. Ciotka i twój wuj już wracają. Z pewnością każde z nich zje po pięć naleśników, w każdym razie twój wuj.
To był imponujący obiad. Na stole znalazł się stos naleśników oraz słoik dżemu jagodowego. Peder, Evert, ciotka i wuj dowiedzieli się, że rzeźba Johana znalazła kupca. Wuj Kristian był początkowo zawiedziony, ale kiedy Johan obiecał mu wyrzeźbić kopię, uspokoił się.
- Sam jestem sobie winny - powiedział. - Powinienem był dać ci jasno do zrozumienia, że chcę ją mieć. Zresztą myślę, że to dobrze, że ojciec tego łotra i lenia ją kupił. Teraz robotnica będzie mu zawsze przypominać o tym, co zrobił jego syn i pomoże mu wytrwać w decyzji o tym, by trzymać go w ryzach.
Ciotka Ulrikke skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Czyż norweski Kristiana bardzo się nie poprawił? Coraz rzadziej brakuje mu słów. Peder był bardzo szczęśliwy. Przeżuwał naleśniki, a połowę twarzy zabrudził dżemem.
Błyszczącymi oczami patrzył to na Elise, to na Johana, a potem na ciotkę i wuja.
- Chciałbym, żeby ciotka Ulrikke i wuj Kristian zawsze z nami mieszkali i żebyśmy codziennie jedli na obiad naleśniki z dżemem jagodowym. Myślę jednak, że wuj Kristian powinien zamieszkać w pokoju z Ulrikke. Mogliby spać w jednym łóżku. Są tak starzy, że i tak nie będą mieć dzieci. Tak mówi Pingelen.
Wokół stołu zapadła cisza. Elise i Johan starali się nie wybuchnąć śmiechem. Kiedy Elise ostrożnie zerknęła na ciotkę Ulrikke, zauważyła, że ta strasznie poczerwieniała. Tylko wuj Kristian zareagował.
- Masz rację, Pederze - powiedział spokojnie. Choć nie miał już problemu z doborem słów, to wciąż zachował swe dziwne r. - Proponuję, że się przeniosę do pokoju Ulrikke. Bolą mnie plecy od twardej sofy.
Elise spojrzała na niego z przerażeniem.
- Ale najpierw musicie się pobrać - rzuciła odruchowo. Od razu pomyślała o panu Wang-Olafsenie, który okazywał wyraźne zainteresowanie ciotką.
Wuj Kristian wzruszył ramionami.
- Z mojej strony nie ma problemu. Co ty na to, Ulrikke? Ulrikke, o ile to w ogóle było możliwe, zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Nie była w stanie patrzeć swoim rozmówcom w oczy.
- Ja... eee... Jesteś pewien, że nie jestem dla ciebie za stara? Wuj Kristian żachnął się.
- Co za bzdury! Jesteś tylko o pięć lat starsza, a co to jest pięć lat? Uzgodniliśmy już, że nie będziemy mieć dzieci. Te, które tutaj są, nam wystarczą, prawda? Chrapię w nocy, ale pewnie ty też, więc możemy chrapać razem.
Peder podniósł szklankę z wodą.
- Zdrowie państwa młodych! Hugo jako pierwszy podążył za jego przykładem.
- Na zdrowie! - powiedział głośno i podniósł kubeczek, ale ten wyślizgnął mu się z ręki i woda wylała się na stół i jego ubranie.
Peder i Evert wybuchnęli śmiechem. Jensine także głośno się roześmiała, trzęsąc się ze swoim kubeczkiem tak, że chlapała z niego woda. Dagny otarła Hugo fartuszkiem.
- Dzieci nie przywykły do wesel, moja lalka też nie - powiedziała i wytarła twarz lalki. Wuj Kristian śmiał się tak, że jego wielki brzuch trząsł się jak galareta, a oczy zupełnie utonęły wśród zmarszczek.
- Nigdy nie byłem na tak zabawnym weselu! Z naleśnikami, lalką, mokrym gościem i zaskoczoną panną młodą, która czerwieni się jak róża.
- I ma tyle lat, że może za ciebie decydować - dodał Peder.
18
Elise z przerażeniem patrzyła na Kristiana, który ze swoją przyjaciółką Svanhild spoglądał na nią ze śmiertelną powagą. To było jej pierwsze spotkanie z dziewczyną. Nie przyjęła jej jednak tak dobrze, jak sobie tego życzyła. Słowa Kristiana przestraszyły ją.
- W całym kraju odbędą się spotkania modlitewne - kontynuował. - Musisz się nawrócić, Elise, nim będzie za późno! Co jeśli umrzesz, nie oddawszy się wcześniej Panu? - Jego głos był pełen desperacji.
Jego młoda, ciemnowłosa przyjaciółka skinęła głową.
- Kristian martwi się o panią, pani Thoresen. Kometa, która zbliża się do ziemi, ma w sobie cyjan, z którego powstaje kwas pruski. Jeśli uderzy w ziemię, niemal wszyscy zostaną otruci.
- Ale napisali o tym w gazetach?
- Tak, codziennie są wzmianki. Ludzi są przerażeni. Wielu się nawraca. Kristian martwi się tym, że pani i jej rodzina nie żyjecie jak prawdziwie wierzący Wątpi, że modlicie się do Boga.
Peder i Evert w ciszy przysłuchiwali się rozmowie. Był wieczór. Młodsze dzieci już spały, a Johan pomagał panu Børresenowi w stodole. Ciotka Ulrikke i wuj Kristian pojechali do Ringstad, by przedstawić Kristiana Hugo i Marie Ringstadom. Ciotka Ulrikke zwlekała z wyjazdem przez prawie dwa miesiące. Elise miała przeczucie, że bała się krytyki ze strony bratanka.
Peder spoglądał na gości, a jego oczy miotały błyskawice.
- Kłamiesz. Co wieczór zmawiamy pacierz. Bywa, że zasypiam, nim skończę, ale myślę, że Bóg i tak mnie słyszy.
- Poza tym modlimy się przed i po posiłku - wsparł go Evert. Kristian pokręcił głową.
- To za mało. Musicie chodzić do kościoła albo na spotkania i wsłuchiwać się w słowo Boże. Nie tylko od czasu do czasu, ale tak często jak to możliwe. Musicie klęczeć podczas modlitwy i błagać o zbawienie, a jednocześnie wychwalać Pana, bo inaczej diabeł zawładnie waszymi duszami. Mamy teraz nowego nauczyciela, który jest przekonany, że dzień sądu jest bliski. Jeśli się nie nawrócicie, traficie do piekła. Ty nie możesz już pisywać nieprzyzwoitych książek, Elise. One prowadzą ludzi do grzechu i odwracają ich od Boga, a tym samym skazują na potępienie. Nie macie pojęcia, jak przerażające jest piekło. Pomyślcie tylko, płonąć przez całą wieczność!
Peder i Evert podeszli bliżej Elise. Objęła ich ramionami i z wyrzutem spojrzała na Kristiana. - Nie widzisz, że przestraszyłeś chłopców? Nie rozumiem, jak możesz nazywać nas bezbożnikami. Wiesz, że się modlę i że wierzę, iż Bóg pomaga nam w biedzie. Nie rozumiem, w jaki sposób moje książki mogą prowadzić ludzi do grzechu? Piszę o życiu robotników i staram się uświadomić czytelnikom nierówności społeczne. Co w tym złego? Myślę, że sam powinieneś na tym skoncentrować twoje siły.
Kristian tak łatwo się nie poddawał.
- Co znaczą nierówności społeczne w obliczu dnia Sądu Ostatecznego? Nie zostało ci wiele dni życia, Elise. Kometa Halleya się zbliża. Za kilka dni możemy ją zobaczyć w Kristianii, a za kilka tygodni uderzy w ziemię. Czy naprawdę masz odwagę stanąć z Bogiem twarzą w twarz, żyjąc w grzechu? Nie pokazując, że jesteś jego uczniem?
- Nie sądzę, bym była większym grzesznikiem niż większość ludzi, i nie czuję, bym robiła coś złego, pisząc o biednych. Jeśli naprawdę zbliża się dzień sądu, to dla każdego z nas będzie równie tragiczny.
Kristian spojrzał na nią z niedowierzaniem. Wyglądał na poruszonego.
- Mam nadzieję, że nie mówisz poważnie. Poza tym nie ma żadnego jeśli, Elise. Dzień sądu jest bliski. Jesteś odpowiedzialna za dzieci. Powiedziałem nauczycielowi o tobie. Modli się za ciebie codziennie, bo żyjesz w grzechu. Wiem, że jesteś pod wpływem Johana i że to przez niego odwróciłaś się od Boga.
Potem odwrócił się na pięcie, otworzył drzwi i wyszedł na lodowaty, zimowy wieczór, a Svanhild podążyła za nim. Peder zaczął płakać.
- Myślisz, że to prawda, Elise? Myślisz, że wszyscy spłoniemy? - Spojrzał w stronę pieca, w którym trzeszczał czerwono-żółty ogień.
Pokręciła głową.
- Nie, gdyby to była prawda, Johan by nam o tym powiedział.
Kiedy wszyscy położyli się wieczorem do snu, powiedziała Johanowi o wizycie Kristiana.
- Muszą być szaleni. Teraz twierdzą, że zbliża się dzień sądu. Kometa z kwasem pruskim zbliża się do ziemi i zatruje nas wszystkich.
Johan nic nie odpowiedział.
- Słyszałeś, co powiedziałam? Twierdzą, że zbliża się dzień sądu.
- Czytałem o komecie. Piszą o niej we wszystkich gazetach.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
- Bo uważam, że to nie jest tak niebezpieczne, jak sądzą niektórzy.
- Powiedz, co przeczytałeś.
- Kometa Halleya zbliża się do ziemi. Astronomowie odkryli, że zawiera jakiś cyjan, będący składnikiem kwasu pruskiego.
Osiemnastego maja kometa będzie najbliżej i wielu obawia się, że zderzy się z ziemią. Wtedy nastąpiłoby masowe zatrucie ludzi. W tej części Kristian i jego bracia w wierze mają rację, ale uważam, że ich przywódcy wykorzystują strach, by nawracać ludzi. Elise poczuła ogarniający ją strach.
- Dlaczego uważasz, że astronomowie się mylą?
- Nie uważam, że się mylą, tylko że kometa jest o wiele dalej, niż się to niektórym wydaje. Pewien obserwator, Schroeter, próbował uspokoić ludzi, mówiąc, że kometa znajduje się miliony kilometrów od ziemi i że nawet osiemnastego maja nie będzie bliżej. Nie po raz pierwszy astronomowie mówią o tej komecie. Została odkryta kilkaset lat temu i była wielokrotnie obserwowana.
- Muszę powiedzieć o tym Kristianowi. Był przekonany, że zbliża się zagłada ziemi, i był zrozpaczony naszą bezbożnością.
- Chciałbym, żeby przestał chodzić na te spotkania. Przynoszą więcej szkody niż pożytku. Poza tym nie ma prawa nazywać nas bezbożnikami tylko dlatego, że nie chodzimy na te jego spotkania i rzadko bywamy w kościele.
- Myślę, że to jego przyjaciółka dodaje mu animuszu. To śliczna dziewczyna, o ciemnobrązowych oczach i ciemnych włosach, ale nie podobało mi się jej spojrzenie. Wyglądała na fanatyczkę. Choć nigdy wcześniej mnie nie spotkała, wtrąciła się do rozmowy i powiedziała, że Kristian się martwi, bo nie żyjemy jak ludzie wierzący. Powiedziała też, że on wątpi, że się w ogóle modlimy. Myślę, że to dziwne, iż zdobyła się na takie słowa w stosunku do nieznajomej osoby. Nie jest jeszcze dorosła, jest może troszkę starsza od Kristiana.
- Pewnie mu minie. Pierwsze miłości nie należą do trwałych.
- Nie? - spytała żartobliwie. Roześmiał się cicho i pocałował ją.
- No, bywają wyjątki.
19
Kristian złapał Svanhild za rękę.
- Marzniesz?
- Nie dlatego, że jest zimno, ale dlatego, że się boję.
- Dnia sądu? Skinęła głową.
- Zostało nam tak mało życia. - Jej głos załamał się. - Nigdy nie dorośniemy. Nigdy nie będziemy mogli założyć rodziny i mieć dzieci. - Załkała. - Już nigdy nie doczekamy lata, nie usłyszymy śpiewu ptaków ani nie zobaczymy dojrzewających pąków na drzewach! Nie potrafię znieść tej świadomości! Byłoby lepiej, gdybyśmy się nigdy nie urodzili.
Kristian nic nie odpowiedział. Nie mógł znaleźć żadnych słów pociechy. Mówienie, że wszyscy są w tej samej sytuacji, zupełnie by nie pomogło. To wcale nie czyniło sprawy łatwiejszą.
- Tak bardzo się boję chwili, gdy to się stanie - dodała z płaczem. - Nauczyciel mówi, że jeśli pochłoniemy wielkie dawki trucizny, to umrzemy w ciągu kilku sekund. Jednak jeżeli dawka będzie mała, to nim utracimy przytomność, będziemy mieć problemy z oddychaniem oraz skurcze i ogarnie nas strach.
Kristian ścisnął jej dłoń.
- Nie martwmy się na zapas, Svanhild. W Biblii napisano, że nie powinniśmy martwić się o to, co będzie jutro, a skupić się na dniu dzisiejszym.
- Ale ja nie chcę umierać! Chcę przeżyć z tobą lato! Chcę stanąć pod drzewem, na którym zakuka kukułka i wypowiedzieć życzenie. Chcę stać u twego boku w noc świętojańską i patrzeć na płonące ognisko. Chcę także pójść z tobą do lasu Grefseskogen zbierać borówki. Chcę robić z tobą wszystko, co lubię, ale było nam dane przeżyć wspólnie tylko deszczową jesień i mroźną zimę. Nie widywaliśmy się także za często. Odkąd kierownik fabryki Paulsen rozgniewał się, kiedy jesienią nie przyszedłeś do domu na noc, i obiecałeś, że nie będziesz tak często chodził na spotkania modlitewne, tak rzadko się spotykaliśmy. Siostra nie pozwalała ci spacerować ze mną wieczorami. Wolała, żebym raczej przychodziła do jej domu. Musiała jednak wiedzieć, że czułabym się bardzo skrępowana, przychodząc do takiego domu! A ty nie chciałeś przychodzić do mnie, bo nie miałeś ochoty rozmawiać z dziadkiem o Ulefoss. Pocieszałam się, że latem na pewno będzie inaczej. Wtedy moglibyśmy pojechać jakiegoś słonecznego dnia do Maridalen, zabrać ze sobą prowiant i spędzić tam cały dzień. Moglibyśmy zbierać poziomki, wylegiwać się na ciepłym mchu i cieszyć się słońcem albo na wyścigi zbiegać po trawiastych zboczach. Czułam, że wszystko, co najlepsze, dopiero przed nami, ale teraz moje marzenia zostały zdeptane. - Rozpłakała się. Wyrwała dłoń i zasłoniła twarz.
Kristian nie wiedział, co zrobić ani co powiedzieć. Sam był na granicy łez. Myśl o tym, że wszyscy zostaną otruci i zginą, była straszna. Objął Svanhild ramieniem i przytulił ją. Często o tym marzył, ale nigdy się na to nie ośmielił. Teraz było inaczej. Teraz nie kierowało nim pożądanie ani tęsknota, ale wielki smutek.
- Umrzemy razem, Svanhild. Obejmiemy się i w tej samej chwili wydamy ostatnie tchnienie. Potem trafimy do raju i tam na wieki będziemy trzymać się za ręce. Tam nie ma trujących gazów ani chorób, ani biedy. Istnieje tylko radość.
Rękawiczkami otarła oczy i skinęła głową.
- To jedyna pociecha, ale choć sama codziennie to sobie powtarzam, na niewiele się to zdaje.
Złapał ją za rękę.
- Chodź, musimy się pospieszyć na spotkanie. Teraz mogą ci pomóc tylko słowa nauczyciela.
Trzymając się za ręce, pobiegli śliską ulicą. Mróz gryzł ich w uszy i nosy. Kilkakrotnie stracili równowagę, ale biegnąc nie myśleli tyle o zimnie i końcu świata.
Zdyszani dotarli na miejsce spotkań na Hausmannsgate.
Jeszcze nigdy nie było tu tylu ludzi co dziś. Nie było już miejsc siedzących, a z tyłu sali tłoczyło się mnóstwo nowo przybyłych. Ledwo udało im się zmieścić. Stali ściśnięci z tyłu, ale przynajmniej już nie marzli. Dobrze było móc stać tak blisko siebie, kiedy nikt nie patrzył na nich pełnym zbulwersowania wzrokiem.
- Dzień sądu jest bliski! - zagrzmiał nauczyciel. - Czytaliście, co napisano w gazetach. Kometa Halleya zbliża się do Ziemi. Kiedy się z nią zderzy, nadejdzie nasz koniec. Kometa zawiera kwas pruski, jedną z najsilniejszych istniejących trucizn. Nad naszą planetą zawiśnie chmura trującego gazu. Wystarczy jeden oddech, by nas zabić. Na zegarze życia jest za pięć dwunasta, a ci, którzy się nie nawrócili, mają ostatnie pięć minut, by to zrobić. Za kilka dni będziemy mogli zobaczyć kometę na własne oczy, a za kilka tygodni dojdzie do zderzenia. Nie dajcie się nikomu poprowadzić na potępienie! Nawróćcie się, nim będzie za późno! W piekle czekają najgorsze męki, a nie sądzę, by ktoś z was chciał przez całą wieczność płonąć w piekielnym ogniu.
- Nie! - krzyknęła jakaś kobieta, która od razu zaszlochała. - Dobry Jezu, pomóż nam!
- Bóg daje, Bóg odbiera. Chwalmy Pana! - zawołał ktoś inny. Jakiś mężczyzna wstał i zaczął się modlić. Wokół niego przez chwilę zapadła cisza, ale inni wkrótce się do niego przyłączyli. Po chwili na sali rozległy się słowa modlitwy, głośne okrzyki Alleluja i stłumiony szloch. Wielu mówiło w obcych językach. Atmosfera stawała się coraz gorętsza. Wielu wstawało i wznosiło ręce ku niebu. Jakaś kobieta wpadła w histerię i musiała zostać wyniesiona. Nauczyciel nie mógł dojść do słowa. Musiał przerwać mowę. Stał tylko i rozglądał się po sali. Kristian zastanawiał się, czy doszedł do wniosku, że posunął się za daleko, gdy ten nagle uniósł ręce i krzyknął: - Czas śmierci jest bliski! Nawracajcie się! Oczyśćcie swe serca, a spotka was wieczna radość. Macie jeszcze czas, by odrzucić wszystko to, co oddala was od Boga, ale czasu jest coraz mniej. Bądźmy razem w tej strasznej chwili, kiedy trucizna zacznie wnikać do naszych ciał. Cierpmy razem, umrzyjmy razem i razem wejdźmy w bramy raju!
Rozległa się muzyka, a ludzie zaczęli śpiewać na całe gardła, płacząc i kołysząc się w przód i w tył. Potem nauczyciel zaczął opowiadać o piekielnych mękach oraz o tym, co czeka niewiernych.
Jakaś kobieta w pobliżu Kristiana i Svanhild zaczęła się chwiać. Jej mąż ledwo zdołał ją złapać, nim zemdlała. Mężczyzna próbował wynieść ją na zewnątrz, ale było tak ciasno, że nie mógł przejść. Nikt nie chciał przesunąć się z miejsca, by nie przegapić choćby jednego słowa nauczyciela.
Kristian myślał o Elise, Hildzie, Pederze i Evercie. Znów poczuł ścisk w gardle. Choć był zły i oburzony tym, że nie chcieli go słuchać, na myśl o tym, co ich czeka, wychodził z siebie z rozpaczy. Nie było najmniejszych wątpliwości, że zbliżał się dzień sądu. Sala była wypełniona ludźmi przekonanymi, że ich ostatnia godzina jest bliska. Jak Elise mogła być aż tak nieświadoma tego, co się dzieje? Nie czytała nawet gazet i nie wiedziała, że kometa się zbliża. Zaprotestowała, kiedy powiedział, że żyje bezbożnie, a przecież doskonale wiedział, że rzadko bywała w kościele czy na spotkaniach religijnych. Stwierdziła, że nie grzeszy więcej niż inni, choć po raz drugi wyszła za mąż! Nie widziała nawet nic złego w tym, że pisze o ulicznicach i pijakach! Najgorsze było jednak to, że nie uwierzyła, że zbliża się dzień sądu. Jak mogła być tego taka pewna, skoro astronomowie, pastorzy i nauczyciele w całym kraju starają się uświadomić ludziom powagę sytuacji, a gazety pełne są ostrzeżeń i informacji o tym, co ma się stać?
To wina Johana. To on na nią wpłynął. Odkąd wyszedł z więzienia, starał się ją odzyskać. Najpierw ją uwiódł, a teraz każe jej wierzyć, że nie powinna się przejmować kometą. Musiał przeczytać o zagrożeniu w gazetach. Dlaczego nie powiedział o tym Elise? Może sama nie miała czasu czytać prasy? Jest wiele kobiet, które nie interesują się bieżącymi wydarzeniami, a Elise jest przecież taka zajęta. Ale Johan na pewno czyta gazety. Dlaczego zataił prawdę? Czyżby myślał, że wszyscy kłamią?
Zrobiło mu się gorąco, a serce zaczęło bić szybciej. Johan był niewierzącym, poganinem.
Gdyby był szlachetny i wierzący, nie pomagałby w kradzieży. Modliłby się tylko do Boga o pomoc, by Anna dostała potrzebne jej leki.
Nie miał odwagi powiedzieć Svanhild, że Johan siedział w więzieniu w Akershus. Może nie chciałaby z nim być, gdyby się dowiedziała, że jego szwagier był przestępcą. Nie mówiąc już o tym, jak mogliby zareagować jej rodzice. Ojciec wydawał się bardzo surowy. I on, i matka co tydzień chodzili na spotkania i żyli życiem wspólnoty. Ich zdaniem niewierzący byli grzesznikami.
W zasadzie to z przyjemnością spędzałby więcej czasu z jej rodzicami. Gdyby tylko nie dziadek. Z nim musiałby bez przerwy rozmawiać o Ulefoss. Kiedy dziadek by się dowiedział, jak nazywała się jego matka przed ślubem, być może przypomniałby sobie o tym, co zdarzyło się prawie dwadzieścia pięć lat temu. Pewnie cała wioska gadała o matce, która zaszła w ciążę z Cyganem.
Znów zrobiło mu się gorąco. Matka dopuściła się prostytucji. Dzieliła łóżko z mężczyzną, nim wyszła za mąż. Jego rodzina była tak bardzo grzeszna i zhańbiona. W rodzinie Svanhild nikt nie ożenił się ani nie wyszedł za mąż po raz drugi, nikt nie siedział w Akershus i nikt nie pił. Wszyscy byli czystymi i pięknymi ludźmi. Jak mógł oczekiwać, że będą chcieli mieć z nim coś wspólnego?
- Słyszycie, co mówię? - Nowy nauczyciel krzyczał, by przebić się przez gwar modlących się. - Dzień sądu jest bliski! Pospieszcie się! Oddajcie się Bogu!
Kristian zacisnął zęby. Jaki był sens w rozmyślaniu o rodzinach swojej i Svanhild? Wkrótce i tak wszyscy umrą.
Elise sama wybrała drogę, którą chce podążać, a Johan będzie jej towarzyszył. Sytuacja Pedera i Everta była gorsza, bo nikt nie dał im możliwości wyboru i nikt nie próbował im pomóc.
Przywołał w pamięci obraz domku w Vøienvolden tego jesiennego dnia, kiedy siedział przy grobie matki, bojąc się wrócić do domu Hildy i właściciela fabryki. W pokoju u Elise było ciepło i przytulnie. Johan bardzo się ucieszył, kiedy go zobaczył, i powiedział, że jego zdaniem powinien mieć prawo robić, co zechce w kwestii spotkań wspólnoty. Dobrze było tam być. Gdyby nie to, ze Hildzie udało się przekonać go do powrotu, być może zdołałby wpłynąć na Elise i Johana. Wtedy ona i inni mogliby dziś tutaj być i słuchać słów nauczyciela.
Ścisk w gardle stał się jeszcze silniejszy.
Svanhild złapała go za rękę. Stali tak blisko, że nikt nie mógł tego zauważyć. Uśmiechnęła się. Jej uśmiech pełen był strachu, że ktoś dostrzeże ten niewinny gesty, ale mimo to dodał mu otuchy. Dzięki Bogu, że spotkał Svanhild! Pomagała mu za każdym razem, kiedy ogarniały go wątpliwości. Modliła się za niego i z nim oraz przekonywała go, że słowa nauczyciela to jedyna prawda.
Myśl o śmierci nie była tak straszna, kiedy wiedział, że umrą razem.
20
Elise ze zdumieniem spojrzała w górę. Tyle ludzi! Na szczycie St. Hanshaugen było aż czarno od drżących z zimna mężczyzn, kobiet i dzieci.
Nad Kristianią dostrzeżono kometę i teraz wszyscy gromadzili się na wzgórzu, by ją zobaczyć.
Był dwudziesty dziewiąty stycznia. Mróz szczypał w twarz. Tegoroczna zima okazała się sroga. Było tak zimno, że postanowiła nie zabierać ze sobą najmłodszych dzieci. Zaopiekowała się nimi Dagny.
Mimo zapewnień Johana, że kometa jest zbyt daleko od Ziemi, by się z nią zderzyć, nie czuła się pewnie. Kiedy się dowiedziała, o czym piszą gazety, zaczęła je czytać. Ogarnął ją niepokój. Nie wszyscy zgadzali się z Johanem, że kometa była za daleko od Ziemi. Nie bez powodu pastorzy modlili się za ludność Ziemi, a przywódcy innych wspólnot wzywali do nawrócenia.
Peder i Evert pobiegli przodem. Obaj bardzo się bali, choć ona i Johan starali się ich uspokoić. Jednak w szkole nie mówiono o niczym innym poza kometą Halleya. Dzieci tylko nawzajem się straszyły, a nauczyciele nie robili nic, by uspokoić sytuację. Prawdopodobnie sami byli przerażeni.
Zderzenie ma nastąpić w maju. Mniej więcej w tym czasie, kiedy wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ma urodzić. Wyczekiwane z miłością dziecko jej i Johana nigdy nie zobaczy światła dziennego. Ta myśl była tak bolesna, że w jej oczach stanęły łzy.
Jeszcze trzy i pół miesiąca. Zdąży napisać książkę, ale być może nie będzie już nikogo, kto mógłby ją przeczytać. Wydawnictwo pewnie nie zdąży jej nawet wydrukować.
Westchnęła z rezygnacją. W obliczu dnia katastrofy jej książka była najmniej istotna. O tysiąc razy gorsza była myśl o nienarodzonym dziecku i o tym, że Hugo i Jensine nigdy nie dorosną. Kristian nie zostanie konfirmowany i nie skończy szkoły. Nikt z nich nie doczeka lata. Oczywiście, jeśli pastorzy i nauczyciele się nie mylą.
Nie bała się samej śmierci, ale nie potrafiła wyobrazić sobie, że wszystko zniknie z powierzchni ziemi, że przeżyje zaledwie kilka osób, a może nikt. Nie będzie ptaków, nawet owadów. Wszystko będzie martwe jak w grobie.
Spojrzała na białe od szadzi drzewa. W świetle księżyca wyglądały niczym obsypane lśniącymi diamentami. Ich piękno zapierało dech w piersiach. Czy drzewa także umrą? Czy cała ziemia będzie wyglądać jak sterta popiołu albo jak pustynia? Bez trawy i kwiatów?
Tylko góry przetrwają. Będą stały tak, jak stoją od wieków. Wzgórza wokół Kristianii, Grefsenåsen, Holmenkollen i Kolsås, będą stały, czarne i złowrogie. Z nikąd nie będzie dochodził żaden dźwięk, tylko szum wiatru, wodospadu i odgłosy burzy. Małe strumyki jak gdyby nigdy nic będą spływać do rzek, ale może woda także będzie zatruta?
Starała się odepchnąć tę myśl. Może Johan ma rację i boją się bez powodu? Rozejrzała się i zobaczyła ten sam strach na każdej twarzy. Ludziom wydawał się nie dokuczać mróz, choć ich nosy, policzki i uszy były zaczerwienione. Palce u rąk i nóg zupełnie jej skostniały z zimna. Nie mogła już nimi poruszać. Ale czym były te drobne dokuczliwości w obliczu nadchodzącej katastrofy?
Powrócił strach. Na nic zdały się starania, by o nim zapomnieć. Narastał, dławiąc wszelkie próby pokonania go. Johan objął ją ramieniem.
- Może powinniśmy zostać w domu. Zerknęła na niego.
- Dlaczego? Przecież tak bardzo chciałeś zobaczyć kometę.
- Myślę o tobie i twoim stanie. To, że tak bardzo marzniesz na pewno nie jest dobre dla dziecka. Szczękasz zębami i aż posiniałaś z zimna.
Już chciała powiedzieć, że to bez znaczenia, skoro umrą, nim dziecko przyjdzie na świat, ale powstrzymała się.
- To przez światło księżyca wydaję się taką blada. Nic mi nie jest. Uśmiechnął się.
- Na pewno? Nie robisz tego tylko ze względu na mnie?
- Nie, też chcę zobaczyć kometę, wroga ludzkości. Roześmiał się, myśląc, że żartuje.
- Pomyśleć, że możemy ją zobaczyć, choć jest tak daleko. Nie odpowiedziała.
- Minęło wiele setek lat, odkąd była na tyle blisko ziemi, by można było ją dostrzec. Czy to nie fascynujące?
- Myślisz, że wtedy ludzie także tak bardzo się bali?
- Z pewnością nie wiedzieli o niej zbyt wiele, nie licząc kilku wtajemniczonych. Nie było gazet, a ludzie nie mieli wielkiej wiedzy. Niewielu potrafiło wtedy czytać.
Zbliżali się do szczytu. Wszyscy patrzyli w niebo. Zapomnieli o mrozie, może i na chwilę o strachu. Ludzie byli wyraźnie podekscytowani.
- Tam jest! - krzyknął ktoś, wskazując w niebo. Wszyscy spojrzeli w tym kierunku. Elise zobaczyła białą gwiazdę z błyszczącym ogonem, która pojawiła się wśród chmur i niemal od razu zniknęła.
Zadrżała. To małe, ruchome, białe światło, które wyglądało jak niewinna gwiazda z ogonem miało zniszczyć życie na ziemi! Przytuliła się do Johana.
- Wracajmy jednak do domu. Objął ją.
- Ale udało się nam ją zobaczyć, Elise! Czyż to nie cudowne? Pomyśl, że jako jedyni ludzie żyjący w tym stuleciu możemy tego doświadczyć! - Był zapalony i podekscytowany. Wyglądało na to, że ani przez chwilę nie pomyślał o końcu świata.
Zazdrościła mu. To cudowne mieć taką pewność i nie dać się porwać fali paniki. Nie potrafiła zrozumieć, jak jest w stanie tego dokonać. Ani on, ani nikt inny nie wie, co tak naprawdę stanie się w maju.
Odwrócili się, by odejść.
- Chodźcie, Peder! Evert! Zobaczyliśmy ją i możemy wracać. Jest mi strasznie zimno, wy pewnie też marzniecie.
Zobaczyła, że przez chwilę bez strachu patrzyli w niebo, wyraźnie zaciekawieni, ale teraz strach powrócił. Peder złapał Johana za rękaw.
- Skąd wiesz, że się nie zderzy z ziemią?
- Astronomowie obliczyli, że jest za daleko.
- Ale się zbliży - protestował Evert.
- A skąd astronomowie wiedzą, że nie będzie tak blisko?
- Nauczyli się wszystkiego o kosmosie, gwiazdach, słońcach i planetach. Astronomia to nauka, która istnieje od wielu, wielu lat. Dwa tysiące lat przed Chrystusem chińscy astronomowie zapisali swoje obliczenia i obserwacje. Także wśród Hindusów, Babilończyków i Egipcjan astronomia odgrywała wielką rolę.
- Skąd o tym wiesz?
- Napisano o tym w gazetach. Peder marzł tak, że aż szczękał zębami.
- Napisali w gazetach, że nie zderzy się z Ziemią?
- Nie, może niezupełnie to, ale napisali o greckich astronomach, którzy odkryli, że Ziemia krąży wokół Słońca tak jak inne planety i o Angliku Newtonie, który odkrył, że na Ziemi działają siły grawitacji. Grawitacja to przyciąganie. Peder roześmiał się.
- Takie przyciąganie, jak kiedy dziewczyna i chłopak się zakochają? Johan także się zaśmiał.
- Tak, mniej więcej. Wtedy ciągnie ich ku sobie, czy tego chcą, czy nie.
- Myślę, że Kristian nie chce. Moim zdaniem to ta siła go przyciąga. Widziałem to w oczach tej Svanhild. Jakby mu rozkazywała, nie mówiąc ani słowa.
Elise zadrżała. Trafna uwaga, zważywszy na to, że Peder widział ich tylko przez chwilę. W dodatku jak wszyscy był przerażony tym, co Kristian i Svanhild powiedzieli o dniu sądu i ich bezbożności.
- Mam nadzieję, że się mylisz - powiedział Johan z powagą. - To byłoby straszne, gdyby używała sztuczek, by go zdobyć.
Elise pokręciła głową.
- Mówicie, jakby byli dorośli. Kristian ma tylko czternaście i pół roku. I być może nie będzie już starszy, odpędziła tę myśl. Johan nie bał się perspektywy końca świata. Dlaczego miałaby mu nie ufać?
Kiedy tylko znaleźli się na podwórzu w gospodarstwie, zobaczyli biegnącą w ich stronę panią Børresen.
- Wreszcie jesteście! Mamy spotkanie z zupełnie niezwykłej okazji. Modlimy się o to, by kometa nie uderzyła w Ziemię. Wy, którzy macie dzieci, powinniście się do nas przyłączyć.
- Elise źle się czuje. Strasznie zmarzła na Sankthanshaugen. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli możliwie najszybciej się rozgrzeje i posiedzi przy piecu.
Pani Børresen pokręciła głową.
- Jak mógł pan być taki nierozsądny, panie Thoresen, i w jej stanie zabierać ją na taki mróz? A tak nawiasem mówiąc, jest do was poczta. - Podała im białą kopertę. - Jak się już rozgrzejecie, to wiecie, gdzie nas szukać. Potem odwróciła się i szybko odeszła. Johan otworzył drzwi.
- Dzięki Bogu, że tak łatwo nam odpuściła! Elise się uśmiechnęła.
- Zastanawiam się, od kogo dostaliśmy list. Spojrzał na kopertę.
- Od Hugo Ringstada.
- O, jak miło! Umieram z ciekawości, by się dowiedzieć, jak zareagował, kiedy się dowiedział o ciotce Ulrikke i wuju Kristianie.
Otworzyły się drzwi do pokoiku i wbiegli Hugo i Jensine, a za nimi Dagny z lalką na ręku. Elise podniosła Jensine.
- Tak tu miło i ciepło. Dobrze rozpaliłaś w piecu, Dagny. Dagny uśmiechnęła się z dumą.
- Hugo mi pomagał. Włożył ostatnią szczapę go ognia. Elise spojrzała na nią ze strachem.
- Hugo? Przecież on jest za mały, żeby dokładać do pieca.
- Nie, poszło świetnie. Teraz już wie, jak to się robi. Johan spojrzał na nią surowo.
- Nigdy więcej nie możesz mu pozwolić dokładać do pieca, rozumiesz? To niebezpieczne. On nie wie, jak łatwo się poparzyć.
Dagny spuściła wzrok i zacisnęła usta.
- Chciała tylko, by Hugo nauczył się samodzielności. - Peder stanął w obronie dziewczynki. Elise usiadła przy piecu z Jensine na kolanach i otworzyła kopertę.
Droga Elise!
Pewnie was także pochłania sprawa komety Halleya. Tutaj codziennie odbywają się spotkania modlitewne, a ludzie są przerażeni. Marie płacze, ale ja jestem spokojny. Nie wierzę, że dojdzie do zderzenia.
Ciotka Ulrikke i twój wuj Kristian też w to nie wierzą. Tak bardzo się cieszę, że przyjechali. To bardzo porządny człowiek. Od pierwszej chwili doskonale się dogadujemy. Marie była sceptycznie nastawiona, jak to ona, z natury nieufna i podejrzliwa, ale wszystko zmierza ku dobremu. Od razu zrozumiał, że ona należy do mającego poczucie wyższości mieszczaństwa, ale niczego nie dał po sobie poznać. Odbyliśmy wiele ciekawych męskich rozmów, a on pomagał mi przetrwać zmienne nastroje Marie. Odkąd zachorowała, stała się o wiele łagodniejsza, ale wciąż miewa trudniejsze dni.
Na szczęście pozbyliśmy się Signe. Przynajmniej na jakiś czas. Słyszałaś pewnie, że mieszkała z nami przez kilka miesięcy? W końcu nie mogliśmy już dłużej wytrzymać i wyrzuciliśmy ją za drzwi. Zakochała się w synu gospodarza z sąsiedniego gospodarstwa, leniu i łotrze, który pewnie nie widzi w niej niczego innego poza szansą na to, że kiedyś uda mu się przejąć Ringstad. Na dzień przed tym, nim ją wyrzuciłem, obwieściła mi, że ich wesele ma się odbyć właśnie w Ringstad. Powiedziała, że jej rodzice już są w drodze. Wysłałem telegram, by ich zatrzymać, ale obawiam się, że to jeszcze nie koniec problemów. Muszę z tobą o tym porozmawiać przy najbliższej okazji. Obecność Signe tutaj bardzo mnie zmęczyła. Czasem miałem depresję i marzyłem o śmierci.
Ciotka Ulrikke i twój wuj przywrócili mi chęć do życia. Teraz co wieczór przyjemnie spędzamy czas. Nauczyłem go grać w szachy, a Marie i ciotka Ulrikke bardzo się do siebie zbliżyły. Marie nigdy za nią nie przepadała. Zresztą w ogóle rzadko ceniła innych. Teraz ciotka Ulrikke promienieje szczęściem, co udziela się nam wszystkim. Pomyśleć, że wreszcie znalazła męża. W jej wieku! I to o pięć lat młodszego! Ze śmiechem opowiedzieli nam o „weselu” z naleśnikami z dżemem jagodowym, pełnym dzieci oraz o propozycji Pedera, by wuj Kristian przeniósł się do pokoju ciotki Ulrikke. Popłakałem się ze śmiechu.
Robię co mogę, by jeszcze na chwilę ich zatrzymać. Będę za nimi tęsknił, kiedy wyjadą. Słyszałem, jak powiedział, że może wyjadą do Ameryki, ale nie na stałe. Z tego co zrozumiałem, ma spore oszczędności i nie ma zamiaru wracać do pracy. Mam wrażenie, że mają ochotę zamieszkać na wsi. Zaproponowałem im jeden z domków w gospodarstwie. Zobaczymy, jak się sprawy potoczą.
Pozdrów całą rodzinę. Mam nadzieję, że wiosną nadarzy się okazja, byśmy przyjechali do miasta. Bardzo chciałbym poznać twojego męża. Ciotka Ulrikke mówi o nim same dobre rzeczy.
Twój oddany Hugo Ringstad
Elise postawiła Jensine na podłogę.
- Teraz mama musi zdjąć buty i płaszcz. Pobaw się z Hugo, Jensine. Podeszła do Johana, który usiadł z gazetą.
- Musisz przeczytać list od Hugo Ringstada. To bardzo miły list. Ma nadzieję, że wkrótce cię pozna.
Johan chrząknął, nie odrywając się od artykułu.
- Duński pisarz, Thomas Krag, odbył pierwszy lot i został pierwszym pisarzem w powietrzu. Twierdzi, że było to wspaniałe przeżycie.
Elise zadrżała.
- Podziwiam jego odwagę. Peder i Evert przed chwilą zdjęli buty. Trochę to potrwało, nim zdołali je rozwiązać sztywnymi palcami. Obaj podnieśli wzrok.
- Odwagę? - zapytał Peder z niedowierzaniem. - Pomyśl, jak to jest, łatać jak mewa! Krzyczałbym z radości! - Roześmiał się. - Pomachałbym wtedy do ciebie, Evercie, a ty byłbyś zazdrosny.
- A dlaczego ja miałbym nie polecieć?
- Jest miejsce tylko dla jednej osoby. Elise zerknęła do gazety.
- Napisali coś o tym, jak się miewa Bjørnstjerne Bjørnson? Johan potrząsnął głową.
- Wciąż żyje, ale jego stan jest nie najlepszy. Spojrzał na chłopców.
- Ale jest coś, co was zainteresuje. W mieście jest Cyrk Orlando, a treser tygrysów zaprasza widzów do wizyty w ich klatce. - Zajrzał do gazety i przeczytał na głos: - Wśród tych, którzy się na to zdobyli, jest kapitan Ronald Schance, ale teraz także i pewien cywil wykazał się tak wielką odwagą. Jest nim pan Dørnberger. Tygrysy wydawały się być pod równie wielkim wrażeniem niepoprawnego muszkietera, co publiczność.
Oczy Pedera zalśniły.
- Chciałbym pójść kiedyś do cyrku! Elise i Johan wymienili spojrzenia. Lekko skinęła głową, a Johan odezwał się:
- To dobry pomysł, Pederze. Jutro spróbuję kupić bilety. Peder i Evert w dzikiej radości zaczęli tańczyć po pokoju. Elise uśmiechnęła się. Dobrze, że było coś miłego, na czym mogli się skupić i oderwać myśli od komety. Może Johan myślał tak jak ona - chciał, by spróbowali wszystkiego, póki jeszcze mieli na to czas.
Muszę szybko skończyć książkę, pomyślała.
21
Elise wyszła na ganek i spojrzała w niebo. Odetchnęła łagodnym, wiosennym powietrzem. Szpaki i zięby już dawno przyleciały, a na brzozach zazieleniły się pąki. Kochała kwiecień z jego coraz jaśniejszymi wieczorami, zawilcami w lesie i coraz bujniejszą zielenią. W tak słoneczne dni jak ten, niemożliwe było myśleć, że świat zmierza ku zagładzie.
Usłyszała nadjeżdżający powóz i odwróciła w jego stronę głowę. Przejechał właśnie obok stodoły. To musiała być Hilda. Wspaniale, że przyjechała akurat dziś, kiedy przygotowała na obiad placuszki.
Powóz zatrzymał się przed schodami i Hilda wyszła, nim woźnica zdążył jej pomóc. Poruszała się zwinnie i lekko, jak zawsze.
- A niech mnie, ale urosłaś! - wykrzyknęła. - Czy poród już blisko? Elise skinęła głową.
- Wydaje mi się, że dostrzegłam już kilka jego zwiastunów.
- Słyszałaś najnowsze wieści?
- Nie. - Elise poczuła niepokój. - Coś się stało?
- Bjørnstjerne Bjørnson nie żyje. Zmarł w Paryżu.
- To takie dziwne, że już go nie ma. Był wielkim pisarzem. Hilda zgodziła się z nią.
- Od jesieni poważnie chorował, więc wszyscy byli przygotowani na najgorsze. Elise nic nie powiedziała. Pomyślała, że miał szczęście, bo uniknie tego, co być może nadejdzie osiemnastego maja. Potem, zła na samą siebie, odpędziła tę myśl. Dlaczego nie potrafi wyleczyć się z tego pesymizmu?
- Masz jeszcze jakieś wiadomości? Hilda roześmiała się.
- Powiedz mi, czy nigdy nie czytasz gazet? Za każdym razem, kiedy przyjeżdżam, pytasz mnie o najnowsze wieści. Johan nie mówi ci, co się dzieje?
- Nie powiedział mi o komecie. Myślę może, że zacznę się bać, choć on powtarza, że nie wierzy w ten cały koniec świata.
Hilda spoważniała.
- Sama nie wiem, co myśleć. Chwilami zupełnie nie wierzę i pocieszam się tym, że astronomowie twierdzą, że nie będzie zderzenia, ale potem zabieram się za sprzątanie w szafkach i szufladach, by zostawić po sobie porządek.
Elise musiała się roześmiać.
- Kto przyjdzie sprawdzić, czy posprzątałaś, jeśli na Ziemi nie będzie już ludzi? Hilda także się roześmiała, ale szybko spoważniała.
- Najbardziej martwi mnie jednak niewzruszona wiara Kristiana w to, że dzień sądu się zbliża, Jest pod silnym wpływem nauczyciela i Svanhild. Na początku bardzo ją polubiłam, ale teraz ogarnęły mnie wątpliwości. Czasem mam wrażenie, że on nie jest już w stanie samodzielnie myśleć. Wciąż powtarza: Svanhild mówi, że... albo zdaniem Svanhild... To do niego niepodobne. Kiedyś był bardziej samodzielny.
Elise zamyślona skinęła głową.
- Jestem tego samego zdania. Byłam zaskoczona już wtedy, kiedy spotkałam ją po raz pierwszy. To było zimą, wkrótce po tym, jak dowiedzieli się o komecie. Myślałam, że młoda dziewczyna będzie nieśmiała i nie będzie się odzywać w obcym domu, zwłaszcza w domu rodziny swego chłopaka. Mówiła jednak do mnie tak, jakby mnie znała od dawna, i stwierdziła, że Kristian martwi się tym, że żyjemy jak bezbożnicy. Moim zdaniem była bardzo bezczelna.
- Tak samo zachowywała się, kiedy przyszła do nas po raz pierwszy. Na szczęście Ole Gabriela nie było w domu. Byłby wściekły. Może w stosunku do mnie była trochę delikatniejsza niż w rozmowie z tobą. Powiedziała, że cieszy się, że co niedziela chodzimy do kościoła, ale niepokoi ją to, że Kristian nie ma w domu wsparcia. Zasugerowała, że powinniśmy przyjść z nim kiedyś na spotkanie na Hausmannsgate. Wtedy zupełnie zmienilibyśmy zdanie na temat ich wspólnoty.
Elise była poruszona.
- Zachowała się równie bezczelnie jak u nas! Co jej odpowiedziałaś?
- Uśmiechnęłam się sztucznie, aż nazbyt serdecznie, i powiedziałam, że to dobry pomysł. Potem poprosiłam ją, by zorganizowała mi krótką rozmowę z ich nauczycielem po spotkaniu. Nie wiem, czy zrozumiała, co miałam na myśli. Wymamrotała tylko, że z nim porozmawia. Potem nie wróciła już do tematu.
- Często u was bywa?
- Teraz trochę częściej niż wcześniej, ale nie mówi o niczym innym poza Sądem Ostatecznym i piekielnymi mękami, a ja raczej nie wdaję się wtedy z nimi w dyskusję. Jako przyzwoitkę wysyłam do nich wtedy jedną z pokojówek.
Weszły do kuchni.
- Gdzie są Hugo i Jensine?
- Poszli z Dagny zbierać zawilce. Zaczęłaś przygotowania Kristiana do konfirmacji?
- Tak, w zasadzie tak. Byliśmy w mieście i kupiliśmy garnitur. U Doblouga. Kosztował 16 i pół korony, do tego kapelusz za niecałe 3 i koszulę za 30 øre. Poza tym kupiliśmy jeszcze mankiety, szelki, rękawiczki, kalesony, buty i parasol. Ole Gabriel myślał, że wszystko będzie kosztować o wiele więcej, więc był mile zaskoczony. Możesz się już cieszyć, aż go zobaczysz w tym stroju. Wygląda znakomicie. Chyba możemy powiedzieć, że mamy przystojnego brata.
Elise uśmiechnęła się i skinęła głową. Jednocześnie poczuła smutek. Czy Kristian w ogóle doczeka dnia konfirmacji?
- Usiądź. Podam ci coś smacznego. Usmażyłam placuszki. Johan pracuje teraz nad kopią W drodze do fabryki, którą zamówił wuj Kristian. Jest tak pełen zapału, że z trudem odrywa się od pracy, by przychodzić na posiłki. Zawsze mówi, że zje później.
Zaparzyła kawę. Rankami bywało jeszcze chłodno, więc mocno napaliła w piecu. Teraz wciąż był gorący.
- Usiądź na sofie, a ja zaraz wrócę. Możesz zabrać ze sobą filiżanki i placuszki.
Kiedy podeszła do stołu z kawą, zauważyła na czole Hildy głęboką zmarszczkę. Hilda rzadko się czymś przejmowała. Nie mogła więc nie zapytać.
Była zaskoczona, kiedy Hilda potwierdziła, że się martwi.
- Tak, Elise, jestem poważnie zaniepokojona. Dlatego przyjechałam. Elise poczuła ogarniający ją strach. Słyszała, że w mieście rozszalała się ospa. Pięciu lekarzy zachorowało, a jeden zmarł. Ponad setka ludzi choruje. Jeden z pracowników portowych zaraził się na zagranicznym statku i przez sześć tygodni chodził z wysypką, nim lekarze postawili właściwą diagnozę. Wcześniej nie rozpoznali choroby.
- Chyba nic nie stało się Isacowi ani małemu Gabrielowi? Hilda pokręciła głową. - Nie, na szczęście. Pewnie myślisz o ospie. To straszne. Rodeløkka jest blisko nas, ale jesteśmy ostrożni. Ty też musisz być.
- Czy to ma coś wspólnego z tobą i Ole Gabrielem? Nie musisz się bać powiedzieć mi prawdy. Wiesz, że nikomu jej nie powtórzę.
Hilda znów potrząsnęła głową.
- Chodzi o Kristiana.
- Ale właśnie o nim rozmawiałyśmy.
- Nie powiedziałam ci wszystkiego. Elise spojrzała na nią wyczekująco. Hilda westchnęła.
- Ostatnio zachowuje się bardzo dziwnie. Snuje się po domu, nie mówiąc ani słowa. Jest smutny i ponury, choć ma dziewczynę. Coś mi tu nie gra. Powinien być wesoły i beztroski, cieszyć się, że skończy szkołę i zostanie konfirmowany, że stanie się dorosły. - Napiła się kawy i kontynuowała. - Ole Gabriel zaproponował mu, że może wciąż u nas mieszkać, dzięki czemu będzie mógł zdobyć dodatkowe wykształcenie. Obiecał mu nawet, że pośle go do szkoły handlowej. To szkoła o ponad stuletniej tradycji, bardzo szanowana. Zdaniem Ole Gabriela większość pracodawców wybiera pracowników po takiej właśnie szkole. Kristian jest inteligentny i kiedy się przyłoży, ma bardzo dobre stopnie. To daje mu możliwości zdobycia dobrej pracy.
- To bardzo miło ze strony twego męża.
- Zależy mu na dobru Kristiana. Jak ci już kiedyś powiedziałam, po rozmowie, którą odbyli jesienią, dużo lepiej się rozumieją. Wszystko byłoby doskonale, gdyby nie Svanhild i te ich spotkania.
- Uważasz, że psują stosunki między twoim mężem a Kristianem? Myślałam, że wyraziliście zgodę na to, by chodził na spotkania, jeśli nie ucierpi na tym jego edukacja.
- Bo tak było. Od razu wykazał się posłuszeństwem i wciąż tak jest.
- Zatem nie rozumiem, gdzie leży problem. Hilda poczęstowała się kawałkiem placka i otarła usta chusteczką. W cieście było dużo masła, więc jej palce były teraz tłuste.
- Może się mylę i naprawdę nie mam powodu do obaw... Kristian jest w trudnym wieku. Może to minie za kilka miesięcy albo lat. Jeśli wciąż będziemy żyć - dodała i uśmiechnęła się, jakby to był żart.
Elise odpowiedziała uśmiechem. Lepiej było żartować, niż się przejmować.
- Przykro mi, że prześladują go smutne myśli i jest w kiepskim nastroju. Hilda skinęła głową.
- Każdemu czasem zdarza się mieć gorszy dzień, ale Kristian jest taki cały czas. Pamiętam, że był trudny przez ostatnie lata naszego pobytu w Andersengården, ale myślałam, że to choroba matki była powodem. Bał się i jego strach był uzasadniony. Nawiasem mówiąc, czytałam w gazecie, że co rok sześć tysięcy osób umiera w Norwegii na gruźlicę. Matka miała szczęście. Gdyby nie to, że zaszła w ciążę z Asbjørnem, może wciąż by żyła.
- Daj spokój, Hildo! Nie możesz obwiniać Asbjørna za pogorszenie się stanu matki. Sama zdecydowała, że ponownie chce wyjść za mąż, i była zakochana jak nastolatka. Ale co chciałaś powiedzieć o Kristianie? Myślisz, że jego depresja ma coś wspólnego z przeszłością?
Hilda pokręciła głową.
- Nie, wprost przeciwnie. Myślę, że to teraźniejszość sprawiła, że wróciła. Elise spojrzała na nią pytająco.
- Myślę, że to wina Svanhild. Pomyśl, jest zakochany w dziewczynie, która nie mówi o niczym innym tylko o Sądzie Ostatecznym! Jest pod tak silnym wpływem jej i tych szaleńców ze wspólnoty, że nie potrafi się niczym cieszyć. Życie musi być dla niego jedną wielką doliną łez.
- To minie. Jak twierdzi Johan, pierwsze zakochanie nigdy nie trwa długo. Hilda się roześmiała.
- Z kilkoma wyjątkami. Elise też się śmiała.
- Dokładnie. To też powiedział. Johan przyszedł dopiero po wyjściu Hildy. - Była tutaj Hilda, ale nie chciałam odrywać cię od pracy. Martwi się o Kristiana i jest wystraszona jego ponurym nastrojem. Johan skinął głową.
- Też o tym myślałem. Rzadko go widujemy, ale mimo to zauważyłem, że bardzo się zmienił. Pamiętam ten jesienny wieczór, kiedy był u nas twój dziadek. Wtedy miałem wrażenie, że znów doskonale się rozumiemy. Rozważał przecież nawet powrót tutaj. Coś musiało wydarzyć się później.
- To chyba przez tę kometę. Będę bardzo szczęśliwa, kiedy minie osiemnasty maja. Czy to nie wtedy ma się znaleźć najbliżej Ziemi, jak przewidują astronomowie?
- Oni nie przewidują, ale dokładnie wiedzą. Ta data została dokładnie wyliczona - Tym gorzej. Johan roześmiał się.
- Najwyraźniej nie wierzysz mi, kiedy mówię, że jest za daleko. Jeśli Kristian jest równie zaniepokojony jak ty, to wcale nie dziwi mnie jego depresja. - Pocałował ją w policzek i pogładził jej duży brzuch. - Poczułaś dziś coś więcej?
- Trochę. Usiądź teraz, a dam ci kawy i placki. - Wyjęła filiżankę i talerzyk. - Hilda kupiła Kristianowi garnitur na konfirmację. Parasol i rękawiczki też.
- To szczęściarz, że tyle ma. Mam nadzieję, że to docenia.
- Ja też. Jak praca w kuźni? Jesteś zadowolony z postępów? Johan z uśmiechem skinął głową.
- Tak, jestem zadowolony. Dziwne, raz idzie lepiej, a raz gorzej. Czasem nie potrafię dosłownie nic zrobić, a czasem robota idzie jak po maśle. Nie mogę się już doczekać, aż wuj Kristian wróci i zobaczy rzeźbę.
- Wtedy staniemy się bogaci. Najpierw pięćset koron od pana Diriksa seniora, a teraz wuj Kristian zaproponował, że zapłaci tyle samo za kopię.
- Jeśli będzie zadowolony.
- Będzie. Razem tysiąc koron! To nie do pojęcia! Do tego wydawnictwo zaaprobowało Córkę przekupki i zapłaciło mi dwieście koron zaliczki. Mam nadzieję, że to bogactwo nam nie zaszkodzi, Johanie.
Johan roześmiał się.
- Tobie na pewno nie. Nie wydasz na siebie ani jednej korony więcej niż to niezbędne.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz. Nie chcę stać się rozrzutna. Tak wielu ludzi potrzebuje pomocy. Chciałam cię zapytać, czy masz coś przeciwko, bym dała kilka koron rodzinie mieszkającej w Liggerstua. Kiedy widziałam ich ostatnio, mówili, że może będą zmuszeni oddać dzieci, ale pani Børresen powiedziała, że wciąż są wszyscy razem.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Nie musiałaś mnie w ogóle pytać. Ustaliliśmy przecież, że poświęcimy życie biednym, nie tylko rzeźbiąc i pisząc o ich losie, ale także wspierając ich finansowo, jeśli zarobimy więcej, niż nam potrzebne. Choć uważam, że nie powinnaś na sobie oszczędzać. Byłoby miło zobaczyć cię w nowej sukience, kapeluszu albo płaszczu.
Elise nic nie powiedziała. Jeśli coś kupi, to na pewno dopiero po osiemnastym maja. Tak postanowiła.
Następnego ranka było równie słonecznie. Nie spała za dobrze. Coś się z nią działo. Nie miała może skurczów porodowych, ale odczuwała pewne niedogodności. Nie miała wątpliwości, że poród się zbliża.
Chłopcy wyszli właśnie do szkoły, a ona jadła śniadanie z Johanem i dziećmi, kiedy usłyszeli, że na podwórze pędem zajechał jakiś powóz.
Elise zerknęła w stronę okna.
- Kto mógł przyjechać tak wcześnie? Johan napił się gorącej kawy.
- Pewnie ktoś do dzierżawcy. Pan Berge nigdy nikogo nie przyjmuje tak wcześnie z rana.
- Zatrzymał się przed naszym domem. Oboje nasłuchiwali. Nagle otwarły się drzwi i do środka wbiegła Hilda.
- Elise! Stało się coś strasznego! Kristian zniknął. Zostawił tylko list. On... on pisze, że nie może już dłużej żyć!