ROZDZIAŁ 49: SIŁA I SŁABOŚĆ
Tej nocy Harry śnił nie tylko o wydarzeniach z Samhain. Kiedy już otrząsnął się z szoku spowodowanego odkryciem, że Draco był tam obecny, Prawdomówne Sny ponownie zawładnęły jego umysłem i podsuwały mu mnóstwo innych obrazów. Wspomnień o rzeczach, które Draco mówił i robił. Znaki... których Harry wtedy nie potrafił zinterpretować, ale powinien zauważyć je już wcześniej.
Skrzydło szpitalne, kiedy Malfoy przyszedł go odwiedzić, a on zaczął ciskać w Ślizgona wszystkim, co miał pod ręką... Draco powiedział wtedy: „Jaka szkoda, że we mnie nie trafiłeś”, i zaraz potem zmitygował się, mówiąc: „O cholera. Słuchaj, nie chciałem tego powiedzieć, Potter...” Wtedy Harry nie pojmował zupełnie, o co mu chodziło, teraz jednak sprawa się wyjaśniła. Sam Harry rzucił przecież te słowa w twarz Voldemortowi w trakcie rozmowy o jego bliźnie. Draco najwyraźniej się zorientował, że powtórzył to samo zdanie i przeraził się...
Teraz tamta sytuacja nabrała nagle sensu, podobnie jak inne rzeczy, które w swoim czasie zbiły Harry'ego z tropu. Niebawem po przeprowadzce do lochów podsłuchał rozmowę Snape'a z Draco. Nauczyciel zapytał Ślizgona: „Powiedziałeś mu?” A Draco odparł: „Nie wydaje mi się, żeby to docenił. Moim zdaniem ty mu wystarczająco o tym przypominasz.”
Minęło zaledwie kilka dni od Samhain, kiedy Draco zaczął robić wszystko, by pomóc Harry'emu. Zwrócił różdżkę... starał się nie napomykać o niczym, co mogłoby Gryfonowi przypomnieć tamten potworny wieczór... przeczytał książkę dla mugoli, autorstwa mugola. Zważywszy na jego mocno zakorzenione poglądy o czystości krwi, ta ostatnia sprawa wywierała chyba największe wrażenie.
Nagłe przejście Ślizgona na jasną stronę miało teraz nieco więcej sensu, chociaż Harry i tak podejrzewał, że to nie wszystko. Asystowanie przy torturach było czymś zupełnie odmiennym od przysłuchiwania się opowieściom... może więc to bezwzględne okrucieństwo Voldemorta sprawiło, że Draco od niego uciekł? Może Ślizgonowi nie spodobało się, że jego ojciec był takim sadystą? Harry miał wrażenie, że to nie wszystkie elementy układanki. Zdążył już przecież przekonać się na własnej skórze, że Draco Malfoy też miał sadystyczne skłonności.
A może po prostu chodziło o to, co Draco mówił o głupocie Voldemorta, który raz za razem pozwalał Harry'emu wyślizgnąć się ze swoich rąk? To chyba miało największy sens – że Malfoy chciał stać po stronie wygrywającego. Może stwierdził, że Voldemort jest za mało skuteczny, by osiągnąć ostateczne zwycięstwo.
Harry skrzywił się, bo sama myśl, że zasadniczy motyw Draco był tak wyrachowany, stawiała ich przyjaźń pod znakiem zapytania. Jak można było ufać Ślizgonowi, jeśli stanął po jego stronie wskutek zimnej kalkulacji? Oznaczałoby to, że w każdej chwili może zmienić strony po raz kolejny, gdy tylko szale przechylą się na korzyść Voldemorta.
Gryfon westchnął i zmusił się, by leżeć nieruchomo. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie obudził kolegi. Kiedy jednak uchylił powieki, żeby zerknąć na sąsiednie łóżko, zorientował się, że jest sam w pokoju.
Usiadł na materacu i zaczął się głowić, co najlepiej zrobić w takiej sytuacji. Oczywiście musiał porozmawiać z Draco o Samhain, ale nie zamierzał wyciągać całej sprawy w obecności Snape'a.
Myśl o nauczycielu sprawiła, że Harry zaczął zastanawiać się nad czymś innym: dlaczego Mistrz Eliksirów nie powiedział mu prawdy już wcześniej? Owszem, oznajmił mu kiedyś: „Są pewne rzeczy, które Draco sam powinien ci wyjaśnić.” Było to całkiem zrozumiałe... jednak kiedy stało się jasne, że Malfoy nie zamierza poruszać tego tematu, dlaczego Snape nie zrobił tego za niego?
***
Kiedy Harry, umyty i przebrany, wyszedł do drugiego pokoju, Draco i Snape jedli już śniadanie. Nad stołem unosił się przyjemny zapach płatków na mleku, co przypomniało Harry'emu czas, który spędził tu po Samhain. Akurat to wspomnienie było bardzo kojące.
Malfoy za to nie wyglądał na ukojonego. Siedział przygarbiony i patrzył wilkiem na swój talerz. Brwi miał zmarszczone, a włosy, zwykle lśniące, były matowe i potargane. Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, posłał koledze szybkie, przerażone spojrzenie, ale niemal w tej samej chwili przybrał swoją typową minę pełną znudzenia i poczucia wyższości. Po chwili wlepił wzrok z powrotem w jedzenie.
Snape wpatrywał się w syna tak intensywnie, jakby miał zamiar użyć legilimencji. Harry jednak nie wyczuł w swoim umyśle nawet śladu jego obecności.
- Dobry – przywitał się Gryfon zdawkowo, odsunął krzesło i zasiadł przy stole. Nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Nie podobała mu się myśl, że od czasu, kiedy zamieszkał w lochach, obaj Ślizgoni ukrywali przed nim tę tajemnicę. Harry stwierdził, że Snape w pełni zasługiwał na to, by posmakować swojego własnego eliksiru. Niech się trochę pozastanawia, co się tak naprawdę ze mną dzieje. Niech zobaczy, jak to jest być trzymanym w niepewności.
- Chyba mamy całkiem ładną pogodę – zagaił Harry z uśmiechem, przybierając najbardziej beztroski ze swoich tonów.
Snape i Draco spojrzeli na siebie z zaskoczeniem. Gryfon nie wiedział, czego się po nim spodziewali. Łez? Oskarżycielskich wrzasków? W każdym bądź razie zabawnie było patrzeć na Mistrza Eliksirów kompletnie zbitego z tropu.
Napawając się tą myślą, Harry zaczął jeść swoje płatki.
Snape milczał przez dłuższą chwilę, jakby zastanawiał się, jak zareagować. Szybko jednak otrząsnął się z oszołomienia.
- Jak ci się spało? - zapytał, kiedy Harry nabierał kolejną łyżkę.
- W porządku – odparł chłopak z niewzruszoną miną. Przeciągnął się demonstracyjnie i zerknął na Draco, który prawie nie oddychał. Ponieważ to nie blondyn miał być obiektem jego znęcania, Harry uśmiechnął się leciutko, mówiąc do kolegi: - Chociaż trochę zesztywniały mi plecy. Możesz przetransmutować materac, żeby był nieco twardszy? Taki, jak poprzedni, byłby w sam raz.
Malfoy kiwnął powoli głową, ale w jego oczach wciąż czaiła się podejrzliwość. Harry postanowił to zignorować, bo i tak niewiele mógł zrobić, by go uspokoić.
- Harry, czy przyśniło ci się Samhain? - zapytał Mistrz Eliksirów, tym razem bardziej otwarcie.
Chłopak przelotnie pomyślał o kłamstwie, ale stwierdził, że byłoby to głupie, skoro i tak cała sprawa miała niebawem wyjść na jaw. Postanowił więc zdradzić część prawdy.
- Między innymi – odparł i sięgnął po sok. Pomarańczowy, jak się okazało. To było bardzo miłe. Był nawet w stanie trochę wybaczyć Snape'owi... ale tylko trochę.
- I? - zapytał Mistrz Eliksirów niecierpliwie.
- I co?
- Harry – fuknął Snape karcąco, najwyraźniej zirytowany całą gierką.
Gryfon wiedział już, że ciężko będzie mu wybrnąć z krzyżowego ognia pytań, więc musiał zrobić wszystko, by skierować myśli ojca w inną stronę.
- Odkryłem jedną interesującą rzecz – oświadczył i nagle zdał sobie sprawę, jak musiało to zabrzmieć. Słowa gwarantowały, że Draco wpadnie w panikę, więc Harry dodał szybko: - Na temat eliksiru. Nie zadziałał tak, jak powinien.
Sięgnął po sok i pociągnął długi łyk. Bardzo długi. Potem wziął serwetkę i starannie otarł usta, choć zazwyczaj nie przywiązywał w ogóle wagi do takich rzeczy. Grał na zwłokę, zastanawiając się, ile wolno mu powiedzieć.
- Podejrzewam, że ewentualny kłopot nie był związany z działaniem krwawnicy? - zgadywał Snape.
Harry uśmiechnął się lekko.
- Nie, ona akurat zadziałała doskonale. Jestem całkiem wypoczęty i rozluźniony. Profesorze, czy myślał pan kiedykolwiek o sprzedaży swoich wynalazków?
Oczywiście powinien się spodziewać, że Mistrz Eliksirów nie da się zwieść takim naiwnym zagrywkom.
- Harry, konkretnie pod jakim względem eliksir nie działał tak, jak należy? - zapytał Snape podirytowanym głosem.
- Nie powiedziałem przecież, że nie zadziałał – odrzekł Harry. - Może mi pan podać sól?
Ojciec wepchnął mu solniczkę do ręki z dużo większą siłą, niż było trzeba. Chłopak stwierdził, że Snape chyba traci cierpliwość, więc kontynuował wyjaśnienia.
- Owszem, śniło mi się Samhain, ale zupełnie inaczej, niż zawsze. Jakby zawiódł prawdomówny wpływ eliksiru. Wiem, że to, co się wydarzyło, nie miało wtedy w ogóle miejsca. - Kątem oka Harry zauważył, że przez wargi Draco przewinął się szybki, chytry uśmieszek. - Na przykład, wszystko we śnie jakby zastygło... Mogłem podejść do Voldemorta i przewrócić go na plecy.
Mistrz Eliksirów pochylił się do przodu.
- Czy miałeś wrażenie, jakbyś znalazł się we wnętrzu... powiedzmy, mugolskiej fotografii?
- Mugolskiej fotografii? - zapytał Draco.
- W ogóle się nie ruszają – wyjaśnił Harry.
Ślizgon skrzywił się.
- Ależ to dziwaczne.
- Wcale nie – roześmiał się Harry, zadowolony, że Draco powoli dochodzi do siebie. Może gdyby udało mu się podtrzymać ten nastrój, rozmowa ze Ślizgonem przebiegłaby łatwiej. - W każdym razie tylko ja mogłem się poruszać, więc faktycznie pod pewnymi względami przypominało to mugolską fotografię.
Snape odchylił się do tyłu, założył ręce na piersi i spojrzał na syna z ukosa.
- Ten fenomen nie jest mi obcy. Jak uważasz, co go spowodowało?
Niebezpieczne pytanie.
- Eee, nie wiem – wykręcał się Harry. - To tak jakby, eee... samo jakoś wyszło.
- Poważnie w to wątpię.
Gryfon spojrzał na ojca w sposób jednoznacznie świadczący o tym, że pragnie porzucić ten temat. Nic jednak w ten sposób nie osiągnął.
- Ja też miałem Prawdomówne Sny tego rodzaju – oświadczył Snape, unosząc brew. - W takich przypadkach zawsze dowiadywałem się czegoś wysoce nieoczekiwanego, wręcz wstrząsającego.
Harry zaśmiał się nisko i odpowiedział wymijająco:
- Hmmm. Chyba całe Samhain to był jeden wielki wstrząs od początku do końca, czyż nie...? Więc chyba o to chodziło. Dziękuję panu.
Mistrz Eliksirów przymrużył oczy z takim wyrazem twarzy, jakby miał w tej sprawie o wiele więcej do powiedzenia. Tymczasem Harry szybko zagadnął kolegę.
- Słuchaj, nie wziąłem ze sobą Błyskawicy, ale jak zobaczyłem ciebie na Nimbusie, zacząłem się zastanawiać, czy byłbym w stanie latać. Wiesz, tak jak było z Fiuu. Pożyczysz mi swoją miotłę?
Draco potrząsnął głową. Harry pomyślał, że to niezbyt miłe z jego strony, dopóki Ślizgon nie dodał:
- Boję się, że twoja magia mogłaby zawieść w trakcie. - Odsunął od siebie talerz. - Harry, mógłbyś się zabić.
Gryfon desperacko chciał odciągnąć kolegę poza zasięg fenomenalnego słuchu Snape'a, więc zagaił:
- No dobra. Zostawimy to na później, ale jesteś mi za to coś winien. Pójdziesz ze mną na łąkę, żebyśmy mogli poszukać pewnych roślin.
Draco niemal prychnął.
- Ciągle próbujesz oszukiwać przy swoim życzeniu?
- W końcu jestem w połowie Ślizgonem – wytknął Harry, rozkoszując się brzmieniem tego sformułowania. W ten sposób miał prostą wymówkę dla wielu rzeczy. Nie to, żeby teraz akurat była mu potrzebna jakaś ekstra wymówka, ale zawsze. - Poza tym nie oszukuję. To po prostu wycieczka krajoznawcza. Co ja poradzę, że łąki w Devon są w niektórych szczegółach podobne do bukieciku, który ostatnio otrzymałem?
- Jesteś niepoprawny – skrytykował go Snape sucho. - I częściowo pozbawiony umiejętności logicznego myślenia. Gdybyś nie zauważył, to mamy grudzień, a łąka nie jest raczej zaczarowana na wzór szklarni w Hogwarcie. Nic tam nie znajdziesz.
Draco uśmiechnął się znacząco.
- W takim razie chodźmy po prostu na spacer – wyrzucił Harry z irytacją. Nie wiedział już, jakich środków ma się imać, by wreszcie zostać z Draco sam na sam. Byłoby to niemal śmieszne, gdyby nie Snape. Mistrz Eliksirów mierzył syna spojrzeniem, które jasno świadczyło, że przejrzał wykręty Harry'ego na wylot. - Chcę odetchnąć świeżym powietrzem.
- Pod warunkiem, że założysz coś konkretniejszego niż ten ohydny sweter, który miałeś na sobie ostatnim razem.
- To był prezent, i to bardzo udany – oznajmił Harry, biorąc panią Weasley w obronę. - Ale faktycznie nie jest zbyt ciepły, więc w porządku.
Gryfon poszedł do sypialni, wziął swoją najcieplejszą pelerynę, rękawiczki i szalik. W końcu rozmowa, którą zamierzał przeprowadzić, zapowiadała się raczej na dość długą.
***
Kiedy już dotarli do najdalszego krańca posiadłości, zaczęli iść spacerkiem wzdłuż linii granicznej, oznaczonej przez nierówny kamienny murek, który nie sięgał im nawet do pasa. Teraz, kiedy nie trzeba było dłużej odkładać tej rozmowy, Harry poczuł się dziwnie. Nie miał pojęcia, jak podejść do niebezpiecznego tematu.
Może najlepiej będzie powiedzieć prawdę – pomyślał.
- Nie chciałem rozmawiać ze Snape'em o moim śnie – odezwał się, opierając się o murek. - Ale chcę porozmawiać z tobą.
Draco zesztywniał na te słowa.
- A to niby dlaczego?
- Sądzę, że wiesz.
Ślizgon stanął pewniej na nogach, jakby przygotowywał się do obrony.
- Wydawało mi się, że nie chciałeś, bym rozważał twoje psychologiczne potrzeby, przeżytą traumę, proces zdrowienia i takie tam.
- Owszem. Wcale nie to miałem na myśli.
Draco owinął się szczelniej peleryną i wsadził ręce głęboko do kieszeni.
- Przecież teraz już wszystko w porządku, tak? Dzięki Severusowi nie zostały ci nawet blizny. Po co to jeszcze roztrząsać?
- Są pewne powody – odparł Harry i zerknął na kolegę, czekając, aż ten spojrzy mu w twarz. Ślizgon jednak przeczesywał wzrokiem horyzont. No cóż. Harry miał już dosyć krążenia wokół sedna sprawy. - Ja wiem, Draco – oznajmił. - Wiem, że byłeś na Samhain.
Policzki Malfoya przybrały popielaty odcień, a minę zrobił taką, jakby uderzono go prosto w żołądek. Nawet wargi mu pobielały. Zaraz jednak zaczął protestować, bełkocząc:
- Przecież to zupełnie bez sensu. Chyba nie będziesz wierzył w to, co zobaczyłeś w koszmarach?
- To był Prawdomówny Sen – poprawił Harry.
- Ale przecież sam powiedziałeś, że prawdomówny wpływ eliksiru zawiódł – zaoponował Draco. Jego skóra przybrała bardziej naturalny kolor, więc Gryfon domyślił się, że przyjaciel poczuł się pewniej.
- Pamiętasz, jak profesor powiedział, że taki skutek powoduje coś niezwykle zaskakującego? - Harry spojrzał na Malfoya spod uniesionych znacząco brwi. - Jak sądzisz, co mnie tak bardzo zaszokowało?
- Skąd niby mam wiedzieć? - odparował Draco chłodno, a jego głos zadrżał lekko. - W przeciwieństwie do ciebie nie jestem obdarzony mocą wygadywania dziwacznych przepowiedni.
Ponieważ Ślizgon nie wiedział praktycznie nic o proroczych snach przyjaciela, ten atak można było uważać za nietrafiony. Harry nie dał się zwieść obeldze i kontynuował.
- Widziałem cię, Draco. Wzdrygnąłeś się, kiedy powtórzyłem to, co mówiłeś o mojej bliźnie. Przestraszyłeś się, kiedy Nagini dotknęła językiem twojego buta...
- Potter, nie będę tego wysłuchiwał. Wracam do domu!
Harry złapał go za ramię w chwili, kiedy Ślizgon ruszył do przodu, i dodał: - To dlatego wczoraj wieczorem próbowałeś odebrać mi eliksir. Nie chciałeś, żebym się dowiedział, że razem z ojcem byłeś na Samhain!
- Potter, puść mnie – rozkazał Malfoy tonem groźby, a jego ramię było napięte jak struna.
Harry w odpowiedzi tylko wzmocnił uchwyt, zdecydowany, by wreszcie zakończyć tę sprawę.
- Wcale mnie tam nie było! - wrzasnął nagle Draco i wyrwał rękę tak gwałtownie, że stracił równowagę i upadł na plecy, na zamarzniętą łąkę. - Nie obchodzi mnie, co ci się śniło! Nie byłem tam! Jak możesz tak o mnie myśleć?
Gryfon wpatrywał się w niego bez słowa, widząc w szarych oczach lęk. A może raczej zgrozę. Draco nie bał się tylko tego, że jego kłamstwo wyjdzie na jaw albo że Harry go odrzuci.
To było tak, jak mówił Snape: Ślizgon bał się o swoje życie.
Harry stwierdził, że go rozumie. Gdyby zdecydował się go potępić, naznaczyć jako oszusta i zdrajcę, Zakon by się nie sprzeciwił... a po przeciwnej stronie barykady był Lucjusz, łaknący śmierci syna. W tej sytuacji Draco potrzebował każdej pomocy, jaką udałoby mu się zdobyć.
Gryfon podał przyjacielowi rękę.
Draco pomyślał widocznie, że dyskusja skończona, bo złapał dłoń Harry'ego bez wahania. Ten nie puścił jej nawet wtedy, kiedy chłopak wstał.
- Byłeś tam – oznajmił, starając się ze wszystkich sił, by zabrzmiało to jak zwykłe stwierdzenie faktu, a nie oskarżenie.
Równie dobrze mógł się wcale nie trudzić.
- Nie byłem! - zaprzeczył Draco, podnosząc głos.
- To skąd bym wiedział, że ojciec mówił do ciebie „Dragon”?
Kiedy Malfoy znowu zaczął protestować, Harry mocno ścisnął jego dłoń.
- Draco, starczy już tych kłamstw. Ja znam prawdę. Widziałem cię! Naprawdę chcesz mnie zdenerwować?
Ślizgon zamarł w bezruchu.
- Chcesz powiedzieć, rozwścieczyć.
- To dlatego nigdy mi nie powiedziałeś?
Malfoy jęknął przeciągle, poddając się wreszcie, i wlepił wzrok w ziemię. Harry puścił jego dłoń.
- Powinieneś mi to wytłumaczyć.
- A co dobrego miałoby z tego wyniknąć? Już i tak mi nie ufałeś!
- A po tym, jak ci zaufałem?
- Wtedy przecież nie mogłem ci już powiedzieć! - krzyknął Draco, cofając się. W jego oczach cały czas malowało się przerażenie. - Bałem się, że wszystko się schrzani i będzie tak, jak wcześniej!
Harry westchnął.
- Ale Draco, właśnie dlatego nie mogłem ci zaufać. Twoje przejście na naszą stronę jakoś nie miało za wiele sensu.
Ślizgon zmarszczył brwi.
- A teraz ma?
- W sumie to nie całkiem – przyznał Harry. - Ale może mieć. Czemu mi wszystkiego nie wyjaśnisz? Tylko tym razem opowiedz całą prawdę.
- Na tym zebraniu miałem otrzymać Mroczny Znak – wymamrotał Draco i zarumienił się. Wstydził się? Harry nie był tego pewien.
- Wiedziałeś, że mają mnie... eee, złożyć w ofierze?
Malfoy kiwnął głową.
- Ojciec mi powiedział. Wprawdzie miałem przyjąć Znak trochę później, ale ojcu spodobała się ta symetria wydarzeń: tej samej nocy, kiedy Czarny Pan miał z tobą skończyć, ja miałem dostać jego znak. Koniec jednej epoki i początek następnej. Jednak ja... - Chłopak odwrócił wzrok i gwałtownie przełknął ślinę.
- Całą prawdę – przypomniał mu Harry.
Draco kiwnął głową z determinacją.
- No dobra. Musisz jednak zrozumieć, że wszystko, co wtedy o tobie myślałem, sprowadzało się do jednego: że jesteś małym, bezczelnym gówniarzem, przeszkadzającym Czarnemu Panu w realizacji jego wspaniałych planów, na dodatek w szkole popularniejszym ode mnie. Uważałem, że dostaniesz to, na co zasłużyłeś, i nie mogłem się doczekać, kiedy zobaczę to na własne oczy.
Braku szczerości nie można mu zarzucić – pomyślał Harry. Uśmiechnął się słabo, żeby dać Ślizgonowi do zrozumienia, że jest świadom zmiany, jaka między nimi nastąpiła.
- W takim razie czemu zmieniłeś zdanie?
- To chwilę potrwa – oznajmił Draco. - A jak sam wczoraj zauważyłeś, jest bardzo zimno. Może spróbujemy temu zaradzić? - Po tych słowach przetransmutował swoją pelerynę w gruby, ciepły pled i rozłożył go na ziemi.
- A czemu nie przywołasz koca?
- Jeszcze Severus się zainteresuje i tu przyjdzie.
Harry skinął głową, chociaż mogło się wydawać, że bez peleryny Ślizgon przemarznie do szpiku kości. Jak się okazało, Draco miał na to radę.
- Wyciągnij różdżkę – polecił. - Wyznacz granice i rzuć urok zmieniający pogodę.
Tak jakbym w ogóle mógł to zrobić – pomyślał Harry kwaśno. Skarcił się, nazywając w myślach defetystą i zrobił, co mu kazano. W końcu nie dalej jak wczoraj wyzwolił w kontrolowany sposób swoją dziką magię, choć działał wtedy pod wpływem instynktu, a nie świadomego zamiaru. Może jednak udałoby mu się skierować część tych mocy przez różdżkę...
Niestety nie. Chłopak zdusił westchnienie i próbował się nie zniechęcać.
Draco zacisnął usta w wyrazie współczucia – lub niecierpliwości – i rzucił czar samemu.
Harry usadowił się na pledzie, zdjął pelerynę, rozkoszując się otaczającym go ciepłym powietrzem.
- Fajnie – skomentował, a Draco posłał mu spojrzenie które mówiło: „Oczywiście, że tak. Jestem przecież czarodziejem.”
- Mówiłeś przedtem, jak to nie mogłeś się doczekać, kiedy zobaczysz, jak mnie torturują i mordują – przypomniał Harry, nie widząc powodu, by ubierać tę gorzką prawdę w piękne słówka. - Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?
- Ty – odparł Draco, siadając na pledzie i wpatrując się ponurym wzrokiem w pobłyskującą kurtynę magii, która otaczała ich ze wszystkich stron. - Wydawało mi się, że to będzie coś niesamowitego: bohater czarodziejskiego świata złamany i poniżony. I o to właśnie chodziło: nie złamał cię. Cokolwiek nie zrobił, nie mógł cię złamać. Po prostu nie był w stanie. - Ślizgon odwrócił się i spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. - Byłeś tak cholernie odważny, że niemal śmieszny. Stałeś z nim twarzą w twarz i mówiłeś do niego: Tom. Przeciwstawiłeś mu się. Słodki Merlinie, ty mu przecież powiedziałeś, żeby się odpierdolił!
Harry zamyślił się.
- Dziwię się, że nie dodałeś jeszcze „Gryfon”. Niby czemu miałoby to zrobić na tobie wrażenie? To chyba oznacza co najwyżej, że jestem tak odważny, że aż głupi.
Draco nagle zakrył twarz i pochylił głowę, a jego plecy zadrżały. Płakał? Harry nie był pewien, dopóki Ślizgon się nie odezwał.
- Bo mój ojciec też tam był, Harry, ale on klęczał! - Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze. - To było straszne! On się czołgał, mówił do tego dupka „mój panie”, płaszczył się jak niewolnik! A ty byłeś zaraz obok i stałeś wyprostowany, nie pozwalając się poniżyć! Wy dwaj... Harry, nie sposób było nie zauważyć tej różnicy! Słabość i siła, oto czym byliście... a skoro ty byłeś tym silnym, wiedziałem od razu, że od samego początku stałem po złej stronie! - Chłopak wytarł kułakiem oczy.
Harry żałował, że nie może przetransmutować czegoś w chusteczkę, bo Draco był w takim stanie, że raczej o tym nie myślał. Niestety wszystko, co mógł zrobić, to poklepać przyjaciela po kolanie.
Ślizgon wzdrygnął się i uniósł zapłakaną twarz. Wtedy nagle zdał sobie sprawę, ile po sobie pokazał, bo błyskawicznie rzucił zaklęcie osuszające. Łzy zniknęły, chociaż nadal miał zaczerwienione oczy.
- A więc... zmieniłeś strony, żeby walczyć ze swoim ojcem, bo się go wstydziłeś? - zgadywał Harry, chociaż nie chciał sprawiać Draco przykrości. Musiał jednak zrozumieć.
- Nie! No, może częściowo – poprawił się Malfoy. - Ale nie o to przede wszystkim chodziło. Przysięgam, Harry. Wiem, że masz mnie za płytkiego, ale nawet ja nie jestem aż taki beznadziejny.
Gryfon przykrył sobie nogi peleryną, ale nie dlatego, że marzł. Chodziło raczej o to, że znów zaczęły go boleć dłonie i miał nadzieję, że dotyk wełny złagodzi ból.
- Wiem, że masz w sobie coś więcej, niż podejrzewałem – oznajmił. - A może jest w tobie coś więcej, niż było kiedyś. Draco, nie żyjesz już w cieniu twojego ojca. Jaki był główny powód, że przeszedłeś na naszą stronę?
- Ty nawet nie miałeś żadnej mocy – tłumaczył Malfoy, bezładnie wymachując rękami. - A przynajmniej nie takiej, o jakiej byś wiedział. Nie miałeś ani odrobiny nadziei, że wyjdziesz stamtąd żywy. Teraz wiem, że liczyłeś na Severusa, ale wtedy musiało to przecież wyglądać beznadziejnie. Byłeś bezradny, a jednak tak silny, że nie ugiąłeś się nawet o cal. A obok był mój ojciec na kolanach, niemal błagający o to, by móc lizać temu dupkowi buty, a w nagrodę dostał Cruciatusem! Harry, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Mój świat wywrócił się do góry nogami. Przez całe życie nauczano mnie, że czarodzieje czystej krwi są lepsi od innych pod każdym względem. Nie mogłem tego nie zauważyć, czyż nie? To ty byłeś lepszy od Lucjusza Malfoya. Syn mugolaczki! Nawet doprowadzony na skraj charłactwa byłeś tam jedynym, który miał dumę i odwagę! Śmierciożercom pozostała tylko uległość i strach. Ja... przysięgam, Harry, że przez chwilę straciłem przytomność. Kiedy doszedłem do siebie, wciąż widziałem to samo, i pamiętam, jak pomyślałem: „Kurwa, ja już nie mogę przyjąć Mrocznego Znaku. Nie po tym!” Zupełnie, jakby moje życie się skończyło i w tej samej chwili zaczęło całkiem na nowo!
- Zmiana paradygmatu – mruknął Harry.
Draco nie potrzebował objaśnienia.
- Tak. Po prostu objawienie. I Severus był tego częścią. Bo widzisz, Harry... - Draco zamknął oczy i zrobił minę, jakby go coś zabolało. - Ja go zawsze podziwiałem. Zawsze. Uważałem, że służenie Czarnemu Panu jest słuszną rzeczą, skoro ktoś tak odważny, silny i inteligentny jak Severus Snape wybrał dla siebie taki los. Kiedy jednak na Samhain zobaczyłem go na kolanach, o mało nie zwymiotowałem. Tamten człowiek... to nie była osoba, którą znałem.
- Nigdy nie przyszło ci do głowy, że może udawać?
- Ani razu. Dlatego kiedy zabrał cię świstoklikiem, prawie dostałem ataku serca. Byłem nim tak gorzko rozczarowany. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że wybrał niewolnicze poddaństwo Czarnemu Panu i nie dostrzegał, że to ty byłeś tym silnym. Ale wszystko to była gra. - Draco przygarbił się i westchnął ciężko.
- No i dobrze – odparł Harry sucho.
Ślizgon kiwnął głową, ale się nie uśmiechnął.
- Wiem. Wierz mi, nie chciałbym, aby było inaczej. Jednak pewna rzecz tutaj nie daje mi spokoju. - Podniósł na przyjaciela swoje szare oczy, przypominające teraz barwą burzowe chmury, z których zaraz strzelą błyskawice. - Severus przez cały czas wiedział, że popełniam największy błąd w swoim życiu, ale nie zrobił nic, żeby mnie powstrzymać. Nic.
Harry zaplótł palce, mając nadzieje, że uda mu się zmniejszyć w ten sposób ból.
- Bądź rozsądny. Co niby miał zrobić, żeby nie narazić swojego życia na niebezpieczeństwo?
- Ale dla ciebie zaryzykował życie – zaprzeczył Draco cicho. Powiedział to bez urazy, ale ze smutkiem w głosie.
Gryfon zastanowił się.
- To prawda, Draco, ale nie musiał się obawiać, że zwrócę się przeciw niemu. Wiedział, że w razie czego też stanę w jego obronie. Nie chcę sprawiać ci przykrości, ale taka jest prawda. Nie można było ci ufać. Snape nie mógł ryzykować, że polecisz do ojca z wieścią, że jeden z nauczycieli stoi nie po tej stronie, co powinien.
- Wiem – przyznał Malfoy, ale nie wyglądał na przekonanego.
- Zależy mu na tobie – upierał się Harry. - Sam mi tak powiedział: „Zależy mi na was obu”.
Draco skrzywił się.
- Nie tak samo. Nawet w przybliżeniu. Pewnie, że mu na mnie zależy. Ale to ciebie kocha.
Kocha? Harry nie mógł nic poradzić na to, że się wzdrygnął. Zastanawiał się, czemu to słowo tak go zaniepokoiło. Nie mógł – a może nie chciał – dalej o tym myśleć, więc zaprzeczył:
- Nigdy by mi nie zaproponował adopcji, gdyby nie zaklęcie ochronne. Wiesz o tym!
- Wiem, że zaklęcie miało niewiele wspólnego z tym, co on czuje – odrzekł Draco. - Dało mu co najwyżej szansę, żeby mógł to okazać. A ty mogłeś dzięki temu pozbyć się swojego lęku przed przywiązaniem się do kogoś, przynajmniej na tyle, że się zgodziłeś. Osobiście uważam, że nadal masz jakieś... problemy z zaakceptowaniem Severusa jako twojego ojca.
Harry sam by tego lepiej nie określił i wlepił w Ślizgona wytrzeszczone oczy. Chyba Draco naprawdę się sporo nauczył z tej psychologicznej książki. Gryfonowi jednak nie podobało się, że kolega tak łatwo odgadł jego myśli, dlatego szybko zmienił temat.
- Często się zastanawiałem, co zrobili śmierciożercy po tym, jak Snape się ze mną deportował.
Draco odpowiedział z ponurą miną:
- Kiedy wybuchła twoja dzika magia, rozpętało się kompletne pandemonium. Voldemorta powaliło na plecy. Słyszałem, jak wrzeszczał... a raczej piszczał. Mój ojciec leżał kawałek dalej, prawie nieprzytomny po tym, jak uderzyła w niego twoja moc. - Głos Draco stał się cichy i nieobecny, jakby chłopak całkowicie pogrążył się we wspomnieniu.
- A ty co zrobiłeś po tym, jak uciekliśmy?
Ślizgon przełknął nerwowo.
- Wstydziłem się ojca, żeby to było jasne. Ale i tak chciałem wiedzieć, czy nic mu się nie stało. Podczołgałem się do niego i kiedy byłem już całkiem blisko, zobaczyłem jego ramię. Upadł tak, że rękaw podciągnął mu się do góry i ujrzałem jego Znak. Przedtem zawsze mnie to... ekscytowało. Znak był czymś, co nosiłbym z dumą. Wtedy jednak zrozumiałem, czym on tak naprawdę jest - czarną, wstrętną, wypaloną blizną. Znak, który zmienia Malfoya w niewolnika! Nie chciałem go mieć, ale wiedziałem, że nie pozostał mi żaden wybór. Gdybym się nie zgodził, ojciec zrobiłby mi gorsze rzeczy niż tobie. A gdybym później nadal się nie zgadzał, to zabiłby mnie bez wahania!
Harry zauważył, że Draco kurczowo zacisnął pięści, i wtrącił miękko:
- Draco, nic ci się nie stanie. Snape i ja o to zadbamy.
- Wiem. - Głos chłopaka był przytłumiony i Harry nie wiedział, czy to z powodu wdzięczności, czy zwątpienia. - Tak czy inaczej, kiedy wpatrywałem się w jego Znak, coś zwróciło moją uwagę. Z kieszeni wystawała mu twoja różdżka. Nie byłbym bardziej zaskoczony, gdyby Czarny Pan postanowił przyjąć cię do swoich szeregów! Ojciec mówił, że zabrał ci różdżkę, ale myślałem, że już ją przekazał. Nie wiem, czy miał ją oddać, kiedy razem tam przybyliście, a ty rozproszyłeś wszystkich swoim otwartym oporem – na jaja Merlina, powiedzieć do Czarnego Pana Tom! - czy może miał ją oddać podczas jakiejś, nie wiem, ceremonii po tym, jak już by cię spalili. W każdym bądź razie ojciec miał ją wciąż przy sobie. Wysunąłem ją tak delikatnie, jak potrafiłem, ale wyczuł to. Wyciągnął ręce i próbował mnie u... udusić, ale wyrwałem się. Dzięki Merlinowi, że był zbyt słaby, by pójść za mną. Kiedy się obejrzałem, zobaczyłem, że zemdlał.
- A kiedy przyszło ci do głowy – przerwał Harry sucho – że za pomocą mojej różdżki uwiarygodnisz całą swoją historię?
Malfoy zacisnął usta.
- W chwili, kiedy ją zobaczyłem. Poza tym wiedziałem, że jej potrzebujesz. Oprócz tego... - Westchnął. - Kiedy zdałem sobie sprawę, że ty jesteś silny, a Czarny Pan słaby, z góry było wiadomo, kto wygra tę wojnę. Chciałem w tym uczestniczyć, a nie spędzić resztę życia jako pokonany niewolnik.
Harry wyciągnął nogi i odłożył pelerynę na bok. Dłonie wciąż go bolały, ale starał się to ignorować, żeby mogli wreszcie dojść z Draco do porozumienia.
- Właśnie to mnie martwi – wyznał. - Że masz obsesję na punkcie zwycięstwa. Jeśli stanąłeś po mojej stronie tylko dlatego, bo sądzisz, że wygram, to wrócisz do Voldemorta w tej samej chwili, kiedy on zacznie zwyciężać.
- On jest odrażający!
Harry puścił to mimo uszu. - Tak, ale nie o to chodzi. Za mną kiedyś też nie przepadałeś, a teraz stoisz po mojej stronie.
Malfoy podparł podbródek pięścią i zamyślił się.
- Harry, tym razem moja lojalność nie zależy od tego, kogo lubię, a kogo nie. Moja decyzja jest oparta na faktach. Czarny Pan sprawia, że jego słudzy są słabi – i tyle. Przekonałbym się o tym dużo wcześniej, gdybym tylko miał okazję uczestniczyć w jakimś spotkaniu. A ty... ty, Gryfonie... - Draco zakaszlał, żeby zamaskować chichot. - Masz tyle dumy i mocy, że nie musisz czerpać jej od innych. Lepiej dla mnie, że stoję po twojej stronie. Ja to doskonale wiem i to się nigdy nie zmieni.
Odległe wspomnienie przemknęło Harry'emu przez myśl. Coś, co Snape mówił o Draco.„Udał się prosto do lochów Slytherinu i biegał po dormitoriach, waląc w drzwi i ogłaszając, że Voldemort jest słaby i wymaga tego samego od swoich sług...”
Nagle Harry zapragnął dowiedzieć się całej reszty.
- Co zrobiłeś po tym, kiedy wykradłeś moją różdżkę?
- Ja... eee, próbowałem deportować się niedaleko Hogsmeade – wymamrotał Ślizgon, zaciskając zęby. Jego policzki poróżowiały.
- Próbowałeś? - dopytywał Harry.
- Słuchaj, byłem osłabiony od wybuchu twojej mocy i nie zdołałem się wystarczająco skoncentrować – bronił się Draco. - Ja to umiem, jasne? Jednak tamtej nocy... Ja... eee, rozszczepiłem się. Straciłem rękę. Całe szczęście nie tę, w której miałem twoją różdżkę, ale... - Chłopak zadygotał. - Nie polecam tego nikomu. Tak czy inaczej poszedłem do Hogwartu na pieszo i zdałem się na łaskę dyrektora. Oczywiście musiałem czekać pół nocy, zanim się pojawił, a jak już przyszedł, to byli z nim aurorzy.
- Usiłowali przełamać bariery antyaportacyjne, żeby uratować mnie z rąk Voldemorta.
- Owszem, ale przecież nic mi nie powiedzieli – poskarżył się Draco. - Nie to, żebym naprawdę ich winił, zważywszy na to, kim byłem i ile lat spędziłem, tak jakby siejąc wokół propagandę antypotterowską...
- Tak jakby siejąc? - powtórzył Harry ironicznie.
- No dobra, rzygając nią – poprawił się Malfoy, jednocześnie machając lekceważąco ręką, jakby chciał powiedzieć, że to od dawna nieaktualne. - Chodziło o to, że niemal wariowałem! Ostatni raz, kiedy cię widziałem, krwawiłeś z setek ran i byłeś ślepy. Nie mówiąc już o poparzeniach, jakie mogłeś odnieść. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy w ogóle żyjesz, ale Dumbledore nie zamierzał mi nic zdradzać. Zabrał twoją różdżkę, a potem przyglądał się, jak przesłuchują mnie aurorzy. Mijały godziny, a ja siedziałem tam wciąż bez ręki! Kilka razy dyrektor zostawił mnie sam na sam z aurorami... i byli dość brutalni...
- Jak bardzo?
Draco skrzywił się.
- Powiedzmy, że Severus za nimi nie przepada z konkretnego powodu. Nie wszyscy z nich są świetlanym przykładem prawa, zwłaszcza gdy przesłuchują śmierciożercę lub kogoś o to podejrzanego. - Chłopak potrząsnął głową na widok miny Gryfona. - Bez obawy. Uspokoili się, kiedy wrócił dyrektor. Poza tym nie da się tego porównać z krzywdą, jaką wyrządził ci Czarny Pan. Nie da się tego nawet porównać z magiczną chłostą, jaką wymierzał mi ojciec.
Magiczna chłosta? Nie zabrzmiało to dobrze, ale Harry stwierdził, że później zapyta o to Snape'a.
- Nie aresztowali cię?
- Zgodnie z prawem nie zrobiłem nic, za co mogliby mnie aresztować, chociaż zdawali się uważać, że już sama moja obecność na spotkaniu śmierciożerców powinna wystarczyć. - Draco zrobił krzywą minę. - Dumbledore wciąż im przypominał, że na moją korzyść należało uznać to, że zwróciłem twoją różdżkę. Oczywiście wiem doskonale, że w tamtej chwili wcale mi nie ufał. W każdym razie następnego dnia w południe powiedział im w końcu, żeby mnie zabrali albo zakończyli przesłuchanie. Więc poszli sobie. - Sama myśl o aurorach sprawiała, że Ślizgon miał minę, jakby wypił szklankę soku z cytryny.
- To dlaczego zaledwie kilka dni później powiedziałeś, że chcesz zostać aurorem?
Malfoy wzruszył ramionami.
- A co innego mi pozostaje? Polują na mnie śmierciożercy. Wolę raczej walczyć z nimi twarzą w twarz niż pracować gdzieś w biurze zastanawiając się, kiedy wreszcie mnie dorwą. Albo ciebie. Albo Severusa.
Zdaniem Gryfona miało to sens.
- A zatem aurorzy wyszli... - powtórzył i zamilkł, jakby czekając na ciąg dalszy.
- Tak. Dumbledore oświadczył, że w Hogwarcie znajdę ochronę przed moim ojcem pod warunkiem, że zrobię wszystko, co mi każą. Musiałem siedzieć zamknięty w małym pokoiku za jego gabinetem, a jeśli wyszedłbym za próg choć o krok, to „będzie ze mną źle”. Dokładnie tak powiedział. Zaraz po tym pomógł mi odzyskać rękę, więc nie było tak tragicznie. Sprowadził panią Pomfrey, a ona już wiedziała, co zrobić. Potem nie miałem nic więcej do roboty niż siedzieć i zastanawiać się, czy udało ci się przeżyć. Dumbledore cały czas odmawiał odpowiedzi.
Ślizgon urwał na chwilę i machnął różdżką. Wyczarował szklankę wody i wypił ją duszkiem.
- Po kilku dniach dyrektor przyszedł z Severusem i oznajmili, że będę mógł zostać w Hogwarcie, jeśli pozwolę im sprawdzić całą historię przy użyciu serum prawdy. Od strony prawnej to nielegalne, ale... - Draco wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że jeśli Snape chciał, to bez problemu mógł uwarzyć Veritaserum, nie pytając ministerstwa o pozwolenie. - Kiedy już odpowiedziałem na wszystkie ich pytania, Severus przyznał, że żyjesz, ale wciąż jesteś ślepy. Wtedy oddał mi twoją różdżkę i powiedział, że to ja muszę ci ją zwrócić. Byłem śmiertelnie przerażony.
Harry uniósł brwi.
- Bałeś się zobaczyć mnie w takim stanie?
- Nie o to chodzi, Harry, tylko o różdżkę. Przecież to był dowód, że ja też byłem na Samhain! - wykrzyknął Draco. - Równie dobrze mogłem ogłosić: „Widzisz, Potter, właśnie taki jestem godny zaufania, że niemal przyjąłem Mroczny Znak.” - Chłopak odetchnął głęboko przez nos. - Nie mogłem uwierzyć, że nie poskładałeś tego wszystkiego do kupy. Jak ci się zdawało, skąd miałem twoją różdżkę?
- Chyba pomyślałem, że byłeś w domu na weekend i zwędziłeś ją z gabinetu ojca – mruknął Harry. - Albo że on odwiedził cię tutaj. Nie wiedziałem, że miał ją przy sobie na Samhain.
Malfoy kiwnął głową i nachmurzył się.
- Harry, co do Samhain... Czuję się okropnie, że nie mogłem nic zrobić, żeby ci pomóc.
- Draco, nawet Snape nie mógł kiwnąć palcem, dopóki świstoklik nie zaczął działać – odparł Harry pocieszająco. - Muszę jednak powiedzieć... że niezbyt dobrze o tobie świadczy, że poszedłeś na spotkanie, ciesząc się perspektywą oglądania moich cierpień.
- Ale wcale mi się to nie podobało – sprzeciwił się Draco, jakby to miało wszystko naprawić. - I wcale bym tak nie myślał, gdybym wcześniej wiedział, jakie to ohydne i straszne.
- Rozumiem – odparł Gryfon spokojnie.
- Będziesz mi to wypominał, czuję to – westchnął Malfoy. - Nie fakt, że tam byłem, ale to, że szedłem tam z takim wstrętnym nastawieniem.
- Nie wydaje mi się, żeby „wypominanie” było dobrym określeniem. - Harry zacisnął wargi. - Wcale mi się to nie podoba i chyba nie oczekujesz, że tak będzie. Próbuję jednak być dojrzały i skupić się raczej na tym, co było później. - Chłopak zamknął oczy i spróbował odtworzyć wydarzenia w pamięci, ale było to trudniejsze, niż się spodziewał. Nawet mimo wpływu Prawdomównych Snów wspomnienie Samhain było tak okropnie żywe... I właśnie wtedy, zaledwie dwa miesiące temu, Draco pragnął widzieć, jak go torturują. Czy byli w stanie przejść nad tym do porządku dziennego?
Jednak Draco wystawił się na niebezpieczeństwo, kradnąc twoją różdżkę – przypomniał mu wewnętrzny głos. - I od tamtej pory zawsze ci pomagał i chronił cię ze wszystkich sił. Wymyślił nawet, jak zastosować magię zwrotną, żeby Dudley mógł przyjechać do Hogwartu i zapewnić ci najlepszą ochronę. Draco dawał ci korepetycje ze wszystkich przedmiotów i ćwiczył z tobą godzinami, próbując zmusić twoją magię, żeby jakoś zadziałała, a w wolnym czasie pisał listy do Ślizgonów – wszystko po to, żeby ci pomóc. Uratował twoje życie, kiedy Darswaithe miał porwać cię z rozkazu Lucjusza. A kiedy doszło do adopcji, stłumił swoją zazdrość i poczucie odrzucenia. Mógł powiedzieć magourzędniczce cokolwiek i powstrzymać ją od pozytywnego rozpatrzenia prośby, ale kierował się przede wszystkim tym, czego ty potrzebowałeś, nawet jeśli było to coś, co go raniło...
- Harry? - zapytał Draco z naciskiem.
Gryfon lekko przekrzywił głowę na bok i otworzył oczy. Dziwnie było tak patrzeć na Draco. Przez tyle lat byli wrogami, a teraz... Nie byli może jeszcze przyjaciółmi, ale kolegami z jednego domu, jak powiedział Snape. Niezależnie, co Draco zrobił w przeszłości, teraz był godny zaufania.
- Rozumiem, o co chodziło z Samhain – oznajmił Harry na koniec. - Miałeś piętnaście lat i byłeś idiotą.
- Mam szesnaście lat, tak jak ty – zaoponował Malfoy.
- To tylko takie powiedzenie, wiesz? Oznacza ono... Twoje zachowanie było żałosne i naprawdę powinieneś wiedzieć lepiej, ale musiałeś po prostu dorosnąć.
Draco kiwnął głową, ale w jego wzroku nadal odbijała się niepewność. Kiedy Harry spróbował spojrzeć mu prosto w oczy, Ślizgon szybko odwrócił wzrok.
- Co znowu? - spytał Harry. - No proszę cię. Nie możesz zacząć się wycofywać teraz, kiedy wreszcie zaczęliśmy dochodzić do porozumienia! Draco?
- Nic takiego – wymamrotał Ślizgon z zażenowaniem i zarumienił się. - Co gorsza, to całkiem idiotyczne.
- Nic mnie to nie obchodzi – odparł Harry stanowczo. - Po tym wszystkim, o czym tu rozmawialiśmy, nie może być aż tak źle.
- Nie o to chodzi. To po prostu... osobiste.
- To znaczy? - naciskał Gryfon, ale Draco tylko zacisnął usta i pokręcił głową. Harry, zdeterminowany, by wydobyć prawdę z kolegi, zadał najbardziej oburzające pytanie, jakie przyszło mu w tym momencie do głowy: - Kochasz się potajemnie w Hermionie?
Malfoy zrobił minę, jakby połknął własny język.
- Jeszcze czego – wycedził wyniośle. - Mam nieco więcej dobrego smaku.
Harry spojrzał na niego z ukosa. Może i dobrze, że wspomniał Hermionę, bo uprzedzenia Draco związane z czystością krwi były kolejnym tematem, który należało poruszyć.
- Draco, nie ma nic złego w mugolakach. Jak możesz uważać, że jesteś po mojej stronie, skoro wciąż wierzysz w propagandę Voldemorta. Moja matka była mugolaczką.
- Tak, tak, i niektórzy z twoich przyjaciół to też mugolacy. Dosłownie - odparł Draco i zamilkł na chwilę, zamyślony. - Słuchaj, może jeszcze nie wszystko to sobie przemyślałem, ale byłbym naprawdę głupi, gdybym nie domyślił się, że kiedy stanę po twojej stronie to muszę przestać wierzyć, że czysta krew to wszystko. Jesteś strażą przednią, a przecież sam jesteś półkrwi!
- Niepokoi mnie, że ty ciągle zwracasz na to uwagę – wyznał Harry.
Malfoy rozłożył ręce.
- Nic nie poradzę na to, że dzielę ludzi na kategorie. Nauczyłem się to robić, kiedy byłem dzieckiem, tak samo jak ty nauczyłeś się przygryzać wargę, kiedy coś cię martwi.
- Jedno z drugim ma niewiele wspólnego – odparł Gryfon sucho.
- Nie – przyznał Draco. - Ale powiedz, czy słyszałeś, żebym mówił cokolwiek przeciw mugolakom, od kiedy zwróciłem ci różdżkę?
- Pewnie, że tak! Nazwałeś Hermionę krową!
- Przecież nie z powodu jej pochodzenia! Tylko dlatego, że tak się zachowywała, becząc na cały głos, jak to wie wszystko najlepiej!
- To kozy beczą.
- No cóż, przepraszam, że nie jestem rolnikiem! - wrzasnął Draco.
Ta zabawna uwaga przełamała napięcie między nimi. Harry nie mógł zapanować nad uśmiechem i wcale mu nie pomogło, kiedy Ślizgon zachichotał nerwowo.
- Miałeś mi coś jeszcze powiedzieć – przypomniał Harry chwilę później. - Cokolwiek to jest, nic się nie stanie. Obiecuję.
- Już ci mówiłem, że to głupie – mruknął Malfoy. - Ale jakoś nie mogłem przestać o tym myśleć. To był kolejny powód, dla którego bałem się, że sam dojdziesz do prawdy o Samhain. Oczywiście nie miałem pojęcia, że Severus będzie próbował przemycić tę prawdę dzięki swojemu cholernemu eliksirowi...
- Draco, po prostu to powiedz!
Z jakiegoś powodu Ślizgon zaczerwienił się po uszy.
- Eee... chodzi o to, że skoro byłem na Samhain, to ja... yyy... wiesz, ja... – głos zniżył mu się do szeptu – ...widziałem cię nago.
- No i?
- No i stwierdziłem, że możesz być zażenowany. Tak więc jakbyś chciał wiedzieć, to próbowałem nie patrzeć, jasne? Nie bardzo chciałem zobaczyć, yyy... to. Bez obrazy.
- Nie ma sprawy – wymamrotał Harry, zakrywając ręką usta, by powstrzymać śmiech. Musiał przygryźć palec, żeby nie chichotać, a ręce wciąż go bolały od wybuchu dzikiej magii. - Draco, bądźże poważny. Jak już śmierciożercy ściągnęli ze mnie ubrania, to z całego ciała sterczały mi igły i naprawdę miałem więcej problemów na głowie niż zastanawiać się, że ktoś może coś zobaczyć!
Trzeba przyznać, że Malfoy nie śmiał się z tej sprawy.
- Racja – zgodził się. - Tak też myślałem, ale... cóż, czasami ludzie mają dziwne poglądy na ten temat. Nie miałem pojęcia, jak na to zareagujesz, ty, wychowany wśród mugoli. Czy... - Wziął głęboki oddech. - Czy mimo wszystko możesz mnie ścierpieć? Nawet teraz, kiedy już znasz prawdę o Samhain?
- A o czym ja tu bez przerwy nadaję? - zapytał Harry z irytacją. - Pewnie, że tak. Gdybym wiedział to wcześniej, to zaufałbym ci o wiele szybciej. Cały czas myślałem, że owszem, zachowujesz się, jakbyś się zmienił, ale uważałem to za grę. Nic, co mi wcześniej mówiłeś, nie tłumaczyło aż tak wielkiej przemiany.
Draco skrzywił się.
- Severus też tak twierdził. W zasadzie to powiedział, cytuję: „Ostatnimi czasy poznałem Harry'ego Pottera bardzo dobrze i zapewniam cię, Draco, że nie jest on tak małostkowy, by nienawidzić cię za popełnione dawniej błędy, które już odpokutowałeś”.
Harry nie mógł zapanować nad uśmiechem. Miło było wiedzieć, że Snape tak bardzo w niego wierzył. Gryfon cieszył się, że nie zawiódł jego zaufania.
Malfoy odpowiedział słabym uśmiechem.
- Tak czy inaczej, wciąż nalegał, bym wyznał ci prawdę. Ja jednak nie byłem w stanie. Uważałem, że to skończy się katastrofą. Chyba... chyba znał cię dużo lepiej niż ja.
- Jesteś mu winien porządne przeprosiny – pouczył go Harry surowo. - Osobiście uważam, że po tym, jak się zachowywałeś wczoraj wieczorem, powinieneś ugotować dla nas... eee... gigot d'agneau à la provisoir.
- À la provençale – poprawił Ślizgon wyniośle. - To zabrzmiało jak udziec jagnięcy pieczony tymczasowo. Wolę nie wiedzieć, co by z tego wyszło.
- Nie wszyscy z nas uczą się francuskiego od kołyski.
- Najwyraźniej. A niektórzy z nas nie uczą się gotować, i tyle. Chyba ci mówiłem, że czarodzieje mają lepsze rzeczy do roboty?
- Tutaj chyba nie mamy – zaoponował Harry. - Czemu Snape miałby robić wszystko sam? Mówię ci, że obaj powinniśmy przyrządzić świąteczny obiad. Czy nie byłoby fajnie?
Draco spojrzał na niego w sposób dający do zrozumienia, że słowo „fajnie” było w tym przypadku co najmniej niedopasowane.
- Święta będą o wiele przyjemniejsze, jeśli na stole znajdzie się coś jadalnego – zakpił.
- O, wy małej wiary – mruknął Harry, a kiedy kolega posłał mu zmieszane spojrzenie, dodał: - Mugolskie powiedzenie. Ja... chyba bym zaryzykował. Aha, i chcę, żebyś przeprosił Hermionę. Za to, że nazwałeś ją krową.
- Pewnie. Powiem jej, że tak naprawdę miałem na myśli kozę.
Gryfon zerknął na niego gniewnie.
- Nie.
- Przeproszę ją, kiedy przyzna, że się myliła – powiedział Draco. Oczywiście zbytnio w to nie wierzył, bo za chwilę dokończył: - A skoro wiemy, że Granger nigdy nie przyzna, że kiedykolwiek mogła się pomylić... - Posłał koledze wystudiowany, pełen wyższości uśmieszek.
- Tak czy owak, pomyliła się – przyznał Harry. - Snape jest naprawdę niezły w roli ojca.
- To dlaczego wciąż mówisz do niego na pan?
- Nie wiem – odparł Gryfon. - Może dlatego, że... wiesz, mój prawdziwy ojciec zginął, zanim nawet nauczyłem się mówić, więc nie nazywałem go w żaden sposób. A ponieważ wuj Vernon nigdy nie był dla mnie jak ojciec, to nie mam w tym żadnego... eee... doświadczenia. Jakbym go nie nazywał, wszystko wydaje się takie jakieś... niezręczne.
Draco zmarszczył brwi.
- Harry, tylko nie mów przy Severusie, że on nie jest twoim „prawdziwym ojcem”.
- Miałem na myśli „prawdziwy” w sensie „rodzony”, a nie „prawdziwy”, jako „prawdziwy”! I ty o tym doskonale wiesz!
- Przede wszystkim wiem, że Severus ma w sobie zbyt wiele ze Ślizgona, żeby za każdym razem, kiedy zranisz jego uczucia, przyznawał się do tego.
Harry westchnął, skrzyżował nogi i pochylił się do przodu. Draco miał pewnie rację, ale jakoś nigdy wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Zastanawiał się, ile już razy nieświadomie zranił uczucia Snape'a.
- Poprawię się – obiecał, zerkając na Malfoya spoza grzywki. - Znaczy, wiem, że ci na nim zależy. I mi też, wiesz o tym.
- Harry, to Severus powinien o tym wiedzieć.
- No – potaknął Harry, czując, jak słowo utyka mu w gardle. - Eee, zdaje mi się, że on o tym wie, nawet jak nie mówię tego głośno.
- Czyżbyś uważał, że Ślizgoni mają aż taką intuicję? - zadrwił Draco.
- No, ty jesteś niezły w te klocki.
- Touché. - Malfoy wstał i podał koledze rękę. Chwilę później przetransfigurował pled z powrotem w pelerynę i owinął się nią szczelnie, po czym przystąpił do odczyniania zaklęcia pogody. - Tak w ogóle muszę ci powiedzieć coś jeszcze. Chodzi o twoją bliznę. Wcale nie jest szkaradna i szpecąca.
Harry instynktownie uniósł dłoń do góry i szybko przygładził grzywkę, żeby zakryć czoło.
- Wiem, jak wygląda.
- Wyśmiewałem się z niej, bo... no, byłem tak jakby o ciebie zazdrosny.
Gryfon zerknął na niego wilkiem.
- Myślałem, że nie chcesz być naznaczony przez Voldemorta.
- Nie chcę. Nie o to mi chodziło. Mówię o tym, że zawsze przyciągałeś uwagę innych i miałeś wiele przywilejów. Wyglądało, że masz idealne życie. Nazwałem twoją bliznę „szkaradną”, żeby ci dokuczyć.
- Tak, idealne życie – skomentował Harry zgryźliwie. - Cudownie było dorastać w spokojnym domu mojego wuja. A potem było jeszcze lepiej, kiedy wszyscy w szkole byli przekonani, że jestem mordercą. Kiedy już morderca się pojawił i dementorzy szukali go w Hogwarcie, to próbowali zabić także mnie. A już najwspanialej było, kiedy wszyscy uważali mnie za kłamcę, a prasa jeszcze ich podjudzała... - nagle Harry urwał i przestał wyliczać swoje problemy. - Dom mojego wuja – powtórzył. - To było okropne, że podałeś ojcu mój adres, nawet jeśli znał go już wcześniej.
Draco nie bronił się.
- To prawda – potaknął. - To była jedna z wielu paskudnych rzeczy, które ci zrobiłem. Ale ostatnia, przyrzekam ci.
Harry kiwnął głową, postanawiając nie mówić o tym więcej.
- Wracajmy do domu. Musimy porozmawiać ze Snape'em.
Malfoy uśmiechnął się chytrze.
- Czy teraz już rozumiesz, że Severus chciał, bym znalazł te maskę i szatę? Że chciał, bym otworzył to pudło?
Gryfon zamarł w pół kroku.
- Profesor nie naraziłby mnie z premedytacją na wybuch dzikiej magii. Może i ma „plany wewnątrz planów”, ale to moje dobro przede wszystkim leży mu na sercu.
- Nie wątpię – odparł Draco. - Harry, to było ostrzeżenie. Dla mnie, nie dla ciebie. Kilka dni temu, kiedy tak długo rozmawialiśmy w nocy, Severus powiedział mi, że jeśli nie wyznam ci prawdy o Samhain, to zrobi coś, co mi się nie spodoba. Wydaje mi się, że poprzez te rzeczy chciał mi zasugerować, że w końcu sam poruszy ten temat.
- To... no, bardzo ślizgońskie – przyznał Harry. Prawie tak samo, jak Draco czekający na to, żeby Harry poprosił go o zmianę kolorów po jego stronie pokoju. Manipulacja tego samego pokroju. A jednak... - Skąd Snape mógł wiedzieć, że to ty otworzysz pudełko? To jakieś naciągane. Równie dobrze mogłem to być ja.
- Proszę cię. Mógłbym się założyć, że nigdy w życiu nie otworzyłeś prezentu gwiazdkowego przed czasem.
- No cóż, zgadza się – potwierdził Harry. - Pewnie dlatego, że nigdy zbyt wielu nie dostawałem.
- Hmm. W każdym razie Severus wie doskonale, że mam taki paskudny zwyczaj. Ojciec z reguły rzucał na prezenty klątwy, żebym się do nich nie dobrał. Severus mógł się spodziewać, że jeśli zaraz przed świętami znajdę jakieś tajemnicze paczki, to nie będę się mógł powstrzymać przed zerknięciem do środka.
- To dlatego tak się wściekłeś – stwierdził Harry. - Mnie się wydawało, że zrobił to, bo był po prostu roztrzepany.
- Severus jest najmniej roztrzepaną osobą, jaką znam – odparł Draco. - Tak czy inaczej, chcę, żebyś o czymś wiedział. Przyznaję, że wczoraj wieczorem zachowałem się jak palant, ale naprawdę mnie sprowokował.
- A gdyby tego nie zrobił? - zapytał Gryfon wyzywająco. - Nie zobaczyłbym tych szat i nie śniłbym o Samhain i o tobie. Nie dowiedziałbym się, że naprawdę miałeś powód, żeby przejść na moją stronę.
- Usprawiedliwiasz go?
Harry zastanowił się.
- Tak, chyba tak. Nawet jeśli nie do końca wyszło tak, jak planował, musiał w końcu zrobić coś, żeby zmusić cię do powiedzenia prawdy.
Malfoy prychnął.
- Ty naprawdę jesteś w połowie Ślizgonem. Cóż, to chyba dobrze. Prezent świąteczny powinien przypaść ci do gustu.
- A co dostanę?
- Myślisz, że ci powiem? Zdawało mi się, że nie otwierasz prezentów przed czasem.
Harry był tak ciekawy, że zażartował:
- Widzisz, to było przed tym jak dowiedziałem się, że jestem w połowie Ślizgonem. No dalej, daj mi chociaż jedną podpowiedź.
Draco wydłużył krok i Harry też przyspieszył.
- No dobra, jedną – zgodził się. - Jest to coś, co próbowałem dać ci już wcześniej.
Tym razem to Gryfon prychnął.
- Nigdy nie próbowałeś dać mi niczego, poza moją różdżką.
- Nieprawda, chociaż nie winię cię, że ci to umknęło. Miałeś wtedy za dużo na głowie. To było w skrzydle szpitalnym. Poszedłem cię odwiedzić, a ty rzuciłeś we mnie jedzeniem. Niezła celność jak na ślepego, nawet jeśli trafiłeś w ścianę. Wtedy ja rzuciłem tobie ten mały prezencik, który zamówiłem dla ciebie. Ale ty i tak go nie otworzyłeś. Kiedy Dumbledore oddawał mi go z powrotem, powiedział, że bałeś się, że jest zaklęty.
- Przepraszam za tamto – wymamrotał Harry. - Wtedy nie miałem żadnego powodu, żeby ufać ci choć trochę.
- Ale wiesz co, Harry – odparł Draco, szczerząc zęby – ten prezent jest zaklęty.
Gryfon zasypał kolegę lawiną pytań, ale Draco nie zdradził już na ten temat ani słowa.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: GWIAZDKA