ROZDZIAŁ 54: ZEJDŹ MI Z OCZU
Zejdź mi z oczu.
W miarę jak upływały długie wieczorne godziny, słowa te coraz bardziej nie dawały Harry'emu spokoju.
Zejdź mi z oczu.
Chłopak wciąż myślał, że Snape zaraz zmięknie, przyjdzie do niego i... i zrobi coś. Cokolwiek. Wymierzy mu karę. Nawrzeszczy na niego. Porozmawia z nim, żeby mogli sobie wszystko wyjaśnić. Jednak nie przyszedł. Zostawił syna samego.
Po jakimś czasie – musiało być już sporo po północy – wrócił Draco. Szybkim krokiem przemaszerował do łazienki. Harry usłyszał szum wody pod prysznicem, ale Ślizgon nie śpiewał – nie tym razem. Kiedy wyszedł, machnął wściekle różdżką, gasząc światło w pokoju, po czym skierował się do drzwi. Prawie zatrzasnął je za sobą – prawie, bo w ostatniej chwili się powstrzymał – po czym Harry znowu został sam. Draco najwyraźniej postanowił spędzić kolejną noc na sofie.
Poranek wydawał się być tak bardzo, bardzo odległy.
Harry musiał w którymś momencie usnąć, ale kiedy się obudził, pamiętał tylko ciągnące się w nieskończoność bezsenne godziny. Wiedział, że nastał już ranek, bo zaczarowany obrazek wiszący nad łóżkiem Malfoya ukazywał łąkę w pełnym świetle dnia.
Chłopak był zbity z tropu tym, że jego ojciec nadal się nie pojawił. Harry umył się szybko i przebrał, po czym uchylił drzwi prowadzące do salonu i nieśmiało wetknął głowę w szparę. Chciał sprawdzić, co robi Snape. Była wszak sobota i Mistrz Eliksirów powinien być w domu. Jednak nauczyciela nie było nigdzie widać. Draco też gdzieś zniknął.
Nagle Harry usłyszał stłumione głosy dochodzące z pracowni. Trochę mu ulżyło, kiedy zdał sobie sprawę, że Snape i Draco najwyraźniej coś warzą. Nie była to żadna niezwykła okoliczność. Chłopak próbował nieraz do nich dołączyć, ale nudził się ponad wszelkie wyobrażenie. Może i dostał Wybitny na sumach, ale tylko dlatego, że porządnie zakuwał – i po pięciu latach pogardliwych uwag ze strony Mistrza Eliksirów gorąco pragnął mu udowodnić, że nauczyciel tkwił w błędzie. Jednak nawet mimo najwyższej oceny z egzaminu Harry i tak nie miał w sobie za grosz fascynacji przedmiotem, która najwidoczniej łączyła Snape'a i Draco.
Harry niepewnie rozejrzał się po pokoju. Czuł się coraz bardziej wylękniony. Na stole stały dwa brudne talerze – dowód na to, że Snape i Draco jedli już śniadanie i nie zawołali go, by do nich dołączył. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Całe szczęście zostało jeszcze sporo jedzenia, a na Harry'ego czekał trzeci czysty talerz. Chłopak jednak nie czuł się w ogóle głodny. Kiedy tylko spojrzał na stół, robiło mu się niedobrze. Czyżby sama jego obecność była Snape'owi tak wstrętna, że nauczyciel postanowił nie spożywać wspólnie z nim więcej posiłków?
Jeszcze dziwniejsze było to, że Draco ani Snape nie wezwali żadnego skrzata, żeby sprzątnął brudne naczynia. Wyglądało na to, że zostawili tę sprawę jemu do załatwienia. Harry mógł oczywiście użyć sieci Fiuu, by poprosić któregoś ze skrzatów, ale postanowił zostawić naczynia nie ruszone. Był zbyt podenerwowany, by wziąć cokolwiek do ust, a tym bardziej sprzątać po dwóch osobach.
Odsunął się od stołu i na palcach podszedł do drzwi prowadzących do pracowni. Chciał wejść do środka i porozmawiać... ale się bał. Bał się, że znów zobaczy ten nieludzki chłód w oczach Snape'a. Bał się usłyszeć po raz kolejny, że jest dla ojca kompletnym rozczarowaniem.
Jednak chłopak nie na darmo był Gryfonem. Pomimo strachu położył dłoń na klamce... i odkrył, że drzwi są zamknięte.
To również się nigdy dotąd nie zdarzyło. Ani razu nie był w ten sposób zostawiony samemu sobie. Zawsze mógł tam wejść – ale najwidoczniej nie tym razem.
Głosy stały się wyraźniejsze.
- Draco, teraz sproszkowane porosty – polecił Snape. W jego głosie brzmiała absolutna koncentracja. Zupełnie jakby zapomniał o całym świecie – i o Harrym również. Jakby liczył się tylko eliksir.
- Ostatnim razem był ciemniejszy, nie wydaje ci się? - zapytał Draco.
- Podgrzej kociołek, dopóki nie nabierze rdzawego odcienia...
Cóż, Draco faktycznie dzielił ze Snape'em coś, czego Harry nigdy nie doświadczy. Nieważne, jak by się nie starał, nigdy nie będzie czuł tej fascynacji ani miał tej samej intuicji w warzeniu eliksirów, co Draco. Wcześniej się tym zbytnio nie przejmował, bo jego ojcu nie wydawało się to przeszkadzać.
Teraz jednak ich relacja powróciła do etapu, na jakim byli na początku tego roku. Harry zrobił coś niewybaczalnego i Snape znowu zaczął go nienawidzić.
Chłopak powiedział sobie stanowczo, że nic go to nie obchodzi. Wziął pudełko, w którym sypiała Sals i poszedł z powrotem do pokoju.
***
Wprawdzie nie mieszkał już dłużej w schowku, ale nie mógł nic poradzić na to, że czuł się dokładnie tak, jak wtedy, kiedy karali go Dursleyowie. Tą karą miało być właśnie odosobnienie. Owszem, zamykano go w schowku dlatego, by dać mu nauczkę, ale przede wszystkim chodziło o to, by pozbyć się go z zasięgu wzroku.
Zejdź mi z oczu. Nie chcę cię widzieć.
Harry, przygnębiony, usnął. Sals leżała owinięta wokół jego nadgarstka.
Kiedy się obudził, było już południe, jak wskazywała zaczarowana rama na ścianie. Chłopak zerknął do salonu, ale brudne naczynia nadal stały na stole. Najwyraźniej Draco i Snape wciąż warzyli jakiś eliksir. Harry powtarzał sobie, że nie ma się czym przejmować. W końcu to oni izolowali się od niego.
Stwierdził, że najlepiej będzie pozostawić nakrycia tak, jak stały. Może to był jakiś kolejny ślizgoński test. Harry nie wiedział tylko, jaki miał być jego cel. U Dursleyów dodatkowe prace domowe były jedną z kar, tutaj jednak nie mogło to wchodzić w grę. Odesłanie naczyń do kuchni przez Fiuu to żaden wielki wysiłek; trudno było nazwać to karą. Jednak nic innego nie przychodziło chłopakowi na myśl.
Cóż, niezależnie od tego, czy miał to być test, czy kara, Harry postanowił, że zajmie się nieporządkiem na stole. Snape i Draco nadal siedzieli w pracowni – przez zamknięte drzwi słyszał ich głosy. Jego ojciec może się nawet nie zorientował, że Harry czekał aż do południa, zanim uporał się z zadaniem, które na niego nałożono.
Chłopak przyniósł z pokoju swoją różdżkę, żeby sprawdzić, czy uda mu się rzucić jakieś zaklęcie, by nie musieć nieść brudnych naczyń do kominka. Niestety jednak Wingardium Leviosa nie zadziałało. Harry pomyślał, że może powinien wypowiedzieć inkantację z większym naciskiem, ale nie chciał podnosić głosu. Wolał, by Snape nie usłyszał jego daremnych prób czarowania. Wcześniej chłopak nie wstydził się swojej nieudolności, był tylko sfrustrowany. Czasem nawet zastanawiał się, czy Draco nie ma odrobiny racji i jego trudności nie wskazują w istocie na istnienie jakiegoś głębszego psychologicznego problemu.
Teraz jednak okropnie się wstydził. Czuł się zupełnie bezwartościowy. Był beznadziejnym synem i jeszcze gorszym czarodziejem.
Umiał jednak korzystać z sieci Fiuu, chociaż po tym, jak się ostatnio poparzył (choć nie było to zbyt poważne), wolał nie wtykać głowy w płomienie. Pamiętał jednak, jak pani Pince kilkakrotnie przesyłała mu książki tą drogą. Po pierwszym razie był zdumiony, że papier się nie zapalił i zapytał o to Malfoya. Jak można się było spodziewać, Draco z drwiącą miną wytknął Harry'emu jego „mugolski sposób myślenia” i wyjaśnił pogardliwie: „Harry, to się właśnie nazywa magia...”
To wspomnienie zakłuło boleśnie i chłopak zaczął sobie przypominać różne rzeczy, które usłyszał od Ślizgona w ciągu ostatnich kilku tygodni. Być może Malfoy nie był tak próżny w kwestii swojego wyglądu, jak Harry'emu się wcześniej zdawało – najpewniej jego przesadna dbałość o wygląd, a głównie o fryzurę, była swego rodzaju nadkompensacją – jednak jeśli chodziło o jego zdolności magiczne, był z nich aż zanadto dumny. Przez większość czasu był dość cierpliwy, towarzysząc koledze w próbach odzyskania kontroli nad magią, ale czasami zdarzało się, że ujawniał, co na ten temat naprawdę sądzi. Tak jak wtedy, kiedy nakazał Harry'emu poradzić sobie z „tym czymś”. W istocie pogardzał Gryfonem za to, że ten był nadal bezradny.
Harry powiedział sobie, że nie powinno go to w żadnym razie dotykać. Czemu miałby się przejmować opinią Malfoya? Niestety jednak gdzieś głęboko odczuwał, że w jakiś niepożądany sposób go to porusza.
Jeszcze bardziej zniechęcony, Harry zebrał wszystkie naczynia ze stołu, wstawił je do kominka i wrzucił tam szczyptę proszku Fiuu, krzycząc:
- Kuchnia!
Nie wiedział, czy postępuje słusznie. Draco i Snape mieli jakiś inny sposób, bo kontaktować się ze skrzatami. Czasami talerze same znikały ze stołu, jak tylko skończyli jeść. Jednak jego sposób podziałał – naczynia zniknęły. Harry nie wiedział wprawdzie, czy na pewno trafiły do kuchni, ale najważniejsze, że nie miał ich dłużej w polu widzenia.
Chłopak wrócił do pokoju i usiadł na łóżku, pozwalając Sals, by prześlizgiwała się pomiędzy jego palcami. Zwierzał się swojemu wężowi... zupełnie tak, jak zarzucił mu Draco. Komu jednak mógłby się wyżalić? Było oczywiste, że Snape nie chciał z nim więcej rozmawiać. Harry więc opowiedział Sals, jak to Ron nagadał przykrych rzeczy i został zbyt mocno ukarany, chociaż Snape miał zgoła inne zdanie na ten temat. Jak Draco rozdmuchał sprawę do nieprawdopodobnych rozmiarów, a potem Snape dołożył swoje, odejmując Gryffindorowi pięćset punktów za coś, co tak naprawdę było kwestią prywatną, a nie szkolną.
Te zabrane punkty szczególnie nie dawały mu spokoju, przede wszystkim ze względu na sposób, w jaki Mistrz Eliksirów je odjął. Tylko od Gryffindoru, chociaż Harry, jako jego syn, był też w Slytherinie. Jak więc należało to zinterpretować?
Sals wysłuchała go cierpliwie. Nie zrozumiała wprawdzie, o co chodziło z punktami, ale w wężomowie ciężko było to wyjaśnić. Pojęła jednak, że Harry potrzebował ciepłego miejsca, w którym mógłby się skryć. Ona sama zawsze lepiej się czuła, kiedy była w cieple. Dodała też, że jej pudełko jest bardzo fajne pod tym względem.
Harry westchnął, myśląc, że też chciałby, by wszystko było dla niego takie proste.
Późnym popołudniem w pokoju pojawił się Draco. Ślizgon nie wyglądał zwyczajnie – był bledszy, niż zwykle, a oklapnięte włosy przylegały mu płasko do głowy. Cóż, w końcu przez większą część dnia – chyba jakieś dziesięć godzin – stał nad parującym kociołkiem. Harry stwierdził, że zaniedbany wygląd z pewnością nie polepszył jego nastroju.
Draco zerknął na kolegę i zagadnął kpiącym tonem:
- Co ty robiłeś przez cały dzień, zabawiałeś się ze swoim cholernym wężem?
Harry odwrócił wzrok i przykrył Sals ręką.
- Posprzątałem naczynia, które zostawiliście ze Snape'em na stole.
- No, to musiało zabrać mnóstwo czasu – sarknął Malfoy tak pogardliwym tonem, że Harry'ego aż skręciło. Chłopak powtarzał sobie, że nie powinien się przejmować słowami Ślizgona. Najprawdopodobniej zabolały one dlatego, że przypomniały Harry'emu zjadliwe uwagi Snape'a. Zarówno nauczyciel, jak i Draco, obaj byli na niego źli.
- Zamknij się, Malfoy – odrzekł Gryfon cicho. - Nie chcę się kłócić.
- A to ci niespodzianka – odparował Ślizgon jadowicie. - W końcu od twojej operacji minęło już tyle miesięcy, które spędziłeś na ciężkich próbach odzyskania kontroli nad magią po to, byś mógł pokonać Czarnego Pana. Doprawdy! Przez większość dni nie próbujesz rzucić nawet jednego zaklęcia, a gdy Severus zorganizował ci możliwość rozmowy przez Fiuu, to jeszcze się na niego zezłościłeś!
Harry czuł, że jego cierpliwość zaczyna ulatywać.
- Poparzyłem się, jak dobrze wiesz. Teraz wiadomo, kto miał rację!
- A Harry Potter ma zawsze rację, czyż nie? - wykrzyknął Malfoy ironicznie. - Jesteś dokładnie tak zarozumiały, jak Severus zawsze twierdził! Wiesz, co mi powiedział? Że na samym początku ostrzegał cię, byś nie zgadzał się na tę operację! Że czarodzieje nie powinni poddawać się mugolskiej medycynie! Ale ty się uparłeś! Wiesz, co myślę? Że miałeś nadzieję, że ta operacja zniszczy twoją moc! Chciałeś mieć po prostu dobrą wymówkę, by wykręcić się od udziału w wojnie!
Harry się wściekł. Jak Snape śmiał wytykać mu zdradę zaufania, podczas gdy sam wygadał się przed Draco? Zupełnie jak wtedy, gdy opowiedział różne rzeczy Remusowi, tylko że teraz nie miał żadnego usprawiedliwienia.
- Owszem, a ty mi powiedziałeś, że mnie rozumiesz! - wrzasnął Gryfon. - Przyznałeś, że gdybyś był na moim miejscu, też chciałbyś uciec od tej wojny!
- To tylko dowodzi, że byłbym beznadziejnym tobą! - zripostował Draco. - Jednak spodziewamy się czegoś więcej po Chłopcu, Który Przeżył! Potrzebujemy czegoś więcej!
- Nie nazywaj mnie tak!
- Będę cię nazywał, jak mi się do cholery spodoba. Tchórz, na dobry początek. Jeśli o mnie chodzi, to widzę, jak niemal czcisz tę swoją utraconą magię, która chroni cię od odpowiedzialności!
- Doprawdy? A ty za to czcisz forsę, może nie?
- Severus mi wszystko wyjaśnił – wypluł Draco. - Wcale nie uważał, że wybrałbym pieniądze zamiast niego. Nie chciał jednak, bym stracił tę niewielką część mojego dziedzictwa, która mi jeszcze pozostała. Bo jego mam i tak.
Harry odwrócił się twarzą do ściany i przytulił Sals do siebie. Malfoy zaś wmaszerował do łazienki i po chwili dał się słyszeć szum wody. Tym razem jednak Ślizgon śpiewał, i to tak beztrosko, jakby nie miał najmniejszych zmartwień.
***
Nadszedł czas obiadu, ale Harry nie wyszedł z pokoju. Snape także był nieobecny; ciszę w salonie przerywało tylko sporadyczne podzwanianie sztućców o talerz. Draco najwyraźniej jadł sam.
Harry nie czuł głodu, ale postanowił zjeść kilka malin w czekoladzie, które dostał od Neville'a na Gwiazdkę. Potem napił się wody z kranu w łazience. Nie był to zbyt korzystnie zbilansowany posiłek, ale chłopak i tak nie miał ochoty na nic więcej.
Zasiadł do książki i zaczął czytać o gumie arabskiej, która oznaczała ochronę przed złem. Szybko jednak rozwiązywanie zagadki życzenia ofiarowanego przez Gryfonów straciło swój urok. Harry czuł się tak zmęczony, że nawet złość Snape'a przestawała się dla niego liczyć. Calutki dzień czekał na ojca, kiedy ten przyjdzie do niego porozmawiać... ale nie doczekał się.
Być może Mistrz Eliksirów chciał, żeby to Harry zrobił pierwszy krok... tylko dlaczego zamknął się w pracowni? Najwidoczniej jednak chciał się pozbyć syna z zasięgu wzroku. Harry zaś wiedział z doświadczenia, że jeśli dorośli chcieli się od niego odizolować, lepiej było stać się niewidzialnym. Dlatego siedział cały dzień w swoim pokoju. Jak długo jednak miał czekać, zanim Snape mu wybaczy?
Cóż, Ślizgoni nie byli z natury zbyt wybaczający. A Snape był stuprocentowym Ślizgonem. Fakt faktem, przebaczył w końcu Harry'emu incydent z myślodsiewnią, lecz to była zupełnie inna kwestia. W tamtych czasach nauczyciel mu nie ufał, więc zachowanie chłopaka nie było zdradą, tylko zwykłym wścibstwem. Teraz jednak... Harry zwiesił głowę i zaczął dumać nad całą sprawą. Mistrz Eliksirów wyraził się bowiem jasno: ufał, że Harry zachowa dla siebie informacje, które poznał podczas wywiadu z czarownicą z CSR.
Harry jednak zdradził to zaufanie.
Chłopak nie miał najmniejszego pojęcia, jak długo mogło zająć Ślizgonowi dojście do siebie po czymś takim. Znając pamiętliwość Snape'a, ten czas mógł okazać się niemal wiecznością.
Harry orzekł, że dość tych ponurych myśli. Poszedł pod prysznic, ale nie poczuł się wcale lepiej. Skończyło się na tym, że usiadł na krawędzi granitowego brodzika i pozwolił, by woda ściekała po jego ciele, podczas gdy w głowie obracał w kółko jedną myśl: jak inaczej mógł postąpić. Niestety zarzewiem całego konfliktu stała się kara, którą Snape obmyślił dla Rona, a którą Harry uważał za niewspółmierną do przewiny. Chłopak po prostu nie mógł tego zaakceptować, nawet jeśli w ten sposób ułagodziłby ojca.
Harry zaczął drżeć w chłodnym powietrzu i wytarł się starannie ręcznikiem. Żałował, że nie może rzucić jakiegoś zaklęcia ogrzewającego. Często miewał takie myśli, tego wieczoru jednak było mu wyjątkowo zimno. Ogarniało go przerażenie na myśl, że jeśli Snape mu nigdy nie przebaczy, to będzie chciał się go pozbyć. Nie mógł go jednak wyrzucić, nie wcześniej, niż Harry odzyska swoją moc...
W takim razie powrót magii oznaczałby dla niego utratę ojca.
Czyż jednak nie utracił go już w tej chwili?
Harry, nie zasługujesz na to, by być moim synem. I odjął punkty tylko od Gryffindoru, nie Slytherinu.
Zejdź mi z oczu.
***
Kiedy chłopak wreszcie wyszedł z łazienki, zobaczył Draco leżącego na łóżku i przeglądającego jeden z magazynów o eliksirach. No pewnie. Nic dziwnego, że Severus wolał właśnie jego.
- Mam nadzieję, że skończyłeś się dąsać – zagadnął Ślizgon spokojnie, odkładając pismo na bok i gasząc światła.
- Nie dąsałem się – odparł Harry sztywno, przeszedł przez pokój i położył się do łóżka.
- To czemu kryłeś się przez cały dzień w pokoju?
- Snape kazał, żebym zszedł mu z oczu. I tak też zrobiłem.
- Aha, już rozumiem – wycedził Draco. - Będziesz teraz zgrywał ofiarę. A ja myślałem, że jak każdy Gryfon masz jaja ze stali.
- Przecież uważasz mnie za tchórza i głupka – odparł Harry ironicznie. - Czyż to nie twoje słowa?
- A co byś powiedział na swoje własne słowa, Potter?
- To ty wszystko zacząłeś!
- Nie, to ty zacząłeś, biorąc stronę tego pieprzonego Wiewióra!
- Cóż, dłużej nie musisz się tym przejmować, racja? - odpalił Harry. - Ron pewnie już wyleciał ze szkoły.
- Proszę, znowu! Przejmujesz się tylko nim!
- Też byś się przejmował – odgryzł się Harry – gdyby jednego z twoich przyjaciół mieli wyrzucić. Ale racja... ty nie masz żadnych przyjaciół. Może dlatego nie masz najmniejszego pojęcia, jak się czuję!
- Co mnie obchodzi, jak się czujesz! Chcę tylko, żebyś przestał tak podle traktować Severusa!
- Ja go podle traktuję? - zdenerwował się Harry. - A co z nim? Nie odezwał się dzisiaj do mnie ani słowem!
- I może lepiej – wycedził Draco. - Nie był w najlepszym nastroju. Ale skąd miałbyś o tym wiedzieć, co? W końcu siedziałeś tu i dąsałeś się przez cały dzień, zamiast zadać sobie trochę trudu i pójść do niego!
- Trochę ciężko było do niego pójść, kiedy siedział za zamkniętymi drzwiami!
Malfoy zamilkł na dłuższą chwilę.
- Zamkniętymi?
- Dobrze wiesz, że tak! Pewnie to ty je zamknąłeś, co?
- Nie... - Draco urwał i kiedy kontynuował, jego głos zmienił się tak diametralnie, że Harry wiedział, że Ślizgon łże jak z nut. - Owszem, racja. To ja je zamknąłem. A teraz może już śpijmy, co?
Coś tu było nie tak. Najwyraźniej to Snape zamknął drzwi, ale dlaczego Draco skłamał, że to nie on? Z pewnością nie dlatego, by oszczędzić Harry'emu przykrości. Tkwiło w tym coś jeszcze. Draco coś przed nim ukrywał. Tajemnice, jak zwykle zresztą.
- Czego mi nie mówisz? - wybuchnął Harry.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz, o co!
- Nie mam pojęcia! - odwrzasnął Draco. - Słuchaj, spać mi się chce.
- Powiedz mi, co robiliście dzisiaj w pracowni! - upierał się Harry.
- Jak Severus będzie chciał, to ci powie – odrzekł Malfoy. - To jego osobista sprawa. Nie moja, dzięki Merlinowi.
I nie puścił więcej pary z ust, chociaż Harry atakował go przez dłuższą chwilę.
Wreszcie Gryfon zmęczył się i postanowił, że pozwoli Draco pospać, choć sam nie był w stanie zasnąć. Pozostawiony samemu sobie... ignorowany cały dzień... zaczął się zastanawiać, czy za tym wszystkim nie kryło się coś więcej niż to, że jego ojciec potrzebował czasu, by spróbować się z nim pogodzić. Może te zamknięte drzwi były symbolem czegoś większego - kompletnego wykluczenia z życia Snape'a. Byłoby to całkiem ślizgońskie. Jeśli rozwścieczyło się Ślizgona, to przestałby się do ciebie odzywać albo wywalił cię na zbity pysk. Mistrz Eliksirów nie mógł zrobić tego ostatniego, bo Harry potrzebował ochrony. Nie wolno było narażać na niebezpieczeństwo Chłopca, Który Miał Ocalić Ich Wszystkich.
Jednak Snape nie chciał mieć z nim bezpośrednio do czynienia. Zupełnie, jak kiedyś. Jakby ostatnie pół roku nigdy nie istniało.
Harry był roztrzęsiony i stwierdził, że ma już dosyć. Snape mógł wprawdzie kazać mu zejść z oczu, mógł zamykać przed nim drzwi, ale Harry miał już dość ukrywania się. Zamierzał zmusić ojca do rozmowy, choćby dlatego, że chciał się dowiedzieć, na czym stoi. Nie potrafił dłużej znosić tej niepewności. Naciągnął puchate skarpetki, które dostał w prezencie od Dumbledore'a i w piżamie powędrował pod drzwi sypialni Mistrza Eliksirów.
Chłopak podniósł rękę, by zapukać, ale nie zrobił tego. Zastanawiał się, czy było dobrym pomysłem wyciąganie nauczyciela z ciepłego łóżka, skoro Snape był już i tak rozwścieczony. Wuj Vernon zmieszałby go za to z błotem. Jednak Mistrz Eliksirów to nie wuj Vernon. Sam niedawno powiedział, że jeśli Harry będzie czegoś od niego potrzebował, to ma go obudzić.
Harry potrzebował ojca, mimo że tym razem nie chodziło o koszmary czy napady dzikiej magii. Musiał zobaczyć się ze Snape'em. Chłopak spiął się wewnętrznie, przygotowując się na najgorsze, i zapukał do drzwi, po czym wyszeptał głośno:
- Proszę pana, to ja, Harry. Czy mogę wejść?
W środku panowała głucha cisza.
Gryfon zapukał raz jeszcze, tym razem głośniej, i ponowił pytanie.
Bez efektu... Snape był nieobecny albo rozmyślnie go lekceważył.
Harry, jeszcze bardziej przygnębiony, powoli skierował się z powrotem do sypialni.
I wtedy, po raz pierwszy od tygodni, nawiedził go proroczy sen.
Były święta. Snape i Draco siedzieli na wytartej sofie w domku w Devon. Draco powiedział z chytrym uśmieszkiem:
- Nigdy nie zapytałeś, jak udało mi się ulepszyć Maść Na Problemy Skórne.
- To bezsensowna nazwa – skomentował Snape kwaśnym tonem.
Malfoy uśmiechnął się nieco jadowicie.
- Ja ją wynalazłem, więc mam prawo nadać jej nazwę.
- Wręcz przeciwnie, panie Malfoy, to ja ją wynalazłem. Ty tylko poprawiłeś jej skuteczność - a przynajmniej tak twierdzisz.
- Szkoda, że nie możemy jej teraz przetestować. Chyba trzeba będzie poczekać do...
- Nie mów o tych sprawach. Nie chcę, żeby Harry się dowiedział.
- Przecież on nas nie słyszy. Siedzi tam daleko, pod tym starym dębem, i gada do swojego węża.
Snape uniósł brwi.
- Na zewnątrz jest za zimno, żeby wąż był aktywny.
- Zabrał ją w tym pudełku, które mu podarowałeś – wyjaśnił Draco.
Harry chciał usłyszeć ciąg dalszy, chciał usłyszeć wyjaśnienie tajemnicy, ale sen zaczął się zmieniać. Otoczenie chłopaka zamgliło się i wszystko zaczęło wirować, jakby znalazł się w oku cyklonu. Ledwo mógł złapać oddech. Wtedy zaczął znowu śnić, lecz teraz nie był już w przeszłości. Przed nim rozpościerały się przyszłe wydarzenia. Siedział w swoim pokoju, a zaczarowany obraz nad łóżkiem Draco ukazywał Wierzbę Bijącą pokrytą młodziutkimi listkami. Była zatem wiosna, wczesna wiosna. Harry siedział sam w pokoju.
Rozejrzał się i zobaczył kopertę leżącą na półce, gdzie zazwyczaj trzymał swoje książki i prezenty od przyjaciół. Teraz jednak półka była pusta; spoczywała na niej tylko ta jedna koperta. Harry, zaciekawiony, podszedł bliżej i przełamał woskową pieczęć. Ze środka wypadł mu na dłoń mały kluczyk. Kluczyk do skrytki bankowej w Gringotcie.
Nagle usłyszał dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia głosy. Rozpoznał Amaelię Thistlethorne. Schował kluczyk z powrotem do koperty i odłożył ją na miejsce, po czym zbliżył się do uchylonych drzwi. Zerknął przez szczelinę i ujrzał Snape'a dyskutującego o czymś z magourzędniczką z CSR.
- Cóż – odezwała się. - Nigdy bym nie pomyślała, że wrócę tu tak szybko, i do tego w takich strasznych okolicznościach.
- Przyniosła pani dokumenty? - zapytał Snape ostrym, zdeterminowanym tonem. - Chcę to zakończyć tak szybko, jak tylko możliwe.
Thistlethorne zacisnęła wargi.
- Z pewnością pan rozumie, że wywiera się na mnie ogromną presję, bym panu na to nie pozwoliła.
Twarzy Mistrza Eliksirów przybrała szyderczy wyraz.
- Nie będę pytał, kto to robi. Z pewnością pociągnął za wszystkie sznurki. Wątpię, by osobiście go to obchodziło, ale... - Snape wzruszył ramionami. - Obawiam się, że to konieczne. - Mężczyzna przymrużył oczy. - Mam nadzieję, że nie dała mu się pani omamić.
- Oczywiście, że nie. Najistotniejszym zadaniem Czarodziejskiej Służby Rodzinie jest działanie dla dobra dzieci. Czy jest pan zupełnie pewien, że to najlepsze wyjście w tej sytuacji?
- Jestem zupełnie pewien – odparł Snape, krzyżując ramiona na piersi.
- Rozumiem, że to wpłynęło na pana uczucia, ale cała sprawa jest zgoła niespodziewana...
- Wręcz przeciwnie, to było potrzebne już od dawna.
Czarownica przestąpiła z nogi na nogę, jakby zastanawiając się, jak przełamać upór Snape'a.
- Ten młody człowiek jest z pewnością bardzo roztrzęsiony, co mnie nie dziwi, zważywszy na...
- Panno Thistlethorne – przerwał Mistrz Eliksirów tonem łagodnym, ale zdecydowanym. - Czas wreszcie przełamać ten... impas, żebyśmy obaj mogli posunąć się o krok dalej i zmienić te pożałowania godne okoliczności, w jakich się znaleźliśmy. Tuszę, iż wyraziłem się jasno?
- Bardzo jasno, profesorze.
Magourzędniczka podała Snape'owi pergamin. Ten przyzwał pióro do ręki i podpisał dokument.
- A teraz porozmawiam z Harrym – oświadczyła Thistlethorne. - Wie pan, że powinniśmy go o tym wcześniej uprzedzić?
Mężczyzna kiwnął głową, a kosmyk włosów opadł mu na twarz.
- Bez wątpienia.
Harry miotał się we śnie i wreszcie się ocknął. Grzywka przylepiła mu się do czoła, a w oczach miał wyraz przerażenia.
Czarodziejska Służba Rodzinie była tu ponownie. Całą sytuację określono jako „przykrą” i „pożałowania godną”, a zatem nie mogło być mowy o adopcji Draco. Thistlethorne właśnie tego przecież chciała, a teraz argumentowała przeciwko krokom, które Snape zamierzał podjąć. Cóż to jednak mogły być za kroki?
Mistrz Eliksirów mówił coś o presji, o kimś pociągającym za sznurki po to, by go powstrzymać... któż inny to mógł być, jak nie Dumbledore? Dyrektor miał przecież takie wpływy w CSR, że przyspieszył procedurę adopcyjną Harry'ego. Snape nie na próżno nazwał starego czarodzieja „mistrzem w takich rozgrywkach”. Nauczyciel szykował się do czegoś, czego Dumbledore nie akceptował... czegoś, co zmieniłoby „pożałowania godne okoliczności”, w jakich Snape znalazł się wraz z Harrym...
Poza tym chłopaka niepokoił także tajemniczy kluczyk do skrytki oraz opustoszały pokój. Nie było tam żadnych jego rzeczy, poza kufrem i kluczykiem...
Ktoś spakował jego rzeczy, nie mówiąc mu nawet, że się wyprowadza!
Miało to jednak pewien sens, czyż nie? Jeśli Snape podpisał te dokumenty, jeśli oznaczały one to, co Harry sobie myślał, to nic dziwnego, że jego kufer został spakowany. Nic dziwnego, że dostał swój klucz.
Gryfon wpadł w panikę, gorączkowo przekonując siebie samego, że nie mogła to być prawda. W końcu miał wiele snów, które nie były prorocze. Ten jednak wykazywał swoisty wzorzec: przeszłość, oddzielona od przyszłości charakterystycznym zawirowaniem. A przyszłość z jego snów zawsze stawała się rzeczywistością.
Zawsze.
Próbował ze wszystkich sił uniknąć walki z Ronem – a jednak go uderzył.
Wydawało mu się niewiarygodne, że Malfoy kiedykolwiek nazwie go bratem – a jednak do tego doszło.
A teraz miał kolejny proroczy sen. Ujrzał coś, co miało stać się prawdą.
Coś, co Harry przeczuwał nawet bez tego snu. Niby czemu Snape pozwolił mu tkwić cały dzień w pokoju i popadać w przygnębienie? Wcześniej, kiedy Harry był smutny, ojciec przyszedł do niego i zaproponował rundkę czarodziejskich Scrabbli. Tym razem jednak nauczyciel wcale się nie przejął.
Wszystkie elementy układanki znalazły się na swoich miejscach.
Snape nie miał zamiaru mu wybaczyć. Odda mu kluczyk, wezwie CSR i przyzna, że adopcja nie wypaliła - mimo protestu ze strony Dumbledore'a, który doradzi mu, by dał synowi więcej czasu.
Snape jednak nie zamierzał czekać.
Chciał rozwiązać adopcję.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: MĄDROŚĆ