140 DZIECI, ALKOHOL I NARKOTYKI
Ale jestem przekonana, że bez takiego środowiska - stworzonego w domu czy w ośrodku odwykowym - jej szanse na porzucenie alkoholu są nikłe.
Potem podkreśliłam jeszcze, że obie opcje terapeutyczne skupiają się na problemie, jaki Allison ma ze środkami odurzającymi:
- Jeżeli pozostanie w domu, będzie chodzić w szkole na specjal-■11 ne zajęcia informujące o uzależnieniach albo na spotkania początkujących AA. Dodatkowo, będzie miała w poradni opiekuna, który pomoże jej lepiej rozumieć siebie samą i nauczy ją, jak żyć bez odurzających substancji chemicznych. Jeżeli pójdzie do ośrodka zamkniętego, to niezależnie od badań, którym zostanie poddana, zetknie się z ogromną liczbą informacji o środkach odurzających i swojej relacji do nich. Bez względu na to, która opcja zostanie wybrana, myślę, że i Allison, i wy oboje możecie jednak odkryć, że jest uzależniona. Jeśli tak, to obie proponowane przeze mnie drogi będą wiodły do dalszego leczenia. Będąc w domu, zwiększy tylko swoje uczestnictwo w spotkaniach AA, a do indywidualnych spotkań w poradni dołączy zajęcia prowadzonej przez specjalistę grupy wsparcia procesu leczenia. Jeżeli będzie w ośrodku zamkniętym, to albo skierują ją do domu na takie leczenie, jakie właśnie opisałam, albo do ośrodka odwykowego w zależności od jej stopnia uzależnienia. Nie będzie mogła wybrać leczenia w przychodni dla uzależnionych, bo w waszej okolicy nie ma takiej placówki.
- A co, jeśli nie jest uzależniona? - spytał Stuart.
- Będzie po prostu przestrzegać zasad kontraktu, a wy możecie go zmieniać, zmniejszając liczbę reguł czy zwiększając przywileje w miarę, jak u Allison będzie wzrastać samokontrola - odpowiedziałam.
- Po trzech miesiącach może przestać chodzić na zajęcia informacyjne o uzależnieniach w szkole czy u AA. 2 czasem może też zaprzestać terapii indywidualnej. Ale radzę, byście przez cały okres jej dojrzewania nie rezygnowali z zasady „żadnego alkoholu, żadnych narkotyków”.
- Co o tym myślisz, Phyl? - zapytał Stuart. - Obie te opcje wyglądają na ogromne przedsięwzięcia, znacznie większe niż się spodziewałem. Wiesz, jakoś nie mogę poradzić sobie ze świadomością, że ona ma dopiero czternaście lat. Miesiąc temu były jej urodzi-
JAK POMÓC DZIECKU, KTÓRE ZGADZA SIĘ WSPÓŁPRACOWAĆ 141
ny. Czy z nią naprawdę jest tak źle? Mam wrażenie, że my tylko pogarszamy całą sprawę.
- Kiedy tak mówisz, Stu - odpowiedziała Phyllis - czuję się jakbym tylko ja dostrzegała problem. Popatrz na rzeczy, o których opowiedzieliśmy Ruth. Czyśmy to wszystko wymyślili? Popatrz na diagnozę Ruth, na litość boską! Ruth nie powiedziała nam, że nie ma problemu, ale że problem jest poważniejszy, niż myśleliśmy. Stuart, kochany, proszę cię: przyjmij to! Bardzo cię potrzebuję. I Allison też. Obie cię potrzebujemy.
- Wiem, kochanie, jestem z tobą, naprawdę. Po prostu się boję, boję się o naszą małą dziewczynkę - przyznał drżącym głosem Stuart biorąc Phyllis za rękę.
Oboje płakali. Stanęli wobec problemu, z którym nie chciałby się zmierzyć żaden rodzic. Zgodzili się uczęszczać na spotkania Anonimowych Rodzin i nadal przychodzić do poradni.
Potem dogłębnie przedyskutowaliśmy obie stojące przed Allison możliwości. Oboje strachem napełniała sama myśl o narzucaniu kontraktu. Przypomniałam im, że kontrakt w ogóle nie wchodzi w grę, o ile Allison otwarcie nie wyrazi zgody na pełną współpracę:
§S| - Potem, jeżeli złamie reguły, wyślecie ją do ośrodka na badania. Ale rozumiem wasz lęk. Nawet jeśli się zgodzi, będziecie musieli obserwować jej zachowania i konsekwentnie nakładać na nią kary przewidziane kontraktem. Jednak, mówiąc szczerze, myślę, że będzie to łatwiejsze niż to, co działo się dotychczas, gdy odmawiała współpracy.
Phyllis i Stuart mówili też o tym, że obawiają się wysyłać Allison do ośrodka, o którym nic nie wiedzą. Jej jedynym dotąd doświadczeniem pobytu z dala od domu - nie licząc wizyt u babci czy noclegu u koleżanki - był letni obóz, z którego została wydalona. Phillis słyszała „straszne historie o tym, co się dzieje w tych ośrodkach dla narkomanów". Zapewniłam ich, że młodzieżowe ośrodki odwykowe nie stosują zastraszania, tyranizowania ani zawstydzania. Ale rozumiałam doskonale, że ja także nigdy nie wysłałabym swojego dziecka w nie znane sobie miejsce. Zaproponowałam, by odwiedzili ośrodek lub przez telefon dowiedzieli się wszystkiego, co uznają za ważne. Miałam także nazwiska i telefony ro-