Rok jak żaden innyX

ROZDZIAŁ 58: OJCIEC


Harry nerwowo spacerował po gabinecie, drepcząc od kominka do regałów z książkami, tam i z powrotem. Nie miał pojęcia, jak Snape wyjaśni Draco ten nagły zwrot w rozmowie, ale zbytnio się tym nie przejmował. Nie martwił się nawet tym, że ojciec bez zapowiedzi wkradł się w jego myśli, choć było to, delikatnie mówiąc, podstępne.

Przede wszystkim bał się rozmowy, która miała nastąpić.

Harry utkwił wzrok w kominku, czując, jak narasta w nim pragnienie ucieczki. Strasznie go kusiło. Mógł zafiukać, dokąd tylko chciał. Nic go tutaj nie trzymało.

Byłoby to oczywiście szczytem tchórzostwa; jego ojciec zasłużył na coś więcej. Owszem, czekająca ich rozmowa z pewnością nie będzie przyjemna, ale Severus zasługiwał, by poznać prawdę.

Po chwili Snape wszedł do gabinetu i rzucił dodatkowe zaklęcia na drzwi.

- Siadaj – rozkazał, zajmując krzesło naprzeciw syna. Wziął głęboki oddech i spojrzał na chłopaka poważnie. W jego oczach wciąż płonął gniew. - Nie potrafię sobie wyobrazić – warknął – co ten kłamliwy stary dziwak chciał osiągnąć przez swoją ostatnią sztuczkę.

Gryfon musiał odczekać chwilę, zanim dotarło do niego znaczenie tych słów.

- A, Dumbledore? On nie ma z tym nic wspólnego.

- Doprawdy? - zapytał Mistrz Eliksirów kpiąco. - Tak zupełnie przypadkowo rozważałeś kwestię obopólnego odrzucenia adopcji?

Harry poczuł, jakby w gardle utkwiła mu twarda gula. Przełknął ślinę, ale uczucie nie ustępowało.

- Miałem ku temu powód – powiedział, z trudem dobierając słów. - Niech pan posłucha...

- Sądziłem, że do tej pory zdążyliśmy się już porozumieć w tej sprawie – przerwał Snape – ale najwyraźniej byłem w błędzie. Pozwól mi zatem wyjaśnić. Nieszczególnie mnie obchodzi, jakie trudności mogą się pojawić. Nigdy nie zrezygnuję z tej adopcji, Harry. Nigdy. Właśnie to oznacza słowo: „Przyrzekam”. Zatem nieważne, jaki miałbyś problem, zajmę się nim jako twój ojciec! Rozumiesz mnie czy mam to powtórzyć parę tysięcy razy?

- Rozumiem – wymamrotał Harry i podniósł wzrok.

- Taką mam nadzieję! - Nauczyciel wstał z grobową miną. - A teraz pójdę zamienić słowo z Albusem, ponieważ uważam, że to jego sprawka!

- To właśnie on kazał mi porozmawiać z panem! - wykrzyknął Harry. - To nie jego wina! To ja sam! I przepraszam, że to mówię, ale krzyki nic tu nie pomogą. Nawet jak będzie się pan upierał, że nie ma problemu, to nie znaczy, że to prawda. - Głos chłopaka załamał się. - Bo jest.

Mistrz Eliksirów opadł na krzesło.

- Harry, ja nie mówiłem, że nie ma problemu. Powiedziałem tylko, że rozwiążemy go razem. - Nagle Snape zaczął wyglądać na bardzo wyczerpanego. - Czyli to nie był pomysł Albusa, że byłoby najlepiej, gdybyśmy wyparli się siebie nawzajem?

- Nie. I mój też nie, żeby to było jasne.

Chłopak nie był zbyt zaskoczony, że ojciec mu nie uwierzył. Wiedział, że nie idzie mu dobrze wyjaśnianie całej sprawy. Snape otaksował go wzrokiem. Tym razem jednak nie używał legilimencji.

- Może więc powinieneś mi wyjaśnić, Harry, czemu miałbyś chcieć rozwiązać adopcję. Wydawało mi się, że dość dobrze się między nami układa.

- Oczywiście, że tak – potwierdził Gryfon stanowczo. - Niech pan posłucha... - Chłopak odchrząknął, zastanawiając się, jak złagodzić cios. - Naprawdę lubię być pana synem. Te ostatnie kilka miesięcy... nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, i zawsze zazdrościłem tym, którzy to mieli. - Odwrócił wzrok i kontynuował. - Już nie mogłem się doczekać lata. Miałem nadzieję, że spędzimy więcej czasu w Devon, razem z Draco, i w ogóle. Nie musielibyśmy się uczyć, a pan nie musiałby chodzić na zajęcia. Moglibyśmy spędzać więcej czasu razem. Znaczy, zdążyłem już pana poznać całkiem nieźle, ale czasami wydaje mi się, że nie znam pana w sposób, w jaki syn powinien znać ojca. Dlatego jak mógłbym chcieć to wszystko zakończyć?

- To dlaczego w twojej głowie przewijała się tylko ta jedna myśl?

Zabawne, jak ciężko czasem wydobyć z siebie dwa słowa.

- Proroczy sen – wychrypiał Harry w końcu.

Cisza w gabinecie była niemal namacalna. Snape wpatrywał się w syna, a Harry po prostu czekał. Nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa więcej. Jego ojciec musiał podtrzymać rozmowę.

- Proroczy sen – powtórzył w końcu nauczyciel.

Gryfon kiwnął powoli głową.

- Kiedy?

- No, jakieś półtora tygodnia temu. Wtedy, kiedy się tak okropnie posprzeczaliśmy.

- To jest ten koszmar, o którym wspominałeś? - burknął Snape z niesmakiem. - Martwiłeś się, że będę chciał się ciebie pozbyć, a potem to ci się przyśniło? Czy to ci wszystkiego nie wyjaśnia?

- A jak pan sądzi, czemu nie zacząłem mówić o tym wcześniej? Tak właśnie myślałem, że to zwykły sen, mimo że przebiegał według tego wzorca, co moje poprzednie prorocze sny. Wtedy zdałem sobie sprawę, że w tym śnie widziałem też przeszłość, która okazała się być prawdą. Maść Na Problemy Skórne – dodał Harry bez sensu. - Nieważne, to był proroczy sen. Od tamtego czasu próbowałem dowiedzieć się, czy to na pewno musi się spełnić.

- Czy co dokładnie musi się spełnić?

- Rozwiązanie adopcji! - wykrzyknął Harry. - Profesorze, ja to widziałem. Magourzędniczka znowu tu była. Mówiła, jakie to niefortunne, a pan odpowiedział, że w zasadzie nie chce pan tego robić, ale tak będzie najlepiej, czy coś w tym stylu... - Chłopak urwał i wziął głęboki oddech. Zaczynał już bełkotać w niekontrolowany sposób, a nie chciał się zupełnie załamać.

Mistrz Eliksirów pokręcił głową.

- Harry, nie zamierzam rozwiązać tej adopcji. Niezależnie, co twój proroczy sen miał na ten temat do powiedzenia. - Przerwał na chwilę, patrząc synowi prosto w oczy. - Sprawy między nami są bardzo proste. Nie jesteś jakimś przypadkowym chłopcem, którego przyjąłem pod swój dach, żeby uchronić go przed niebezpieczeństwem. - Jego głos obniżył się do szeptu. - Zostałeś moim synem z wyboru, nie z przymusu. Kiedy się dzisiaj przeraziłem, że straciłem cię na zawsze... cóż, dotarło do mnie, że powinienem ci powiedzieć.

- Że jestem pana synem? - spytał Harry, ogłupiały.

- Nie... Pewnie już zdałeś sobie z tego sprawę, ale... - Snape odchrząknął. - Harry, nie mógłbym kochać cię bardziej, nawet gdybyś był moim rodzonym synem.

Chłopak zamrugał. Oczywiście na pewnym poziomie nie był zaskoczony tym wyznaniem. Severus udowodnił mu już wcześniej, jak bardzo się o niego troszczy. To dlatego Harry zniósł jakoś przesłanie proroczego snu. Jednak teraz Severus wypowiedział te słowa głośno – on, który nigdy przedtem nie okazywał otwarcie swoich uczuć. To tak wiele znaczyło. Tak bardzo wiele.

Harry złapał ojca za ręce i uścisnął je.

- Ja też pana kocham – powiedział, uśmiechając się przelotnie na widok zdumionego spojrzenia mężczyzny. - Boże, czy to nie brzmi głupio, że przy takich słowach ciągle mówię „pan”? Chyba będę musiał przerzucić się na „ojcze”. - Wziął głęboki oddech. - Zgadzasz się?

- Nie widzę przeciwwskazań – odrzekł Snape, kiwając głową z powagą, chociaż nadal wyglądał na zbitego z tropu.

Harry też skinął głową.

- No dobrze, ojcze. Tak, mogę tak mówić. Nawet mi się to podoba. Nie wiem, czemu wcześniej było mi tak trudno. Może z biegiem czasu przerzucę się na „tato”? - Spojrzał na Snape'a z uśmiechem. - Powiedziałem Dudleyowi, że nie jesteś typem taty... ale czasami myślę sobie, że niewiele ci do tego brakuje.

Chłopak nie zdziwił się zbytnio, kiedy Mistrz Eliksirów szybko zmienił temat.

- Jeśli chodzi o twój sen, prawdopodobnie się mylisz. On nie może się spełnić.

- Dumbledore powiedział, że prorocze sny zawsze stają się rzeczywistością – odparł Harry, wykręcając sobie palce. Jego euforia szybko zgasła.

- Zwróciłeś się do niego w tej sprawie – skomentował nauczyciel, nie tyle zły, co raczej rozczarowany.

- Nie – odpowiedział Harry. - Czytałem książki o proroczych snach i starałem się znaleźć odpowiedź na to pytanie samemu. Zrozum, nie chciałem rozpoczynać rozmowy na ten temat, dopóki nie dowiem się czegoś więcej. Jednak książki od pani Pince nie na wiele mi się przydały, więc ja... eee... tego...

- Tak? - spytał Snape podejrzliwie, unosząc znacząco brwi.

- No dobra, jak chcesz, to odejmij punkty. Tylko pamiętaj: od Gryffindoru i Slytherinu – wymamrotał Harry, po czym głośniej dorzucił: - Poprosiłem przyjaciela, żeby odszukał dla mnie kilka pozycji w Dziale Ksiąg Zakazanych. Tylko że została... albo został... złapany. To dlatego Dumbledore wezwał mnie do gabinetu, proszę pana. Znaczy, ojcze.

Przez twarz Mistrza Eliksirów przemknął cień uśmiechu, tak ulotny, że Harry nie był pewien, czy go naprawdę widział.

- Sądzę, że kiedy panna Granger nadużyła swojego pozwolenia na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych, powinna zostać poinformowana opiekunka jej domu. Po co wciągać w to Albusa?

Czyli Snape od razu zgadł, kim był przyjaciel, którego tożsamości Harry nie chciał zdradzać.

- Cóż, pani Pince wiedziała, że czytam ostatnio książki z tej dziedziny. Może dlatego poszła do dyrektora, bo miało to związek ze mną. - Chłopak przerwał na chwilę, żeby zebrać myśli. - Tak czy inaczej, nie mówiłem Dumbledore'owi o moim śnie. Wspomniałem tylko, że niedawno miałem kolejny.

- I?

Harry prychnął pod nosem.

- A jak myślisz? Nalegał, żebym porozmawiał o tym z tobą, co zresztą od początku planowałem. Tylko jakoś nie mogłem się zebrać. Poza tym Dumbledore bez przerwy gadał, jakim wspaniałym jesteś ojcem. - Chłopak spojrzał na Snape'a z ukosa. - To dziwne, że właśnie jego podejrzewałeś o to, że zasiał w mojej głowie myśl o rozwiązaniu adopcji. Czyżby dał ci do zrozumienia, że nie jesteś dla mnie odpowiedni?

Mistrz Eliksirów uśmiechnął się półgębkiem.

- Nie, wręcz przeciwnie. Nigdy jednak nie biorę jego słów za dobrą monetę.

Harry westchnął.

- Po prostu wszędzie węszysz jakieś spiski i tyle... Aha, mówił mi, że dwa razy w tygodniu pijecie razem herbatę. Czy to dlatego nie zawsze jesteś na obiedzie? Jesz u niego w gabinecie?

- Porozmawiajmy lepiej o tobie – przerwał Snape. - Widzę, że jesteś święcie przekonany, iż twój sen oznacza coś poważnego. Chciałbym, abyś mi go opowiedział.

- Przyniosę pamiętnik – odparł Harry. - Zapisywałem ten sen kilka razy, dopóki nie byłem pewien, że przypomniałem sobie wszystkie szczegóły.

Mistrz Eliksirów skinął głową i machnął różdżką. Drzwi od gabinetu otworzyły się cicho.


***


- Co się dzieje? - zapytał Draco, kiedy Harry wszedł do sypialni.

Chłopak nie chciał mówić „nic”, ale wolał też nie wdawać się w szczegóły.

- Severus odgadł, że mam z nim do pogadania – odrzekł Gryfon. - Trochę nalegał.

- Chyba nawet bardzo – zauważył Draco. - Mogę coś zrobić?

- Raczej nie – mruknął Harry.- Ale dzięki.


***


- Wydaje mi się, że się pomyliłeś – orzekł Snape, kiedy przeczytał opis snu syna.

Harry siedział przygarbiony, nieco posmutniały, ale na te słowa wyprostował się i czujnie zerknął na ojca.

- Tak?

Mężczyzna posłał mu spojrzenie prześmiewcze i wyrozumiałe zarazem.

- Nadal twierdzę, iż ten sen wynikł z twoich obaw związanych z moimi zamiarami co do ciebie.

- Więc jak wyjaśnisz pierwszą część? - spytał Harry z naciskiem.

Snape założył nogę na nogę i zadumał się.

- To prawda, że wtedy w Devon odbyliśmy z Draco taką rozmowę. Nie znaczy to jednak, iż druga część snu odpowiada prawdzie.

Gryfon skrzywił się.

- Bardzo chciałbym w to uwierzyć, naprawdę. Niestety brzmi to dla mnie jak myślenie życzeniowe. Bez obrazy.

- Nie ma sprawy – odparł nauczyciel i zamyślił się na chwilę. - Kiedy mieszkałeś na Grimmauld Place, miałeś szereg proroczych snów pod rząd, zgadza się? A potem one ustały.

- Tak, od wieków żadnego nie miałem.

Snape zrobił kpiącą minę.

- Trzy miesiące to nie wieki, chyba że ma się szesnaście lat. Zaś co do poprzedniego tematu, nie ma powodu sądzić, że obecny cykl proroczych snów zachodzi zgodnie z dawnym wzorcem. Zwłaszcza jeśli tamten cykl, według mojej opinii, ustał gdyż został gwałtownie przerwany. Powiedz, Harry, jaki miałeś ostatni proroczy sen, zanim tu zamieszkałeś?

Gryfon zaczął się zastanawiać.

- Hmmm, ciężko powiedzieć. Być może wtedy, kiedy krzyczałem w wężomowie, ale to wiem od ciebie. Zupełnie nie pamiętam, o czym wtedy śniłem.

Snape kiwnął głową, zamyślony.

- Tak, niestety cię obudziłem. Bez wątpienia popełniłem błąd, ale na to się już nic nie poradzi. Najważniejsze jest, że twoje sny mogą obecnie przyjmować inną postać niż wtedy. Być może zacząłeś oglądać przyszłość w symbolach, a nie dosłownie. Możliwe, że druga część twojego snu pokazuje po prostu twoje najsilniejsze obawy. Faktem przecież jest, iż nie jesteś przyzwyczajony, by być czyimkolwiek synem.

- Może masz rację – odparł Harry z czystej uprzejmości. Było widać jak na dłoni, że jego ojciec nie chce uwierzyć w przyszłość przepowiadaną przez sen. Chłopak nie mógł go za to winić.

Snape jakby usłyszał to, czego Harry nie dopowiedział, i odezwał się:

- Przypuśćmy jednak, że twój sen spełni się w każdym szczególe. Nadal jednak mniemam, iż twoja interpretacja jest, delikatnie mówiąc, histeryczna.

Histeryczna? Harry uznał to określenie za grubą przesadę.

- A co jeszcze ten sen mógłby oznaczać?

- Przyjrzyjmy się najważniejszym punktom. W twoim śnie najwyraźniej obaj znajdujemy się w jakimś przykrym momencie. Postanowiłem podjąć prawne kroki, by zaradzić tej sytuacji. Są tacy, którzy oponują, ale ja nalegam. Nie zostałeś wcześniej poinformowany o całej sprawie, mimo że powinieneś. - Mistrz Eliksirów posłał synowi lekki uśmiech. - Gdybym osobiście wierzył, że twój sen się ziści, podejrzewałbym, że chodzi tu o zwykłą zmianę nazwiska.

Harry wybałuszył oczy.

- Słucham? Zmianę nazwiska?

- Harry Snape – odparł nauczyciel kpiącym tonem. - Harry James Snape? No cóż. Nie jestem pewien, czy mi to odpowiada. Twojego drugiego imienia też się pozbędziemy.

Gryfon poczuł, że robi mu się gorąco.

- Ale przecież ustaliliśmy...

- Wiem, co ustaliliśmy – przerwał Snape, poważniejąc. - Nie powiedziałem, że zamierzam cię o to prosić. Chciałem tylko, byś zdał sobie sprawę, że taka interpretacja również pasuje do twojego ostatniego snu.

Harry spojrzał na ojca spod przymrużonych powiek.

- Doprawdy? - Wziął do ręki pamiętnik i coś sprawdził. - Cóż, to by wyjaśniało, dlaczego magourzędniczka powiedziała, że jest to „zgoła niespodziewane”. Czemu jednak dodała to o zmianie twoich uczuć?

Mistrz Eliksirów strzepnął jakiś pyłek z nogawki swoich spodni.

- Sprawa twojego nazwiska wypłynęła oczywiście podczas naszego wywiadu przed adopcją. Thistlethorne sprawiała wrażenie, że jest bardzo zadowolona z tego, iż pozostajesz Harrym Jamesem Potterem.

Chłopak zamrugał.

- To by wyjaśniało, dlaczego w moim śnie była temu niechętna. Pewnie Dumbledore ci mówił, że jest ona od początku w Zakonie. Nie chciałaby, żeby moje nazwisko przestało być... no...

- Znakiem charakterystycznym – podsunął Snape. - Twoje imię i nazwisko stało się symbolem. Zwycięstwo w Turnieju Trójmagicznym tylko dodało temu mocy.

- Ja go nie wygrałem – mruknął Harry. - Nie tak naprawdę.

- Typowy Gryfon.

Chłopak jednak nadal myślał głównie o swoim śnie.

- Załóżmy, że masz rację. Jakie „pożałowania godne okoliczności” mogłyby sprawić, że zajdzie taka pilna potrzeba, byś zmienił moje nazwisko? Jakie problemy mogłoby to rozwiązać?

Snape wzruszył ramionami.

- Kto to może wiedzieć? Jeszcze do niedawna miałeś żyjących bliskich krewnych, zatem ministerstwo było świadome, że nie może sobie z tobą poczynać zbyt swobodnie. Teraz jesteś w pewnym sensie bezbronny. Wyobraź sobie, że groźba ze strony Voldemorta jest coraz większa. Wszyscy się boją. Knot chce wykorzystać cię dla celów publicznych, a ja się sprzeciwiam – i to całkiem słusznie. Jednak mój status jako twojego opiekuna nie jest oparty na więzach krwi. Próbują mnie zdyskredytować. Okazuje się, że zmiana nazwiska powstrzyma zakusy ministerstwa.

- To mało prawdopodobne.

- Upewniam cię, iż jest to dużo bardziej prawdopodobne niż twoja udziwniona interpretacja – odparł Mistrz Eliksirów i jeszcze raz wzruszył ramionami. - Harry, tutaj jest naprawdę wiele możliwości. Czarodziejska Służba Rodzinie przeprowadza wizytacje poadopcyjne. Chcą wiedzieć, czy dobrze się przystosowujesz do nowej sytuacji. Załóżmy, że podczas ich odwiedzin coś pójdzie nie tak. Szczerze mówiąc to jestem zdziwiony, że Thistlethorne jeszcze się tu nagle nie pojawiła. Podejrzewam, że Albus zalecił jej dać nam trochę czasu.

- Nagle? - powtórzył Harry.

Snape machnął ręką.

- Te wizyty są niezapowiedziane – skomentował kpiąco. - Chcą zobaczyć fragmenty naszego normalnego życia rodzinnego – o ile coś takiego w ogóle istnieje. - Zmarszczył brwi. - Może jej słowa o „godnych pożałowania okolicznościach” dotyczą czegoś, co odkryła podczas wizytacji. Wtedy ja musiałem dać znać, iż rozumiem, że w takiej sytuacji zostanie przeprowadzone dochodzenie.

- A jak to się ma do tej części snu, gdzie jest mowa o kimś, kto nie chce na to pozwolić?

- Kto to może wiedzieć? Przecież to nie jedyny możliwy scenariusz. Może jakiś urzędnik dopatrzył się nieprawidłowości w dokumentach adopcyjnych, a ich poprawa wymaga raczej nielegalnych sposobów? Może też ktoś postanowił podważyć całą adopcję. Mam wymieniać dalej?

Gryfon potrząsnął głową.

- Rozumiem, co chce pan powiedzieć... co chcesz powiedzieć, ojcze. Jednak żadna z tych interpretacji nie pasuje idealnie do mojego snu. Pewnie ta ze zmianą nazwiska jest najbardziej prawdopodobna... ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić, bym miał zmieniać nazwisko.

- Dokładnie rzecz ujmując, to ja bym je zmienił, gdyby okazało się to konieczne, i poinformował cię już po fakcie. Widzisz? To pasuje jak najbardziej.

- Nie, wcale nie. Żadna z tych interpretacji nie wyjaśnia, czemu byłem spakowany i miałem się wynieść, ani czemu oddałeś mi klucz do skrytki.

- Może to wcale nie był twój klucz, tylko Draco.

Harry prychnął.

- Draco nie zostawiłby swojego klucza leżącego gdzieś na wierzchu. I niby czemu miałby wkładać go do koperty?Jestem pewien, że nie wysyłałby go nigdzie przez sowę!

- Może to był klucz od skrytki Blacka i Albus przesłał go dla ciebie.

Chłopak stwierdził, że mogło to być prawdopodobne, ale i tak zaprotestował:

- To dlaczego moje rzeczy były spakowane?

Snape odrzekł niecierpliwie:

- Harry, ale ja tego właśnie chcę. Chcę, żebyś się spakował i wrócił do Gryffindoru. Tam, gdzie twoje miejsce. Do przyjaciół, którzy są twoją siłą. Zaczynam podejrzewać, że izolacja od nich może w jakiś sposób utrudniać powrót pełni twojej mocy. Powiedziałeś mi kiedyś, że potrzebujesz swoich przyjaciół. Najwidoczniej tak jest w istocie.

Gryfon naburmuszył się.

- No to wspaniale. Potrzebuję towarzystwa moich przyjaciół, by uzyskać kontrolę nad magią, ale nie mogę z nimi być, dopóki, nie uzyskam tej kontroli? To... hmm...

- Paradoks – podpowiedział Snape. - Antynomia. Paragraf 22.

- To wcale nie jest śmieszne!

- Nie jest to również tak straszne, jak to przedstawiasz. Zobaczysz, że odzyskasz swoją magię.

Harry zaczerwienił się.

- Draco miał rację. Nie staram się tak bardzo, jak powinienem. Dlatego zacząłem ćwiczyć każdego dnia. Musi być we mnie jakaś moc, w końcu mogę używać Fiuu. Ale... - Chłopak przełknął ślinę. - Zastanawiam się, czy nie przestać. Co, jeśli powrót mojej magii zapoczątkuje łańcuch wydarzeń, który w konsekwencji doprowadzi do rozwiązania adopcji? Nie chcę tego.

Mistrz Eliksirów odchylił głowę i przez chwilę wpatrywał się w sufit.

- Harry, nie będziesz musiał wybierać między mną, a swoją mocą. Nie rozwiążę tej adopcji. Zaś co do odzyskania kontroli nad twoją magią, to jestem pewien, że to nastąpi. Trudno tylko powiedzieć, w jakim czasie. Uważasz, że nadejdzie on wtedy, gdy zjawi się u nas magourzędniczka z dokumentami. Jednak jest to czyste przypuszczenie, oparte na twoim przekonaniu, że spakowałeś się, by odejść. Prawdopodobnie tak wcale nie było. Biorąc pod uwagę, że sen mógłby być prawdą – w co oczywiście nie wierzę – wszystko, co wiemy na pewno, to tyle, że z jakiegoś powodu twoje rzeczy zostały sprzątnięte na chwilę.

- Nie zgadzam się – zripostował Harry. - Moje rzeczy nie mieszczą się do kufra, nie pamiętasz? A w moim śnie był mój stary kufer, nie jakiś nowy, z czarodziejskim czwartym wymiarem.

- Może pożyczasz komuś swoje rzeczy.

- Jasne – odparł Gryfon ironicznie.

- Harry, nie zamierzam rozwiązać tej adopcji! - wykrzyknął Snape podniesionym głosem i prostując się w fotelu. - Wiem, że sądzisz, iż dorośli nie są godni zaufania, ale na mnie możesz polegać! Czy mam złożyć Wieczystą Przysięgę, żebyś mi zaufał?

Harry wzdrygnął się lekko.

- Przecież ja ci ufam! Jednak to wszystkiego nie rozwiązuje... Posłuchaj. Mógłbym się założyć, że zaraz po mojej operacji przysiągłbyś każdemu, że nigdy w życiu nie będziesz mnie przytrzymywał, żeby Lucjusz Malfoy mógł mnie torturować igłami, prawda? A jednak to zrobiłeś.

Mężczyzna wbił palce w podłokietniki, a jego oddech stał się chrapliwy.

- Myślałem, że mi to wybaczyłeś.

- Tu nie chodzi o wybaczenie – odparł Harry, pochylając się do przodu i patrząc ojcu w oczy. - Nie to miałem na myśli, rozumiesz? Czasami tak się po prostu układa, że zaczynasz robić rzeczy, których normalnie nigdy byś nie zrobił. Właśnie tego się boję. Co, jeśli będziesz zmuszony rozwiązać adopcję ze względu na mnie? Co, jeśli stanie się coś strasznego i będzie mi groził Azkaban, jeśli pozostanę synem byłego śmierciożercy?

- Przecież to absurd.

- Doprawdy? A co byś powiedział przed Samhain, gdybym ci wyjaśnił, co będziesz ze mną robił? - odrzekł Gryfon prowokująco.

Snape westchnął.

- Doskonale rozumiem, co chcesz mi powiedzieć, Harry, choć ciężko mi to przyznać. Jednak nie wierzę, iż twój sen się spełni, a przynajmniej nie w takiej formie, o jakiej mówiłeś. Absolutnie sobie tego nie wyobrażam.

- Też nie chcę w to wierzyć – odparł Harry. - Bardzo nie chcę. Jednak zdałem sobie sprawę, że... - Urwał, nie wiedząc, jak wytłumaczyć o co mu chodziło. - Pamiętasz ten wieczór, gdy byłeś taki zmęczony i postanowiłeś... no, zrobić taką małą naradę rodzinną ze mną i z Draco?

Snape nachmurzył się.

- Masz na myśli wieczór, kiedy obaj potrzebowaliście poważnej rozmowy?

Skoro tak to chcesz nazywać – pomyślał Harry.

- Właśnie – powiedział głośno. - Zapytałeś wtedy Draco czy uważa, że rodzina jest kawałkiem papieru, który jakiś kretyn z ministerstwa uprawomocnia swoją pieczątką, czy coś w tym rodzaju, no i... wiesz, to faktycznie brzmiało dość głupio, ale ja miałem właśnie takie zdanie – że to dzięki tym papierom zostałeś moim ojcem. - Zerknął na mężczyznę ponuro. - Miałeś rację mówiąc, że piętnaście lat spędzonych u Dursleyów wywarło na mnie silny wpływ. Oni mnie tam nie chcieli i chyba nigdy bym nie uwierzył, że ty chcesz mnie tutaj, gdyby nie to, że zgodziłeś się zrobić coś tak poważnego jak podpisać formalne dokumenty. Ale teraz... teraz już to chyba przekroczyłem.

- Co masz na myśli? - zapytał Snape.

Harry zastanowił się.

- Niepotrzebny nam ozdobny papierek do powieszenia na ścianie. Znaczy, ty i Draco nic takiego nie macie, racja? Ale on jest tak samo twoim synem.

- Zgadza się – wycedził Snape, brzmiąc na zadowolonego. - Jednak niezależnie od tego odpowiada mi, że relacja między nami została potwierdzona drogą prawną.

- Mnie też – zgodził się Harry, posyłając ojcu uśmiech. - Podoba mi się myśl, że to coś więcej niż osobista umowa między nami oboma. Że masz prawo, by powiedzieć Knotowi, żeby spadał. Wiem, że będziesz robił to, co dla mnie dobre, nieważne co ministerstwo sądzi na ten temat. - Wciągnął głęboki oddech. - Jeśli jednak te formalne więzy mają być unicestwione... myślę, że nic to między nami nie zmieni. Nadal będziesz moim ojcem w tym znaczeniu, które liczy się najbardziej.

- Bardzo dojrzale – skomentował Snape. - Aczkolwiek muszę powtórzyć, iż nie sądzę, by kiedykolwiek do tego doszło. Skoro jednak widzisz to w ten sposób, czemu tam w salonie miałeś takie czarne myśli?

Gryfon zacisnął wargi.

- Byłoby lepiej, gdybyś nie wchodził do mojego umysłu w taki sposób. Nie podoba mi się ewentualność, że w moim własnym domu musiałbym się bez przerwy oklumować.

- To zabrzmiało, jakbym nieustannie rzucał na ciebie Legilimens.

- Nie powinieneś nigdy tego robić. A przynajmniej nie bez ostrzeżenia.

- Kto tu jest ojcem? - zapytał Snape.

Harry jednak nie dał się zbić z tropu. Nauczyciel próbował zmienić temat, czyli najprawdopodobniej doskonale wiedział, że nie powinien czytać synowi w myślach.

- Ty jesteś ojcem – odrzekł chłopak spokojnie. - I masz zadatki na naprawdę niezłego...

- Zadatki? – powtórzył Snape.

- Owszem. Pewne sprawy muszą się jeszcze ułożyć. Oczywiście o mnie można powiedzieć to samo, ale teraz mówimy o tobie – zaznaczył Harry, żeby jego ojciec nie próbował zboczyć z tematu. - Co innego, gdybyśmy się pojedynkowali czy coś w tym stylu. Albo gdybym był ranny i nie mógł mówić. W innych wypadkach lepiej nie używaj wobec mnie Legilimens. To nie w porządku. - Mistrz Eliksirów wciąż nie wyglądał na przekonanego, więc Harry dodał niechętnie: - Wiesz, to tak, jakby zapuścić żurawia w czyjąś myślodsiewnię.

- To było stwierdzenie godne Ślizgona – zakpił Snape.

Harry orzekł, że ta sprawa należy już do przeszłości i był z tego zadowolony. Trochę się obawiał, że wspominając myślodsiewnię otrzyma od ojca co najmniej spojrzenie pełne nagany. Wolał nie przeciągać struny, więc postanowił zakończyć temat legilimencji.

- Jeśli chodzi o moje czarne myśli, to miałem powód. W gabinecie Dumbledore'a zacząłem się zastanawiać, co takiego strasznego mogłoby się wydarzyć, że adopcja miałaby zostać rozwiązana... Nie przejmowałem się już tak bardzo stroną formalną, rozumiesz? Ale zacząłem myśleć, co by było gdybyśmy nie mogli się po tym więcej spotykać. Co by było, gdyby moja obecność naraziła cię na niebezpieczeństwo? Stwierdziłem, że „nieoficjalne” ojcostwo nie ma zbytnio sensu, jeśli nie mógłbym się z tobą widywać. Ta myśl była bardzo przykra. Znaczy, to nawet gorsze niż...

Chłopak urwał i zamilkł.

- Gorsze niż...?

- Chodzi mi o to, że miałem takie chwile... kiedy bardzo pragnąłem porozmawiać z ojcem, rozumiesz? - wyszeptał Harry. - Wiedziałem jednak, że to fizycznie niemożliwe. Nigdy go nie poznałem. Nigdy też nie wiedziałem, jak to jest mieć kogoś takiego. Dlatego nie zdawałem sobie sprawy, co tracę. Teraz jednak... - Ramiona chłopaka zadrżały. - Jeśli cię stracę, będę wiedział, co straciłem.

Snape położył synowi rękę na kolanie.

- Harry, nie stracisz mnie.

Gryfon przełknął ślinę.

- Zacząłem się głowić, czy ministerstwo nie... no wiesz, nie podniesie sprawy twojej przeszłości i nie wyśle cię do Azkabanu. Coś takiego mogłoby się wydarzyć. Wiesz, jaki głupi i niesprawiedliwy jest Knot.

- Nie jest aż tak głupi, by się na to porywać – odrzekł Snape sucho, odchylając się do tyłu. - Ocaliłem Chłopca, Który Przeżył od pewnej śmierci. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale wypadki podczas Samhain zostały szeroko nagłośnione.

- Ron coś o tym wspominał...

- Nazwali mnie bohaterem – rzekł Mistrz Eliksirów z pewnym niesmakiem. - Ministerstwo uznało nawet za stosowne ujawnić, że przez wiele lat byłem szpiegiem. Głupcy. I tak nigdy nie składałem im raportów, a tylko Zakonowi. - Mężczyzna potrząsnął głową. - Tak czy inaczej, zamknąć w więzieniu człowieka, który cię ocalił? Który przyjął cię pod swój dach? Którego nazywasz ojcem? Nawet Knot nie jest takim idiotą. Mógłbyś podburzyć przeciwko niemu opinię publiczną w jednej chwili.

- Gdybym miał aż taki wpływ – zaoponował Harry słabo - „Prorok” nigdy by nie drukował o mnie tych wszystkich bzdur przez taki długi czas.

- To była ostatnia, kiepska próba udowodnienia, że Voldemort nie powrócił – odrzekł Snape. - Teraz Knot jest mądrzejszy. Wie, że jesteś mu potrzebny, nawet jeśli nie zna przepowiedni o tobie. Nie odważyłby się stawiać mi jakichkolwiek zarzutów. Dlatego, Harry, przestań się zamęczać. Jak już mówiłem, nie stracisz mnie.

- Mam nadzieję – odparł chłopak zdławionym głosem.

- Zobaczysz – powiedział Mistrz Eliksirów tonem obietnicy. - Nie wierzę nawet w to, że będzie trzeba podejmować jakiekolwiek kroki formalne.

Harry kiwnął głową, choć spojrzenie wciąż miał ponure. Nie mógł przestać myśleć, że nagle pojawi się jakiś problem, który rozdzieli ich na zawsze. Dłużej oczywiście nie było sensu o tym dyskutować. Powiedział już Snape'owi o wszystkich swoich obawach, a Snape podzielił się z nim swoją opinią na ten temat. Pozostało im jedynie czekać i przekonać się na własnej skórze, co przyniesie przyszłość.


***


Tego wieczoru atmosfera w czasie kolacji była nieco napięta. Draco wciąż zerkał na Harry'ego dziwnie, jakby próbował wydedukować, co takiego zaszło w gabinecie Mistrza Eliksirów. Gryfon tymczasem nie chciał rozmawiać o perspektywie rozwiązania adopcji. Wystarczająco przykre było, że musiał przejść przez to z Severusem.

Z całą pewnością zaś nie zamierzał podejmować tego tematu w obecności Rona.

Ron zazwyczaj kończył posiłek szybciej niż reszta i przystępował do odrabiania lekcji. Snape był niezwykle tolerancyjny wobec tego niegrzecznego zachowania, tego wieczoru jednak rudzielec miał na tyle wyczucia, że postępował ostrożniej. Nie skomentował faktu, że rozmowa nie koncentrowała się wokół powtórek materiału, ale spoglądał po wszystkich z ciekawością. Grzebał widelczykiem w cieście, dopóki Harry nie skończył swojego deseru i nie odłożył sztućców na talerzyk. Ron szybko zrobił to samo, wzdychając niemal niesłyszalnie, gdy Snape wstał od stołu i skierował się do swojego gabinetu.

Chłopak poczekał, aż za nauczycielem zamknęły się drzwi, po czym pochylił się nad stołem i wyszeptał:

- Co się dzieje?

Harry zacisnął wargi.

- Nic.

- Akurat – syknął Ron. - Wyglądasz, jakby umarł ci najlepszy przyjaciel.

- Przecież wciąż żyjesz, prawda? - zażartował Harry, choć żart wypadł blado.

Rudzielec wzdrygnął się i zerknął na Draco, po czym spojrzał z powrotem na Harry'ego.

- Nadal uważasz mnie za swojego najlepszego przyjaciela?

- Tak – odparł Harry – choć jest dużo gorzej, niż było w czwartej klasie.

Malfoy siedział dotąd w milczeniu, najwyraźniej skupiając się na słuchaniu i obserwowaniu. Te słowa jednak sprowokowały go do reakcji.

- Co się stało w czwartej klasie?

- Turniej Trójmagiczny – wyjaśnił Harry.

- To znaczy?

Ron zacisnął pięści i ukrył je pod stołem.

- Uwierzyłem, że Harry wrzucił jakimś cudem swoje nazwisko do Czary Ognia, jasne?

Draco uśmiechnął się złośliwie.

- Przecież to nie taka straszna zbrodnia. Jak widać, wszyscy mieli go wtedy za małego gnojka, który chciał za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę i czymś zasłynąć.

- Powinienem wiedzieć lepiej – warknął Ron. - Niedobrze mi na myśl, że przez chwilę byłem po tej samej stronie, co ty.

- W takim razie przygotuj się na dłuższy dyskomfort – odrzekł Ślizgon niefrasobliwie – ponieważ zamierzam zostać aurorem, przyłączyć się do Zakonu Feniksa i tak dalej. Zatem jeśli nie planujesz zmieniać stron... - Urwał, nie dopowiadając reszty, i prowokująco uniósł brwi.

- Może Harry'ego udało ci się nabrać... - zaczął Ron ze złością.

- Przestań – wtrącił Harry.

- Przestań? - burknął Ron.

- Tak, po prostu przestań. Nie musisz lubić Draco ani mu ufać. Wiem, ile czasu mi to zajęło, mimo że przebywam z nim prawie bez przerwy. Rozumiem cię, ale po prostu przestań się kłócić, dobra?

- Przestać się kłócić! - fuknął Ron. - To on mnie prowokuje!

- Przestanie to robić – odrzekł Harry, posyłając Malfoyowi nachmurzone spojrzenie. - Zgadza się?

Ślizgon wzruszył ramionami.

- Biorąc pod uwagę, że ostatnio zacząłeś zamawiać placki, może faktycznie tak zrobię.

- Że co?

- Nic takiego – odparł Harry, czekając, aż Draco pójdzie do pokoju i zamknie za sobą drzwi. - Chodzi o to, że on się postara.

- Nie kumam tego, co tu się dzieje.

- Tak, wiem, co masz na myśli – zgodził się Harry. - Pewnie w rodzinach tak czasem bywa.

Ron posłał mu sceptyczne spojrzenie i wyciągnął różdżkę, przywołując swoją szkolną torbę.

- W rodzinach?

- No wiesz, Snape jest moim tatą – odpowiedział Harry.

Ron rozłożył na stole książki, pióra i pergaminy, robiąc ironiczną minę.

- Biorąc pod uwagę, że to twój tata i tak dalej, nie mógłbyś iść i zapytać go, czemu piąta reguła Ingrid nie odnosi się do uroków zmieniających pogodę? - rzucił wyzywająco. - Ja po prostu tego nie kumam.

Harry przez moment chciał się zgodzić, ale inny pomysł przyszedł mu do głowy.

- A czemu ty nie pójdziesz i go nie zapytasz?

- No jasne. Jeszcze dostanę szlaban, że krzywo na niego spojrzałem.

- Kiedy ostatni raz dostałeś od niego szlaban, pomijając to, że musisz tu przychodzić? - zapytał Harry z naciskiem.

Rudzielec zmarszczył brwi.

- Hm. No... nie wiem... Jakiś czas przed tym, jak musiałem przepisywać te idiotyczne zdania.

- Byłeś wobec niego bardzo niegrzeczny – oznajmił Harry. - Nie uważam, żeby rozsądnie zareagował na twoje słowa, ale zastanów się nad tym, co powiedziałeś. Wyobraź sobie, że ktoś by podejrzewał cię o... no, że robisz coś takiego Ginny?

- To co innego! - wykrzyknął Ron. - Ginny jest moją siostrą!

- No, a ja jestem jego synem – odrzekł Harry.

- Nie tak naprawdę – wymamrotał Ron.

- Właśnie że naprawdę.

- Nieważne.

Harry na chwilę porzucił ten temat.

- Tak czy inaczej, powinieneś iść i zapytać go o tę regułę. W końcu przychodzisz tu nadrabiać materiał, no nie?

Ron założył ręce na piersi i zrobił zaciętą minę.

Harry już przez chwilę myślał, że jego przyjaciel zrobił jakiś postęp... Cóż, może i zrobił, ale posuwało się to do przodu zbyt wolno. Właśnie dlatego Harry poddał się impulsowi, by namówić Rona do rozmowy ze Snape'em. Nie chciał się wtrącać, bo uważał, że Ron powinien się przekonać na własnej skórze, że Snape nie był takim potworem. Może to by go skłoniło do zmiany zdania.

- Pamiętaj, im wcześniej Snape stwierdzi, że nadrobiłeś materiał, tym szybciej będziesz mógł przestać tu przychodzić – kusił Harry. - Idź, zapytaj go. Naprawdę cię nie ugryzie.

I to zadziałało. Cóż, Ron faktycznie nie chwytał niuansów.

Chłopak odsunął krzesło i skierował się w stronę gabinetu Snape'a z miną, jakby gotował się do konfrontacji ze smokiem. Harry stłumił ochotę, by głośno westchnąć, i rozłożył swoje książki na stole.

Wprawdzie wcześniej krytykował Draco za podsłuchiwanie, ale teraz sam nie mógł się oprzeć i nadstawił ucha.

Pukanie do drzwi gabinetu nauczyciela było zrazu nieśmiałe, a po chwili znacznie bardziej natarczywe, gdy Ronowi puściły nerwy.

- Wejść!

Mistrz Eliksirów brzmiał na zirytowanego. O nie. Może pomysł Harry'ego wcale nie był taki wyśmienity... Ostatecznie jednak był dumny ze swojego ojca, mimo że ten zachowywał się szorstko i był wobec Rona uszczypliwy. Taki jednak miał charakter i nie dało się nic na to poradzić. Nie próbował jednak obrażać Rona, chociaż skomentował sarkastycznym tonem, że ignorowanie lektur dodatkowych to chyba cecha wspólna wszystkich Gryfonów.

- Przeczytałem je wszystkie – obruszył się Ron.

- Dokładnie? - wycedził Snape.

- No, nie – przyznał Ron.

- Zatem proszę zagłębić się w nie ponownie – oznajmił nauczyciel. Ron był już prawie przy drzwiach – w tym momencie Harry szybko się odwrócił, żeby podsłuchiwanie się nie wydało, kiedy Mistrz Eliksirów dodał - Jeśli po ich przeczytaniu nadal będzie miał pan z tym problem, proszę zgłosić się do mnie.

Ron wszedł do salonu, opadł na krzesło naprzeciwko Harry'ego i wyciągnął kilka wymiętych pergaminów.

Harry wiedział, że nie powinien się odzywać, ale nie mógł się oprzeć.

- Widzisz, nie było tak źle – skomentował.

- No, ale mógł od razu odpowiedzieć na moje pytanie – burknął Ron, dodając zniżonym głosem: - Przynajmniej nie odebrał mi punktów, więc... faktycznie nie było tak źle.

Harry uśmiechnął się i zabrał do tekstu o urokach zmieniających pogodę.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ: LUMOS


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rok jak żaden innyE
Rok jak żaden inny8
Rok jak żaden innyS
Rok jak żaden innyC
Rok jak żaden inny`
Rok jak żaden innyb
Rok jak Żaden inny 29
Rok jak żaden innyQ
Rok jak żaden innyB
Rok jak żaden inny7
Rok jak żaden innyd ie
Rok jak zaden inny3
Rok jak żaden innyF
Rok jak żaden innyR
Rok jak żaden innyp
Rok jak zaden inny1
Rok jak żaden inny5
Rok jak żaden innyc
Rok jak żaden innyi