ROZDZIAŁ 70. DUMA I UPRZEDZENIE
Zapasowy
arkusz pergaminu...
Harry
zerknął na ojca.
-
Eee, to chyba już wiesz, że to jest ten sam pergamin, który...hmm,
na którym wtedy ukazały się wyzwiska. Wiesz też, kto go zrobił.
Ja wiem tyle samo. Prawie nic więcej. Chciałbym móc ci wyjaśnić,
jak działa ta mapa, jakim cudem pokazała, że Draco... - Wzdychając
ciężko, chłopak przesunął zawiniątko z magicznym lodem w
okolicę skroni.
Snape
pochylił się nad stołem, rozpościerając na nim Mapę Huncwotów.
Machnął oszczędnie różdżką i wyczarował szklankę wody,
gestem wskazując Harry'emu, by ją wypił.
-
Bez wątpienia jesteś nadal nieco zamroczony po uwolnieniu się spod
wpływu Petrificusa.
Za kilka minut dam ci coś na sen.
-
W porządku - zgodził się Harry i wypił wodę. Postawił szklankę
obok brudnych naczyń pozostałych po jego posiłku i pomyślał, że
może powinien odesłać je do kuchni albo przynajmniej lewitować do
kominka, ale jego moc nadal była tak osłabiona, że postanowił
zostawić to na później.
Snape
chyba zrozumiał te niewypowiedziane wątpliwości.
-
Lepiej nie ryzykować, że poplamisz mapę - mruknął i jednym
ruchem różdżki odesłał naczynia do kuchni. - Spotkam się z
Lupinem, jak tylko Albus mi to umożliwi. W tej chwili jednak jesteś
moim jedynym źródłem informacji. Zatem powiedz mi, co wiesz
o tym pergaminie, zamiast lamentować nad tym, czego nie wiesz.
-
No, na pewno wiem, jak uzyskać dostęp do mapy - rzekł Harry,
wzruszając ramionami. - Stukasz w nią różdżką i mówisz:
"Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego".
Wtedy mapa się pokazuje. Potem stukasz znowu i mówisz: "Koniec
psot."
Nagle
chłopak wstrzymał oddech na myśl o tym, jak zmieniło się jego
życie. Właśnie zdradzał Severusowi Snape'owi tajniki Mapy
Huncwotów, i nawet się nie zawahał.
Tymczasem
Mistrz Eliksirów spoglądał na mapę nawiedzonym wzrokiem.
Przypuszczalnie, nawiedzonym przez niezbyt miłe wspomnienia.
-
"Koniec psot"... - wymamrotał. - To właśnie brzmiałoby
zabawnie dla Jamesa Pottera.
-
Hej, ja nigdy nie używałem tej mapy, żeby robić komuś głupie
dowcipy! - zaprotestował Harry.
-
Nie? Czyżby to ktoś inny uwalał Draco błotem pewnego razu w
Hogsmeade, po czym błąkał się po szkole z tym pergaminem w
dłoni?
-
To on zaczął - kłócił się Gryfon. - A jeśli chodzi o mojego...
yyy... o Jamesa...
Snape
machnął ręką, jakby chciał zakończyć temat.
-
Nie chciałem, by mój komentarz na temat hasła zabrzmiał jak
oszczerstwo. Miałem jedynie na myśli, że twój ojciec lubił
aliterację.
-
Ty jesteś moim ojcem - poprawił Harry, marszcząc brwi. - A co to
jest, ta aliteracja?
Snape
zmierzył go wzrokiem w milczeniu. Harry nie widział u niego tego
spojrzenia już od jakiegoś czasu; spojrzenia, które sprawiało, że
chłopak czuł się jak składnik eliksiru. Tym niemniej jednak
nauczyciel ograniczył się tylko do krótkiego wyjaśnienia:
-
Aliteracja. Powtarzanie głosek. To nie ma nic wspólnego z tematem.
- Snape przyjrzał się uważnie Mapie Huncwotów, sprawdzając
miejsce położenia kropek oznaczających Harry'ego i jego samego. -
Wydaje się, że ta mapa jest bardzo dokładna... - mruknął. - Czy
kiedykolwiek przedtem wprowadziła cię w błąd?
-
Nigdy - odparł Gryfon stanowczo.
Mistrz
Eliksirów milczał przez chwilę, po czym kontynuował.
-
A co z osobami, które posiadały ją wcześniej? Pamiętam, że
Lupin powiedział, iż się nią zajmie. Rozumiem, że później ci
ją zwrócił. W jaki sposób wszedłeś wcześniej w jej
posiadanie?
-
Dali mi ją Fred i George Weasleyowie - odparł Harry, przełykając
z wysiłkiem ślinę. Czuł się dziwnie, zdradzając bliźniaków,
choć właściwie teraz nie miało większego znaczenia, jeśli Snape
dowiedziałby się prawdy. - Ukradli ją z biura Filcha. Zawsze
sądziłem, że skonfiskował ją mojemu... eee, jednemu z Huncwotów,
jednak nie wiem tego na pewno. Z pewnością nie mam pojęcia, jak
Fred i George dowiedzieli się o haśle otwierającym dostęp do
mapy...
-
A co z twoimi własnymi zaklęciami? - wtrącił Snape. - Przyznaję
- dodał po chwili, marszcząc czoło - że nie pamiętam, czy
używałeś magii bezróżdżkowej, kiedy ją uaktywniałeś, by
poszukać Draco.
To
był ostateczny dowód tego, że Snape się bardzo martwił. Nigdy
wcześniej nie umknął mu żaden szczegół, nawet tak mały.
-
Nie użyłem różdżki - przyznał Harry. - Wiem, że powinienem
ukrywać moją magię bezróżdżkową, ale wtedy nie miałem do tego
głowy.
Chłopak
nie chciał mówić ojcu o tym, że Draco w jego mniemaniu zabrał
jego różdżkę, gdy wychodził z lochów.
-
Harry... - westchnął Snape. - Miałem nadzieję, iż jesteś
świadom powodów, dla których ustaliłem takie reguły. Akurat w
tym wypadku okoliczności cię usprawiedliwiają, ale co z tym
spontanicznym, nieprzetestowanym zaklęciem, które rzuciłeś bez
mojego nadzoru, i to za pomocą różdżki, żebyś mógł zobaczyć
Draco na błoniach? Doprawdy, musisz popracować nad
samokontrolą.
Ten
chłodny, rozczarowany ton był znacznie gorszy niż odebranie
punktów czy przepisywanie zdań. Jednak Harry bronił się:
-
Musiałem wiedzieć, co się tam dzieje!
Nozdrza
Snape'a zadrgały, zdradzając narastającą irytację, i chłopak
pożałował, że się w ogóle odezwał. Był pewien, że zaraz
otrzyma jakąś stosowną karę, ale Mistrz Eliksirów nic nie
powiedział. Harry nie był za bardzo pewien, dlaczego.
-
Wracając do sposobów manipulowania tą mapą - rzekł ostro Snape -
wydaje mi się, że hasło "Przysięgam uroczyście, że knuję
coś niedobrego" byłoby trudne do przełożenia na wężomowę.
Czy istnieją w niej dźwięki, które mogłyby odzwierciedlić słowa
otwierające dostęp do mapy?
Harry
zarumienił się lekko.
-
Eee, no nie. Nie. Tylko że wszystkie zaklęcia, jakich teraz używam,
często nie mają za dużo wspólnego z oryginalną inkantacją.
-
Tak?
Gryfon
był już czerwony jak burak.
-
To chyba nie ma większego znaczenia, jak brzmi moje hasło w
wężomowie - wymamrotał, przygryzając wargę.
-
Głowimy się tutaj nad rozwiązaniem nie lada zagadki - rzekł Snape
szorstkim tonem. - Im więcej wiem o działaniu tego pergaminu, tym
większe mam szanse oczyścić Draco z zarzutów. Trudno orzec, dokąd
może nas zaprowadzić najmniejszy trop. Dlatego musisz mi
powiedzieć.
Harry
westchnął głęboko, bo wiedział, że nie ma wyjścia. Wstydził
się tego, co musiał wyznać, ale stwierdził, że ten wstyd był
niczym, gdy chodziło o życie jego brata.
-
Najpierw próbowałem przetłumaczyć dosłownie angielskie hasło.
Coś w stylu "Planuję zrobić coś złego". Jednak mapa
nie chciała działać. - Chłopak wziął głęboki oddech, jak
przed skokiem z najwyższej wieży basenu. - Zaklęcia w wężomowie
działają inaczej, inkantacja musi odzwierciedlać to, co formuła
zaklęcia znaczy dla
mnie.
A kiedy pierwszy raz dostałem tę mapę do ręki - to było w
trzeciej klasie - przede wszystkim obchodziło mnie, żeby... No cóż.
Chodziło mi o to, żebym nie napatoczył się na ciebie,
kiedy chodziłem po zamku w nocy. Dokładnie to miałem na myśli,
kiedy uroczyście przysięgałem, że knuję coś niedobrego.
Słysząc
to, Snape zrobił dziwną minę. Znać było po nim
zniecierpliwienie, ale coś jeszcze, czego Harry nie był w stanie
rozpoznać.
-
Teraz muszę to powiedzieć - kontynuował chłopak, i odetchnął
głęboko. - Zaklęcie w wężomowie brzmi: "Pokaż mi wszystko,
co może mi pomóc ukryć się przed tłustowłosym dupkiem."
Mistrz
Eliksirów popatrzył na syna ze wzniesionymi brwiami.
-
O, doprawdy?
-
Wiesz, jak wtedy między nami było - przypomniał mu Harry,
zdziwiony, że w ogóle musiał to zrobić.
-
Hmm, tak, wiem - odrzekł Snape, zamyślony. - Co mnie najbardziej
ciekawi, to że wymyślone przez ciebie hasło sugeruje znaczny
stopień onieśmielenia, podczas gdy nigdy nie wyglądałeś na
zbytnio przestraszonego, kiedy już udało mi się zdybać cię na
korytarzu podczas ciszy nocnej. Muszę przyznać, że niepomiernie
mnie to irytowało.
-
Brawura - mruknął tylko Harry.
-
Hmm - odezwał się Snape ponownie. - Nic dziwnego, że tak
przypominałeś mi Jamesa.
-
Czy możesz wreszcie przestać ciągle o nim mówić? - jęknął
Harry desperacko.
-
Nie widzę ku temu żadnego szczególnego powodu - odpowiedział
nauczyciel, mierząc syna tym samym nieodgadnionym spojrzeniem, co
poprzednio. - Tym niemniej uważam, że powinniśmy teraz skupić się
na mapie i sprawach z nią związanych. A zatem... twoja inkantacja.
Czy naprawdę spodziewasz się, że uwierzę w istnienie w języku
węży słowa "dupek"?
-
Wężomowa jest czasami bardzo pokręcona - odrzekł Gryfon.
-
Oświeć mnie więc - wycedził Snape.
Harry
zdecydowanie wolał rozmawiać o mapie niż o swoim... niż o Jamesie
ze swoim ojcem. Rzecz jasna Snape wyjaśnił mu już jakiś czas
temu, że przebaczył Jamesowi i zaczął go szanować, ale dla
Harry'ego niewiele to zmieniało. Nie lubił myśleć, że przypomina
Snape'owi młodszą wersję chłopaka, który tak mu uprzykrzał
życie w szkole.
-
Próbowałem powiedzieć "tłustowłosy dupek" - wyjaśnił
Harry z pewną ulgą, choć wolałby w ogóle zmienić temat. -
Dokładnie tak o tobie myślałem, gdy nauczyłem się posługiwać
mapą. Jednak gdy zacząłem mówić, te słowa układały się
zupełnie inaczej, i zamiast "tłustowłosy dupek" wyszło
mi "okropny, oślizgły człowiek z wielkim nosem".
-
Doprawdy fascynujące. Można by pomyśleć, że słowo "dupek"
nie ma nic wspólnego z wielkością nosa.
-
Ale wiadomo było, że chodzi o ciebie.
-
Owszem, choć brakuje tu wdzięcznej aliteracji pierwowzoru -
skomentował Snape, przeszywając syna spojrzeniem. Kiedy Harry
zesztywniał na te słowa, nauczyciel zapytał szorstko: - A jak
brzmi "Koniec psot" w twojej wersji?
-
"Kończę ślizgońskie sprawki".
-
Poważnie?
-
Poważnie. Całe to ukradkowe przemykanie po korytarzach było dla
mnie bardzo śligońskie.
-
Czyżbyś przypadkiem nie przeczuwał, że w przyszłości czeka cię
przynależność do tego domu? Jak wiemy, masz przecież niejakie
zdolności jasnowidcze.
-
Nie mam pojęcia - wymamrotał Gryfon. - Może skończmy już z tymi
inkantacjami, dobra? Pogadajmy lepiej o strategii. Ta mapa wykazała
winę Draco, a on jest przecież niewinny! O co ci, u diabła,
chodziło, kiedy zgodziłeś się opowiedzieć o wszystkim
dyrektorowi? Chyba nie zamierzasz mu zdradzić, co mapa nam
pokazała?
Snape
kiwnął krótko głową.
-
Nie mam wyboru. Bez pomocy Albusa nie skontaktuję się z Lupinem, a
on nie będzie widział powodu do pośpiechu, dopóki mu szczegółowo
wszystkiego nie wyjaśnię... Teraz jednak wróćmy do mapy. Czyli to
jest mapa, którą Crouch nazwał "mapą Pottera"?
-
Tak. Pożyczył ją ode mnie - przyznał Harry, wzdychając. - Przed
drugim zadaniem Turnieju. Dostałem ją z powrotem dopiero po tym,
jak Voldemort się odrodził. Zresztą sam słyszałeś. Byłeś w
gabinecie dyrektora.
Mistrz
Eliksirów spojrzał na niego z ukosa.
-
Tak, owszem - odrzekł z grymasem. Gryfon stwierdził, że jego
ojciec pewnie zdenerwował się, że wcześniej nie poskładał tych
wszystkich informacji do kupy. - Czyli mapa była w posiadaniu
szalonego sługusa Voldemorta przez kilka miesięcy. Mógł z nią
zrobić wszystko! Mógł znaleźć sposób, by ją skonfundować!
Mógł zrobić kopię, i to niejedną! Nie pomyślałeś o tym, zanim
zacząłeś ją pożyczać na prawo i lewo?
-
Pożyczyłem ją osobie, którą uważałem za Moody'ego! -
zaprotestował Harry. - Myślałem, że to były auror! Sądziłem,
że pomoże mu ona udowodnić, że to ty
knułeś coś niedobrego! A czemu sądziłem, że trzeba cię
śledzić? Bo z premedytacją robiłeś jak najgorsze wrażenie! A
tak w ogóle to nie moja wina, że Crouch "pożyczył"
mapę. I tak by ją wziął, nawet gdybym się nie zgodził.
Wiedział, że mapa pokazuje, kim on naprawdę jest!
-
Zgadza się - odparł Snape, choć nadal wyglądał, jakby uważał,
że Harry postąpił lekkomyślnie.
-
Wiesz co - kontynuował Gryfon rozeźlonym tonem, kiedy stare urazy
na chwilę wzięły górę - gdybyś tak wcześniej zostawił Remusa
w spokoju, nie musiałby rezygnować z posady i na jego miejsce nie
zostałby przyjęty śmierciożerca w przebraniu! Czyli jeśli jest w
tym czyjaś wina, że mapa dostała się w niewłaściwe ręce, to
tylko twoja!
-
Tu nie chodzi o szukanie winnego - skomentował nauczyciel spokojnym
tonem, ale to bynajmniej nie ułagodziło chłopaka.
-
Ty po prostu nie lubisz Remusa! Byłeś wobec niego okrutny tylko
dlatego, że wieki temu zdarzyło się coś, na co nie mógł nic
poradzić!
-
Okrutne byłoby, gdybym przestał warzyć dla niego eliksir tojadowy
- odparował Snape. - Zaś co do reszty, moje kontrargumenty związane
z przyjmowaniem wilkołaka na stanowisko nauczyciela były jak
najbardziej racjonalne. Nie tylko dlatego, że z pierwszej ręki
doświadczyłem, co to znaczy napotkać takiego podczas pełni.
-
Przecież wiedziałeś, że nie jest niebezpieczny, dopóki bierze
eliksir...
-
Który, zauważ, raz zapomniał wziąć.
-
Ty mu po prostu nigdy nie wybaczyłeś, że przyjaźnił się z
moim... z Jamesem!
Mistrz
Eliksirów uniósł dloń.
-
Harry, to, jak traktowałem Lupina w przeszłości, nie ma żadnego
związku ze sprawą, jak również to, co myślę o nim teraz. Czy
jest coś jeszcze, co mógłbyś mi opowiedzieć o tej mapie?
Harry
siłą woli narzucił sobie spokój.
-
Nie. Może tylko tyle, że od czasu Croucha nie oddawałem jej nikomu
innemu. I jeszcze to, że Glizdogon może coś wiedzieć o jej
działaniu, skoro był przy tym, jak powstawała. Mógł pomóc
Crouchowi coś z nią zrobić. Znaczy, Glizdogon pilnował przecież
ojca Croucha, więc musieli się ze sobą często kontaktować.
-
Niestety Voldemort nigdy nie rozmawiał z nikim o mapie w mojej
obecności - rzekł Mistrz Eliksirów w zadumie, pukając palcem w
policzek.
-
Dostałem ją z powrotem zanim ty... poszedłeś do niego -
przypomniał Harry.
-
Owszem, ale biorąc pod uwagę, że nie wspomniał o niej ani razu,
to oznacza, że nie byłem tak ściśle związany z wewnętrznym
kręgiem, jak sądziłem.
-
Rozgrywki wewnętrzne - zauważył Harry. - Tak jak mówiłeś
dyrektorowi.
-
Być może.
Snape
przyglądał się mapie dłuższą chwilę, po czym dotknął jej
różdżką.
-
Koniec psot.
Pergamin
był czysty w mgnieniu oka.
-
Interesujące, że mapa przyjmuje zarówno stare hasło, jak i nowe w
wężomowie - zauważył Snape. - Zaklęte obiekty są zazwyczaj dużo
bardziej wybredne. Nawet zmiana tonu głosu może sprawić, że
inkantacja nie zadziała. Jednak ta mapa reaguje nawet na język
węży. Doprawdy zadziwiające.
-
Tak sobie myślę... - zaczął Harry. - Może gdybym rzucił na nią
zaklęcie przez różdżkę, to by nam pokazała, co naprawdę zaszło
w sowiarni?
-
Uważam, że najbardziej prawdopodobnym skutkiem takich manipulacji
byłoby jej zniszczenie.
-
Magia różdżkowa nie zniszczyła tej magicznej ramy...
-
Ale mogła - warknął nauczyciel. - Poza tym, jak dobrze wiesz, nie
jestem w stanie odwrócić twoich zaklęć, rzuconych w wężomowie.
Co by się stało, gdyby mapa wciągnęła cię do środka? Tylko
czar rzucony przez innego wężomówcę byłby cię ocalił! Obawiam
się jednak, że Voldemort by odmówił takiej prośbie, nie
sądzisz?
-
Ja mógłbym rzucić zaklęcie...
-
Gdybyś znalazł się w środku, jak niby miałbyś dotknąć
powierzchni mapy różdżką?
Harry
zamrugał, kiedy zdał sobie sprawę, że ojciec miał rację.
-
Dobra, już dobra. Tak tylko pytałem.
-
Mam nadzieję, że na jakiś czas zakończysz
gryfońskie sprawki.
Czy tak? Nie zamierzasz zrobić czegoś zupełnie szalonego, jak na
przykład rozwiązać cały ten problem samemu?
-
No, posłałem Zgredka, żeby przyniósł różdżkę Draco...
Nagle
w kominku wybuchł zielony płomień.
-
Severusie, są u mnie państwo Parkinson. Czy mógłbyś do nas
dołączyć?
-
Ależ oczywiście, dyrektorze - odparł Mistrz Eliksirów jedwabistym
głosem. Rzucając Harry'emu znaczące spojrzenie, mężczyzna złożył
mapę i wsunął ją do kieszeni spodni, po czym wstał i skierował
się do sypialni. Wyszedł stamtąd w świeżych szatach i wręczył
synowi małą fiolkę z rzadkim, różowym płynem. - To łagodny
środek nasenny - oznajmił. - Dobrze ci zrobi, jeśli zażyjesz
spokojnego snu, nie przerywanego koszmarami. Wydaje się, że jesteś
dość... wzburzony.
-
Ty też - sarknął Harry, po czym wziął fiolkę i przełknął
zawartość. - Po tym, co się stało, chyba wszyscy potrzebujemy
snu. Szkoda, że musisz tam iść... - Chłopak ziewnął szeroko,
kiedy eliksir zaczął działać.
-
Połóż się do łóżka. Koniec ze spaniem na sofie - zbeształ go
łagodnie Snape. - Sprawą Zgredka i różdżki ja się zajmę. Nie
będziesz podejmował żadnych kroków bez konsultacji ze mną, czy
to jasne?
-
Uhm - mruknął Harry. Potykając się o własne nogi, chłopak
pokonał jakoś przestrzeń dzielącą salon od sypialni. Za sobą
usłyszał szum ognia w kominku, gdy Snape opuszczał mieszkanie.
Harry zrobił kolejne kilka kroków i rzucił się na łóżko,
prosto w objęcia Morfeusza.
***
Obudził
go dzwonek do drzwi.
Dobrze,
że ten eliksir był łagodny
- pomyślał chłopak, po czym zwlekł się z materaca i poszedł do
salonu, by sprawdzić pergamin przy drzwiach. Byłoby kiepsko, gdyby
przespał wizytę swoich przyjaciół. Wolał nawet nie myśleć,
jakie plotki by to spowodowało. Sytuacja była już wystarczająco
kiepska, ponieważ wiedzieli o jego podbitym oku. Lepiej, by nie
zaczęli sądzić, że zaginął.
Rozejrzał
się po pokoju, szukając wzrokiem swojej peleryny. Leżała na
podłodze, a połączone herby Gryffindoru i Slytherinu na odznace
były doskonale widoczne.
-
Otwórz się - rozkazał Harry w wężomowie, mając nadzieję, że
będzie mógł zamknąć je z powrotem jak najszybciej, zanim jakiś
przechodzący korytarzem Ślizgon zobaczy jego limo. Im mniej ludzi o
nim wiedziało, tym lepiej.
Drzwi
odchyliły się na zawiasach, odsłaniając stojących w korytarzu
Rona i Hermionę. Oboje mierzyli w Harry'ego różdżkami.
-
Czy on tu jest? - warknął Ron, zanim Harry zdążył się
odezwać.
-
Nie - odparł Harry, wiedząc doskonale, kogo Ron miał na myśli.
-
To dobrze - powiedział rudzielec, rozglądając się wokół, jak
gdyby wolał się przekonać na własne oczy. - Tak właśnie
myślałem, że Snape go nie wpuści z powrotem, ale z tymi
Ślizgonami to nigdy nic nie wiadomo.
-
Może usiądźmy - zaprosił ich Harry.
Przyjaciele
weszli do środka.
-
Dobrze - zgodziła się Hermiona, przysiadając na brzeżku sofy. Ron
podsunął sobie krzesło, ale nie opadł na nie, jak to robił
zazwyczaj. Zamiast tego siedział wyprostowany, z różdżką w ręku,
jakby spodziewał się, że Draco wychynie z jakiegoś kąta i ich
zaatakuje.
Harry
z trudem powstrzymał westchnienie, ale zmusił się, by nie dać
emocjom sobą powodować.
-
Czy wy... eee, byliście gabinecie Dumbledore'a, kiedy... dowiedział
się o Pansy?
Hermiona
potrząsnęła głową.
-
Nie, już wcześniej się o tym dowiedzieliśmy. Susan Bones była na
spacerze i natknęła się na... na nią. Susan kiepsko to zniosła,
ale chyba każdy by się załamał nerwowo, gdyby zobaczył... coś
takiego. Zaczęła uciekać, krzycząc do ludzi po drodze. Usłyszał
to któryś nauczyciel i zawiadomił dyrektora.
Harry
starał się to wszystko jakoś uporządkować w czasie.
-
Aha, czyli poszliście do Dumbledore'a, żeby mu powiedzieć o moim
oku, tak? Wiecie co, trzeba to było zostawić mojemu tacie. Nie
potrzeba nam tu kolejnej wizyty CSR.
Hermiona
przechyliła się w jego stronę i uspokajająco położyła mu dłoń
na kolanie.
-
Wiem. Kiedy nie znaleźliśmy Malfoya w zamku...
-
A szkoda, bo zamierzałem mu nieźle przyłożyć. Ciekawe, jak by mu
się to spodobało! - wtrącił Ron, czerwony ze złości.
-
Tak czy inaczej, nigdzie go nie było - kontynuowała Hermiona.
-
Plan był taki...
-
Ronaldzie, pozwolisz mi to wreszcie wyjaśnić?
Rudzielec
mruknął coś pod nosem, schował różdżkę do kieszeni i
sarkastycznym gestem polecił Hermionie, by robiła swoje. Dziewczyna
zacisnęła usta w wyrazie irytacji, po czym ciągnęła:
-
Nie mogliśmy odszukać Malfoya, ale za to usłyszeliśmy Susan,
kiedy zeszliśmy z wieży. Susan krzyczała coś o tym, że Pansy nie
żyje...
-
Chwila - wszedł jej w słowo Harry, bo coś tu się nie zgadzało. Z
tego, co śnił wcześniej, trumna Pansy miała być przez cały czas
zamknięta podczas ceremonii pogrzebowej ze względu na okropny stan
zwłok. Czyżby wydarzenia zaczynały zbaczać z linii ustanowionej
przez jego przyszłowidcze sny? - Czyli Susan rozpoznała, że to
Pansy?
Hermiona
skrzywiła się.
-
Niezupełnie. To, co opisywała, brzmiało... okropnie. - Dziewczyna
zniżyła głos. - Jak zrozumiałam, ciało się dosłownie...
rozbryznęło. To straszne o tym mówić, a co dopiero zobaczyć na
własne oczy. Biedna Susan. Z tego, co mówiła, ciało upadło
twarzą w górę, tylko że z tej twarzy niewiele zostało... Ale
poznała Pansy po włosach, no i po wisiorku. Leżał na... na tym,
co z niej zostało. Pamiętasz, taki złoty, popisywała się nim po
Gwiazdce...
Harry
spojrzał na nią znacząco. Hermiona westchnęła.
-
Ach, no tak. Nie widziałeś go. Były na nim wyrzeźbione litery,
dwa ozdobne P splecione razem jak węże. To dlatego Susan
wiedziała... - Gryfonka urwała i odwróciła wzrok, oddychając
głęboko.
-
Chcesz coś na mdłości? - zaproponował Harry spokojnym tonem.
Chciał ją uspokoić, ale też była to zagrywka strategiczna. -
Wiem, gdzie Severus trzyma Wywar Kojący Żołądek.
-
Nie, nie, nic mi nie jest - wyszeptała Hermiona, choć nadal kiepsko
wyglądała. Odczekała chwilę, zanim wróciła do tematu. -
Poszliśmy do dyrektora, bo przecież wiedzieliśmy doskonale, kto
mógł wypchnąć Pansy za okno. Stwierdziliśmy, że powiadomimy go
od razu, zanim Malfoy zrobi krzywdę komuś jeszcze.
-
Draco mnie uderzył, ale nie zabił Pansy - wyrzucił Harry. Na widok
ich niedowierzających spojrzeń dodał: - Naprawdę. A tak w ogóle,
to czemu sądzicie, że to on? Tylko dlatego, że nie było go w
mieszkaniu Severusa w tym samym czasie?
-
No, nie wygląda to na zbieg okoliczności - odparł Ron.
-
Owszem, nie. To zostało zaplanowane. Wrobili go - wytłumaczył
Harry, ale odpowiedziała mu tylko głucha cisza. W końcu odezwała
się Hermiona.
-
A czemu tak sądzisz?
-
Bo to jedyne sensowne wyjaśnienie - odrzekł Harry i westchnął,
zastanawiając się, ile im powiedzieć, tak żeby nie było ani za
dużo, ani za mało. - Gdybyście go tylko zobaczyli... Severus
poszedł po niego i wrócił kominkiem. Draco był nieprzytomny, w
śpiączce. Ktoś rzucił na niego klątwę i podał mu Somulus.
Ktoś... a właściwie to uważamy, że chodzi o Lucjusza, chce
zrobić wszystko, żeby wywalili Draco ze szkoły. Nawet jeśli muszą
w tym celu poświęcić innego Ślizgona, żeby mogli zwalić winę
na Draco.
Ron
prychnął.
-
Stary, nie chcę tego mówić, ale sprzedał ci całkiem niezłą
bajkę. Malfoy jest sprytny. Zrobił to tak, żeby wyglądało na to,
że został wrobiony. Dzięki temu morderstwo ujdzie mu na sucho.
Bardzo ślizgońskie. Poza tym, jeśli to faktycznie spisek jego
ojca, to czemu cię uderzył? Dla mnie to wygląda, że w końcu
pokazał, kim naprawdę jest.
-
Mieliśmy sprzeczkę - potwierdził Harry. - Trochę go poniosło i
zareagował ostrzej, niż powinien. To nie znaczy, że od razu zwrócę
się przeciw niemu. Przyjaciele tak nie robią.
-
On nie zasługuje na twoją przyjaźń - powiedziała cicho
Hermiona.
-
Pamiętasz, jak uderzyłem Rona? - rzekł Harry, spoglądając prosto
w oczy najpierw Hermionie, a potem Ronowi. - Załatwiliśmy tę
sprawę między sobą. Było, minęło. Tak właśnie postępują
przyjaciele.
-
Owszem, ale ja się wtedy sam o to prosiłem, wygadując to... sam
wiesz co - przyznał Ron, zaróżowiony na twarzy.
-
Wiem. Dlatego chyba rozumiesz, jak to jest. - Harry urwał na chwilę,
zastanawiając się, jak nie skłamać przyjaciołom, a zarazem ukryć
fakt, że kłótnia zakończona uderzeniem dotyczyła listu Pansy.
Ron i Hermiona już i tak uważali Draco za winowajcę. Jednak cios
trzeba była jakoś wyjaśnić... - Ja też powiedziałem coś, czego
nie powinienem. To było dla niego zbyt wiele. Chodzi o to, że...
Może to nie ma sensu, ale powiedziałem mu o moim jednym śnie, w
którym pojawił się Lucjusz.
Hermiona
skrzyżowała ramiona na piersi i pokręciła głową.
-
Harry, doprawdy. Jeśli Draco uderzył cię za obgadywanie jego
okropnego ojca, to powinno ci to uświadomić, że wcale się nie
zmienił.
Chłopak
zgrzytnął zębami i posłał jej rozeźlone spojrzenie.
-
Wiesz co, nie powinnaś się odzywać, dopóki nie wiesz wszystkiego
na ten temat. Opowiedziałem Draco, że widziałem we śnie Lucjusza
pomagającego mugolakom uciekać przed Voldemortem. Draco bardzo się
zdenerwował. Niewielu rzeczy pragnie tak jak tego, żeby jego ojciec
przeszedł na jasną stronę, ale zdaje sobie sprawę, że nigdy do
tego nie dojdzie. Dlatego mnie uderzył! I wiecie co? Trudno mi go
winić, biorąc pod uwagę, że sam mam na to ochotę, kiedy widzę
was dwoje święcie przekonanych, że Draco byłby zdolny do
morderstwa tylko dlatego, że walnął mnie pięścią!
Ron
i Hermiona gapili się na niego, zszokowani. Trzeba jednak przyznać,
że porcja informacji, którą otrzymali, była całkiem spora.
-
Czemu miałbyś mówić Malfoyowi o tym śnie? - zapytała
Hermiona.
-
Kurde, czemu w ogóle miałby ci się śnić Lucjusz? - pospieszył z
kolejnym pytaniem Ron.
-
Nie wiem - odrzekł mu na to Harry. - Słuchaj, to nie ty mieszkasz z
nim pod jednym dachem od miesięcy. Ta sprawa z jego ojcem cholernie
go boli. Jak ty byś się czuł, gdyby twój ojciec nałożył cenę
na twoją głowę? A powiedziałem mu o tym, bo... - Harry westchnął.
- Ja wiem, że nie powinienem. Draco popadał w coraz większą
depresję, bo nie udawało mu się przeciągnąć Ślizgonów na
swoją stronę, a mnie naprawdę przyśnił się Lucjusz. Chyba sobie
pomyślałem, że dam Draco coś, w czego kierunku mógłby dążyć.
Niestety, ta próba odbiła się na mnie rykoszetem - dokończył,
przykładając lód do oka.
-
Masz nieźle popieprzone sny - skomentował Ron.
-
Widocznie masz ambiwalentne uczucia względem twojej relacji z
Malfoyem - podsunęła Hermiona, zamyślona. - Zastanawiasz się, czy
to mądre, że coraz bardziej go lubisz. Dlatego twój umysł tworzy
jakieś dziwne wizje w czasie snu, fantazje o tym, co by było, gdyby
Malfoy pochodził z innej rodziny.
-
Możliwe - zgodził się Harry dla świętego spokoju i kiwnął
głową. Całe szczęście, że żadne z jego przyjaciół nie
skojarzyło dziwnego snu z jego proroczymi wizjami. Wolał już, żeby
Hermiona analizowała jego psychikę, niż zaczęła dyskutować o
proroczych snach.
Ron
skrzywił się.
-
Wiesz co, jeśli masz ambiwalentne uczucia względem swojej sympatii
do Draco Malfoya, to przynajmniej oznacza, że nie jesteś kompletnie
szalony.
-
Wyjaśnia to również, dlaczego wzdragasz się przed uznaniem go za
winnego - oznajmiła Hermiona nauczycielskim tonem.
-
Wzdragam się, bo Draco nie jest winny! - zezłościł się Harry. -
Nie był nawet przytomny w chwili, gdy zamordowano Pansy!
-
A ty skąd o tym wiesz?
-
Bo go widziałem, kiedy wreszcie zadziałało antidotum! Hermiono, on
nawet nie wiedział, że Pansy nie żyje! Nawiasem mówiąc, kiepsko
przyjął tę nowinę. Znaczy, nawet kiedy już wychodził, wciąż
nie mógł w to uwierzyć.
-
Hmm - mruknęła Hermiona, przyglądając się Harry'emu z ukosa. -
Co masz na myśli, że Malfoy wyszedł? Jeśli jest niewinny,
powinien tu zostać i udzielić wyjaśnień aurorom.
-
Ostatnim razem, gdy udzielał wyjaśnień aurorom, nie potraktowali
go najlepiej, delikatnie mówiąc - wyjaśnił Harry. - Wtedy, gdy
przyniósł moją różdżkę, oni... No, nikt nie wie dokładnie, co
się stało, bo był wtedy z nimi sam, ale jedno jest pewne: to było
okrutne i niepotrzebne. Severus i Dumbledore postanowili, że tym
razem dopilnują, by do tego nie doszło.
-
Dumbledore? - zapytał szybko Ron.
-
Tak, był tutaj. On też uważa, że Draco jest niewinny - odrzekł
Harry, choć nie była to do końca prawda. Dyrektor niczego takiego
nie mówił, ale sam sposób, w jaki rozmawiał z Draco... Cicho, ze
współczuciem, jakby Ślizgon był ze szkła i jedno szorstkie słowo
mogło go rozbić na kawałki. - Był tutaj, kiedy Draco się
obudził. Chyba używał kilka razy legilimencji. To on nalegał,
byśmy na razie trzymali Draco z dala od aurorów.
-
Nie wydaje ci się, że Malfoy zna przynajmniej podstawy oklumencji?
- wycedziła Hermiona.
-
Nie - odparł pewnym tonem Harry. - Lucjusz nie chciał, żeby Draco
mógł cokolwiek przed nim ukryć. Poza tym, trzeba go było
zobaczyć. On był w takim szoku, że w życiu by się nie mógł
oklumować. Do tego trzeba być spokojnym, a on był wstrząśnięty,
nie mówiąc już o tym, jak krzyczał... - Harry urwał, ale
wiedział, że nie ma wyjścia, jak tylko kontynuować. - Nie dajcie
po sobie poznać, że o tym wiecie, dobra? - zapytał błagalnym
tonem. - Draco by się wkurzył. Chodzi o to, że ma okropne
poparzenie na klatce piersiowej. Dałem mu w prezencie taki amulet,
który się rozgrzewa, gdy ktoś podchodzi do jego właściciela ze
złymi zamiarami. Severus nie chciał uleczyć tej rany, bo to dowód
dla aurorów, że ktoś planował zrobić Draco krzywdę.
-
Dowód alby sprytny sposób, żeby wprowadzić cię w błąd.
-
Hermiono...
-
Harry, Pansy nie żyje - oznajmiła Gryfonka twardym tonem, jakby sam
tego nie wiedział. - Rozumiem, że za wszelką cenę chcesz go
ochronić, ale nie możesz wiedzieć na pewno, że tego nie zrobił.
-
A ty nie możesz wiedzieć na pewno, że to zrobił!
-
Wiem, że to bardzo, bardzo podejrzane, że akurat w tym czasie
wędrował sobie po zamku. A z tego, co mówisz, był w szale po tym,
co mu mówiłeś o tamtym śnie. Nie pomyślałeś o tym, że może z
powodu twojego snu zaczął myśleć, że nazwisko Malfoy zaczyna
tracić swoją złowrogą otoczkę, i postanowił ją odbudować,
nawet kosztem życia Pansy...
-
Jeśli by chciał odbudować
złowrogą otoczkę,
to by wyrzucił mugolaka z sowiarni! Kogoś takiego, jak ty!
-
Posuwasz się za daleko! - zwrócił mu uwagę Ron.
-
Ona też, kiedy nazywa Draco mordercą!
-
Nie powiedziałam tego - zaprotestowała Hermiona.
-
Ale to miałaś na myśli!
-
Tak - potwierdziła. - Harry... Przykro mi, że nie mogę uwierzyć w
przemianę Malfoya tak, jak byś tego chciał. Po prostu nie mogę,
rozumiesz? Możemy się o to nie kłócić?
Harry
przyjrzał się swoim przyjaciołom.
-
Ja też nie chcę się kłócić. Właściwie to chcę was o coś
poprosić. To ważne. Bardzo ważne.
Hermiona
zacisnęła wargi.
-
Nie pozwolę, żeby morderstwo uszło Malfoyowi na sucho. Jeśli
chcesz nas poprosić, byśmy skłamali, to ja tego nie zrobię.
-
Ja też nie - dodał Ron. - Dla ciebie bym skłamał, bo bym wierzył,
że jesteś niewinny. Ale z nim to co innego.
-
Nie musicie kłamać - westchnął Harry. - Po prostu nie
opowiadajcie wszystkim o sprawach, które nie mają bezpośredniego
związku z wydarzeniami w sowiarni.
-
Że co?
-
Ron, on mówi o tym siniaku - wyjaśniła Hermiona, ganiąc rudzielca
spojrzeniem. - Ale to ma związek - kontynuowała, zwracając się do
Harry'ego. - Pokazuje, w jakim Malfoy był nastroju, kiedy stąd
wyleciał.
-
Czy wy chcecie, żeby Draco został uwięziony dlatego, że naprawdę
kogoś zabił, czy dlatego, że jesteście na niego źli, bo mnie
uderzył? - zdenerwował się Harry. - Może pozwólmy faktom mówić
za siebie, co? Jeśli Draco jest niewinny, to nie powinien zostać
wtrącony do Azkabanu tylko za to, że uderzył Chłopca, Który
Przeżył. Dlatego obiecajcie mi, że nie powiecie nikomu o moim
oku!
Ron
wyglądał na rozdartego między gryfońskim poczuciem
sprawiedliwości a nieodpartą pokusą zobaczenia Malfoya za
kratkami.
-
Jesteś mi to winien! - wybuchnął Harry. - Snape zamierzał zmusić
cię do napisania kolejnych dziesięciu tysięcy zdań! Chciał
przekonać twoich rodziców, żeby to oni ci kazali! Powiedziałem
mu, że to małostkowe, głupie i mściwe, i dlatego wymyślił inny
sposób na to, żebyś musiał tu przychodzić i przekonać się na
własne oczy, że jest dla mnie dobrym tatą! Jesteś mi to winien,
bo dzięki mnie nie musiałeś wybierać między odejściem ze szkoły
a pisaniem kolejnych dziesięciu tysięcy zdań!
Ron
zacisnął wargi i kiwnął głową.
Usatysfakcjonowany,
Harry zwrócił się do Hermiony.
-
Ty też jesteś mi coś winna! Za tamtą klapę z CSR! Prawie
straciłem ojca przez to, że za szybko wyciągnęłaś wnioski, i to
na dodatek kompletnie błędne! Dlatego teraz się powstrzymaj,
dobra? Pozwól aurorom robić to, co powinni. Niech sami stwierdzą,
czy to Draco jest sprawcą, czy nie.
Hermiona
zamarła.
-
No dobrze - ustąpiła. - Nie powiem nikomu o twoim oku.
Obiecuję.
Harry
mógł teraz zacząć obmyślać strategię.
-
Kto jeszcze wie poza Dumbledore'em?
-
Nikt...
-
Widzieliście się z Ginny od czasu, kiedy poszła do Severusa z
wiadomością, że nikt nie otwiera drzwi do jego mieszkania?
-
No, widzieliśmy się z nią, ale nie rozmawialiśmy o tym. Ginny
starała się uspokoić Susan na tyle, żeby dało się ją
zaprowadzić do skrzydła szpitalnego. Nie chcieliśmy im
przeszkadzać. Susan naprawdę potrzebowała pomocy, tylko że nikt
jakoś się do tego nie kwapił! Powiedzieliśmy jej tylko, że
profesor Snape jest u siebie i zajmuje się wszystkim. Potem
poszliśmy do Dumbledore'a i opowiedzieliśmy mu o tym, jak Malfoy
cię uderzył i pobiegł do sowiarni.
-
Skąd mogliście wiedzieć, że poszedł właśnie do sowiarni? Ja
wam tylko powiedziałem, że się tego obawiam - zapytał Harry,
zsuwając się niżej na krześle. Chciało mu się spać, ale to
musiało poczekać. - Zastanówcie się głęboko. Czy mówiliście
komukolwiek o moim oku, już po tym, jak wyszliście do
dyrektora?
Ron
pokręcił głową.
-
Dumbledore nam zabronił. Kazał nam nie dolewać oliwy do ognia.
Jednak pomyślałem sobie już wcześniej, że może byś wolał, by
cała szkoła nie dowiedziała się o tym, że Malfoy ci dołożył.
Trochę to żenujące. Poza tym sądziłem, że Snape się wszystkim
zajmie.
-
A zajął się? - dopytywała Hermiona. - Twoje oko wygląda tak samo
okropnie, jak wcześniej...
Harry
szybko podniósł zawiniątko z lodem i przykrył siniec.
-
No właśnie - zawtórował Ron. - Jak dla mnie, to wygląda
podejrzanie okropnie. Kiedy otworzyłeś drzwi, zachowywałeś się
tak, jakby Malfoy dopiero co wyszedł. To znaczy, że walnął cię
dosłownie parę minut wcześniej, tak? To jakim cudem twoje oko
zdążyło tak sczernieć i spuchnąć?
-
Właśnie dlatego Severus powstrzymuje się z podjęciem leczenia,
dopóki dokładnie tego nie przemyśli - wytłumaczył Harry. -
Uzdrowienie moich oczu opierało się głównie na magii. Severus
uważa, że właśnie dlatego siniak pojawił się od razu. Nie chce
aplikować tam żadnych czarów, dopóki nie postawi diagnozy i nie
będzie wiedział, jakie mogą być efekty.
-
Krótko mówiąc, jest zajęty Malfoyem - podsumowała Hermiona
szorstko. - A czy ktokolwiek pomyślał, że bez natychmiastowej
pomocy możesz stracić wzrok w tym oku?
-
Natychmiastowe działanie czarami też mogłoby mieć fatalny skutek
- zaprotestował Harry. - Severus tego tak po prostu nie ignoruje,
Hermiono, zapewniam cię. I nie podoba mi się, że sugerujesz, się
mną nie zajmuje! On jest dobrym ojcem!
Dla
nas obu
- chciał dodać, ale wiedział, że lepiej tego nie robić. Nie
chodziło o to, że wstydził się przyznać, że uważa Draco
Malfoya za brata, a o to, że swoim stwierdzeniem tylko by dolał
oliwy do ognia, jak to ujął Dumbledore. Zaś denerwowanie Rona i
Hermiony było ostatnią rzeczą, jakiej Harry potrzebował.
-
Posłuchajcie - zagaił. - Potrzebujemy wymyślić jakąś historyjkę
i trzymać się jej. Was pewnie nie będą w ogóle przesłuchiwać,
bo niby po co, ale trzeba coś przygotować, tak na wszelki wypadek.
Zobaczmy... Może tak: Ginny była tu z wami, ale posłaliście ją
po Severusa, kiedy się okazało, że nikt nie otwiera drzwi. Potem
jej powiedzieliście, że Severus się wszystkim zajął.
Wytłumaczcie jej, że nie otworzyliśmy drzwi, bo akurat... eee,
wypróbowywaliśmy eliksiry powodujące czasową utratę słuchu.
Severus wrócił do domu, otworzył wam drzwi i powiedział wam, że
pomoże nam uwarzyć antidotum, i że wszystko będzie w
porządku.
Ron
odchrząknął.
-
Hmm. To całkiem niezła historyjka.
-
No. Muszę jeszcze powiedzieć Draco, żeby też się jej trzymał. -
Harry westchnął. - Chociaż pewnie cała prawda wyjdzie na jaw,
jeśli przesłuchają go pod Veritaserum.
-
Wielka szkoda, że nie mogą - skomentowała Hermiona zgryźliwym
tonem.
Harry
zmarszczył brwi, i zorientował się, że oko boli go od tego
jeszcze bardziej.
-
Że co? - mruknął.
-
Och, Harry - warknęła gniewnie. - Masz to wszystko w podręczniku
do eliksirów. Veritaserum nie można podawać nieletnim, czyli w
przypadku czarodziejów osobom poniżej siedemnastego roku życia bez
zgody rodziców.
Harry
poczuł się, jakby go miała za głupka. Nie potrzebował aż tak
szczegółowych wyjaśnień, gdyż wiedział doskonale, w jakim wieku
czarodzieje osiągają pełnoletniość.
-
A skoro Malfoy jest upełnoletniony - kontynuowała Hermiona - to
jest jakby swoim własnym rodzicem. Wystarczy, że odmówi przyjęcia
Veritaserum i ministerstwo nic na to nie poradzi.
-
Jesteś pewna? - dopytywał Harry. - Może po tym upełnoletnieniu on
już jest traktowany jak dorosły?
-
Nie, jest wciąż nieletni. Jest tylko władny podejmować za siebie
decyzje, które normalnie podejmują rodzice lub inni opiekunowie
prawni, włącznie z pozwoleniem na przyjęcie Veritaserum -
tłumaczyła Hermiona. - Jeśli ministerstwo chce go przesłuchać
pod eliksirem, muszą uzyskać jego zgodę albo czekać, aż skończy
siedemnaście lat.
Harry
pomyślał sobie o Umbridge i o tym, jak to z pewnością nie
zapytała Dursleyów, czy może podać mu Veritaserum. Rzecz jasna
Umbridge nigdy nie należała do osób, które postępują zgodnie z
prawem. Owszem, Dumbledore i Snape też złamali to konkretne prawo,
podając Draco Veritaserum po tym, jak dostarczył im różdżkę
Harry'ego. Harry jednak wiedział, że tych dwóch przypadków nie
należy porównywać. Nie miał również ojcu ani dyrektorowi za złe
tego, co zrobili. Jeśli natomiast chodzi o przemilczenie Snape'a, to
była inna historia. Ojciec mu nigdy nie powiedział, że razem z
Dumbledore'em zaaplikowali Draco eliksir prawdy nielegalnie. Teraz,
gdy Draco miał być znów przesłuchiwany przez aurorów, Harry
obawiał się, że mogą podać mu serum, podczas gdy w ogóle nie
było takiego niebezpieczeństwa, skoro prawo im tego zakazywało!
Mimo to Snape nigdy Harry'emu o tym nie napomknął, każąc mu
wymyślać niestworzone historie tylko po to, żeby Draco się nie
zorientował, że Harry sam się uwolnił spod wpływu
Petrificusa.
Chłopak
wmawiał sobie, że nie ma się co tak zamartwiać. Dopóki Draco
zachowa zimną krew i nie pozwoli sobą manipulować za pomocą
jakichś sprytnych psychologicznych sztuczek, tajemnice Harry'ego
będą bezpieczne. Prawda o jego podbitym oku i jego ciemnych mocach,
a przede wszystkim o przepowiedni, której treść Voldemort wciąż
chciał poznać.
-
Harry, jesteś tam? - spytał Ron. - Coś nagle strasznie
przycichłeś.
-
Zastanawiam się - odrzekł Harry wymijająco. - Trochę się martwię
o Draco.
Przyjaciele
spojrzeli na niego tak, jakby litowali się nad kimś niespełna
rozumu, ale Harry to zignorował. Jak się okazało, była to słuszna
decyzja, ponieważ w tej samej chwili buchnął ogień w kominku i
Snape wszedł do środka, strzepując popiół z szat. Harry był
zadowolony, że ojciec nie wpadł tutaj, kiedy się kłócili. Snape
już i tak miał jak najgorsze mniemanie o gryfońskich przyjaciołach
syna.
-
Panie Weasley, panno Granger - odezwał się nauczyciel oficjalnie. -
Harry, byłem przekonany, że śpisz. Cieszę się, że przynajmniej
nie zapomniałeś o lodzie.
-
Trochę się zdrzemnąłem. Dzwonek mnie obudził. Eee... czy
wszystko ustalone z państwem Parkinson?
Hermiona
wzdrygnęła się na te słowa. Harry przypuszczał, że pomyślała
pewnie o tym, jak potworna musiała być dla rodziców Pansy
wiadomość o śmierci jedynej córki.
Snape
skinął głową z powagą.
-
Domagają się śledztwa, ale jak większość czarodziejów czystej
krwi wzdragają się przed przeprowadzeniem autopsji. Aurorzy już
przybyli do Hogwartu i oglądają miejsce zbrodni. Zajmują się też
ciałem, chociaż nie mogą użyć pewnych metod ze względu na wolę
państwa Parkinson.
-
Tato, chyba też jesteś zmęczony - powiedział Harry łagodnie. -
Może się trochę prześpisz?
-
Nie. Zbyt wiele jeszcze zostało do zrobienia. Pogrzeb odbędzie się
w środę w Hogwarcie. Ponieważ jestem opiekunem domu, do którego
należała zmarła, mam w związku z tym pewne obowiązki. Obiecałem
też Draco, że pójdę do niego wieczorem.
-
Ja też pójdę - zaproponował Harry. Snape rzucił mu niezadowolone
spojrzenie.
-
Ty masz się wyspać.
-
Mogę przecież spać w... - zaczął Harry, po czym nagle zdał
sobie sprawę, że istnienie tamtego miejsca też musieli trzymać w
tajemnicy. - Nie mówcie też nikomu o Devon - nalegał, wiedząc
doskonale, że przyjaciele szybko się zorientują, gdzie się ukrył
Draco.
-
Oczywiście, nikomu nie powiemy - odparła Hermiona
sarkastycznie.
Harry
zrobił zdziwioną minę.
-
Miała na myśli, że Zaklęcie
Fideliusa
nam na to nie pozwoli - wyjaśnił Ron. - Nikomu nie możemy
powiedzieć o chacie w Devon, Harry, i to dosłownie. Chyba nawet
Veritaserum by na to nie pomogło.
-
Sądziłem, że po prostu nie możecie zdradzić położenia tego
miejsca.
-
Nikt poza Albusem nie może zdradzić, że takie miejsce w ogóle
istnieje - wytłumaczył Snape, podchodząc bliżej. - Aurorzy nie
wiedzą, że ukrywamy Draco. Dyrektor powiedział im tylko, że Draco
jest chwilowo nieosiągalny.
Nagle
Harry przypomniał sobie Glizdogona i zalała go fala wściekłości.
Dom w Dolinie Godryka był doskonale bezpiecznym miejscem dla jego
rodziny! A przynajmniej byłby, gdyby to Dumbledore został
Strażnikiem Tajemnicy. Niestety, dyrektor nie był całkowicie
przekonany o niewinności Draco, ale pozostawało to kwestią czasu.
Harry miał nadzieję, że wyjawienie prawdy o Mapie Huncwotów nie
okaże się błędem.
-
Dobrze, że mamy takie miejsce dla Draco - mruknął.
Snape
skrzyżował ramiona na piersi.
-
Wyjaśniłeś sobie wszystko z przyjaciółmi? - zapytał, ostatnie
słowo wymawiając z wyczuwalną ironią.
-
Nie byli tutaj i nie widzieli, w jakim stanie był Draco, dlatego nie
mają co do niego takiej pewności, jak ty i ja - odrzekł Harry
dyplomatycznie, nie wspominając nic o faktycznej wrogości, jaką
jego przyjaciele przejawiali względem Malfoya.
Mistrz
Eliksirów wydął pogardliwie usta, najwyraźniej prawidłowo
odczytując to, co Harry przemilczał.
-
Obiecali, że nikomu nie powiedzą o moim podbitym oku - dodał Harry
szybko.
-
Ach, te gryfońskie obietnice - syknął jadowicie Snape. - Obliviate
byłoby znacznie pewniejszym rozwiązaniem, nie sądzisz? - Zerknął
na syna. - Nie? W takim razie teraz ja zażądam pewnej obietnicy, o
ile wasze słowo jest cokolwiek warte. W żaden sposób nie będziecie
pomagać aurorom w śledztwie. Nie zdradzicie im, że w czasie, gdy
wydarzyło się morderstwo, Draco zniknął z lochów. Jeśli
powiecie o tym komukolwiek poza dyrektorem...
-
Nikomu o tym nie powiedzieli - wtrącił Harry, ale Snape jeszcze nie
skończył.
-
...to wycofacie swoja słowa! Powiecie, że źle zrozumieliście to,
co przekazał wam Harry, i że Draco był w domu przez cały
czas...
Harry
wtrącił się znowu, tym razem podnosząc głos.
-
Słuchaj, oni będą wszystkim mówić, że Ginny musiała iść po
ciebie, bo eksperymentowaliśmy z Draco z eliksirami powodującymi
czasową utratę słuchu! Przez to nie słyszeliśmy dzwonka do
drzwi, jasne? Już to sobie wyjaśniliśmy!
Mistrz
Eliksirów był chyba pod wrażeniem, choć nie dał nic po sobie
poznać. Zamyślił się, po czym skomentował:
-
Bardzo to ślizgońskie.
-
Też tak pomyślałem - wtrącił Ron. - Ty chyba faktycznie
przynależysz do obu domów.
Powiedział
to normalnym tonem, bez śladu odrazy, ale też bez aprobaty. Harry
jednak się tym nie przejął.
-
Owszem - potwierdził cicho. - Mówiłem wam przecież, że Ślizgon
nie znaczy zły. Pamiętajcie o tym, kiedy znowu będziecie chcieli
oskarżać Draco. On taki nie jest. Znaczy, ma swoje problemy i
daleko mu do ideału, ale nie jest mordercą.
Ron
i Hermiona popatrzyli na siebie, ale wiedzieli, że nie powinni tego
w żaden sposób komentować, dopóki Snape był w tym samym
pomieszczeniu co oni. Gdyby kłótnia zaszła za daleko, nauczyciel
bez wątpienia spełniłby swoją groźbę wymazania im pamięci,
żeby rozwiązać problem.
-
Zaraz będzie cisza nocna - wymamrotała Hermiona. - Musimy już iść.
Harry, twoja przeprowadzka do wieży w poniedziałek nadal
aktualna?
Harry
zerknął na ojca.
-
Nie wiem.
-
Jeśli uda mi się do tego czasu uleczyć jego oko, a przynajmniej
ukryć siniak, to owszem, aktualna - odparł Snape sucho.
-
Ale jeśli Draco ma zostać dłużej w Devon, to może lepiej, żebym
mieszkał tam z nim jako moralne wsparcie...
-
Uważam, że zbyt długo już nie uczęszczasz na zajęcia.
-
Ale...
-
Uważam również - przerwał Snape - że zrobisz, jak ci ojciec
każe. - Podniósł rękę, by uciszyć protest Harry'ego. - To
sprawa rodzinna i zrobisz lepiej, nie sprzeczając się ze mną w
obecności twoich przyjaciół.
Gryfon
pamiętał, że ojciec kiedyś już mu o tym mówił. Domagał się
szacunku, a przynajmniej tego, żeby Harry okazywał mu szacunek w
obecności innych osób. Może tak się objawiała jego ślizgońska
ambicja?
-
No dobra - wycofał się. - Dam wam znać, jak będzie, dobra? Czy
się przeprowadzę. W międzyczasie lepiej tu nie przychodźcie. Nie
chcę, żeby aurorzy zobaczyli, że często tu bywacie i możecie
mieć jakieś informacje. Lepiej, żeby was o nic nie pytali, no
nie?
Chlopak
wyjął Sals z kieszeni i podszedł do drzwi. Szybko pożegnał się
z przyjaciółmi, żeby Snape nie zdążył znów wspomnieć o
pożytkach płynących z zastosowania Obliviate.
Czując spojrzenie ojca na plecach, wyjął różdżkę, mimo że
używał w tym momencie magii bezróżdżkowej.
-
No i co z Devon? - zapytał zaraz po tym, kiedy za Ronem i Hermioną
zamknęły się drzwi. - Mogę tam iść? Przecież tobie ani
dyrektorowi chyba nie będzie przeszkadzało, jeśli będę świadkiem
waszych rozmów z Draco? I tak muszę o wszystkim wiedzieć na
wypadek, gdyby aurorzy mnie przesłuchiwali. A poza tym to czemu mi
nie powiedziałeś, że nie mogą podać Draco Veritaserum? Hermiona
mówi, że muszą mieć do tego zgodę rodziców.
-
Ponieważ - odparł chłodno Snape - zależało mi na tym, byś
szczególnie zważał na to, co mówisz bezpośrednio do Draco lub w
jego obecności.
-
No daj spokój, przecież on nikogo nie sypnie przy przesłuchaniu.
Jest na to za sprytny. Nie sądzę, żeby aurorzy uciekli się do
przemocy, więc nic mu nie będzie. Zresztą, ostatnim razem to i tak
nie podziałało. Poza tym jestem pewien, że nie pozwolisz im, by
byli wobec niego gwałtowni...
-
Harry - przerwał Snape tak łagodnie, że Harry przygotował się na
najgorsze. - Nie zdajesz sobie chyba sprawy, w jakim stanie znajduje
się teraz Draco. Owszem, jest on obdarzony ponadprzeciętną
inteligencją i doskonałym wyczuciem strategii. Jednakowoż ta
nagła, niespodziewana wieść o śmierci panny Parkinson zupełnie
zbiła go z tropu. Kiedy znaleźliśmy się wreszcie Devon i prawda
zaczęła do niego docierać, kiedy minął najgłębszy szok... -
Nauczyciel urwał i zmarszczył brwi. - Mówię ci to w najgłębszym
zaufaniu. Nie powtarzaj tego nigdy i nikomu. Ani Draco, ani nikomu
innemu, w żadnych okolicznościach. Nie zdradzałbym ci tego, gdyby
nie to, że musisz w pełni pojąć, że ostrożności nigdy nie za
wiele, a zwłaszcza tym razem.
-
Będę milczał jak grób - zapewnił Harry. - Przepraszam, że
wcześniej zawiodłem twoje zaufanie, kiedy mi powiedziałeś o
skrytce Draco. To się więcej nie powtórzy.
Snape
machnął lekceważąco ręką, jakby chciał powiedzieć, że to już
nieważne.
-
Ja też przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Jesteś wspaniałym
synem, Harry, i... - Mistrz Eliksirów na chwilę odwrócił wzrok. -
Chcę, żebyś wiedział, że jestem z ciebie bardzo, ale to bardzo
dumny. Kiedy zostałeś w domu tak, jak cię o to prosiłem, i
pozwoliłeś mi sprowadzić Draco, zrobiłeś dokładnie to, co
powinieneś. Postąpiłeś bardzo dojrzale.
Harry
zaszurał nogą.
-
Dziękuję - wyszeptał przez ściśnięte gardło.
-
To ja ci dziękuję - odparł Snape. - Pozwoliłeś mi skupić się
na Draco, tak że nie musiałem się martwić o inne
niebezpieczeństwa, na które mogłeś się narazić, gdybyś mnie
nie posłuchał. To mi bardzo pomogło, Harry. Ty
mi pomogłeś.
Chłopak
zmarszczył brwi.
-
Cieszę się, że to mówisz, i że jesteś ze mnie dumny... ale
wiesz co, jedna rzecz mnie zastanawia. Pierwszy cykl proroczych snów,
jakie miałem, dał mi siłę, by przetrwać Samhain i zmierzyć się
z Voldemortem. Ale ten ostatni... Jakoś nie widzę w nim żadnego
sensu. Co to dało, że śniłem wcześniej o sowiarni? Nic! Jednak
jakoś nie mogę uwierzyć, że te sny nie miały żadnego celu.
Przecież przepowiednia powinna czemuś służyć, prawda?
Snape
przechylił głowę w bok.
-
Harry, wydaje mi się, że twój sen miał jednak jakiś cel. Sama
myśl o tym, że Draco mógłby zginąć, pomogła ci zorientować
się, jakie masz względem niego uczucia.
-
No, niby tak... - mruknął Harry. - Jednak nie mogę przestać
myśleć, że powinienem móc zrobić coś więcej, niż tylko... -
go
kochać,
pomyślał Harry, ale nie był w stanie powiedzieć tego głośno po
raz drugi. To było zbyt żenujące. Przypuszczał, że nie powinien
tak odczuwać, ale nic nie mógł na to poradzić. Snape tylko kiwnął
głową, jakby zrozumiał niedopowiedzenie. I nic dziwnego; w końcu
on sam powiedział tylko raz, że kocha Harry'ego. Teraz jednak,
kiedy przyznał, że jest z syna dumny... To znaczyło dokładnie
tyle samo. A może i więcej.
Harry
przypomniał sobie, że choć miłość była ważna, to jednak
zboczyli przez nią z głównego tematu.
-
Eee, to co mi miałeś powiedzieć o Draco? - zagaił.
Snape
odetchnął głęboko.
-
Kiedy byliśmy sami w Devon, Draco się rozpłakał.
Harry
wybałuszył oczy. No, przynajmniej jedno oko. Tego drugiego w ogóle
nie czuł. Odłożył na stół zawiniątko z lodem myśląc, że
chyba zbyt długo już przykładał je do twarzy.
-
Rozpłakał się? Znaczy, płakał prawdziwymi łzami? Draco?
-
Harry, przecież zginęła dziewczyna, którą kochał.
-
Ale... on próbował ją zabić parę miesięcy temu!
-
Wierz mi, Harry, gdyby Draco Malfoy naprawdę
chciał ją zabić, to nie przeżyłaby tamtej walki. Draco był
wściekły i nie kontrolował swoich impulsów. Nigdy jednak nie
zamierzał jej wyrządzić większej krzywdy. Chciał się tylko
upewnić, że nigdy więcej go nie zaatakuje.
-
Ale... ale jak to możliwe, że on ją kocha? - wybełkotał Harry. -
Przecież mieszka tu od miesięcy i nigdy o tym nie mówił. A kiedy
zaczął dostawać od niej listy, trzymał to w tajemnicy... - Harry
westchnął. - Aha. Już rozumiem. Nie wiedział, czy może wierzyć
w to, co mu pisała. Nie chciał, żeby zrobiła go w balona.
-
Owszem, dlatego nie upokarzaj go dodatkowo. Nie wspominaj, że wiesz
o jego łzach. Nigdy bym ci o tym nie powiedział, jednak musisz
zdawać sobie sprawę, że Draco nie jest teraz w ogóle sobą. Może
być znacznie mniej odporny na sztuczki aurorów, niż byśmy
chcieli.
-
Ja wiem, co to jest żałoba - przyznał ponuro Harry, myśląc o
Syriuszu. Pamiętał, jak siedział w swoim pokoju pogrążony w
depresji przez całe poprzednie lato. Ignorował Dursleyów do tego
stopnia, że nawet nie zorientował się, że ciotka Petunia była
chora. Oczywiście, mówili mu podczas jej nieobecności, że
jeździła do krewnych w odwiedziny, ale nawet gdyby się nie
odezwali ani słowem, Harry wątpił, by cokolwiek zauważył.
Jednakże
żałoba Harry'ego była czymś więcej niż smutkiem po utracie
ukochanego ojca chrzestnego. Harry czuł się odpowiedzialny za
śmierć Syriusza... ale czy Draco nie czuł, że jest w pewien
sposób winny śmierci Pansy?
Nawet
jeśli, była tutaj pewna zasadnicza różnica. Syriusz kochał
Harry'ego, podczas gdy Pansy...
-
Przecież Pansy go oszukiwała, chciała go wywabić z domu, żeby
mogli go osaczyć! - wybuchnął Harry. - Czemu Draco tego nie
rozumie?
-
Bo miłość jest ślepa?
-
No tak, ale skąd Ślizgoni mieliby wiedzieć, że Draco był w tym
schowku z Pansy, jeśli ona by im o tym nie powiedziała? Przecież
Draco musi zdać sobie sprawę...
-
Harry - przerwał Snape. - Miłość
jest ślepa.
-
No dobra, już kumam - odparł Harry, kiwając głową. - Draco nas
nie posłucha w tej sprawie.
-
W tym momencie z pewnością nie. Sądzę, że najlepiej będzie
pozwolić mu odbyć żałobę w spokoju. Próby przekonywania go, że
dziewczyna nie była go warta, spowodują tylko, że Draco się od
nas odsunie w czasie, kiedy najbardziej potrzebuje naszego
wsparcia.
-
Jeśli już o wsparciu mowa, to mogę iść z tobą?
Snape
westchnął.
-
Pod pewnymi względami wolałbym trzymać cię od tego z daleka.
Obawiam się jednak, że masz rację. Musisz być na bieżąco
informowany o naszej strategii walki z obecnym kryzysem. Poza tym,
kiedy aurorzy zakończą oględziny sowiarni i ciała, prawdopodobnie
pojawią się tutaj, by obejrzeć miejsce zamieszkania Draco. Nie mam
wątpliwości, że plotki rozpowszechniane przez spiskowców z
pewnością znalazły już spory oddźwięk. Nie chcę, byś był sam
na sam z aurorami, tak samo jak zrobię wszystko, by Draco tego
uniknął.
-
A z tego co mówiłeś, jeśli ich nie wpuszczę, to mogą się po
prostu włamać. - Harry zadrżał na samą myśl, zastanawiając
się, czemu tak właściwie sam chciał zostać aurorem. Ale przecież
zdarzali się wśród nich przyzwoici ludzie, czyż nie? - A co z
Tonks albo innymi aurorami należącymi do Zakonu? Czy dyrektor nie
mógł ich zaangażować w śledztwo?
-
Owszem, robi, co w jego mocy. W tej chwili jednak Tonks i inni
zaufani aurorzy są zajęci gdzie indziej. Zaraz przed tym, jak
zabito pannę Parkinson, Mroczny Znak pojawił się nad Parliament
Square.
Żołądek
Harry'ego opadł gdzieś w okolice kolan.
-
Nad Parliament
Square?
-
Dokładnie - potwierdził Snape. - Dlatego do sprawy zwykłego
morderstwa skierowano jedynie najmniej doświadczonych aurorów z
najkrótszym stażem. Pozostali przygotowują się do odparcia
ewentualnego ataku na Londyn. Prawdopodobnie chodzi o atak na
mugolski rząd.
Ton
głosu ojca dał Harry'emu wiele do myślenia. Zresztą sama myśl o
ataku na parlament była idiotyczna, gdy tylko minął pierwszy
szok.
-
Lucjusz to zaplanował jako akcję dywersyjną, tak żebyśmy trafili
na aurorów, których najłatwiej byłoby mu przekonać. Na
kompletnych żółtodziobów.
-
Otóż to. Dlatego lepiej będzie, żebyś został ze mną albo
żebyśmy obaj stąd chwilowo znikli - oznajmił Snape. - Wolałbym
jednak, żeby twoi przyjaciele nie wiedzieli o twojej wizycie w
Devon. Pojmujesz?
Harry
skinął głową.
-
Co się stało, to się nie odstanie - powiedział Snape. - Przynieś
podręczniki Draco. Lepiej, żeby miał czym zająć myśli.
Chłopak
poszedł do sypialni, gdzie wyjął Sals z kieszeni, dokąd włożył
ją po wyjściu Rona i Hermiony. Delikatnie położył węża na
łóżku, surowo napominając ją, by trzymała się z dala od
kominka, którym mieli niebawem podróżować. Potem podniósł swoją
pelerynę, strzepnął ją i rzucił szybkie zaklęcie, które
wygładziło największe zagniecenia. Cóż, wielokrotne rzucanie
peleryny na podłogę nie miało najlepszego wpływu na stan
tkaniny.
-
To dobrze, że znowu ukrywasz swoją magię bezróżdżkową -
pochwalił Snape, wchodząc do pokoju syna. - Jesteś gotów?
Harry
jeszcze się rozglądał.
-
Draco lubi czytać, ale chciałbym wymyślić coś jeszcze, co
poprawiłoby mu humor.
-
Może zapytaj Albusa. Użył legilimencji, więc może będzie
wiedział, co mogłoby pomóc.
Harry
zesztywniał na wspomnienie dyrektora. Legilimencja czy nie,
Dumbledore zachowywał się względem Draco tak szorstko, że niemal
okrutnie. Malfoy miał rację - wszyscy sądzili go na podstawie
samego nazwiska. Harry wiedział dokładnie, jak to jest, z tym, że
jego zazwyczaj sądzono pozytywnie. Może jednak lepiej było być
Chłopcem, Który Przeżył, niż Chłopcem, Który Powinien Trafić
do Azkabanu Wraz Ze Swoim Wrednym Ojcem. Większość ludzi zdawała
się właśnie tak myśleć o Draco. Cóż, trzeba przyznać, że
Draco sam zrobił wiele, by zarobić na taką reputację. Teraz
jednak zdecydowanie stał po jasnej stronie. Czyż nie należało mu
się dobrodziejstwo wątpliwości, przynajmniej ze strony dyrektora?
Chociaż kilka sekund, w czasie których mógłby się wytłumaczyć,
zamiast obarczania go winą od samego początku?
-
Czy dyrektor jest już w Devon? - spytał Harry.
-
Nie. Spotkamy się z nim w twoim domu, gdzie opowiemy mu o mapie i
spróbujemy go przekonać, że musimy się skontaktować z Lupinem -
odrzekł Snape. - Stamtąd aportujemy się do Devon.
-
Mam nadzieję, że będzie mógł jakoś ściągnąć Remusa -
westchnął Harry, naciągając pelerynę. Zauważył przy tym, że
drżą mu ręce. Co, jeśli Remus nie będzie w stanie udzielić im
żadnych użytecznych informacji? Owszem, pomagał wykonać mapę,
ale to wcale nie znaczyło, że będzie w stanie odgadnąć, jakim
cudem została okpiona...
Chłopak
próbował schować ręce za plecami, żeby ukryć ich drżenie, ale
Snape przytrzymał je i ścisnął delikatnie.
-
Rozwiążemy tę zagadkę, Harry - obiecał. - Czy Lupin nam pomoże,
czy też nie, i tak się dowiemy, kto dokonał tego potwornego czynu.
A gdy to się stanie... - Palce nauczyciela zacieśniły swój uścisk
na dłoniach syna. - ...być może znowu będę miał krew na
rękach.
Harry
sam nie wiedział, czy to pochwala, czy nie, ale wolał nic nie
mówić, by uniknąć kolejnego wykładu o zemście.
-
Ja... - zaczął. - Wydawało mi się, że tego nie aprobujesz.
Pragnienia zemsty, to mam na myśli. Pogrążania się w...
-
Z pewnością nie pochwalam tego u ciebie - wszedł mu w słowo
Snape, krzywiąc się, jakby nie chciał przyznawać się do swojej
hipokryzji. - Lecz ze mną to co innego. Niektórzy by powiedzieli,
że zaszedłem za daleko, by dało się mi pomóc.
-
Przecież to nieprawda. Uratowałeś mnie, zaopiekowałeś się mną,
przyjąłeś mnie do...
-
Nie zrobiłem tego z myślą o odkupieniu swoich grzechów. Mam
nadzieję, że to rozumiesz.
Harry
mógł tylko potwierdzić.
-
Oczywiście, że tak! - wykrzyknął, przytulając się do ojca. -
Wiem, że nie pomagałeś mi po Samhain tylko dlatego, by udowodnić
ludziom, że faktycznie stoisz po jasnej stronie. Wiem
o tym.
Nigdy nie miałem wątpliwości, dlaczego zacząłeś mnie tak dobrze
traktować.
Pierś
Snape'a zadrgała pod policzkiem Harry'ego. Nie był to śmiech,
nie... Prędzej stłumiony, niski chichot.
-
I pomyśleć, że zrezygnowałem z Orderu Merlina - zażartował
Mistrz Eliksirów. - Choć to nie do końca prawda. Albus temu
zapobiegł na moją prośbę. Nawet nie dostałem nominacji.
-
Na twoją prośbę? - Harry zamrugał. - Ale ja... zawsze myślałem,
ze chciałeś go dostać.
-
Trudno zaprzeczyć, że ma on pewien... urok - przyznał Snape,
głaszcząc syna po głowie. - Jednak po Samhain zdałem sobie
sprawę, że gdybyś miał pomyśleć, że to ze względu na order
cię uratowałem i uleczyłem twoje oczy, to wolałbym go wcale nie
mieć.
-
Wcale bym tak nie sądził - zaprzeczył Harry, po czym się zadumał.
- No, może trochę. Ale tylko trochę, naprawdę. Przecież wtedy
jeszcze nie byliśmy... tak blisko. Ciekawe, czy dałoby się to
teraz załatwić. Mógłbym napisać... Nie, nie, czekaj, ja nie będę
Knota o nic prosił.
-
To kolejny powód, dla którego wolałbym nie otrzymać Orderu
Merlina. Korneliusz Knot stracił wszelki, choć i tak znikomy
respekt, jakim go kiedykolwiek darzyłem. Poza tym koniecznie chciał
mi wręczyć medal jako część swojej nazbyt oczywistej kampanii
związanej z podratowaniem jego publicznego wizerunku.
-
No to może dodadzą cię do kolekcji czekoladowych żab - zażartował
Harry. - Severus
Snape. Przez wiele lat pracował nad obaleniem Voldemorta.
Nieskończoną ilość razy ratował życie Harry'emu Potterowi...
-
Dwa razy - poprawił Mistrz Eliksirów. - Nie przesadzaj.
-
Chyba jednak więcej, choć zależy, jak na to patrzeć - sprzeciwił
się Harry z uśmiechem. Zaraz jednak jego radość się rozwiała,
gdy sobie przypomniał, dokąd się udają i po co. - Może lepiej
już chodźmy i poprośmy dyrektora, żeby nam umożliwił spotkanie
z Remusem.
Snape
spojrzał na niego z ukosa.
-
Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że będę się palił do
spotkania z Remusem Lupinem - skomentował.
-
Ja też już się nie mogę doczekać - przyznał Harry, podchodząc
do kominka. - I to nie tylko z powodu mapy... Słuchaj, czy to ci nie
przeszkadza? Że tak za nim stęskniłem.
Snape
się zamyślił.
-
Owszem, przeszkadza - odparł. - Ale nie dlatego, że jestem
zazdrosny. Po prostu nie szanuję zbytnio tego człowieka.
-
Bo jest wilkołakiem? - dopytywał Harry, uważając to za bardzo
niesprawiedliwe. Zupełnie jakby Remus chciał nim być, jakby wybrał
ten los dla siebie.
-
Bo jest słaby - westchnął Snape. - Lupin sprzeniewierza się swoim
własnym przekonaniom. Idzie drogą najmniejszego oporu raczej niż
tą, którą uważa za słuszną, bo tak jest łatwiej.
-
Sądzisz go po tym, jaki był w szkole...
-
I od tego czasu niewiele się zmienił - przerwał Snape, zmieniając
ton na drwiący. - Rekrutacja wilkołaków. Niezbyt trudne zadanie,
prawda?
-
Przecież to bardzo ważne!
-
Zgadza się - potwierdził Snape. - Chodzi mi jednak o to, że gdyby
to było ważne i
niebezpieczne, Lupin by się tego nie podjął. Wiesz, czym się
zajmował, podczas gdy ja przez wiele lat ryzykowałem życie i
zdrowie psychiczne po to, by dawać Dumbledore'owi informacje o
poczynaniach Voldemorta? Pracował w Londynie, wśród mugoli, nie
robiąc nic
dla jasnej strony!
-
Jemu jest bardzo trudno znaleźć pracę wśród czarodziejów -
przypomniał Harry.
-
Wtedy tak nie było. Tylko kilka osób wiedziało o jego...
problemie. Czarodziejski świat pogrążał się w walce. Lupin się
upewnił, że wojna go nie dosięgnie, w przeciwieństwie do Jamesa i
Lily. Lupin nie jest osobą zasługującą na twój szacunek.
-
Ech... - westchnął Harry. - Chyba gdzieś w głębi zawsze
wiedziałem, że nigdy, przenigdy go nie polubisz.
-
Lubić? - zadrwił Snape. - Bardziej odpowiednim słowem byłoby
"tolerować".
Harry'ego
to zabolało.
-
Draco też go nie znosi. Miałem nadzieję, że... Nie, chyba tak
naprawdę nie miałem nadziei. Wiedziałem, że to głupie. Więcej
niż głupie. Ale mimo to... Bardzo bym chciał, żebyśmy mogli być
przyjaciółmi. Żebyście go tak bardzo nie nienawidzili. On...
Przecież wiesz, że on nie znaczy dla mnie nawet w przybliżeniu
tyle, co ty. Nigdy nie chciałem, by był moim ojcem. Ale on jest
naprawdę fajny! Wiem, że tego nie dostrzegasz, ale tak jest.
Mistrz
Eliksirów zamyślił się.
-
Harry, chyba mnie źle zrozumiałeś. Wcale nie mówię, że nie
wolno ci się z nim spotykać.
Dla
chłopaka był to szok.
-
Ja... ja myślałem, że mi nie pozwolisz - przyznał Harry,
przygryzając sobie policzek we wzburzeniu. - Znaczy, przez długi
czas faktycznie mi zabraniałeś widywania go, a wtedy nawet nie
byłeś zobowiązany do opieki nade mną... Znaczy, byłeś, ale nie
tak, jak teraz. To co? Naprawdę pozwolisz, by Remus do mnie
przychodził?
-
Tak - potwierdził Snape, choć nie miał zadowolonej miny. -
Jednakże, Harry... Pamiętaj, proszę, o czym dziś rozmawialiśmy.
Lupin nie jest najlepszym kandydatem na przyjaciela.
-
On niezupełnie jest taki, jakim go przedstawiasz - kłócił się
Harry. - On po prostu... w inny sposób działa na rzecz jasnej
strony. Nie wszyscy są w stanie wykonywać te najbardziej
niebezpieczne zadania. Każdy z nas ma inną siłę.
-
Lupin zawsze pilnuje, by się zbytnio nie narażać.
Okazało
się jednak, że Snape wcale nie miał racji, a Lupin wcale nie
pilnował, by się nie narażać.
NASTĘPNY
ROZDZIAŁ: PRZYGOTOWANIA