Rok jak żaden inny6

ROZDZIAŁ 36: MUGOLSKI EKSPRES


- Hej, Harryyyyy – odezwał się Draco przeciągle. - Chyba masz gości.

Gryfon przyjrzał się uważnie pergaminowi przy drzwiach, który tym razem głosił: Ronald Weasley, Hermiona Granger, Neville Longbottom.

- No, nareszcie – wymamrotał. Kiedy leżał w szpitalu, przyjaciele odwiedzali go niemal bez przerwy. Dlatego był niemile zaskoczony, że od czasu, kiedy zamieszkał w Slytherinie, zaczęli się zachowywać, jakby przeprowadził się na inny kontynent. - Draco, mógłbyś?

- Oczywiście – odrzekł Ślizgon beztrosko. - Pozwól mi czynić honory.

Harry spiął się na myśl o powtórce z poprzedniego razu, obawiając się fałszywej uprzejmości Malfoya. Jednak kiedy blondyn otworzył drzwi, powiedział tylko:

- Cześć. Wejdźcie.

Ron i Hermiona usiedli na tych samych miejscach, co poprzednio. Neville jednak wciąż tkwił w drzwiach, rozglądając się niepewnie.

- Eee... profesora Snape'a tu nie ma, prawda?

Zanim Harry odpowiedział, Malfoy oznajmił spokojnie:

- Nie, nie ma go. Wejdź, Longbottom. Możesz usiąść.

- A co stało się z twoim: „Ron, Hermiona, jak cudownie was widzieć”? - zakpił Ron.

- Severus napomknął, że byłoby rozsądniej nie kłamać wam prosto w twarz – odrzekł Draco. Słowa mogłyby być złośliwe, gdyby nie ton rzeczowej konstatacji, którym zostały wypowiedziane. - Poza tym sądzę, że zasada mówienia po imieniu tyczy się tylko mnie i Harry'ego. Severus nie chce się czuć, jakby mieszkał w strefie działań wojennych. Nie to, żeby się między nami lepiej układało, ale chciałby, żebyśmy chociaż spróbowali.

Neville tymczasem usiadł, i Harry też. Draco nadal stał. Czując się nieswojo na wspomnienie nagany Snape'a odnośnie przyjmowania gości, Gryfon wymamrotał:

- Eee... Draco...

- Jasne, nie ma sprawy – przerwał Ślizgon, obracając się na pięcie. - Już wam schodzę z drogi.

Harry przygryzł wargę, wstydząc się tego, co chciał powiedzieć, szczególnie przed Ronem. Z drugiej strony byłoby mu jeszcze bardziej wstyd, gdyby tego nie powiedział.

- Nie – zaprzeczył. - Chciałem cię zapytać, czy się do nas nie przyłączysz.

Blondyn zamarł w pół kroku. Kiedy się odwrócił, jedną brew miał uniesioną wysoko, a cała jego twarz wyrażała coś, czego Harry nie był w stanie do końca odczytać. Częściowo rozbawienie, częściowo fascynację, częściowo przebiegłość. Gryfon spiął się, oczekując jakiejś sarkastycznej riposty w stylu: Oczywiście, Harry, skoro tak ci zależy. Jednak Draco, zanim opadł na krzesło, powiedział tylko:

- Jasne.

- Harry – zaczęła Hermiona ostrzegawczo. - My... eee, być może chcieliśmy poruszyć sprawy naszego domu.

Ron, o dziwo, nie wyraził większego sprzeciwu, aczkolwiek pozwolił sobie na niezbyt uprzejmy komentarz.

- Przecież i tak będzie wszystko słyszał, racja? Przynajmniej w ten sposób nikt nie zapomni, że on się przysłuchuje.

Draco przeniósł spojrzenie z Rona na Hermionę, jak gdyby coś kalkulując, ale nie odezwał się słowem.

- Czemu was tak długo nie było? - Harry zmienił temat. - Nigdy nie pomyślałem, że będę czekał na was tydzień. - Chłopak nie chciał, by jego wypowiedź zabrzmiała oskarżycielsko... a może chciał. Nie było zabawnie czekać, aż przyjaciele przypomną sobie o jego istnieniu. Parę razy był już niemal gotów wysłać im sowę, ale skoro byli jego przyjaciółmi, to chyba nie musiał ich błagać. Poza tym nie zrobiłby tego bez pomocy zaczarowanego pióra Draco, a wtedy listy nie pozostałyby taką tajemnicą, jak by sobie tego życzył. Wystarczyło już, że Malfoy prawdopodobnie słyszał, jak Harry dyktuje listy do Remusa. Gryfon robił to, kiedy Draco siedział pod prysznicem, jednak nie było to żadną gwarancją. Chłopak był Ślizgonem, a to mówiło samo za siebie.

- To wina McGonagall – stęknął Ron. - Obiecała, że nas odprowadzi, ale jak ją poprosiliśmy następnego dnia, powiedziała: „Pan Potter ma lepsze rzeczy do roboty niż spotkania towarzyskie...” a następnego: „Sądzę, że profesor Snape wolałby, żeby jego kwatery nie były nieustannie oblężone przez Gryfonów...” a następnego: „Czy przygotował się pan już do testu z transmutacji, panie Weasley? Z pewnością jest to główne przedsięwzięcie, któremu powinien pan poświęcić swój czas wolny...” a następnego dnia - mówię serio, Harry - zaplanowała spotkanie prefektów, żebyśmy nie mogli tu przyjść!

To wyjaśniało wiele, aczkolwiek nie wszystko.

- Mogliście przyjść bez niej – wytknął Harry.

- Próbowaliśmy trzy razy! – wykrzyknął Neville. - Hermiona była pewna, że zna drogę. Wolałbyś nie wiedzieć, ile razy staliśmy pod różnymi ścianami i gapiliśmy się na nie.

Harry przypomniał sobie, jak sam schodził na dół. Nie było to aż tak skomplikowane.

- Korytarze lubią się zmieniać – wtrącił Draco. - Mieszkając tu na dole, przyzwyczajasz się do tego.

- To wyjaśnia wiele – mruknęła Hermiona.

- Wcale nie – uciął Harry. - Czemu nie wysłaliście mi sowy?

- Nie chcieliśmy, żeby on czytał nasze listy – powiedział Ron drwiąco, wskazując kciukiem na Draco. - Poza tym McGonagall wreszcie uznała za stosowne nas przyprowadzić, więc jesteśmy.

- Z czym ona ma problem? - spytał Harry, ale nikt nie odpowiedział.

- Doprawdy, a ja sądziłem, że Granger jest domyślna – skomentował Draco z uśmieszkiem. - Czy to nie oczywiste? Severus jej tak powiedział.

- Snape by tego nie zrobił – sprzeciwił się Harry, zdenerwowany taką sugestią. - Przecież pozwolił, żeby przyjaciele mnie odwiedzali.

- Zgoda – potaknął Draco. - Jednak wolałby, żebyśmy my dwaj byli w lepszych stosunkach, nie uważasz? Dlatego nie chce, żeby przychodzili tu codziennie.

Ślizgon zwrócił się do Hermiony.

- Zdziwiło mnie, że nie spróbowałaś zaklęcia Wskaż mi.

- Jej różdżka tylko kręciła się w kółko – przyznał Neville.

- Severus na pewno o to zadbał. – Draco wzruszył ramionami. - Nie mam innych pomysłów, które mogłyby pomóc. Przykro mi. A teraz wybaczcie, muszę napisać parę listów.

Z tymi słowami powstał elegancko z krzesła i poszedł do pokoju, zamykając drzwi z wyraźnym kliknięciem.

Hermiona pochyliła się w kierunku Harry'ego.

- To było jeszcze dziwaczniejsze niż ostatnim razem – oznajmiła cicho.

Ron wybuchnął śmiechem.

- Dajcie spokój. Zanim jeszcze to zasugerował, wiedział już na pewno, że Wskaż mi będzie bezużyteczne. Na pewno nie chciałby nam pomóc dostać się tutaj.

- A ja myślę, że chyba chciał – wtrącił Harry. - Chciał pomóc mnie. Przez cały tydzień był naprawdę pomocny.

- Wiedziałem – jęknął Ron. - Nie mówiłem, że tak będzie? Draco nie jest taki zły, to właśnie chcesz mi powiedzieć?

- Chcę tylko powiedzieć, że mogłoby być o wiele gorzej – odparł Harry spolegliwie. - Neville, wyglądasz, jakby ci było niedobrze. Co ci jest?

- Ja... ja chyba powinienem już iść, Harry – wycharczał chłopak. - S... S... Snape pewnie niedługo wróci...

- Nigdzie nie idziesz – zaprotestował Harry. - Jeśli już musiałem tyle na was czekać, to moglibyście chociaż zostać trochę dłużej. Do kolacji. Wszyscy.

Hermiona odchrząknęła.

- Naprawdę nie musisz ustalić tego z profesorem Snape'em?

Miała chyba rację, ale Harry czuł się wyjątkowo pewnie, kiedy zadeklarował:

- Nie. Ja tu mieszkam, a on pozwolił, żebyście mnie odwiedzali. To ja was zapraszam, nie on. A wy się zgadzacie.

Neville zadygotał.

- Naprawdę, Harry, lepiej spytaj o pozwolenie. Snape ostatnio... eee...

- Jest gorszym draniem niż zazwyczaj – uzupełnił Ron. - Dupek daje mi szlaban co tydzień.

- Za co?

- Bo się o to proszę! - wykrzyknął Ron ze złością. - Wiesz co, Harry, może ty się z nim zaprzyjaźniłeś, ale z pewnością jeszcze pamiętasz, jak wyglądają jego zajęcia! Przysięgam, wystarczy, że krzywo na niego spojrzę albo oddycham za głośno...

- Niech pan lepiej nie przysięga, panie Weasley - zabrzmiała sardoniczna odpowiedź od strony drzwi. Snape wszedł do środka i omiótł spojrzeniem grupkę Gryfonów. - Panno Granger, panie Longbottom. - Następnie odezwał się do Harry'ego posępnym głosem: - Jaka szkoda, że Draco do was nie dołączył.

- Siedział z nami przez chwilę – upewnił go Harry.

- Hmm.

- Moi przyjaciele chcieliby zostać na kolacji – oświadczył Gryfon, nie przejmując się, że odwraca kota ogonem. - Ale powiedzieli, że powinienem zapytać pana o zgodę. Zgadza się pan?

- Nic nie sprawi mi większej radości niż podejmowanie twoich przyjaciół kolacją – wycedził Snape zjadliwie i skierował się w stronę korytarza prowadzącego do jego pokojów.

- Widzicie? - uśmiechnął się chłopak.

- Harry, on miał raczej na myśli, że wolałby zjeść nas na kolację – odparła Hermiona zdławionym głosem.

- Przecież wiem – roześmiał się Harry. - Ale on nie może powiedzieć po prostu „Tak”. Przecież jesteście Gryfonami.

- Ty też – wtrącił Ron.

- Wiem – odrzekł Harry, przewracając oczami. - Posłuchajcie, zjedzmy coś ekstra na kolację. Wiecie, że skrzaty wytrzasną waszą ulubioną potrawę, nawet jeśli im nie powiecie, co to jest? To strasznie ciekawe. Nie mam pojęcia, czemu w Wielkiej Sali nie możemy tak jeść.

Hermiona zmarszczyła groźnie brwi, z pewnością na wzmiankę o biednych przepracowanych skrzatach. Jednak zamówiła posiłek „według gustu”, podobnie jak wszyscy. Dostała lasagnę, najwidoczniej kolejne mugolskie danie, o którym Draco nigdy nie słyszał. Zaskakujące, ale nie powiedział nic niegrzecznego na ten temat, jedząc w milczeniu swojego homara w sosie winnym.

Snape zachowywał się... cóż, jak Snape. Niezbyt był uszczęśliwiony, spożywając kolację w towarzystwie pięciorga nastolatków. Uparł się, żeby Neville przetransmutował dwa fotele w zwykłe drewniane krzesła, które trzeba było dostawić do stołu. Mimo że efekt był całkiem niezły, Snape oczywiście uważał, że ledwo zadowalający. Potem sprawdził wiedzę Hermiony z zakresu eliksirów. Przepytał ją z materiału siódmej klasy, po czym wytknął jej drwiąco, że musi się jeszcze dużo nauczyć. Następnie oznajmił Ronowi, iż nadal będzie dostawał szlabany, jeśli uważa, że klasa jest odpowiednim miejscem na rzucanie wściekłych spojrzeń. Zaznaczył kpiąco, że ponieważ nie istniał taki czar jak Śmiercionośne Spojrzenie Gryfona, Ron mógł równie dobrze się poddać.

Później skupił całą swoją uwagę na Harrym i Draco, zupełnie jakby nie było gości. Wypytywał chłopaków szczegółowo o przerobiony w ciągu dnia materiał.

Kiedy zrobiło się późno, spotkanie dobiegło końca. Harry pożegnał przyjaciół położył się do łóżka. Chociaż prawie zasypiał, to wiedział, że musi coś oznajmić. W końcu Dudley przyjeżdżał następnego dnia i Harry nie chciał, żeby Draco zaprezentował mu swoją prześmiewczą, sarkastyczną wersję dobrych manier. Dudley po prostu nie umiałby sobie z tym poradzić.

- Fajnie się dzisiaj zachowałeś, kiedy przyszli moi przyjaciele – przyznał Gryfon, leżąc na wznak i wpatrując się w cienie na suficie.

- Co tam? - zawołał Draco, wychodząc z łazienki z mokrymi włosami. - Nie słyszałem cię.

- Owszem, słyszałeś.

Malfoy zaśmiał się, niskim szelmowskim śmiechem, pełnym zadowolenia.

- Doprawdy? Cóż, chyba masz rację. Wiem, że byłeś zaskoczony, ale przecież ci mówiłem, że mam dobre maniery.

- Tak, tylko że tym razem ich używałeś – mruknął Harry. Usłyszał, jak Ślizgon gasi zaklęciem światła w łazience i wślizguje się pod kołdrę. - Nawet rozmawiałeś z Ronem o quidditchu.

- Szkoda tylko, że cały czas podejrzewał, że próbuję wywęszyć, jaka jest strategia Gryfonów – wycedził Draco. - Jeśli by się mniej pilnował, może dowiedziałbym się czegoś pożytecznego.

Harry zaśmiał się cicho.

- Brakuje ci tego, co? Aż do dzisiaj jakoś nie zwróciłem uwagi, że jesteś wykluczony z drużyny tak samo, jak ja.

- Będziesz widział lepiej niż kiedykolwiek, jak Severus już z tobą skończy – wymamrotał Draco z odcieniem goryczy w głosie. - A nie ma takiego eliksiru, który pozwoliłby mi wrócić do Slytherinu, więc nie trąb mi tu o quidditchu, Potter. Ty wrócisz do swojej drużyny.

- Nie mów do mnie Potter – ostrzegł Harry.

- A co, poskarżysz się Severusowi? - wypalił Malfoy.

- Nie – ziewnął Gryfon, sięgając po swoją cowieczorną dawkę Bezsennego Snu. - Dobranoc.

Już prawie spał, kiedy usłyszał odpowiedź Draco.

- Dobranoc.


***


Było zaledwie kilka godzin po lunchu, kiedy na pergaminie przy drzwiach nagle pojawił się napis: Albus Dumbledore i zwierzę. Draco zdusił śmiech.

- Harry, chyba magia zwrotna wszystkiego nie załatwia. Chodź, zobacz to.

Harry'emu jednak nie było do śmiechu.

- Zwierzę? - wykrzyknął. - To obraźliwe!

- Ale to nie moja wina! - odparł Draco, chichocząc. - Zwój rozpoznaje tylko czarodziejów, to wszystko. Mam czynić honory?

Drzwi otwarły się szeroko, odsłaniając dyrektora w szatach niezwykle stonowanych jak na niego. Jednak nie był to największy szok, ponieważ przy nim stał Dudley w uczniowskich szatach z godłem Hufflepuffu. Chłopak był jeszcze szczuplejszy na twarzy niż ostatnim razem, kiedy Harry go widział, i niespokojnie przestępował z nogi na nogę.

Nie był jedyną osobą, która się denerwowała. Harry'ego też niemal skręcało ze zmartwienia. Wciąż się zastanawiał, jaką maskę zamierzał nałożyć Draco tym razem: normalnego ucznia, arystokratycznego, czystokrwistego snoba czy szyderczą parodię uprzejmości. Jak na razie jednak Ślizgon nie miał szansy się popisać, gdyż dyrektor wszedł do środka bez zaproszenia i powiedział:

- A zatem przybyliśmy bezpiecznie do celu. Harry'ego oczywiście znasz, a ten chłopak to Draco Malfoy. Profesora Snape'a poznasz trochę później. To jego mieszkanie, jednak w swojej uprzejmości zgodził się dzielić je z kilkoma chłopcami w potrzebie.

- Eee, cześć – przywitał się Dudley, patrząc nieufnie na blondyna. Nie było w tym nic dziwnego, jako że Malfoy, nawet bez specjalnych starań, roztaczał wokół siebie aurę bogactwa i władzy. Harry potrafił się z tym uporać powtarzając sobie, że nie tylko Draco ma skrytkę wypchaną złotem. Dudley jednak nie mógł pocieszyć się w ten sposób.

- Cześć – odparł Ślizgon pogodnie. Nie uśmiechał się, ale też nie krzywił szyderczo. To było coś warte.

Dudley wyciągnął rękę i Draco gapił się na nią, jakby kompletnie nie był przygotowany, żeby dotknąć mugola. Harry i dyrektor patrzyli na niego wyczekująco, więc przywitał Dudleya uściskiem dłoni.

- A zatem – zaczął Harry, któremu ulżyło, że Malfoy nie wytarł rąk w koszulę. - Proszę, dyrektorze, Dudley. Siadajcie.

Chłopak usadowił się na sofie, która zapadła się pod jego ciężarem. Draco skrzywił się lekko na ten widok. Tymczasem Dumbledore potrząsnął głową.

- Mam inne sprawy, którymi muszę się zająć – wyjaśnił, spoglądając ponad swoimi okularami-połówkami. - Poza tym, jak sądzę, ty i twój kuzyn macie z pewnością wiele spraw do omówienia.

- Ach, rozumiem – zgodził się Harry, odprowadzając go do drzwi. Była to zdecydowanie zbyt mała odległość, żeby zdążył poukładać sobie w głowie to, co chciał powiedzieć. - Eee, panie dyrektorze?

- Tak, Harry? - Dumbledore otworzył drzwi i czekał, przytrzymując je jedną ręką.

- Eee, powiedziałem do pana okropne rzeczy i chciałbym przeprosić – wyszeptał Harry. - Ja tylko... - spojrzał do tyłu na Dudleya, wiedząc, że nie może wdawać się w szczegóły. - Było mi bardzo trudno, kiedy odkryłem, że wiedział pan... o pewnych sprawach, i mimo to nie pomógł mi pan.

Dumbledore powoli pokręcił głową.

- Harry, przede wszystkim wiedziałem, że w tamtym domu uda ci się przeżyć. Chciałem, żeby tak zostało. Nie miałem wtedy lepszej pomocy dla ciebie.

- Wiem – westchnął Gryfon. - Dziękuję, że odebrał pan Dudleya z Hogsmeade.

Odpowiedział mu delikatny uśmiech.

- Proszę bardzo.

Dyrektor rzucił na drzwi zaklęcie, więc zamknęły się, kiedy tylko przestąpił próg.


***


Kiedy Harry wrócił do salonu, Draco siedział już na krześle z miną wyrażającą, zdaniem Gryfona, rozważną, opanowaną neutralność. Cokolwiek myślał o przebywaniu w towarzystwie mugola, nie było tego po nim widać.

Może i dobrze - stwierdził Harry, opadając na krzesło.

- Dobrze cię widzieć, Dudley – powiedział. Poczuł się dość dziwnie, i to nie tylko z powodu Draco. Wszak nigdy nie byli z Dudleyem w dobrych stosunkach, a kilka wcześniejszych rozmów telefonicznych nie było w stanie wszystkiego naprawić. Nie pozostało mu jednak nic innego, jak brnąć dalej. - Eee, może byś chciał zdjąć szatę? Draco i ja zwykle nie nosimy tutaj oficjalnych strojów, aczkolwiek profesor Snape ma taki zwyczaj.

Kiedy Dudley wstał i ściągnął szatę, Harry nie mógł się opanować. Zaszokowany gapił się na kuzyna.

- Kurczę, Dudley, to niesamowite. Ale ty schudłeś! Dobrze dla ciebie!

Draco wydał z siebie zaskoczony rechot, który po sekundzie zmienił się w udawany ostry kaszel.

- Bardzo przepraszam – wydusił, kiedy Harry posłał mu wściekłe spojrzenie. Gryfon wiedział, o co chodziło. Pomimo tak znacznej utraty wagi, Dudley był nadal bardzo pulchny. Ślizgon pewnie nie mógł sobie wyobrazić, jak gruby musiał być przedtem.

- Eee, muszę się czegoś napić – wykrztusił Malfoy, nadal pokasłując, żeby zatuszować gafę. - Na co masz ochotę, eee... Dudley?

Dudley zarumienił się i Gryfon nie potrafił odgadnąć, czy zażenował go komentarz o tuszy, czy też zrozumiał nagle, co kryło się za nagłym napadem kaszlu Draco. Harry sądził, że raczej to pierwsze, gdyż Dudley nigdy nie łapał subtelnych złośliwostek. W jego rodzinie obelgi rzucało się otwarcie.

- Poproszę colę dietetyczną – odparł cicho.

Draco spojrzał na Harry'ego, szukając pomocy.

- Eee, chyba raczej nic takiego nie mamy – przyznał Gryfon. - Skrza... eee, służący mogą podać mnóstwo różnych naturalnych napojów, ale raczej nie mugolskich.

- Ach, w porządku – odrzekł po chwili Dudley. - To może wodę z sokiem z limonki.

- Harry? - zapytał Draco z naciskiem.

- Eee, ja to samo – powiedział szybko Harry. Chciał napić się piwa kremowego, ale nie byłoby to zbyt uprzejme, kiedy Dudley zamówił samą wodę.

Malfoy podszedł do kominka i sięgnął do naczynia z proszkiem Fiuu, stojącego na obudowie kominka.

- Zaczekaj – zawołał Harry i zwrócił się do kuzyna: - Tutaj prawie do wszystkiego używamy magii. Nie będzie ci to przeszkadzało?

Dudley pokręcił głową.

- Rozmawiałem o tym z panią Figg. Wiesz, że urodziła się w m... m... magicznej rodzinie, ale sama nie ma żadnej mocy? Potem w szpitalu rozmawiałem z tym sympatycznym panem Lupinem. I z Marshą. Harry, nie przejmuj się mną. Byłoby fajnie dowiedzieć się więcej o tym, kim naprawdę jesteś.

- Jesteś pewien? - naciskał Gryfon. - Wiele rzeczy wyda ci się strasznie dziwnych...

- Och, na Merlina – wtrącił Draco. - Mam tu stać cały dzień, sypiąc proszek Fiuu na dywanik? Dudley powiedział, że wszystko w porządku! Poza tym jakoś przeżył drogę na dół, racja? Jak myślisz, ile duchów zobaczył?

- Duchów? - zakrztusił się Dudley. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia.

- Wielkie dzięki, Draco – wycedził Harry. - Zgadza się, są tu duchy, ale nie zrobią ci krzywdy.

- Chyba że liczyć śmierć przez zanudzenie, kiedy w nieskończoność opowiadają te same historie – uzupełnił Ślizgon kpiącym tonem. Bez dalszych ceregieli rzucił szczyptę proszku w płomienie i wezwał kuchnię. Dudley wcisnął się w poduszki, kiedy z płomieni wychynęła głowa i skrzat zapytał, co może dla nich zrobić.

- Dwa razy woda z sokiem z limonki i raz piwo kremowe – polecił Malfoy. - Bez lodu.

Chwilę później drewniana taca inkrustowana hebanem ukazała się na niskim stoliku. Dudley wciągnął powietrze przez zęby i gwałtownie potrząsnął głową, kiedy Harry wręczył mu szklankę.

- Eee, nie. Już nie chce mi się pić.

- Dudley, to tylko woda. Nie zrobi ci krzywdy.

- Harry, może dałbyś mu szansę się przyzwyczaić? - zasugerował Draco z odcieniem drwiny w głosie, który zniknął, kiedy odezwał się do Dudleya. - Miałeś długą podróż. Jak było w pociągu?

- Właśnie, jak dostałeś się na peron? - dopytywał się Harry.

- Pan Lupin mnie zabrał – wyjaśnił Dudley i zadrżał lekko. - Czekałem na normalnym peronie na King's Cross, a on wziął mnie za ramię i kazał mi zamknąć oczy – a właśnie, zauważyliście, jaki on ma delikatny, miły głos? Powiedział, że nic mnie to nie zaboli, ale mogę poczuć się dziwnie. A potem miałem wrażenie, jakbym się roztapiał. Kiedy otworzyłem oczy, staliśmy na jakimś innym peronie.

- Ja też nie lubię teleportacji – przyznał Harry. - Robi mi się po niej niedobrze.

- Pan Lupin – mruknął Draco w zamyśleniu. - Mówiłeś, że był z Harrym w szpitalu?

- Tak, ale wiesz co, wtedy jakoś nie był taki miły.

- Domyślam się – odparł Ślizgon, patrząc wprost na Harry'ego. - Z pewnością był wtedy zupełnie inny. Powiedziałbym nawet, że w ogóle nie był sobą.

Gryfon wzruszył ramionami. Chyba nie dało się uniknąć, żeby Draco nie domyślił się pewnych rzeczy.

- Zatem pan Lupin pomógł ci dostać się na peron, ale z tobą nie pojechał? - drążył Harry.

- Powiedział, że nie może – odparł Dudley. - Mówił, że zbliża się jego comiesięczna wycieczka, z której nie może zrezygnować, i powiedział, że ty zrozumiesz, o co chodzi.

Harry zrezygnował z podtykania kuzynowi szklanki pod nos i postawił naczynie na stoliku. Wziął swój napój i wypił łyk.

- Opowiedz nam o pociągu – nalegał Draco.

- Obaj nim już jechaliście – skwitował Dudley, patrząc to na jednego, to na drugiego. - Harry, ja... muszę cię o coś zapytać. - W oczach chłopaka zaczęły szklić się łzy. - To jest, no... trudne. Ja... wiem, że u nas nie miałeś łatwo i to normalne, że pewnie masz dużo żalu i urazy, ale... ale przyszedłeś na pogrzeb mamy. I chyba na pogrzebie taty też cię widziałem. Nie ze względu na niego... tylko na mnie.

Harry splótł mocno dłonie. Kątem oka zauważył, że kiedy Dudley mówił, Draco cicho wymknął się z pokoju, pozostawiając ich samych.

- Przykro mi. Przyszedłbym, ale... nie mogłem.

Dudley spojrzał na kuzyna pytająco, jakby nalegał, by Harry powiedział coś więcej.

- To skomplikowane – zaczął Gryfon. - Ten zły czarodziej, który zniszczył twój dom...

Dudley zachłysnął się.

- Przepraszam – wyrzucił Harry szybko. - Nie wiem, czy powinienem ci mówić. To, co się ze mną działo, jest ściśle powiązane z tamtymi wypadkami. Może lepiej o tym wszystkim nie myśleć?

- Może – zgodził się Dudley. - Chociaż to nieprawda. Wtedy jest po prostu łatwiej. Wiem, że Marsha by mi powiedziała, że lepiej jest stanąć z tym twarzą w twarz. Po prostu... dokończ.

Dudley wziął szklankę ze stołu, najwyraźniej zapominając o tym, kto ją przyniósł, i zakołysał nią delikatnie.

Harry opowiedział mu tylko to, co Dudley był w stanie zrozumieć. Zły czarodziej, który próbował zabić Harry'ego, kiedy ten był niemowlęciem, ponownie chciał go zamordować. Harry był poważnie ranny. Został oślepiony i przeleżał tydzień w śpiączce, ale już mu się polepszyło. Profesor Snape uratował go i zaopiekował się nim. Harry musiał z nim zamieszkać, bo zły czarodziej nie rezygnował. Harry był nadal w niebezpieczeństwie, ale była szansa, żeby go ochronić, jeśli Dudley pomógłby profesorowi w przeprowadzeniu rytuału.

- No tak, pan Lupin też o tym wspomniał – potwierdził Dudley, a potem dodał z dziwną miną: - Moje rzeczy chyba już tu przyjechały. Nie brałem ze sobą zbyt wiele bagażu. Właściwie to prawie nic nie mam, za wyjątkiem paru rzeczy, które kupiła mi pani Figg.

- Eee, myślałem że będziesz mieszkał z ciotką Marge – oznajmił Harry i skrzywił się.

- Marsha powiedziała, że lepiej nie, jeśli między tobą i mną ma się poprawić.

Wyglądało na to, że terapeutka dowiedziała się od pani Figg o wypadku z nadmuchaniem ciotki. Wprawdzie kobietę zobliwiatowano, ale nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że była ona tak samo uprzedzona do czarodziejów jak jej brat.

- Wiesz, masz już przecież siedemnaście lat. Możesz chyba zacząć robić, co uważasz za słuszne. Myślałeś o podjęciu jakiejś pracy?

- Jakoś nie – przyznał Dudley.

- Masz czas, żeby to sobie przemyśleć.

- Tak sądzisz? Nie mogę przecież zostać z panią Figg na zawsze - odparł Dudley, wypił wodę do końca i zaczął ssać plasterek limonki. Harry był szczerze wdzięczny, że Draco wyszedł. Pewnie znowu by się zachłysnął i próbował pokryć to kaszlem.

- Nie, ale przecież jakoś to będzie – pocieszał kuzyna Harry.

- Pewnie tak. Eee, wiesz może, jak długo potrwa, zanim przyniosą tu moje rzeczy? Dyrektor kazał mi zostawić bagaż na peronie. Powiedział, że przyniosą go prosto tutaj.

- Pewnie jest już w sypialni. Skrzaty domowe – widziałeś już jednego w kominku – szybko załatwiają takie sprawy. Przenoszą rzeczy bezpośrednio z pokoju do pokoju.

- A, tak jak napoje – domyślił się Dudley i kiwnął głową. Harry stwierdził, że kuzyn nie wystraszył się na myśl o skrzatach. - Dobra. Może pójdziemy sprawdzić? Bo wiesz, pan Lupin dał mi paczkę dla ciebie i prosił, żebym ci ją przekazał najszybciej, jak mi się uda.

Drzwi do sypialni były zamknięte, więc Harry zapukał i czekał, dopóki Draco ich nie zawoła. Ślizgon siedział na łóżku, czytając podręcznik do transmutacji z siódmej klasy. Kiedy go zamknął, książka zmieniła się w mały kamień. Dudley gapił się na blondyna jak zaczarowany, kompletnie zapomniawszy o swoim bagażu. Draco wzruszył ramionami.

- Jakiś głupi autor postanowił, że uczniowie muszą ćwiczyć za każdym razem, kiedy chcą otworzyć książkę – wyjaśnił z kpiącym grymasem na twarzy.

- Możesz... możesz zmienić ją z powrotem? - zakrztusił się Dudley.

- No pewnie – odrzekł Draco swobodnym tonem. - Patrz. Libris veni.

Szybki ruch i delikatne dotknięcie różdżką wystarczyło, by książka pojawiła się ponownie.

- O rany – odetchnął Dudley głosem, w którym pobrzmiewało znacznie mniej strachu, a za to o wiele więcej podziwu. Harry zdał sobie sprawę, że jego kuzyn zaczynał przyzwyczajać się do magii. - Możesz zrobić wszystko?

- No pewnie – odparł Draco, a jego obojętny wyraz twarzy zaczął się lekko zmieniać, zdradzając jakby cień uśmiechu. Cóż, w końcu Draco Malfoy uwielbiał się popisywać, a nie znalazłby publiczności, którą mógłby szybciej i łatwiej wprawić w oszołomienie. - Oczywiście w pewnych granicach.

- To są chyba twoje rzeczy – wtrącił Harry, rzucając Ślizgonowi ostrzegawcze spojrzenie. - Rozgość się, rozpakuj, co tam potrzebujesz. Możesz spać w moim łóżku, Dudley. Ja prześpię się na sofie.

- Nie, nie – przerwał Draco. - Nie sądzę. Pewnie macie mnóstwo rodzinnych spraw do przedyskutowania. Czy jest na to lepszy czas niż cisza nocna? Poza tym zdecydowaliśmy już z Severusem, że to ja będę spał na sofie.

- A niby kiedy o tym rozmawialiście? - spytał Harry podejrzliwie, marszcząc brwi.

- Ach, byłbyś zaskoczony, o czym zdarza się nam dyskutować, kiedy czekamy, aż uwarzy się jakiś eliksir – odparł Draco.

- I ty się zgodziłeś? Draco Malfoy śpiący na sofie? Czym cię przekupił?

- Cóż, niebawem to nie będzie już sofa – odparował Ślizgon. - Jeśli Dudley będzie chciał popatrzeć, zobaczy coś znacznie bardziej imponującego niż kamień zmieniający się w książkę. I nikt nie musiał mnie przekupywać, Potter! Aczkolwiek nie przyszło ci pewnie do głowy, że mogę coś robić przez wzgląd na innych? Oczywiście, że nie! W końcu jestem Ślizgonem!

- Ślizgoństwo nie ma tu nic do rzeczy – fuknął Harry. - Tak się składa, że jest pewien Ślizgon, którego lubię. Nie zapominaj o tym!

- Jak bym mógł? Widać to po tobie na sto kroków! Typowy Gryfon.

- A kto to jest Severus? - wtrącił nagle Dudley.

Harry wziął głęboki oddech.

- No, tak profesor ma na imię.

Dudley zmarszczył brwi.

- A czemu Draco mówi do niego po imieniu, a ty nie?

- No wiesz, jest moim nauczycielem – wyjaśnił Harry. - Sam nie wiem. To by było chyba impertynenckie. Niewłaściwe.

- Przecież jest też moim nauczycielem – wtrącił Draco z uśmieszkiem wyższości. - Ale jest również moim przyjacielem.

- A twoim nie? - dopytywał się Dudley.

- Eee, on jest... wiesz co, sam zrozumiesz, jak go poznasz – wymamrotał Harry z frustracją. - Jakoś sobie nie wyobrażam, żebym miał odezwać się do niego po imieniu.

- Mnie to jakoś nigdy nie sprawiało kłopotu – oświadczył Draco, dumnie unosząc brodę.

- Zamknij się, Malfoy.

- Myślałem, że jesteście przyjaciółmi – zdziwił się Dudley, zmieszany.

Draco wybuchnął śmiechem, co z jakiegoś powodu strasznie rozjuszyło Harry'ego.

- Mamy wiele zaszłości – odparł Gryfon ostro, a kiedy Draco zaczął się śmiać jeszcze głośniej, Harry stracił panowanie nad sobą. - To ojciec Draco próbował mnie zabić i mnie oślepił. Przez niego spędziłem w szpitalu kilka tygodni – wybuchnął Harry. - A on wygląda dokładnie jak jego ojciec, więc wybacz, że nie pałam do niego sympatią!

Dudley wyciągnął pudełko ze swojego worka podróżnego. Trzymając je w ręku, skomentował tylko drżącym głosem:

- Wiesz, mój ojciec też nigdy nie był dla ciebie miły... Ja... ja nie wiedziałem, że jesteś taki, Harry. Że osądzasz ludzi po tym, jakich mają rodziców.

- To nie tak!

- No jasne – zakpił Draco.

- Przepraszam najmocniej! - wrzasnął Gryfon. - Wszystko dlatego, że jakoś nie przyszło mi na myśl, że będziesz chciał spać na sofie? No to przepraszam jeszcze raz! Jakoś nie wyglądało na to, żebyś to ty wystąpił z takim pomysłem! A może Snape ci kazał?

- Potter, ty nic o mnie nie wiesz – oznajmił Draco znużonym tonem. - I nawet nie zadajesz sobie trudu, żeby mnie w ogóle poznać! Poza tym chciałbym cię uświadomić, że Severus mi nie kazał. Porozmawialiśmy o tym i stwierdziliśmy, że to będzie prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie.

- Uważaj, bo uwierzę, że tak się przejąłeś kwestią, żebym miał kiedy pogadać z kuzynem – warknął Harry.

- Doszliśmy do wniosku, że nie będziesz mógł spać przez tydzień, jeśli ja będę w tym samym pokoju sam na sam z twoim kuzynem, ty kompletny debilu! - wrzasnął Draco, a jego twarz poróżowiała ze złości. - Severus doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mi nie ufasz! Powinienem dodać, że myślał przede wszystkim o tobie, jak zwykle zresztą! Mógłbyś rozważyć przyjęcie tej propozycji w duchu, w jakim została złożona! O ile masz jakiekolwiek maniery!

- To może ja będę spał na sofie – wtrącił Dudley nieśmiało.

- Ha! - wykrzyknął Draco. - Mugol ma lepsze maniery niż ty!

- Nie mów o nim „mugol” w taki sposób! – zagrzmiał Harry.

Ślizgon tylko rozłożył ręce.

- Trzymaj, Harry – przerwał Dudley, wpychając kuzynowi pudełko w ręce. Najwyraźniej chciał przerwać szybko eskalującą sprzeczkę. Kiedy ich palce przypadkiem się zetknęły, Harry odskoczył do tyłu.

- Przepraszam – wymamrotał. - To nie twoja wina. Nie mogę znieść, żeby ktoś mnie dotykał, od czasu... wiesz, to było okropne, co mnie spotkało parę tygodni temu. - Z wysiłkiem wyprostował się i zmusił, żeby mówić normalnie. - Więc to jest od Remusa? Znaczy, od pana Lupina?

Szybko ściągnął papier i zobaczył drewniane pudełko z dziurkami. Zerknął do środka przez jedną z nich.

- Sals! - wykrzyknął.

Na wierzchu pudełka był przyczepiony bilecik. Harry szybko go rozłożył, odruchowo odwracając się w stronę ściany, żeby zapewnić sobie odrobinę prywatności.


Kochany Harry,

Dziękuję Ci za listy. Ze mną już wszystko dobrze, całe szczęście pełnia dopiero za jakiś czas. Mam nadzieję, że zobaczymy się niebawem. Parę razy pisałem do Severusa z prośbą, by pozwolił mi cię odwiedzić, ale odpowiedzi zawsze sprowadzały się do jednego: „Nie” albo „Później”. Myślałem, czy nie zwrócić się bezpośrednio do Albusa, ale biorąc pod uwagę, że mieszkasz teraz u Severusa, to chyba nie byłby dobry pomysł. Severus byłby wściekły. Dobrze wiedzieć, że dogadujecie się coraz lepiej. Nie zamierzam się między was wtrącać.

Twój wąż już chyba wydobrzał po tamtej przygodzie z kominkiem. Może lepiej jej wytłumacz, że musi znaleźć inne ciepłe miejsce do spania. Mnie się to raczej nie udało i już parę razy znalazłem ją śpiącą na obudowie paleniska. Obawiałem się, że teleportacja na peron może jej zaszkodzić, więc pozwoliłem sobie wprowadzić ją w trans. Wystarczy proste Enervate, żeby ją obudzić. Jeśli nadal masz problemy z różdżką, to Severus na pewno to dla ciebie zrobi.

Nadal będę starał się przekonać Severusa, żeby pozwolił mi cię odwiedzić. Nie bądź na niego zły, Harry, i na mnie też nie. On jest dobrym człowiekiem i nadal warzy dla mnie Eliksir Tojadowy. Wiem, że on robi tylko to, co uważa za dobre dla ciebie. Muszę go za to szanować, nawet jeśli nie zgadzam się z jego rozumowaniem.

Tak czy inaczej, strasznie mi przykro z powodu tego wszystkiego, przez co musiałeś przeze mnie przejść. Z twoich listów zrozumiałem, że mnie nie winisz. Szczerze to doceniam, ale i tak czuję się odpowiedzialny. Severus ma rację, że mnie krytykuje.

Życzę ci wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że niebawem się zobaczymy.


Remus Lupin



Harry zamrugał i podniósł wieczko pudełka, żeby wyjąć Sals. Była mniejsza, niż ją pamiętał, i całkiem wiotka. Delikatnie pogłaskał ją po główce, ale nie poruszyła się.

Chłopak westchnął i odwrócił się w stronę Draco, żeby poprosić go o rzucenie Enervate mimo tego, że się przed chwilą pokłócili. Nie było to łatwe, ale Gryfon martwił się o węża na tyle, że zamierzał uzyskać pomoc bez względu na wszystko. Dziwny bezwład Sals przypominał mu aż nazbyt dobrze chwilę, kiedy odnalazł ją w piwnicy i przestraszył się, że była martwa. A jednak wpełzła po schodach i ostrzegła Remusa, że nad Harrym zawisło niebezpieczeństwo. Aż trudno było w to uwierzyć, ale chłopak wiedział, że wiele jej zawdzięcza. Nie mógł dłużej tkwić w niepewności co do jej stanu.

Kiedy Harry się odwrócił, w pokoju był tylko jego kuzyn.

- Ale obrzydlistwo! - wrzasnął Dudley i odskoczył do tyłu o jard albo dwa. - Na pomoc!

Draco w mgnieniu oka znalazł się przy nim i omiótł dwójkę chłopców badawczym spojrzeniem.

- Co się stało? - Po chwili dorzucił: - A, to. Obrzydlistwo, zgadzam się. Co ty wyprawiasz z tym wężem?

- Remus mi ją odesłał – wyjaśnił Harry, przypominając sobie podsłuchaną rozmowę i to, że Draco bał się węży. Jednak to była tylko Sals. Nikomu nie zrobiłaby krzywdy.

- To jest Sals. Moja ulubienica.

- Wąż w domu – jęknął Draco. - W moim pokoju.

- Ale to taki mały, słodki wężyk – upierał się Harry. - Remus uśpił ją przed podróżą. Eee, przepraszam, że o to proszę, ale czy mógłbyś rzucić na nią Enervate?

Dudley stał plecami przy ścianie, jakby próbował się w nią wtopić.

- Enervate? - stęknął. - A co to takiego?

- To ją obudzi – odparł Harry.

Draco skrzyżował ramiona na piersi. Gryfon zdał sobie sprawę, że blondyn nie przysunął się ani o pół kroku od chwili, kiedy zobaczył węża. Stojąc nadal w tej samej odległości, oznajmił:

- Jeśli koniecznie musisz tu mieć węża, to wolę, żeby był odrętwiony, więc odpowiedź brzmi „nie”.

- Draco – burknął Harry ostrzegawczym tonem.

- Harry – odparł Malfoy dokładnie takim samym tonem. - Nie rozumiesz słowa „nie”? Chyba nie jest ono jakoś szczególnie skomplikowane.

- Daj spokój – przymilał się Harry. - Przecież Sals nie zrobi ci krzywdy. Nie ma się czego bać...

- Ja... – przerwał Draco lodowatym tonem – ...się nie boję. Po prostu uważam, że węże są odrażające.

- Przecież jesteś Ślizgonem!

- Dziękuję za wskazanie rzeczy oczywistej. Podejrzewam jednak, że nie chciałbyś mieć tu lwa, dlatego nie odwołuj się do herbów naszych domów.

Harry wiedział, że to bez sensu. Mógł po prostu poczekać, aż Snape wróci. Chłopak czuł jednak, że musi przekonać się jak najszybciej, czy Sals się obudzi. Był zdesperowany na tyle, że zagaił:

- Draco. Powiedziałeś mi, że zrobisz dla mnie wszystko, o co cię poproszę...

- A nie robię? - przerwał Malfoy aksamitnym głosem. - Światło. Posiłki. Przerywam Severusowi spotkanie z dyrektorem, tylko dlatego, żebyś mógł zamienić z nim słowo. Moje pióro. Przywołuję każdą rzecz, jaka jest ci w danej chwili potrzebna...

- No dobra, byłeś w porządku! - przyznał Harry z irytacją. - Właśnie to chciałeś usłyszeć?

Draco uśmiechnął się z wyrachowaniem.

- No, no. Chyba faktycznie bardzo ci zależy na tym, żeby twój wąż się ocknął. Jak już wcześniej nadmieniłeś, jestem Ślizgonem. Musiałem więc zastanowić się przez chwilkę, co będę z tego miał... O, wiem już. Co powiesz na to: „Draco, przepraszam za moje niegrzeczne zachowanie?”

- Chyba sobie żartujesz – prychnął Harry, nie wiedząc czy się złościć, czy śmiać.

- Doprawdy?

Z wystudiowanym uśmiechem Ślizgon zaczął oglądać sobie paznokcie.

- Snape zrobi to dla mnie, jak tylko przyjdzie. Wiesz o tym.

- Tak, wiem – odrzekł Draco z naciskiem. - Severus też wie, co sądzę na temat węży, ale bez wątpienia przedłoży twoje sprawy nad moje. Czemuż by nie? W końcu to ty jesteś bohaterem, który ma nas wszystkich ocalić! Wiesz, mógłbyś wykorzystać tę szansę, by udowodnić, że mimo wszystko nie jesteś taki cholernie doskonały. Ale nie, ty chcesz pokazać kto tu rządzi i dlatego zaczekasz na Severusa...

- Draco, przepraszam za moje niegrzeczne zachowanie – westchnął Harry.

- Ja też przepraszam – odparł Ślizgon, wprawiając kolegę w zdumienie. Blondyn wyciągnął różdżkę i wyszeptał zaklęcie, po czym szybko się wycofał, kiedy Sals zaczęła się poruszać.

- Cześśść – mruknął Harry, unosząc wyżej dłoń i gładząc węża po głowie. - Pamiętasz mnie? Tęssskniłem za tobą.

Dudleyowi opadła szczęka.

- Co on... Eee, co on robi?

- To jest wężomowa – odparł Draco, nie mogąc opanować drżenia. - Harry umie porozumiewać się z wężami. Prawda, że to odrażające?

- Obrzydliwe – zgodził się Dudley z jękiem. - Och, niedobrze mi. To brzmi jak jeden długi, ohydny syk...

Sals uniosła głowę i zakołysała nią, rozglądając się po otoczeniu. Harry był tak uradowany, że pochylił się i cmoknął węża w sam czubek płaskiej głowy.

- O Boże! - krzyknął Dudley w tym samym momencie, kiedy Draco jęknął:

- Słodki Merlinie...

Harry wyszczerzył zęby, przyglądając się obu chłopakom kulącym się pod przeciwną ścianą sypialni.

- Wygląda na to, że macie ze sobą coś wspólnego – powiedział i roześmiał się.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ: TRZECH CZARODZIEJÓW I MUGOL


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rok jak żaden innyE
Rok jak żaden inny8
Rok jak żaden innyS
Rok jak żaden innyC
Rok jak żaden inny`
Rok jak żaden innyb
Rok jak Żaden inny 29
Rok jak żaden innyQ
Rok jak żaden innyB
Rok jak żaden inny7
Rok jak żaden innyd ie
Rok jak zaden inny3
Rok jak żaden innyF
Rok jak żaden innyR
Rok jak żaden innyp
Rok jak zaden inny1
Rok jak żaden inny5
Rok jak żaden innyc
Rok jak żaden innyi