ROZDZIAŁ 31: LIST DO SURREY
- No, ekstra się bawiłem – skomentował Harry, gdy było już po wszystkim. - Po prostu uwielbiam, gdy dwóch Ślizgonów trzyma mnie i wylewa ohydną lepką maź na moje oczy, tak, że oblewam się zimnym potem.
- Jak chcesz czar odświeżający, wystarczy poprosić – odparł Draco.
- Nie poproszę cię nawet żebyś mi powiedział, która jest godzina...
- Za późno!
Chłodne powietrze owionęło Harry'ego, łaskocząc go po całym ciele - nawet w uszach. Jego piżama była teraz zupełnie sucha i zniknął z niej zapach potu. Niezły czar, lepszy niż większość tych, które Gryfon znał, ale wcale nie poprawił jego samopoczucia.
Zanim chłopak rzucił jakąś ciętą ripostę, wtrącił się Snape.
- Przestańcie natychmiast. Mamy ważniejsze zmartwienia niż głupia rywalizacja! Harry, mrugnij kilka razy. Lumos.
Świat powoli wyłonił się z niebytu.
- O rany, to absolutnie szalone... - odetchnął głęboko Harry. - Zupełnie jak... eee...
- Jak co, Harry? - naciskał Snape. - Co widzisz?
Gryfon zawahał się, zanim odpowiedział.
- Cóż, widzę więcej niż przedtem, ale słabo. Wszystko jest rozmazane, ale w inny sposób, niż kiedy patrzyłem na rzeczy bez okularów. Raczej jakby kolory się mieszały, a wokół każdej rzeczy jest świetlista aureola. I wszystko jakby, nie wiem, prawie wibrowało...
- Zupełnie jakby się naćpał mugolskimi narkotykami – uzupełnił Draco. - Niech mi pan wierzy, właśnie to chciał powiedzieć.
- Och, Harry – Snape brzmiał jakby go to rozbawiło, ale był też zatroskany. - To niemądre. Zwłaszcza po tym, co ci się ostatnio przydarzyło. Tym niemniej... porozmawiamy o tym później.
- A co mu się ostatnio przydarzyło? - zainteresował się Draco dość nieuprzejmie.
- Nie twój pieprzony interes! - krzyknął Harry, potrząsając pięścią w stronę Malfoya, którego niewyraźna postać była zbyt blisko, jak na jego gust. Ślizgon nie wydawał się tym przejęty.
- Nieważne. Ale co do mugolskich narkotyków, trzymaj się od nich z dala. Magia daje lepszego kopa.
- To czemu próbowałeś mugolskich? - zakpił Gryfon.
- Tak jakoś wyszło. A ty czemu?
Kiedy Harry się nie odezwał, Snape tylko potrząsnął głową, rzucił Nox i schował różdżkę w swoich szatach.
- Może załóż okulary – zasugerował, nakładając je ostrożnie Harry'emu na twarz. Jak ten sobie przypomniał, Snape zdjął mu je przed torturami podczas Samhain i najwidoczniej trzymał przy sobie przez cały czas. - Lepiej?
- Wcale. Tylko oczy mnie zaczęły boleć.
Chłopak ściągnął szkła i położył je na nocnym stoliku. Zamglona postać Draco zgrabnie podjęła inny leżący tam przedmiot.
- Kwiaty, Potter? Ooo, od Halseya Kiersage. Niezły czar przedłużający trwałość.
- Przestań wścibiać nos w moje osobiste sprawy!
- Jasne – odparł Ślizgon i upuścił wazon.
- Draco! - wykrzyknął Mistrz Eliksirów. - Rozmawialiśmy o tym!
- O tym, żeby nie tłukł prezentów od moich przyjaciół? - wybuchnął Harry. - Czy nie jest już na to za duży? A rozmawiał pan z nim o tym, żeby nie próbował doprowadzać do śmierci ulubionych zwierzaków innych ludzi? A o tym, żeby nie kradł rzeczy, na które natknie się w pokoju wspólnym Slytherinu, albo...
- Rozmawialiśmy o kontroli impulsów – przerwał Snape, kładąc silny nacisk na ostatnie dwa słowa i wpatrując się w Draco znacząco. - I cóż?
- Och, jasne – wycedził chłopak. - Vasula reparo. Floreuesco. Wingardium Leviosa. Widzisz, są jak nowe. Nawet wzmocniłem ich uroczy kwietny aromat.
Wazon stanął z powrotem na nocnym stoliku, a Harry zdecydował, że najlepiej będzie traktować Malfoya jak powietrze.
- Profesorze, jak pan myśli, co się dzieje z moimi oczami? Czemu mnie bolą, kiedy zakładam okulary?
- Podejrzewam, że pod wpływem Eliksiru twoje oczy powracają do stanu, w jakim powinny być – stwierdził Snape. - Być może nie będziesz już musiał nosić szkieł.
- Żałuję, że musiałem mieć prawie wydłubane oczy, żeby do tego doszło.
- Domyślam się. Zmieniając temat, to mam parę mikstur do uwarzenia. Potrzebujesz czegoś jeszcze, Harry?
- Pewnie. Potrzebuję z panem porozmawiać. Sam na sam, profesorze.
- Zjemy razem kolację – obiecał Snape. - Coś jeszcze?
- Niech go pan ze sobą zabierze i przyśle Hermionę. Chcę napisać list, i o ile widzę pergamin bez problemu, nie sądzę, żebym był w stanie napisać choć słowo.
- Draco się ucieszy, że może ci się na coś przydać – oznajmił Snape gładko. - Mam rację?
- Absolutną, profesorze – odrzekł Ślizgon, jak gdyby pomagał Harry'emu już tysiące razy.
- Harry? - głos Snape'a stracił nieco ze swojej gładkości, kiedy ten zwrócił się do Gryfona. - Czy zgadzasz się na to?
Zabawne, że w ogóle zapytał, cholerny tyran. Przecież chwilę wcześniej narzucił Harry'emu towarzystwo Malfoya. Jednak Gryfon nagle zorientował się, że owszem, zgadza się na to. Aczkolwiek z innych powodów, niż Snape by sobie życzył.
Wszak można było utrzeć nosa Draco Malfoyowi, zamiast go ignorować.
- No dobra – zrzędził Harry, udając niechęć. Snape był przebiegły i mógł nie dać się łatwo zwieść. - Lecz musi pan obiecać, że zabierze pan Slytherinowi punkty, jeśli Malfoy nie wyjdzie, kiedy mu każę. Powiedzmy, sto punktów.
- Pan Potter stawia twarde warunki – zauważył Snape, jak gdyby... zadowolony. Harry prawie parsknął, bo domyślał się toku rozumowania nauczyciela. Warunki, jakie postawił, same w sobie były bardzo ślizgońskie. - Czy pan się na nie zgadza, panie Malfoy?
- Oczywiście – odparł Draco swoim tonem jestem-o-niebo-świętszy-od-samego-Boga. Zdaniem Harry'ego pasowałoby to do anielskiej aparycji chłopaka, gdyby nie krył się pod nią prawdziwy diabeł. - Jednakże ze względu na dobro Slytherinu chciałbym zauważyć, że będzie pan miał tylko słowo Pottera, że wyszedłem, kiedy mnie poprosił. Czy nie byłoby dobrze wziąć panią Pomfrey na świadka?
- Myślę, że możemy zaufać słowu Gryfona – wycedził Snape. - Nawet jeśli nie jest nim w stu procentach.
- Nie w stu procentach? - Draco pojął znaczenie, ale nie implikacje. - Na drugie ma praktycznie Godryk! Co pan miał na myśli?
- Harry wie, co. Zatem wszystko ustalone?
- Ustalone – odpowiedzieli chłopcy chórem.
Harry odczekał, aż umilkły kroki Snape'a, zanim syknął złośliwie:
- No, ustalone. Masz pióro i pergamin? Zaczynamy.
Rzecz jasna nie miał zamiaru nigdy wysyłać tego listu. Chciał go tylko napisać, a raczej chciał, żeby to Draco go napisał. Dudley nigdy nie przeczyta nawet słowa, które napisze Malfoy, ale Ślizgon nie musiał o tym wiedzieć. Co do prawdziwych listów, Harry zamierzał skorzystać z pomocy Hermiony. Tak, potrzebował napisać dwa listy, do Dudleya i Remusa, ale to nie był Malfoya interes.
Za to ten list...
Harry uśmiechnął się szeroko.
***
- Drogi Dudleyu – wyrecytował Harry, usadowiony wygodnie na poduszkach, które Draco poprawił na jego polecenie. Pięć razy, póki nie ułożyły się idealnie.
Ślizgon zaczął notować, z pewnością tym swoim niezwykle eleganckim, pełnym zawijasów charakterem, którym zawsze pisał wypracowania. Praktycznie kaligrafował i zabierało to sporo czasu i wysiłku, ale Harry nie robił z tego problemu. Chciał, żeby Malfoy jak najdokładniej przyswoił sobie każde słowo.
- Kim jest Dudley? - spytał Draco, kiedy skończył pisać.
- Moim kuzynem – wyjaśnił Harry, robiąc odpowiednio długie odstępy między zdaniami, żeby każdy fakt został należycie podkreślony. - Wychowywałem się z nim. Jego ojciec właśnie zginął. Zgadnij czemu? Zamordowali go śmierciożercy. Zgadnij czemu? Dałeś im mój adres.
Draco zamarł w pół ruchu, zaciskając szczęki.
- Nie mów, że nie wiedziałeś że jesteś już mordercą? - ciągnął Harry jadowicie. - Tak, jego ojciec, a mój wuj. Zginął praktycznie z twojej ręki! Nie żebyś się przejął, w końcu to tylko mugol. Ale ja mam tylko jednego kuzyna na świecie i jego ojciec właśnie zginął okropną, przerażającą śmiercią. Może teraz zrozumiesz, dlaczego nie czułem się zmuszony do podziękowań za to, że oddałeś mi kawałek drewna!
Pióro wyśliznęło się z bezwładnych palców Draco i spłynęło na podłogę.
- Dalej, podnieś to! - rozkazał Harry niecierpliwie, gdyż mógł już postrzegać ruch, nawet jeśli jego wzrok był tylko częściowo uleczony. - Myślałem, że chcesz mi pomóc. Czy to nie twoja nowa mantra? Mam mojemu kuzynowi coś więcej do powiedzenia niż tylko „Drogi Dudleyu”, więc ruszaj się! Chyba, że odechciało ci się mi pomagać?
- Kontynuuj – wymamrotał Ślizgon. - Accio pióro.
Skrobanie świadczyło o tym, że dokończył pisać wstęp.
Harry przez chwilę zbierał myśli, po czym zaczął dyktować zdanie po zdaniu, robiąc odpowiednio długie przerwy, żeby Draco nadążył.
- „Drogi Dudleyu! Tak bardzo, bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Nie wyobrażam sobie, jak musiałeś się czuć, kiedy stałeś na trawniku i patrzyłeś na czarny dym unoszący się z okien, wiedząc, że Twój Tata był uwięziony w środku. To musiało być potworne, kiedy zobaczyłeś, jak dom się zapadł. Pewnie wbrew logice miałeś nadzieję, że Twojemu Tacie udało się jakoś stamtąd wydostać, dopóki nie przyznałeś sam przed sobą, że on nie żyje, umarł i odszedł na zawsze... Dudleyu, serce mi się kraje, że musiałeś to wszystko oglądać. Najgorsze, że Twoja Mama umarła zaledwie trzy tygodnie temu...”
Draco zachłysnął się w tym momencie, porażony.
- Jego matka też? Naprawdę?
- Och, tak – odparł Harry miażdżącym głosem, mrużąc oczy, żeby wyraźniej widzieć rysy Malfoya. Bez sensu, bo i tak nie zobaczył nic poza zamgloną pobladłą twarzą otoczoną niewyraźną srebrno-złotą aureolą. Zupełnie jak anioł, tylko że Ślizgonowi daleko było do anioła. Musiał się dowiedzieć, co zrobił. On sam, nie jego ojciec.
- Teraz Dudley nie ma nikogo – rzucił Harry niemal beztrosko, doskonale wiedząc, że każde słowo było jak cios. - Nie zapominaj, że wiem, jak to jest, nie mieć rodziców. Myślisz o tym w każde święta, każde urodziny. Cholera, myślisz o tym każdego dnia.
Draco szczękał zębami.
- Czy ona... czy ją też... śmierciożercy?
- Była chora na białaczkę – odparł Harry ostro. Tego akurat nie musiał ukrywać, Voldemort i tak już wszystko wiedział. - To taka mugolska choroba. Nie chodziłem przez jakiś czas do szkoły, bo próbowałem jej pomóc, ale nie zadziałało. Umarła, a ja straciłem magię.
- Niby jak chciałeś jej pomóc? - zdziwił się Draco. - Nie umiemy leczyć chorób mugoli.
Harry milczał przez chwilę, wiedząc że i tak opowie prawdę. Miał jeszcze do powiedzenia sporo rzeczy, które miały dobić Ślizgona.
- Wbili we mnie taką wielką igłę, Malfoy, i pobrali ode mnie szpik kostny...
- Nie wierzę ci!
- Zapytaj Severusa – zadrwił Harry. - Bo to wszystko prawda. Według mugolskich lekarzy mój szpik miał sprawić, że jej własny zacznie działać prawidłowo. Czy coś w tym rodzaju. W każdym razie jej ciało odrzuciło przeszczep i umarła.
- Ale przecież ty się boisz igieł! - wykrzyknął Draco, upuszczając pergamin.
- Pewnie, że tak! Twój ojczulek wiedział, gdzie uderzyć, co? Wyciągnął to od mojego owdowiałego wuja, który niemal stracił zmysły z żalu, kiedy operacja zakończyła się tak tragicznie! Ale nic się nie stało, racja? Przynajmniej twój ojciec miał radochę, przypominając mi na okrągło, jakie to było paskudne, że próbowałem pomóc ciotce!
- Rzygać mi się chce – oznajmił Draco i brzmiał wyjątkowo wiarygodnie.
- I co z tego? – odpalił Harry. - Przestań skamleć i pisz: „Najgorsze, że Twoja Mama umarła zaledwie trzy tygodnie temu. Nie wiem, co Ci napisać, Dudley. Powiem jedno, choć nie wiem, czy to Ci pomoże. Kiedy byłem młodszy, najcięższe było dla mnie to, że nie wiedziałem, kogo obciążyć odpowiedzialnością za śmierć moich rodziców. Powiedziano mi, że zginęli w wypadku samochodowym...”
- W wypadku samochodowym? - powtórzył Draco. - W jakim wypadku? Przecież to była Avada Kedavra...
- Nie będę ci wyjaśniał każdego cholernego drobiazgu z mojej przeszłości, bo nigdy nie skończymy tego listu! Zamknij się i pisz! - warknął Harry i kontynuował: - „...w wypadku samochodowym. Nie znałem żadnych szczegółów. Wyobrażałem sobie ten wypadek. Fantazjowałem, że odnajduję jego sprawcę i gołymi rękami robię z niego miazgę. Myślałem, że skoro on zabrał mi wszystko, ja zrobię to samo w odwecie. Jednak nie mogłem tego dokonać, bo nie miałem pojęcia, z czyjej to było winy. Potem się dowiedziałem, że jestem czarodziejem...”
- Zmyślasz – przerwał Draco podniesionym głosem. - Nie wiedziałeś, że jesteś czarodziejem? Niby jak to możliwe?
- Każde słowo jest prawdą – wysyczał Harry. - Powiedziałem ci, zapytaj opiekuna swojego domu. On wie. A teraz dokończysz? Bo niewiele mi brakuje, żeby kazać ci wyjść! - Podniósł kciuk i palec wskazujący oddalone od siebie o milimetr i potrząsnął ręką przed twarzą Draco. Cieszył się, że widzi na tyle dobrze, by wiedzieć, gdzie celować.
Blondyn nie odezwał się słowem, przykładając pióro do pergaminu.
- „ Potem się dowiedziałem, że jestem czarodziejem, a moi rodzice nie zginęli w wypadku. Nagle cała moja nienawiść i złość znalazły ujście. Moich rodziców zamordował inny czarodziej, i dowiedziałem się, kto. Teraz, kiedy mam ochotę walić głową w mur, mogę go sobie wyobrazić, i czekać. Pewnie nie rozumiesz, co to ma z Tobą wspólnego, ale zaraz zobaczysz. Jak pewnie pamiętasz z naszej rozmowy przez telefon, nikt nie jest winny śmierci ciotki Petunii...”
Draco się zakrztusił, najpewniej dlatego, że wyobraził sobie czarodzieja rozmawiającego przez telefon. A może w ogóle nie miał pojęcia, co to takiego.
- „...nikt nie jest winny śmierci ciotki Petunii, ale z Twoim Tatą to inna sprawa. Zginął z winy pewnej osoby, i zdradzę Ci, kim ona jest. To Draco Malfoy. Kiedyś w klasie dowiedział się przez przypadek, gdzie mieszkam. Bóg wie dlaczego, ale gówniarz pomyślał sobie, że zabawnie będzie przekazać tę informację swojemu ojcu. To taki typ, bezmyślny, okrutny, zły. Po prostu chory. Widzisz, on wiedział od dawna, jaki jest największy życiowy cel jego ojca. Ten cel to podlizanie się jego szefowi (tak się składa, że jest nim czarnoksiężnik, który zabił moich rodziców). Ponieważ ten czarnoksiężnik mnie też chce zabić, osoba, która mu mnie wyda, wkradnie się w jego łaski. Draco podał swojemu ojcu Twój adres, a kiedy jego ojciec wydobył z wuja Vernona wszystko, co chciał wiedzieć na mój temat... cóż, wiesz, jak to się skończyło. To wszystko wina Draco. To przez niego już nigdy nie spróbujesz tego pysznego sosu, jaki Twój Tata podawał do steku. Wiem, że zawsze kiedy będziesz jadł stek, Tata będzie Ci się przypominał. Będziesz za Nim tęsknił przez resztę swojego życia, i zastanawiał się, czemu tak musiało być. Teraz już wiesz, na kogo skierować swoją nienawiść i złość. To pomaga, wierz mi.”
Draco zachłystywał się praktycznie za każdym oddechem, a jego dłoń drżała, jakby podpisywał na siebie wyrok. Harry przymknął oczy i wsłuchiwał się w skrobanie pióra, czekając aż Ślizgon dokończy. Następnie ciągnął lodowatym tonem:
- „Pomyślałem sobie, że opiszę Ci, jak Draco Malfoy wygląda w moich oczach. Będziesz mógł go sobie wyobrazić. Wierz mi, że jest tak niesympatyczną osobą, iż wolałbym unikać patrzenia na niego, o ile mogę. Przechodząc do sedna, Malfoy jest wysoki i chudy. Skórę ma tak białą, że mógłbyś go wziąć za jakiegoś ghula trupojada, który nigdy nie wyłazi spod ziemi. Włosy ma jasnoblond, i zajmuje się tylko nimi. To chyba jego główne zainteresowanie, co powinno Ci wyjaśnić, jak mógł zrobić to, co zrobił. Chcę powiedzieć, że nie obchodzi go nikt i nic poza jedną osobą, a tą osobą jest on sam. Ma srebrzyste oczy, niebrzydkie same w sobie, gdyby nie to, że zawsze są pełne nienawiści. Widzisz, oto czym on jest. Nienawiścią. Pochodzi z tak zwanej czystokrwistej rodziny, co oznacza, że ma się za lepszego od wszystkich innych. Nienawidzi mugoli (zwykłych ludzi, takich jak Ty), a także czarodziejów, którzy mają mugolskich rodziców. Nienawidzi nawet czarodziejów, którzy pochodzą od mugoli w dalszej linii (jak ja). Nienawiść, nienawiść, nienawiść. Mówię Ci, to jego drugie imię. A teraz coś jeszcze lepszego. Draco ma bliskiego przyjaciela o imieniu Severus. Jest to wykształcony i inteligentny czarodziej, naprawdę godny szacunku. I to właśnie Severus niedawno mi powiedział, że przeprowadził gruntowne badania nad pochodzeniem czarodziejów i odkrył, iż wszyscy czarodzieje mają mugolskich przodków, nawet Draco. Zatem jeśli kołacze się w nim jeszcze jakaś resztka uczciwości, w co wątpię, to powinien zacząć nienawidzić sam siebie. Mała szansa. Najprawdopodobniej postanowi zamiast tego nienawidzić Severusa. W sumie to nieważne, czy Draco nienawidzi sam siebie. Założę się, że Ty go nienawidzisz z taką siłą, że to wystarczy. Jestem tego pewien. Ja go też nienawidzę z całego serca. Ty by było na tyle, jeśli chodzi o tego wrednego dupka. Mam nadzieję, Dudleyu, że niebawem się zobaczymy, i wtedy postanowimy, co dalej robić. Pozdrawiam, Harry.”
Draco pisał jeszcze dłuższą chwilę, a potem zapytał tylko:
- Co mam powiedzieć sowie?
Jego głos był głuchy.
- Sam to wyślę – poinformował go Harry. - Daj mi kartki. Muszę się upewnić, że naprawdę to napisałeś.
Odczekał, aż pergamin znalazł się w jego rękach, a potem dodał:
- To już wszystko. Wyjdź.
Draco brzmiał, jakby coś utkwiło mu w gardle, kiedy wykrztusił:
- Posłuchaj, Potter, ja...
- Wynocha! - ryknął Harry. - Sto punktów, pamiętasz? WYJDŹ!
- Punktów? - zachłysnął się Draco. - Na jaja Merlina, myślisz, że mnie obchodzą punkty?
- Wynocha – wycedził Harry niskim głosem pełnym determinacji i groźby. - Spieprzaj do diabła, albo zawołam Severusa i wyjaśnisz mu, czemu nie jesteś godzien zaufania i czemu nie raczysz dotrzymywać obietnic. A teraz WYNOŚ SIĘ!
I Draco wreszcie wyszedł.
***
Harry chciał użyć zaczarowanego pióra, żeby przekonać się, czy Draco rzeczywiście wszystko spisał, ale wróciła pani Pomfrey. Lepiej, żeby akurat ona nie usłyszała, o czym był list.
Cóż, stwierdził Harry, może to dobry moment, żeby spróbować samemu rzucić jakieś małe zaklęcie.
Wyciągnął różdżkę spod poduszki – trzymałby ją w kieszeni, gdyby piżama je miała – zatoczył nią łuk, skupił się i rzucił Silencio... ale magia nie popłynęła. Nadal czuł ją w sobie i to był już jakiś postęp. Nie miał jednak pojęcia, jak skierować jej strumień przez różdżkę. Umiał tylko uwolnić ją w postaci tych niekontrolowanych napadów. Nie było z tego większego pożytku, a poza tym nie chodziło przecież o wybicie okien. Pragnął tylko zobaczyć Snape'a.
Wetknął różdżkę z powrotem pod poduszkę razem z listem i rozejrzał się po otoczeniu, próbując zidentyfikować sprzęty i przedmioty. To było doprawdy nudne, a przy tym zmęczyły mu się oczy. Nie trwało długo, zanim powieki zaczęły mu opadać i zapadł w przyjemną drzemkę.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: CIEMNE MOCE
-----------------------------------------------------------------
"Bóg stworzył kota, żeby człowiek mógł głaskać tygrysa".
Victor Hugo