Rok jak żaden inny4

ROZDZIAŁ 34: KOLORY DOMÓW


- Draco! - wykrzyknął Harry z rozdrażnieniem. - Co pan miał na myśli, że zbiłoby go to z tropu?

Mistrz Eliksirów machnął gwałtownie ręką.

- Wyszliśmy ze strzeżonej strefy. Trzymaj się blisko mnie. Uczniowie powinni być w tej chwili na lekcjach, ale nigdy nie wiadomo, czy jakieś przedsiębiorcze jednostki nie czają się w pobliżu.

- Sądziłem, że przeraża pan Ślizgonów do tego stopnia, że nie odważą się pana zaatakować – wypalił Harry, w którym wzbierała furia tym silniej, im lepiej rozumiał komentarz Snape'a na temat Draco.

- Niestety – zripostował nauczyciel - nie każdy dureń w Hogwarcie zostaje przydzielony do Gryffindoru.

Harry naburmuszył się, ale udało mu się pójść za Snape'em w milczeniu. Nie spodziewał się, że droga do lochów będzie tak trudna. W skrzydle szpitalnym chodził wszędzie bez problemów, nawet wpół ślepy. Tam jednak podłoga była płaska. Teraz wędrowali po nierównej powierzchni, potem po schodach, czasami zupełnie pozbawionych poręczy. W najlepszym wypadku było to dezorientujące. W najgorszym – kompletnie przerażające. Wściekły czy nie, często musiał przytrzymywać się ramienia Snape'a, żeby nie upaść. Rozumiał teraz, że nie było lepszej osoby, która mogła sprowadzić go na dół. Nadal przecież miał problem z dotykaniem innych ludzi.

Kwatery Mistrza Eliksirów były położone w najgłębszych podziemiach, głębiej nawet niż dormitoria Slytherinu, które Harry zwiedził niegdyś w przebraniu. Korytarze były mroczne i ponure. Rozświetlał je tylko blask rzuconego przez Snape'a Lumos. Nauczyciel oddał Gryfonowi swoją zapaloną różdżkę, co pozwalało przypuszczać, że był w stanie poruszać się w lochach nawet w kompletnej ciemności. Kontakt z cudzą różdżką był dla chłopaka ciekawym doświadczeniem. Czuł delikatne łaskotanie magii, co sprawiało, że miał ochotę rzucić jakieś zaklęcie, ale różdżka Snape'a nie budziła w nim takiego uczucia ciepła, jak jego własna.

O ile Harry mógł zauważyć, drzwi do mieszkania nauczyciela nie pilnował żaden obraz ani posąg. Były ukryte pod postacią zwykłej kamiennej ściany. Co dziwniejsze, nie było do nich hasła, jak wszędzie indziej. Harry już wcześniej uważał mężczyznę za kompletnego paranoika, lecz pomyślał sobie, że może był w tym jakiś sens, skoro jego życie zależało od skutecznych zabezpieczeń.

Snape położył dłoń płasko na ścianie, wziął od Harry'ego różdżkę i zastukał palcami w szybkim rytmie. Gryfon mógł to widzieć tylko dzięki wąskiej smudze światła padającej z różdżki. Nic się jednak nie stało. Harry miał już o to zapytać, kiedy Mistrz Eliksirów mruknął:

- Zapowiedziałem kolejnego mieszkańca.

Chwycił dłoń chłopaka, przyłożył ją do ściany, rozstawiając palce, i stuknął w nie kilka razy zapaloną różdżką. Harry nie umiał powiedzieć, czy rytm był ten sam. Snape odsunął jego dłoń i powiedział.

- Teraz cię zna. Połóż rękę z powrotem na ten sam kamień.

Lity mur zniknął, odsłaniając drewniane drzwi, sklepione łukowato. Otworzyły się, odsłaniając jasno oświetlony pokój. Snape miał wejść do środka, gdy Gryfon pociągnął go za rękaw.

- Nie będę potrzebował różdżki, żeby wejść?

- Na razie nie. Zmienię to, jak tylko odzyskasz magię.

Nauczyciel niecierpliwie wepchnął Harry'ego do środka, a drzwi zaczęły się same zamykać. Od wewnątrz wyglądały jak zwykłe drzwi, rzecz jasna pasujące do lochu. Grube, ciężkie deski były połączone żelaznymi sztabami.

- Dobra, więc o co chodziło z Malfoyem? – fuknął Harry. - Niech pan mówi.

- Stoi tuż za tobą – odparł po prostu Snape. - Jak z pewnością sam się domyśliłeś, on też tu tymczasowo mieszka. Draco, oprowadziłbyś Harry'ego? Ja muszę zajrzeć do pracowni i sprawdzić warzące się eliksiry.

Po tych słowach Mistrz Eliksirów odszedł, ale nie w kierunku drzwi. Ogłupiały Harry patrzył na niego przymrużonymi oczami. Odwrócił się na dźwięk oschłego śmiechu.

Zgodnie ze słowami Snape'a, Malfoy stał tuż za nim - rozmazana plama szarości oparta o ciemną kamienną ścianę.

- To nieprawda – skomentował, odpychając się od ściany i robiąc krok w kierunku Harry'ego.

- Co nieprawda?

- Severus nie musi sprawdzać żadnych eliksirów. Byłem przed chwilą w pracowni, to wiem. Oznajmił nam na swój jakże delikatny sposób, że nie będzie za każdym razem naszym arbitrem.

- Co miał na myśli mówiąc, że ty też tu mieszkasz? - spytał Harry, przezornie odsuwając się do tyłu.

Grymas przebiegł przez niewyraźną twarz Draco, a może był to krzywy uśmieszek - Harry nie umiał zgadnąć.

- To, co powiedział. Razem z dyrektorem kazali mi się tu sprowadzić, jeszcze zanim Pansy wypuściła węża, ale od tamtego czasu zabronili mi w ogóle wychodzić.

- Pansy – powtórzył Harry wolno.

- Zgadza się.

- Z tego, co słyszałem, nie wiadomo, kto rzucił Serpensortię.

- Oficjalnie nie wiadomo – odrzekł Draco, tłumiąc chichot. - Ale ja wiem. Widziałem to w jej oczach, Potter.

Harry wiedział, co chłopak miał na myśli. Zazwyczaj to w oczach Malfoya było widać mordercze zamiary. Gryfon zmrużył oczy, próbując zobaczyć, czy teraz też tak było.

- Więc co się stało z Parkinson? - zapytał.

Draco wsadził ręce do kieszeni i nachmurzył się.

- Połatali ją w św. Mungu i przysłali z powrotem.

- Była ranna?

Tym razem uśmiech bez wątpienia wypłynął na usta chłopaka.

- O tak. Chyba nie myślałeś, że zignoruję próbę morderstwa? Niestety za to wykopali mnie z jedynych zajęć, na które mogłem jeszcze uczęszczać. Doprawdy, jakbym w ogóle potrzebował Severusa, żeby mnie chronił.

- Jeśli tak uważasz, to może powinieneś wrócić do dormitorium - wytknął Harry.

- Severus martwi się, że byłbym jedynym Ślizgonem, który przeżyje. – Draco wzruszył ramionami. - Nieważne. Chcesz pozwiedzać? Niewiele tego, ale nie ma to jak w domu.

Pod koniec zdania Malfoy uśmiechał się szyderczo i Harry nie był pewien, czy Ślizgon chciał obrazić mieszkanie Severusa, czy nawiązywał do tego, że został wydziedziczony i nie miał własnego domu, do którego mógł wrócić.

- Dobra, zwiedzajmy – zgodził się Harry, wciąż się zastanawiając, jak poradzić sobie z sytuacją. W innym wypadku byłby skrajnie niemiły wobec Malfoya, jednak obecność Snape'a w pobliżu jakoś hamowała jego temperament. Ostatnia rzecz, jakiej pragnął, to kolejny wykład pod tytułem: „Bądź miły dla Malfoya”, przypuszczalnie wygłoszony w obecności tego ostatniego.

- W porządku – zgodził się Draco spokojnym głosem. - Jak dobrze teraz widzisz? Nie chciałbym, żebyś złamał kark. Wyobrażasz sobie, w jaki szał wpadłby Severus?

Blondyn zaśmiał się na te słowa, choć Harry'emu wcale nie było do śmiechu.

- Widzę wystarczająco dobrze – skwitował ostro. - Prowadź.

- W porządku – powtórzył Draco, obchodząc Harry'ego z daleka. To było ciekawe. Snape musiał go ostrzec, że wpadam w szał, kiedy ktoś mnie dotknie - pomyślał Gryfon.

- To jest, jak zapewne się zorientowałeś, skoro widzisz tak dobrze...

- Pokój dzienny – uciął Harry, wskazując na niewyraźne kształty wyglądające na sofę i fotele. Było tu przyjemniej i obszerniej, niż się spodziewał po mieszkaniu Snape'a.

- Och, proszę. – Draco przerwał swoją nadętą prelekcję, przeciągając głoski, i skrzyżował ramiona w geście, który wyglądał elegancko, nawet jeśli Harry widział go niezbyt wyraźnie. - Pokój dzienny. Czy zdajesz sobie sprawę, jak mugolsko to brzmi?

- Wychowali mnie mugole – wycedził Harry przez zaciśnięte zęby.

- Tak, i niektórzy z twoich najlepszych przyjaciół to też mugole, nie wątpię – zabrzmiała gładka odpowiedź. - To nie oznacza, że nie możesz używać stosownego języka w odniesieniu do czarodziejskiego otoczenia. A zatem, jak już mówiłem, zanim tak nieuprzejmie mi przerwano, to jest salon, zwany niekiedy bawialnią. Jest to nieco staroświeckie słowo, aczkolwiek słyszałem, jak Severus kiedyś go używał.

Harry zgrzytnął zębami. Zaczynało go męczyć to ciągłe powtarzanie imienia Snape'a.

- Oprowadzasz mnie czy dajesz lekcję krasomówstwa?

Malfoy miał czelność znów się roześmiać.

- Widzę, że nie masz dość „Sonetów”? Rzecz jasna powinienem się zorientować, że ty sam nie doceniasz urody niuansów, rytmu i metafor. Twoje własne dzieło było tak zatrważająco ordynarne i bezceremonialne. A przy okazji, kuzyn ci już odpisał?

Harry poczuł dreszczyk satysfakcji, kiedy wycedził:

- Och, Severus ci nie wspomniał? Najwyraźniej tego zaniedbał. Dudley będzie tu z nami mieszkał przez jakiś czas.

Kpiący uśmieszek zniknął z twarzy Draco w ułamku sekundy.

- Żartujesz sobie.

Twarz Harry'ego pojaśniała.

- Tak myślisz? Zapytaj Severusa.

- Nie sądzę, żeby chciał, byś go tak nazywał – odpalił Ślizgon. - Nie znasz go od lat, jak ja. Za to, sądząc po twoim zachowaniu w klasie, zaryzykowałbym przypuszczenie, że nienawidzisz go co najmniej równie długo.

Harry wciąż się uśmiechał, nawet jeśli mięśnie twarzy już go bolały. Właściwie to wszystko go bolało, ale nie zamierzał dać tego po sobie znać. Nie przy kimś, komu nie ufał.

- Ty chyba naprawdę tkwisz w swoim własnym świecie, co? - powtórzył słowa, którymi uraczył go Malfoy w szpitalu. - Wcale go nie nienawidzę.

Spodziewał się, że Draco zgrzytnie zębami, ale chłopak tylko wzruszył ramionami.

- Cóż, widocznie zmądrzałeś. To dobrze. Nienawiść między sojusznikami jest cokolwiek nie na miejscu, zgodzisz się?

Draco wyciągnął różdżkę. Harry wzdrygnął się, ale Ślizgon trzymał ją luźno w ręce skierowaną w dół, prowadząc swojego gościa wzdłuż kamiennego korytarza.

- Kontynuujemy?

Hol był krótki, a po obu stronach były drzwi. Malfoy machnął różdżką, otwierając je.

- Tutaj mamy prywatny gabinet Severusa – wskazał teatralnym gestem. - Nie zamyka go, jak widzisz. Nie ma nic przeciwko, żebym wchodził tam, kiedy pracuje. Jednak gdy jest nieobecny, nie wolno mi przestąpić progu pod groźbą straszliwej, bolesnej śmierci - chyba że będę miał naprawdę dobre usprawiedliwienie. Sądzę, że to samo odnosi się do ciebie.

Chłopak odwrócił się i wskazał drugie drzwi.

- To jest jego sypialnia. Nie wolno nam tam wchodzić pod żadnym pozorem. Ma tam swoją własną łazienkę w czarodziejskim czwartym wymiarze. Wanna jest podobno baśniowa, tak mówi ślizgońska legenda. Rzecz jasna nikt jej nigdy nie widział. – Draco uśmiechnął się ironicznie. - Poza tym Severus nie wygląda na kogoś, kto lubi wylegiwać się w wannie, nie sądzisz? Jakoś sobie tego nie wyobrażam.

Harry miał powyżej uszu wysłuchiwania paplaniny Ślizgona na ten temat. Poza tym niewypowiedzianie drażnił go sposób, w jaki Malfoy płynnie przechodził od niemal jawnej wrogości do konwencjonalnej uprzejmości.

- Gabinet, sypialnia, pokój dzienny – warknął. - Kumam. Możemy iść dalej, czy będziesz jeszcze komentował łazienkowe przyzwyczajenia profesora?

Draco wkroczył z powrotem do salonu.

- Nie mamy kuchni. Jak wiesz, czarodzieje mają lepsze zajęcia niż gotowanie, niech nas Merlin broni. Jest jednak kominek, żebyśmy mogli wydawać polecenia skrzatom domowym. Dam ci pewną radę, nie zamawiaj nic w sosie Béarnaise. Nie mają pojęcia, jak go należy przyrządzić. Za to sos Hollandaise jest całkiem znośny...

- Musisz się starać, żeby być takim pretensjonalnym dupkiem, czy samo ci tak wychodzi?

- Jeśli mówisz o moim arystokratycznym sposobie bycia i cywilizowanych manierach, to po prostu mam dar – odrzekł Ślizgon gładko. - Na czym to ja skończyłem? A, tak.

Przeszedł obok kominka i wskazał na głęboką niszę, w której stał okrągły stół i cztery drewniane krzesła z prostymi oparciami.

- Tutaj trzy razy dziennie raczymy się wyśmienitym jedzeniem i zabawiamy błyskotliwą konwersacją.

Przesunął się w lewo, wskazując na zamknięte drzwi w jednej ze ścian niszy. Tym razem ich nie otwierał.

- Tutaj mamy prywatną pracownię Severusa i parę składzików pełnych fantastycznych ingrediencji. Bardzo interesujące. Nigdy nie mówił, że mam tu nie wchodzić, pewnie dzięki posiadanemu przez mnie talentowi do warzenia eliksirów, który bez wątpienia zauważyłeś.

- Po co profesorowi prywatna pracownia?

Draco spojrzał na niego podejrzliwie.

- Wiem, ze jesteś Gryfonem, ale doprawdy nie jesteś chyba tak niewinny, za jakiego chcesz uchodzić?

Harry nie odpowiedział, więc Malfoy wzruszył ramionami i kontynuował:

- On udawał śmierciożercę, Potter. Jak myślisz, po co był im potrzebny znajomy Mistrz Eliksirów z sąsiedztwa, hmm? Musiał warzyć paskudne rzeczy, których nie mogły widzieć dzieci, rozumiesz?

- Ale ty mogłeś? - odgryzł się Harry.

- Gryfon to naprawdę synonim imbecyla – fuknął Draco. - Nie, nie mogłem! Severus używa mózgu, Potter! Wiedział, do czego mnie szkolą. Miał dopuścić, żebym zobaczył, jak fałszuje trucizny dla Czarnego Pana? Ja znam podstawy warzenia eliksirów, w przeciwieństwie do tego kompletnego dupka, któremu służył. Od razu bym wiedział, czemu eliksiry nie działają tak, jak trzeba.

- To skąd w ogóle wiedziałeś, że je warzył?

- Słyszałem, jak ojciec gadał. – Draco wziął gwałtowny oddech i szorstko oświadczył: - Przepraszam, Potter, że mi się wymsknęło. Więcej o nim nie wspomnę. Cóż dalej? Zdaje się, że wszystko, oprócz naszego pokoju.

- Naszego pokoju – powtórzył Harry słabo, wciąż wytrącony z równowagi pojednawczym komentarzem Ślizgona.

- Oczywiście – potwierdził Draco spokojnym tonem, z którego zniknęło wszelkie zakłopotanie. - Jak ci się zdaje, ile przestrzeni w swoich kwaterach Severus był gotów dla nas poświęcić? Przez parę dni był to mój pokój, zatem ja też przyczyniam się do twojego dobrostanu, pojmujesz?

Harry'emu nie podobał się pomysł dzielenia pokoju z Malfoyem. Tak samo wprawiła go w dyskomfort myśl o niedogodnościach, jakie stwarzał Snape'owi.

- Profesor musiał dużo tu zmienić?

- Oczywiście, że tak – odparł Draco. - Raczej nie spodziewał się po mnie... i po tobie również, jak myślę... że będziemy spali na sofie, Potter. Tak czy inaczej, mój pokój... och, znaczy, nasz pokój. Muszę się przestawić. A zatem, nasz pokój był wcześniej prywatną biblioteką Severusa, ale przeniósł książki do gabinetu. Nie zmieściłyby się, gdyby nie najbardziej zadziwiający magiczny czwarty wymiar, jaki kiedykolwiek widziałem. Wyczarowywał go przez ponad godzinę. I przemieścił jeden ze składzików, żebym nie musiał mu się narzucać, jak będę potrzebował kąpieli. Tak czy inaczej... - Draco skierował się w prawo do miejsca, od którego zaczął oprowadzanie. - Voilá.

Harry pchnął drzwi i wszedł do środka. W pokoju mieściło się niewiele więcej poza dwoma identycznymi, dość wyszukanymi łóżkami, antyczną mahoniową szafą i dwoma uczniowskimi kuframi. Przez kolejne otwarte drzwi Harry widział rozmazany obraz niewielkiej, lecz funkcjonalnej łazienki.

- Żałosne, wiem – narzekał Draco. - Widziałem schowki większe niż to.

Harry zmierzył go ostrym spojrzeniem, zastanawiając się, czy miał to być docinek. Malfoy jednak zdawał się być niczego nieświadomy, nadal marudząc:

- I teraz na dodatek muszę się tym dzielić.

Zdaniem Harry'ego pokój byłby wspaniały, gdyby nie ten drobny szczegół.

- Które łóżko jest twoje?

Draco westchnął i wymamrotał.

- Co za różnica. Wybierz sobie, Potter.

- Wielkie dzięki. Wybieram to, w którym nie spałeś. Tak więc?

- Kiedy Severus powiedział dzisiaj, że cię przyprowadzi, przetransmutowałem moje wygodne podwójne łóżko w dwa osobne – oświadczył Draco beztrosko.

- Przetransmutowałeś... - Harry urwał. Zatem Malfoy był dobry również z transmutacji, jak ze wszystkich swoich przedmiotów. Cóż, nie tak dobry jak Hermiona. To było coś warte.

- Zgadza się. Podobają ci się kolory? - wtrącił Ślizgon. Dla Harry'ego zabrzmiało to szyderczo, ponieważ kapy na łóżkach były, rzecz jasna, srebrno-zielone. Podobnie jak owalne dywaniki na podłodze i zasłony na pół zaciągnięte wokół łóżek.

Harry nie chciał być dziecinny i postanowił, że nie będzie domagał się zamiany kolorów po swojej stronie na barwy Gryffindoru. Nie był pewien, co Draco próbuje udowodnić.

- Urocze – powiedział tylko, wybierając najbliższe łóżko i rzucając się na nie. Kiedy się zrelaksował, poczuł jak gdyby pokój zaczął wirować i nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo był zmęczony. - Zastanów się nad karierą dekoratora wnętrz.

- Aurora – poprawił Draco.

- No jasne, Draco Malfoy aurorem – zadrwił Harry. - Jakby mieli kiedykolwiek ci uwierzyć.

Ślizgon nagle spoważniał.

- Potter, kiedyś nawet ty mi uwierzysz.

- Już ci wierzę! - wykrzyknął Harry. - Wierzę, że jak tylko dowiesz się czegokolwiek, co pan i władca twojego ojca uznałby za przydatne, popędzisz z powrotem do domu.

- Co ty, głupi jesteś? Nie mogę wrócić do domu!

- Ja też nie, racja? - odparował Harry. - Mój dom został zburzony do fundamentów zgodnie z rozkazem twojego ojca!

- Och, Potter – odciął się Draco. - Twój prawdziwy dom to Hogwart. U mugoli traktowano cię jak szmatę. Słyszało się plotki.

- Plotki wśród śmierciożerców, chciałeś powiedzieć!

- Również. Jednak sam bym do tego doszedł po twoim dziwacznym liście, nie uważasz? Twój kuzyn obchodzi cię tyle, co zeszłoroczny śnieg, jeśli piszesz mu bzdury w stylu: "Wiem, że zawsze kiedy będziesz jadł stek, Tata będzie Ci się przypominał..." Co ty próbowałeś osiągnąć, doprowadzić go do rozpaczy? Możesz sobie być bohaterem naszego stulecia i tak dalej, ale moim zdaniem jesteś kompletnie popieprzony!

Harry przełknął ślinę i zrobił nieskładny gest. Coś w jego twarzy musiało zdradzić całą prawdę, ponieważ Draco nagle ukłonił się głęboko i wycedził:

- Och, doprawdy dziękuję. Powinienem zorientować się już wtedy, że nie miałeś w ogóle zamiaru wysyłać tego listu. Jestem zaszczycony, że podjąłeś taki wysiłek, żeby mnie obrazić.

Kiedy Malfoy postąpił krok do przodu, Harry'emu przemknęła przez głowę mroczna myśl: co powiedziałby Snape, gdyby dzika magia rozszalała się i narobiła poważnych szkód w jego prywatnym mieszkaniu?

Draco zatrzymał się, być może widząc wzrok Gryfona. Harry nie był pewien.

- Wyglądasz na wykończonego – oznajmił Ślizgon głosem opanowanym i doskonale uprzejmym. - Mam jeszcze sporo do nauki, więc zostawię cię samego. Severus niedługo wychodzi, bo zaraz zaczynają się lekcje. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, daj mi znać.

Jasne.

Harry nie powiedział tego głośno, tak był zmęczony. Zrzucił swoją pelerynę, pozwalając jej opaść na podłogę. Położył się i przyciągnął do siebie poduszkę, obojętnie obserwując Draco, który potrząsnął głową i lewitował pelerynę tak, że zawisła na kolumience podtrzymującej zasłonę. Ślizgon wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Harry nie był już w stanie niczym się przejmować. Oczy same mu się zamknęły i zasnął.


***


Dźwięk zatrzaskujących się ciężkich odrzwi obudził go z drzemki. Chłopak przeciągnął się i otworzył oczy, rozglądając się za Malfoyem. Niestety jego wzrok odmówił posłuszeństwa i świat znowu stał się prawie czarny, co było przygnębiająco znajomą okolicznością. Chwilę później Harry zdał sobie sprawę, że hałas musiał oznaczać powrót Snape'a. Za ścianą dało się słyszeć dźwięk rozmowy. Gryfon usiadł na łóżku i przygładził włosy z uczuciem ulgi, że podczas snu nie był obserwowany przez Ślizgona.

- Jak Harry? - zapytał Snape swoim głębokim głosem.

- Śpi – odparł Draco.

- Aha – zabrzmiała odpowiedź.

Harry usłyszał zgrzytliwy dźwięk towarzyszący odsuwaniu krzesła i zorientował się, że obaj przeszli do niszy, w której stał stół. Gryfon dziwił się, jak wrażliwy stał się jego słuch, i zastanawiał się, czy to minie, kiedy w pełni odzyska wzrok.

Przez kilka minut było słychać tylko sporadyczne podzwanianie filiżanki o spodek. Potem odezwał się Draco:

- Potter wydawał się zaskoczony, kiedy usłyszał, że posłałem Pansy do św. Munga.

Kiedy Snape nic nie mówił, chłopak zapytał wprost:

- Dlaczego mu nie powiedziałeś?

- Stwierdziłem, że będzie korzystniej dla obecnego stanu jego umysłu pozostać w nieświadomości co do faktu, jak niebezpieczne może być twoje towarzystwo.

- Ona próbowała mnie zabić, Severusie. Tuż pod twoim nosem. Mógłbyś pójść na ustępstwo. To nie ja powinienem zostać ukarany.

Coś zamknęło się z trzaskiem. Chyba książka.

- Dowodem jest tylko twoje niejasne poczucie, że to ona wypuściła węża.

- Pewnie, że to ona – upierał się Draco, brzmiąc jakby mówił przez zaciśnięte zęby. - Pansy wie, że nienawidzę węży.

Ślizgon, który nienawidzi węży? Harry'emu chciało się śmiać, ale wolał udawać, że nadal śpi. Sumienie mówiło mu, że podle jest podsłuchiwać. Zniżał się w ten sposób do poziomu Malfoya. Jednak praktyczna część jego umysłu wygrała. Jak miał rozszyfrować intrygi tego ostatniego, jeśli nie wykorzysta każdej sposobności, jaka się nadarzy?

- Skoro tak ich nienawidzisz, dlaczego wypuściłeś węża na Pottera w waszym pojedynku? - spytał Snape ze szczerym zaciekawieniem.

- Cóż, jeśli ja ich nienawidzę, pomyślałem że Gryfon będzie ich nienawidził sto razy bardziej. Ale nie. - Draco zgrzytnął zębami. - Okazało się, że włada wężomową i świetnie mu się z nimi układa!

- To raczej przyćmiło twoją fenomenalną Serpensortię – mruknął Snape, najwyraźniej doprowadzając chłopaka do furii.

- Była fenomenalna! - oświadczył. - Chciałbym wiedzieć, który drugo-, a nawet czwartoklasista potrafiłby rzucić to zaklęcie. Jednak nikt tego nie zauważył, nie po tym, jak Potter postanowił pogadać sobie z wężem i przez miesiące wszyscy w Hogwarcie mówili tylko o nim!

- Hmm – to była jedyna odpowiedź.

- Tak czy siak, to była Pansy – upierał się Draco. - Wiem, że moje słowo nie jest dowodem, ale trzeba tylko upuścić kropelkę Veritaserum na jej język!

- Veritaserum jest nielegalne.

- To cię nie powstrzymało, kiedy mi je podawałeś – fuknął Draco.

- Bo twoja historia była dużo mniej prawdopodobna niż jej – odrzekł Snape pewnie. - To tyle, jeśli chodzi o pannę Parkinson.

Najwyraźniej Malfoyowi to nie wystarczyło.

- Pansy nie powinna tu wracać i pałętać się po klasach. Przez to jest mi dużo trudniej wpłynąć na Ślizgonów.

- Jak ci idzie? - Snape podążył tym tropem.

- Wiesz, Severusie, byłoby znacznie lepiej, gdybym mógł z nimi rozmawiać.

- Kiedy już emocje opadną. Mam dosyć tych kłótni, Draco. W chwili obecnej poprzestaniesz na wysyłaniu sów. Masz jakieś listy?

- Trzy.

Zapadła cisza i Harry zastanawiał się, czy Snape czytał listy Draco. Kiedy ponowili rozmowę, jej kierunek był dla Harry'ego niezrozumiały.

- Powiedziałeś mu? - zapytał Mistrz Eliksirów.

Malfoy wydawał się rozumieć, czego dotyczy pytanie.

- Nie – odparł krótko. - Nie wydaje mi się, żeby to docenił. Moim zdaniem ty mu wystarczająco o tym przypominasz. Przeczytaj tutaj.

Snape odpowiedział po chwili.

- Miałeś zajmować się czym innym, Draco.

- Z każdego przedmiotu jestem już o tydzień do przodu – wycedził Ślizgon. - Jak myślisz, co mam tu robić przez cały dzień? Piłować paznokcie? Cóż, faktycznie są trochę nierówne. Limare. Tak lepiej.

- Wiem, że nie jesteś aż tak głupi, by wchodzić do mojego gabinetu – oznajmił ponuro Snape. - Skąd masz tę książkę?

- Przywołałem z twojego biurka – odrzekł Malfoy konwencjonalnie.

- Nie lubię być okłamywany, Draco.

- No dobra. Zostawiłeś ją tutaj wieczorem. Nie mogłem nic poradzić na to, że zastanawiałem się, nad czym tak ślęczysz od paru dni. – Głos chłopaka lekko zadrżał. - Wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy odkryłem, że to mugolska książka. Dla mugoli. Autorstwa mugola.

- Jak widzę, nie powstrzymało cię to przed jej przeczytaniem – odparował Snape.

- Nie – odparł Ślizgon i nastała długa cisza. - Naprawdę powiedziałeś Potterowi, że wszyscy czarodzieje mają mugolskie korzenie? Bez wyjątków?

- Tak – odparł Mistrz Eliksirów.

Draco odpowiedział słabym głosem:

- Och. To... dość rażące. Jest mi chyba niedobrze. Jak przypuszczam, będzie to obraźliwe, jeśli zapytam, czy jesteś zupełnie pewien?

- Mogę się postawić na twoim miejscu – odrzekł Snape oschle. - Wiem, że to budzi wzburzenie. Przyzwyczaisz się, zważywszy na to, że przedkładasz prawdę nad wygodne kłamstwo. W każdym wypadku, mniemam, że rozmawiałeś dzisiaj trochę z Harrym?

- Nieźle się pokłóciliśmy, co z pewnością słyszałeś, zanim wyszedłeś – oświadczył Draco bez ogródek. - Dobrze, że się nie wtrącałeś. Wolałbym, żeby Potter nie myślał, że jestem tak niebezpieczny, że tylko ty możesz go uratować z moich diabelskich szponów.

- To ciebie trzeba będzie ratować, jeśli rozzłościsz go na tyle, że straci kontrolę.

- Hmm, ta dzika magia to dopiero coś – mruknął Malfoy. - Mam go obudzić na obiad?

- Jeszcze nie. Naprawdę jesteś o tydzień do przodu we wszystkich przedmiotach?

- Z wyjątkiem astronomii. Przesłałem sową kilka pytań i czekam na odpowiedź.

- Dobrze – pochwalił Snape. - Musisz się upewnić, że utrzymasz tempo. A to będzie trudniejsze, od kiedy zaczniesz uczyć Harry'ego.

Draco westchnął.

- Powinieneś zatrudnić Granger albo inną osobę. Nie mogę uczyć kogoś, kto podejrzewa mnie tylko o jedno: że w każdej chwili mogę rzucić na niego klątwę.

- I ty się zastanawiałeś, dlaczego nie mówiłem mu o Pansy – zripostował Snape.

- Przecież sam widziałeś – upierał się Malfoy. - Leżał sobie i pozwalał mi czytać podręcznik do eliksirów, ale nawet nie słuchał! Pozostaje jeszcze kwestia jego magii. Pominąwszy te wybuchy, on nie spróbuje rzucić nawet jednego zaklęcia, jeśli ja będę w pobliżu. Przekonałem się o tym w szpitalu, Severusie. Aż go ręka swędziała, żeby wypróbować różdżkę, lecz dopóki ja tam byłem, nie zrobił nic.

- Wierzę w twoją umiejętność przekonywania – wycedził Mistrz Eliksirów.

- Jasne, łapię o co ci chodzi – jęknął Draco. - Masz na myśli: nie spierdol tego tak, jak w Slytherinie.

- Słownictwo – skarcił go Snape. - Ale zgadza się. Miałeś rozpracować Ślizgonów od środka, a nie odseparować się od nich tak skutecznie, że nawet ci, którzy są półkrwi i pochodzą z mugolskich rodzin, boją się stanąć po twojej stronie.

Harry'emu opadła szczęka. Że co? W Slytherinie są uczniowie półkrwi i mugolskiego pochodzenia? W Slytherinie? W SLYTHERINIE?

- A jak myślisz, do kogo wysyłam sowy? - odparł Draco zaciętym tonem.

Malfoy wysyłał sowy do ŚLIZGONÓW półkrwi i mugolskiego pochodzenia?

Harry czuł, że głowa zaraz mu pęknie z szoku, dopóki nie usłyszał odpowiedzi Snape'a.

- Wiem, do kogo wysyłasz sowy, ty głupi dzieciaku. Trzymaj się strategii, którą opracowaliśmy. A teraz, daj mi poczytać.

Zapadła długa cisza. Harry przeciągnął się znowu. Po omacku wyszukał drogę do łazienki, co nastręczyło mu pewnych trudności, ale praktyka w skrzydle szpitalnym okazała się wielce pomocna. Potem, wiedząc, że nie da się odkładać tego w nieskończoność, skierował się do drzwi i otworzył je na oścież.


***


- O, Harry. – Snape od razu go zauważył. - Jak się czujesz?

- W porządku – skłamał Gryfon. - Tylko potrzebuję Eliksiru.

- Zaraz się tym zajmiemy – odparł mężczyzna, zbliżając się. - Draco, zajmij się obiadem.

Nauczyciel wziął Harry'ego za ramię i poprowadził do pokoju. Posadził go na łóżku i dotknął dłońmi jego twarzy.

- Gotów?

- Tak.

Harry zacisnął zęby i skupił się na wspomnieniach Devon, podczas gdy Snape rozchylał jego powieki. To pomagało. Fizyczne doznanie przywoływało uczucia, jakich doświadczył podczas Samhain, ale myśli o trosce i opiece, jakich doznał później, pozwalały rozproszyć strach. Teraz też doświadczał opieki. Było to tylko... trudne.

Harry zamrugał.

- Teraz lepiej.

Zobaczył nad sobą Snape'a mającego dość surową minę.

- Robisz odpowiednie postępy w relacji z panem Malfoyem?

- Eee, chyba tak – wymamrotał Gryfon. Mógł się poskarżyć na kilka rzeczy, które powiedział Draco, ale nie chciał wyjść na mięczaka. Poza tym Malfoy też miał się na co poskarżyć. Na przykład na list. Snape nie byłby zadowolony, pomyślał Harry. Aczkolwiek istniały pewne kwestie, z których Gryfon też nie był zadowolony.

- To był wredny podstęp, kiedy mi pan nie powiedział, że on tu będzie – nadąsał się Harry.

Mistrz Eliksirów położył mu rękę na ramieniu i ścisnął lekko.

- Zgadzam się, lecz od teraz będziesz słyszał, jak mówię Voldemort. Najwyraźniej jest to warte każdego poświęcenia. Zmieniając temat, czy Draco ostrzegł cię, żebyś nie wchodził do mojego gabinetu?

- Tak, i do pana sypialni też. A co z pracownią?

- Możesz wchodzić, jeśli będziesz czegoś potrzebował, ale nie próbuj warzyć niczego bez nadzoru. – Snape przerwał, rzucił Lumos i obejrzał uważnie oczy Harry'ego. - Kolor jest zdecydowanie bardziej intensywny i świetlisty niż przedtem, a skaleczenia prawie zniknęły. Czy zauważyłeś jakąś poprawę? Czy działanie Eliksiru trwa dłużej niż na początku?

Chłopak wzruszył ramionami.

- Wszystko jest mniej zamazane. Tak jak pan mówił - po prostu potrzeba czasu.

- Tak. Wiem, że przyzwyczaiłeś się do innego planu dnia po tak długim pobycie w szpitalu, ale Draco i ja będziemy zaraz jedli obiad. Czujesz się na siłach, żeby do nas dołączyć?

- Nie jestem kaleką, profesorze – odrzekł Harry, wstając.


***


Zdaniem Harry'ego słowo „obiad” stało się synonimem zniewagi w chwili, w której powierzono Draco Malfoyowi zajęcie się tą kwestią. Wszyscy trzej usiedli przy okrągłym stole. Snape powiedział: Comiere, oznajmiając skrzatom, że są gotowi. I co się pojawiło? Dwa talerze z uroczej chińskiej porcelany, napełnione czymś wyglądającym elegancko i wyrafinowanie, oraz zwykły talerz z hamburgerem i frytkami.

Draco wybuchnął śmiechem i sięgnął po wino. Dzięki temu Harry od razu się zorientował, że do hamburgera dostał sok. Co ciekawe, był to sok pomarańczowy.

- Draco! - warknął Snape. - Kiedy poprosiłem cię, żebyś ustalił menu, nie myślałem... Mógłbyś mi wytłumaczyć, czemu nam obu podano pieczoną jagnięcinę w sosie miętowym i ziemniaki a'la duchesse, podczas gdy Harry dostał tę... odrażającą rzecz?

Malfoy śmiał się tak bardzo, że nie był w stanie nawet napić się wina, nie mówiąc już o odpowiedzi na pytanie.

- Dla mnie to jasne, profesorze – odparł Gryfon, zgrzytając zębami. - Zrobił to specjalnie. Jego wredny ojciec opowiedział mu o moim dzieciństwie, więc Draco chciał, żebym czuł się jak w domu! Aczkolwiek coś musiało mu umknąć, bo powinienem w takim razie czekać aż skończycie i zjeść resztki. Jeśli jednak wracamy na dobre do starych czasów, to najpierw powinienem to wszystko ugotować.

Harry zamilkł, bo Snape spoglądał na niego z wyraźną zgrozą. Tymczasem Malfoy przestał się śmiać.

- Słodki Merlinie – wycedził. - Czy ty zawsze jesteś taki próżny, Potter? Cały świat kręci się wokół ciebie, z jedzeniem włącznie?

Chłopak prawie zaczął chichotać, ale wypił łyk wina, żeby zdusić ten impuls.

- W takim razie wyjaśnij, o co chodzi! - wykrzyknął Harry.

Mistrz Eliksirów podniósł rękę, żeby ich uciszyć.

- Powiedziałeś, żeby podały każdemu według gustu, racja?

- Oczywiście, że tak – odrzekł Draco gniewnie, mierząc Harry'ego złym spojrzeniem. - Nie moja wina, że masz takie plebejskie upodobania.

- Co?!

Malfoy zakręcił kieliszkiem i wysączył łyk, zanim odpowiedział:

- Dostałeś to, bo tego chciałeś, Potter. To nie ma nic wspólnego ze mną.

- Więc to zwykły przypadek, że ty i profesor dostaliście to samo? - zadrwił Harry.

- Hmm. Może to kwestia sformułowania. Powiedziałem: "Dla Severusa i dla mnie coś według naszego gustu. Aha, i Harry Potter też będzie jadł. Podajcie mu, na co będzie miał ochotę."

Gryfon nadal mierzył go srogim spojrzeniem, ale zaczynał czuć się trochę głupio.

- Och.

- Najzabawniejsze jest to – roześmiał się Draco - że byłeś taki obrażony tylko dlatego, że dostałeś to, na co miałeś ochotę. Doprawdy, Potter! - Blondyn pochylił się i zapytał zaintrygowanym tonem: - Czemu twój sok dyniowy ma taki jasny kolor?

- To sok pomarańczowy, Malfoy – odparł krótko Harry. - Nie sądziłem, że skrzaty będą wiedziały, co to. Nigdy go tutaj nie podają. A czemu ty dostałeś wino? Uczniom się go nie serwuje!

Ślizgon wzruszył ramionami.

- Severus wie, że lubię spożywać posiłki w cywilizowany sposób.

Harry w zasadzie nie lubił wina i nie chciał go pić, ale nie podobało mu się, że Draco ma specjalne przywileje. Zwrócił się więc do Snape'a:

- Czy ja też mogę dostać wino?

- No cóż, porządny mocny Merlot mógłby pasować do tego... co to właściwie jest, jakaś dziwna mugolska kanapka? - wtrącił Malfoy.

- Nie możesz pić wina, dopóki przyjmujesz eliksiry – oświadczył Snape. - Mieszanie ich z alkoholem jest szkodliwe.

- Poza tym wino tylko by się zmarnowało – wtrącił Draco szyderczo. - Nie sądzę, byś miał taki wyrobiony smak, Potter.

- Zamknij się, Malfoy!

- Bądźcie cicho, obaj! - ryknął Snape. - Nie pozwolę, żeby każdy posiłek przerywały te głupie sprzeczki!

- Nie prosiłem, żeby tu zamieszkał – odparował Draco.

- Ja też nie – zripostował Harry.

- Tym niemniej obaj się tu znaleźliście, a ja nie życzę sobie, żeby mój dom zamienił się w pobojowisko. Czy wyrażam się jasno? Sądziłem, że jesteście na tyle dojrzali, aby dla wspólnego dobra odłożyć na bok wzajemne antypatie.

Bo Snape dokładnie tak postąpił z Syriuszem - pomyślał Harry gorzko.

- Jakiego wspólnego dobra? - zapytał. - Mówiłem panu, profesorze, to jest tylko jakaś dziwna sztuczka, żeby przyłapać nas w chwili nieuwagi.

- Ty niewdzięczny palancie – warknął Draco. - Mogłem złamać twoją różdżkę i przynieść ją w kawałkach!

- Czyż on nie jest krystalicznie uczciwy? - kpił Gryfon, zerkając na Snape'a. Ten jednak wcale nie był rozbawiony.

- Zamierzam ustalić podstawowe reguły – powiedział nauczyciel chłodnym, zdeterminowanym głosem. - Harry, możesz myśleć, co ci się żywnie podoba, lecz nie będziesz kwestionował lojalności Draco w jego obecności. Draco, nie będziesz naigrywał się z różdżki Harry'ego, jego magii albo utraty wzroku. Czy wyrażam się jasno?

- Tak – mruknął Malfoy.

- No raczej – wymamrotał Gryfon.

- Będziecie również zwracać się do siebie po imieniu – ciągnął Snape aksamitnym tonem.

- Co? Nie, ja nie będę – oburzył się Harry. - Malfoy nie jest moim przyjacielem.

- Potter lepiej do niego pasuje – wtrącił Draco.

Snape spojrzał groźnie na obu chłopaków i syknął:

- Gryffindor i Slytherin tracą po dziesięć punktów.

- Nie możesz zabierać punktów Slytherinowi! - wykrzyknął Draco. - Nigdy nie zabierałeś nam punktów! To... to... cóż, to nieślizgońskie z twojej strony!

- Właśnie to zrobiłem – oznajmił Snape, machając różdżką. - Klepsydry już zmieniły swój stan. Jestem pewien, że przy niewielkich staraniach mógłbym zaczarować moje kwatery tak, aby automatycznie odejmowały punkty, jeśli tylko któryś z was naruszy moje zasady.

- Nie rób tego! - wykrzyknął Draco. - Będę mówił do niego „Harry”.

Przy wypowiadaniu tego imienia ton Ślizgona nabrał zdecydowanie drwiącego zabarwienia.

- Harry? - zapytał Snape.

Chłopak wzruszył ramionami, nie chcąc dać się prześcignąć Malfoyowi.

- Będę mówił „Draco”. Tak czy inaczej bym musiał. Będziemy mieć mugolskiego gościa, a cała ta kwestia imion i nazwisk mogłaby go skonsternować.

Harry rzucił Malfoyowi diabelski uśmieszek, wziął hamburgera i odgryzł spory kawałek.


***


Kiedy brudne naczynia zniknęły ze stołu, magicznie uprzątnięte przez skrzaty, Draco przeprosił i pozostawił Harry'ego i Snape'a samych przy stole.

- Ciekawe, co znowu kombinuje. – Harry spojrzał na zamykające się za Ślizgonem drzwi spod przymrużonych powiek. - Nie wierzę, że faktycznie musi umyć włosy.

Snape westchnął.

- Myje je każdego wieczoru. Chciałbym, Harry, żebyś przestał być tak podejrzliwy w stosunku do niego.

- Jak go znam, to pewnie grzebie w moich rzeczach – upierał się Gryfon, klepiąc się po kieszeni dla pewności, że wciąż ma tam list. - Wie pan, Ron mi powiedział, że Dumbledore zwrócił moją pelerynę-niewidkę. Założę się, że jest w moim kufrze. Co, jeśli Draco ją ukradnie?

- Naprawdę się ośmieszasz.

- Powiedział, że pozmieniał pan tutaj pomieszczenia – dodał Harry. - Nie mógłby pan znów tego zrobić, żebyśmy mogli spać osobno? Ja naprawdę nie potrzebuję dużo miejsca.

- Ty się faktycznie boisz, że Draco rzuci klątwę – mruknął Mistrz Eliksirów jakby do siebie. - Harry, on tego nie zrobi. Po co miałby?

- Powiedziałbym panu, ale nie chcę podsuwać mu lepszych pomysłów! Niech pan użyje wyobraźni, profesorze!

- Sądziłem, Harry, że będziesz mniej irracjonalny, kiedy usłyszysz o Veritaserum.

Gryfon zachłysnął się, zaskoczony.

- Wiedział pan, że nie śpię?

- Podejrzewałem, że nasze głosy cię obudzą – odparł Snape. - Harry, posłuchaj. Dyrektor i ja mamy więcej powodów, by mu wierzyć, nie tylko jego słowo. Kiedy przyniósł twoją różdżkę, przesłuchaliśmy go przy użyciu serum prawdy. Draco nie chce być śmierciożercą i nie pochwala tego, co zrobiono ci podczas Samhain.

- To dlaczego wcześniej mi pan o tym nie powiedział?

- Są pewne rzeczy, które wolałbym, aby Draco sam ci wyjaśnił. Podobnie ja sam mogłem oddać ci różdżkę, ale poprosiłem, żeby on to zrobił.

Harry położył głowę na stole, jęcząc.

- Serum czy nie, nie ufam mu, profesorze. Tak po prostu. To intuicja.

- Może później zmienisz o nim zdanie – odrzekł tylko Snape. - Będzie cię uczył wszystkich przedmiotów, jak się pewnie zorientowałeś?

- Tak – przyznał Harry.

- Masz z nim współpracować, Harry. To oznacza, że będziesz próbował rzucać zaklęcia na jego polecenie, nawet jeśli nie będzie ci się udawało.

- Chyba miał pan na myśli: zawsze, kiedy nie będzie mi się udawało – odparł Gryfon z goryczą, przekręcając głowę na bok. Po chwili się wyprostował. - Jak mam nadążać z materiałem, skoro przez moją stłumioną magię nie mogę rzucić nawet zaklęć z pierwszej klasy?

- Będziesz je praktykował. Spróbuj najpierw oklumować umysł. Być może okaże się to pomocne w uzyskaniu dostępu do ciemnych mocy. Najważniejsza jednak, i chcę żebyś potraktował to poważnie, Harry, jest szczerość wobec Draco, jeśli chodzi o twoje własne odczucia związane z twoją magią. Draco posiada niespotykane intuicyjne zrozumienie magii...

- Cały ten chów wsobny – wtrącił Harry.

- To również, ale talent pozostaje. Zrobisz, o co cię proszę?

- Musi być uprzejmy dla Dudleya – zastrzegł się Gryfon. - Naprawdę uprzejmy.

Usłyszał głos gdzieś za swoimi plecami.

- Nie mam zamiaru terroryzować twojego osieroconego kuzyna – oznajmił Draco tonem brzmiącym choć raz szczerze, pozbawionym sarkazmu i ukrytych gróźb. - Mam idealne maniery, kiedy tego chcę. Sam zobaczysz.

Harry odwrócił się, ale z tej odległości widział tylko zamgloną plamę w miejscu, gdzie stał Malfoy.

- Severusie, wybaczysz nam? - poprosił Draco, chcąc pewnie dać próbkę swoich idealnych manier. - Chciałbym coś pokazać Harry'emu.

- W takim razie dobranoc – odparł Snape, wstając. - Jutro nie będzie wylegiwania do późna. Może nie chodzicie na lekcje, ale od tej pory obowiązuje was plan zajęć Hogwartu. - Sięgnął do kieszeni, wyciągnął dwie fiolki i podał Harry'emu. - Mam nadzieję, że je poznajesz?

Harry dotknął ich po kolei.

- Tak. Bezbolesny Sen i Bezsenny Sen. Eee, myślałem że może powinienem przestać ich tyle zażywać.

- Jak sobie życzysz – zgodził się Snape. - Zatrzymaj je jednak na wypadek, gdybyś potrzebował. Największa dawka to jeden łyk – ostrzegł. Po tych słowach odwrócił się i poszedł do swojej sypialni.

- Zatem chodźmy, Harry – nalegał Draco, tym razem wymawiając imię mniej sarkastycznym tonem. Jego głos miał jednak nadal jakiś dziwny odcień, jakby wypowiadając je czuł się nieswojo. - Chciałem poznać twoje zdanie na pewien temat.

Wszedł do ich wspólnej sypialni. Gryfon podążył za nim. Z oszołomieniem stwierdził, że zasłony przy jego łóżku, kapa i dywanik miały teraz piękną, błyszczącą barwę czerwieni i złota. Po stronie Draco nic się nie zmieniło.

- Nie kumam – wymamrotał, rozglądając się. - Znaczy, przecież wcześniej chciałeś dać mi wyraźnie do zrozumienia, że utknąłem na terytorium Slytherinu.

- Wcale nie – odrzekł Draco, podchodząc do swojego łóżka i siadając na nim. Harry usiadł na swoim i wpatrywał się w Ślizgona przez dzielącą ich przestrzeń. - Nie chodziło mi o to. Pomyślałem sobie... - odchrząknął i spojrzał na ścianę, jakby znalazł tam coś niezwykle interesującego. - Pomyślałem sobie, że jeśli cały pokój będzie w moich kolorach, będziesz musiał mnie poprosić, żebym je zmienił. Rozumiesz? Mógłbym wtedy coś dla ciebie zrobić. To niewiele, ale dobre na początek. Żebym mógł udowodnić... że zrobię dla ciebie prawie wszystko, jeśli mnie poprosisz.

Harry zamrugał, rozważając te słowa. To był bardzo ślizgoński sposób załatwiania spraw.

- Ale ty nigdy nie poprosiłeś – dokończył Draco z lekkim wyrzutem.

- Mogłeś zaproponować – odparł Harry.

- Cóż, mogłem, ale nie miałem ochoty na wspaniałomyślność po tym, jak zorientowałem się, o co chodziło z listem. Drogi Dudleyu – zacytował Malfoy kpiącym głosem. - I ludzie mówią, że to ja jestem zły.

- Nigdy bym nie pomyślał, że napiszesz to wszystko – wybuchnął Harry. - Chciałem zmusić cię do wyjścia. Powiedziałem to wprost! Ale ty nie wyszedłeś, więc pomyślałem, że upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu. Chciałem powiedzieć ci, jaki byłeś podły, jak krzywdziłeś ludzi, a potem i tak musiałbyś wyjść!- Chłopak urwał na chwilę, a potem zaryzykował: - Czemu nie wyszedłeś zaraz po tym, jak list zaczął robić się coraz gorszy?

Draco oparł ręce na łóżku i pochylił się lekko do przodu.

- Cóż, po pierwsze nie chciałem, żebyś naskarżył Severusowi, że ci nie pomogłem, mimo że obiecałem. A potem, jak już wszystko się rozpętało, pomyślałem chyba, że musisz to wszystko z siebie wyrzucić, i lepiej będzie to znieść, żebyś potem się uspokoił i moglibyśmy w końcu... ach, zostawić to za sobą.

- Sporo tego, co mielibyśmy zostawić za sobą – zaznaczył Harry sucho.

- Mnie się to udało, biorąc pod uwagę te więcej niż pięć lat, kiedy zawsze stałem w twoim cieniu, a ty naśmiewałeś się ze mnie.

- Czy ja wiem – powiedział Gryfon wolno, zważając by nie kwestionować lojalności Draco, nawet jeśli zamierzał wprost przyznać, że mu nie ufa. - Cokolwiek zrobiłeś, nie wynikało to z miłości do mnie. Nie przekonuje mnie, że zmieniłeś się tylko dlatego, że mnie torturowano. Nie ma to sensu i nie obraź się, ale to do ciebie niepodobne. Zupełnie.

Malfoy rozpiął nagle guziki mankietów i podciągnął szare rękawy, pokazując nagie, nieskażone przedramiona.

- Oto kim jestem – oświadczył cicho. - Panem samego siebie. Nie jestem jego sługą. - Kiedy Harry nie zareagował, chłopak dodał. - Widzisz z tej odległości? Mogę podejść bliżej...

- Widzę, że nie masz Mrocznego Znaku.

- Ale to dla ciebie bez różnicy – zauważył Draco z goryczą. - Co za ironia. Ufasz Severusowi, który ma Znak, ale nie mnie, choć go nie mam.

Harry wzruszył tylko ramionami.

Draco powtórzył po chwili ten gest i dodał.

- Jeśli chodzi o kolory, pomyślałem, że po prostu nie będę czekał i sam zmienię twoją stronę na Gryffindor. Inaczej za każdym razem, kiedy byś wchodził do pokoju, myślałbyś o mnie źle.

- Aż tak bardzo się nie przejmowałem kolorami – przyznał Harry.

- Mam je zmienić z powrotem? - zapytał Draco podwyższonym głosem.

- Nie – zaśmiał się Gryfon. - Zostaw, jak jest.

- Hmm, tak będzie lepiej, skoro twoi przyjaciele będą mogli tu przychodzić. Severus mnie ostrzegł – jęknął Malfoy w udawanej męce. Częściowo może prawdziwej. - Nie chciałbym, żeby myśleli, że cię źle traktuję.

Harry postawił eliksiry na stolik i zapytał wyważonym głosem:

- Przypuszczam, że prosiłbym o zbyt wiele, gdybym zapragnął demonstracji twoich idealnych manier podczas ich wizyty?

- To będzie zależało od nich – mruknął Draco. - Nie ja jeden zawsze zaczynam.

Harry widział sprawy zgoła inaczej, ale pominął to milczeniem.

- Jest coś jeszcze, co mógłbyś dla mnie zrobić, jeśli byś chciał – rzucił Gryfon, chcąc przede wszystkim zbadać reakcję Malfoya. - Czy mógłbyś przygasić światło, zanim pójdziesz myć włosy? Jestem zmęczony i chcę od razu położyć się spać.

Draco przytaknął, mówiąc:

- Najpierw ty się wykąp, a potem zgaszę światło.

Kilka minut później Ślizgon zainkantował zaklęcia i kamienne ściany przestały emitować światło. Harry zaciągnął zasłony wokół łóżka i przebrał się w piżamę. Usłyszał szum lejącej się wody i głos Malfoya śpiewającego pod prysznicem. Wtedy świat zaczął osuwać się w niebyt i Harry zapadł w sen. Nie śniło mu się absolutnie nic, mimo że nie wziął eliksiru.

We śnie zaciskał dłoń na pierścionku swojej matki.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ: MAGIA ZWROTNA


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rok jak żaden innyE
Rok jak żaden inny8
Rok jak żaden innyS
Rok jak żaden innyC
Rok jak żaden inny`
Rok jak żaden innyb
Rok jak Żaden inny 29
Rok jak żaden innyQ
Rok jak żaden innyB
Rok jak żaden inny7
Rok jak żaden innyd ie
Rok jak zaden inny3
Rok jak żaden innyF
Rok jak żaden innyR
Rok jak żaden innyp
Rok jak zaden inny1
Rok jak żaden inny5
Rok jak żaden innyc
Rok jak żaden innyi