Rok jak żaden innyb

ROZDZIAŁ 62: MIĘDZY MŁOTEM A KOWADŁEM


Snape zapytał chrapliwie:

- Miałeś proroczy sen?

Kiedy chłopak kiwnął głową i otworzył spierzchnięte usta, żeby kontynuować, nauczyciel przerwał mu gwałtownie:

- Harry, ani słowa więcej!

Jednym ramieniem przycisnął syna mocno do siebie a drugim zaczął rzucać na drzwi zaklęcia blokujące i wyciszające. Harry zauważył, że było ich co najmniej kilka. Trząsł się na całym ciele i jedynie uchwyt Snape'a powstrzymywał go przed upadkiem. Nie wiedział, czy ojciec rzuca jedno i to samo zaklęcie, które mu nie wychodzi, czy z premedytacją rzuca kilka zaklęć, by nałożyły się na siebie. Harry orzekł, że pewnie to ostatnie. Nie był w stanie sobie wyobrazić, by Severus, nieważne jak zdenerwowany, nie potrafił rzucić Silencio. Poza tym ojciec powiedział mu kiedyś, że czar na drzwiach uaktywnia się automatycznie, kiedy tylko się zamkną... więc pewnie wzmacniał tę ochronę. A może to chodziło o drzwi od gabinetu? Harry już sam nie wiedział. Jego tok myślenia zaburzało wspomnienie okropnego snu. Im dłużej o nim myślał, tym większa ogarniała go panika.

Na razie jednak mógł tylko czekać w milczeniu, aż Snape skończy rzucać zaklęcia i będą mogli wreszcie porozmawiać bez lęku, że Draco wpadnie tu w którymś momencie.

Mistrz Eliksirów odłożył różdżkę, najwyraźniej stwierdzając, że zrobił wystarczająco wiele. Harry odczytał to jako znak, że może już mówić. Zaczął wyrzucać z siebie słowa, które więzły mu w gardle. W uszach mu szumiało, jakby znalazł się w centrum huraganu.

- My... Boże, to była sowiarnia... Musimy to jakoś powstrzymać...

Snape położył synowi ręce na ramionach i ścisnął tak mocno, że chłopak niemal się skrzywił.

- Harry, uspokój się - mruknął niskim głosem.

Miał oczywiście rację, bo inaczej Harry nie byłby w stanie wyjaśnić całego snu ani szczegółowo opisać, co w nim się wydarzyło. Chłopak zebrał całą swoją siłę, żeby powstrzymać ogarniającą go zgrozę, i spróbował opisać sen krok po kroku. Nie szło mu jednak o wiele lepiej niż przedtem.

- Ktoś wypchnie Draco z sowiarni! Chyba inni Ślizgoni, a przynajmniej tak to brzmiało, bo to Gryfoni o tym mówili, że najpierw była groźba, a ja miałem to powstrzymać... - Harry czuł, jak coś w nim umiera. - Boże, tam było coś o jego pogrzebie...

- Cisza! - ryknął Snape, popychając syna w kierunku łóżka. - Jeśli mnie nie posłuchasz i nie przestaniesz się odzywać, zaknebluję cię Mudosem! Słyszysz, co mówię? Każde słowo umacnia ten sen w twoim umyśle, co jest bardzo niekorzystne zważywszy, że musimy przenieść go z twojej podświadomości do myślodsiewni! Na Merlina, Harry, przestań zaraz opowiadać mi te wszystkie szczegóły! Czy to jasne? Absolutnie jasne?

Pod koniec Mistrz Eliksirów krzyczał już tak głośno, że Harry się od niego odsunął. Tym niemniej jednak zrozumiał, o czym mowa. Kiwnął głową, spojrzał ojcu w oczy i zapytał:

- Sny można przenosić do myślodsiewni?

Snape rzucił mu niecierpliwe spojrzenie.

- Nie można, kiedy osoba, która je śniła, nie współpracuje. Nic się nie uda, jeśli się nie uspokoisz.

Harry skinął głową, choć jego myśli wciąż wirowały jak na karuzeli. Po wyjaśnieniach Snape'a próbował nie koncentrować się na swoim śnie, ale nie mógł nic poradzić na to, że ciągle sobie przypominał jego fragmenty.

Ojciec chyba zobaczył to w jego oczach, bo wcisnął mu do ręki szklankę wypełnioną czymś rzadkim i przejrzystym.

- Wypij to. Powoli. Spróbuj rozpoznać, co to jest.

Harry nie miał w tej chwili głowy do zgadywanek, ale rozsądek podpowiadał mu, że Snape by tego nie robił, gdyby nie miał ważnych powodów. Płyn nie miał wyraźnego smaku, więc chłopak przytrzymał odrobinę w ustach i skupił się, próbując wyczuć nawet najmniejszy ślad smaku lub zapachu. Przez cały ten czas ojciec wpatrywał się w jego pierś, jakby liczył oddechy. Jego spojrzenie było tak intensywne, jak wtedy, kiedy warzył jakiś eliksir i musiał go zamieszać określoną ilość razy.

Harry nie czuł się dobrze jako „eliksir”, więc szybko skończył pić.

- To woda – oświadczył łamiącym się głosem. - A więc gdzie masz myślodsiewnię?

- Jeszcze nie uspokoiłeś się wystarczająco – odrzekł Snape, spacerując wzdłuż pokoju.

- No to daj mi eliksir uspokajający! - krzyknął Harry z frustracją. - Po co kazałeś mi wypić zwykłą wodę?

- Nie chodziło o samą wodę, tylko o to, byś spróbował skupić się na czymś konkretnym – objaśnił Snape sucho. - Zaś co do eliksiru, nie byłoby mądrze zażywać go w tym momencie.

Gryfon poczuł się jak głupek. Oczywiście, że eliksir mógł w jakiś sposób przeszkodzić w przeniesieniu snu do myślodsiewni. Już wcześniej powinien zorientować się, o co chodziło z wodą. Chyba ojciec miał rację, faktycznie powinien się uspokoić. Nie był w stanie myśleć logicznie. Skoro jednak skupienie się na czymś innym miało pomóc, Harry zadał pytanie, które w tym momencie wydało mu się bardzo logiczne.

- Tato, dlaczego nie przeniosłeś do myślodsiewni mojego snu o rozwiązaniu adopcji?

- Pewnie dlatego - westchnął Snape – że czekałeś półtora tygodnia, by mi o nim powiedzieć. - Odgarnął włosy z czoła ruchem, który zdradzał jego własny niepokój, choć jego głos ani przez chwilę nie stracił nic ze swojego spokojnego, pocieszającego tonu. - Myślodsiewni można w takich wypadkach użyć tylko tej samej nocy, o ile w ogóle. Poza tym zrekonstruowałeś już wtedy sen w swoim pamiętniku, wskutek czego większa jego część, o ile nie całość, była już w twoim świadomym umyśle.

Harry zorientował się, że rozmowa o czymś innym w istocie pomaga mu opanować panikę, więc zapytał:

- A wtedy na Grimmauld Place? Wtedy, gdy krzyczałem w wężomowie? Czemu po obudzeniu mnie nie użyłeś myślodsiewni?

- Przypomnij sobie, że w tamtej chwili jeszcze ani jeden twój proroczy sen się nie spełnił. Lupin w ogóle nie rozumiał, z czym mamy do czynienia, i ja też nie.

Kiedy Harry usłyszał słowa „proroczy sen”, panika ogarnęła go na nowo. Wstrzymał oddech, doskonale świadom, że ojciec bacznie go obserwuje. Mistrz Eliksirów usiadł na łóżku obok syna.

- Harry, musisz się opanować. Twój sen, cokolwiek by nie oznaczał, nie ujawni się w uporządkowany sposób, jeśli podczas jego odsiewania nadal będziesz podenerwowany.

Chłopak zerknął na swoje gołe stopy.

- Rozumiem, ale... nie mogę nie być podenerwowany po takim śnie.

Snape wskazał dłonią miejsce obok siebie.

- Zasugerowałbym oklumencję, ale jak mniemam nieustannie wznosisz bariery?

Harry kiwnął głową i przesunął się w stronę ojca. Ogarnęło go kojące ciepło, kiedy mężczyzna objął go ramieniem.

- Opowiedz mi o Gryfonach z twojego rocznika – poprosił Snape. - Jak sądzisz, jaką ścieżkę kariery obiorą po ukończeniu Hogwartu?

Tym razem chłopak był świadom, że rozmowa miała na celu zmienić bieg jego myśli. Wiedział, że Snape na pewno nie był zainteresowany uczniami z Gryffindoru i Harry nigdy by się nie podzielił z nim informacjami. Mistrz Eliksirów znał aż nazbyt dobrze sztukę uwłaczania innym. Z pewnością ironizowałby na temat nawet najniewinniejszych szczegółów.

Ginny i Hermiona dały aż nazbyt jasno do zrozumienia, że przysposobienie Harry'ego nawet w najmniejszym stopniu nie zmieniło nastawienia Mistrza Eliksirów do innych Gryfonów.

Chłopak jednak ufał ojcu. Snape mógł być sobie drwiący i niesprawiedliwie odbierać Gryffindorowi punkty, ale nigdy nie nadużyłby informacji, które syn zdradził mu w takiej chwili.

- Hm, nie wiem – powiedział, relaksując się. Trudno było przestać myśleć o tym śnie, ale ze względu na Draco musiał tego dokonać. - Może najpierw Hermiona... Wydaje mi się, że nauka w Hogwarcie to dla niej za mało. Widziałbym ją w Oksfordzie albo Cambridge, tylko nie wiem, czy wstąpiłaby na czysto mugolski uniwersytet.

- A pan Weasley?

Harry uśmiechnął się lekko.

- Siedem lat nauki wystarczy mu w zupełności. Ale co dalej? Mówił, że chce przyłączyć się do Freda i George'a i pomóc im w prowadzeniu sklepu, ale wydaje mi się, że wolałby jakąś pewniejszą perspektywę. Pracę na etacie z dobrą pensją, żeby nie musiał za długo czekać, zanim...

Chłopak urwał i przygryzł dolną wargę.

- ...zanim oświadczy się pannie Granger? - dokończył Snape.

- Nie wiem, czy oni tak na poważnie – wycofał się Harry.

- Cóż, od jakiegoś czasu myślałem, że pan Weasley ma napisane na czole „przyszły auror” - oznajmił Mistrz Eliksirów tonem sugerującym, że to wcale nie komplement. - Niezbyt spostrzegawczy, „nie chwyta niuansów”. Jako prefekt nie jest w stanie zmusić przyjaciół do przestrzegania obowiązujących zasad, ale biada jego wrogom. Doskonały materiał na aurora.

Harry wiedział oczywiście, że Snape ma swoje powody, by nienawidzić aurorów. Wciąż jednak przeszkadzało mu, że ojciec tak się o nich wyraża. Przecież wiedział, że Harry sam zamierza zostać aurorem. Co sobie pomyśli, kiedy dowie się, że obaj jego synowie mają zamiar zasilić szeregi tych, którymi tak pogardzał?

O ile Draco dożyje do tego czasu.

Czując, że panika zaczyna chwytać go za gardło, Harry zdwoił swoje wysiłki w oklumencji i wypchnął to uczucie poza obręb ściany płomieni chroniącej jego umysł. Przez chwilę poczuł się zamroczony, ale zlekceważył to.

- Nie sądzę, by Ron marzył o zostaniu aurorem – wtrącił, zanim Snape pociągnął temat i wspomniał, jak wielu aurorów jest sadystami, i tak dalej. - Gdzie to ja skończyłem? Aha, Dean. Czasami wydaje mi się, że to świetny materiał na uzdrowiciela...

Ojciec pozwolił mu paplać jeszcze przez chwilę, po czym wstał, otworzył dużą szafkę i wyjął z niej kamienną misę. Harry był zaskoczony, że nauczyciel ma ją pod ręką, ale odłożył tę myśl na później i próbował się uspokoić. Snape postawił myślodsiewnię na biurku i skinął na syna. Harry poczuł, jak zdenerwowanie powraca, ale ojciec odwrócił jego uwagę, kiedy westchnął i znacząco zapytał, czy Harry kiedykolwiek zakłada kapcie, zanim wstanie w nocy z łóżka.

- Miałem ważniejsze rzeczy na głowie niż to, że zmarzną mi stopy – wymamrotał Harry, po czym nagle zdał sobie sprawę, że lodowaty chłód ciągnący od podłogi ogarnął już prawie całe jego ciało. Może właśnie dlatego tak dygotał.

- Nie będziemy ryzykować obudzenia Draco – zdecydował Snape i lewitował w ich kierunku parę swoich skarpetek. - Załóż je, a potem zaczniemy.

Gryfon wstał i zaczął skakać na jednej nodze, naciągając skarpetę na drugą. Ojciec posłał mu kpiące spojrzenie, ale Harry je zignorował. Cudowne ciepło zaczęło się rozchodzić po jego stopach i wtedy zdał sobie sprawę, że skarpety muszą być zaczarowane. Zanim zdążył powiedzieć coś na ten temat, poczuł, jak jego skroni dotyka czubek różdżki. Zamiast znajomego Pensare non pensatum usłyszał jednak:

- Harry, zamknij oczy. Wiem, że cały czas się oklumujesz, ale tym razem kiedy każę ci oczyścić umysł, będzie to oznaczało dokładnie to, co kiedyś sądziłeś, że oznacza. Nie myśl o niczym, absolutnie o niczym...

Chłopak drgnął i otworzył oczy.

- Chcesz, żeby nie myślał o tym śnie, żebyś mógł go wyciągnąć?

- Świadome myśli zmącą wspomnienie snu – tłumaczył Snape. - To dlatego nie chciałem, byś mi o nim opowiadał. A teraz rób dokładnie to, co mówię. Oczyść umysł z wszelkich myśli, z wszelkich emocji...

Początkowo Harry sądził, że nie da rady. Nigdy mu się to zbytnio nie udawało, a dokładał ku temu wszelkich starań. Okazało się jednak, że teraz, gdy już opanował oklumencję, oczyszczenie umysłu nie było trudną sztuką. Nie można jednak powiedzieć, że nie myślał o niczym.

Opadał w głąb wielkiego jeziora, którego ciepłe wody łagodziły jego cierpienie, zmywały każde zmartwienie i lęk. A może to wcale nie była woda...? Może to po prostu uczucie bycia kochanym? Miał świadomość, że jest bezpieczny i może odpuścić. Że może w pełni zaufać.

Poczuł, jak wszystko z niego odpływa, zupełnie jakby w jego wnętrzu otwarto jakieś drzwi. Jego umysł był kompletnie pusty. Opadły wszelkie bariery, ochronny ogień zgasł i Harry po prostu unosił się w pustce, spokojny i pozbawiony ciała.

Absolutnie spokojny.

- Pensare non reves – rozległ się opanowany głos, opływając Harry'ego dookoła. Słowa nie wpływały na myśli chłopaka, bo tych myśli nie było. Harry był tylko czystym istnieniem. - Pensare circundatae...

Pojawiło się uczucie delikatnego ciągnięcia, jakby z jego wnętrza wyrwano fragment umysłu. Strata wstrząsnęła nim, osłabiła go i sprawiła, że stracił oddech. Poczuł, że się chwieje, ale zanim upadł, podparło go silne ramię.

Szybko podniósł powieki. Powietrze zdawało się być pozbawione tlenu. Zaszokowanym wzrokiem szukał ojca. Próbował złapać oddech i nie był w stanie. Jego umysł kręcił się w kółko jak pies za własnym ogonem, chcąc dogonić to, co mu umknęło. Harry nie mógł skupić się nawet na tak oczywistym fakcie jak ten, że potrzebował tlenu.

Snape po raz pierwszy nie wycedził: „Oddychaj, głupi dzieciaku”. Musiał wiedzieć, że to coś więcej niż zwykły atak paniki.

- Harry, wypij to – polecił, zaciskając palce chłopaka wokół filiżanki wypełnionej czymś niebieskawym i spienionym.

Harry spróbował złapać oddech, ale mu się nie udało. W desperacji przycisnął krawędź filiżanki to ust i wziął duży łyk eliksiru, aby za chwilę połowę z tego wypluć - taki miał ohydny smak. Dzięki temu jednak jego organizm jakby otrząsnął się z szoku i chłopak mógł wreszcie oddychać.

Ojciec podał mu mały ręcznik i patrzył, jak Harry ociera twarz i ręce, po czym wskazał gestem, że Gryfon powinien wypić resztę eliksiru. Harry skrzywił się niemiłosiernie, ale posłuchał. Spocił się przy tym, więc był wdzięczny, że ma pod ręką ręcznik.

- Lepiej już?

Harry zamrugał i znowu otarł twarz. Było mu gorąco i czuł się dziwnie oszołomiony. Zupełnie jakby przypadkiem zasnął i nagle się obudził – tylko że nie pamiętał, by w ogóle kładł się spać, a już na pewno nie w sypialni ojca.

- Co... co się stało? Co ja tutaj robię?

Chłopak spojrzał na swoją piżamę i zauważył skarpetki Snape'a na swoich nogach. Wzdrygnął się, bo miał wrażenie, że noszenie cudzych skarpetek jest czymś zbyt osobistym. Wuj Vernon zachłostałby go za to na śmierć...

Ale Mistrz Eliksirów nie był wujem Vernonem. Zresztą Dursleyowie zostali zmuszeni do opieki nad Harrym, podczas gdy Snape... Jak to on powiedział? Zostałeś moim synem z wyboru, nie z przymusu.

- Dzięki – wybełkotał, a kiedy ojciec zerknął na niego pytająco, Harry dodał: - Za skarpetki.

Nauczyciel nagle posłał mu gniewne spojrzenie, jakby jego nastrój diametralnie się odmienił.

- Dobrze, że się po drodze nie rozleciały – mruknął, po czym dodał z łagodniejszym wyrazem twarzy: - Harry, można by się chyba spodziewać po twoim ojcu, że kocha cię na tyle, by pożyczyć ci w razie potrzeby parę skarpetek?

Chłopak skinął głową, trochę zmieszany, że jego wątpliwości tak łatwo dało się odczytać. Zaraz jednak o tym zapomniał, kiedy zobaczył szlafrok Snape'a w kolorze indygo tak ciemnym, że niemal czarnym. Gryfon zerknął szybko na zegar wiszący nad łóżkiem ojca.

- Przecież jest środek nocy!

- Zgadza się. Przygotuj się na szok – odparł Snape sucho, gestem każąc mu usiąść. Sam usadowił się na drugim krześle i po chwili kontynuował: - Miałeś zły sen i tym razem rozsądek dopisał ci na tyle, że przyszedłeś do mnie od razu. Właśnie przenieśliśmy twój sen do myślodsiewni...

Harry jak dotąd nie zwrócił uwagi na kamienną misę, mimo że stała tuż obok. Teraz jednak przyjrzał się jej dokładnie.

- Umie pan robić takie rzeczy?

Snape z jakiegoś powodu wyglądał na zmęczonego. Harry miał niejasne wrażenie, że odbywali już wcześniej tę rozmowę, choć nie przypominał sobie niczego takiego. Czuł się, jakby miał głowę wypchaną watą cukrową, choć z drugiej strony wiedział doskonale, że czegoś w jego umyśle brakuje.

- Odsiewanie snów jest bardzo trudnym zadaniem – wyjaśnił Snape. - I, jak zdążyłeś już odkryć, wysoce nieprzyjemnym. Umysł dobrze sobie radzi z chwilową utratą części świadomości, ale odsiewanie snu powoduje również usunięcie części twojej podświadomości. Umysł nie może się z tym pogodzić. - Nagle mężczyzna umilkł i spojrzał badawczo na syna. - Potrzebujesz może jeszcze jednej dawki Oddechu Życia?

- Tego czegoś niebieskiego? - jęknął Harry rozcierając skronie. - Nie, nie potrzebuję. - Chłopak starał się rozproszyć oszołomienie, choć prawdę mówiąc marzył tylko o jednym: aby się położyć spać. Co najmniej na kilka dni. - No dobra, czyli miałem sen. I nie mogę go sobie przypomnieć, bo przeniosłeś go do myślodsiewni, tak? Ale... czemu nawet nie pamiętam, jak do ciebie przyszedłem? Ostatnie, co pamiętam, to jak żartowałem z Draco...

Na szczęście szybko sobie przypomniał, jakie dokładnie były to żarty, i urwał, zanim wymsknęło mu się coś o Snape'ie.

- Twoje świadome wspomnienia sprzed momentu zaśnięcia też wyciągnąłem – wytłumaczył ojciec. - Wolałem się upewnić, że sen nie urywa się w połowie.

Harry przełknął ślinę, próbując sobie dokładnie przypomnieć, o czym rozmawiali z Draco przed zaśnięciem. Czy przypadkiem nie robili jakichś idiotycznych planów, żeby ukraść szampon Snape'a? Chłopak stwierdził, że tego nie zniesie, jeśli nauczyciel miałby to zobaczyć. Po prostu padnie trupem. Oczywiście bez sensu było domyślać się, jakie jeszcze idiotyzmy mogli wygadywać. Jego wspomnienia nie istniały już w jego głowie, tylko w myślodsiewni.

- Eee... czyli chce pan zobaczyć, z czego się śmialiśmy... - zaczął, czując, jak twarz go pali. Lepiej mieć to już za sobą. Snape i tak się dowie, więc trzeba ponieść konsekwencje. Harry czuł się naprawdę głupio. Ten człowiek wziął go do siebie, troszczył się o niego, usynowił go! A Harry co zrobił w zamian? Bawił się jego kosztem.

Chłopak czuł, jak żołądek zaciska mu się boleśnie, ale kontynuował:

- Panie profesorze, niech pan posłucha... Razem z Draco się trochę... wygłupialiśmy. Tak naprawdę to rozmawialiśmy o panu, ale nie mieliśmy nic złego na myśli, serio... Przysięgam, jest pan dobrym ojcem i kocham pana... Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się rozśmieszać...

Snape pokręcił głową.

- Harry, pamiętasz jak ci mówiłem, że za bardzo się przejmujesz? Upewniam cię, z czegokolwiek obaj się śmialiście, nie będę się obrażał. Właściwie to nawet byłem zadowolony, że tak swobodnie się czuliście w swoim towarzystwie.

- Bo uwierzę – mruknął Harry, zerkając na ojca spod oka. Nauczyciel będzie na nich wściekły. Gryfon to po prostu wiedział. A na dodatek to właśnie Harry zaczął mówić o jego włosach, i czy przypadkiem nie stwierdził, że wygląd ojca go żenuje?

Chłopak pragnął tylko, by otwarła się pod nim podłoga i pochłonęła go.

- Jestem znacznie bardziej zadowolony teraz, gdy o tym myślę, niż byłem w tamtej chwili – dodał Snape. - Wyrwaliście mnie ze snu, a ostatnimi czasy nie miałem okazji porządnie się wyspać. To jednak nieistotne, mamy ważniejsze sprawy na głowie.

Harry kiwnął głową.

- Mój sen.

Zabawne, że to była główna przyczyna, dla której tu przyszedł, a nie był w stanie go sobie przypomnieć. Może w tym wypadku dziwne oszołomienie było czymś normalnym. Harry rozejrzał się po sypialni ojca i poczuł, jak serce ściska mu lęk. Nie obudziłby mężczyzny w środku nocy, zwłaszcza po tym, jak bardzo się pokłócili, gdyby sen nie był naprawdę fatalny.

Snape zdawał się odgadywać jego myśli. Objął syna ramieniem i przyciągnął myślodsiewnię bliżej.

- Zanim tam zajrzymy, chciałbym cię przygotować. W zasadzie to wolałbym, byś nie oglądał tego snu, ale doświadczenie go po raz drugi dzięki myślodsiewni prawdopodobnie pomoże ci go lepiej zrozumieć. Zgadzasz się?

Harry najeżył się.

- Profesorze, nie jestem tchórzem.

Mistrz Eliksirów uniósł brwi.

- Nigdy tego nie sugerowałem. - Zamilkł i zamyślił się, po czym kontynuował. - Przyszedłeś do mnie, bo miałeś proroczy sen. Nie wiem dokładnie, co się w nim wydarzyło, bo powstrzymałem cię od opowiadania jego treści. Musiałem zapewnić w ten sposób integralność całego snu. Sedno sprawy sprowadza się do tego, że... - Snape ścisnął dłoń syna - ...twój sen przepowiadał śmierć Draco.

Harry poczuł, jak ściska mu się żołądek.

- Boże, to straszne – jęknął. W końcu wszystkie jego sny się spełniały. - Zawsze tracę bliskich ludzi – poskarżył się. - Boję się, że ciebie też stracę. Śniłem nawet, że widziałem cię razem z Syriuszem, ale to nie był proroczy sen. - Chłopak przełknął ślinę i ciągnął z nadzieją: - Może ten też nie był? Znaczy, sądziłeś, że sen o rozwiązaniu adopcji nie był prawdziwy, racja? Wciąż tak myślisz.

- Może przekonamy się na własne oczy? - podpowiedział Snape.

Harry znowu przełknął.

- Chcesz iść pierwszy?

- Pójdziemy razem – odparł jego ojciec. - Gotów?

Harry kiwnął głową i napiął palce, ale Snape nie puścił jego ręki. Po chwili chłopak stwierdził, że lubi, kiedy ktoś się nim tak opiekuje. Rozluźnił się i pochylił nad myślodsiewnią. Jego myśli kłębiły się w misie w formie srebrzystego gazu. Zabawne, kiedy ostatni raz był w myślodsiewni razem ze Snape'em, byli wtedy śmiertelnymi wrogami. Właściwie to nie było nawet tak dawno... ale wydawało mu się, jak zdarzyło się to w innym życiu. W tej chwili nie był sobie w stanie wyobrazić, jak mógł kiedyś nienawidzić nauczyciela.

Ojciec zerknął na niego i skinął głową, jakby chciał zaznaczyć, że też jest gotowy.

Razem pochylili się nisko i zatonęli we śnie Harry'ego.


***


Pierwsze obrazy nie miały nic wspólnego ze snem.

Draco leżał na łóżku na boku, z głową na poduszce. Ramionami obejmował drugą poduszkę, jak dziecko mogłoby obejmować swojego misia.

- A w następnym roku wyszła „Miotła przeznaczenia” - ziewnął Ślizgon. - Ale już mi się tak nie podobała. Opisy czarnej magii w niej nie miały za wiele sensu. Chodzi mi o to, że istotną rolę w całym wątku odgrywały przeklęte eliksiry, a każdy głupek wie, że eliksiry można zaczarować, ale nie przekląć.

- Wiedziałeś takie rzeczy w wieku ośmiu lat? - zapytał Harry sennie.

- Właściwie nie wiem, skąd to wiedziałem – mruknął Draco. - Po prostu kiedy o tym czytałem, wydawało się to bezsensowne.

- Intuicyjne zrozumienie magii. Zupełnie tak, jak mówił Severus.

- No. Może moje intuicyjne zrozumienie okaże się przydatne w przypadku jego kosmetyków – zaśmiał się Ślizgon miękko. - Przynieś mi jego szampon. Idź i powiedz, że znów miałeś koszmar. Na pewno cię wpuści.

- Ty powiedz, że miałeś koszmar – odparł Harry, przewracając się na plecy. - Nie będę kłamał ojcu.

- Gryfon – rzucił Draco. - Ja kłamałem mojemu co najmniej dwa razy na tydzień.

- Poważnie?

- Potter, czy mówiłem ci już, jaki bywasz naiwny? Lucjusz jest prawie tak dobrym legilimentą jak Severus. Jak miałbym mu kłamać, skoro oznaczało to czarodziejską chłostę?

- Na czym to polega?

Draco przycisnął poduszkę mocniej do piersi.

- Chodzi o bicie, rozumiesz? Oczywiście Lucjusz nie brudził sobie rąk czymś tak mugolskim. Byłem zaskoczony, kiedy zaczął... znęcać się nad tobą igłami, ale pewnie popisywał się przed tym szaleńcem, który zażądał dla ciebie mugolskich tortur. Tak czy inaczej, biły mnie skrzaty...

- Skrzaty? - zachłysnął się Harry. - Chyba mnie nabierasz.

- Chciałbym – warknął Ślizgon. - Wiesz, Potter, są pewne powody, dla których za nimi nie przepadam. One robią wszystko, co im się każe. Wszystko.

Harry zesztywniał.

- Chyba nie mówisz, że Zgredek...

- Twój skrzaci konfident? - zaszydził Draco. - Nie, to nie on. Paru jego małych kumpli. Lucjusz kazał im zachłostać mnie prawie na śmierć.

Gryfon odchrząknął.

- Eee, dlaczego to się nazywa „czarodziejska chłosta”, skoro robią to skrzaty?

- Nie doszedłem jeszcze do najlepszej części – wycedził Draco buńczucznie, mimo że głos mu trochę drżał. - Mój wspaniały ojciec wyleczył mnie. Przejechał różdżką po każdej prędze, każdym śladzie. Tylko że zamiast uzdrawiania on je zapamiętywał, za pomocą jakiegoś sprytnego zaklęcia, którego nauczył się od swojego ojca. Taka rodzinna tradycja. Mówię ci, w czystokrwistych rodzinach zdarzają się czasem naprawdę urocze rzeczy. Potem, jak Lucjusz był na mnie zły, rzucał tylko jedną klątwę i przeżywałem całą chłostę na nowo, tyle razy, ile podobało mu się ją rzucić. Nie miałem żadnych śladów, czułem tylko ból. Lucjusz uważał to za świetny wynalazek. Potrafił przeklinać mnie całe przedpołudnie i potem zawlec mnie na obiad do ministerstwa, gdzie musiałem siedzieć prosto, mimo że bolało mnie całe ciało. Ponieważ nie było żadnych śladów, nie mogłem tego nikomu udowodnić.

- Czy używanie tego zaklęcia wiele razy pod rząd nie było niebezpieczne? Wiesz, jak Cruciatus. Jak rodzice Neville'a...

- Nie, to zaklęcie jest zbyt specyficzne – westchnął Draco. - W każdym razie, jeśli wierzysz, że mógłbym skłamać człowiekowi, który karał mnie chłostą za to, że kichałem za często... cóż, w takim razie nie masz pojęcia, jak to jest dorastać wśród Ślizgonów. - Kiedy Harry wydał z siebie jakiś nieokreślony, zduszony odgłos, Malfoy dodał sucho: - Powiedziałem ci, bo mnie o to zapytałeś. Nie dlatego, że spodobała mi się perspektywa oglądania cię łkającego jak jakiś Puchon.

- Ale przecież to okropne – odrzekł Harry. - Znaczy, wuj Vernon czasem mnie uderzył, ale nie w taki sposób, i nie tak często. Przeważnie karą były dla mnie prace domowe i zamykanie w schowku. Jednak po paru latach już się do niego przyzwyczaiłem, więc nie było tak źle...

- Głodzili cię. Chyba że już o tym zapomniałeś?

- Ale i tak nie miałem tak źle jak ty. Bić kogoś tylko dlatego, że kichnął...?

- Dobra, może trochę przesadziłem. Nigdy mnie nie pobił, kiedy kichnąłem. Tylko groził, że to zrobi – przyznał Malfoy. - Ten obiad w ministerstwie był tylko raz. A jeśli już musisz wiedzieć, faktycznie byłem przez większość czasu rozpuszczony, zepsuty do szpiku kości. Ale i tak nie ośmielałem się okłamywać Lucjusza.

- Nie mogłeś się oklumować?

- Intuicyjne zrozumienie nie oznacza jeszcze wrodzonego talentu – odparł Draco ostrym tonem. - Szybciej zapomniałbym o twoim wywyższaniu się w pociągu, gdybyś nie okazał się być taki cholernie magiczny. Malfoy został przewyższony przez czarodzieja półkrwi, wychowanego wśród mugoli, który nawet nie miał nigdy miotły w ręku. - Chłopak westchnął. - A potem było już coraz gorzej. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżałem, okazywało się, że właśnie gadasz z wężami, opanowujesz zaklęcia, z którymi mają trudności dorośli czarodzieje, i siłą woli pokonujesz Zaklęcia Niewybaczalne. Łatwo było cię nienawidzić.

- I kto to mówi – zaoponował Harry. - Nie wywyższałem się w pociągu. To ty się wywyższałeś, a ja stanąłem w obronie Rona. A co do pierwszej lekcji latania... Właśnie, że miałem już wcześniej miotłę w ręku, wiesz? Hagrid mi swoją pożyczył i latałem przez całe lato przed pierwszą klasą...

- Poważnie?

- I kto tu jest naiwny? - zaśmiał się Harry.

- To ślizgońska część twojej natury – powiedział Draco tonem aprobaty. - Pamiętaj o tym, kiedy pójdziesz do naszego pokoju wspólnego albo usiądziesz przy naszym stole, dobra? Lubimy dogadywać sobie do żywego, ale chyba dasz sobie z tym radę. Jeśli nie przyjmiesz ich zwyczajów, nigdy nie uznają cię za jednego ze swoich...

Malfoy ziewnął i przestał się odzywać. Chwilę potem Harry też zasnął.

Obrazy zaczęły powoli zanikać, jakby pochłaniane przez kłębiącą się coraz szerzej mgłę. Harry zerknął na ojca, który wciąż trzymał jego dłoń w swojej. Na szczęście nauczyciel nie wyglądał na rozeźlonego, ale jakie znaczenie mogła mieć wzmianka o jego szamponie w porównaniu z tym, co wydarzyło się dalej. Harry wciąż jeszcze miał gęsią skórkę po wysłuchaniu opowieści Draco. Nawet jeśli Ślizgon trochę przesadził, jego dzieciństwo musiało być okropne.

- Teraz już zasnąłeś – odezwał się Snape, gestem wskazując na otaczające ich opary. - Jednak jeszcze nie zacząłeś śnić. Poczekajmy.

Harry pragnął tylko zapytać, ile będą musieli czekać. Nie zrobił tego, gdyż znał już odpowiedź. Brzmiała ona: tak długo, jak długo będzie trzeba. A potem zobaczą ten proroczy sen... Sen, którego w pewnym sensie Harry miał już świadomość, a zarazem miał go poznać na nowo.

Mgła zaczęła rzednąć, odsłaniając gęsty, sosnowy las. Podłoże było pokryte grubą warstwą igieł. Przez gałęzie przeświecały jasne promienie słońca stojącego w zenicie, choć powietrze było przenikliwie mroźne, jak w środku zimy.

Chłopak rozejrzał się dookoła, zastanawiając się, co ta scena mogła mieć wspólnego ze śmiercią Draco. Wtedy sobie przypomniał charakterystyczny wzorzec swoich proroczych snów. Zatem byli teraz w przeszłości. Najpierw przyszedł mu do głowy las, gdzie był torturowany przez Malfoya podczas Samhain, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się mógł stwierdzić, że to było inne miejsce. Nie widział nigdzie żadnej polany.

Miał jednak takie samo poczucie zagrożenia. Ktoś się zbliżał...

Obok nich przeszedł Lucjusz Malfoy. Kroczył tak pewnie, jakby ten las i cała okolica były jego własnością. Niebawem zbliżył się do małego domku pokrytego strzechą. Zapukał do drzwi zbitych z surowego drewna z taką siłą, że otwarły się na oścież. Sowa, siedząca na żerdzi pod dachem, zahukała i uniosła się w powietrze.

Zza drzwi wyjrzała kobieta z głową owiniętą szalem. Ciemne oczy uważnie obserwowały Malfoya. Nieznajoma rozejrzała się dookoła, jakby sprawdzając, czy mężczyzna jest sam. Po chwili z głębi domostwa wynurzył się jakiś człowiek i zapytał niepewnie:

- Oui?

Arystokrata obdarzył ich onieśmielającym spojrzeniem.

- Oboje jesteście w niebezpieczeństwie – oznajmił, gestykulując rozkazująco. - Czarny Pan zamierza zaatakować ten dom. Musicie zaraz wyjechać i nigdy tu nie wracać.

- Szahny Pan? - wyjąkała kobieta, zasłaniając ręką usta w geście przerażenia.

- Ale my nic nie zhobiliźmy – zaoponował jej towarzysz, kręcąc głową.

Malfoy przymrużył oczy z determinacją.

- Monsieur, jesteś półkrwi – odparł szyderczo, jakby nie mógł ukryć swojej pogardy. - A twoja żona... ohydne, szlamowate ścierwo. Czarnemu Panu nie potrzeba nic więcej, by wydał na was wyrok śmierci. Musicie stąd uciec i nigdy nie wracać.

Harry odwrócił wzrok i wpatrzył się w Snape'a z niedowierzaniem, ale mężczyzna nie odwzajemnił spojrzenia, z uwagą obserwując całą scenę.

- Ale my tu zawsze mieszkali – lamentował nieznajomy łamaną angielszczyzną. - Gdzie pójść?

Malfoy wykrzywił pogardliwie usta. Harry poznał już tę jego minę. Mężczyzna podciągnął lewy rękaw szaty i odsłonił przedramię.

- Naprawdę chcecie, aby ktoś taki jak ja poznał miejsce, do którego się udacie?

Kobieta cofnęła się gwałtownie. Towarzyszący jej mężczyzna zbladł, ale wytrzymał na miejscu.

- Czemu tu przyszedł ostrzegać, monsieur, jeśli ty jego należysz?

Malfoy wzruszył ramionami z beztroską i zarazem wzgardą.

- Zmęczyły mnie już te bezsensowne ataki. Najpóźniej piętnastego lutego Czarny Pan spali wasz dom aż do fundamentów i zamęczy na śmierć każdego, kogo tu napotka.

- Przecież to pojutrze! - jęknęła kobieta, cofając się jeszcze dalej.

- Może zaatakować dużo wcześniej – warknął Malfoy niecierpliwie, zwracając się do nieznajomego. - Czy ty i ta twoja szlama nie macie rozsądku? Musicie zaraz uciekać! Zabierzcie tylko to, co niezbędne, i nie korzystajcie z sieci Fiuu, zanim nie opuścicie Francji!

Arystokrata zrobił krok w tył i wytarł dłonie chusteczką, jakby dotknął czegoś brudnego. Po chwili upuścił ją na ziemię i spalił szybkim Incendio, po czym teleportował się, pozostawiając parę wstrząśniętych nieznajomych wpatrzonych w punkt, gdzie zniknął – on, człowiek będący najgorliwszym poplecznikiem Czarnego Pana, który przybył ich ostrzec...

Harry odwrócił się do Snape'a i otworzył usta, ale zanim zdążył wypowiedzieć choć słowo, świat wokół nich zawirował. Drzewa, niebo i ziemia zlały się w jedną całość, po czym otaczający las zniknął, zastąpiony przez inne miejsce. Na podłodze leżały grube, czerwone dywany, a kamienne ściany były wygładzone przez niezliczone pokolenia opierających się o nie uczniów.

- Upadek z sowiarni – powiedziała Parvati ze zgrozą.

- Upadek z sowiarni – powtórzyła Ginny, kiwając głową. - Zawsze myślałam, że kiedy coś takiego się przydarzy, to komuś z nas. Gryfonowi. Nie komuś spośród nich...

- Może i tak, ale pamiętasz tamte eliksiry? - Parvati potrząsnęła głową, aż zakołysał się jej długi, ciemny warkocz. - To było oczywiste, że prędzej czy później coś takiego się stanie. Na Merlina, przecież to była otwarta groźba, rzucona w obecności nauczyciela!

Ktoś odezwał się przyciszonym głosem:

- Podobno na pogrzebie trumna musiała być zamknięta, bo ciało... to był jeden wielki bajzel.

- Każdy Ślizgon to bajzel, żywy czy martwy – odparł twardo Seamus Finnigan.

Harry poczuł, że nauczyciel puścił jego dłoń. Mistrz Eliksirów zaczął spacerować po pokoju wspólnym, przyglądając się całej scenie z różnych punktów. Jego czarne oczy miały głęboko skupiony wyraz, gdy Snape analizował każdy gest, każde najsubtelniejsze przesłanie mowy ciała, podczas gdy Gryfoni gawędzili między sobą. Harry wskazał ojcu ręką, że powinien posłuchać Rona i Hermiony siedzących na sofie przed kominkiem.

- Jesteś okropny – skomentowała Hermiona z grymasem na twarzy.

Ron burknął coś pod nosem, choć dłonią delikatnie poklepał ją po kolanie.

- Nie powiesz mi, że martwi cię śmierć kogoś ze Slytherinu.

- Martwi mnie reakcja Harry'ego! - wykrzyknęła Hermiona, odpychając jego dłoń. - Jak sądzisz, co się z nim stanie po tym wszystkim?

- Przynajmniej nie będziemy się musieli przejmować tym, że ciągle przebywa w towarzystwie pieprzonego Malfoya!

- Ron, przecież wiesz, jaki jest Harry! Na pewno będzie się za to winił! Będzie sobie wmawiał, że powinien powstrzymać Malfoya przed opuszczeniem mieszkania Snape'a! Co z tego, że bez magii i tak nie byłby w stanie tego zrobić...

- Przecież to nie wina Harry'ego, że Malfoy polazł do sowiarni! A tak w ogóle, to co on tam robił? Bardzo chciałbym to wiedzieć! Jestem pewien, że planował zdradzić Harry'ego, ot co! I coś poszło nie tak!

- To nie ma nic do rzeczy – odparła Hermiona, wstając. Kiedy Ron się nie podniósł, dziewczyna zaczęła niecierpliwie tupać nogą. - Chodź, pójdziemy zobaczyć, czy nie przydamy się na coś Harry'emu.

Ron podniósł się na nogi i złapał dziewczynę za rękę.

- Dobra, chodźmy. Ale nie miejmy zbyt wielkiej nadziei, co?

Hermiona przełknęła głośno.

- Masz rację. Choć nie miało to dla mnie sensu, Harry chyba naprawdę dogadywał się z Malfoyem. Nie sądzę, byśmy mogli w jakikolwiek sposób go pocieszyć...

Ron wydął pogardliwie usta.

- Owszem. Ale nie to miałem na myśli. Ja tylko... Nie wiem nawet, czy będziemy mogli tam wejść. Snape na pewno dołożył tam masę dodatkowych zabezpieczeń.

- Pewnie, teraz nie będzie ufał już nikomu i raczej nie można go za to winić. Cóż, pozostaje nam tylko zejść na dół i spróbować go przekonać, żeby nas wpuścił.

Dwójka Gryfonów w milczeniu skierowała się do wyjścia z pokoju wspólnego.

Sen skończył się, lecz w myślodsiewni nie pojawiła się mgła. W ułamku sekundy Harry wraz z ojcem znalazł się w swojej sypialni i mógł obserwować siebie samego, jak siada gwałtownie na łóżku, krztusząc się, z twarzą wykrzywioną przerażeniem, po czym dzikim wzrokiem spogląda w kierunku łóżka Draco...

W tej samej chwili ojciec pociągnął go w tył i Harry wydostał się z myślodsiewni.

Padł na krzesło tak ciężko, że zakołysało się pod nim i chłopak runął na podłogę.

- Boże! - krzyknął ze zgrozą, choć przecież Snape go ostrzegał, a przynajmniej próbował. Wrażenie było jednak nadal tak przytłaczające, że trzęsły mu się ręce. Harry nie był w stanie ich powstrzymać. Gryfon wstydził się swojej reakcji tak bardzo, że z trudem podniósł się na nogi i chwiejnie podszedł do łóżka, gdzie usiadł z rozmachem, chowając dłonie pod uda.

Snape przystawił do łóżka krzesło i usadowił się na nim.

- Uważasz ten sen za proroczy, ponieważ...?

Harry wpatrywał się w ojca, nie do końca wiedząc, o czym jest mowa.

- Och... Chodzi o wzorzec. Przeszłość, zawirowanie, przyszłość.

- Jeżeli przeszłość jest prawdą, oznacza to, że sen jest rzeczywiście proroczy? - zapytał Snape, choć brzmiało to raczej jak stwierdzenie.

- No – odparł Harry i zamrugał gwałtownie. Gardło zaciskało mu się coraz bardziej i chłopak obawiał się, że się rozpłacze. Nie chciał tego robić przy ojcu, nawet jeśli w Devon raz mu się to przydarzyło.

- W takim razie to nie może być proroczy sen – oznajmił Mistrz Eliksirów, kręcąc głową. - Zawarta w nim „przeszłość” jest niedorzeczna. Lucjusz Malfoy składający sąsiedzką wizytę szlamie i jej mężowi? Nakazujący im uciekać przed Voldemortem? Harry, bądźże poważny.

Chłopak wzdrygnął się na dźwięk szyderstwa w głosie ojca.

Tymczasem Snape zmarszczył brwi.

- Harry, o czym myślałeś przed pójściem spać... oprócz mojego szamponu?

- O Boże – stęknął Gryfon. - Właśnie tego się bałem. Profesorze, wiem, że nie powinniśmy tak mówić. Przepraszam, naprawdę jest mi bardzo przykro...

- Jak mniemam mówiliśmy już o tym – przeciął Snape niecierpliwie. - Uspokój się i odpowiedz na moje pytanie. O czym myślałeś przed pójściem spać?

- Jak mam to pamiętać? Przecież wyciągnąłeś to z mojego umysłu.

- Och, rzeczywiście – odparł Snape. Przeoczenie czegoś takiego nie było do niego podobne i Harry nagle nabrał pewności, że nauczyciel nie był tak obojętnie nastawiony do jego snu, jak próbował to okazywać. - Jesteś gotów na przyjęcie wspomnień? Nie powinno to spowodować takiego samego fizycznego szoku, jak ich usunięcie, tym niemniej jednak... - Mistrz Eliksirów zamilkł na chwilę. - Teraz obejrzałeś swój sen, ale po jego dodaniu będziesz pamiętał, jak go przeżyłeś... Wrażenie może być... przytłaczające.

- Nie może być bardziej przytłaczające niż jego oglądanie – westchnął Harry. Po chwili zresztą zupełnie o tym zapomniał, gdy w jego pamięci odżyły obrazy z pierwszej części snu. - To z Lucjuszem Malfoyem... wiem, że nie brzmiało prawdziwie... ale... jak myślisz? Mógłby się zmienić czy nie? Znaczy, powiedziałeś, że to niedorzeczne, ale... na przykład Draco. Nie jest wcale taki zły. Zabawne, Ron mi wytykał, że kiedyś tak powiem...

- Harry, czy twój sen nie wskazywał, że Malfoy był we Francji w południe trzynastego lutego? - Snape poczekał, aż chłopak skinął głową. - Trzynastego dnia każdego miesiąca spotyka się Rada Nadzorcza Hogwartu. Byłem obecny na ostatnich kilku spotkaniach, głównie dlatego, by przeciwdziałać staraniom Lucjusza o usunięcie Draco z Hogwartu. Malfoy był na zebraniu od wczesnego ranka aż do późnego popołudnia. Nie mógł być wtedy we Francji.

- Może w moim śnie widziałem luty zeszłego roku, albo jeszcze wcześniej. Na Samhain Malfoy wyglądał tak samo, więc pewnie nie było to dziesięć lat temu czy więcej. A może to było, zanim został członkiem Rady Nadzorczej?

- Został nim, kiedy Draco był jeszcze małym dzieckiem – odrzekł Snape, kręcąc głową. - Został z niej usunięty na krótko po incydencie z Komnatą Tajemnic. Zawsze uczęszczał na wszystkie spotkania. Nawet gdy formalnie nie był członkiem Rady, pojawiał się na posiedzeniach i obserwował wszystkich.

Harry prawie parsknął.

- Przecież mówimy o Lucjuszu Malfoyu! Niemożliwe, żeby tak się udzielał bez własnych korzyści!

- Ma obsesję na punkcie władzy – odparł Snape ironicznie. - Nie sądzę, byś w pełni zdawał sobie sprawę, jak wielką władzę dzierży Rada Nadzorcza nad Hogwartem, nie wspominając już o tym, że manipulacje przy ustalaniu programu nauczania mogą doprowadzić do tego, iż cała masa młodych ludzi o podatnych umysłach wpadnie w sidła Voldemorta. Rusz głową, Potter! Nic poza Azkabanem nie powstrzyma Lucjusza przed uczęszczaniem na te zebrania! A już z pewnością nie opuściłby żadnego tylko po to, by udać się w okolice Pirenejów i ostrzegać mugoli przed atakiem śmierciożerców!

- Rozumiem, czyli był na zebraniu – zgodził się Harry. - Czy jednak nie mógł się zaraz potem teleportować do Francji? Na pewno byłby w stanie. Może wymknął się na kilka sekund...

- Miałem go na oku przez cały czas. Rozumiesz mnie, Harry? Nie spuściłem z niego wzroku nawet na sekundę. Nie pozwoliłbym mu na to z obawy, że spróbuje zrobić coś paskudnego.

- Yyy... - Harry myślał gorączkowo. - Może na zebranie przyszedł jakiś inny śmierciożerca pod wpływem wielosokowego, a prawdziwy Lucjusz był w tym czasie we Francji...

- Nie wierzę własnym uszom! - krzyknął Snape. - Ty poważnie próbujesz udowodnić, że człowiek, który torturował cię igłami, nagle postanowił ratować mugolaków przed Voldemortem! Czy ty wiesz, co mówisz? To brzmi jak twoje marzenie, Harry. Twoje marzenie, a nie sen ujawniający faktyczne wydarzenia z przeszłości. Jesteś świadom, jak bardzo Draco pragnie, by jego ojciec odwrócił się od Voldemorta, jak bardzo chciałby, by Lucjusz osiągnął to, co ja – wymknął się ciemności. Magourzędniczka też ci o tym powiedziała. A ty, zaraz po odkryciu, jak źle Lucjusz traktował Draco, nie śnisz o niczym innym, jak tylko o jego nawróceniu!

- Ale te sny zawsze się spełniają, przecież o tym wiesz. Więc coś w tym musi być...

- Na wypadek, gdyby to umknęło twemu kiepskiemu rozumowaniu, nie zamierzam rozwiązać twojej adopcji! Chociaż sam się o to prosisz, upierając się co do poczynań Lucjusza!

- Dobra, dobra, niezbyt to prawdopodobne, by Malfoy tak się zmienił – przyznał Harry, pocierając skronie. - Ale jeśli to było inaczej? Rzeczywiście nie było go we Francji, bo próbował wyrzucić Draco ze szkoły, ale pojawił się tam ktoś inny, podszywający się pod niego. Wiesz, pod wpływem wielosokowego.

- Tak, wiem, co to takiego – wtrącił Snape złośliwie. - A ty ile wiesz na ten temat? A może - ujmując to inaczej – kiedy zakradłeś się do pokoju wspólnego Ślizgonów, udając Crabbe'a, a może Goyle'a, jak łatwo ci było posługiwać się ciałem innej osoby? Czy uważasz, że byłeś w stanie w przekonujący sposób naśladować wszystkie jej manieryzmy, sposób mówienia włącznie z prawidłową intonacją i typowym dla niej słownictwem, nawet jeśli dzięki eliksirowi miałeś jej głos?

Harry wybałuszył oczy.

- Wiedziałeś? Nigdy nic nie powiedziałeś, nigdy nie odebrałeś punktów... Tak po prostu pozwoliłeś ujść temu bezkarnie?

- Nie sądzę, by plucie kocim futrem zaliczało się do uchodzenia bezkarnie. Żałuję tylko jednego – że nie dane mi było zobaczyć kobiety-kota na własne oczy. Tym niemniej jednak, Potter, twoja absolutna głupota sprzed kilku lat niewiele mnie teraz obchodzi. Mam tylko nadzieję, że się zorientowałeś, iż nie jestem tak głupi, jak zawsze sądziłeś...

- Nigdy nie sądziłem, że jesteś głupi!

- Chodzi o to – wycedził Snape – że eliksir wielosokowy w żaden sposób nie pomaga ci stać się inną osobą. Jest jak kostium przebierańca, nic więcej. Powiedz szczerze, jak udatnie odgrywałem Lupina? Załóżmy, że Dumbledore nie zdradziłby ci prawdy. Ile czasu by ci zabrało, żeby się zorientować, że nie towarzyszy ci wilkołak?

- Nie mów tak na niego – mruknął Harry. - Hm, nie wiem. Jakieś pięć minut. - Kiedy ojciec spiorunował go spojrzeniem, Gryfon wybełkotał: - Powiedziałeś przecież, żebym był szczery! Znam Remusa, to wszystko. Szybko zobaczyłbym różnicę.

- Teraz przyjrzyjmy się Lucjuszowi Malfoyowi w twoim śnie. Czy wyglądał dokładnie tak, jak go pamiętasz? Czy zachowywał się dokładnie tak samo, do najdrobniejszego szczegółu?

Chłopak zamrugał.

- Tak, zgadza się. Skoro jednak to nie była jakaś inna osoba pod wpływem wielosokowego, to znaczy, że to naprawdę on. I znów wracamy do rozważań, czemu nagle miałby się odmienić!

- Nie, młody głupcze, to znaczy, że zachowywał się dokładnie jak powinien, bo to twoja podświadomość go wyśniła. Stworzyły go twoje wspomnienia. Wierz mi, że gdyby był to inny czarodziej na wielosokowym, szybko zauważyłbyś różnicę.

- Zgoda, zgoda, wielosokowy trzeba wykluczyć – potwierdził Harry gorączkowo. - I nie jestem w stanie uwierzyć, że mógłby się nawrócić. Chociaż ze względu na Draco pewnie bym chciał, żeby tak się stało. I to jest chore, bo tak naprawdę powinienem pragnąć, żeby umarł. No, część mnie też tego chce, ale kiedy zaczynam myśleć o Draco, te uczucia się zmieniają. Właściwie łatwiej było mi nienawidzić Lucjusza, gdy nienawidziłem też Draco. Może dlatego tak się starałem, żeby mu nie zaufać? Chyba czułem, że wtedy wszystko stanie się jeszcze bardziej skomplikowane. - Chłopak zmarszczył brwi. - A na tobie jakie zrobił wrażenie? Że to był on we własnej osobie?

- Nie – odrzekł Snape zwięźle. - Jedna rzecz się nie zgadzała. Jedna rzecz, Harry, która udowadnia, że mówimy o wytworze twojego umysłu, a nie o żywym człowieku. Lucjusz Malfoy włada absolutnie bezbłędną francuszczyzną. Śniłeś o jego obecności we Francji, rozmawiał z francuskimi czarodziejami, a jednak cała konwersacja była prowadzona w języku angielskim, mimo że jego rozmówcy nie posługiwali się nim za dobrze. Jeśli naprawdę śniłbyś o przeszłości, Lucjusz mówiłby po francusku, tak jak robi to zawsze, gdy odwiedza ten kraj.

- Ale ja nie znam francuskiego – zauważył Harry.

- Proroczy sen nie brałby tego pod uwagę. Usłyszałbyś dokładnie to, co zostało powiedziane, nawet jeśli nie zrozumiałbyś z tego ani słowa. Skoro jednak to twój własny umysł wytworzył obrazy widoczne we śnie, posłużył się tylko tymi językami, które znałeś. Twój francuski z pewnością ogranicza się jedynie do znajomości słów „oui” oraz „monsieur”, zgadza się? I dokładnie te słowa zostały w tym śnie wymienione. Niezwykłe, prawda? Nie mówiąc już o tym, że w twoim mniemaniu Francuzi mówią najwyraźniej z okropnym, udawanym akcentem.

- Dobrze już, dobrze! - bronił się Harry. - Najwidoczniej sen wcale nie był proroczy. A przynajmniej nie ta część. No, skoro jedna część nie jest prawdziwa, to pewnie druga też. Ale... skoro idąc spać życzyłem Draco czegoś dobrego i było mi go szkoda, to czemu przyśniło mi się, że zginie?

- Z pewnością będziesz w stanie odpowiedzieć na to pytanie, gdy tylko odzyskasz wspomnienia.

Harry zamknął oczy i przygotował się na wstrząs.

- Możesz już to zrobić. Jestem gotowy. - Tak przynajmniej mu się wydawało, ale powrót snu do jego podświadomości okazał się jednak bardziej szokujący, niż Harry przypuszczał. Chłopak zachwiał się na nogach, ale po chwili odzyskał równowagę. - Aha. No tak. Tak właśnie myślałem. W zasadzie to mnóstwo o tym myślałem. To ma sens.

- A tak konkretnie, co ma sens? - zapytał Snape niecierpliwie.

Harry zaczerwienił się lekko.

- No, wiesz, już niedługo mam się przeprowadzić z powrotem do wieży, i wiem, że to głupie po moich ciągłych skargach na niego, ale będę za nim tęsknił. Za Draco. Oczywiście będę go odwiedzał, jak obiecałem, ale to nie to samo, i czuję się, jakbym tracił brata - teraz, kiedy go tak naprawdę zyskałem. I tyle.

- A ty zawsze tracisz bliskich ci ludzi. Snape powtórzył jego własne słowa. - A przynajmniej w to właśnie wierzysz.

- Owszem – westchnął Harry. - Ale co zrobimy z moim snem? Oczywiście nie był on proroczy, ale czy nie powinniśmy ostrzec Draco? Tak na wszelki wypadek? Nie wyrzucą go z sowiarni, jeśli stąd nie wyjdzie, i skoro będzie wiedział, że mogą go zabić, to tutaj zostanie...

- Oczywiście, możesz go ostrzec – odparł Mistrz Eliksirów twardo, machając w stronę drzwi, jakby wyganiał syna. - A kiedy zapyta, skąd wiesz, że twój sen był proroczy, wyjaśnij szczegółowo, że chodzi o jego ojca, który po raz pierwszy w swoim żałosnym życiu zrobił coś porządnego!

- Przecież nie muszę mu opowiadać tej części snu – zaprotestował Harry słabo.

- Nie? To jak mu udowodnisz, że istotnie jest w niebezpieczeństwie?

- Chyba... yyy, będę musiał go zwieść – odrzekł Gryfon z wahaniem. Kiedy Snape prychnął głośno, Harry się zirytował. - Potrafię dochować tajemnicy...

- Kilka godzin temu udowodniłeś coś dokładnie przeciwnego! Nawet mi nie przypominaj, że zdradziłeś Draco tyczące się ciebie proroctwo, pomimo mojej oczywistej dezaprobaty! - Mężczyzna wydął pogardliwie usta. - Potter, ja cię doskonale znam. Nie jesteś na tyle Ślizgonem, aby w wiarygodny sposób podtrzymywać kłamstwo, gdy ktoś, na kim ci zależy, próbuje wydobyć od ciebie prawdę. Gdybym chciał, zmusiłbym cię tu i teraz do opowiedzenia, co ty sobie myślałeś, przygotowując tę całą aferę z eliksirem wielosokowym!

Harry orzekł, że jego ojciec ma pewnie rację pod tym względem, ale i tak się sprzeciwił.

- Przecież dotrzymałem obietnicy, że nie będę rozmawiał z Ronem i Hermioną o mojej operacji, dopóki nie będzie to bezpieczne!

- Ale nie musiałeś ich zwodzić, co będzie konieczne w tej sytuacji. Po prostu nie chciałeś o tym mówić, a oni nie naciskali. Tymczasem Draco wydobędzie z ciebie każdy najmniejszy szczegół dotyczący twojego snu. Każdy by tak zrobił, gdyby się dowiedział, że przepowiadają mu rychłą śmierć. Będziesz w stanie podtrzymać to kłamstwo?

Harry nie chciał się z tym zgodzić, ale wiedział, że nie byłby w stanie. Hermionie też wygadałby prawdę o swojej magii, kiedy zaczęła wypytywać o jego siniaki i skaleczenia, nawet jeśli wiedział, że ojciec będzie wściekły; tylko Draco go powstrzymał.

- Pewnie wspomniałbym w którymś momencie o Lucjuszu – potwierdził Harry. - A to by zraniło Draco do żywego, prawda? Mam na myśli, że on tak bardzo by pragnął, żeby to była prawda. Pragnąłby tego, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że zostanie wypchnięty z sowiarni. - Harry poczuł, jak robi mu się niedobrze. - Boże. Draco jest taki dumny ze swoich zdolności pojedynkowania się. Gdyby usłyszał o sowiarni, mógłby zacząć traktować to jako wyzwanie. On naprawdę ma problemy z kontrolą impulsów... Chociaż nie, chyba nie szukałby sam zaczepki? Ale co, jeśli pomyślałby, że ta część snu z sowiarnią musi stać się prawdą, żeby ta druga część też się spełniła? Co, jeśli by pomyślał, że obie te części odnoszą się do przyszłości? Gdybym mu powiedział o tym śnie, to jeszcze samemu poszedłby do tej sowiarni...

- Poważnie wątpię, by Draco był aż tak irracjonalny – wtrącił Snape. - Co nie zmienia faktu, że opowiadanie mu o tym śnie byłoby naprawdę okrutne. Harry, to nie byłoby zbyt gryfońskie.

To było takie podobne do Severusa, wypomnieć synowi jego gryfońskie cechy w taki sposób.

- Ale z ciebie manipulujący drań, co? - zapytał Harry żartobliwie. Nie chciał przeforsować swoich argumentów, a jedynie dać ojcu do zrozumienia, że wiedział, jakie motywy stały za jego ostatnim zdaniem.

- Sądziłem raczej – odrzekł Snape – że ostatnio uważałeś mnie za wrednego drania, jak mniemam.

Harry, wstrząśnięty do głębi, wykrzyknął:

- Przecież powiedziałeś, że nie będziesz więcej używał na mnie po kryjomu legilimencji!

- Nie przypominam sobie, bym ci to obiecywał.

- Zaraz, czekaj, przecież oklumowałem się jak szalony... O nie. Czy ja czasem, nieświadomie, przestaję się chronić?

- Teraz przestałeś – poinformował go Mistrz Eliksirów. - Od momentu, w którym zacząłem odsiewać twój sen. Cieszę się, że nie spowodowało to żadnych niepożądanych następstw. Jednak, Harry, z tego co wiem, to twoja oklumencja jest tak perfekcyjna, jak zawsze. Nie próbowałem ukradkiem czytać w twoim umyśle. Nie musiałem, kiedy podczas prawie każdej wizyty w Devon mruczysz pod nosem „wredny drań”.

- No, to przecież prawda – bronił się Harry. - Znaczy, zachowujesz się wrednie. Nadal boli mnie całe przedramię po tym, jak Troneo walnęło mną prosto w kamienny murek.

Nauczyciel zrobił minę, jakby żałował swojego wrednego postępowania, ale zarazem nie zamierzał go zmieniać ani za nie przepraszać.

- Mam uzdrowić twoją rękę?

Harry zawstydził się trochę, że tak marudzi, podczas gdy ojciec robił tylko, co było w jego mocy, by przygotować syna na wszystkie niespodzianki, mogące nań czekać w przyszłości.

- Nie, nie trzeba.

Mężczyzna skinął głową.

- Zaś co do snu. Z racji, że okazał się on tylko zwykłym koszmarem, nie powiesz Draco ani słowa, rozumiemy się?

Harry zerknął na niego, zmartwiony.

- Wiesz, nie uważam, by ten sen był proroczy. To faktycznie głupie. Ale co, jeśli nam coś umknęło? Co, jeśli się mylimy? Musimy zrobić wszystko, żeby ochronić Draco. Wszystko.

- No dobrze – westchnął Snape, najwyraźniej podirytowany. - Będzie to niewyobrażalne marnowanie mojego czasu, ale osobiście pójdę do sowiarni i rzucę zaklęcie ochronne, tak, by tylko sowy mogły wydostać się przez okna. Jeśli ktoś spróbuje strącić stamtąd Draco, jedyne co osiągnie, to rzuci nim o niewidzialną ścianę. Czy to uśmierza twoje obawy?

Harry zastanowił się i stwierdził, że tak.

- Czemu nie ma tam takich zaklęć? - zapytał ciekawie.

Snape rzucił mu spojrzenie, którego Harry nie widział u niego już od jakiegoś czasu – spojrzenie oznajmiające, że chłopak nie popisał się inteligencją.

- Ależ są. Wierz mi, nie jest to zbyt prawdopodobne, by uczeń wypadł z sowiarni, czy też został wypchnięty. Wzmocnię jednak te ochrony. - Jego głos stał się niebezpiecznie jedwabisty. - A ty w zamian zrobisz coś dla mnie.

- Tak, nic nie powiem o moim śnie.

- Coś innego. Każdego wieczoru będziesz zażywał Prawdomówne Sny.

Gryfon zesztywniał.

- Mówiłeś, że nie eksperymentujesz na uczniach! Nie mogę brać tego eliksiru, kiedy śnią mi się prorocze sny!

- Śnią ci się paranoiczne wymysły – uciął Snape. - A jakaś część twojego umysłu nadaje im pozór proroczych snów, wytrącając cię z równowagi. I mnie również, skoro wdaję się w dyskusje na temat takich nonsensów, jak „rozwiążesz moją adopcję, a Draco zginie” - dodał szyderczo. - Powiedziałeś kiedyś, że masz już dość tych snów. To było rozsądne, więc postanowiłem, byś odtąd brał Prawdomówne Sny. Dzięki temu poradzisz sobie ze wszystkimi koszmarami i sprawa się zakończy.

- Wcale nie...

- Zrobisz, jak mówię – przerwał Snape groźnym tonem, rzucając synowi groźne spojrzenie. Po chwili odwrócił wzrok i dodał: - Uwarzenie eliksiru zajmie tydzień. Po tym czasie będziesz zażywał go co wieczór, chyba że zalecę inaczej. Rozumiemy się?

To było co najmniej dziwne. Zawsze, kiedy Harry potrzebował Prawdomównych Snów, Snape miał przygotowaną co najmniej jedną fiolkę; zabierał je nawet do Devon. Teraz jednak...

- Co się stało z twoim „Potter, czyżbyś uważał, że nie trzymam najniezbędniejszych eliksirów zawsze pod ręką”? - zapytał Harry, zaintrygowany, kiedy Snape zaczął się czerwienić. Mężczyzna zacisnął szczęki, jakby próbując odzyskać nad sobą kontrolę, i rumieniec przybladł. Gryfon był coraz bardziej zaciekawiony. - Tato? Coś nie tak?

- Poza twoim buntowniczym zachowaniem? - odrzekł Mistrz Eliksirów. - Nic.

Harry wyczuł od razu, że to miała być zmyłka. Albo raczej kłamstwo szyte grubymi nićmi. I czyż nie było zastanawiające, że Harry to zobaczył? Przecież Snape, w przeciwieństwie do Draco, był doskonałym kłamcą. Musiał być. Teraz jednak nie potrafił spojrzeć synowi w oczy. I ten tekst o buntowniczym zachowaniu... bardzo dziwny. Snape od dawna się tak do niego nie zwracał. Jeśli były problemy, to o nich rozmawiali.

Chłopak wiedział, że chodziło o eliksir.

- Czemu nie masz żadnych zapasów Prawdomównych Snów? - spytał miękko.

- To nie jest temat do dyskusji. Zostaw to.

Harry potrząsnął głową.

- Jamesowi też byś się tak sprzeciwiał? - rzucił nauczyciel takim tonem, jakby spodziewał się, że pytanie to zakończy całą rozmowę.

- Nie wiem. Nie miałem okazji poznać go bliżej, bym mógł się tego dowiedzieć – odrzekł Harry spokojnie. - Teraz jednak nie ma to znaczenia. Ty jesteś moim ojcem i chodzi tu o coś więcej, że się o mnie troszczysz. Musisz mi pozwolić zatroszczyć się o ciebie, a ty nawet nie chcesz mi powiedzieć, czemu skończył ci się głupi eliksir! Jak ja mam się czuć? Tato, pozwól mi być twoim synem.

- Nie do wiary, że warzenie eliksirów stało się tematem wywołującym taki niepokój – zakpił Snape i wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło. - Nie mam zapasu Prawdomównych Snów i tyle! A gdybym miał, to zażyłbyś je od razu?

- Ale dlaczego nie masz?

- Najwyraźniej dlatego, że przestałem go warzyć, ty żałosna, bezmózga namiastko ucznia!

- Dlaczego? - ryknął Harry. - Dlaczego, do cholery?

- Nie wrzeszcz na mnie, Potter! – zagroził nauczyciel i wskazał drżącą ręką na drzwi. - Zejdź mi z oczu, ale już! W tej chwili!

Te słowa spowodowały, że Gryfon zripostował sarkastycznie:

- Może jeszcze dodasz, że nie zasługuję, by być twoim synem? A jeśli to nie podziała, to co powiesz, żeby mnie stąd wygonić?

Mistrz Eliksirów wyglądał, jakby nagle zdał sobie sprawę, że sprawy zaszły już za daleko.

- Nie chcę się kłócić, Harry – oznajmił cicho, trąc dłonią zmęczone oczy. - Po prostu chcę być sam. Proszę, Harry. Idź do siebie.

- Nie.

- Co ty powiedziałeś?

- Nie – powtórzył chłopak opanowanym głosem. - Masz mi powiedzieć, co jest nie tak. Masz mi powiedzieć prawdę o eliksirze. - Kiedy Snape się nie odezwał, Harry kontynuował. - Proszę, Severusie. Proszę.

Kiedy Mistrz Eliksirów usłyszał swoje imię, wypowiedziane niemal błagalnym tonem, coś się z nim stało. Podniósł przewrócone krzesło, opadł na nie i spojrzał na syna oczami, które zdawały się być starsze o dziesiątki lat.

- Ja... - Odchrząknął i ciągnął dalej. - Harry, zawsze sądziłem, że potrzeba mi tylko, byś zwracał się do mnie z szacunkiem. Teraz jednak potrzebuję, byś mnie naprawdę szanował, a to chyba trudniejsze.

Chłopak próbował to sobie jakoś wyjaśnić, ale nie był w stanie.

- Nie wiem, o co ci chodzi...

Snape machnął ręką w nieokreślonym kierunku.

- Eliksir. Nie chciałem, żebyś wiedział. On źle na mnie wpływa. Moje postępowanie byłoby usprawiedliwione, gdybym nie był Mistrzem Eliksirów...

Gryfon nadal nic nie rozumiał, ale zaczynał mieć wrażenie, że wreszcie zmierzają w dobrym kierunku.

- Czy ty... eee... pomyliłeś się przy warzeniu? Wiesz, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Przecież nieraz widziałeś, jak na zajęciach robiłem o wiele gorsze rzeczy, Poza tym przecież pamiętam tamten raz, kiedy źle uwarzyłeś eliksir tojadowy.

- Uwarzyłbym Prawdomówne Sny nawet we śnie – zadrwił Snape, ale bez zbytniego zapału.

- No to o co chodzi?

Mężczyzna nagle wlepił wzrok w ścianę, jakby zobaczył tam coś bardzo interesującego.

- Nie masz pojęcia, jak długo go brałem, ani chyba tym bardziej co oznacza jego formuła. - Po chwili spojrzał z powrotem na syna. - Chyba ostatnio zauważyłeś, że nie jestem w najlepszym nastroju?

Delikatnie mówiąc.

- Czyli to nie Znak ci dokucza? - dopytywał Harry, nagle mając wrażenie, że przymusowa rezygnacja z udziału w wojnie dawała się jego ojcu we znaki bardziej, niż mogło się wydawać. Przecież to właśnie Snape dokuczał Syriuszowi, że ten tkwił bezczynnie w domu. - Więc chodzi o eliksir?

- Chodzi o brak eliksiru – oświadczył nauczyciel. - Przestałem go warzyć z premedytacją, żeby pozbyć się wszystkich zapasów. Ostatnio bowiem zdałem sobie sprawę, że jego przyjmowanie stało się u mnie... nawykiem. Właściwie stało się to w momencie, gdy pouczałem ciebie, byś za bardzo się nie uzależniał od eliksirów leczniczych. Zrozumiałem, że sam zażywałem Prawdomówne Sny już ponad rok bez przerwy. Jakiś czas było to oczywiście konieczne. Musiałem składać dokładne raporty Zakonowi o spotkaniach śmierciożerców. Kiedy przestało to być konieczne, zrezygnowałem z brania eliksiru. - Mężczyzna westchnął. - Zacząłem wtedy mieć takie koszmary o Samhain, że wziąłem go na nowo, i potem... - Snape przygarbił się na krześle. - Tak się do niego przyzwyczaiłem, że nie starałem się wcale tego zakończyć. Dopiero niedawno.

- Aha – mruknął Harry. - Więc cierpisz... - Nie powiedział „ od uzależnienia”, mimo że ojciec sam się do tego przyznał. To słowo brzmiało w uszach chłopaka zbyt osądzająco, choć wiedział, że nie powinno tak być. Snape jednak mówił, że chce jego szacunku. Harry zatem postanowił nie używać żadnych słów, które mogłyby zasugerować ojcu, że ten w jakikolwiek sposób stracił w jego oczach. - Więc cierpisz przez odstawienie, tak? - dokończył.

Mistrz Eliksirów kiwnął sztywno głową i wyprostował się.

- Krwawnica purpurowa. Jej nagłe odstawienie zadziałało na mój nastrój silniej, niż bym się spodziewał.

- Cieszę się, że mi powiedziałeś – odparł Harry, starając się przybrać możliwie najcieplejszy ton. Po chwili stwierdził, że niesprawiedliwie było domagać się od ojca, by przyznał się do pewnych rzeczy, skoro sam tego nie robił. Chłopak kontynuował: - Chciałem wiedzieć, co się z tobą dzieje. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie gniewałeś się o te książki, które zniszczyłem, tylko że nie chciałeś nic mówić. Ja... nawet poprosiłem Draco, żeby mi pożyczył pieniądze, bym mógł ci je odkupić. On jednak powiedział, że to nic nie pomoże.

Mistrz Eliksirów zerknął na syna sceptycznie.

- Naprawdę uważałeś, że to by pomogło?

- No wiesz... nakrzyczałeś na Neville'a, kiedy zniszczył swój podręcznik, i rzuciłeś nim przez całą klasę. Tak przynajmniej słyszałem. Pomyślałem sobie, że zareagowałeś tak dlatego, bo byłeś zły na szkody, jakie w twoim księgozbiorze wyrządził mój Lumos. - Harry skrzywił się lekko, ale dzielnie ciągnął dalej. - Ja... kiedy wychowywałem się u Dursleyów, nie miałem prawa dotykać ich książek. To przez moje, cytuję, „grube paluchy plamiące kartki”, czy jakoś tak. Oczywiście nikt się nie przejmował, kiedy to Dudley uwalał wszystko sosem czekoladowym. Wiem, że nie jesteś taki jak oni, ale źle się czułem z myślą, że zniszczyłem tyle twoich rzeczy. Chyba mam taki nawyk. Tak jak ty z eliksirem.

- Jeśli już o tym mówimy – dorzucił Snape – to uwarzę kolejną dawkę za tydzień, i zaczniesz go zażywać.

Nie, znowu...

- Może lepiej go nie rób – podpowiedział Harry. - No wiesz, pokusa.

- Chyba będę w stanie się opanować – odparł Mistrz Eliksirów sucho. - Objawy odstawienia, jak to określiłeś, znacząco zmalały. Tym niemniej jednak wydawało mi się prostsze nie mieć żadnych zapasów pod ręką. Za to ty teraz potrzebujesz eliksiru...

- Przecież to nie znaczy, że nie będę więcej śnił proroczych snów – zaoponował Harry. - Ten o rozwiązaniu adopcji mógł być proroczy. Właściwie jestem tego pewien, odkąd usłyszałem o Maści Na Problemy Skórne.

- Ja wiem, co jest najlepsze... - zaczął Snape, ale Gryfon mu przerwał.

- Tak, jak wiedziałeś, co było najlepsze w przypadku Rona?

Mistrz Eliksirów spojrzał na niego z ukosa.

- Jeśli chodzi o karę pana Weasleya, być może częściowo osiągnąłem co innego, niż zamierzałem – odrzekł dyplomatycznie. - Bez względu na to i tak byłem przekonany, że częste pobyty tutaj, nawet związane z przepisywaniem zdań, pomogą mu rozwinąć przydatną umiejętność dostrzegania rzeczy oczywistych.

- Wiem, że tak uważałeś – odrzekł Harry i pochylił się do przodu, zaglądając ojcu w oczy. - Ale nie miałeś racji. Bez obrazy, i bez urazy, ja cię naprawdę szanuję, ale wszystko, co osiągnąłeś, to doprowadzenie Rona do furii. A jak długo był wściekły, tak długo nie był w stanie zauważyć, że jest w tobie coś więcej niż to, co okazujesz na co dzień na zajęciach z eliksirów.

- Nie dostrzegam żadnego celu w tej analizie minionych wydarzeń – skomentował Snape. - Chyba, że chcesz, bym potwierdził, że wiesz więcej ode mnie? Szesnastolatek, który jest krynicą mądrości?

- Nie wiem więcej od ciebie – przyznał Harry – ale nie chcę, żebyś wmuszał we mnie eliksir.

- Przecież nie stosowałbym wobec ciebie przemocy, ty głupi dzieciaku – odparł nauczyciel ostro, choć ostatnie słowa nieco to złagodziły. - Sądzę, że twoje niepokojące sny będą się powtarzać. Eliksir by ci pomógł. Nie zamierzałem dopuścić, byś się do niego przyzwyczaił, jeśli o to ci chodziło.

- Wiem. Myślałem jednak o tym, co mówiłeś o wpływie eliksirów na prorocze sny. Chociaż ten o Draco nie był proroczy, ale przecież mogę mieć kolejne.

- Nie jesteś w stanie tego stwierdzić z całą pewnością.

- Nie – zgodził się Harry – ale zazwyczaj mam dobrą intuicję, pamiętasz?

- Mam wrażenie, że nigdy mi nie zapomnisz tych słów.

Harry uśmiechnął się lekko.

- Tato... chyba powinieneś powiedzieć Draco o eliksirze. On też zauważył twoje... zmiany nastroju. Nie martw się, że stracisz jego szacunek.

- Rozumiem. A teraz uważam, że pilnie potrzeba ci snu.

- Mhm. - Harry ziewnął, nagle tak zmęczony, że ledwo trzymał się na nogach. - Oddać ci skarpetki?

- Nie, Harry, po prostu idź się położyć. Dobranoc.

- Dobranoc – odpowiedział Gryfon. Brzmiało to o wiele lepiej niż poprzednie polecenie „Wynoś się”. Harry stwierdził, że udało im się pokłócić i potem pogodzić w przeciągu kilku tylko dni, co bardzo mu odpowiadało.

Snape machnął różdżką i drzwi od sypialni otworzyły się. Harry podreptał do siebie.

Kiedy już znalazł się w pokoju, zatrzymał się i obserwował Draco z daleka, żeby Ślizgon znowu nie wyczuł jego obecności. Harry nie potrafił przestać myśleć o swoim śnie. Powtarzał sobie, że wszystko będzie dobrze. Sen nie był proroczy, ale Snape i tak zabezpieczy sowiarnię. Poza tym Draco był chyba na tyle mądry, by nie opuszczać lochów...

- Znowu bawisz się w ghula? - mruknął Malfoy.

Wyglądało na to, że był czujniejszy, niż się Harry'emu wydawało. Gryfon orzekł, że musi o tym pamiętać, kiedy stanie ze swoimi nowymi współdomownikami twarzą w twarz.

- Myślę – odpowiedział.

- Severus pomógł ci ze snem?

- Mhm.

Harry opadł na łóżko i zakopał się pod kołdrą.

- To dobrze... - wymamrotał Draco i zasnął.

Gryfon po chwili też już spał.


***


Harry nie miał pojęcia, czy Snape rzeczywiście powiedział Draco o eliksirze. Jedno było pewne: przez następne kilka dni Malfoy nie wspominał ani słowem o zdenerwowaniu Snape'a. I bardzo dobrze. Harry nie wiedziałby, jak wszystko wyjaśnić, a poza tym to nie była jego sprawa.

Tego ranka Mistrz Eliksirów wrócił ze śniadania w Wielkiej Sali, lewitując za sobą kilkanaście paczek owiniętych w papier.

- Książki – wyjaśnił zwięźle, zerkając krzywo na syna. Rzucił na każdą paczkę zaklęcie ujawniające tytuły i odesłał jedną z nich do gabinetu. - Skoro mamy sobotę, możecie poukładać je na półkach. Po południu zaś udamy się do Devon.

Draco wyszczerzył zęby, a Harry stęknął boleśnie. Snape tymczasem wyszedł, mrucząc pod nosem coś o szlabanach.

Malfoy chciał rzucić na książki zaklęcie lewitujące, ale wokół kartonów zabłysło czerwone światło.

- Wygląda na to, że są zabezpieczone, przynajmniej niektóre.

Harry nie wiedział wcześniej, że książki można objąć takimi zaklęciami. W milczeniu sięgnął do kartonu i zaczął wyjmować tomy ze środka. Po chwili zorientował się, że jest jedynym, który to robi.

- To nie zrobi z ciebie skrzata, jak mi pomożesz – rzucił, kładąc na stole kilka ciężkich ksiąg oprawnych w czarną skórę.

Draco podniósł na kolegę wzrok sponad cienkiej książki, którą właśnie przeglądał.

- Co tam? A, rozumiem. Skoro nalegasz. - Zamiast jednak pomóc, zaczął się przyglądać grzbietom książek leżących już na stole. - Słuchaj, tak się zastanawiam, czy to jest jakiś test.

Harry posłał mu zaintrygowane spojrzenie.

- Żeby się przekonać, jak je poukładamy, kiedy nie dostaliśmy żadnych wskazówek. Severus pewnie chce zobaczyć, co wymyślimy.

Harry też się przyjrzał tytułom.

- W kolejności alfabetycznej czy tematycznie?

Draco rzucił mu chytry uśmieszek.

- Już wiem. Dla zabawy poukładamy je według wysokości. Najwyższe na dolnych półkach, a najniższe na górnych. - Kiedy Harry potrząsnął głową, Ślizgon nalegał. - Przecież wiesz, że nie ma to większego znaczenia. Jak Severus będzie chciał, to każdą z nich może przyzwać po tytule.

- Przecież mówiłeś, że są zabezpieczone.

- Ale nie przeciw Accio – wyjaśnił Malfoy z wyższością.

Harry musiał się zgodzić. Byłoby zabawne, zobaczyć wyraz twarzy nauczyciela na ten widok. To był niewinny żart, w porównaniu z wyśmiewaniem jego szamponu – a może raczej jego braku.

- Najgorsze, co może zrobić, to kazać nam je ułożyć od nowa – przekonywał go Draco. - Ale może będzie się śmiał. No... sądzę, że przydałoby mu się trochę śmiechu, nie?.

Gryfon posłał koledze ostre spojrzenie, ale nie wiedział, czy Malfoy mówi o odstawieniu przez Snape'a Prawdomównych Snów, czy o czymś innym. Mimo wszystko jednak rzeczywiście byłoby dobrze, gdyby jego ojciec miał się z czego pośmiać.

Harry skinął głową i odłożył na bok kilka najwyższych książek. Draco mu nie pomagał, ale Harry wcale się tego nie spodziewał. Ślizgon najpewniej uważał, że już zrobił swoje, kiedy wymyślił, jak książki mają być poukładane – nawet jeśli jego rozwiązanie było zwykłym żartem. Zanim jednak Harry zdążył mu to wypomnieć, zadzwonił magiczny dzwonek. Draco podszedł do drzwi i przeczytał nazwisko na pergaminie.

- Hermiona Granger. Pomyślałby kto, że powinna nam dać weekend wolny – sarknął Draco, ale kiedy otworzył dziewczynie drzwi, był jak najbardziej uprzejmy, i tylko to się dla Harry'ego liczyło.

Kiedy Hermiona ujrzała w całej okazałości scenę rozgrywającą się w salonie Snape'a, otworzyła szeroko oczy. Harry odgadł, jakie będą jej pierwsze słowa, zanim jeszcze je wypowiedziała.

- Och, jakie cudowne książki... - Dziewczyna padła na kolana i zaczęła je przeglądać, jęcząc z zachwytu. - Głównie eliksiry, kilka z obrony, a te wyglądają, jakby się nadawały do Działu Ksiąg Zakazanych... - Spojrzała na Harry'ego, wzdychając z rozkoszą. - To chyba najlepsza część twojego pobytu tutaj. Zawsze podejrzewałam, że Snape musi mieć fantastyczny księgozbiór. Czy on kupuje książki regularnie? Cały czas dostaje nowe?

Gryfon pokręcił głową, zadowolony, że wreszcie odbywają normalną rozmowę. Może powinien pomyśleć już wcześniej o zwróceniu jej uwagi na książki.

- Trzeba było zastąpić tamte, które zostały zniszczone – wytłumaczył – Draco ci o tym opowiadał, pamiętasz?

Hermiona zerknęła na Malfoya, który siedział przy stole i czytał tę samą cienką książeczkę, co wcześnie. Harry wytężył wzrok i był zadowolony, że nawet z takiej odległości był w stanie przeczytać tak małą czcionkę. Tytuł głosił: „Krew jest gęstsza niż eliksir”. Chłopak był ciekaw, co mogła zawierać ta książeczka i dlaczego Malfoy był nią tak bardzo zainteresowany.

Podnosząc kilka cienkich zeszytów traktujących o zastosowaniu i właściwościach różnych nasion (przydałyby mu się wcześniej, gdy odgadywał znaczenia życzenia, które dostał od Gryfonów), Harry sięgnął do najwyższej półki – i wtedy to się stało.

Hermiona zerknęła w górę, najwyraźniej chcąc zadać jakieś pytanie na temat księgozbioru Snape'a, i w tym samym momencie rękaw Harry'ego obsunął się w dół, odsłaniając całe przedramię, na którym widniał potężny granatowo-żółty siniak.

Hermiona aż się zakrztusiła, a Harry pomyślał sobie: „No tak, trzeba było pozwolić Snape'owi to wyleczyć”. Chłopak jednak pragnął, żeby ojciec też go szanował i nie uważał za mazgaja. Ten konkretny siniak był w miejscu, którego Harry zazwyczaj nie odsłaniał, i nikt go nie widział... za wyjątkiem Hermiony.

Harry szybko szarpnął za rękaw i zakrył siniak. Draco w tym samym momencie wyczuł napięcie wiszące w powietrzu i podniósł wzrok znad książki, przyglądając się im uważnie.

- Harry... - odezwała się Hermiona.

Chłopak znał doskonale ten ton. Oznaczał on, że Hermiona miała już dość kłamstw i wykrętów i nie zamierzała dłużej milczeć. Oznaczał on, że Hermiona postanowiła coś zrobić, najprawdopodobniej powiedzieć komuś, że Snape go bił. Na Merlina! A może pomyślała sobie, że to Draco był sprawcą przemocy, a Mistrz Eliksirów nie robił nic, by go powstrzymać. Jedno było pewne – Hermiona planowała poinformować o tym Dumbledore'a, a może i Czarodziejską Służbę Rodzinie. Ta okropna magourzędniczka pojawi się tu znowu i każe Severusowi podpisać papiery rozwiązujące adopcję. Harry widział już to wszystko oczami wyobraźni.

Równie dobrze mogę jej powiedzieć – postanowił Harry. - Severus będzie musiał jakoś się z tym pogodzić. Nawet jeśli się dowie, to nie spowoduje to żadnych problemów. Hermiona potrafi dochować tajemnicy, tak samo jak Ron.

- Widzisz, chodzi o to - powiedział szybko, nie dopuszczając jej do głosu – że bardzo się starałem, by wróciła moja magia...

- ...i postanowił, że spróbuje polatać na miotle – wszedł mu w słowo Draco. Srebrzyste oczy Ślizgona rozbłysły groźnie, dając Gryfonowi do zrozumienia, że jeśli się nie zamknie, to Draco go do tego zmusi. - I to na mojej miotle. Gdyby mnie tylko zapytał, to bym mu powiedział, że od samego początku była zaczarowana tak, by zrzucić każdego poza mną. Tak to jest, jak się mieszka w Slytherinie – wyjaśnił niefrasobliwym tonem, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie.

Hermiona spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Cóż, nic dziwnego. Draco nie należał do elity kłamców, a na dodatek jego głos brzmiał tak wrogo, że cała wypowiedź robiła podejrzane wrażenie. Może Hermiona pomyślała sobie, że Draco był wściekły, że Harry dotknął jego miotły bez pozwolenia? Harry oczywiście wiedział, o co chodzi. Ślizgon zdenerwował się, bo Harry o mało co nie zdradził prawdy o swojej magii.

- Spadłeś z miotły – rzekła Hermiona matowym, obojętnym głosem, jakby sam pomysł był tak idiotyczny, że trudno jej było wypowiedzieć te słowa. - A gdzie to było, tutaj, w salonie?

Draco roześmiał się i zabrzmiało to tak sztucznie, że Harry z trudem się powstrzymał, by się nie skrzywić.

- No wiesz, Severus czasami nas wypuszcza. Nie zauważyłaś ostatnio, że czasami jak przychodzisz, to nie ma nas w domu?

Hermiona kiwnęła powoli głową, wciąż patrząc na nich podejrzliwie.

- A dokąd chodzicie? - zapytała z naciskiem.

- To akurat jest tajemnica – wyjaśnił Malfoy. - Przykro mi, ale mamy tutaj małą paranoję na punkcie bezpieczeństwa Harry'ego. Chyba nie będziesz się temu sprzeciwiać.

Hermiona nadal nie wyglądała na przekonaną, więc Harry spróbował z innej beczki.

- Posłuchaj, wiem, że ten siniak okropnie wygląda, ale zrozum, że...

- Potter, przestań gadać – warknął Ślizgon.

- Chciałem tylko powiedzieć, że...

- Jeśli masz coś do powiedzenia, to powinna to być tylko jedna rzecz – burknął Draco. - Że już nigdy nie będziesz próbował podkradać się do mojej miotły!

Harry wiedział już, że była to rozmowa, która powinna odbyć się bez świadków. Wszystko to wyglądało zbyt paskudnie. Dlatego zakpił, przewracając oczami:

- Nie tknę twojej nędznej miotły nawet kijem. Wiesz, niektórzy z nas mają Błyskawicę.

- A dlaczegóż to nie wziąłeś swojej Błyskawicy, jeśli chciałeś spróbować polatać? - zapytała Hermiona słodko. - Harry?

- Miotła Draco była poręczniejsza – wytłumaczył Harry i zadowolony, że może ujawnić przynajmniej część prawdy, dodał: - Bierze ją czasami ze sobą, kiedy wychodzimy z lochów.

- Rozumiem – odparła Gryfonka tonem, który jasno pokazywał, że nie uwierzyła w ich wyjaśnienia, i że miała na ten temat o wiele więcej do powiedzenia.



KONIEC ROZDZIAŁU 62.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ: CZARODZIEJSKA SŁUŻBA RODZINIE


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rok jak żaden innyB
Rok jak żaden innyE
Rok jak żaden inny8
Rok jak żaden innyS
Rok jak żaden innyC
Rok jak żaden inny`
Rok jak Żaden inny 29
Rok jak żaden innyQ
Rok jak żaden inny7
Rok jak żaden innyd ie
Rok jak zaden inny3
Rok jak żaden innyF
Rok jak żaden innyR
Rok jak żaden innyp
Rok jak zaden inny1
Rok jak żaden inny5
Rok jak żaden innyc
Rok jak żaden innyi
Rok jak żaden innyY