Bente Pedersen
Pos臋pny krajobraz przejmowa艂 j膮 l臋kiem.
Jak okiem si臋gn膮膰 nic tylko nagie ska艂y i woda. 呕adnego 艣ladu 偶ycia. Odleg艂y horyzont oddziela艂 niebo od morza. Cienka jak ni膰 granica dw贸ch 偶ywio艂贸w.
Podniszczona peleryna, kt贸r膮 otula艂a si臋 m艂oda kobieta, 艂opota艂a na wietrze, nie chroni膮c przed ch艂odem. Zima tutaj, na wybrze偶u, niepodobna by艂a do zimy w g艂臋bi l膮du. 艢niegu pada艂o tu mniej, klimat jednak by艂 bardziej surowy ni偶 ten, do kt贸rego przywyk艂a.
Nie lubi艂a morza i jego szumu, nawet fiord Lyngen wywo艂ywa艂 w niej niepok贸j. Nieustanny ruch przewalaj膮cych si臋 mas w贸d nape艂nia艂 j膮 trwog膮. Nie fascynowa艂a jej g艂臋bia, ci膮gle zmieniaj膮ca barw臋, a w rozko艂ysanych falach nie potrafi艂a si臋 dopatrzy膰 owej tajemniczej magii, kt贸ra tak urzeka艂a innych. Kiedy uderza艂y o brzeg, zamiast rado艣ci czu艂a strach. Zdawa艂o jej si臋 bowiem, 偶e nieust臋pliwy morski potw贸r usi艂uje j膮 pochwyci膰 w swe ramiona. Ba艂a si臋, 偶e kt贸rego艣 dnia znajdzie si臋 w jego mocy stracona na zawsze.
Nie lubi艂a wynios艂ych szczyt贸w, kt贸re zamyka艂y j膮 w fiordzie Lyngen. G贸ry wydawa艂y si臋 ponure i obce dziecku wychowanemu na niezmierzonych r贸wninach Tornedalen, gdzie falowa艂o z艂ociste zbo偶e i ros艂y dumne 艣wierkowe lasy, dziecku, kt贸re boso biega艂o po bezkresnych pastwiskach. Do tamtych miejsc nale偶a艂a. Tam jej serce bi艂o w tym samym rytmie, co serce otaczaj膮cej j膮 przyrody. Biegn膮c z wiatrem w zawody z rozwianymi w艂osami, czu艂a si臋 prawdziwie wolna, 艣mia艂a si臋 na ca艂e gard艂o i zdawa艂o si臋 jej, 偶e 偶yje pe艂ni膮 偶ycia.
Kraina, do kt贸rej rzuci艂 j膮 teraz los, otwiera艂a si臋 wprawdzie rozleg艂膮 przestrzeni膮, a jednak wcale nie wyda艂a jej si臋 przyjazna. Nape艂nia艂a j膮 tak膮 sam膮, je艣li nie wi臋ksz膮 trwog膮 co osada w fiordzie. Dziewczyna omiot艂a spojrzeniem to niego艣cinne miejsce i poczu艂a przenikaj膮cy j膮 dreszcz.
Morze, u艣miechaj膮c si臋 bladozielono, bryzga艂o bia艂膮 pian膮.
W tych stronach przyjdzie im sp臋dzi膰 zim臋. Pozosta艂o jeszcze tylko przep艂yn膮膰 kipiel, by dotrze膰 na niewielk膮 skalist膮 wysepk臋, kt贸ra z tej odleg艂o艣ci stanowi艂a ledwie widoczny na horyzoncie, jakby zawieszony mi臋dzy niebem a wod膮, punkt.
Kiedy ten Reijo wreszcie wr贸ci?
Raija Alatalo stan臋艂a plecami do morza i spogl膮daj膮c ku wschodowi, daremnie usi艂owa艂a wypatrzy膰 znajom膮 sylwetk臋. Zdawa艂o si臋 jej, 偶e min臋艂a ju偶 wieczno艣膰 od chwili, gdy pojecha艂 konno do wioski, kt贸r膮 dostrzegli, gdy stromym skalistym zboczem kierowali si臋 w d贸艂 ku morzu. Zar贸wno Raij臋, jak i dzieci wyczerpa艂a tu艂aczka i surowe 偶ycie, jakie zmuszeni byli wie艣膰, uciekaj膮c przed czaj膮cym si臋 zagro偶eniem.
Reijo Kesaniemi tak偶e by艂 ju偶 zm臋czony, cho膰 skrz臋tnie to ukrywa艂. Ten dwudziestolatek z najwi臋ksz膮 powag膮 d藕wiga艂 z艂o偶one na jego barki brzemi臋 odpowiedzialno艣ci i nie chcia艂 go dzieli膰 nawet z Raij膮, mimo 偶e ich 偶ycie splot艂o si臋 nierozerwalnie, gdy przyrzek艂 Kallemu zaopiekowa膰 si臋 jego 偶on膮 i dzie膰mi. Gnany strachem par艂 do przodu i cho膰 stara艂 si臋 tego nie okazywa膰, Raija domy艣la艂a si臋, 偶e i jemu jest nielekko. Zbyt dobrze zna艂a starego przyjaciela, by da膰 si臋 zwie艣膰 jego beztroskiej minie.
Raija przywo艂a艂a w pami臋ci kanciast膮 twarz, wychudzone policzki i silnie zaznaczon膮 brod臋. Cho膰 ka偶dy fragment tego oblicza zdawa艂 si臋 by膰 przypadkowym elementem ca艂o艣ci, Reijo promienia艂 wewn臋trznym pi臋knem. Emanuj膮ce ze艅 ciep艂o, b艂ysk zielonych oczu i czu艂y u艣miech, rzadko znikaj膮cy z ust, czyni艂y go wyj膮tkowym m臋偶czyzn膮. 艁atwo go by艂o pokocha膰. Zas艂ugiwa艂 na kobiet臋, kt贸ra gotowa by mu by艂a ofiarowa膰 wszystko, on jednak pragn膮艂 tylko jej, Raiji. 呕adna inna nie wzbudza艂a w nim nami臋tno艣ci. Ale cho膰 uczucie, jakim mog艂a go obdarzy膰, by艂o ubogie i nic nie znacz膮ce, nigdy nie b艂aga艂 o wi臋cej, ni偶 mog艂a mu da膰. Cierpia艂 w milczeniu, za co nie raz Raija nienawidzi艂a sam膮 siebie.
Nogi zmarz艂y jej w przemoczonych butach, w kt贸rych paradowa艂a jako 偶ona w贸jta w Alcie. Wygl膮da艂a w nich wytwornie i w eleganckim domu dobrze jej s艂u偶y艂y, Tu, na odludziu, lepsze by艂yby kumagi, pomy艣la艂a i podj臋艂a postanowienie, 偶e zmieni buty, jak tylko nadarzy si臋 okazja.
- D艂ugo jeszcze musimy czeka膰? - zapyta艂a nie艣mia艂o pi臋cioletnia Elise o bladych policzkach, ubrana jak wszyscy zbyt lekko. Raija podar艂a kilka eleganckich sukien i otuli艂a dzieci, ale cienka tkanina nie chroni艂a przed ch艂odnymi podmuchami zwiastuj膮cymi rych艂e nadej艣cie zimy.
Raija po艣piesznie pog艂adzi艂a podopieczn膮 po policzku i u艣miechn臋艂a si臋, pragn膮c doda膰 jej otuchy.
- Reijo przyjdzie - oznajmi艂a Maja z niezachwian膮 pewno艣ci膮, jak膮 mo偶e mie膰 tylko dwuip贸艂letnie dziecko. Dziewczynka ub贸stwia艂a Reijo. By艂 w jej 偶yciu niczym opoka i nie pozwala艂a nikomu pow膮tpiewa膰 w jego m膮dro艣膰. Cho膰 by艂a jeszcze taka ma艂a, bez trudu potrafi艂a przejrze膰 ludzi na wylot i dostrzega艂a nawet cie艅 fa艂szu.
Raija cz臋sto czu艂a dziwny l臋k o to dziecko, kt贸rego tak naprawd臋 do ko艅ca nie rozumia艂a. Maja, pocz臋ta z wielkiej mi艂o艣ci, niech臋tnie przyjmowa艂a pieszczoty matki w przeciwie艅stwie do najm艂odszego, Knuta, kt贸ry akceptowa艂 wszystkich z r贸wn膮 pogod膮. Ta najm艂odsza latoro艣l Raiji ca艂e swe 偶ycie sp臋dzi艂a na w臋dr贸wce, pozbawiona korzeni tak samo jak matka.
Raija sko艅czy艂a osiemna艣cie lat i nie nale偶a艂a do 偶adnego miejsca. Wioska w Tornedalen, gdzie przysz艂a na 艣wiat, rozmy艂a si臋 blado we wspomnieniach, kt贸rych prawdziwo艣ci dawno przesta艂a by膰 pewna. Mo偶e tam wcale nie by艂o lepiej? Dzieci艅stwo zawsze wspomina si臋 z rozrzewnieniem, w pami臋ci pozostaj膮 jedynie beztroskie chwile opromienione swoistym blaskiem. Potem wielokrotnie zaczyna艂a od nowa w coraz to innym miejscu i wszystko wskazywa艂o na to, 偶e w najbli偶szej przysz艂o艣ci nie b臋dzie inaczej. Nie przyby艂a w te strony, 偶eby zosta膰 na d艂u偶ej. W jej 偶yciu wszystko by艂o tymczasowe, prowizoryczne. Nie ko艅cz膮ca si臋 seria przypadk贸w.
Raija nie odrywa艂a oczu od 艣lad贸w ko艅skich kopyt odci艣ni臋tych w mokrym piachu. Spodziewa艂a si臋, 偶e Reijo przyb臋dzie t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 odjecha艂, on tymczasem przyp艂yn膮艂 艂odzi膮 wzd艂u偶 brzegu. Kiedy zobaczy艂a, jak spienione ba艂wany uderzaj膮 o burt臋, serce 艣cisn臋艂a jej trwoga. 艁贸d藕 wyda艂a jej si臋 male艅k膮 艂upin膮 zmagaj膮c膮 si臋 z gro藕nymi si艂ami 偶ywio艂u.
Reijo wspomina艂 wcze艣niej, 偶e przyda艂aby im si臋 艂贸d藕, ale dziewczyna s膮dzi艂a, 偶e chodzi mu o co艣 solidniejszego, a nie o takie n臋dzne cz贸艂no, jakie w艂a艣nie wyci膮ga艂 na brzeg. Stoj膮ca przy wozie Raija zadr偶a艂a i otoczy艂a dzieci ramionami.
- Dobrze trafili艣my - zawo艂a艂 Reijo podekscytowany i podbieg艂 do nich, zacieraj膮c r臋ce, 偶eby je rozgrza膰. - M贸wi膮 tu, 偶e s艂yszeli o m艂odym m臋偶czy藕nie, kt贸rego morze wyrzuci艂o na l膮d, na wysp臋. W wiosce zawrza艂o na nowo, kiedy Kalle znikn膮艂. - Reijo wykrzywi艂 usta w u艣miechu i wzi膮艂 na r臋ce ma艂膮 Maj臋, kt贸ra wyci膮ga艂a ku niemu ramiona. Dziewczynka skuli艂a si臋 zadowolona i zacisn臋艂a pulchne r膮czki na karku m臋偶czyzny.
- Powiedzia艂em, 偶e jestem bratem Kallego - ci膮gn膮艂 Reijo. - Najlepiej je艣li b臋dziemy trzyma膰 si臋 tej wersji.
A wi臋c dotarli艣my ju偶 prawie do celu, pomy艣la艂a Raija i pokiwa艂a g艂ow膮, cho膰 strach 艣ciska艂 j膮 w 偶o艂膮dku.
W艂a艣ciwie nastawi艂a si臋 ju偶 na przepraw臋 艂odzi膮, niezbyt przyjemn膮, jednak stosunkowo bezpieczn膮. Kiedy jednak zobaczy艂a to cz贸艂no, zupe艂nie nie odpowiadaj膮ce jej wyobra偶eniom, niepok贸j, jaki odczuwa艂a, przybra艂 na sile.
- Sprzeda艂em konia - rzuci艂 Reijo niemal beztrosko. - Uda艂o mi si臋 za to dosta膰 艂贸d藕 i kupi膰 troch臋 potrzebnych rzeczy. Nie mo偶emy si臋 przecie偶 pojawi膰 z pustymi r臋kami na wyspie. Byliby艣my im ci臋偶arem.
Raija zrozumia艂a teraz, dlaczego burty 艂odzi ledwo wystaj膮 nad powierzchni臋 wody, i cho膰 podziela艂a zdanie Reijo, z przera偶eniem wyobrazi艂a sobie, 偶e ta 艂upina zanurzy si臋 po same kraw臋dzie, gdy wszyscy w niej usi膮d膮.
- Nie ma sensu odwleka膰 przeprawy w oczekiwaniu na dobr膮 pogod臋. O tej porze roku nie mo偶na si臋 spodziewa膰 艂adniejszej. Je艣li ju偶, to zmieni si臋 na gorsze.
Raija bola艂a nad tym, 偶e nigdy nie by艂a dla Karla tak膮 偶on膮, jak膮 by膰 powinna. Kalle zas艂ugiwa艂 na kogo艣 lepszego. Mo偶e Jenny sta艂aby si臋 dla niego dobr膮 towarzyszk膮 偶ycia, gdyby nie nieuchwytny cie艅 Raiji, kt贸ry k艂ad艂 si臋 na drodze do ich szcz臋艣cia. Obiecali Kallemu, 偶e zatroszcz膮 si臋 o Jenny. Raija czu艂a, 偶e jest to winna zmar艂emu m臋偶owi i tej nieznajomej, kt贸ra pokocha艂a Kallego tak, jak ona sama nie by艂a w stanie: bezwarunkowo i tylko dla niego samego.
- Nic nam nie grozi - rzek艂 Reijo z niezachwian膮 pewno艣ci膮. Obdarzy艂 Raij臋 czu艂ym spojrzeniem, a jego twarz z艂agodnia艂a w szerokim u艣miechu. - Wiem, co m贸wi臋. Znam morze. Pogoda jest dobra. Raz - dwa dop艂yniemy do wyspy. Czy s膮dzisz, 偶e bra艂bym was ze sob膮, gdybym uwa偶a艂, 偶e co艣 nam grozi?
Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮. Ufa艂a mu, wiedzia艂a, 偶e z nim s膮 bezpieczni, a mimo to nie mog艂a opanowa膰 l臋ku, kt贸ry niemal ca艂kowicie zag艂usza艂 w niej zdrowy rozs膮dek.
Reijo nie traci艂 czasu. Postawi艂 Maj臋 na ziemi i zacz膮艂 przenosi膰 z wozu do 艂odzi to wszystko, co mog艂o si臋 im przyda膰. W duchu przyznawa艂 Raiji racj臋. 艁贸d藕 rzeczywi艣cie nie wygl膮da艂a najsolidniej, nie s膮dzi艂 jednak, by przeprawa ni膮 stanowi艂a jakie艣 ryzyko.
Wiedzia艂 tylko jedno: je艣li b臋d膮 zwleka膰, pogoda mo偶e si臋 zmieni膰, a w贸wczas przyjdzie im czeka膰 nawet kilka tygodni, nim pomy艣lna aura zn贸w pozwoli im pop艂yn膮膰 na wysp臋. U miejscowego kupca spotka艂 rybak贸w, kt贸rzy przepowiadali rych艂e nadej艣cie sztormu. Nie wspomnia艂 jednak o tym Raiji, nie chc膮c jej jeszcze bardziej denerwowa膰. Bardzo mu zale偶a艂o, 偶eby znale藕膰 jakie艣 schronienie przed nastaniem zimy i po艂o偶y膰 kres tej wyczerpuj膮cej wyprawie.
Kiedy odbili od brzegu, Raija poczu艂a, 偶e parali偶uje j膮 strach. Tego w艂a艣nie si臋 najbardziej obawia艂a! Zdawa艂o jej si臋, 偶e za chwil臋 morze poch艂onie ich wszystkich. Wci膮gnie ich w swe zielone odm臋ty, zacieraj膮c wszelkie 艣lady. Dziwi艂a si臋 Reijo, kt贸ry z twarz膮 nie zdradzaj膮c膮 najmniejszego niepokoju kierowa艂 ich w wichur臋 i fale, lekcewa偶膮c 艣miertelne zagro偶enie. A gdy 艂贸d藕 zacz臋艂a nabiera膰 wody, Raija wcale nie okaza艂a zaskoczenia, wr臋cz przeciwnie - uzna艂a, 偶e oto potwierdzaj膮 si臋 jej najczarniejsze przeczucia.
Elise by艂a nie mniej przera偶ona. Siedzia艂a na w臋ze艂ku z ubraniami i tuli艂a w drobnych ramionach ma艂ego Kmita. Tak jak Raija nie odrywa艂a zal臋knionych oczu od wzburzonych fal. Nawet Maja, uczepiona nogi Reijo, nie czu艂a si臋 ca艂kiem bezpieczna. Raija z trudem prze艂yka艂a 艣lin臋. Nagle z ca艂ego serca zapragn臋艂a, by zn贸w m贸c si臋 modli膰. Niestety, ju偶 dawno utraci艂a wiar臋 w bosk膮 opatrzno艣膰, i teraz, w tej koszmarnej chwili, ulecia艂y jej z pami臋ci nawet s艂owa pacierza odmawianego w dzieci艅stwie co wiecz贸r.
- Wylewaj wod臋! - rozleg艂o si臋 jakby z oddali wo艂anie Reijo. - Czerpak jest za tob膮, Raiju!
Musia艂 powt贸rzy膰, nim poj臋艂a, o co mu chodzi. Us艂ysza艂a jednak pobrzmiewaj膮cy w jego g艂osie l臋k, ale mo偶e to wyobra藕nia podsuwa艂a jej fa艂szywe sygna艂y.
Po omacku odszuka艂a za 艂aweczk膮 czerpak i z determinacj膮, jakby walczy艂a o 偶ycie swoje i najbli偶szych, zacz臋艂a wylewa膰 za burt臋 gromadz膮c膮 si臋 na dnie 艂odzi i podsi膮kaj膮c膮 coraz wy偶ej zielonkaw膮 wod臋. Zdawa艂o jej si臋, 偶e wojuje z zaczajonym w ukryciu wrogiem, i gotowa by艂a na wszystko, byle tylko mu przeszkodzi膰. Nagle zrobi艂o jej si臋 s艂abo. Obawia艂a si臋, 偶e nie zdo艂a d艂u偶ej zapanowa膰 nad ogarniaj膮cymi j膮 md艂o艣ciami. Przemog艂a si臋 jednak i skoncentrowa艂a na wybieraniu wody z 艂odzi. Przemoczona do 艂ydek, nie czu艂a ch艂odu. Nie s艂ysza艂a nic pr贸cz monotonnego szumu morza. Ca艂kiem zapomnia艂a o strachu i panice, kt贸re dopiero co trzyma艂y j膮 w morderczym u艣cisku.
Wylewa艂a wod臋 w r贸wnym rytmie, raz i dwa, raz i dwa.
Reijo nic nie m贸wi艂, cho膰 wiedzia艂, 偶e dziewczyna m臋czy si臋 niepotrzebnie, bo woda, kt贸ra przykry艂a dno 艂odzi, gdy drewno troch臋 nasi膮k艂o wilgoci膮, nie stanowi艂a dla nich 偶adnego zagro偶enia. Dostrzeg艂 jednak, 偶e na Raij臋 zaj臋cie to ma zbawienny wp艂yw, odsuwa艂o bowiem parali偶uj膮cy j膮 strach, a wyzwala艂o gniew. Zdecydowanie wola艂 zagniewan膮 ni偶 艣miertelnie przera偶on膮 Raij臋 Alatalo.
Raija w艂a艣ciwie nie zna艂a morza i nie bardzo wiedzia艂a, czego si臋 po nim spodziewa膰. M臋偶czy藕ni nigdy nie opowiadali jej ze szczeg贸艂ami o po艂owach. Zwykle sama musia艂a domy艣la膰 si臋 tego, czego oni nigdy nie ubierali w s艂owa. Na przyk艂ad wyobra偶a艂a sobie, 偶e osady rybackie s膮 podobne do osady w fiordzie Lyngen. Nie mia艂a zielonego poj臋cia, 偶e wiele wiosek rybackich to st艂oczone na w膮skim pasku l膮du ponure chaty, gdzie panuje n臋dza i ciasnota. Tyle si臋 nas艂ucha艂a o tym, 偶e morze potrafi wy偶ywi膰 wszystkich i 偶e w tej wielkiej spi偶arni nigdy si臋 nie ko艅cz膮 zapasy. Dlatego te偶 trwa艂a w przekonaniu, 偶e na wybrze偶u panuje wzgl臋dny dobrobyt, a nie bieda i niepewno艣膰.
Tymczasem rybacy nie byli wolni od k艂opot贸w, z jakimi boryka艂a si臋 ludno艣膰 osiad艂a w rozga艂臋zieniach fiord贸w i mieszka艅cy wiosek w g艂臋bi l膮du. Tak偶e oni mieli d艂ugi. Lokalni kupcy narzucali ceny na towary, na kt贸re by艂o w osadach zapotrzebowanie. Oni tak偶e decydowali, ile zap艂aci膰 rybakom za z艂owione ryby. Ma艂o kt贸ry rybak by艂 w stanie sam sprzeda膰 ryby w Bergen. Dola mieszka艅c贸w wybrze偶a zale偶a艂a od kupc贸w, kt贸rzy, cho膰 nie pracowali tak ci臋偶ko, zagarniali wi臋ksz膮 cz臋艣膰 zysku ze sprzeda偶y ryb. Rybacy nie byli w stanie zmieni膰 swej sytuacji. Byli i pozostawali ubogimi wyrobnikami. Pracowali jednak w trudzie i znoju, nie 偶膮daj膮c wi臋cej.
- Dosy膰, Raiju! - u艣miechn膮艂 si臋 Reijo i od艂o偶y艂 na chwil臋 wios艂a.
Dziewczyna, otar艂szy pot z czo艂a, wypu艣ci艂a z r膮k czerpak i wyprostowa艂a obola艂e ramiona. Z wyrazem ogromnej ulgi popatrzy艂a uwa偶niej na niewielk膮 osad臋, do kt贸rej podp艂ywali. Na usypanej z kamieni kei stali dwaj ro艣li m臋偶czy藕ni i z r臋kami w kieszeniach bacznie ich obserwowali. Przybycie obcych nie mog艂o pozosta膰 na wyspie nie zauwa偶one. Rybacy pomogli Reijo wci膮gn膮膰 艂贸d藕 na brzeg, ale co艣 w ich postawie kaza艂o si臋 Raiji domy艣li膰, 偶e nie s膮 tu mile widziani. Nie myli艂a si臋.
- 殴le trafili艣cie - oznajmi艂 jeden z m臋偶czyzn z przekonaniem.
Obaj obrzucili przyby艂ych badawczym spojrzeniem, nie zdradzaj膮c jednak偶e, co o nich my艣l膮.
- Nie s膮dz臋 - za艣mia艂 si臋 Reijo, ale jego wrodzona uprzejmo艣膰 nie podzia艂a艂a na miejscowych.
- Tu nikt nie przyje偶d偶a - dorzuci艂 ten sam rybak, kt贸ry r贸wnie dobrze m贸g艂 mie膰 trzydzie艣ci, jak i pi臋膰dziesi膮t lat. Patrz膮c na nich z wrogo艣ci膮, doda艂 po chwili: - Dobrze nam z tym. Nie potrzebujemy tu obcych. Tylko z nimi k艂opoty...
Zabrzmia艂o to jak ostrze偶enie. Zar贸wno Raija, jak i Reijo odnie艣li wra偶enie, 偶e rybak bez wahania wrzuci ich do morza, je艣li go nie pos艂uchaj膮. Ale to tylko potwierdza艂o ich przypuszczenia, 偶e trafili we w艂a艣ciwe miejsce. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym Reijo, nie zwa偶aj膮c na nieprzychylno艣膰 rybaka, zagadn膮艂 z fi艅skim akcentem, jak zawsze, gdy by艂 zdenerwowany:
- Uratowali艣cie m臋偶czyzn臋, wyrzuconego przez morze na brzeg...
Jego s艂owa zabrzmia艂y bardziej jak stwierdzenie ni偶 jak pytanie.
Miejscowi popatrzyli na obcych jeszcze mniej przychylnie. Teraz przybysze nie mieli w膮tpliwo艣ci, 偶e si臋 nie myl膮.
- I co z tego?
Z tonu, jakim zosta艂y wypowiedziane te s艂owa, wyczuli, 偶e znajomo艣膰 z rozbitkiem nie wyjdzie im na dobre w tych stronach.
- Mia艂 tu dziewczyn臋 - ci膮gn膮艂 Reijo.
M臋偶czy藕ni podeszli o krok bli偶ej, nie kryj膮c ju偶 d艂u偶ej, jakie kieruj膮 mmi zamiary.
- Chodzi o Jenny... - wtr膮ci艂a Raija i przysun臋艂a si臋 do Reijo, przekonana, 偶e wobec niej m臋偶czy藕ni nie posun膮 si臋 do r臋koczyn贸w.
- Najlepiej wracajcie, sk膮d przybyli艣cie - odezwa艂 si臋 milcz膮cy do tej pory rybak, akcentuj膮c niemal ka偶de s艂owo. Na znak, 偶e nie 偶artuj膮, obaj zacisn臋li pi臋艣ci.
Raija dopiero teraz dostrzeg艂a 艂膮cz膮ce ich podobie艅stwo i nagle j膮 ol艣ni艂o, 偶e mo偶e to by膰 ojciec i syn.
Na pewno nie mieszka tu zbyt wiele rodzin, przysz艂o jej do g艂owy i zapyta艂a:
- Czy Jenny to twoja c贸rka?
- Niech on tylko spr贸buje tu wr贸ci膰! Nie po偶yje d艂ugo - sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by starszy m臋偶czyzna.
Reijo zastanawia艂 si臋, jak Raija odgad艂a to, czego on sam nigdy by si臋 nie domy艣li艂.
- Nie po偶y艂 d艂ugo - odpar艂a Raija lodowatym tonem, a jej wzrok by艂 r贸wnie zimny jak nieznajomych. - Umar艂.
Rei jo przestraszy艂 si臋, 偶e w z艂o艣ci Raija powie za du偶o, wi臋c po艣piesznie dorzuci艂, tak jak si臋 wcze艣niej um贸wili:
- To m贸j brat.
- Wyno艣cie si臋 st膮d! - powt贸rzy艂 ojciec Jenny. - Chcemy o nim zapomnie膰. Skoro umar艂, nie warto rozdrapywa膰 starych ran. Nic dobrego nie wysz艂o tu z jego obecno艣ci. Odp艂y艅cie w swoj膮 stron臋!
- Nie mog臋! - powiedzia艂 Reijo i zdecydowanym ruchem pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Przyrzek艂em mu przed 艣mierci膮, 偶e odszukam Jenny. Musz臋 dotrzyma膰 s艂owa.
Rybak obrzuci艂 badawczym spojrzeniem Raij臋 i dzieci. W jego oczach czai艂y si臋 w膮tpliwo艣ci, ale by艂 zbyt dumny, by zapyta膰.
- Nazywam si臋 Reijo Kesaniemi. - Reijo obj膮艂 Raij臋 ramieniem. - To moja 偶ona i dzieci - wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w stron臋 tr贸jki male艅stw, po czym, mrugn膮wszy porozumiewawczo, doda艂: - Zacz臋li艣my wcze艣nie.
Dwaj mieszka艅cy wyspy przygl膮dali si臋 im w milczeniu. Wreszcie z艂agodnieli i z oci膮ganiem ruszyli przodem w stron臋 jednej z n臋dznych cha艂up stoj膮cych tu偶 za naniesionymi przez morze kamieniami.
Go艣cinno艣膰 gospodarzy ograniczy艂a si臋 do tego, 偶e wpu艣cili ich do ciasnej izby, czystej i uprz膮tni臋tej, ale niewiele wi臋kszej od tej w chacie nad fiordem, kt贸r膮 pobudowa艂 Kalle.
- 呕ona umar艂a - odezwa艂 si臋 ojciec Jenny, kt贸ry nie przedstawi艂 si臋, a Reijo i Raija nie mieli 艣mia艂o艣ci go o to zapyta膰.
Otworzy艂 drzwi do, jak przypuszcza艂a Raija, alkierza i tonem nie znosz膮cym sprzeciwu nakaza艂 c贸rce wyj艣膰.
Ciemnooka Jenny z l臋kiem spojrza艂a na ojca. Na widok tego upokorzonego dziewcz臋cia, w艂a艣ciwie ju偶 nie dziecka, a jeszcze nie kobiety, Raija poczu艂a ucisk w sercu.
Biedna Jenny, pomy艣la艂a. Na ca艂e 偶ycie napi臋tnowana przez spo艂eczno艣膰 tej odizolowanej osady. A wszystko przez Kallego.
Reijo tak偶e ogarn臋艂o wsp贸艂czucie dla tej drobnej dziewczyny. Pod sp贸dnic膮 wyra藕nie odznacza艂 si臋 ju偶 brzuch. Ciemne loki okala艂y jej urodziw膮 twarz - i delikatnie zaokr膮glone policzki.
艁adna, pomy艣la艂, ale to przecie偶 jeszcze dziecko. Jak Kalle m贸g艂 zapomnie膰 o Raiji?
Rozumia艂 gniew ojca i brata Jenny. Zaopiekowali si臋 Kallem najlepiej jak potrafili, dziewczyna odda艂a mu serce, on tymczasem znikn膮艂, zostawiaj膮c j膮 sam膮 z k艂opotem. Trudno si臋 dziwi膰, 偶e po tym, co zrobi艂, uznali go za tch贸rza.
Wzrok Jenny z l臋kiem przesuwa艂 si臋 po twarzach przyby艂ych. Nie rozumia艂a, czego ci obcy od niej chc膮.
- To jest brat tego twojego pi臋knisia - warkn膮艂 ojciec. Nie zamierza艂 si臋 jednak wtr膮ca膰 i poci膮gn膮艂 syna na dw贸r. - Mo偶ecie z ni膮 chwil臋 porozmawia膰 - rzuci艂. - Zaraz wracam.
- Czy Kallemu co艣 si臋 sta艂o? Gdzie on jest?
G艂os i oczy dziewczyny 偶ebra艂y o dobre wie艣ci. Patrzy艂a b艂agalnie to na Raij臋, to na Reijo.
- Kalle nie 偶yje - wyzna艂a Raija i siadaj膮c obok dziewczyny, otoczy艂a j膮 ramieniem.
Jenny zareagowa艂a gwa艂townym szlochem, ale zaraz opanowa艂a rozpacz. Wargi jej dr偶a艂y, a w k膮cikach ust pojawi艂 si臋 grymas, gdy 艂ami膮cym si臋 g艂osem poprosi艂a, by opowiedzieli jej, co si臋 sta艂o.
Raija, nie chc膮c zrani膰 Jenny, upi臋kszy艂a nieco prawd臋.
Zgodnie z jej wersj膮 Kalle odzyska艂 pami臋膰, odnalaz艂 brata i rodzin臋. Ukry艂a, 偶e tak naprawd臋 spotka艂 si臋 z ni膮. Z przej臋ciem opowiada艂a o jego chorobie i o tym, jak bardzo si臋 martwi艂 o ni膮, o Jenny, a tak偶e o dziecko, kt贸rego oczekiwa艂a.
- Wiesz, Jenny - m贸wi艂a cichym g艂osem Raija - Kalle ju偶 od ch艂opi臋cych lat marzy艂 o lepszym 偶yciu. Nie chcia艂 by膰 biednym rybakiem znad fiordu. Wiedzia艂, 偶e sam膮 prac膮 nie uwolni si臋 z n臋dzy. Dla niego istnia艂a wi臋c tylko jedna droga, 偶eby sta膰 si臋 bogatym: znale藕膰 z艂oto. I dokona艂 tego! Kiedy si臋 spotkali艣my, mia艂 troch臋 z艂ota przy sobie. Zale偶a艂o mu, 偶eby ci je ofiarowa膰, Jenny. Tobie i dziecku. Reijo pogrzeba艂 w sk贸rzanym worku i wydoby艂 zabrudzon膮 grudk臋. Prawd臋 powiedziawszy, opowie艣膰 Raiji wzbudzi艂a w nim niesmak, bo zawsze brzydzi艂 si臋 k艂amstwem, ale bez s艂owa poda艂 bry艂k臋 dziewczynie, kt贸ra si臋gn臋艂a po ni膮 zaskoczona. Zobaczy艂, 偶e na jej twarzy odmalowa艂o si臋 zdumienie, 偶e bry艂ka jest taka ci臋偶ka, i przypomnia艂 sobie, i偶 zareagowa艂 podobnie, kiedy po raz pierwszy trzyma艂 w d艂oni ten cenny kruszec.
- A wy nic nie we藕miecie? Wam Kalle niczego nie zostawi艂?
- Nie martw si臋 - powiedzia艂a Raija stanowczo. - Kalle zatroszczy艂 si臋 i o nas.
Co prawda oddawali Jenny najwi臋ksz膮 bry艂臋 z艂ota, ale przecie偶 bez trudu mogli mie膰 wi臋cej.
- Nie mog臋 tego przyj膮膰 - wyj膮ka艂a dziewczyna, odk艂adaj膮c cenny kruszec na 艂aw臋, jakby j膮 parzy艂. Przyt艂oczy艂a j膮 ju偶 sama my艣l o osza艂amiaj膮cym bogactwie, dzi臋ki kt贸remu nie musia艂aby si臋 ju偶 nigdy martwi膰 o swoj膮 przysz艂o艣膰. By艂a biedn膮 dziewczyn膮, nigdy niczego nie posiada艂a i tak po prawdzie nie t臋skni艂a za tym. Kalle stanowi艂 jedyn膮 warto艣膰 w jej 偶yciu. C贸偶 znaczy nawet z艂oto, je艣li on nie 偶yje...
Z zamy艣lenia wyrwa艂 j膮 g艂os Raiji:
- Potrzebujemy jedynie dachu nad g艂ow膮, 偶eby艣my mogli przeczeka膰 zim臋, bo ci臋偶ko w臋drowa膰 o tej porze z ma艂ymi dzie膰mi. Knut, m贸j najm艂odszy, nie ma jeszcze roku. Liczyli艣my na to, 偶e pozwolicie nam si臋 tu zatrzyma膰, ale tw贸j ojciec najwyra藕niej jest temu przeciwny.
- We藕 z艂oto, Jenny - popar艂 Raij臋 Reijo. - Kalle 偶yczy艂 sobie, 偶eby trafi艂o do ciebie.
Jenny popatrzy艂a na niego przyja藕nie. Polubi艂a go od razu. Mia艂 w sobie tyle ciep艂a i wyrozumia艂o艣ci. Wzruszy艂o j膮, 偶e z tak膮 czu艂o艣ci膮 wodzi wzrokiem za swoj膮 偶on膮. A jak troskliwie opiekowa艂 si臋 dzie膰mi!
Podobnie jak Kalle mia艂 jasne w艂osy, cho膰 o troch臋 innym odcieniu, ale kolor oczu zdecydowanie inny. By艂 te偶 zupe艂nie inaczej zbudowany, ni偶szy i bardziej kr臋py. 呕e te偶 bracia mog膮 by膰 tacy r贸偶ni!
- Opowiedzcie mi troch臋 o nim - poprosi艂a. - Przykro mi, 偶e w艂a艣ciwie nic nie wiem. Chyba by艂oby mi l偶ej, gdybym zna艂a wi臋cej szczeg贸艂贸w z jego 偶ycia.
Reijo chrz膮kn膮艂, by usun膮膰 chrypk臋 z gard艂a. Maja zasn臋艂a, oparta na jego ramieniu, a Knut, kt贸rego trzyma艂 na r臋kach, przez ca艂y czas s艂odko spa艂. Reijo przytuli艂 mocniej male艅stwo, synka Kallego. Zaw艂adn臋艂o nim tysi膮ce wspomnie艅, obrazy ze wsp贸lnie sp臋dzonego dzieci艅stwa, tajemnice, jakie sobie powierzali, zabawy, praca, sprzeczki i b贸jki, te na 偶arty i te na serio. I ta jedna, na 艣mier膰 i na 偶ycie, gdy na ich drodze stan臋艂a Raija. Jakich u偶ywali forteli, by zwr贸ci膰 jej uwag臋, cierpieli katusze, a ona dra偶ni艂a si臋 z nimi, bo przez ca艂y czas jej serce nale偶a艂o do kogo艣 innego.
呕ycie Kallego i jego 偶ycie splot艂o si臋 niczym powr贸z, kt贸ry, cho膰 skr臋cony z wielu cie艅szych linek, stanowi艂 nierozerwaln膮 ca艂o艣膰. Potem z ich losem spl贸t艂 si臋 jeszcze los Raiji.
Jenny czeka艂a cierpliwie.
Reijo prze艂kn膮艂 艣lin臋, bo ze wzruszenia 艣cisn臋艂o go w gardle. Przed oczami stan膮艂 mu Karl.
- Kalle by艂 moim najlepszym przyjacielem - zacz膮艂. - Byli艣my nieroz艂膮czni, p贸ki w naszym 偶yciu nie pojawi艂a si臋 Raija. Mieli艣my w贸wczas po pi臋tna艣cie lat...
Reijo w艂a艣ciwie nie tyle opowiada艂, co na nowo prze偶ywa艂 wczesn膮 m艂odo艣膰. Jednak historia, jak膮 przedstawi艂, odbiega艂a od rzeczywisto艣ci; wyra偶a艂a raczej jego skryte, nigdy nie spe艂nione marzenia.
Sk艂ama艂, 偶e po艣lubi艂 Raij臋, bo Karl przegra艂 b贸jk臋 o ni膮. Zabrzmia艂o to do艣膰 wiarygodnie. Powiedzia艂 te偶, 偶e Knut, kt贸ry urodzi艂 si臋 ju偶 po zagini臋ciu Kallego na morzu, otrzyma艂 na drugie imi臋 po wujku.
Raija siedzia艂a pogr膮偶ona w milczeniu i by膰 mo偶e to w艂a艣nie wzbudzi艂o podejrzliwo艣膰 Jenny. Niewykluczone te偶, 偶e dziewczyna po prostu zwr贸ci艂a uwag臋 na drobne przej臋zyczenia Reijo, kt贸ry, wspominaj膮c Karla, m贸wi艂 o nim 鈥瀙rzyjaciel, towarzysz鈥, nigdy 鈥瀊rat鈥. Wyrwa艂o mu si臋 te偶, 偶e byli r贸wie艣nikami, ale zaraz doda艂 鈥瀙rawie鈥. Kuter, na kt贸rym wyp艂ywali na po艂owy, nale偶a艂 w pierwszej wersji do ojca Karla i dopiero po chwili Reijo si臋 poprawi艂. Wiele takich drobiazg贸w. Drobiazg贸w, kt贸re mo偶e usz艂yby uwagi Jenny, gdyby nie widok 艣pi膮cego dziecka. Przesta艂a ws艂uchiwa膰 si臋 w p艂yn膮c膮 z ust Reijo opowie艣膰 i zapatrzy艂a si臋 w male艅stwo nazwane na cze艣膰 wujka. Czy to nie dziwne? Pierworodnemu synowi nadaje si臋 zwykle imi臋 po dziadku, cho膰 oczywi艣cie mo偶na upami臋tni膰 w ten spos贸b zmar艂ego tragicznie brata i przyjaciela. Patrz膮c na ch艂opczyka, Jenny nie mog艂a si臋 oprze膰 wra偶eniu, 偶e podobnie m贸g艂 wygl膮da膰 w dzieci艅stwie jej Kalle. Dziecko mia艂o identyczne czo艂o i ko艣ci policzkowe, brwi natomiast, wygi臋te 艂ukowato niczym skrzyd艂a mewy w locie, by艂y wiern膮 kopi膮 brwi tej kobiety, matki dziecka. Ale nos... nos mia艂 to charakterystyczne zaokr膮glenie, po kt贸rym tak lubi艂a wodzi膰 opuszkami palc贸w. Poza tym usta, tak samo delikatne, mi臋kkie, wykrzywione leciutko jakby w grymasie niezadowolenia, warga dolna nieco wysuni臋ta, pe艂niejsza ni偶 g贸rna. Podbr贸dek - male艅ki, ale na pewno z up艂ywem lat nabierze wyrazu zdecydowania. I w艂osy... jasne, ale nie o srebrzystym odcieniu jak w艂osy Reijo, kt贸ry twierdzi艂, 偶e jest ojcem ch艂opczyka. Nie, w艂osy ma艂ego mia艂y ciep艂y po艂ysk, kt贸ry tak doskonale pami臋ta艂a.
By膰 mo偶e wmawiam sobie to wszystko, mo偶e jestem przewra偶liwiona, my艣la艂a w panice, a jednak z ka偶d膮 chwil膮 nabiera艂a coraz wi臋kszej pewno艣ci, 偶e si臋 nie myli.
Przesta艂a ca艂kiem s艂ucha膰 Reijo, ale nie spuszcza艂a z niego oczu. Im d艂u偶ej si臋 mu przygl膮da艂a, tym mniej mia艂a w膮tpliwo艣ci. Reijo mia艂 szerokie czo艂o i bardziej kanciast膮, bardziej zdecydowan膮 i m臋sk膮 twarz ni偶 Kalle. Nos prosty, usta o ca艂kiem innym zarysie, wargi r贸wne. Poza tym Reijo mia艂 ciemniejsz膮 cer臋 i zupe艂nie inn膮 sylwetk臋 ni偶 Kalle. Czy bracia mog膮 by膰 tacy r贸偶ni? By膰 mo偶e, ale czy dziecko mo偶e by膰 wiern膮 kopi膮 swojego wujka, w niczym nie przypominaj膮c wygl膮dem ojca?
- Zatrzymam... z艂oto - odezwa艂a si臋 Jenny znienacka.
Reijo urwa艂 w p贸艂 s艂owa, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e dziewczyna i tak go nie s艂ucha. Biedaczka, pomy艣la艂 i z u艣miechem skin膮艂 g艂ow膮. Czu艂 si臋 jak ostatni k艂amca. Ale przecie偶 chodzi艂o mu o to, 偶eby jej nie zrani膰, za nic w 艣wiecie nie chcia艂 skrzywdzi膰 tej dziewczyny.
- Kalle 偶yczy艂 sobie tego, prawda? - zapyta艂a Jenny niepewna i zdenerwowana. - Nie kieruje wami lito艣膰?
- Kalle wiele nam o tobie opowiada艂 - odezwa艂a si臋 wreszcie Raija i chcia艂a obj膮膰 sp艂oszon膮 dziewczyn臋 ramieniem, ale Jenny cofn臋艂a si臋 gwa艂townie. Raiji zrobi艂o si臋 przykro. Tak bardzo chcia艂a pocieszy膰 t臋 biedaczk臋, lecz jej na to nie pozwoli艂a. Najwyra藕niej nie zdo艂a艂a zdoby膰 jej zaufania. - Prosi艂, 偶eby艣my zatroszczyli si臋 o ciebie i dziecko - m贸wi艂a jednak dalej. - Kalle nie uciek艂 od odpowiedzialno艣ci, wiesz najlepiej. Wiele my艣la艂 o was, o tobie. Obdarzy艂a艣 go mi艂o艣ci膮. Z艂oto nale偶y do ciebie. Dbaj o dziecko Kallego.
Jenny pokiwa艂a g艂ow膮 i ukradkiem otar艂a zdradzieckie 艂zy. Dziewczyna cierpia艂a. Najch臋tniej nie patrzy艂aby na t臋 kobiet臋, niewiele od niej starsz膮, ale wiedzia艂a, 偶e jej twarz i tak prze艣ladowa膰 j膮 b臋dzie do ko艅ca 偶ycia. Nareszcie zrozumia艂a, kto by艂 tym cieniem, kt贸ry k艂ad艂 si臋 pomi臋dzy ni膮 a Kallem. Przez ca艂y czas czu艂 jej obecno艣膰, mimo 偶e nie potrafi艂 wywo艂a膰 z pami臋ci jej obrazu. Nie mo偶na nienawidzi膰 kogo艣, kto pr贸buje okaza膰 przyjazne uczucia! Nie wolno odtr膮ca膰 kogo艣, od kogo spotka艂o nas dobro! Jenny dobrze o tym wiedzia艂a, a jednak wszystko w niej protestowa艂o na my艣l, 偶e ci ludzie mogliby tu zosta膰 na zim臋.
Ojciec Jenny uzna艂, 偶e da艂 obcym do艣膰 czasu, i bez ceregieli wtargn膮艂 do izby, nakazuj膮c nieproszonym go艣ciom wraca膰, sk膮d przybyli.
- Do艣膰 ju偶 wyla艂a 艂ez przez tego waszego pi臋knisia! Nie chcemy, 偶eby si臋 to powt贸rzy艂o! Jenny b臋dzie wystarczaj膮co ci臋偶ko i bez was. Nie dok艂adajcie nam zmartwie艅. Po prostu wyjed藕cie i nigdy wi臋cej tu nie wracajcie!
Jenny nie odezwa艂a si臋. O nic ju偶 nie zapyta艂a. Nie chcia艂a nawet wiedzie膰, gdzie Kalle zosta艂 pochowany. Wystarczy艂o jej to, co od nich us艂ysza艂a. Zobaczy艂a te偶 wystarczaj膮co du偶o. Unika艂a wzrokiem obcej kobiety, l臋kaj膮c si臋 tego, co mog艂oby jeszcze zdradzi膰 spojrzenie jej ciemnych oczu. Ba艂a si臋, 偶e zobaczy w nich lito艣膰. A ona przecie偶 nie potrzebowa艂a lito艣ci, nie chcia艂a, by ktokolwiek jej wsp贸艂czu艂, a ju偶 najmniej ta kobieta.
Patrzy艂a za nimi, gdy odchodzili na brzeg i sadowili si臋 w niewielkiej 艂贸dce, tylko odrobin臋 wi臋kszej ni偶 ta, kt贸r膮 odp艂yn膮艂 Kalle.
Chyba za bardzo obci膮偶yli cz贸艂no, pomy艣la艂a. Zauwa偶y艂a te偶, 偶e Raija si臋 boi.
Jenny odwr贸ci艂a si臋 i oddali艂a si臋 od chaty, zaciskaj膮c r臋ce na piersi. Jej okolona g臋stymi ciemnymi w艂osami twarz by艂a zupe艂nie blada. Czu艂a zm臋czenie, zdawa艂o si臋 jej, 偶e zosta艂a ograbiona ze wszystkiego, cho膰 dzi臋ki bry艂ce z艂ota otrzymanej zgodnie z ostatni膮 wol膮 Kallego by艂a bogata jak nigdy dot膮d. Mog艂aby kupi膰 wszystko, czego zapragnie. Zatroszczy膰 si臋 o ojca i brata, no i oczywi艣cie o siebie i dziecko.
Bogata i ograbiona. Odarta ze wszystkiego. Wsp贸艂czucie tych ludzi nadal k艂u艂o j膮 niczym ostre ig艂y. Przypomina艂a sobie spojrzenia, jakie ci obcy wymieniali ukradkiem. Te u艂adzone k艂amstwa z lito艣ci.
Jenny za艣mia艂a si臋 ku morzu, kt贸rego si臋 nigdy nie l臋ka艂a, od morza nigdy nie spotka艂o jej nic z艂ego. Karmi艂o j膮, od kiedy pami臋ta艂a, u艣miecha艂o si臋 do niej w pogodne dni, burzy艂o i pieni艂o podczas sztorm贸w. Przynios艂o jej nawet Kallego. Ofiarowa艂o cz艂owieka, kt贸rego pokocha艂a. Ca艂kiem wyp艂uka艂o go ze wspomnie艅, na nowo czyni膮c dzieckiem, kim艣, kto m贸g艂 zacz膮膰 wszystko od nowa.
Nie ono by艂o winne 艣mierci Kallego. Jaki偶 wi臋c mia艂aby pow贸d, by si臋 go obawia膰?
Zbiera艂o jej si臋 na p艂acz ju偶 od pierwszej chwili, kiedy ci ludzie obrzucili j膮 pe艂nymi lito艣ci spojrzeniami. Od chwili, w kt贸rej zrozumia艂a, 偶e sta艂o si臋 co艣 z艂ego. Wszystko przez t臋 pewno艣膰, przez wzbieraj膮c膮 w niej nienawi艣膰, kt贸rej nie powinna czu膰. Kalle pami臋ta艂 o niej, nie wydawa艂o si臋 jej, by tamci k艂amali. Kalle nie uciek艂 od odpowiedzialno艣ci. To tak偶e nie by艂o k艂amstwo. M臋偶czyzna o zielonych oczach rozumia艂 j膮, ale darzy艂 uczuciem t臋 drug膮. Spos贸b, w jaki j膮 obejmowa艂, czu艂e spojrzenia, jakie jej posy艂a艂... Te gesty nie by艂y udawane, tylko j臋zyki tych ludzi opowiada艂y p贸艂prawdy. On nie by艂 m臋偶em Raiji, najpi臋kniejszej kobiety, jak膮 Jenny kiedykolwiek widzia艂a. To jej twarz sta艂a mi臋dzy Kallem a ni膮. Jenny nie by艂a g艂upia, rozumia艂a, dlaczego nie potrafi艂 usun膮膰 z pami臋ci tej ostatniej nici 艂膮cz膮cej go z przesz艂o艣ci膮... Kto艣, kto kiedy艣 kocha艂 t臋 kobiet臋, nie by艂 w stanie jej zapomnie膰.
To by艂 jego syn, syn Kallego, jego dziecko, troje dzieci... I ta kobieta.
Jenny ukry艂a twarz w d艂oniach. Tak gor膮co wierzy艂a, 偶e Kalle do niej powr贸ci. Wyobra偶a艂a sobie ich wsp贸lne 偶ycie. W my艣lach ju偶 urz膮dza艂a izb臋... Byliby razem szcz臋艣liwi. I cho膰 mija艂 czas, Jenny ani przez moment nie traci艂a wiary, 偶e Kalle zn贸w zjawi si臋 na wyspie.
Wiadomo艣膰 o jego 艣mierci pozbawi艂a j膮 wszelkich z艂udze艅. Gdyby 偶y艂, mog艂aby nadal mie膰 nadziej臋, mog艂aby nadal marzy膰 o dniu, w kt贸rym si臋 spotkaj膮, cho膰 pewnie nigdy by to nie nast膮pi艂o. Z takiej kobiety jak Raija nikt nie rezygnuje. Niezwyk艂e imi臋 i niezwyk艂a uroda. Przy niej Jenny poczu艂a si臋 zupe艂nie nic nie warta. K艂amstwa, kt贸rymi przybysze chcieli j膮 ochroni膰, ostatecznie pogn臋bi艂y j膮 i odebra艂y ostatnie okruchy marze艅. Straci艂a wszystko, nawet to, co 艂膮czy艂o j膮 kiedy艣 z Kallem. Chyba by艂oby dla niej lepiej, gdyby nigdy nie dowiedzia艂a si臋 prawdy. Niepewno艣膰 by艂a mi艂osierna, natomiast prawda brutalna i twarda jak ska艂a.
O艣lepiona 艂zami post膮pi艂a krok w kierunku wody. Fale z艂o偶y艂y na jej 艂ydkach ch艂odne poca艂unki. Zmoczona sp贸dnica ci膮偶y艂a.
Kiedy艣 morze wyrzuci艂o jej na brzeg ukochanego. Pewnie tkwi艂 w tym jaki艣 g艂臋boki sens. Jenny przesta艂 dokucza膰 ch艂贸d, w艂a艣ciwie odczuwa艂a teraz nawet przyjemno艣膰, ciep艂o. Woda, 艂agodna woda, nie karmi艂a jej k艂amstwami. Jenny nie chcia艂a, by si臋 nad ni膮 litowano, pragn臋艂a jedynie mie膰 kogo艣 bliskiego. Kogo艣, kto zn贸w pokocha艂by j膮 ca艂ym sercem. Ale to nie by艂o mo偶liwe. Za 偶ycia Kalle nigdy nie nale偶a艂 do niej, ale po 艣mierci...
Jenny u艣miechn臋艂a si臋 niepewnie, czuj膮c, jak dno osuwa jej si臋 pod stopami. Nasi膮kni臋te wod膮 ubranie ci膮gn臋艂o w bezdenn膮 otch艂a艅 dr臋twe, nieruchome cia艂o. Jenny nie walczy艂a. Z jej twarzy nie znika艂 u艣miech. Zrozumia艂a, 偶e w艂a艣nie tego pragnie. Mo偶e w tej otch艂ani otrzyma to, czego za 偶ycia nigdy by nie dosta艂a.
Niebawem zn贸w ujrzy przed sob膮 ukochan膮 twarz i ju偶 偶aden cie艅 ich nie rozdzieli.
Ani l臋ku, ani k艂amstw, ani rozterek. Jak cudownie! Jak wspaniale! Jenny otworzy艂a ramiona.
Na powierzchni wody nie pozosta艂 偶aden 艣lad.
Niczym suche li艣cie miotane przez wiatr to tu, to tam, tak i oni nigdzie nie mogli zagrza膰 miejsca.
Dom stal na odludziu, tu偶 nad brzegiem morza, wystawiony na sztormy i burze. By艂 艣wietnie utrzymany. Raiji wystarczy艂o jedno spojrzenie, by podj膮膰 decyzj臋 o jego kupnie. Co prawda pos臋pny krajobraz i blisko艣膰 偶ywio艂贸w wywo艂ywa艂a w niej trwog臋. Nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e szybko znienawidzi to miejsce, ale zm臋czenie i rych艂e nadej艣cie zimy, kt贸ra ju偶 wystawia艂a swe ostre szpony, przes膮dzi艂y o pozostaniu. Poza tym czy mogli mie膰 pewno艣膰, 偶e 偶ycie nie szykuje im gorszych niespodzianek, je艣li zdecyduj膮 si臋 ruszy膰 w dalsz膮 drog臋?
Kiedy Reijo zap艂aci艂 z艂otem, kupiec cmokn膮艂 znacz膮co i zmierzy艂 go od st贸p do g艂贸w. Ale Reijo nie艂atwo by艂o przejrze膰 na wylot, potrafi艂 ukry膰 swe my艣li.
- Ten dom by艂 mi w艂a艣ciwie kamieniem u szyi - zagadn膮艂 kupiec. S膮dz膮c po mowie, nie pochodzi艂 z krainy polarnych nocy roz艣wietlonych zorz膮. Wymawiaj膮c 鈥瀝鈥 z charakterystycznym berge艅skim akcentem, zni偶y艂 g艂os: - Nie mog艂em go sprzeda膰. Nale偶a艂 wcze艣niej do pewnej kobiety o nie najlepszej reputacji, domy艣lasz si臋 pewnie, o co mi chodzi. Przyby艂a gdzie艣 z daleka, nie by艂a Norwe偶k膮... Nazbyt zmys艂owa... - cmokn膮艂. - Nieodpowiednie towarzystwo dla porz膮dnych ludzi. Odst臋puj臋 ci ten dom za niewyg贸rowan膮 cen臋. Poza tym mam nadziej臋, 偶e ubijemy jeszcze niejeden interes. Co ty na to? Gdyby艣 potrzebowa艂 wyposa偶enia, sprz臋tu rybackiego, cokolwiek...
Zerkn膮艂 na sk贸rzany mieszek, kt贸ry wr臋czy艂 mu Reijo.
Reijo u艣miechn膮艂 si臋. Nie mia艂 z艂udze艅, 偶e gdyby nie z艂oto, najlepsza, jak si臋 okazuje, rekomendacja, spotka艂by si臋 z ca艂kiem innym przyj臋ciem.
Skin膮艂 lekko g艂ow膮, nie odpowiadaj膮c ani tak, ani nie. Uzna艂, 偶e nieroztropnie by艂oby wchodzi膰 w konflikt z kupcem, kt贸ry w tej ma艂ej spo艂eczno艣ci by艂 znacz膮c膮 osobisto艣ci膮 Skoro ju偶 maj膮 tu zamieszka膰... Raija wybra艂a to miejsce, kieruj膮c si臋 wzgl臋dami, kt贸rych nie pojmowa艂. Spotkanie z Jenny zupe艂nie wytr膮ci艂o j膮 z r贸wnowagi. Kiedy wracali z wyspy na l膮d, nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. Z pociemnia艂ymi ze strachu oczami walczy艂a z morsk膮 chorob膮. Przenocowali w zagrodzie, gdzie wcze艣niej Reijo sprzeda艂 konia. Tam dowiedzieli si臋, 偶e niedaleko jest osada.
- Zostajemy tutaj - zadecydowa艂a Raija, kiedy dotarli do rybackiej wioski po艂o偶onej na skrawku l膮du wrzynaj膮cym si臋 w morze.
Ale ostatecznie o decyzji przes膮dzi艂 pusty dom, kt贸ry jakby zrz膮dzeniem losu znalaz艂 si臋 na ich drodze. Reijo nie nale偶a艂 do tych, kt贸rzy wierz膮 w przeznaczenie, wi臋c uzna艂 to po prostu za szcz臋艣liwy traf.
- Kupmy ten dom - zapali艂a si臋 Raija. - Chyba nas na to sta膰?
W艂a艣nie z tego powodu Reijo przyby艂 do kupca. Odziany w spodnie nosz膮ce 艣lady zaciek贸w od s艂onej wody, z brudem za paznokciami, siedzia艂 w salonie cz艂owieka, kt贸ry nie zadawa艂 si臋 z byle kim.
- A propos - chrz膮kn膮艂 kupiec odrobin臋 zak艂opotany, w ka偶dym razie zale偶a艂o mu, 偶eby Reijo odni贸s艂 takie wra偶enie. - Pojawiaj膮 si臋 tu ludzie najr贸偶niejszego autoramentu. Niekt贸rzy do艣膰 w膮tpliwego, je艣li rozumiesz, co mam na my艣li... - Za艣mia艂 si臋 cicho, ale twarz Reijo nawet nie drgn臋艂a. - Przyja藕ni臋 si臋 zar贸wno z pastorem, jak i z lud藕mi wysoko urodzonymi. Czuj臋 si臋 wi臋c w obowi膮zku dba膰 o to, by w okolicy panowa艂 porz膮dek. Nie jestem moralist膮, chodzi jednak o zasady. Prosz臋, nie bierz mi za z艂e, 偶e o艣mielam si臋 pyta膰... dobrze wiem, 偶e jeste艣 cz艂owiekiem honoru. Czu艂bym si臋 jednak nieco spokojniejszy, gdybym w razie czego m贸g艂 hukn膮膰 pi臋艣ci膮 w st贸艂 i za艣wiadczy膰, 偶e mam na to dow贸d... Lubi臋 wiedzie膰, z kim robi臋 interesy. Takie m臋ty si臋 tu czasem pojawiaj膮... - westchn膮艂. - Jeste艣cie ma艂偶e艅stwem?
Reijo wykrzywi艂 usta w u艣miechu. Rozbawi艂 go spos贸b, w jaki ten cz艂owiek kr膮偶y艂 wok贸艂 tematu. Ciekawe, jak by si臋 zachowa艂, gdyby dowiedzia艂 si臋 prawdy. Co liczy艂oby si臋 bardziej: zasady czy interesy z cz艂owiekiem, kt贸ry ma czym p艂aci膰? Nie zamierza艂 tego sprawdza膰. Z wdzi臋czno艣ci膮 wspomnia艂 s臋dziego z Alty, kt贸ry, jak si臋 okaza艂o, dobrze zna艂 偶ycie. Otrzymany od niego w tajemnicy dokument teraz mia艂 si臋 przyda膰. Reijo wyci膮gn膮艂 go z worka i wr臋czy艂 kupcowi, kt贸ry wyra藕nie uspokojony u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- Dobrze, dobrze - powtarza艂, rzuciwszy okiem na papier. - Od razu pozna艂em, 偶e jeste艣 porz膮dnym cz艂owiekiem, ale ostro偶no艣ci nigdy za wiele.
Reijo bez komentarza, bo nie zwyk艂 nadu偶ywa膰 s艂贸w, przyj膮艂 t艂umaczenia kupca. Opu艣ci艂 jego salon jako w艂a艣ciciel okaza艂ego domu pomalowanego na 偶贸艂to oraz, przynajmniej na papierze, ojciec trojga dzieci i m膮偶 Raiji, o czym zainteresowana nie mia艂a poj臋cia.
Raija ju偶 wcze艣niej posmakowa艂a wyg贸d. Mieszka艂a w pi臋knym domu w Alcie u boku w贸jta, kt贸ry zajmowa艂 miejsce na szczytach spo艂ecznej drabiny, i obraca艂a si臋 w艣r贸d miejscowej 艣mietanki. Reijo nie mia艂 takich wspomnie艅. Pami臋ta艂 natomiast wzniesion膮 z bali chat臋 na przyl膮dku w rodzinnym fiordzie, chat臋 Raiji nad rzek膮, i uwa偶a艂, 偶e 偶y艂o im si臋 tam nie najgorzej.
Ten dom, kt贸ry kupili dzi臋ki z艂otu, jakie Kalle zostawi艂 Raiji, by艂 zupe艂nie inny. Reijo czu艂, 偶e nie ma prawa korzysta膰 z bogactwa, do kt贸rego si臋 w 偶aden spos贸b nie przyczyni艂.
- Zosta艂o jeszcze troch臋 z艂ota? - zapyta艂a Raija wieczorem, gdy siedzieli we dwoje przy zapalonej lampie. Podekscytowani wydarzeniami minionego dnia, nie mogli zasn膮膰.
- Troch臋 zosta艂o. Wystarczy na jeszcze jak膮艣 cha艂up臋, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e masz mnie do艣膰 - za偶artowa艂, ale Raija wyczu艂a ukryt膮 w jego s艂owach powag臋. Dobrze zna艂a Reijo, kt贸ry podobnie jak ona by艂 dumny i uparty. 艢wiadomo艣膰, 偶e nie on zapewni艂 jej dach nad g艂ow膮, rani艂a jego m臋sk膮 dum臋.
- To wszystko jest tak samo twoje, jak i moje.
- Dobrze wiesz, 偶e to nieprawda, Raiju - odpar艂, zaciskaj膮c wymownie z臋by. - Ale zamierzam by膰 przy tobie i pom贸c ci odnale藕膰 reszt臋 z艂ota, kt贸re zapewni przysz艂o艣膰 tobie i dzieciom. Je艣li tego nie zrobi臋, gotowa jeste艣 podj膮膰 to szale艅stwo na w艂asn膮 r臋k臋, a w贸wczas staniesz si臋 zbyt 艂atwym 艂upem dla poszukiwaczy szcz臋艣cia wszelkiej ma艣ci. Zbyt wielu kusi i mami blask tego metalu...
S艂owa wypowiedziane przez Reijo przywo艂a艂y w pami臋ci Raiji wiele wspomnie艅. Jej ciemne oczy nabra艂y osobliwego blasku. Przymkn臋艂a powieki i niemal poczu艂a zapach dogasaj膮cego paleniska i reniferowych sk贸r wy艣cie艂aj膮cych lapo艅sk膮 jurt臋. W jej uszach zad藕wi臋cza艂y wypowiedziane z namaszczeniem chrapliwe s艂owa staruszki: 鈥濿idz臋 zimny blask, Raiju. Widz臋, jak po艣wi臋casz dziecko...鈥
Dziewczyna chyba bezwiednie powt贸rzy艂a to na g艂os, bo Reijo popatrzy艂 na ni膮 zdziwiony. U艣miechn臋艂a si臋, zak艂opotana, i odgarn膮wszy kosmyk w艂os贸w z czo艂a, wyja艣ni艂a:
- Przypomnia艂a mi si臋 ciotka Mikkala, Elle... powr贸偶y艂a mi kiedy艣. Mimo 偶e by艂o to tak dawno, ci膮gle pami臋tam, co mi wtedy powiedzia艂a. Mog臋 powt贸rzy膰 wszystko s艂owo w s艂owo. Mia艂am tak niewiele lat i zrobi艂o to na mnie ogromne wra偶enie...
Raija pomin臋艂a milczeniem, 偶e przepowiednia kilkakrotnie sprawdzi艂a si臋 w jej 偶yciu z zaskakuj膮c膮 dok艂adno艣ci膮. Na w艂asnej sk贸rze si臋 przekona艂a, 偶e Elle nie by艂a szalona, a jedynie wiedzia艂a wi臋cej ni偶 inni. Taki dar tak偶e mo偶e sta膰 si臋 dla cz艂owieka przekle艅stwem.
- Co dalej? - zapyta艂a Raija dr偶膮cym g艂osem, doskonale wiedz膮c, 偶e Reijo tak jak i ona nie zna odpowiedzi. Jak do tej pory ich losem kierowa艂 przypadek, ca艂e ich 偶ycie by艂o splotem przypadk贸w. Mo偶na by nazwa膰 to 艂adniej przeznaczeniem, ale to w niczym nie zmienia艂o stanu rzeczy.
- Mog臋 kupi膰 kuter - zaproponowa艂. - 艁owienie ryb to jedyne, co potrafi臋. Gdybym sam pop艂yn膮艂 na po艂udnie, 偶eby je sprzeda膰, unikn膮艂bym zad艂u偶ania si臋 u tutejszego kupca...
- A kto ma teraz prawo do handlu? - zapyta艂a Raija. - Ole wspomina艂 co艣, 偶e kupcy z Bergen zamierzaj膮 pozbawi膰 Du艅czyk贸w prawa handlu tu na p贸艂nocy.
- Kupcy z Kopenhagi zostali wyparci, ale czy to wa偶ne? Dla kogo艣, kto tkwi po uszy w d艂ugach, to bez znaczenia.
Przez kilka lat kupcy z Bergen i Trondheim dzielili si臋 monopolem na prowadzenie handlu na p贸艂nocy.
Wcze艣niej to prawo przys艂ugiwa艂o kupcom z Kopenhagi oraz samemu kr贸lowi. Ale jak sucho zauwa偶y艂 Reijo, dla mieszka艅c贸w tych stron takie zmiany nie mia艂y praktycznie 偶adnego znaczenia. Ten, kto mia艂 monopol na handel, ustala艂 cen臋 ryb, oczywi艣cie na mo偶liwie najni偶szym poziomie, r贸wnocze艣nie kupcy ustalali wysokie ceny na wszystkie sprzedawane miejscowej ludno艣ci artyku艂y. Dlatego te偶 ma艂o kt贸ry rybak nie by艂 zad艂u偶ony u kupca. D艂ugi rybak贸w nie mala艂y, lecz ros艂y. I chocia偶 historia wydawa艂a si臋 toczy膰 gdzie艣 daleko od Finnmarku, to jednak kryzysy w Europie odbija艂y si臋 echem tak偶e w tych stronach. Oznacza艂y by膰 albo nie by膰 dla wielu spo艂eczno艣ci zamieszkuj膮cych p贸艂nocne wybrze偶a. Rynek zbytu znajdowa艂 si臋 bowiem nie na p贸艂nocy, ale w Europie. Kryzysy, o kt贸rych ledwo co dochodzi艂y tu wie艣ci, sprawia艂y, 偶e spada艂o zapotrzebowanie na ryby, a zatem i ich cena. Wielka polityka i gospodarka, powa偶ne s艂owa, kt贸rych ci zwykli ludzie nawet nie znali, mia艂y wp艂yw na 偶ycie ludzi tak偶e na p贸艂nocnych kra艅cach kr贸lestwa du艅sko - norweskiego.
Miejscowy kupiec, kt贸ry udawa艂 tak膮 g艂臋bok膮 trosk臋 o lokaln膮 spo艂eczno艣膰, podlega艂 cechowi kupc贸w w Bergen. Ustalane wsp贸lnie ceny kupcy cz臋sto podnosili, 偶eby zwi臋kszy膰 w艂asne zyski. Czasy nasta艂y niepewne i trudno by艂o przewidzie膰, kto i jak d艂ugo jeszcze utrzyma si臋 w tym intratnym interesie. Wielu wi臋c wykorzystywa艂o sytuacj臋, by zagarn膮膰 jak najwi臋cej dla siebie.
- Ja powinnam zajmowa膰 si臋 handlem - u艣miechn臋艂a si臋 Raija. - Na pewno nie bogaci艂abym si臋 na krzywdzie biednych ludzi. Tak przecie偶 nie mo偶na.
- W艂a艣nie z tego powodu ludzie twojego i mojego pokroju nie s膮 kupcami - odrzek艂 jej Reijo. - Brakuje im niezb臋dnego w tej dziedzinie wyrachowania, moja droga... 呕e nie wspomn臋 o egoizmie. Ale wracaj膮c do tematu, chcia艂bym sprawi膰 sobie kuter. Potrafi臋 zrobi膰 z niego u偶ytek. Zamiast u kupca, zad艂u偶臋 si臋 u ciebie...
W jego oczach b艂ysn臋艂y weso艂e ogniki, ale usta si臋 nie u艣miechn臋艂y.
- Podaruj臋 ci ten kuter. Reijo pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Raija rozz艂o艣ci艂a si臋, 偶e jest taki chorobliwie ambitny. Czy nie pojmowa艂, ile mu zawdzi臋cza? Daruj膮c mu kuter, mog艂aby cho膰 w cz臋艣ci sp艂aci膰 d艂ug wdzi臋czno艣ci.
Ale Reijo pozosta艂 niewzruszony.
- Nie, Raiju, to b臋dzie po偶yczka. I nie pr贸buj mi nic narzuca膰, bo albo stanie na moim, albo zapomnijmy o tej rozmowie. Nie jestem 偶ebrakiem. Chc臋 kupi膰 艂贸d藕, bo 艂owi臋 ryby od dziecka i znam si臋 na tym. A wol臋 mie膰 d艂ug u ciebie ni偶 u bezlitosnego lichwiarza.
- Czy kto艣 ci ju偶 m贸wi艂, 偶e jeste艣 okropnie uparty? - zapyta艂a zrezygnowana.
Uzna艂a, 偶e lepiej b臋dzie udawa膰, i偶 przysta艂a na jego warunki. Mia艂a nadziej臋, 偶e za jaki艣 czas Reijo zm膮drzeje i 艂atwiej b臋dzie przem贸wi膰 mu do rozs膮dku. Na tyle go zna艂a.
- Po偶ycz臋 ci, oczywi艣cie, ile zechcesz. A ja mo偶e naucz臋 si臋 tka膰... - doda艂a, zatrzymuj膮c wzrok na stoj膮cych w izbie krosnach. - Chocia偶 nigdy nie mia艂am zr臋cznych d艂oni i nie cierpi臋, wr臋cz nienawidz臋, tego zaj臋cia - wyrzek艂a z wewn臋trznym 偶arem. Wykrzywiaj膮c twarz w grymasie, doda艂a: - Postaram si臋 jednak odgrywa膰 rol臋 cnotliwej 偶ony. P贸ki b臋dzie trzeba...
- Mog艂aby艣 naprawd臋 zosta膰 cnotliw膮 偶on膮.
Na d艂ug膮 chwil臋 zapad艂a mi臋dzy nimi g艂ucha cisza. Wreszcie Reijo roz艂o偶y艂 r臋ce w ge艣cie rezygnacji.
- O nic nie b臋d臋 pyta艂, tak jak ci kiedy艣 przyrzek艂em. Sama mi powiesz, gdyby co艣 si臋 zmieni艂o. Chc臋 tylko, 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e moja propozycja pozostaje aktualna. - Roze艣mia艂 si臋 i potrz膮sn膮艂 po ch艂opi臋cemu g艂ow膮. - Zdaje si臋, 偶e ojciec ju偶 kiedy艣 o艣wiadczy艂 si臋 w moim imieniu, ale Kristina odes艂a艂a go z kwitkiem. Twoja opiekunka nie przepada艂a za Kwenami. Zreszt膮 ju偶 wtedy pewnie upatrzy艂a sobie Kallego na m臋偶a dla ciebie.
- Sam wiesz, 偶e to i tak niczego by nie zmieni艂o - rzek艂a 艂agodnie i po艂o偶y艂a d艂o艅 na jego d艂oni.
Kr贸tki moment wsp贸lnoty.
Reijo nigdy nie potrafi艂 ukry膰 swoich uczu膰 wobec Raiji. W jej obecno艣ci cz臋sto traci艂 g艂ow臋 i m贸wi艂 takie rzeczy, kt贸re powinien by艂 przemilcze膰. Teraz tak偶e zapomnia艂 si臋 i wypali艂:
- Kupiec zapyta艂 mnie, czy jeste艣my ma艂偶e艅stwem... W tej samej sekundzie po偶a艂owa艂 swych s艂贸w. Wiedzia艂, 偶e Raiji nie spodoba si臋, 偶e zrobi艂 co艣 za jej plecami.
- Powiedzia艂em, 偶e tak - ci膮gn膮艂, kln膮c w duchu w艂asn膮 g艂upot臋.
- Przecie偶 to nieprawda! - Twarz Raiji pociemnia艂a w nieukrywanej rozpaczy. - Sprawdz膮 to i wyp臋dz膮 nas st膮d. Zabior膮 mi dzieci. Wiem, jak to jest. W Alcie mia艂o miejsce podobne zdarzenie. M臋偶czyzna trafi艂 do wi臋zienia, dziecko zabrali, a kobiet臋 wyp臋dzono. Nie powinni艣my kupowa膰 tego domu, lepsza dla nas by艂aby chata gdzie艣 na odludziu. Reijo, zr贸b co艣!
- Kupiec uwierzy艂 mi, bo pokaza艂em mu dokument - wydoby艂 z siebie wreszcie Reijo. - Tw贸j przyjaciel s臋dzia uzna艂, 偶e b臋dzie najlepiej, je艣li za艣wiadczy w艂asnym podpisem, i偶 jeste艣my ma艂偶e艅stwem. Nazywasz si臋 wi臋c teraz Kesaniemi, oboj臋tnie, czy chcesz czy nie.
- Dlaczego nic mi o tym nie powiedzia艂e艣, Reijo? To ja si臋 zamartwiam... - popatrzy艂a na niego z wyrzutem, a w jej g艂osie zad藕wi臋cza艂a gorycz.
- Dlatego, 偶e domy艣la艂em si臋 twojej reakcji - odpar艂 ch艂odno. - Wiedzia艂em, 偶e ci si臋 to nie spodoba i 偶e w z艂o艣ci podrzesz dokument na drobne kawa艂ki.
- A 偶eby艣 wiedzia艂 - wysycza艂a mu gro藕nie wprost do ucha. - I marny by艂by wtedy nasz los - doko艅czy艂 Reijo. - Przecie偶 i tak musieliby艣my wmawia膰 ludziom, 偶e jeste艣my ma艂偶e艅stwem, a tak przynajmniej mamy to czarno na bia艂ym. Powinna艣 si臋 z tego cieszy膰. Ja w ka偶dym razie jestem rad, 偶e mia艂em pod r臋k膮 ten papier i mog艂em go pokaza膰, gdy by艂o trzeba. A je艣li chodzi o nas... - Reijo wzruszy艂 ramionami. - Nic si臋 nie zmieni. Nie zamierzam dochodzi膰 ma艂偶e艅skich praw, o ile mnie nie b臋dziesz chcia艂a. Przecie偶 i tak zawsze ty decydowa艂a艣 o wszystkim mi臋dzy nami. U licha, Raiju, przecie偶 dobrze o tym wiesz! Co mia艂em wed艂ug ciebie powiedzie膰 kupcowi? 鈥濶ie, to nie moja 偶ona, cho膰 zdarza si臋, 偶e razem 艣pimy. Nie, nie zamierzamy si臋 pobra膰, ona mnie nie chce, cho膰 ja odda艂bym wszystko, by m贸c j膮 znowu trzyma膰 w ramionach!鈥 Do diab艂a, chcesz chyba jeszcze 偶y膰!
Wys艂uchawszy takiej tyrady, Raija Alatalo roze艣mia艂a si臋, zreszt膮 c贸偶 innego jej pozosta艂o?
Wiedzia艂a, 偶e Reijo nigdy nie p艂aszczy艂by si臋 przed nikim, nawet przed kim艣, kto ma w艂adz臋.
- Przepraszam, zachowaj ten dokument. Mo偶e przy okazji sobie go obejrz臋? Przyznaj臋, 偶e po spotkaniu z Jenny d艂ugo nie mog艂am si臋 uspokoi膰. Ci膮gle my艣l臋, co si臋 z ni膮 stanie?
Reijo podni贸s艂 si臋 ci臋偶ko i obj膮艂 Raij臋, tul膮c brod臋 do jej czo艂a.
- Nie rozmy艣laj za wiele. To nie ma sensu! I tak nie mo偶emy nic wi臋cej zrobi膰. Nie pozwolili nam jej pom贸c. Zreszt膮, kiedy by艂a艣 w jej wieku, potrafi艂a艣 ju偶 zadba膰 o siebie. Nie by艂o ci ani troch臋 l偶ej. Ta dziewczyna jest doros艂a.
- Nie 偶ycz臋 nikomu, by prze偶ywa艂 to co ja - wyszepta艂a Raija, a w ka偶dym s艂owie czai艂 si臋 g艂臋boki smutek. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e tak naprawd臋 nigdy nie by艂a m艂oda i radosna.
- Cho膰 odrobin臋 pomy艣l o sobie - poprosi艂 Reijo. - Zas艂ugujesz na to. Pozw贸l mi zatroszczy膰 si臋 o ciebie.
W tym b艂aganiu tkwi艂o co艣 wi臋cej ani偶eli tylko gotowo艣膰 opieki i niesienia pomocy, cho膰 Reijo nie mia艂 z艂udze艅, 偶e ich zwi膮zek kiedykolwiek przerodzi si臋 w co艣 sta艂ego. Potrwa mo偶e dzie艅, mo偶e kilka godzin albo chwil, kt贸re pozostawi膮 po sobie straszliw膮 pustk臋. Kt贸rymi przyjdzie mu d艂ugo karmi膰 nieugaszon膮 t臋sknot臋. Wiedzia艂, 偶e sam siebie kiedy艣 znienawidzi za to, 偶e zadowala si臋 namiastk膮. Przyrzeka艂 sobie, 偶e nigdy nie upadnie tak nisko, by 偶ebra膰 o okruchy. 鈥濿szystko albo nic鈥, zwyk艂 mawia膰. Wydawa艂o mu si臋, 偶e ca艂a wieczno艣膰 up艂yn臋艂a od czas贸w, gdy karmi艂 si臋 takimi idea艂ami. Z wiekiem przekona艂 si臋, 偶e je艣li cz艂owiek mo偶e dosta膰 tylko okruchy, zadowoli si臋 i nimi. 呕eby przetrwa膰, wystarczy mu nasyci膰 si臋 od czasu do czasu, uciszy膰 zmys艂y i 偶y膰 tymi chwilami wci膮偶 na nowo, p贸ki zn贸w nie trafi si臋 kolejna okazja.
Taki w艂a艣nie by艂 jego zwi膮zek z Raij膮. Przyjmowa艂 wszystko, co m贸g艂 otrzyma膰. Nie mi艂o艣膰, a jedynie rozpaczliwie g艂odne u艣ciski. Pociech臋, przyja藕艅, nigdy jednak pe艂ni臋 szcz臋艣cia. Ale tak naprawd臋, ilu ludzi nieustannie prze偶ywa szcz臋艣cie? Nie okrada艂 nikogo. Raija przychodzi艂a do niego z w艂asnej woli. Ona wiedzia艂a o nim wszystko, tak偶e i to, 偶e got贸w jest trwa膰 w tym dziwnym zwi膮zku. Bola艂a nad tym, bo nie le偶a艂o w jej naturze wykorzystywanie innych. Bywa艂o jednak, 偶e potrzebowa艂a go rozpaczliwie, cho膰 nie tak jak on jej. Reijo to akceptowa艂. Nie chcia艂 wys艂uchiwa膰 k艂amstw z jej ust. Uwa偶a艂, 偶e podstaw膮 ich zwi膮zku jest wzajemna szczero艣膰. Pod tym wzgl臋dem nie mia艂 sobie nic do zarzucenia.
- Nie mam dok膮d uciec, Reijo, sama czuj臋 si臋 taka bezradna...
Na r臋kach przeni贸s艂 j膮 przez izb臋 i po艂o偶y艂 w pustym 艂o偶u. Wyda艂a mu si臋 taka drobna i lekka jak dziecko. Nie znali historii tego domu, ale tej nocy zapragn臋li rozgrza膰 jego wn臋trze. Ci膮gle jeszcze potrafili znale藕膰 ukojenie w swoich ramionach.
Zadowolony i rozleniwiony odpoczywa艂, opar艂szy g艂ow臋 na jej piersi. Brakowa艂o mu s艂贸w, 偶eby wyrazi膰, jak wiele znaczy dla niego ta chwila wsp贸lnoty. Mi艂osny akt nigdy nie by艂 taki sam. Nie powtarza艂y si臋 sytuacje ani sposoby, na jakie wyra偶ali uczucia. W normalnych zwi膮zkach partnerom grozi czasem nuda. Ich to jednak nie dotyczy艂o. Nigdy jej tego nie powiedzia艂, cho膰 mo偶e powinien, bo w贸wczas mo偶liwe, 偶e i ona zdradzi艂aby mu, o czym my艣li w takich chwilach jak ta. Reijo jednak l臋ka艂 si臋 prawdy. Wola艂 nie wiedzie膰, wola艂 zgadywa膰.
Nie艣mia艂e pukanie do drzwi chyba by go nie obudzi艂o. Us艂ysza艂 je tylko dlatego, 偶e nie spa艂. Nie pojmuj膮c, czego kto艣 mo偶e chcie膰 od nich w 艣rodku nocy, wsta艂 i po艣piesznie za艂o偶y艂 spodnie wprost na nagie cia艂o. Ogarn膮艂 czu艂ym spojrzeniem pogr膮偶on膮 we 艣nie Raij臋 i wykrad艂 si臋 z alkierza.
Za drzwiami dostrzeg艂 majacz膮c膮 w mroku sylwetk臋 m臋偶czyzny. Go艣膰 艣cisn膮艂 mu r臋k臋 na powitanie i potrz膮saj膮c ni膮, przedstawi艂 si臋 imieniem Nils.
- Darujcie, 偶e nachodz臋 was o takiej psiej porze - odezwa艂 si臋 przyja藕nie i zni偶aj膮c poufale g艂os, doda艂: - Ale w zatoce zacumowa艂a szkuta.
- Co takiego? - zdziwi艂 si臋 Reijo, nie rozumiej膮c, o co chodzi.
M臋偶czyzna za艣mia艂 si臋 i usprawiedliwi艂 po艣piesznie:
- Przepraszam, ca艂kiem zapomnia艂em, 偶e jeste艣cie tu obcy. W zatoce stoi rosyjski statek. Na pok艂adzie maj膮 m膮k臋. Mo偶na j膮 kupi膰 znacznie taniej ni偶 u kupca.
- To chyba nielegalne?
- Owszem, jak wszystko, co u艂atwia 偶ycie maluczkim. Ale my tu czasem ustalamy w艂asne prawa. A co do w艂adz, c贸偶, czego oczy nie widz膮, tego sercu nie 偶al. Handlujemy z Rosjanami, ilekro膰 mamy ku temu sposobno艣膰, a teraz ju偶 pewnie nie zobaczymy ich pr臋dzej jak po Nowym Roku. Pomy艣la艂em, 偶e mo偶ecie by膰 zainteresowani. Kupiec jest temu przeciwny, ale c贸偶 to nas obchodzi. Ostatecznie on te偶 si臋 nami nie przejmuje...
Reijo szybko rozwa偶y艂 sytuacj臋. Nie chcia艂 wej艣膰 w konflikt z lokaln膮 osobisto艣ci膮, ale uzna艂, 偶e wa偶niejsze s膮 dobre stosunki z mieszka艅cami osady, z kt贸rymi przecie偶 przyjdzie im po s膮siedzku 偶y膰. P贸ki co powodzi im si臋 nie najgorzej, ale przezorno艣ci nigdy nie za wiele. Potrzebna im m膮ka, a 偶e trafia si臋 okazja, by kupi膰 j膮 po niskiej cenie... to jeszcze lepiej.
- Oczywi艣cie, 偶e jestem zainteresowany - odpar艂 Reijo.
- Wejd藕 do 艣rodka, musz臋 si臋 cieplej ubra膰 i powiedzie膰 偶onie.
Nowy znajomy, Nils, na oko ko艂o trzydziestki, poprowadzi艂 Reijo na miejsce, gdzie tej nocy zebrali si臋 ukradkiem mieszka艅cy wsi. Omin臋li zabudowania i zacz臋li si臋 wspina膰 na skaliste wzniesienie, za kt贸rym znajdowa艂y si臋 niewielkie zatoczki.
- Poprzedniemu kupcowi nie przeszkadza艂o, 偶e handlujemy z Rosjanami - opowiada艂 mu Nils po drodze. Reijo pomaga艂 mu wci膮ga膰 sanie po kamienistym pod艂o偶u, gdzieniegdzie tylko przykrytym 艣niegiem. Bia艂y puch nie trzyma艂 si臋 przybrze偶nych skal wystawionych na silne wiatry od morza.
- To z艂y cz艂owiek - ci膮gn膮艂 Nils. - Ale bardzo ustosunkowany. Ostatnio kiedy Rosjanie zacumowali u nas, wygra偶a艂, 偶e na艣le na nich odpowiednich ludzi i raz na zawsze st膮d przep臋dzi. 鈥濲eszcze po偶a艂ujecie鈥, wykrzykiwa艂 do nas, 鈥炁糴 handlowali艣cie z Rosjanami...鈥
- E tam, gadanie - prychn膮艂 pogardliwie Reijo, ale jego sympatia do kupca wyra藕nie zmala艂a.
Skierowali si臋 w d贸艂, sk膮d dochodzi艂y st艂umione g艂osy. W ciemno艣ciach Reijo zauwa偶y艂 wielki, niekszta艂tny cie艅.
- Nie wiem, z takimi g艂upcami jak on nigdy nie wiadomo - ci膮gn膮艂 Nils. - To dziwak! Struga ja艣nie pana, ale gdzie mu tam... Do tego trzeba czego艣 wi臋cej ni偶 pieni臋dzy...
W艣r贸d zgromadzonych na brzegu m臋偶czyzn panowa艂 weso艂y nastr贸j, cho膰 wszyscy si臋 starali m贸wi膰 p贸艂g艂osem. Niewielkie 艂odzie kursowa艂y w t臋 i z powrotem do szkuty, kt贸ra zacumowa艂a na g艂臋bszej wodzie nieco dalej od brzegu. Worki z m膮k膮 przywi膮zane na wielu saniach oznacza艂y, 偶e tej zimy w wiosce nie zabraknie chleba. Kilku Rosjan z za艂ogi statku nie przepu艣ci艂o okazji, by zej艣膰 na l膮d. M艂odzie艅cy rozmawiali w j臋zyku, kt贸rego Reijo zupe艂nie nie rozumia艂, cho膰 wydawa艂o mu si臋, 偶e brzmi r贸wnie 艣piewnie jak j臋zyk jego rodzic贸w. Reijo wysila艂 wzrok, by przyjrze膰 si臋 statkowi. Jeszcze nigdy takiego nie widzia艂. Wielki i toporny, przypomina艂 cieln膮 krow臋. Nie zd膮偶y艂 obejrze膰 go dok艂adniej, bo Nils poci膮gn膮艂 go w stron臋 艂odzi, chybocz膮cej si臋 przy kamienistym brzegu. Reijo domy艣li艂 si臋, 偶e m臋偶czyzna, rozmawiaj膮cy z Nilsem, jest szyprem na kutrze, na kt贸rym Nils p艂ywa艂. Szyper targowa艂 si臋 o cen臋 i nadzorowa艂 wymian臋 ryb na m膮k臋. W艂a艣nie rozdziela艂 swojej za艂odze utkane z brzozowych witek i kory worki nape艂nione m膮k膮.
- M贸j znajomy tak偶e chcia艂by kupi膰 - zagadn膮艂 go Nils. - Mo偶esz to jako艣 za艂atwi膰?
Reijo poczu艂 na sobie badawcze spojrzenie.
- Masz czym zap艂aci膰, ch艂opcze? - zapyta艂 szyper.
- Mam got贸wk臋.
Reijo wr臋czy艂 szyprowi mieszek, okazuj膮c mu zaufanie, co 贸w stary wilk morski potrafi艂 doceni膰. Reijo da艂by g艂ow臋, 偶e zauwa偶y艂 w jego oczach przyjazny b艂ysk. Po raz kolejny powios艂owa艂 ku rosyjskiej szkucie i by艂 ju偶 niemal przy burcie, gdy radosny nastr贸j zosta艂 brutalnie st艂umiony.
Gdzie艣 w pobli偶u rozleg艂y si臋 wystrza艂y.
Reijo nie od razu si臋 zorientowa艂, bo takie odg艂osy niecz臋sto s艂ysza艂o si臋 w tych stronach, ale handluj膮cy m臋偶czy藕ni wpadli w panik臋. Zapanowa艂 straszny chaos. Ludzie w pop艂ochu rzucili si臋 do ucieczki, staraj膮c si臋 ocali膰 rosyjsk膮 m膮k臋, no i 偶ycie. 艢miech, kt贸ry dopiero co rozbrzmiewa艂, ucich艂 gwa艂townie. Rozleg艂y si臋 okrzyki niedowierzania. Ten i 贸w kl膮艂 siarczy艣cie, usi艂uj膮c ukry膰 艣ciskaj膮cy za gard艂o strach. Rybacy, kt贸rzy byli na wodzie, chwycili za wios艂a, by jak najpr臋dzej uciec przed niebezpiecze艅stwem. Inni umykali z pok艂adu rosyjskiego statku wprost do swych 艂odzi.
Reijo mia艂 wra偶enie, 偶e to jaki艣 koszmarny sen. Zza ska艂 posypa艂y si臋 kule. Rybacy nie byli uzbrojeni, zwykli ludzie nie chodzili z broni膮, nie ulega艂o wi臋c najmniejszej w膮tpliwo艣ci, kto si臋 za tym kry艂. Tylko jeden cz艂owiek we wsi sprzeciwia艂 si臋 handlowi z Rosjanami. Tylko on by艂 w stanie zdoby膰 bro艅 i op艂aci膰 ludzi, kt贸rzy wycelowaliby j膮 w mieszka艅c贸w wioski.
- Do diab艂a! On nie 偶artowa艂! - warkn膮艂 Nils i zapakowa艂 po艣piesznie na sanie t臋 odrobin臋 cennej m膮ki, jak膮 uda艂o mu si臋 zdoby膰. Nikt nie chcia艂 wpa艣膰 w 艂apy lokai kupca. Trudno przewidzie膰, co by si臋 w贸wczas sta艂o. Ludzie w tych stronach nie ufali w艂adzy, zreszt膮 takie zdarzenie jak to nie sprzyja艂o budowaniu zaufania.
Reijo poczu艂 w ustach smak krwi. Sam nie mia艂 m膮ki, ale uzna艂, 偶e powinien pom贸c Nilsowi. W ciemno艣ciach nie widzia艂, gdzie stawia kroki. Ucieczka nie by艂a 艂atwa. Potykali si臋 i omal nie utracili cennego 艂adunku. Na szcz臋艣cie ciemno艣ci sprawia艂y k艂opot tak偶e strzelaj膮cym. Lec膮ce bez艂adnie pociski odbija艂y si臋 rykoszetem o skalne pod艂o偶e. Nie strzelano jednak na postrach, celowano w ludzi.
- Najwyra藕niej czuj膮 si臋 bezkarni - wymamrota艂 Nils przez zaci艣ni臋te z臋by. - Sam widzisz, Reijo, 偶e uznano nas za przest臋pc贸w. To piek艂o urodzi膰 si臋 biedakiem!
Ju偶 prawie dotarli do wysokiego skalnego wa艂u, pod kt贸rego os艂on膮 bezpiecznie wycofaliby si臋 w kierunku wsi, gdy nagle zamarli. Gdzie艣 blisko rozleg艂 si臋 przera藕liwy okrzyk b贸lu i towarzysz膮ce mu chrapliwe s艂owa wypowiedziane w obcym j臋zyku.
- To kt贸ry艣 z Rosjan - szepn膮艂 Nils i wci膮gn膮艂 sanie g艂臋biej mi臋dzy ska艂y, po czym podkrad艂 si臋 bli偶ej Reijo. - Chyba ten m艂ody ch艂opak. Co z nim, u licha?
Reijo zd膮偶y艂 si臋 zorientowa膰, sk膮d dolecia艂 krzyk Rosjanina. Prze艂kn膮艂 艣lin臋. Domy艣la艂 si臋, co postanowi艂 Nils. Wygl膮da艂o na to, 偶e poza nim nikomu nie starczy odwagi.
W zatoce zaleg艂a z艂owroga cisza. Wszyscy doskonale rozumieli, co si臋 sta艂o. Cho膰 rybacy cenili sobie handel z Rosjanami, zw艂aszcza gdy bieda zagl膮da艂a im w oczy, jednak przecie偶 nie byli im nic winni. Rosjanie przyp艂ywali tu z w艂asnej woli i na w艂asne ryzyko. Oczywi艣cie, mieszka艅com osady by艂o przykro, 偶e jeden z przybyszy zosta艂 postrzelony przez kt贸rego艣 z ludzi cierpi膮cego na mani臋 wielko艣ci kupca, ale c贸偶 mogli na to poradzi膰? Mieszkali tu, mieli 偶ony i dzieci na utrzymaniu i bardziej byli zale偶ni od kupca, u kt贸rego zad艂u偶yli si臋 po uszy, ni偶 od Rosjanina. Ka偶dy musi pilnowa膰 swoich spraw.
Tymczasem gdzie艣 w艣r贸d naniesionych przez fale przyp艂ywu kamieni le偶a艂 z kul膮 w ciele cz艂owiek z obcych stron.
- Domy艣lam si臋, gdzie on mo偶e by膰 - szepn膮艂 Reijo. - Strza艂y ucich艂y, zdaje si臋, 偶e tamci si臋 wycofali.
- Zaryzykujmy! - zadecydowa艂, nie zwlekaj膮c, Nils. - Nie mo偶emy pozwoli膰, by si臋 wykrwawi艂 na 艣mier膰. Albo, co gorsza, 偶eby trafi艂 w 艂apy tych zbir贸w.
Ruszyli w d贸艂, staraj膮c si臋 robi膰 jak najmniej ha艂asu. Zdawa艂o im si臋 jednak, 偶e ka偶dy ich krok odbija si臋 gromkim echem po okolicy. Reijo mia艂 dobrze rozwini臋ty zmys艂 orientacji. Przypomina艂 sobie, gdzie sta艂 m艂ody Rosjanin, nim rozleg艂y si臋 strza艂y, wiedzia艂, sk膮d dolecia艂 krzyk, i na tej podstawie okre艣li艂 miejsce, gdzie m贸g艂 by膰 ranny. Poza tym jedynym okrzykiem nie us艂yszeli nic wi臋cej. M贸g艂 to by膰 z艂y znak, ale mo偶e po prostu dow贸d na to, 偶e Rosjanin nie jest w ciemi臋 bity.
Omal si臋 nie potkn臋li o le偶膮ce cia艂o. Rosjanin przeturla艂 si臋 i schroni艂 za g艂azem w艣r贸d wodorost贸w. Cho膰 musia艂 bardzo cierpie膰, zacisn膮艂 z臋by i nawet cichy j臋k nie wydoby艂 si臋 z jego ust.
Nils i Reijo nas艂uchiwali przez chwil臋, ale nie dos艂yszeli 偶adnych odg艂os贸w, kt贸re 艣wiadczy艂yby o tym, 偶e kto艣 jeszcze jest w pobli偶u.
- Musimy to zrobi膰 szybko - wyszepta艂 Nils. Gestem da艂 Rosjaninowi do zrozumienia, 偶e chc膮 mu pom贸c.
Obcy kiwn膮艂 g艂ow膮, 偶e pojmuje. Rami臋 i pier艣 mu krwawi艂y. Reijo dotkn膮艂 go niechc膮cy w okolice rany, ale Rosjanin ani pisn膮艂. Us艂yszeli jedynie zgrzyt z臋b贸w. W duchu czuli coraz wi臋kszy podziw dla tego m艂odzie艅ca.
Nie艂atwo by艂o si臋 dosta膰 na skalny wa艂 z takim ci臋偶arem, ale rozpacz i z艂o艣膰 czasem dodaje ludziom si艂. Reijo i Nils ukryli obcego w艣r贸d kamieni. Przy brzegu nikogo nie dostrzegli. Na wzg贸rzu, sk膮d pad艂y strza艂y, tak偶e ucich艂o.
- Miejmy nadziej臋, 偶e zrezygnowali - odezwa艂 si臋 Nils. - Pewnie my艣l膮, 偶e ten biedak zamarznie na 艣mier膰, albo s膮 przekonani, 偶e ju偶 wyzion膮艂 ducha.
Cisza, jaka ich otacza艂a, wydawa艂a im si臋 zupe艂nie nierzeczywista. Przecie偶 p贸艂 godziny wcze艣niej panowa艂o tu takie zamieszanie.
Rosjanin j臋kn膮艂. Z obu ran tryska艂a krew. Reijo obawia艂 si臋, 偶e ranny ca艂kiem si臋 wykrwawi, je艣li natychmiast nie znajd膮 dla niego jakiego艣 schronienia i nie udziel膮 mu pomocy. Nie zwa偶aj膮c na ch艂贸d, zdj膮艂 sweter i koszul臋. Nie podar艂 koszuli na pasy, obawiaj膮c si臋, 偶e odg艂os dartej tkaniny ich zdradzi, ale owin膮艂 dok艂adnie krwawi膮ce rami臋. Nic wi臋cej nie m贸g艂 teraz uczyni膰. Szcz臋kaj膮c z zimna z臋bami, za艂o偶y艂 sweter wprost na go艂e cia艂o. Nie dba艂 o to, 偶e mo偶e si臋 przezi臋bi膰, gra toczy艂a si臋 o 偶ycie.
- Ci 艂ajdacy s膮 przekonani, 偶e odnie艣li zwyci臋stwo. I to jest nasza szansa - orzek艂 Nils. - Dostaniemy si臋 do wioski okr臋偶n膮 drog膮. Pytanie tylko, czy dla tego biedaka nie oka偶e si臋 ona za daleka...
- Mamy przecie偶 sanie - podpowiedzia艂 Reijo. Troskliwie u艂o偶yli rannego obok work贸w z m膮k膮. Sam nie by艂 w stanie i艣膰, a oni tak偶e nie daliby rady nie艣膰 go taki kawa艂 drogi.
- Je艣li nas z艂api膮, 藕le z nami - rzuci艂 Nils ponuro. - Na szcz臋艣cie nie mam 偶ony.
- Jeszcze gorzej b臋dzie z tym biedakiem, je艣li go st膮d nie wydostaniemy.
Reijo zdawa艂 sobie spraw臋 z gro偶膮cego im niebezpiecze艅stwa, ale wiedzia艂, 偶e musz膮 podj膮膰 ryzyko, 偶eby uratowa膰 rannego przed 艣mierci膮 albo przed lud藕mi, kt贸rzy nie mieli wobec niego przyjaznych zamiar贸w.
- Wioska jest ma艂a - rzek艂 Reijo, gdy zatrzymali si臋 na chwil臋, by odpocz膮膰. Nas艂uchiwali przez chwil臋, ale wok贸艂 panowa艂a cisza, jakby wraz z nimi ca艂a przyroda wstrzyma艂a oddech. - Kto艣 nas mo偶e zauwa偶y膰 - ci膮gn膮艂. - Mo偶e nawet czekaj膮, 偶e tacy g艂upcy jak my wpadn膮 im wprost w 艂apy.
- Masz stracha?
Reijo potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Nie, ale my艣l臋, 偶e b臋dzie lepiej, je艣li zaniesiemy go do mnie. Dom jest du偶y i stoi na uboczu. Poza tym wydaje mi si臋, 偶e kupiec mi ufa. Zap艂aci艂em mu got贸wk膮 - doda艂 z u艣miechem, troch臋 z艂y na siebie, 偶e takiemu kompanowi jak Nils musi opowiada膰 p贸艂prawdy. Nie m贸g艂 jednak tr膮bi膰 na prawo i lewo o z艂ocie.
- Ale chyba nie trzymasz jego strony?
- Czy wygl膮dam na takiego? - oburzy艂 si臋 Reijo. Nieprzewidziany obr贸t zdarze艅 wytr膮ci艂 ich z r贸wnowagi. Obu troch臋 pu艣ci艂y nerwy. Teraz roze艣mieli si臋 cicho.
- A wi臋c do ciebie - Nils uzna艂 w ko艅cu, 偶e to rozs膮dny pomys艂. - Tylko co powie na to twoja 偶ona?
- Tego si臋 nie obawiam - zapewni艂 Reijo. - Raija nigdy nie odm贸wi艂a pomocy potrzebuj膮cym. Ma dobre serce.
Szli stromym podej艣ciem, odczuwaj膮c napi臋cie w ka偶dym skrawku cia艂a. Reijo zastanawia艂 si臋, dlaczego zawsze pakuje si臋 w takie tarapaty. Ledwie przybyli do nowego miejsca, a ju偶 wpl膮ta艂 si臋 w k艂opoty, kt贸re mog膮 przewr贸ci膰 do g贸ry nogami ich now膮 egzystencj臋. Mieli przecie偶 zamiar osi膮艣膰 tu i wreszcie zacz膮膰 spokojne 偶ycie. W ka偶dym razie Raija tego pragn臋艂a i w艂a艣nie dlatego kupili ten dom. D艂onie mia艂 ju偶 obtarte od sznura, bola艂y go ramiona i nogi. Ale nie narzeka艂, bo przecie偶 cz艂owiek, kt贸rego wie藕li, cierpia艂 jeszcze bardziej. Ze wzniesienia spojrzeli w d贸艂 ku wiosce, migocz膮ce 艣wiate艂ka dowodzi艂y, 偶e co艣 si臋 tam dzieje. Z o艣wietlonego rz臋si艣cie najwi臋kszego budynku we wsi wychodzili ludzie z lampami. Na wod臋 zosta艂y spuszczone 艂odzie.
- Zdaje si臋, 偶e rozp臋ta艂o si臋 piek艂o - wysycza艂 Nils przez zaci艣ni臋te z臋by. - Na szcz臋艣cie nie kieruj膮 si臋 w nasz膮 stron臋.
Ruszyli dalej, a gdy pokonali najtrudniejszy odcinek, odezwa艂 si臋 ju偶 troch臋 bardziej spokojny:
- Tu blisko stoi moja letnia zagroda. Zostawi臋 tam m膮k臋. Sanie te偶 tam zostawimy. Dalej poniesiemy tego biedaka. Lepiej nie zostawia膰 艣lad贸w p艂贸z. Dobrze, 偶e nie ma jeszcze du偶o 艣niegu, bo nie uda艂oby si臋 nam zatrze膰 plam krwi.
Chwycili Rosjanina pod boki. Biedak nie poruszy艂 si臋 nawet i przez chwil臋 Reijo przerazi艂 si臋, 偶e ca艂y ich wysi艂ek poszed艂 na marne. Na szcz臋艣cie us艂ysza艂, 偶e ranny oddycha. Dobre i to.
Upewniwszy si臋, 偶e mocno go trzymaj膮, zacisn臋li z臋by i wyszli na otwarty teren. Noc by艂a ciemna. Zza g臋stej pow艂oki chmur nie wygl膮da艂a nawet jedna gwiazda. Ksi臋偶yc skry艂 si臋 tak偶e, staj膮c si臋 ich cichym sprzymierze艅cem. Przy pogodnym niebie sylwetki id膮cych bez trudu da艂oby si臋 dostrzec z daleka.
Rosjanin z ka偶dym metrem ci膮偶y艂 im coraz bardziej. Tracili si艂y i coraz trudniej by艂o im d藕wiga膰 bezw艂adne cia艂o nieprzytomnego. 艢wit powoli rozja艣nia艂 mrok nocy. Na szcz臋艣cie byli ju偶 blisko. Poczuli si臋 prawie bezpieczni i na nowo nabrali wiary w powodzenie swego przedsi臋wzi臋cia.
Nagle tu偶 przed nimi wy艂oni艂a si臋 jaka艣 posta膰. Reijo zamar艂, zdawa艂o mu si臋, 偶e serce przesta艂o mu bi膰, a 偶o艂膮dek skurczy艂 si臋 bole艣nie. Zachowa艂 jednak spok贸j i my艣la艂 ch艂odno.
- Reijo? - us艂ysza艂 znajomy g艂os. Ogromna ulga.
- Zabra艂a艣 mi dziesi臋膰 lat 偶ycia - westchn膮艂, zatrzymuj膮c si臋.
Byli ju偶 tak zm臋czeni, 偶e ka偶dy przystanek wywo艂ywa艂 w nich przemo偶n膮 pokus臋 rezygnacji.
- Co tu robisz? - zapyta艂. - Nie powinna艣 wychodzi膰, to niebezpieczne.
- Kto艣 puka艂 do drzwi - wyja艣ni艂a Raija z gorycz膮. - Powiedzia艂am, 偶e 艣pimy. Zdaje si臋, 偶e mi uwierzyli. Wspomnieli tylko, 偶e uciek艂 gro藕ny przest臋pca. Czy to jego niesiecie?
- Przest臋pca? - Nils u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo. - Tamci maj膮 za sob膮 ludzi wysoko postawionych, ukryjmy wi臋c przest臋pc臋.
Wnie艣li Rosjanina do 艣rodka i po艂o偶yli w izbie w g艂臋bi domu. Raija przys艂oni艂a okna grubymi makatami i dopiero w贸wczas odwa偶y艂a si臋 zapali膰 lamp臋. Uzna艂a, 偶e lepiej nie przyci膮ga膰 niepotrzebnie uwagi.
- W co ty si臋 znowu wpakowa艂e艣? - zapyta艂a z rezygnacj膮 w g艂osie. - Kto to jest?
- To wszystko przeze mnie... - Nils roz艂o偶y艂 r臋ce w przepraszaj膮cym ge艣cie. Patrzy艂 teraz na najpi臋kniejsz膮 kobiet臋, jak膮 spotka艂 w 偶yciu, i jeszcze dotkliwiej odczu艂 to, 偶e B贸g nie obdarzy艂 go urod膮. - Zaszed艂em do was, 偶eby powiadomi膰, 偶e w zatoce Rosjanie sprzedaj膮 m膮k臋. Niekt贸rym nie na r臋k臋, 偶e rybacy handluj膮 z Rosjanami. Zacz臋li do nas strzela膰 i trafili tego ch艂opaka. Nie mogli艣my go tak zostawi膰.
- Strzela膰? - Raija oczami rozszerzonymi ze zdumienia patrzy艂a to na nich, to na le偶膮cego na 艂贸偶ku rannego. - Przecie偶 nikt nie strzela bez powodu do ludzi!
- Ci nie mieli 偶adnych skrupu艂贸w. Zapewne robili to na polecenie ludzi wp艂ywowych, nie takich jak my biedak贸w. Bo to w艂a艣nie ci wp艂ywowi trac膮 na tym, 偶e my, biedacy, handlujemy z Rosjanami.
- Jest taki m艂ody - wymamrota艂a Raija, wpatruj膮c si臋 w wy艂aniaj膮c膮 si臋 spod jasnobr膮zowej grzywki twarz niezwyk艂ej urody. - Kto to jest? Czy jego rodzina nie niepokoi si臋 o niego?
- To Rosjanin.
- Musz臋 ukry膰 m膮k臋. - Nils popatrzy! niepewnie na Reijo. - Czy mog臋 tu wr贸ci膰 nieco p贸藕niej? Zobacz臋, czy mo偶na mu jako艣 pom贸c.
Reij o pokiwa艂 g艂ow膮.
- Czy kto艣 we wsi zna si臋 na sztuce leczenia? Nils u艣miechn膮艂 si臋 krzywo i rzek艂 z sarkazmem:
- Nie. A nawet gdyby, i tak nie mo偶na by by艂o mu zaufa膰. Jako艣 b臋dziemy musieli sobie sami poradzi膰. 艢ci膮gaj te zakrwawione 艂achy i czym pr臋dzej wyp艂ucz je w wodzie. Musimy mie膰 si臋 na baczno艣ci.
Reijo przebra艂 si臋. Czu艂 si臋 okropnie. Tak si臋 nam臋czyli, by przenie艣膰 tego biedaka pod dach w bezpieczne miejsce, a wszystko wskazywa艂o na to, 偶e wysi艂ek by艂 daremny.
- Mam w swoich rzeczach jeszcze troch臋 zi贸艂 - powiedzia艂a po chwili Raija i rozwin臋艂a zniszczony 偶贸艂ty szal, kt贸ry zabiera艂a zawsze ze sob膮. - A ty zagotuj wod臋, Reijo. Co prawda nigdy jeszcze nie przyk艂ada艂am ich na takie rany, ale nie s膮dz臋, by mia艂y zaszkodzi膰.
Ravna zawsze t艂umaczy艂a swej przybranej c贸rce, jak wa偶ne s膮 zio艂a. Raija wiele si臋 w贸wczas nauczy艂a, mimo 偶e specjalnie nie przywi膮zywa艂a wagi do obja艣nie艅 Ravny. P贸藕niej ju偶 z przyzwyczajenia zbiera艂a znajome ro艣linki i suszy艂a je, 偶eby zawsze mie膰 ich zapas. Na wszelki wypadek. Mia艂a zio艂a u艣mierzaj膮ce b贸l, goj膮ce rany... Niewiele, ale sprawdzone. Podawa艂a je dzieciom, sobie, leczy艂a konia... mo偶e wi臋c i temu biedakowi przynios膮 ulg臋.
Po艣piesznie rozwi膮za艂a prowizoryczny opatrunek z koszuli Reijo. Ranny bardzo si臋 wykrwawi艂, koszula by艂a czerwona i sztywna od krwi.
Zerkn臋艂a k膮tem oka na Reijo, kt贸ry wszed艂 do izby. Rzuci艂a mu zakrwawion膮 koszul臋 i zdj臋te rannemu przez g艂ow臋 ubranie i nakaza艂a kr贸tko, by je namoczy艂. Reijo wype艂ni艂 jej polecenie.
Dziewczyna rozp艂aka艂a si臋. Niecz臋sto pozwala艂a sobie na p艂acz, tym razem jednak nie zdo艂a艂a powstrzyma膰 艂ez. Ranny by艂 pi臋kny jak m艂ody b贸g, tak bardzo si臋 l臋ka艂a, 偶e umrze. Jak mu pom贸c? zastanawia艂a si臋.
Mia艂 ran臋 w boku, ale tu kula przesz艂a na wylot. Nie wiadomo, czy zio艂a pomog膮 na wewn臋trzne obra偶enia. Rana w ramieniu by艂a rozleg艂a, o poszarpanych kraw臋dziach. W samym jej 艣rodku tkwi艂a widoczna go艂ym okiem kula.
Co robi膰?
On umrze, sam w obcym kraju. Ci, kt贸rzy go znali i kochali, nigdy si臋 o tym nie dowiedz膮. Jego znikni臋cie pozostanie bolesn膮 nierozwik艂an膮 zagadk膮. Nikt nie zatroszczy si臋, by po艂o偶y膰 kwiaty na jego grobie, na krzy偶u zabraknie imienia. Nie oznaczony gr贸b, mogi艂a obcego Rosjanina.
Raija us艂ysza艂a cich膮 rozmow臋. Wr贸ci艂 Nils. Ona wci膮偶 nie mog艂a oderwa膰 oczu od tej pi臋knej m艂odzie艅czej twarzy. Nigdy wcze艣niej nie da艂a si臋 zachwyci膰 zewn臋trznej urodzie. Ten ch艂opak jednak, ch艂opak, kt贸rego w og贸le nie zna艂a, sta艂 si臋 dla niej wa偶ny w艂a艣nie z powodu urody. Mia艂 delikatn膮, niemal dziewcz臋c膮 cer臋. Tylko ciemny meszek nad g贸rn膮 warg膮 i g艂臋bokie zakola na skroniach zdradza艂y jego p艂e膰. G臋ste jasnobr膮zowe w艂osy o z艂otym po艂ysku si臋ga艂y mu do ramion.
Rysy twarzy zdradza艂y jego s艂owia艅skie pochodzenie. Na wychudzonych policzkach odznacza艂y si臋 wyra藕nie ko艣ci policzkowe. Podbr贸dek mia艂 niewielki, ale dumny, nos szczup艂y, prosty, o pi臋knym kszta艂cie, jakby uformowany przez rze藕biarza. Usta za艣, wra偶liwe i pe艂ne wyrazu, mog艂yby nale偶e膰 do kobiety.
Nim zemdla艂, pogryz艂 doln膮 warg臋 do krwi, nie mog膮c zapewne znie艣膰 b贸lu. Cho膰 nieprzytomny, zaciska艂 mocno powieki, a cienkie brwi, ciemniejsze o ton od w艂os贸w, wygina艂y si臋 艂ukowato.
Nie mo偶e umrze膰! Jest zbyt pi臋kny, by umiera膰.
Raija zacisn臋艂a pi臋艣ci w nag艂ym postanowieniu, 偶e musi mu pom贸c.
- Oszala艂a艣, Raiju! Zabijesz go! - Reijo nawet nie chcia艂 jej s艂ucha膰.
- Umrze, je艣li nic nie zrobimy - wtr膮ci艂 si臋 Nils, kt贸ry nie zd膮偶y艂 jeszcze odej艣膰. Jego podziw dla Raiji wydawa艂 si臋 bezgraniczny. - Macie w domu spirytus? Dobrze, 偶eby by艂 pod r臋k膮. Potrzebny te偶 b臋dzie kawa艂ek drewna, 偶eby w艂o偶y膰 temu biedakowi mi臋dzy z臋by. Chodzi o to, 偶eby w wiosce nie us艂yszeli jego wrzask贸w.
Reijo ust膮pi艂 i poda艂 Raiji sw贸j n贸偶. Zdawa艂o si臋, 偶e ci臋偶ki przedmiot nie pasuje do jej delikatnej d艂oni. Dziewczyna w艂o偶y艂a ostrze no偶a do ognia. Kocio艂ek z paruj膮c膮 wrz膮c膮 wod膮 postawili przy 艂贸偶ku rannego. Reijo przyni贸s艂 butelk臋 ze spirytusem. Raija nie mia艂a poj臋cia, sk膮d j膮 wzi膮艂. Domy艣la艂a si臋 tylko, 偶e zaopatrzy艂 si臋 u kupca. Cho膰 raz przyda si臋 na co艣 dobrego, pomy艣la艂a z sarkazmem i przemy艂a ran臋 na ramieniu.
Ch艂opak skr臋ci艂 si臋 z b贸lu, podni贸s艂 powieki i nieprzytomnym wzrokiem rozejrza艂 si臋 wok贸艂. Mia艂 br膮zowe oczy, niemal r贸wnie ciemne jak oczy Raiji. Jego napi臋ta twarz z艂agodnia艂a w u艣miechu.
- Spokojnie - szepn臋艂a Raija, nie maj膮c nadziei, 偶e Rosjanin zrozumie jej s艂owa. Otar艂a mu pot z czo艂a i leciutko pog艂adzi艂a po policzku. Taki pieszczotliwy gest nie wymaga t艂umaczenia. Co艣 w spojrzeniu rannego m贸wi艂o jej, 偶e zosta艂a zrozumiana. Ujrzawszy n贸偶 w d艂oniach Raiji, musia艂 si臋 domy艣le膰, co dziewczyna zamierza zrobi膰, i dal znak powiekami. Reijo uni贸s艂 go lekko i przystawi艂 mu butelk臋 do ust. Ch艂opak z trudem prze艂kn膮艂 p艂yn, jego twarz wykrzywi艂a si臋 w grymasie, ale zmusi艂 si臋 do wypicia jeszcze paru 艂yk贸w. Wreszcie skin膮艂 lekko g艂ow膮 i opad艂 na pos艂anie.
Nils stan膮艂 w nogach 艂贸偶ka, got贸w w ka偶dej chwili przytrzyma膰 mocno stopy rannego, a Reijo, spocony ze strachu jak szczur, stan膮艂 u wezg艂owia. Na czole Raiji perli艂 si臋 pot, ale wyraz twarzy mia艂a stanowczy. Spojrzenie wyra偶a艂o up贸r, a usta, charakterystycznie wygi臋te w k膮cikach, dowodzi艂y, 偶e Raija podj臋艂a decyzj臋.
Odetchn臋艂a g艂臋boko, zacisn臋艂a z臋by i na kr贸tk膮 chwil臋 przymkn臋艂a oczy, po czym przystawi艂a n贸偶 do rany.
Zza zaci艣ni臋tych ust rannego ch艂opca wydoby艂 si臋 j臋k, a cia艂o wygi臋艂o si臋 w 艂uk. Nils i Reijo z najwi臋kszym trudem go utrzymali.
- Daj mu jeszcze troch臋 spirytusu - wyst臋ka艂 Nils. Reijo szybko przystawi艂 Rosjaninowi butelk臋 do ust.
Ch艂opakowi trysn臋艂y z oczu 艂zy, a ko艣ci policzkowe drga艂y. Reijo wcisn膮艂 mu mi臋dzy z臋by kawa艂ek drewna.
Raija zachwia艂a si臋. By艂a zupe艂nie blada i zlana zimnym potem.
- Nie zemdlej nam! - zawo艂a艂 Reijo, przera偶ony sam膮 tylko my艣l膮, 偶e co艣 takiego mo偶e si臋 sta膰.
Raija potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Poradz臋 sobie, nic mi nie b臋dzie... tak s膮dz臋... Przy艂o偶y艂a n贸偶 do rany, staraj膮c si臋 sobie wm贸wi膰, 偶e kroi mi臋so na obiad. My艣l ta wyda艂a jej si臋 wstr臋tna, ale nic innego nie przysz艂o jej do g艂owy. Co艣 powinna wymy艣li膰, by nie ulec s艂abo艣ci. Wiedzia艂a, 偶e musi wytrzyma膰, bo by艂a pewna, i偶 偶aden z m臋偶czyzn jej w tym nie zast膮pi. Nie patrzy艂a na twarz rannego Rosjanina, ale po tym, jak drga艂y mu mi臋艣nie w ca艂ym ciele, poznawa艂a, 偶e strasznie cierpi. Pragn臋艂a upora膰 si臋 z tym jak najszybciej, ale d艂onie, nieprzywyk艂e do precyzyjnych ruch贸w, dr偶a艂y nerwowo. Co chwila przerywa艂a wi臋c, by si臋 uspokoi膰.
Spocona, czubkiem no偶a dotkn臋艂a kuli i pomagaj膮c sobie paznokciem, chwyci艂a metal. Cho膰 tkwi艂 g艂臋boko w mi臋艣niach, wydoby艂a go powoli. Zdawa艂o jej si臋, 偶e trwa艂o to wieczno艣膰. Czu艂a obrzydzenie, musia艂a wzi膮膰 si臋 mocno w gar艣膰, 偶eby nie zwymiotowa膰. Z ca艂ej si艂y zagryza艂a doln膮 warg臋. Ranny przesta艂 si臋 rzuca膰. Mo偶e straci艂 przytomno艣膰? A mo偶e wyzion膮艂 ducha? Raija ba艂a si臋 spojrze膰 na jego twarz. Nie chcia艂a wiedzie膰, p贸ki nie sko艅czy.
Od艂o偶y艂a kul臋 na stoj膮cy przy 艂贸偶ku st贸艂 i odetchn臋艂a z ulg膮. Zdawa艂o jej si臋, 偶e straci艂a czucie w d艂oni, ale z艂apa艂a wygotowan膮 i wyparzon膮 w ogniu ig艂臋 i nawlek艂a wygotowan膮 ni膰. Wszystko w niej protestowa艂o przed wbiciem ig艂y w cia艂o cz艂owieka, jednak wiedzia艂a, 偶e musi to zrobi膰. Zreszt膮 najgorsze mia艂a za sob膮. Zawi膮za艂a na nitce supe艂 i ci膮gle odwracaj膮c wzrok od twarzy rannego, zabra艂a si臋 do dzie艂a.
Przy pi膮tym szwie omal nie zwymiotowa艂a. Gdyby trzeba by艂o za艂o偶y膰 kolejne, pewnie i j膮 trzeba by艂oby cuci膰. Ko艅cz膮c, nie panowa艂a ju偶 nad sob膮. Rozszlocha艂a si臋 rozdzieraj膮co.
- Obmyjcie rany - zdo艂a艂a jeszcze wykrztusi膰. - Ob艂贸偶cie wilgotn膮 mieszank膮 zi贸艂 i opatrzcie.
Dwaj m臋偶czy藕ni zrobili wszystko, co im nakaza艂a. 呕aden z nich nie by艂 w stanie wydoby膰 z siebie s艂owa, by wyrazi膰 podziw, jaki czuli. Ranny ch艂opak zapad艂 w b艂ogos艂awiony sen. Teraz mia艂 szans臋, dzi臋ki Raiji. Sami nie podo艂ali by temu z pewno艣ci膮.
Reszt臋 nocy sp臋dzi艂a wtulona w ramiona Reijo, ale upragniony sen nie nadchodzi艂. Powtarza艂a co艣 bez zwi膮zku, nie mog膮c uwolni膰 si臋 od l臋ku, 偶e ranny ch艂opak umrze z jej winy.
Prze偶y艂.
Gdy nadszed艂 ranek, spa艂 spokojnie. Oddycha艂 miarowo, bez wysi艂ku, a jego twarzy nie wykrzywia艂 ju偶 wyraz b贸lu i napi臋cia. Znikn臋艂y nie pasuj膮ce do m艂odzie艅czego oblicza zmarszczki i bruzdy wok贸艂 ust.
Kamie艅 spad艂 jej z serca, mimo i偶 wiedzia艂a, 偶e dopiero teraz zaczn膮 si臋 prawdziwe k艂opoty. Po tym, co wydarzy艂o si臋 na nabrze偶u, Rosjanin nie m贸g艂 pokaza膰 si臋 we wsi. Wiadomo by艂o, kto i dlaczego kaza艂 strzela膰 do ludzi. Gdyby do uszu tego szalonego kupca dotar艂a wie艣膰, 偶e ukrywaj膮 handluj膮cego nielegalnie Rosjanina, im tak偶e grozi艂oby niebezpiecze艅stwo.
Reijo w ponurym milczeniu skierowa艂 si臋 do drzwi. Raija z trudem si臋 powstrzyma艂a od pyta艅, kt贸re same cisn臋艂y si臋 jej na usta. Nie chcia艂a upomina膰 go, poprosi艂a jedynie, 偶eby uwa偶a艂 na siebie.
- Czy kiedy艣 nie uwa偶a艂em? - zapyta艂 tylko, potrz膮saj膮c niecierpliwie g艂ow膮.
Dzieci by艂y w swoim 偶ywiole. Tak dawno nie mia艂y prawdziwego domu. Zreszt膮 takiego wielkiego domu nigdy nawet nie widzia艂y. Wszystkiego musia艂y dotkn膮膰, sprawdzi膰 ka偶dy k膮t.
Raija zawo艂a艂a Elise i Maj臋. Uzna艂a, 偶e dziewczynki powinny wiedzie膰 o obcym, kt贸ry trafi艂 pod ich dach. Ludzie, kt贸rzy strzelaj膮 do bezbronnych, nie zawahaj膮 si臋 by膰 mo偶e skrzywdzi膰 tak偶e dzieci. Musia艂a je przestrzec.
- Pos艂uchajcie! - zacz臋艂a. - Mamy go艣cia.
- Tak, kogo? Znamy go? - Elise o偶ywi艂a si臋 wyra藕nie zaciekawiona. Odk膮d opu艣cili letnie obozowisko rodziny Mikkala, nie zatrzymali si臋 nigdzie na d艂u偶ej. Poznawali coraz to nowe miejsca i nowych ludzi, ale nie zd膮偶yli si臋 z nikim zaprzyja藕ni膰. W pami臋ci pozosta艂y im tylko bezimienne twarze.
- Nie, nie znacie - odpowiedzia艂a Raija, zastanawiaj膮c si臋, jak zaspokoi膰 ciekawo艣膰 dzieci, a r贸wnocze艣nie wyt艂umaczy膰 im, 偶e nie powinny nikomu o tym m贸wi膰. - To m艂ody ch艂opak... m艂ody m臋偶czyzna - doda艂a po chwili zastanowienia, u艣wiadomiwszy sobie, 偶e Rosjanin zapewne jest w jej wieku. - Reijo przyni贸s艂 go wczoraj bardzo chorego, a poniewa偶 ten biedak nie ma tu nikogo, musieli艣my si臋 nim zaopiekowa膰.
- Jak si臋 znalaz艂 w tych stronach? Naprawd臋 nikogo nie zna?
Elise mia艂a silnie rozwini臋ty instynkt opieku艅czy. Mimo 偶e nie widzia艂a jeszcze go艣cia, ju偶 go zaakceptowa艂a i znalaz艂a dla艅 miejsce w swym ma艂ym, ale przepe艂nionym mi艂o艣ci膮 serduszku.
Ta dziewczynka kiedy艣 prze偶yje gorzkie rozczarowanie. 艢wiat roi si臋 od ludzi, kt贸rzy bez skrupu艂贸w potrafi膮 wykorzysta膰 tak膮 艂atwowiern膮 istot臋, pomy艣la艂a Raija ze smutkiem.
- Przyp艂yn膮艂 statkiem - powiedzia艂a. - Marynarze nie zorientowali si臋, 偶e jeden z cz艂onk贸w za艂ogi zosta艂 na brzegu i potrzebuje pomocy, i odp艂yn臋li. Dlatego w艂a艣nie musimy si臋 nim zaopiekowa膰.
Elise z powag膮 przyzna艂a jej racj臋.
- Jak si臋 nazywa? - zapyta艂a Maja.
Raija s膮dzi艂a, 偶e Maja nie s艂ucha rozmowy, a nawet je偶eli, to jest zbyt ma艂a, by cokolwiek zrozumie膰.
- Nie znam jego imienia, Maju - powiedzia艂a, zwichrzywszy czuprynk臋 c贸reczki, ale dziewczynka odsun臋艂a si臋 gwa艂townie. - By艂 zbyt chory, by nam si臋 przedstawi膰, ale zapytam go, jak tylko si臋 obudzi. Na razie 艣pi.
Widz膮c, jak dwie pary dzieci臋cych oczu rozgl膮daj膮 si臋 ciekawie, Raija wskaza艂a r臋k膮 zamkni臋t膮 izb臋. Nie zd膮偶y艂a upomnie膰 dziewczynek, by zachowywa艂y si臋 cicho, gdy te w jednej chwili znalaz艂y si臋 przy drzwiach i otworzy艂y je na o艣cie偶.
Raija jednak nie rozgniewa艂a si臋 na dzieci. Rozumia艂a ich ciekawo艣膰. Uciszywszy tylko g艂o艣ne 鈥瀘ooch鈥, wesz艂a do pomieszczenia. Dziewczynki, skradaj膮c si臋 na palcach, wsun臋艂y si臋 za ni膮. Rozbawiona tym widokiem Raija ledwie powstrzyma艂a si臋 od 艣miechu.
- Ale pi臋kny - wyszepta艂a za jej plecami Elise tonem granicz膮cym z uwielbieniem.
- Reijo pi臋kniejszy - odezwa艂a si臋 Maja, gotowa jak zwykle pierwsza broni膰 swojego bohatera.
Raija ca艂kowicie zgadza艂a si臋 z Elise, cho膰 teraz najwa偶niejsze dla niej by艂o, by ten urodziwy m艂odzieniec prze偶y艂. Ostro偶nie odsun臋艂a opatrunek. R臋ce zadr偶a艂y jej na wspomnienie tego, na co si臋 zdoby艂a minionej nocy.
Zio艂a pomog艂y. Co prawda papka zio艂owa wygl膮da艂a do艣膰 odra偶aj膮co, ale dzi臋ki niej rana przesta艂a krwawi膰. Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i chwyci艂a czysty kawa艂ek p艂贸tna. Zrezygnowa艂a z przemywania rany w obawie, 偶e mo偶e przerwa膰 cienki strupek.
- Jak d艂ugo tutaj zostanie? - Elise zapomnia艂a si臋 i wypowiedzia艂a te s艂owa na g艂os.
- Nie wiem - wyszepta艂a Raija.
Dziewczynka zarumieni艂a si臋 gwa艂townie, zawstydzona, 偶e zapomnia艂a o nakazie Raiji, ale zapragn臋艂a, by pi臋kny nieznajomy pozosta艂 u nich na zawsze. Gdyby mie膰 takiego brata...
Tymczasem Raija przykucn臋艂a i pouczy艂a dzieci:
- Pami臋tajcie! Nikomu ani s艂owa, 偶e kto艣 u nas jest. To tajemnica. On chcia艂by zrobi膰 komu艣 niespodziank臋. Je艣li si臋 wygadamy, z niespodzianki nici. Zapami臋tacie?
To by艂o bardzo trudne. Nikomu ani s艂owa!
- A czy Reijo wie o tym? - zapyta艂a Elise niepewnie. Pozycja Reijo w rodzinie wprawia艂a j膮 w zak艂opotanie. Nie by艂 przecie偶 m臋偶em Raiji, chocia偶 czasami tak jakby by艂. Nie wiedzia艂a, czy to dobrze. U niej w domu by艂o inaczej. Mia艂a jedn膮 mam臋 i jednego tat臋. Elise kocha艂a Reijo, kocha艂a tak偶e Raij臋, i to ogromnie. Nie wolno mie膰 tajemnic przed swoimi rodzicami, a Raija i Reijo byli teraz w gruncie rzeczy jej rodzicami. Gdyby jednak Raija nie kaza艂a nic m贸wi膰 Reijo...
- Reijo go tu przyprowadzi艂 - u艣miechn臋艂a si臋 Raija z czu艂o艣ci膮, wyczuwaj膮c rozterki swej ma艂ej podopiecznej. - Nie wspomnia艂am wam o tym?
Tyle si臋 wydarzy艂o, 偶e trudno by艂o nad tym wszystkim zapanowa膰.
- Zapami臋tajcie! Oboj臋tnie, z kim b臋dziecie rozmawia膰 i kto was o to zapyta, macie odpowiada膰, 偶e nikogo u nas nie ma, o niczym nie macie poj臋cia, nikogo nie widzia艂y艣cie.
Elise pokiwa艂a z powag膮 g艂ow膮. Raija popatrzy艂a na Maj臋.
- Rozumiesz, co powiedzia艂am, kochanie? Nikogo nie widzia艂a艣!
Maja zerkn臋艂a na 艂贸偶ko, a potem na swoj膮 mam臋. U艣miechn臋艂a si臋 i pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Raija mia艂a nadziej臋, 偶e jej pro艣ba dotar艂a do Mai, cho膰 nigdy do ko艅ca nie wiadomo, co chodzi po g艂owie takim maluchom. Ich my艣li tocz膮 si臋 innymi torami ni偶 my艣li doros艂ych.
- Pobawcie si臋 troch臋, a ja zobacz臋, jak on si臋 czuje - poprosi艂a.
Dziewczynki niech臋tnie wycofa艂y si臋 do kuchni. W艂a艣ciwie od dawna nie mia艂y normalnego dzieci艅stwa i zapomnia艂y ju偶 znaczenie s艂owa 鈥瀦abawa鈥. Nie wiedzia艂y wi臋c, czym si臋 zaj膮膰, jak wype艂ni膰 czas.
Raija nie bez powodu wyprosi艂a po艣piesznie dziewczynki. K膮tem oka dostrzeg艂a, 偶e ranny od paru chwil nie odrywa od niej oczu, ciemnych i g艂臋bokich jak stawy bez dna, i uzna艂a, 偶e lepiej nie dostarcza膰 dzieciom dodatkowych emocji. Nie chcia艂a te偶, by m臋czy艂y chorego, kt贸ry dopiero co odzyska艂 przytomno艣膰.
Odgarn臋艂a w艂osy z czo艂a, zastanawiaj膮c si臋 nerwowo, czy dobrze wygl膮da. Rosjanin wyda艂 jej si臋 tak nieprawdopodobnie poci膮gaj膮cy, 偶e straci艂a pewno艣膰 siebie.
Ranny u艣miechn膮艂 si臋 nie艣mia艂o i przez chwil臋 rozgl膮da艂 si臋 wok贸艂. Dom by艂 wi臋kszy ni偶 toporne chaty biedak贸w, ale utrzymany w tym samym stylu. 艢ciany z solidnych drewnianych bali, bez tapet, kt贸re spotyka艂o si臋 w bogatych domach, zamieszkiwanych przez urz臋dnik贸w. 艁贸偶ko, st贸艂, zydel stanowi艂y skromne, ale gustowne umeblowanie.
Raija zdj臋艂a z okna grub膮 makat臋. W izbie panowa艂 p贸艂mrok, bo zas艂ony pozosta艂y zasuni臋te, 偶eby nikt z zewn膮trz nie m贸g艂 zajrze膰 do 艣rodka.
Raija usiad艂a na zydlu ustawionym przy 艂贸偶ku. Wyda艂o si臋 jej, 偶e znalaz艂a si臋 zbyt blisko tego obcego m臋偶czyzny, mimo 偶e zwykle nie przejmowa艂a si臋 konwenansami. Uzna艂a jednak, 偶e to lepsze ni偶 siedzie膰 na kraw臋dzi 艂贸偶ka, cho膰 m臋偶atce pewnie nikt nie poczyta艂by tego za nieprzyzwoito艣膰.
Rosjanin podni贸s艂 zdrow膮 r臋k臋 i narysowa艂 w powietrzu 艂贸d藕. Mia艂 pi臋kne szczup艂e d艂onie i d艂ugie palce. I takie eleganckie ruchy. Przypuszcza艂a, 偶e chce si臋 dowiedzie膰 czego艣 o swoim statku, tym bardziej 偶e z masy niezrozumia艂ych s艂贸w wy艂owi艂a powt贸rzon膮 przez niego kilkakrotnie nazw臋 鈥濻ankt Niko艂aj鈥.
W jaki spos贸b rozmawia膰 z kim艣, kto nie pos艂uguje si臋 tym samym j臋zykiem? zastanawia艂a si臋 Raija. Jako dziecko do艣膰 szybko nauczy艂a si臋 lapo艅skiego, s艂uchaj膮c, powtarzaj膮c, zgaduj膮c, pytaj膮c. Tyle 偶e w jej otoczeniu u偶ywano tego j臋zyka. I wielu zna艂o jej ojczyst膮 fi艅sk膮 mow臋. W tym przypadku by艂o inaczej. Trudno rozmawia膰 na migi, spr贸bowa艂a wi臋c odezwa膰 si臋 do niego po fi艅sku. M贸wi艂a powoli, nie spuszczaj膮c z Rosjanina oczu, ale zorientowa艂a si臋, 偶e jej nie rozumie. Po norwesku nie warto by艂o zagadywa膰, bo, jak przypuszcza艂a, Reijo i Nils, kt贸rzy go przynie艣li nieprzytomnego, pr贸bowali tego bezskutecznie ju偶 wcze艣niej. W艂a艣ciwie bez 偶adnej nadziei rzuci艂a par臋 zda艅 po lapo艅sku. Zaskoczy艂a j膮 wi臋c jego reakcja. Rosjanin uni贸s艂 g艂ow臋, ale zaraz opad艂 na pos艂anie z wyrazem cierpienia na twarzy.
- Nie wolno ci wstawa膰! - zawo艂a艂a po lapo艅sku Raija, zrywaj膮c si臋 z miejsca.
- Moja babka tak m贸wi艂a - wyst臋ka艂 powoli, szukaj膮c s艂贸w, kt贸rych dawno nie u偶ywa艂. - Gdzie... statek?
Jego g艂os mia艂 ciemniejsz膮 barw臋, ni偶 sobie wyobra偶a艂a, patrz膮c na jego 艂agodne, niemal dziewcz臋ce rysy twarzy.
- Odp艂yn膮艂 - odpowiedzia艂a Raija i pomog艂a mu u艂o偶y膰 si臋 w pozycji p贸艂siedz膮cej. Jego cia艂o nadal p艂on臋艂o gor膮czk膮, a ka偶dy ruch wi膮za艂 si臋 z niepoj臋tym wysi艂kiem.
- Dlaczego? Co si臋 sta艂o? - wyszepta艂 z rezygnacj膮 i przymkn膮艂 oczy.
- Handel z wami jest tu surowo zabroniony - odpowiedzia艂a Raija, u艣miechaj膮c si臋 blado. - Komu艣 zale偶a艂o na tym, 偶eby sko艅czy膰 z tym raz na zawsze, i uzna艂, 偶e wolno mu do was strzela膰. Reijo... m贸j... - z艂apa艂a g艂臋bszy oddech i doko艅czy艂a: - ... m贸j m膮偶 przyni贸s艂 ciebie nieprzytomnego tutaj. Nikt o tym nie wie.
- A statek odp艂yn膮艂? - Nadal nie pojmowa艂, 偶e kompani zostawili go samego.
Przytakn臋艂a. Niestety, nie zna艂a 偶adnych szczeg贸艂贸w, by powiedzie膰 mu co艣 wi臋cej.
- M贸j brat? - mamrota艂 pod nosem, kr臋c膮c g艂ow膮 z niedowierzaniem. Nie艣wiadomie u偶ywa艂 j臋zyka, kt贸ry i ona rozumia艂a. Nauczy艂 si臋 go od babki, matki ojca, kt贸rej nie widywa艂 cz臋sto, odk膮d w wieku trzynastu lat uciek艂 z domu. - Na 鈥濻ankt Niko艂aju鈥 jest m贸j brat. Jewgienij by mnie tu tak nie zostawi艂...
Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋, poruszona do 艂ez g艂臋bok膮 rozpacz膮, kt贸rej ten m艂ody m臋偶czyzna nie potrafi艂 do ko艅ca wyrazi膰 s艂owami. I cho膰 nie zamierza艂a czyni膰 mu p艂onnych nadziei, zapewni艂a gor膮co:
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, 偶eby艣 m贸g艂 wr贸ci膰 do domu. Rozumiesz?
Pokiwa艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na Raij臋. Jego ciemnobr膮zowe oczy, zapadni臋te i otoczone sin膮 obw贸dk膮, zap艂on臋艂y.
- Zrobi艂a艣 dla mnie ju偶 tak wiele - rzek艂, dotykaj膮c opatrunku.
Zacisn膮艂 z臋by i tylko ko艣ci policzkowe mu drga艂y. Mimo 偶e ka偶dy najmniejszy ruch sprawia艂 mu b贸l i nawet zdrowa r臋ka opad艂a ci臋偶ko, nie chcia艂 okaza膰 s艂abo艣ci.
Raija tylko skin臋艂a g艂ow膮. By艂o co艣 w tym m艂odzie艅cu, co porusza艂o w niej najczulsze struny. Jakby wbrew jej woli zakrada艂 si臋 wprost do najg艂臋bszych zakamark贸w jej serca, do kt贸rych nikt nie mia艂 przyst臋pu.
- Anio艂 z moich sn贸w... Twoje oczy... widzia艂em je, 艣ni艂em o nich, cho膰 nie mia艂em poj臋cia, do kogo nale偶膮... Jak ci臋 zw膮?
- Raija - odpowiedzia艂a. Nie doda艂a 鈥濧latalo鈥, jak nadal cz臋sto nazywa艂a si臋 w my艣lach, ani 鈥濫lvejord鈥, nazwiska po m臋偶u, ani nawet 鈥濳esaniemi鈥, nazwiska, kt贸rego powinna u偶ywa膰 w tych stronach. Powiedzia艂a po prostu 鈥濺aija鈥.
Niepewnie kilka razy powt贸rzy艂 jej imi臋. Nie sprawi艂o mu to wi臋kszych trudno艣ci. Brzmienie tego imienia nie wyda艂o mu si臋 tak obce jak innych, z kt贸rymi zetkn膮艂 si臋 w tym kraju, p艂ywaj膮c wzd艂u偶 wybrze偶a. Oczywi艣cie nie brzmia艂o tak swojsko jak imiona rosyjskie, ale jednocze艣nie nie r贸偶ni艂o si臋 a偶 tak bardzo.
- Pi臋knie - u艣miechn膮艂 si臋. Kiedy si臋 u艣miecha艂, wygl膮da艂 wr臋cz nieprzyzwoicie m艂odo, niczym wyrostek. - Ja nazywam si臋 Aleksiej Dymitrowicz Byk贸w.
Roze艣mia艂 si臋, kiedy Raija zacz臋艂a 艂ama膰 sobie j臋zyk ju偶 na pierwszych sylabach. A jej kolejne nieporadne pr贸by rozbawi艂y go jeszcze bardziej. Poprawia艂 j膮 jednak 偶yczliwie, p贸ki Raija sama nie uzna艂a, 偶e wymawia jego imi臋 w miar臋 poprawnie.
Aleksiej... Imi臋 r贸wnie obce jak on sam.
- Dzi臋kuj臋, Raiju - powiedzia艂 mi臋kko, niemal zmys艂owo. Jego j臋zyk porusza艂 si臋 zwinnie, przemieniaj膮c ka偶d膮 sylab臋 w magiczn膮 formu艂臋. Niebezpiecznie by艂o zbyt d艂ugo ws艂uchiwa膰 si臋 w jego g艂os.
- Kim s膮 te dzieci? A wi臋c widzia艂 je!
Raija po艣piesznie zacz臋艂a si臋 t艂umaczy膰, 偶e nie chcia艂a mu przeszkadza膰, ale trudno by艂o jej powstrzyma膰 maluchy.
- To moje dzieci - doda艂a i naraz poczu艂a si臋 przy nim bardzo stara.
Aleksiej roze艣mia艂 si臋, przekonany, 偶e to 偶art.
- Twoje rodze艅stwo? - zapyta艂. - Niepodobne.
- Nie, to moje dzieci - wyja艣ni艂a Raija, zarumieniwszy si臋 lekko. - Jestem ich matk膮.
Popatrzy艂 na ni膮 zdumiony. Zbudzi艂 si臋 ze snu i ujrza艂 urzekaj膮cy obrazek: dwie ma艂e dziewczynki rozmawia艂y z dziewczyn膮, kt贸rej uroda zatyka艂a dech w piersiach. Ta boska istota mia艂a pi臋kn膮 twarz o wyrazistych rysach, lekko wystaj膮ce ko艣ci policzkowe, zmys艂owe usta i ciemnobr膮zowe oczy. Na ramiona sp艂ywa艂a jej kaskada l艣ni膮cych czarnych w艂os贸w. Podgl膮da艂 j膮 spod wp贸艂przymkni臋tych powiek zza g臋stych i wyj膮tkowo d艂ugich jak u m臋偶czyzny, ciemnych rz臋s. D艂ugo tak le偶a艂 i zagryza艂 wargi a偶 do b贸lu, 偶eby wyd艂u偶y膰 t臋 chwil臋 przyjemno艣ci, wywo艂an膮 cudnym widokiem.
- Twoje?
Raija u艣miechn臋艂a si臋 rozbawiona i pokiwa艂a g艂ow膮.
- Nie jeste艣 taka stara.
W pewnym sensie by艂 to komplement. Raija poczu艂a lekkie wyrzuty sumienia, 偶e sprawi艂 jej tak膮 przyjemno艣膰, ale od dawna nikt obcy nie przemawia艂 do niej tak pi臋knie.
- Mam osiemna艣cie lat, prawie dziewi臋tna艣cie - usprawiedliwi艂a si臋.
Aleksiej nadal potrz膮sa艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem i u艣miecha艂 si臋 niemal z rezygnacj膮.
- Ja tak偶e mam osiemna艣cie lat, ale nie mam dzieci.
- Z m臋偶czyznami jest inaczej. - Raija wzruszy艂a ramionami.
- To kiedy w takim razie urodzi艂a艣 pierwsze dziecko? - zapyta艂 zdumiony.
Raija zaczerwieni艂a si臋, speszona, 偶e obcy m臋偶czyzna pyta j膮 o takie sprawy, ale r贸wnocze艣nie wyda艂o jej si臋 mi艂e to, 偶e kogo艣 obchodzi, ona i jej 偶ycie.
- W wieku szesnastu lat - odrzek艂a, nabrawszy nag艂ej ochoty na rozmow臋.
Zmarszczy艂 brwi, pewien, 偶e jedno z dzieci, kt贸re widzia艂, by艂o starsze.
- Elise, ta drobna blondynka, nie jest moj膮 rodzon膮 c贸rk膮 - wyja艣ni艂a Raija. - Zaopiekowa艂am si臋 ni膮 po 艣mierci jej rodzic贸w. Moja jest ta m艂odsza, czarnow艂osa Maja, i jeszcze Knut, niespe艂na roczny ch艂opczyk.
- Szcz臋艣ciarz z niego. - Aleksiej popatrzy艂 na ni膮 znacz膮co. Raija nabra艂a przekonania, 偶e towarzystwo Aleksieja mo偶e by膰 niebezpieczne nie tylko dla s艂abych kobiet. Sama nie uwa偶a艂a si臋 za osob臋, kt贸r膮 艂atwo oczarowa膰, a jednak mi臋k艂a jak mas艂o pod spojrzeniem jego ciemnych oczu.
- Zjesz co艣? - zapyta艂a, 偶eby sprowadzi膰 rozmow臋 na bezpieczniejsze tory. Do艣膰 ju偶 by艂o m臋偶czyzn w jej 偶yciu, do艣膰 cierpienia. Nie potrzebowa艂a jeszcze m艂odego Rosjanina.
Podgrza艂a krupnik ze 艣niadania. Mo偶e powinna przygotowa膰 co艣 bardziej po偶ywnego, ale tak by艂o szybciej. Poda艂a mu do tego 偶ytni chleb. Aleksiej po艂ama艂 go i wrzuci艂 do zupy. Kwaskowaty smak chleba by艂 dla niego ca艂kiem nowy. D艂ugo 偶u艂, nim si臋gn膮艂 po nast臋pny k臋s. Maja i Elise chodzi艂y krok w krok za Raij膮, troch臋 zawstydzone, ale ciekawo艣膰 wzi臋艂a w nich g贸r臋.
- Dobre, chocia偶 smakuje inaczej - rzek艂 w ko艅cu Aleksiej.
Raija, rozbawiona, 偶e stara si臋 by膰 taki mi艂y, ju偶 mia艂a przemo偶n膮 ochot臋 zapyta膰, co jada si臋 w jego rodzinnych stronach, ale ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Jeszcze by uzna艂 to za babsk膮 ciekawo艣膰, a nie chcia艂a uchodzi膰 w jego oczach za g艂upi膮.
Pomog艂a mu si臋 po艂o偶y膰, bo chwila rozmowy w pozycji p贸艂siedz膮cej mocno go os艂abi艂a. Ci膮偶y艂y mu powieki, ale nie odrywa艂 wzroku od dziewczyny, kt贸ra, spostrzeg艂szy to, poczu艂a lekki niepok贸j.
Reijo skierowa艂 swe kroki do sklepu kupca. Nie on jeden. Zar贸wno w sklepie, jak i przed wej艣ciem zgromadzili si臋 t艂umnie mieszka艅cy wsi. Jedni stali, inni siedzieli, ale wszyscy rozmawiali o tym samym, o rosyjskiej szkucie. Reijo rozpozna艂 wiele twarzy widzianych minionej nocy i szybko zorientowa艂 si臋, 偶e ma艂o kto wypowiada si臋 szczerze.
W obecno艣ci kupca wszyscy podzielali jego zdanie. Uciekaj膮c spojrzeniem gdzie艣 w bok, niepewnym g艂osem m贸wili to, czego od nich oczekiwano. 呕aden z nich nie o艣mieli艂 si臋 zadrze膰 z cz艂owiekiem, u kt贸rego tkwi艂 po uszy w d艂ugach. Zbyt wielk膮 cen臋 przysz艂o by im zap艂aci膰.
Subiekt oczywi艣cie tak偶e trzyma艂 stron臋 tego, kto wyp艂aca艂 mu pensj臋.
- Niech no tylko te ruskie 艣winie spr贸buj膮 tu jeszcze raz przyp艂yn膮膰 - oznajmi艂 bu艅czucznie, pewien, 偶e nikt ze zgromadzonych mu si臋 nie przeciwstawi. - Znajdzie si臋 spos贸b, 偶eby ich st膮d przep臋dzi膰. Prawo jest po naszej stronie. Jeden ju偶 zosta艂 postrzelony dzi艣 w nocy, ale kto艣...
Przerwa艂 i popatrzy艂 po twarzach os贸b zebranych po drugiej stronie lady. 呕aden z rybak贸w nie patrzy艂 mu w oczy, co go tylko jeszcze umocni艂o w przekonaniu o wy偶szo艣ci nad nimi.
- ...kto艣 pom贸g艂 temu n臋dznikowi - doko艅czy艂 hardo. - Pewnie kt贸ry艣 z jego kompan贸w, a mo偶e kto艣 st膮d?
Cisza.
Subiekt zni偶y艂 g艂os, tak 偶e zebrani musieli nastawi膰 uszu, 偶eby s艂ysze膰, co m贸wi:
- Je艣li tak, to marny jego los. Kupiec ma za sob膮 wp艂ywowych ludzi, kt贸rzy bezwzgl臋dnie wyegzekwuj膮 prawo. Z pomoc膮 po艣pieszy艂 mu ziomek z Bergen... Cz艂owiek, kt贸ry nie zwyk艂 si臋 rozczula膰 nad kim艣, kto na to nie zas艂uguje. Zreszt膮 w膮tpi臋, czy nad kimkolwiek si臋 rozczula... - doda艂 z g艂臋bokim westchnieniem.
Zadowolony najwyra藕niej z efektu, jaki wywo艂a艂y jego s艂owa, powr贸ci艂 do obs艂ugiwania klient贸w.
Reijo straci艂 ochot臋 na zakupy. Potrzebowa艂 艂odzi, ale wola艂 dogada膰 si臋 z jakimi艣 uczciwymi rybakami ani偶eli z kupcem. Dyskretnie wymkn膮艂 si臋 ze sklepu, a za nim pod膮偶y艂 Nils. W milczeniu skierowali si臋 na nabrze偶e. Z r臋kami w kieszeniach spodni wygl膮dali zwyczajnie, jak rybacy, kt贸rzy id膮 pogaw臋dzi膰 o 艂odziach i popatrze膰 na morze, 偶eby sprawdzi膰, czy warto wyp艂yn膮膰 nast臋pnego dnia na po艂贸w. Nie odezwali si臋 s艂owem, p贸ki nie znale藕li si臋 w bezpiecznej odleg艂o艣ci od sklepu. Nad brzegiem w艣r贸d naniesionych przez przyp艂yw wodorost贸w i rybich wn臋trzno艣ci nikt nie m贸g艂 pods艂ucha膰 ich rozmowy.
- Pr贸cz tego biedaka nikt inny nie zosta艂 postrzelony - odezwa艂 si臋 Nils. - Co z nim?
- Lepiej. Jego szkuta odp艂yn臋艂a? Nils pokiwa艂 g艂ow膮.
- To znaczy, 偶e musimy go ukry膰... - zafrasowa艂 si臋 Reijo.
- Co za kobieta z tej twojej 偶ony! - W g艂osie Nilsa zabrzmia艂a nuta niek艂amanego podziwu. Jego my艣li w臋drowa艂y innymi torami ni偶 my艣li Reijo, zatroskanego losem rosyjskiego marynarza, za kt贸rego teraz czul si臋 odpowiedzialny.
- My艣la艂em, 偶e on umrze. Jedna kula przesz艂a na wylot, druga utkwi艂a w ramieniu. Cholera! Prawie zemdla艂em, kiedy ona zacz臋艂a grzeba膰 w ranie. Co za kobieta! Gdzie takich szuka膰? Powiedz, Reijo!
- Nad fiordem Lyngen - Reijo u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - Ma si臋 rozumie膰, jest Fink膮.
- Szcz臋艣ciarz z ciebie! - westchn膮艂 zazdro艣nie zatwardzia艂y dot膮d kawaler.
- No c贸偶 - uci膮艂 Reijo, kt贸ry lepiej ni偶 ktokolwiek inny zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jak cz臋sto pozory myl膮. Uwa偶a艂 Nilsa za przyjaciela, ale nie m贸g艂 mu wyjawi膰 ca艂ej prawdy. - Potrzebna mi 艂贸d藕 - zagadn膮艂 z innej beczki. - Ch臋tnie kupi臋.
Nils wsun膮艂 r臋k臋 do kieszeni i wyj膮艂 sk贸rzany mieszek, kt贸ry poprzedniego wieczoru Reijo da艂 szyprowi na m膮k臋.
- Skoro mowa o pieni膮dzach... Kto艣 mi powiedzia艂, 偶e s膮 twoje.
Reijo schowa艂 mieszek. Teraz ju偶 wiedzia艂, komu mo偶e zaufa膰, a komu nie.
- M贸g艂by艣 si臋 rozejrze膰, kto ma do sprzedania 艂贸d藕? - rzuci艂, patrz膮c z ukosa na Nilsa. - Tak膮 na sze艣膰 przedzia艂贸w wios艂owych, na przyk艂ad? Zap艂ac臋...
Nils popatrzy艂 ze zdumieniem na nowego kompana.
- P艂ywa艂e艣 kiedy艣 tak膮?
Reijo zapewni艂, 偶e nie raz. Doda艂 tak偶e, 偶e za艂og臋 zamierza skompletowa膰 spo艣r贸d miejscowych rybak贸w.
- Nie musz臋 si臋 zad艂u偶a膰 u kupca. M贸g艂bym nawet na pocz膮tek pom贸c swojej za艂odze zakupi膰 co niezb臋dne. Oczywi艣cie nie na takich lichwiarskich warunkach, jak to czyni kupiec.
- Kto by pomy艣la艂, 偶e znajomo艣膰 z tob膮 oka偶e si臋 taka op艂acalna - za偶artowa艂 Nils, spogl膮daj膮c znacz膮co na po艂atane ubranie Reijo. - Gdyby艣my mieli 艂贸d藕, ukryliby艣my tego m艂odego Rosjanina i o 艣wicie wyp艂yn臋li na morze. Na pewno uda艂oby si臋 nam go przerzuci膰 na jak膮艣 rosyjsk膮 szkut臋, bo wzd艂u偶 wybrze偶a kr膮偶y niejeden statek stamt膮d. Nie wsz臋dzie handel z Rosjanami jest tak surowo karany. Wi臋kszo艣膰 kupc贸w patrzy na to przez palce.
- O co chodzi艂o temu g艂upcowi za lad膮? - zapyta艂 Reijo, kt贸remu umkn臋艂a znaczna cz臋艣膰 wywodu subiekta. - M贸wi艂 o jakich艣 posi艂kach?
Nils zazgrzyta艂 z臋bami.
- Kupiec jest szalony. Sprowadzi艂 tu okrutnika, kt贸ry dr臋czy艂 nas ju偶 kiedy艣. Straszny cz艂owiek! Ludzie boj膮 si臋 go jak ognia. Powiadaj膮, 偶e od wybrze偶a w g艂膮b l膮du ci膮gnie si臋 za nim z艂a s艂awa. - Nils wykrzywi艂 usta w u艣miechu. - Tutaj w ka偶dym razie wzbudza groz臋, nikt si臋 nie odwa偶y mu przeciwstawi膰. Najlepiej trzyma膰 si臋 od niego z daleka. Nazywamy go Krwawy Ole, ale tylko wtedy, gdy mamy pewno艣膰, 偶e nikt nie pods艂uchuje. Przed nim dr偶膮 nawet najwi臋ksi 艣mia艂kowie!
Krwawy Ole! Reijo s艂ysza艂 s艂owa Nilsa jak przez mg艂臋. W uszach mu szumia艂o.
- Wysoki? - zapyta艂 nieswoim g艂osem. - Blondyn, silnej postury i o oczach ch艂odnych jak stal? Nazywa si臋 mo偶e Ole Edvard Hermansson?
Wraca艂 do domu z mieszanymi uczuciami. Ci膮gle nie m贸g艂 przywykn膮膰 do tego, 偶e co艣 posiada... Ma co艣 na w艂asno艣膰 tylko dlatego, 偶e Kalle gryzie ziemi臋 i sam nie mo偶e ju偶 z tego korzysta膰... Z艂oto Kallego, 偶ona Kallego, dzieci Kallego, przynajmniej jedno z nich...
Zas艂uga Reijo polega艂a tylko na tym, 偶e rozbudzi艂 w przyjacielu marzenie. Opowiedzia艂 mu zas艂yszane w dzieci艅stwie historie o z艂ocie. Nam贸wi艂 do wsp贸lnych poszukiwa艅, podsyci艂 t臋sknot臋. Ale to Kalle znalaz艂 z艂oto, Kalle narysowa艂 map臋. Cokolwiek Raija m贸wi艂a, Kalle zostawi艂 maj膮tek jej i dzieciom. Nie jemu... No i jeszcze tej dziewczynie z wyspy, Jenny... Zreszt膮 to dziwna osoba...
Ale Kalle nie 偶yje.
Reijo zosta艂 sam z jego 偶on膮. I z odpowiedzialno艣ci膮. Ile偶 to razy chcia艂 si臋 uwolni膰 z tych wi臋z贸w, kt贸re go 艂膮czy艂y z Raij膮, ale ci膮gle co艣 go zatrzymywa艂o przy niej.
艁贸d藕 mog艂aby si臋 sta膰 jego szans膮.
Ech, zarobi膰 tyle, by zwr贸ci膰 wszystko, co po偶yczy艂! Odzyska膰 niezale偶no艣膰!
Je艣li znajdzie z艂oto i zapewni Raiji bezpieczn膮 przysz艂o艣膰, b臋dzie m贸g艂 od niej odp艂yn膮膰. Oczyma wyobra藕ni widzia艂 ju偶, jak 艂贸d藕 powoli odbija od brzegu i nabiera wiatru w 偶agle. Widzia艂 zap艂akan膮 twarz Raiji i d艂o艅 machaj膮c膮 na po偶egnanie. Mi臋dzy marzeniami a rzeczywisto艣ci膮 zieje g艂臋boka przepa艣膰, ale ka偶dy ma prawo do marze艅!
Kiedy kupowali ten dom, jego po艂o偶enie wydawa艂o mu si臋 wprost idealne.
Dom sta艂 na uboczu, ale do wsi nie by艂o daleko, nawet wida膰 j膮 by艂o z g贸ry. Odosobniony, oddziela艂 ich od spo艂eczno艣ci rybackiej. Sami mogli zadecydowa膰, czy stan膮 si臋 jej cz臋艣ci膮.
Teraz jednak poczu艂 l臋k. Odleg艂o艣膰 dziel膮ca ich od rybackich chat wyda艂a mu si臋 nagle zbyt du偶a. Co prawda teren by艂 otwarty, jednak ani troch臋 go to nie uspokoi艂o.
Dom sta艂 na odludziu, co mog艂o okaza膰 si臋 dla nich niebezpieczne. I to nie tylko z powodu Rosjanina, kt贸ry znalaz艂 si臋 pod ich dachem.
W takich chwilach jak ta Reijo pragn膮艂 pokocha膰 zupe艂nie zwyczajn膮 dziewczyn臋. Tak膮, kt贸ra, skromnie spu艣ciwszy wzrok, siedzia艂aby przy ko艂owrotku lub przy krosnach albo pochyla艂aby si臋 nad szyciem. Bez s艂owa sprzeciwu gotowa艂aby i opiekowa艂a si臋 dzie膰mi. Zgadza艂aby si臋 z tym, co m贸wi, i akceptowa艂a to, co robi. Zat臋skni艂 za 偶on膮, kt贸rej obecno艣膰 nie wzbudza艂aby nigdzie sensacji. Kt贸ra zna艂aby swoje miejsce. Za kt贸r膮 nie ogl膮daliby si臋 m臋偶czy藕ni, ale kt贸ra by艂aby do艣膰 pi臋kna, by j膮 pokocha艂. Dziewczyna, kt贸ra nie oczekiwa艂aby niczego wi臋cej poza jego mi艂o艣ci膮 i gotowa by by艂a 偶y膰 jego 偶yciem.
Takich dziewcz膮t nie brakowa艂o. Gdyby tylko chcia艂, m贸g艂by si臋 dobrze o偶eni膰 i wie艣膰 spokojny 偶ywot. Ale los zdecydowa艂, 偶e zakocha艂 si臋 w Raiji. Na zawsze, dozgonnie. A do niej k艂opoty ci膮gn臋艂y jak 膰my do 艣wiat艂a.
- Och, Raiju, Raiju, wnios艂a艣 w moje 偶ycie straszne zamieszanie - mrukn膮艂 pod nosem, zbli偶aj膮c si臋 do budynku, kt贸ry nazywa艂 teraz swoim domem. - Najgorsze jednak, 偶e nigdy bym z ciebie nie zrezygnowa艂. Oboj臋tnie, co by si臋 wydarzy艂o. Gdybym raz jeszcze mia艂 wybiera膰, uczyni艂bym to samo...
Westchn膮艂 ci臋偶ko i otworzy艂 drzwi. Zdziwi艂 si臋, nie s艂ysz膮c dzieci臋cego gwaru i 艣miechu. O tej porze dzieci zwykle jeszcze nie spa艂y. Brakowa艂o mu odg艂os贸w, kt贸re tak lubi艂 i kt贸re dawa艂y mu z艂udzenie, 偶e nale偶y do rodziny, 偶e jest cz臋艣ci膮 wi臋kszej ca艂o艣ci.
Na pewno Raija kaza艂a im by膰 cicho, 偶eby nie zbudzi艂y Rosjanina. Ranny potrzebowa艂 spokoju, by jak najszybciej wyzdrowie膰. Dla jego i ich dobra, a tak偶e dla dobra mieszka艅c贸w wioski rybackiej, trzeba go jak najpr臋dzej st膮d wywie藕膰.
Raija w jaki艣 tajemniczy spos贸b nak艂oni艂a dzieci do zachowania spokoju. Potrafi艂a opowiada膰 fascynuj膮ce historie, je艣li tylko mia艂a ch臋膰. Obdarzona bogat膮 wyobra藕ni膮, m贸wi艂a tak zajmuj膮co i wyczarowywa艂a takie obrazy, 偶e nawet u najmniej wra偶liwych s艂uchaczy wywo艂ywa艂a 艂zy wzruszenia. Ta wspania艂a umiej臋tno艣膰 okazywa艂a si臋 szczeg贸lnie cenna, gdy trzeba by艂o dzieci u艣pi膰.
Reijo wszed艂 do kuchni, u艣miechaj膮c si臋 pod nosem do swych my艣li. Nie chc膮c budzi膰 chorego go艣cia, p贸艂g艂osem zawo艂a艂 Raij臋.
Przel膮k艂 si臋 na widok jej bladej twarzy. W pierwszej chwili pomy艣la艂, 偶e co艣 przytrafi艂o si臋 Rosjaninowi.
Chyba nie umar艂? pomy艣la艂 w pop艂ochu. Tak si臋 nam臋czyli艣my, 偶eby mu pom贸c!
Nie... Na twarzy dziewczyny malowa艂a si臋 bezdenna rozpacz, panika i strach przed najgorszym. 艢mier膰 nieznajomego m艂odzie艅ca nie wywo艂a艂aby w niej takiego l臋ku.
- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂, 艣cisn膮wszy j膮 mocno.
Raija, dr偶膮c na ca艂ym ciele, wpi艂a palce w jego ramiona. Szcz臋ka艂a z臋bami, jakby by艂a przemarzni臋ta do szpiku ko艣ci, i cho膰 porusza艂a wargami, nie mog艂a z siebie wydoby膰 g艂osu.
Zupe艂nie jak w sennych koszmarach, jakie dr臋czy艂y nocami Reijo. Ucieka艂 przed prze艣laduj膮c膮 go zmor膮, a gdy ta go dopada艂a, oniemia艂y, nie by艂 w stanie wzywa膰 pomocy.
- Na Boga, Raiju, co si臋 tutaj sta艂o? - zawo艂a艂, potrz膮saj膮c ni膮 lekko. Nie mia艂 ju偶 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e wydarzy艂o si臋 co艣 strasznego.
Raija p艂aka艂a bezg艂o艣nie. Po policzkach sp艂ywa艂y jej nieprzerwanym strumieniem 艂zy.
Poczu艂 si臋 zupe艂nie bezsilny. Posadzi艂 Raij臋 na 艂awie, a ona opu艣ci艂a g艂ow臋 na st贸艂. Ramiona jej dr偶a艂y. Nie by艂o sensu pyta膰 o cokolwiek Co j膮 tak strasznie przerazi艂o? I gdzie, u diab艂a, s膮 dzieci?
Zerwa艂 si臋 i kolejno otwiera艂 drzwi do wszystkich pomieszcze艅. Na widok pustego pokoju dziecinnego nabra艂 strasznego podejrzenia. A kiedy nie zasta艂 nikogo w pozosta艂ych izbach, z wyj膮tkiem tej, gdzie u艂o偶yli Rosjanina, ogarn臋艂a go prawdziwa furia. Nie zwr贸ci艂 nawet uwagi na to, 偶e wsz臋dzie panuje nieopisany ba艂agan.
Rosjanin nie spa艂. Opatrunki przesi膮k艂y mu krwi膮, a 艂贸偶ko wygl膮da艂o tak, jakby chory pr贸bowa艂 wsta膰. Z twarz膮 wykrzywion膮 w grymasie b贸lu odchyli艂 narzut臋. W nogach, na wysoko艣ci kolan, le偶a艂o zawini膮tko, 艣pi膮cy s艂odko Knut.
W jednej chwili Reijo by艂 przy nim. Chwyci艂 male艅stwo, przytuli艂 i wyca艂owa艂. S艂ysza艂, 偶e m艂ody Rosjanin co艣 m贸wi, ale cho膰 s艂owa zabrzmia艂y znajomo, nie dociera艂 do niego ich sens, taki by艂 wzburzony. Pokr臋ci艂 g艂ow膮, ranny zamilk艂 i wyczerpany opad艂 na pos艂anie.
Reijo z Knutem na r臋ce wbieg艂 do kuchni. Straszliwe przeczucie niemal go nie zad艂awi艂o.
- Gdzie Maja? - zapyta艂 chrapliwym g艂osem. - Gdzie Elise? Raiju, na mi艂o艣膰 bosk膮, sp贸jrz na mnie! Odezwij si臋! Odpowiedz mi co艣!
Dziewczyna podnios艂a ku niemu zap艂akan膮, mokr膮 od 艂ez twarz.
- Nie ma ich! Nie ma! - wykrzykn臋艂a z dzik膮 rozpacz膮. Reijo poda艂 jej synka i ci臋偶ko opad艂 na 艂aw臋.
- Hermansson? - zapyta艂 tylko.
Skin臋艂a g艂ow膮, a spojrzenie jej ciemnych br膮zowych oczu wyra偶a艂o smutek i nienawi艣膰.
- Tak - potwierdzi艂a. - Ole. Ta bestia porwa艂a dziewczynki.
- Dlaczego? - zapyta艂, kieruj膮c wzrok w stron臋 izby, gdzie le偶a艂 widoczny przez otwarte drzwi rosyjski marynarz. - Przecie偶 musia艂 go zauwa偶y膰, m贸g艂 go zabra膰... By艂oby to prostsze ni偶 szanta偶owanie nas dzie膰mi...
Raija trzyma艂a kurczowo w ramionach Knuta. Nikt nie zdo艂a艂by teraz wyrwa膰 malca z jej ramion.
- Aleksiej ukry艂 Knuta, schowa艂 go pod przykrycie - odpowiedzia艂a dziewczyna. Reijo ledwie zwr贸ci艂 uwag臋 na to, 偶e Rosjanin ma imi臋. - Dzieci by艂y w tamtej izbie...
Oczy Raiji spocz臋艂y na Reijo.
- ' Nie znasz tak dobrze jak ja Olego Edvarda. Aleksiej go nie interesuje. Nie zareagowa艂by nawet, gdyby艣my mieli pe艂n膮 chat臋 Rosjan. Pom贸g艂 kupcowi tylko dlatego, 偶e ten obieca艂 mu sowite wynagrodzenie. Robota by艂a 艂atwa, pod os艂on膮 nocy... Poza tym straci艂 nas z oczu, wi臋c przerwa艂 poszukiwania...
Reijo nic z tego nie pojmowa艂. S膮dzi艂, 偶e Hermansson trafi艂 na ich 艣lad.
- Ten g艂upiec przyszed艂 tu powodowany chwil膮 s艂abo艣ci - za艂ka艂a Raija. - Okazuje si臋, 偶e dom nale偶a艂 do Cathariny, mojej s艂u偶膮cej, przyjaci贸艂ki Kallego. Catharina by艂a kochank膮 Olego, a wcze艣niej kochank膮 poprzedniego w贸jta, kt贸ry trzyma艂 j膮 tutaj. Kiedy umar艂, dom jej zabrano. Ole przyszed艂 popatrze膰 na dom, a zasta艂 mnie.
Los im nie sprzyja艂.
- Czego chce? Czego, u diab艂a, chce ten potw贸r?
- Pomy艣l - odpar艂a Raija, ale nim zd膮偶y艂 si臋 zastanowi膰, doda艂a: - Nie uwierzy艂 mi, kiedy m贸wi艂am, 偶e nie wiemy, gdzie Kalle znalaz艂 z艂oto. Powtarza艂am uparcie, 偶e Kalle zabra艂 t臋 tajemnic臋 do grobu. A wiesz, co on na to? Za艣mia艂 mi si臋 prosto w twarz i powiedzia艂, 偶e wie, jak wydoby膰 z nas prawd臋. Z ciebie. Kiedy us艂ysza艂, 偶e tu jeste艣, wpad艂 w sza艂.
Raija 艣ciszy艂a g艂os.
- On przypuszcza, 偶e dziewczynki s膮 twoje, przynajmniej Maja. Powiedzia艂, 偶e si臋 z tob膮 skontaktuje, ale sam zadecyduje, kiedy to nast膮pi. Do tej pory masz mu narysowa膰 map臋 z zaznaczonym miejscem, w kt贸rym jest z艂oto.
- Na pewno wr贸ci艂 do kupca!
Reijo, trz臋s膮c si臋 ze z艂o艣ci, zerwa艂 si臋 z miejsca. Mia艂 ochot臋 zabi膰 kanali臋. Je艣li kogo艣 nienawidzi艂, to w艂a艣nie Olego Edvarda Hermanssona. Mo偶e m贸g艂by z czasem zapomnie膰 krzywdy, jakich do艣wiadczy艂 od niego, a w ka偶dym razie spr贸bowa膰 ukry膰 to w mrokach niepami臋ci. Ale nigdy nie zapomni, 偶e ten m臋偶czyzna wzi膮艂 Raij臋 gwa艂tem, a ju偶 szczeg贸lnie nie zapomni chwili, gdy mu potem oznajmi艂, 偶e si臋 z ni膮 o偶eni艂.
Jakby tego by艂o ma艂o, teraz zabra艂 Maj臋, jego ukochan膮 Maj臋. C贸rk臋 Mikkala. No i Elise, naiwn膮 i ufn膮 Elise. kt贸ra tyle z艂ego ju偶 do艣wiadczy艂a w swym kr贸tkim 偶yciu.
Dzieci. Jego dzieci. Mimo 偶e nie 艂膮czy艂y ich wi臋zy krwi, czu艂 si臋 ich ojcem.
- Nie mo偶esz i艣膰! - Raija w jednej chwili znalaz艂a si臋 przy nim. - Dobrze wiesz, do czego Ole jest zdolny. Got贸w zrobi膰 im krzywd臋. Uczyni to z przyjemno艣ci膮. Znasz go, Rei jo! Znasz go!
Reijo nie zamierza艂 pozwoli膰, by ta bestia zyska艂a nad nim przewag臋. Nie chcia艂 gra膰 wed艂ug regu艂 narzuconych mu przez niego. Sam bole艣nie do艣wiadczy艂, 偶e Ole nie zawaha si臋 przed najgorszym, 偶e pos艂u偶y si臋 najbrudniejszymi metodami, by osi膮gn膮膰 sw贸j cel. Rosjanin by艂 u nich bezpieczny. Ole Edvard nie interesowa艂 si臋 p艂otkami. Kupiec tak偶e znajdowa艂 si臋 poza jego zainteresowaniem.
Reijo nie m贸g艂 siedzie膰 bezczynnie i czeka膰, a偶 Ole zechce z nim rozmawia膰 i za偶膮da, by oddali mu to wszystko, co pozostawi艂 Kalle.
Krwawy Ole. Ten cz艂owiek porwa艂 jego ma艂e c贸reczki. Cz艂owiek, przed kt贸rym nie bez powodu dr偶a艂o p贸艂 Finnmarku.
Zrozpaczony, rwa艂 w艂osy z g艂owy i nie m贸g艂 powstrzyma膰 艂ez. Zdawa艂o mu si臋, 偶e na jego piersi zaciska si臋 lodowata d艂o艅.
D艂awi膮ca niemoc.
- Chyba musimy poczeka膰 - oznajmi艂 wreszcie obcym g艂osem. Poczu艂 si臋, jakby co艣 w nim umar艂o. - Teraz Ole ma ruch.
Raija zapad艂a w odr臋twienie. Zdawa艂o jej si臋, 偶e stopniowo traci czucie w ka偶dym nerwie swego cia艂a. Ole Edvard stanowi艂 zamkni臋ty rozdzia艂 w jej 偶yciu. Wyrzuci艂a go z pami臋ci z prawdziw膮 satysfakcj膮. Do艣膰 ju偶 mia艂a ci膮g艂ej udr臋ki i l臋ku o to, co knuje. Gdzie艣 w g艂臋bi serca przeczuwa艂a jednak, 偶e Ole tak 艂atwo nie zrezygnuje ze z艂ota. Pragn膮艂 bogactwa r贸wnie silnie jak w艂adzy. A poniewa偶 w艂adza zosta艂a mu odebrana, postanowi艂 zdoby膰 z艂oto, id膮c po linii najmniejszego oporu.
Raija nie przypuszcza艂a, 偶e Ole nadal darzy j膮 tak silnym uczuciem. Ani odrobin臋 nie zmala艂a tak偶e nienawi艣膰, jak膮 偶ywi艂 wobec Reijo. Us艂yszawszy o 艣mierci Kallego, roze艣mia艂 si臋 z艂owieszczo i rzuci艂 z ironi膮: 鈥濸ewnie zn贸w jeste艣 z tym swoim Finem, kt贸ry ma nogi jak pa艂膮ki? Mog艂em go zgnie艣膰 jak robaka, 偶a艂uj臋, 偶e tego nie uczyni艂em鈥.
Tak, Ole z jej powodu chorobliwie nienawidzi艂 Reijo. A mo偶e przyczyna tej nienawi艣ci tkwi艂a gdzie艣 g艂臋biej? Kto wie, czy sam Ole potrafi艂 to wyja艣ni膰. By艂 bardzo skomplikowan膮 natur膮. Wyj膮tkowo brutalny i bezwzgl臋dny, posiada艂 te偶 zalety, o kt贸rych by膰 mo偶e wiedzia艂a jedynie Raija. Gardzi艂a nim, ale sk艂ama艂aby m贸wi膮c, 偶e w czasie tych kilku miesi臋cy, jakie sp臋dzi艂a u jego boku, Ole odnosi艂 si臋 do niej wy艂膮cznie 藕le. Cz臋sto traktowa艂 j膮 wr臋cz dwornie. Ale nie przeszkadza艂o mu, 偶e ich zwi膮zek oparty by艂 na przymusie. Bra艂 to, na co mia艂 ochot臋. Ch臋tnie podkre艣la艂, 偶e wydoby艂 j膮 z bagna i 偶e wolno mu robi膰 z ni膮, co tylko zechce.
Nie po raz pierwszy Raija 艣ci膮gn臋艂a na siebie nienawi艣膰. I nie po raz pierwszy wykorzystywano dzieci, by j膮 mocniej zrani膰. Ma艂a Maja... tyle wycierpia艂a tylko dlatego, 偶e by艂a c贸rk膮 Raiji Alatalo, dla kt贸rej m臋偶czy藕ni tracili g艂ow臋. Za sw膮 ura偶on膮 ambicj臋 karali Raij臋 dotkliwie, krzywdz膮c tych, kt贸rych najbardziej kocha艂a. Ca艂ym sercem nienawidzi艂a ludzi, kt贸rzy dla osi膮gni臋cia w艂asnych niecnych cel贸w pos艂ugiwali si臋 dzie膰mi, jej dzie膰mi!
Odr臋twienie i niemoc zwolna ust膮pi艂y miejsca w艣ciek艂o艣ci i g艂臋bokiej pogardzie - uczuciom, kt贸re znacznie bardziej ni偶 cierpienie pobudzaj膮 do dzia艂ania.
Reijo s膮dz膮c, 偶e Raija tego nie widzi, ukradkiem ociera艂 艂zy. Jego twarz przypomina艂a zastyg艂膮, jakby skut膮 lodem mask臋. Zwykle gdy by艂 z艂y, jego oczy nabiera艂y intensywnie zielonej barwy i l艣ni艂y bardziej ni偶 morze. Teraz zasnute by艂y strachem. Reijo zawsze wspiera艂 Raij臋, sta艂 przy niej rami臋 w rami臋, kocha艂 j膮 i dzieci tak mocno, jak to tylko mo偶liwe.
- A niech to wszyscy diabli! Nie pozwolimy, 偶eby jaki艣 Ole Edvard nami rz膮dzi艂! - Raija popatrzy艂a wojowniczo. W tej samej chwili przypomnia艂 jej si臋 wiecz贸r w Alcie, kiedy Ole Edvard zbi艂 j膮 do utraty przytomno艣ci. Przed oczami przesun臋艂y si臋 obrazy:
Przepe艂nione nienawi艣ci膮 spojrzenie katuj膮cego j膮 Olego.
Ole demonstruj膮cy w jej obecno艣ci sw膮 w艂adz臋 wobec ci臋偶ko pobitego Reijo.
I ten b艂ysk w oku przyjaciela, pe艂en nienawi艣ci zielonkawy b艂ysk, 艣wiadcz膮cy o tym, 偶e Olemu nie uda艂o si臋 go z艂ama膰.
Raija dobrze wiedzia艂a, 偶e Reijo rozmy艣la o tym samym. Ole upokorzy艂 go bardziej ni偶 ktokolwiek inny. Tym razem nie mo偶e wygra膰. Nie pozwol膮 mu ustala膰 regu艂 gry.
- Chyba nie musz臋 ci przypomina膰, 偶e ma nad nami przewag臋. - Glos Reijo zabrzmia艂 obco. - Nie zd膮偶y艂em ci powiedzie膰, 偶e to dobry znajomy kupca. To on strzela艂 do Rosjan! A co z rannym? Jak ty, w艂a艣ciwie, porozumiewasz si臋 z tym ch艂opakiem?
- Po lapo艅sku - Raija skrzywi艂a usta w u艣miechu. - Ma na imi臋 Aleksiej. Jego babka by艂a Laponk膮 i pos艂ugiwa艂a si臋 j臋zykiem podobnym do mowy Mikkala. - G艂os dziewczyny, kt贸ry na chwil臋 z艂agodnia艂, zn贸w zabrzmia艂 twardo: - Ole mo偶e mie膰 za sob膮 nawet kr贸la, ale nie pozwolimy mu na to, by bawi艂 si臋 naszym kosztem. Gdzie sk贸rzany worek?
- W sieni, wisi na haku - Reijo mimowolnie u艣miechn膮! si臋. - Doprawdy, Kalle sprytnie to wyduma艂, mia艂 ch艂opak g艂ow臋 na karku. Hermansson przeszed艂 obok i nie domy艣li艂 si臋, 偶e tam mo偶e by膰 ukryty plan.
- Ole nie zabierze Mai i Elise do kupca - rozwa偶a艂a na g艂os Raija. - On nie lubi si臋 dzieli膰, a kupiec, cho膰 wydaje si臋 n臋dznym tch贸rzem, w interesach jest pewnie r贸wnie bezwzgl臋dny i pozbawiony wszelkich skrupu艂贸w jak Ole Edvard. Poza tym kupiec raczej nie ryzykowa艂by konfliktu z cz艂owiekiem, kt贸ry zap艂aci艂 mu z艂otem. Na pewno jest przekonany, 偶e masz go wi臋cej i jeszcze nie raz ubije z tob膮 interes.
Reijo pokiwa艂 g艂ow膮.
- W osadzie nikt nie przepada za Olem... - ci膮gn臋艂a Raija.
- Krwawym Olem - wysycza艂 przez z臋by, a widz膮c jej pytaj膮cy wzrok, wyja艣ni艂: - Tak go tutaj nazywaj膮... My艣l臋, 偶e masz racj臋. Zapewne w tajemnicy przed kupcem ta bestia ukryje dziewczynki w jakiej艣 szopie, a mo偶e w letniej zagrodzie. Podejrzewam, 偶e 艣wietnie zna te okolice. Mo偶e da艂oby si臋 czego艣 dowiedzie膰 od mieszka艅c贸w wsi?
- Zapytajmy Nilsa - zaproponowa艂a Raija. - Przecie偶 on ju偶 i tak jest w to zamieszany. Ale Aleksiej nie mo偶e zosta膰 sam...
- Nie ma mowy, Raiju. Ty si臋 nigdzie st膮d nie ruszysz! - zaprotestowa艂 Reijo stanowczo, unosz膮c si臋 z miejsca. Jego niewysoka posta膰 zdawa艂a si臋 dominowa膰 nad dziewczyn膮. - Znajd臋 Nilsa i wezm臋 go ze sob膮. A ty zaryglujesz drzwi. Nikogo pr贸cz mnie nie wpuszczaj do 艣rodka! Nie chc臋 martwi膰 si臋 jeszcze o ciebie. Hermansson na twym punkcie oszala艂 i gdyby zobaczy艂 ci臋 ze mn膮, trudno przewidzie膰, co m贸g艂by zrobi膰. Nie zamierzam ryzykowa膰.
- Dobrze, poszukaj Nilsa - powiedzia艂a zrezygnowanym s艂abym g艂osem, udaj膮c, 偶e uzna艂a jego argumenty. Ale Reijo zbyt dobrze j膮 zna艂, by da膰 si臋 oszuka膰. Nie zwiod艂a go jej niewinna mina. Nie myli艂 si臋. Raija nie zamierza艂a biernie przygl膮da膰 si臋 biegowi wydarze艅. Nikt nie m贸g艂 jej przeszkodzi膰 w zrobieniu tego, co uwa偶a艂a za konieczne, by zniszczy膰 Olego. M臋skie sposoby, owszem, bywaj膮 skuteczne, jednak czasem dyskretna ingerencja kobiety mo偶e zadecydowa膰 o powodzeniu, szczeg贸lnie gdy nikt si臋 tego nie spodziewa.
Zdenerwowana, nie mog艂a sobie znale藕膰 miejsca. Gdy tylko Reijo wyszed艂, zajrza艂a do Aleksieja. Mimo 偶e drzwi wej艣ciowe by艂y dok艂adnie zaryglowane, nie mia艂a odwagi zostawi膰 male艅kiego Kmita w innej izbie. Ba艂a si臋 go nawet na chwil臋 spu艣ci膰 z oka. Dziecko spokojnie bawi艂o si臋 na pod艂odze, gaworz膮c rado艣nie. To male艅stwo by艂o zawsze pogodne i zadowolone!
Przez zaci膮gni臋te zas艂ony do izby przenika艂o 艣wiat艂o dnia. Niebo przybra艂o bladoniebiesk膮 barw臋, rze艣kie powietrze, ostrzejsze i bardziej wilgotne ni偶 w g艂臋bi l膮du, mia艂o s艂ony smak. Pa藕dziernik zbli偶a艂 si臋 ku ko艅cowi. Mr贸z lodowatymi d艂o艅mi pie艣ci艂 czule zbocza, powlekaj膮c je gdzieniegdzie bia艂膮 warstw膮 szronu.
- Dlaczego? - zapyta艂 Aleksiej. Melodyjny j臋zyk lapo艅ski brzmia艂 obco w jego ustach.
- M贸j pierwszy m膮偶 zagin膮艂 w czasie sztormu, s膮dzi艂am, 偶e nie 偶yje. Zosta艂am 偶on膮 Olego - zacz臋艂a niepewnie Raija. - Jego chorobliwe pragnienie, by posi膮艣膰 mnie na w艂asno艣膰, przemieni艂o si臋 wnet w gorycz pora偶ki i nienawi艣膰. - Raija westchn臋艂a. - Dowiedzia艂 si臋 o z艂ocie znalezionym przez mojego pierwszego m臋偶a i my艣li, 偶e Kalle przed 艣mierci膮 zdradzi艂 nam, gdzie nale偶y szuka膰 kruszcu. Chodzi mu o z艂oto!
Aleksiej z niedowierzaniem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Ta dziewczyna mia艂a tyle samo lat co on. Zawsze wydawa艂o mu si臋, 偶e prowadzi burzliwe 偶ycie, ale w por贸wnaniu z ni膮 wypada艂 blado. W jej opowie艣ciach pojawiali si臋 coraz to nowi m臋偶czy藕ni, ledwie m贸g艂 ich zliczy膰, a ona relacjonowa艂a to takim tonem, jakby posiadanie p贸艂 tuzina m臋偶贸w by艂o powszechne.
- Reijo tak偶e jest twoim m臋偶em? - zapyta艂, jakby podsk贸rnie wyczuwaj膮c prawd臋.
Cisza zdawa艂a si臋 niemal namacalna, kiedy czeka艂 na tak wa偶n膮 dla niego odpowied藕.
Po d艂ugiej chwili Raija pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮. Jakie znaczenie mog艂o mie膰 to, 偶e Aleksiej dowie si臋, jak sprawy wygl膮daj膮? Przecie偶 i tak z nikim nie potrafi si臋 porozumie膰. Jedynym jego 艂膮cznikiem z otoczeniem by艂a ona.
Pi臋kne do b贸lu oblicze Rosjanina sta艂o si臋 艣miertelnie powa偶ne, gdy spyta艂 j膮 o Reijo. Raija pod wp艂ywem wzroku Aleksieja poczu艂a, jak gdzie艣 g艂臋boko w sercu odzywa si臋 zapomniana dawno struna. Wyda艂o jej si臋 to niestosowne, nie chcia艂a prowokowa膰 w nim takich uczu膰, a mimo to nie mog艂a zapanowa膰 nad zalewaj膮c膮 j膮 b艂ogo艣ci膮, niebezpieczn膮 i zakazan膮. Ulga, jaka odmalowa艂a si臋 na jego twarzy, kiedy us艂ysza艂 odpowied藕, wywo艂a艂a w niej zn贸w to samo przyjemne dr偶enie.
- Gdyby ludzie si臋 o tym dowiedzieli, mieliby艣my k艂opoty - wyja艣ni艂a kr贸tko. - Reijo jest dla mnie kim艣 ogromnie wa偶nym. Gdyby nie on, nie by艂oby mnie tutaj. Jest moim... najlepszym przyjacielem.
- Po co mi to m贸wisz? - Z oczu Aleksieja nie znika艂 贸w niebezpieczny b艂ysk.
Raija dostrzeg艂a nagle komizm ca艂ej sytuacji. Rosjanin, kt贸ry minionej nocy balansowa艂 na granicy 偶ycia i 艣mierci, zaledwie dzie艅 p贸藕niej burzy jej wewn臋trzny spok贸j, 艣l膮c gor膮ce spojrzenia. Ostatnie, czego by si臋 spodziewa艂a, to romans z ci臋偶ko rannym m臋偶czyzn膮.
- W tym, co powiedzia艂am o Reijo, nie ma cienia przesady. On kocha dzieci r贸wnie mocno jak ja! Czy inaczej nara偶a艂by si臋 pomimo gro偶膮cego mu niebezpiecze艅stwa?
- Ciebie tak偶e kocha?
Dlaczego w g艂osie tego nieznajomego pobrzmiewa tyle tajemniczych obietnic? Czemu patrzy na ni膮 z takim 偶arem i oddaniem? I wreszcie dlaczego sprawia jej to tak膮 przyjemno艣膰? Pogr膮偶ona w l臋ku i cierpieniu, pozwala si臋 uwodzi膰 temu rosyjskiemu m艂odzikowi, dla kt贸rego nie ma miejsca w jej 偶yciu. Pojawi艂 si臋 noc膮 niczym statek widmo i przed nadej艣ciem 艣witu zniknie z jej 偶ycia. W jej wspomnieniach nie pozostanie nic pr贸cz jego ol艣niewaj膮cej urody, a 偶ycie potoczy si臋 dalej.
A mo偶e da膰 si臋 porwa膰 jego czarowi? Pozwoli膰, by statek przycumowa艂, wej艣膰 na jego pok艂ad, pod膮偶y膰 ku temu, co nieznane, niewypowiedziane, niemo偶liwe... Kusi艂 j膮, obiecuj膮c wspania艂o艣ci, o kt贸rych nigdy nie 艣ni艂a. Egzotyczny, poci膮gaj膮cy i absolutnie niebezpieczny.
- Tak, mnie te偶 kocha - odpowiedzia艂a, z trudem odzyskuj膮c spok贸j.
- Czy ten drugi chce wykorzysta膰 dzieci, by zmusi膰 was do m贸wienia?
- Tak - odrzek艂a i na nowo obezw艂adni艂 j膮 l臋k. Zna艂a Olego na tyle, 偶e mia艂a podstawy, by si臋 go ba膰.
- Wiecie, gdzie jest z艂oto? - zapyta艂 Aleksiej, patrz膮c jej g艂臋boko w oczy.
Raija skin臋艂a g艂ow膮.
- W takim razie o co chodzi? - u艣miechn膮艂 si臋 lekko, ale w jego wzroku nadal czai艂a si臋 powaga. - Bogactwo nie uczyni ci臋 szcz臋艣liw膮, dzieci tak.
- Obawiam si臋, 偶e Ole na tym nie poprzestanie. - Raija wypowiedzia艂a wreszcie to, czego si臋 najbardziej l臋ka艂a.
Ole nie szuka艂 jedynie 艂atwej drogi do fortuny. Kierowa艂o nim przede wszystkim pragnienie odwetu. W jego mniemaniu Raija pozbawi艂a go niemal wszystkiego: w艂adzy, jak膮 mia艂 jako w贸jt, i pozycji. Ale chyba najbardziej dotkn臋艂o go jej odej艣cie. Raija za wszelk膮 cen臋 stara艂a si臋 wymaza膰 z pami臋ci miesi膮ce sp臋dzone u jego boku, ale mimo g艂臋bokiej niech臋ci nie mog艂a zaprzeczy膰, 偶e wiele dla niego znaczy艂a, ona, Raija, kt贸r膮 sam stworzy艂. Na sw贸j spos贸b troszczy艂 si臋 o ni膮. Ona jednak bezwzgl臋dnie u艣wiadomi艂a mu, 偶e w jej sercu nigdy nie b臋dzie dla niego miejsca. Dlatego Ole tak j膮 przeklina艂.
Aleksiej zrozumia艂 bez s艂贸w. Posiada艂 rzadk膮 umiej臋tno艣膰 s艂uchania, a poza tym bezb艂臋dnie odgadywa艂 prawd臋, wczuwaj膮c si臋 w nastr贸j rozm贸wcy. By膰 mo偶e wrodzona melancholia czyni艂a ze艅 znawc臋 bli藕nich. A mo偶e po prostu kocha艂 ludzi, by艂 otwarty na innych, na 偶ycie... Mimo i偶 wygl膮da艂 niezwykle m艂odzie艅czo, cechowa艂a go dojrza艂o艣膰.
- Jeste艣 zbyt pi臋kna, Raiju - powiedzia艂, patrz膮c na ni膮 艂agodnym, niemal ojcowskim wzrokiem. - O wiele za pi臋kna. M臋偶czy藕ni, kt贸rzy ci臋 pokochaj膮, nie zaznaj膮 spokoju. Twoje oczy obiecuj膮 niebo, ale mi艂o艣膰 do ciebie mo偶e zaprowadzi膰 cz艂owieka w otch艂a艅 piek艂a.
Jego s艂owa zabrzmia艂y dziwnie znajomo. Dawno temu, zdawa膰 by si臋 mog艂o w zamierzch艂ej przesz艂o艣ci, przemawia艂a do niej tymi s艂owami Elle.
Zawsze peszy艂a si臋, gdy kto艣 prawi艂 jej komplementy. Uwa偶a艂a, 偶e uroda nie jest jej zas艂ug膮 i tak naprawd臋 nigdy nie przywi膮zywa艂a wagi do swego wygl膮du. Czasami nawet zdawa艂o jej si臋, 偶e natura niesprawiedliwie obdarzy艂a j膮 艂adn膮 twarz膮.
Spu艣ci艂a wzrok zak艂opotana.
- Ciebie, Aleksieju, tak偶e trudno zaliczy膰 do szpetnych.
S艂owa, kt贸re tak g艂adko uk艂ada艂y si臋 w my艣lach, zabrzmia艂y nieporadnie, gdy wypowiedzia艂a je na g艂os. U艣miechem pr贸bowa艂a pokry膰 zak艂opotanie.
- By膰 mo偶e w艂a艣nie dlatego tyle wiem na ten temat - rzek艂 cicho, a z jego twarzy nie znikn臋艂a powaga.
Raija wyczuwa艂a, 偶e i on nosi w sercu jak膮艣 tajemnic臋, ale nie spodziewa艂a si臋 jej us艂ysze膰 od razu. Ledwo si臋 poznali, nie o艣mieli艂aby si臋 go wypytywa膰. Mo偶e kiedy艣 zechce jej si臋 zwierzy膰? P贸ki co wiedzia艂a jedno: nie rozmawia艂a z nieopierzonym m艂odzikiem. 呕ycie z pewno艣ci膮 do艣wiadczy艂o tego ch艂opaka. Zmarszczki wok贸艂 ust, widoczne, gdy zaciska艂 z臋by, zdradza艂y wi臋cej, ni偶 by chcia艂 przyzna膰.
- Najch臋tniej pobieg艂abym ich sama poszuka膰 - wyrwa艂o si臋 Raiji. - Mo偶e to bez sensu, ale czuj臋 si臋 taka nieprzydatna. Siedz臋 tu bezczynnie i czekam, nie mog膮c nic dla nich zrobi膰. A przecie偶 to moje dzieci, moje... Powinnam co艣 przedsi臋wzi膮膰.
- Biega艂aby艣 na 艂eb, na szyj臋 i opowiada艂a na prawo i lewo o wszystkim. S膮dzisz, 偶e wiele os贸b zdecydowa艂oby si臋 przyj艣膰 ci z pomoc膮? Tymczasem kto艣 m贸g艂by ostrzec tego drania, a ten got贸w skrzywdzi膰 dziewczynki albo ciebie...
Jego s艂owa podzia艂a艂y na ni膮 koj膮co. Pomog艂y jej odzyska膰 rozs膮dek st艂umiony przez strach i poczucie winy.
- Ale oczywi艣cie ciebie i tak nikt nie powstrzyma przed wyj艣ciem, prawda? Nie by艂aby艣 sob膮. Doprawdy powinna艣 urodzi膰 si臋 m臋偶czyzn膮, Raiju. - Aleksiej u艣miechn膮艂 si臋 lekko i dorzuci艂: - Ale to by艂aby wielka strata dla ca艂ego rodzaju m臋skiego.
- Gdzie si臋 nauczy艂e艣 przemawia膰 tak czaruj膮co? Wzruszy艂 zdrowym ramieniem.
- Od kobiet. Kocham dziewcz臋ta, kobiety i lubi臋 je uszcz臋艣liwia膰. Mam przy tym jedn膮 zasad臋: nigdy ich nie ok艂amuj臋. Naprawd臋 uwa偶am, 偶e o ka偶dym cz艂owieku da si臋 powiedzie膰 co艣 dobrego, je艣li tylko zadamy sobie trud, by dostrzec jego wyj膮tkowo艣膰 i niepowtarzalno艣膰. Potrafi臋 patrze膰 w ten spos贸b na ludzi.
- W ka偶dym razie jeste艣 szczery - przyzna艂a Raija, ale pomy艣la艂a, 偶e trafi艂a na niebezpiecznego uwodziciela.
Zreszt膮 Aleksiej wcale tego nie ukrywa艂. Nie w膮tpi艂a w prawdziwo艣膰 jego s艂贸w. Nawet w tej godzinie, kiedy 艣mier膰 i cierpienie drwi艂y z nich obojga, Raija nie mog艂a si臋 oprze膰 jego wyszukanym komplementom, kt贸re trafia艂y wprost do jej serca i wprawia艂y j膮 w stan odurzenia. I w takiej chwili potrafi艂 zachowa膰 bezwstydnie weso艂y ton, a ona rozp艂ywa艂a si臋 pod jego spojrzeniami i s艂owami, mimo 偶e by艂a ju偶 na tyle doros艂a, by przejrze膰 na wylot jego intencje. Przecie偶 nie po raz pierwszy znalaz艂a si臋 w takiej sytuacji. Nie by艂a ju偶 ani niewinna, ani naiwna, by z艂apa膰 si臋 na lep czu艂ych s艂贸wek i pow艂贸czystych spojrze艅, a jednak trudno by艂oby jej zaprzeczy膰, 偶e ten m艂odzieniec poruszy艂 w jej sercu najczulsze struny.
- Przecie偶 Reijo uczyni dla ciebie wszystko - stwierdzi艂 Aleksiej.
Sama mu to przed chwil膮 powiedzia艂a, ale dopiero gdy z tak膮 oczywisto艣ci膮 powt贸rzy艂 jej s艂owa, dotar艂o do niej to, czego dot膮d nie w pe艂ni sobie u艣wiadamia艂a.
- Nie powinna艣 mie膰 wyrzut贸w sumienia ani czu膰 si臋 nieprzydatna. Nikt nie oczekuje od kobiety, 偶e b臋dzie walczy艂a.
- Nikt pr贸cz mnie samej.
Raija nie lubi艂a siedzie膰 z za艂o偶onymi r臋kami, chcia艂a mie膰 wp艂yw na bieg zdarze艅. Trudno jej by艂o znie艣膰 nawet my艣l o tym, 偶e ma wobec kogo艣 d艂ug wdzi臋czno艣ci. 呕aden m臋偶czyzna nie by艂 w stanie tego zrozumie膰, nawet obdarzony wyj膮tkow膮 wra偶liwo艣ci膮 Aleksiej. By艂 m臋偶czyzn膮 i my艣la艂 jak m臋偶czyzna. W spo艂ecze艅stwie, z kt贸rego si臋 wywodzi艂, traktowano zapewne kobiety podobnie jak tutaj. Jedynie lapo艅skie kobiety, mimo 偶e wykonywa艂y monotonne domowe zaj臋cia, pozycj膮 nie ust臋powa艂y m臋偶czyznom. By膰 mo偶e, dorastaj膮c w艣r贸d nich, nabra艂a przekonania, 偶e jest kim艣. 呕e nie jest mniej wa偶na tylko dlatego, 偶e przypadkowo urodzi艂a si臋 kobiet膮. W艣r贸d Norweg贸w, a tak偶e Fin贸w, jak zapami臋ta艂a z dzieci艅stwa, kobieta uchodzi艂a za co艣 gorszego.
Szczerze nienawidzi艂a wielu zaj臋膰, kt贸re zosta艂y przypisane kobietom. Zwyczajne 偶ycie, jakie wiod艂y, wydawa艂o jej si臋 szare i nudne. Stra偶niczki domowego ogniska! Matki i 偶ony! Dodatek do m臋偶czyzn, kt贸rzy opuszczali dom, poznawali obce strony, spotykali innych ludzi. Z m臋偶czyznami si臋 liczono i nikt nie kwestionowa艂 ich prawa do w艂asnych pogl膮d贸w.
Raija tyle razy t艂umaczy艂a to Reijo. Zdawa艂o si臋 jej, 偶e rozumia艂 i traktowa艂 j膮 powa偶nie. Dopiero p贸藕niej zorientowa艂a si臋, 偶e uwa偶a艂 j膮 za kogo艣 wyj膮tkowego i nawet poci膮ga艂 go w niej 贸w 鈥瀖臋ski rys鈥, jak zwyk艂 to nazywa膰. By艂 jednak przekonany, 偶e nie ma wi臋cej takich kobiet. 鈥濿i臋kszo艣膰 jest zadowolona - powtarza艂. - Na pewno nie chcia艂yby przewraca膰 do g贸ry nogami ca艂ego 艣wiata. Po co im zak艂ada膰 spodnie i zarabia膰 na utrzymanie?鈥 Zami艂owanie Raiji do przyg贸d i jej burzliwe 偶ycie sprawi艂y, 偶e w oczach Reijo bardzo si臋 r贸偶ni艂a od pozosta艂ych kobiet. Zdecydowanie nies艂usznie, jej zdaniem. Raija uwa偶a艂a, 偶e nie jest osamotniona i kobiet o podobnej naturze, otwartych, szczerych, pewnych o s艂uszno艣ci w艂asnych pogl膮d贸w, jest znacznie wi臋cej.
Skoro Reijo, z kt贸rym zna艂a si臋 przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 swego 偶ycia, nie by艂 w stanie tego zrozumie膰, czy偶 mog艂a 偶ywi膰 nadziej臋, 偶e pojmie to 贸w m艂odzieniec? Zreszt膮 nie mia艂a odwagi opowiada膰 mu wszystkiego. Nie zamierza艂a odkrywa膰 zakamark贸w swej duszy tylko dlatego, 偶e serce na moment zabi艂o jej mocniej dla tego niezwykle przystojnego m臋偶czyzny. Mia艂a w sobie do艣膰 rozs膮dku, by si臋 w to nie wpl膮tywa膰.
- Czy on si臋 czego艣 boi? Ma jakie艣 s艂abo艣ci?
- Kto? - Raija popatrzy艂a na Aleksieja, jakby spad艂a z nieba.
- No, ten... co zabra艂 dziewczynki.
Zamy艣li艂a si臋. Pomys艂, 偶eby ugodzi膰 Hermanssona, wykorzystuj膮c jego s艂abo艣膰, bardzo si臋 jej spodoba艂. Uzna艂a jednak, 偶e jest ma艂o realny, bo czy Ole, cz艂owiek, przed kt贸rym dr偶a艂a po艂owa mieszka艅c贸w Finnmarku, m贸g艂 mie膰 jakie艣 s艂abostki?
- Znam go lepiej ni偶 ktokolwiek - rzek艂a, wa偶膮c ka偶de s艂owo. - Najlepiej. Bo nie udawa艂 i nie kry艂 si臋 przede mn膮. I nie wydaje mi si臋, by mia艂 on jakikolwiek s艂aby punkt. Jest bezlitosny i brutalny, na wskro艣 przesi膮kni臋ty z艂em.
Aleksiej, 艣wiadom, 偶e Raija nie potrafi inaczej my艣le膰 o cz艂owieku, kt贸ry porwa艂 jej dzieci, stwierdzi艂:
- Tacy ludzie nie istniej膮. Ka偶dy ma jak膮艣 s艂abo艣膰. Raija nie by艂a tego taka pewna. Zamilk艂a na moment, zastanawiaj膮c si臋, co powinna robi膰. Nag艂e us艂ysza艂a gwa艂towne pukanie do drzwi wej艣ciowych. Serce podskoczy艂o jej do gard艂a. Surowym spojrzeniem nakaza艂a ma艂emu Knutowi, kt贸ry raczkowa艂 za ni膮 krok w krok, nie rusza膰 si臋 z miejsca. Drzwi do izby pozostawi艂a otwarte, by nie spuszcza膰 go z oka. Dziecko, niczego nie pojmuj膮c, uderzy艂o w p艂acz. Stukanie do drzwi nie ustawa艂o.
Reijo nie da艂by si臋 ponie艣膰 panice, my艣la艂a Raija w pop艂ochu. Niemo偶liwe, by to by艂 on. Ole? Tak, on got贸w jest nawet wywa偶y膰 drzwi...
- Raija, Raija! - us艂ysza艂a zmieniony, 艂ami膮cy si臋 g艂os, w kt贸rym brzmia艂y histeria i przera偶enie. Ale Raija rozpozna艂a go. Trz臋s膮cymi si臋 d艂o艅mi zacz臋艂a mocowa膰 si臋 z zasuw膮, w ko艅cu szarpn臋艂a drzwi i pochwyci艂a w obj臋cia rozszlochan膮 istot臋. D艂awi膮c膮 si臋 od 艂ez, zasmarkan膮. Pot艂uczon膮 i podrapan膮 po licznych upadkach. Zab艂ocon膮, z traw膮 we w艂osach, w podartym fartuszku, ale ca艂膮 i zdrow膮. Raija u艣cisn臋艂a mocno Elise. Poczu艂a ciep艂o drobnego dzieci臋cego cia艂ka. Ws艂uchana w spazmatyczny p艂acz, pociesza艂a dziecko 艂agodnie s艂owami bez zwi膮zku, pragn膮c jedynie, by poczu艂o si臋 bezpieczne. G艂aska艂a po g艂owie i po plecach, jakby chcia艂a w ten spos贸b zdj膮膰 z Elise ca艂y strach i uwolni膰 j膮 od wszystkich l臋k贸w, jakie nagromadzi艂y si臋 w niej w ci膮gu tych kilku godzin. Ko艂ysz膮c jak do snu, koi艂a j膮 gor膮cymi zapewnieniami, 偶e wszystko b臋dzie dobrze.
W duchu dzi臋kowa艂a opatrzno艣ci, 偶e dziecko zdo艂a艂o odnale藕膰 drog臋 do domu i jest ju偶 bezpieczne. Jednak jak ka偶da matka, kt贸rej brakuje cho膰 jednego dziecka z licznej gromadki, wiedzia艂a, 偶e nie zazna spokoju, p贸ki nie wyrwie ze szpon贸w Olego ma艂ej Mai. Serce jej krwawi艂o na my艣l o c贸reczce, kt贸ra przysparza艂a jej zar贸wno trosk, jak i rado艣ci. I chocia偶 wszystkie swe pociechy stara艂a si臋 traktowa膰 jednakowo, dziecko Mikkala, ukochanego m臋偶czyzny, zajmowa艂o w jej sercu miejsce szczeg贸lne.
Elise powoli dochodzi艂a do siebie, ci膮gle nie mog膮c uwierzy膰, 偶e naprawd臋 jest ju偶 bezpieczna. Omal nie umar艂a ze strachu, kiedy bieg艂a przed siebie i szuka艂a drogi do domu. B艂膮dzi艂a po nieznanej okolicy, potyka艂a si臋 i przewraca艂a. Ba艂a si臋 obejrze膰 do ty艂u. Kiedy wreszcie trafi艂a na miejsce, ledwie dociera艂o do niej, 偶e to prawda. No i te zamkni臋te drzwi!
Nie ust膮pi艂y po naci艣ni臋ciu klamki. Omal nie oszala艂a z przera偶enia. Zdawa艂o si臋 jej, 偶e ten okropny cz艂owiek jest tu偶 za ni膮, 偶e dopadnie j膮 na schodach, niemal u celu. A kiedy wreszcie drzwi ust膮pi艂y, wtargn臋艂a jak burza do 艣rodka i przypilnowa艂a, 偶eby natychmiast zosta艂y zaryglowane. Ale strach ci膮gle jej nie opuszcza艂. Krew pulsowa艂a jej w skroniach, niespokojnym wzrokiem rozgl膮da艂a si臋 dooko艂a. Wiedzia艂a, 偶e jest ju偶 w domu, nadal jednak ba艂a si臋 uwierzy膰, 偶e niebezpiecze艅stwo min臋艂o. Raija przez ca艂y czas trzyma艂a j膮 za r臋k臋. Nie wypuszcza艂a ze swej ciep艂ej, du偶ej i cudownie bezpiecznej d艂oni r膮czki ma艂ej przera偶onej dziewczynki.
Raija nie da rady temu wielkiemu niczym ska艂a albo jak nied藕wied藕 m臋偶czy藕nie! J膮 te偶 mo偶e porwa膰! my艣la艂a Elise. Ten cz艂owiek pokona nawet Reijo, mimo 偶e Reijo jest okropnie silny. A mo偶e to troll? Zwykli m臋偶czy藕ni nie s膮 tacy ogromni ani tacy strasznie 藕li. To musi by膰 troll!
Raija poprowadzi艂a dziecko do izby, w kt贸rej le偶a艂 Aleksiej. Czu艂a si臋 ra藕niej w jego obecno艣ci, mimo 偶e w tym stanie nie m贸g艂 jej w niczym pom贸c. Zawsze jednak lepiej w gromadzie. Posadzi艂a Elise na kolanach i wytar艂a brud z jej wychudzonych policzk贸w. Nie dalej jak par臋 dni temu obiecywa艂a sobie, 偶e kiedy wreszcie osi膮d膮 w jednym miejscu, przypilnuje, by dziewczynka nabra艂a troch臋 cia艂a.
- Opowiedz mi, co si臋 wydarzy艂o, male艅ka - zwr贸ci艂a si臋 spokojnym g艂osem do dziewczynki. - Opowiedz, Elise!
Ale s艂owa nie pop艂yn臋艂y z ust tego skrytego dziecka. Raija przypomnia艂a sobie, jak d艂ugo dziewczynka t艂umi艂a w sobie emocje po stracie rodzic贸w, zanim w ko艅cu uda艂o si臋 j膮 nak艂oni膰 do rozmowy.
- On jest z艂y - orzek艂a kr贸tko Elise. Raija g艂aska艂a j膮 po g艂owie i uspokaja艂a.
- Jak uciek艂a艣 od tego z艂ego m臋偶czyzny?
- Musieli艣my si臋 wspina膰 - szlocha艂a Elise. Oczy mia艂a zaczerwienione, m贸wi艂a przez nos. - By艂o stromo, a on trzyma艂 Maj臋.
Rzuci艂a ukradkowe spojrzenie na Raij臋, jakby l臋kaj膮c si臋, czy nie nakrzyczy na ni膮, 偶e zostawi艂a Maj臋 sam膮.
Przecie偶 to Maja by艂a prawdziw膮 c贸rk膮 Raiji, nie ona. Ale Raija nic nie powiedzia艂a, wi臋c Elise ci膮gn臋艂a ju偶 艣mielej:
- Poczeka艂am, a偶 znajdzie si臋 w po艂owie g贸ry, i wtedy szybko zsun臋艂am si臋 w d贸艂. I pop臋dzi艂am przed siebie. On nie m贸g艂 biec tak szybko, bo ni贸s艂 Maj臋.
Raija uca艂owa艂a dziewczynk臋. Doprawdy, Elise zachowa艂a si臋 sprytnie. Zwykle robi艂a wszystko pod dyktando Mai, tymczasem, znalaz艂szy si臋 w niebezpiecze艅stwie, potrafi艂a podj膮膰 dzia艂anie na w艂asn膮 r臋k臋. Wyczeka艂a moment, gdy Ole nie b臋dzie m贸g艂 jej z艂apa膰, i uciek艂a.
- By艂a艣 bardzo dzielna - pochwali艂a j膮 Raija. - Bardzo dzielna, Elise. Tak si臋 ciesz臋, 偶e tu jeste艣. Zaopiekujesz si臋 Knutem i pomo偶esz Aleksiejowi.
- Ale co z Maj膮? - Elise podnios艂a szeroko otwarte oczy, b艂臋kitne niczym letnie niebo. - Maja jest z tym z艂ym m臋偶czyzn膮, z tym trollem. On mo偶e zrobi膰 jej krzywd臋...
Elise wyrazi艂a s艂owami to, czego Raija obawia艂a si臋 najbardziej. Nie chc膮c przyzna膰 si臋 do strachu przed dziewczynk膮, pocieszy艂a j膮:
- Reijo znajdzie Maj臋. Nie widzia艂a艣 go czasem po drodze?
Elise potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
Raija nabra艂a podejrze艅, 偶e Reijo jest na b艂臋dnym tropie, i poczu艂a, jak jeszcze mocniej 艣ciska j膮 w 偶o艂膮dku.
- Kt贸r臋dy was prowadzi艂? - zapyta艂a ostro偶nie, 偶eby nie przestraszy膰 na nowo dziewczynki. - I gdzie uda艂o ci si臋 uciec? Mo偶esz mi pokaza膰? Wida膰 to miejsce z okna?
Elise westchn臋艂a ci臋偶ko. Zn贸w w jej wzroku pojawi艂 si臋 niepok贸j, ale uwolniwszy si臋 z obj臋膰 swej opiekunki, poci膮gn臋艂a j膮 do okna i odwa偶nie odsun臋艂a zas艂on臋. Na szcz臋艣cie w pobli偶u nikt si臋 nie kr臋ci艂, zreszt膮 i tak nie dostrzeg艂by le偶膮cego za ich plecami Aleksieja.
Pi臋cioletnia dziewczynka wspi臋艂a si臋 na palce. Ramiona dr偶a艂y jej lekko, ale prze艂ama艂a si臋 i wskaza艂a niepewnie w kierunku ska艂 wznosz膮cych si臋 za domem. Tamt臋dy prowadzi艂a 艣cie偶ka, mi臋dzy innymi w kierunku zatoczki, gdzie poprzedniej nocy zacumowa艂 statek Rosjan.
- Tam - powiedzia艂a 艂ami膮cym si臋 g艂osem, zataczaj膮c r臋k膮 do艣膰 szeroki luk. By艂a 艣miertelnie przera偶ona. Zreszt膮 takiemu ma艂emu dziecku trudno jest okre艣li膰 kierunek i odleg艂o艣膰. Takie sprawy wydaj膮 si臋 dzieciom nierzeczywiste i trudne do poj臋cia.
Ma艂a wskaza艂a rozleg艂y skalisty teren. Ale Raija nie naciska艂a na ni膮. Uzna艂a, 偶e nawet taka informacja pozwoli im zaoszcz臋dzi膰 cennych chwil. Zabra艂a Elise od okna. Przemawia艂a do niej 艂agodnie, p贸ki z oczu ma艂ej nie znikn膮艂 mroczny cie艅. Powinna j膮 jeszcze d艂u偶ej tuli膰, ale czas nagli艂.
Wstawi艂a na ogie艅 kocio艂ek, 偶eby podgrza膰 wod臋 na k膮piel dla dziewczynki. Wierzy艂a, 偶e wraz z brudem zdo艂a z niej zmy膰 resztki strachu. Sama tymczasem zacz臋艂a szpera膰 w ubraniach Reijo. Zdecydowanym ruchem zdj臋艂a sp贸dnic臋 i do koszuli za艂o偶y艂a spodnie. Okaza艂y si臋 na ni膮 za szerokie, mimo 偶e Reijo by艂 szczup艂y w pasie i w膮ski w biodrach. 艢cisn臋艂a spodnie sznurkiem, by jej nie spada艂y, i chocia偶 nie wygl膮da艂o to zbyt 艂adnie, by艂o praktyczne.
Potem na艂o偶y艂a szary m臋ski sweter, ciep艂y i obszerny na tyle, by ukry膰 jej kobiece kszta艂ty. Przynajmniej z daleka. Zamiast kumag贸w, w kt贸rych by艂oby jej niewygodnie si臋 wspina膰 i st膮pa膰 po ostrych kamieniach, w艂o偶y艂a na nogi sznurowane buty, chocia偶 ba艂a si臋, 偶e je zniszczy. Potem zaczesa艂a do ty艂u w艂osy i upi臋艂a wysoko nad karkiem w kok, kt贸ry schowa艂a pod czapk膮 Reijo. Uzna艂a, 偶e w takim przebraniu z kilkunastometrowej odleg艂o艣ci nikt nie we藕mie jej za kobiet臋.
Elise na jej widok rozszerzy艂a oczy ze zdumienia i ca艂kiem zapomnia艂a o z艂ym cz艂owieku.
- Za艂o偶y艂a艣 spodnie Reijo - pisn臋艂a i chichocz膮c, zawo艂a艂a: - Wygl膮dasz dziwnie!
Raija u艣miechn臋艂a si臋 lekko, ale z jej twarzy nie znikn臋艂a powaga.
- P贸jd臋 poszuka膰 Reijo - wyja艣ni艂a ze spokojem dziewczynce, staraj膮c si臋 jej nie przestraszy膰. Ba艂a si臋, 偶eby Elise nie poczu艂a si臋 opuszczona i zdradzona przez wszystkich. - A ty tu zostaniesz i przypilnujesz Knuta. Tylko zamknij dok艂adnie drzwi! Nie wolno ci wpuszcza膰 do 艣rodka nikogo opr贸cz Reijo i mnie. Rozumiesz?
Elise ju偶 otworzy艂a usta, 偶eby j膮 poprosi膰, by nigdzie nie sz艂a, ale pokona艂a fal臋 strachu i pos艂usznie skin臋艂a g艂ow膮.
- Aleksiej zostanie z tob膮. Mo偶esz mu da膰 co艣 do jedzenia, po艣piewa膰. Na pewno b臋dzie mu przyjemnie w waszym towarzystwie. Gdyby zasn膮艂, we藕 Knuta do kuchni. Ale drzwi do izby, w kt贸rej le偶y ranny, niech pozostan膮 otwarte.
Elise zn贸w pokiwa艂a g艂ow膮.
Raija czu艂a si臋 pewniej, wiedz膮c, 偶e Aleksiej b臋dzie mia艂 dzieci na oku, chocia偶 tak naprawd臋 niewiele m贸g艂 zrobi膰.
Kiedy wesz艂a do niego, spojrza艂 na ni膮 i uni贸s艂 wysoko brwi, a potem ods艂oni艂 z臋by w nieprzyzwoicie szerokim u艣miechu. W jego oczach pojawi艂 si臋 b艂ysk rozbawienia.
- Patrzcie, patrzcie - rzuci艂 przeci膮gle, mierz膮c j膮 wzrokiem od st贸p do g艂贸w. - A c贸偶 to za sympatyczny m艂odzik? Gdzie si臋 wybierasz w takim przebraniu? My艣lisz, 偶e nie wida膰, 偶e jeste艣 kobiet膮? Mnie by艣 nie oszuka艂a.
- Elise pokaza艂a mi mniej wi臋cej, w kt贸rym kierunku Ole uciek艂 z Maj膮. Odszukam Reijo... - Widz膮c, 偶e spogl膮da na ni膮 z pow膮tpiewaniem, doda艂a, sil膮c si臋 na spok贸j: - Nie p贸jd臋 za Hermanssonem sama. Ten cz艂owiek omal mnie nie pobi艂 kiedy艣 na 艣mier膰. Dobrze pami臋tam jego razy. Nie jestem na tyle g艂upia, 偶eby znale藕膰 si臋 z nim sam na sam. Zachowam ostro偶no艣膰 i nie b臋d臋 przeszkadza膰 Reijo.
- Id藕, skoro musisz! - Aleksiej popatrzy艂 na ni膮 z czu艂o艣ci膮. - My艣lami przez ca艂y czas b臋d臋 przy tobie.
Raija nie przypuszcza艂a, 偶e wzbudzi takie zainteresowanie. W osadzie wszyscy ogl膮dali si臋 za ni膮. Sp艂on臋艂a rumie艅cem, szybko jednak opanowa艂a si臋, w艣ciek艂a na sam膮 siebie. Co j膮 obchodzi ludzkie gadanie, gdy w gr臋 wchodzi 偶ycie Mai?
Nigdzie nie spotka艂a Reijo, a do sklepu nie mia艂a odwagi wej艣膰 w tym przebraniu. Mimowolnie pomy艣la艂a o czasach, kiedy Ole kupowa艂 jej pi臋kne suknie. C贸偶 znaczy str贸j!
Zagadni臋ty przez ni膮 prawie bezz臋bny starszy m臋偶czyzna wskaza艂, gdzie mieszka Nils.
- Ale nie znajdziesz go tam - rzuci艂, powoli zwijaj膮c skr臋ta.
Raija, kt贸ra zd膮偶y艂a ju偶 ruszy膰 w stron臋 chaty Nilsa, zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie. Jej rozm贸wca jednak nie spieszy艂 si臋. Niedba艂ym ruchem g艂owy wskazuj膮c na skaliste wzniesienia, rzek艂 powoli:
- Wysoko w g贸rach ma letni膮 zagrod臋. - A potem popatrzy艂 na ni膮 zaciekawiony i zapyta艂: - Jeste艣 偶onatego, co kupi艂 dom nad morzem? Nazywamy go 鈥瀌u艅ski dom鈥, bo mieszka艂a w nim kiedy艣 kobieta lekkich obyczaj贸w, Dunka z pochodzenia. - Mrugn膮艂 porozumiewawczo, ca艂kiem zapominaj膮c o Nilsie. - Tak, tak - ci膮gn膮艂. - R贸偶ne s膮 kobiety.
Spojrzenie, jakim j膮 obrzuci艂, nie pozostawia艂o cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e i j膮 zalicza do niezupe艂nie normalnych. W ko艅cu niecz臋sto kobiety paraduj膮 w m臋skich ubraniach.
Raija przerwa艂a mu zniecierpliwiona:
- Czy Reijo, m贸j m膮偶, poszed艂 razem z Nilsem? Mo偶esz mi powiedzie膰 dok艂adnie, dok膮d si臋 udali? To bardzo wa偶ne.
D艂ug膮 chwil臋 rozmy艣la艂, zapatrzony w morsk膮 dal, potem odchrz膮kn膮艂, jakby mia艂 wyg艂osi膰 d艂u偶sz膮 mow臋.
- Kieruj膮c si臋 od chaty Nilsa na ukos w g贸r臋, trafisz na jego letni膮 zagrod臋. Nie ma tam innej. Dziwak z niego, wypasa膰 owce tak wysoko! Te zwierz臋ta z trudem si臋 tam wspinaj膮. Poza tym ten teren jest do艣膰 niebezpieczny, bo w ska艂ach s膮 wydr膮偶one jaskinie. Niekt贸re dochodz膮 a偶 do samego morza. A inne ci膮gn膮 si臋 jeszcze nawet pod wod膮. Bawili艣my si臋 tam jako dzieci. Dzieciaki maj膮 r贸偶ne g艂upie pomys艂y.
- W艂a艣nie - wtr膮ci艂a Raija. - Moja c贸reczka zagin臋艂a, pewnie zab艂膮dzi艂a. Reijo i Nils poszli jej szuka膰. Chcia艂am im pom贸c...
- Aha... Spr贸bujcie w letniej zagrodzie - wymamrota艂 przewodnik, marszcz膮c czo艂o. Raija odnios艂a wra偶enie, 偶e troch臋 zmieni艂 o niej zdanie. Uzna艂 pewnie, 偶e nie jest taka najgorsza, chocia偶 paraduje w m臋skim stroju.
Raiji zupe艂nie nie obchodzi艂o, co pomy艣l膮 czy powiedz膮 o niej inni. Pu艣ci艂a si臋 p臋dem, jak mog艂a najszybciej, przytrzymuj膮c czapk臋 na g艂owie, bo gdyby w艂osy opad艂y jej na ramiona, przebranie nie mia艂oby sensu. Bardzo jej zale偶a艂o, by Ole Hermansson jej nie pozna艂. Je艣li zobaczy j膮 z daleka, powinien by膰 przekonany, 偶e to jaki艣 wyrostek.
艢cie偶ka pi臋艂a si臋 stromo pod g贸r臋. Raija nie mog艂a si臋 nadziwi膰, jak Elise zdo艂a艂a t臋dy uciec. Przecie偶 to zaledwie pi臋cioletnie dziecko! Podziw dla malej podopiecznej r贸s艂 w miar臋, gdy wdrapywa艂a si臋 coraz wy偶ej, przedzieraj膮c si臋 mi臋dzy skalnymi wyst臋pami pos臋pnych g贸r. Tutaj nawet doros艂y m贸g艂 艂atwo zab艂膮dzi膰, a tymczasem Elise zdo艂a艂a zachowa膰 zimn膮 krew i znalaz艂a drog臋 do domu, pomimo 偶e te okolice by艂y jej obce. To cud, pomy艣la艂a Raija, czuj膮c przepe艂niaj膮c膮 j膮 wdzi臋czno艣膰. Dziewczynka przecie偶 mog艂a si臋 tutaj zrani膰, tyle niebezpiecze艅stw czyha艂o doko艂a.
Kiedy dotar艂a na szczyt, by艂a ca艂kiem wyko艅czona. Od wspinaczki bola艂y j膮 r臋ce i nogi. Z g贸ry roztacza艂 si臋 pi臋kny widok, z jednej strony na zatok臋, z drugiej na wiosk臋 ryback膮.
Rybak kaza艂 kierowa膰 si臋 na ukos. Raija przy艂o偶y艂a r臋k臋 do czo艂a i mru偶膮c oczy, dostrzeg艂a w oddali co艣, co przypomina艂o szop臋. Teraz ju偶 nie by艂o tak stromo, ale do pokonania pozosta艂a jej odleg艂o艣膰 przynajmniej dwukrotnie d艂u偶sza ni偶 ta, kt贸r膮 przeby艂a do tej pory.
Odurzona rze艣kim g贸rskim powietrzem, odetchn臋艂a g艂臋boko i ruszy艂a w stron臋 ledwie widocznego w oddali celu. Bieg艂a lekkim truchtem, tak jak nauczy艂a si臋 porusza膰 na p艂askowy偶u daleko na wschodzie, kiedy pomimo zakaz贸w towarzyszy艂a Mikkalowi przy wypasie renifer贸w. Biegali tak, pokonuj膮c bezkresne przestrzenie. Nie pami臋ta艂a, by ich to m臋czy艂o, je艣li uchwycili w艂a艣ciwe tempo. A mo偶e po prostu zachowa艂a we wspomnieniach tylko to, co przyjemne?
Teraz czu艂a w ustach smak krwi, nogi za艣 mia艂a jak z drewna. Ca艂a dygota艂a, gdy wreszcie ujrza艂a zabudowania ob艂o偶one darni膮. W tych stronach, ubogich w drzewa, rybacy musieli z daleka zwozi膰 bale na budow臋 chat.
Porusza艂a si臋 jedynie sil膮 woli, pewna, 偶e je艣li si臋 zatrzyma, nie b臋dzie w stanie biec dalej. Upadnie i ju偶 si臋 nie podniesie. Tylko my艣l o Mai dodawa艂a jej si艂. Wyobra偶a艂a sobie okr膮g艂膮 twarzyczk臋 c贸reczki i pociemnia艂e ze strachu aksamitne br膮zowe oczy z powi臋kszonymi 藕renicami otoczonymi miodow膮 obw贸dk膮. Swoiste po艂膮czenie spojrzenia Raiji z oryginaln膮 barw膮 oczu Mikkala.
Ole ma Maj臋 i nie wiadomo, co mo偶e jej zrobi膰, przekonany, 偶e Maja jest c贸rk膮 Reijo. Raija nigdy mu nie powierzy艂a swej tajemnicy.
Nigdy te偶 sobie nie wybaczy, je艣li co艣 stanie si臋 c贸reczce.
Ledwie mia艂a si艂臋 podnie艣膰 oczy, kiedy na s艂aniaj膮cych si臋 nogach dotar艂a do dw贸ch postaci. Tylko po spodniach pozna艂a Reijo i dlatego pad艂a w jego ramiona.
Reijo rozz艂o艣ci艂 si臋 nie na 偶arty, ale l臋k okaza艂 si臋 silniejszy od gniewu.
- Czy nie kaza艂em ci zosta膰 w domu, Raiju? Nic tu po kobietach. To nie jest zabawa. On nie 偶artuje. Zreszt膮 ty chyba najlepiej o tym wiesz. - Potrz膮saj膮c g艂ow膮, westchn膮艂 ci臋偶ko. - Czasami, Raiju, jeste艣 strasznie nieodpowiedzialna. Jak mog艂a艣 zostawi膰 Knuta samego z Rosjaninem, kt贸ry nie jest w stanie usi膮艣膰 na 艂贸偶ku o w艂asnych si艂ach?
Raija dysza艂a ci臋偶ko, staraj膮c si臋 z艂apa膰 oddech. Na艂yka艂a si臋 ch艂odnego powietrza i b贸l rozsadza艂 jej piersi. Wtulona spoconym czo艂em w kurtk臋 Reijo, kt贸ry nie przestawa艂 pomstowa膰 na babsk膮 bezmy艣lno艣膰, czu艂a, jak kr臋ci jej si臋 w g艂owie, a w uszach 艣wiszcz臋. Nils w pe艂ni si臋 z nim zgadza艂, chocia偶 nie m贸wi艂 wiele. Oczarowany urod膮 Raiji, nie m贸g艂 oderwa膰 oczu od zgrabnych po艣ladk贸w dziewczyny, kt贸re w spodniach by艂o wida膰 lepiej ni偶 pod sukni膮.
- Elise wr贸ci艂a - wydoby艂a wreszcie z siebie Raija. Reijo 艣cisn膮艂 j膮 mocniej.
- Uda艂o jej si臋 uciec. Przybieg艂a do domu 艣miertelnie przera偶ona. M贸wi艂a, 偶e si臋 wspinali.
Nils i Reijo rozejrzeli si臋 wok贸艂. Takich miejsc, gdzie trzeba si臋 wspina膰, by艂o w okolicy niema艂o.
Raija wskaza艂a mniej wi臋cej kierunek, kt贸ry pokaza艂a jej nie do ko艅ca przekonana Elise.
- To przynajmniej jest ju偶 jaka艣 wskaz贸wka - odezwa艂 si臋 Nils. - Jest takie miejsce...
Dwie pary oczu spojrza艂y na艅 wyczekuj膮co.
- ...niedaleko st膮d. Znajduj膮 si臋 tam wej艣cia do jaski艅. Niekt贸re prowadz膮 wprost do wn臋trza g贸r, a dwie lub trzy ci膮gn膮 si臋 do samego morza. Kiedy byli艣my mali, uwielbiali艣my si臋 tam bawi膰.
Raiji przypomnia艂o si臋, co m贸wi艂 m臋偶czyzna spotkany w osadzie.
- Czy jest w nich ciemno i wilgotno? - zapyta艂 Reijo, a w jego oczach pojawi艂 si臋 wyraz czujno艣ci. Wypu艣ci艂 Raij臋 z obj臋膰. Dziewczyna zachwia艂a si臋 i z trudem utrzyma艂a na nogach, kt贸re by艂y jak z waty.
- Zwyczajnie, jak to w jaskiniach - odpar艂 Nils, wzruszaj膮c ramionami. - Niekt贸re s膮 do艣膰 wysokie i mo偶na si臋 w nich nawet wyprostowa膰. Jedna natomiast, ta, kt贸ra ci膮gnie si臋 a偶 do morza, ma tak w膮skie korytarze, 偶e gdzieniegdzie trzeba si臋 czo艂ga膰. Teraz panuje w niej ch艂贸d i wilgo膰. Jesieni膮 nie jest to przyjemne miejsce, to pewne. Reijo gwizdn膮艂 przeci膮gle.
- By膰 mo偶e jeste艣my na dobrym tropie - odezwa艂 si臋 powoli, z namys艂em. - By膰 mo偶e Krwawy Ole grzebie sobie w艂asny gr贸b...
Na s艂owa przyjaciela dreszcz przebieg艂 Raiji po plecach.
- Nie m贸w, prosz臋, o grobach - odezwa艂a si臋 g艂ucho. Nie mia艂a poj臋cia, co Reijo knuje. Czy偶by on wiedzia艂 o Olem co艣, co umkn臋艂o jej uwagi?
- Przypuszczam, 偶e jeste艣my bli偶ej celu, ni偶 nam si臋 zdawa艂o - ci膮gn膮艂 Reijo. - O ile on tam jest. Nie pytajcie mnie o nic - doda艂 po艣piesznie, widz膮c, 偶e Raija otwiera usta w艂a艣nie z takim zamiarem. - Mam nadziej臋... przypuszczam, 偶e znalaz艂em jaki艣 trop. Ole Hermansson te偶 jest tylko cz艂owiekiem. On tak偶e ma swoje s艂abo艣ci.
Aleksiej m贸wi艂 co艣 podobnego, pomy艣la艂a Raija i spojrzawszy prosto w zielone oczy Reijo, powiedzia艂a:
- W takim razie ruszajmy!
- O, nie, moja droga - pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Ty czym pr臋dzej wracasz do domu. Zreszt膮 wygl膮da na to, 偶e masz ju偶 do艣膰, ledwie trzymasz si臋 na nogach.
Raija nie raz ju偶 spiera艂a si臋 z nim i zawsze udawa艂o jej si臋 narzuci膰 swoje zdanie. Tym razem r贸wnie偶 nie zamierza艂a tak 艂atwo ust膮pi膰.
- Id臋 z wami - rzek艂a stanowczo. - To moje dziecko. Musia艂by艣 mnie sil膮 zmusi膰, bym wr贸ci艂a do domu.
Po pe艂nej napi臋cia chwili ciszy Reijo ust膮pi艂, tak jak przypuszcza艂a.
- Niech ju偶 b臋dzie. Ale pami臋taj, 偶eby nie wchodzi膰 nam w drog臋! Sama musisz na siebie uwa偶a膰.
Raija przyj臋艂a to ze zrozumieniem.
Dzieciaki to przekle艅stwo! Zaraza i m臋ka. Nie rozumia艂 ludzi, kt贸rych spojrzenia 艂agodnia艂y, a z ust p艂yn臋艂a s艂odycz, ilekro膰 w zasi臋gu ich wzroku pojawia艂 si臋 jaki艣 bachor.
Otar艂 pot z twarzy i pomy艣la艂 ze z艂o艣ci膮, 偶e pewnie pomaza艂 si臋 b艂otem. Ta ma艂a dziewucha by艂a nieodrodn膮 c贸reczk膮 swojej matki, co do tego nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Za dziesi臋膰, mo偶e dwadzie艣cia lat, o ile do偶yje, przeklnie j膮 niejeden m臋偶czyzna. Skrzywi艂 si臋 z b贸lu. Podrapany ostrymi paznokciami policzek piek艂 go niemi艂osiernie. Nie przypuszcza艂, 偶e dziecko ma tyle si艂y. Zreszt膮 w og贸le za przyczyn膮 tej ma艂ej ca艂kowicie zmieni艂 zdanie na temat dzieci. Do tej pory zawsze s膮dzi艂, 偶e robi膮 to, co si臋 im ka偶e.
Ta Raija chyba nie potrafi wychowywa膰 swoich latoro艣li... Raija...
W艂a艣ciwie z ulg膮 przyj膮艂 ucieczk臋 starszej dziewczynki, kt贸ra wykorzysta艂a okazj臋 i wzi臋艂a nogi za pas. Nie dlatego bynajmniej, 偶e ruszy艂o go sumienie, nic podobnego. Po prostu do艣膰 mia艂 k艂opot贸w, by utrzyma膰 w ryzach t臋 jedn膮. Z dwiema chyba by sobie nie poradzi艂. Ma艂a wrzeszcza艂a, kopa艂a, bi艂a. Nie pomaga艂y ani pro艣by, ani gro藕by. W 偶aden spos贸b nie da艂o si臋 jej przem贸wi膰 do rozs膮dku.
- G艂upi jeste艣! Z艂y! Naskar偶臋 na ciebie Reijo! - powtarza艂a w k贸艂ko 艣widruj膮cym g艂osikiem, kt贸ry odbija艂 si臋 o 艣ciany jaskini i powraca艂 echem. 呕aden cz艂owiek przy zdrowych zmys艂ach nie wytrzyma艂by tego. Rozbola艂a go g艂owa, w uszach mu dudni艂o. Z pocz膮tku powtarza艂 sobie, 偶e ma艂a si臋 zm臋czy i w ko艅cu zamknie buzi臋. Ale to by艂o najbardziej uparte dziecko, jakie kiedykolwiek spotka艂.
- Jeste艣 g艂upi! G艂upi! Chc臋 do domu! Jeste艣 g艂upi! Wstr臋tny! - powtarza艂a, dodaj膮c co chwila koronny argument: - Naskar偶臋 Reijo!
- Tylko spr贸buj - wycedzi艂 Ole Edvard, z niech臋ci膮 przypominaj膮c sobie zielonookiego amanta Raiji. Ma艂a uwielbia艂a go jeszcze bardziej. Niedobrze mu si臋 robi艂o, gdy jej s艂ucha艂. Piskliwy g艂osik dziecka strasznie dzia艂a艂 mu na nerwy.
- G艂upi jeste艣 - zacz臋艂a na nowo Maja, zapieraj膮c si臋 nogami o ska艂y. - Zimno mi - dorzuci艂a po chwili, ale Ole nie zareagowa艂. Niech sobie wrzeszczy, a偶 zachrypnie! Domy艣la艂 si臋, 偶e je艣li dziecko jest tak samo uparte jak Raija, to nie przestanie, p贸ki ca艂kiem nie straci g艂osu.
Prze偶y艂 prawdziwy szok, zupe艂nie nieoczekiwanie ujrzawszy by艂膮 偶on臋 po tak d艂ugim czasie. Zaprzesta艂 poszukiwa艅 par臋 tygodni wcze艣niej, kiedy zgubi艂 jej 艣lad. Postanowi艂 wtedy, 偶e poczeka z tym do wiosny.
Przyby艂 w te strony wezwany przez swego ziomka, kt贸ry potrzebowa艂 kogo艣, kto nie ba艂by si臋 u偶y膰 si艂y, i zwr贸ci艂 si臋 do niego o pomoc. Bez sentymentu po偶egna艂 swych towarzyszy i pod膮偶y艂 w艂asn膮 drog膮. By艂 twardy, potrafi艂 radzi膰 sobie sam.
Z powierzonego mu zadania dobrze si臋 wywi膮za艂. Zastraszy艂 ca艂膮 t臋 gromad臋 g艂upc贸w i ciemniak贸w! Do Rosjan w gruncie rzeczy nic nie mia艂, bo trafiali si臋 w艣r贸d nich ca艂kiem porz膮dni ludzie. Zrozumia艂e, 偶e chcieli handlowa膰 bez po艣rednik贸w i sami ustala膰 ceny. Na ich miejscu robi艂by to samo. Ale wi臋cej nie przyp艂yn膮 do osady, gdzie postrzelono ich kompana.
Wykrzywi艂 twarz w grymasie, kt贸ry mia艂 udawa膰 u艣miech. Oczywi艣cie, nie kto inny, lecz w艂a艣nie Raija zaopiekowa艂a si臋 rannym Rosjaninem. Ona zawsze trafia w sam 艣rodek zamieszania, ma niezwyk艂y dar pakowania si臋 w k艂opoty.
Kupiec by艂 zadowolony. By艂by oczywi艣cie zadowolony jeszcze bardziej, gdyby Ole rzuci艂 mu na pr贸g p贸艂偶ywego Rosjanina. Ch臋tnie pokaza艂by tym n臋dznym rybakom, jak on, wa偶na osobisto艣膰 w okolicy, rozprawia si臋 z takimi, kt贸rzy nie przestrzegaj膮 prawa. Ale Ole wola艂 pilnowa膰 w艂asnych interes贸w. Bez zaj膮kni臋cia oznajmi艂 kupcowi, kt贸ry sam oczywi艣cie nie bra艂 udzia艂u w akcji, 偶e nie mogli znale藕膰 rannego. Wyja艣ni艂, 偶e prawdopodobnie kompani zabrali go ze sob膮. Czterej m臋偶czy藕ni wspieraj膮cy Olego, tch贸rze, kt贸rych kupiec z jakich艣 powod贸w mia艂 w gar艣ci, nie zamierzali odgrywa膰 bohater贸w. L臋kali si臋, 偶e kto艣 ich zauwa偶y i rozpozna, a w贸wczas marny by艂by ich los. Spo艂eczno艣膰 wioski odtr膮ci艂aby ich bezwzgl臋dnie za to, 偶e wymierzyli bro艅 przeciwko s膮siadom. Z drugiej strony trz臋艣li si臋, 偶e kupiec dowie si臋 o ich tch贸rzostwie. Ole westchn膮艂 z pogard膮. Nie zadawa艂 si臋 z mi臋czakami. M贸g艂by si臋 za艂o偶y膰, 偶e Raija, niech j膮 diabli porw膮, ma wi臋cej odwagi, ni偶 te ch艂ystki kiedykolwiek zdo艂aj膮 z siebie wykrzesa膰.
Dom Trine wabi艂 go. Poszed艂 tam powodowany chwilow膮 s艂abo艣ci膮. Rozklei艂 si臋, przypomniawszy sobie dawne czasy. Nie chcia艂 jej 艣mierci! Gdyby by艂a do艣膰 rozs膮dna i powiedzia艂a o wszystkim, mog艂aby 偶y膰 jak w bajce. To by艂 wypadek! Na szcz臋艣cie Ole nie by艂 przy tym, gdy Jakob wykonywa艂 swoj膮 prac臋. W g艂臋bi duszy cieszy艂 si臋, 偶e si臋 go pozby艂.
Ole ju偶 dawno zauwa偶y艂 u swego najbli偶szego pomocnika sk艂onno艣膰 do sadyzmu. Do owego incydentu z Trine jednak mia艂 nad nim kontrol臋. Ale wtedy Jakob kompletnie oszala艂. Trine upar艂a si臋 i nie zdradzi艂a kryj贸wki swej chlebodawczyni. Przyp艂aci艂a to 偶yciem.
Tymczasem Raija nieoczekiwanie sama powr贸ci艂a, 偶eby potem zn贸w przepa艣膰 bez wie艣ci, uprzednio niszcz膮c Olego. Rozegra艂a to z nies艂ychan膮 zr臋czno艣ci膮 i bardzo przemy艣lnie.
A dzisiaj tylko p艂aka艂a. Nie by艂o w niej z艂o艣ci ani gniewu. Nie atakowa艂a. Twarz jej poblad艂a, a w ciemnych oczach czai艂 si臋 strach. Chyba nadal mia艂 do niej s艂abo艣膰...
Do diab艂a, jak tu mroczno, pomy艣la艂, czuj膮c, 偶e si臋 strasznie poci. Chyba nie brakuje tu powietrza?
Tak, rzeczywi艣cie troch臋 go dzi艣 zawiod艂a. Jego Raija, kobieta wyj膮tkowa, nigdy nie ugina艂a karku i niczego si臋 nie ba艂a.
- Chc臋 do domu! - wrzasn臋艂a Maja ile si艂 w p艂ucach. - Do domu! G艂upi, wstr臋tny, g艂upi, wstr臋tny! Do domu!
- Zamknij g臋b臋, ty szata艅ski pomiocie! - warkn膮艂, ale zaraz zamilk艂, uwa偶aj膮c, 偶e uw艂acza w艂asnej godno艣ci, odpowiadaj膮c bachorowi. Odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami. Niech sobie wrzeszczy, ile chce. Co mnie to obchodzi? pomy艣la艂.
Siedzieli w obszernej grocie, kt贸rej dno zalewa艂y fale przyp艂ywu. Ze ska艂y nad ich g艂owami kapa艂a woda. Ole otar艂 mokre czo艂o. Przekonywa艂 samego siebie, 偶e to od panuj膮cej wewn膮trz groty wilgoci. No bo od czego innego?
Lampa 艣wieci艂a bladym p艂omieniem. Je艣li b臋dzie trzeba, przynios臋 olej, bo wypali艂 si臋 ju偶 do po艂owy, a tak偶e inne rzeczy na zapas, rozmy艣la艂. Bachora tu zostawi臋, i tak st膮d nie ucieknie! Bezpieczniejszej kryj贸wki bym nie znalaz艂. A je艣li wpadnie do wody? uderzy艂a go nag艂a my艣l. No c贸偶, trudno, co mnie to obchodzi? P贸ki Raija i jej kocha艣 s膮 przekonani, 偶e przetrzymuj臋 ich dziecko, mam nad nimi przewag臋.
Przed wielu laty t臋 wydr膮偶on膮 w ska艂ach jaskini臋 odkry艂 Jakob, a poniewa偶 lubi艂 mocne wra偶enia, postanowi艂 w niej przenocowa膰. Stanowi艂a znakomit膮 kryj贸wk臋. Zamaskowanym wej艣ciem schodzi艂o si臋 do kr臋tego korytarza, w wielu miejscach tak w膮skiego, 偶e trzeba by艂o si臋 czo艂ga膰. Ta wyprawa z dzieckiem okaza艂a si臋 prawdziwym koszmarem. Bachor dar艂 si臋 wniebog艂osy i robi艂 wszystko, by ca艂y plan wzi膮艂 w 艂eb. Ale musia艂 i艣膰 naprz贸d, prowadzony tward膮 r臋k膮 Olego.
Ze 藕r贸de艂ka w艣r贸d skal wycieka艂a s艂odka woda. Strumyk, szemrz膮c cicho, s膮czy艂 si臋 w d贸艂 na dno groty, gdzie, niezale偶nie od panuj膮cej na zewn膮trz pogody, leniwe fale uderza艂y o ska艂y. Jakob twierdzi艂, 偶e do groty mo偶na si臋 dosta膰 tak偶e przez otw贸r znajduj膮cy si臋 pod wod膮, ale podobno by艂o to jeszcze trudniejsze ni偶 wej艣cie od strony l膮du. I je艣li kto艣 nie by艂 nadzwyczaj dobrym p艂ywakiem, wej艣cie od strony morza dost臋pne by艂o wy艂膮cznie w czasie odp艂ywu. Tu na p贸艂nocy niewielu potrafi艂o p艂ywa膰. Woda w morzu by艂a zawsze lodowato zimna. Ludzi nie ci膮gn臋艂o do wody, mieli przecie偶 艂odzie. Sobotnia k膮piel stanowi艂a dla nich wystarczaj膮c膮 uci膮偶liwo艣膰.
Na nier贸wnych 艣cianach jaskini, o艣wietlonej jedynie olejow膮 lamp膮, miga艂y tajemnicze cienie, kt贸re co wra偶liwszych mog艂y wprawi膰 w do艣膰 ponury nastr贸j. Ale Ole nigdy nie cierpia艂 na nadmiar wyobra藕ni. Gdyby tylko ten cholerny bachor zawodz膮cy w k贸艂ko to samo zechcia艂 si臋 zamkn膮膰.
- Chc臋 do domu! Do domu! Jeste艣 g艂upi! Chc臋 do Reijo! G艂upi!
Ole Hermansson czu艂, 偶e zwariuje, je艣li przyjdzie mu d艂u偶ej siedzie膰 tu z t膮 ma艂膮.
Raija powiedzia艂a, 偶e nie wiedz膮, gdzie ukryte jest z艂oto. Twierdzi艂a, 偶e wykorzystali ju偶 wszystko, co zostawi艂 jej zapobiegliwy m膮偶. Podobno tajemnic臋 o tym, gdzie znalaz艂 cenny kruszec, zabra艂 ze sob膮 do grobu. Ale Ole pozna艂 po niej, 偶e k艂amie. By艂 pewien, 偶e doskonale orientuje si臋, gdzie jest z艂oto. Nie kupiliby takiego domu, nie maj膮c pewno艣ci, 偶e sta膰 ich na to, 偶eby w nim zamieszka膰. Zreszt膮 m膮偶 nie umar艂 nagle, na pewno zd膮偶y艂 szepn膮膰 co trzeba, 偶eby zabezpieczy膰 byt takiej 偶onie jak Raija.
Tak, wiedz膮, upewni艂 si臋 w my艣lach Ole.
Postanowi艂 wydrze膰 z nich t臋 tajemnic臋. I ten diabelny rozwrzeszczany dzieciak mia艂 mu w tym pom贸c.
Mo偶na powiedzie膰, 偶e to moja 偶y艂a z艂ota, u艣miechn膮艂 si臋 cynicznie. Cho膰 wola艂bym prawdziw膮. Nie mog臋 si臋 doczeka膰, kiedy dokonam wymiany.
Poci艂 si臋, mimo 偶e powoli ch艂贸d i wilgo膰 przenika艂y przez jego ubranie.
Chyba ju偶 czas uda膰 si臋 z wizyt膮, pomy艣la艂.
Raija, zaciskaj膮c z臋by, wspina艂a si臋 za Reijo i Nilsem, kt贸rzy byli silniejsi od niej. Za nic w 艣wiecie jednak nie poprosi艂aby ich o pomoc. Obieca艂a, 偶e nie b臋dzie im zawad膮, wi臋c s艂owa dotrzyma. Sama sobie poradzi.
Nie zwa偶a艂a na to, 偶e ska艂y rani膮 jej d艂onie. Nic nie mog艂o jej powstrzyma膰. Wpatruj膮c si臋 w czarn膮, gro藕n膮 g贸r臋, nie przestawa艂a my艣le膰, 偶e t臋dy Ole ci膮gn膮艂 jej dziecko. Bo je艣li s艂usznie si臋 domy艣lali, uprowadzi艂 Maj臋 w艂a艣nie do wn臋trza g贸r. Na pewno by艂a przera偶ona! Ile my艣li musia艂o si臋 k艂臋bi膰 w jej male艅kiej g艂贸wce!
- T臋dy wejdziemy do 艣rodka. - Nils wskaza艂 r臋k膮 na g艂azy, kt贸re rozrzutna natura niemal przyklei艂a do ska艂. Otw贸r prowadz膮cy do jaskini by艂 w膮ski, ale na szcz臋艣cie wszyscy troje byli szczupli, wi臋c uda艂o im si臋 jako艣 przecisn膮膰. Raija wyobrazi艂a sobie Olego o posturze nied藕wiedzia, kt贸remu si臋ga艂a ledwie do klatki piersiowej. Jak ten olbrzym zdo艂a艂 t臋dy wej艣膰, pozostawa艂o dla niej zagadk膮.
Nils prowadzi艂, za nim szed艂 Reijo, a na ko艅cu Raija. Reijo u艣cisn膮艂 jej d艂o艅, pragn膮c mo偶e w ten spos贸b okaza膰, 偶e si臋 ju偶 na ni膮 nie gniewa. Ten drobny gest wystarczy艂, by na nowo wst膮pi艂y w ni膮 odwaga i nadzieja. Korytarz by艂 niski i w膮ski. Musieli przykl臋kn膮膰 i kilka metr贸w pokona膰 na czworakach, ale potem mogli si臋 ju偶 wyprostowa膰.
- Tu korytarz si臋 rozwidla - szepn膮艂 Nils, ale i tak jego glos odbi艂 si臋 echem o 艣ciany.
Raija z dusz膮 na ramieniu przysun臋艂a si臋 bli偶ej Reijo.
- Tylko jeden korytarz ma drugie wyj艣cie. Gdybym chcia艂 si臋 ukry膰, wybra艂bym w艂a艣nie ten - m贸wi艂 dalej Nils. Roze艣mia艂 si臋 cicho i doda艂: - Co prawda dla mnie nie mia艂oby to i tak 偶adnego znaczenia, bo nie potrafi臋 p艂ywa膰.
Reijo z nag艂ym zainteresowaniem poprosi艂, by Nils opowiedzia艂 mu o podwodnym wej艣ciu. Przypomnia艂 sobie, 偶e Nils ju偶 wspomina艂 wcze艣niej co艣 na ten temat, ale wtedy pu艣ci艂 to mimo uszu.
- Nawet podczas odp艂ywu wej艣cie jest ledwo widoczne - wyja艣ni艂 Nils. - Trzeba zanurkowa膰, 偶eby si臋 dosta膰 do 艣rodka, i kilka metr贸w korytarza przep艂yn膮膰 pod wod膮. Ale potem mo偶na ju偶 wynurzy膰 g艂ow臋 ponad powierzchni臋. Podobno da si臋 tam nawet stan膮膰. Jedna odnoga korytarza prowadzi do wn臋trza groty. Tam jest ju偶 g艂臋biej.
- Jeste艣 pewien? - zapyta艂 Reijo. - Przecie偶 nie potrafisz p艂ywa膰...
- Bawili艣my si臋 tu w dzieci艅stwie. Dzieciaki, kt贸re tam wp艂ywa艂y, opowiada艂y pozosta艂ym. Zazwyczaj u偶ywali艣my obu wej艣膰 do groty - u艣miechn膮艂 si臋 do wspomnie艅.
- Mo偶esz nam pokaza膰 to miejsce?
Raija i Nils popatrzyli na niego r贸wnie zaskoczeni.
- O tej porze roku nie mo偶esz wej艣膰 do wody, cz艂owieku - rzek艂 Nils, akcentuj膮c ka偶de s艂owo. - Mamy pa藕dziernik. Zamarzniesz na 艣mier膰, o ile wcze艣niej si臋 nie utopisz.
Raija tak偶e si臋 sprzeciwi艂a.
Ale Reijo ju偶 cofn膮艂 si臋 do wyj艣cia i przeciska艂 przez w膮ski otw贸r. Musieli pod膮偶y膰 za nim, 偶eby us艂ysze膰, co m贸wi.
- Wszystko wskazuje na to, 偶e on ukry艂 si臋 tam w 艣rodku z Maj膮. Trzeba zaryzykowa膰. Nie ma du偶o czasu, bo chyba w艂a艣nie zaczyna si臋 przyp艂yw, a musz臋 dosta膰 si臋 do podwodnego korytarza, kiedy jeszcze jest tam powietrze. Zimno jako艣 wytrzymam, dla mnie to nie pierwszyzna.
- Chyba nie s膮dzisz, 偶e on dobrowolnie odda ci Maj臋?
- nie kry艂a w膮tpliwo艣ci Raija. - Zabra艂 j膮 po to, aby zmusi膰 nas do m贸wienia. Nie uwolni jej tylko dlatego, 偶e pojawisz si臋 w grocie niczym skrzat!
- Wiem co nieco o s艂abo艣ciach tego cz艂owieka - wyja艣ni艂 Reijo. - Wi臋zi艂 mnie w swojej piwnicy i mia艂em do艣膰 czasu, by go dok艂adnie pozna膰.
- Chcia艂abym dok艂adnie wiedzie膰, co zamierzasz, Reijo Kesaniemi - zaperzy艂a si臋 Raija, opieraj膮c d艂onie na biodrach. Kiedy zwraca艂a si臋 do Reijo po nazwisku, znaczy艂o, 偶e jest na niego bardzo zagniewana. - Nie s膮dzisz chyba, 偶e pozwol臋, 偶eby艣 nara偶a艂 nas na niebezpiecze艅stwo, nie uprzedziwszy, co knujesz.
- Nie was, moja droga - przem贸wi艂 do niej 艂agodnie jak do dziecka. - Nie tym razem, Raiju Alatalo Elvejord. To dotyczy tylko mnie i w 偶aden spos贸b nie zdo艂asz mnie przekona膰 do swego towarzystwa w tej wyprawie. Id臋 sam. Owszem, p艂ywasz nie藕le, ale latem. Gorzej jednak ode mnie. Nie zdo艂am uratowa膰 ci臋 przed utoni臋ciem. Zreszt膮 i bez tego do艣膰 b臋d臋 mia艂 problem贸w, by dosta膰 si臋 pod wod膮 do groty. Prosz臋, nic nie m贸w, daj mi z艂apa膰 oddech...
Pos艂ucha艂a go.
- Hermansson nie lubi ciemnych, zamkni臋tych i wilgotnych pomieszcze艅.
- Sk膮d to wiesz?
Reijo wzni贸s艂 oczy ku niebu. Nils stal z boku, nic nie rozumiej膮c z tej rozmowy, ale dok艂adnie si臋 przys艂uchiwa艂.
- Schodzi艂 czasami do piwnicy, w kt贸rej mnie wi臋zi艂. 殴le si臋 tam czu艂. Ma艂o tego, zauwa偶y艂em, 偶e wiele go kosztowa艂o, by w og贸le zej艣膰 na d贸艂. Dziwnie si臋 zachowywa艂. Przypuszczam, 偶e grota dzia艂a na niego podobnie.
- To wszystko?
Reijo zacz膮艂 zsuwa膰 si臋 po skale, a Nils szybko go dogoni艂 i wskaza艂 kierunek.
- To naprawd臋 wszystko? - powt贸rzy艂a Raija i roze艣mia艂a si臋 szyderczo. Nerwy mia艂a napi臋te jak postronki, zdawa艂o si臋, 偶e za chwil臋 wybuchnie. - O Bo偶e, Reijo, przecie偶 to szale艅stwo, chwyta膰 si臋 takiej szansy! Przecie偶 on ci臋 mo偶e zabi膰. Ciebie i Maj臋.
Odwr贸ci艂 si臋 do niej. By艂 tak zagniewany, 偶e trz臋s艂y mu si臋 r臋ce, mimo 偶e zacisn膮艂 je w pi臋艣ci, a偶 pobiela艂y mu kostki.
- S膮 tylko dwie mo偶liwo艣ci - rzuci艂. - Mog臋 podj膮膰 t臋 pr贸b臋, kt贸ra nie wiadomo, jak si臋 zako艅czy, albo odda膰 Olemu to, co Kalle zostawi艂 swojemu synowi. Wybieraj, Raiju. Ja si臋 ju偶 zdecydowa艂em. Nie wi艅 siebie, je艣li co艣 mi si臋 stanie. Zreszt膮 jako艣 to prze偶yjesz.
Raija rzuci艂a si臋 mu na szyj臋 i tul膮c si臋 do policzka, wymamrota艂a:
- G艂upiec z ciebie, Reijo. Nie musisz tego dla mnie robi膰. Nie pozwol臋 ci!
Sztywno uwolni艂 si臋 z jej obj臋膰.
- Nie robi臋 tego dla ciebie, Raiju - odezwa艂 si臋, patrz膮c na ni膮 uparcie. W k膮ciku ust pojawi艂 si臋 dziwny ironiczny grymas. - Robi臋 to dla Mai. Ona na pewno by mi tego nie zabroni艂a. Dla Kallego, kt贸ry by艂 moim przyjacielem, dla Mikkala, kt贸ry na moim miejscu uczyni艂by to samo. Nie dla ciebie, moja Raiju.
Zamilk艂, powstrzymuj膮c si臋 od wybuchu uczu膰.
Zbocze nachyla艂o si臋 ku morzu ukrywaj膮cemu wej艣cie do groty. Le偶膮c na brzuchach, wpatrywali si臋 w bladozielon膮 lodowat膮 wod臋 wciskaj膮c膮 si臋 w膮skimi zatoczkami w l膮d i w fale ustrojone w bia艂e spienione grzywy. Raija czu艂a, 偶e robi si臋 jej niedobrze. Nie chcia艂a b艂aga膰 Reijo, ale spojrzenia, jakie ku niemu posy艂a艂a, powinny go powstrzyma膰. Reijo pozostawa艂 jednak niewzruszony. Zobaczyli, 偶e morze przesuwa si臋 w stron臋 l膮du. Zacz膮艂 si臋 przyp艂yw.
Reijo zdj膮艂 z siebie kurtk臋 i ciep艂y sweter. Poda艂 ubrania Nilsowi, m贸wi膮c:
- Ukryj je, prosz臋, gdzie艣 w pobli偶u tego wyj艣cia z jaskini, kt贸re znajduje si臋 na l膮dzie. Tylko tak, 偶eby nie rzuca艂y si臋 w oczy!
Nils przyrzek艂 tak zrobi膰.
- Wracaj teraz razem z Nilsem do domu.
Reijo, m贸wi膮c te s艂owa, nie spuszcza艂 wzroku z Raiji, kt贸ra, zawsze taka nieokie艂znana, teraz przytakn臋艂a potulnie, ogarni臋ta wielk膮 czu艂o艣ci膮. Ze wzgl臋du na swoje dziecko nie mog艂a powstrzyma膰 go przed tym desperackim przedsi臋wzi臋ciem.
- Powodzenia - powiedzia艂a tylko, poruszywszy lekko zbiela艂ymi wargami, i odprowadzi艂a spojrzeniem dygocz膮c膮 posta膰 schodz膮c膮 po艣piesznie do lodowatego morza.
- To chyba najbardziej orze藕wiaj膮ca k膮piel w moim 偶yciu - za偶artowa艂 jeszcze Reijo, po czym nabra艂 powietrza w p艂uca i zanurkowa艂.
Raija d艂ugo za nim patrzy艂a, ale w niczym nie mog艂a mu pom贸c. Tam pod wod膮 by艂 zdany tylko na siebie.
Wydawa艂o mu si臋, 偶e zosta艂 osaczony przez l贸d. Pr贸bowa艂 sobie wyobrazi膰, 偶e po gor膮cej saunie tarza si臋 w styczniowym 艣niegu. Jego cia艂o jednak nie by艂o rozgrzane, a morska woda nie przypomina艂a przyjemnie ch艂odz膮cej 艣niegowej pierzynki.
Porusza艂 r臋kami i nogami, staraj膮c si臋 oszcz臋dza膰 si艂y. Pod wod膮 panowa艂a ciemno艣膰. P艂yn膮艂 z szeroko otwartymi oczami, staraj膮c si臋 odnale藕膰 w艂a艣ciwy kierunek, nic jednak nie widzia艂. D艂o艅mi wymaca艂 ska艂臋 nad swoj膮 g艂ow膮, ale nie wyczu艂 prze艣witu mi臋dzy ni膮 a powierzchni膮 wody. Trwa艂o to ju偶 ca艂膮 wieczno艣膰. W uszach mu szumia艂o, a w p艂ucach czu艂 rozsadzaj膮cy b贸l. Si艂膮 woli zmusi艂 si臋, by zachowa膰 spok贸j. Nie wolno mu by艂o wpa艣膰 w panik臋.
Bez nerw贸w, ch艂opie, nakaza艂 sobie w my艣lach. Wykonuj spokojne ruchy. Nie ma powodu do strachu.
A mo偶e za d艂ugo zwleka艂 i korytarz wype艂ni艂 si臋 ca艂kowicie wod膮 przyp艂ywu?
Ramiona wydawa艂y mu si臋 ci臋偶kie jak o艂贸w, nogi ledwie chcia艂y go s艂ucha膰. Czu艂 bolesne k艂ucie w piersiach, ale zmusza艂 swe cia艂o do wysi艂ku. Resztkami si艂 i woli posuwa艂 si臋 do przodu, pragn膮c tylko jednego: odetchn膮膰 g艂臋boko, zaczerpn膮膰 powietrza w p艂uca...
P艂yn膮艂, niemal si臋 nie poruszaj膮c. Skostnia艂ymi d艂o艅mi maca艂 nad g艂ow膮. Woda, wsz臋dzie woda. A mo偶e pomyli艂y mu si臋 kierunki i dotyka dna korytarza zamiast sufitu? To mog艂oby t艂umaczy膰, dlaczego nie wyczuwa nad powierzchni膮 wody wolnej przestrzeni. W g艂owie k艂臋bi艂y mu si臋 chaotyczne my艣li. Ostatkiem woli zaciska艂 usta, by nie ulec jednemu ju偶 tylko pragnieniu: zaczerpn膮膰 oddechu.
Nie mia艂 si艂y sprawdza膰, czy si臋 nie pomyli艂. Ogarn臋艂a go b艂oga oboj臋tno艣膰. Szeroko otwarte oczy nadal nie dostrzega艂y niczego w kompletnych ciemno艣ciach.
Wzi膮艂 zamach i odgarniaj膮c wod臋, uderzy艂 si臋 o ska艂臋. Gdy cofn膮艂 r臋k臋, poczu艂 przejmuj膮cy b贸l, jakby si臋 o co艣 skaleczy艂. Przemarzni臋ty, ledwie zauwa偶a艂, 偶e si臋 porusza. Zmys艂y tak偶e reagowa艂y w zwolnionym tempie. Zachwia艂 si臋, gdy usi艂owa艂 sprawdzi膰 grunt. Nadal by艂o zbyt g艂臋boko, by m贸g艂 stan膮膰. Przedziera艂 si臋 jednak ku g贸rze i omal nie uderzy艂 czo艂em o ska艂臋, gdy偶, jak si臋 okaza艂o, przestrze艅 dziel膮ca powierzchni臋 wody od ska艂y by艂a bardzo w膮ska. Odchyli艂 g艂ow臋 mocno w ty艂, by usta i nos znalaz艂y si臋 nad wod膮.
By艂a to chyba najwspanialsza chwila w jego 偶yciu. Kiedy z艂apa艂 pierwszy oddech, poczu艂, jakby narodzi艂 si臋 na nowo. B贸l rozsadza艂 mu pier艣, ale r贸wnocze艣nie ow艂adn臋艂a nim ulga.
Kiedy ju偶 m贸g艂 normalnie oddycha膰, 艂atwiej mu by艂o si臋 porusza膰. Na nowo tak偶e wst膮pi艂a w niego nadzieja.
Przemarzni臋ty do szpiku ko艣ci, bezg艂o艣nie posuwa艂 si臋 w g艂膮b jaskini. Zaciska艂 Z ca艂ych sil szcz臋kaj膮ce z臋by. Przez ca艂y czas mia艂 przed oczami Maj臋. Maj臋 i Hermanssona. Popycha艂a go naprz贸d mi艂o艣膰 do male艅kiego niewinnego dziecka i nienawi艣膰 do tego diab艂a w ludzkiej postaci.
Wreszcie poczu艂 pod stopami grunt. Teraz m贸g艂 ju偶 i艣膰. Wnet te偶 us艂ysza艂 charakterystyczny g艂os Mai, kt贸ry rozpozna艂by wsz臋dzie. Dziewczynka p艂aka艂a, ale nie przestawa艂a wylewa膰 z siebie potoku s艂贸w. Jak na sw贸j wiek Maja m贸wi艂a ju偶 bardzo 艂adnie. Co prawda g艂uche echo zniekszta艂ca艂o g艂osy. Ole nie odzywa艂 si臋 wiele, Reijo nawet przysz艂o do g艂owy, 偶e mo偶e ju偶 poszed艂.
Intuicja podpowiada艂a mu, 偶e Hermansson nie pozostanie w grocie ani chwili d艂u偶ej ni偶 to konieczne. Zna艂 go na tyle, by przypuszcza膰, 偶e nie zawaha si臋 pozostawi膰 dziecko samo. Na tym w艂a艣nie Reijo opiera艂 sw贸j desperacki plan. Nie zamierza艂 stawa膰 twarz膮 w twarz z tym olbrzymem o s艂awie krwawego oprawcy. Chcia艂 go pokona膰 podst臋pem.
Jasna po艣wiata o艣lepi艂a Reijo na moment, zatrzyma艂 si臋 wi臋c, by oswoi膰 oczy ze 艣wiat艂em. Ryzyko, 偶e nic nie widz膮c, wpadnie z pluskiem wprost w 艂apy bestii, by艂o zbyt wielkie.
Potem mo偶liwie najciszej przemkn膮艂 si臋 w stron臋 miejsca, gdzie mroczny tunel, nape艂niaj膮cy si臋 coraz bardziej wod膮, 艂膮czy艂 si臋 z dnem wielkiej groty. Za nic w 艣wiecie nie m贸g艂 zdradzi膰 swojej obecno艣ci!
- Zamknij si臋, diabelny bachorze!
Reijo bez trudu rozpozna艂 grzmi膮cy g艂os Hermanssona, odbijaj膮cy si臋 o 艣ciany jaskini. Wyczul w nim napi臋cie i ostry ton, ale nie mia艂 odwagi uwierzy膰, 偶e to prawda. W jego sytuacji 艂atwo by艂o da膰 si臋 zwie艣膰 u艂udzie pobo偶nych 偶ycze艅.
- G艂upi jeste艣! Wszystko powiem Reijo! Jeste艣 z艂y. Reijo ci臋 zbije! - Maja nie straci艂a odwagi ani g艂osu, co Olemu coraz mocniej dzia艂a艂o na nerwy. Jego cierpliwo艣膰 wyczerpywa艂a si臋.
Reijo, uczepiony kurczowo ukrytej w mroku ska艂y, trwa艂 nieporuszony i zdawa艂o mu si臋, 偶e ca艂kiem straci艂 czucie w nogach. Bardzo uwa偶a艂, 偶eby nie zdradzi膰 swojej obecno艣ci. Obawia艂 si臋, 偶e nawet najl偶ejszy odg艂os spot臋gowany przez echo mo偶e dolecie膰 do uszu Olego i wzm贸c jego czujno艣膰. Mia艂 tych dwoje w zasi臋gu wzroku. Siedzieli na do艣膰 szerokim wyst臋pie skalnym. Poziom wody na dnie groty bardzo si臋 podwy偶szy艂 podczas przyp艂ywu, ale nie grozi艂o im, 偶e zostan膮 zalani. Reijo ucieszy艂 si臋, ujrzawszy Maj臋 ca艂膮 i zdrow膮. Po jej g艂osie pozna艂, 偶e ma艂a a偶 kipi ze z艂o艣ci. To dziecko wpada艂o w gniew tak 艂atwo, 偶e przy niej nawet Raija wydawa艂a si臋 by膰 anio艂em.
Reijo modli艂 si臋 w duchu, by Ole, kt贸ry zdradza艂 pierwsze oznaki zniecierpliwienia, w przyp艂ywie w艣ciek艂o艣ci nie zrobi艂 Mai krzywdy. P贸ki co ignorowa艂 napady z艂o艣ci dziewczynki. Mimo ca艂ego dramatyzmu sytuacji Reijo nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od u艣miechu, s艂uchaj膮c Mai, kt贸ra w k贸艂ko grozi艂a Olemu, 偶e przyjdzie Reijo i da mu nauczk臋. Na Hermanssona z pewno艣ci膮 dzia艂a艂o to jak p艂achta na byka.
- Reijo ci臋 z艂apie - zako艅czy艂a Maja kolejn膮 tyrad臋. Z jej s艂贸w emanowa艂a pewno艣膰, na jak膮 sta膰 jedynie dwulatka. Jej niez艂omnej wiary w swego bohatera nie przys艂ania艂 najmniejszy, nawet cie艅 w膮tpliwo艣ci.
- Niech si臋 lepiej cieszy, 偶e jego nie wzi膮艂em - odci膮艂 si臋 Hermansson.
Reijo s膮dzi艂, 偶e doda co艣 jeszcze, ale Ole poprzesta艂 na tych s艂owach, nie zamierzaj膮c si臋 pewnie zni偶a膰 do rozmowy z dzieckiem. Ale mimo wszystko nie wyda艂 si臋 Reijo taki twardy i bezwzgl臋dny, za jakiego chcia艂 uchodzi膰.
Krwawy Ole chyba nie czu艂 si臋 dobrze w kryj贸wce!
Na tym w艂a艣nie Reijo opiera艂 sw贸j plan. Mia艂 nadziej臋, 偶e wykorzysta na sw膮 korzy艣膰 t臋 s艂abo艣膰 Olego i uwolni Maj臋. Z najwi臋kszym trudem sta艂 nieruchomo w lodowatej wodzie. Ogromnym wysi艂kiem woli powstrzymywa艂 dr偶enie, obawiaj膮c si臋, 偶e Ole wychwyci nawet najl偶ejszy obcy szmer.
- Ten tw贸j ukochany Reijo ma do艣膰 swoich k艂opot贸w! - odezwa艂 si臋 Ole Edvard, podnosz膮c z ziemi lamp臋.
W tej kr贸tkiej chwili m艂odemu Finowi zdawa艂o si臋, 偶e serce wyskoczy mu z piersi. Uzna艂, 偶e wszystko stracone. By艂 pewien, 偶e Hermansson przez ca艂y czas wiedzia艂 o jego obecno艣ci w grocie i tylko odegra艂 t臋 fars臋, 偶eby go podr臋czy膰.
Ale Ole Hermansson, nie przestaj膮c patrze膰 na Maj臋, ci膮gn膮艂 drwi膮cym tonem:
- Niebawem spotkam si臋 z twoim ukochanym Reijo. Tylko najpierw p贸jd臋 co艣 zje艣膰. Ty pewnie te偶 jeste艣 g艂odna? Trudno. Ale skoro ten Reijo tak cholernie wiele potrafi, to mo偶e wydostanie ci臋 st膮d?
- Reijo ci臋 zbije! - powt贸rzy艂a triumfalnie Maja z niezachwian膮 pewno艣ci膮.
Jej s艂owa najwyra藕niej rozbawi艂y Olego, bo roze艣mia艂 si臋 tubalnie.
Trudno opisa膰 ulg臋, jaka sp艂yn臋艂a na Reijo. Zmusi艂 si臋, by zachowa膰 spok贸j. Nie m贸g艂 teraz zdradzi膰 swojej obecno艣ci, nast臋pne minuty mia艂y rozstrzygn膮膰 o wszystkim. A stawk膮 w tej grze by艂o co艣 wi臋cej ni偶 z艂oto.
Ole niepewnie popatrzy艂 na dziewczynk臋. Ten bachor by艂 mu prawdziwym utrapieniem. Na moment zapragn膮艂, 偶eby si臋 utopi艂a. Pozby艂by si臋 przynajmniej k艂opotu. Ale r贸wnocze艣nie co艣 mu podpowiada艂o, 偶e nie powinien jej zostawia膰 samej. By艂a taka ma艂a...
To nie twoje zmartwienie, Ole, odezwa艂 si臋 w nim wewn臋trzny g艂os. Nie rozczulaj si臋, ch艂opie!
Ruszy艂 w stron臋 wyj艣cia. Obrzuciwszy dziecko ch艂odnym spojrzeniem, stwierdzi艂 zadowolony, 偶e przynajmniej na t臋 kr贸tk膮 chwil臋 zamkn臋艂o g臋b臋.
Mo偶e powinien zostawi膰 jej lamp臋? Nie, przecie偶 sam jej potrzebowa艂. Zreszt膮 na jedno wychodzi, czy poparzy si臋 na 艣mier膰, czy si臋 utopi, pomy艣la艂 cynicznie.
- Zostaniesz tutaj, s艂yszysz, bachorze? Lamp臋 bior臋 ze sob膮. Je艣li b臋dziesz spokojnie siedzie膰, nic ci si臋 nie stanie.
Ole nie mia艂 poj臋cia, 偶e do dziecka nie przemawia si臋 w taki spos贸b. Sk膮d mia艂 o tym wiedzie膰 on, postrach ca艂ego Finnmarku. Matki nie pozostawiaj膮 swych latoro艣li pod opiek膮 takich jak on osobnik贸w.
Kiedy ruszy艂 do wyj艣cia z groty, nie czu艂 wyrzut贸w sumienia. Ten dzieciak by艂 mu jak kamie艅 u szyi, dobrze b臋dzie si臋 go pozby膰. Jak ju偶 wyci艣nie z Raiji i jej kochanka odpowiednie informacje, mog膮 sobie szuka膰 bachora. Dzi臋ki temu nie b臋dzie musia艂 spojrze膰 tej ma艂ej w oczy i, co jeszcze wa偶niejsze, uniknie s艂uchania jej gadaniny.
Reijo czeka艂, wydawa艂o mu si臋, 偶e czas stan膮艂 w miejscu. 艢ledzi艂 wzrokiem odchodz膮cego Hermanssona, a potem d艂ugo jeszcze wpatrywa艂 si臋 w otw贸r korytarza, w kt贸rym tamten znikn膮艂. Gdy ju偶 zapad艂a kompletna ciemno艣膰, odczeka艂 jeszcze chwil臋, kt贸ra wydawa艂a mu si臋 wieczno艣ci膮. Wiedzia艂, 偶e musi si臋 uzbroi膰 w cierpliwo艣膰, bo w grocie ka偶dy odg艂os ni贸s艂 si臋 gromkim echem.
G艂o艣ny szloch Mai rozrywa艂 mu serce. Samotne przera偶one dziecko, opuszczone przez wszystkich. Co to za cz艂owiek z tego Hermanssona? 呕eby pozostawi膰 dziecko samo w takim miejscu? Reijo nie by艂 w stanie tego poj膮膰.
By膰 mo偶e troch臋 si臋 po艣pieszy艂, ale nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej wytrzyma膰. 艁udzi艂 si臋, 偶e p艂acz Mai zag艂uszy inne odg艂osy. Najciszej jak si臋 da艂o, podp艂yn膮艂 kilka metr贸w w stron臋 wyst臋pu skalnego, na kt贸rym siedzia艂a.
Us艂yszawszy plusk wody, dziewczynka przesta艂a p艂aka膰 i cofn臋艂a si臋 pod 艣cian臋. Dotar艂 stamt膮d odg艂os drobnych kroczk贸w, a potem przy艣pieszony oddech.
Reijo podp艂yn膮艂 bli偶ej i uchwyciwszy si臋 mocno skalnej p贸艂ki, odezwa艂 si臋 szeptem, modl膮c si臋, by pozna艂a jego g艂os:
- Maju, dziecinko moja, gdzie jeste艣? To ja, Reijo, Maju, male艅ka...
W kompletnej ciszy, jaka na moment zapad艂a, da艂 si臋 s艂ysze膰 cieniutki, przepe艂niony rozpacz膮 g艂osik, w kt贸rym pobrzmiewa艂o niedowierzanie.
- Reijo? Reijo? Ten z艂y cz艂owiek... - urwa艂a i g艂os jej si臋 za艂ama艂, jakby mia艂a wybuchn膮膰 p艂aczem.
Mimo panuj膮cych w grocie ciemno艣ci Reijo zdo艂a艂 si臋 wdrapa膰 na skaln膮 p贸艂k臋 i przesun膮膰 w kierunku, sk膮d dochodzi艂o pochlipywanie. Wnet trzyma艂 w ramionach ciep艂e male艅kie cia艂ko. Teraz dopiero poczu艂, jak bardzo jest zzi臋bni臋ty. Stoj膮c w wodzie odczuwa艂 ciep艂o. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e to najbardziej niebezpieczne.
- Nie p艂acz, dziecinko! - szepta艂 z twarz膮 wtulon膮 w jej w艂osy.
Maja zacisn臋艂a mu r膮czki na szyi, a z oczu trysn臋艂y jej 艂zy. Niesk艂adnie opowiada艂a o niedobrym cz艂owieku, kt贸ry si艂膮 j膮 tu przyprowadzi艂.
- Jest g艂upi - powtarza艂a. - Zbij go, Reijo, niech si臋 przekona, jaki jest g艂upi i z艂y!
- Ten okropny cz艂owiek ju偶 sobie poszed艂 - pociesza艂 j膮 Reijo. - I wi臋cej tu nie wr贸ci, Maju. Jestem przy tobie, nie b贸j si臋. Reijo ci臋 st膮d zabierze do mamy. W domu ju偶 na nas czekaj膮, wszyscy.
- Elise zgin臋艂a - chlipn臋艂a Maja.
- Elise uciek艂a temu okropnemu cz艂owiekowi - wyja艣ni艂 Reijo, trz臋s膮c si臋 jak galareta. Ale cho膰 szcz臋ka艂 z臋bami i m贸wienie przychodzi艂o mu z trudem, cierpliwie przemawia艂 do dziecka. Musia艂 je uspokoi膰, zanim ruszy z nim korytarzem prowadz膮cym do wyj艣cia z groty. - Elise jest w domu i czeka na nas.
Ciekawe, jak daleko odszed艂 Hermanssan? zastanawia艂 si臋 Reijo.
Bardzo si臋 obawia艂, 偶e w korytarzu mo偶e si臋 na niego natkn膮膰. Nie zna艂 tego przej艣cia i nie mia艂 poj臋cia, jak daleko jest do wyj艣cia. Poruszaj膮c si臋 pod os艂on膮 ca艂kowitych ciemno艣ci, trudno by艂o polega膰 na ma艂o dok艂adnych obja艣nieniach Nilsa.
Woda falowa艂a i uderza艂a o skalne 艣ciany. Jej poziom troch臋 si臋 podni贸s艂 w czasie, gdy przebywa艂 wewn膮trz groty. Nagle w jego g艂owie wyklu艂 si臋 szalony pomys艂. Gdyby pobieg艂 wzd艂u偶 brzegu, w kr贸tkim czasie dotar艂by do osady. W艣r贸d ska艂 za艣 mo偶e si臋 natkn膮膰 na Hermanssena.
Ile mo偶na wymaga膰 od dwuip贸艂letniego dziecka? Czy wolno mu jeszcze dodatkowo nara偶a膰 Maj臋 na takie niebezpiecze艅stwo?
Ale to wielka szansa! Szansa, kt贸ra jednak wi膮偶e si臋 z wielkim ryzykiem. Reijo wstrzyma艂 oddech, rozwa偶aj膮c w my艣lach wszystkie za i przeciw. Nerwy mia艂 napi臋te do ostatnich granic. Ciekawe, ile wody jest teraz w korytarzu? Czy si臋 przes艂ysza艂, czy to wyobra藕nia p艂ata艂a mu figle? Zdawa艂o mu si臋, 偶e w艣r贸d szumu wody wdzieraj膮cej si臋 do wn臋trza groty wy艂apa艂 jaki艣 odg艂os.
Chyba co艣 b艂ysn臋艂o w korytarzu prowadz膮cym do wyj艣cia?
Nie mia艂 odwagi d艂u偶ej czeka膰, 偶eby si臋 przekona膰, czy to prawda. Wola艂 zachowa膰 ostro偶no艣膰 i nie kusi膰 losu.
Maja na szcz臋艣cie nie ba艂a si臋 wody. Sil膮c si臋 na spok贸j, wyszepta艂:
- Wyjdziemy st膮d, Maju. B臋dziemy musieli p艂yn膮膰. Woda jest bardzo zimna, ale wszystko b臋dzie dobrze. Przyrzekam ci to. Niczego si臋 nie b贸j, musisz tylko mocno trzyma膰 mnie za szyj臋, nie puszcza膰, rozumiesz?
- Nie puszcza膰 - powt贸rzy艂a z powag膮 i jeszcze mocniej zacisn臋艂a mu r臋ce na karku.
Reijo odetchn膮艂 z ulg膮.
- B臋dzie zupe艂nie ciemno i bardzo g艂臋boko. W jednym miejscu woda nawet nas zakryje. W贸wczas musisz zrobi膰 to, co ci teraz powiem. Nabierzesz du偶o powietrza, tyle 偶e a偶 nap臋cznieje ci brzuszek. Mocno zaci艣niesz buzi臋 i przytulisz si臋 do mnie. Nie wolno ci b臋dzie wtedy oddycha膰.
- Dlaczego?
- Dlatego 偶e dooko艂a b臋dzie woda i je艣li otworzysz buzi臋, wleci ci do 艣rodka wi臋cej, ni偶 b臋dziesz mog艂a po艂kn膮膰, malutka. A to niebezpieczne.
Spodziewa艂 si臋 kolejnego 鈥瀌laczego?鈥, Maja w艂a艣nie wesz艂a w ten wiek, ale tym razem przyj臋艂a s艂owa Reijo bez zb臋dnych pyta艅. Odczu艂 z tego powodu niewypowiedzian膮 ulg臋. Postanowi艂, 偶e p贸藕niej jej wszystko wyt艂umaczy. Teraz cenna by艂a ka偶da sekunda, bo ju偶 nie mia艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e od strony korytarza dobiega odg艂os krok贸w.
- Trzymaj si臋 mocno! - poprosi艂 i zanurzy艂 si臋 w lodowatej wodzie. Cho膰 tylko na chwil臋 z niej wyszed艂, zn贸w prze偶y艂 szok. Maja wyda艂a z siebie cichy okrzyk, ale zamilk艂a zaraz i ju偶 nawet j臋k nie wydoby艂 si臋 z jej ust. Reijo czu艂 jednak jej kurczowy u艣cisk. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e go nie puszcza艂a.
- Wszystko b臋dzie dobrze - szepn膮艂 i skierowa艂 si臋 w stron臋 podwodnego korytarza. Podni贸s艂 Maj臋 jedn膮 r臋k膮 troch臋 wy偶ej, 偶eby mia艂a g艂ow臋 nad powierzchni膮 wody, kt贸rej poziom znacznie si臋 podwy偶szy艂. Reijo liczy艂 na to, 偶e ten niewielki prze艣wit wystarczy.
Nieprzyjemne uczucie z wolna zacz臋艂o opuszcza膰 Olego Edvarda. Pokona艂 ju偶 odcinek korytarza, gdzie musia艂 si臋 czo艂ga膰. Ledwie przecisn膮艂 si臋 przez w膮skie 艣wiat艂o tunelu. To by艂o straszne! Czu艂 si臋 ca艂kowicie uzale偶niony od wy偶szych mocy. Przez moment przestraszy艂 si臋, 偶e na zawsze zostanie uwi臋ziony w skale napieraj膮cej na plecy i brzuch, i nigdy wi臋cej nie ujrzy nieba. Ogarn膮艂 go l臋k przed zamkni臋ciem, mia艂 wra偶enie, 偶e si臋 dusi. Przera偶ony, ledwie powstrzyma艂 si臋 od krzyku. Zacisn膮艂 z臋by. On, Ole Edvard Hermansson, nie by艂 przecie偶 mi臋czakiem.
Ale nie czu艂 si臋 dobrze, mimo 偶e lampa roz艣wietla艂a ciemno艣ci. Bezwiednie pomy艣la艂 o dziecku pozostawionym na skalnym wyst臋pie nad wod膮, kt贸ra zacz臋艂a przybiera膰.
Ma艂a pewnie si臋 boi. Dobrze jej tak, krzykaczce. Chcia艂 si臋 u艣miechn膮膰 pogardliwie, ale jako艣 mu nie wysz艂o. Zdradzieckie my艣li przywo艂a艂y w pami臋ci inne przestraszone dziecko. Dziecko, kt贸re przez ca艂膮 noc siedzia艂o zamkni臋te w dusznej piwnicy, dlatego 偶e niechc膮cy zobaczy艂o sw膮 matk臋 w intymnej sytuacji z m臋偶czyzn膮, u kt贸rego s艂u偶y艂a. Ole prze艂kn膮艂 艣lin臋. Bez trudu przypomnia艂 sobie, jakie straszne m臋ki wtedy cierpia艂.
Ten cholerny bachor prze偶yje, skoro jemu uda艂o si臋 wyj艣膰 z tego bez szwanku! Ba, wyr贸s艂 nawet na m臋偶czyzn臋 jak si臋 patrzy, nie na jakiego艣 tch贸rza.
Teraz dopiero u艣wiadomi艂 sobie, jak bardzo dziewczynka przypomina Raij臋. Nie dostrzeg艂 tego wcze艣niej, denerwowa艂y go jej wrzaski, wi臋c nie przygl膮da艂 si臋 jej dok艂adnie. Uderzy艂o go, 偶e ta ma艂a bez w膮tpienia odziedziczy艂a po matce oryginaln膮 urod臋 i to co艣 nieokre艣lonego, co uczyni艂o z Raiji jedyn膮 kobiet臋, kt贸ra wiele dla niego znaczy艂a i z czasem sta艂a si臋 taka wa偶na.
Jego w艂asna matka p艂aszczy艂a si臋 przed tym idiot膮, zniewie艣cia艂ym typkiem, kt贸ry niestety by艂 jego ojcem. Ole poprzysi膮g艂 sobie wtedy, 偶e nigdy nie straci g艂owy dla 偶adnej kobiety. Zgodnie z jego przekonaniem, kobiety by艂y g艂upie i niewierne. Zdradza艂y, gdy si臋 w nich zakocha膰.
Jego matka by艂a za dobra dla tego utracjusza! G艂upia, ale i tak o niebo lepsza ni偶 m臋偶czyzna, kt贸ry traktowa艂 j膮 jak swoj膮 w艂asno艣膰, mimo 偶e o偶eni艂 si臋, jak wypada艂o, z dam膮 z wy偶szych sfer.
Ole wiedzia艂, 偶e Raiji w艂a艣ciwie nigdy nie obchodzi艂. Tylko ten Reijo by艂 dla niej wa偶ny. Kmiotek, nie m臋偶czyzna! Dziecko mia艂o br膮zowe oczy tak jak Raija i twarz podobn膮 do twarzy matki. Im d艂u偶ej my艣la艂 o tym dziecku, tym gorzej si臋 czu艂. Tak jakby to Raij臋 pozostawi艂 sam膮 w ciemnej, wilgotnej grocie.
Krzycza艂a co艣 do niego, mo偶e nadal p艂acze ze strachu. Ole zatrzyma艂 si臋 i nastawi艂 ucha. Cisza. Cofn膮艂 si臋 i doszed艂 do miejsca, gdzie by艂o bardzo w膮sko, ale nadal nic nie s艂ysza艂. Mo偶e wpad艂a do wody? Mo偶e utopi艂a si臋? Raija... Nie, nie Raija, jej c贸rka, Maja. Nie mo偶e przecie偶 ich myli膰 ze sob膮.
Poczu艂 w piersiach b贸l, tak jakby rozrywano go na strz臋py. Zrobi艂o mu si臋 gor膮co.
- Nie dr臋cz mnie - j臋kn膮艂 cicho zbola艂ym g艂osem. Nie potrafi艂 jednak uwolni膰 si臋 od tego dziwnego, pal膮cego uczucia.
Chyba trac臋 rozum, pomy艣la艂 i przera偶enie jeszcze si臋 wzmog艂o. Albo tch贸rz臋...
Przez d艂ug膮 chwil臋 toczy艂 walk臋 z samym sob膮, w ko艅cu schyli艂 si臋 i z dusz膮 na ramieniu zacz膮艂 si臋 przeciska膰 t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 dopiero co przyszed艂.
By艂 ju偶 prawie na miejscu, gdy mu si臋 wyda艂o, 偶e s艂yszy jakie艣 g艂osy. W tym momencie na nowo ogarn膮艂 go l臋k o stan w艂asnego umys艂u.
Mo偶e naprawd臋 zwariowa艂em? przerazi艂 si臋. Na to wygl膮da...
Nigdy dot膮d nie zachowywa艂 si臋 tak dziwnie. Zawsze by艂 twardy i bezwzgl臋dny. Nigdy nie kierowa艂 si臋 uczuciami.
Kiedy po chwili zn贸w si臋 zatrzyma艂, s艂ysza艂 ju偶 tylko plusk wody uderzaj膮cej o ska艂y. Na zewn膮trz chyba szala艂a wichura, bo w grocie dawa艂o si臋 odczu膰 powiew 艣wie偶ego powietrza. Do skalnego wyst臋pu pozosta艂 mu ju偶 tylko kawa艂ek, gdy lampa nagle zap艂on臋艂a ja艣niej, po czym zgas艂a.
Maja przywar艂a mocno do Reijo, dr偶膮c na ca艂ym ciele. Wtuli艂a si臋 w zag艂臋bienie na jego szyi policzkami mokrymi chyba od 艂ez, a nie od morskiej wody. Mocno zacisn臋艂a mu r膮czki na karku i cho膰 czu艂, 偶e jest 艣miertelnie przera偶ona, nie skar偶y艂a si臋 i nie krzycza艂a.
Szybciej ni偶 si臋 spodziewa艂, dotarli do miejsca, gdzie korytarz schodzi艂 pod wod臋. Jego oczy zd膮偶y艂y przywykn膮膰 do tego osobliwego mroku, w kt贸rym teraz widzia艂 znacznie wi臋cej ni偶 w贸wczas, gdy przedziera艂 si臋 do groty. By艂 pewien, 偶e z wydostaniem si臋 na zewn膮trz p贸jdzie mu sprawniej. Ale nie by艂o sensu si臋 oszukiwa膰, teraz mia艂 do pokonania jakby d艂u偶szy odcinek pod wod膮: Maja troch臋 spowalnia艂a jego ruchy, a poza tym p艂yn膮艂 pod pr膮d. Nie wiedzia艂, jak d艂ugo dziecko wytrzyma bez oddechu.
- Teraz, Maju - odezwa艂 si臋. - Teraz nabierzemy du偶o powietrza. Kiedy powiem, 偶e nie mo偶esz oddycha膰, musisz mnie od razu pos艂ucha膰. I b臋dziesz mog艂a wypu艣ci膰 powietrze dopiero, gdy ci pozwol臋. To b臋dzie troch臋 bola艂o. Jak my艣lisz, dasz rad臋?
- Taak.
Udawa艂, 偶e nie s艂yszy zw膮tpienia w jej g艂osie. Nie mieli innego wyboru, musieli zaryzykowa膰.
- Nabierz powietrza.
Maja odetchn臋艂a g艂臋boko i wstrzyma艂a oddech.
- Mo偶esz oddycha膰.
Wype艂ni艂a jego polecenie, czyli rozumia艂a, o co chodzi. Z ulg膮 pomy艣la艂, 偶e nie b臋dzie musia艂 traci膰 czasu na dodatkowe wyja艣nienia. Odetchn膮艂 g艂臋boko i s艂ysza艂, 偶e dziecko stara si臋 oddycha膰 w tym samym tempie. Nie by艂o na co czeka膰.
- Nabierz powietrza! - nakaza艂 i uczyni艂 to samo. Poczu艂 przyci艣ni臋t膮 do szyi twarz dziecka. Nie trac膮c ani sekundy, zanurkowa艂 i pop艂yn膮艂 ku wyj艣ciu, kt贸rego, co prawda, nie widzia艂, ale wiedzia艂, 偶e istnieje.
Lampa zsun臋艂a si臋 z p贸艂ki skalnej i wpad艂a z pluskiem do wody. W kompletnych ciemno艣ciach Ole nie widzia艂 nic na wyci膮gni臋cie d艂oni. S艂ycha膰 by艂o tylko chlupot wody wdzieraj膮cej si臋 do groty. Olemu zdawa艂o si臋, 偶e brzmi on jak szyderczy 艣miech.
By艂 tu zupe艂nie sam. Dziewczynka znikn臋艂a. Zawo艂a艂 j膮 po imieniu. Dziwnie zabrzmia艂o w jego ustach, ale wyda艂o mu si臋 pi臋kne.
G艂os odbija艂 si臋 o ska艂y i powraca艂 echem, jakby ska艂y szydzi艂y z niego, 偶e okaza艂 si臋 takim s艂abym g艂upcem.
Musia艂a wpa艣膰 do wody, pomy艣la艂 Ole Edvard, macaj膮c dok艂adnie skalny wyst臋p, na kt贸rym j膮 zostawi艂. W niezrozumia艂ym dla siebie odruchu wskoczy艂 do wody. Nabiera艂 coraz silniejszego prze艣wiadczenia, 偶e traci rozum. Ale przecie偶 nie m贸g艂 stan膮膰 przed Raij膮 i powiedzie膰, 偶e jej c贸rka jest ca艂a i zdrowa, wiedz膮c, 偶e dziecko nie 偶yje. Musi j膮 znale藕膰!
Raz za razem nurkowa艂, obmacywa艂 skalne dno i 艣ciany groty, zalane teraz wod膮. Ale nic nie znalaz艂. Ci膮偶y艂o mu mokre ubranie i trudno by艂o mu p艂yn膮膰, lecz nie rezygnowa艂. Nigdy nie ofiarowa艂 Raiji czego艣, na czym by jej zale偶a艂o. Mo偶e teraz, ten jeden jedyny raz, zobaczy rado艣膰 w jej oczach? My艣li m膮ci艂y mu si臋 w g艂owie. Woda, ska艂y i zi膮b. Oczy, cho膰 przywyk艂y do mroku, rozpoznawa艂y jedynie cienie i zarysy. Nierzeczywisty 艣wiat, z kt贸rego nie by艂o wyj艣cia. Przemieni艂 si臋 w ma艂ego ch艂opca, zamkni臋tego za kar臋 w piwnicy. Musi tu zosta膰, p贸ki go nie wypuszcz膮. Nie znalaz艂 wyj艣cia, nie znalaz艂 Mai.
Wydawa艂o mu si臋, 偶e s艂yszy jej krzyk, i nerwowo zacz膮艂 p艂ywa膰 w k贸艂ko. Ramiona i nogi zdr臋twia艂y mu z zimna, ale przecie偶 nie m贸g艂 zaprzesta膰 poszukiwa艅, przecie偶 by艂 m臋偶czyzn膮, a nie bab膮.
Nie podda艂 si臋, cho膰 nie by艂 dobrym p艂ywakiem. Kiedy odkry艂 pod wod膮 otw贸r prowadz膮cy do korytarza, pop艂yn膮艂 tamt臋dy, pewien, 偶e odnajdzie tam Maj臋. By艂 zbyt ot臋pia艂y, by pomy艣le膰, 偶e nie da rady p艂yn膮膰 pod silny pr膮d.
I tak dope艂ni艂 si臋 jego los. Ma艂y ch艂opiec nie wydosta艂 si臋 z ciemnej piwnicy. Wody przyp艂ywu wepchn臋艂y go z powrotem do wn臋trza groty.
Kiedy wreszcie Reijo uda艂o si臋 wynurzy膰 na powierzchni臋, nie czu艂 nic poza strachem. Cho膰 przy brzegu by艂o do艣膰 p艂ytko, morze okaza艂o si臋 tak niespokojne, 偶e z trudem utrzymywa艂 si臋 na nogach. Pozwala艂 nie艣膰 si臋 falom, pilnie bacz膮c, by woda nie zalewa艂a twarzy Mai. Dziewczynka uchwyci艂a si臋 kurczowo jego w艂os贸w i nie zwolni艂a u艣cisku. Posinia艂a na twarzy, szcz臋ka艂a z臋bami, ale 偶y艂a. I nic wi臋cej si臋 nie liczy艂o.
Reijo przytuli艂 j膮 mocno, niemal obezw艂adniony nadmiarem uczu膰.
Uda艂o nam si臋, pomy艣la艂 z rado艣ci膮.
- Dziecinko moja - 艣mia艂 si臋 i p艂aka艂, ca艂uj膮c przemoczone w艂osy Mai. - Dziecinko moja.
Gdy wyszli na l膮d, ch艂odny pa藕dziernikowy wicher przenikn膮艂 ich do szpiku ko艣ci. Reijo poczu艂 艣miertelne znu偶enie. Tymczasem by艂 to dopiero pierwszy wygrany etap, teraz musieli dosta膰 si臋 do domu, nim dopadnie ich Ole Edvard albo nim zamarzn膮 na 艣mier膰.
Zacisn膮艂 z臋by i potykaj膮c si臋, pop臋dzi艂 wzd艂u偶 brzegu w silnym postanowieniu, 偶e wszystkiemu podo艂a.
Raija ze zmartwienia nie mog艂a sobie znale藕膰 miejsca. Aleksiej daremnie pr贸bowa艂 j膮 nam贸wi膰, by usiad艂a i czeka艂a cierpliwie. Nils bez wi臋kszych skutk贸w nak艂ania艂 j膮 do tego samego. Raija nie chcia艂a czeka膰 bezczynnie. Kiedy wreszcie Nils zauwa偶y艂 przez okno nadbiegaj膮cego Reijo z Maj膮 na r臋ku, poczu艂a si臋 dotkni臋ta do 偶ywego, 偶e to nie ona pierwsza ich wypatrzy艂a.
Wy艣ciska艂a mocno kompletnie wyczerpanego przyjaciela i bladosin膮 c贸reczk臋. Stara艂a si臋 zachowa膰 zimn膮 krew, ale by艂a zbyt podekscytowana, by dzia艂a膰 rozs膮dnie.
- Usi膮d藕! - nakaza艂 jej Nils, przejmuj膮c komend臋. - Ja te偶 mog臋 si臋 na co艣 przyda膰.
- Najpierw Maja - j臋kn膮艂 Reijo.
Nils nie protestowa艂, cho膰 jego zdaniem Reijo wygl膮da艂 na bardziej wyczerpanego. Trz臋s膮cymi si臋 r臋koma zacz膮艂 zdejmowa膰 z dziecka przemoczone i niemal zupe艂nie sztywne ubrania. Sz艂o mu do艣膰 opornie, z wdzi臋czno艣ci膮 wi臋c przyj膮艂 pomoc Raiji, mimo 偶e wcze艣niej kaza艂 jej trzyma膰 si臋 z boku.
- Poradz臋 sobie - zapewni艂a go. Usi艂owa艂a przywo艂a膰 na twarz u艣miech, cho膰 dr臋czy艂a j膮 my艣l, 偶e zn贸w nad jej najbli偶szymi pojawi艂y si臋 z艂owrogie chmury.
Zr臋cznie wytar艂a ma艂膮 do sucha, po czym opatuli艂a we wszystko, co znalaz艂a w domu. Przygarn臋艂a c贸reczk臋 mocno i najch臋tniej odda艂aby jej w艂asne ciep艂o. Maja, nienaturalnie blada, zachowywa艂a si臋 zatrwa偶aj膮co spokojnie. Czy nie powinna raczej krzycze膰 wniebog艂osy? Raija ba艂a si臋 nad tym zastanawia膰. Pragn臋艂a raczej radowa膰 si臋 tym, 偶e dane jej by艂o odzyska膰 dziecko. Przykry艂a je dodatkowo futrzan膮 narzut膮, wierz膮c, 偶e Maja rozgrzeje si臋 wreszcie. Nils dok艂ada艂 do pieca, a偶 ogie艅 buzowa艂.
- By艂 tu Ole? - zapyta艂 Reijo, z trudem otwieraj膮c usta.
By艂 tak zzi臋bni臋ty, 偶e nie m贸g艂 nawet poruszy膰 pakami. Nils pom贸g艂 mu zdj膮膰 zesztywnia艂a koszul臋, kt贸ra w wielu miejscach przylgn臋艂a do sk贸ry i trzeba by艂o u偶y膰 gor膮cej wody, by j膮 odklei膰.
- P贸ki co, jeszcze nie - odpar艂a Raija i poda艂a Elise opatulon膮 Maj臋, a potem zaprowadzi艂a dziewczynki do izby.
Razem z Nilsem wyjrzeli ostro偶nie przez wszystkie okna, ale na zewn膮trz nie dzia艂o si臋 nic szczeg贸lnego. 呕adne z nich jednak nie mia艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e Ole Hermansson mo偶e pojawi膰 si臋 w ka偶dej chwili. A jego przybycie sprowadzi na wszystkich jedynie b贸l i cierpienie.
Raija bez zb臋dnych ceregieli zdj臋艂a z Reijo spodnie, a potem kalesony, co bardziej zawstydzi艂o Nilsa ni偶 j膮 sam膮. Na ramiona zarzuci艂a przyjacielowi utkan膮 z we艂ny narzut臋 i delikatnie popchn臋艂a go bli偶ej pieca.
- Jeste艣 niepoprawny, Reijo - m贸wi艂a, g艂aszcz膮c rozdygotane cia艂o. Kiedy ogie艅 o艣wietli艂 z艂otym blaskiem jej twarz, na d艂ugich rz臋sach b艂ysn臋艂y 艂zy. Raija pomruga艂a gwa艂townie, ale te 艂zy dostrzeg艂 nawet Reijo znajduj膮cy si臋 w dziwnym stanie gdzie艣 mi臋dzy jaw膮 a snem. - Powiedzia艂e艣, 偶e pop艂yniesz do groty, ale s艂owem nie wspomnia艂e艣, 偶e zamierzasz wr贸ci膰 t膮 sam膮 drog膮! - Ma艂o brakowa艂o, by si臋 rozp艂aka艂a na dobre. - Przecie偶 oboje mogli艣cie uton膮膰! Jak d艂ugo przebywa艂e艣 w lodowatej wodzie? Mog艂e艣 zamarzn膮膰! Rozchorujesz si臋...
U艣miechn膮wszy si臋 blado, przymkn膮艂 oczy. G艂owa opad艂a mu w ty艂. Czu艂 ogarniaj膮ce go z wolna ciep艂o, niemal r贸wnie b艂ogie jak wtedy, gdy unosi艂 go podwodny nurt.
Teraz frun膮艂, szybowa艂 w powietrzu... Jakby zza chmur dolatywa艂y go st艂umione s艂owa wypowiadane przez Raij臋, a jej g艂os zlewa艂 si臋 w monotonny szum.
S艂ysza艂 muzyk臋... Lecia艂...
Tak naprawd臋 osun膮艂 si臋 po 艣cianie w d贸艂.
- Powinni艣my go po艂o偶y膰 do 艂贸偶ka - rzek艂 zatroskany Nils i nagle ogarn臋艂o go poczucie bezradno艣ci. Jego 偶ycie p艂yn臋艂o spokojnie i monotonnie, ale odk膮d pami臋tnej nocy zapuka艂 do drzwi tego domu i pozna艂 Reijo, nic ju偶 nie by艂o zwyczajne.
- Owszem, ale najpierw trzeba go rozgrza膰 - z uporem oznajmi艂a Raija. - I przypilnowa膰, by zjad艂 co艣 ciep艂ego. Wydaje mi si臋, 偶e bardzo d艂ugo przebywa艂 w grocie, a ile czasu sp臋dzi艂 w wodzie, B贸g jeden raczy wiedzie膰...
Dopiero wraz z nastaniem wieczoru, gdy za oknami zapad艂 zmrok, Reijo zdo艂a艂 o w艂asnych si艂ach przej艣膰 do alkierza i po艂o偶y膰 si臋 w 艂贸偶ku. Ale zanim to nast膮pi艂o, Raija naciera艂a go i masowa艂a, ogrzewa艂a w艂asnym cia艂em. P艂aka艂a przy tym i kl臋艂a na przemian, ale nie podda艂a si臋, p贸ki nie otworzy艂 oczu i nie popatrzy艂 na ni膮 przytomnie.
- Przyszed艂? - zapyta艂, nie przestaj膮c dygota膰. Zaprzeczyli.
Nils trzyma艂 stra偶. Co chwila wygl膮da艂 przez okno, a gdy si臋 艣ciemni艂o, odwa偶y艂 si臋 wyj艣膰 na zewn膮trz i okr膮偶y艂 budynek. Nic nie zak艂贸ca艂o spokoju, ale Raija czu艂a, 偶e jest to cisza przed burz膮.
Reijo nie chcia艂 rozmawia膰 o tym, co si臋 wydarzy艂o w grocie.
- Nie teraz - wym贸wi艂 si臋 udr臋czony. - To dla mnie na razie zbyt trudne, Raiju. Pozw贸l, bym sam si臋 z tym wpierw upora艂.
Raija dobrze go rozumia艂a. Czasami trudno jest si臋 dzieli膰 z kim艣 prze偶yciami, zw艂aszcza gdy s膮 jeszcze ca艂kiem 艣wie偶e. Lepiej poczeka膰, nie wywiera膰 presji, bo inaczej cz艂owiek zamknie si臋 w sobie, przekonany, 偶e najlepiej o wszystkim zapomnie膰.
- Porozmawiaj z Maj膮 - poprosi艂. - Biedne dziecko, tyle prze偶y艂o!
Raija z ci臋偶kim sercem pomy艣la艂a o tym samym. Jej male艅ka c贸reczka do艣wiadczy艂a wiele z艂ego. Raija czu艂a si臋 winna. Jak ka偶dy rodzic pragn臋艂a dla swych dzieci wszystkiego co najlepsze, tymczasem spotyka艂o je tyle cierpienia tylko dlatego, 偶e ona sama budzi艂a w otoczeniu tak skrajne reakcje.
Reijo zosta艂 otulony w we艂niane koce i ciep艂e sk贸ry. Raija wmusi艂a w niego tak偶e kubek gor膮cej zupy, a kiedy wreszcie zasn膮艂, ju偶 troch臋 rozgrzany, lecz bardzo wyczerpany, ogarn臋艂o j膮 tak偶e 艣miertelne znu偶enie. Czu艂a si臋 winna, nie mia艂a prawa by膰 zm臋czona, ona, kt贸ra siedzia艂a z za艂o偶onymi r臋koma i czeka艂a, podczas gdy Reijo sam z nara偶eniem 偶ycia ratowa艂 jej dziecko. Wyprawa do zagrody Nilsa w g贸rach w jej przekonaniu w og贸le si臋 nie liczy艂a.
Gdzie艣 w ciemno艣ciach czai艂 si臋 przepe艂niony nienawi艣ci膮 Ole Edvard, kt贸ry zamierza艂 zagarn膮膰 cudz膮 w艂asno艣膰! Czy zdawa艂 sobie spraw臋, jak wielk膮 budzi groz臋?
Mo偶e celowo si臋 nie zjawia艂, 偶eby ich jeszcze troch臋 podr臋czy膰? Raija zapragn臋艂a, by wreszcie sko艅czy艂 si臋 ten koszmar. Zamiast przeci膮ga膰 moment konfrontacji ze z艂em, jakie uosabia艂 Ole Edvard, wola艂aby stan膮膰 z nim oko w oko.
Nils zjad艂 ugotowan膮 przez Raij臋 zup臋, pom贸g艂 Aleksiejowi przy jedzeniu i nakarmi艂 ma艂ego Knuta. Elise nie chcia艂a nic je艣膰, nie odrywa艂a od Mai swych wielkich b艂臋kitnych, zal臋knionych oczu. Maja spa艂a niespokojnie, Raija 艣miertelnie si臋 o ni膮 ba艂a. Zdawa艂o si臋 jej, 偶e w ci膮gu tego jednego dnia jej c贸reczka prze偶y艂a tyle, 偶e starczy艂oby za ca艂y rok koszmaru. Ona tak偶e nie by艂a w stanie zmusi膰 si臋 do jedzenia, wszystko w niej protestowa艂o. Zgasi艂a lamp臋 i stan臋艂a przy oknie. Wpatrywa艂a si臋 w pogr膮偶on膮 w ciemno艣ci otwart膮 przestrze艅 wok贸艂 domu. Zastanawia艂a si臋, gdzie ukry艂 si臋 Hermansson. Mo偶e czai si臋 gdzie艣 w mroku nadchodz膮cej nocy i obserwuje ich dom?
Nagle z izby dolecia艂 j膮 przenikliwy dzieci臋cy g艂osik. Maja odkopa艂a si臋 i wyswobodzi艂a z otulaj膮cych j膮 okry膰. Kiedy Raija wzi臋艂a na r臋ce c贸reczk臋, ta, nie przestaj膮c wo艂a膰 Reijo, popatrzy艂a na matk臋 szeroko otwartymi oczami.
- Reijo 艣pi - szepn臋艂a Raija, ale g艂os si臋 jej za艂ama艂. - Reijo 艣pi, male艅ka. Wszystko z nim dobrze. Tamten z艂y cz艂owiek odszed艂.
- Reijo... - Maja 艂ka艂a 偶a艂o艣nie, dr偶膮c na ca艂ym ciele. Przytuli艂a si臋 mocno do matki, przyjmuj膮c ca艂膮 jej mi艂o艣膰. Zwykle wola艂a Reijo. Jedynie na kr贸tk膮 chwil臋 siada艂a na kolanach matki, natomiast godzinami mog艂a przesiadywa膰 na kolanach Reijo, uszcz臋艣liwiona. - Uda艂o mi si臋 - wymamrota艂a. - Uda艂o mi si臋 - powt贸rzy艂a dziewczynka, zniecierpliwiona jak zawsze, gdy nie otrzymywa艂a natychmiast odpowiedzi na swoje pytania.
- Tak, male艅ka - przyzna艂a Raija, nie wiedz膮c, co Maja ma na my艣li. Ba艂a si臋 o to zapyta膰, nie mia艂a odwagi nak艂ania膰 c贸reczki do m贸wienia. Wola艂aby, gdyby Maja mog艂a o wszystkim zapomnie膰. Je艣li nie, niech sama wybierze moment, kiedy zechce o wszystkim opowiedzie膰.
- Wstrzyma艂am oddech. Zrobi艂am tak, jak Reijo mi kaza艂. W morzu wida膰 by艂o czerwone kropki... Z ca艂ych si艂 zaciska艂am oczy. Ale nie otworzy艂am buzi...
Ani s艂owa o Ole Edvardzie ani o uwi臋zieniu w grocie! Obraz Reijo przys艂oni艂 jej wszystko. Najwa偶niejsze dla Mai by艂o, 偶eby zrobi膰 to, co kaza艂 jej Reijo.
- Bardzo dobrze, c贸reczko - u艣miechn臋艂a si臋 Raija, nic prawie nie widz膮c przez 艂zy. - Reijo bardzo ci臋 chwali艂. Zreszt膮 sam ci to jutro powie. Teraz spr贸buj zasn膮膰.
- Reijo?
Raija zrozumia艂a, 偶e Maja nie da za wygran膮, zrezygnowana, zanios艂a wi臋c c贸reczk臋 do izby, w kt贸rej spa艂 Reijo.
Serce jej si臋 艣cisn臋艂o, kiedy zobaczy艂a, jak le偶y ze sztywnymi od s艂onej wody w艂osami stercz膮cymi na wszystkie strony. Ostro偶nie po艂o偶y艂a Maj臋 obok, tak by wzajemnie si臋 ogrzewali. Reijo nawet tego nie zauwa偶y艂, ale dziewczynka przytuli艂a si臋 do niego zadowolona i zacisn臋艂a male艅k膮 pi膮stk臋 wok贸艂 jego kciuka. U艣miechn臋艂a si臋, a na jej twarzyczce odmalowa艂o si臋 oddanie i ca艂kowite poczucie bezpiecze艅stwa.
Patrz膮c na tych dwoje, nie spos贸b by艂o si臋 nie wzruszy膰. Raija zapragn臋艂a zachowa膰 w pami臋ci ten obraz, by m贸c go przywo艂a膰, kiedy 偶ycie zbyt mocno da si臋 jej we znaki. Promieniowa艂 od nich taki spok贸j! Spok贸j i ufno艣膰. Raija nie czu艂a uk艂ucia zazdro艣ci, jakie zwykle towarzyszy艂o jej, kiedy Reijo i Maja zamykali si臋 w swym ma艂ym 艣wiecie. Dobrze by艂o wiedzie膰, 偶e tych dwoje, kt贸rych kocha najbardziej, 艂膮czy taka mi艂o艣膰. Przesta艂o jej przeszkadza膰, 偶e trzymaj膮 j膮 troch臋 na dystans. Teraz potrafi艂a to znie艣膰.
Nils czu艂 si臋 w obecno艣ci Raiji troch臋 niepewnie. Przypuszcza艂, 偶e wydaje jej si臋 jeszcze bardziej nieporadny ni偶 by艂 w istocie. Zdoby艂 si臋 jednak na odwag臋 i zaproponowa艂, 偶e zostanie.
- Je艣li on przyjdzie... hmm... - wyj膮ka艂. - Lepiej, 偶ebym wtedy by艂. Reijo ani Rosjanin ci nie pomog膮. Kobieta sama z dzie膰mi...
Cisza by艂a bardziej wymowna ni偶 niesk艂adne t艂umaczenie.
- Teraz ju偶 sobie poradz臋, Nils. By艂e艣 wspania艂y! - Raija odprawi艂a go delikatnie, 偶eby nie poczu艂 si臋 ura偶ony. - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobi艂a! Ale ty te偶 musisz odpocz膮膰. Poza tym nie mo偶esz zaniedbywa膰 swoich obowi膮zk贸w, bo ludzie zaczn膮 co艣 podejrzewa膰. Nie chc臋, 偶eby艣 przez nas popad艂 w k艂opoty. B膮d藕 ostro偶ny!
Nils wyczyta艂 w jej oczach szczere zatroskanie swoj膮 osob膮. Nie pami臋ta艂, 偶eby kiedykolwiek kto艣 si臋 tak o niego martwi艂. Poczu艂 niebezpieczny ucisk w gardle i z trudem z艂apa艂 oddech. W obecno艣ci pi臋knej 偶ony przyjaciela ca艂kiem traci艂 g艂ow臋. Nigdy jeszcze 偶adna kobieta tak na niego nie dzia艂a艂a.
- Nic wi臋cej nie mog臋 dla ciebie zrobi膰? - zapyta艂, a na jego twarzy odmalowa艂 si臋 taki zaw贸d, 偶e Raija bez zastanowienia rzuci艂a:
- Ubrania Reijo. Lepiej, 偶eby nikt ich nie znalaz艂 przy wej艣ciu do groty.
Popatrzy艂a mu w oczy, trwa艂o to zaledwie u艂amek sekundy. Nils spu艣ci艂 wzrok, a policzki zapiek艂y go tak, jakby wystawi艂 je na letnie s艂o艅ce.
- Lepiej, 偶eby nikt ich tam nie znalaz艂 - powt贸rzy艂 tylko. Z prawdziw膮 rado艣ci膮 spe艂ni艂by ka偶d膮 pro艣b臋 Raiji. Niczego bardziej nie pragn膮艂, jak s艂u偶y膰 jej pomoc膮. Gdyby cho膰 troch臋 m贸g艂 jej ul偶y膰, by艂by szcz臋艣liwy. Ju偶 dawno nie czu艂 si臋 taki m艂ody, rze艣ki i zadowolony! Po raz drugi tej doby skierowa艂 swe kroki ku wznosz膮cej si臋 tu偶 za osad膮 g贸rze, dumnej i tajemniczej, jakby skrywa艂a jak膮艣 ponur膮 zagadk臋.
Noc si臋 dopiero zacz臋艂a. Raija zabarykadowa艂a drzwi i zaci膮gn臋艂a wszystkie zas艂ony. Wiedzia艂a, 偶e je艣li z艂o ma nadej艣膰, nie uda si臋 go powstrzyma膰 w taki spos贸b, ale stworzy艂a sobie z艂udzenie bezpiecze艅stwa. Zamkni臋ty ma艂y 艣wiat, do kt贸rego z艂o, trudno艣ci, ch艂贸d nie mia艂y przyst臋pu. Wiedzia艂a, 偶e rzeczywisto艣膰 jest ca艂kiem inna, ale nikt nie m贸g艂 jej pozbawi膰 prawa do marze艅.
Zajrza艂a do Aleksieja w przyp艂ywie wyrzut贸w sumienia. Czu艂a si臋 za niego odpowiedzialna, a przez ca艂y dzie艅 nie po艣wi臋ci艂a mu wiele czasu poza przygotowaniem jedzenia i opatrzeniem rany.
- To ty, Raiju?
Jego obcy akcent zawsze przyprawia艂 j膮 o dreszcz.
Zostawi艂a drzwi otwarte na o艣cie偶, 偶eby s艂ysze膰, gdyby kto艣 jej potrzebowa艂, i po cichu wesz艂a do pogr膮偶onej w mroku izby. Poluzowa艂a upi臋ty na g艂owie kok. W艂osy sp艂yn臋艂y jej kaskad膮 na ramiona, si臋gaj膮c a偶 do pasa. Nie mia艂a talii osy. 呕artowa艂a sobie, 偶e odk膮d biodra jej si臋 zaokr膮gli艂y, talia wydawa艂a si臋 znacznie smuklejsza. Aleksiejowi jednak wyda艂a si臋 zjawiskowo kobieca. Ciep艂a po艣wiata od tl膮cej si臋 lampy i p艂omienia z paleniska otoczy艂a jej posta膰 z艂otoczerwon膮, nieziemsk膮 aur膮. Aleksiej poczu艂 s艂abo艣膰, kt贸rej powodem nie by艂y bynajmniej rany od postrza艂u. Dobrze rozpoznawa艂 te sygna艂y. Nie powinien czyni膰 sobie nadziei, by艂 ju偶 na tyle doros艂y, by to wiedzie膰, ale w mroku wszystko zdawa艂o si臋 zaczarowane. Odrzuci艂 rozs膮dek. On tak偶e szuka艂 ucieczki. Pragn膮艂 zapomnie膰, 偶e znalaz艂 si臋 w obcym kraju i 偶e grozi mu 艣miertelne niebezpiecze艅stwo. Szcz臋艣liwie trafi艂 do spokojnej przystani, ale nie 艂udzi艂 si臋, 偶e pozostanie tu d艂u偶ej. Kr贸tki pobyt. Kr贸tki epizod. Je艣li los b臋dzie mu sprzyja膰, zdo艂a wr贸ci膰 do swoich. Ufa艂, 偶e jest mu pisane 偶ycie daleko na wsch贸d od tych stron.
Nie wiedzia艂 dok艂adnie, co si臋 sta艂o z dzie膰mi i Hermanssonem, ale domy艣la艂 si臋, 偶e p贸ki co wszystko si臋 dobrze sko艅czy艂o. O szczeg贸艂y postanowi艂 spyta膰 Raij臋 p贸藕niej.
Ta noc by艂a przeznaczona na marzenia. To, co niemo偶liwe, mia艂o w ci膮gu tych kilku godzin sta膰 si臋 rzeczywisto艣ci膮.
- Usi膮d藕! - poprosi艂, stukaj膮c w brzeg 艂贸偶ka. Gwa艂townie zat臋skni艂, by znalaz艂a si臋 blisko niego. Ten jeden jedyny raz pragn膮艂 poczu膰 艂膮cz膮c膮 ich wi臋藕.
Raija zawaha艂a si臋 przez u艂amek sekundy, ale usiad艂a. Z艂a na sam膮 siebie, przysun臋艂a si臋 nieco bli偶ej, ni偶 wypada艂o.
Czeg贸偶 mam si臋 obawia膰 ze strony tego m艂odego ch艂opaka? usprawiedliwi艂a si臋.
鈥Nie z jego strony鈥, podszepn膮艂 jej wewn臋trzny g艂os. 鈥濴ecz co z tob膮, Raiju? Nie l臋kasz si臋 tego, co tkwi g艂臋boko w twym sercu? Za ka偶dym razem, gdy patrzysz na Aleksieja albo o nim my艣lisz, a my艣lisz du偶o, dr偶ysz, jakby艣 pope艂nia艂a jak膮艣 zbrodni臋鈥.
To prawda...
- Nie mog臋 zasn膮膰 - powiedzia艂a, ciesz膮c si臋 w g艂臋bi duszy, 偶e spowija ich nieprzenikniony mrok, skrywaj膮cy wszelkie odcienie barw, zas艂aniaj膮cy zm臋czone rysy, tonuj膮cy wszystko to, z czego nie by艂a zadowolona. Mrok by艂 jej sprzymierze艅cem. - Przez chwil臋 cofn臋艂am si臋 my艣lami do przesz艂o艣ci. Wszystkie k艂opoty nagle znikn臋艂y. To pewnie tch贸rzostwo z mojej strony tak ucieka膰 od rzeczywisto艣ci - roze艣mia艂a si臋 za偶enowana, jakby przepraszaj膮co.
Aleksiej przykry艂 d艂oni膮 jej r臋k臋. W pierwszym odruchu chcia艂a j膮 cofn膮膰, ale zmusi艂a si臋, by wytrzyma膰 jego dotyk. W艂a艣ciwie sama tego pragn臋艂a.
- Ka偶dy ma do tego prawo, to nie tch贸rzostwo! Sam ch臋tnie wybra艂bym si臋 z tob膮 w tak膮 podr贸偶 donik膮d.
Reijo zarzuca艂 jej, 偶e ucieka od rzeczywisto艣ci, cho膰 przyznawa艂, 偶e czasem wyobra藕nia mo偶e uchroni膰 ludzi przed szale艅stwem. Mikkal zawsze 艣mia艂 si臋 dobrodusznie z jej fantazji, a w ostatnim czasie sam coraz cz臋艣ciej szuka艂 ucieczki w wyimaginowanym 艣wiecie. Tymczasem Aleksiej nie uwa偶a艂 jej za g艂upi膮. Sprawia艂 wra偶enie, 偶e j膮 rozumie, i nie doszukiwa艂 si臋 niczego szczeg贸lnego w jej s艂owach.
Zachowuje si臋 tak naturalnie, pomy艣la艂a. Mo偶e ja sobie wmawiam gro偶膮ce mi z jego strony niebezpiecze艅stwo?
- Wierzysz w przeznaczenie? - zapyta艂.
Czu艂a na sobie jego pal膮cy wzrok, kt贸ry przebija艂 ciemno艣膰.
Znowu ta bujna wyobra藕nia! Przecie偶 to ca艂kiem niewinna rozmowa!
Aleksiej le偶a艂 przykuty do 艂贸偶ka, ledwie co b臋d膮c w stanie si臋 poruszy膰, ca艂kowicie uzale偶niony od niej i od pomocy innych. Nie m贸g艂 jej skrzywdzi膰. Mia艂a nad nim przewag臋.
- Nie - odpowiedzia艂a. - A zreszt膮 nie wiem - doda艂a w przyp艂ywie szczero艣ci, przypominaj膮c sobie przepowiednie, kt贸r膮 przed wielu laty us艂ysza艂a z ust Elle. S艂owa Elle wry艂y si臋 jej na trwa艂e w pami臋膰, tym bardziej 偶e co jaki艣 czas u艣wiadamia艂a sobie, ile prawdy w nich tkwi. - Je艣li wszystko jest ustalone, 偶ycie wydaje si臋 by膰 bez sensu - wyja艣ni艂a troch臋 zak艂opotana. - Chcia艂abym mie膰 wp艂yw na swoje 偶ycie, wierzy膰, 偶e mam co艣 do powiedzenia, 偶e co艣 zale偶y ode mnie.
- A mnie si臋 trudno pogodzi膰 z tym, 偶e naszym losem kieruje przypadek. - Aleksiej u艣cisn膮艂 mocniej jej r臋k臋. - To nie zbieg okoliczno艣ci, 偶e przyp艂yn臋li艣my statkiem do tej w艂a艣nie zatoki, 偶e zosta艂em postrzelony i trafi艂em tu... - Ledwie powstrzyma艂 si臋, by nie powiedzie膰 鈥瀌o ciebie鈥. Ale nie wolno mu by艂o zapomnie膰, 偶e jego przysz艂o艣膰 zwi膮zana jest z okolicami na wsch贸d od p贸艂wyspu Kola. Nie mo偶e da膰 si臋 zwie艣膰 tej magicznej nocy i uwierzy膰 w to, co niemo偶liwe. - Przeznaczenie oznacza, 偶e wszystko toczy si臋 wed艂ug jakiego艣 planu. Lubi臋 my艣le膰 w ten spos贸b, bo w贸wczas nic nie dzieje si臋 niepotrzebnie. Nie przypadkiem le偶a艂em, nie 艣pi膮c, nie przypadkiem tu wesz艂a艣. To nie przypadek, 偶e rozmawiamy. 呕e mam babk臋, kt贸ra nauczy艂a mnie j臋zyka, kt贸ry ty tak偶e znasz. Fragmenty pasuj膮 do siebie jak skorupy pot艂uczonego naczynia. Je艣li kto艣 zada sobie trud, naczynie zn贸w b臋dzie ca艂e.
- Jeste艣my cz臋艣ciami pot艂uczonego naczynia? Aleksiej roze艣mia艂 si臋 cicho:
- Kto wie? Mo偶e w艂a艣nie stykaj膮 si臋 nasze boki i pasuj膮 idealnie.
- Czas wstrzyma艂 oddech - odpar艂a Raija.
S艂ysz膮c 艂agodniej膮c膮 w jego g艂osie m艂odzie艅cz膮 zapalczywo艣膰, poczu艂a, 偶e chocia偶 jest jej r贸wie艣nikiem, mog艂aby by膰 jego... nie, nie matk膮... raczej starsz膮 siostr膮.
Zarumieni艂a si臋 gwa艂townie, u艣wiadomiwszy sobie, 偶e za nic w 艣wiecie nie chcia艂aby by膰 tak blisko z nim spokrewniona.
- Sk膮d przyby艂e艣, Aleksieju? - zapyta艂a. Atmosfera zg臋stnia艂a, rozmowa przybra艂a intymny ton. Raija sama nie wiedzia艂a, kiedy przekroczyli granice poufa艂o艣ci.
Dwoje ludzi nocn膮 por膮. Dwoje m艂odych, kt贸rzy znale藕li si臋 za blisko siebie. Trzymaj膮c si臋 za r臋ce, rozmawiali w obcym j臋zyku. Egzotyczni niczym barwne dzikie r贸偶e, kt贸re wyros艂y na ugorze, smagane podmuchami ostrego wiatru, tu, na najdalej wysuni臋tym na p贸艂noc przyl膮dku Ruiji - nadmorskiej krainy. Musn膮 si臋 lekko li艣膰mi. Ale nie wolno im si臋 zanadto do siebie zbli偶y膰, bo r贸偶e maj膮 kolce.
- Pytasz, sk膮d przyby艂em tej nocy, kiedy zosta艂em porzucony na brzegu w twym kraju? - zapyta艂, sil膮c si臋 na weso艂y ton. - Przyp艂yn膮艂em z Onegi na 鈥濻ankt Niko艂aju鈥. - Westchn膮艂, a jego g艂os nabra艂 ciep艂a. - S艂ysza艂a艣 o 艣wi臋tym Niko艂aju?
Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Mn贸stwo statk贸w zosta艂o nazwanych jego imieniem i nic dziwnego. To patron 偶eglarzy, otacza nas opiek膮.
Aleksiej zamilk艂 na chwil臋, a jego my艣li poszybowa艂y na wsch贸d do ojczyzny po艂o偶onej tak jak Ruija nad morzem. Ludzie byli tam inni, a krajobraz r贸wninny, otwarty, bardziej rozleg艂y.
- Pochodz臋 z Archangielska - roze艣mia艂 si臋 lekko. - Dla ciebie to tylko dziwaczna nazwa. Za艂o偶臋 si臋, 偶e nie potrafisz jej nawet wym贸wi膰.
Takiego wyzwania Raija nie mog艂a pu艣ci膰 mimo uszu. Porusza艂a j臋zykiem, pr贸buj膮c wydoby膰 obce d藕wi臋ki i na艣ladowa膰 dziwny akcent. Zawsze z du偶膮 艂atwo艣ci膮 przyswaja艂a sobie obc膮 mow臋, ale tym razem mia艂a k艂opoty. Aleksiej jednak nie kpi艂 z niej. U艣miecha艂 si臋, to prawda, ale r贸wnocze艣nie twierdzi艂, 偶e wychodzi jej to znacznie lepiej ni偶 ludziom, kt贸rych spotyka艂 w czasie 偶eglugi do obcych kraj贸w.
- Wi臋kszo艣膰 z nich nawet nie chcia艂a spr贸bowa膰 wym贸wi膰 nazwy mojego miasta - doda艂 z gorycz膮. - Archangielsk le偶y nad Morzem Bia艂ym, kt贸re wcina si臋 w g艂膮b l膮du i 艂膮czy si臋 na p贸艂nocy z oceanem. W pobli偶u Archangielska uchodzi do morza rzeka Dwina. To pi臋kne miejsce, Raiju. Jak okiem si臋gn膮膰, ci膮gn膮 si臋 tam stepy. Bezkresne r贸wniny. Wszystko zreszt膮 jest tam bezkresne...
- Kochasz sw贸j kraj - zauwa偶y艂a Raija. Poznawa艂a to po sposobie, w jaki dobiera艂 s艂owa. Bi艂a z nich mi艂o艣膰. - Wspomnia艂e艣, 偶e wyjecha艂e艣 z domu w wieku trzynastu lat. Dlaczego?
- Powoli! - Upomnia艂 j膮 ostro, niemal burz膮c niezwyk艂y nastr贸j.
Kolce potrafi膮 g艂臋boko zrani膰.
- Mieszka艂em nad samym morzem - ci膮gn膮艂.
Raija dostrzeg艂a, jak drgaj膮 mu ko艣ci policzkowe. Wydawa艂o jej si臋, 偶e z wielkim trudem zachowuje spok贸j.
- Nad morzem zawsze dzia艂o si臋 co艣 ciekawego. Do portu przyp艂ywa艂y statki, wielkie i ma艂e. Ju偶 jako ma艂y ch艂opiec kr臋ci艂em si臋 w pobli偶u portu i stoczni, gdzie budowano statki wi臋ksze ni偶 domy. Kiedy trzyma艂em Jewgienija za r臋k臋, wydawa艂o mi si臋, 偶e jestem r贸wnie doros艂y jak on.
- Jewgienij? Kto to? - Znowu trudne do wym贸wienia imi臋.
- M贸j brat, starszy ode mnie o pi臋膰 lat. By艂o nas czterna艣cioro rodze艅stwa, dwana艣cie si贸str i my dwaj. Kiedy Jewgienij sko艅czy艂 czterna艣cie lat, wyp艂yn膮艂 z Archangielska w rejs na 鈥濻ankt Niko艂aju鈥. Mia艂em dziesi臋膰 lat, gdy umar艂a nam matka. W dwa miesi膮ce p贸藕niej ojciec o偶eni艂 si臋 ponownie, usprawiedliwiaj膮c si臋, 偶e sam nie poradzi sobie z tak liczn膮 gromad膮 dzieci. Ojciec pracowa艂 u jednego z tamtejszych szkutnik贸w. Wiele moich si贸str w tym czasie by艂o ju偶 zam臋偶nych, tylko pi臋cioro spo艣r贸d rodze艅stwa by艂o m艂odszych ode mnie.
- Nowa 偶ona ojca, Elena, nie radzi艂a sobie wcale lepiej z opiek膮 nad dzie膰mi ni偶 ojciec. Moje siostry wi臋c zabra艂y pi臋cioro najm艂odszych do siebie. Anna, najstarsza z si贸str, chcia艂a mnie przygarn膮膰, ale ojciec si臋 sprzeciwi艂. - Aleksiej u艣miechn膮艂 si臋 z b贸lem. - Powiedzia艂, 偶e jego syn b臋dzie r贸s艂 pod jego dachem, p贸ki nie osi膮gnie doros艂o艣ci. Pozosta艂em do uko艅czenia trzynastu lat.
Historia jego 偶ycia w skr贸cie. Raija wyczuwa艂a, 偶e w ci膮gu tych dw贸ch lat wiele si臋 wydarzy艂o, ale Aleksiej najwyra藕niej nie mia艂 ochoty o tym m贸wi膰 Nie nalega艂a, nie mia艂a prawa narusza膰 kruchych podstaw wzajemnego zaufania.
- Powinna艣 zobaczy膰 Archangielsk - ci膮gn膮艂 Aleksiej ju偶 ca艂kiem innym tonem. 艁atwo zmienia艂 nastr贸j. Najwyra藕niej rodzina stanowi艂a zakazany temat, m贸wi艂 o niej niemal oboj臋tnie. Jedynie brat Jewgienij i siostra Anna w jego opowie艣ci zyskali troch臋 ciep艂a. Ale miasto kocha艂 i opowiada艂 o nim z mi艂o艣ci膮.
- Nie jeste艣 w stanie sobie wyobrazi膰 tych rozleg艂ych zalesionych przestrzeni. Nie masz poj臋cia, jakie ogromne drzewa tam rosn膮. Chcia艂bym ci臋 tam ze sob膮 zabra膰, Raiju, pokocha艂aby艣 to miejsce. Pokocha艂aby艣 katedr臋 Micha艂a Archanio艂a....
Raija, cho膰 nie wiedzia艂a wiele ani o 艣wi臋tych, ani o archanio艂ach, dala si臋 porwa膰 jego entuzjazmowi.
- 艁odzie p艂yn膮ce po rzece - marzy艂. - Leniwie kieruj膮ce si臋 ku morzu. C贸偶 to za widok!
Nie przyzna艂a mu si臋, 偶e morze i ocean wzbudzaj膮 w niej przera偶enie, ani te偶 偶e nie wierzy w anio艂y. Cudownie by艂o s艂ucha膰 jego g艂osu s艂owami maluj膮cego obrazy, kt贸rych nigdy nie ujrzy na w艂asne oczy. Aleksiej opowiada艂 wyj膮tkowo barwnie, uda艂o mu si臋 zachwyci膰 Raij臋. W wyobra藕ni wszystko by艂o cudowne i wspania艂e, oboje tak to czuli. By膰 mo偶e, gdyby dziewczynie dane by艂o zobaczy膰 wszystko, o czym opowiada艂, prze偶y艂aby rozczarowanie. Marzenia oszcz臋dzi艂y im tego. Pokocha艂a to miejsce w艂a艣nie dlatego, 偶e ujrza艂a je jego oczami.
- Odk膮d sko艅czy艂em trzyna艣cie lat, radzi艂em sobie sam.
To nic nadzwyczajnego, tacy m艂odzi ludzie ju偶 pracuj膮 na w艂asne utrzymanie, wyp艂ywaj膮 na morze. Zreszt膮 u was jest chyba podobnie?
- Chyba tak. U nas tak偶e m艂odzi szybko musz膮 zarabia膰 na chleb. To nie jest kraina mlekiem i miodem p艂yn膮ca - rzuci艂a z gorycz膮 Raija.
- Kiedy mia艂em pi臋tna艣cie lat, w Onedze spotka艂em Jewgienija. Mia艂 tam narzeczon膮, zamierza艂 si臋 z ni膮 o偶eni膰.
Zn贸w jego g艂os stwardnia艂 jak kamie艅 i sta艂 si臋 szorstki, kanciasty niczym postrz臋pione ska艂y.
- Nic jednak z tego nie wysz艂o i p贸藕niej byli艣my tylko my dwaj: Jewgienij i ja. P艂ywali艣my na tych samych szkutach, ogl膮dali艣my to samo, dzielili艣my ze sob膮 niemal wszystko. Troszczy艂 si臋 o mnie jak wtedy, gdy by艂em ma艂y. Zdarza艂o si臋, 偶e potrzebowa艂em jego opieki. Jeste艣my tacy r贸偶ni... - za艣mia艂 si臋 jakby z przymusem, ale w jego 艣miechu zabrak艂o weso艂o艣ci.
- Jewgienij jest ode mnie wy偶szy i ma ciemniejsze w艂osy. To najwspanialszy cz艂owiek pod s艂o艅cem, nigdy nie powiedzia艂 mi z艂ego s艂owa. Jest spokojny i opanowany, a przy tym odpowiedzialny i doros艂y. Ca艂kowite moje przeciwie艅stwo...
- A mnie si臋 zdajesz dojrza艂y - sprzeciwi艂a si臋 cicho Raija. - Przemy艣la艂e艣 du偶o wi臋cej ni偶 znaczna cz臋艣膰 ludzi, kt贸rych znam.
- Nie o to chodzi - rzek艂 Aleksiej z udr臋k膮 w g艂osie, 艣ciskaj膮c do b贸lu d艂o艅 Raiji.
Nie zwolni艂 u艣cisku, mimo 偶e Raija a偶 j臋kn臋艂a.
- Tacy jak ty i ja wcze艣nie dojrzewaj膮, ale otoczenie tego nie dostrzega. Nie zauwa偶a te偶, 偶e potrafimy my艣le膰 jak doro艣li. C贸偶 to kogokolwiek obchodzi? - ci膮gn膮艂 gorzko.
Raija przymkn臋艂a oczy, domy艣li艂a si臋, co teraz nast膮pi. Intuicja ju偶 dawno podpowiedzia艂a jej, 偶e 艂膮czy ich niezwyk艂e podobie艅stwo.
- To, co si臋 dzisiaj sta艂o, sta艂o si臋 z twojej winy, prawda? Pokiwa艂a g艂ow膮.
Smuk艂ymi palcami g艂adzi艂 jej d艂o艅 niczym czu艂y kochanek, on - bratnia dusza.
- Nie pierwszy raz ci臋 to spotyka - zgadywa艂 dalej. - Prze艣laduj膮 ci臋 niezwykle historie. Przyci膮gasz do siebie zdarzenia, o kt贸rych innym si臋 nawet nie 艣ni艂o.
- Tak, rzeczywi艣cie.
- Mnie si臋 tak偶e to przytrafia - za艣mia艂 si臋. - Kt贸偶 inny jak nie ja m贸g艂 zesz艂ej nocy zosta膰 postrzelony i porzucony przez swoich. W艂a艣nie dlatego tak uparcie wierz臋 w przeznaczenie. Po prostu musz臋 wierzy膰, 偶e w tym wszystkim jest ukryty jaki艣 sens. Inaczej chyba bym zwariowa艂.
- Dzisiaj uratowa艂e艣 jedno z moich dzieci - rzek艂a 艂agodnie Raija. - Nie zd膮偶y艂am ci jeszcze podzi臋kowa膰. To rzeczywi艣cie mia艂o g艂臋boki sens.
- Zwykle nie dokonuj臋 tak szlachetnych czyn贸w - przerwa艂 oschle. - I ranie tych, kt贸rzy s膮 mi najbli偶si. Nie chc臋 przysparza膰 im k艂opot贸w, tymczasem zadaj臋 im niezno艣ny b贸l.
- Nie powiniene艣 si臋 tak obwinia膰, Aleksieju. Nie wierz臋, 偶e jeste艣 z艂ym cz艂owiekiem. Nie m贸g艂by艣 nikogo skrzywdzi膰.
- Nie ja! Na mi艂y B贸g! - przerwa艂 jej. - Nie ja, Raiju! Ale ja prowokuj臋 z艂o w innych, przeze mnie ludzie posuwaj膮 si臋 do pod艂o艣ci. Z tob膮 jest podobnie, prawda?
- To zale偶y, jak na to spojrze膰. - Jeste艣 pi臋kna, Raiju!
S艂owa, wypowiedziane tak nieoczekiwanie, rozbawi艂y j膮.
- Doprawdy, Aleksieju, przeskakujesz z tematu na temat. Ale dzi臋kuj臋, mi艂o mi, 偶e tak uwa偶asz.
- Nie chcia艂em ci prawi膰 komplement贸w! - rzek艂 z powag膮. - Gdybym mia艂 taki zamiar, postara艂bym si臋 dobra膰 bardziej wyszukane s艂owa. M贸g艂bym powiedzie膰, 偶e nie spotka艂em dot膮d pi臋kniejszej kobiety, 偶e odurzy艂a mnie twoja uroda, 偶e twoje oczy mog膮 popchn膮膰 m臋偶czyzn臋 do szale艅stwa. 呕e twoje usta s膮 stworzone do poca艂unk贸w...
- Nie przesadzaj!
- 艢miejesz si臋!
Popatrzy艂 na ni膮 z uznaniem. By膰 mo偶e rzeczywi艣cie tak s膮dzi艂? Nie potrafi艂a odgadn膮膰 my艣li tego m臋偶czyzny.
- Gdyby艣 by艂a zwyk艂膮 dziewczyn膮, Raiju, nie 艣mia艂aby艣 si臋 z moich s艂贸w - stwierdzi艂 z przekonaniem. - Przeciwnie, ch艂on臋艂aby艣 je ca艂膮 sob膮.
- Tak? A co ci臋 sk艂ania do takich wniosk贸w? Poza tym, 偶e r贸偶ni臋 si臋 od kobiet, jakie dot膮d spotka艂e艣 na swej drodze. Nie kokietuj臋 ci臋, chc臋 wiedzie膰, co naprawd臋 my艣lisz.
- Roze艣mia艂a艣 si臋, poniewa偶 s艂ysza艂a艣 takie s艂owa ju偶 nie raz - ci膮gn膮艂. - Nie jestem pierwszym m臋偶czyzn膮, kt贸ry prawi ci komplementy. Nie przywi膮zujesz do nich wi臋kszej wagi. Inne kobiety delektowa艂yby si臋 nimi jak egzotycznym daniem. Dla nich mia艂yby one du偶e znaczenie.
- Przede wszystkim dlatego, 偶e s艂ysza艂yby je z twoich ust - odrzek艂a Raija oschle. - Doskonale zdajesz sobie spraw臋, 偶e na jedno kiwni臋cie palcem, Aleksieju, wi臋kszo艣膰 dziewcz膮t pad艂aby plackiem u twych st贸p.
- Poniewa偶 jestem przystojny - odpar艂, wypluwaj膮c niemal z siebie te s艂owa. - Ciebie i mnie natura obdarzy艂a niezwyk艂膮 urod膮. Pora偶aj膮c膮... albo te偶 przynosz膮c膮 nieszcz臋艣cie.
Opanowa艂 si臋 z wielkim trudem i ci膮gn膮艂 dalej:
- To prawda, 偶e urodziwa twarz cz臋sto pomaga艂a mi w 偶yciu, ale na Boga i wszystkie 艣wi臋to艣ci, nie raz by艂a ona powodem moich 艂ez. Jestem pewien, Raiju, 偶e je艣li potrafisz zdoby膰 si臋 na szczero艣膰, powiesz o sobie to samo. Prawie nic o tobie nie wiem, ale daj臋 g艂ow臋, 偶e r贸wnie偶 przysporzy艂a艣 innym wiele b贸lu. I 偶e zawsze ci, kt贸rych kocha艂a艣 najmocniej, najbardziej cierpieli.
On wie o wszystkim, pomy艣la艂a udr臋czona Raija. Wie... wiedzia艂 przez ca艂y czas o ojcu, matce, o Mikkalu, o Ravnie. Wiedzia艂 o Kallem, Reijo i Anttim. O dzieciach, o Mai... Wiedzia艂...
Wszyscy, kt贸rych kocha艂a. Kt贸rzy cierpieli dlatego, 偶e j膮 kochali albo 偶e to ona ich kocha艂a.
- Mo偶e - wydusi艂a z siebie. - I co z tego?
- Powinni艣my si臋 na to przygotowa膰 - rzuci艂 cynicznie. - Nie mo偶emy si臋 da膰 zaskoczy膰, da膰 si臋 zniszczy膰. Musimy nauczy膰 si臋 z tym 偶y膰!
- Ty tego nie potrafisz, drogi Aleksieju - przerwa艂a mu Raija, uchwyciwszy jego spojrzenie. - Robisz sobie wyrzuty. Je艣li chcesz z tym 偶y膰, musisz przesta膰 si臋 obwinia膰 za czyny innych ludzi. Przecie偶 nie ponosisz winy za to, 偶e masz tak膮 a nie inn膮 twarz.
- Bystra jeste艣, Raiju! Mo偶e to bardziej oryginalny komplement? - za艣mia艂 si臋 g艂ucho.
Ale Raija przesz艂a do sedna sprawy:
- Do jakich czyn贸w popchn臋艂a ci臋 twoja niezwyk艂a uroda? - Ach, to smutna historia ma艂ego 艣licznego ch艂opca - u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo. - Naprawd臋 chcesz jej pos艂ucha膰?
- Ani troch臋 nie przeszkadza mi twoja uroda. Nie kocha艂am nigdy kogo艣 dla jego pi臋knej twarzy. Gdybym si臋 w tobie zakocha艂a... Gdyby艣my mieli na to czas, nie mia艂oby to 偶adnego zwi膮zku z twoj膮 urod膮. Kocham ludzi z innych powod贸w.
- Wyrazi艂a艣 si臋 jasno - u艣miechn膮艂 si臋 i napi臋cie jakby nieco zel偶a艂o. - Chyba nikt jeszcze nie powiedzia艂 mi tak pi臋knych s艂贸w, a mo偶e nie mia艂em odwagi wierzy膰 pi臋knym s艂owom, jakie ludzie do mnie kierowali. Nie musz臋 pow膮tpiewa膰 w twoj膮 szczero艣膰, to takie mi艂e uczucie...
Czeka艂a.
Aleksiej pu艣ci艂 jej r臋k臋. Potrz膮sn膮艂 grzywk膮 jakby z niedowierzaniem i ochryp艂ym g艂osem rzek艂:
- Tylko Jewgienijowi opowiedzia艂em t臋 histori臋. Zreszt膮 pod przymusem. A i tak po艂owy musia艂 si臋 sam domy艣li膰. Teraz po raz pierwszy opowiem z w艂asnej woli.
Westchn膮艂.
Nie by艂o mu 艂atwo. Ju偶 zbyt d艂ugo t艂umi艂 w sobie z艂e wspomnienia. Udawa艂, 偶e nie ma zmartwie艅 i odgrywa艂 rol臋 zadowolonego z 偶ycia pr贸偶nego uwodziciela. Unika艂 zwi膮zk贸w, kt贸re wymaga艂yby od niego zaanga偶owania, nie chcia艂 rani膰 innych i sam chcia艂 si臋 ochroni膰 przed cierpieniem.
- M贸j ojciec o偶eni艂 si臋 z kobiet膮, kt贸ra mog艂aby by膰 jego c贸rk膮. - Raija zauwa偶y艂a, 偶e 艣ci膮gn膮艂 brwi, a czo艂o pokry艂o mu si臋 zmarszczkami.
W g艂osie zabrzmia艂a pogarda.
To by艂a g艂upawa, pusta kobieta, m艂odsza od moich trzech najstarszych si贸str. Niezbyt 艂adna, ale bardzo dba艂a o sw贸j wygl膮d, za wszelk膮 cen臋 staraj膮c si臋 zachowa膰 m艂odo艣膰. Wstydzi艂a si臋 starego m臋偶a, ale wysz艂a za niego, dlatego 偶e nikt inny jej nie chcia艂. Mia艂a nadszarpni臋t膮 reputacj臋. Nale偶a艂a do tego typu kobiet, z kt贸rymi m臋偶czy藕ni ch臋tnie si臋 bawi膮, ale nie wybieraj膮 ich sobie na 偶ony. Ludzie na艣miewali si臋 z ojca, 偶e musia艂 drogo zap艂aci膰 za to, co inni m臋偶czy藕ni w Archangielsku dostawali za darmo. Wtedy jeszcze nie mia艂em poj臋cia, o czym m贸wi膮.
Przerwa艂 na moment.
- Elena lubi艂a m臋偶czyzn, by艂a nienasycona - podj膮艂. - W domu nudzi艂a si臋, nie przepada艂a za zaj臋ciami domowymi, dzieci j膮 denerwowa艂y. Z prawdziw膮 ulg膮 pozby艂a si臋 najm艂odszych pasierbic. Mnie tolerowa艂a, dlatego 偶e by艂em ch艂opcem, i to urodziwym ch艂opcem. - Westchn膮艂 ci臋偶ko. - Nad wiek wyro艣ni臋ty, wygl膮da艂em na wi臋cej ni偶 dwana艣cie lat. Dziewczyny ogl膮da艂y si臋 za mn膮, ale ja si臋 nimi w og贸le nie interesowa艂em. Uwa偶a艂em wr臋cz, 偶e s膮 g艂upie. Z pocz膮tku nie zorientowa艂em si臋, o co w tym wszystkim chodzi. Dla mnie by艂a ona przede wszystkim 偶on膮 ojca i cho膰 nie my艣la艂em o niej jak o matce, to jednak... przecie偶 by艂a zam臋偶na...
- Niemo偶liwe - j臋kn臋艂a Raija bezsilnie.
Aleksiej pokiwa艂 g艂ow膮, a potem, cho膰 z trudem, podj膮艂 sw膮 opowie艣膰.
- Przebiera艂a si臋 wtedy, kiedy by艂a pewna, 偶e j膮 obserwuj臋, zreszt膮 ustawia艂a si臋 tak, bym widzia艂 jej cia艂o. By艂em ciekawy, wi臋c z pocz膮tku podgl膮da艂em j膮, zreszt膮 kt贸ry m艂ody ch艂opak nie robi艂by tego samego. Jej w艂a艣nie o to chodzi艂o. Zacz臋艂a mnie dotyka膰. G艂aska艂a po g艂owie, po plecach, poklepywa艂a po policzku, ca艂owa艂a... Ojciec wzrusza艂 si臋, 偶e tak wspaniale si臋 mn膮 opiekuje. A kiedy nie patrzy艂, jej d艂onie w臋drowa艂y w inne rejony...
Zduszonym g艂osem m贸wi艂 prawie bezg艂o艣nie:
- Budzi艂o to we mnie wstr臋t, ale czu艂em, 偶e nie mog臋 poskar偶y膰 si臋 ojcu ani nikomu innemu. Zawsze mnie uczono, 偶e nale偶y s艂ucha膰 doros艂ych. Znika艂em wi臋c z domu na d艂ugie godziny, w ci膮gu dnia wa艂臋sa艂em si臋 po porcie. Macocha naskar偶y艂a na mnie ojcu, udaj膮c, 偶e bardzo si臋 o mnie martwi. Ojciec jej uwierzy艂 i oznajmi艂 mi, 偶e port nie jest placem zabaw dla dzieci. Elena wygra艂a, rozumiesz, Raiju? Sta艂em si臋 jej maskotk膮, zabawk膮 do mi艂osnych igraszek. To by艂o straszne, pod艂e, wstr臋tne. Mia艂a ogromne do艣wiadczenie i nak艂ania艂a mnie do robienia rzeczy, o kt贸rych brzydz臋 si臋 m贸wi膰 jeszcze dzi艣.
Raija tak偶e poczu艂a md艂o艣ci. Teraz dopiero zrozumia艂a, sk膮d w nim tyle goryczy.
- Wtedy uciek艂e艣? Pusty 艣miech.
- Ojciec znalaz艂 mnie na wp贸艂 rozebranego w ich ma艂偶e艅skim 艂o偶u. Wyzwa艂 mnie od najgorszych! Zarzuci艂 zepsucie i wyuzdanie, po czym wyp臋dzi艂 z domu. Ostatnie, co s艂ysza艂em, to jej p艂acz. Domy艣lam si臋, 偶e przedstawi艂a ojcu w艂asn膮 wersj臋 zdarze艅, i wysz艂a na zbrukan膮 niewinno艣膰.
- No c贸偶, w ka偶dym razie nie mo偶esz si臋 za to obwinia膰 - rzek艂a Raija z naciskiem. - Ta kobieta by艂a chora.
- Tyle 偶e to nie by艂 jedyny przypadek. P贸藕niej to si臋 powtarza艂o. Po tym wszystkim nie potrafi艂em zaufa膰 偶adnej kobiecie. Ale wykorzystywa艂em je w z艂o艣ci i nienawi艣ci. Dopiero w Onedze o wszystkim zapomnia艂em. By艂em taki szcz臋艣liwy, kiedy odnalaz艂em Jewgienija! M贸j brat by艂 w贸wczas bardzo zakochany i planowa艂 nawet 艣lub z Wald膮, weso艂膮 i sympatyczn膮 dziewczyn膮, pulchn膮 i rumian膮. Powinienem wyjecha膰 od razu. Przysi臋gam, 偶e jej nie zach臋ca艂em. Polubi艂em j膮, ale nigdy z ni膮 nie flirtowa艂em. Nigdy te偶 nie powiedzia艂em niczego, co mo偶na by opacznie zrozumie膰. Kt贸rego艣 dnia oznajmi艂a mi, 偶e mnie pokocha艂a, by艂a przekonana, 偶e i ja co艣 do niej czuj臋. Wm贸wi艂a to sobie. Zaproponowa艂a, by艣my wyjechali w tajemnicy przed Jewgienijem do jej rodziny, kt贸ra mieszka艂a w g艂臋bi kraju, nad Wo艂g膮.
Zn贸w zamilk艂. - Pojmujesz to, Raiju? - zapyta艂 po chwili, powstrzymuj膮c si臋 od 艂ez. - Nie prowokowa艂em jej! Ona sobie to wszystko wymy艣li艂a. Namawia艂a mnie, 偶ebym oszuka艂 swego brata, kt贸rego przecie偶 zamierza艂a po艣lubi膰, nim si臋 pojawi艂em. Nagle uzna艂a, 偶e nie jest dla niej do艣膰 dobry. Jewgienij kocha艂 j膮 do szale艅stwa, dla niej got贸w by艂 skoczy膰 w ogie艅. Powiedzia艂em jej o tym. M贸wi艂em, 偶e kocham j膮 jak siostr臋, ale nic wi臋cej do niej nie czuj臋 i nic z tego nie b臋dzie. Wpad艂a w histeri臋. Pok艂贸ci艂a si臋 z Jewgienijem i wykrzycza艂a mu wszystko, obwiniaj膮c mnie. Potem powiesi艂a si臋.
Raija zapragn臋艂a przytuli膰 go do siebie, ale przecie偶 by艂 ranny... Poca艂owa艂a go wi臋c delikatnie. Ale Aleksiej przytrzyma艂 j膮, a potem ukry艂 twarz w jej w艂osach i rozp艂aka艂 si臋 jak dziecko. Raija nie odepchn臋艂a go, przekonana, 偶e szuka u niej wsparcia. Zapewne nie da艂 uj艣cia swoim uczuciom od czasu, gdy jako trzynastolatek zosta艂 wyrzucony z domu.
Kiedy wreszcie wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰, wydawa艂 si臋 zak艂opotany. Chcia艂 si臋 odwr贸ci膰 i ukradkiem otrze膰 艂zy, ale przy ka偶dym nawet najmniejszym ruchu czu艂 przejmuj膮cy b贸l.
- Lubi臋 ci臋, Aleksieju - powiedzia艂a Raija, g艂adz膮c go po policzku. - Jeste艣 wspania艂ym m艂odzie艅cem.
Wsta艂a i sprawdzi艂a, czy jest dobrze okryty.
- P贸jd臋 si臋 teraz po艂o偶y膰, mo偶e zasn臋. My艣l臋, 偶e jako艣 uda mi si臋 偶y膰 z moj膮 twarz膮, i wierz臋, 偶e i ty si臋 tego nauczysz.
- Jeste艣 pierwsz膮 kobiet膮, kt贸rej zaufa艂em - rzek艂 ochryple. Raija u艣miechn臋艂a si臋.
- Strze偶 si臋 przed pope艂nieniem tego samego b艂臋du, kt贸ry pope艂nili inni. Nie zakochaj si臋 we mnie, Aleksieju. Nie jestem dla ciebie.
- Chyba przeceniasz sw贸j urok! - Aleksiej odzyska艂 humor. - Nie wystarczy ci, 偶e zwierzy艂em ci si臋 z tego, o czym na co dzie艅 boj臋 si臋 my艣le膰? Mo偶e wsypa艂a艣 mi do zupy jaki艣 magiczny proszek?
- Czas si臋 zatrzyma艂 - u艣miechn臋艂a si臋 Raija. - Mo偶e to wszystko nam si臋 艣ni艂o?
Aleksiej jeszcze nigdy nie spotka艂 takiej kobiety. S艂ysza艂, jak uk艂ada si臋 w 艂贸偶ku, i zazdro艣ci艂 Reijo. Czul, 偶e straci艂 dla niej kawa艂ek swego serca, i to nie z powodu jej niezwyk艂ej urody, ale dlatego, 偶e nigdy nie spotka艂 nikogo o tak pi臋knym wn臋trzu.
Nigdy jej jednak o tym nie powie.
Przetrzyma teraz nawet najgorsze, wiedz膮c, 偶e jest gdzie艣 kobieta, kt贸ra gardzi intrygami i zdrad膮.
Ludzka pami臋膰 jest zawodna. Ma w tym zapewne sw贸j udzia艂 up艂yw czasu. Ludzie troch臋 dodadz膮, troch臋 odejm膮 i opowiadaj膮 tylko to, co ich bawi lub ekscytuje. I ka偶dy pami臋ta co innego. W ko艅cu tak naprawd臋 trudno ustali膰, co w istocie si臋 wydarzy艂o.
O rosyjskiej szkucie szybko zapomniano. Nic dziwnego, mieszka艅cy wioski wszak nie raz handlowali z Rosjanami. Ci, kt贸rym tamtej nocy uda艂o si臋 zdoby膰 m膮k臋, nie mieli powod贸w do narzeka艅. Nikt nie poni贸s艂 uszczerbku na zdrowiu. Podczas strzelaniny zapanowa艂 straszny chaos. Ludzie gadali, 偶e jaki艣 Rosjanin zosta艂 ranny, ale chyba to nie by艂a prawda. Plotki gruchn臋艂y, ale r贸wnie szybko ucich艂y, gdy nic nowego nie odkryto w tej sprawie. Mija艂y dni. Nikt nie znalaz艂 ani rannego, ani martwego Rosjanina. Zacz臋to sobie nawet 偶artowa膰, 偶e Rosjaninowi wyros艂y skrzyd艂a i trafi艂 wprost do nieba.
Ludzie szybko zyskali kolejn膮 po偶ywk臋 dla plotek. Wdzi臋cznym tematem rozm贸w okazali si臋 nowi mieszka艅cy du艅skiego domu, zw艂aszcza kiedy wysz艂o na jaw, 偶e jedna z dziewczynek zab艂膮dzi艂a i omal si臋 nie utopi艂a. Tylko cudowi nale偶y zawdzi臋cza膰, 偶e ojciec j膮 w por臋 zauwa偶y艂 i uratowa艂. Co prawda B贸g posk膮pi艂 mu wzrostu, ale okaza艂o si臋, 偶e nie wyskoczy艂 sroce spod ogona.
Wreszcie wybuch艂a jeszcze wi臋ksza sensacja. Krwawy Ole, cz艂owiek, kt贸ry wzbudza艂 w mieszka艅cach tych stron strach i nienawi艣膰, znikn膮艂 bez 艣ladu. Zostawi艂 konia i nie odebra艂 nale偶nej mu zap艂aty.
Pocz膮tkowo kupiec zaciera艂 d艂onie. Pozby艂 si臋 Rosjan z zatoki i przy tym nic go to nie kosztowa艂o, ba, przyby艂 mu jeszcze ko艅 w stajni, za kt贸rego tak偶e nie zap艂aci艂 grosza.
Na wszelki wypadek dobrze traktowa艂 to zwierz臋. Nie ufa艂 Hermanssonowi. Co prawda Krwawy Ole nie pojawia艂 si臋, co mog艂o oznacza膰, 偶e zagin膮艂, ale p贸ki na w艂asne oczy nie ujrzy go martwego, poty nie odzyska spokoju. Dr臋czy艂a go niepewno艣膰, 藕le sypia艂, bo mimo 偶e g艂o艣no rozpowiada艂 o swych kontaktach z wysoko postawionymi urz臋dnikami, nie mia艂 zbyt wielu znajomo艣ci w tych kr臋gach. Raczej by艂o to jego pobo偶ne 偶yczenie. Przechwala膰 si臋 m贸g艂 jednak bezkarnie, bo i tak nikomu nie przysz艂o do g艂owy pow膮tpiewa膰 w jego s艂owa.
Zacz膮艂 si臋 ba膰, 偶e je艣li znikni臋cie Hermanssona wyjdzie na jaw, rozejd膮 si臋 pog艂oski, i偶 to on wynaj膮艂 ludzi, kt贸rzy strzelali do mieszka艅c贸w osady. To prawda, 偶e handel z Rosjanami odbywa艂 si臋 niezgodnie z panuj膮cym prawem, ale poniewa偶 mia艂 charakter lokalny, patrzono na to przez palce. Kto艣 m贸g艂by uzna膰, 偶e posun膮艂 si臋 zbyt daleko. Kto wie, czy nie poci膮gni臋to by go do odpowiedzialno艣ci?
L臋ka艂 si臋 r贸wnie偶 z innego powodu. Prze艣ladowa艂a go my艣l, 偶e Hermansson znikn膮艂 celowo, 偶eby ludzie zacz臋li gada膰 i baczniej przyjrzeli si臋 dzia艂alno艣ci kupca. Potem zjawi si臋 znienacka i za偶膮da zap艂aty za wykonane us艂ugi i za milczenie.
A taki by艂 ju偶 bliski spe艂nienia swoich marze艅! Postanowi艂 zbi膰 maj膮tek, zanim opu艣ci to pustkowie, by na stare lata 偶y膰 jak cz艂owiek. Nic go nie obchodzi艂o, 偶e okrada innych, czy偶 koszula nie jest bli偶sza cia艂u?
Ta afera mog艂a wszystko zniszczy膰.
Hermansson by艂 kluczem w ca艂ej sprawie. Kupiec dobrze wiedzia艂, 偶e ludzie zw膮 go 鈥濳rwawy Ole鈥 i sam w tajemnicy tak偶e u偶ywa艂 tego przydomku. Chodzi艂y s艂uchy, 偶e Ole zniszczy艂 niejednego cz艂owieka. Mads Holmertz nie zamierza艂 sta膰 si臋 nast臋pn膮 ofiar膮 bezwzgl臋dnego ziomka.
Postanowi艂 za wszelk膮 cen臋 odnale藕膰 Hermanssona. Ale sprawa by艂a dyskretna, nie m贸g艂 otwarcie okaza膰 zainteresowania znienawidzonym w tych stronach oprawc膮. Nale偶a艂o podej艣膰 do tego z najwi臋kszym wyczuciem. Mo偶e jeszcze wyjdzie z tego do艂ka, i to nie brudz膮c sobie r膮k?
Zastanawiaj膮c si臋 nad wyborem osoby, kt贸ra potrafi艂aby sprosta膰 temu zadaniu, pomy艣la艂 o Reijo.
Finowi nie艂atwo by艂o zaimponowa膰. Kupiec przypomnia艂 sobie, jak ze spokojem po艂o偶y艂 przed nim bry艂k臋 z艂ota i sucho zapyta艂, czy to wystarczaj膮ca zap艂ata za dom, kt贸rego kupnem by艂 zainteresowany, ani s艂owem nie zdradzaj膮c, sk膮d wzi膮艂 贸w szlachetny kruszec. Poza tym przed艂o偶y艂 dokument podpisany osobi艣cie przez s臋dziego. Ten m臋偶czyzna, cho膰 nie m贸wi艂 za wiele, mia艂 g艂ow臋 na karku. Kto艣 taki w艂a艣nie by mu si臋 przyda艂.
Ludzie gadali, 偶e rzuci艂 si臋 do lodowatej wody i uratowa艂 c贸rk臋 przed utoni臋ciem, sam omal nie trac膮c 偶ycia. To znaczy, 偶e jest odwa偶ny.
Kupiec u艣miechn膮艂 si臋 i z zadowoleniem potar艂 podw贸jny podbr贸dek. Lepszego wyboru nie m贸g艂 dokona膰. Takiego w艂a艣nie m臋偶czyzny jak 贸w Fin potrzebowa艂 do tego zadania.
Codzienne 偶ycie zacz臋艂o przypomina膰 normalno艣膰, chocia偶 nadal ukrywali Aleksieja. M艂odzieniec dzi臋ki opiece i staraniom Raiji stan膮艂 na nogi i czu艂 si臋 coraz lepiej, ale rami臋 nadal mia艂 sztywne, a ruchom r臋ki towarzyszy艂 b贸l.
Reijo podejrzewa艂, 偶e Rosjanin nie odzyska ca艂kowitej sprawno艣ci i ju偶 nigdy nie b臋dzie m贸g艂 p艂ywa膰 na statku.
- S膮dzisz, 偶e pope艂ni艂am jaki艣 b艂膮d? - zapyta艂a Raija.
- Nie! - odpar艂 zdecydowanie Reijo.
Aleksiej powt贸rzy艂 jej to samo, kiedy wspomnia艂a o tym w rozmowie. Owa pami臋tna noc, kiedy oboje zrzucili maski z twarzy, bardzo ich do siebie zbli偶y艂a.
- Uratowa艂a艣 mi 偶ycie, Raiju. S膮dzisz, 偶e m贸g艂bym kiedykolwiek robi膰 ci z tego powodu wyrzuty? Mimo wszystko wol臋 偶y膰, nawet je艣li nie b臋d臋 m贸g艂 porusza膰 r臋k膮. Na pewno trafi mi si臋 jakie艣 zaj臋cie... - Wykrzywi艂 twarz w grymasie i doda艂: - W najgorszym wypadku znajd臋 sobie bogat膮 wdow臋, kt贸ra zechce mie膰 u swojego boku m艂odego, atrakcyjnego m臋偶a.
Zupe艂nie przypadkowo Raija zerkn臋艂a w okno. A偶 krzykn臋艂a przestraszona, gdy ujrza艂a zmierzaj膮cego w ich kierunku nieznajomego m臋偶czyzn臋. Od domu dzieli艂o go zaledwie kilka minut drogi. Aleksiej bawi艂 si臋 w艂a艣nie z gaworz膮cym weso艂o Knutem. Ci dwaj przypadli sobie do serca i doskonale si臋 rozumieli.
- Aleksieju, ukryj si臋! Kto艣 idzie w nasz膮 stron臋, nie mam poj臋cia, kto to jest!
Wyrwawszy dziecko z ramion Rosjanina, popchn臋艂a go do izby zajmowanej przez dziewczynki.
- Gdzie mam si臋 schowa膰? - Aleksiej rozejrza艂 si臋 nerwowo po pomieszczeniu.
- Pod 艂贸偶kiem Elise i Mai. Tylko szybko! Po艣piesz si臋!
Roztrz臋siona chwyci艂a go za chore rami臋, kt贸re zapiek艂o przera藕liwie. Aleksiej, zaciskaj膮c z臋by z b贸lu, wsun膮艂 si臋 pod 艂贸偶ko. Raija nie widzia艂a ju偶, jak on wykrzywia twarz, powstrzymuj膮c si臋 od krzyku.
Raija zas艂oni艂a go futrzanym nakryciem. Wygl膮da艂o to tak, jakby kt贸re艣 z dzieci rzuci艂o niedbale sk贸r臋, a niezbyt obowi膮zkowa matka zapomnia艂a poprawi膰 pos艂anie.
- Ani s艂owa - przykaza艂a Raija Elise i zamkn臋艂a drzwi. Zd膮偶y艂a dos艂ownie w ostatniej chwili, bo oto rozleg艂o si臋 mocne pukanie. Raija szybko wyg艂adzi艂a fartuch i rzuci艂a swej podopiecznej ostrzegawcze spojrzenie. Elise siedzia艂a pochylona nad cerowaniem.
- Prosz臋! - rzuci艂a Raija spokojnym g艂osem.
Do 艣rodka wszed艂 korpulentny, 艂ysawy jegomo艣膰 o w艂adczej postawie i spojrzeniu, kt贸re na pewno nie nale偶a艂o do cz艂owieka s艂abego. Bruzdy wok贸艂 ust nadawa艂y jego twarzy ch艂odny i cyniczny wyraz. Nieznajomy nie spodoba艂 si臋 Raiji, zw艂aszcza gdy zauwa偶y艂a, jak na jej widok osobliwie zab艂ys艂y mu oczy. Najwyra藕niej wyobra偶a艂 j膮 sobie inaczej. Raija niemal us艂ysza艂a drwi膮cy, ale wyrozumia艂y 艣miech Aleksieja i us艂ysza艂a jego s艂owa: 鈥濲este艣my tacy pi臋kni, ty i ja...鈥
- No prosz臋, co widz臋 - odezwa艂 si臋 go艣膰 jowialnym tonem. Po艣piesznym krokiem podszed艂 bli偶ej i u艣cisn膮艂 mocno d艂o艅 Raiji.
Dobre i to, pomy艣la艂a. Nie znosi艂a bowiem ludzi podaj膮cych bezw艂adnie r臋k臋.
- A wi臋c to jest pani Kesaniemi! Teraz rozumiem, dlaczego m膮偶 nie zabiera pani do wioski i nikomu nie pokazuje. Tak膮 per艂臋 ka偶dy by chcia艂 zachowa膰 tylko dla siebie!
Poca艂owa艂 Raij臋 w r臋k臋, czym tak j膮 zaskoczy艂, 偶e nie zaprotestowa艂a, cho膰 uzna艂a to za dziwny obyczaj.
- Pani pozwoli, 偶e si臋 przedstawi臋. Nazywam si臋 Mads Holmertz. Jestem kupcem - sk艂oni艂 si臋 lekko.
- Raija - odrzek艂a kr贸tko, a w jej g艂osie mimowolnie zabrzmia艂a niech臋膰.
Rozejrza艂 si臋 po izbie, ale zaraz jego wzrok zn贸w spocz膮艂 na niej. Raija domy艣li艂a si臋, 偶e spodoba艂a mu si臋, ale zdecydowanie nie odwzajemnia艂a tej sympatii.
- A gdzie m膮偶?
Raija niemal krzykn臋艂a z rado艣ci. Kupiec nic nie podejrzewa艂! Nie przyszed艂 szuka膰 u nich rannego Rosjanina. Aleksiej by艂 bezpieczny. Zrozumiawszy, 偶e nie ma si臋 czego obawia膰, odpowiedzia艂a przyja藕niej:
- Przypuszczam, 偶e m膮偶 jest na nabrze偶u. Pomaga znajomemu, Nilsowi.
Kupiec skin膮艂 g艂ow膮.
- S艂ysza艂em, 偶e m膮偶 pani dokona艂 bohaterskiego czynu - zagadn膮艂.
- Na szcz臋艣cie zd膮偶y艂 - odpowiedzia艂a niech臋tnie Raija. Kupiec poj膮艂, 偶e poruszy艂 dra偶liwy temat. Przecie偶 ta kobieta omal nie straci艂a dziecka!
Cofn膮艂 si臋 do drzwi, nie odrywaj膮c od niej wzroku, jakby chcia艂 mo偶liwie najd艂u偶ej napawa膰 si臋 jej urod膮.
- Jako艣 go znajd臋 - u艣miechn膮艂 si臋, nie przestaj膮c si臋 w duchu dziwi膰, 偶e ten niepozorny Fin ma 偶on臋, przy kt贸rej krew szybciej kr膮偶y w 偶y艂ach.
Twarz Raiji zastyg艂a w u艣miechu, kt贸ry znikn膮艂 dopiero, gdy odprowadzi艂a wzrokiem niespodziewanego go艣cia. W贸wczas odetchn臋艂a z ulg膮 i odwa偶y艂a si臋 pom贸c wyj艣膰 Aleksiejowi z ukrycia.
By艂 blady jak kreda, a oczy przypomina艂y w膮skie szparki.
- Przez t臋 twoj膮 troskliwo艣膰 omal nie zemdla艂em - j臋kn膮艂, opadaj膮c na 艂aw臋. - Kto to by艂?
Raija wyja艣ni艂a mu wszystko, ale serce 艣cisn臋艂o jej si臋 z b贸lu, kiedy patrzy艂a, jak ledwie co zasklepiona rana znowu broczy krwi膮. Opatrzy艂a j膮 na nowo, przy艂o偶ywszy najpierw 艣wie偶y ok艂ad z zi贸艂, kt贸re pomaga艂y na wszystko po trochu: u艣mierza艂y b贸l, zatrzymywa艂y krwawienie i dzia艂a艂y nawet troch臋 osza艂amiaj膮co.
- Ju偶 ci臋 wi臋cej nie dotkn臋 - obieca艂a, mocuj膮c opatrunek.
Aleksiej popatrzy艂 na ni膮 swymi ciemnymi oczyma, kt贸re, cho膰 zdawa艂y si臋 nieprzeniknione, obiecywa艂y tak wiele, i rzuci艂 oschle:
- Nie strasz mnie!
Kupiec nie lubi艂 przebywa膰 na nabrze偶u. Nie potrafi艂 oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e rybacy za plecami stroj膮 sobie z niego 偶arty. Mimo 偶e byli u niego zad艂u偶eni po uszy, nie przeszkadza艂o im to na艣miewa膰 si臋 z niego. Poza tym szkoda mu by艂o niszczy膰 buty. Sk贸ra, z kt贸rej by艂y uszyte, ch艂on臋艂a wilgo膰, a s艂ona woda po wyschni臋ciu pozostawia艂a bia艂e zacieki. Nie by艂 przyzwyczajony do chodzenia po nier贸wnym pod艂o偶u, a naniesione na brzeg wodorosty sprawia艂y, 偶e by艂o do艣膰 艣lisko. Mads Holmertz po prostu czu艂 si臋 niepewnie. Za nic w 艣wiecie by si臋 jednak do tego nie przyzna艂, bo lubi艂 mie膰 wszystko pod kontrol膮.
Reijo razem z innymi m臋偶czyznami ze wsi czy艣ci艂 ryby przygotowywane do suszenia. Holmertz wiedzia艂, 偶e Reijo nie musi pracowa膰. Mia艂 do艣膰 z艂ota i wiedzia艂, gdzie go szuka膰, gdyby potrzebowa艂 wi臋cej. Nie pojmowa艂 zupe艂nie, dlaczego ten cz艂owiek ima艂 si臋 takiej roboty, skoro nie zmusza艂y go do tego okoliczno艣ci.
Niech臋tnie zawo艂a艂 na Reijo. Zwykle 艣cisza艂 g艂os, 偶eby podkre艣li膰 wag臋 swych s艂贸w, i na og贸艂 odnosi艂o to po偶膮dany skutek.
Z trudem 艂api膮c r贸wnowag臋, przecisn膮艂 si臋 w艣r贸d kamieni naniesionych przez fale przyp艂ywu. Rybacy z daleka ju偶 widzieli nadchodz膮cego kupca, ale nie zdradzili si臋 nawet jednym gestem. W og贸le nie patrzyli w jego stron臋, a jednak kupiec Holmertz mia艂 dziwne przeczucie, 偶e ca艂y czas go obserwuj膮. Gdyby nie daj B贸g przewr贸ci艂 si臋 b膮d藕 po艣lizgn膮艂, mieliby co potem komentowa膰.
Siedzieli u niego w kieszeni, ale nie by艂 ich panem. Nie m贸g艂 im zamkn膮膰 ust. Nigdy si臋 tak naprawd臋 nie dowie, co o nim gadaj膮. Mo偶e si臋 tylko domy艣la膰.
- Twoja 偶ona powiedzia艂a, 偶e tu ciebie znajd臋 - odezwa艂 si臋 do Reijo, ca艂kowicie ignoruj膮c pozosta艂ych. Zdenerwowa艂 si臋 w duchu, 偶e tak si臋 zasapa艂, bo by艂 pewien, 偶e rybacy te偶 to zauwa偶yli.
Reijo wytar艂 r臋ce w spodnie. Kupiec, patrz膮c na tego dobrze zbudowanego m臋偶czyzn臋, poczu艂, jak dziwnie ci膮偶y mu w艂asne cia艂o.
- Rzeczywi艣cie tu jestem - odpowiedzia艂 Reijo, podchodz膮c do kupca lekkim krokiem. Za nim drepta艂a ma艂a czarnow艂osa dziewczynka. Nie spuszcza艂a swojego opiekuna z oka i przez ca艂y czas trzyma艂a si臋 w pobli偶u. Mads Holmertz uzna艂, 偶e mo偶e m贸wi膰 swobodnie, bo dziecko jest zbyt ma艂e, 偶eby zrozumie膰 rozmow臋 doros艂ych o interesach. Na wszelki wypadek odszed艂 kawa艂ek od brzegu, z dala od ciekawskich rybak贸w. To, co zamierza艂 powiedzie膰, mia艂o pozosta膰 wy艂膮cznie mi臋dzy nim a Reijo.
- Potrzebuj臋 kogo艣 zaufanego - odezwa艂 si臋 艣ciszonym g艂osem.
- A co was, panie, sprowadza do mnie? - zdziwi艂 si臋 Reijo, mru偶膮c oczy. - Na jakiej podstawie s膮dzicie, 偶e jestem w艂a艣ciwym cz艂owiekiem?
Kupiec popatrzy艂 przymilnie, a potem roze艣mia艂 si臋 znacz膮co, nabrawszy pewno艣ci, 偶e si臋 nie pomyli艂. Spodoba艂o mu si臋, 偶e Fin bez uni偶ono艣ci potrafi rozmawia膰 z kim艣, komu nie dor贸wnuje pozycj膮.
- Tak przypuszczam - odpowiedzia艂, a potem zawiesi艂 g艂os i doda艂: - Ale stawiam pewne warunki!
- Wszystko ma swoje dobre i z艂e strony - uci膮艂 kr贸tko Reijo. Nie zamierza艂 nak艂ania膰 kupca do m贸wienia, przekonany, 偶e sam powie, je艣li zechce. Zastanawia艂 si臋 jednak, dlaczego przyszed艂 do niego. Czy takie wra偶enie zrobi艂o na nim, 偶e zap艂aci艂 mu z艂otem? Mo偶e chcia艂 go przygarn膮膰 do piersi jak r贸wnego sobie? A je艣li to tylko wyrachowana, ch艂odna gra? Czy偶by dotar艂y do niego jakie艣 plotki o Aleksieju?
Kupiec przybra艂 rzeczowy ton.
- Chodzi o pewn膮 przys艂ug臋. Zap艂ac臋 tak, jak sobie za偶yczysz, w got贸wce lub w towarze. Ale 偶膮dam skuteczno艣ci! W momencie gdy si臋 zgodzisz, otrzymasz ustalon膮 cz臋艣膰. Reszt臋 odbierzesz, kiedy pomy艣lnie wype艂nisz, co ci ka偶臋. Nagrodz臋 ci臋 tak, 偶e na pewno b臋dziesz zadowolony. Sprawa jest delikatna!
- Rozumiem, to by艂y plusy, a jakie s膮 minusy? - zapyta艂 oschle Reijo.
- 呕膮dam ostro偶no艣ci i dyskrecji. Nikomu ani mru - mru, czym si臋 zajmujesz! Pod 偶adnym pozorem te偶 nie mo偶e si臋 dowiedzie膰 o naszej umowie nikt z w艂adz.
Reijo nie odezwa艂 si臋. Zmierzy艂 jednak kupca swymi zielonymi oczami tak, 偶e ten poczu艂 si臋 jak przest臋pca.
- S艂ysza艂e艣 mo偶e o Olem Edvardzie Hermanssonie? - zapyta艂 po艣piesznie i udaj膮c rozbawienie, doda艂: - Ludzie, zdaje si臋, nazywaj膮 go 鈥濳rwawy Ole鈥.
Reijo zacisn膮艂 z臋by, nabieraj膮c coraz wi臋kszej pewno艣ci, 偶e kupiec podst臋pnie zastawia na niego pu艂apk臋. Powstrzyma艂 dr偶enie g艂osu i jakby nigdy nic odpar艂:
- Jak偶e bym mia艂 nie s艂ysze膰. Tyle opowie艣ci o nim kr膮偶y. Kupiec odetchn膮艂 z wyra藕n膮 ulg膮. Przez chwil臋 dojrza艂 w oczach Fina gro藕ne b艂yski i przestraszy艂 si臋, 偶e si臋 na niego rzuci. Teraz przysz艂o mu do g艂owy, 偶e mo偶e szcz臋艣liwym trafem on tak偶e ma swoje porachunki z Hermanssonem.
- W takim razie przypuszczam, 偶e wiesz, jak on wygl膮da. Reijo skin膮艂 ponuro g艂ow膮.
- Zleci艂em mu pewn膮 robot臋. - Kupiec jeszcze bardziej zni偶y艂 g艂os i m贸wi艂 ju偶 szeptem. Reijo musia艂 mocno wysili膰 s艂uch, by go zrozumie膰. - A on tymczasem znikn膮艂. Wiem, 偶e ludzie we wsi maj膮 d艂ugie j臋zyki. Nie mog臋 wi臋c okaza膰, 偶e mnie to martwi. Jednak p贸ki si臋 nie dowiem, co mu si臋 sta艂o, nie b臋d臋 m贸g艂 spokojnie spa膰.
Na jego twarzy pojawi艂 si臋 wymuszony u艣miech.
- Hermansson wiedzia艂 o niekt贸rych interesach, kt贸re prowadzi艂em w do艣膰 niekonwencjonalny spos贸b.
Kupiec nie wyja艣ni艂 znaczenia tych s艂贸w w nadziei, 偶e Reijo nie b臋dzie zbyt dociekliwy.
- Chcecie, panie, 偶ebym go odnalaz艂?
Kupiec z zapa艂em pokiwa艂 g艂ow膮, ocieraj膮c nerwowym gestem pot z czo艂a. Nie zwyk艂 wtajemnicza膰 nikogo w swoje sprawy. Ceni艂 ludzi, kt贸rzy sami potrafili wyci膮ga膰 wnioski.
- To chyba do艣膰 niebezpieczne? - zapyta艂 Reijo, przygl膮daj膮c si臋 badawczo kupcowi. Zastanawia艂 si臋, co takiego wiedzia艂 o nim Ole Hermansson. Zapewne nie chodzi艂o o b艂ahostk臋, skoro ten jegomo艣膰 poci si臋 i pl膮cze, got贸w uczyni膰 wszystko, byleby zyska膰 pewno艣膰, 偶e Hermansson go nie wyda. - S艂ysza艂em o nim to i owo... Nie obchodzi si臋 z lud藕mi zbyt delikatnie.
Reijo bada艂, na ile kupcowi zale偶y na za艂atwieniu sprawy. Nalana twarz pokry艂a si臋 czerwonymi plamami.
- Powiedzmy tak... Wszystko wskazuje na to, 偶e Hermansson nie 偶yje. W ka偶dym razie szanse s膮 minimalne. Musz臋 jednak wiedzie膰 to na pewno. Du偶o dla mnie znaczy ta informacja. Nie po偶a艂ujesz, je艣li si臋 dogadamy w tej sprawie.
Reijo wzruszy艂 oboj臋tnie ramionami i rzek艂:
- Mog臋 spr贸bowa膰, ale niczego nie obiecuj臋. Zrobi臋 co w mojej mocy, ale cudotw贸rc膮 nie jestem, panie Holmertz.
Na twarzy kupca odmalowa艂a si臋 niewypowiedziana ulga. Reijo zastanawia艂 si臋, jak cz艂owiek, kt贸ry nie potrafi ukry膰 emocji, radzi sobie w 艣wiecie interes贸w.
Mads Holmertz u艣cisn膮艂 mu d艂o艅 i potrz膮sa艂 ni膮, wyra藕nie uradowany.
- Wiedzia艂em, 偶e na ciebie mo偶na liczy膰. Znam si臋 na ludziach, mo偶esz mi wierzy膰!
Reijo, u艣miechaj膮c si臋 z ukosa, patrzy艂 za oddalaj膮cym si臋 charakterystycznym drobnym krokiem kupcem. Z rozbawieniem odni贸s艂 si臋 do jego ko艅cowych s艂贸w.
Gdyby zna艂 prawd臋...
Reijo wr贸ci艂 do przerwanego zaj臋cia. Uchwyciwszy zaciekawione spojrzenie Nilsa, u艣miechn膮艂 si臋.
- O czym tak d艂ugo rozmawiali艣cie? - zapyta艂 Nils.
- To tajemnica. - Reijo mrugn膮艂 porozumiewawczo. - Chcia艂 mi zleci膰 odnalezienie wsp贸lnego znajomego.
- Chyba nie masz na my艣li Rosjanina - wyszepta艂 Nils przestraszony. - Sk膮d si臋 dowiedzia艂?
- Nie, nie chodzi o Aleksieja - uspokoi艂 go Reijo - lecz o innego znajomego, kt贸ry ku ubolewaniu kupca na dobre si臋 ulotni艂.
- Ole...? - Nils przera偶ony mimowolnie popatrzy艂 na Maj臋. Na poz贸r dziewczynka nie odnios艂a szk贸d po tamtym strasznym zdarzeniu, ale czy to z dzie膰mi do ko艅ca wiadomo? - Co mu, na Boga, odpowiedzia艂e艣?
- Zgodzi艂em si臋, oczywi艣cie - odpowiedzia艂 ze spokojem Reijo. - Zaproponowa艂 mi sowit膮 zap艂at臋.
Nils potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem.
- Po tym wszystkim, co przez niego przeszed艂e艣, zamierzasz z w艂asnej woli go szuka膰?
Twarz Reijo st臋偶a艂a. Nils nie zna艂 ca艂ej prawdy. Nie mia艂 poj臋cia o tygodniach, kt贸re Reijo sp臋dzi艂 uwi臋ziony w piwnicy, ani o tym, jak po艣wi臋ci艂a si臋 Raija.
- My艣l臋, 偶e on nie 偶yje. Podejrzewam, 偶e nie zdo艂a艂 si臋 wydosta膰 z groty. Nie wspomina艂em wam o tym, 偶e zdecydowa艂em si臋 p艂yn膮膰 z Maj膮 pod wod膮, poniewa偶 nie mia艂em innego wyboru. Us艂ysza艂em, 偶e Hermansson wraca, zauwa偶y艂em b艂ysk lampy w korytarzu, dlatego skierowa艂em si臋 do podwodnego wyj艣cia, 偶eby si臋 na niego nie natkn膮膰.
Nils patrzy艂 na Reijo rozszerzonymi ze zdumienia oczami. Stali z boku i gdy nie podnosili g艂os贸w, nikt nie s艂ysza艂 ich rozmowy.
- Nie mam poj臋cia, po co wraca艂 - ci膮gn膮艂 Reijo. - Zreszt膮 jakie to mo偶e mie膰 znaczenie. Ale jestem pewien, 偶e co艣 mu si臋 musia艂o sta膰. Przypuszczam, 偶e utkn膮艂 w korytarzu i nie zdo艂a艂 wydosta膰 si臋 z groty. Nie s膮dz臋, 偶ebym znalaz艂 go w艣r贸d 偶ywych.
- Zamierzasz ruszy膰 tam od razu?
- Za kogo ty mnie bierzesz? - Reijo roze艣mia艂 si臋 cynicznie. - Co by sobie stary Holmertz pomy艣la艂, gdybym tak szybko odnalaz艂 zaginionego? Jeszcze by mnie oskar偶y艂, 偶e zabi艂em t臋 kanali臋. Nie, przez kilka dni b臋d臋 udawa艂, 偶e prowadz臋 poszukiwania. Przecie偶 za to mi p艂aci. Dopiero potem naprawd臋 znajd臋 Hermanssona i zgarn臋 ca艂膮 zap艂at臋.
- Ale偶 z ciebie spryciarz! - z podziwem wyrzek艂 Nils. - A co zrobimy z Rosjaninem? Przecie偶 nie mo偶e zosta膰 u was przez ca艂膮 zim臋, a raczej nie ma si臋 co spodziewa膰, 偶e do naszej zatoki zawinie jeszcze jaka艣 rosyjska szkuta.
- Prawda. - Reijo zas臋pi艂 si臋, jak zwykle gdy by艂a mowa o Aleksieju.
Nils doskonale go rozumia艂. Osza艂amiaj膮co pi臋kna 偶ona i bezwstydnie urodziwy obcy m臋偶czyzna pod jednym dachem to pow贸d do zmartwienia. Trudno si臋 dziwi膰, 偶e Reijo by艂 zazdrosny. Co prawda Nils nie zauwa偶y艂, 偶eby Raija obdarza艂a uratowanego jakimi艣 szczeg贸lnymi wzgl臋dami, ale z drugiej strony tylko ona potrafi艂a si臋 z nim porozumie膰 w j臋zyku, kt贸rego Reijo nie zna艂. Czy mo偶na wi臋c si臋 mu dziwi膰, 偶e skr臋ca go zazdro艣膰? Przecie偶 jest tylko cz艂owiekiem.
- Wyprawimy go st膮d - oznajmi艂 pewnym g艂osem Reijo, jakby chcia艂 o tym przekona膰 przede wszystkim samego siebie. - Ale najpierw musz臋 si臋 upora膰 z zadaniem, jakie powierzy艂 mi kupiec. Je艣li zdob臋d臋 jego zaufanie, b臋dzie mi 艂atwiej.
Reijo wspomnia艂 Raiji o tym dopiero pod wiecz贸r, kiedy usiedli w pogr膮偶onej w p贸艂mroku kuchni.
Co艣 si臋 popsu艂o w ich wzajemnych stosunkach. Nie odnosili si臋 do siebie z takim samym jak wcze艣niej zaufaniem. Kiedy艣 wieczory by艂y ich ulubion膮 por膮. Wsp贸lnie 艣miali si臋 z zabawnych powiedzonek dzieci, dzielili ze sob膮 rado艣ci, ciep艂o. Czuli 艂膮cz膮c膮 ich wi臋藕.
Teraz otwarte na o艣cie偶 drzwi do jednej z izb odmieni艂y wszystko. Kiedy艣 co prawda Raija pozostawia艂a otwarte drzwi do sypialni dzieci, ale teraz zdarza艂o si臋 to tylko wtedy, gdy kt贸re艣 z nich chorowa艂o.
Rosjanina otoczy艂a tak膮 opiek膮, jakby chodzi艂o o jej w艂asne dziecko. Reijo czu艂 gorycz, gdy przypomnia艂 sobie, 偶e nawet w贸wczas kiedy wyrwa艂 si臋 z Maj膮 z lodowatego piek艂a, Raija nie po艣wi臋ci艂a im wi臋kszej uwagi ni偶 temu swojemu Aleksiejowi.
- Kupiec poprosi艂 mnie, 偶ebym odszuka艂 Hermanssona - odezwa艂 si臋 troch臋 zak艂opotany.
- Ole Edvarda? - Raija wybuchn臋艂a gromkim 艣miechem, najwyra藕niej nie traktuj膮c powa偶nie s艂贸w Reijo.
Kiedy jednak na twarzy przyjaciela nie dostrzeg艂a spodziewanego rozbawienia, jej oczy rozszerzy艂y si臋, a po twarzy przemkn膮艂 cie艅 l臋ku.
- Reijo - powiedzia艂a - chyba si臋 nie zgodzi艂e艣? Dobrze wiesz, do czego jest zdolny Ole Edvard! Czego w艂a艣ciwie chce od niego kupiec?
Kiedy us艂ysza艂a z ust Reijo wyja艣nienie, oniemia艂a. Reijo pomin膮艂 milczeniem w艂asne przypuszczenia na temat tego, co sta艂o si臋 z Hermanssonem. Troska, jak膮 dostrzeg艂 w jej oczach, by艂a plastrem na rany w jego sercu. Nie powiedzia艂 wszystkiego, 偶eby j膮 ukara膰 za te noce, podczas kt贸rych z powodu jej s艂abo艣ci do Rosjanina nie m贸g艂 zmru偶y膰 oka.
- Zamierzasz tak po prostu wyruszy膰 na poszukiwania Hermanssona? - pyta艂a, nadal nie mog膮c uwierzy膰 w prawdziwo艣膰 jego s艂贸w. - Przecie偶 wiesz, jak on ci臋 strasznie nienawidzi. Jest szalony, wiesz o tym, a mimo to chcesz go szuka膰, Reijo? Dlaczego? Chodzi ci o zap艂at臋? Przecie偶 mo偶esz wzi膮膰 z艂oto Kallego, ile tylko zechcesz! Nie rozumiem, wyt艂umacz mi!
Roz艂o偶y艂 r臋ce.
- Po prostu musz臋! Zreszt膮 ch臋tnie si臋 tym zajm臋. Potrafi臋 na siebie uwa偶a膰, jestem doros艂y. Nie potrzebujesz mi tak matkowa膰.
- Czy kiedy艣 to robi艂am? - zapyta艂a cierpko i pewniejszym g艂osem doda艂a: - Rozumiem, chcesz si臋 zem艣ci膰 na mnie. Za tym wszystkim po prostu kryje si臋 zazdro艣膰, nic wi臋cej. Masz do艣膰 odwagi, 偶eby si臋 do tego przyzna膰? Reijo przyj膮艂 ze spokojem jej s艂owa.
- To moja sprawa, moje 偶ycie, prawda? Mog臋 wi臋c robi膰, co mi si臋 podoba.
Raija popatrzy艂a na niego tak, jakby chcia艂a go zabi膰 wzrokiem, a potem odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.
- Nie wzi膮艂e艣 pod uwag臋 tego, 偶e b臋d臋 umiera膰 ze strachu? Oszalej臋, zastanawiaj膮c si臋, kto kogo zabije, ty jego czy on ciebie. - Odwr贸ci艂a si臋 i popatrzy艂a na Reijo b艂yszcz膮cymi oczami. - Nie mam najmniejszego powodu, by darzy膰 sympati膮 t臋 besti臋, ale nie chc臋, 偶eby艣 by艂 tym, kt贸ry...
Nie doko艅czy艂a.
- Mo偶e on ju偶 nie 偶yje? - Reijo wypowiedzia艂 na g艂os zawieszone w powietrzu s艂owa.
Raija w og贸le nie bra艂a pod uwag臋 takiej mo偶liwo艣ci. Czu艂a przed Olem 艣miertelny strach i jak wszyscy, kt贸rzy si臋 czego艣 l臋kaj膮, nie mog艂a uwierzy膰, 偶e z艂o przesta艂o istnie膰.
Kupiec reaguje podobnie, pomy艣la艂 Reijo, ale on przynajmniej podj膮艂 jakie艣 kroki, 偶eby uwolni膰 si臋 od strachu. Raija tego nie potrafi. Ura偶ony, 偶e nie rozumie, i偶 got贸w jest uczyni膰 to dla niej, rzuci艂, nie kryj膮c zawodu:
- Nawet nie zauwa偶ysz mojej nieobecno艣ci, zreszt膮 z jakiej racji mia艂aby艣 za mn膮 t臋skni膰?
Raija wyczu艂a jego aluzj臋 i dwuznaczny ton. Zdenerwowana wyprostowa艂a si臋 jak struna - jak zwykle, gdy si臋 na dobre rozgniewa艂a.
- Co masz na my艣li? - zapyta艂a na poz贸r spokojnie.
Reijo w艂a艣ciwie nie chcia艂 si臋 k艂贸ci膰. Gdyby si臋 opami臋ta艂, mogliby sp臋dzi膰 ze sob膮 cudown膮 noc. Troska i l臋k skierowa艂yby Raij臋 wprost w jego ramiona. Tak dawno si臋 ju偶 nie kochali. T臋skni艂 za ni膮, ale by艂 zbyt dumny, by j膮 do czegokolwiek nak艂ania膰. Zreszt膮 kiedy艣 to sobie poprzysi膮g艂.
Zwykle spa艂a odwr贸cona do niego plecami. Dzi艣 mog艂o by膰 inaczej, gdyby nie ostre s艂owa, nad kt贸rymi nie potrafi艂 zapanowa膰. Pobrzmiewa艂a w nich zazdro艣膰, rozgoryczenie, zaw贸d, wszystko to, co dot膮d dusi艂 w sobie.
- Zdaje si臋, 偶e masz w domu o jednego m臋偶czyzn臋 za du偶o i trudno ci si臋 zdecydowa膰. Usun臋 si臋 na jaki艣 czas, 偶eby ci to u艂atwi膰.
- Chodzi ci o Aleksieja? - roze艣mia艂a si臋. Udawa艂a rozbawienie, 偶eby mu u艣wiadomi膰 niedorzeczno艣膰 jego podejrze艅.
Ale Reijo nie da艂 si臋 przekona膰. Nie chcia艂!
- W艂a艣nie! - potwierdzi艂, ciskaj膮c zielone b艂yskawice w stron臋 otwartych na o艣cie偶 drzwi. - Tw贸j ukochany Aleksiej! Zdaje ci si臋, 偶e nie widz臋, jak nie mo偶esz od niego oderwa膰 oczu? Zbyt dobrze ci臋 znam, moja droga. Masz na niego ochot臋, prawda? Przeszkadza ci moja obecno艣膰. Pomy艣l tylko, jak bywam by艂o dobrze, gdyby nie ja!
- Czy ty sam w og贸le wierzysz w te bzdury?
Raija skrzy偶owa艂a r臋ce na piersi jakby w odruchu obronnym, ale m贸wi艂a czule i z wyrozumia艂o艣ci膮.
- A mam nie wierzy膰 w to, co wida膰 a偶 nadto wyra藕nie? - odpowiedzia艂 jej pytaniem na pytanie.
- Kiedy艣 mia艂e艣 zdecydowanie lepszy wzrok.
Reijo straci艂 panowanie nad sob膮 i z jego ust pop艂yn膮艂 potok oskar偶e艅.
- W takim razie sp贸jrz mi w oczy i powiedz, 偶e nie wydaje ci si臋 poci膮gaj膮cy, 偶e ani przez moment nie uleg艂a艣 jego urokowi. 呕e nie my艣la艂a艣 o nim nigdy inaczej jak o chorym.
Raija nadludzkim wysi艂kiem zdo艂a艂a si臋 opanowa膰.
- Owszem, uwa偶am, 偶e Aleksiej jest bardzo poci膮gaj膮cy - powiedzia艂a 艂agodnie jak do niesfornego dziecka. - Trzeba by膰 艣lepcem, by nie zauwa偶y膰, 偶e to m艂odzieniec niezwyk艂ej urody. Tylko co to ma do rzeczy? Nie wydaje ci si臋, 偶e 艂adna buzia to za ma艂o? Nie kocha si臋 kogo艣 dla 艂adnej twarzy! - Odetchn臋艂a g艂臋boko i doda艂a: - A Aleksiej jest dla mnie kim艣 wi臋cej ani偶eli tylko rannym, kt贸rego piel臋gnuj臋. To przyjaciel.
- W艂a艣nie! - podchwyci艂 Reijo. - Przyjaciel! Ja te偶 jestem twoim przyjacielem, a nie powstrzyma艂o ci臋 to przed p贸j艣ciem ze mn膮 do 艂贸偶ka.
Raija wymierzy艂a mu siarczysty policzek.
- Za to w ka偶dym razie nie wi艅 Aleksieja - sykn臋艂a rozjuszona niczym kotka. - Przebra艂e艣 miar臋, Reijo! Nie masz prawa wygadywa膰 takich rzeczy! Jakim prawem 艣miesz mnie traktowa膰 jak swoj膮 w艂asno艣膰! Dobrze wiesz, ile dla mnie znaczysz, ale nikt ci臋 nie zmusza艂, 偶eby艣 zaakceptowa艂 ten zwi膮zek.
- Mo偶e raczej brak zwi膮zku - przerwa艂 jej cierpko.
- Naprawd臋 tak s膮dzisz, Reijo? Nie poznaj臋 ci臋 - rzuci艂a lodowatym tonem. - Co si臋 z tob膮 sta艂o? Znasz mnie, wiesz, jaka jestem. Nigdy nie udawa艂am przed tob膮 nikogo innego. Ufa艂am ci, jeste艣 moim najlepszym przyjacielem. Nigdy jednak nie trzyma艂am ci臋 si艂膮. Nie chcia艂am ci臋 pozbawia膰 urok贸w 偶ycia, jakie m贸g艂by艣 wie艣膰... - Jej pier艣 porusza艂a si臋 gwa艂townie. - Dlaczego wi臋c mi to robisz? Swoj膮 zazdro艣ci膮 zadr臋czasz nie tylko siebie, ale i mnie!
Ale Reijo wydawa艂 si臋 g艂uchy na jej s艂owa. Naburmuszony, w milczeniu zacz膮艂 pakowa膰 do worka niezb臋dne rzeczy. Zacisn膮艂 usta w w膮sk膮 kresk臋, rzuci艂 ostatnie spojrzenie ku 艂o偶u. Ci膮gle jeszcze m贸g艂 wszystko uratowa膰. Pogodzi膰 si臋 z Raij膮, sprawi膰, by ta noc by艂a cudowna. To nie by艂o takie trudne. Wystarczy艂oby cofn膮膰 ostre, przepe艂nione gorycz膮 s艂owa, tym bardziej 偶e nie wyra偶a艂y one naprawd臋 tego, co my艣la艂. Wypowiedzia艂 je za podszeptem diab艂a, kt贸ry raz po raz bra艂 nad nim w艂adz臋. Zwykle potrafi艂 go ujarzmi膰. Teraz jednak nie mia艂 na to ochoty. Czu艂 si臋 ura偶ony i dlatego jakby w odwecie pragn膮艂 zrani膰 Raij臋. Raija jednak nie ugi臋艂a karku. Wyprostowa艂a si臋 dumnie i patrzy艂a na niego zagniewana. Czu艂 si臋 okropnie. Wykrzykuj膮cy nieprzemy艣lane s艂owa m臋偶czyzna wydawa艂 mu si臋 kim艣 obcym. Nie m贸g艂 jednak przyzna膰 si臋 do tego.
- Zamierzasz od razu wyruszy膰 na poszukiwania Olego Edvarda? - zapyta艂a, stan膮wszy w drzwiach.
- Mo偶e i od razu.
Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e odpowiada opryskliwie, ale wcale nie mia艂 ochoty by膰 mi艂y. Nie dzi艣!
Do diab艂a, on tak偶e t臋skni za odrobin膮 ciep艂a. Czy troska nale偶y si臋 tylko rannemu Rosjaninowi?
W u艂amku sekundy przemkn臋艂a mu my艣l, 偶e lepiej by by艂o tamtej nocy zostawi膰 brocz膮cego krwi膮 m艂odzie艅ca na nabrze偶u i nie przenosi膰 go z takim trudem pod sw贸j dach. Ale zaraz znikn臋艂a ca艂a z艂o艣膰, jak膮 偶ywi艂 do Aleksieja. 呕ycie jest przecie偶 najwy偶sz膮 warto艣ci膮 i za nic w 艣wiecie nie wolno pozbawi膰 pomocy umieraj膮cego.
- Nie mog臋 ci臋 powstrzyma膰, Reijo. Jeste艣 doros艂y i sam odpowiadasz za w艂asne czyny.
Z jakim spokojem to m贸wi, pomy艣la艂 Reijo. Mo偶e nic j膮 to wszystko nie obchodzi? A mo偶e ucieszy艂a si臋 z okazji, jak膮 sam jej podsun膮艂em, i wskoczy Aleksiejowi do 艂贸偶ka, by posmakowa膰 rosyjskiej mi艂o艣ci?
Min膮艂 j膮, nie podnosz膮c wzroku. Nie odsun臋艂a si臋 ani o cal. Ich cia艂a niemal otar艂y si臋 o siebie. Poczu艂 emanuj膮c膮 z niej kobieco艣膰, kt贸rej zwykle nie potrafi艂 si臋 oprze膰. Ale nawet to nie zdo艂a艂o stopi膰 w nim z艂o艣ci. Nie da艂 si臋 u艂agodzi膰.
Zajrza艂 do dzieci i d艂ugo na nie patrzy艂. Delikatnie, 偶eby nie obudzi膰 malc贸w, pog艂aska艂 ich po policzkach. Najd艂u偶ej zatrzyma艂 si臋 przy Mai. Ma艂a Maja... Jego male艅stwo.
Skrzywi艂 twarz w bolesnym grymasie i wyszed艂. Pokocha艂 dziewczynk臋, bo by艂 sentymentalnym g艂upcem. Maja nie jest jego c贸rk膮, lecz c贸rk膮 Mikkala!
- Nie martw si臋 o mnie! - rzuci艂 do Raiji przez rami臋. - Potrafi臋 o siebie zadba膰. B臋d臋 si臋 pilnowa艂. Sama mi kiedy艣 powiedzia艂a艣, 偶e niszczymy si臋 nawzajem. Pami臋tasz? - roze艣mia艂 si臋 kr贸tko. - Gratuluj臋! C贸偶, ja mam same wady, ty natomiast do wszystkich zalet, jakie posiadasz, mo偶esz doda膰 jeszcze dar jasnowidzenia.
- Reijo... - zacz臋艂a, ale on ju偶 jej nie s艂ucha艂. Wyszed艂 na dw贸r.
Reijo by艂 dumny i uparty, ale i jej nie brakowa艂o uporu.
Przecie偶 nie odszed艂 daleko. Drzwi by艂y otwarte, mog艂aby pobiec za nim i go zatrzyma膰. Uczepi膰 si臋 go i b艂aga膰, by pozosta艂.
Ale czy to ona zacz臋艂a ca艂膮 t臋 beznadziejn膮 awantur臋? Reijo z premedytacj膮 d膮偶y艂 do takiego rozwi膮zania.
Zacisn臋艂a z臋by i zamkn臋艂a drzwi na zasuw臋.
Aleksiej mimowolnie s艂ysza艂 k艂贸tni臋 tych dwojga. I chocia偶 nie zna艂 j臋zyka, domy艣la艂 si臋, o co posz艂o. Podniesione g艂osy by艂y a偶 nadto wymowne. W艣r贸d obcych s艂贸w kilkakrotnie wy艂owi艂 swoje imi臋, wypowiedziane niezbyt ciep艂o i niezbyt przyja藕nie.
Zobaczy艂 teraz, jak Raija zaciska wargi, 偶eby powstrzyma膰 si臋 od p艂aczu, a z jej oczu p艂yn膮 strumieniem 艂zy.
Wzburzony, dotkn膮艂 jej, uwa偶aj膮c, 偶eby nie porusza膰 gwa艂townie ramieniem, kt贸re nadal dokucza艂o mu mocno.
- Znowu wszystko przeze mnie! S艂ysza艂em, 偶e k艂贸cili艣cie si臋 z mojego powodu. Chyba nie powinienem tak cz臋sto spogl膮da膰 na ciebie.
Aleksiej zrozpaczony potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Nie masz z tym nic wsp贸lnego - szlocha艂a Raija. - Nie powiniene艣 czu膰 si臋 winny. Z Reijo 艂膮czy mnie szczeg贸lna wi臋藕. Nigdy mu jednak niczego nie obiecywa艂am. On wie, 偶e kocham innego i cho膰 go nigdy nie dostan臋, nic nie odmieni moich uczu膰. Nie mam poj臋cia, dlaczego tak nagle wybuchn膮艂. Co go tak zdenerwowa艂o?
Aleksiej s艂ucha艂 cierpliwie, mimo 偶e przynajmniej w po艂owi臋 jej nie rozumia艂, bo zapomina艂a si臋 i m贸wi艂a po fi艅sku. Mia艂 jednak przekonanie, 偶e dla dziewczyny najwa偶niejsze jest w tej chwili, 偶e ma si臋 przed kim wyp艂aka膰. Potrzebowa艂a kogo艣, kto by jej wys艂ucha艂 i troskliwie przytuli艂.
Ukradkiem musn膮艂 jej w艂osy. By艂y mi臋kkie jak jedwab i pachnia艂y lasem. Nagle ow艂adn臋艂o nim szale艅cze pragnienie, by cho膰 raz zanurzy膰 w nich d艂onie i przeczesa膰 palcami kruczoczarne nitki. Ale nie by艂 w stanie unie艣膰 r臋ki.
Raiji ta chwila blisko艣ci wystarczy艂a, by odzyska膰 r贸wnowag臋. Po艂ykaj膮c 艂zy, podnios艂a pe艂en wdzi臋czno艣ci wzrok.
- Dzi臋kuj臋 - wyszepta艂a. - Prawdziwy z ciebie przyjaciel.
Aleksiej u艣miechn膮艂 si臋 ze smutkiem. Jak ka偶dy Rosjanin 艂atwo popada艂 w melancholi臋, ale te偶 potrafi艂 radowa膰 si臋 jak ma艂o kto. Kiedy by艂 szcz臋艣liwy, m贸g艂 艣wi臋towa膰 i pi膰 przez kilka dni. W ostatnim czasie jednak niecz臋sto mu si臋 to zdarza艂o. Wpatrywa艂 si臋 w twarz Raiji z nami臋tno艣ci膮, kt贸ra j膮 porazi艂a.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapyta艂a, sil膮c si臋 na u艣miech.
- 呕eby ci臋 zapami臋ta膰 tak膮, jaka jeste艣 naprawd臋. Bez idealizowania. Zapami臋ta膰 twoje oczy, czarne w臋gielki z domieszk膮 br膮zu, charakterystyczne 艂uki brwi i czo艂o. Tw贸j nos, prosty, w膮ski, niemal kr贸lewski. 艁agodnie zaokr膮glone, ale nie pulchne policzki, i usta... - zni偶y艂 g艂os - ...pe艂ne, kusz膮ce. Domy艣lam si臋 tylko, ile w nich zmys艂owo艣ci. Czasem wydymasz doln膮 warg臋 i wtedy wygl膮dasz jak kapry艣ne dziecko. A kiedy si臋 u艣miechasz, biel twoich z臋b贸w o艣lepia bardziej ni偶 s艂oneczny blask. Zapami臋tam tw贸j zdecydowany podbr贸dek i w艂osy, czarne, jedwabiste.
Przygl膮da艂 si臋 jej d艂ugo, k膮ciki ust drgn臋艂y w smutnym u艣miechu.
- My艣l臋 jednak, 偶e najlepiej pami臋ta膰 b臋d臋 twoje oczy, Raiju... i usta, kt贸re tak mnie n臋c膮, kt贸re tak bardzo pragn臋 poca艂owa膰.
- Aleksieju - wyszepta艂a b艂agalnie, jakby ostrzegawczo. 艁agodne br膮zowe oczy pochwyci艂y jej wzrok.
- Reijo by膰 mo偶e ma racj臋, denerwuj膮c si臋 i krzycz膮c. Nie powinien jednak kierowa膰 gniewu przeciwko tobie.
Na jego twarzy zn贸w pojawi艂 si臋 lekki u艣miech, kt贸remu Raija nie potrafi艂a si臋 oprze膰, tak samo jak zapewne wiele kobiet, ku kt贸rym ten m艂odzieniec skierowa艂 sw贸j wzrok.
- Rozumiem, Raiju - ci膮gn膮艂 przepraszaj膮cym tonem. - Wpad艂em w sid艂a twojego uroku. Nawet nie wiem, kiedy to si臋 sta艂o, nie prowokowa艂a艣 mnie, nie 艂udzi艂a艣 nadziej膮. Wiele rozmy艣la艂em o tym, czego Reijo tak si臋 obawia. Marzy艂em o tym na jawie i we 艣nie. Gdyby艣 zna艂a tre艣膰 mych marze艅, rumieni艂aby艣 si臋 zawstydzona.
Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋. To prawda, 偶e by艂a pod jego urokiem. Rzeczywi艣cie wydawa艂 jej si臋 tak pi臋kny, 偶e wpatruj膮c si臋 w niego d艂u偶ej, czu艂a niemal fizyczny b贸l. Lubi艂a go, oczywi艣cie, a rozmowa z nim sprawia艂a jej przyjemno艣膰. Wyczu艂a w nim pokrewn膮 dusz臋, jeszcze nim po艂膮czy艂a ich owa magiczna noc. Byli do siebie podobni, w ich 偶yciu by艂o wiele podobie艅stw. I na ten kr贸tki czas nici ich losu splot艂y si臋 ze sob膮.
Ale ona potrzebowa艂a czego艣 wi臋cej. W 偶yciu zbyt cz臋sto musia艂a zadowala膰 si臋 namiastk膮. A wspania艂a przyja藕艅, jaka 艂膮czy艂a j膮 z Reijo, zosta艂a nadszarpni臋ta w艂a艣nie dlatego, 偶e posun臋li si臋 dalej i zostali kochankami. Raija nie potrafi艂a sobie wyobrazi膰, 偶e jaki艣 inny m臋偶czyzna m贸g艂by zaj膮膰 w jej sercu miejsce Mikkala. Nie, to niemo偶liwe, by kto艣 sta艂 si臋 dla niej tak samo wa偶ny jak on!
- Rozumiem, 偶e nie podzielasz moich uczu膰 - ci膮gn膮艂 Aleksiej. - Dlatego nie zmierza艂em ci tego wyznawa膰. Ale moje usta same uk艂adaj膮 si臋 w s艂owa. Nasz zwi膮zek i tak nie mia艂by przysz艂o艣ci. Musz臋 wraca膰. Nie czu艂bym si臋 dobrze w tych stronach, a nie wiem, czy ty przywyk艂aby艣 do 偶ycia w moim kraju. Waha艂bym si臋 przed zabraniem ci臋 st膮d.
- Jeste艣 bardzo mi艂y i dobry.
My艣la艂 inaczej ni偶 ona, nie by艂o w nim cienia egoizmu i wszystko rozumia艂.
- Ale nie na tyle, bym chcia艂 zrezygnowa膰 z poca艂owania tych ust, o kt贸rych nie przestaj臋 marzy膰. Tylko ten jeden jedyny raz.
Jego spojrzenie mia艂o w sobie si艂臋 przekonywania. W tej kr贸tkiej chwili Raija zmi臋k艂a jak wosk i da艂a si臋 porwa膰 urokowi m艂odego Rosjanina.
Kiedy pochyli艂 si臋 nad ni膮, podnios艂a ku niemu twarz. Dr偶膮cymi wargami dotkn膮艂 jej ust, ostro偶nie, jakby na pr贸b臋. Przyjacielski poca艂unek wnet zmieni艂 si臋 w bardziej zmys艂owy, by w ko艅cu wype艂ni膰 si臋 mrocznym p艂omiennym 偶arem. Usta j膮 pali艂y, gdy Aleksiej wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰. Dysza艂 gwa艂townie, ale cofn膮艂 si臋 i u艣miechn膮艂.
Dawno ju偶 Raija nie patrzy艂a w twarz wyra偶aj膮c膮 tak wielkie uczucie.
- Jeste艣, Raiju, kobiet膮 wyj膮tkow膮. Jedn膮 na tysi膮c - wyszepta艂 Aleksiej mi艂o艣nie. - Nie przychod藕 do mnie noc膮, bo nie r臋cz臋 d艂u偶ej za siebie.
Raija wysz艂a, zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Nie by艂a mu przeznaczona.
Reijo ukry艂 si臋 w mroku z dala od 艣wiat艂a, kt贸re pada艂o przez okno. Widzia艂, jak si臋 obejmuj膮, i by艂 艣wiadkiem poca艂unku.
Poczu艂 rozdzieraj膮cy b贸l.
Wi臋c jednak si臋 nie myli艂.
Odszed艂, nim Aleksiej wypu艣ci艂 Raij臋 z obj臋膰.
W chacie Nilsa by艂o ciemno. Reijo jednak mia艂 pewno艣膰, 偶e przyjaciel jest u siebie.
W domu kupionym za z艂oto Kallego nie by艂o dla Reijo miejsca.
Postanowi艂 zarobi膰 w艂asne pieni膮dze i uwolni膰 si臋 od Raiji.
Nils pocz臋stowa艂 go cierpkim piwem domowej roboty. Reijo po chwili namys艂u uzna艂, 偶e nale偶y mu si臋 co艣 mocniejszego. Odk膮d na 艣wiat przyszed艂 Knut, unika艂 trunk贸w. Wkr贸tce minie rok od owej pami臋tnej nocy, kiedy upi艂 si臋 na um贸r i ojciec musia艂 sam wyruszy膰 na poszukiwanie porwanej Mai. Nigdy Reijo nie wytrze藕wia艂 tak gwa艂townie jak wtedy, gdy Raij臋 chwyci艂y b贸le porodowe.
Teraz postanowi艂 upi膰 si臋 r贸wnie mocno, tyle 偶e w szybszym tempie.
Odrzuci艂 na bok wszelki rozs膮dek. Skutki pija艅stwa nie by艂y mu obce, ale to wcale go nie odstrasza艂o. Sucho艣膰 w gardle, md艂o艣ci, niesmak w ustach, b贸le 偶o艂膮dka... Po co martwi膰 si臋 na zapas!
- Wyrzuci艂a ciebie? - wyrazi艂 swe zdumienie Nils po kilku haustach, kiedy ju偶 przestali wyciera膰 szyjk臋 butelki. Poniewa偶 jednak Reijo nie spieszy艂 si臋 ze zwierzeniami, sam odpowiedzia艂 sobie rozmarzony: - Nie, ona nie z tych! Jest taka 艂agodna i delikatna... A przy tym herod - baba! Nigdy nie zapomn臋, jak zak艂ada艂a szwy na ran臋! Albo jak wyjmowa艂a kul臋, kt贸ra utkwi艂a w ramieniu. Bo偶e, co za kobieta...
Reijo spojrza艂 ponuro i przystawi艂 butelk臋 do ust. A potem, kiwaj膮c palcem, jakby chcia艂 podkre艣li膰 wag臋 swoich s艂贸w, rzek艂:
- Tak wszyscy o niej my艣l膮. Wszyscy, kt贸rzy jej nie znaj膮. Uraczy艂 si臋 kolejnym 艂ykiem i poda艂 piwo przyjacielowi, kt贸ry u偶yczy艂 mu schronienia.
- Ale ja j膮 znam - dorzuci艂 z gorycz膮.
Co do tego Nils nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci.
- Co za kobieta! - wyrwa艂o mu si臋. - Wiesz, Reijo, ceni臋 sobie kawalerski stan, ale porzuci艂bym go bez wahania, gdyby mi si臋 trafi艂a taka jak ona. Co za kobieta!
- Sam odszed艂em - wyzna艂 Reijo. - Nie wyrzuci艂a mnie. Zrobi艂em w ty艂 zwrot i wyszed艂em! A wiesz, dlaczego? Odk膮d ten m艂odzik trafi艂 pod nasz dach, straci艂a dla niego g艂ow臋. Wypali艂em jej to prosto z mostu! 鈥濷win膮艂 sobie ciebie wok贸艂 palca鈥, powiadam do niej. Ale ona twierdzi, 偶e to nieprawda. Nazwa艂a go przyjacielem. Odpar艂em jej na to, 偶e ja tak偶e jestem jej przyjacielem, ale nie przeszkadza艂o jej to p贸j艣膰 ze mn膮 do 艂贸偶ka. Kiedy jednak nadal wszystkiemu zaprzecza艂a, wyszed艂em, 偶eby si臋 nie k艂贸ci膰.
- Co? Raija z Rosjaninem? - Nils by艂 taki zdumiony, jakby spad艂 z nieba. Uzna艂, 偶e Reijo si臋 wstawi艂 i zmy艣la g艂upoty. Niekt贸rzy maj膮 s艂ab膮 g艂ow臋!
Ale Reijo, ponuro kiwaj膮c g艂ow膮, ci膮gn膮艂 dalej:
- Nie zd膮偶y艂em daleko odej艣膰... min臋艂a ledwie chwila, a ona ju偶 wisia艂a mu na szyi. Ca艂owali si臋. Wszystko dok艂adnie widzia艂em, bo nawet nie zas艂onili okien. Masz swoj膮 wspania艂膮, 艂agodn膮 Raij臋!
Nils nic nie pojmowa艂. Po prostu nie chcia艂o mu si臋 to pomie艣ci膰 w g艂owie.
- Jak to? Twoja 偶ona i ten Rosjanin? Kiedy wyszed艂e艣...? Cz艂owieku, rany boskie, czemu od razu nie powiedzia艂e艣? Wracajmy tam czym pr臋dzej! Wrzucimy drania z powrotem do morza! Od razu trzeba nam by艂o tak z nim post膮pi膰! Po co go w og贸le stamt膮d zabierali艣my? Kiedy sobie przypomn臋, jak si臋 natrudzili艣my, 偶eby go donie艣膰! A on tymczasem przystawia si臋 do twojej 偶ony?! 艢mie ca艂owa膰 twoj膮 bab臋?! Ale... jej nigdy bym o to nie podejrzewa艂. - Nils potrz膮sa艂 g艂ow膮 z rezygnacj膮. - Nie, ch艂opie, nie spodziewa艂bym si臋 tego po niej.
Reijo ze wzrokiem wbitym w klepisko wyzna艂:
- Raija nie jest moj膮 偶on膮.
- M贸j Bo偶e - zaj膮kn膮艂 si臋 Nils i ca艂kiem straci艂 mow臋. Jakby nie do艣膰 tego, 偶e wok贸艂 tych dwojga ci膮gle si臋 co艣 dzia艂o, to dowiaduje si臋 teraz jeszcze, 偶e 偶yj膮 w grzechu. Nie znal nikogo, kto wi贸d艂by r贸wnie barwne 偶ycie, i przez moment zapragn膮艂, 偶eby i jego 偶ycie nabra艂o odrobiny koloru.
- By艂a 偶on膮 mojego najlepszego przyjaciela... - zacz膮艂 Reijo, odczuwaj膮c nagle potrzeb臋 zwierze艅. I nim zapad艂a noc, opowiedzia艂 Nilsowi histori臋 swojego 偶ycia, a tak偶e losy Raiji. Przyjaciel otwiera艂 coraz to nowe butelki i tylko od czasu do czasu wykrzykiwa艂: 鈥濶ie do wiary!鈥
Na koniec obaj zgodnie orzekli, 偶e kobiety s膮 podst臋pne i zdradzieckie, i w艂a艣ciwie 偶adna nie jest godna mi艂o艣ci takich jak oni prawdziwych m臋偶czyzn. Przy czym nie omieszkali doda膰, 偶e Raija jest kobiet膮 wyj膮tkow膮. Pop艂akali troch臋 z 偶alu, 偶e Rosjanin by膰 mo偶e w tym samym momencie do艣wiadcza jej troskliwej opieki, i nim 艣wiat艂o brzasku obwie艣ci艂o nastanie nowego dnia, padli zamroczeni.
W nocy sypn臋艂o 艣niegiem. I to wcale nie drobnymi wiruj膮cymi p艂atkami, kt贸re wywo艂uj膮 radosny nastr贸j. Z p贸艂nocnego wschodu nadci膮gn臋艂a prawdziwa nawa艂nica! Nie napotkawszy po drodze 偶adnej przeszkody, wdar艂a si臋 z ca艂膮 si艂膮 do zatoki. Morze przemieni艂o si臋 w gniewn膮 zielon膮 besti臋, kt贸ra kawa艂ek po kawa艂ku usi艂owa艂a wgry藕膰 si臋 w l膮d. Szeroko rozwart膮 paszcz膮 straszy艂a wypolerowane ska艂y, kt贸re jednak od tysi臋cy lat odpiera艂y atak i jedyne, co straci艂y, to ostre kraw臋dzie.
Niebo, przykryte grub膮 warstw膮 chmur, pochyli艂o si臋 nad tym zielonkawym piek艂em zm膮conym szaro艣ci膮 i sk艂臋bionymi ba艂wanami o blado偶o艂tym odcieniu. Sina piana ciek艂a z 偶ar艂ocznej morskiej paszczy.
Wichura uderzy艂a w l膮d i z przera藕liwym wyciem rozszala艂a si臋 w艣r贸d cha艂up, porywaj膮c ze sob膮 i ciskaj膮c wszystko, co le偶a艂o luzem. Przewali艂a si臋 przez skaliste wzniesienia i nieco zel偶a艂a. I wtedy sypn膮艂 艣nieg. Ci臋偶kie wilgotne p艂atki spad艂y na wiosk臋, w ci膮gu p贸艂 godziny przykrywaj膮c j膮 bia艂膮 kilkucentymetrow膮 warstw膮. Nadci膮gn臋艂o ch艂odniejsze i bardziej suche powietrze. Warstwa chmur odsun臋艂a si臋 w g艂膮b l膮du. Niebo wypogodzi艂o si臋 i przybra艂o pastelowoniebiesk膮 barw臋, tak charakterystyczn膮 dla jesiennej pory. 艢nieg, zmro偶ony ch艂odnym powiewem, utworzy艂 ziarnist膮 lodow膮 skorup臋.
Nie by艂 to pierwszy 艣nieg tej jesieni. Spad艂 ju偶 par臋 razy, ale zaraz topnia艂, by potem zn贸w popada膰, za ka偶dym razem przypominaj膮c ludziom, 偶e zima tu偶 - tu偶. Gdzie艣 na dalekiej p贸艂nocy Kr贸lowa 艢niegu szykowa艂a si臋, by obj膮膰 we w艂adanie ca艂y kraj. Zamierza艂a wszystko okry膰 swoj膮 peleryn膮 i zamieni膰 w sopel lodu.
Reijo i Nils przebudzili si臋 z potwornym b贸lem g艂owy. Z trudem podnie艣li powieki, ale cho膰 by艂o ju偶 p贸藕no, uznali, 偶e nic ich nie goni, i beztrosko przewr贸cili si臋 na drugi bok.
Raija 藕le spa艂a tej nocy. Po raz pierwszy, mimo 偶e szuka艂a zapomnienia w 艣wiecie marze艅, nie uda艂o jej si臋 odp臋dzi膰 natr臋tnych my艣li. Nawa艂nica tylko wzmog艂a jej niepok贸j. Upragniony sen nie nadchodzi艂. Nie lubi艂a morza, kiedy szala艂o targane 偶ywio艂em. Przera偶a艂a j膮 ta gwa艂towno艣膰. 艁atwiej znosi艂a niskie temperatury w g艂臋bi l膮du ni偶 sztormy na wybrze偶u.
Przekonywa艂a siebie, 偶e powinna w ko艅cu przywykn膮膰 do tych okolic, do tego miejsca. Mimo 偶e mieszkali tu od niedawna, Raija pokocha艂a sw贸j nowy dom.
Nigdy wcze艣niej nie przywi膮zywa艂a wagi do warto艣ci materialnych, rzeczy nic dla niej nie znaczy艂y. Teraz jednak nabra艂a ochoty, by zatrzyma膰 dom na w艂asno艣膰 nie tylko przez jedn膮 zim臋. Zapragn臋艂a osi膮艣膰 w nim na sta艂e! Zapewne nie bez znaczenia dla niej by艂o to, 偶e dom nale偶a艂 wcze艣niej do Cathariny. W pewien spos贸b dawa艂o to Raiji poczucie przynale偶no艣ci. Gdyby wierzy艂a w przeznaczenie tak jak Aleksiej, fakt, 偶e mieszka pod tym samym dachem co niegdy艣 Catharina uzna艂aby za zrz膮dzenie losu. Sama wola艂a to nazwa膰 szcz臋艣liwym trafem.
Raija szuka艂a 艣lad贸w, 偶eby si臋 dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej o kobiecie, kt贸ra uratowa艂a j膮 przed Ole Edvardem i zapewne odda艂a dla niej 偶ycie. Ale mimo 偶e w domu pozosta艂y meble po poprzedniej w艂a艣cicielce, nie uda艂o si臋 Raiji znale藕膰 偶adnych dokument贸w, list贸w, obraz贸w, 偶adnych osobistych drobiazg贸w. Odnosi艂o si臋 wra偶enie, 偶e kto艣 opr贸偶ni艂 dom ze wszystkiego, co mog艂oby przypomina膰 o Catharinie. Raija tak ma艂o o niej wiedzia艂a. Zbli偶y艂y si臋 do siebie, ale zabrak艂o im czasu, 偶eby si臋 dobrze pozna膰, bo by艂a s艂u偶膮ca znikn臋艂a bez 艣ladu. Raija podejrzewa艂a, 偶e Ole Edvard Hermansson macza艂 w tym palce i to on ponosi艂 win臋 za tragiczny prawdopodobnie koniec Cathariny. Raija postawi艂a sobie za punkt honoru, 偶eby dowiedzie膰 si臋 jak najwi臋cej o swej wybawczyni i w ten spos贸b uczci膰 pami臋膰 o niej. Chcia艂a zadba膰 o to, by ta kobieta nie zosta艂a zapomniana.
Wsta艂a z 艂贸偶ka, zanim jeszcze ucich艂a wichura. I tak nie mog艂a spa膰! Pogr膮偶ona w zadumie, zabra艂a si臋 za nudne codzienne zaj臋cia i nim si臋 rozwidni艂o, zd膮偶y艂a si臋 ze wszystkim upora膰: nanios艂a wody, ugotowa艂a zup臋 na 艣niadanie, zarobi艂a ciasto na chleb, pocerowa艂a dziewczynkom sukienki.
Zlecone przez kupca zadanie pobudzi艂o j膮 do rozmy艣la艅 nad motywami post臋powania niekt贸rych ludzi.
Potrafi艂a zrozumie膰 Reijo, zna艂a go przecie偶, czasem zdawa艂o jej si臋 nawet, 偶e a偶 za dobrze. Wybaczy艂a mu jego g艂upie zachowanie poprzedniego wieczoru. By艂 piekielnie niezale偶ny! Cz臋sto go przeklina艂a z tego powodu, ale r贸wnocze艣nie z tego samego powodu podziwia艂a.
Kupiec Mads Holmertz natomiast nie wzbudza艂 jej sympatii. Tylko raz go widzia艂a na oczy, ale natychmiast si臋 na nim pozna艂a. Z powodu chciwo艣ci i bezwzgl臋dno艣ci tego cz艂owieka cierpia艂a ca艂a wioska. Raija poczu艂a g艂臋bok膮 niech臋膰, kiedy pomy艣la艂a sobie, 偶e zmuszona b臋dzie tolerowa膰 kogo艣 takiego teraz, kiedy wreszcie znalaz艂a miejsce, gdzie chcia艂aby osi膮艣膰. I chocia偶 pr贸cz Nilsa nie zna艂a nikogo w wiosce, solidaryzowa艂a si臋 ze wszystkimi jej mieszka艅cami.
Im dopisa艂o szcz臋艣cie, mieli w zanadrzu z艂oto Kallego, ale pozostali byli ca艂kowicie uzale偶nieni od pazernego lichwiarza.
Raija szy艂a, nie przestaj膮c rozmy艣la膰. A wczesnym przedpo艂udniem z艂o偶y艂a kupcowi wizyt臋.
Kupiec, kt贸ry lubi艂 uchodzi膰 za 艣wiatowca, z trudem ukry艂 zdumienie i podziw, kiedy Raija wkroczy艂a do jego prywatnych salon贸w. Jej za艣 bogate wn臋trze nie zaimponowa艂o szczeg贸lnie. Jako 偶ona w贸jta w Alcie przywyk艂a do wi臋kszych luksus贸w.
Holmertz uzna艂, 偶e nie wypada posadzi膰 tak czaruj膮cego go艣cia przy stoliku, gdzie zwykle za艂atwia艂 interesy, poprowadzi艂 wi臋c Raij臋 na sof臋 i chocia偶 korci艂o go, 偶eby zaj膮膰 miejsce obok niej, udaj膮c uprzejmego gospodarza, usiad艂 na mniej wytwornym krze艣le.
- Co pani膮 do mnie sprowadza? - wyrecytowa艂 z przesadn膮 uprzejmo艣ci膮, podekscytowany widokiem tak urodziwej kobiety odzianej skromnie, ale z szykiem.
艁adne zestawienie, a przy tym bardzo twarzowe, stwierdzi艂 w duchu, patrz膮c na niebiesko - czarny str贸j. Ale i tak wszelkie barwy bledn膮 przy wyrazistej urodzie tej kobiety! Zapewne w zgrzebnym p艂贸tnie prezentowa艂aby si臋 r贸wnie pi臋knie.
- M膮偶 opowiedzia艂 mi o zadaniu, jakie mu, panie, zlecili艣cie.
- Warunkiem mia艂a by膰 dyskrecja - zareagowa艂 gwa艂townie kupiec.
Raija u艣miechn臋艂a si臋 promiennie.
- Ale偶 oczywi艣cie! Zapewniam, 偶e potrafi臋 dochowa膰 tajemnicy. Reijo wyruszy艂 ju偶 na poszukiwania, ja tymczasem przysz艂am z dobr膮 rad膮.
W przekonaniu kupca niewiasty nie by艂y istotami rozumnymi, wi臋c do g艂owy by mu nie przysz艂o wys艂uchiwa膰 rad kobiety, obdarzonej nawet takim urokiem osobistym jak Raija. Zareagowa艂 szyderczym, cho膰 nie pozbawionym ojcowskiej wyrozumia艂o艣ci u艣miechem.
- My艣l臋, 偶e uznasz za rozs膮dne to, co ci powiem, panie - ci膮gn臋艂a Raija spokojnie, udaj膮c, 偶e nie dostrzega na jego twarzy ironii.
Mads Holmertz opar艂 si臋 wygodnie i ze splecionymi na brzuchu d艂o艅mi popatrzy艂 na Raij臋 zach臋caj膮co.
- Ale偶 prosz臋 m贸wi膰, s艂ucham!
- Przypuszczam, 偶e obawiacie si臋, panie, Olego Hermanssona, co mnie zreszt膮 wcale nie dziwi. Skoro jednak czujecie przed nim wi臋kszy l臋k ni偶 inni, to znaczy, 偶e trzyma was w szachu. A w tej sytuacji m膮drze post膮piliby艣cie, szukaj膮c wsparcia u kogo艣, kto m贸g艂by was obroni膰, gdyby Ole Edvard, 偶ywy lub martwy, pr贸bowa艂 wam zaszkodzi膰.
Kupiec rzuci艂 Raiji badawcze spojrzenie, a na jego twarzy odmalowa艂o si臋 zainteresowanie.
- Ole Edvard... - zdziwi艂 si臋. - To brzmi do艣膰 intymnie... Raija popatrzy艂a mu prosto w oczy i wyzna艂a prawd臋:
- By艂 moim m臋偶em, do艣膰 kr贸tko...
- Rozwiedli艣cie si臋? - zapyta艂 kupiec zaszokowany. Takie rzeczy zdarza艂y si臋 rzadko, wi臋c s艂owo zabrzmia艂o obco w jego ustach.
Raija spu艣ci艂a skromnie wzrok i skin臋艂a g艂ow膮. Wygl膮da艂a czaruj膮co.
- Nasze ma艂偶e艅stwo zosta艂o rozwi膮zane, kiedy usi艂owa艂 mnie zabi膰. - To tak偶e nie by艂o k艂amstwem. - W tym trudnym dla mnie okresie pom贸g艂 mi s臋dzia w Alcie. Mo偶e pom贸g艂by i wam? - doda艂a cichym g艂osem. - Gdyby艣cie napisali mu, panie, na przyk艂ad, 偶e Hermansson nale偶a艂 do grona waszych przyjaci贸艂, ale znikn膮艂, nie dotrzymawszy zobowi膮za艅... A potem zapytali, czy s臋dzia nie zechcia艂by was wesprze膰 w tej sprawie? Nikt nie b臋dzie m贸g艂 w贸wczas wam nic zarzuci膰! B臋dziecie czy艣ci. Mo偶ecie napomkn膮膰 o mnie...
Po d艂ugiej chwili namys艂u Mads Holmertz uzna艂 takie rozwi膮zanie za nie pozbawione sensu. Dobrze by艂oby zyska膰 poparcie cz艂owieka na stanowisku, takiego, kt贸ry nie da艂by wiary oskar偶eniom Hermanssona lub te偶 nie wnika艂by zbytnio w szczeg贸艂y, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e Hermansson nie 偶yje.
Od jakiego艣 ju偶 czasu marzy艂y mu si臋 kontakty z lud藕mi ustosunkowanymi, ale ci nie szukali znajomo艣ci w艣r贸d drobnych kupc贸w. Woleli obraca膰 si臋 w艣r贸d r贸wnych sobie.
- Z jakiego powodu chcesz mi pom贸c? - zapyta艂 z cieniem podejrzenia. - Przecie偶 mnie nie znasz!
Raija u艣miechn臋艂a si臋 i odpowiedzia艂a z przekonaniem w g艂osie:
- Nie robi臋 tego dla was, panie, ale dla siebie. Postanowi艂am osi膮艣膰 tutaj na sta艂e i ostatni膮 osob膮, jak膮 chcia艂abym spotka膰, jest Ole Edvard.
- Mo偶e pos艂ucham twojej rady - odrzek艂 Holmertz, nie do ko艅ca jeszcze przekonany. Raija wyczula jednak, 偶e chwyci艂 przyn臋t臋.
Nim dzie艅 dobieg艂 ko艅ca, kupiec u艂o偶y艂 list i zaadresowa艂 do 鈥濿ielce Szanownego Pana S臋dziego鈥.
W tej cz臋艣ci kr贸lestwa du艅sko - norweskiego poczta praktycznie nie istnia艂a. Odleg艂o艣膰 z Kopenhagi do tych najdalej na p贸艂noc wysuni臋tych rejon贸w kraju by艂a wi臋ksza ni偶 do miast na po艂udniu Europy.
Oczywi艣cie przesy艂ki przybywa艂y na p贸艂noc wzd艂u偶 wybrze偶a, zreszt膮 wszelka inna komunikacja z p贸艂nocn膮 Norwegi膮 odbywa艂a si臋 drog膮 morsk膮, tyle 偶e do艣膰 rzadko, dwa do trzech razy w roku. Je艣li kto艣 chcia艂 przekaza膰 wa偶n膮 wiadomo艣膰 w obr臋bie okr臋gu, wysy艂a艂 pos艂a艅ca. Przy tak sporych odleg艂o艣ciach na taki luksus mogli sobie pozwoli膰 tylko ludzie bogaci, ale nawet w艣r贸d nich nie by艂o to powszechne. 艢wiadomy tego Holmertz potrz膮sn膮艂 kies膮 i 偶eby wywrze膰 odpowiednie wra偶enie, wys艂a艂 list przez pos艂a艅ca. Nie chcia艂, 偶eby s臋dzia pomy艣la艂, 偶e ma do czynienia z jakim艣 marnym dusigroszem.
Mads Holmertz by艂 zadufanym w sobie snobem. Dok艂adnie takim, jak oceni艂a go Raija.
艁agodny wieczorny mrok spowi艂 wiosk臋. Reijo zmieni艂 plany. Postanowi艂 rozpocz膮膰 poszukiwania od razu, a nie dopiero po paru dniach. Zale偶a艂o mu, 偶eby jak najszybciej to za艂atwi膰, poniewa偶 goni艂y go inne sprawy, w艣r贸d kt贸rych za najpilniejsz膮 uzna艂 pozbycie si臋 rosyjskiego uwodziciela.
- Odnajdziesz w ciemno艣ciach wej艣cie do jaskini? - zapyta艂 Nilsa, kt贸ry domy艣la艂 si臋, co zamierza przyjaciel.
- Znam skaliste wzg贸rze jak w艂asn膮 kiesze艅 - zapewni艂 Nils, u艣miechaj膮c si臋 od ucha do ucha.
Wygl膮da艂 znacznie lepiej, kiedy si臋 nie 艣mia艂, bo brakowa艂o mu wielu z臋b贸w, a z tych, kt贸re pozosta艂y, cz臋艣膰 czeka艂 niebawem taki sam los.
- W ci膮gu nocy zd膮偶ymy doj艣膰 tam i z powrotem - ocenia艂 Reijo. - W jaskini i tak nie ma znaczenia, czy jest noc czy dzie艅. O ka偶dej porze potrzebne s膮 lampy.
- Nadal przypuszczasz, 偶e on jest tam w 艣rodku? Reijo wzruszy艂 ramionami. Przy gwa艂towniejszych ruchach kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie.
- Trzeba zaryzykowa膰. Ole to nieobliczalny go艣膰. Jestem niemal zupe艂nie pewien, 偶e wtedy wr贸ci艂 do groty, ale dziwi mnie, 偶e nie pojawi艂 si臋 w wiosce. S艂ysza艂em na w艂asne uszy, jak m贸wi艂, 偶e idzie ze mn膮 porozmawia膰. Co prawda, przemarzni臋ty na ko艣膰 znajdowa艂em si臋 ju偶 na granicy wytrzyma艂o艣ci, ale tego sobie nie wymy艣li艂em.
Nils z ochot膮 przy艂膮czy艂 si臋 do Reijo. Przygoda bardzo go poci膮ga艂a i nie zamierza艂 przepu艣ci膰 takiej okazji. 呕ycie p艂yn臋艂o mu monotonnym rytmem, szare i jednostajne, trzydzie艣ci bez ma艂a lat. I dopiero kiedy do wioski przyby艂 Reijo, wszystko uleg艂o gwa艂townej odmianie.
- Co do zap艂aty, to oczywi艣cie podzielimy si臋 - oznajmi艂 Reijo.
Nils wcale o tym nie my艣la艂. Poszed艂by i za darmo, ale rzecz jasna nie mia艂 nic przeciwko temu, co postanowi艂 Reijo. Nowy przyjaciel, cho膰 du偶o m艂odszy, imponowa艂 mu obyciem.
Wspinali si臋 po艣piesznie, nie przygl膮daj膮c si臋 zbytnio mijanym okolicom. Nils znal je na pami臋膰, w臋drowa艂 t臋dy tysi膮ce razy. Reijo za艣 zupe艂nie nie podoba艂y si臋 te strony. Zdecydowa艂 si臋 tu pozosta膰 wy艂膮cznie dla Raiji.
W g臋stym mroku szczyt przyt艂acza艂 ich ponuro. Lampy dawa艂y liche 艣wiat艂o, a im wy偶ej podchodzili, tym bardziej musieli uwa偶a膰, by nie pogas艂y na wzmagaj膮cym si臋 wietrze.
Troch臋 szli, troch臋 si臋 wspinali na czworakach, a gdzieniegdzie nawet biegli. Reijo chwilami my艣la艂 ju偶, 偶e zab艂膮dzili. Ale Nils uparcie twierdzi艂, 偶e doskonale si臋 orientuje, kt贸r臋dy i艣膰. Za nic w 艣wiecie nie przyzna艂by si臋, 偶e jest inaczej. Co ten Reijo sobie my艣li, obcy w tych stronach, 艣mie zarzuca膰 cz艂owiekowi, kt贸ry si臋 tu urodzi艂, 偶e zgubi艂 drog臋?
Reijo czu艂 si臋 wspaniale w towarzystwie bezpo艣redniego Nilsa. Wyda艂o mu si臋 to takie o偶ywcze! 呕adnych intryg, zrz臋dzenia, histerii, 偶adnych kobiet... M臋skie towarzystwo by艂o niczym plaster na jego udr臋czon膮 dusz臋.
Odk膮d rozsta艂 si臋 z Mikkalem, a Kalle umar艂, nie mia艂 偶adnego przyjaciela m臋偶czyzny. Raija zast膮pi艂a mu wszystkich. W ko艅cu sta艂o si臋 to nie do zniesienia. Przez ca艂y czas przebywali ze sob膮, potrafili wr臋cz przewidzie膰, co drugie powie i zrobi za moment. By艂o to bardzo m臋cz膮ce i nie prowadzi艂o do niczego dobrego.
- Tu gdzie艣 powinno by膰 wej艣cie do groty - mrukn膮艂 Nils i po艣wieci艂 dooko艂a. Tylko ten jeden jedyny raz zdradzi艂 si臋, 偶e nie jest do ko艅ca pewien. Reijo u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, ale nic nie powiedzia艂.
Rzeczywi艣cie w pobli偶u odkryli dwa g艂azy zakrywaj膮ce wej艣cie do podziemnego korytarza.
Nils prowadzi艂, zna艂 grot臋, zna艂 przej艣cia. Przyda艂y im si臋 dwie lampy. Tutaj by艂o zaciszniej ni偶 na dworze.
Reijo, kt贸ry po raz pierwszy przemierza艂 ten korytarz, mimowolnie pomy艣la艂, 偶e cho膰 niekt贸re odcinki korytarza nie s膮 ca艂kiem proste, to jednak 艂atwiej dosta膰 si臋 do groty t臋dy ni偶 pod wod膮.
- Nie m贸g艂bym pracowa膰 pod ziemi膮 - stwierdzi艂, kiedy ju偶 pokonali najcia艣niejsze fragmenty korytarza, i otar艂 pot z czo艂a.
Nils u艣miechn膮艂 si臋 zgodnie i wskazuj膮c r臋k膮, powiedzia艂:
- To ju偶 ostatni kawa艂ek. Zaraz dojdziemy do skalnej p贸艂ki.
Reijo zadr偶a艂. 艢wiat艂o, kt贸re w贸wczas mu mign臋艂o, musia艂o dochodzi膰 w艂a艣nie st膮d. Tak blisko. Doprawdy w ostatniej chwili zdecydowa艂 si臋 wtedy odp艂yn膮膰. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e sytuacja jest rozpaczliwa, ale nie spodziewa艂 si臋, 偶e by艂 dos艂ownie o w艂os od niebezpiecze艅stwa.
Osaczy艂y ich zimne skalne 艣ciany. Reijo, us艂yszawszy chlupot wody, przypomnia艂 sobie tamte straszne chwile. Lodowate 艣miertelne pieszczoty. Niewiele brakowa艂o...
- To co, idziemy? Nie ma co zwleka膰! - Teraz Nils przej膮艂 dowodzenie.
Reijo otrz膮sn膮艂 si臋 z niemi艂ego wra偶enia. By艂 pewien, 偶e w grocie nie znajd膮 nikogo 偶ywego. Ich g艂osy odbija艂y si臋 echem, ale nie wychwycili 偶adnego d藕wi臋ku, kt贸ry wskazywa艂by obecno艣膰 cz艂owieka.
Skalne 艣ciany zdawa艂y si臋 r贸wnie ponure i nieme jak w贸wczas, gdy przemierzali korytarz.
Stan臋li jak wryci, zaskoczeni, 偶e w grocie jest zupe艂nie pusto. Udaj膮c si臋 na t臋 wypraw臋, ka偶dy z nich wyobra偶a艂 sobie inaczej, co zastanie na miejscu. Ale cho膰 te obrazy z wyobra藕ni by艂y r贸偶ne, zawiera艂y jeden wsp贸lny element: martwe cia艂o Olego Edvarda Hermanssona!
- Dziwne - Nils odezwa艂 si臋 pierwszy.
Lampy rzuca艂y tajemnicz膮 po艣wiat臋, g艂osy brzmia艂y g艂ucho, a 艣ciany z kamienia powtarza艂y ka偶de s艂owo.
Reijo podszed艂 do samej kraw臋dzi skalnej p贸艂ki, kt贸ra wyda艂a mu si臋 mniejsza, ni偶 zapami臋ta艂, ale w g臋stym mroku wszystko wygl膮da艂o inaczej.
Kiedy ratowa艂 Maj臋, porusza艂 si臋 po omacku, teraz dopiero zobaczy艂 o艣wietlone wn臋trze groty. Dojrza艂 po przeciwnej stronie skalnego wyst臋pu s膮cz膮cy si臋 po 艣cianie w膮t艂y strumyk, kt贸ry wpada艂 do stawu z cichym pluskiem. Pozna艂 ten odg艂os.
- Co艣 tu nie pasuje - stwierdzi艂 Nils, a Reijo w duchu zgodzi艂 si臋 z przyjacielem.
M贸g艂by przysi膮c, 偶e s艂ysza艂 wtedy kroki i co艣 mign臋艂o w korytarzu. Przecie偶 to niemo偶liwe, 偶eby w ciemnej grocie nagle co艣 samo z siebie b艂ysn臋艂o. Nie mog艂o mu si臋 przywidzie膰, da艂by g艂ow臋, 偶e pomimo zm臋czenia i zimna nie mia艂 halucynacji.
Mimowolnie skierowa艂 wzrok na wod臋 wype艂niaj膮c膮 dno groty. Zapatrzony rzek艂 powoli, z namys艂em:
- Zaczynasz traci膰 rozum...
Nils zmarszczy艂 brwi, zdziwiony s艂owami Reijo, i dopiero po chwili zorientowa艂 si臋, 偶e przyjaciel nie wmawia mu, 偶e oszala艂, lecz pr贸buje wczu膰 si臋 w sytuacj臋 Krwawego Olego.
- Jest kompletnie ciemno, ska艂y osaczaj膮 ci臋 ze wszystkich stron, odnosisz wra偶enie, 偶e zaraz na ciebie run膮, cho膰 na zdrowy rozum bior膮c to niemo偶liwe. Pocisz si臋, kr臋ci ci si臋 w g艂owie, pragniesz tylko jednego: wydosta膰 si臋 na zewn膮trz. Uciec od wrzeszcz膮cego dziecka, kt贸re dzia艂a ci na nerwy, znale藕膰 si臋 na powierzchni, wyj艣膰 z mroku, odetchn膮膰 pe艂n膮 piersi膮. Wracasz wi臋c korytarzem, jeste艣 ju偶 przy wyj艣ciu i cofasz si臋. Dlaczego?
- Dziecko - podpowiedzia艂 z niezachwian膮 pewno艣ci膮 Nils. - 呕aden normalny cz艂owiek nie zostawi艂by dziecka samego w miejscu, gdzie czyha na nie tyle niebezpiecze艅stw, gdzie mo偶e nawet uton膮膰.
Reijo pokiwa艂 g艂ow膮, przekonany, 偶e tak w艂a艣nie mog艂o by膰.
- By膰 mo偶e Ole Edvard nie by艂 mimo wszystko pozbawiony serca. Mo偶e to, 偶e Maja jest c贸rk膮 Raiji, mia艂o dla niego jakie艣 znaczenie? W ka偶dym razie si臋 cofn膮艂.
- I na powr贸t przyt艂aczaj膮 go nieprzyjemne uczucia... - wtr膮ci艂 Nils. - Ale dziecka nie zastaje. Niemo偶liwe, by przysz艂o mu na my艣l, 偶e kto艣 je zabra艂. A przecie偶 samo te偶 si臋 nie mog艂o wydosta膰.
- Stwierdzi艂 wi臋c, 偶e ma艂a wpad艂a do wody - rzek艂 z przekonaniem Reijo. - Wszystko to razem wzi臋te sprawi艂o, 偶e przesta艂 kierowa膰 si臋 rozs膮dkiem i logik膮 i w panice zacz膮艂 szuka膰 Mai.
Obaj popatrzyli na czarn膮 g艂臋bi臋. Lustro wody trwa艂o niezm膮cone, nie zdradzaj膮c niczego. Tafla odbija艂a mroczne ska艂y, solidne, pe艂ne tajemnic. One jedne by艂y 艣wiadkiem tego, co tu si臋 wydarzy艂o, ale niczego nie ujawni膮.
Reijo rozsznurowa艂 buty i zacz膮艂 si臋 rozbiera膰.
- Nie mo偶esz wej艣膰 teraz do wody! - zaprotestowa艂 Nils.
- Przecie偶 tylko ja z nas dw贸ch potrafi臋 p艂ywa膰 - odpar艂 mu Reijo i trz臋s膮c si臋 z zimna, powoli zanurzy艂 si臋 w wodzie. - Ta k膮piel to nic w por贸wnaniu z poprzedni膮! - rzuci艂 lekko, ale pokryte g臋si膮 sk贸rk膮 cia艂o zdradza艂o, 偶e dodaje sobie animuszu. Uzna艂 jednak, 偶e musi podj膮膰 t臋 pr贸b臋. - Nie mo偶emy wycofa膰 si臋 teraz, kiedy ju偶 prawie rozwi膮zali艣my zagadk臋! Zreszt膮 tym razem po wyj艣ciu z wody za艂o偶臋 suche ubrania, a to istotna r贸偶nica.
Nils nie odpowiedzia艂, ale nie podoba艂 mu si臋 pomys艂 przyjaciela. Nie m贸g艂 jednak przeszkodzi膰 Reijo, tym bardziej 偶e ten zd膮偶y艂 si臋 ju偶 zamoczy膰 po pas.
- Przynajmniej jedno jest pewne, nie zasn臋! - za偶artowa艂 Reijo i nabrawszy g艂臋boko powietrza w p艂uca, zanurkowa艂.
Nils zamar艂 i sam wstrzyma艂 oddech, p贸ki zn贸w nie zobaczy艂 Reijo na powierzchni. Ten za艣, dysz膮c ci臋偶ko, zawo艂a艂:
- Piekielnie zimno!
Nils nie musia艂 pyta膰, czy co艣 znalaz艂, bo Reijo da艂 kolejnego nura.
Chyba z dziesi臋膰 razy zanurza艂 si臋 pod wod臋, a Nilsowi robi艂o si臋 zimno od samego patrzenia. Wyobra偶a艂 sobie, jak czuje si臋 Reijo. Ale wiedzia艂, 偶e daremnie by艂oby go prosi膰, 偶eby zrezygnowa艂.
Uparty jak ma艂o kto, Reijo nurkowa艂 raz za razem.
Nils trzyma艂 lampy tu偶 nad powierzchni膮, 偶eby troch臋 mu po艣wieci膰. Przy kolejnej pr贸bie zaniepokoi艂 si臋 nie na 偶arty, bo wydawa艂o mu si臋, 偶e Reijo jest pod wod膮 d艂u偶ej. Uspokoi艂 si臋 nieco, gdy ujrza艂 poruszaj膮cy si臋 g艂臋boko ja艣niejszy cie艅. Nie mia艂 poj臋cia, dlaczego Reijo tak przeci膮ga, westchn膮艂 wi臋c g艂o艣no z ulg膮, gdy nad powierzchni膮 wody pojawi艂a si臋 najpierw blond czupryna, a potem ca艂a g艂owa. Reijo d艂ugo p艂yn膮艂 do skalnej p贸艂ki, gdzie czeka艂 Nils. S艂ycha膰 by艂o, jak ci臋偶ko dyszy. Dopiero gdy dotar艂 do kraw臋dzi, wyja艣ni艂o si臋, dlaczego. Musia艂 u偶y膰 nadludzkich si艂, by doholowa膰 pot臋偶ne martwe cia艂o Krwawego Olego.
Nils prze艂kn膮艂 ci臋偶ko i po艣piesznie odstawi艂 na bok lampy, ukl臋kn膮艂 tu偶 przy kraw臋dzi wyst臋pu i przytrzyma艂 cia艂o, by nie opad艂o na dno.
- Musimy go wyci膮gn膮膰 - powiedzia艂 zasapany Reijo, kt贸ry tymczasem wyszed艂 z wody. - Jeszcze chwil臋 wytrzymam - doda艂, widz膮c, 偶e Nils chce zaprotestowa膰.
Wsp贸lnymi si艂ami podci膮gn臋li martwego Olego na skalny wyst臋p. Reijo natychmiast w艂o偶y艂 na siebie ubrania i od razu zrobi艂o mu si臋 troch臋 cieplej. Co prawda nadal si臋 ca艂y trz膮s艂, ale mia艂 nadziej臋, 偶e si臋 nie rozchoruje. W ko艅cu by艂 zahartowany.
- Le偶a艂 na samym dnie - wyja艣ni艂, sil膮c si臋 na u艣miech. - Trafi艂em na niego przez przypadek. Tam na d贸艂 艣wiat艂o nie dociera; jest zupe艂nie ciemno. Szuka艂em po omacku. Kiedy kolejny raz zanurkowa艂em, pomyli艂em kierunki, chyba kr臋ci艂em si臋 w k贸艂ko i dotyka艂em tych samych ska艂, w ko艅cu go znalaz艂em, ale ledwie uda艂o mi si臋 wyci膮gn膮膰 go na powierzchni臋. On chyba wa偶y ton臋!
- Nie damy rady znie艣膰 go do wioski - stwierdzi艂 Nils.
- W og贸le nie mam takiego zamiaru! - rzuci艂 Reijo z u艣miechem. - Zdradzi艂bym si臋 w贸wczas przed naszym kochanym kupcem, 偶e nie dochowa艂em dyskrecji. A tyle razy mi powtarza艂: 鈥濼o musi pozosta膰 mi臋dzy nami鈥. Nie, ch艂opie, tego olbrzyma niech sobie sam taszczy do wioski. Mnie wystarczy, 偶e wiem, i偶 nie 偶yje.
Kolejn膮 noc Reijo tak偶e sp臋dzi艂 u Nilsa. Uzna艂, 偶e kupiec mo偶e troch臋 poczeka膰, a co si臋 tyczy艂o Raiji... Potrzebowa艂 troch臋 czasu, 偶eby si臋 otrz膮sn膮膰 po tym, co zobaczy艂. Czu艂 si臋 zraniony jak ka偶dy, kto naprawd臋 kocha.
Dopiero p贸藕nym popo艂udniem kolejnego dnia uda艂 si臋 do sklepu kupca. Mia艂 na sobie ubranie nie zmieniane od kilku dni, w艂osy stercza艂y mu sztywne po k膮pieli w s艂onej wodzie. Z r臋kami wci艣ni臋tymi g艂臋boko w kieszenie wkroczy艂 do 艣rodka.
Subiekt popatrzy艂 na niego z pogard膮, ale Reijo, nie zwa偶aj膮c na to, min膮艂 go demonstracyjnie i skierowa艂 si臋 na schody prowadz膮ce do prywatnych pomieszcze艅 Holmertza. Co艣 go jednak podkusi艂o i pokaza艂 subiektowi obra藕liwy gest. Pomocnik kupca odwr贸ci艂 si臋 zagniewany, a jego policzki zap艂on臋艂y z oburzenia na tak elementarny brak kultury. Rybak za艣, kt贸ry sta艂 po drugiej stronie lady, ledwie ukry艂 rozbawienie i z艂o艣liw膮 satysfakcj臋, 偶e wreszcie kto艣 da艂 nauczk臋 temu bufonowi.
R贸wny go艣膰 z tego Fina, co to zamieszka艂 w du艅skim domu, pomy艣la艂.
- A kog贸偶 to ja widz臋, kogo widz臋 - rozpromieni艂 si臋 Holmertz, kiedy Reijo bez pukania wszed艂 do 艣rodka. - Czy偶by艣 mia艂 si臋 czym pochwali膰? Czy dlatego odwiedzasz mnie tak niespodziewanie?
Wskaza艂 Reijo krzes艂o przy stole. Ostatecznie chodzi艂o o interesy, nie o wizyt臋 czaruj膮cej kobiety!
- Znalaz艂em go - oznajmi艂 Reijo.
Kupiec zamar艂 i nie spuszczaj膮c wzroku z pozbawionej wyrazu twarzy Fina, zdenerwowa艂 si臋 ogl臋dno艣ci膮 jego wypowiedzi.
- Nie 偶yje - doda艂 wreszcie Reijo, nacieszywszy oczy reakcj膮 Holmertza.
- Gdzie go znalaz艂e艣? Reijo opowiedzia艂.
Kupiec zmarszczy艂 brwi i popatrzy艂 na Reijo badawczo. Zdumienie miesza艂o si臋 z podejrzliwo艣ci膮.
- Jak na niego natrafi艂e艣? Reijo wzruszy艂 ramionami.
- Czysty przypadek. Nawa艂nica zaskoczy艂a mnie wysoko na wzg贸rzu. Szukaj膮c schronienia w艣r贸d ska艂, natkn膮艂em si臋 na wej艣cie do groty.
Reijo wyci膮gn膮艂 nogi i u艣miechn膮艂 si臋 rozbrajaj膮co. Nikt nie mia艂 r贸wnie niewinnej miny, kiedy k艂ama艂.
- Poniewa偶 jestem z natury ciekawy, zapu艣ci艂em si臋 w g艂膮b. Jakie偶 by艂o moje zdumienie, kiedy zobaczy艂em zw艂oki dryfuj膮ce po wodzie. Bo dno groty zakryte jest wod膮 - doda艂 tytu艂em wyja艣nienia. - Diabli wiedz膮, czego Hermansson tam szuka艂, ale nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e to on. Wyci膮gn膮艂em martwe cia艂o z wody i u艂o偶y艂em na skalnej p贸艂ce. Mo偶ecie, panie, w ka偶dej chwili sprowadzi膰 je stamt膮d.
- Nie zrobi艂by艣 tego dla mnie? - zapyta艂 kupiec, ale w odpowiedzi us艂ysza艂 kategoryczne: 鈥濶ie鈥.
Kupiec spl贸t艂 d艂onie, opar艂 si臋 o st贸艂 i popatrzy艂 na Reijo z chytrym u艣mieszkiem.
- Ja tak偶e nie pr贸偶nowa艂em przez ten czas - zacz膮艂 i odchrz膮kn膮艂. Na jego twarzy malowa艂o si臋 widoczne z daleka zadowolenie. - Podj膮艂em wa偶ne kroki. Zwr贸ci艂em si臋 do pewnej osoby na bardzo wysokim stanowisku z pro艣b膮 o pomoc. Napisa艂em, 偶e m贸j przyjaciel, z kt贸rymi 艂膮czy艂y mnie interesy, znikn膮艂. Rozstali艣my si臋 w gniewie i obawiam si臋, 偶e b臋dzie pr贸bowa艂 mnie oczerni膰. Na wszelki wypadek... - wyja艣ni艂 po艣piesznie, bo Reijo nie potrafi艂 ukry膰 swego zdumienia - ...przedstawi艂em mu w艂asn膮 wersj臋 zdarze艅. Gdyby Ole pr贸bowa艂 mnie w co艣 wrobi膰, jestem czysty. Nie wiedzia艂em, 偶e on nie 偶yje, nie mog艂em si臋 na tym opiera膰.
- Do kogo zwr贸ci艂e艣 si臋, panie?
- Do s臋dziego w Alcie - odrzek艂 Mads Holmertz, u艣miechaj膮c si臋 promiennie. - Zdaje si臋, 偶e jest ci znajomy.
O Bo偶e, pomy艣la艂 Reijo, co za g艂upiec! S臋dzia w Alcie chyba najbardziej ze wszystkich ludzi mia艂 powody obawia膰 si臋 Olego Hermanssona i wszystkich jego przyjaci贸艂! Taki list mo偶e uzna膰 za pr贸b臋 wymuszenia czego艣 na nim. Kupiec sam kopa艂 sobie gr贸b.
- Kiedy i jak na to wpadli艣cie? - zapyta艂 Reijo, 偶eby przerwa膰 cisz臋. Przecie偶 nie m贸g艂 zdradzi膰 temu cz艂owiekowi, o czym my艣li.
- W艂a艣ciwie to twoja czaruj膮ca 偶ona podsun臋艂a mi t臋 my艣l. Reijo omal nie zemdla艂 z wra偶enia, patrz膮c na siedz膮cego naprzeciwko jegomo艣cia.
- Uwa偶a艂a, 偶e to 艣wietne posuni臋cie. To ona wspomnia艂a mi o s臋dzim. Wys艂a艂em do niego list przez pos艂a艅ca. Masz wyj膮tkowo mi艂膮 偶on臋. Wyzna艂a mi, co 艂膮czy艂o j膮 z naszym zmar艂ym przyjacielem - doda艂, kiwaj膮c g艂ow膮 i posy艂aj膮c Reijo chytre spojrzenie.
Reijo milcza艂. Nie mia艂 poj臋cia, co naprawd臋 powiedzia艂a Raija, i na wszelki wypadek wola艂 nic nie m贸wi膰. Po艣piesznie uregulowa艂 rachunki z kupcem i wyszed艂.
Zapomnia艂 o k艂贸tni, o tamtym wieczorze, gdy rozstali si臋 w gniewie. Musia艂 czym pr臋dzej rozm贸wi膰 si臋 z Raij膮 i dowiedzie膰 si臋, co ona wymy艣li艂a. Celowo wyprowadzi艂a kupca w pole, co do tego nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci.
Nils si臋 nie myli艂. Z tej Raiji wyj膮tkowa kobieta!
- Co ty, u diab艂a, knujesz, Raiju! Co znowu wymy艣li艂a艣?! - Reijo, oparty o framug臋 drzwi, zachowywa艂 si臋 tak, jakby nie by艂o go w domu tylko przez chwil臋 i podj膮艂 dopiero co przerwan膮 rozmow臋. - Wracam od kupca!
Zerkn臋艂a znad cerowania i unios艂a pytaj膮co brwi.
- Tak? Ja te偶 u niego by艂am. Bardzo go艣cinny cz艂owiek, prawda?
Reijo wszed艂 do 艣rodka i rozejrza艂 si臋 dooko艂a, ale nigdzie nie dostrzeg艂 dzieci ani Rosjanina.
- A co si臋 sta艂o z naszym wsp贸lnym przyjacielem? Chyba nie powiesz mi, 偶e powios艂owa艂 do domu?
- Nie b膮d藕 z艂o艣liwy. Jest z dziewczynkami na g贸rze, na strychu. Mieli ochot臋 przejrze膰 skrzynie, kt贸re tam stoj膮. Pe艂no w nich drobiazg贸w.
- A wi臋c powiedz wreszcie, co knujesz?
Raija od艂o偶y艂a na bok cerowanie i odpowiedzia艂a:
- Nie lubi臋 tego twojego kupca.
- A to smutne, bo odnios艂em wra偶enie, 偶e on jest wr臋cz zachwycony tob膮 - przerwa艂 jej Reijo i usiad艂 na brzegu sto艂u tu偶 przy niej. - O co ci w艂a艣ciwie chodzi? Co chcia艂a艣 osi膮gn膮膰, namawiaj膮c go do pope艂nienia takiej niezr臋czno艣ci wobec s臋dziego?
- Nic takiego - odrzek艂a Raija, ale wyczu艂, 偶e nie jest z nim zupe艂nie szczera.
Kolejne drobne rozczarowanie. Cofn膮艂 si臋 my艣lami, 偶eby sobie przypomnie膰, czy kiedykolwiek co艣 przed sob膮 ukrywali. Czy zdarza艂o si臋 to ju偶 wcze艣niej, czy te偶 ta rysa w ich wzajemnych stosunkach pojawi艂a si臋 dopiero ostatnio?
- A ty za艂atwi艂e艣 swoje sprawy? - zapyta艂a na poz贸r oboj臋tnym tonem, ale Reijo dobrze wiedzia艂, 偶e umiera z ciekawo艣ci, co z Hermanssonem.
- On ju偶 nie mo偶e ci zaszkodzi膰, Raiju, nie 偶yje.
Reijo opowiedzia艂, jaki koniec prawdopodobnie spotka艂 Hermanssona, i wyzna艂 jej to, co przemilcza艂 wtedy, gdy uratowa艂 Maj臋.
- Dlaczego mi nie opowiedzia艂e艣 wszystkiego od razu? - Popatrzy艂a na niego ura偶ona.
- A czy to by co艣 zmieni艂o? Czy w nagrod臋 przysun臋艂aby艣 si臋 odrobin臋 bli偶ej do mnie w 艂贸偶ku? - W g艂osie Reijo zabrzmia艂a gorycz. Czu艂a scena, kt贸ra rozegra艂a si臋 w tym w艂a艣nie pomieszczeniu, a kt贸rej by艂 艣wiadkiem ukryty w mroku, zn贸w stan臋艂a mu wyra藕nie przed oczami.
- Nie musia艂e艣 tego m贸wi膰! - Raija poczu艂a si臋 dotkni臋ta do 偶ywego. - To wszystko nie jest takie proste. Naprawd臋! By膰 mo偶e to nie by艂 dobry pomys艂 z nami...
- Czy musimy si臋 k艂贸ci膰? - Reijo po艂o偶y艂 jej d艂onie na ramionach i popatrzy艂 prosto w oczy. U艣miechn膮艂 si臋 przepraszaj膮co, u艣cisn膮艂 j膮 i pog艂aska艂. Wiedzia艂 jednak, 偶e to nie wystarczy.
- By膰 mo偶e zbyt wiele dla siebie znaczymy - odrzek艂a w ko艅cu. - 呕yjemy zbyt blisko siebie.
- Nie by艂em wtedy sob膮 - odpowiedzia艂 Reijo, odtwarzaj膮c w my艣lach wszystko, co wykrzycza艂 tamtego wieczoru przed dwoma dniami.
Zwykle to on by艂 zr贸wnowa偶ony i rozs膮dny, podczas gdy Raija dawa艂a upust swojej z艂o艣ci. Wtedy jednak tylko odpiera艂a zarzuty, jego za艣 co艣 podkusi艂o, by urz膮dzi膰 karczemn膮 awantur臋.
Ale przecie偶 mia艂 swoje powody, widzia艂, jak Raija ca艂owa艂a si臋 z Aleksiejem!
- Chyba mia艂e艣 odrobin臋 racji - przyzna艂a w ko艅cu niech臋tnie. I pocieraj膮c brod膮 o jego d艂o艅 doda艂a z namys艂em: - Mo偶e rzeczywi艣cie o艣lepi艂a mnie jego niezwyk艂a uroda? Zreszt膮 to nieuniknione. Naprawd臋 trudno mu si臋 oprze膰. Ale pokocha艂am go dopiero p贸藕niej...
S艂owa, niczym n贸偶 wbity prosto w serce, zrani艂y Reijo. Przegra艂! Raija zdolna by艂a obudzi膰 w sobie mi艂o艣膰 do kogo艣 innego poza Mikkalem. Co za ironia losu! Nie pokocha艂a tego, kt贸ry trwa艂 przy niej od lat i got贸w by艂 spieszy膰 jej z pomoc膮 na ka偶de zawo艂anie. Pokocha艂a obcego, cz艂owieka z dalekich stron, innej narodowo艣ci, kt贸ry w ich domu sp臋dzi艂 zaledwie par臋 dni.
- Tak, pokocha艂am go - powt贸rzy艂a Raija ciep艂o, obracaj膮c jeszcze ostrze no偶a wbite w serce Reijo. U艣miechn臋艂a si臋 niemal ze smutkiem, ale w jej oczach pojawi艂 si臋 b艂ysk rozbawienia. - Ale dla mnie pokocha膰 kogo艣 nie oznacza tego samego, co mi艂owa膰 albo zakocha膰 si臋 w kim艣. Kocham wielu ludzi z r贸偶nych powod贸w; wszyscy zajmuj膮 w moim sercu szczeg贸lne miejsce. Ka偶dy jest dla mnie kim艣 wyj膮tkowym i por贸wnywanie ich nie ma sensu.
- Wszystkich swoich przyjaci贸艂 ca艂ujesz? - zapyta艂 udr臋czony, spogl膮daj膮c gdzie艣 w bok. To by艂o dla niego zbyt trudne. Nie potrafi艂 si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e znaczy dla niej tyle samo co Rosjanin. On, kt贸ry by艂 got贸w umrze膰 dla niej, i tamten, kt贸ry tylko korzysta艂 z jej przesadnej troski.
- A wi臋c widzia艂e艣? Domy艣li艂am si臋 tego, niestety dopiero p贸藕niej. - Zwil偶y艂a j臋zykiem spierzchni臋te wargi nie nerwowo, ale spokojnie, z namys艂em.
W zachowaniu Raiji zauwa偶y艂 ostatnio jak膮艣 now膮 pewno艣膰 siebie. Nie pojmowa艂, co spowodowa艂o w niej tak膮 przemian臋, ale zauwa偶y艂, 偶e uniezale偶nia si臋 od niego i sama potrafi ju偶 zadecydowa膰 o sobie. Nie by艂 pewien, czy mu si臋 to podoba.
- Chyba chcia艂am pozna膰 smak niemo偶liwego.
- 呕a艂ujesz?
Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Chyba mnie nie s艂ucha艂e艣, Reijo! Nie mi艂uj臋 go! W momencie gdy odkry艂am, 偶e 艂膮czy nas taka wspania艂a przyja藕艅, przesta艂am odczuwa膰 do niego ten dziwny poci膮g. Pragn臋 tej przyja藕ni i nie mo偶esz mi zabroni膰 tego ani ty, ani nikt inny. Ale je艣li ma to dla ciebie jakie艣 znaczenie, chc臋, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e nie mi艂uj臋 Aleksieja, nad czym on by膰 mo偶e boleje... A je艣li chodzi o nas... Znasz mnie, Reijo, wiesz, jaki rodzaj uczu膰 艂膮czy nas oboje. Nie ma sensu marzy膰 o czym艣 innym.
Roze艣mia艂 si臋 zak艂opotany, zrozumia艂, 偶e Raija ma racj臋. Zawsze gra艂a w otwarte karty. Nigdy niczego nie udawa艂a. To chora wyobra藕nia ws膮czy艂a jad w jego serce.
- Czy mo偶esz wybaczy膰 g艂upiemu Finowi tamt膮 awantur臋? Przyjmiesz jego uni偶one przeprosiny?
Roze艣mia艂a si臋 i potarga艂a mu grzywk臋.
- Potrafisz odwr贸ci膰 kota ogonem, Reijo! Zreszt膮 zawsze by艂 to jeden z twoich najwi臋kszych talent贸w. Dobrze, wybaczam ci! Ale w艂osy masz okropne. Powiniene艣 si臋 wyk膮pa膰!
- Tak jakbym si臋 ma艂o k膮pa艂 ostatnio.
- Reijo! To Reijo! - rozleg艂 si臋 podekscytowany g艂os Mai.
Reijo mrugn膮艂 do Raiji i podszed艂 do otworu prowadz膮cego na strych, 偶eby z艂apa膰 dziecko wystawiaj膮ce ciemn膮 g艂贸wk臋. Rozpromieni艂a si臋 jak pogodny dzie艅, przekonawszy si臋, 偶e ma racj臋. Nie przyj臋艂a jednak pomocy Reijo i dopiero kiedy zesz艂a sama na d贸艂, rzuci艂a mu si臋 na szyj臋.
- Gdzie by艂e艣, Reijo? Przecie偶 musisz by膰 tutaj, jeste艣 m贸j! - Drobne r膮czki splot艂y si臋 na jego szyi, a z ciemnych oczu bi艂o zdecydowanie.
- No nie, ona jest jeszcze bardziej uparta ni偶 ty, Raiju - roze艣mia艂 si臋 Reijo, odzyskuj膮c dobry humor. Nie mia艂 nic przeciwko takim dowodom uwielbienia. Sam zreszt膮 tak偶e st臋skni艂 si臋 za Maj膮, mimo 偶e nie widzia艂 jej zaledwie p贸艂tora dnia. - Pami臋taj, zawsze wr贸c臋! - zapewni艂 Maj臋 z powag膮 i przytuli艂 policzek do jej policzka.
Przygl膮da艂a mu si臋 badawczo, jakby nie ca艂kiem mu dowierza艂a.
- Znale藕li艣my ksi膮偶ki! - us艂yszeli okrzyk Elise. Dziewczynka zesz艂a ze strychu i podsun臋艂a Raiji pod nos znalezione ksi膮偶ki. Oczy jej promienia艂y, a w g艂osie pobrzmiewa艂a niecierpliwo艣膰. Reijo k膮tem oka dostrzeg艂 Aleksieja, kt贸ry schodzi艂 w艂a艣nie po drabinie. Mimowolnie poczu艂 uk艂ucie w sercu... Raija wyzna艂a, 偶e nie mi艂uje Rosjanina. Wierzy艂 jej, bo czemu偶 by nie mia艂 wierzy膰, jednak ten m艂odzieniec by艂 taki urodziwy, 偶e trudno by艂o st艂umi膰 w sobie uczucie zazdro艣ci.
Raija ostro偶nie otar艂a z kurzu dwie ksi臋gi pi臋knie oprawione w mi臋kk膮 sk贸r臋. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, by ich nie pog艂adzi膰.
- Nie nale偶a艂y do byle kogo - zauwa偶y艂 Reijo i tak偶e dotkn膮艂 ich z wielk膮 estym膮.
Popatrzyli sobie w oczy i w tej samej chwili przypomnia艂o im si臋, jak Antti, ojciec Reijo, uczy艂 ich czyta膰. Stara fi艅ska Biblia mia艂a poniszczone kartki, brudne, pozaginane rogi, ale to w艂a艣nie dzi臋ki niej poj臋li tajemnic臋 liter, kt贸re sk艂adali najpierw w sylaby, potem w s艂owa, a na ko艅cu w zdania. Wzoruj膮c si臋 na niej, opanowali tak偶e sztuk臋 pisania, mozolnie kre艣l膮c k贸艂ka, kreski i 艂uki.
Raij臋 nape艂ni艂 radosny, wr臋cz podnios艂y nastr贸j. W艂a艣nie takich 艣lad贸w po Catharinie szuka艂a, nie trac膮c nadziei.
Otworzy艂a jedn膮 z ksi膮g, delikatnie, jakby w obawie, 偶e rozsypie si臋 jej w r臋kach.
A偶 zapar艂o jej dech w piersiach, kiedy ujrza艂a pokryte kobiecym, pi臋knie kaligrafowanym pismem kartki. Litery ozdobione zawijasami wygl膮da艂y bardzo oryginalnie.
Przelecia艂a wzrokiem pierwsze strony. Przyzwyczajona do czytania po fi艅sku, nie bez trudu rozszyfrowywa艂a du艅skie s艂owa.
- To pami臋tnik Cathariny - odezwa艂a si臋, ze wzruszenia z trudem wydobywaj膮c z siebie g艂os. 艁zy sp艂ywa艂y jej po policzkach. - Dzi臋kuj臋, kochanie - zwr贸ci艂a si臋 do Elise i poci膮gaj膮c nosem, przytuli艂a mocno dziewczynk臋. - Ten pami臋tnik napisa艂a pewna dama, kt贸ra mieszka艂a kiedy艣 w tym domu.
- Zna艂a艣 j膮? - zapyta艂a Elise, szcz臋艣liwa, 偶e sprawi艂a tak wielk膮 rado艣膰 swej opiekunce.
Raija skin臋艂a g艂ow膮 i otar艂a 艂zy.
- Teraz mo偶e poznam j膮 jeszcze lepiej - doda艂a, nie odrywaj膮c wzroku od ksi膮g i nie przestaj膮c g艂adzi膰 ich pieszczotliwie.
Dopiero p贸藕nym wieczorem znalaz艂a na to czas. Przynios艂a do alkierza lamp臋 i otuliwszy si臋 w 艂贸偶ku kocem, si臋gn臋艂a po pami臋tniki Cathariny. W pomieszczeniu by艂o do艣膰 ch艂odno, ale ju偶 sama obecno艣膰 Reijo sprawia艂a, 偶e nie marz艂a. Co prawda le偶a艂 w takiej odleg艂o艣ci, by nie mo偶na mu by艂o zarzuci膰, 偶e jest natr臋tny b膮d藕 偶e wykorzystuje sytuacj臋, ale Raija czu艂a jego pulsuj膮ce ciep艂o. Bole艣nie prze偶y艂a pustk臋, jak膮 po sobie zostawi艂, odchodz膮c w gniewie.
- Co za 偶ycie - mrukn臋艂a zmienionym g艂osem.
Reijo odwr贸ci艂 si臋 do niej i zauwa偶y艂, 偶e p艂acze. W艂a艣ciwie zamierza艂 pozostawi膰 j膮 sam na sam z lektur膮 pami臋tnik贸w, w kt贸rych Catharina spisa艂a koleje swego losu. Ba艂 si臋, by Raija nie uzna艂a go za intruza. Zawi膮zana na nowo wsp贸lnota i odbudowana zgoda by艂y zbyt delikatne i 艂atwo by艂o je zniszczy膰 nieodpowiednim s艂owem lub czynem.
Chcia艂, 偶eby zrozumia艂a, 偶e czuje do niej co艣 wi臋cej ani偶eli tylko fizyczne po偶膮danie. Us艂yszawszy jej 艂kanie, odwr贸ci艂 si臋 i otoczy艂 j膮 ramieniem. W艂a艣nie takiej pociechy i blisko艣ci teraz potrzebowa艂a.
- Nie pojmuj臋, jak ona to wszystko wytrzyma艂a - szlocha艂a Raija, unosz膮c ku przyjacielowi mokr膮 od 艂ez twarz. - Czy wiesz, 偶e zmuszono j膮 do ma艂偶e艅stwa z cz艂owiekiem, kt贸rego nigdy wcze艣niej nie widzia艂a na oczy, bo rodzice uznali, 偶e ich zwi膮zek przyniesie korzy艣ci obu familiom?
Reijo wzruszy艂 ramionami.
- To brzmi ca艂kiem swojsko. Pomy艣l tylko, a przypomnisz sobie kogo艣, kto tak偶e musia艂 si臋 o偶eni膰, by spe艂ni膰 wol臋 rodzic贸w...
Raiji nie spodoba艂o si臋, 偶e por贸wnuje jej 偶ycie z 偶yciem Cathariny.
- Nie zna艂e艣 Cathariny - zaprotestowa艂a gwa艂townie, zaraz jednak jej spojrzenie z艂agodnia艂o. - Dobrze wiem, jak nazywaj膮 j膮 tutejsi ludzie, ale oni nie mieli poj臋cia, kim ona jest. Cieszyli si臋 z jej nieszcz臋艣cia, radowa艂o ich, 偶e kto艣 bogaty zosta艂 zepchni臋ty na margines. Nie zadali sobie nawet trudu, 偶eby j膮 pozna膰 i przekona膰 si臋, ile jest warta. Dopiero Kalle dostrzeg艂 w niej wspania艂ego cz艂owieka. Zreszt膮 ja wcale nie by艂am lepsza - doda艂a Raija ze smutkiem. - Pracowa艂a w moim domu tyle czasu, a ja ba艂am si臋 jej okropnie. Zdawa艂o mi si臋, 偶e patrzy na mnie z pogard膮. Ona jednak wiedzia艂a, jakie 偶ycie wiod膮 ludzie z wy偶szych sfer i co si臋 kryje za t膮 wspania艂膮 fasad膮. Trudno si臋 dziwi膰, 偶e pod艣miewa艂a si臋 ze mnie. 呕a艂uj臋, 偶e nie dowiedzia艂am si臋 od Olego, co si臋 z ni膮 sta艂o.
- Ole zapewne przemilcza艂 to celowo - odrzek艂 Reijo z westchnieniem. - Nie anga偶uj si臋 w to za bardzo, Raiju! Catharina prawdopodobnie nie 偶yje. Mo偶na mie膰 tylko nadziej臋, 偶e w jej 偶yciu, tak jak i w 偶yciu innych ludzi, bywa艂y tak偶e szcz臋艣liwe chwile.
- Chc臋 przeczyta膰 te pami臋tniki - oznajmi艂a stanowczo Raija. - I to w艂a艣nie dlatego, 偶e ona zapewne nie 偶yje. 呕aden cz艂owiek nie powinien zosta膰 zapomniany. Ka偶dy powinien pozostawi膰 艣lad w czyjej艣 pami臋ci.
Reijo obj膮艂 j膮 w pasie i wtuliwszy policzek w jej w艂osy, mrukn膮艂:
- Jeste艣 przedziwn膮 istot膮, Raiju.
A potem wraz z ni膮 pochyli艂 si臋 nad ksi臋g膮.
Spisane wspomnienia Cathariny pozwoli艂y im zajrze膰 do 艣wiata, kt贸rego istnienia nawet si臋 nie domy艣lali. Kopenhaga by艂a dla nich dot膮d tylko nazw膮. Wiedzieli, 偶e le偶y bardzo daleko, dalej jeszcze na po艂udnie ni偶 Bergen. Odleg艂o艣膰 zdawa艂a si臋 niewyobra偶alna. Catharina przyby艂a stamt膮d na najbardziej wysuni臋ty na p贸艂noc skrawek l膮du kr贸lestwa. Dorasta艂a w艣r贸d arystokracji. Raija i Reijo nie byli pewni, czy dobrze pojmuj膮 znaczenie tego s艂owa. Czytali histori臋 m艂odej arystokratki, pi臋knej i podziwianej na kr贸lewskim dworze, i nie potrafili sobie tego do ko艅ca wyobrazi膰. Intrygi dworskie, stroje, flirty. Nakre艣lony ozdobnym, pe艂nym zawijas贸w pismem opis 偶ycia zdawa艂 im si臋 zbyt odleg艂y od tego, kt贸re znali. Ludzie, kt贸rzy w ich 艣wiecie uchodzili za bogaczy, w kr臋gach, w kt贸rych obraca艂a si臋 Catharina, byliby n臋dzarzami.
Potem spotka艂 j膮 cios: Zakochana po uszy osiemnastolatka zosta艂a zmuszona do po艣lubienia du偶o starszego m臋偶czyzny, kt贸rego w og贸le nie zna艂a.
Po tej zmianie 偶ycie up艂ywa艂o jej na spotkaniach z przyjaci贸艂kami, rob贸tkach i rozmowach towarzyskich. Przebywaj膮c mi臋dzy lud藕mi, niekiedy zerka艂a ukradkiem na przystojnych m臋偶czyzn, ale musia艂a zachowywa膰 si臋 tak, jak przysta艂o m臋偶atce.
- By艂a strasznie samotna - westchn臋艂a Raija, a Reijo tylko skin膮艂 potakuj膮co.
Catharina nudzi艂a si臋 w swej z艂otej klatce. Z materialnych d贸br niczego jej nie brakowa艂o, ale jej 偶ycie pozbawione by艂o mi艂o艣ci. Stara艂a si臋 pokocha膰 swojego m臋偶a, lecz on j膮 odtr膮ci艂. Zwi膮zek z ni膮 by艂 bardzo korzystny dla jego kariery. Poza tym dla niego pi臋kna 偶ona by艂a tylko maskotk膮, mo偶e nawet j膮 lubi艂, ale wyda艂a mu si臋 zbyt ozi臋b艂a. S艂owo 鈥瀖i艂o艣膰鈥 nie istnia艂o w jego bogatym sk膮din膮d s艂ownictwie. W przeciwie艅stwie do cielesnych 偶膮dz.
Dopiero po trzech latach Catharina dowiedzia艂a si臋 o licznych romansach swojego m臋偶a. Mo偶e przesta艂 si臋 z nimi kry膰? Mimo 偶e w艂a艣ciwie go nie kocha艂a, poczu艂a si臋 bardzo zraniona. Z jej s艂贸w przebija艂a gorycz. Straci艂a trzy lata, dochowuj膮c wierno艣ci m臋偶czy藕nie, dla kt贸rego nic nie znaczy艂a, kt贸ry nigdy nawet nie zamierza艂 dochowa膰 przysi臋gi ma艂偶e艅skiej.
Catharina postanowi艂a si臋 zem艣ci膰 i odp艂aci艂a m臋偶owi pi臋knym za nadobne. Rzuci艂a si臋 w wir towarzyskiego 偶ycia. Flirtowa艂a na prawo i lewo, na co ma艂偶onek przymyka艂 oko, s膮dz膮c, 偶e chce mu jedynie zrobi膰 na z艂o艣膰. I w艂a艣ciwie bawi艂o go to, 偶e pozwala jej na drobne ekstrawagancje. C贸偶 szkodzi mie膰 pi臋kn膮 i popularn膮 偶on臋, my艣la艂 sobie.
Ale kiedy przekroczy艂a, w jego poj臋ciu, granice przyzwoito艣ci i w towarzystwie wybuch艂y plotki na jej temat, uzmys艂owi艂 sobie z ca艂膮 jaskrawo艣ci膮, 偶e jego 偶ona nie poprzestawa艂a na niewinnych flirtach. Przyjaciele udawali wsp贸艂czucie, ale za plecami nazywali go rogaczem. Cz艂owiek z jego pozycj膮 nie m贸g艂 sobie pozwoli膰 na to, by 偶ona plami艂a jego honor. M臋skie romanse uznawano za co艣 normalnego, ba, uwa偶ano nawet, 偶e ka偶dy zdrowy m臋偶czyzna potrzebuje wi臋cej ni偶 jednej kobiety. Kiedy jednak t臋 zasad臋 zacz臋艂a stosowa膰 kobieta, okre艣lano j膮 tylko jednym s艂owem: 鈥瀌ziwka鈥.
Rozw贸d w og贸le nie wchodzi艂 w rachub臋, wi臋c m膮偶 Cathariny znalaz艂 inne rozwi膮zanie. Wiaro艂omn膮 偶on臋 wys艂a艂 w miejsce, gdzie jej mi艂osne eskapady nie mog艂y mu zaszkodzi膰. Zaplanowa艂 to tak, 偶e ludzie pokiwali g艂owami z uznaniem, przekonani, 偶e uczyni艂 jedynie to, co nale偶a艂o. Za艂atwi艂 wszystko bez jej zgody i na dzie艅 przed odp艂yni臋ciem statku o艣wiadczy艂, 偶e wysy艂a j膮 do Finnmarku. Catharina nie mia艂a nawet poj臋cia, gdzie to jest. Gdy pozna艂a prawd臋, omal nie p臋k艂o jej serce.
Jaki艣 czas m膮偶 op艂aca艂 koszty jej pobytu w tej najdalej na p贸艂noc wysuni臋tej plac贸wce, ale po paru latach najwyra藕niej o niej zapomnia艂. Catharina nie potrafi艂a pracowa膰, nigdy si臋 tego nie nauczy艂a, g艂贸d zmusi艂 j膮, by zacz臋艂a zarabia膰 tym, co mia艂a najcenniejsze, w艂asnym cia艂em. Czu艂a taki wstyd, 偶e gdy opisywa艂a ten czas, r臋ka jej dr偶a艂a i pismo by艂o niewyra藕ne. P贸藕niej zaopiekowa艂 si臋 ni膮 w贸jt z Alty. Utrzymywa艂 j膮 w zamian za drobne przys艂ugi, kiedy przebywa艂 w tych okolicach. Dzi臋ki niemu odzyska艂a po trosze swoj膮 godno艣膰.
Wiadomo艣膰 o 艣mierci opiekuna przekaza艂 jej nowy w贸jt, mi臋dzy wierszami daj膮c do zrozumienia, 偶e wraz z nowym stanowiskiem got贸w jest przej膮膰 tak偶e i j膮.
- Ole Edvard - wysycza艂a Raija przez z臋by. - Zamieszany w ka偶de 艣wi艅stwo! Ale to t艂umaczy, dlaczego da艂 jej prac臋 u nas...
Na tym ko艅czy艂 si臋 ten niezwyk艂y pami臋tnik. Catharina zostawi艂a swe ksi臋gi, opuszczaj膮c dom tylko z niewielkim tobo艂kiem. Tajemnic臋 o tym, jaki by艂 jej koniec, Ole Edvard zabra艂 ze sob膮 do grobu.
Raija od艂o偶y艂a ksi臋gi niczym bezcenne skarby. Ze wzruszenia 艣cisn臋艂o jej gard艂o i nie mog艂a nic powiedzie膰. Wdzi臋czna by艂a Reijo za wsparcie, kt贸rego jej udzieli艂 w tej trudnej chwili. Za to, 偶e przytuli艂 j膮 do siebie i zechcia艂 by膰 blisko. Rozmy艣laj膮c o Catharinie, kt贸ra przez ca艂e 偶ycie by艂a samotna, poczu艂a, jak w jej serce wnika lodowaty ch艂贸d.
Jej my艣li mimo woli poszybowa艂y do Mikkala. Mia艂a przed oczami jego obraz tak wyrazisty, 偶e czasem zdawa艂o jej si臋, 偶e jest przy niej naprawd臋. Nawet gdyby chcia艂a, nie potrafi艂aby go wymaza膰 z pami臋ci. Czy kiedykolwiek stanie si臋 jej oboj臋tny? A mo偶e w przyp艂ywie zdrowego rozs膮dku sama uzna, 偶e powinna o nim zapomnie膰? Nie potrafi艂a sobie odpowiedzie膰 na to pytanie. W艂a艣ciwie gdzie艣 w g艂臋bi serca dawno ju偶 porzuci艂a nadziej臋 na wsp贸lne 偶ycie. To by艂o tylko marzenie. Odleg艂e marzenie opieraj膮ce si臋 na przepowiedni, kt贸rej raz po raz dawa艂a wiar臋. Idealny zwi膮zek, w kt贸rym nie dane im by艂o 偶y膰 w rzeczywisto艣ci. Mo偶e to i lepiej, pomy艣la艂a Raija, u艣miechaj膮c si臋 smutno.
Kto wie, czy owa bezgraniczna czu艂o艣膰, jak膮 si臋 wzajemnie obdarzali, wytrzyma艂aby pr贸b臋 codzienno艣ci? Tak naprawd臋 ka偶de z nich jedynie snu艂o marzenia i pomijaj膮c par臋 ukradkowych spotka艅, nie mieli poj臋cia, co znaczy wsp贸lne 偶ycie. Oboje stworzyli w swej wyobra藕ni tysi膮ce obraz贸w, kt贸re niekoniecznie przystawa艂y do rzeczywisto艣ci. W ostatnim czasie Raija zacz臋艂a pow膮tpiewa膰, czy Mikkal, o kt贸rym my艣la艂a, przypomina jeszcze prawdziwego Mikkala.
Przecie偶 ludzie si臋 zmieniaj膮. M艂ody ch艂opak, kt贸ry zaw艂adn膮艂 sercem naiwnego dziewcz臋cia, sta艂 si臋 doros艂ym m臋偶czyzn膮. Ona tak偶e nie jest ju偶 dziewczynk膮 z czarnymi warkoczami, biegaj膮c膮 lekko po rozleg艂ej r贸wninie, zauroczon膮 przybranym starszym bratem.
Poj臋艂a nagle, 偶e Mikkal nie zna tej nowej, dojrzalej Raiji. Spotyka艂 j膮 tylko na kr贸tko, a wtedy zawsze stara艂a si臋 by膰 taka, jakiej oczekiwa艂. Nie zawsze by艂 to jej prawdziwy wizerunek. Kochaj膮ce si臋 osoby ujawniaj膮 wobec siebie swe najlepsze cechy, szczeg贸lnie gdy nie wiadomo, kiedy pisane jest im nast臋pne spotkanie: za kilka miesi臋cy, lat, a mo偶e nigdy.
Wszystko, co wi膮za艂o si臋 z Mikkalem, Raija traktowa艂a w spos贸b szczeg贸lny. Mo偶e wyidealizowa艂a go jak bohatera z jakiej艣 dziecinnej ba艣ni? Na co dzie艅 nie spotyka si臋 takich ludzi. Jej samej jak偶e daleko by艂o do idea艂u, cho膰 wielu m臋偶czyzn by艂o innego zdania. Trudno si臋 z ni膮 偶y艂o, humor zmienia艂 si臋 jej nieustannie, brakowa艂o jej konsekwencji i zmys艂u praktycznego, za to uporu mia艂a w nadmiarze.
Mikkal nigdy nie stanie si臋 na powr贸t wolny. Sigga nie zwr贸ci mu wolno艣ci, mimo 偶e nie wie, i偶 Raija zosta艂a sama. Pragn臋艂a zachowa膰 Mikkala tylko dla siebie i nawet je艣li przesta艂a ju偶 go kocha膰, nie znaczy to wcale, 偶e pozwoli innej prze偶y膰 szcz臋艣cie u jego boku. Ona tak偶e mia艂a kiedy艣 swoje marzenia, ale sta艂a si臋 bezwzgl臋dna, gdy Mikkal pozbawi艂 j膮 cudownych wyobra偶e艅 o mi艂o艣ci. Ona jednak jest jego 偶on膮 i pozostanie ni膮 do ko艅ca swoich dni.
Raija wiedzia艂a, 偶e Sigga ma mocne atuty w tej grze. Dziecko, kt贸re w艂a艣nie urodzi艂a, jeszcze bardziej zwi膮偶e j膮 z Mikkalem, nawet je艣li on sam b臋dzie si臋 wzbrania艂, by to zaakceptowa膰. Mo偶e jej nienawidzi膰, zadr臋cza膰 siebie, zgorzknie膰. Na nic si臋 to nie zda, bo Sigga nie z艂agodnieje z powodu jego smutku. Cierpi, ale nigdy od niego nie odejdzie i jemu tak偶e nie pozwoli odej艣膰.
A wi臋c marzenia m艂odej dziewczyny o cudownej wsp贸lnocie z Mikkalem wyblakn膮 i znikn膮 jak mg艂a, mimo 偶e Elle przepowiedzia艂a jej szcz臋艣cie. A je艣li staruszka nie mia艂a na my艣li Mikkala? Mo偶e chodzi艂o jej o kogo艣 innego? Czy mog艂aby prze偶y膰 szcz臋艣cie z kim艣 innym? Czy nie zapatrzy艂a si臋 艣lepo w sw膮 pierwsz膮 mi艂o艣膰? Mo偶e uczyni艂a j膮 ja艣niejsz膮 i pi臋kniejsz膮, ni偶 by艂a naprawd臋?
W艂a艣ciwie dobrze wspomina czas sp臋dzony u boku Kallego. Codzienno艣膰 by艂a codzienno艣ci膮, ale nie narzeka艂a z tego powodu. Bywa艂y w ich zwi膮zku chwile, gdy si臋 jej zdawa艂o, 偶e jest niemal w niebie. Nauczy艂a si臋 szczerze kocha膰 swego m臋偶a. Dzielili razem rado艣ci i troski. Wsp贸lnie je rozwi膮zywali. By艂o im dobrze, ale ich zwi膮zek ca艂y czas przys艂ania艂 cie艅 tego jedynego.
Raija wierzy艂a gor膮co, 偶e mo偶na si臋 nauczy膰 mi艂owa膰 ludzi, potrzeba tylko czasu. Ta my艣l wyda艂a jej si臋 o偶ywcza. Zapragn臋艂a przekona膰 si臋 o tym na w艂asnej sk贸rze. Marzy艂a o spokoju, pragn臋艂a tu pozosta膰 i zapu艣ci膰 wreszcie korzenie. Mie膰 dom, rodzin臋...
Mo偶e by艂a to do艣膰 ryzykowna decyzja, ale przecie偶 samo 偶ycie jest jednym wielkim ryzykiem.
- P艂aczesz, Raiju? - zapyta艂 Reijo g艂osem przepe艂nionym czu艂o艣ci膮 i niezwykle delikatnie otar艂 d艂oni膮 艂zy p艂yn膮ce jej z oczu. By艂 taki troskliwy. Nigdy nie mia艂a lepszego przyjaciela.
Sk膮d wzi臋艂y si臋 te s艂owa, nie wiedzia艂a. Mo偶e gdzie艣 g艂臋boko dojrzewa艂y w niej od dawna? Bo przecie偶 to ona decydowa艂a o wszystkim, co dzia艂o si臋 mi臋dzy nimi. W ka偶dym razie nie 偶a艂owa艂a, gdy pad艂y z jej ust.
- Reijo, chcia艂by艣 si臋 ze mn膮 o偶eni膰?
Uni贸s艂 si臋 na 艂okciach i marszcz膮c brwi, popatrzy艂 na ni膮 badawczo. Jego intensywnie zielone oczy bezskutecznie szuka艂y w jej obliczu 艣lad贸w rozbawienia. Raija by艂a powa偶na. W艂osy okala艂y jej spokojn膮 twarz niczym czarny wachlarz. W spojrzeniu dostrzeg艂 oczekiwanie, gdy powt贸rzy艂a:
- Chcia艂by艣, Reijo?
- Dlaczego o to pytasz? - zapyta艂 udr臋czony i opad艂 na pos艂anie. Za艂o偶ywszy r臋ce pod g艂ow膮, zapatrzy艂 si臋 w powa艂臋. - Czy nie znasz odpowiedzi, Raiju? Dlaczego m贸wisz o tym w艂a艣nie teraz?
- Mo偶e poci膮ga mnie ta my艣l.
- Nie 偶artuj sobie z takich spraw! - upomnia艂 j膮 surowo. Zadrga艂y mu policzki, a mi臋艣nie przedramion stwardnia艂y jak stal.
Zapad艂a cisza, napi臋cie mi臋dzy nimi sta艂o si臋 niemal nie do wytrzymania.
- Nie 偶artuj臋.
Reijo prze艂kn膮艂 艣lin臋. Ba艂 si臋 uwierzy膰 w to, co us艂ysza艂. Raija kierowa艂a si臋 emocjami i 艂atwo ulega艂a nastrojom. Ostatnimi dniami tyle si臋 wydarzy艂o w ich 偶yciu. Nie mia艂 odwagi budowa膰 zamk贸w na piasku, opieraj膮c si臋 na s艂owach, kt贸re by膰 mo偶e nie do ko艅ca zosta艂y przemy艣lane, ale na twarzy Raiji malowa艂a si臋 pewno艣膰. Wydawa艂a si臋 taka doros艂a! Oddycha艂a spokojnie w przeciwie艅stwie do niego. Ci臋偶ko dysza艂, z trudem 艂api膮c powietrze. Ledwie utrzymywa艂 r臋ce nieruchomo. Ba艂 si臋, 偶e straci kontrol臋 nad emocjami, nad sob膮, a nie chcia艂 si臋 zdradzi膰, jak 艂atwo go zrani膰.
- Wiem, 偶e masz ten papier - ci膮gn臋艂a Raija niemal zawstydzona. Reijo s艂ucha艂 jej z rosn膮cym zdumieniem. Nigdy wcze艣niej jej takiej nie s艂ysza艂. W艂a艣ciwie wyda艂a mu si臋 niepokoj膮co obca. Tak jakby co艣 w niej dojrza艂o gwa艂townie w ci膮gu tych paru dni.
- Wiem, 偶e taki papier wystarczy... o ile nikt nie b臋dzie zbyt gruntownie bada艂 jego prawdziwo艣ci. - Raija rzadko o cokolwiek prosi艂a. Teraz myli艂y jej si臋 s艂owa i j臋zyk troch臋 si臋 pl膮ta艂. Ods艂oni艂a si臋 bardziej ni偶 kiedykolwiek. - Ale je艣li kto艣 zacznie dr膮偶y膰 zbyt g艂臋boko, wtedy nie wystarczy, prawda?
Potwierdzi艂 jej przypuszczenie ochryp艂ym g艂osem, poruszony do g艂臋bi.
- Czy tak ci臋 to przera偶a? - Musia艂 j膮 o to zapyta膰. Nie odpowiedzia艂a od razu, a on w tym czasie prze偶ywa艂 m臋ki.
- Nie, w艂a艣ciwie nie. Mnie osobi艣cie nie obchodzi, co ludzie gadaj膮. Potrafi臋 wiele znie艣膰. Ale dzieciom sprawi艂oby to b贸l... - Westchn臋艂a. - Zawsze by艂e艣 dla mnie dobry, Reijo. Lepszy ni偶 na to zas艂ugiwa艂am. Wspierasz mnie w ka偶dej sytuacji, nawet gdy nie 艣miem o to prosi膰. Troszczysz si臋 o dzieci. Znaczysz dla mnie wi臋cej ni偶 ktokolwiek inny.
- A Mikkal? - zapyta艂 i jak 偶ywa stan臋艂a przed nim twarz przyjaciela.
Mikkal j膮 uwielbia艂, ale zwi膮zany by艂 przysi臋g膮 ma艂偶e艅sk膮 z Sigg膮. Cho膰 nie s膮 szcz臋艣liwi, Sigga nigdy nie zgodzi si臋 zwr贸ci膰 mu wolno艣ci. P贸ki 偶yje, trzyma膰 go b臋dzie pazurami przy sobie.
- Znaczysz dla mnie wi臋cej ni偶 Mikkal - odrzek艂a cicho. Wyczu艂 w jej glosie cichy smutek. - Kocham ci臋, Reijo. Nie mog艂abym ci臋 prosi膰 o to, o co prosz臋, gdybym ci臋 nie kocha艂a.
Patrzy艂a mu prosto w oczy. W jej spojrzeniu nie dostrzeg艂 cienia fa艂szu.
- Zawsze 艂膮czy艂o mnie wi臋cej z tob膮 ni偶 z Kallem, i to nie tylko ze wzgl臋du na ojczyst膮 mow臋. Jeste艣my tacy do siebie podobni! Czas, kt贸ry dane mi by艂o prze偶y膰 z Kallem, by艂 na sw贸j spos贸b dobry. Mikkal nale偶y bardziej do 艣wiata marze艅 ni偶 do rzeczywisto艣ci. To niedobrze wci膮偶 oczekiwa膰 czego艣, czego nie mo偶na dosta膰. To tak jakby zapatrzy膰 si臋 w ksi臋偶yc, wierz膮c, 偶e mo偶na go zdj膮膰 z nieba. Je艣li cz艂owiek uczyni z tego jedyny cel swojego 偶ycia, czeka go prawdziwe nieszcz臋艣cie, kiedy zrozumie, 偶e to nie mo偶e si臋 spe艂ni膰. Mikkal jest jak ksi臋偶yc, Reijo...
Reijo poczu艂 si臋 bezradny.
- B臋dziesz 偶a艂owa膰 - rzek艂 cicho. - Nie m贸g艂bym znie艣膰, 偶e p艂aczesz z 偶alu, i偶 si臋 ze mn膮 zwi膮za艂a艣.
- Zbyt d艂ugo 偶y艂am w nierealnym 艣wiecie - rzek艂a z gorycz膮. - Zbyt wiele lat straci艂am na marzenia. Czas, 偶ebym doros艂a. Czas, 偶ebym wkroczy艂a w rzeczywisto艣膰. Nie chc臋 u schy艂ku swoich dni stwierdzi膰, 偶e tak naprawd臋 偶ycie mi umkn臋艂o, bo wci膮偶 czeka艂am na kogo艣, kto w艂a艣ciwie mnie nie chcia艂.
- Wiesz, 偶e to nieprawda! - Reijo przemawia艂 jak najgor臋tszy or臋downik Mikkala. - Wiesz przecie偶, 偶e nikogo bardziej nie pragn膮艂 ni偶 ciebie. Jeste艣 艣wiat艂em i przekle艅stwem w jego 偶yciu. Jedyn膮, bez kt贸rej nie potrafi 偶y膰.
- Jednak 偶yje si臋 mu beze mnie dziwnie dobrze - rzek艂a hardo Raija. - Ja te偶 wyj膮tkowo dobrze 偶y艂am bez niego. Niepotrzebnie si臋 zadr臋czamy. Pragn臋 si臋 od tego uwolni膰!
- I dlatego chcesz, 偶ebym si臋 z tob膮 o偶eni艂?
- Nie tylko dlatego. D艂ugi czas pragn臋艂am, 偶eby艣 spotka艂 kobiet臋, kt贸r膮 pokocha艂by艣 bardziej ni偶 mnie. Gdybym wiedzia艂a, 偶e inna uczyni ci臋 szcz臋艣liwym, nie prosi艂abym ci臋 o to.
- Wiesz, 偶e jestem w tobie beznadziejnie zakochany - westchn膮艂.
- Mam ju偶 do艣膰 tych wszystkich k艂amstw! Nasze 偶ycie przypomina ba艅k臋, jakich pe艂no w morskiej pianie. W ka偶dej chwili mo偶e prysn膮膰. Taka jestem ju偶 zm臋czona udawaniem. T臋skni臋 za normalnym 偶yciem. Chc臋 zapu艣ci膰 korzenie, tak jak inni. Chc臋 nale偶e膰 do jakiego艣 miejsca. Nale偶e膰 razem z kim艣. I nikogo bardziej nie pragn臋 mie膰 u swego boku jak w艂a艣nie ciebie.
Reijo milcza艂. Kusi艂a go, nadludzko go wabi艂a. 呕eby nie to jego piekielne poczucie sprawiedliwo艣ci! Szybko zaprzyja藕nia艂 si臋 z lud藕mi, a kiedy ju偶 kogo艣 polubi艂, got贸w by艂 skoczy膰 za nim w ogie艅. Mikkal sta艂 si臋 jego przyjacielem, mimo 偶e desperacko kochali t臋 sam膮 kobiet臋. I cho膰 tak bardzo si臋 r贸偶nili, zna艂 go prawie tak dobrze jak siebie samego.
Zgoda na propozycj臋 Raiji oznacza艂aby zdrad臋 wobec Mikkala. Dr臋czy艂o go te偶 jeszcze jedno: obawia艂 si臋, 偶e Mikkala nikt nie by艂 w stanie Raiji zast膮pi膰.
- Potrafisz bez niego 偶y膰? Cisza.
- Potrafisz? - naciska艂 j膮. Raija musi wiedzie膰, o czym m贸wi, o co prosi... czego 偶膮da od nich obojga. - Czy jeste艣 pewna, 偶e jeste艣 w stanie, moja droga?
- Mo偶e to w艂a艣nie jest moim przeznaczeniem? - odrzek艂a lekko dr偶膮cym g艂osem.
- A czego si臋 po mnie spodziewasz? - Reijo stara艂 si臋 zachowa膰 trze藕wy umys艂 i m贸wi膰 rzeczowo, 艣wiadom, 偶e w tej chwili decyduje si臋 jego los. Musz膮 by膰 wobec siebie zupe艂nie otwarci. Tak, szczero艣膰 przede wszystkim. - Jakiego 偶ycia ode mnie oczekujesz?
- Takiego, jakie prowadzimy. - Raija u艣miechn臋艂a si臋, a w k膮cikach ust wida膰 by艂o rozbawienie. - Niczego wi臋cej od ciebie nie oczekuj臋 poza tym, 偶eby艣my byli razem.
Z trudem oddycha艂. Wszystko, co m贸wi艂a Raija, wydawa艂o si臋 takie przemy艣lane. Od jak dawna si臋 nad tym zastanawia艂a?
Reijo wola艂 o to nie pyta膰, zbyt si臋 obawia艂, 偶e dozna艂by rozczarowania.
- Dzieci nie odczuj膮 偶adnej zmiany - my艣la艂 na g艂os.
- Kochaj膮 ci臋.
Jej g艂os by艂 taki kusz膮cy. Przysz艂o艣膰 u jej boku, razem z dzie膰mi, z Maj膮. By艂by dla niej najlepszym ojcem. Kocha艂 j膮 przecie偶 jak swoj膮. A i ona t臋skni艂a za prawdziwym ojcem.
- Ludzie tutaj my艣l膮, 偶e jeste艣my ma艂偶e艅stwem - ci膮gn膮艂 Reijo, wytaczaj膮c ostatni argument. - Kiedy si臋 dowiedz膮, jak by艂o naprawd臋, wezm膮 nas... ciebie... na j臋zyki.
Raija u艣miechn臋艂a si臋, tak jakby w og贸le nic warto by艂o zawraca膰 sobie tym g艂owy.
- Nikt nie musi o tym wiedzie膰. Na pewno da si臋 to jako艣 za艂atwi膰 po cichu. Wszystko da si臋 za艂atwi膰, je艣li si臋 tylko dobrze nad tym zastanowi膰. A poza tym dla mnie to bez znaczenia. Ludzie ju偶 wcze艣niej gadali o mnie, co im 艣lina przynios艂a na j臋zyk. Przywyk艂am do plotek na m贸j temat. My艣lisz, 偶e tym razem mo偶e by膰 gorzej?
Przekona艂a go, nie mia艂 wi臋cej zastrze偶e艅. Zreszt膮 nie zamierza艂 ich wyszukiwa膰. Reijo, kt贸ry znal j膮 niemal ca艂e 偶ycie i r贸wnie d艂ugo by艂 w niej zakochany, kt贸ry ju偶 nie raz odkry艂 przed ni膮 zakamarki swego serca, zosta艂 ostatecznie pokonany. Delikatnie dotkn膮艂 jej policzka i pog艂aska艂 j膮 ostro偶nie.
- Chcesz? - zapyta艂a.
W jej oczach dostrzeg艂 napi臋cie.
- A mam wyb贸r? - Reijo odwa偶y艂 si臋 przysun膮膰 bli偶ej, obj膮艂 j膮 mocniej i przytuli艂 twarz do jej policzka.
- Oczywi艣cie, 偶e masz...
- Chc臋, chc臋, chc臋! - wyj臋cza艂. - Chc臋 na ka偶dych warunkach, jakie mi postawisz! Kiedy艣 by艂em dumny. Nie chcia艂em zbiera膰 okruch贸w. Dla Reijo Kesaniemi mia艂 by膰 ca艂y bochen chleba. Ale to by艂o tak dawno! Dobrze mi si臋 偶yje na tych okruchach.
- To nie s膮 okruchy! - Raija poczu艂a si臋 ura偶ona. - Kiedy ju偶 co艣 robi臋, robi臋 to z ca艂ym przekonaniem. Zostan臋 twoj膮 偶on膮. Ale chc臋 ci obieca膰, 偶e je艣li spotkasz kogo艣, z kim b臋dziesz m贸g艂 by膰 szcz臋艣liwszy, nie b臋d臋 ci przeszkod膮.
- Nigdy si臋 tak nie stanie! - Czo艂em opar艂 si臋 o jej czo艂o i spojrza艂 wprost w ciemnobr膮zowe cudne oczy. - Ale wiedz, moja kochana Raiju, 偶e to samo dotyczy ciebie. - Patrzy艂 czule i intensywnie. - Je艣li pokochasz kogo艣 innego i nie b臋dziesz chcia艂a d艂u偶ej ze mn膮 偶y膰, nigdy nie stan臋 ci na drodze do szcz臋艣cia.
- Wiem - odrzek艂a z powag膮 Raija, a jej oczy dawno nie wyda艂y mu si臋 takie pi臋kne i 艂agodne. - Uczyni臋 wszystko, co w mojej mocy, 偶eby ci臋 nie zawie艣膰.
- Za艂atwimy to najszybciej jak si臋 da, ale najpierw musz臋 st膮d wywie藕膰 Rosjanina.
W g艂osie Reijo wyczuwa艂o si臋 napi臋cie, gdy wspomnia艂 Aleksieja, ale Raija udawa艂a, 偶e tego nie zauwa偶y艂a. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂a zepsu膰 tej chwili. To ona podj臋艂a tak膮 decyzj臋, chcia艂a tego... pewnie, 偶e chcia艂a, przecie偶 inaczej nie zaproponowa艂aby...
- Nie oczekuj, 偶e b臋d臋 idea艂em - rzek艂a cienkim g艂osem, patrz膮c w uszcz臋艣liwion膮 twarz Reijo. Promienia艂 rado艣ci膮, co wzruszy艂o j膮 i nape艂ni艂o ciep艂em. Czu艂a, 偶e uczyni艂a co艣 w艂a艣ciwego, co艣 dobrego.
- Dobrze wiem, Raiju, kogo dostaj臋 - za艣mia艂 si臋 i 艣mielej obj膮艂 j膮 w talii. Jego usta zadr偶a艂y s艂abo, kiedy napotka艂y jej wargi. Nie ca艂owali si臋 pierwszy raz, a jednak tak w艂a艣nie to odczuwali. Byli nieporadni i niecierpliwi, jak m艂odzi niedo艣wiadczeni kochankowie, kt贸rzy dopiero si臋 odkrywaj膮.
Pierwszy raz tulili si臋 do siebie, 艣wiadomi, 偶e odt膮d tworzy膰 b臋d膮 jedno艣膰, 偶e przed nimi wsp贸lna przysz艂o艣膰. Kradzione chwile szcz臋艣cia, b臋d膮ce powodem wyrzut贸w sumienia, nale偶a艂y do przesz艂o艣ci.
Poca艂unki wywo艂ywa艂y w nich gor膮czk臋, krew szybciej kr膮偶y艂a w 偶y艂ach.
Ale Raija gdzie艣 g艂臋boko w sercu czu艂a niepok贸j. Zdawa艂o si臋 jej, 偶e zaprzecza samej sobie. Gdy tylko przymkn臋艂a powieki, pojawia艂 si臋 obraz Mikkala. Z wyrzutem patrzy艂 na ni膮 swymi miodowymi oczami, jakby zadawa艂 pytania, na kt贸re Raija nie zna艂a odpowiedzi.
Ale zdusi艂a to w sobie. Nie by艂o to trudne, zw艂aszcza gdy usta Reijo rozpocz臋艂y w臋dr贸wk臋 po jej ciele. Cudownie by艂o podda膰 si臋 beztrosce i zalewaj膮cej j膮 fali uczu膰.
Jego d艂onie stawa艂y si臋 coraz 艣mielsze, a Raija nie protestowa艂a. Le偶a艂a przytulona do jego piersi i palcami wodzi艂a po g艂adkiej, gor膮cej sk贸rze.
Tak 艂atwo by艂o da膰 si臋 porwa膰 temu nastrojowi, jaki stworzy艂. Dotkn臋艂a ustami jego wychudzonego policzka. Sztywny zarost dra偶ni艂 wargi, wywo艂uj膮c ich dr偶enie. Poczu艂a straszliwy g艂贸d poca艂unk贸w. Nakry艂a jego usta swoimi. Ich cia艂a z艂膮czy艂y si臋 niczym dwie brzozy splecione ga艂臋ziami, zdolne przetrzyma膰 gwa艂towne wiatry na pustkowiu.
- Czy to prawda, Raiju? - 艢cisn膮艂 j膮 mocno za ramiona. - Powiedz mi, 偶e nie 艣ni臋! Powiedz, 偶e si臋 pobierzemy...
Roze艣mia艂a si臋 czule.
- Wszystko si臋 zgadza pod warunkiem, 偶e nie zd膮偶y艂e艣 si臋 rozmy艣li膰.
Reijo westchn膮艂 uszcz臋艣liwiony, niecierpliwie rozpi膮艂 guziki i zdj膮艂 z niej koszul臋. J臋kn膮艂 z rozkoszy, kiedy i ona zsun臋艂a z niego ubranie. Raija mia艂a oczy niewini膮tka, ale by艂a cudownie nieskr臋powana w mi艂o艣ci. Zna艂a swoje potrzeby i nie wstydzi艂a si臋 ich zaspokaja膰. Jej d艂onie by艂y r贸wnie niecierpliwe jak jego. Ka偶dym ruchem swego cia艂a rozpala艂a w nim po偶膮danie, doprowadzaj膮c go do granicy wytrzyma艂o艣ci.
- Kocham ci臋 - mrucza艂 przytulony do jej piersi, czubkiem j臋zyka muskaj膮c stercz膮cy sutek. - Kocham do szale艅stwa, Raiju. Do szale艅stwa!
Raija chwyci艂a go za g臋ste blond w艂osy i przyci膮gn臋艂a do siebie. By艂 dla niej czu艂y, poczeka艂, a偶 si臋 rozpali, by osi膮gn臋艂a rozkosz, jakiej sam pragn膮艂. Jej usta dr偶a艂y, oczy pociemnia艂y i nic ju偶 si臋 nie da艂o z nich wyczyta膰.
- Poca艂uj mnie - szepn臋艂a b艂agalnie, a kiedy jego usta p艂on臋艂y, dotykaj膮c jej wyg艂odnia艂ych warg, pomog艂a mu odnale藕膰 drog臋.
艢wiadomi, 偶e to nie by艂a tylko chwilowa rozkosz, znale藕li w cielesnym spe艂nieniu prawdziwe ukojenie.
- Kocham ci臋 - wyszepta艂 znu偶ony mi艂osnym aktem. Potem zasn膮艂 z g艂ow膮 opart膮 na jej ramieniu. Raija wtuli艂a si臋 w jego silne ramiona z postanowieniem, 偶e nauczy si臋 kocha膰 go r贸wnie gor膮co i z ca艂ego serca, jak on j膮 mi艂owa艂.
- B臋dziemy razem - wyszepta艂a wpatrzona w mrok. - Razem...
W dniach, kt贸re nasta艂y, Reijo czu艂 si臋 naprawd臋 szcz臋艣liwy. Ogarni臋ty gor膮czkow膮 niecierpliwo艣ci膮 poszukiwa艂 艂odzi, w kt贸rej upatrywa艂 rozwi膮zania wszystkich swoich problem贸w. W tym celu obszed艂 wraz z Nilsem ca艂膮 wiosk臋, ba, nawet wypu艣ci艂 si臋 do s膮siedniej osady. Ale ju偶 nie pragnienie uwolnienia si臋 od Raiji pobudza艂o go do dzia艂ania, cho膰 nadal chcia艂 zachowa膰 niezale偶no艣膰. Za punkt honoru postawi艂 sobie teraz zapewnienie bytu rodzinie, mimo 偶e zdawa艂 sobie spraw臋, i偶 z艂oto Kallego, kt贸rym dysponuje Raija, stawia go na straconej pozycji. Got贸w by艂 jednak uczyni膰 wszystko, by to zmieni膰. Poza tym postanowi艂 pozby膰 si臋 Aleksieja.
Nawet po tym, gdy Raija zaproponowa艂a, 偶eby si臋 pobrali, Reijo wci膮偶 czujnie obserwowa艂 Rosjanina. Skoro on, m臋偶czyzna, podziwia艂 jego urod臋, to pod jakim wra偶eniem musi pozostawa膰 Raija! Kobiety tak 艂atwo daj膮 si臋 oczarowa膰 mi艂ej powierzchowno艣ci.
Reijo ci膮gle nie m贸g艂 zapomnie膰 sceny, kt贸r膮 zobaczy艂 przez okno. Obraz tych dwojga zatraconych w gor膮cym poca艂unku na zawsze zapad艂 mu w pami臋膰.
Co wiecz贸r Raija przytula艂a si臋 do niego z t膮 sam膮 偶arliwo艣ci膮. Gor膮co i szczerze odpowiada艂a na jego pieszczoty, przekonuj膮c sam膮 siebie, 偶e musi im si臋 uda膰. Reijo promienia艂 rado艣ci膮, ale nie opuszcza艂 go l臋k, 偶e szcz臋艣cie mo偶e mu si臋 wymkn膮膰 z r膮k. Ci膮gle nachodzi艂y go w膮tpliwo艣ci, czy Raija rzeczywi艣cie go kocha i czy kiedykolwiek zdo艂a rozbudzi膰 w niej prawdziw膮 nami臋tno艣膰. Raija zapewnia艂a go o szczero艣ci swych uczu膰, ale c贸偶 mog艂a jeszcze zrobi膰, skoro go to nie przekonywa艂o?
Zreszt膮 j膮 tak偶e dr臋czy艂y w膮tpliwo艣ci. Zastanawia艂a si臋, czy nie podj臋艂a zbyt pochopnej decyzji, ale ba艂a si臋 o tym m贸wi膰, 偶eby nie pog艂臋bia膰 niepewno艣ci Reijo.
Nie chcia艂a go takim widzie膰. Pragn臋艂a, 偶eby by艂 sob膮, solidn膮 ska艂膮 daj膮c膮 jej poczucie bezpiecze艅stwa. Zawsze mog艂a na nim polega膰 i liczy膰 na jego wsparcie i dobr膮 rad臋. Bola艂a nad tym, 偶e z jej powodu jest taki rozdarty, bo przecie偶 bardziej ni偶 ktokolwiek inny potrzebowa艂a teraz jego spokoju i zdrowego rozs膮dku.
Kiedy Reijo wyrusza艂 z domu na poszukiwanie 艂odzi, w jego oczach czai艂 si臋 l臋k. Pragn膮艂 ufa膰 Raiji, tak jak zawsze, ale teraz chodzi艂o o jego przysz艂膮 偶on臋!
- Poradzisz sobie? - zapyta艂 ju偶 chyba po raz dziesi膮ty tego poranka Raij臋, kt贸ra przecie偶 zostawa艂a sama, gdy jej pierwszy m膮偶 wyrusza艂 na po艂贸w, Raij臋, kt贸ra potrafi艂a sobie poradzi膰 w ka偶dej niemal sytuacji i nie poddawa艂a si臋 nawet w贸wczas, gdy on sam got贸w by艂 ust膮pi膰.
- O ile nie zamierzasz znikn膮膰 na ca艂膮 zim臋, Reijo Kesaniemi, to s膮dz臋, 偶e dam sobie rad臋 - powiedzia艂a 偶artobliwie i zwichrzywszy mu w艂osy, roze艣mia艂a si臋 swym dobrym, szczerym 艣miechem.
- Jestem g艂upcem - stwierdzi艂 i te偶 si臋 u艣miechn膮艂. Czubkiem buta potar艂 l艣ni膮c膮 czysto艣ci膮 pod艂og臋. Raija nie przepada艂a za domowymi pracami, ale nie zna艂 nikogo, kto wykonywa艂by je r贸wnie skrupulatnie jak ona.
- Przypuszczam, 偶e po prostu troszczysz si臋 o mnie - odrzek艂a 艣ciszonym g艂osem, w kt贸rym zaskoczony Reijo wyczu艂 nutk臋 niepewno艣ci. Czy偶by mimo wszystko nie wierzy艂a, 偶e on tak bezgranicznie j膮 kocha?
Ta jej niepewno艣膰 sprawi艂a, 偶e na Reijo sp艂yn膮艂 spok贸j. Wsta艂 i wyprostowa艂 si臋, jakby kto艣 zdj膮艂 mu ci臋偶ar z plec贸w. B臋dzie za ni膮 t臋skni艂, ale to przecie偶 nic nowego.
Przez tyle lat zd膮偶y艂 si臋 do tego przyzwyczai膰. Obj膮艂 j膮 troch臋 zak艂opotany. Kr臋powa艂y go otwarte na o艣cie偶 drzwi do izby Aleksieja. Wprawdzie pora by艂a wczesna i nale偶a艂o przypuszcza膰, 偶e Rosjanin jeszcze 艣pi, ale Reijo nie mia艂 co do tego pewno艣ci. 呕enowa艂o go nie to, 偶e Aleksiej ich us艂yszy, bo przecie偶 nie rozumia艂 ich j臋zyka, ale to, 偶e mo偶e ich zobaczy膰. Reijo tak d艂ugo skrywa艂 w sobie mi艂o艣膰 do Raiji, 偶e nie zd膮偶y艂 przywykn膮膰, i偶 mo偶e okazywa膰 j膮 otwarcie. Ostatnie tygodnie, kiedy偶 konieczno艣ci udawali ma艂偶e艅stwo, tego nie zmieni艂y. Dopiero teraz w ich zwi膮zku pojawi艂 si臋 nowy element, wytworzy艂o si臋 mi臋dzy nimi jakie艣 nowe napi臋cie.
- Wiem, 偶e wr贸cisz - powiedzia艂a Raija, pragn膮c u艂atwi膰 Reijo rozstanie, i zarzuciwszy mu r臋ce na szyj臋, przylgn臋艂a do niego ca艂ym cia艂em.
- Wr贸c臋, jak偶eby nie! - odrzek艂 i poca艂owa艂 j膮. W艂a艣ciwie nie zamierza艂 偶egna膰 si臋 szczeg贸lnie uroczy艣cie, bo po偶egnania i powroty stanowi膮 chleb powszedni w 偶yciu rybaka, ale gdy ju偶 przywar艂 wargami do jej ust, d艂ugo nie m贸g艂 si臋 nimi nasyci膰. Kiedy wreszcie odchyli艂 g艂ow臋, by z艂apa膰 oddech, Raija po艣piesznie zas艂oni艂a mu usta.
- Cii! Nic nie m贸w! - mrukn臋艂a, rzucaj膮c po艣pieszne spojrzenie w stron臋 otwartych drzwi, i 艣ciszonym g艂osem doda艂a: - Nie obawiaj si臋, nie uwiod臋 tego bezbronnego m艂odzie艅ca, a z jego strony te偶 mi chyba nic nie grozi. Nie w tym stanie...
Reijo roze艣mia艂 si臋, rozbawiony, 偶e tak go przejrza艂a.
- Wiem, 偶e tego nie zrobisz - odrzek艂 i z艂o偶ywszy jeszcze jeden poca艂unek na czubku jej nosa, poprosi艂, by u艣ciska艂a od niego dzieci, po czym po cichu wyszed艂 w mroczny poranek.
Raija nie patrzy艂a za nim, przecie偶 nie pierwszy raz wychodzi艂 o tej porze. Mog艂o go nie by膰 nawet przez kilka dni, ale nie martwi艂a si臋. Ufa艂a, 偶e sobie poradzi.
Wiedzia艂a, 偶e nie b臋dzie to samotny poranek, bo zanim jeszcze Reijo wyszed艂 z domu, domy艣li艂a si臋, 偶e Aleksiej ju偶 nie 艣pi.
Wszed艂 boso, w samych tylko spodniach. Raija podejrzewa艂a, 偶e 艣wiadomie j膮 prowokuje. Wiedzia艂, jakie wra偶enie robi na kobietach. A kiedy dostrzeg艂a b艂膮kaj膮cy si臋 na jego ustach u艣miech, zastanowi艂a si臋, czy to tak偶e przemy艣lany element gry.
- Mog臋 si臋 przysi膮艣膰? - zapyta艂. - Czy wolisz mo偶e by膰 sama?
Naprawd臋 wydawa艂 si臋 niepewny, zak艂opotany! Raija, karc膮c si臋 w my艣lach za bezpodstawne podejrzenia, w przyp艂ywie skruchy skin臋艂a przyzwalaj膮co g艂ow膮. Pochwyci艂 jej spojrzenie. Jak wiele kobiet da艂o si臋 omami膰 g艂臋bi ciemnobr膮zowych oczu?
- On wygra艂?
Nie od razu zrozumia艂a, co ma na my艣li. Tym bardziej 偶e zabrzmia艂o to bardziej jak stwierdzenie ni偶 jak pytanie.
- Wybra艂a艣 Reijo, prawda?
Skin臋艂a g艂ow膮, ale nie spodoba艂o jej si臋, 偶e jest taki bezpo艣redni. Przecie偶 oboje wiedzieli, 偶e dzieli ich zbyt wiele, by mogli marzy膰 o czym艣 wi臋cej ni偶 przyja藕艅.
- Reijo i ja zamierzamy si臋 pobra膰.
- 呕ycz臋 szcz臋艣cia! - By膰 mo偶e 偶yczenia Aleksieja by艂y szczere, jednak w jego g艂osie wyczu艂a ton smutku, kt贸ry wyda艂 si臋 jej niezno艣ny. - On przynajmniej potrafi to doceni膰. Bardzo go szanuj臋, mimo 偶e on, zdaje si臋, nie przepada za mn膮.
- B臋dziemy szcz臋艣liwi.
Przeczesa艂 zdrow膮 d艂oni膮 w艂osy. Drug膮 r臋k膮 nadal nie m贸g艂 porusza膰, rami臋 ci膮gle go bola艂o i by艂o sztywne, chocia偶 rana si臋 ju偶 zagoi艂a. Zar贸wno Aleksiej, jak i Raija zdawali sobie spraw臋, 偶e r臋ka pozostanie na zawsze niesprawna, ale 偶adne z nich o tym nie m贸wi艂o.
- Tak? A jak tego dokonasz? - zapyta艂 Aleksiej, wyczuwaj膮c w jej zapewnieniu determinacj臋, i przechyliwszy na bok g艂ow臋, baczniej jej si臋 przyjrza艂. - Zastanawiam si臋, dlaczego to robisz? Sk艂onny by艂bym przypuszcza膰, 偶e 艂atwiej by艂oby ci si臋 oby膰 bez Reijo ani偶eli Reijo bez ciebie. Mi艂o艣膰? - pyta艂, nie przestaj膮c bada膰 jej spojrzeniem, i po d艂u偶szej chwili pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮. - Nie s膮dz臋.
- A dlaczego nie? - 偶achn臋艂a si臋.
Na jego ustach pojawi艂 si臋 zniewalaj膮cy u艣miech.
- Bo gdyby艣 go kocha艂a, nie da艂aby艣 si臋 porwa膰 uczuciu do tego biedaka, kt贸rego piel臋gnujesz, nie obdarzy艂aby艣 mnie nawet jednym spojrzeniem, Raiju!
- Czy nie przeceniasz swego uroku? - zapyta艂a, a jej g艂os zabrzmia艂 tak lodowato, jakby powia艂o z p贸艂nocy polarnym ch艂odem.
- By膰 mo偶e - odrzek艂, przygl膮daj膮c si臋 jej z rozbawieniem. Pochyli艂 si臋 ku niej, a Raija cofn臋艂a r臋ce, jakby ba艂a si臋 go dotkn膮膰. - Mia艂em do艣膰 czasu, by ci si臋 uwa偶nie przyjrze膰 - ci膮gn膮艂 Aleksiej, mru偶膮c powieki, jakby si臋 艣wietnie bawi艂. - Wiem, 偶e cenisz sobie Reijo. W艂a艣ciwie nawet go lubisz... - zn贸w 艣miech. - Lubisz bardziej ni偶 mnie. Ale nie s膮dz臋, 偶eby艣 go naprawd臋 kocha艂a. Poza przyja藕ni膮 i tym, czemu oddajecie si臋 p贸藕nymi wieczorami, a co przeszkadza mi zasn膮膰, nie 艂膮czy was nic wi臋cej.
Raija sp膮sowia艂a, ale odci臋艂a si臋:
- A to ju偶 chyba moja sprawa, nie s膮dzisz?
Nie da si臋 wyprowadzi膰 z r贸wnowagi! Niech ten m艂odzik nie my艣li sobie, 偶e wprawi j膮 w zak艂opotanie!
- Kocha艂a艣 kiedy艣 kogo艣?
Zn贸w zdradzi艂 j膮 rumieniec! Zadawane wprost pytania burzy艂y obronny mur, jakim si臋 otoczy艂a.
- Wi臋c jak, kocha艂a艣?
Raija zacisn臋艂a z臋by. Co on sobie my艣li? Kto da艂 mu prawo do stawiania takich pyta艅? To prawda, 偶e mia艂 smutne dzieci艅stwo i trudn膮 m艂odo艣膰, ale to go nie usprawiedliwia. I dlaczego patrzy na ni膮 w taki spos贸b?
Spokojnie! zgani艂a si臋 w my艣lach. Spokojnie, Raiju. Je艣li podniesiesz na niego g艂os, obudzisz dzieci. Krzyk na nic si臋 tu nie zda. Przecie偶 on nic dla ciebie nie znaczy. Jest obcy. Ju偶 wkr贸tce Reijo zdob臋dzie 艂贸d藕, a wtedy Aleksiej odp艂ynie st膮d i na zawsze zniknie z twojego 偶ycia. Zaoszcz臋d藕 sobie, Raiju, gniewu!
Nabra艂a powietrza w p艂uca i westchn膮wszy ci臋偶ko, odpowiedzia艂a:
- Tak, Aleksieju, kocha艂am.
Nie zwracaj膮c uwagi na to, 偶e 艣ciana wyzi臋bi艂a si臋 przez noc, opar艂 si臋 o ni膮 go艂ymi plecami. Pomieszczenie nie zd膮偶y艂o si臋 jeszcze nagrza膰, mimo 偶e Raija napali艂a w palenisku, gdy tylko wsta艂a.
- Przez moment s膮dzi艂em, 偶e uderzysz mnie w twarz - rzuci艂.
- Omal tego nie uczyni艂am - przyzna艂a rozdra偶niona. - To du偶e ryzyko pyta膰 o takie sprawy, Aleksieju!
- By膰 mo偶e - u艣miechn膮艂 si臋 krzywo, a w jego oczach pojawi艂 si臋 b艂ysk zrozumienia. - Ale ja i tak nie mam wiele do stracenia. Mo偶e w przeciwie艅stwie do ciebie, Raiju, nie mam dla kogo 偶y膰.
- Ka偶dy ma jaki艣 cel - wybuchn臋艂a z pasj膮. - Dlaczego wi臋c ty mia艂by艣 si臋 r贸偶ni膰 od innych!
Lekkim tonem rzuci艂:
- Mo偶e ty mog艂aby艣 nada膰 mojemu 偶yciu sens? Ch臋tnie zabior臋 ci臋 razem z dzie膰mi do Archangielska. Spodoba艂oby ci si臋 tam. Pokaza艂bym ci to niezwykle urokliwe miejsce...
Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nawet gdyby to by艂a powa偶na propozycja, nie mog艂abym si臋 zgodzi膰. Nie jestem sama. Do艣膰 ju偶 spali艂am za sob膮 most贸w! Wystarczy na ten czas, kt贸ry jest mi przeznaczony tu na ziemi.
- M贸wi艂em powa偶nie - zapewni艂, a na jego twarzy odmalowa艂 si臋 szczery b贸l.
- Sza! - Raija po艣piesznie przy艂o偶y艂a palec do ust. - Wi臋cej nic nie m贸w!
- To niemo偶liwe? Na pewno?
Raija nie umia艂a oceni膰, czy pyta j膮 rozmarzony ch艂opak czy dojrza艂y m臋偶czyzna. Odrzek艂a jednak bez wahania:
- Niemo偶liwe. Moje miejsce jest tutaj, u boku Reijo.
- Tutaj, by膰 mo偶e, ale czy u jego boku... - Aleksiej zawiesi艂 g艂os.
- Chyba mam prawo decydowa膰 o w艂asnym 偶yciu, prawda?
Rosjanin pr贸bowa艂 si臋 u艣miechn膮膰, ale na st臋偶a艂ej jak maska twarzy zaledwie drgn臋艂y k膮ciki ust. B贸l, kt贸ry Raija dostrzeg艂a w jego ciemnych oczach, nie m贸g艂 by膰 udawany. Aleksiej sprawia艂 wra偶enie udr臋czonego. Nie chcia艂a si臋 nawet zastanawia膰, jakie marzenia snu艂 podczas minionych dni i nocy. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e zbytnio si臋 do siebie zbli偶yli. Poufa艂o艣膰, jaka si臋 mi臋dzy nimi wytworzy艂a, sta艂a si臋 niebezpieczna. Zawsze s膮dzi艂a, 偶e 艂atwiej 偶y膰 cz艂owiekowi, kt贸ry troszczy si臋 o swych bli藕nich. Okaza艂o si臋 jednak, 偶e czasem mo偶na przy tej okazji wkroczy膰 na grz膮ski teren. Aleksiej i ona s膮 zbyt podobni do siebie. Od urodzenia skazani na samotno艣膰, mimo 偶e przyci膮gaj膮 do siebie innych. 艁atwo ich by艂o zrani膰, cho膰 zdawa膰 by si臋 mog艂o, 偶e jest inaczej.
- Nie zni贸s艂bym my艣li, 偶e nie jeste艣 szcz臋艣liwa - rzek艂 zduszonym, jakby nieswoim g艂osem. Wykrzywi艂 usta w u艣miechu, ale nie przyda艂o mu to rado艣niejszego wygl膮du. Jego wzrok pozosta艂 smutny.
- Jako艣 prze偶yj臋 - prychn臋艂a, usi艂uj膮c zdoby膰 si臋 na weso艂o艣膰.
Przerwa艂 jej gwa艂townie i wyzna艂 z 偶arem:
- Nawet my艣le膰 nie potrafi臋 o tym, 偶e tw贸j u艣miech m贸g艂by kiedy艣 zgasn膮膰, Raiju. Pragn臋 marzy膰 o twoich oczach, kt贸re b艂yszcz膮 jak dwie gwiazdy, o tym, jak si臋 艣miejesz, gdy jeste艣 szcz臋艣liwa. Zapami臋tam trosk臋 i czu艂o艣膰, jak膮 mnie otoczy艂a艣. Brakowa膰 mi b臋dzie tego ciep艂a, jakim promieniujesz, gdy jest ci dobrze. Nie chc臋 zachodzi膰 w g艂ow臋, czy jeste艣 szcz臋艣liwa, ani zastanawia膰 si臋, czy mo偶e p艂aczesz po nocach, usychaj膮c z t臋sknoty za czym艣, czego nie mo偶esz dosta膰...
- Jestem ulepiona z innej gliny, Aleksieju. - Wsta艂a i cicho przesz艂a ku niemu. Na jej twarzy malowa艂 si臋 spok贸j i zdecydowanie. Odrzuci艂a g艂ow臋, tak 偶e grzywka na moment ods艂oni艂a jej czo艂o, ale zaraz na nowo opad艂a. - Jestem ulepiona z takiej gliny, 偶e prze偶yj臋. Naginam si臋 jak wygarbowana sk贸ra. Nie艂atwo mnie z艂ama膰, pochyl臋 si臋, a potem zn贸w prostuj臋. Chc臋 gdzie艣 przynale偶e膰, by膰 mo偶e tutaj uda mi si臋 zapu艣ci膰 korzenie. Rozumiesz, Aleksieju? Zamierzam w ko艅cu zbudowa膰 co艣 trwa艂ego, co艣 solidnego. Reijo jest dla mnie opok膮. Nie znam nikogo, w kim mia艂abym takie oparcie. On przypomina mi ska艂y na brzegu morza, kt贸re opieraj膮 si臋 gwa艂townym falom zimowych sztorm贸w i trwaj膮 niezmienne.
Aleksiej odgarn膮艂 jej lok z czo艂a i pog艂adzi艂 je. Szczup艂ymi palcami obrysowa艂 艂uki brwi, kt贸re Mikkalowi przypomina艂y skrzyd艂a czarnego kruka w locie. Dotkn膮艂 policzka, musn膮艂 usta, a potem, delikatnie 艣ciskaj膮c, uj膮艂 jej podbr贸dek. Prze艂kn膮艂 ci臋偶ko 艣lin臋 i u艣miechn膮艂 si臋 leciutko, rozchylaj膮c wargi. Jego spojrzenie zdawa艂o si臋 takie nie艣mia艂e, jakby wyczekuj膮ce.
Raija przymkn臋艂a powieki. By艂o co艣 magicznego w jego wzroku, co艣, czemu dawa艂a si臋 pochwyci膰 jak bezbronny ptak. Nie przypuszcza艂a, 偶e tak 艂atwo si臋 podda... Przecie偶 dopiero co zapewnia艂a Reijo, 偶e Aleksiej nic dla niej nie znaczy, tymczasem ledwo wyszed艂, zn贸w pozwoli艂a si臋 omami膰 temu Rosjaninowi. Odda艂a mu si臋 we w艂adanie, ch艂on膮c wszystkimi zmys艂ami jego blisko艣膰...
- Nie wiem, czy to rozs膮dne, Raiju - j臋kn膮艂 i dotykaj膮c jedwabistych w艂os贸w, odchyli艂 jej twarz, zmuszaj膮c, by wytrzyma艂a jego spojrzenie, w kt贸rym si臋 ca艂kowicie ods艂oni艂. - Nie wiem, czy to rozs膮dne, ale nie jestem w stanie si臋 powstrzyma膰...
- To jest g艂upie, Aleksieju, okropnie g艂upie... - wyszepta艂a Raija rozdygotana, ale zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przywar艂a do jego ust.
Jego d艂onie pow臋drowa艂y ku talii Raiji. J臋kn膮艂, gdy zabola艂o go sztywne rami臋, a ona nieznacznie przysun臋艂a si臋 ku niema Przytrzymuj膮c j膮 lekko, rozpl贸t艂 warkocz. Rozpuszczone w艂osy sp艂yn臋艂y niczym wodospad na plecy dziewczyny.
Aleksiej zn贸w przykry艂 jej usta p艂omiennym poca艂unkiem, a gdy wreszcie oderwali si臋 od siebie, czuli, 偶e ziemia ko艂ysze si臋 im pod stopami. Patrzyli na siebie przera偶eni, niezdolni uwolni膰 si臋 z niewidzialnych p臋t, kt贸re ich oplot艂y. Nie by艂o ju偶 dla nich odwrotu.
Wzi膮艂 j膮 na r臋ce i skierowa艂 si臋 ku izbie, kt贸r膮 nazywa艂 swoj膮. Zamkn膮艂 stop膮 drzwi, po czym ostro偶nie po艂o偶y艂 Raij臋 na 艂贸偶ku, ani na moment nie wypuszczaj膮c jej z r膮k. 呕al mu by艂o straci膰 ka偶dej sekundy w tym kr贸tkim intensywnym czasie, jaki zosta艂 im darowany. Wiedzia艂, 偶e b臋dzie to ich jedyne wspomnienie...
Oczy Raiji pociemnia艂y z t臋sknoty i po偶膮dania. W tej chwili nie istnia艂 dla niej Reijo ani 偶aden inny m臋偶czyzna. Nale偶a艂a do niego... we dwoje stanowili odr臋bny 艣wiat.
Aleksiej delikatnie ca艂owa艂 jej usta. Przyjmowa艂a jego poca艂unki i odpowiada艂a na nie z przymkni臋tymi oczami. Domy艣la艂 si臋, 偶e p艂ynie w niej gor膮ca krew, jednak nawet w naj艣mielszych marzeniach nie przypuszcza艂, 偶e prze偶yje co艣 tak niezwyk艂ego. Cho膰 mia艂 wiele kobiet, 偶adnej z nich nie da艂o si臋 por贸wna膰 z Raij膮. To, co niegdy艣 wydawa艂o mu si臋 takie realne, by艂o zaledwie bladym cieniem rzeczywisto艣ci.
- Nie jestem pierwsza, prawda, Aleksieju? - rzuci艂a 偶artobliwie Raija, poznaj膮c to po jego wprawnych ruchach.
- Mia艂em wi臋cej kobiet, ani偶eli zdo艂a艂bym zliczy膰. Nie jestem zbyt dobry w rachunkach - odpowiedzia艂, mru偶膮c oczy i pokazuj膮c w szerokim u艣miechu bia艂e z臋by. - Ale 偶adna z nich nie by艂a tob膮...
Przytuli艂 Raij臋 do siebie, pragn膮c, by sta艂a si臋 jego cz臋艣ci膮. Z rozpaczliw膮 nami臋tno艣ci膮 okrywa艂 jej szyj臋 i piersi poca艂unkami, nie przestaj膮c b艂膮dzi膰 d艂o艅mi po ca艂ym jej ciele. Czas si臋 zatrzyma艂. Zdawa艂o mu si臋, 偶e nigdy dot膮d nie prze偶ywa艂 takiego uniesienia.
- Szalej臋 za tob膮, Raiju - wyszepta艂. - Jeste艣 taka pi臋kna.
Niemal zdumiony pog艂adzi艂 jej twarz, jeszcze dok艂adniej oswajaj膮c si臋 z jej rysami. Raija le偶a艂a pod nim taka uleg艂a. Na艣laduj膮c ka偶dy jego ruch i dr偶膮c na ca艂ym ciele, pragn臋艂a tylko jednego: przyj膮膰 go.
- Najdro偶sza - wyszepta艂 gor膮co. Dotkni臋cia delikatnych palc贸w Raiji parzy艂y go jak ogniste j臋zyki. - 呕adna nie by艂a taka jak ty...
Odnale藕li wsp贸lny rytm, a po偶膮danie miesza艂o si臋 z czu艂o艣ci膮. Z艂膮czeni w u艣cisku, osi膮gn臋li spe艂nienie.
Ale i wtedy Aleksiej nie wypu艣ci艂 jej z obj臋膰. Gdy trawi膮cy go ogie艅 powoli wygasa艂, przytula艂 j膮 i pie艣ci艂 z nies艂abn膮c膮 tkliwo艣ci膮. Potem opar艂 g艂ow臋 na jej piersi i nawin膮wszy na palec pukiel jedwabistych w艂os贸w, wyszepta艂:
- Jeste艣 cudown膮 kobiet膮, Raiju.
G艂os Aleksieja przepe艂niony by艂 mi艂o艣ci膮. Raija wype艂nia艂a ca艂y jego umys艂, wszystkie my艣li kr膮偶y艂y wok贸艂 jej osoby. C贸偶 jednak m贸g艂 jej ofiarowa膰? Jedyne, czego od niego oczekiwa艂a, to zapewnienie, 偶e by艂 to ich jedyny raz.
- Ty te偶 jeste艣 cudownym ch艂opcem, Aleksieju!
Raija nie potrafi艂a zdoby膰 si臋 na nic wi臋cej, oszo艂omiona przepe艂niaj膮cymi j膮 uczuciami.
- 鈥濩udowny ch艂opiec鈥 brzmi niemal tak samo jak 鈥瀏rzeczny ch艂opiec鈥 - rzek艂 Aleksiej niemal z uraz膮 w g艂osie. Nie takich s艂贸w oczekiwa艂. Przed chwil膮 przecie偶 by艂 dla niej m臋偶czyzn膮. Ch艂opiec nie zdo艂a艂by wywo艂a膰 w niej takiego po偶膮dania. - Wype艂ni艂a艣 moje ramiona jak 偶adna dot膮d - wyzna艂. - Czy to co艣 dla ciebie znaczy?
Uni贸s艂 si臋 lekko i d艂ugo na ni膮 patrzy艂. D艂ugie rz臋sy k艂ad艂y si臋 niczym czarne wachlarze na 艂agodnie zaokr膮glonych policzkach, zmys艂owe usta nabrzmia艂y od poca艂unk贸w. By艂a tak pi臋kna, 偶e odczuwa艂 wr臋cz fizyczny b贸l. Ze 艣ci艣ni臋tym sercem pomy艣la艂, 偶e mog艂aby zape艂ni膰 pustk臋 w jego 偶yciu. Tylko 偶e ona wybra艂a innego.
- Nie mi艂uj臋 ci臋, Aleksieju. - Raija umkn臋艂a przed jego spojrzeniem wyra偶aj膮cym uczucia, kt贸rych nie mog艂a odwzajemni膰. Przekr臋ci艂a si臋 na bok i popatrzy艂a na jego profil pi臋kny jak u jakiego艣 b贸stwa i unosz膮c膮 si臋 rytmicznie pier艣. - By膰 mo偶e moje zachowanie pozostawia wiele do 偶yczenia, pragn臋 jednak by膰 przyzwoit膮 kobiet膮. Marz臋 o spokojnym, normalnym 偶yciu. W tym 偶yciu nie ma miejsca dla takich m臋偶czyzn jak ty. Jeste艣 tu obcym przybyszem. M贸wisz innym j臋zykiem, wywodzisz si臋 z innego kraju. Gdyby艣 tu pozosta艂, zawsze by艣 za czym艣 t臋skni艂. Ja tak偶e bym t臋skni艂a, gdybym pojecha艂a za tob膮. Pod wieloma wzgl臋dami jeste艣my podobni, by膰 mo偶e a偶 za bardzo, ale r贸wnocze艣nie r贸偶nimy si臋. Ty jeste艣 beztroskim, nieodpowiedzialnym uwodzicielem...
- Kobiety ulegaj膮 urokowi takich jak ja.
- Ulegaj膮 urokowi? By膰 mo偶e - u艣miechn臋艂a si臋 Raija. - Ale kt贸ra wytrzyma z nimi na co dzie艅?
- Wiem, co chcesz powiedzie膰 - rzek艂 udr臋czony. - Masz racj臋, ja tak偶e nie wierz臋 w nasz膮 wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰. Pragn膮艂bym jedynie us艂ysze膰 z twoich ust, 偶e i dla ciebie by艂a to wyj膮tkowa chwila.
Raija pokiwa艂a powoli g艂ow膮 i zarumieni艂a si臋 lekko.
- By艂e艣 wspania艂y, Aleksieju. Chc臋, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e nie oddaj臋 si臋 ka偶demu m臋偶czy藕nie, kt贸ry stanie na mej drodze. Nie potrafi臋 w 偶aden spos贸b opisa膰 tego, co do ciebie czuj臋. To co艣 zupe艂nie wyj膮tkowego. Nie potrafi艂am ci si臋 oprze膰. To by艂o zupe艂nie... niezwykle. - Wstrzymuj膮c niemal oddech, popatrzy艂a mu g艂臋boko w oczy. - Ale to nie mo偶e si臋 powt贸rzy膰. Nigdy wi臋cej.
Aleksiej skin膮艂 g艂ow膮 i zwil偶y艂 wargi. Poczu艂 si臋 przy niej taki g艂upi i niedo艣wiadczony.
- Pozw贸l mi jedynie zachowa膰 w pami臋ci t臋 chwil臋. Jedyne, co mi pozostanie.
Raija zacisn臋艂a oczy, staraj膮c si臋 powstrzyma膰 艂zy. Czy ona i Mikkal nie sk艂adali sobie podobnych obietnic? Jak偶e ubogie jest 偶ycie, gdy cz艂owiek karmi si臋 jedynie wspomnieniami!
- Nie, Aleksieju - odezwa艂a si臋 b艂agalnie po chwili. - Chc臋, 偶eby艣 偶y艂 pe艂ni膮 偶ycia! Nie uciekaj do mrzonek, bo to tak, jakby艣 budowa艂 swoje 偶ycie na k艂amstwie. Nie pope艂nij tego samego b艂臋du co ja. Prosz臋 ci臋, jeste艣 jeszcze taki m艂ody!
- Mam tyle samo lat co ty - sprzeciwi艂 si臋 Aleksiej.
- Nie, ja jestem starsza, starsza o tysi膮c lat.
- Zdaje si臋, 偶e i ty jeste艣 kiepska w rachunkach. Ona tak偶e u艣miechn臋艂a si臋 s艂abo.
- Dopiero teraz zrozumia艂am, jak marnym fundamentem s膮 marzenia. Cz艂owiek wierzy w co艣, co si臋 nigdy nie spe艂ni. Pozostaj膮 jedynie 艂zy.
- 鈥瀂najd藕 sobie dziewczyn臋, Aleksieju鈥, prawda, 偶e to chcia艂a艣 powiedzie膰? - u艣miechn膮艂 si臋 zrezygnowany i nie czekaj膮c na odpowied藕, doda艂: - Oczywi艣cie, b臋d臋 pr贸bowa艂. Chcia艂bym 偶y膰 jak inni. Mam wiele okazji, 偶eby zawrze膰 nowe znajomo艣ci, nawet nie musz臋 si臋 zbytnio wysila膰. Ale nie s膮dz臋, 偶e to b臋dzie takie proste znale藕膰 kobiet臋, w kt贸rej ramionach znajd臋 ukojenie, szczeg贸lnie gdy wiem, jak by艂o mi z tob膮.
- W 偶yciu zawsze mo偶na znale藕膰 jaka艣 namiastk臋 - odrzek艂a Raija twardo. - Dlaczego tobie nie mia艂oby si臋 uda膰?
- ...skoro uda艂o si臋 tobie? - doko艅czy艂. - Nie znam nikogo podobnego do Reijo, a poza tym mo偶e nie potrafi臋 zadowala膰 si臋 namiastk膮?
Raija usiad艂a na 艂贸偶ku i spu艣ci艂a nogi na zimn膮 pod艂og臋. Nie patrz膮c na niego, za艂o偶y艂a sp贸dnic臋 i nerwowym ruchem zapina艂a stanik.
- Nie szyd藕 ze mnie i z mojej decyzji - poprosi艂a. Zgarn臋艂a reszt臋 swoich ubra艅 i skierowa艂a si臋 do kuchni.
Aleksiej zosta艂 w izbie sam. A wi臋c przyzna艂a si臋, 偶e nie mi艂o艣膰 pchn臋艂a j膮 w ramiona Reijo, rozmy艣la艂. Troch臋 to z艂agodzi艂o b贸l serca, kt贸re bi艂o tylko dla niej. Westchn膮艂 ci臋偶ko i zapragn膮艂 nagle uciec z tego miejsca. Dusi艂 si臋 w tych 艣cianach. Przywyk艂 do 偶ycia na morzu, do towarzystwa weso艂ych kompan贸w. To z nimi 艣mia艂 si臋, 艣piewa艂 i ta艅czy艂. I pi艂 do nieprzytomno艣ci. 艁atwiej by艂o znie艣膰 k艂opoty, kiedy dzieli艂o si臋 je z innymi. Tak samo jak rado艣膰 wydawa艂a si臋 tym wi臋ksza, im wi臋cej cieszy艂o si臋 ni膮 os贸b.
Zat臋skni艂 za 艣wi臋towaniem, za 艣miechem i zabaw膮. Zapragn膮艂 zapomnie膰 o Raiji i o wszystkich kobietach, kt贸re tak komplikowa艂y 偶ycie m臋偶czyznom. Przesun膮艂 si臋 na drug膮 po艂ow臋 艂贸偶ka, kt贸re jeszcze by艂o rozgrzane jej cia艂em.
Us艂ysza艂 dochodz膮ce z kuchni odg艂osy krz膮taniny i poczu艂, 偶e nie zniesie d艂u偶ej samotno艣ci. Po艣piesznie narzuciwszy spodnie i koszul臋, otworzy艂 drzwi. Speszy艂 si臋, kiedy zobaczy艂, 偶e Raija w艂a艣nie si臋 myje.
- Nie udawaj takiego wstydliwego - rzuci艂a i wykr臋ciwszy szmatk臋, mocno potar艂a sk贸r臋.
Aleksiej usiad艂. Zobaczy艂 wi臋c j膮 i w tak intymnej sytuacji. Poczu艂 si臋 niemal tak, jakby to by艂 zwyk艂y poranek, gdyby przysz艂o im dzieli膰 ze sob膮 偶ycie.
- S膮dzisz, 偶e zmyjesz z siebie to, co zasz艂o mi臋dzy nami?
- Chyba mog臋 spr贸bowa膰, prawda? - odpar艂a, posy艂aj膮c mu spojrzenie bez 艣ladu czu艂o艣ci.
Aleksiej pochyli艂 g艂ow臋.
- To niemo偶liwe - westchn膮艂. - Ja b臋d臋 o tym pami臋ta膰. Ale nie zostan臋 tu d艂ugo. Jeste艣my tylko przyjaci贸艂mi, nic mi臋dzy nami nie by艂o.
- Owszem, by艂o - odrzek艂a 艂agodnie. - Ale min臋艂o.
Poszukiwania przeci膮gn臋艂y si臋 i dopiero po czterech dniach Reijo znalaz艂 tak膮 艂贸d藕, na jakiej mu zale偶a艂o. Wdowa po rybaku trzyma艂a si臋 kurczowo wyznaczonej ceny i nic nie da艂o si臋 z ni膮 utargowa膰. Nawet gdy ju偶 dobili targu, zawaha艂a si臋 na moment. Trudno jej si臋 by艂o rozsta膰 z kutrem przez wzgl膮d na pami臋膰 po zmar艂ym m臋偶u. Na szcz臋艣cie dla Reijo kobieta r贸wnie mocno jak m臋偶a kocha艂a pieni膮dze i to uczucie w ko艅cu wzi臋艂o w niej g贸r臋. 艁贸d藕 na sze艣膰 przedzia艂贸w wios艂owych sta艂a si臋 w艂asno艣ci膮 Reijo Kesaniemi.
Po raz pierwszy w 偶yciu co艣 posiada艂. Ogarn臋艂a go prawdziwa euforia. Nawet gdyby ca艂y 艣wiat chcia艂 go wyzywa膰 od wyrobnik贸w, on czu艂 si臋 bogaty. Kuter nale偶a艂 wy艂膮cznie do niego.
P艂yn膮c do wioski niemal w pe艂nym o偶aglowaniu, mia艂 ochot臋 krzycze膰 ze szcz臋艣cia. Nadal by艂o w nim co艣 z ma艂ego ch艂opca. Ogarn臋艂o go r贸wnocze艣nie ca艂kiem nowe poczucie godno艣ci.
Szyper, pomy艣la艂 z dum膮, czuj膮c, 偶e mu serce ro艣nie. Tak, jest szyprem! Szyprem na w艂asnym kutrze.
B臋dzie m贸g艂 wyruszy膰 na po艂贸w. Dobra膰 sobie za艂og臋. By膰 panem swojego losu! Nigdy jeszcze nie dozna艂 podobnego uczucia.
Nowa 艂贸d藕 znaczy艂a dla niego tyle co wolno艣膰.
Czy m贸g艂 w og贸le marzy膰 o wolno艣ci, on, kt贸ry w艂a艣nie mia艂 si臋 o偶eni膰 z Raij膮?
My艣le膰 o realizacji m艂odzie艅czych plan贸w? Gdzie艣 w g艂臋bi serca czu艂, 偶e post臋puje nies艂usznie, szybko jednak st艂umi艂 w sobie wyrzuty sumienia.
- No, jak tam, panie szyper? - spyta艂 Nils. - Przyjemne uczucie?
Reijo tylko skin膮艂 g艂ow膮, boj膮c si臋, 偶e ze wzruszenia g艂os mu si臋 za艂amie.
- Rozumiem, 偶e b臋dziesz teraz szuka艂 za艂ogi - ci膮gn膮艂 Nils, u艣miechaj膮c si臋 szeroko. Cieszy艂 si臋 tak, jakby to on, a nie Reijo kupi艂 艂贸d藕.
- Je艣li znasz kogo艣, kto by si臋 nada艂, przy艣lij go do mnie! - Reijo mrugn膮艂, pochwyciwszy w lot intencje kompana.
- Co s膮dzisz o tym go艣ciu? - Nils wskaza艂 palcem na siebie i przybra艂 powa偶n膮 min臋.
Reijo wyci膮gn膮艂 do niego ogorza艂膮 d艂o艅 i rzek艂:
- Zgoda. Jestem do艣膰 艂atwowierny, mam jednak nadziej臋, 偶e nie podrzuci艂e艣 mi 艣mierdz膮cego jaja.
Wybuchn臋li gromkim 艣miechem. Reijo wiedzia艂, 偶e w Nilsie zyska艂 prawdziwego przyjaciela.
呕a艂owa艂, 偶e nie m贸g艂 widzie膰 z l膮du samego siebie, jak przybija do brzegu. C贸偶 to musia艂 by膰 za obraz! Pogodne, jasnob艂臋kitne niebo to wspania艂e t艂o dla ciemnobr膮zowej 艂odzi, kt贸ra, cho膰 wymaga艂a remontu i smo艂owania, wydawa艂a si臋 Reijo najpi臋kniejsza.
Z du艅skiego domu rozci膮ga艂 si臋 doskona艂y widok na nabrze偶e. Reijo zapragn膮艂 z ca艂ego serca, 偶eby Raija ich dostrzeg艂a. Ten wyj膮tkowy moment w jego 偶yciu, chwil臋 triumfu, mia艂 ochot臋 dzieli膰 w艂a艣nie z ni膮. Nie m贸g艂 si臋 ju偶 doczeka膰, kiedy opowie jej ze szczeg贸艂ami o tym, jak ubi艂 interes i jak przebieg艂 pierwszy rejs.
Raija zauwa偶y艂a zbli偶aj膮c膮 si臋 艂贸d藕 i od razu si臋 domy艣li艂a, 偶e to wraca Reijo. Wzi臋艂a dzieci i razem wyszli przed dom. Zrobi艂o jej si臋 cieplej na sercu i ukradkiem wytar艂a zdradzieckie 艂zy, kt贸re nap艂yn臋艂y jej do oczu. Niewiele to pomog艂o, bo i tak policzki zaraz znowu zrobi艂y si臋 mokre.
Bia艂e 偶agle na tle pogodnego jesiennego nieba prezentowa艂y si臋 wspaniale. Z dum膮 pomy艣la艂a, jak bardzo zmieni艂o si臋 ich 偶ycie, i przypomnia艂a sobie ziemiank臋, w kt贸rej nie tak dawno si臋 ukrywali.
Reijo zawsze marzy艂 o kutrze i dopi膮艂 swego, sam, tak jak postanowi艂. Ona tak偶e bliska by艂a spe艂nienia wielkiego marzenia, ale potrzebowa艂a jego pomocy. 呕eby tylko jej nie odm贸wi艂!
Poczu艂a przyp艂yw si艂, kiedy zobaczy艂a, jak cumuje przy brzegu. Gdzie艣 znikn臋艂a dziel膮ca ich przepa艣膰.
- Wraca Reijo - oznajmi艂a, powr贸ciwszy do izby. Przepe艂nia艂a j膮 duma i ciep艂o. Jej twarz promienia艂a.
Za chwil臋 wszed艂, zm臋czony, ale szcz臋艣liwy. Ubranie mia艂 poplamione od s艂onej wody. W艂osy stercza艂y mu na wszystkie strony.
Zdziwi艂 si臋, ujrzawszy w izbie obcych, a kiedy rozpozna艂 go艣ci, zdumienie ust膮pi艂o miejsca niepokojowi.
Przywita艂 si臋 ze wszystkimi jak si臋 nale偶y. Niecodziennie prostego Fina odwiedza艂 s臋dzia, pastor i w贸jt.
Razem z nimi przy stole siedzia艂 Aleksiej, co przerazi艂o Reijo jeszcze bardziej. Wiedzia艂, 偶e to Raija znowu co艣 uknu艂a, ale nawet si臋 nie domy艣la艂, jakie mia艂a intencje.
- Przybyli艣cie z daleka - stwierdzi艂 Reijo i nie przejmuj膮c si臋 wysoko postawionymi go艣膰mi, zdj膮艂 kaftan. Ostatecznie by艂 u siebie.
- Wszystko dzi臋ki Raiji - odezwa艂 si臋 tubalnie s臋dzia z b艂yskiem w oku. - S艂ysza艂em, 偶e mieli艣cie tu k艂opoty z naszym wsp贸lnym znajomym?
Reijo, skin膮wszy g艂ow膮, rzek艂:
- Wi臋cej k艂opot贸w ju偶 nie sprawi.
- Powiadacie, 偶e by艂 w dobrej komitywie z kupcem Holmertzem?
- Nie znam Holmertza na tyle, 偶eby wiedzie膰 takie rzeczy - odpar艂 Reijo.
- Ale my go znamy - odezwa艂 si臋 nowy w贸jt, zi臋膰 s臋dziego. M臋偶czyzna bez charakteru, pomy艣la艂 Reijo i nawet nie zaszczyci艂 go spojrzeniem.
S臋dzia za艣mia艂 si臋 nieszczerze i splataj膮c t艂uste palce, oznajmi艂:
- Mo偶e was zaskoczy wiadomo艣膰, 偶e kupiec jest synem Hermana Holmertza, wzi臋tego adwokata z Bergen.
Reijo patrzy艂 na niego, nic nie rozumiej膮c. Nazwa Bergen kojarzy艂a mu si臋 jedynie z obrazem wielkiego miasta le偶膮cego gdzie艣 daleko na po艂udniu. Nazwiska znanych i bogatych ludzi stamt膮d nic dla niego nie znaczy艂y.
Raija, przeciwnie, od razu dopatrzy艂a si臋 zwi膮zku z ich spraw膮.
- Herman... Holmertz? - zapyta艂a, akcentuj膮c imi臋. S臋dzia skin膮艂 g艂ow膮 i ods艂oni艂 z臋by w szerokim u艣miechu. Dopiero w tym momencie Reijo dozna艂 ol艣nienia.
- Ole Hermansson - rzek艂 cicho.
- Tak, s膮 przyrodnimi bra膰mi, kupiec i on - skin膮艂 s臋dzia. - Poszpera艂em troch臋 w papierach i sprawdzi艂em, kto nam zarekomendowa艂 Olego. Okaza艂o si臋, 偶e Holmertz senior. Mi臋dzy wierszami doczyta艂em si臋, 偶e chodzi o jego potomka z nieprawego 艂o偶a. W 艣lad za pierwszym synem na p贸艂noc przyby艂 tak偶e drugi, ju偶 prawowity. Zapewne nie powiod艂o mu si臋 tam, gdzie pr贸bowa艂 pocz膮tkowo. Najpro艣ciej pozby膰 si臋 nieudacznik贸w, wysy艂aj膮c ich do nas! - oburzy艂 si臋 s臋dzia, poczerwieniawszy na twarzy. - Ale my ich st膮d usuniemy. Zwr贸cimy staremu Holmertzowi obu syn贸w. Nie b臋dziemy tu przyjmowa膰 ka偶dej szumowiny.
- Zostaniemy wi臋c bez sklepu? - spyta艂 Reijo.
Mieszka艅cy osady potrzebowali tego miejsca, kt贸re 艂膮czy艂o ca艂膮 ich spo艂eczno艣膰. Narzekali co prawda na bezdusznych kupc贸w, ale sklep by艂 wa偶ny dla wioski.
- No, jak to? - w贸jt uchwyci艂 si臋 tego w膮tku. - Sklep przecie偶 zostanie.
Raija u艣miechn臋艂a si臋 z nadziej膮. Reijo, widz膮c pewno艣膰 w jej spojrzeniu, zrozumia艂 nagle, o co jej naprawd臋 chodzi艂o. Zaplanowa艂a to wszystko! Uknu艂a t臋 intryg臋! Przechytrzy艂a Holmertza, s臋dziego i jego dostojnych towarzyszy. Z niego tak偶e uczyni艂a pionka. Oczekiwa艂a tylko jego zgody.
A偶 mu dech zapar艂o, gdy u艣wiadomi艂 sobie ca艂膮 prawd臋. C贸偶 to za sprytna kobieta! pomy艣la艂, czuj膮c podziw dla Raiji, mimo 偶e a偶 gotowa艂o si臋 w nim z w艣ciek艂o艣ci.
- Zawsze mo偶na liczy膰 na to, 偶e znajdzie si臋 jaki艣 zdolny cz艂owiek i poprowadzi sklep - wyrazi艂 swoj膮 opini臋 w贸jt, u艣miechaj膮c si臋 lekko. - Chocia偶 to taka oddalona od cywilizacji miejscowo艣膰. Kto艣, kto potrafi czyta膰, pisa膰, liczy膰... A przy tym jest rozs膮dny, taki, kt贸ry rozumie troch臋 tutejszych ludzi...
S臋dzia przechyli艂 si臋 ku Reijo i wbi艂 w niego wzrok.
- Pytam ci臋 wprost, Reijo Kesaniemi, mia艂by艣 ochot臋 spr贸bowa膰? Wydajesz mi si臋 w艂a艣ciwym cz艂owiekiem. Naprawd臋 pasujesz jak ula艂 do tej roli.
Reijo nie odpowiedzia艂.
Wi臋c na tym polega艂 jej plan. Upragniona niezale偶no艣膰, na kt贸rej tak mu zale偶a艂o, a kt贸ra dzi臋ki 艂odzi sta艂a si臋 realna, zn贸w zosta艂a zagro偶ona. Nie chcia艂 by膰 przywi膮zany przez ca艂y rok do jednego miejsca! Pragn膮艂 czu膰 na twarzy powiew morskiej bryzy i s艂ucha膰 krzyku mew kr膮偶膮cych nad 偶aglami. Prze偶ywa膰 ow膮 wsp贸lnot臋 z innymi m臋偶czyznami, jaka wytwarza si臋 podczas po艂ow贸w. Do diab艂a, nie zamierza艂 zosta膰 kupcem!
Tym razem Raija przesadzi艂a! Rozumia艂, 偶e za wszelk膮 cen臋 pragn臋艂a zapu艣ci膰 korzenie, przynale偶e膰 do konkretnego miejsca. Dlaczego jednak on mia艂 za to p艂aci膰? Poczu艂 si臋 z艂owiony w sie膰.
- To zaskakuj膮ca propozycja - roze艣mia艂 si臋 z przymusem. Nieuprzejmie by艂oby odm贸wi膰 wprost. Potrzebowa艂 troch臋 czasu, 偶eby wymy艣li膰 jaki艣 pretekst.
Raija nagle zakrz膮tn臋艂a si臋 ko艂o paleniska.
- Mo偶e zastanowisz si臋 nad tym podczas k膮pieli? - zaproponowa艂a takim tonem, 偶e zabrzmia艂o to jak rozkaz.
- Panowie wybaczycie?
Pos艂ucha艂. Z Raij膮 nikt nie wygra.
Pom贸g艂 jej wtoczy膰 drewnian膮 bali臋 do izby, kt贸r膮 ze sob膮 dzielili, i poczeka艂, a偶 naniesie gor膮cej wody. Kiedy balia by艂a pe艂na, Raija zamkn臋艂a za sob膮 drzwi i nachyliwszy si臋 do ucha Reijo, poprosi艂a po cichu:
- Nie odrzucaj tej propozycji, Reijo!
Odwr贸cony do niej plecami, zdj膮艂 z siebie brudne ubrania. Raija potrafi艂a by膰 bardzo przekonuj膮ca, kiedy o co艣 prosi艂a.
- Nie jestem kupcem - odrzek艂 rozdra偶niony. Rozmawiali po fi艅sku.
- I nikt ci nie ka偶e nim by膰, kochanie... Popatrzy艂 na ni膮, nie pojmuj膮c, do czego zmierza.
- Mo偶esz robi膰 to, na co masz ochot臋, Reijo - ci膮gn臋艂a.
- Ja zajm臋 si臋 handlem.
- Ty?
Raija, u艣miechaj膮c si臋, przytakn臋艂a ochoczo. Jej oczy patrzy艂y b艂agalnie.
- Kobiecie nikt nie wyda zezwolenia na prowadzenie handlu. Ale tobie tak, bo jeste艣 m臋偶czyzn膮. Wystarczy, 偶e si臋 podpiszesz na dokumencie, a reszt膮 ja ju偶 si臋 zajm臋. Nie martw si臋, wezm臋 to na siebie.
- Rozumiem - odrzek艂 zaskoczony Reijo. - To takie proste, co?
- Kupiec dysponuje trzema handlowymi 偶aglowcami - dorzuci艂a Raija z u艣miechem.
Zielone oczy Reijo zw臋zi艂y si臋 w szparki.
- Sklep dla mnie, statki dla ciebie. Co ty na to? - zaproponowa艂a Raija.
Za艣wita艂a mu my艣l, 偶e Raija, obdarzona by膰 mo偶e 偶y艂k膮 kupieck膮, uczyni co艣 dobrego dla ca艂ej spo艂eczno艣ci.
Trzy 偶aglowce...
Zacumowany przy brzegu kuter wyda艂 mu si臋 ca艂kiem niepozorny. U艣wiadomi艂 sobie, ile pracy musi w艂o偶y膰 w napraw臋, 偶eby nadawa艂 si臋 do u偶ytku.
Kupieckie 偶aglowce otwiera艂y mo偶liwo艣膰 przywo偶enia towar贸w z po艂udnia, a to co艣 wi臋cej ani偶eli po艂owy u wybrze偶y na w艂asnej 艂odzi.
W ka偶dej spo艂eczno艣ci jeden albo dw贸ch szypr贸w potrafi艂o sterowa膰 偶aglowcem. P艂ywali na po艂udnie, 偶eby sprzeda膰 ryby z艂owione przez okolicznych rybak贸w. Reijo nawet w naj艣mielszych marzeniach nie wyobra偶a艂 sobie, 偶e kiedykolwiek zostanie szyprem na takim 偶aglowcu.
- Sprytna jeste艣, Raiju! - rzuci艂 z podziwem i powoli zanurzy艂 si臋 w paruj膮cej k膮pieli. Przyjemne ciep艂o rozesz艂o si臋 po ca艂ym ciele.
- A wi臋c chcesz?
- Pozostawiasz mi jaki艣 inny wyb贸r? - rzek艂 zrezygnowany. U艣miech Raiji by艂 wystarczaj膮c膮 nagrod膮. Ale to jeszcze nie by艂 koniec zaskakuj膮cych nowin.
- By艂am niemal pewna, 偶e si臋 zgodzisz - wyzna艂a i doda艂a po艣piesznie: - Przy okazji wspomnia艂am o naszym k艂opocie. Pastor wprawdzie niech臋tnie, ale zgodzi艂 si臋 udzieli膰 nam 艣lubu.
- Teraz? Tutaj? - zdziwi艂 si臋 Reijo.
Raija potwierdzi艂a skinieniem g艂owy, zn贸w u艣miechaj膮c si臋 promiennie.
Sprawy toczy艂y si臋 zbyt szybko jak na gust Reijo. O wiele za szybko.
- Niech臋tnie? - zdziwi艂 si臋, cho膰 podobnie jak Raija nie przepada艂 za duchownymi.
- Do艣膰 niech臋tnie - przyzna艂a Raija. - S臋dzia musia艂 u偶y膰 perswazji...
- Cholera... - Reijo zakl膮艂 pod nosem. - Jeste艣 pewna, 偶e w艂a艣nie tego chcesz? Nie b臋dziesz potem 偶a艂owa膰?
- Chc臋 tego. Nie b臋d臋 偶a艂owa膰.
- W takim razie ja nie mam nic do stracenia... - u艣miechn膮艂 si臋 lekko, cho膰 niepewno艣膰 go nie opuszcza艂a. - Czy to bezpiecznie, 偶e Aleksiej siedzi w艣r贸d tylu przedstawicieli w艂adzy? - zapyta艂.
Raija u艣miechn臋艂a si臋 chytrze.
- Powiedzia艂am im, 偶e to Lapo艅czyk ze wschodu, kt贸rego znam z dawnych czas贸w. Opr贸cz s臋dziego, kt贸ry troch臋 zna lapo艅ski, 偶aden z nich nie potrafi porozumie膰 si臋 w tym j臋zyku. Nie s膮dz臋, 偶eby si臋 czego艣 domy艣lili.
Reijo roze艣mia艂 si臋, rozbawiony jej przebieg艂o艣ci膮.
- Tak, tak... Ale teraz lepiej ju偶 wyjd藕 do nich. Pastor mo偶e uzna膰, 偶e zbyt d艂ugo przebywasz z k膮pi膮cym si臋 m臋偶czyzn膮. W ko艅cu nie jeste艣my jeszcze ma艂偶e艅stwem, moja droga.
Kiedy Reijo wkroczy艂 wyk膮pany do kuchni, trudno go by艂o pozna膰. Za艂o偶y艂 od艣wi臋tne ubranie, ciemne spodnie, tylko w jednym miejscu lekko po艂atane, i bia艂膮 zapinan膮 koszul臋, kt贸r膮 Raija uszy艂a mu, zanim opu艣cili wiosk臋 w fiordzie. Z zaczesan膮 do ty艂u grzywk膮 wygl膮da艂 dostojnie. W k膮cikach ust b艂膮ka艂 mu si臋 u艣miech.
- K膮piel to dobra rzecz, pomaga przemy艣le膰 niekt贸re sprawy - wyja艣ni艂 ze wzrokiem utkwionym w okr膮g艂膮 jak ksi臋偶yc w pe艂ni twarz s臋dziego. Na pozosta艂ych dw贸ch go艣ci, napuszonego w贸jta i pastora z jego w膮tpliwo艣ciami, tak jak wcze艣niej nie zwraca艂 uwagi. - Pomy艣la艂em sobie, 偶e to nieg艂upi pomys艂 z tym sklepem. - Odchrz膮kn膮艂 i doda艂: - S膮dz臋, 偶e sobie poradz臋.
S臋dzia u艣miechn膮艂 si臋. Zdawa艂o si臋, 偶e od pocz膮tku nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci, i偶 Reijo przyjmie propozycj臋.
Reijo zachodzi艂 w g艂ow臋, co te偶 Raija naopowiada艂a dostojnym go艣ciom. Jego uwagi nie usz艂y tak偶e p艂on膮ce 偶arem br膮zowe oczy Aleksieja. Zastanawia艂 si臋, ile Rosjanin z tego wszystkiego zrozumia艂, i nie m贸g艂 oprze膰 si臋 z艂o艣liwej satysfakcji. Cho膰 Raija tyle razy mu to wyja艣nia艂a, nie potrafi艂 wymaza膰 z pami臋ci obrazu tych dwojga w czu艂ych obj臋ciach. Min臋艂o sporo czasu, odk膮d musia艂 dzieli膰 si臋 ni膮 z kim艣 jeszcze pr贸cz Mikkala, do kt贸rego po prostu musia艂 przywykn膮膰.
Aleksiej wydawa艂 mu si臋 gro藕nym rywalem.
- Nie podoba mi si臋 to - wyrzek艂 pastor ponuro, mimo 偶e nikt nie pyta艂 go o opini臋 w tej sprawie. - Tak si臋 nie godzi! Powinno si臋 najpierw og艂osi膰 zapowiedzi. Poza tym dwoje ludzi 偶yj膮cych pod jednym dachem... - zawiesi艂 znacz膮co g艂os i zmarszczy艂 sw贸j wra偶liwy nos.
Raija zmierzy艂a go ch艂odno od st贸p do g艂贸w. Nigdy nie 偶ywi艂a specjalnego respektu dla przedstawicieli w艂adzy, a ta odrobina, jak膮 posiada艂a, znik艂a bez 艣ladu po kilku miesi膮cach, kt贸re prze偶y艂a jako 偶ona w贸jta.
- Gdyby ostatnim razem pastor by艂 r贸wnie drobiazgowy - rzuci艂a pogardliwie, nie spuszczaj膮c oczu z duchownego - unikn臋liby艣my wszyscy wielu nieprzyjemnych zdarze艅. Ale wtedy pastor, o ile sobie dobrze przypominam, nie pyta艂 o nic...
Pastor spu艣ci艂 wzrok. Rzeczywi艣cie, to on udzieli艂 艣lubu jej i temu Hermanssonowi.
- Mo偶emy zaczyna膰 - rzuci艂 kr贸tko, nie patrz膮c na nowo偶e艅c贸w.
- Nie - zaprotestowa艂a Raija z dumnie uniesion膮 g艂ow膮. - Chwil臋 b臋dziesz musia艂 si臋 wstrzyma膰, pastorze, bo tym razem wszystko musi si臋 odby膰 jak nale偶y. Nie b臋d臋 bra膰 艣lubu z Reijo w codziennej sukni.
S臋dzia u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Z tej Raiji to naprawd臋 wyj膮tkowa kobieta! Od pocz膮tku mia艂 do niej s艂abo艣膰, cho膰 sprawi艂a mu wi臋cej problem贸w ni偶 reszta jego licznych znajomych.
Raija wkroczy艂a do izby z wdzi臋kiem, jakiego pozazdro艣ci膰 by jej mog艂a niejedna kr贸lowa.
Reijo u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, b艂yskaj膮c bia艂ymi z臋bami, rozbawiony min膮 pastora, kt贸ry z zaci艣ni臋tymi ustami popatrzy艂 na ni膮 niech臋tnie.
Podoba艂o mu si臋, 偶e Raija utar艂a nosa temu typkowi. Doprawdy, mia艂a liczne talenty ta jego... przysz艂a 偶ona.
Zaraz jednak poczu艂 ucisk w 偶o艂膮dku. Cho膰 mia艂y si臋 spe艂ni膰 jego najg艂臋bsze marzenia, l臋ka艂 si臋, 偶e Raija b臋dzie 偶a艂owa膰, 偶e im si臋 nie u艂o偶y, 偶e ju偶 na starcie skazani s膮 na kl臋sk臋...
W g艂臋bi serca czu艂, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku, 偶e czego艣 brakuje... Zawsze czego艣 brakowa艂o mi臋dzy nim a Raij膮.
Reijo przypomnia艂 sobie ten dzie艅, kiedy wychodzi艂a za m膮偶 za Kallego. Blada, w艂osy zaczesane do ty艂u i ciasno spi臋te, o ton ciemniejsze ni偶 艣lubna suknia z guzikami.
Tamtego wieczoru przez ca艂y czas ta艅czy艂a z nim. Kalle nigdy nie by艂 dobrym tancerzem. Antti 艣piewa艂, a Reijo ta艅czy艂 z pann膮 m艂od膮, nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym, 偶e rani przyjaciela. Teraz jednak by艂a doro艣lejsza. Na dnie ciemnych oczu zostawi艂y 艣lad 艂zy i 艣miech.
Reijo nie szuka艂 w nich mi艂o艣ci. Wola艂 si臋 nie przekonywa膰, 偶e jej tam nie ma.
Popatrzy艂 na Raij臋. W艂o偶y艂a buty, kt贸re zosta艂y jej z czas贸w, gdy by艂a 偶on膮 w贸jta. Rozbawi艂a go ta odrobina pr贸偶no艣ci. Zmarszczona niezbyt suto w pasie sp贸dnica uszyta by艂a ze zwyk艂ego niebieskiego sukna. Ciemnoniebiesk膮 niegdy艣 bluzk臋, kt贸ra teraz sp艂owia艂a i sta艂a si臋 niemal b艂臋kitna, Raija mia艂a, odk膮d Reijo si臋ga艂 pami臋ci膮. Uwa偶a艂, 偶e pi臋knie pasuje do niebieskiej sp贸dnicy. By艂o to jej niedzielne ubranie, o kt贸re dba艂a, ale zna膰 ju偶 by艂o na nim 艣lady up艂ywu czasu. Rozpuszczone w艂osy opada艂y ci臋偶ko na plecy, podkre艣laj膮c jeszcze jej urod臋. I tylko jeden szczeg贸艂 stroju zak艂u艂 go w oczy i rozgniewa艂.
Z zaci艣ni臋tymi ustami podszed艂 do Raiji i odpi膮艂 srebrn膮 broszk臋. Schowa艂 j膮 do kieszeni i sykn膮艂:
- Je艣li masz mnie po艣lubi膰, to nie z ozdob膮 podarowan膮 ci przez innego m臋偶czyzn臋.
- Nie mam innej - zaprotestowa艂a s艂abo, bo sama nie by艂a pewna, czy tylko z tego powodu przypi臋艂a broszk臋. D艂onie dr偶a艂y jej zdradziecko. Srebrna broszka od Mikkala nadal mia艂a dla niej warto艣膰 wyj膮tkow膮, nadal stanowi艂a znak tego, co pozosta艂o niewypowiedziane do ko艅ca i by膰 mo偶e nigdy nie zostanie wypowiedziane.
- Przypnij j膮 Mai.
Nie wiadomo sk膮d wzi臋艂y si臋 w niej te s艂owa, ale Raija czu艂a, 偶e s膮 w艂a艣ciwe. Nikt przecie偶 nie mia艂 wi臋kszego prawa do tej ozdoby jak w艂a艣nie Maja. Dla niej by艂a to pami膮tka po ojcu.
Reijo bez s艂owa uczyni艂 to, o co poprosi艂a, ale jego usta pozosta艂y zaci艣ni臋te. Dziewczynka nie rozumia艂a zupe艂nie, dlaczego otrzyma艂a t臋 pi臋kn膮 broszk臋. Drobne paluszki musia艂y jej dok艂adnie dotkn膮膰. G艂adzi艂a z zachwytem b艂yszcz膮c膮 ozdob臋, ale by艂a zbyt ma艂a, 偶eby poj膮膰 prawdziw膮 jej warto艣膰.
- Moja? - zapyta艂a zdumiona i popatrzy艂a z niedowierzaniem na Reijo.
Skin膮艂 g艂ow膮, ale Maja dla pewno艣ci zerkn臋艂a jeszcze na matk臋, kt贸ra u艣miechn臋艂a si臋 leciutko wzruszona, ale nie bez bolesnego uk艂ucia w sercu. Tak bardzo lubi艂a t臋 broszk臋. Tyle czasu up艂yn臋艂o, a ona wci膮偶 pami臋ta艂a, co obiecali sobie w贸wczas z Mikkalem.
Przyrzek艂a, 偶e b臋dzie nosi艂a broszk臋, p贸ki b臋dzie go kocha膰, a on nie zdejmie z szyi sk贸rzanego woreczka z puklem jej w艂os贸w, p贸ki 偶ywi膰 b臋dzie do niej mi艂o艣膰.
Reijo nie wiedzia艂 o tej przysi臋dze. Mo偶e i dobrze.
- Dlaczego jeste艣 taka wystrojona? - zdziwi艂a si臋 Elise, nie spuszczaj膮c z Raiji pe艂nego uwielbienia wzroku.
Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i poczu艂a skurcz w sercu. Maja, jej dziecko, jej i Mikkala, siedzia艂a zadowolona na r臋kach Reijo i patrzy艂a tylko na broszk臋.
W tym wa偶nym momencie przywi膮zanie okaza艂o jej przybrane dziecko, kt贸rym zaopiekowa艂a si臋 po 艣mierci rodzic贸w. Raija ukucn臋艂a i poprawi艂a p艂owe warkocze Elise. Czu艂a si臋 troch臋 zak艂opotana wobec tej ma艂ej dziewczynki o doros艂ym spojrzeniu.
- Reijo i ja pobieramy si臋 - odpowiedzia艂a cicho i mimowolnie sp艂on臋艂a rumie艅cem. - Teraz, za chwil臋 - doda艂a, u艣miechaj膮c si臋 ostro偶nie.
Elise rozszerzy艂a oczy ze zdumienia, ale Raija dostrzeg艂a w nich te偶 ogromn膮 rado艣膰.
- Naprawd臋? - pyta艂a Elise. - Na pewno? Czy to prawda, Raiju?
Raija potwierdzi艂a.
- B臋dziecie ju偶 tak naprawd臋 moimi rodzicami? Naprawd臋?
Rzuci艂a si臋 Raiji na szyj臋 i na przemian 艣mia艂a si臋 i p艂aka艂a.
Raija, wzruszona, ledwie powstrzyma艂a 艂zy. Po raz chyba tysi膮czny przyrzek艂a sobie, 偶e po艣wi臋ci Elise wi臋cej uwagi. Poniewa偶 by艂a najstarsza z ca艂ej tr贸jki, otrzymywa艂a wi臋cej obowi膮zk贸w ni偶 ciep艂a. A taka by艂a spragniona mi艂o艣ci. Tak niewiele wystarczy艂o, by j膮 uradowa膰.
- Tak, kochanie. Naprawd臋 b臋dziemy twoimi rodzicami - wyszepta艂a Raija, napotykaj膮c powa偶ne spojrzenie Reijo, kt贸ry bez s艂owa skin膮艂 g艂ow膮. Zauwa偶y艂a, 偶e i jemu b艂yszcz膮 oczy. Wiedzia艂a, 偶e my艣li o tym samym.
Pastor stan膮艂 przy kuchennym stole, kt贸ry pe艂ni艂 w tej chwili funkcj臋 o艂tarza. Niech臋tnie wyj膮艂 Bibli臋 i przekartkowa艂 j膮 bia艂ymi palcami. Reijo z艂apa艂 si臋 na tym, 偶e wpatruje si臋 w te bia艂e palce i por贸wnuje do swoich, stwardnia艂ych, z odciskami od har贸wki. Cz艂owiek, kt贸ry sta艂 przed nim, nie skala艂 si臋 ci臋偶k膮 prac膮.
Maja i Elise pe艂ne wyczekiwania wspi臋艂y si臋 na 艂aw臋 stoj膮c膮 obok sto艂u i z szeroko otwartymi oczami, kl臋cz膮c, obserwowa艂y wydarzenie.
Raija stan臋艂a obok Reijo. Nie by艂o odwrotu.
Przez moment uchwyci艂a wzrokiem brunatne oczy Aleksieja, kt贸ry mimo 偶e nie rozumia艂 j臋zyka, domy艣la艂 si臋, co si臋 mia艂o zdarzy膰. To jedno spojrzenie wystarczy艂o, by Raija nabra艂a nieprzyjemnego przekonania, 偶e i on potrafi przejrze膰 j膮 na wylot. Wiedzia艂, co j膮 popchn臋艂o do tej decyzji, domy艣la艂 si臋 wi臋cej, ani偶eli ona sama gotowa by艂a przyzna膰.
Zmusi艂a si臋, by patrze膰 przed siebie. Nie przygl膮da艂a si臋 pastorowi, kt贸ry nie darzy艂 jej sympati膮 i kt贸remu odp艂aca艂a tym samym. G艂os duchownego dochodzi艂 do niej jakby z oddali, nie rozumia艂a s艂贸w. Nie chcia艂a ich s艂ucha膰, nie chcia艂a niczego czu膰.
Dwukrotnie ju偶 prze偶y艂a to samo. Zgadza艂a si臋 po艣lubi膰 m臋偶czyzn臋, kt贸rego tak naprawd臋 nie kocha艂a, i nieobecna duchem, uczestniczy艂a w ceremonii.
Jej si艂a polega艂a w艂a艣nie na tym, 偶e potrafi艂a oderwa膰 si臋 od rzeczywisto艣ci.
Reijo musia艂 j膮 szturchn膮膰, kiedy przysz艂a jej kolej sk艂adania przysi臋gi. Nawet nie zauwa偶y艂a, 偶e on ju偶 to zrobi艂. Mimo wszystko wypowiedzia艂a sakramentalne 鈥瀟ak鈥 jasnym i czystym g艂osem.
Ceremonia dobieg艂a ko艅ca. Pastor zatrzasn膮艂 Bibli臋 i odwr贸ci艂 si臋 demonstracyjnie. Tylko s臋dzia poda艂 im d艂o艅 i u艣miechaj膮c si臋 jowialnie, 偶yczy艂 powodzenia w handlu i szcz臋艣cia w 偶yciu osobistym.
Reijo wykrzywi艂 usta w wymuszonym u艣miechu i z ulg膮 popatrzy艂 na wytwornych go艣ci, po艣piesznie opuszczaj膮cych progi domu. Czu艂 dziwny niesmak, mimo 偶e mia艂 powody do zadowolenia. Osi膮gn膮艂 wszak wi臋cej, ni偶 oczekiwa艂 w naj艣mielszych marzeniach. Syn Anttiego Kesaniemi, Kwen z Lyngen, zyska艂 nie byle jak膮 pozycj臋. A do tego po艣lubi艂 Raij臋!
Kocha艂 j膮 i uwielbia艂 niemal ca艂e swoje 偶ycie, a jednak w tej uroczystej chwili nie potrafi艂 wzi膮膰 jej w ramiona i poca艂owa膰, jakby to uczyni艂 pan m艂ody z prawdziwego zdarzenia.
Wydawa艂o mu si臋, 偶e nie jest tak, jak by膰 powinno. Zw艂aszcza gdy m艂ody Rosjanin poda艂 mu d艂o艅 i u艣miechn膮艂 si臋 znacz膮co. Pod wp艂ywem spojrzenia br膮zowych oczu, kt贸re zdawa艂y si臋 wiedzie膰 wszystko, najch臋tniej zapad艂by si臋 pod ziemi臋. To, 偶e nie potrafi艂 si臋 porozumie膰 z Aleksiejem, czyni艂o go podw贸jnie bezradnym. Mo偶e nie 偶ywi艂by takiej podejrzliwo艣ci wobec obcego m艂odzie艅ca, gdyby m贸g艂 z nim porozmawia膰.
Kiedy Aleksiej sk艂ada艂 偶yczenia Raiji, Reijo odwr贸ci艂 si臋 do nich plecami. Wsun膮艂 do kieszeni zaci艣ni臋te pi臋艣ci i napieraj膮c nimi na uda, upomina艂 siebie w my艣lach: 鈥濼o nic takiego, nie przejmuj si臋!鈥. To jednak nie pomaga艂o. Glosy tych dwojga stapia艂y si臋 w jedno, nienawidzi艂 s艂贸w, kt贸rych znaczenia nie pojmowa艂. Po raz pierwszy zrozumia艂, co niegdy艣 czu艂 Kalle, kiedy Raija i on 偶artowali sobie po fi艅sku, w j臋zyku, kt贸rego tamten nie rozumia艂.
D艂o艅 Aleksieja by艂a mocna i ciep艂a. Smuk艂e palce dotkn臋艂y jej w spos贸b, kt贸ry mo偶na by wzi膮膰 za pieszczot臋. Raija nie chcia艂a tego tak sobie t艂umaczy膰, ale kiedy spojrza艂a mu w oczy, dostrzeg艂a w nich mi艂o艣膰. Aleksiej, je艣li chcia艂, potrafi艂 ukry膰 prawd臋, ale jego oczy nie k艂ama艂y.
- Pi臋kne przedstawienie - zauwa偶y艂 mi臋kko.
Raija zastanawia艂a si臋, czy Reijo zauwa偶y艂, 偶e Aleksiejowi 艂amie si臋 g艂os. Tak bardzo nie chcia艂a, 偶eby si臋 czego艣 domy艣li艂. Wystarczaj膮co go rani艂a, tak naprawd臋 nie chcia艂a mu sprawia膰 b贸lu, pragn臋艂a za wszelk膮 cen臋 roznieci膰 w sobie mi艂o艣膰 do niego.
- Dlaczego w tym tak ma艂o rado艣ci? - ci膮gn膮艂 Aleksiej. - W moim kraju 艣lub i wesele to wielkie wydarzenie. 艢wi臋tujemy przez kilka dni. Pijemy, 艣piewamy, ta艅czymy. Na wesele zapraszamy najlepszych przyjaci贸艂, suto zastawiamy sto艂y i nie pr贸bujemy ukry膰 szcz臋艣cia przed innymi. Raija cofn臋艂a r臋k臋 i gor膮czkowo wyszepta艂a:
- Na mi艂o艣膰 bosk膮, Aleksieju, nie dr臋cz mnie! Reijo i ja potrzebujemy siebie nawzajem. Patrzymy na to rozs膮dnie.
Za艣mia艂 si臋 cicho, ale w jego 艣miechu nie by艂o cienia weso艂o艣ci.
- Nie b臋d臋 ci臋 zadr臋cza膰. Zastanawiam si臋 tylko, czy on traktuje to r贸wnie rozs膮dnie. 呕ycz臋 ci szcz臋艣cia.
Uk艂oni艂 si臋 jak 艣wiatowiec, po czym wycofa艂 si臋 do swej izby, pozostawiaj膮c nowo偶e艅c贸w wraz z dzie膰mi - rodzin臋 Kesaniemi.
Nazajutrz w wiosce a偶 hucza艂o od plotek. Z dnia na dzie艅 sklep zosta艂 zamkni臋ty, a Mads Holmertz wyjecha艂 bez po偶egnania. Subiekt wpad艂 w pop艂och, gdy grunt zacz膮艂 mu si臋 usuwa膰 spod st贸p.
Przybycie tak dostojnych go艣ci oczywi艣cie nie usz艂o uwagi mieszka艅c贸w wioski. Podejrzewali, 偶e ma to jaki艣 zwi膮zek z Krwawym Ole. Nikt jednak nie zna艂 szczeg贸艂贸w, wi臋c spekulacjom nie by艂o ko艅ca.
Najbardziej wszystkich dotkn臋艂o zamkni臋cie sklepu, kt贸ry stanowi! o艣rodek 偶ycia wioski. To tutaj spotykali si臋 i ucinali pogaw臋dki, tu zaopatrywali si臋 w potrzebne towary, tu przychodzili prosi膰 o po偶yczk臋, tu wreszcie sp艂acali ci膮gle rosn膮ce d艂ugi. Co prawda dotychczasowi kupcy rzadko kierowali si臋 sentymentem w stosunku do prostych ludzi, wi臋c i oni nie darzyli ich nadmiern膮 sympati膮, ale sklepu utraci膰 nie chcieli.
Mieszka艅cy wioski, kierowani ciekawo艣ci膮, zgromadzili si臋 licznie przed zamkni臋tym na cztery spusty budynkiem. Przybyli g艂贸wnie m臋偶czy藕ni i dzieci, kt贸re nie mia艂y nic lepszego do roboty. Kobiety i tak nie wiedzia艂y, w co w艂o偶y膰 r臋ce, tyle mia艂y zaj臋膰, kt贸rych nie da艂o si臋 od艂o偶y膰 na p贸藕niej, liczy艂y wi臋c, 偶e po powrocie m臋偶贸w do domu dowiedz膮 si臋 wszystkiego. Zreszt膮 zgodnie z panuj膮cym powszechnie przekonaniem kobiety nie powinny wtr膮ca膰 si臋 do spraw, kt贸rych i tak nie obejmowa艂y rozumem.
Zebrani na placu rozprawiali g艂o艣no o tym, co si臋 sta艂o z w艂a艣cicielem sklepu i subiektem. W艣r贸d rybak贸w sta艂 tak偶e Nils, podobnie jak pozostali odziany w samodzia艂owe szare ubranie. Spracowane d艂onie wcisn膮艂 g艂臋boko do kieszeni i 偶u艂 powoli tyto艅, zastanawiaj膮c si臋 wraz z innymi, jaki czeka ich teraz los. Byli ca艂kowicie uzale偶nieni od morza, no i od kupca. U ka偶dego krucho by艂o z pieni臋dzmi. Bez kupieckiego kredytu nie byli nawet w stanie wyposa偶y膰 si臋 na po艂贸w.
Sami nie mieli te偶 szans wys艂a膰 ryb na po艂udnie. Do tej pory kupiec dysponowa艂 偶aglowcami handlowymi.
Nikt nie przepada艂 za Madsem Holmertzem, a znikni臋cie subiekta przyj臋to ze z艂o艣liwym u艣miechem, bo ten lalu艣 o d艂oniach delikatnych jak u dziewcz臋cia swymi szyderstwami niejednemu dokuczy艂. Ale bez sklepu wioska by艂a niczym martwa.
W og贸lnym rozgardiaszu ma艂o kto zwr贸ci艂 uwag臋 na niedawno przyby艂膮 do wioski par臋 Fin贸w. Raija i Reijo przecisn臋li si臋 przez t艂um i stan膮wszy przed masywnymi drzwiami do sklepu, wyj臋li klucze.
Reijo nie potrafi艂 okre艣li膰, co naprawd臋 czuje, ale 艣wiadomo艣膰, 偶e na oczach wszystkich przekr臋ca klucz w zamku, wywo艂a艂a w nim podniecenie. Domy艣la艂 si臋, 偶e i dla stoj膮cej u jego boku Raiji ta chwila tak偶e jest wyj膮tkowa. Uzna艂, 偶e powinien przem贸wi膰 do zgromadzonych, mieli prawo wiedzie膰, co si臋 wydarzy艂o. Postanowili wraz z Raij膮 偶e nie stan膮 si臋 podobni do Holmertza.
- Co, u diab艂a, Reijo? - nie wytrzyma艂 Nils. - Chyba mi nie powiesz, 偶e przejmujesz sklep?
Reijo otworzy艂 drzwi na o艣cie偶. Przepu艣ciwszy Raij臋 przodem, stan膮艂 z boku i gestem zaprosi艂 wszystkich do 艣rodka. Z jego ust nie znika艂 艣miech, w kt贸rego szczero艣膰 chyba nikt nie w膮tpi艂. Potem poszuka艂 wzrokiem oczu Nilsa, szarych jak ska艂y tu na p贸艂nocy, jak one te偶 solidnych, i rzek艂 g艂o艣no:
- Tak, przej膮艂em sklep. I b臋dzie on otwarty dla wszystkich. Jego s艂owa wywo艂a艂y w艣r贸d zebranych szum, kt贸ry zag艂uszy艂by z pewno艣ci膮 brz臋czenie chmary nawet najbardziej krwio偶erczych komar贸w w czasie jasnych letnich wieczor贸w. W podniesionych g艂osach pobrzmiewa艂o zdumienie i niedowierzanie. Do uszu Reijo dochodzi艂y urywane komentarze m臋偶czyzn, kt贸rzy z oci膮ganiem przest臋powali pr贸g sklepu.
Raija zd膮偶y艂a tymczasem zapali膰 lampy i ogromnie wzruszona stan臋艂a za lad膮. Kiedy dotkn臋艂a d艂o艅mi g艂adkiej deski, tysi膮ce osobliwych my艣li przelecia艂o jej przez g艂ow臋.
Zastanawia艂a si臋, ile kilogram贸w m膮ki le偶a艂o na tej ladzie, ile metr贸w p艂贸tna... ilu ojc贸w sta艂o tu z opuszczon膮 g艂ow膮, b艂agaj膮c o przed艂u偶enie kredytu...
Sklep nie by艂 zbyt du偶y i tych kilka p贸艂ek nie mie艣ci艂o wiele towaru, ale 艣wiadomo艣膰, 偶e Reijo i ona maj膮 prawo tu sta膰, wywo艂ywa艂a w niej dziwne uczucie. Wierzy艂a gor膮co, 偶e uda im si臋 podtrzyma膰 to serce wioski, nie pozbawiaj膮c jej mieszka艅c贸w szans godnego 偶ycia. Chcia艂a, by by艂o inaczej ni偶 za czas贸w poprzedniego kupca.
Dla Raiji ta chwila by艂a naprawd臋 wielka. Nie dlatego, 偶e otwiera艂a przed ni膮 nowe mo偶liwo艣ci, zaspokaja艂a ambicje i obiecywa艂a dostatek. Nie! Raija znalaz艂a si臋 w tym miejscu, 偶eby ludziom, kt贸rzy mieli tak jak ona szorstkie i spracowane d艂onie, poda膰 r臋k臋. Pom贸c tym, kt贸rzy r贸wnie cz臋sto jak ona p艂akali z g艂odu przez sen. Tym, kt贸rzy pracowali w pocie czo艂a i drogo op艂acali ka偶de, nawet najmniejsze dobro w swym 偶yciu.
W艂a艣nie dlatego ta chwila by艂a dla niej taka wa偶na, dlatego 艣ciska艂o j膮 w gardle!
Reijo podszed艂 do niej i otoczy艂 ramieniem, jakby chcia艂 doda膰 jej odwagi. Dobrze by艂o dzieli膰 t臋 chwil臋 razem z nim, ale Raija w g艂臋bi serca czu艂a, 偶e posiada w sobie do艣膰 si艂y, by poradzi膰 sobie, nawet gdyby sama musia艂a stan膮膰 tu przed wszystkimi.
Wsp贸lnie rozejrzeli si臋 po nowym kr贸lestwie. Cztery ciemne 艣ciany i schody prowadz膮ce do prywatnych pomieszcze艅 kupca, lada dziel膮ca sklep, p贸艂ki. I te zapachy! Niekt贸re znajome, mi艂e, inne bardziej niezwyk艂e, do kt贸rych pewnie wnet przywykn膮 i uznaj膮 za cz臋艣膰 swej codzienno艣ci.
W pomieszczeniu zgromadzili si臋 m臋偶czy藕ni i dzieciaki, z ty艂u wida膰 te偶 by艂o par臋 kobiet, przygnanych zapewne ciekawo艣ci膮.
Niekt贸rzy siedzieli na beczkach, s艂u偶膮cych zar贸wno do przechowywania towar贸w, jak i jako siedziska, ale wi臋kszo艣膰, co Reijo zauwa偶y艂 z rado艣ci膮, t艂oczy艂a si臋 przy ladzie.
Nie raz zachodzi艂 do sklepu Holmertza, pami臋ta艂 wi臋c dobrze, 偶e ludzie zawsze gromadzili si臋 gdzie艣 z ty艂u przy drzwiach, pod 艣cianami, jak najdalej od lady i znienawidzonego kupca.
Teraz podeszli blisko.
- Jak zapewne wiecie, Holmertz zrezygnowa艂 - przem贸wi艂, u艣miechaj膮c si臋 znacz膮co, co wywo艂a艂o szmer w t艂umie. A zatem potwierdzi艂y si臋 podejrzenia mieszka艅c贸w, 偶e ta kanalia mia艂a co艣 na sumieniu! - Kilku wysoko postawionych urz臋dnik贸w dowiedzia艂o si臋 o interesach, jakie 艂膮czy艂y go z Krwawym Olem - ci膮gn膮艂 Reijo, troch臋 naginaj膮c fakty.
- Za bardzo nam za nim nie t臋skno! - zawo艂a艂 ten i 贸w.
Reijo pu艣ci艂 rami臋 Raiji i usiad艂 na ladzie twarz膮 do mieszka艅c贸w wioski. Swym bezpo艣rednim zachowaniem zawojowa艂 wi臋cej serc ni偶 m贸g艂 przypuszcza膰. Reijo nie udawa艂 wielkiego pana, zachowywa艂 si臋 naturalnie! By艂 jednym z nich.
- Zapewne ciekawi was, jak to si臋 sta艂o, 偶e trafi艂 nam si臋 ten k膮sek - rzek艂 wprost, jak to mia艂 w zwyczaju.
T艂um nic nie odpowiedzia艂. Nikt nie chcia艂 si臋 otwarcie przyzna膰, 偶e umiera z ciekawo艣ci. Nie wypada艂o. Ale w ciszy, jaka zaleg艂a w pomieszczeniu, wyczuwa艂o si臋 niecierpliwe oczekiwanie. Wszystkie spojrzenia utkwione by艂y w Reijo.
- Oczywi艣cie, 偶e jeste艣cie ciekawi - odpowiedzia艂 sam sobie Reijo. - Ot贸偶 mieli艣my po prostu szcz臋艣cie! Znamy s臋dziego z Alty. Szepn膮艂 za nami dobre s艂owo i oto stoimy tu przed wami. - Roz艂o偶y艂 r臋ce i u艣miechaj膮c si臋 ujmuj膮co, doda艂: - W艂a艣ciwie nie znamy si臋 na handlu i niewiele wiemy o prowadzeniu sklepu. Ale my艣l臋, 偶e nie b臋dzie gorzej, ni偶 by艂o...
Zebrani zareagowali og贸ln膮 weso艂o艣ci膮.
- Troch臋 czasu up艂ynie, nim si臋 nauczymy wszystkiego. Prosimy o cierpliwo艣膰! Potrzebne nam wasze wsparcie. Sami sobie nie poradzimy. Nie chcemy sk艂ada膰 czczych obietnic, ale jedno mo偶emy przyrzec ju偶 dzi艣: na pewno nie b臋dziemy tak bezduszni jak Holmertz. Czujemy, 偶e nale偶ymy do was, i mamy nadziej臋, 偶e i wy si臋 do nas tak odniesiecie.
Reijo na co dzie艅 nie odzywa艂 si臋 wiele, ale kiedy by艂o trzeba, potrafi艂 przemawia膰.
Ludzie kiwali g艂owami, a na ich twarzach widoczne by艂y u艣miechy. Nie zwykli nadu偶ywa膰 s艂贸w, bez zb臋dnej wi臋c gadaniny zaakceptowali nowych w艂a艣cicieli sklepu.
- A co z 偶aglowcami? - zapyta艂 kt贸ry艣 z rybak贸w niepewnym g艂osem.
- Przynale偶膮 do sklepu - odrzek艂 Reijo i zapewni艂: - Zatroszcz臋 si臋 o to, by jak co roku pop艂yn臋艂y do Bergen. By艂bym wdzi臋czny, gdyby zg艂osili si臋 do mnie ci, kt贸rzy zwyk艂e wyp艂ywali na po艂udnie. Potrzebna b臋dzie zr臋czna za艂oga. - Przerwa艂 na moment, a potem zagadn膮艂 z innej beczki: - Najpierw jednak potrzebuj臋 trzech, czterech m臋偶czyzn, kt贸rzy chcieliby pop艂yn膮膰 ze mn膮 na wsch贸d...
- Kiedy?
- Ju偶 wkr贸tce - odrzek艂, czuj膮c, jak pali go w plecy wzrok Raiji. - S膮dz臋, 偶e za dwa dni b臋d臋 gotowy.
Gwar zrazu ucich艂, ale zaraz rozleg艂 si臋 pe艂en niedowierzania szmer.
- Nie chodzi tylko o po艂贸w - wyja艣nia艂 Reijo. - Mam u siebie go艣cia... Uwa偶am, 偶e musimy spr贸bowa膰 przerzuci膰 go do swoich. Jeste艣my mu to winni!
Spojrzenia, jakie wymienili mi臋dzy sob膮, 艣wiadczy艂y o tym, 偶e zosta艂 zrozumiany.
- Pokryj臋 wydatki z tym zwi膮zane. 呕aden z was nie poniesie straty.
Roze艣miali si臋 z ulg膮, co dowodzi艂o, 偶e Reijo trafi艂 w sedno.
- Dysponuj臋 艂odzi膮 na sze艣膰 przedzia艂贸w wios艂owych - wyja艣ni艂. - Ci, kt贸rzy nie do ko艅ca mi ufaj膮, b臋d膮 mo偶e nieco spokojniejsi, je艣li si臋 dowiedz膮, 偶e p艂ynie ze mn膮 Nils. Mam nadziej臋, 偶e pomo偶e mi skompletowa膰 za艂og臋.
- Oczywi艣cie, 偶e tak - potwierdzi艂 Nils troch臋 zaskoczony. Kilka spracowanych d艂oni podnios艂o si臋 niepewnie. Zanim Reijo rozm贸wi艂 si臋 z rybakami, kt贸rzy chcieli pop艂yn膮膰 na wsch贸d, Raija opu艣ci艂a sklep.
Dobrze wiedzia艂a, 偶e ta chwila musia艂a kiedy艣 nadej艣膰, nie przypuszcza艂a jednak, 偶e Reijo wyka偶e taki po艣piech. Chyba liczy艂a po cichu, 偶e zaj臋ty sklepem nie b臋dzie mia艂 na to czasu.
Potykaj膮c si臋 o sp贸dnic臋, bieg艂a do domu. Wiatr smaga艂 jej twarz, a zacinaj膮cy drobny deszczyk miesza艂 si臋 ze 艂zami.
Nie powinna si臋 buntowa膰, krople sp艂ywaj膮ce po policzkach nie powinny mie膰 s艂onego smaku.
Reijo ma racj臋, przecie偶 Aleksiej nie nale偶y do tego miejsca. C贸偶 z tego, 偶e poruszy艂 najczulsze struny w jej sercu?
Dwa dni. Tylko dwa kr贸tkie dni, a potem ju偶 nigdy go nie zobaczy. Nigdy wi臋cej.
Reszta 偶ycia wyda艂a jej si臋 okropnie d艂ugim czasem.
Raija zauwa偶y艂a Maj臋 i Elise, bawi膮ce si臋 w艣r贸d ska艂 przed domem. Kiwa艂y do niej u艣miechni臋te, wi臋c tak偶e pomacha艂a im z roztargnieniem.
Wkr贸tce nadejdzie Reijo.
Zna艂 j膮 lepiej, ni偶 by tego pragn臋艂a, dlatego to uczyni艂. Domy艣la艂 si臋 zapewne, 偶e Raija b臋dzie rozdarta pomi臋dzy rozs膮dkiem a szale艅stwem. Gdy pokusa oka偶e si臋 zbyt silna, by膰 mo偶e nie zdo艂a jej si臋 oprze膰. A przecie偶 kiedy namawia艂a Reijo do ma艂偶e艅stwa, by艂a taka rozs膮dna! Taka rozs膮dna, kiedy t艂umaczy艂a Aleksiejowi, 偶e nie powinien si臋 艂udzi膰, bo i tak si臋 rozstan膮.
Ale pod pow艂ok膮 rozs膮dku kry艂a si臋 przepa艣膰, kt贸ra czeka艂a, by j膮 wype艂ni膰.
Nie rozs膮dkiem.
Mo偶e tak偶e wcale nie szale艅stwem.
Nie zna艂a odpowiedzi, ale jednego by艂a pewna: kiedy Aleksiej wyjedzie, pozorn膮 beztrosk膮 b臋dzie musia艂a przes艂oni膰 ci臋偶k膮 偶a艂ob臋.
S艂ysza艂, 偶e wchodzi, i powita艂 j膮 rozradowany.
Z galanteri膮 pom贸g艂 jej zdj膮膰 szal i kaftan. Dotyk jego palc贸w parzy艂 j膮, to by艂o silniejsze od niej.
- Dobrze was przyj臋li? - zapyta艂.
Raija skin臋艂a bez s艂owa. Nie mia艂a ochoty rozmawia膰 o sklepie.
- Reijo przyjdzie nieco p贸藕niej - wyj膮ka艂a po chwili, nie patrz膮c na Aleksieja. Nie mia艂a odwagi spojrze膰 w br膮zowe zatroskane oczy. - Kompletuje za艂og臋.
Przyj膮艂 to bez s艂owa, zdawa艂o jej si臋 nawet, 偶e oddycha spokojnie. A przecie偶 musia艂 rozumie膰, co to oznacza.
- P艂ynie na wsch贸d - ci膮gn臋艂a Raija, cho膰 wiedzia艂a, 偶e wyja艣nienia s膮 zb臋dne. - Ty tak偶e pop艂yniesz, Aleksieju. Reijo zamierza wyruszy膰 pojutrze.
艁ami膮cy si臋 glos j膮 zdradzi艂. Aleksiej zrozumia艂, 偶e oboj臋tno艣膰, kt贸r膮 zachowywa艂a przez ostatnie dni, by艂a tylko pozorna. Powoli odwr贸ci艂 Raij臋 do siebie i po艂o偶ywszy jej na ramieniu zdrow膮 r臋k臋, zmusi艂, by wytrzyma艂a jego przenikliwe spojrzenie.
- Wiedzieli艣my, 偶e to si臋 musi sta膰, prawda, Raiju? Zn贸w drgn臋艂a, s艂ysz膮c, w jaki spos贸b wypowiada jej imi臋. Jego obcy akcent przypomina艂 jej jak zawsze, 偶e on nale偶y do innego narodu.
- Jestem tu obcy - ci膮gn膮艂 Aleksiej. - Sama przekonywa艂a艣 mnie z tuzin razy, 偶e nale偶ymy do dw贸ch r贸偶nych 艣wiat贸w. Twierdzi艂a艣, 偶e nic nas nie 艂膮czy pr贸cz tej kr贸tkiej chwili bez znaczenia.
W jego g艂osie zabrzmia艂a ura偶ona duma.
- M贸wi臋 tyle r贸偶nych rzeczy - wyszepta艂a Raija po chwili. - Tyle m贸wi臋, Aleksieju.
Nic nie odpowiedzia艂, mimo 偶e tymi s艂owami ods艂oni艂a swe prawdziwe uczucia. W milczeniu obj膮艂 j膮 delikatnie i pozwoli艂 oprze膰 g艂ow臋 na swojej piersi.
Stali tak po prostu. Aleksiej nie pr贸bowa艂 jej pie艣ci膰 ani ca艂owa膰. By艂 dobry i czu艂y, przez co sta艂 si臋 jej jeszcze bli偶szy.
Raija zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e nie ma dla nich nadziei. Sama mu to t艂umaczy艂a. Za dwa dni rozstan膮 si臋 na zawsze.
Ale kiedy wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰, wiedzia艂a ju偶, 偶e nawet po jego wyje藕dzie b臋dzie mog艂a dalej 偶y膰. I 偶e on tak偶e zdo艂a 偶y膰 bez niej.
Byli tacy podobni do siebie. Oboje kochali 偶ycie i nie poddawali si臋, chocia偶 los cz臋sto sobie z nich kpi艂.
Wiedzieli, 偶e b贸l i cierpienie min膮. Czas leczy rany. Niczym szaman uzdrawia nawet te, kt贸re goj膮 si臋 z trudem.
- Nigdy ci臋 nie zapomn臋 - powiedzia艂a ju偶 uspokojona. - Nie b臋dziemy mogli si臋 po偶egna膰 tak, jak by艣my chcieli. Reijo jest zazdrosny...
Aleksiej u艣miechn膮艂 si臋 ze zrozumieniem. Sta艂 blisko, ale nie dotyka艂 Raiji.
Zastanawia艂a si臋, czy dla niego rozstanie jest r贸wnie bolesne. Wiedzia艂a jednak, 偶e gdyby wtuli艂a si臋 teraz w jego ramiona, p贸藕niej odczuwa艂aby jeszcze dotkliwsz膮 t臋sknot臋.
- Gdybym by艂 twoim m臋偶em, te偶 by艂bym zazdrosny, Raiju. I to znacznie bardziej! Bardziej ni偶 to jeste艣 sobie w stanie wyobrazi膰...
Nie m贸wi膮c niczego wprost, odkry艂 przed Raij膮 uczucia tak silne, 偶e a偶 dozna艂a zawrotu g艂owy.
- B臋d臋 za tob膮 t臋skni艂, Raiju. Ale postaram si臋 o tobie zapomnie膰.
- Dlaczego? Ja nigdy o tobie nie zapomn臋! U艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie i smutno.
- Nie rozumiesz? Nie potrafi臋 ci臋 schowa膰 do przegr贸dki z mi艂ymi wspomnieniami. To dla mnie zbyt trudne, zbyt 艣wie偶e. Nie zwyk艂em si臋 zadr臋cza膰. Ale te偶 nie robi臋 niczego po艂owicznie. Po raz pierwszy... - Wykrzywi艂 usta w grymasie: - Czuj臋 gorycz, Raiju, mo偶esz mi wierzy膰.
Nie potrafi艂a go pocieszy膰.
Aleksiej odgarn膮艂 w艂osy z czo艂a. Raija wiedzia艂a, 偶e nigdy nie zapomni przystojnego m艂odzie艅ca o bosko pi臋knej twarzy i spojrzeniu, kt贸re dociera艂o w najg艂臋bsze zakamarki jej serca.
Zrobi艂o jej si臋 przykro, 偶e chce o niej zapomnie膰. Wola艂aby, 偶eby jej twarz odcisn臋艂a si臋 pi臋tnem w jego pami臋ci. Ona w ka偶dym razie go zapami臋ta.
,Ale s艂owa, kt贸re pop艂yn臋艂y po chwili z jego ust, z艂agodzi艂y 偶al.
Patrz膮c jej prosto w oczy, wyzna艂:
- Pokocha膰 ciebie, Raiju, jest r贸wnie 艂atwo, jak zapa艣膰 w sen lub w marzenia. R贸wnie oczywiste. Opu艣ci膰 ciebie r贸wnie trudno, jak umrze膰. - I westchn膮wszy ci臋偶ko, doda艂: - B臋d臋 pr贸bowa艂, ale jestem pewien, 偶e mi si臋 to nie uda. Nie mo偶na ci臋 zapomnie膰, Raiju, je艣li si臋 ciebie pokocha艂o.
Reijo wi臋cej nie wspomina艂, 偶e zamierza p艂yn膮膰 na wsch贸d.
Rzuci艂 jedynie zdawkowo: 鈥濸rzypuszczam, 偶e ju偶 mu powiedzia艂a艣, 偶e odp艂ywamy?鈥, na co Raija skin臋艂a twierdz膮co g艂ow膮.
Tylko tyle.
W ci膮gu dw贸ch nocy, kt贸re pozosta艂y do rozstania, nie zmru偶yli oka. Le偶eli w milczeniu, odwr贸ceni do siebie plecami, ka偶de na skraju wielkiego 艂贸偶ka. 呕adne z nich nie umia艂o zacz膮膰 rozmowy o tym, co sp臋dza艂o im sen z powiek.
Tak jak Raija przewidywa艂a, po偶egnanie by艂o kr贸tkie i bolesne. Nie pad艂o wiele s艂贸w. Reijo 藕le wygl膮da艂. Zaciskaj膮c usta, patrzy艂 na Raij臋 ura偶onym wzrokiem.
Aleksiej by艂 r贸wnie milcz膮cy, ale twarz mia艂 nieprzeniknion膮, jakby bez zastrze偶e艅 zaakceptowa艂 sytuacj臋 i rozstanie nic go nie kosztowa艂o.
Ale Raija widzia艂a, jak od t艂umionych emocji drgaj膮 mu nozdrza. W g艂臋bi br膮zowych oczu Rosjanina dostrzega艂a cierpienie i pami臋ta艂a ka偶de s艂owo, kt贸re wypowiedzia艂 przed dwoma dniami.
Teraz uj膮艂 jej drobn膮 d艂o艅 i przytrzyma艂 odrobin臋 za d艂ugo, nie na tyle jednak, by Reijo zwr贸ci艂 na to uwag臋.
- Dzi臋kuj臋, 偶e uratowa艂a艣 mi 偶ycie - rzek艂, a jego oczy dopowiedzia艂y: 鈥濪zi臋kuj臋, 偶e nada艂a艣 mojemu 偶yciu sens鈥.
Raija skin臋艂a g艂ow膮, nie b臋d膮c w stanie wykrztusi膰 s艂owa. Cofn臋艂a r臋k臋 i u艣miechn臋艂a si臋 z przymusem. Zdawa艂o jej si臋, 偶e d艂o艅, kt贸r膮 przed chwil膮 go dotyka艂a, owion膮艂 przejmuj膮cy ch艂贸d.
Reijo wpatrywa艂 si臋 uwa偶nie w twarz Raiji i widzia艂 targaj膮c膮 ni膮 rozpacz. Nic nie m贸g艂 na to poradzi膰, 偶e czyta艂 z niej jak z otwartej ksi臋gi. Tak samo jak ona nic nie mog艂a poradzi膰 na swoje uczucia.
- Uporasz si臋 z tym - rzek艂 do niej zachrypni臋tym g艂osem. Raija nie by艂a pewna, o co mu tak naprawd臋 chodzi: o sklep czy o Aleksieja, ale odrzek艂a:
- Pewnie tak.
Pokiwa艂 g艂ow膮, a na jego ustach pojawi艂 si臋 gorzki u艣miech, kt贸rego nienawidzi艂a, u艣miech wyra偶aj膮cy straszliw膮 samotno艣膰.
- Na pewno si臋 z tym uporasz - powt贸rzy艂. - Zawsze tak by艂o. Tak膮 ju偶 masz natur臋. Nie wiem, ile mi to zajmie czasu. O tej porze roku nie spotyka si臋 tu wielu rosyjskich statk贸w. Ale postaram si臋 wr贸ci膰 jak najszybciej.
Raija w milczeniu skin臋艂a g艂ow膮.
Przytuli艂 j膮 mocno, ale nie poca艂owa艂. Za to czule po偶egna艂 si臋 z dzie膰mi.
Dwaj m臋偶czy藕ni wyprostowani ruszyli na brzeg. 呕aden z nich nie odwr贸ci艂 si臋 ani razu za siebie.
Raija odprowadza艂a ich spojrzeniem, p贸ki nie weszli na pok艂ad. Potem cofn臋艂a si臋 do domu. O艣lepiona 艂zami i tak nic nie widzia艂a.
W powiedzeniu, 偶e praca jest najlepszym lekarstwem, nie ma odrobiny przesady.
Ka偶dego ranka Raija sz艂a do sklepu. Uzna艂a, 偶e skoro upar艂a si臋, by go mie膰, musi nauczy膰 si臋 te偶 go prowadzi膰.
Godzinami 艣l臋cza艂a przy lichej lampce i przegl膮da艂a pozostawione przez Holmertza dokumenty i ksi臋gi rachunkowe.
Musia艂a na nowo przywykn膮膰 do czytania. Z trudem przedziera艂a si臋 przez g膮szcz s艂贸w spisanych po du艅sku.
Nie pojmowa艂a, dlaczego u偶ywa si臋 w ksi臋gach j臋zyka, kt贸rym nie pos艂uguj膮 si臋 w mowie.
Rachunki tak偶e przyprawia艂y j膮 o b贸l g艂owy. Nie mia艂a poj臋cia, jak nalicza si臋 odsetki. Ole Edvard kiedy艣 jej to co prawda t艂umaczy艂, ale nijak si臋 to mia艂o do zapis贸w w ksi臋gach Homertza.
A kiedy wreszcie dosz艂a do tego, ile procent kupiec liczy艂 sobie od po偶yczanych mieszka艅com wioski pieni臋dzy, dreszcze przesz艂y jej po ca艂ym ciele. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e ten krwiopijca 偶erowa艂 na rybakach, wysysa艂 ich do cna. By艂 na dobrej drodze, 偶eby pozbawi膰 ich wszystkiego. I cho膰 opuszcza艂 to miejsce na 艂eb na szyj臋, zd膮偶y艂 zabra膰 ze sob膮 nie tylko miedziaki.
Raija nie chcia艂a prowadzi膰 handlu w taki spos贸b.
Przyrzek艂a sobie uczyni膰 wszystko, co w jej mocy, by zmieni膰 na lepsze los mieszka艅c贸w tej wioski.
Przede wszystkim zamierza艂a sko艅czy膰 z naliczaniem im takich wysokich odsetek.
Przez pierwsze dni sklep w艂a艣ciwie nie funkcjonowa艂 nale偶ycie. Raija potrzebowa艂a troch臋 czasu, 偶eby si臋 rozezna膰, jaki towar ma na sk艂adzie, a czego jej brakuje. Poza tym tak naprawd臋 nie zna艂a si臋 na handlu. Mia艂a nadziej臋, 偶e wszystkiego nauczy si臋 na bie偶膮co, cho膰 zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e nie uniknie b艂臋d贸w.
Ale chocia偶 sklep by艂 zamkni臋ty, co chwila kto艣 puka艂 do drzwi. Raija nie mia艂a sumienia odprawia膰 z kwitkiem przychodz膮cych ludzi. Wpuszcza艂a ich wi臋c do 艣rodka i sprzedawa艂a to, czego potrzebowali, przewa偶nie na kredyt.
Holmertz zabra艂 ze sob膮 ksi臋gi, w kt贸rych mia艂 spisane, kto i ile jest mu winien. Raija nie przejmowa艂a si臋 tym, bo i tak zamierza艂a darowa膰 stare d艂ugi, by wszyscy kupuj膮cy mieli r贸wne szanse.
Ludzie we wsi z pocz膮tku spogl膮dali na Raij臋 podejrzliwie, uwa偶ali, 偶e jest za m艂oda i za 艂adna... Reijo zaakceptowali od razu. Spodoba艂o im si臋, 偶e jest taki naturalny. Ale do Raiji byli troch臋 uprzedzeni. Teraz jednak, zaledwie tydzie艅 po obj臋ciu sklepu, wszystko si臋 odmieni艂o. Po raz pierwszy Raija do艣wiadczy艂a cudownego uczucia przynale偶no艣ci do ludzi, w艣r贸d kt贸rych 偶y艂a.
We wsi gadali, 偶e 偶ona tego Kesaniemi to baba jak si臋 patrzy.
鈥Nie zadziera nosa, nie wynosi si臋 nad innych i jest taka swojska鈥, powiadali, i to by艂 chyba najwi臋kszy komplement, jaki Raija kiedykolwiek us艂ysza艂a.
Zrobi艂o si臋 ch艂odno i spad艂 艣nieg. W sklepie ch臋tnie gromadzili si臋 mieszka艅cy. Kiedy艣 zachodzili tu g艂贸wnie m臋偶czy藕ni, 偶eby pogaw臋dzi膰 i pokpi膰 z bubka za lad膮, teraz zagl膮da艂y tak偶e kobiety. Powiadano, 偶e 偶ony nie chcia艂y puszcza膰 swoich ch艂op贸w samych do sklepu, gdzie handlowa艂a taka 艂adna kobieta, ale po prawdzie, tak偶e mia艂y ochot臋 spotka膰 si臋 i poplotkowa膰, a w sklepie by艂o przyjemnie. No i w艂a艣cicielka serdeczna...
Kiedy znowu otworzy艂y si臋 drzwi, Raija ledwie zwr贸ci艂a na to uwag臋, bo bez przerwy kto艣 wchodzi艂 i wychodzi艂. Dopiero gdy ucich艂 gwar i poczu艂a s艂ony morski zapach, silniejszy ni偶 ten, kt贸ry dochodzi艂 tu z nabrze偶a, odwr贸ci艂a si臋. Reijo przywita艂 si臋 z ni膮 r贸wnie ch艂odno jak po偶egna艂, ale Raija uzna艂a, 偶e nie chce okazywa膰 uczu膰 w obecno艣ci innych ludzi.
- Witaj! - odpowiedzia艂a mu i u艣miechn臋艂a si臋 ze szczer膮 rado艣ci膮.
Reijo tylko pokiwa艂 g艂ow膮, ale patrzy艂 tak, jakby chcia艂 j膮 przejrze膰 na wylot.
Zewsz膮d pada艂y pytania. Reijo rozsiad艂 si臋 na beczce, gdzie jeden z rybak贸w ust膮pi艂 mu miejsca, i opowiedzia艂 o wyprawie. Po艂贸w mieli nawet niez艂y, w ka偶dym razie za艂oga by艂a zadowolona. Na rosyjsk膮 szkut臋 natkn臋li si臋 dopiero pod Vadso.
- Ju偶 my艣leli艣my, 偶e przyjdzie nam p艂yn膮膰 do samej Rosji - m贸wi艂. - Na szcz臋艣cie jaki艣 statek stamt膮d zatrzyma艂 si臋 na naszych wodach. Co艣 tam naprawiali, zaj臋艂o im to troch臋 czasu i dlatego op贸藕nili si臋 z powrotem. My艣l臋, 偶e teraz jednak ju偶 dotarli cali i zdrowi do Kem...
Raija domy艣li艂a si臋, 偶e te s艂owa, rzucone z pozorn膮 oboj臋tno艣ci膮, skierowane by艂y do niej.
Aleksiej jest u siebie.
Troch臋 zak艂u艂o j膮 w sercu, odrobin臋 zabola艂o.
Ale w ci膮gu tych samotnych nocy, kt贸re min臋艂y, odk膮d wyp艂yn臋li, zd膮偶y艂a wszystko dok艂adnie przemy艣le膰. Tak 藕le spa艂a sama.
Stopniowo w sklepie opustosza艂o, zamkn臋li go wi臋c i ruszyli do domu. Dzieci przywita艂y Reijo z wielk膮 rado艣ci膮.
Kiedy ju偶 posz艂y spa膰, zdj膮艂 sztywne od s艂onej wody ubranie i rzuci艂 do prania, po czym sam wyszorowa艂 si臋 dok艂adnie w balii.
Siedzieli obok siebie w pogr膮偶onej w ciszy kuchni. Pali艂a si臋 tylko jedna lampa, ogie艅 powoli dogasa艂 w palenisku, przemieniaj膮c si臋 w 偶ar.
Raija poczu艂a si臋 zm臋czona milczeniem. Patrzy艂a na Reijo, na jego twarz pokryt膮 zarostem. K艂u艂oby, gdyby przytuli艂 j膮 do swego policzka.
Gdyby...
A wi臋c do tego dosz艂o, 偶e zastanawia si臋 nad tym, czy jeszcze kiedy艣 j膮 przytuli...
- Jak sobie radzisz w sklepie?
Raija u艣miechn臋艂a si臋 i z westchnieniem odpowiedzia艂a:
- Sprzedaj臋 du偶o, ale pieni臋dzy nie ma z tego wiele. Ludzie zaci膮gaj膮 d艂ugi. Potrzebuj膮 dos艂ownie wszystkiego, a ja im nie potrafi臋 odm贸wi膰. Nie mog臋 znie艣膰, kiedy widz臋, gdy kto艣 cierpi bied臋. Nie potrafi臋 odm贸wi膰 m膮ki komu艣, kto jest g艂odny...
- I nie potrafisz te偶 oczywi艣cie upomnie膰 si臋 o zap艂at臋, bo wiesz, 偶e nie maj膮 pieni臋dzy - uzupe艂ni艂 Reijo.
Raija pokiwa艂a g艂ow膮.
- Nigdy nie zbijesz na tym maj膮tku. Nie nadajesz si臋 do handlu. To dlatego tak ci臋 tu wszyscy pokochali.
Zak艂opotana musia艂a mu przyzna膰 racj臋.
- Nadal chcesz si臋 tym zajmowa膰? - Tak.
Reijo roz艂o偶y艂 r臋ce w bezradnym ge艣cie.
- W takim razie postaram ci si臋 pom贸c. Co prawda 偶aden ze mnie kupiec, ale chyba nie mog臋 by膰 gorszy od 偶ony...
Podzi臋kowa艂a mu i zn贸w zaleg艂a mi臋dzy nimi cisza. W ko艅cu Reijo nie wytrzyma艂. Pochyli艂 si臋 ku niej nad sto艂em i niemal dotykaj膮c sw膮 p艂ow膮 grzywk膮 jej czo艂a, wyzna艂:
- Czasami trac臋 przy tobie pewno艣膰 siebie, Raiju... Przyznaj臋, 偶e troch臋 g艂upio mi pyta膰, ale odk膮d wyp艂yn膮艂em, jedna rzecz nie daje mi spokoju. Nie po艂o偶臋 si臋 przy tobie, p贸ki mi nie odpowiesz. 呕a艂ujesz, 偶e za mnie wysz艂a艣?
Raija zwil偶y艂a wargi. Przez wszystkie te noce, kt贸re min臋艂y od rozstania z Reijo, rozmy艣la艂a o tym niemal nieustannie.
- Przez kr贸tk膮 chwil臋 chyba 偶a艂owa艂am - wyzna艂a szczerze. - Ale ju偶 mi przesz艂o. T臋skni艂am za tob膮, Reijo, za tob膮!
Nim doko艅czy艂a, zerwa艂 si臋 i chwyci艂 偶on臋 w ramiona. U艣cisn膮艂 j膮 z ca艂ych si艂, st臋skniony r贸wnie mocno jak ona. A mo偶e jeszcze mocniej.
Poca艂owa艂 Raij臋 tak, 偶e oszo艂omiona ju偶 nie mia艂a najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e go kocha.
- Zostaniemy tutaj, prawda? - zapyta艂 偶arliwie, nie wypuszczaj膮c jej z obj臋膰.
- Zostaniemy.
- Tu b臋d膮 nasze korzenie, prawda?
Raija pokiwa艂a g艂ow膮 z powag膮 i usi艂uj膮c wyczyta膰 z zielonych oczu Reijo ich wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰, odpowiedzia艂a pe艂na nadziei:
- Mo偶e.
Zani贸s艂 j膮 do izby, kt贸r膮 ze sob膮 dzielili, do 艂o偶a, gdzie oboje tak d艂ugo cierpieli samotno艣膰.
Ale to min臋艂o.
Kiedy ju偶 uspokojony le偶a艂 w jej ramionach, pomy艣la艂, 偶e jednak nie dotrzyma przyrzeczenia.
Nie przeka偶e Raiji bransolety z bursztynu, ukrytej na samym dnie worka.
Wybacz, Aleksieju, pomy艣la艂.
Teraz jednak liczy艂a si臋 przede wszystkim ich przysz艂o艣膰. Wsp贸lnota, kt贸ra si臋 mi臋dzy nimi zawi膮za艂a, by艂a zbyt cenna i zbyt krucha, a bursztynowa bransoleta mog艂aby przywo艂a膰 niedawn膮 przesz艂o艣膰...
Zostan膮 tu, powoli wrosn膮 w t臋 ziemi臋.
Nic nie powinno teraz rozprasza膰 my艣li Raiji.
Odby艂 dalek膮 w臋dr贸wk臋, otrzyma艂 jednak od 偶ycia wszystko, co sobie wymarzy艂. Pragn膮艂 jeszcze tylko widzie膰 Raij臋 szcz臋艣liw膮. Mia艂 nadziej臋, 偶e kiedy nast臋pnym razem zapyta, czy tu b臋d膮 ich korzenie, 偶ona nie zawaha si臋 i od razu odpowie: 鈥濼ak, tutaj鈥.