ROZDZIAŁ 43: SPRAWY RODZINNE
Harry przeciągnął się na łóżku i otworzył oczy. Z pewną konsternacją spostrzegł, że znajduje się w nieznanym miejscu. Wtedy wszystko sobie przypomniał. Koszmar o Darswaithe'u, rozmowa ze Snape'em.
Prawdomówne Sny.
Chłopak usiadł i stwierdził, że jest sam. Zanim jednak zdążył sięgnąć po swoje ubrania, schludnie poukładane na stojącym obok krześle, przez otwarte drzwi wszedł do środka Snape i zaczął mu się przyglądać.
- Jak minęła noc?
- A, w porządku.
Mężczyzna usiadł obok niego i uniósł brwi. Odezwał się stanowczym tonem:
- Czy mógłbym prosić o bardziej szczegółową odpowiedź? Nie będę mógł zaaplikować ci tego eliksiru ponownie, dopóki nie dowiem się, jak konkretnie na ciebie działa. Aczkolwiek można stwierdzić z całą pewnością, że nie masz alergii na krwawnicę. - Na ustach Snape'a zaigrał drwiący uśmieszek. - Gdybyś miał, na twojej skórze wykwitłyby już zielonkawe pęcherze.
- Mógł mnie pan przed tym ostrzec – mruknął Harry i ziewnął, po czym kontynuował. - Mówił pan, że eliksir... eee, tłumi emocje, ale to nie było do końca tak. On tylko tłumi negatywne emocje. Miałem najpierw kilka bardzo fajnych snów i wcale nie czułem się od nich zdystansowany. - Na te słowa nauczyciel zrobił zaskoczoną minę i Gryfon poczuł się zbity z tropu. - Nie wiedział pan, że to tak działa?
Wtedy nagle Harry zdał sobie z czegoś sprawę - i to było okropne.
- Nigdy nie śnił pan o żadnych przyjemnych wspomnieniach? - Przerwał na chwilę, bo nasunęła mu się oczywista, choć straszna myśl. - Nie ma pan w ogóle przyjemnych wspomnień?
- Nie użalaj sie nade mną – burknął Snape, nie udzielając odpowiedzi na pytanie, chociaż i tak zdradził w ten sposób aż nazbyt wiele.
Snape jest skryty - przypomniał sobie Harry swoje słowa w rozmowie z Darswaithe'em. Snape wolałby, żebym się zamknął. Ale chłopak mówił dalej.
- Przecież to niemożliwe – zaczął niepewnie. - Musiało się panu przydarzyć coś dobrego w życiu.
Mistrz Eliksirów posłał mu nieodgadnione spojrzenie.
- Przypominam sobie, że czułem się nieprawdopodobnie dumny i szczęśliwy, kiedy otrzymałem Mroczny Znak – powiedział chłodnym głosem i dodał kpiąco: - Czy tego rodzaju wspomnienie miałeś na myśli?
- A co z tym, że miał pan na tyle siły i odwagi, by to wszystko zostawić?
- Wtedy – warknął Snape ostro – byłem już kompletnie złamany.
Harry zamknął oczy, by nie widzieć niemego zarzutu wypisanego na twarzy mężczyzny. Wiedział od samego początku, że powinien posłuchać intuicji i nie poruszać tego tematu.
- Bardzo mi przykro, proszę pana.
Mistrz Eliksirów milczał przez chwilę.
- Powiedziałeś, że najpierw miałeś przyjemne sny – odezwał się wreszcie tonem już spokojniejszym. - Czy słusznie mi się wydaje, że miałeś też koszmary?
- Tak – odparł Gryfon, próbując sobie przypomnieć. - Kilka. Eliksir sprawił, że łatwiej było je znieść. Znaczy, kiedy wczoraj Draco mnie obudził, to przez chwilę myślałem, że zwrócę. Teraz zaś czuję się dobrze, nawet jeśli przypominam sobie wszystko bardzo dokładnie. - Chłopak zmarszczył brwi. - Pomówmy o szczegółach. Ten eliksir musiał być naprawdę użyteczny przy składaniu relacji Zakonowi.
- Samhain? - zapytał Snape napiętym głosem.
- Nie, tylko Dursleyowie – odrzekł Harry, krzywiąc się. - Paskudne kwiatki. Ale niech się pan nie martwi, nic mi nie jest. O której przychodzi Thistlethorne?
- O dziesiątej. - Mistrz Eliksirów posłał uczniowi sarkastyczny półuśmiech. - Musiałem znów odwołać zajęcia. Gdyby twoi koledzy znali powód, po raz kolejny stałbyś się ich bohaterem.
- Ale dobrze, że nie wiedzą – westchnął Gryfon. - Mam już dość tego wynoszenia mnie na piedestał... - Chłopak zdał sobie nagle sprawę z tego, co powiedział, i szybko wyjaśnił: - Nie chodzi mi o to, że chcę to zachować w tajemnicy, proszę pana.
Snape jednak nie wydawał się być jakoś szczególnie poruszony tą kwestią.
- Tobie pozostawiam decyzję kiedy, komu i jak to powiesz. Grono pedagogiczne będzie poinformowane od razu, rzecz jasna. - Harry kiwnął głową, a nauczyciel kontynuował. - Z tego, co zrozumiałem, magourzędniczka będzie rozmawiać najpierw ze mną. Dokończymy mój wywiad, który, jak wiesz, dość gwałtownie przerwano. Po lunchu będzie rozmawiała z tobą.
- Z nami – poprawił Harry.
- Nie sądzę, by było to wykonalne.
- No, lepiej, żeby było... - zaczął Gryfon, ale Snape mu przerwał.
- Przyszło mi na myśl rozwiązanie, jak sądzę, zadowalające. - Mężczyzna zamilkł na chwilę. - Nie zgodziłbyś się, żeby Lupin uczestniczył w twoim wywiadzie?
- Remus? - Harry zastanawiał się nad tym dobrą chwilę. Właściwie wolał, by był to Snape, aczkolwiek Remus z pewnością również by go obronił, gdyby Thistlethorne coś kombinowała. Wydawało się to jednak nieprawdopodobne. Pewnie przez ten koszmar wszystkie nowe okoliczności sprawiały wrażenie ewentualnego zagrożenia. Z drugiej strony trudno mu było zrezygnować z okazji zobaczenia się z byłym nauczycielem obrony. - No dobra – zgodził się.
- W takim razie zafiuka do nas przed lunchem – oświadczył Snape.
***
Tego ranka Harry czuł się bardzo dziwnie w obecności Draco. Chłopcy odrabiali lekcje i Gryfon zastanawiał się nad tym, że koledze raczej nie mogła umknąć jego nieobecność w nocy. Harry poszedł „porozmawiać” ze Snape'em i koniec końców spał u niego aż do rana, podczas gdy Ślizgon nie dostał nigdy zezwolenia nawet na przestąpienie przez próg. Jeśli Draco był już wcześniej zazdrosny o adopcję, to teraz chyba musiało mu się robić niedobrze na samą myśl o niej, czyż nie?
Jak się okazało, obawy Harry'ego nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.
Najpierw Malfoy zademonstrował mu kilka przykładów zaawansowanej transmutacji. Potem Harry próbował rzucać zaklęcia i zastanawiał się przy tym, jak Draco może być tak anielsko cierpliwy, towarzysząc mu dzień po dniu przy nieskutecznych próbach przywrócenia kontroli nad jego magiczną mocą.
Kilka minut przed południem w kominku ukazał się Remus Lupin.
- Cześć, Harry, Dudley... panie Malfoy – przywitał się z chłopcami siedzącymi w salonie.
- Witam, profesorze Lupin – odparł Draco, którego ton od razu stał się lodowaty.
- Remus! - wykrzyknął Harry i zeskoczył z krzesła, niemal je przewracając. - Tak się za tobą tęskniłem! No chodź, chodź. Siadaj. Co u ciebie?
- To chyba raczej ja powinienem cię o to zapytać – zauważył Lupin łagodnie. W jego głosie dźwięczała nutka rozbawienia i zadowolenia. - Wyglądasz doprawdy wspaniale.
- No wiesz, to profesor Snape i jego eliksiry – odparł Gryfon ze wzruszeniem ramion i wyszczerzył zęby. Po chwili jego uśmiech zbladł. - Eee... powiedział ci, dlaczego cię tutaj zaprasza?
- Potrzebowałeś dorosłej osoby czuwającej nad tobą podczas rozmowy na temat adopcji ze względu na to, że poprzedni wywiad zakończył się, że tak powiem, fiaskiem – odrzekł Remus i odchrząknął. - Harry, jesteś pewien, że wiesz, co robisz?
- Sam przecież powiedziałeś, że to dobrze, że między nami układa się coraz lepiej.
- Zawsze dobrze jest mieć z ludźmi przyjazne stosunki – stwierdził Remus, zerkając na Malfoya. - Ale... adopcja?
- Jeśli nie odpowiada ci ten pomysł, to może nie powinieneś uczestniczyć w mojej rozmowie - odparł Gryfon odważnie. Nie chciał wprawdzie ranić uczuć Lupina, ale z drugiej strony wolał nie dawać magourzędniczce żadnych powodów do odmownego rozpatrzenia prośby o adopcję.
- Nie chodzi o to, że mi nie odpowiada – zaznaczył Lupin. - To po prostu... zaskakujące.
- Zabawne. A mnie się wydawało, że cały Za... znaczy, że cała stara ekipa już się o tym dowiedziała.
Starszy czarodziej pokręcił głową, podczas gdy Draco zgrzytnął zębami.
- Potter, możesz mówić: Zakon. Możesz nawet powiedzieć: Zakon Feniksa. Myślisz, że o nim nie wiem? Biorąc pod uwagę towarzystwo, w jakim się obracałem – burknął, zerkając na Dudleya – to może nawet wiem więcej niż ty!
- Doprawdy, za to ty nie bierzesz rzeczy do siebie – zażartował Harry z postanowieniem, że nie pozwoli, by ten komentarz zbił go z tropu. - Skąd niby miałem wiedzieć, że ty wiesz? Czasem lepiej nie mówić wprost – tak na wszelki wypadek.
Draco skrzywił się. Komentarz Gryfona najwyraźniej go zgasił i blondyn wciąż wyglądał, jakby zabrakło mu słów, kiedy podchodził do kominka, żeby zafiukać do kuchni po lunch.
***
Lupin prowadził konwersację tak umiejętnie, że nawet udało mu się wciągnąć w nią Dudleya. Tymczasem Draco wciąż zachowywał się chłodno, a chwilami nawet niegrzecznie. Harry radził z tym sobie najlepiej, jak umiał. Niebawem jednak nawet poczucie harmonii i zadowolenia spowodowane jego snem o rodzicach rozwiało się pod wpływem uszczypliwych komentarzy Ślizgona. Rozdrażniony Harry wybuchnął wreszcie:
- O co ci do diabła chodzi? Remus oblał cię z obrony czy co?
Srebrzystoszare oczy Draco rozbłysły złośliwie.
- Och, z pewnością jest w stanie rozpoznać w kimś zdolności, ale nigdy nie powinniśmy mieć wśród nauczycieli kogoś takiego jak on!
- Takiego jak on? - powtórzył Dudley z wytrzeszczonymi oczami. - To znaczy?
Nie mów tego, nie waż się tego powiedzieć - pomyślał Harry, rzucając Malfoyowi ostrzegawcze spojrzenie. Głośno powiedział tylko:
- Remus cierpi na pewną czarodziejską chorobę. Nie jest zaraźliwa ani nic takiego.
- Chyba że w szczególnych okolicznościach – dodał Draco mrocznie.
- Remus nigdy nie zrobił nikomu krzywdy, i nie zrobi – odrzekł Gryfon z naciskiem. - Dlatego jedyny powód, dla którego się wkurzasz, to twoja nie do końca wyleczona obsesja na punkcie czystości krwi. Wydaje ci się, że jego... no, stan, sprawia, że on jest skażony albo coś w tym stylu!
- Harry – wtrącił Remus cicho – nie potrzebuję obrońcy. Poglądy pana Malfoya są... dość powszechne. Jestem do tego przyzwyczajony.
- Nic mnie to nie obchodzi. To irracjonalne! - warknął Harry, odsuwając krzesło od stołu. - Draco, jeśli chcesz, żebym ci ufał, to nie możesz być skłócony z...
- ...twoimi przyjaciółmi? - zakpił Ślizgon. - Czyli nie będziesz mi ufał, dopóki mam własne zdanie? Wspaniale! Bardzo to gryfońskie, doprawdy, całe to kumoterstwo i esprit de corps!
- Wcale nie to chciałem powiedzieć! - sprzeciwił się Harry. - Jeśli naprawdę jesteś przeciwko Voldemortowi, musisz być w stanie współpracować z innymi, którzy myślą tak samo, ty durniu! A Remus do nich należy, więc z łaski swojej zacznij sobie radzić z tym twoim... czymś, cokolwiek to jest, dobra?
Brwi Malfoya uniosły się w górę, zbiegając się niemal w jedną linię.
- Ach. No cóż. Chyba możesz tu mieć rację. - Chłopak zabębnił palcami po stole i spojrzał na Harry'ego, który sztyletował go wzrokiem. - Czy to znaczy, że mi wierzysz?
- Powiedziałem: jeśli – zaznaczył Gryfon i zarumienił się. Zdał sobie bowiem sprawę, że całkiem niedawno jeszcze nie byłby w stanie powiedzieć nawet tyle. Poczuł, jak coś w nim pęka. - Kurde, no. Sam już nie wiem. Muszę to sobie przemyśleć, dobra? Twoje wyjaśnienia nadal nie mają dla mnie sensu, jeśli chcesz wiedzieć. W międzyczasie jednak nie zabiłoby cię, gdybyś okazał Remusowi odrobinę szacunku, nawet jeśli go nie lubisz.
Draco zastanowił się, po czym kiwnął głową i uśmiechnął się. Harry znał ten uśmiech. Mówił on: „Będę uprzejmy, nawet jeśli chce mi się od tego rzygać”.
- Profesorze Lupin, ma pan ochotę na jakiś deser? - zapytał blondyn, aczkolwiek nie sarkastycznie. To już było coś.
Remus potrząsnął głową i wstał.
- Dziękuję, ale nie. Sądzę, że powinniśmy z Harrym porozmawiać o wywiadzie. Harry, czy jest tu gdzieś jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy rozmówić się w cztery oczy?
Gryfon poprowadził przyjaciela do gabinetu Snape'a, podczas gdy w salonie Dudley dopytywał ciekawie:
- A co to za choroba?
- Och, no... taka bardzo rzadka... yyy... zupełnie zapomniałem jej nazwy - bąkał Draco. Harry odetchnął z ulgą na myśl, że kiedy przyjedzie magourzędniczka, Dudley nie będzie histeryzował ze strachu. Jak to dobrze, że chłopak nie był kumaty na tyle, by zorientować się, że Ślizgon kłamie.
***
- Wiesz, o co będzie mnie pytała? - rzucił Harry, sadowiąc się w jednym z foteli. Przez chwilę zamierzał usiąść dla żartu za biurkiem Snape'a, ale stwierdził, że może lepiej tego nie robić.
- Nie mam pojęcia – przyznał Remus, odchylając się do tyłu i zakładając nogę na nogę tak, że kostka lewej opierała się o kolano prawej. Mężczyzna wyglądał na wyczerpanego.
- Wszystko w porządku? - spytał Harry, marszcząc brwi. - Od pełni już trochę minęło, chyba... eee, doszedłeś do siebie?
- Tak, ale ponieważ w listopadzie nie zażyłem Eliksiru Tojadowego... - Remus potrząsnął głową. - Sądzę, że zanim naprawdę dojdę do siebie, potrwa to kilka miesięcy. Oczywiście kiedyś w ogóle go nie zażywałem – dodał. - Nigdy wcześniej jednak nie było mi tak ciężko. Wydaje mi się, że ten eliksir trochę uzależnia. Oczywiście nie winię za to Severusa – dorzucił szybko. - Eliksir Tojadowy jest po prostu genialny, a poza tym nawet najlepszy Mistrz Eliksirów na świecie nie jest w stanie usunąć wszystkich skutków ubocznych.
- Uważasz profesora Snape'a za najlepszego Mistrza Eliksirów na świecie?
Remus spojrzał na chłopaka, przechylając głowę w bok.
- To takie powiedzenie, ale... tak. W każdym bądź razie, teraz, kiedy znowu piję Eliksir Tojadowy regularnie, z każdym miesiącem będę coraz silniejszy.
- Przykro mi – oświadczył Harry, wyłamując ręce. - To moja wina, że go nie dostałeś w listopadzie. Eliksir już się warzył, ale nie wyszedł. Snape nigdy mi o tym nie mówił, ale wydaje mi się, że było to związane ze mną. Wtrąciłem się w jego... eee, sprawy ze śmierciożercami i chyba przejął się tym bardziej, niż dał wtedy po sobie poznać. Zaczął warzyć eliksir po raz drugi, ale wtedy poszedłem szukać Sals. Gdybym nie opuścił domu, Snape nie musiałby rzucić wszystkiego, żeby mnie odnaleźć...
- Nie, nie – zaprzeczył Remus ostro. - To mnie jest przykro, Harry. Moje cierpienie jest niczym wobec twojego. Kiedy tylko pomyślę o tym, że doprowadziłem Lucjusza Malfoya prosto do ciebie... - Mężczyzna zadrżał. - Zawsze miałeś miękkie serce, Harry, ale i tak nie rozumiem, jak mogłeś mi przebaczyć.
- Przecież to był wypadek. Już po wszystkim. I... - Gryfon podniósł bark, jakby chciał wzruszyć ramionami, ale zamarł w pół ruchu. - Wcześniej o tym nie myślałem, ale cała ta adopcja, wszystko... Nie sądzę, by do tego doszło, gdyby nie Samhain. Znaczy, to Snape opiekował się mną później i to jakby pomogło nam... eee... zbliżyć się do siebie. Bez tego chyba nadal byłby dla mnie tylko nauczycielem.
Remus pokiwał głową.
- Dziwne, jak to wszystko się ułożyło. Zastanawiałeś się nad tym, jakie miałbym robić wrażenie podczas rozmowy?
- Słuchaj, wiem, że Ślizgoni nie są jedynymi, którzy słyszeli o czymś takim jak taktyka. Więc tak, zastanawiałem się. Nie sądzę, żeby cię o coś pytała, ale cała twoja postawa będzie miała znaczenie. Wiesz, jak kiedyś narzekałem na Snape'a? Więc nie bądź zaskoczony, kiedy o tym nie wspomnę. Chcę mieć to już za sobą, więc zamierzam trochę wszystko polukrować.
- Tylko bez przesady – ostrzegł Lupin. - Ona będzie chciała znać prawdę, a z pewnością się zorientuje, kiedy będziesz jej kłamał w twarz.
- No, przecież jest mnóstwo dobrych rzeczy, które mogę powiedzieć o Snape'ie – odparł Harry, kiwając głową. - Ale wiem, o co ci chodzi. Słuchaj, Remus... Bardzo się cieszę, że tu jesteś, i nie tylko dlatego, że za tobą tęskniłem. Pamiętasz, jak analizowałeś moje prorocze sny?
Lupin miał na tyle przyzwoitości, że się zaczerwienił.
- Te sny okazały się być raczej dosłownymi wizjami przyszłości.
- Ale ich analiza była świetna – upierał się Gryfon, pochylając się w kierunku towarzysza. - Wiele o tym myślałem. Przynajmniej dzisiaj – dodał. - Te sny się spełniły, a przynajmniej niektóre, i wszystko, co o nich mówiłeś, miało sens. Potrafiłeś powiedzieć, co czuję, wyczytując to z moich snów. Więc... tak sobie myślałem, czy nie mógłbyś mi pomóc rozszyfrować sen, który ostatnio miałem. Koszmar. Był okropnie zawikłany, pełen dziwnych przeskoków, i zmian, i różnych bzdur, które nigdy by się nie zdarzyły w realnym życiu.
Remus uśmiechnął się łagodnie.
- Muszę powiedzieć, że się zmieniłeś, Harry. Kiedy mieszkałeś na Grimmauld Place, chciałeś za wszelką cenę powstrzymać mnie od wtrącania się w twoje prywatne sprawy.
- Chyba powinienem przeprosić, że zachowywałem się tak niegrzecznie – orzekł Harry. - Przepraszam. Wszystko po prostu... wymknęło się spod kontroli. - Gryfon zarumienił się, ale spojrzał starszemu mężczyźnie w oczy. - Teraz już rozumiem, co Syriusz miał na myśli, kiedy powiedział, że wielu ludzi w młodym wieku zachowuje się jak idioci. Nie chciałem być takim bezczelnym, małym narwańcem. Nawet nie wiedziałem, że taki jestem. Teraz, kiedy o tym myślę... no, na przykład nie powinienem rzucać butem w lustro.
- Już wszystko w porządku – odparł Remus. - Ja też kiedyś byłem młody. A zatem, co z twoim snem?
Harry opowiedział wszystko ze szczegółami i dodał:
- Już się domyśliłem, czemu Snape najpierw wyglądał jak duch, a potem był z Syriuszem. Boję się, że go zabiją. Nic dziwnego po tym, co stało się z Syriuszem. I wujem Vernonem, chociaż nie mogę powiedzieć, że jego śmierć mnie załamała. Chodzi jednak o to, że zginął, bo był związany ze mną. Jak sam widzisz, mam paskudny zwyczaj narażania ludzi na niebezpieczeństwo.
Całe szczęście Remus tego nie kwestionował.
- Severus jest świadom zagrożenia i doskonale przygotowany, by się z nim zmierzyć – oznajmił.
- A Syriusz nie był?
- Nie do tego samego stopnia.
- No tak – stwierdził Harry. - Ale i tak to boli okropnie. Zwykle wolę się nad tym nie zastanawiać. - Zamilkł na chwilę, wciągnął głęboko powietrze i z trudem kontynuował. - Jak sądzisz, dlaczego Snape w moim śnie zawsze podpowiadał mi hasła? Zresztą dziwne, jak one działały. Pierwsze otworzyło drzwi do gabinetu Dumbledore'a. Drugie mnie tam przeniosło...
- Może podświadomie zastanawiasz się, czy Severus ma odpowiedzi na wszystkie twoje pytania? - zasugerował Lupin. - Zdajesz sobie jednak sprawę, że te odpowiedzi nie zawsze są takie, jakich byś się spodziewał.
- No, może. Ale dlaczego to drugie hasło zadziałało jak świstoklik do gabinetu dyrektora? W rzeczywistości wywiad z Darswaithe'em miał miejsce tutaj.
- Darswaithe stanowił dla ciebie zagrożenie. Widocznie myślałeś, że w gabinecie Albusa będziesz bezpieczniejszy. A być może oznacza to, że mu nie do końca ufasz.
Raczej na pewno - pomyślał Harry.
- Co do braku zaufania. Drzwi z gabinetu dyrektora otworzyły się do lasu. W pierwszej chwili się nie zorientowałem, ale to był ten las, gdzie mnie torturowali.
Lupin skinął głową, mówiąc:
- Nie to, żeby dyrektor był tu współwinny, oczywiście.
- Nie o to mi chodziło – mruknął Harry. - Co jeszcze? Cóż, Gruba Dama nie chciała mnie wpuścić, ale tu znowu chodzi o mój brak poczucia bezpieczeństwa co do Gryffindoru. Zapytałem Snape'a, czy będę mógł się tam przeprowadzić, i powiedział, że tak, kiedy tylko wszystko się unormuje.
- Unormuje – powtórzył Remus zduszonym tonem.
- Unormuje, jeśli chodzi o mnie – wyjaśnił Harry z uśmiechem.
- Harry – odezwał się nagle Lupin. - Chyba nigdy jeszcze nie widziałem cię tak zrelaksowanego.
- No, czuję się dobrze – oświadczył Gryfon. - Jestem... eee... szczęśliwy. To takie dziwne. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się czułem. Jedyna rzecz, która mnie wciąż gryzie, to brak magii. Ale wiesz co? - Chłopak uśmiechnął się. - To takie... fajne, że profesor Snape chce mnie adoptować akurat teraz, kiedy moja moc prawie zanikła.
- Przecież adoptuje ciebie, a nie jakiegoś zbawcę czarodziejów.
- No, on nigdy tak o mnie nie myślał – wymamrotał Harry. - Ale tak, o to mi właśnie chodziło.
Nagle przerwało im pukanie do drzwi. Gryfon położył na nich dłoń, żeby się otworzyły. Stał tam Draco z miną zrezygnowaną i urażoną zarazem. Jednak wszelkie emocje znikły z jego twarzy, kiedy Harry otworzył drzwi.
- Już przyszli – oznajmił Ślizgon cichym głosem.
***
Po zakończonej rozmowie Snape z panną Thistlethorne wyszli z gabinetu obok pracowni eliksirów i skierowali się do lochów. Tam nauczyciel przedstawił ją wszystkim obecnym, ponieważ w dniu poprzednim uprzejmości zostały pominięte wskutek nieprzewidzianego rozwoju wydarzeń. Na koniec Mistrz Eliksirów wskazał na Remusa i wyjaśnił, że z powodu wypadku z Darswaithe'em Harry zażyczył sobie obecności dorosłej osoby towarzyszącej podczas wywiadu z urzędnikami Czarodziejskiej Służby Rodzinie.
Harry nagle poczuł się, jakby miał trzy latka. Osoby towarzyszącej.
Amaelia Thistlethorne nie wyglądała na zaniepokojoną.
- Rozumiem – mruknęła, spoglądając na chłopaka ze współczuciem. - Profesorze Snape, czy byłby pan tak uprzejmy pozostać tutaj do chwili, kiedy skończymy? Chciałabym, o ile będzie to możliwe, zamknąć tę sprawę dzisiaj.
Mistrz Eliksirów skinął głową.
Draco nagle odchrząknął i odezwał się. W jego głosie nie dało się nie słyszeć stłumionych emocji, ale słowa były zwyczajne.
- Proszę mi wybaczyć. Muszę skończyć... wypracowanie z zielarstwa, i zafiukać do profesor Sprout.
Harry zerknął na niego podejrzliwie.
- Przecież nie pisaliśmy wypracowań z zielarstwa od wieków.
Ślizgon naburmuszył się.
- Niektórzy z nas są bardziej zaawansowani w tym przedmiocie.
Harry słyszał o tym po raz pierwszy, ale tylko wzruszył ramionami.
- Możemy? - zapytała czarownica, poprawiając swoje obszerne szaty. Ich purpurowy kolor gryzł się okropnie z jej rudymi włosami.
Gryfon przypomniał sobie idealne maniery Draco i powiedział:
- Może zechciałaby pani zdjąć szaty i napić się czegoś, zanim zaczniemy?
Nieważne, że gdyby miał zafiukać do kuchni, musiałby poprosić o pomoc.
Magourzędniczka zdjęła swoją wierzchnią szatę, odsłaniając suknię w kolorze równie jaskrawej purpury. Snape wziął od niej szatę bez słowa i przerzucił przez ramię z obojętną miną. Gryfon jednak wiedział, że nauczyciel nie był zachwycony tym, że musiał ją wziąć do ręki.
- Dziękuję za propozycję, ale nie chce mi się pić – mruknęła kobieta i zerknęła badawczo na Harry'ego. - Pomyślałam sobie, że może czułby się pan lepiej, gdybym oddała profesorowi Snape'owi moją różdżkę?
To było niespodziewane.
- Eee... no jasne – zgodził się Harry, aczkolwiek ślizgońska część jego natury już doszukiwała się w tym geście drugiego dna. Skąd mógł wiedzieć, czy oddała prawdziwą różdżkę? Jednak bez względu na to Gryfon nie martwił się zanadto, że zostanie zaatakowany.
Thistlethorne wręczyła Mistrzowi Eliksirów klonową różdżkę i poszła za Harrym i Remusem w kierunku wyciszonego gabinetu.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi i wszyscy troje usadowili się na swoich miejscach, pytania posypały się jak z rękawa. Magourzędniczka nie wyjęła nawet pióra i pergaminu, żeby je zapisać; po prostu słuchała.
Pierwsze pytanie zbiło Gryfona z tropu. Spodziewał się jakiegoś wstępu, jednak czarownica, bez względu na swoje puchoństwo, najwyraźniej postanowiła przejść od razu do sedna sprawy.
- Dlaczego chce pan być adoptowany przez profesora Snape'a?
Umysł Harry'ego nie podsuwał żadnej użytecznej odpowiedzi, ale chłopak zdołał wydukać:
- Już to wyjaśniłem w formularzu.
Thistlethorne nawet nie zajrzała do papierów. Nie musiała.
- Tak. Pana odpowiedzi, panie Potter, koncentrowały się na szacunku. Jestem jednak pewna, że otacza pan znacznym szacunkiem wiele osób, a jednak nie chce pan być przez nie adoptowany. Poproszę zatem o rozwinięcie tej odpowiedzi.
Harry zastanowił się, choć było to trudne. Nie mógł oderwać myśli od tego, że chciał umożliwić obłożenie mieszkania Snape'a zaklęciem ochronnym. Być może mógł o tym wspomnieć, ale pamiętał dobrze ostrzeżenie nauczyciela, że gdyby podał to jako główny powód adopcji, nie przysłużyłoby się to ich wspólnej sprawie.
- Hmm – mruknął, zamykając oczy. - Za bardzo się nad tym nie zastanawiałem – przyznał. - Po prostu było to dla mnie w porządku. Kiedy jednak teraz o tym myślę... To chyba dlatego, że traktuje mnie normalnie.
Harry otworzył oczy i ujrzał czarownicę wpatrującą się w niego badawczo. Spojrzenie jej niebieskich oczu było wprost przeszywające.
- Czy to takie niezwykłe, panie Potter?
- No, tak. Ludzie widzą bliznę na moim czole i albo mnie za nią kochają, albo nienawidzą. Dam pani pewien przykład tego, jak wygląda moje życie: nawet wywiad przed moją adopcją nie mógł przebiec normalnie. Kiedy ostatni raz czarodziej z CSR próbował porwać dziecko?
- Racja – mruknęła Thistlethorne.
- Niech pani sobie wyobrazi życie przepełnione takim wypadkami – dodał Harry, biorąc głęboki oddech. - A potem niech pani wypełni resztę dni tłumami ludzi, którzy się nad panią rozpływają, praktycznie panią czczą za coś, co stało się, kiedy była pani małym dzieckiem. Co gorsza, za coś, co dla pani jest osobistą tragedią, a nie powodem do świętowania.
- To musi dawać się we znaki.
- Otóż to. Profesor Snape jednak od samego początku nalegał, by traktowano mnie tak, jak każdego innego ucznia. - Harry zaśmiał się. - Oczywiście nie zawsze to doceniałem. Wymykałem się z dormitorium w czasie ciszy nocnej i miałem nadzieję, że mnie nie złapią. Kiedy profesor dawał mi szlaban, uważałem to za niesprawiedliwe i podłe. On jednak upierał się, że nie powinienem być traktowany wyjątkowo ani mieć żadnych specjalnych przywilejów. Wydaje mi się, że od samego początku zdawał sobie sprawę, że zbyt wiele tego mnie spotykało od chwili, gdy dołączyłem do świata czarodziejów. Wiedział, że to nie było dla mnie dobre.
Gryfon nie miał pojęcia, co magourzędniczka myślała na ten temat. Jej twarz nie wyrażała absolutnie nic. Cóż, to tyle jeśli chodzi o teorie na temat sentymentalizmu i nadwrażliwości Puchonów.
- Czy wyznaczał panu wiele szlabanów w ciągu tych lat? - zapytała.
O, to było niebezpieczne terytorium. Z tego co Harry wiedział, to musiała zapoznać się z jego aktami i znała prawdę.
- No, trochę tego było – rzucił beztrosko. - Jak już mówiłem, wtedy tego nie doceniałem, ale miałem taki jakby... eee... nawyk łamania regulaminu.
- Chodzi mi o to – wyjaśniła – że pana nauczyciel będzie teraz także pana ojcem. Jak zamierza pan to pogodzić? Przewiduje pan jakieś trudności?
- Hmm. Przez dobrą chwilę ta sprawa w ogóle nie wypłynie, ponieważ aktualnie nie uczęszczam na lekcje. Chyba wie pani o tym?
- Poinformowano mnie, że jest pan w większym niebezpieczeństwie niż zazwyczaj. Poza tym, ze względu na zanik pana magicznych zdolności, jest pan bezbronny.
Czyli nie powiedzieli jej nic o dzikiej magii - zorientował się Harry. - Ciekawe.
- Zgadza się. Rozumie teraz pani, o co mi chodziło, kiedy mówiłem, że moje życie nigdy nie było takie, jak innych. Jednak nawet teraz profesor Snape stara się, żebyśmy żyli tu w miarę normalnie. Nie pozwala nam wylegiwać się w łóżkach i musimy odrabiać lekcje. Pytała pani jednak o to, co będzie. Sądzę, że będziemy rozwiązywać problemy w miarę, jak się pojawią. Żeby to zrozumieć, musi pani wiedzieć, jak patrzy na to profesor Snape. Na przykład: on chce dla mnie jak najlepiej, więc kiedy będzie chodziło o moje stopnie, pewnie będzie więcej ode mnie wymagał ze względu na to, że będzie moim... eee, opiekunem. Nie sądzę, by pobłażał mi z tego powodu.
- Zająknął się pan na słowie „opiekun” - zauważyła Thistlethorne łagodnie.
- No, nie bardzo wiem, jak mam go nazywać.
Uniosła brwi w zdziwieniu.
- Nie rozmawialiście o tym?
Harry zastanowił się.
- Powiedział mi, żebym spróbował mówić do niego „Severusie”. No i próbuję.
- Jeśli chodzi o pana poprzednich opiekunów, to czy powiedziałby pan, że mieliście pozytywne relacje?
Harry od razu przypomniał sobie swój ostatni koszmar, jednak dzięki wpływowi Prawdomównych Snów nie wzdrygnął się, a przynajmniej nie nazbyt widocznie. Zastanawiał się, co powiedzieć. Czy powinien zagrać na jej współczuciu i próbować przekonać ją, że w przeciwieństwie do Dursleyów Snape będzie prawdziwym rodzicem - kimś, kogo Harry rozpaczliwie potrzebował? Czy nie pokaże się tym samym jako człowiek wypaczony psychicznie do tego stopnia, że nawet Snape z nim sobie nie poradzi? Poza tym, ile ona mogła wiedzieć? Czy Snape z nią o tym rozmawiał, albo Dumbledore? Harry musiał dopasować swoje wyznania do tego, co inni mogli powiedzieć.
- Poproszę o prawdziwą odpowiedź, panie Potter – zaznaczyła czarownica, kiedy cisza się przedłużała.
- Zostałem im podrzucony, kiedy byłem niemowlęciem i nigdy nie pozwolili mi o tym zapomnieć – oznajmił Harry nagle, nie patrząc na Remusa. - Poza tym złościli się z powodu czarów, które dzieci czarodziejów nieumyślnie rzucają. Ja nie byłem wyjątkiem.
- Jak reagowali na przypadkową magię?
Gryfon zmarszczył brwi.
- Czy ten wywiad nie miał być o mnie i o profesorze Snape'ie?
- Pana doświadczenia wyniesione z poprzedniej rodziny są ściśle związane ze sprawą – oświadczyła Thistlethorne spokojnie.
- No, karali mnie – przyznał Harry, zdradzając tylko część prawdy. - Wysyłali mnie do łóżka bez kolacji, tego typu rzeczy. - Lepiej nie wspominać, że łóżko było w schowku i że często musiał obywać się nie tylko bez kolacji, ale również bez śniadania i obiadu... czasem nawet przez parę dni. Stwierdził, że może obrócić tę historię na swoją korzyść.
- Dorastanie w tamtych warunkach było bardzo uciążliwe. Wtedy nagle zostałem wrzucony do innego świata, gdzie traktowano mnie jak bohatera i pozwalano na zbyt wiele. Na przykład: złamano praktycznie wszystkie reguły, żebym mógł uczestniczyć w Turnieju Trójmagicznym. Byłem wtedy stanowczo za młody, ale byłem Harrym Potterem. Jeśli Czara wyrzuciłaby nazwisko kogokolwiek innego, to ze względów jego bezpieczeństwa znaleziono by jakiś sposób, by nie musiał brać w tym udziału. Ale ja przecież powinienem być superczarodziejem, jakby pani nie wiedziała, zatem musiałem wziąć w tym udział, czy chciałem, czy nie. Tak przy okazji, to profesor Snape się temu sprzeciwił. Chodzi mi o to, że on wie, jak zachować tę równowagę, o której nikt inny nawet nie pomyśli, że jej potrzebuję.
Thistlethorne kiwnęła głową. Gest wyraźnie świadczył o tym, że dawała jedynie do zrozumienia, że usłyszała to, co zostało powiedziane, ale nie wiadomo było, czy się z tym zgadza.
- Jeszcze kilka pytań – oznajmiła. - Czy profesor Snape rozmawiał z panem o tym, czemu przyłączył się niegdyś do Sam Wiesz Kogo?
Harry'emu opadła szczęka. Na Merlina, nie po raz kolejny...
- Właśnie takie pytania zadawał mi w kółko Darswaithe – poskarżył się Remusowi, patrząc na mężczyznę z niepokojem.
Czarownica uniosła dłoń, zanim Lupin zdążył się odezwać.
- Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie żądam od pana, żeby podał mi pan powody, dla których profesor Snape przyłączył się kiedyś do sił ciemności. Pytam tylko o to, czy profesor rozmawiał z panem o swojej decyzji.
Gryfon zastanowił się nad odpowiedzią.
- Cóż, nie próbował tego usprawiedliwić, jeśli o to pani pyta. I tak, dużo ze mną rozmawiał o tym, jak zdał sobie sprawę, że Voldemort nie ma racji i dlaczego postanowił go zostawić, tego typu rzeczy. Zatem tak, rozmawialiśmy o tym.
- A co z jego powszechnie znaną antypatią wobec pańskiego ojca? - zapytała. Na widok zaszokowanej miny chłopaka dodała poważnie: - Nie było to tajemnicą wśród tych, którzy należeli do Zakonu od samego początku.
- Ano tak. Więc on wie, że nie jestem moim ojcem – oznajmił Harry stanowczo. - Znaczy, ma stuprocentową jasność w tej kwestii.
Nareszcie - dodał w myślach, ale nie powiedział tego głośno.
- Pytałam o to, czy rozmawialiście o antypatii profesora Snape'a wobec pańskiego ojca – wyjaśniła cierpliwie.
- A. No, tak. Parę razy. Powiedział mi...
- Nie muszę wiedzieć, co panu powiedział – przerwała magourzędniczka. - Chcę wiedzieć, czy nie ma pan co do tego żadnych obaw.
- Żadnych – oświadczył Gryfon pewnie, spoglądając czarownicy prosto w oczy. - I rozumiem, czemu nie musi pani wiedzieć, co mi powiedział, ale jest coś, co muszę dodać. Dorastałem w przekonaniu, że mój ojciec był bezrobotnym pijakiem i zginął w wypadku samochodowym razem ze swoją żoną.
Ta rewelacja zachwiała na chwilę profesjonalnym zachowaniem magourzędniczki, która zachłysnęła się ze zdumienia.
- Właśnie tak – potwierdził Harry. - Straszne oszczerstwo. Jednak wierzyłem w to, gdyż tak mi mówiono, dopóki Rubeus Hagrid, nauczyciel, nie zabrał mnie stamtąd, żebym mógł pójść do szkoły. Antypatia czy nie, kiedy profesor Snape dowiedział się, co mówiono o moim ojcu, przejął się mną na tyle, że opowiedział mi szczegółowo o tym, kim był mój ojciec i co osiągnął w życiu. I jeśli to nie udowadnia, że będzie dla mnie dobrym rodzicem, to sam już nie wiem, co by to mogło być.
Thistlethorne kiwnęła nieobecnie głową.
- Czy profesor Snape rozmawiał z panem o dyscyplinie?
- No, on jest bardzo zdyscyplinowaną osobą – przyznał Harry. - Pewnie będzie próbował wychowywać mnie... a, chodzi pani o kary, tak? Więc dyskutowaliśmy o tym.
- Tym razem muszę znać treść waszej rozmowy – zaznaczyła spokojnie.
- Cóż, najpierw rozmawialiśmy o zasadach i postanowiliśmy, że czasem będziemy negocjować rozwiązanie akceptowalne dla nas obu. Dlatego, że mam szesnaście lat, a nie sześć, jak powiedział. Potem oświadczył, że czasem on będzie miał ostatnie słowo i jeśli go nie posłucham, da mi szlaban albo dodatkowe zadania, coś w tym stylu.
Uśmiechnęła się lekko.
- Bardzo to nauczycielskie.
Harry też się uśmiechnął.
- Czy jest coś, o co chciałby mnie pan zapytać? - powiedziała magourzędniczka, dając tym samym do zrozumienia, że rozmowa zbliża się ku końcowi.
- Kiedy adopcja będzie oficjalna?
- Ach. Cóż, jak sam pan powiedział, rzadko kiedy jest pan traktowany normalnie. Pana podanie jest rozpatrywane w trybie przyspieszonym, z tej racji, że adopcja jest konieczna do nałożenia zaklęć ochronnych, których pan aktualnie bardzo potrzebuje. Zatem dopóki nie wyrażę zgody...
- Nie zgadza się pani? - zająknął się Harry, zaciskając dłonie na podłokietnikach.
- Ależ skąd – odparła łagodnie, a chłopak opadł na fotel z ulgą. - Jednak zanim zakończymy, pozostało jeszcze kilka procedur. Muszę porozmawiać z panem Malfoyem, który, aczkolwiek upełnoletniony, jest de facto częścią dynamiki rodzinnej. Potem chciałabym porozmawiać z panem i profesorem Snape'em. Wtedy będzie można przygotować oficjalne dokumenty do podpisania. Rzecz jasna Czarodziejska Służba Rodzinie musi zatwierdzić dokument swoją pieczęcią i...
Harry stwierdził z rezygnacją, że jeśli te formalności będą się tak długo ciągnęły, to stuknie mu dwadzieścia lat, zanim wszystko się zakończy. Jego przygnębienie musiało ujawnić się w wyrazie jego twarzy, bo czarownica powiedziała:
- Jutro, panie Potter. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, jutro będzie pan jego synem.
- To szybko – przyznał Harry. - Dziękuję.
- Teraz porozmawiam z panem Malfoyem – oznajmiła. - Czy nie sprawię wielkiego kłopotu, jeśli poproszę o filiżankę herbaty?
- Oczywiście, że nie – odparł Gryfon, otwierając drzwi. - Zaraz zafiukam do kuchni i powiem Draco, żeby tu przyszedł.
***
- Mógłby mi pan pomóc zamówić herbatę? - zapytał Harry, wchodząc do salonu. - Ona będzie teraz rozmawiała z Draco.
- Jest w waszym pokoju – mruknął Snape, podchodząc do kominka. - Czy zdajesz sobie sprawę, że po tym wszystkim będę musiał zupełnie odnowić zaklęcia ochronne rzucone na mój gabinet?
Kiedy Harry wszedł do sypialni, Draco trzymał w ręku otwarty podręcznik i coś notował. Wyglądało to jak książka do zielarstwa, ale nie był to zwykły podręcznik. W każdym bądź razie, kiedy Malfoy zauważył kolegę, szybko zamknął książkę i ukrył pergamin za plecami. Co to było za wypracowanie, że tak bardzo go strzegł?
Harry postanowił nad tym nie rozmyślać i wyjaśnił Draco, że magourzędniczka chce się z nim widzieć.
- Wciąż nie rozumiem, czemu ja muszę się na ten temat wypowiadać – mruknął blondyn i wstał z łóżka. Niemal odruchowo wyjął różdżkę i rzucił zaklęcie wygładzające pościel, a potem zaciągnął zasłony i oznajmił:
- Nie zaglądaj tam.
- Nigdy bym tego nie zrobił – odrzekł Harry z naciskiem, nie bardzo wiedząc, czy się śmiać, czy obrazić.
- Mówię poważnie.
- Jak mówię, że nie, to znaczy nie!
Draco spojrzał na niego badawczo.
- No, pewnie tak. Gryfon.
Harry nie mógł się powstrzymać od zadania pytania:
- Czemu jesteś taki... podenerwowany?
Draco jednak nie zachowywał się inaczej niż zawsze. Być może to Harry czuł się odmieniony, bardziej rozluźniony niż kiedykolwiek. Sen o rodzicach wypełnił pustkę w jego sercu, której istnienia wcześniej nie był nawet świadom.
Malfoy zmierzwił ręką włosy. Zupełnie jak nie on - orzekł Harry w duchu, kiedy zdał sobie sprawę, że jego teoria była błędna.
- No co? - zapytał z naciskiem. - Coś nie tak?
- Owszem – wycedził Ślizgon. - Co ja mam jej powiedzieć? Co, jeśli wszystko spieprzę? Severus by mi nigdy nie wybaczył! A ty... - Ironiczny uśmieszek chłopaka znikł, zastąpiony przez wyraz głębokiego niepokoju. - Na początku wyglądałeś, jakbyś sam nie wiedział, czy chcesz być adoptowany. Teraz jednak myślę, że bardzo tego pragniesz i gdyby coś poszło źle przeze mnie, to już nigdy mi nie zaufasz! - Jego głos obniżył się jeszcze bardziej. - Chociaż w sumie czemu miałoby mnie to obchodzić, skoro i tak mi nie ufasz.
- Słuchaj, powiedziałem ci, że sam już nie wiem, zgadza się? Nienawidziłeś mnie przez pięć lat. A od Samhain minęło jakieś pięć tygodni. Nie potrafię tego ze sobą pogodzić.
- Wiem, wiem – przyznał Draco ponuro. - A więc, co chcesz, żebym jej powiedział?
Gryfon patrzył na niego przez chwilę.
- Eee, nie wiem, o co będzie cię pytała. Ale... no, lepiej nie zagłębiaj się w dawne historie między mną a Snape'em. Ani między tobą i mną.
- Dawne, czyli te sprzed października. - Malfoy kiwnął głową. - No dobra, zrobię wszystko, co w mocy Ślizgona.
Harry nie miał pojęcia, co to miało znaczyć, ale przeczuwał, że coś dobrego.
***
Wydawało się, że Draco tkwi w gabinecie Snape'a przez wieczność. Pewien wpływ miała na to grobowa atmosfera panująca w salonie. Mistrz Eliksirów zaprosił wprawdzie Lupina, by mógł towarzyszyć Harry'emu podczas wywiadu, ale najwyraźniej nie przebaczył mu nieumyślnego sprowadzenia śmierciożerców na dom przy Grimmauld Place. Tylko obecność Dudleya sprawiała, że Snape nie okazywał otwartej wrogości. Kuzyn Harry'ego siedział przy stole i szkicował coś na pergaminie. Draco zaczarował papier tak, że cokolwiek na nim narysowano, zaczynało się ruszać. Dudley śmiał się w głos i wcale mu się to nie nudziło, nawet jeśli jego talent artystyczny ograniczał się do postaci rysowanych pojedynczymi kreskami.
Harry na próżno próbował sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni magia wydawała mu się taka niewinna.
Tymczasem Snape siedział sztywno z nieprzyjazną miną i ramionami założonymi na piersi. W ogóle nie pytał o rozmowę z magourzędniczką, co Harry'emu wydało się dziwne. Remus próbował wciągnąć Mistrza Eliksirów w konwersację, ale Snape był tak samo powściągliwy, jak wcześniej Draco.
Ślizgoni - pomyślał Harry, kręcąc głową.
- A więc o co pana pytała? - odezwał się Gryfon z postanowieniem, że trochę Snape'a rozrusza.
W odpowiedzi otrzymał jedynie gniewne spojrzenie. To tyle, jeśli chodziło o temat wywiadu.
- Wie pan, o czym jest ten projekt Draco z zielarstwa? - zapytał Gryfon po raz kolejny. - Wydawał się być tym bardzo zainteresowany.
Snape skrzyżował palce obu dłoni i odchylił głowę do tyłu tak, że patrzył prosto w sufit.
- Potter, czy ja mieszkam w gabinecie profesor Sprout?
Aha, Potter[. Harry wiedział, że czas się wycofać. Zerknął na Remusa i bezgłośnie przesylabizował słowa: beznadziejny przypadek. Lupin uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Przestańcie o mnie mówić – warknął Mistrz Eliksirów ze wzrokiem utkwionym w granitowe sklepienie.
Harry zaczął chichotać. Próbował się powstrzymać, zwłaszcza że Remus spojrzał na niego z irytacją, ale nie był w stanie. Napięcie ostatnich dni wezbrało w Harrym jak rzeka i śmiech pozwalał je uwolnić. Chłopak rechotał więc, dopóki nie zaczął się krztusić i nie zaczęły go boleć żebra.
- Co cię tak śmieszy? - zapytał Dudley, podchodząc bliżej i sadowiąc się na podłodze bez chwili wahania. Sięgnął do łańcuszka zawieszonego na szyi i zaczął bawić się pierścionkiem. Pierścionkiem Lily. Harry spoglądał na niego czując, jak serce ściska mu ból. Sen o rodzicach ukoił część jego cierpienia - ale tylko część.
Dudley zauważył minę kuzyna z niezwykłą, jak na niego, spostrzegawczością.
- Dostaniesz go z powrotem, Harry – oznajmił cicho. - Już niedługo, dobra? Bez obrazy, ale jak tylko te zaklęcia zaczną działać, ja się stąd zmywam.
Perspektywa bliskiego wyjazdu Dudleya musiała wykrzesać w Snape'ie jakąś iskrę. Cóż, od samego początku był wobec młodego mugola niezmiennie cierpliwy i uprzejmy. Było to do niego kompletnie niepodobne, ale Harry doskonale zdawał sobie sprawę z przyczyn tej odmiany. Był to typowo ślizgoński wybieg, gdyż Snape odgadł najprawdopodobniej, że kuzyn Harry'ego nie będzie sobie umiał poradzić z jego zwykłym sposobem bycia – a Dudley był im wszak potrzebny do rzucenia zaklęć ochronnych.
- A zatem, Dudley – wycedził Mistrz Eliksirów, prostując się. - Zastanawiałeś się już nad swoimi dalszymi planami?
Chłopak zrobił nagle minę, jakby czuł się bardzo nieswojo. Zerknął na Harry'ego przepraszająco.
- Eee, pomyślałem sobie, że pojadę na święta do ciotki Marge. Marsha wprawdzie powiedziała, że źle to wpłynie na moja dietę i... eee... układy między nami, ale to przecież rodzina, no i... - Dudley przełknął ślinę. - Właśnie straciła brata,
- Wiem – odrzekł Harry. Nigdy nie wybaczył ciotce tych wszystkich okropności, które wygadywała, ale nie zamierzał mieszać w to Dudleya. - Pozdrów ją ode mnie – powiedział i dodał z nutą złośliwości: - Powiedz jej, że poślę jej na Gwiazdkę bukiet balonów.
Dudley odchrząknął.
- Ale ona nie pamięta tamtego wypadku.
Gryfon zdawał sobie z tego sprawę.
- Jaka szkoda – skomentował, a Dudley zachichotał, zasłaniając ręką usta.
- Po świętach będę szukał pracy i mieszkania – dokończył chłopak, wzdychając. - Rodzice za dużo nie zaoszczędzili, ale przez jakiś czas sobie poradzę. Eee, tutaj nie ma telefonów, no nie? Jak mam do ciebie pisać? Kupić sowę?
- Ja napiszę – obiecał Harry. - Na adres pani Figg, a ona prześle listy do ciebie mugolską pocztą. Dbaj o to, żeby zawsze miała twój aktualny adres. Jak będziesz chciał mi coś wysłać, pisz do niej. Ona wyśle do mnie sowę. Co ty na to?
- Skomplikowane – westchnął Dudley. - Ale może będzie działało.
Remus wyciągnął nogi i podniósł się z krzesła.
- Harry, wspaniale było móc się z tobą zobaczyć i przekonać, jak dobrze się miewasz, ale czekają na mnie różne sprawy poruczone przez starą ekipę, nie cierpiące zwłoki.
- Rozumiem – mruknął Gryfon i odprowadził Lupina do kominka. - Eee, kiedy się znowu zobaczymy? Och... - jęknął, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Zerknął do tyłu i zobaczył, jak Snape rozmyślnie ich ignoruje. Harry żałował, że nie domyśla się, co to mogło oznaczać. - Teraz będzie zależało to od profesora Snape'a – stwierdził chłopak ponuro. Cieszył się, że Mistrz Eliksirów pozwolił mu w końcu spotkać się z Remusem, ale miał przykrą świadomość, że dopiero istotna, nagła potrzeba skłoniła Snape'a do wyrażenia zgody. Mimo to spotkanie nie stopiło lodów między mężczyznami, a Harry tak bardzo nie chciał, by Snape z Remusem żyli w niezgodzie.
- W zasadzie – odezwał się Lupin – to niebawem wyjeżdżam za granicę. Pamiętasz misję Hagrida, jak rekrutował... sojuszników? Mam podobne zadanie.
Harry pojął szyfr od razu. Wiedział, że Remus nie mówi wprost, by nie wystraszyć Dudleya.
- Aha – odparł Gryfon z rozczarowaniem, chociaż oczywiście wiedział, że pozyskanie wilkołaków dla sprawy byłoby bezcenne. - W takim razie powodzenia.
Remus pochylił się, jeszcze bardziej ściszając głos.
- Wszystko pięknie ładnie, ale wydaje mi się, że dyrektor ma jeszcze coś innego na celu.
- Co? - odszepnął Harry.
- Och, na Merlina! - wybuchnął Snape. - Słyszę was doskonale! Albus jest mistrzem w takich rozgrywkach, jak zwykle. Uważa po prostu, że obaj będziemy potrzebować czasu, żeby przyzwyczaić się do nowej sytuacji i nie chce, by ktoś nam przeszkadzał. - Mistrz Eliksirów posłał im szydercze spojrzenie. - Miłego pobytu w Niemczech, Lupin.
Remus skinął głową i uśmiechnął się do Harry'ego po raz ostatni, a potem znikł w płomieniach.
Harry usiadł z powrotem na swoim miejscu i czekał. Co ten Malfoy tam wygaduje? - zastanawiał się. Pomyślał sobie, że Snape mógłby rzucić jakiś czar podsłuchujący. Czy nie byłoby to ślizgońskie?
Nareszcie Draco ukazał się w korytarzu.
- Czeka na was obu – oświadczył beznamiętnie, elegancko skinąwszy w ich kierunku. - Wybaczcie, ale muszę skończyć mój projekt.
- Co to za projekt? - dopytywał Harry.
- Dowiesz się. Chyba nawet już niedługo.
Gryfon nie miał pojęcia, co to mogło znaczyć. Wzruszył ramionami i poszedł za Snape'em do gabinetu.
***
Mistrz Eliksirów w pięknym stylu spełnił prośbę czarownicy o herbatę. Na biurku, wsparty na trójnogu, stał imbryczek z chińskiej porcelany, ozdobiony motywem ryczących smoków. Od czasu do czasu któryś ze smoków wyrzucał z paszczy kulę ognia i z imbryka wydobywała się wtedy para. Było to jedno z najsprytniejszych zaklęć podgrzewających, jakie Harry kiedykolwiek widział. Koło imbryczka stała filiżanka. Jej powierzchnia marszczyła się gniewnie. Chłopak zastanawiał się, czy powodem mogło być to, że naczynko było prawie puste.
Na biurku pojawiły się dwie kolejne filiżanki. Snape nalał do nich herbaty. Napełnił też trzecią filiżankę, która zaczęła wyglądać na bardzo zadowoloną.
Magourzędniczka siedziała za biurkiem. Harry stwierdził, że było to impertynenckie, nawet jeśli wcześniej chciał zasiąść tam samemu. Może po prostu potrzebowała miejsca. Większą część blatu pokrywały arkusze pergaminu. Notowała coś na jednej karcie starannym, wyraźnym i dość ozdobnym charakterem pisma. Jej zapiski magicznie kopiowały się na pozostałe pergaminy. Od czasu do czasu przeglądała wszystkie arkusze, upewniając się, że wszystko jest, jak należy.
Snape usiadł w fotelu i założył nogę na nogę. Położył spodek na kolanie i balansował nim, czekając w milczeniu, aż Thistlethorne przemówi. Chwilę to trwało, gdyż magourzędniczka skupiła się w pełni na swojej pracy. Wreszcie jednak na nich spojrzała.
- Wszystko wygląda zadowalająco – oznajmiła. - Aczkolwiek muszę przyznać, profesorze Snape, że zastanawiałam się nad jedną kwestią. Czy ma pan świadomość, że zmiana statusu relacji łączącej pana z panem Potterem najprawdopodobniej znacząco wpłynie na pana Malfoya? Został on wprawdzie upełnoletniony, aby zapewnić mu bezpieczeństwo, jednak przedwczesne nabycie praw osoby dorosłej nie oznacza, że jest się taką osobą pod względem emocjonalnym.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z jego zazdrości – oznajmił Snape swobodnie. - Niewiele mogę na to poradzić.
Czarownica zamilkła na chwilę. Najwidoczniej rozważała, jak poruszyć pewne sprawy bez zdradzania treści poufnej rozmowy.
- Rozumiem więc, że orientuje się pan, iż traktuje on pana prawie jak ojca? Niezbyt to zaskakujące, zważywszy na to, że osiągnął pan coś, czego on zapewne pragnie dla swojego ojca.
- Wyparłem się Voldemorta – powiedział Snape. - Tak, wiem, co on czuje.
- Nie rozważał pan więc... - Thistlethorne urwała, najwyraźniej nie wiedząc, jakich dobrać słów. - Chodzi o to, że w chwili obecnej obaj młodzi mężczyźni w tym samym stopniu zajmują pana czas i uwagę. Adopcja jednak przechyli szalę na korzyść pana Pottera. - Magourzędniczka zerknęła na Harry'ego. - Pan Malfoy nie byłby normalny, gdyby to go nie wzburzyło. Sądzę, że będzie mu bardzo trudno poradzić sobie z tą sytuacją.
- Co pani sugeruje, bym zrobił? - zapytał Mistrz Eliksirów, choć nie sprawiał wrażenia, że liczy na odpowiedź. - Wyrzucić go stąd, kiedy jego zachowanie zacznie denerwować mnie lub Harry'ego? Nie mogę tego zrobić, panno Thistlethorne. Od pozostania tutaj zależy jego bezpieczeństwo, nie mówiąc już o bezpieczeństwie Ślizgonów w ogólności.
- Ale Draco chyba nieźle sobie radzi – wtrącił Harry, aczkolwiek nie był pewien, czy miał prawo się odzywać. Z drugiej jednak strony to był ich wywiad, a nie Snape'a. Chłopak zlekceważył ostrzegawcze spojrzenie nauczyciela i ciągnął dalej: - Znaczy, kiedy po raz pierwszy pojawiła się ta kwestia, był chyba strasznie wzburzony, ale mu to przeszło. Prawie całkiem.
- Co spowodowało, że „prawie całkiem” się z tym pogodził?
- Nie mam pojęcia – przyznał Gryfon, przesuwając palcem wzdłuż krawędzi filiżanki. - Jednego dnia bez przerwy mi dogadywał, a następnego – pomagał mi w lekcjach i był taki, jak zawsze.
Thistlethorne spojrzała Snape'owi w oczy.
- Pan oczywiście wie, czemu zaszła ta zmiana.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Powiedziałem mu, że jego zachowanie ma się poprawić albo zabiorę Slytherinowi sto punktów.
Ręka drgnęła Harry'emu tak, że rozlał herbatę na spodek.
Mistrz Eliksirów rzucił mu gniewne spojrzenie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że magourzędniczka patrzyła na niego dokładnie takim samym wzrokiem.
- Czy jest pan pewien – zapytała piskliwym, przymilnym tonem – że grożenie panu Malfoyowi jest najlepszym sposobem rozwiązania tego problemu?
- Jest on uczniem, zamieszkującym w moich prywatnych kwaterach – wyjaśnił mężczyzna spokojnym, opanowanym głosem. - Nie będę tolerował otwartej niegrzeczności pod moim dachem.
- A jednak, zamienić sprawę zasadniczo rodzinną w kwestię związaną z punktami... - powiedziała Thistlethorne z wyraźną dezaprobatą.
- Draco jest zdeterminowany, by odzyskać swoje wpływy w Slytherinie – odrzekł Snape łagodnie. - Gdyby dom stracił z jego powodu tyle punktów, ten cel byłoby znacznie trudniej osiągnąć. Wiedziałem, że ta strategia będzie skuteczna.
- A jednak... - mruknęła, unosząc prowokująco brwi.
- Zapewniam panią, że mam znacznie szerszy arsenał środków, za pomocą których radzę sobie z problemami... ach, rodzinnymi. Być może nie wie pani o tym, ale znam Draco Malfoya dosłownie od chwili, kiedy pojawił się na tym świecie. Znam jego sposób myślenia i byłem pewien, że ten podstęp na niego zadziała. Tak też się stało, w rzeczy samej.
Kiedy Snape kończył swoją wypowiedź, w niebieskich oczach czarownicy pojawił się badawczy ognik.
- Ach. Skoro jest pan zatem tak dobrze zaznajomiony z panem Malfoyem i ma pan świadomość, że w większym lub mniejszym stopniu pan Malfoy traktuje pana jak ojca, to czyż przysposobienie obu młodych mężczyzn nie byłoby lepszym sposobem na poradzenie sobie z jego zazdrością?
Harry poczuł, jak serce w nim zamiera. Wiedział przecież, co Snape na to odpowie. Jego proroczy sen nie pozostawiał miejsca na wątpliwości. Draco powiedział: „Wygląda na to, że jesteśmy braćmi”, a Harry roześmiał się w odpowiedzi, i nie był to szyderczy śmiech. Uczuciem, które ogarnęło go we śnie, była ulga. Szczera, głęboka ulga, zupełnie jakby nic w życiu go tak nie uszczęśliwiło, jak Draco mówiący, że są braćmi!
Ale on przecież nie chciał być bratem pieprzonego Draco Malfoya! Po prostu nie chciał! A jeśli Snape zamierza adoptować ich obu, cóż...
Harry nagle stwierdził, że sam już nie wie, czy na pewno chce być adoptowany.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: FORMALNOŚCI