ROZDZIAŁ 55: MĄDROŚĆ
Harry aż skurczył się w sobie. Rozwiązanie adopcji? Czy tak to się nazywa?
Potrząsnął głową, próbując skupić się na istocie rzeczy. Sen.
Miał proroczy sen, że Snape rozwiąże adopcję. Przerażająca perspektywa, biorąc pod uwagę, że wszystkie jego prorocze sny się spełniały. Owszem, raz się zdarzyło, że wziął za proroczy sen coś, co prawdopodobnie nim nie było - wtedy, gdy Snape obudził go mówiąc, że Harry krzyczał coś w wężomowie. Chłopak nie pamiętał, o czym wtedy śnił i nie wiedział, czy pojawił się tam typowy wzorzec przeszłości i przyszłości oddzielonej zawirowaniem. Poza tym zastanawiał się, czy w ogóle można krzyczeć w mowie węży.
Zatem fakty były następujące: każdy proroczy sen, jaki Harrykiedykolwiek miał, okazał się być prawdą. A teraz właśnie przyśniło mu się, że gdy nadejdzie wiosna, Snape będzie miał go tak dosyć, że nie będzie chciał go dłużej mieć za syna.
Harry wiedział, rzecz jasna, że jego ojciec już ma go dosyć. Wczorajsze wypadki udowodniły to aż nazbyt wyraźnie.
Sen miał jednak jeszcze inne dziwne implikacje. Harry był spakowany, czyli miał opuścić lochy. Najprawdopodobniej wracał z powrotem do wieży Gryffindoru. Snape przecież nigdy nie pozwoliłby mu opuścić jedynego miejsca, które było zabezpieczone przez atakiem Voldemorta – nie, dopóki Harry nie miał magii. Rozwiązanie adopcji mogło wszak spowodować zanik zabezpieczeń, czyż nie? Nawet gdyby Snape go szczerze nienawidził, wątpliwe, by posunął się aż tak daleko... chyba, że Harry odzyskałby swoją moc.
Chłopak wziął głęboki oddech i spróbował się uspokoić. Zatem co mógł oznaczać ten sen? Czyżby miał za kilka miesięcy odzyskać swoją magię?
A jeśli to nie był proroczy sen? Taka była jego pierwsza myśl po obudzeniu, ale przerażenie przyćmiło jego zdrowy rozsądek. Teraz jednak, gdy Harry był już w pełni przytomny i nieco spokojniejszy, zorientował się, że nigdy jeszcze nie miał takiego proroczego snu.
Nigdy wcześniej te sny nie koncentrowały się na jego prawdziwych zmartwieniach, stanowiących aktualny problem.
Kiedy w domu Syriusza śnił o zniszczeniu Privet Drive albo o bójce z Ronem, w ogóle się tego nie obawiał. Tak samo, jak deklaracji Malfoya o rzekomym braterstwie. Wszystkie te sny wzięły się dosłownie znikąd, podczas gdy ten...
Cóż, teraz się obawiał, i to bardzo, że Snape mu nigdy nie wybaczy. Nie tylko ostra wymiana słów, która miała między nimi miejsce, podsycała tę myśl. Harry został przecież pozostawiony samemu sobie za zamkniętymi drzwiami, a ojciec nie odpowiedział na jego pukanie w nocy. Oczywiście mógł być ku temu jakiś ważny powód, ale Harry i tak się martwił. Okropnie się martwił.
A potem przyśnił mu się ten sen.
Przypomniał sobie, co pisano o snach w tamtym poradniku psychologicznym. Odkrywają nasze najgłębsze lęki...
To akurat świetnie pasowało. Nigdy przecież nie czuł się tak do końca pewnie jako syn Snape'a. Często miał wrażenie, że jest to... cóż, nierealne. W końcu to był Severus Snape. Zbyt wiele było między nimi zaszłości, by adopcja wydawała się czymś naturalnym i normalnym. A teraz, po tej okropnej awanturze, kiedy Snape odebrał Gryffindorowi punkty w tak podły sposób, kiedy powiedział do Harry'ego te straszne słowa, nie było niczym dziwnym, że Harry zaczął czuć się niechciany.
Tak czy inaczej uczucie odrzucenia nie było mu obce. To raczej poczucie bezpieczeństwa było dla niego czymś, w co nie bardzo potrafił uwierzyć, a tym bardziej przyzwyczaić się do niego. Może więc sen wcale nie był proroczy. Po prostu ukazał mu jego najgłębsze obawy. Gdy podchodził do sprawy od tej strony, wszystko miało sens, nawet fragment o kluczu. Kiedy Snape wziął od Harry'ego jego klucz, dla chłopaka było to przypieczętowaniem ich związku. Nie było zaskakujące, że jego ewentualny zwrot tak Gryfona przerażał.
A co z przebiegiem snu? - zapytał jakiś głos w jego umyśle. - Przeszłość - wirująca mgła – przyszłość. Dlaczego ten sen, jeśli przypuszczać, że był zwyczajny, przebiegł według tego szczególnego wzorca?
Słuszne pytanie, ale Harry miał już na to gotową odpowiedź. Bo teraz już rozpoznaję ten wzorzec – odpowiedział sam sobie. - To moja... jak to było? - moja podświadomość wywołała ten najgorszy z możliwych koszmarów i ukazała mi go w takiej postaci, bym uwierzył, że on naprawdę może się ziścić. Coś jak ostrzeżenie: „Uważaj, Harry, to mogło się tak skończyć... gdyby wasza sprzeczka wyrwała się spod kontroli.” Może mój umysł próbuje mi przekazać, bym bardziej popracował nad wyjaśnieniem tej sprawy, zanim na dobre stracę ojca.
A ja nie chcę go stracić.
Bardzo, bardzo nie chcę.
Harry orzekł, że niezależnie od tego, czy sen był ostrzeżeniem, czy też zwykłym koszmarem, mądrze byłoby zrobić pierwszy krok ku pojednaniu. Przecież rozpoczął ten rok z postanowieniem, że będzie się zachowywał trochę bardziej dojrzale, czyż nie? Niestety gwałtowne zmiany zachodzące w jego życiu spowodowały, że nieco zboczył z tej drogi.
Draco jednak miał rację – wysiadywanie w swoim pokoju i dąsanie się było bardzo dziecinne. Tak, teraz Harry mógł przyznać, że faktycznie się dąsał. Miał wprawdzie nawyk schodzenia z drogi wujowi Vernonowi, gdy ten się wściekał, ale Snape przecież był zupełnie inny. O tym Harry zdążył się już przekonać.
Chłopak pocieszał się, że nie zachował się przecież tak całkiem dziecinnie. Próbował pójść do Snape'a i porozmawiać, ale zastał zamknięte drzwi, zarówno w pracowni, jak i później w nocy w sypialni nauczyciela. Może mężczyzna nadal był zbyt rozgniewany, by z nim rozmawiać? A może po prostu nie było go w domu? Harry nie miał pojęcia. Nie byłby to pierwszy raz, gdy Snape przesiadywał do rana w swoim gabinecie lub pracowni lekcyjnej.
Harry stwierdził, że takie właśnie przyjmie założenia.
Dopóki nie będzie miał dowodów na to, że jest inaczej, będzie zakładał, że sen był po prostu wytworem jego zlęknionego umysłu, ukazującym jego największe obawy.
A zatem... musiał tylko wyjaśnić sobie wszystko ze Snape'em i sprawić, by ich stosunki już nigdy się nie popsuły. Wtedy nauczyciel nie będzie miał żadnych powodów, by rozwiązywać adopcję. I wszystko skończy się dobrze.
Ale twoje prorocze sny zawsze się spełniają – szeptał jakiś natrętny głosik w jego głowie. - Zawsze. Za każdym razem.
W odpowiedzi na ten głos Harry wykrzyknął: Zamknij się!
Nie zamierzał tak myśleć. Po prostu nie. Wstał z łóżka, wyciągnął jakieś czyste ubrania i poszedł pod prysznic, żeby się odświeżyć.
***
Kiedy wyszedł z łazienki, Draco siedział na swoim łóżku.
- Wcześnie dziś wstałeś.
Powiedział to całkowicie normalnym tonem, bez śladu wcześniejszego sarkazmu. Może już wyrzucił z siebie całą złość i był gotów się pogodzić? Harry, zachęcony tą wypowiedzią, odezwał się spokojnie:
- Tak, nie mogłem spać.
- Miałeś koszmary? - zapytał Ślizgon przejętym tonem, tak że Harry poczuł się jeszcze bardziej jak cymbał.
- Nie, ja tylko... chyba czuję się winny – przyznał cicho. - Nie powinienem mówić tego o twoich pieniądzach.
Draco wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że nie ma sprawy. Nie wyglądało to jednak w pełni naturalnie, raczej demonstracyjnie.
Harry nie bardzo wiedział, co powiedzieć, więc zagadnął:
- Co byś chciał na śniadanie? Może zamówię „każdemu według gustu”...?
- Lepiej zjedzcie śniadanie we dwóch z Severusem – podpowiedział Draco. - Coś mi się zdaje, że potrzebna wam taka mała ojcowsko-synowska pogawędka.
Harry czuł się coraz gorzej, jak kompletny kretyn.
- Nie, wcale nie... chodzi o to, że... no, może i tak, ale... - Zamilkł i po chwili odezwał się ponownie. - Naprawdę sądzę, że Severus chciałby ciebie też adoptować...
- Wiem – przerwał Malfoy. - Mieliśmy długą rozmowę na ten temat.
- No to chodź na śniadanie – namawiał Harry. - Nie chcę, żebyś czuł się wykluczony.
- Czy ty się boisz iść tam samemu i stanąć z nim twarzą w twarz? - zapytał Ślizgon prowokująco.
Kiedy Harry to usłyszał, zorientował się, że to szczera prawda. Owszem, wmawiał sobie, że jego sen o odrzuceniu nie był proroczy, ale chyba nie do końca w to uwierzył. Jeśli teraz wyjdzie, a jego ojciec nadal będzie taki wściekły i odpychający... jeśli znowu każe mu zejść z oczu... cóż, w takim razie Harry faktycznie nie miał ochoty wychodzić z pokoju.
Draco nie czekał dłużej na odpowiedź, tylko kontynuował:
- Słuchaj, nie powinienem mówić, że jesteś tchórzem. Wiem przecież, że to nieprawda. Twoja odwaga na Samhain była niesamowita i to ona udowodniła mi, że śmierciożercy są słabi. To ona otworzyła mi oczy. - Chłopak spojrzał koledze w twarz. - Wątpię, bym przetrwał długo w jego służbie, więc twój brak tchórzostwa uratował mi życie. Zaś co do tego, co powiedziałem o twojej magii... po prostu jestem sfrustrowany i zmartwiony, że to tak długo trwa, i wydaje mi się, że jest w tobie... jakiś problem, który ci przeszkadza.
Taa... na przykład sen o rozwiązaniu adopcji. Owszem, Harry był pewien jednego: miał sporo problemów. Pierwszy z brzegu: co powiedzieć Snape'owi po ich ostatniej kłótni? Co, jeśli ojciec wciąż był na niego zły?
- Nie boję się iść do Severusa – skłamał, przygryzając wargę. - Ale... nie wiesz może, czy nadal jest wściekły za tamto? Mówił coś na ten temat?
- W zasadzie to byliśmy bardzo zajęci pewnym projektem z eliksirów.
Harry nie wiedział, co o tym myśleć. Stwierdził, że najlepiej będzie odłożyć tę sprawę na później.
- Na pewno nie chcesz zjeść z nami śniadania?
- Chyba sobie dzisiaj dłużej poleżę – odrzekł Draco, udając, że ziewa. Opadł na poduszkę i pomachał ręką. - No, idź.
Więc Harry wyszedł, zastanawiając się, jakie powitanie czeka go po drugiej stronie drzwi.
***
- Dzień dobry – odezwał się Snape uprzejmie, kiedy chłopak pojawił się w salonie. Nauczyciel czytał „Proroka Codziennego”, ale kiedy Harry zasiadł przy stole, odłożył go na bok.
- Ekhm... dzień dobry – odparł Harry powoli. Nie bardzo wiedział, jak się zachowywać. Mistrz Eliksirów nie wyglądał na rozzłoszczonego, ale Gryfon wciąż był niespokojny. Nalał sobie herbaty do filiżanki i nagle zdał sobie sprawę, że to kawa. Bleee.
- Chyba wolałbyś co innego?
Snape wyczarował imbryczek i nową filiżankę, po czym nalał herbaty i uzupełnił mlekiem, tak jak Harry lubił najbardziej.
- Dzięki – mruknął chłopak i podniósł naczynko do ust, zerkając na ojca sponad krawędzi i zastanawiając się, co by tu powiedzieć. Może powinien zacząć od jakichś neutralnych tematów? Zanim jednak cokolwiek wymyślił, Snape przerwał ciszę.
- Nie dokuczała ci wczoraj blizna?
Harry z trudem powstrzymał drżenie. Przyszła mu do głowy okropna myśl, że jego ojciec próbuje dowiedzieć się, czy jego magia nie powraca. Czyżby aż tak chciał się go pozbyć?
- Nie, proszę pana.
Chłopak czuł, jak wraz z wypowiedzeniem tych słów coś w nim umiera. Poczuł się jeszcze gorzej, kiedy Mistrz Eliksirów zaczął drążyć:
- Jesteś pewien? Nawet odrobinę?
Harry potrząsnął głową i spróbował zmienić temat.
- Ekhm... piszą coś ciekawego w „Proroku”?
- Można tak powiedzieć – wycedził Snape, podsuwając chłopakowi gazetę. Nagłówek na pierwszej stronie głosił: „Terror w dzielnicy Lake”. - Wczoraj odbył się masowy rajd śmierciożerców.
Czyli to dlatego pytał o moją bliznę. Chłopak zorientował się, że sen kompletnie wytrącił go z równowagi, bo wszędzie widział jakieś podteksty. Musiał nad tym zapanować, zanim napyta sobie jakiejś biedy. Musiał zachowywać się zupełnie normalnie.
- Ymm, czy Zakon już coś wie? O planach Voldemorta?
Mistrz Eliksirów wzruszył ramionami.
- Na miejscu znaleźli jedną żywą istotę. Kota. Zakon spotyka się dziś po południu, by przedyskutować, czy Minerwa z Albusem mogą wydobyć jakieś wspomnienia od zwierzęcia. - Właściwie interpretując minę syna, Snape dodał groźnie: - Nie, nie możesz brać udziału w tym spotkaniu.
Cóż, wszystko najwyraźniej powróciło do normy. Harry odsunął krzesło, podszedł do kominka i zamówił śniadanie. Kiedy posiłek pojawił się na stole, Snape uniósł znacząco brew.
- Widzę, że jesteś bardzo głodny.
Może faktycznie za dużo tego było.
- Wczoraj niewiele jadłem – przyznał Harry i zaczął zgarniać kiełbaski, jajka, grzanki i plasterki szynki na swój talerz.
- Ile to jest „niewiele”? - dopytywał Snape aksamitnym tonem.
Harry stwierdził, że coś zmyśli, ale zrezygnował. Biorąc pod uwagę okoliczności, byłoby to idiotyczne.
- Kilka cukierków – odparł i zaczerwienił się.
- Kilka... - Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi i zmierzył go taksującym spojrzeniem. - Źle się czułeś?
Chłopak napił się soku pomarańczowego, zastanawiając się nad odpowiedzią. Mógł po prostu odrzec „Tak” i sprawa by się na tym zakończyła. Miał jednak poczucie, że okłamywanie ojca nie jest dobrym rozwiązaniem na dłuższą metę. A po tym śnie właśnie dalszą przyszłością się martwił.
- Byłem tylko przygnębiony. Znaczy, strasznie się pan na mnie wściekł.
- I dlatego nic nie zjadłeś? - spytał Snape z niedowierzaniem.
- Nie byłem głodny.
Ojciec przypatrywał się mu przez chwilę, jakby coś rozważał. Jednak nic nie odpowiedział, tylko nałożył sobie jajko i zaczął jeść. Dopiero gdy skończył, odezwał się ponownie:
- Poświęciłeś wczoraj trochę czasu życzeniu Gryfonów?
- Nie, raczej nie.
- A lekcje odrabiałeś?
- Yyy, nie.
Mistrz Eliksirów znowu zaczął mu się przyglądać.
- Dziś chyba jesteś bardziej sobą, racja?
- Tak, proszę pana.
Snape kiwnął głową, wstał i zaczął zakładać wyjściowe szaty, które zawsze wieszał przy drzwiach, gdy wracał z lekcji. Harry obserwował go ze zdziwieniem.
- Przecież dzisiaj niedziela, prawda? - Nagle go olśniło. - A, no tak. Spotkanie Zakonu.
Mistrz Eliksirów wygładził fałdy szat.
- To będzie później. Teraz mam spotkanie z Weasleyami.
To by było na tyle, jeśli chodzi o apetyt Harry'ego. Chłopak odsunął od siebie talerz, kiedy napłynęły przykre wspomnienia. Zachowanie Snape'a wprawiło go początkowo w lepszy nastrój, jednak poruszenie sprawy Rona na nowo wzbudziło jego irytację. Starał się ją stłumić, podejść do tematu z zimnym rozsądkiem – czego zdecydowanie brakowało Snape'owi.
- Eee, panie profesorze... nie uważa pan, że wczoraj pan przesadził? Z Ronem, i w ogóle?
- Byłem nadzwyczaj cierpliwy, jeśli chodzi o tępotę pana Weasleya – odparł Mistrz Eliksirów wyniośle.
- Dziesięć tysięcy zdań w ramach kary nazywa pan cierpliwością? - zakrztusił się Gryfon.
- Harry – wycedził Snape, podchodząc bliżej do syna – jak uważasz, czemu domagałem się, by przepisywał zdania tutaj?
Przez moment zbiło to chłopaka z tropu, ale wnet sobie przypomniał.
- Powiedział pan, że to po to, by nie oszukiwał.
- Nie sądzisz, że gdybym chciał, mógłbym osiągnąć ten sam cel innymi drogami?
Harry wzruszył ramionami,
- No cóż, zdaje mi się, że uczył pan Freda i George'a wystarczająco długo, by wystrzegać się weasleyowskiej pomysłowości.
Nauczycielowi drgnęły kąciki ust, kiedy odpowiedział:
- To też, jak sądzę. Jednakowoż poleciłem panu Weasleyowi odrabiać szlaban w tym miejscu dlatego, że jego właściwą konsekwencją nie miało być wcale przepisywanie zdań.
- Chyba nie nadążam.
Snape potrząsnął głową.
- Myślałem, że to jasne. Draco zorientował się niemal natychmiast. Nie był z tego zadowolony, ale powiedziałem mu, że to nie jego sprawa. Jednak ty ani razu nie drążyłeś, czemu tak to zorganizowałem. Czasami rzeczywiście niewiele w tobie ze Ślizgona.
To zabolało. Ojciec chyba nie chciał Harry'emu dokuczyć, ale chłopak i tak poczuł się odrobinę dotknięty. Co więcej, komentarz Snape'a poruszył zbyt wiele drażliwych tematów.
- Jestem przede wszystkim Gryfonem – odparł Harry. - A... poza tym...
Chłopak przełknął nerwowo ślinę, zastanawiając się, czy to odpowiedni czas, by zajmować się pewnymi kwestiami.
- Poza tym? - zapytał Snape spokojnie.
Brzmiało to tak, jakby był gotów wysłuchać tego, co jego syn ma do powiedzenia. Harry poczuł, jak wzbiera w nim poczucie akceptacji. Tamten sen to był tylko zwykły sen. Wszystko będzie dobrze.
- Wydawało mi się, proszę pana, że spodziewa się pan po mnie, że będę się zachowywał jak Ślizgon. Ale to niemożliwe. Bo ja nie jestem Ślizgonem tak jak pan. - Chłopak spiorunował ojca wzrokiem. - Ani jak Draco. Gdyby wyjaśnił mi pan swoje plany, zamiast knuć spisek ze mną w roli głównej, byłoby naprawdę wspaniale.
Przy słowach „knuć spisek” Snape uniósł znacząco brew.
- To tak, jak z utrzymywaniem w tajemnicy, że Draco był na Samhain – westchnął Harry, decydując się na obszerniejsze wyjaśnienie. - Wiem, że uważa pan, że najsilniejsze więzy lojalności kształtują się w takich okolicznościach – tak jakby nauka zdobywana przez doświadczenie, a nie w teorii – ale naprawdę, dużo wcześniej zdałbym sobie sprawę, że Draco naprawdę zmienił strony, gdybym znał powody, dla których podjął tę decyzję. A ukrywanie prawdy przyprawiło mnie o miesiące stresu. Czy w ogóle zdaje pan sobie sprawę, jak to jest, kiedy człowiek boi się przez cały czas, że dostanie klątwą w plecy?
Snape odsunął krzesło i usiadł z poważną miną.
- Chyba Weasleyowie mogą chwilę poczekać – oznajmił. - Zaś co do tego, jak to jest ciągle bać się o swoje życie - doskonale znam to uczucie.
- No tak, szpiegował pan przecież Voldemorta. Na pewno wie pan, jak to jest. Ale niech pan sobie wyobrazi, że czułby się pan tak tutaj, we własnym domu, dwadzieścia cztery godziny na dobę, i na dodatek nie mógłby pan stąd uciec! Czasami naprawdę bałem się, że Draco mnie otruje. Proszę się nie śmiać, bo ja wcale nie żartuję.
- Widzę, że nie – mruknął Snape.
- Hagrid to kolejny przykład. Pozbawił mnie pan jego towarzystwa przez szereg tygodni, żeby się upewnić, że będę chciał rozmawiać z nim przez Fiuu. Jednak izolacja od moich przyjaciół nie sprawi, że mocniej zapragnę odzyskać moc, tylko wpędzi mnie w depresję. Jestem przede wszystkim Gryfonem i potrzebuję moich przyjaciół. - Harry wziął głęboki oddech. - Traktuje mnie pan, jakbym był Ślizgonem...
- I byłbyś nim, gdybyś nie robił fanaberii w trakcie przydziału.
- „Byłbym” to nie to samo, co „jestem” - zaznaczył Harry. - Wychowano mnie na Gryfona, że tak to ujmę. Nie cofniemy już wskazówek zegara. Jestem, kim jestem. Poza tym, czy uważa pan, że Tiara pozwoliłaby się przekonać, gdybym nie pasował do żadnego innego domu?
Snape wpatrywał się w chłopaka przez dłuższą chwilę.
- Nie – przyznał cicho. - Jesteś zarówno Gryfonem, jak i Ślizgonem. Zdążyłem się już o tym przekonać.
- Jednak zapomina pan o tym za każdym razem, gdy podejmuje pan... eee, rodzicielskie decyzje – oświadczył Harry. - A przynajmniej tak to wygląda.
- Co zatem sugerujesz? - zapytał Mistrz Eliksirów wyniośle.
- Niech pan ze mną rozmawia – odparł Harry. - Powiedział pan, że będziemy negocjować. Tylko o to mi chodzi.
- Tamto odnosiło się do zasad – przypomniał Snape. - Ale... chyba rozumiem, co masz na myśli.
- To dobrze – zgodził się Harry, postanawiając zejść z tematu. Nie to, by sądził, że Snape naprawdę go zrozumiał – wszak intrygi były od bardzo dawna nieodłączną częścią sposobu myślenia i zachowania mężczyzny. Teraz jednak może przynajmniej zastanowi się dwa razy, zanim zacznie manipulować synem. Tymczasem Harry przeszedł do innej, dręczącej go kwestii. - Czyli... zasugerował pan, że zdania, które przepisywał Ron, były tylko elementem kolejnej ślizgońskiej intrygi. Że nie były tą właściwą karą. W takim razie co nią było?
Mistrz Eliksirów łyknął kawy i zorientował się, że jest już zimna. Skrzywił się z niesmakiem i dolał sobie gorącej.
- Nie wydaje mi się, by słowo „kara” było tutaj odpowiednie. Po prostu stwierdziłem, że jeśli twój przyjaciel spędzi tu dostatecznie wiele czasu, przekona się na własne oczy, że nie dzieje ci się żadna krzywda.
Harry wybałuszył oczy.
- Te zdania to był tylko pretekst?
Snape wysączył łyk kawy i skinął głową.
- Adopcja naruszyła twoje więzi z przyjaciółmi, Harry, a ty powtarzałeś mi w nieskończoność, jak bardzo są oni dla ciebie ważni. - Mężczyzna odczekał, dopóki syn nie spojrzał mu w oczy. - Nigdy nie zamierzałem pozbawiać cię ich obecności.
Plany wewnątrz planów... Zanim Gryfon przyswoił sobie zasłyszaną informację, minęła dobra chwila. To było doprawdy bardzo pokręcone.
- Dlaczego więc zadał pan Ronowi aż tyle zdań do przepisania?
Mistrz Eliksirów wzruszył ramionami.
- Pan Weasley okazał się tak czy inaczej uparty i krnąbrny.
Doprawdy? - chciał odrzec Harry, ale wiedział, że nieuprzejmość mu w niczym nie pomoże.
- Właśnie to chciałem wyjaśnić od samego początku – oznajmił. - Ten pana plan był zbyt ślizgoński. Gdyby mnie pan o nim uprzedził, od razu bym panu powiedział, że to nie zadziała.
Snape zrobił szyderczą minę.
- Ponieważ jesteś oczywiście ekspertem od zachowania się nastolatków.
- Po prostu znam Rona. On nie chwyta żadnych niuansów. Widzi wszystko w czarno-białych barwach.
Nauczyciel zadumał się.
- No i cóż? Gdybym ujawnił swój plan wcześniej, co byś mi doradził?
- Cóż, sądzę, że Ron musiałby widywać nas o wiele częściej, a poza tym, musiałby zobaczyć pana jako mojego ojca. Ponieważ... bez obrazy, ale kiedy jesteśmy razem, zazwyczaj zachowuje się pan jak nauczyciel.
- Przecież ty nadal uważasz mnie przede wszystkim za swojego profesora – odparł Snape z taką miną, jakby nie był z tego zadowolony. Harry się ucieszył.
- Nie – zaprzeczył chłopak. - Dłużej tak nie myślę, ale Ron z pewnością tak uważa. Proszę posłuchać... Przeważnie w jego obecności odpytywał mnie pan z lekcji. W ten sposób Ron nigdy nie zacznie myśleć: „O, to jest ojciec Harry'ego”. Rozumie pan? - Chłopak przełknął ślinę i skrzyżował palce pod stołem. - Chciałbym wiedzieć... czy pozwoli pan wrócić Ronowi do szkoły w przyszłym roku?
Mistrz Eliksirów westchnął z irytacją.
- Harry, sądziłem, że już to pojąłeś – nie mam zamiaru wydalać pana Weasleya z Hogwartu.
- Czyli to była tylko groźba, żeby przepisał kolejne dziesięć tysięcy zdań? - westchnął Harry z wcale nie mniejszą irytacją. - No doprawdy. Bez obrazy, ale...
- Dlaczego zawsze, gdy mówisz „bez obrazy”, kontynuacja jest z reguły dość obraźliwa? - zapytał Snape sarkastycznie.
- ...ale wmanewrowywanie go w dodatkowe zdania to okropny pomysł – dokończył Harry, niezrażony tym komentarzem. - Niby jak Ron miał przejrzeć na oczy, skoro aż gotował się ze złości?
Nauczyciel uniósł dumnie podbródek.
- Pan Weasley musiał ponieść stosowną karę. Jeśli o mnie chodziło, mogłoby to być nawet i sto zdań. Planowałem zwolnić go ze szlabanu w chwili, w której jego zachowanie zaczęłoby wskazywać, że zrozumiał, iż nie grozi ci tu żadne niebezpieczeństwo.
- Ale on naprawdę wcale tak nie uważa! - wykrzyknął Harry. - On wie doskonale, i nawet mi o tym powiedział, że nie uważa, żeby pan... ze mną... no wie pan.
- Mam taką nadzieję – odrzekł Snape, krzyżując ramiona na piersi. - Jednakże wciąż sądził, że adopcja przyniosła ci wielką ujmę.
Chłopak zmierzył ojca gniewnym spojrzeniem.
- A pan przekonał go, że to z gruntu nieprawda, czyż nie? On pewnie myśli sobie, że karze mnie pan dokładnie tak samo – że muszę tygodniami przepisywać zdania.
Mistrz Eliksirów ponuro pokręcił głową.
- W takim wypadku muszę posłuchać twojej rady i upewnić się, że pan Weasley będzie miał więcej okazji, by widzieć nas w kontekście bardziej rodzinnym.
- Czyli... czyli go pan nie wywali?
Snape posłał synowi takie samo gniewne spojrzenie, jakim Harry obdarzył go przed paroma minutami.
- Czyż nie mówiłem, że nie miałem takiego zamiaru? Wyjaśniłem Weasleyom całą sytuację, włącznie z tym błędnie zapisanym słowem. Oni również nie pochwalają moich metod, jednak zgodzili się, że ich syn musi wreszcie pojąć, iż jego... histeria jest bezpodstawna.
- Kiedy się pan z nimi widział? - zapytał Harry, przekonany, że jego ojciec był w Norze poprzedniego wieczora.
- Harry, nie widziałem się z nimi osobiście. Członkowie Zakonu mają do swojej dyspozycji różne środki komunikacji.
Tak, Dumbledore wspominał coś o tym.
- W porządku, ale skoro już wszystko wyjaśnione, to czemu się pan z nimi spotyka?
- Zamierzamy nakłonić pana Weasleya, by dokończył przepisywanie zdań.
Harry zadumał się. To było niedorzeczne, zupełnie niedorzeczne. Czy jednak powinien nadal przeciągać strunę? Tamten sen chyba nie był proroczy. Z pewnością nie. Snape nie zamierzał rozwiązywać adopcji. Chłopak był tego pewien, tak samo, jak był pewien, jak się nazywa. Adopcja była przypieczętowana. Uwieczniona. Miał wreszcie ojca i chciał zachowywać się jak jego syn. Biorąc to pod uwagę, nie powinien ślepo godzić się na wszystkie dziwaczne, ślizgońskie manipulacje. Porozumienie wymagało dyskusji, wzajemnej wymiany, negocjacji.
- Nie sądzi pan, że Weasleyowie wspaniale zareagowali na wieść o adopcji? - zapytał, decydując się, że podejdzie do tematu od drugiej strony. Snape pewnie się zorientuje w jego podchodach, ale nie będzie zły. Lubił oglądać w działaniu ślizgońską część temperamentu syna. - Chodzi mi o to, że mogli się wściec tak, jak Ron. W końcu traktowali mnie prawie jakbym był ich dzieckiem. Ale zachowali się ekstra. Żadnej urazy.
Mistrz Eliksirów popatrzył na syna badawczo, jakby przeczuwał istnienie drugiego dna w jego wypowiedzi.
- Artur i Molly Weasleyowie to rozsądni dorośli ludzie – odparł w końcu.
- Owszem, ale bardzo uczuciowi – oznajmił Harry, docierając do sedna sprawy. - Nie uważa pan, że byliby wdzięczni, gdyby okazał pan ich synowi względy, po tym, jak oni zrobili to samo dla pańskiego syna?
Nozdrza Snape'a zadrgały.
- To było niezłe, Harry. Jednakże w interesie pana Weasleya leży pozostanie twoim przyjacielem. Jego rodzice też tak sądzą. Będzie musiał przepisać te zdania. Tym razem jednak włożę więcej wysiłku w przekonanie go, że tworzymy zgodną rodzinę.
Gryfon przygryzł wargę.
- To wspaniale, proszę pana. Naprawdę. Jednak wszystkie te kombinacje... Nie podoba mi się to. Naprawdę mi się to nie podoba. Chodzi o to, że ja sam byłem zły, kiedy wmanipulował mnie pan w rozmowę przez Fiuu. Jak w takim razie mogę panu pomóc manipulować Ronem?
- Jest alternatywne wyjście: pozwolić jemu zadecydować, gdy przyjdzie tu następnym razem.
- Lepsze alternatywne wyjście to sprowadzić go tutaj w jakiś mniej okrutny sposób – zaoponował Harry.
Snape zmarszczył brwi.
- To wywarłoby niepożądane wrażenie, iż profesor, mistrz w swoim zawodzie, nie potrafił zaprowadzić dyscypliny.
- Nic nie martwi mnie bardziej od pana reputacji – odparł Harry kwaśnym tonem, po czym zdał sobie sprawę, jak niegrzecznie to zabrzmiało. - Przepraszam bardzo. Chodziło mi o to, że i tak będzie pan w stanie terroryzować... Kurde, to nie wyszło dużo lepiej.
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się półgębkiem.
- Muszę już iść – oznajmił. - Jak uważasz, co powinienem powiedzieć Weasleyom?
Harry spojrzał na niego, zdumiony.
- Mnie pan pyta? Zeszłego wieczoru błagałem, by pan ustąpił!
- Przyznaję, że byłem wtedy zirytowany tym, iż zdawałeś się w ogóle nie dostrzegać moich intencji. Teraz jednak znasz cały plan. Jeśli nadal sądzisz, że jest nierozsądny... - Snape wzruszył ramionami. - Jesteś moim synem, a nie uczniem, choć miejmy nadzieję, że niedługo się to zmieni. Zawsze jednak będziesz przede wszystkim moim synem. Jak ustaliliśmy, zdarzają się chwile, gdy musimy negocjować. A zatem – co chcesz, bym zrobił?
Harry był w rozterce. Nie miał niestety żadnego idealnego rozwiązania pod ręką, choć jedną rzecz wiedział na pewno.
- Niech pan mu nie każe przepisywać więcej zdań. Ani nic innego, co miałoby być traktowane jak kara – dodał szybko, kiedy przemknęło mu przez myśl, że Snape zmusi Rona do czyszczenia podłóg bez użycia magii, lub czegoś jeszcze gorszego. Nauczyciela z pewnością było na to stać. - Ale... sam pomysł, żeby Ron tu przychodził, mi odpowiada. Coś pan wymyśli.
- Coś wymyślę – powtórzył Mistrz Eliksirów, kręcąc głową. - To wszystkie twoje konstruktywne wnioski?
Harry spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się.
- Tak. Wiem, że załatwi to pan jak najlepiej, teraz, kiedy wie pan, jakie mam zdanie.
- Czy to doprawdy nie manipulacja? - zakpił Snape, choć brzmiał na zadowolonego. - A teraz muszę się spieszyć. Prawdopodobnie nie zobaczymy się aż do wieczora.
- A tak, spotkanie Zakonu – mruknął Harry. - Czy dom Syriusza jest nadal Kwaterą Główną? Nawet po tym wypadku z Malfoyem?
- Twój dom nadal jest kwaterą główną, owszem – odpowiedział Snape, kładąc nacisk na słowo „twój”.
Gryfon coś sobie przypomniał.
- Obiecał mi pan, że pomoże mi pan to jakoś rozwiązać...
- Podyskutujemy o tym, kiedy wrócę – przerwał Mistrz Eliksirów. - Zgadzasz się?
- Jasne – odrzekł Harry, choć bez przekonania. Wszystko między nimi wróciło do normalnego stanu – a przynajmniej Snape nie wyglądał na rozeźlonego – Harry jednak nadal był boleśnie świadom wszystkich słów, które padły poprzedniego wieczoru i wciąż stały między nimi. Zejdź mi z oczu. Nie zasługujesz na to, by być moim synem. Jego ojciec z pewnością mówił to, co myślał, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę późniejsze wypadki – zamknięte drzwi do pracowni, a potem jego nieobecność przez cały dzień. Chłopak bardzo chciał o tym wszystkim porozmawiać. Nie było w porządku tak po prostu ignorować całą tę okropną awanturę. Kiedy udawał, że czegoś nie ma, sprawy zawsze przybierały fatalny obrót – tak jak wtedy, gdy udawał, że nie słyszy syku bazyliszka w ścianach i przez to bestia spetryfikowała kilku uczniów.
Tym razem zamierzał zachowywać się bardziej dojrzale. Postanowił tak, mimo że wspomnienie całej tej wstrętnej kłótni wywoływało u niego uczucie utraty gruntu pod nogami. Wiedział jednak, że nie ma innego wyjścia. W przeciwnym razie te słowa będą się już zawsze czaić w głębi jego umysłu.
- W porządku. Porozmawiamy o tym wieczorem.
Snape podszedł do wyjścia, ale obrócił się w kierunku syna. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili otworzył drzwi i wyszedł bez słowa. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem.
Harry wziął głęboki oddech i powtarzał sobie: On cię akceptuje. To było widać. On cię...
Wciąż jednak nie mógł się pozbyć ssania w żołądku, gdy zastanawiał się nad rozmową, która czekała ich wieczorem.
***
Kiedy Draco wyszedł z pokoju, Harry zdążył już dojść do siebie i nawet zjadł śniadanie. Ślizgon usiadł do stołu i rzucił na swoją porcję czar podgrzewający, a potem spojrzał na kolegę.
- Co ty na to, żebyśmy wspólnie popracowali nad twoim życzeniem? Dzięki temu mógłbyś skończyć już dzisiaj.
- Nie udawaj, że nie podsłuchiwałeś. Wiesz, że Severus mnie o to pytał.
Draco nie zaprzeczył. Nie był nawet zmieszany.
- Nie wiem, czy będę w stanie się skupić – wymamrotał Harry, ciągle dumając nad tym, jak przebiegnie spotkanie ojca z Weasleyami. Myślał teraz, że może nie powinien zostawiać całej sprawy Snape'owi, zważywszy na to, jaki idiotyczny plan nauczyciel stworzył ostatnim razem. Kolejne dziesięć tysięcy zdań...
- Musisz się czymś zająć – skonstatował Draco. - Pomogę ci, dobra?
Ta propozycja sprawiła, że Harry zapomniał o Weasleyach.
- Chcesz mi pomóc oszukiwać?
Malfoy roześmiał się i odchylił do tyłu.
- Ślizgoni zawsze oszukują. Myślałem, że o tym wiesz. - Po chwili chłopak spoważniał. - Tak naprawdę wcale nie miałem tego na myśli. Chciałem tylko wzmocnić twoją motywację. Przecież chcesz wiedzieć, czego życzy ci twój dom, zgadza się?
- No tak – odparł Harry. - Przyniosę tę książkę, którą dostałem od Ginny.
- Nie ma pośpiechu, najpierw w spokoju zjem śniadanie. Ale jeśli już gromadzisz pomoce naukowe, zajrzyj do mojego kufra. Jest tam taka książka „Wykorzystanie roślin w eliksirach”. Może się nam przydać.
Przeglądanie wnętrza kufra Draco było pouczającym doświadczeniem. Harry nie mógł uwierzyć, ile rzeczy się tam mieściło. Oczywiście wnętrze kufra magicznie powiększono. Może w przyszłym roku poproszę o taki kufer pod choinkę – pomyślał Harry, po czym zaczął się zastanawiać, czy taki luksus drogo kosztuje.
Chłopak zaniósł na stół wszystkie swoje notatki i książki. Draco, który odesłał już brudne naczynia do kuchni, zapytał, czego Harry zdążył się dowiedzieć.
Gryfon zerknął na pergamin.
- Guma arabska odpędza złe moce. Liście truskawek oznaczają życzenia miłości i szczęścia.
- Tylko szczęścia – poprawił Draco. - W twoim życzeniu są małe listki, reprezentujące wartość podrzędną.
Ta uwaga niespecjalnie wzmocniła motywację Harry'ego, ale chłopak nic nie powiedział. Tymczasem Malfoy kontynuował:
- Podpowiem ci coś na temat całej reszty. Wszystkie rośliny, poza cebulicą, niosą to samo przesłanie. Twoi przyjaciele bardzo się postarali, byś się przypadkiem nie omylił co do tego, czego ci życzą.
- To znaczy?
- Dokończ swoje poszukiwania i będziesz wiedział – odrzekł Draco, wzruszając ramionami.
Harry zabrał się do pracy.
Kiedy miał przy sobie Draco, rozwiązywanie zagadki szło mu dużo szybciej. Nie zapędzał się w ślepe uliczki. Kiedy zaś zajrzał do „Wykorzystania roślin w eliksirach”, wszystko stało się jeszcze łatwiejsze. Musiał tylko wydedukować z ogólnych właściwości eliksirów sposób działania każdej z roślin.
Nadeszła już pora lunchu, kiedy Harry zaczął zbliżać się ku końcowi. Chłopak jeszcze nie skończył jeść kanapki z indykiem, kiedy odłożył pióro i westchnął.
- Nie jestem pewien, jak poskładać to do kupy.
Draco podniósł głowę znad talerza.
- Czyli masz już wszystkie?
Harry kiwnął głową.
- Cebulica symbolizuje prawdę. Zaś płatki migdałowca, irys, liście szałwii i nasiona słonecznika – każde z nich oznacza mądrość.
- Dziesięć punktów dla Slytherinu – zażartował Draco, skinąwszy twierdząco głową.
- Pamiętaj, że połowę z nich dostanie Gryffindor – skomentował Harry, ze złością wspominając, jak sprytnie Snape obszedł te zasady, kiedy był na niego wściekły. To było wredne, i to nie tylko dlatego, że ucierpiał na tym Gryffindor.
- Owszem. Dajmy więc temu spokój – odrzekł Malfoy niewzruszony. - Zatem rozwiązałeś już prawie całą zagadkę. Jakieś konkluzje?
Harry przejrzał swoje notatki.
- Hmm – mruknął. - Generalnie moi przyjaciele dobrze mi życzą, ale chyba średnio przypadła im do smaku myśl o adopcji. Życzą mi szczęścia i żebym potrafił odegnać zło. Pewnie sądzą, że będzie mi to potrzebne, żebym przetrwał w Slytherinie. - Chłopak zerknął na Draco, ale się nie uśmiechał. - Życzą mi prawdy... czyli pewnie uważają, że sam siebie okłamuję. Jednak przede wszystkim życzą mi mądrości. Już kumam. Oni myślą, że nie mam pojęcia, w co się wpakowałem, więc życzą mi, bym przejrzał na oczy i umiał poradzić sobie z rzeczywistością.
- Wszystko się zgadza.
- A dlaczego powiedziałeś, że nie możesz się doczekać, jaką zrobię minę, gdy się dowiem?
- Bo w kółko życzyli ci mądrości? - zaszydził Malfoy. - To takie przejrzyste, a zarazem ironiczne. Ponieważ, nieważne czy o tym wiedzą czy nie, wybór Severusa na ojca jest piekielnie mądry. Jaki inny czarodziej zna Czarnego Pana równie dobrze, jak on, a zarazem jest po naszej stronie? Kto jeszcze mógłby nauczyć cię wszystkich czarnomagicznych zaklęć, których możesz potrzebować na polu bitwy, a zarazem upewni się, że czarna magia nie zacznie cię pociągać? Severus już przeszedł tę drogę. Był w piekle i wrócił z powrotem. Wie, jak nie pozwolić ci na popełnienie tych samych błędów.
Harry przełknął ślinę.
- Nieźle... nieźle to sobie przemyślałeś.
Draco wzruszył ramionami.
- Kiedy cię adoptował, mogłem albo się z tym pogodzić, albo opuścić to miejsce. Oczywiście to drugie wyjście nie wchodziło w grę. Owszem, było mi trudno pogodzić się z obrotem spraw, ale jakoś dałem sobie radę.
- Bardzo cię przepraszam, że powiedziałem...
- Masz fioła na punkcie przepraszania – uciął Malfoy. - Już dzisiaj raz mnie przepraszałeś. Więcej nie trzeba. Wtedy mnie to naprawdę wkurzyło, ale ja też powiedziałem do ciebie mnóstwo wrednych rzeczy. Uważam, że jesteśmy kwita.
Jesteśmy kwita... Te słowa przypomniały Harry'emu, jak Snape mówił kiedyś o wyrównywaniu rachunków. Ślizgoni musieli mieć na tym punkcie obsesję. Tym dziwniejsze było, że tak wyśmiewali poczucie sprawiedliwości Gryfonów.
Nagle Harry'emu przyszła do głowy pewna myśl.
- Jak uważasz, czy powinienem napisać list z podziękowaniem za to życzenie? Teraz, gdy już odgadłem jego znaczenie?
- Biorąc pod uwagę, że życzenie ofiarowuje się niemowlętom, nie sądzę – zaśmiał się Draco. - Ale nie zaszkodziłoby, gdybyś wspomniał kiedyś przy Hermionie, że Severus jest uosobieniem mądrości. Zobaczymy, jak zareaguje.
- Nie kpij sobie z niej – fuknął Harry. - Dobrze wiesz, że już od dawna nie mówiła nic na temat adopcji.
- Wiem, że zawsze, kiedy tu przychodzi, ma zmarszczony nos, jakby chciała wywęszyć jakieś nieprawidłowości.
- Chciałbym zobaczyć twoją minę, gdyby przyszło ci mieszkać w wieży Gryffindoru – odparował Harry. - To twoja wina, że ona tak wygląda. Bez obrazy, Draco, ale jakoś nie wzbudzasz w niej zaufania. W końcu jest mugolaczką, a ty przy wielu okazjach dawałeś aż nazbyt jasno do zrozumienia, że takie osoby nie są w pełni ludźmi.
Malfoy zignorował ten docinek.
- Właśnie o to chodzi, Harry. Ona nie musi przecież ciągle tu przyłazić. Trzy, cztery razy na tydzień? Nie zauważyłeś, że ona cię sprawdza? Może i już nie gada o twoim niezdrowym przywiązaniu do Severusa, ale to wcale nie znaczy, że przestała tak myśleć. Inaczej nie przychodziłaby tak często.
- Tak się składa, że odpowiada mi jej przyłażenie – odparł Harry chłodno. - W razie, gdybyś nie zauważył, to ja ją lubię.
- Przecież to jędza! - wybuchnął Draco. - Tylko przestała to okazywać.
- Jest moją przyjaciółką – zaznaczył Harry z naciskiem. Jego irytacja zaczęła przygasać, kiedy zdał sobie z czegoś sprawę. Mądrość. Gryfoni mogli mieć co innego na myśli, ale i tak było to wspaniałe życzenie. - Naprawdę zależy jej na moim dobru. Nie zgadzamy się tylko co do tego, na czym miałoby ono polegać. Nie mam jej tego za złe.
Malfoy skrzywił się.
Harry przypomniał sobie, jak niewiele Ślizgon wiedział o prawdziwej przyjaźni.
- Bardzo fajnie się przy niej zachowujesz. Wiem, że ona cię wkurza, ale cieszę się, że tego nie okazujesz.
- Chyba pomaga mi to, że ona też jest nawet w porządku – wycedził Draco. - Poza tymi wyjątkami, kiedy próbuje naśladować moje idealne maniery.
- Na przykład podsłuchiwanie?
Draco miał na tyle przyzwoitości, że się zarumienił, ale szybko odzyskał rezon.
- Pamiętaj tylko, żebyś powiedział Gryfonom, że ich życzenie się spełniło. Że wybór Severusa na ojca był bardzo mądry.
Harry w to nie wątpił, ale uważał, że Snape'owi daleko do ideału – niezależnie od tego, jak bardzo go szanował. Pierwszy przykład z brzegu – plan z dziesięcioma tysiącami zdań. Co za idiotyzm.
Chłopak stwierdził jednak, że mądrością byłoby nie wdawać się w sprzeczkę na ten temat. Draco był tak zapatrzony w Snape'a, że nie dostrzegał jego potknięć.
Harry dostrzegał je, ale widział też coś więcej. W końcu sam nie był doskonały. Tylko że... nie powiedział nauczycielowi, że ten nie zasługuje, by być jego ojcem.
Nic dziwnego, że tamte słowa wywołały u niego koszmarny sen. Harry jednak zamierzał wszystko wyjaśnić ze Snape'em, więc sny o rozwiązaniu adopcji nie powinny go więcej nawiedzać. Rankiem wprawdzie nie było między nimi żadnych zgrzytów, ale atmosfera nie została jeszcze do końca oczyszczona. Po prostu obaj nie chcieli kontynuować tamtej kłótni, ale nie znaczyło to, że problem został należycie rozwiązany.
Harry jednak był zdeterminowany, by go rozwiązać.
Może to właśnie była mądrość.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: CZAS NA KAKAO